Niedaleko głównego traktu

Kraj kupiecki położony nad morzem, na wschód od Prastarego Lasu. Graniczy z prowincjami Atarashi, Antai, Midori i Kaigan. Ryuzaku no Taki jest znane ze swojego bogactwa i szeroko zakreślonych wpływów - związane jest to z dobrym położeniem i łatwym dostępem do morza, czym nie może się pochwalić Shigashi no Kibu. Kraj ten ma bardzo żyzne gleby i przyjazny klimat, co korzystnie wpływa na dobrobyt jego mieszkańców. Na terytoriach tej prowincji, wśród nielicznych pagórków, można też znaleźć główną świątynię Wyznawców Jashina. Na północy, tuż przy granicy z Atarashi znajduje się z kolei Sarufutsu – miasteczko będące siedzibą szczepu Uchiha i Gazo - oraz Hachimantai - wioska, gdzie znajdują się Wyrzutkowie Cesarscy - Yuki.
Hisui

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Hisui »

W sumie to była celna uwaga! Szukanie plusów w takiej sytuacji jest dobrym rozwiązaniem jak nie chce się wpaść w depresje lub obsesyjne szukanie lekarstwa. Hisui poklepała dziewczynę po ramieniu, uśmiechając się lekko. Ona wcale nie uważała żeby wygadana buzia Kazumi miałaby być jakąkolwiek wadą, wręcz przeciwnie. Dodawało jej to swobodnego, figlarnego uroku.
Kiedy Kazumi zaczęła opowiadać o Jashinie, w głowie dziewczyny coś zaczęło dzwonić. Co prawda nie od razu skojarzyła informacje z tak lekko rzuconym imieniem, ale teraz przypomniała sobie, że już słyszała ta nazwę! I słyszała o tym zgromadzeniu, kulcie, religii, jakkolwiek by tego nie nazwać. Dokładnie to nic o tym nie wiedziała, jedynie w Kyuzo obiły się jej o uszy szeptem powtarzane plotki o wyznawcach Jashina, przerażających wojownikach okaleczających samych siebie by zranić wroga, zamieszkujących Ryuzaku. Co jeszcze o nich słyszała? Rzeczy, które wydawały się jej mniej ważne lub interesujące. Że walczyli dużymi ostrzami (a takiego Kazumi nie miała, co jest dowodem na to, żeby nie wierzyć we wszystko w co się usłyszy) u coś.. Że byli jakby nieśmiertelni? Zawsze wydawało się jej to abstrakcyjne. Pokiwała głową na wzmiankę o tym, że wszystko ma swoją cenę. Czasem płaci się czakrą i energią, a czasem czymś innym. Postukała ołówkiem o notatnik, robiąc kilka kropek i przymknęła oczy, zastanawiając się. Kiedy jednak już zaczęła pisać, robiła to pewnie i bez wahania.
- Coś kiedyś obiło mi się o uszy - przyznała w końcu, podając jej wiadomość, po czym z powoli, jakby trochę niechętnie zapisała kolejną.
- Różne rzeczy o nich mówią... Wierzysz w tego Jashina? I te łaski? Że to co dają, to dzieje się to przez niego? - dodała, patrząc na nią niepewnie. Kazumi jakoś jej nie pasowała do tego co zapamiętała z opowieści.. No po prostu nie. Ciężko było jej w to uwierzyć, ale zapytać nie bolało. Najwyżej ją wyśmieje, co z tego? Nikt jeszcze od odrobiny śmiechu nie umarł.
- Ryuzaku jest bardzo ciekawe i duże. Zawsze fajniej jest jak się sporo dzieje - odpowiedziała jej z uśmiechem. Czy lubiła to miasto jako takie? W sumie było jej raczej obojętne, ale podobało się jej to, że jest tu dużo ludzi i zawsze coś interesującego się znajdzie. Nie jest nudno. Ale to samo można powiedzieć o wielu miejscach, a to nie zapisało się jej w pamięci niczym szczególnym.
Spojrzała na nią figlarnie kiedy ta zaproponowała jej wspólną podróż. Rzadko kiedy miał jej kto towarzyszyć w podróżach, ale to będzie miła odmiana. Na pewno nie zamierzała odmawiać.
- A czemu nie? Siedzenie w jednym miejscu zazwyczaj nie przynosi nic zabawnego. Widziałaś kiedyś pustynie? Olbrzymie połacie piasku i gołe niebo nad nią, słońce prażące jak na patelni.. Do tego gorący, pustynni chłopcy. Czego tu nie lubić?- napisała, po czym wyszczerzyła ząbki. Ostatnia uwaga była rzucona raczej prowokacyjnie, żeby zobaczyć reakcje dziewczyny, ale częściowa była szczera. Ciekawa była czy ludzie pustyni bawią się równie intensywnie co grzało słońce, czy może po całym dniu skwaru już nic ich nie ciekawiło i woleli odpoczywać przy szklance czegoś orzeźwiającego? Swoją drogą, to przed wejściem na pustynne ziemie trzeba się będzie zaopatrzyć w potrzebne rzeczy.. A najlepiej zabrać z jakimiś kupcami co umieli się poruszać po tym obszarze jak marynarze po morzu.
0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Huh, słyszała już o Jashinie... Tego się Kazumi nie spodziewała. Jasne, grupa istniejąca od kilkunastu pokoleń i działająca na całym świecie, w dodatku podzielona na różne sekty przez kwestie dogmatyczne... Mogli się ludziom zapisać w pamięci nieco dokładniej niż szajka czterdziestu rozbójników. Co konkretnie Hisui usłyszała o wesołej rodzince jinchuriki,
tego już nie powiedziała. Trudno, choć obraz ten pewnie był zafałszowany - zadziwiające do czego człowieka skłoni trochę strachu o swoje życie.

- Cóż... Trudno mi powiedzieć. Nie mogę zaprzeczyć temu co widziałam i słyszałam na własne oczy,
ne? Ale z drugiej strony dobrze rozumiem, jak nierealne może ci się to wydawać...
- zamilkła, przygryzając wargę.
Jak mogła spróbować "nawrócić" Hisui na jedyną słuszną wiarę? Rozsupłała rękawice z lewej dłoni - ot, trochę nawiniętego materiału. Drugą dłonią z pewnym ociąganiem wyjęła z kabury kunai. - Spokojnie, nie jest dla ciebie. - sięgnęła po broń, ne? Trzeba więc na wszelki wypadek uspokoić kogoś, kto pewnie potrafi się bronić z myśl zasady "najlepszą obroną jest atak". Poprawiła uchwyt na rękojeści i przystawiła ostrze do drugiej, odsłoniętej dłoni. Zadbała o to, by Hisui widziała każdy jej ruch. Ostrze z łatwością rozcięło skórę, wbijając się trochę głębiej. Nie chciała się przecież za bardzo poharatać, to miała być demonstracja a nie ofiara. Powoli wycięła na dłoni okrąg, a w jego wnętrzu umieściła trójkąt. Syknęła raz czy drugi, wszak piekło jak piec powinno. Skóra wisiała (a raczej leżała) na dłoni tylko na kilku punktach łączących ją z resztą ciała. Znak wyglądał jak trzeba, choć kapiąca krew utrudniała później odczytanie. Odłożyła kunai do kabury nadal trzymając dłoń na widoku. W myślach podziękowała bóstwu, starając się być na tyle miła, by szafowanie mocą uszło jej na sucho. Krwawienie już ustawało. - Widzisz? To symbol mojego boga, a zaraz znak jego łaski. - Po tych słowach polizała gasnący symbol kilka razy, dopóki nie zmyła z niej resztek krwi. Prawie jak kot dbający o futro. Pokazała dłoń z powrotem Hisui, gładką skórę bez choćby śladu wcześniejszych ran. I jak tu nie wierzyć, że ktoś tam dba o nią w zamian za cudze życie?

