Karczma "Kurinuka-me"
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Ego był najwyraźniej bardziej zainteresowany zarobkiem choć w tym przypadku Irie także była łasa na zarobek. Dodatkowo towarzysz postanowił jej coś przekazać na ucho co nie było zbyt kulturalne lecz kto by się tym aktualnie przejmował? Ego oddał "przywództwo" rudej, dodatkowo wyglądało na to że jeśli ta zadecyduje o wyprawie, ten uda się razem z nią co było bardzo miłe z jego strony. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do niego i jedynie kiwnęła głową przytakując bez słowa.
Mężczyzna zaś leżał gapiąc się bezsilnie w sufit. Najwyraźniej był w zupełnej rozsypce, nie trzeba było być ekspertem żeby wypatrzyć u niego prawdziwą depresję spowodowaną niedawnymi wydarzeniami. Ryuu stulił uszy i cicho zaskomlał, zwierzaki bez problemu odczuły emocje rannego i chyba nie były z tego zadowolone. Irie przyłożyła dłoń do karku czując lekkie zakłopotanie i współczucie, starała się jednak rozsądnie patrzyć na daną sytuację. Jej psy jednak były skore do pomocy, wiedziały że za tą historią kryła się brutalna prawda jak również zdawały sobie sprawę z tego że za darmo nie należało nadstawiać karku.
Niestety nie dostała żadnego zapachu, który naprowadziłby ich do bandytów jednak jeśli historia była prawdziwa, ci z pewnością byli skłonni do napaści jakiejś bogatej załogi. Dziewczyna westchnęła i wstała rozciągając się. Wyglądało na to że mieli do czynienia ze zwykłymi rabusiami co jeszcze bardziej zachęcało ją do sprawdzenia tego wszystkiego, szczególnie że nie brzmiało to śmiertelnie groźnie. Irie spojrzała za okno, pogoda nie była zbyt udana jednak psy znały się na swojej robocie. Obydwa w mig zapamiętały charakterystyczne zapachy, najprecyzyjniejszą poszlaką była...krew rannego, która z pewnością została w miejscu zbrodni. To był dość ważny punkt zaczepienia. Mężczyzna był właściwie ubabrany swoją krwią, był to silny zapach odczuwalny przez czworonogi, nawet nie musiały zbytnio podchodzić. - Chodźmy. Przyda mi się jakaś przechadzka, nie będę tu siedzieć jak grubas - Psy zamerdały ogonem, ten pomysł im się podobał, szczególnie czarnemu wilczurowi który nie lubił zbyt długo siedzieć w miejscu. Pora na wyszukanie jakiejś płachty, którą można byłoby się okryć.
Wyszła z pokoju czekając uprzednio na Ego. - Może znajdziemy jakąś płachtę - Zaproponowała chcąc zapytać o to barmana, może posiadał coś takiego? Kiedy tylko takowa się znajdzie (lub też nie), wtedy po prostu wyrusza w kierunku z którego przyszedł ranny. Psy także nie próżnowały, ich nosy i uszy zaczęły intensywnie działać, to głównie one prowadziły poszukując oznak bandytów. Cała grupka oczywiście miała się na baczności.
Mężczyzna zaś leżał gapiąc się bezsilnie w sufit. Najwyraźniej był w zupełnej rozsypce, nie trzeba było być ekspertem żeby wypatrzyć u niego prawdziwą depresję spowodowaną niedawnymi wydarzeniami. Ryuu stulił uszy i cicho zaskomlał, zwierzaki bez problemu odczuły emocje rannego i chyba nie były z tego zadowolone. Irie przyłożyła dłoń do karku czując lekkie zakłopotanie i współczucie, starała się jednak rozsądnie patrzyć na daną sytuację. Jej psy jednak były skore do pomocy, wiedziały że za tą historią kryła się brutalna prawda jak również zdawały sobie sprawę z tego że za darmo nie należało nadstawiać karku.
Niestety nie dostała żadnego zapachu, który naprowadziłby ich do bandytów jednak jeśli historia była prawdziwa, ci z pewnością byli skłonni do napaści jakiejś bogatej załogi. Dziewczyna westchnęła i wstała rozciągając się. Wyglądało na to że mieli do czynienia ze zwykłymi rabusiami co jeszcze bardziej zachęcało ją do sprawdzenia tego wszystkiego, szczególnie że nie brzmiało to śmiertelnie groźnie. Irie spojrzała za okno, pogoda nie była zbyt udana jednak psy znały się na swojej robocie. Obydwa w mig zapamiętały charakterystyczne zapachy, najprecyzyjniejszą poszlaką była...krew rannego, która z pewnością została w miejscu zbrodni. To był dość ważny punkt zaczepienia. Mężczyzna był właściwie ubabrany swoją krwią, był to silny zapach odczuwalny przez czworonogi, nawet nie musiały zbytnio podchodzić. - Chodźmy. Przyda mi się jakaś przechadzka, nie będę tu siedzieć jak grubas - Psy zamerdały ogonem, ten pomysł im się podobał, szczególnie czarnemu wilczurowi który nie lubił zbyt długo siedzieć w miejscu. Pora na wyszukanie jakiejś płachty, którą można byłoby się okryć.
Wyszła z pokoju czekając uprzednio na Ego. - Może znajdziemy jakąś płachtę - Zaproponowała chcąc zapytać o to barmana, może posiadał coś takiego? Kiedy tylko takowa się znajdzie (lub też nie), wtedy po prostu wyrusza w kierunku z którego przyszedł ranny. Psy także nie próżnowały, ich nosy i uszy zaczęły intensywnie działać, to głównie one prowadziły poszukując oznak bandytów. Cała grupka oczywiście miała się na baczności.
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Rób, co chcesz ruda... Tak rzekłby, gdyby znali się dłużej niż kilkanaście zdań, które wymienili ze sobą w tutejszej ruderze. Pójście na poszukiwania bandytów oznaczają narażanie się na śmierć. Raczej nie należą oni do zwykłych rabusiów, którzy parają się okradaniem pijaków. Używali oni białej broni, najwyraźniej dobrze naostrzonej, która bardzo lubi smak krwi i cudzych pieniędzy. Do tego pogoda na zewnątrz jest co najmniej paskudna, choć nie bardziej niż cała ta sytuacja i stan pacjenta, gdyby nie szybka pomoc od rudowłosej, za którą powinien dać coś więcej niż swoją wdzięczność. Przeciętny człowiek mógłby powiedzieć, że Ego należał do materialistów, dla których najbardziej liczą się pieniądze. Jest w tym trochę prawdy, w końcu za coś trzeba żyć, aczkolwiek pieniądze nie należą do najważniejszych rzeczy. Według młodzieńca bezinteresowna pomoc nie należy się zwykłym ludziom. Można zaliczyć to do odchyłów, który polegał na poczuciu zagrożenia ze strony każdej normalnej osoby, Uchiha zawsze był przekonany, że ludzie dookoła patrzą na niego z pogardą, do tego najchętniej oglądaliby, jak umiera, dlatego nie ruszył do pomocy umierającemu.
Podczas życiowych rozmyślań nad egzystencją młodzieńca, rudowłosa w swojej głowie podjęła decyzje o pomocy facetowi, w momencie, kiedy ten zrezygnowany przykrył się pościelą. Leżąc tam, na pewno liczył na to, że weźmie całą czwórkę na litość. Tak, czwórkę, psy należące do Inuzuki zostały postawione na równi z dwójką shinobi.
Stało się, dziewczyna podjęła decyzje o ruszeniu na pomoc zaginionym towarzyszom poszkodowanego. Ego kolejny raz spojrzał za okno, czując, jak za moment spotka go niemiły kontakt z deszczem. Oby tylko przez to wszystko nie przeziębił się, mogłoby to oznaczać zatrzymanie się w ruderze na dłuższy czas, a tego nie chciałby on, ani właściciel. Właścicielka dwójki psów wyszła z pomieszczenia, zanim ten zdążył się nad tym dobrze zastanowić. Chwilę później w pokoju został już tylko obrażony mężczyzna przykryty kołdrą.
- Dobry pomysł. - płachta mogłaby im się bardzo przydać, lecz wątpliwe jest znalezienie jej w takim miejscu jak to. Chociaż kto wie, może warto spytać barmana. Ego cały czas podąża za rudowłosa, w końcu panie przodem.
Podczas życiowych rozmyślań nad egzystencją młodzieńca, rudowłosa w swojej głowie podjęła decyzje o pomocy facetowi, w momencie, kiedy ten zrezygnowany przykrył się pościelą. Leżąc tam, na pewno liczył na to, że weźmie całą czwórkę na litość. Tak, czwórkę, psy należące do Inuzuki zostały postawione na równi z dwójką shinobi.