- Nah, nie chodziło mi o miasto, choć jest ciekawe i pełne indywiddu... Indywidualiów? Ludzi niezwykłych no! Mówiłam o tym miejscu, zarośniętych kamieniach traktu, trelu ptaków, delikatnym wietrze... Spokojne miejsce w świecie wojen. - zakończyła nieco nostalgicznie. Kwestia pokoju na świecie nie leżała w jej zainteresowaniach, tak musiała przyznać, że nie chciałaby żeby jakieś armie zakłócały jej wypoczynek. Jakby składanie ofiar Jashinowi nie wystarczyło by zmniejszyć populacje złych ludzi, ne? Ale póki co szarooka siedziała spokojnie w miejscu nietkniętym konfliktem i mogła cieszyć się z prostego faktu, że żyje. Żyje, choć cały jej stary świat stał się popiołem i smrodem spalonego mięsa który rozwiał wiatr. Mogła jedynie starać się wyciągnąć z każdego dnia jak najwięcej. Ciekawe, czy gdzieś obok nie siedziała wiewiórka ukrywająca zapasy na zimę? No, mniejsza.
- Nie widziałam, ale mogę sobie wyobrazić piasek w ustach, oczach i w każdym innym miejscu, w którym piasek być nie powinien. No i są jeszcze bandyci, palące słońce... I nawet gorący chłopcy nie poprawiają obrazu, bo pewnie łatwo się pocą. - uśmiechnęła się lekko na koniec. Warto przecież pokazać rewers tej pięknej przygody, ne? Obie pewnie wiedziały z czym się wiąże taka podróż, ale powiedzenie tego na głos pozwala sobie lepiej uświadomić takie rzeczy. A co do opalonych facetów... Cóż, kontakt Kazumi z płcią przeciwną do tej pory odbywał się na dość luźnych, albo czysto przyjacielskich relacjach. W wiosce jej rówieśnicy byli prostymi ludźmi, a później... Cóż, nie traktowała Chuichiego ani Iseia jako potencjalnych mężczyzn w jej życiu. Zakochać się od jednej rozmowy? Nawet małżeństwo jej rodziców było drogą do zdobycia majątku, charakter i uroda matki stanowiły miły dodatek do posagu. Oczywiście, kiedyś wierzyła w miłość, znalezienie tego jedynego przy którym będzie chciała zostać na zawsze i bla bla bla, gromadka dzieci. Teraz nie miała nawet okazji by o tym myśleć, Jashin dał jej inną ścieżkę po której z chęcią kroczyła. No i póki co miała własne, całkiem sprawne dłonie, co kilku fanatyków musiało ze smutkiem zaakceptować i skupić się na swoich kończynach... Wracając jednak do tematu podróży, istniał przecież awers! I to jakże fascynujący. - Ale z chęcią zobaczyłabym tamtejsze miasta, jak ich mieszkańcy walczą z pustynią. Co najczęściej jedzą i inne takie... Tylko czy tam nie było ostatnio jakiejś wojny? W mieście mówiono coś o konflikcie Sabaku z Kaguya. - zamilkła na chwilę, starając się przypomnieć, gdzie dokładnie leżą które prowincje. Z marnym skutkiem, ale wyszło! - Najbliżej będzie stąd do Atsui, ale to tam się bili. Możemy zaryzykować pójście tam, albo... Hm, prześlizgnąć się przez tajemniczy las, choć to będzie pewnie równie trudne. Wędrówka w cieniu drzew i potworów czy przez pustynię bezprawia? - jak poetycko, nawet zaśmiała się z własnych słów. Ale sprawa była poważna, a wybór zdefiniuje czego się będą mogły spodziewać po drodze. Tereny lasu były jej bliższe, wychowała się wśród drzew, choć dobrze wiedziała, że zagrożenie będzie znacznie większe. Ryzykować spotkanie z niedźwiedziem wielkości domu czy grupą pustynnych bandytów? Równie niebezpieczne i równie ekscytujące!
0 x
Hisui

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Hisui »

Kazumi wydawała się być przekonana do swojej wiary. Cóż, to dobrze, jeśli w coś wierzyć, jakieś bóstwo czy bóstwa, to na całego, jednak Hisui na ten moment nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Dla niej świat, to jest to co może zobaczyć - przy pomocy byakugana czy nie, zbadać, poczuć. Mistyka? Magia? Bogowie? To, to dla niej była abstrakcja, a tej nie lubiła. Wolała konkret. Zawierciła się w miejscu, bo coś ją uwierało. Właściwie to się jej ten bezruch najbardziej uwierał (a nie minął nawet kwadrans) i miała ochotę wstać i się poprzeciągać, ale to byłoby niegrzeczne, więc tylko wyciągnęła ręce przed siebie i do góry, mrucząc przy tym.
Zmarszczyła brwi kiedy dziewczyna wyjęła kunai. Ręce jej drgnęły, ale dziewczę pośpieszyło z wyjaśnieniami, które jeszcze bardziej zagmatwały sytuacje. Kiedy Kazumi wbiła ostrze w rękę, Rei zasyczała jakby to ją ukuło i odwróciła oczy. Zbladła momentalnie, a raczej pozieleniała i żałowała że zjadła wcześniej słodycze. Mimo tego nie mogła powstrzymać ciekawości, a wiec zerkała na jej rękę i krzywiła się jakby sam widok ją bolał. Objęła rękami buntujący się żołądek i odetchnęła. W tym czasie na dłoni jej koleżanki pojawił się trójkąt, zamknięty w okręgu. Zacisnęła usta, zastanawiając się czy zaproponować jakieś opatrzenie czy coś, ale Kazumi skomentowała, że teraz zobaczy znak łaski, na co postanowiła aktywować swoje niezwykłe oczy. Nie widziała żadnego przepływu czakry, nic na tym poziomie się nie stało.. Jednak kiedy wyłączyła oczy po tym jak Jashinistka oblizała dłoń, nie było widać żadnej rany. Nawet zadrapania. Złapała szybko za jej dłoń, patrząc na nią z niedowierzaniem. Przejechała palcem po miejscu gdzie był wyryty znak, odrysowała do szukając jakiś zgrubień, czegokolwiek. Jednak nic nie świadczyło o tym, że coś tu się stało. Powoli, jakby niechętnie puściła jej dłoń, po czym zamknęła oczy i oparła głowę o pień drzewa. Ręce oparła na twarzy, a łokcie na kolanach i odetchnęła głęboko, nagle blada.
Do tej pory w to nie wierzyła.. Jak teraz miała z tym przejść do porządku dziennego? Co jeszcze z rzeczy w które nie wierzyła są prawdziwe? Smoki? Gadające zwierzęta? Może leśne skrzaty i duszki? A inni bogowie? Czy też są prawdziwi? Ilu rzeczy nie mogła zobaczyć? Żołądek zacisnął jej jej bardziej, odsunęła ręce od twarzy i przechyliła się do przodu, patrząc w ziemię. Ponownie odetchnęła głęboko. Potrzebowała po prostu chwili. Nie musi wierzyć we wszystko. Istniał Jashin, ok. Mogła to uznać. Mogła? Nie wiedziała, czy przypadkiem nie będzie musiała. W końcu zobaczyła na własne wytrzeszczone białe oczy cud. Jak to inaczej nazwać? Dopiero po chwili zebrała się w sobie by podnieść głowę i uśmiechnąć się blado do dziewczyny.
- Jashin. Myślę.. - zawahała się, przygryzła końcówkę ołówka - Muszę o tym pomyśleć, ale rzeczywiście, ciężko zaprzeczać. Nie użyłaś czakry, widziałabym. Ale rana znikła - napisała w końcu, starając się ująć w słowa mętlik w głowie.
Spojrzała na nią z ukosa. No proszę, romantyczna dusza z niej. Hisui była bardziej praktyczna, a może po prostu bardziej zabiegana? Po co patrzeć na widoki i się smucić kiedy jest tyle rzeczy do zrobienia. Wzruszyła więc lekko ramionami.
- Nie myślałam o tym. Spokój to nie jest raczej to czego szukam - podała wiadomość. Taka była prawda. Uwielbiała ruch, zamieszanie, muzykę, walkę.. A więc przeciwieństwo spokoju. A gdyby Kazumi zapytała, z pewnością mogłaby jej powiedzieć czy gdzieś w promieniu kilkunastu metrów dookoła i kilku kilometrach przed nimi nie było jakieś wiewiórki.
Zmarszczyła nos, a potem zachichotała razem z nią. Fakt, pustynia miała złe strony, ale jaki region nie miał? W Kyuzo miała wrażenie, że deszcz nigdy nie przestanie padać, a jak naszła burza w Ryuzaku to miała wrażenie że zaraz starci dach nad głową. I tak dalej, tak dalej. Jednak to była oczywiście racja i do tego musieli się przygotować.
- Chciałabym zobaczyć to jak tam żyją.. Bawią się, walczą. Zobaczyć jakie mają umiejętności. Może nawet się wypróbować przeciwko nim? Nie na poważnie, ale dla zabawy - zapisała z lekkim uśmiechem.
Propozycja Kazumi jednak wymagała zastanowienia. Straszny las czy powojenna pustynna prowincja?
- Chciałabym zobaczyć i to i to, ale to jak pójdziemy najpierw jest mi obojętne. Jak pójdziemy jedna drogą, to wrócimy drugą - zerwała się nagle z miejsca, przeciągnęła mocno, aż strzeliły jej stawy w ramionach i pokręciła głową w obie strony. Otrzepała się energicznie z ziemi, podniosła notatnik i ołówek i uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Wybacz, ale nie lubię tak siedzieć bez ruchu. Może po prostu idźmy powoli? - wydawała się być gotowa ruszyć teraz, zaraz w tej chwili.
0 x
Sarutobi Kazumi