Stało się, dziewczyna podjęła decyzje o ruszeniu na pomoc zaginionym towarzyszom poszkodowanego. Ego kolejny raz spojrzał za okno, czując, jak za moment spotka go niemiły kontakt z deszczem. Oby tylko przez to wszystko nie przeziębił się, mogłoby to oznaczać zatrzymanie się w ruderze na dłuższy czas, a tego nie chciałby on, ani właściciel. Właścicielka dwójki psów wyszła z pomieszczenia, zanim ten zdążył się nad tym dobrze zastanowić. Chwilę później w pokoju został już tylko obrażony mężczyzna przykryty kołdrą.
- Dobry pomysł. - płachta mogłaby im się bardzo przydać, lecz wątpliwe jest znalezienie jej w takim miejscu jak to. Chociaż kto wie, może warto spytać barmana. Ego cały czas podąża za rudowłosa, w końcu panie przodem.
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
~Świat był okrutny, ale to chyba wie każdy kto tylko zdołał przejść przez bramy piekieł, każdy nieżyjący czy żyjący człek, każdy martwy czy dychający zwierz, każdy kto swym pierwszym tchnieniem na ten świat wyszedł z łona matki, ku jej uciesze i swym płaczą, które rozrywały cudowne chwile narodzin, bowiem przodkowie przodków mieli kiedyś swe przekonanie, iż dziecię roni łzy na powitanie świata, gdyż dobrze wie, iż nie będzie mu w nim dobrze. Wszystkie istoty łączyło jedno, narodziny i śmierć... Zaproszeni przez demony do swojego świata, na który spoglądają z czeluści piekieł, doglądają każdego ruchu, tak jakby był to ich własny cyrk, nie przejmując się jakimkolwiek ze stworzonych przez nich. Niewzruszone płaczem dziecka, matki czy ojca, śmiercią chłopca czy dziewczynki, męża czy kobiety. Co dzień trwało losowanie, przy którym wybierano jakie stworzenie trafi do jakich warunków, urodziwszy się człekiem można było być pociechą cudownych rodziców, o wielkich zasięgach i górach pieniędzy, można by być rozpieszczanym i skinieniem palca do swego lokaja zażądać jakiejkolwiek rzeczy. Trafić też można było do miejsca, gdzie nawet głodny zwierz kroku nie postawi... Ludzie mają na to swoje określenia, rzucając słowami mającymi jedno i to samo znaczenie, naznaczeni byli Ci co w życiu nic nie osiągnęli, a sprowadzi jeszcze do swego brudnego nędznego świata dziecko, mające za ojca czy matkę alkoholika, nieudacznika... Katującego go od najmłodszych dni, mającego zdeformowane części ciała, gdyż obrażenia w młodym wieku nie regenerowały się tak dobrze, nie u początku kiedy zamiast ciepłego matczynego mleka dostawało się miskę pełną chłodnej, brudnej deszczowej wody, która skapywała do metalowej pokrzywionej miski, niemytej przez dobrych parę dni... Wariantów było wiele, można było być każdym, byle mieć szczęście jeszcze przed samymi narodzinami, jeszcze przed wstąpieniem do demonicznej kolejki, do żywych piekieł, które to nazywane są przez ludzi życiem.
Świat był okrutny, a kiedy wydaje się, że jest już dobrze, że zaczynasz robić pierwsze kroki, deszczowa woda zamienia się w bajecznie czysty strumień, gdzie przeglądać możesz swój rozkwitający uśmiech, metalowa miska zamienia się w zwyczajne naczynie, z którego możesz normalnie coś wypić, by później zaraz mieć możliwość to umyć. Wstajesz rano, robisz pierwszy krok by wyjrzeć przez okno, w oczekiwaniu na kolejny cudowny dzień, dostajesz uderzający w szybę wściekły deszcz, chcący rozbić okno i wedrzeć Ci się do środka, z wiedzą iż najgorsze minęło przemija więc kolejny pochmurny dzień, by po raz następny obudzony tym razem przez przeciekający już dach, z którego kapie woda, gdyż na dworze dalej szaleje rozjuszona burza, zrozumieć, że to wszystko i tak nie było potrzebne... I nim się spostrzeżesz zniknie nawet metalowa miska, zaczniesz doglądać wody w kałuży wypełnionej błotem i kolejny łyk rozdzierać zacznie Ci gardło...
A dziś był właśnie taki dzień, zaznajomiony z bólem Czerwony Król kroczył przed siebie, jak niejeden na tym świecie otrzymał niegdyś zbawienie w postaci spotkania młodej urodziwej kobiety. Był ciepły letni dzień, zwyczajny jak dla Uchihy, który własnie w tym momencie w barze robił niezły burdel. Nawet nie tak dawno o ty miejscu zapomniał, nie wiedział jak się nazywał, zapomniał jak wyglądały krzesła i stoliki czy stojący tutaj od wielu lat za barem właściciel. Ból rozdarł ukryte w głębinach czeluści wspomnień chwile, które wracały z zatrważającym tempem do jego świadomości. Dzień więc zwyczajny był, letni, tak gorący iż młody człek odwiesił swą bluzę na oparcie jednego z jeszcze niepołamanych krzeseł. Burdy słyszane były z pewnej odległości od tego miejsca, gdzie Yoshi przychodził tutaj szukać jedynie awantury między pijanymi ludźmi, którzy o dziwo sami go zaczepiali, lecz to on jakby na to nie spojrzeć szukał kłopotów. Wtedy był ledwo dorosły, choć zaznajomiony z smakiem alkoholu był już dawno, w kieszeni nosił też od pewnych lat paczkę fajek, a tym samym wlecze się to pod dziś dzień. Słońce zaglądało no karczmy, spoglądało na monotonną już rozróbę, w której to wygrywał nie kto inny jak Czerwony Król, mający naprzeciw siebie kilkoro podchmielonych wieśniaków. Nie robiąc sobie problemu z unikiem przed każdym atakiem, zdawać by się mogło, iż tańczy między nimi z uśmiechem na twarzy, popychając i drażniąc się raz za razem z każdym z nich. A wtem nastał i mały wypadek, w którym to jedna z jego zabawek uderzyła o kobietę, na którą wcześniej nie zwracał żadnej uwagi, nawet nie był świadomy iż tam siedzi. Lekko za filarem ukryta więc, pałaszująca swój posiłek ognistowłosa kobieta, młoda bardzo. Jej włosy długie po ramiona, lekko mniej barwne od Yoshiego, dlatego też rudawe czy płomienne. Delikatna i gładka skóra, cudowne bajeczne ślepia, w których zagubiłby się każdy normalny mąż i nie. Ale on do nich nie należał i jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie ona jedyną rzeczą, w której to wszystkiego jego emocje były ukryte i uśpione, wtedy po prostu rozpoczął się cały tok wydarzeń, na które to nikt inny nie miał zgody ingerować mianowanej przez stwórców demonów, pozwolenia. Odziany w brudne z kurzu i piachu rzeczy wieśniak, mężczyzna mający lat może o dziesięć lub kilka więcej niż raczkująca wtedy jeszcze bestia czy bardziej ukrywająca się. Jego ciało pchnęło stół, całe jedzenie upadło na ziemię wraz z drewnianym meblem, robiąc huk na całą karczmę. Naczynie upadły na ziemię rozbijając się na tysiące małych kawałeczków.
Wracały najmniejsze szczegóły, jego pamięć nawet rysowała dokładnie wzorki, które znajdowały się na tej porcelanie, pamiętał też i jedzenie które było wtedy podawane... Zielona łodyga na jej końcu żółty tulipan z jednej strony był na talerzy, na którym znajdowało się najtańsze jedzenie, gotowane ziemniaki i potrawka z królika, nie było to dobre czy paskudne, było bez smaku, a człek głodny zjadłby i wszystko byle wypełnić pusty brzuch.
Jedzenie znalazło się na ziemi, wraz z mężczyzną i kawałkami porcelany, nawet okazało się, że ucierpiał też i stół, który połamał się tu i ówdzie. Kobieta podniosła się oburzona, rzucając słowami z zapytaniem, któż to zrobił, a bez chwili zastanowienia Czerwony Król zrobił we kroki do przodu. Stojąc przed nią dosłownie o pół kroku, przysunął się jeszcze bliżej, twarzą w twarz, tak by mogła odczuć jego przepełniony alkoholem dech. Wyrzucił jej dosłownie w twarz z dumą, iż był to on sam. A nim spostrzegł się jego ciało było już w powietrzu, leciało do tyłu dobry metr czy dwa nad ziemią, kierując się na ścianę karczmy. Krople krewi wyleciały mu z ust, a po sekundzie czy dwóch przebił się przez ścianę, na której to nawet jakby się nie zatrzymał. Nie spowolniło to prawie w ogóle jego lotu, zatrzymał się dopiero na drzewie, dobre kilka metrów od karczmy... uderzając o nie plecami, skrzywiając się przy tym z bólu. Nim ten zdążył zrozumieć co się stało, konar o który uderzył własnie drgnął i zazgrzytał szeleszcząc koroną, strzelił i złamał się w pół, upadając za nim...
Zaraz do jego świadomości dotarło, iż jego ciało zrobiło odruchowy odskok, który nie udał się zbyt dobrze, a gdyby jednak tego nie zrobił to miałby połamane wszystkie żebra, a nie tylko kilka. Łapiąc się za obolałą klatkę zaczął się unosić do góry, słysząc już w oddali czyjeś kroki... A nie mogły być to nikogo inne jak nieznajomej kobiety, która tak go urządziła. Palce zaciskały się na boku, starając się jakby nieudolnie uśmierzyć ból. W jego myślach krążyły teraz różne słowa, bo jakże można by inaczej nazwać dziewczę, które dysponuje taką siłą fizyczną, jak można określić sytuację, która własnie została ukazana. Uniósł głowę, która spuszczona była w dół, wraz ze wzrokiem, lustrującym ciemnozieloną trawę, która niezbyt to grzeszyła w tym akurat miejscu swą gęstością. Łeb postawił do pionu, wzrok wraz z nim by spojrzeć na odległość jaką przebył, dziurę w ścianie karczmy i Rudowłosą stojącą przy nowym wyjściu czy wejściu. Ta łapała wtedy jedną z desek, które jeszcze wisiały, spoglądając na Czerwonego Króla z nieznajomym dla niego wyrazem, bowiem pierwszy raz dostrzegł rozchodzące się po ciele tatuaże czy bardziej wtedy jeszcze nie wiedział pieczęcie! Jego ślepia machinalnie zareagowały rozszerzając się i aktywując Sharingana, co uchroniło go przed kolejnym atakiem z jej strony. Bowiem deskę którą trzymała jeszcze przed ułamkiem sekundy, cisnęła prosto w niego, w jego głowę... ta uchyliła się dzięki możliwości boskich ślepi. Widział też po raz pierwszy coś niewyobrażalnego, coś co uświadomiło mu, że na tym świecie istnieje jeszcze wiele rzeczy, które mogą go zaskoczyć. Był to pierwszy raz kiedy dostał od kogoś po twarzy, ale nie miał zamiaru przecież być dłużnym...
Niebieska energia, która u zwykłego człeka rozchodziła się po całym ciele, w jej przypadku była pochłaniana przez czerń w czystej postaci, jak gdyby jej dusza własnie zostawała oddana do demonicznych dłoni, a te zamykały się powoli szczelnie w swym szale... Wtedy wiedział już, że to nie będzie zwyczajna potyczka, wtedy wiedział już, że trafił na kogoś, kto nie będzie tylko przyjmował na siebie ciosów raz po raz, demoniczna kobieta miała zostać pierwszą, która po jego uderzeniu będzie oddawać cios ze zdwojoną siłą.
Yoshi czuł się jak gdyby wewnętrzne organy zostały pozamieniane miejscami, choć najbardziej dokuczały mu połamane żebra, to z grymasem bólu i z jeszcze większym rozchodzącym się uśmiechem rozkoszy unosząc swoje ciało do boju, sprawiał wrażenie, iż swą postawą nie miał zamiaru odstawać od bestii stojącej naprzeciw niego. Nie bał się jej, nigdy nie bał się nikogo, ale czuł do niej swego rodzaju respekt czy szacunek, który towarzyszył mu w myślach od tej chwili... Starli się na moment wzrokiem, wymieniając się żądnym krwi spojrzeniem, by po chwili wraz z rozdzierającym uszy krzykiem ludzi, który był dla nich niczym gong, ruszyli na siebie w szale walki. Był to pojedynek, który został zapamiętany przez chyba tylko właściciela knajpy, który bacznie doglądał swojego interesu, jak z istną rozkoszą delektował się rozwijającym starciem.
Pierwszy ruch należał do Uchihy, który zamachując się ręką wymierzoną prosto w twarz Inu, ta wbiła się w jak dla niego z pierwszego rzutu oka delikatną twarzyczkę, zatrzymując się na niej niczym na ścianie. Nawet przeszył go ból, który porównywalny był gdyby z całej siły uderzył pięścią w głaz, rozjuszony stwór nie był obojętny i niezbyt długo czekał z kontratakiem, który wywołał u Czerwonego Króla przeszywający go dreszczyk emocji, czuł jak potężna ręka zbliża się z lewej strony, widział ją niczym łapę jakiegoś potężnego wielkiego zwierza, powietrze miażdżone przez jej siłę sprawiało, że z jak na uderzenie sporej odległości czuł tę zgromadzoną moc, była o wiele większa niż wcześniej, niż przed kilkoma chwilami. Sharingan sprawiał jednak, że był w stanie zsunąć swe ciało niczym do ślizgu na bok, ale cios był tak potężny, iż kiedy został do końca wykonany, znajdujące się nieopodal korona drzew poruszyła się w istnej grozie. W swym tańcu użytkownik Doujutsu miał od razu wyprowadzić atak, unoszące kolano do góry, kierując je w brzuch przeciwniczki, wiedział że na pewno nie uchroni się przed tym ciosem, a być może dzięki temu znajdzie wreszcie jej słaby punkt, wtedy kiedy sprawdzi prawie całej jej ciało, był przekonany, że gdzieś musiała takowy mieć.
Nagle w przeciągu jednej sekundy, kiedy to cios miał już zetknąć się z jej brzuchem, pojawiła się dziwna tarcza, która zablokowała atak, który miał przecież zadać obrażenia, a po minie Yoshiego, kiedy zetknął się z nią widać było, iż ta jest o wiele twardsza niż jej zwykły naskórek! Dopiero teraz dostrzegł, że ten w połowie zmienił swą barwę na ciemniejszą, pochłonięty zapowiedzią cudownego boju zrobił się nieostrożny, ich ślepia na moment znów starły się, mogli spojrzeć sobie prosto do duszy, ale obydwoje nie znaleźli tam niczego, mając nawet mylne wrażenie, iż spoglądają w swoje własne myśli... Wykorzystując to użytkownik iluzji, aktywował jedną ze swoich technik, musiał zmienić podejście do tej walki całkowicie i zaczął zabawę w kreowanie swojego świata. Odskakując od niej na kilka metrów, wydobył ze swej kreatywności pnącza ciemno zielone niczym u jakiegoś dzikiego krzaku, które z jakże skutecznym skutkiem zakończyły wszelki możliwy ruch Płomiennowłosej... Wtedy, kiedy w jego mniemaniu mogła jedynie mówić, błagać o wybaczenie, ta zaczęła się śmiać...
Tymczasem Yoshimitsu zdążył już zniknąć z dzielnicy mieszkalnej i oddalał się z każdą kolejną chwilą, kierując się prosto do miejsca, do karczmy w której wszystko się zaczęło. Jego życie... Które nie tak dawno umarło... Był trzeźwy i zarazem nie, myślał i zarazem nie. Nieudolnie kroczył przed siebie, nawet raz udało mu się potknąć i upaść na kolana, zmarnowane ciało leniwie rozłożyło ręce na boki, upuszczając pustą już butelkę z objęć palców. Słońce oślepiło go przez moment, odbijając się od oddalającego szkła...
Od tamtej chwili minęło już sporo czasu, przeminęła jedna zima czy dwie, a może nawet trzy. Nie zwracał na to uwagi, jego życie zataczało kręgi tylko w jednej chwili, zatrzymało się tamtego dnia, kiedy bezwładnie upadł na ziemię jak tak w tym przypadku, spoglądając na dwie jakby nieznajome wtedy osoby, które starają się zabić jego i Inu, spoglądając w ostatnie jej chwile, obezwładniony przez tysiące zadanych mu ran, do tej pory nie wie czemu był i jest taki słaby. Nie wie czemu nie udało mu się podnieść, czemu przeklęty Sharingan nie rozwinął się wcześniej, wtedy mógłby uratować ją w mgnieniu oka, mógłby wciągnąć ją do tego nieskończonego wymiaru i ukryć przed tymi, którzy starają się mu ją odebrać... ale jedynie co mógł zrobić to spoglądać jak potężny wybuch i po sekundzie niszczycielski płomień pochłania jego ukochaną. Nie zapomni tego nigdy, nie... Dlatego co dzień kiedy z bólem głowy budzi się oślepiony przez południowe słońce spogląda w swoje wspomnienia, rzuca się w własny świat iluzji i przeżywa wszystko jeszcze raz, za każdym razem czując jak jego blizny pulsuję i rozdzierają go znów ogniem, czując ten ból, który sprawiał jego bezruch, był niczym w porównaniu do tego, który co dzień po dziś rozdziera go od środka.