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Sarutobi Kazumi »

Kazumi doskonale rozumiała uczucia Hisui w chwili, gdy na własne oczy zobaczyła łaskę Jashina. Szarooka przyjęła to trochę inaczej, ale doświadczenia życiowe tej dwójki były kompletnie inne i co innego bycie wyznawczynią, a zdanie sobie sprawy z istnienia regenerujących się fanatycznych zabójców. No i sam widok dłubania sobie kunaiem w dłoni nie należał do najmilszych, zwłaszcza po pysznym dango. Po pobycie w świątyni takie widoki nie działały już na jashinistkę. Choć równie dużo "zawdzięcza" spotkaniu Akuryo i wydarzeniom w jaskini. Dziwne, ale nie tęskniła za swoim dawnym życiem. Oczywiście, żal jej było zmarłych, bliskich których straciła... Ale świat stał przed nią otworem! Czekał, by mogła chwycić wszystko co oferował o ile tylko zechce chwycić.
- Nie bolało aż tak bardzo. I przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć czy obrzydzić. Krew nie jest chyba aż tak straszna, ne? Wszystko co żyje ma krew. No, poza tymi robakami z zieloną mazią po rozdeptaniu. - zakończyła bardziej optymistycznym akcentem, choć robaki nie są tym, co dziewczyny lubią najbardziej. Ciekawe jak wygląda na wpół strawione dango... Zamilkła na chwilę, pozwalając oswoić się dziewczynie z myślą, że nie wszystkie bajki opowiadane dzieciom na dobranoc były tylko bajkami. Choć z drugiej strony, kto normalny opowiadałby dziecku o mrocznym panu Jashinie? No, może wyznawcy swoim dzieciom. Czy istniały na świecie wielopokoleniowe rodziny w których założyciel rodu wyglądał na rówieśnika swojego prapra i dużo więcej pra dziadka? Arcykapłan pewnie mógłby jej coś na ten temat opowiedzieć, ale póki co Kazumi nie miała zamiaru wracać do podziemi. Odpoczęła, zebrała sił i musiała ruszać dalej. Znaleźć mądrość, siłę i ludzi, którzy przyjdą na jej wezwanie. Tak, wierni przyjaciele są na wagę złota, ne? Za złoty posąg kupisz armię najemników. Za wersję z Chuichim to i pół klanu, heh. Ciężki wybór, ne? Przyjaciele czy interesy. Hisui czy składanie ofiar ku czci Jashina. No co? Oczywiście, że pomyślała o niej jako o potencjalnej ofierze. Niewinny wygląd, niezwykłe oczy... Ale jak mogła zabić kogoś takiego? Nie, póki co zbyt dobrze widziała w białookiej kogoś z kim można ciekawie i miło spędzić czas. Dużo czasu. W spokoju pozwoliła na dokładne obserwacje wyleczonej dłoni. Ba, była nawet lekko podekscytowana, jak będzie jej reakcja.
- Jashin oferuje znacznie więcej niż to, ale na teraz wystarczy rewelacji, ne? - odpowiedziała zawiązując materiał zbroi z powrotem na swoim miejscu. - I nie chodziło mi o spokój jako wieczną ciszę i stagnację! Ryuzaku tętni życiem! Te wszystkie kramy na targach, statki wpływające do portu, shinobi przewijający się przez ulice by znaleźć zlecenie, albo wydać zarobek. Jasne, czasem kogoś pobiją, czasem okradną albo i gorzej. Takie jest życie, trzeba dać sobie radę. - o czym to ja? A, tak, wyjaśnić, że nie jest się człowiek z charakterem ślimaka. Takiego z muszlą, a nie tych odważnych poszukiwaczy nowego lokum. - W każdym razie, tutaj panuje spokój który pozwala chwytać życie. Nie ma wojen, nocą można wyjść i wrócić w jednym kawałku. No chyba, że trafi się w złe miejsce. Albo spotka moją rodzinę. - zakończyła, sama nie wiedząc czy żartobliwie. Jasne, nie musiała tego wszystkiego tłumaczyć, ale chciała. A Hisui zawsze mogła jej przerwać jeśli uzna, że paplanina jinchuriki ją nuży. - A mogłam po prostu powiedzieć, że cenię pokój, a nie spokój. - wzruszyła markotnie ramionami. Najlepsze teksty jak zwykle przychodziły po czasie.
- Hai. - Propozycja, by wstać i ruszyć z miejsca została przyjęta i bez chwili zastanowienia zaakceptowana. Poderwała się równie ochoczo, choć bez przeciągania się. Ćwiczyła przed świtem, a kości jeszcze nie zastygły, choć raczej nie była to łaska Jashina. Raczej. - Póki co nie znam dobrze nawet swoich zdolności, nie mówiąc już o pustynnych rodach. A co walki treningowej to sama z chęcią bym taką stoczyła. W mieście jest nawet specjalna arena do takich potyczek, ale na pustyni też je pewnie mają. - nie żeby proponowała walkę już zaraz, ale czemu by nie później? Raczej nie próbowałby się pozabijać, huh. Tymczasem pewien przegapiony szczegół zdążył przebić się przez kolejkę w głowie Kazumi i wypychając kolejne kwestie dotarł do szefa, żądająca należytej uwagi zanim sam o sobie zapomni. Udało mu się. Wraz z nim do akcji wciągnięte zostały wszystkie potrzebne podsystemy jej umysłu. No i kilka zbędnych, tak dla zasady.
- Chwila, co?! Twoje oczy widzą chakrę?! - krzyknęła, nie dbając o przypadkowych przechodniów. Hisui by ich przecież widziała, ne? Widziałaby nawet ich chakre! Szarooka przysunęła swoją twarz ponownie niebezpiecznie blisko niemowy, nie dbając o przestrzeń prywatną. Mało tego, wyciągnęła palec i jakby nigdy nic przesuwała opuszką palca w miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno prężyły się żyły. Ot, odwrócenie sytuacji sprzed chwili. Była miła w dotyku. Jak można było mieć takie oczy ot tak? Jak? Wystarczyło zapłacić i ograniczenia ludzkiego wzroku znikały. Czy to sprawiedliwe? Nie miała pojęcia. Jashin wybrał ją, Akuryo zamknął w niej demona, ale wizja tego, że samo urodzenie się w konkretnej rodzinie dawało tak wiele... Dopiero teraz uderzyło to w nią z taka mocą, choć na takie nierówności nic nie mogła poradzić. Życie. Co nie zmienia faktu, że te oczy ją naprawdę fascynowały. Prawie równie mocno co ich właścicielka. - Suugoi. - wyszeptała i przestała traktować Hisui jak magiczny artefakt. Odstąpiła od niej, rumieniąc się lekko ze wstydu za takie napastowanie. - Gomene, nie powinnam była się tak zachować... - mruknęła uciekając wzrokiem od karcącego spojrzenia. O ile będzie karcące spojrzenie, bo skąd miała wiedzieć, jak inni ludzie reagowali na białe ślepia widzące chakrę i jeszcze więcej? Bo z pewnością kryło się za nimi coś jeszcze, ale Kazumi udało się utrzymać ciekawość na wodzy. Zdąży ją jeszcze o to zapytać.
0 x
Hisui