Nie rozumie teraz wielu rzeczy, często dając dla niewinnych istot jakimi są dzieci czy zwierzęta dobroć, którą darzyła go Rudowłosa ukochana, pomagając im jak tylko może. Innym razem zaś spotyka dorosłego człeka, który zrobić jakąś błahostkę, zostanie pozbawiony życia... Czuł się rozdarty między spuszczoną z smyczy bestią, a postacią którą stawał się przy Inu. Jego charakter nie istniał, nie miał schematów czy racjonalnych zachowań, nikt nie mógł przewidzieć jak postąpi. Choć działał z polecenia Katsumi, gdyby naprzeciw niego stanęły obiecane przez niego osoby, a przełożona zakazałby stanowczo ich krzywdzić, bez chwili zawahania rzuciłby się na nich i zrobił z nimi coś tak strasznego, iż sama śmierć wstydzi się kiedy o tym pomyśli.
Minęła chwila, przeszło obok niego kilkoro osób. Ten zaczął się znów unosić na równe nogi, ku jego zdziwieniu, zostało mu jeszcze kilka kroków do karczmy. Zmuszony własnym celem kupienia kolejnej butelki podszedł pod uchylone drzwi wejściowe. Nikt nawet nie zwrócił na niego specjalnej uwagi, poza rzuceniem zwyczajnych komentarzy, który słyszały tylko ich własne uszy, a myśli ich drżały przed każdym kolejnym krokiem Czerwonego Króla. Wiedzieli po co tutaj przyszedł, jak zwykle przecież. Ale i tak strach rzucał im wyzwanie. Wszyscy starali się kontynuować swoje tematy, z wbitym w ziemię przysłoniętym przez włosy oczy rzucił kilka słów do barmana, który kręcił głową widząc stan swoje stałego klienta.
-To ccc-o zwykle. Jej ulubiony drink. N-nienawidzę tego słodkiego gówna. -jego słowa pochłonięte były przez pijacką chrypę, która mocno przysłaniała każde z nich, niezbyt zgrabnie i zrozumiałe litery jak i znaczenie zdań, mógł zrozumieć tylko człek podający to samo przez ostatnie kilka lat. Był to specyficzny alkohol, którego za jej życia tkną tylko raz, wypluwając z ust i śmiejąc się, iż takie słodkie soczki są dla dzieci, teraz sam zapija się nim raz za razem, nie kosztujące i nie kupując niczego innego. Ale nagle dzisiejszy dzień miał poruszyć jego pętlą...
-Niestety, ale nie mam składników. Brakuje mi jednego z soków. Przepraszam... -na te słowa kroczący Uchiha zatrzymał się w miejscu, właściciel wiedział, że to co właśnie powiedział będzie zwiastowało być może konfrontację z pijakiem, ale w takim stanie nawet on będzie mógł dać mu radę, zwłaszcza przecież że nie jest też byle wieśniakiem. Gdyby został mu podany jakiś inny drink lub brakowało by jakiegoś składnika, ten od razu by to zauważył, już takie coś było próbowane przez właściciela, jednak z bardzo negatywnym skutkiem. Czerwonowłosy zaczął się głośno śmiać, opierając swoje ciężkie ciało o jeden z drewnianych filarów. Jego ręce lekko drgając powędrowały do ulubionej kieszeni, z której wyciągnął paczkę papierosów, kończąc rechot umieścił jednego z nich między wargami, odpalając i zasłaniając na moment większą część swojej twarzy dymem, przez który przebijały się słowa.
-Nie rób jaj, dawaj mi to po co przyszedłem... C-chyba, że chccccesz, żeby to skończyć, no... wisz jak. Bez pierdolenia, dawaj TO! -jego dłoń natychmiast uderzyła w jedną z kilku drewnianych podpór, rozległ się huk, budynek jakby zadrżał. Niektórzy ludzie zaczynali powoli wychodzić. Barman spojrzał wtedy na kobietę, która siedziała wraz ze swoimi psami przy barze, sącząc jakiś trunek huśtając nogami i niezbyt interesując się całym zajściem.
-Wybacz, ale naprawdę. Ta kobieta wypiła resztki jednego z potrzebnych składników, opija misję, stary odpuść sobie przynajmniej dzisiaj, jutro dos... -wtem nim barman skończył mówić ku zdziwieniu wszystkich Czerwony Król wyprostował się i szybkim ruchem doskoczył do niej, pojawiając się tuż za nieznajomą dziewczyną, nachylony nad jej głową wyszeptał do niej pierwsze słowo by później wrzasnąć wraz z rozdzierającym się hukiem.
-Zginiesz... KURWA ZGINIESZ! -jego dłoń zaplątała się między jej włosami, najpierw mocno szarpnął do tyły, by po chwili z całej siły wbić jej twarz w stół i rozwalić go całego w pół, przebijając go głową kobiety. Potężny huk trzaskającego się na drzazgi drewnianego mebla rozrzuciły się po sporej części głównej sali. Kątem oka spojrzał na psy, które dostrzegły w jego oku Sharingana, zaskomlały cicho, a Yoshimitsu powiedział.
-Leżeć suki! Tak jak wasza PANI! -i cóż z tego wszystkiego wyjdzie!?
Świat był okrutny, a kiedy wydaje się, że jest już dobrze, że zaczynasz robić pierwsze kroki, deszczowa woda zamienia się w bajecznie czysty strumień, gdzie przeglądać możesz swój rozkwitający uśmiech, metalowa miska zamienia się w zwyczajne naczynie, z którego możesz normalnie coś wypić, by później zaraz mieć możliwość to umyć. Wstajesz rano, robisz pierwszy krok by wyjrzeć przez okno, w oczekiwaniu na kolejny cudowny dzień, dostajesz uderzający w szybę wściekły deszcz, chcący rozbić okno i wedrzeć Ci się do środka, z wiedzą iż najgorsze minęło przemija więc kolejny pochmurny dzień, by po raz następny obudzony tym razem przez przeciekający już dach, z którego kapie woda, gdyż na dworze dalej szaleje rozjuszona burza, zrozumieć, że to wszystko i tak nie było potrzebne... I nim się spostrzeżesz zniknie nawet metalowa miska, zaczniesz doglądać wody w kałuży wypełnionej błotem i kolejny łyk rozdzierać zacznie Ci gardło...
A dziś był właśnie taki dzień, zaznajomiony z bólem Czerwony Król kroczył przed siebie, jak niejeden na tym świecie otrzymał niegdyś zbawienie w postaci spotkania młodej urodziwej kobiety. Był ciepły letni dzień, zwyczajny jak dla Uchihy, który własnie w tym momencie w barze robił niezły burdel. Nawet nie tak dawno o ty miejscu zapomniał, nie wiedział jak się nazywał, zapomniał jak wyglądały krzesła i stoliki czy stojący tutaj od wielu lat za barem właściciel. Ból rozdarł ukryte w głębinach czeluści wspomnień chwile, które wracały z zatrważającym tempem do jego świadomości. Dzień więc zwyczajny był, letni, tak gorący iż młody człek odwiesił swą bluzę na oparcie jednego z jeszcze niepołamanych krzeseł. Burdy słyszane były z pewnej odległości od tego miejsca, gdzie Yoshi przychodził tutaj szukać jedynie awantury między pijanymi ludźmi, którzy o dziwo sami go zaczepiali, lecz to on jakby na to nie spojrzeć szukał kłopotów. Wtedy był ledwo dorosły, choć zaznajomiony z smakiem alkoholu był już dawno, w kieszeni nosił też od pewnych lat paczkę fajek, a tym samym wlecze się to pod dziś dzień. Słońce zaglądało no karczmy, spoglądało na monotonną już rozróbę, w której to wygrywał nie kto inny jak Czerwony Król, mający naprzeciw siebie kilkoro podchmielonych wieśniaków. Nie robiąc sobie problemu z unikiem przed każdym atakiem, zdawać by się mogło, iż tańczy między nimi z uśmiechem na twarzy, popychając i drażniąc się raz za razem z każdym z nich. A wtem nastał i mały wypadek, w którym to jedna z jego zabawek uderzyła o kobietę, na którą wcześniej nie zwracał żadnej uwagi, nawet nie był świadomy iż tam siedzi. Lekko za filarem ukryta więc, pałaszująca swój posiłek ognistowłosa kobieta, młoda bardzo. Jej włosy długie po ramiona, lekko mniej barwne od Yoshiego, dlatego też rudawe czy płomienne. Delikatna i gładka skóra, cudowne bajeczne ślepia, w których zagubiłby się każdy normalny mąż i nie. Ale on do nich nie należał i jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie ona jedyną rzeczą, w której to wszystkiego jego emocje były ukryte i uśpione, wtedy po prostu rozpoczął się cały tok wydarzeń, na które to nikt inny nie miał zgody ingerować mianowanej przez stwórców demonów, pozwolenia. Odziany w brudne z kurzu i piachu rzeczy wieśniak, mężczyzna mający lat może o dziesięć lub kilka więcej niż raczkująca wtedy jeszcze bestia czy bardziej ukrywająca się. Jego ciało pchnęło stół, całe jedzenie upadło na ziemię wraz z drewnianym meblem, robiąc huk na całą karczmę. Naczynie upadły na ziemię rozbijając się na tysiące małych kawałeczków.
Wracały najmniejsze szczegóły, jego pamięć nawet rysowała dokładnie wzorki, które znajdowały się na tej porcelanie, pamiętał też i jedzenie które było wtedy podawane... Zielona łodyga na jej końcu żółty tulipan z jednej strony był na talerzy, na którym znajdowało się najtańsze jedzenie, gotowane ziemniaki i potrawka z królika, nie było to dobre czy paskudne, było bez smaku, a człek głodny zjadłby i wszystko byle wypełnić pusty brzuch.
Jedzenie znalazło się na ziemi, wraz z mężczyzną i kawałkami porcelany, nawet okazało się, że ucierpiał też i stół, który połamał się tu i ówdzie. Kobieta podniosła się oburzona, rzucając słowami z zapytaniem, któż to zrobił, a bez chwili zastanowienia Czerwony Król zrobił we kroki do przodu. Stojąc przed nią dosłownie o pół kroku, przysunął się jeszcze bliżej, twarzą w twarz, tak by mogła odczuć jego przepełniony alkoholem dech. Wyrzucił jej dosłownie w twarz z dumą, iż był to on sam. A nim spostrzegł się jego ciało było już w powietrzu, leciało do tyłu dobry metr czy dwa nad ziemią, kierując się na ścianę karczmy. Krople krewi wyleciały mu z ust, a po sekundzie czy dwóch przebił się przez ścianę, na której to nawet jakby się nie zatrzymał. Nie spowolniło to prawie w ogóle jego lotu, zatrzymał się dopiero na drzewie, dobre kilka metrów od karczmy... uderzając o nie plecami, skrzywiając się przy tym z bólu. Nim ten zdążył zrozumieć co się stało, konar o który uderzył własnie drgnął i zazgrzytał szeleszcząc koroną, strzelił i złamał się w pół, upadając za nim...
Zaraz do jego świadomości dotarło, iż jego ciało zrobiło odruchowy odskok, który nie udał się zbyt dobrze, a gdyby jednak tego nie zrobił to miałby połamane wszystkie żebra, a nie tylko kilka. Łapiąc się za obolałą klatkę zaczął się unosić do góry, słysząc już w oddali czyjeś kroki... A nie mogły być to nikogo inne jak nieznajomej kobiety, która tak go urządziła. Palce zaciskały się na boku, starając się jakby nieudolnie uśmierzyć ból. W jego myślach krążyły teraz różne słowa, bo jakże można by inaczej nazwać dziewczę, które dysponuje taką siłą fizyczną, jak można określić sytuację, która własnie została ukazana. Uniósł głowę, która spuszczona była w dół, wraz ze wzrokiem, lustrującym ciemnozieloną trawę, która niezbyt to grzeszyła w tym akurat miejscu swą gęstością. Łeb postawił do pionu, wzrok wraz z nim by spojrzeć na odległość jaką przebył, dziurę w ścianie karczmy i Rudowłosą stojącą przy nowym wyjściu czy wejściu. Ta łapała wtedy jedną z desek, które jeszcze wisiały, spoglądając na Czerwonego Króla z nieznajomym dla niego wyrazem, bowiem pierwszy raz dostrzegł rozchodzące się po ciele tatuaże czy bardziej wtedy jeszcze nie wiedział pieczęcie! Jego ślepia machinalnie zareagowały rozszerzając się i aktywując Sharingana, co uchroniło go przed kolejnym atakiem z jej strony. Bowiem deskę którą trzymała jeszcze przed ułamkiem sekundy, cisnęła prosto w niego, w jego głowę... ta uchyliła się dzięki możliwości boskich ślepi. Widział też po raz pierwszy coś niewyobrażalnego, coś co uświadomiło mu, że na tym świecie istnieje jeszcze wiele rzeczy, które mogą go zaskoczyć. Był to pierwszy raz kiedy dostał od kogoś po twarzy, ale nie miał zamiaru przecież być dłużnym...
Niebieska energia, która u zwykłego człeka rozchodziła się po całym ciele, w jej przypadku była pochłaniana przez czerń w czystej postaci, jak gdyby jej dusza własnie zostawała oddana do demonicznych dłoni, a te zamykały się powoli szczelnie w swym szale... Wtedy wiedział już, że to nie będzie zwyczajna potyczka, wtedy wiedział już, że trafił na kogoś, kto nie będzie tylko przyjmował na siebie ciosów raz po raz, demoniczna kobieta miała zostać pierwszą, która po jego uderzeniu będzie oddawać cios ze zdwojoną siłą.
Yoshi czuł się jak gdyby wewnętrzne organy zostały pozamieniane miejscami, choć najbardziej dokuczały mu połamane żebra, to z grymasem bólu i z jeszcze większym rozchodzącym się uśmiechem rozkoszy unosząc swoje ciało do boju, sprawiał wrażenie, iż swą postawą nie miał zamiaru odstawać od bestii stojącej naprzeciw niego. Nie bał się jej, nigdy nie bał się nikogo, ale czuł do niej swego rodzaju respekt czy szacunek, który towarzyszył mu w myślach od tej chwili... Starli się na moment wzrokiem, wymieniając się żądnym krwi spojrzeniem, by po chwili wraz z rozdzierającym uszy krzykiem ludzi, który był dla nich niczym gong, ruszyli na siebie w szale walki. Był to pojedynek, który został zapamiętany przez chyba tylko właściciela knajpy, który bacznie doglądał swojego interesu, jak z istną rozkoszą delektował się rozwijającym starciem.
Pierwszy ruch należał do Uchihy, który zamachując się ręką wymierzoną prosto w twarz Inu, ta wbiła się w jak dla niego z pierwszego rzutu oka delikatną twarzyczkę, zatrzymując się na niej niczym na ścianie. Nawet przeszył go ból, który porównywalny był gdyby z całej siły uderzył pięścią w głaz, rozjuszony stwór nie był obojętny i niezbyt długo czekał z kontratakiem, który wywołał u Czerwonego Króla przeszywający go dreszczyk emocji, czuł jak potężna ręka zbliża się z lewej strony, widział ją niczym łapę jakiegoś potężnego wielkiego zwierza, powietrze miażdżone przez jej siłę sprawiało, że z jak na uderzenie sporej odległości czuł tę zgromadzoną moc, była o wiele większa niż wcześniej, niż przed kilkoma chwilami. Sharingan sprawiał jednak, że był w stanie zsunąć swe ciało niczym do ślizgu na bok, ale cios był tak potężny, iż kiedy został do końca wykonany, znajdujące się nieopodal korona drzew poruszyła się w istnej grozie. W swym tańcu użytkownik Doujutsu miał od razu wyprowadzić atak, unoszące kolano do góry, kierując je w brzuch przeciwniczki, wiedział że na pewno nie uchroni się przed tym ciosem, a być może dzięki temu znajdzie wreszcie jej słaby punkt, wtedy kiedy sprawdzi prawie całej jej ciało, był przekonany, że gdzieś musiała takowy mieć.
Nagle w przeciągu jednej sekundy, kiedy to cios miał już zetknąć się z jej brzuchem, pojawiła się dziwna tarcza, która zablokowała atak, który miał przecież zadać obrażenia, a po minie Yoshiego, kiedy zetknął się z nią widać było, iż ta jest o wiele twardsza niż jej zwykły naskórek! Dopiero teraz dostrzegł, że ten w połowie zmienił swą barwę na ciemniejszą, pochłonięty zapowiedzią cudownego boju zrobił się nieostrożny, ich ślepia na moment znów starły się, mogli spojrzeć sobie prosto do duszy, ale obydwoje nie znaleźli tam niczego, mając nawet mylne wrażenie, iż spoglądają w swoje własne myśli... Wykorzystując to użytkownik iluzji, aktywował jedną ze swoich technik, musiał zmienić podejście do tej walki całkowicie i zaczął zabawę w kreowanie swojego świata. Odskakując od niej na kilka metrów, wydobył ze swej kreatywności pnącza ciemno zielone niczym u jakiegoś dzikiego krzaku, które z jakże skutecznym skutkiem zakończyły wszelki możliwy ruch Płomiennowłosej... Wtedy, kiedy w jego mniemaniu mogła jedynie mówić, błagać o wybaczenie, ta zaczęła się śmiać...