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Hisui »

Odetchnęła głęboko, raz i drugi. To była tylko kwestia przyzwyczajenia się do tej myśli. Wielu shinobich miało niezwykle zdolności, na razie może po prostu uznać, że jest to zdolność Jashinistów. Myślenie o całości, jakimś Bogu i dziwnych mocach.. To było jeszcze zbyt ciężkie do przełknięcia. Nie było łatwo przyznać, że nie wszystko może być wytłumaczalne i zbadane. Jednak kto wie, może jak oswoi się z tą myślą to Kazumi będzie mogła się cieszyć z pierwszej nawróconej osoby, która dzięki niej uwierzyła że Jashin istnieje. To nie jest równoznaczne z tym, że będzie co czcić czy że dołączy do jej rodziny, ale zawsze coś.
Uśmiechnęła się z zaklopotaniem i poczochrała się po włosach. Jak miała jej to powiedzieć? To nie krew tak na nią działała. Zamruczałasama do siebie nad kartką papieru.
- Krew mnie nie obrzydza, ja tylko - zastanowiła sie jeszcze raz, przygryzając dolną wargę - nie lubię otwartych ran. Niepokoi mnie myśl, że może się z nimi coś stać - napisała w końcu z trudem, z frustracji pokręciła głową. Nie było to dokładnie to, ale nie umiała tego wytłumaczyć. Co miała napisać, że sama myśl o kontakcie z taką raną sprawia że robi się jej słabo, a żołądek przypomina ciężki, zimny kamień? Że pewnie prędzej by zemdlała niż jej dotknęła? Nawet jak jej własna twarz była zadrapana to nie potrafiła się zmusić do dotknięcia jej. Takeshi pomógł jej oczyścić buzię. Wzruszyła więc tylko ramionami niezręcznie. Pokiwała tylko głową przy stwierdzeniu o rewelacjach. O tak, zdecydowanie jej wystarczyło na teraz. Później może weźmie ją ciekawość, ale lepiej nie przesadzać. Co za dużo to niezdrowo. Jak z dango. Jedna kulka, dwie, trzy są w porządku. Ale więcej, choć pyszne, przyprawić mogą o ból brzucha i mdłości. Tak samo było z informacjami. Dobrze było je mieć, ale nie za dużo na raz.
Zachichotała widząc jej zmieszanie. Z powodu jednego słówka! Machnęła ręką, z uśmiechem lekko pokręciła głową. Była taka zmartwiona, że nie wiedziała czy się śmiać czy może powinna ją przytulić albo coś w tym stylu.
- Spokojnie, zawsze się tak przejmujesz słówkami? - napisała rozbawiona - Już rozumiem o co ci chodzi, ale szczerze, to wolę nawet negatywne zamieszanie od spokoju - wyznała szczerze. Dlatego między innymi podróżowała, zastój w jednym miejscu służy tylko stagnacji i marazmowi, a przynajmniej takie było jej przekonanie.
Oczy jej błysnęły kiedy wspomniała o sparingu i uradowana klasnęła w dłonie z uśmiechem. O tak, osoba tak szybko się lecząca byłaby dobrym partnerem.. Ciekawe jakby zareagowała na zablokowane punkty tanketsu? Czy wpływałyby na jej zdolności? Niby nie wspomagała przy tym czakrą, ale cos w niej nie dało spokoju myśli, że jest to całkowicie od niej niezależne. Poza tym, miała jeszcze kilka pomysłów na techniki które musiała przećwiczyć. I jeszcze popracować nad kontrolą czakry, bo ostatnio to zdecydowanie zasłabło w czasie misji.
- CHĘTNIE <3 - zapisała nawet z serduszkiem, bo czemu nie? Obrazek odda nieraz tyle co dużo słów. Tak jak tutaj. Mogłaby napisać "Tak, z wielką chęcią, uwielbiam walczyć i z przyjemnością zobaczę twoje umiejętności i porównamy je z moimi!", ale po co skoro mogła to przekazać w prostym znaczku?
I wtedy do Kazumi dotarło co napisała chwilę wcześniej. Cóż, Hisui nie spodziewała się tak emocjonalnej reakcji, więc tak stała ze zdzwioną miną kiedy dziewczyna ją oglądała jakby była artefaktem albo niezwykłą istotą. A przecież ona jedynie dostała te oczy ponieważ przypadkiem jej rodzicem był ktoś z rodu Hyuuga. Podrapała się po tyle głowy z zakłopotaniem i chciała coś napisać, ale Jashinistka wyciągnęła rękę w stronę jej twarzy. Znieruchomiała. Czuła się trochę dziwnie, ale nie było to niemiłe. Wpatrywała się w nią białymi ślepiami, dając jej czas tak samo jak ona jej dała. Kiedy ta zawstydziła się (znów!) Hisui po prostu wyciągnęła rękę i poczochrała ją po włosach, burząc fryzurę.
- Nie martw się tyle bo za wcześnie osiwiejesz. A byłoby szkoda - puściła jej oczko, po czym ruszyły dalej ścieżką prowadzącą niewiadomo gdzie. Cel: Samotne Wydmy!