Od tamtej chwili minęło już sporo czasu, przeminęła jedna zima czy dwie, a może nawet trzy. Nie zwracał na to uwagi, jego życie zataczało kręgi tylko w jednej chwili, zatrzymało się tamtego dnia, kiedy bezwładnie upadł na ziemię jak tak w tym przypadku, spoglądając na dwie jakby nieznajome wtedy osoby, które starają się zabić jego i Inu, spoglądając w ostatnie jej chwile, obezwładniony przez tysiące zadanych mu ran, do tej pory nie wie czemu był i jest taki słaby. Nie wie czemu nie udało mu się podnieść, czemu przeklęty Sharingan nie rozwinął się wcześniej, wtedy mógłby uratować ją w mgnieniu oka, mógłby wciągnąć ją do tego nieskończonego wymiaru i ukryć przed tymi, którzy starają się mu ją odebrać... ale jedynie co mógł zrobić to spoglądać jak potężny wybuch i po sekundzie niszczycielski płomień pochłania jego ukochaną. Nie zapomni tego nigdy, nie... Dlatego co dzień kiedy z bólem głowy budzi się oślepiony przez południowe słońce spogląda w swoje wspomnienia, rzuca się w własny świat iluzji i przeżywa wszystko jeszcze raz, za każdym razem czując jak jego blizny pulsuję i rozdzierają go znów ogniem, czując ten ból, który sprawiał jego bezruch, był niczym w porównaniu do tego, który co dzień po dziś rozdziera go od środka.
Nie rozumie teraz wielu rzeczy, często dając dla niewinnych istot jakimi są dzieci czy zwierzęta dobroć, którą darzyła go Rudowłosa ukochana, pomagając im jak tylko może. Innym razem zaś spotyka dorosłego człeka, który zrobić jakąś błahostkę, zostanie pozbawiony życia... Czuł się rozdarty między spuszczoną z smyczy bestią, a postacią którą stawał się przy Inu. Jego charakter nie istniał, nie miał schematów czy racjonalnych zachowań, nikt nie mógł przewidzieć jak postąpi. Choć działał z polecenia Katsumi, gdyby naprzeciw niego stanęły obiecane przez niego osoby, a przełożona zakazałby stanowczo ich krzywdzić, bez chwili zawahania rzuciłby się na nich i zrobił z nimi coś tak strasznego, iż sama śmierć wstydzi się kiedy o tym pomyśli.
Minęła chwila, przeszło obok niego kilkoro osób. Ten zaczął się znów unosić na równe nogi, ku jego zdziwieniu, zostało mu jeszcze kilka kroków do karczmy. Zmuszony własnym celem kupienia kolejnej butelki podszedł pod uchylone drzwi wejściowe. Nikt nawet nie zwrócił na niego specjalnej uwagi, poza rzuceniem zwyczajnych komentarzy, który słyszały tylko ich własne uszy, a myśli ich drżały przed każdym kolejnym krokiem Czerwonego Króla. Wiedzieli po co tutaj przyszedł, jak zwykle przecież. Ale i tak strach rzucał im wyzwanie. Wszyscy starali się kontynuować swoje tematy, z wbitym w ziemię przysłoniętym przez włosy oczy rzucił kilka słów do barmana, który kręcił głową widząc stan swoje stałego klienta.
-To ccc-o zwykle. Jej ulubiony drink. N-nienawidzę tego słodkiego gówna. -jego słowa pochłonięte były przez pijacką chrypę, która mocno przysłaniała każde z nich, niezbyt zgrabnie i zrozumiałe litery jak i znaczenie zdań, mógł zrozumieć tylko człek podający to samo przez ostatnie kilka lat. Był to specyficzny alkohol, którego za jej życia tkną tylko raz, wypluwając z ust i śmiejąc się, iż takie słodkie soczki są dla dzieci, teraz sam zapija się nim raz za razem, nie kosztujące i nie kupując niczego innego. Ale nagle dzisiejszy dzień miał poruszyć jego pętlą...
-Niestety, ale nie mam składników. Brakuje mi jednego z soków. Przepraszam... -na te słowa kroczący Uchiha zatrzymał się w miejscu, właściciel wiedział, że to co właśnie powiedział będzie zwiastowało być może konfrontację z pijakiem, ale w takim stanie nawet on będzie mógł dać mu radę, zwłaszcza przecież że nie jest też byle wieśniakiem. Gdyby został mu podany jakiś inny drink lub brakowało by jakiegoś składnika, ten od razu by to zauważył, już takie coś było próbowane przez właściciela, jednak z bardzo negatywnym skutkiem. Czerwonowłosy zaczął się głośno śmiać, opierając swoje ciężkie ciało o jeden z drewnianych filarów. Jego ręce lekko drgając powędrowały do ulubionej kieszeni, z której wyciągnął paczkę papierosów, kończąc rechot umieścił jednego z nich między wargami, odpalając i zasłaniając na moment większą część swojej twarzy dymem, przez który przebijały się słowa.
-Nie rób jaj, dawaj mi to po co przyszedłem... C-chyba, że chccccesz, żeby to skończyć, no... wisz jak. Bez pierdolenia, dawaj TO! -jego dłoń natychmiast uderzyła w jedną z kilku drewnianych podpór, rozległ się huk, budynek jakby zadrżał. Niektórzy ludzie zaczynali powoli wychodzić. Barman spojrzał wtedy na kobietę, która siedziała wraz ze swoimi psami przy barze, sącząc jakiś trunek huśtając nogami i niezbyt interesując się całym zajściem.
-Wybacz, ale naprawdę. Ta kobieta wypiła resztki jednego z potrzebnych składników, opija misję, stary odpuść sobie przynajmniej dzisiaj, jutro dos... -wtem nim barman skończył mówić ku zdziwieniu wszystkich Czerwony Król wyprostował się i szybkim ruchem doskoczył do niej, pojawiając się tuż za nieznajomą dziewczyną, nachylony nad jej głową wyszeptał do niej pierwsze słowo by później wrzasnąć wraz z rozdzierającym się hukiem.
-Zginiesz... KURWA ZGINIESZ! -jego dłoń zaplątała się między jej włosami, najpierw mocno szarpnął do tyły, by po chwili z całej siły wbić jej twarz w stół i rozwalić go całego w pół, przebijając go głową kobiety. Potężny huk trzaskającego się na drzazgi drewnianego mebla rozrzuciły się po sporej części głównej sali. Kątem oka spojrzał na psy, które dostrzegły w jego oku Sharingana, zaskomlały cicho, a Yoshimitsu powiedział.
-Leżeć suki! Tak jak wasza PANI! -i cóż z tego wszystkiego wyjdzie!?
0 x
- Papyrus
- Administrator
- Posty: 3835
- Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
- Ranga: Fabular
- GG/Discord: Enjintou1#8970
- Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Co. Tu. Się. Oddżebało.
Witam serdecznie, nazywam się Ray i zrobię tutaj, kufa, masakrę na niefabularności. Serdecznie zapraszam.
Pomijam już retrospekcję. Nie chce mi się rozwodzić nad tym wszystkim. Zajmę się jedynie teraźniejszą częścią.
Sprawa 1: Sława postaci
Zacznijmy od tego co sobie pozwoliłeś wypowiedzieć ustami NPC, a więc świata, w którym Twoja postać żyje.
* Mógłby próbować dorównać (w aktualnym momencie) Katsumi, czyli liderce Uchiha.
* Posiada ogromną wiedzę, bo wiele podróżował.
* Wiadomo, że jest silny, bo nadrabia zlecenia.
* Uśpiona bestia
* Czerwony Król / Czerwona Bestia jako tytuł. (cringe)
A teraz spójrzmy w temat, który odpowiada za sławę postaci. >O TUTAJ<. I co widzimy? Nic? No właśnie. Yoshimitsu nie jest W OGÓLE znany w Sogen. Dla mieszkańców to brudny, śmierdzący pijaczyna, który podobno jest ninja, a przynajmniej tak twierdzi. To maksimum jego sławy. No to skoro nie sława w taki sposób, to może ranga ninja? No właśnie. Z jakiegoś powodu (znanego głównie Katsumi) Yoshimitsu ma rangę Doko, a co jest w tym temacie? "Jest to początkujący ninja, który dopiero stawia swoje pierwsze kroki w brutalnym świecie Shinobich. Dōkō dopiero zaczyna poznawać tajniki sztuki ninja, odkrywa swoje możliwości i drzemiący w sobie potencjał. Jego wiedza o świecie jest godna politowania, a ufność w swoje zdolności przeogromna co jest niestety zabójczą kombinacją dla jego własnego zdrowia". No, więc z rangi też nie jest znany, a nawet byłby poniżany.
Czemu nikt nie wie o wielkich wybrykach Yoshimitsu? Ano, bo to duży świat, a rody raczej nie dzielą się informacjami na temat tak problematycznych dla nich osobników jak Yoshimitsu.
Część z opisem sławy w zupełności do poprawienia. To pierwszy i ostatni raz kiedy puszczam coś takiego jedynie z ostrzeżeniem i nakazem poprawy. Następnym razem będę wkraczał do tematu, aby jako MG odpowiednio ukarać postać. Popraw post i dopiero Irie może Ci odpisać.
Sprawa 2: Siła postaci
Tę część niestety muszę ukryć w uhide.
Sprawa 3: Akcje fabularne są również akcjami mechanicznymi
O co mi chodzi? O to, że jeżeli napiszesz dla czystego smaczka fabularnego, że detonujesz notkę na drzewie, to masz ją odjąć od ekwipunku. Więc nawet jak dla czystej zabawy fabularnej odpalisz ósmą bramę, to umrzesz. I tak dalej. Od tego momentu muszę znów ukryć w uhide.
Sprawa 4: Czasy akcji Shinobi-War, a przedmioty
Paczka fajek. Naprawdę? Pewnie jeszcze markowych i z filtrami w ładnych, prostych gilzach. W dawnych czasach palono fajki drewniane, a że uznajemy, iż miejscem wydarzeń jest świat w stylu azjatyckim (stąd też wymóg japońskobrzmiących imion), to palono wszelaki tytoń z Kiseru, czyli specjalnych, japońskich fajek do tytoniu. A jak jesteś biedak, to masz zwyczajnie wystruganą z drewna. Ewentualnie jakieś cygarety zawinięte w liście tytoniu czy inne badziewie, które żre gardło i płuca jak szalone. Z pewnością nie są to normalne fajki. Asuma palił zwyczajne, ale to nie są te czasy. Nie mamy prądu nawet. Nie ma tutaj nawet silników. Nie ma też zapalniczek.
A to taka rada na przyszłość, bo za takie niby drobne sprawy, też będę wpadał na fabułę wpier... ukarać.
No i na podsumowanie...
Dla Yoshimitsu żadnego PH za tą lub następną fabułę z Irie. Czemu tą lub następną? Bo znam Cię i jakbym napisał "w tym temacie", to byś wyszedł do innego.
Dziękuję za uwagę. Moja decyzja nie jest jedynie moim zdaniem, a całego zespołu administracji i moderacji. W razie problemów zapraszam na GG albo PW, chociaż przy takim raku nie radzę się ośmieszać próbami negocjacji.
Pomijam już retrospekcję. Nie chce mi się rozwodzić nad tym wszystkim. Zajmę się jedynie teraźniejszą częścią.
Sprawa 1: Sława postaci
Zacznijmy od tego co sobie pozwoliłeś wypowiedzieć ustami NPC, a więc świata, w którym Twoja postać żyje.
* Zdolny konkurować z armiami sam.
* Mógłby próbować dorównać (w aktualnym momencie) Katsumi, czyli liderce Uchiha.
* Posiada ogromną wiedzę, bo wiele podróżował.
* Wiadomo, że jest silny, bo nadrabia zlecenia.
* Uśpiona bestia
* Czerwony Król / Czerwona Bestia jako tytuł. (cringe)
A teraz spójrzmy w temat, który odpowiada za sławę postaci. >O TUTAJ<. I co widzimy? Nic? No właśnie. Yoshimitsu nie jest W OGÓLE znany w Sogen. Dla mieszkańców to brudny, śmierdzący pijaczyna, który podobno jest ninja, a przynajmniej tak twierdzi. To maksimum jego sławy. No to skoro nie sława w taki sposób, to może ranga ninja? No właśnie. Z jakiegoś powodu (znanego głównie Katsumi) Yoshimitsu ma rangę Doko, a co jest w tym temacie? "Jest to początkujący ninja, który dopiero stawia swoje pierwsze kroki w brutalnym świecie Shinobich. Dōkō dopiero zaczyna poznawać tajniki sztuki ninja, odkrywa swoje możliwości i drzemiący w sobie potencjał. Jego wiedza o świecie jest godna politowania, a ufność w swoje zdolności przeogromna co jest niestety zabójczą kombinacją dla jego własnego zdrowia". No, więc z rangi też nie jest znany, a nawet byłby poniżany.
Czemu nikt nie wie o wielkich wybrykach Yoshimitsu? Ano, bo to duży świat, a rody raczej nie dzielą się informacjami na temat tak problematycznych dla nich osobników jak Yoshimitsu.
Część z opisem sławy w zupełności do poprawienia. To pierwszy i ostatni raz kiedy puszczam coś takiego jedynie z ostrzeżeniem i nakazem poprawy. Następnym razem będę wkraczał do tematu, aby jako MG odpowiednio ukarać postać. Popraw post i dopiero Irie może Ci odpisać.
Sprawa 2: Siła postaci
Tę część niestety muszę ukryć w uhide.
Ukryty tekst
Sprawa 3: Akcje fabularne są również akcjami mechanicznymi
O co mi chodzi? O to, że jeżeli napiszesz dla czystego smaczka fabularnego, że detonujesz notkę na drzewie, to masz ją odjąć od ekwipunku. Więc nawet jak dla czystej zabawy fabularnej odpalisz ósmą bramę, to umrzesz. I tak dalej. Od tego momentu muszę znów ukryć w uhide.
Ukryty tekst
Sprawa 4: Czasy akcji Shinobi-War, a przedmioty
Paczka fajek. Naprawdę? Pewnie jeszcze markowych i z filtrami w ładnych, prostych gilzach. W dawnych czasach palono fajki drewniane, a że uznajemy, iż miejscem wydarzeń jest świat w stylu azjatyckim (stąd też wymóg japońskobrzmiących imion), to palono wszelaki tytoń z Kiseru, czyli specjalnych, japońskich fajek do tytoniu. A jak jesteś biedak, to masz zwyczajnie wystruganą z drewna. Ewentualnie jakieś cygarety zawinięte w liście tytoniu czy inne badziewie, które żre gardło i płuca jak szalone. Z pewnością nie są to normalne fajki. Asuma palił zwyczajne, ale to nie są te czasy. Nie mamy prądu nawet. Nie ma tutaj nawet silników. Nie ma też zapalniczek.
A to taka rada na przyszłość, bo za takie niby drobne sprawy, też będę wpadał na fabułę wpier... ukarać.
No i na podsumowanie...
Dla Yoshimitsu żadnego PH za tą lub następną fabułę z Irie. Czemu tą lub następną? Bo znam Cię i jakbym napisał "w tym temacie", to byś wyszedł do innego.
Dziękuję za uwagę. Moja decyzja nie jest jedynie moim zdaniem, a całego zespołu administracji i moderacji. W razie problemów zapraszam na GG albo PW, chociaż przy takim raku nie radzę się ośmieszać próbami negocjacji.
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Misja została zakończona z połowicznym sukcesem. Irie z psami zjawiła się w karczmie, weszli do środka brudząc podłogę błotem. Psy od razu energicznie się otrzepały starając się to zrobić z dala od ludzi. Ruda dostrzegła strażników, którzy byli w środku karczmy. Zdjęła kaptur i zamrugała oczami w dezorientacji gdyż wokoło nastała dziwna cisza. Po niej zaś nastał aplauz i głośne oklaski, prawdopodobnie było to na jej cześć. Spuściła wzrok spoglądając skruszonym wzrokiem w podłogę. Nie czuła się bohaterką, szczególnie że pozwoliła umrzeć Ego. W zasadzie mogła go uratować, nie stanowiło to problemu jednakże....strach nie pozwolił jej na to. Bała się, że gdy ją usłyszą, wtedy będą skończeni, nie znała wtedy mocy wrogów, nie była ich pewna. Była tchórzem nad tchórzami.
Barman podszedł do niej i zrelacjonował jej sytuację w karczmie. Niestety mężczyzna, któremu pomogła zmarł. Z jakiego powodu? Ciężko stwierdzić. Może jej lecznicza chakra nie była w stanie naprawić poważnych ran w narządach? Nie sprawdziła dokładnie jego stanu więc nie mogła tego wykluczyć. Przygryzła wargę, kolejna osoba której nie potrafiła pomóc. - Tak, wykonałam. Zabiłam tych skurwieli, do tego kilka ich towarzyszy - Rzekła wyrzucając w głosie cały uraz jaki czuła do tych bandytów. Wzięła meszek i uśmiechnęła się do siebie. Czy na niego zasłużyła? W zasadzie tak, wypełniła swoje zadanie. Karczmarz w dodatku był bardzo sumienny, choć nawet nie przeszkadzałoby jej gdyby on wziął trochę dla siebie, szczególnie że był doprawdy życzliwy. - A towarzysz....Niestety wyzionął ducha. Nie dał rady. Spanikował i zjadły go wilki. Eh przykra sprawa - Usiadła zziębnięta przy jednym ze stolików, na którym wylądował kufel piwa i zupa. Jej psiaki zaś otrzymały czystą wodę, którą z chęcią wypiły. Dziś nocleg miała zapewniony. Uśmiechnęła się ku niemu. - Dzięki Zaraz po tym podeszli do niej strażnicy. Opowiedziała im o kryjówce i wszystkich łupach, jakie się tam znajdują jak również o pozostałych oprawcach. Po wszystkim strażnicy po prostu wyszli zaś Irie po prostu zjadła ciepłą zupę i się napiła. Psiakom również zamówiła wielki kawał mięsiwa. Im też się należało.