/ZT x 2
0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Kisho »

Podróż zajęła chłopakowi kilka dni. Musiał przejść przez całe Midori, co samo w sobie już sporo czasu pochłonęło, a na dodatek pierwsze kilometry na trakcie w Shinrin przebył w iście żółwim tempie. Nie mógł jednak na nic narzekać. Pogoda, jako że obecnie panuje lato, była nad wyraz sprzyjająca. Raz natrafił na większą ulewę, ale prócz tego przez cały czas po karku ogrzewało go słoneczko, a ciepły wiaterek niemal sam pchał go w stronę celu. Dodajmy do tego kwitnący w najlepsze krajobraz głuszy i odgłosy radośnie ćwierkających ptaków i mamy przepis na bajecznie spędzoną wędrówkę. Na samą myśl o tym, iż miałby tę samą drogę przebyć w zimie, gdzie trakt nie raz jest zasypany po kolana, aż nim zatrzęsło. Dobrze pamiętał jak przedzierał się w zaspach i jak zamarzały mu po kolei wszystkie palce u nóg.
Wracając jednak do drogi. Obecnie znajdował się na jakiejś malowniczej ścieżce. Wszedł na nią z czystego kaprysu. Tak jak trakt, prowadziła ona w stronę osady, ale wyglądała o wiele milej dla oka niż ubity, czasem kamienisty główny szlak komunikacyjny między wioskami. Nie pożałował tej decyzji. Widoki naprawdę zapierały dech. Miejsce to zdawało się naturalnie piękne, niemal nietknięte przez człowieka, choć wyraźnie miało ślady jego ingerencji. Chłopak będzie musiał zapamiętać to miejsce, by kiedyś w przyszłości jeszcze tu wrócić. Najchętniej od razu by tutaj został, ale niestety, miał swój cel.

/zt
0 x
Obrazek
Shijima

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Shijima »

Zapomniałeś już, że w Ryuzaku no Taki jest tak ciepło, co? Temperatura, która tutaj w ciągu lata była naprawdę wysoka, stanowiłaby istny upał dla kogoś aż nadmiernie kiszącego w czterech ścianach lodowego Hyuo - tylko zobacz, przypatrz się uważnie - temperatura wydawała się nie dosięgać mężczyzny o długich, ciemnych włosach, których kolor płynnie zmieniał się gdy wchodził w strugę światła i kiedy z niej wychodził, by w końcu na połowie pasm światło wygrywało tonację ciemnego kasztanu, a cień zdobił swoim pocałunkiem czerni te pozostałe. Czerń, czerń, czerń. Blada skóra była koronacją czerni oplatającej chłopaka - jego czarnych oczu, w których nie sposób było odróżnić źrenicy od tęczówki i ciemnej linii rzęs, w całym ubiorze i płaszczu, który przypominał krucze skrzydła, unosząc się przy najlżejszym podmuchu wiatru. On mógł przynieść zimę do Ryuzaku no Taki. Wrażenie, że temperatura go nie dotykała było mylne - po prostu ta przyjemna, morska bryza wszystko wynagradzała. Nietykalny - aha, jeszcze czego - człowiek jak człowiek, bardzo przyziemny, tylko jakby gdzieś dalej, zamiast być na wyciągnięcie ręki tuż obok, niewidzialna linia nie do przekroczenia nie tolerowała zbyt dobrze tych obcych, którzy mogliby zakłócić jej spokój, teraz przecież powinnam pisać: tak wyniosły! - nie, nie był wyniosły ani trochę.
Po prostu, kurwa, ten upał go zwyczajnie dobijał.
- Za gorąącooo... - Tyle by było z całej magicznej otoczki. Shijima wyciągnął się jak długi na barierce, przewieszając przez nią - płaszcz zwisał z jego pleców, nie był nim opatulony, ale teraz każda płachta materiału dokuczała. Zamknął oczy, pozwalając, by wiatr musnął jego sylwetkę, poruszył miękkimi pasmami rozpuszczonych, bardzo długich, bo sięgających prawie do pasa włosów - o, dopiero teraz zrobiło się jakoś przyjemnie... Właśnie teraz, kiedy po chwili bezruchu z wolna rozchylił powieki i spojrzał na świat leżący u stóp - zielone drzewa, szeleszczące myśli, ale one, chyba, tak się mogło wydawać z zewnątrz, nie topiły lodu wokół niego. Płatki śniegu, płatki śniegu... tylko czekać, aż srebrzysty pył zleci z nieba i oprószy tą drogę odrobiną zerwanego spod nieba piękna - czy może: tego piękna zza oceanu, tak egzotycznego a przez to tak nęcącego. Mężczyzna poruszył się, powoli wyprostował, żeby zdjąć płaszcz z ramion i przewiesił go przez barierkę, wysuwając ramiona z rękawów kimona, które zawisło wzdłuż jego nóg, przytrzymywane pasem obi - chłodny dreszcz od razu przeciął skórę, ten oczekiwany, pożądany.
Odetchnął.
Przyjemna cisza koiła zmysły.
0 x
Kurusu

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Kurusu »

Ryuzaku no Taki. Zaskakujące było, że jest tu nawet chłodno. A przynajmniej na standardy człowieka z pustyń. Temperatura tutaj była niczym, przy tej występującej Sabishi, tam każda istota chroniła się przed słońcem i poszukiwała źródła życia - wody. A tutaj? Nie było tej walki o życie z całą naturą, przyroda nie była przeciw każdemu, kto chciał jej dosięgnąć. Atmosfera była krótko mówiąc sielankowa.
Za to sam Kurusu, który niedawno przybył z Shigashi no Kibu, miasta kupieckiego o zdecydowanie bardziej nieprzyjemnym klimacie... Na wielu płaszczyznach. Nie tylko przyroda bardziej utrudnia życie, ale także w tamtym mieście kwitnie działalność przestępcza. Ale jemu to nie przeszkadzało. Ba! Podobało się to. Nie odbiegało to od życia w Sabishi a jednocześnie dawało okazję do zarobku, miejsce idealne. A czemu przybył tu? Tylko ze względu na to, by odpocząć. Nie może cały czas wykonywać zleceń w drugim mieście handlowym, bo może być na ustach wszystkich. Z jednej strony to dobrze, a drugiej źle. Prawda?
Najemnik przemierzając w absolutnej ciszy, okolice obok głównego traktu. Zauważył coś, a raczej kogoś. Jakąś personę, która zwróciła uwagę zamaskowanego tylko jedną rzeczą... Zachowaniem. W czasie swej wędrówki tutaj po drodze minął głównie karawany i pojedyncze persony. A tutaj? Widzi mężczyznę, który obserwował to co znajduje się za widoczną barierką. Może tam było coś ciekawszego, od roślinności, której po drodze nadto widział? Kto wie. Kto wie. Jednak na razie obserwował nieznajomego. Po kilku sekundach skierował się w kierunku barierki, by spojrzeć czy na pewno nie ma czegoś interesujące za nią.
- Roślinność. - podsumował widok, który właśnie widział. Pomimo prób, oczy shinobiego nie mogły dojrzeć czegokolwiek co mogłoby przyciągnąć na dłuższy czas uwagę. - Jest tam coś ciekawszego niż zielsko, czy po prostu nie potrafię czegoś dostrzec? - zagadał do nieznajomego, był jedynie ciekawy co w tym wszystkim takiego jest. Nigdy nie był osobą, która zwracała uwagę na przyrodę. Czasami ratowała życie, ale w tej chwili była... Nic nie warta.
0 x
Shijima

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Shijima »

Jeśli zawędrowało się tą drogą odpowiednio daleko to zgiełk miasta, zgiełk głównego traktu, zupełnie zanikał - całkiem fajna sprawa, nie sądzisz? Tylko chwila wędrówki tylko po to, żeby odciąć się od cywilizacji - o zgrozo, zupełnie jakby człowiek nie był zwierzęciem stadnym i potrzebował samotności, ha! Nie przeczę tu tej naturze, której chcąc nie chcąc wciąż byliśmy poddani w mniejszym lub większym stopniu, raczej po prostu zauważam fakty - obojętnie, jak wielkie stado by nie było, zawsze znajdzie się ta czarna owca, która zacznie chodzić własnymi ścieżkami i nie podąży traktem już udeptanym, być może to znasz i sam tego doświadczyłeś. Nazwali to płynięciem pod prąd - niezbyt wygodna rzecz. Kiedy suniesz razem z nurtem łatwiej ominąć przeszkody, nawet jeśli grozi ci obicie się o parę kamieni, nawet jeśli nurt za bardzo przyśpiesza i zawraca cię na zakola - hej, przecież w tą drugą stronę działało to tak samo. Nie ma ścieżek łatwych, to tak jak często nie było wyboru dobrego albo złego. Mówią: wybieraj! - a ty stoisz z opuszczonymi ramionami. Bo jak wybrać między złem większym i złem gorszym?
Shijima zwrócił powoli głowę w stronę nieznajomego, którego twarz osłonięta była maską - jeden z tych, którzy przyciągali wzrok natychmiast, byli jak magnesy, którym oczy oprzeć się nie mogli i nieśli ze sobą chłód nawet jeśli przybywali z najcieplejszych stron - i nie, przecież nie chodzi o ten emocjonalny - chodzi o ten chłód w nas samych, kiedy pojawiało się przeświadczenie, że trafiło się na kogoś niebezpiecznego. Kogoś, kto wie, co robi, kto zna się na rzeczy - i tymi rzeczami nie są zrywania kwiatków na polach i składanie ich w wianki - nie, tą rzeczą było zrywanie z pól chryzantem, by złożyć je na kurhanie tych, którzy negatywnie przecięli jego drogę.
- Noo... nawet bardzo dużo roślinności. - Przytaknął mężczyźnie. Jego głos był przyjemny, stanowił ostoję spokoju, jednocześnie wydawał się w tym spokoju całkiem miły, a nie... zimny. Wbrew ewentualnemu pierwszemu wrażeniu. Shinobi odwrócił spojrzenie od nieznajomego, by znów zatopić czarne oczu w widoku za barierką. Zabawne, ostatnio ktoś pytał go o coś podobnego, tylko wtedy dookoła zalegał śnieg. Nic więc dziwnego, że mieszkając ostatnim czasem w zimowych terenach nie mógł się na tą zieleń napatrzeć, pochłaniał ją wręcz spojrzeniem. - Czy ja wiem. - Brunet uśmiechnął się nieco krzywo, ale nie negatywnie, w żadnym wypadku, tylko jakby określić ten uśmiech wąskich warg..? Chyba uśmiech "nie wiem." - Z całą pewnością szału nie robi. - Obrócił znów twarz w kierunku Kurusu.
0 x
Kurusu

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Kurusu »

Spojrzenie kuglarza zawisło na dłuższy moment na twarzy swego rozmówcy, podczas tych kilku chwil próbował wyczytać jakieś emocje... Jednak jak szybko próbował to zrobić, tak szybko zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu. W opinii jego umysłu był to człowiek spokojny, na razie niech więc tak będzie traktowany. Jednak zanim próbować coś powiedzieć, słuchał tylko co brunet ma do powodzenia, od czasu do czasu spoglądając na widok za barierką. A gdy tamten skończył mówić, Kurusu parsknął. Może ze śmiechu? A może po prostu coś go zdenerwowało?
- Szału nie robi... - powtórzył spoglądając na chwilę na roślinność za barierką. - Może i to lepiej. Im mniej roślinności ma niecne zamiary wobec mojej osoby, tym lepiej. Aż trudno uwierzyć w to, że te zielsko zaraz nie wystrzeli korzenia czy innych zarodników. - zaśmiał się odwracając się w końcu cały do swego rozmówcy, upewnił się przez chwilę, że płaszcz wszystko zasłania i ponownie wbił swoje spojrzenie oczy... Czarne. Ten kolor nieco zaskoczył najemnika, ale przypomniał sobie spotkanie z białymi oczami u Ayame.
- Tak czy inaczej... Byłeś tu może kiedyś? Mam na myśli miasto do którego pobliski trakt prowadzi. Ułatwienie sobie poznawania miasta jest warte naprawdę wiele. - zapytał i chwilę potem stwierdził nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był zwyczajnie ciekaw mimiki swego rozmówcy, lubił analizować emocje targające innymi... Było to... Fascynujące.
0 x
Shijima

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Shijima »

Czerwone oczy wydawały się nie odbijać świata. Gdzie źrenica, gdzie tęczówka? Istniał tylko szkarłatny blask - nie ognisty, nie zimny - ale też wcale nie zwyczajny. W tym miejscu, rozdzieleni miłością do natury, z całą pewnością połączyło ich jedno - ta jakże brzydka maniera, by rozkładać swojego rozmówcę na czynniki pierwsze. Każde słowo, każde drgnięcie głosu, każda ze zmian na mimice twarzy - i może dlatego prawdziwe maski były takie niepokojące? Zakrywały wszystko bardzo doskonale, nie pozwalając zazwyczaj nawet na zobaczenie byle uśmiechu - niby rzecz taka prosta, kompletnie podstawowa - co masz takiego cennego do zachowania dla siebie, że nie możesz się tym podzielić ze światem, hmm? Jakie tajemnice chowały się pod ludzką czaszką, co się stało ze skórą, która winna mieć jeszcze młodzieńczy błysk? Świat zacierał wszystko i brał każdego po kolei. Nie patrzył na to, ile masz pieniędzy, ile masz lat, czy jesteś dobry czy zły - przychodził po ciebie i zmawiał nad głową amen, zabierając ze sobą część ciebie samego - obojętnie, jak bardzo byś się nie starał, zawsze przyjdzie utrata czegoś, na czym ci zależy. Czegoś, co zmieni to życie.
Świat za bardzo kochał zmiany.
- Nigdy nie wiadomo, kiedy spotka się zbłąkanego Senju na swojej drodze. - Bardzo gładko podłapał... tą ironię? Ciężko było po tonie głosu nieznajomego stwierdzić, czy była to ironia, tym bardziej nie sposób było określić tego po błysku w jego oku czy mimice i Shijima nie zamierzał się zbytnio gimnastykować na ocenienie tego, nawet jeśli zajął jego myśli na chwilę obecną. Zabawne było rozmawianie o ewentualnym powstawaniu drzew z gleby i ich morderczych intencjach, kiedy miało się przed sobą istną Manifestację Cienia - Shijima nie był jednak na tyle odważny, żeby uczynić na głos jakąkolwiek aluzję do tego... chociaż czy ja wiem czy to była kwestia odwagi? Tak, chyba tak... Ludzie raczej nie ubierają się tak "dla beki", prawda? Nie to, żeby się bał, tutaj zupełnie nie o to chodziło - raczej był po prostu ostrożny w stosunku do osoby, której nie znał, a którą spotkał w zaułku pozbawionym innych ludzi... i to nie w rodzimych stronach na dodatek, bo między bogiem a prawdą to Kurusu, prócz tej wierzchniej strony wyglądu, zrobił na młodym shinobim naprawdę dobre wrażenie. Przyjazne - paradoksalnie! Kiedy widzisz takiego człowieka to raczej ostatnia rzecz, o jakiej myślisz, to przyjaźń. Prędzej coś w stylu: spierdalam stąd!
Twarz Shijmy prezentowała jedynie spokojny, łagodny uśmiech, chociaż ciężko było powiedzieć, co dokładnie ten uśmiech miał oznaczać - typ marzyciela - chyba tak można by było o nim powiedzieć gdyby nie fakt, że jego oczy wcale nie zachodziły marzycielską mgłą. Nie były nieprzytomne. Były w pełni trzeźwe i uważne.
- Kiedy pyta mnie o to ktoś, kto wygląda jak zrodzony spod gwiazdy Tsukuyomi to zaczynam się obawiać o własne życie. - Uśmiechnął się nieco z rozbawieniem, nieco z zakłopotaniem, zakładając dłoń za potylicę, by podrapać się po łepku. Całkowicie szczerze się zaśmiał, nie wysyłając w żadnym wypadku negatywnej energii wraz z tymi słowami, żeby można je było odebrać jako obrazę. Ha! Czyli jednak tamto powiedział. Prowokacja? Gra pozorów czy może całkowita szczerość? - Błąkam się bez ładu i składu, zwiedzam okolicę. - Odparł. - Najzwyklejszy w świecie turysta. - Rozłożył lekko ręce i wzruszył ramionami, jakby chciał pokazać swoją całkowitą zwykłość. - Mam nadzieję, że nie uraziłem. - Dodał od razu zapobiegawczo, odpowiadając na spojrzenie swojego rozmówcy bez jakiegokolwiek skrępowania. Zdecydował się na tamte słowa tylko dlatego, że raczej ciężko było już po tych paru słowach wycenić tego mężczyznę jako "i'm so serious". Ludzie jednak ciągle potrafili zaskakiwać, lepiej dmuchać na zimne. - Pan tutejszy czy również poszukuje przewodnika?
0 x
Kurusu