Wszyscy zjedli, Irie oparła się o oparcie i spojrzała znużonym wzrokiem w sufit w wyraźnej zadumie. Nie lubiła swojej bezsilności, tchórzostwa. Między innymi z tego powodu zaniechała szkolenia na wojownika. Była owszem silna jednak w jej wieku było wielu potężniejszych shinobich. Mimo wszystko poświęciła ogrom czasu, aby nauczyć się sztuki medycznej co przyniosło ogromne rezultaty. Przechyliła głowę na bok i spojrzała na swoje śpiące w rogu psy. Uśmiechnęła się czule, w jej oczach odbiło się ciepłe uczucie. Dla nich chciała stworzyć najlepsze życie, uchronić przed bólem. Żałowała również że nie posiadła innego fachu w rękach. Mogła zarabiać tylko przez walkę lub przez leczenie. Tylko to przynosiło jej odpowiednie dochody na podróże, w których to chciała poznać tajniki medyczne. Westchnęła czując przytłaczający ciężar w żołądku. Czy dobrze robiła? Swoim strachem może kiedyś narazić swoje zwierzaki na podobny los jak Ego. Czy byłaby zdolna do poświęceń? Minęła godzina, spędziła w tej pozycji zbyt długo. Wstała, rozciągnęła bolącą szyję i poszła do pokoju zabierając po drodze swoje psiaki. Było już późno, lepiej położyć się już spać. W pokoju dziewczyna zdjęła swoje mokre jeszcze ciuchy, zawinęła się w szmatę, która tutaj wisiała, po czym poszła się przemyć przy misce wody, którą przygotowano tutaj wcześniej. Po tych wszystkich zajęciach położyła się w łóżku i opatuliła się pościelą. Niestety łóżko było o wiele za małe by je psiaki również się w nim zmieściły, więc usadowiły się tuż przy nim. Dziewczyna wyciągnęła rękę by móc głaskać swoje pupile. Uśmiechnęła się ku nim. - Cieszę się że nic wam nie jest - Szepnęła z czułością. Obydwa psy podniosły masywne łby i spojrzały troskliwie na swoją właścicielkę. - To nie była twoja wina. Nie mogliśmy ryzykować mimo wszystko - Poinformowała ją Mari, która zawsze patrzyła na wszystko z dużym dystansem. Ryuu zaś zamerdał włochatym białym ogonem zamiatając pozostały kurz z podłogi. - Właśnie. Ważne że nam nic nie jest. Nie możemy ryzykować dla dzieciaków, którzy sami pchają się w niebezpieczeństwo - Stwierdził mając na uwadze dobro ich małej "rodziny". Ten miał inny charakter od Mari. Był zdecydowanie bardziej życzliwy otwarty, do wszystkiego odnosi się przez pryzmat ich trzyosobowego stada. Nie oznaczało to, że Mari nie zależało na nikim jednakże zawsze była po prostu rozsądna. Irie poniekąd podziwiała swoje psy które, według niej, były znacznie lepszymi istotami niż ona sama. W zasadzie wszystkie psy w jej mniemaniu były stworzeniami niemalże boskimi. Cudowne, oddane człowiekowi bez względu na jego charakter, zawsze wierne, szczęśliwe i oddane. Jak tutaj ich nie kochać? Ruda uśmiechnęła się szeroko słysząc ich otuchę, zamknęła oczy i zapadła w sen czując się lżejsza.
Obudziła się późno, słońce dawno już wstało i zaglądało do jej pokoju przez szyby okien. Jej psy już dawno nie spały jednak z przyjemnością drzemały ciesząc się ciepłem tego dnia i spokojem. Irie nie wstawała, po prostu przyglądała im się zaspanymi ślepiami z szerokim uśmiechem, które uwydatniały jej pyzate policzki. Dzień zaczynał się przyjemnie mimo niepowodzeń uprzedniego. Ciepło pościeli zupełnie przylepiało ją do łóżka. Właściwie nigdzie jej się nie śpieszyło, nikt jej nie gonił zaś miała całkiem sporą sumkę na najbliższe dni. Choć te pieniądze przypominały jej o śmierci niewinnego człowieka. Lecz czy on ją jakoś specjalnie interesował? Niezbyt. Właściwie nie obchodziło ją to że zginął, nie dokuczały jej poczucie winy. Bardziej dokuczały jej myśli o jej bezsilności. Kłębiły się one w jej podświadomości starając się wygrać wojnę o przywództwo. Czy jej zachowanie było spowodowane tchórzostwem czy nieprzywiązaniem do Ego? Jak zachowałaby się w przypadku gdyby to jej towarzyszom groziło coś równie potwornego? Zacisnęła zęby aż te lekko zgrzytnęły. Walczyłaby o nie z całych sił, nie ulegało to wątpliwości. Choć była pewna, że strach utrudniłby jej racjonalne myślenie, przez co mogła zrobić błąd i przypłacić to nawet życiem. - Cholera - Szepnęła pod nosem zaciskając pięść. Dlaczego właściwie nie mogła urodzić się jako odważny wojownik, dumny ze swojego pochodzenia? Dlaczego musiała wybrać tak irracjonalną ścieżkę, która nie pasowała do jej klanu? Czemu tak różniła się od swojej rodziny? Czasami czuła się zrozumiana jedynie przez swoje psy, które były dumne z takiego właściciela. Lecz czy to było normalne? "No faceta to ja chyba sobie nigdy nie znajdę" Zażartowała sobie w myślach. Niczego nie osiągnie rozmyślając nad tak durnymi rzeczami. Podniosła się ciężko na opierając ciężar ciała na rękach. Spojrzała na okno, promienie słońca pogładziły jej twarz swoim ciepłem. Uśmiechnęła się, lato trwało w pełni, po deszczu nie było śladu zaś ptaki gaworzyły między sobą tworząc słodką melodię. Usiadła na łóżku, rozciągnęła ręce ku górze rozprostowując kości. Jej ubranie całkowicie wyschło, nie było na nich nawet śladów krwi gdyż główną robotą zajęły się jej psy. Jedynie na białej sierści Ryuu jawiły się pojedyncze kontrastujące czerwone plamy. Psiaki jedynie nadstawiły leniwie pojedyncze ucho w jej kierunku, im też udzieliła się leniwa atmosfera. Irie ubrała się, przeczesała włosy małym grzebykiem, który nosiła i związała dokładniej swoje włosy rzemykiem w koński ogon by jej się zbytnio nie plątały. Wsunęła też wsuwkę w część włosów by nie wlatywały jej do oczów. Była gotowa.
Cała gromada zeszła do głównej sali karczmy. Przywitała się z barmanem, zamówiła śniadanie dla siebie i zwierzaków. Zjadła je i...właściwie nie miała planu na dalsze kroki. Bawiąc się widelcem w ustach rozmyślała nad swoimi przyszłymi poczynaniami. Wypadałoby jej się zwinąć i zająć czymś pożytecznym. Przydałoby jej się uzbierać więcej grosza niż posiadała, kto wie czy nie będą kiedyś potrzebne? Jednak nie miała żadnego planu. Mogłaby posiedzieć tu dłużej, lecz co by to dało? Ostatecznie podniosła się, podeszła do baru i zamówiła najsłodszy alkohol jaki tutaj mieli. Otrzymała dobrego drinka. Nalano je do ładniejszego kufelka. Zadowolona ruda sączyła je delektując się jego smakiem. Było dobre. Nie lubiła gorzkiego alkoholu, lecz to nie było zadziwiającym faktem, zwłaszcza że kobiety lubią słodkie trunki. Właściwie tak jej to zasmakowało, że zamówiła kolejną porcję. I kolejną. Piła wolno, niespiesznie, czuła przyjemny szum w głowie jednak nie chlała na umór by się uchlać. Zachowywała pełną świadomość i koncentrację, mimo że w tej chwili odprężyła się dzięki trunkowi. Minęło kilka godzin, wielu ludzi odwiedziło tą karczmę, wielu się też ulotniło. Był jednak środek dnia, może bliżej było do wieczora jednakże to nie była pora na wielu klientów, mogła więc tu przebywać we względnym spokoju.
Aż do czasu.....
Wszedł klient, który nieco się wyróżniał. Miał krwisto czerwone włosy jak również ciągle włączonego równie czerwonego sharingana. Irie nie widziała gdyż nie spoglądała na nikogo już od kilku godzin. Obok niej drzemały psy wtulone w siebie. Czysta sielanka. Nie zważała na