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Kurusu »

Humor się trzymał tego człowieka. Zdecydowanie się go trzymał. Jeszcze kiedyś mógłby mu wbić kunai między żebra, ale teraz? I tak z tego nie będzie miał żadnych korzyści. Nigdzie i tak nie widział jego twarzy na listach gończych, więc nie było potrzeby wykonywania żadnych drastycznych kroków. Dlatego też w odpowiedzi na słowa swego rozmówcy zaśmiał się...
- Ha. Ha. Ha. - śmiech niezwykle sztuczny, nawet kukła zaśmiałaby się "żywiej". Na chwilę zapanowała niezręczna cisza, niczym ta w chwili śmierci...Ale czy to było dziwne? Zamaskowany wyglądał jak manifestacja śmierci we własnej osobie. Niósł ze sobą chłód... Chłód śmierci, którą za sobą niesie ze Shigashi no Kibu. Jednak pora w końcu odpowiedzieć na słowa drugiej osoby, czyż nie?
- Senju? Nie. - odpowiedział, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał zielonego pojęcia kim lub czym jest Senju. Prawdopodobnie czymś związanym z roślinnością wnioskując po słowach. Jednak stanowczo nie o to chodziło zamaskowanemu. - Mięsożerne rośliny w niektórych częściach świata są równie powszechne, co trawa tutaj. Przyroda czasami jest zaskakująca i wyjątkowo skuteczna. - dodał nie przerywając swego świdrowania wzrokiem. Obecnie w jego ocenia, ten o to osobnik wyglądał na marzyciela... Ale coś podpowiadało z tyłu głowy najemnikowi, że tak nie jest. Tylko jaka jest wtedy rzeczywistość, nie teraz mu to oceniać.
- Ciekawe skomentowanie mojej osoby. Doceniam twoje poczucie humoru, jednak w wielu sytuacjach jedyne co robi to zawadza. A każde potknięcie tworzy ranę. Rana tworzy słabe zdrowie. Słabe zdrowie tworzy śmierć. - odmruknął całkowicie poważnym tonem, ocenienie swej persony nie odbiegało od prawdy. Nigdy nie był najuczciwszym człowiekiem na świecie, nawet mógł zamordować drugą osobę za sakiewkę. Ale o tym nikt nie musi wiedzieć, prawda?
- Tutejszy? Nie. Stanowczo nie. W moich stronach jest zdecydowanie cieplej. A tu? Słońce lekko grzeje i to wszystko. - skomentował na chwilę odbiegając od tematu. Już dawno nie lał wody jak to się mówi, zwykle był rzeczową personą ale widocznie przyszedł moment, gdzie "pieprzyło się o niczym". - Ale tak. Szukam przewodnika. Miałem nadzieję, że go właśnie znalazłem. Ale cóż. Bywa. - westchnął zerkając jeszcze raz na roślinność, skrzywił się przy tym z pewnego niezadowolenia, ale szybko powrócił do kontaktu wzrokowego.
0 x
Shijima

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Shijima »

Jeśli miałby właśnie szukać w swojej pamięci największego kuriozum to daleko szukać nie musiał - stało tuż przed nim, albo raczej: stał. W całej swojej osobie wyróżniał się w tłumie, ale raczej był tego świadom - zresztą shinobi potrafili naprawdę stroić się w najbardziej dziwne, różne rzeczy, włącznie z owijaniem się bandażami - chyba istniała jakaś technika, która pozwalała na wykorzystanie ich, ale naprawdę tak wiele osób jej używało..? No nie ważne. To prawie tak samo, jak wydawało mu się zawsze, że maski raczej utrudniają walkę niż ułatwiają - no bo jednak pole widzenia, kwestia oddechu... nie? Potem znowu odkrywało się fakt, że niektórzy ludzie zdolni byli do podnoszenia wielkich głazów jedną ręką i całą logikę szlak trafiał - lub jeśli było się wystarczająco bystrym trafiał już wcześniej, kiedy uzmysławiałeś sobie, że shinobi... nie mają zbyt wiele wspólnego z ludźmi. To jak pies i wilk - przecież podobni, przecież z tej samej rodziny... nie? Jedni drapieżnicy, a drudzy? Drudzy chowańcy siebie wzajem. Społeczeństwo. Wszystkie ramy tutaj opadały, jedna po drugim, pożerane przez korniki - żadna po nich strata, mężczyzna przed nim nie wpasowywał się w nic, co wcześniej Shijimie byłoby znane - heh, na swój sposób było to... pobudzające. Zapraszało i domagało się wręcz poznania.
Hej, przecież ty nie lubisz skomplikowanych rzeczy!
Ludzi też nie? Co więc z shinobimi, skoro nie są ludźmi?
- Mięsożerne rośliny? - O proszę bardzo, to dopiero brzmiało..! W sumie to jak brzmiało? Strasznie? Ekscytująco? Ani to, ani to. Zdecydowanie dało się jednak wyczuć zainteresowanie w głosie długowłosego, zresztą uniósł nieco wyżej brwi w zdziwieniu, bo jak tu się nie dziwić? Nie potrafił sobie nawet tego za bardzo wyobrazić. - No... omijałbym takie miejsca jak to szerokim łukiem. - Przyznał bez najmniejszego kompleksu - no hej, kto by się nie bał trawy, która chce cię pożreć? - Krwiożercza trawa nie brzmi zachęcająco. - Uśmiechnął się z rozbawieniem.
Bardzo ciężko było wyczuć jak poruszać się przy Kurusu - a skoro nie wiadomo, jak się poruszać, to chyba wystarczy być sobą? Shijima naprawdę nie wiedział jak to się stało, że w ogóle ruszył się z domowego zacisza, że był tu i teraz i że przestał ciąć mocną linię oddzielającą siebie od reszty tego społeczeństwa żyjącego w stadzie. No przecież, samotne wilki kiepsko komponują się w stadzie psów, wiesz o co mi chodzi? Raczej tak.
W końcu Kurusu również kiepsko się w tym tłumie komponował.
Brunet nie wiedział, czy jego rozmówca próbuje go zbić z pantałyku, czy pod nosem się uśmiecha i kpi, czy może jest to ta część jego życia, która powinna przecinać normalność drugiej osoby - cokolwiek to było z całą pewnością nie brzmiało jak śmieszki.
- Wystarczy znaleźć dobre podparcie i wyeliminować potknięcie. - Uśmiech na twarzy Shijimy znów wrócił do tego uśmiechu nie wiem, tego enigmatycznego - poklepał znacząco barierkę obok siebie, jakby chciał zasugerować, że naprawdę - cokolwiek zawadza - wystarczy nie doprowadzić kołu do samo napędzenia. Nie było mu do śmiechu. Poczuł tą Śmierć, która przesuwa się zawsze w kącikach oczu i pozostawia po sobie chłodny dreszcz - i wiedział, że nie chce widzieć, jak pochłania kogoś innego. Nigdy nie uważał, by mówienie o czyjejkolwiek śmierci było lekkie. - To z drugiej strony ja się roztapiam z gorąca. - Uśmiechnął się. - Spokojnie, spokojnie, tutaj oprócz pokrzyw nie ma żadnego bardziej niebezpiecznej roślinki. - Zażartował, widząc, jak towarzysz znów zerka na roślinność. - W której prowincji można spotkać takie bestie? Chętnie posłucham, do jakich zakątków świata lepiej nie zaglądać.
0 x
Kurusu

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Kurusu »

Najemnik słuchał... A w czasie tego wykonał jeden ruch, krok a potem kolejny i kolejny... Właśnie omijał łukiem swego rozmówce, by zauważyć jak najwięcej szczegółów. Obserwowanie mimiki na nic się nie zdało, najprawdopodobniej jest to osoba, która także potrafi zagrać dobrą rolę do złej gry. Był to na razie jedyny wniosek zamaskowanego. Ale tym razem jego wzrok wędrował za bronią... Szukał jakiejkolwiek luki w płaszczu, która umożliwiłaby mu dostrzeżenie ekwipunku nieznajomego. Niestety, niczego nie zauważył jednak ostrożność jest konieczna. A gdy przejdzie w paranoję jest jeszcze lepsza i skuteczniejsza. To właśnie paranoja ratowała niezliczoną ilość razy wielką ilość istnień, nieprawdaż?
- Mięsożerne rośliny. - powtórzył, nie przerywając swojego powolnego kroku... Sunął niczym śmierć, która szukała jeszcze jakichkolwiek nici życia. - Wiele osób chciałoby taką naturę omijać, jednak duża część także nie chce. Takie rośliny są wiele warte poza pustynią... Zdobycz warta swej ceny. Atsui i Tsurai... Prowincje na Samotnych Wydmach, które nie wybaczają błędów. Jeśli taki zrobisz czeka cię śmierć. Pytanie czy od natury czy z ręki człowieka? - mruknął zatrzymując się w 3/4 drogi, do końca swej drogi po łuku. Starał się ostrożnie poznać tą personę, bo wydawała się inna od tych które poznał. A nieznajome często najbardziej zaciekawia...
- Ciekawa odpowiedź... Pytanie czy życie pozwoli, na taką decyzje? Jeśli nie, to koło się będzie toczyć... A wielu nie udało się go zatrzymać. Są pewne prawa, których się nie oszuka. Nie sądzisz? - zadał kolejne pytanie natury filozoficznej, jednak umyślnie nie było konkretne. Był ciekaw o czym pomyśli.
- Domyślam się. Tego typu roślinność to miła sprawa, jednak w zawodzie rzadko ma się czas na podziwianie wielu kolorów. Zwykle są to trzy. Z czego jeden występuje tylko raz w ciągu całego zawodu. Zieleń nie należy do tego grona. - zaśmiał się, jednak był to szorstki śmiech. Mimo wszystko mówił o czymś, w swojej opinii, poważnym.
0 x
Shijima

Re: Niedaleko głównego traktu

Post autor: Shijima »

Shijima stał do swojego rozmówcy przodem, ale nie poruszył się, kiedy ten zaczął go okrążać - ze swojej prawej strony miał barierkę, o którą zresztą ciągle się opierał jedną ręką, lekko, można powiedzieć, że ledwo trzymał na nią dłoń, nie było mowy o powierzaniu jej całego ciężaru swojego ciała - jedynie powędrował za nieznajomym spojrzeniem, kiedy ten zaczął swoją wolną wędrówkę, bardziej można było powiedzieć, że sunął po ziemi - ha! - ta Śmierć, która zakrada się bardzo po cichu... więc może, sposobem znanym nawet przez dzieci, wystarczy podłożyć jej nogę, żeby przestać się jej bać? Chociaż i ty i ja wiemy, że strach nie miał tutaj nic do rzeczy. Parę kroków, może ze dwa, wszystko to po to, aby sprawdzić, czy ten gościu o długich włosach jest jakąś niedorajdą, tylko zwykłym zwiedzającym, czy może ma coś, czym mógłby się bronić przy ewentualnym starciu..? - Shijima nie miał ani specjalnej muskulatury ani jakiegoś specjalnego, wielkiego drygu wojownika, żeby na starcie wołać na niego: ha! Toć to shinobi! Jednak teraz, przez to, że zsunął kimono z ramion, jeden szczegół wysuwał się zza obi. Czarna rękojeść wakizashi tkwiła za zwisającym materiałem, który niemal sięgał ziemi - niemal, bo jednak nie szorować ani rękawami ani krańcem szaty po ziemi. Niby czasy niespokojne, więc byle podróżnik mógł chodzić z takim sprzętem dla "zwykłego ubezpieczenia" - w końcu lepiej jest mieć coś, co możesz wbić w brzuch ewentualnego złodzieja, niż nie mieć niczego?
Nie ukrywam, to okrążanie było niepokojące, ale uśmiech i tak nie znikał z ust Shijimy - ten delikatny - dodając do tego opowieść o mięsożernych roślinach... och tak, to potrafiło działać na zmysły i wyobraźnię, wpełzać pod skórę swoim dotykiem, mamić umysł, który zaraz chciał wpadać w... w paranoję. Jak Lew, który widzi antylopę godną uwagi - czy ma sprawne nogi, czy będzie uciekać? Czy jej rogi są ostre i będzie się bronić? Jeśli tak, to jak bardzo zaboli jej uderzenie? Brunet odwrócił się w końcu powoli i częściowo osiadł na barierce, przechylając nieco głowę - ot, jak gdyby nigdy nic.
- Śmierć to śmierć, co za różnica, z jakiego powodu. - Jasne, to brzmiało jak pytanie retoryczne, a mimo to Shijima i tak postanowił na nie odpowiedzieć, nie pozwalając mu zawisnąć i działać. - Niewiele miejsc wybacza błędy, jeśli spojrzysz na to w ten sposób. - Przymknął oczy w uśmiechu. Ten sposób ustawienia... cóż, pozwalał Kurusu tylko na obchodzenie długowłosego z przodu. No chyba że ten zamierzał skakać przez barierki. A jakoś nie sądzę, żeby zamierzał. - Sądzę, że ludzie są wystarczająco cwani, żeby stwierdzić: zasady są takie, żeby je łamać. - Ha! Niby takie to proste! Nie to, żeby podważał słowa Kurusu, raczej... polemizował z nim. Bo w sumie wewnętrznie zgadzał się z tą świętą prawdą. Były pewne rzeczy, których przeskoczyć się nie dało, ale serio - ludzie to cwane bestie. Zazwyczaj potrafią znaleźć jakieś wyjście.
Jakoś automatycznie wśród tych barw znalazł czerń i czerwień.
- To zbyt pesymistyczne myślenie jak na tak krótkie życie, dlatego chyba jednak wolę spoglądać na żywą zieleń.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość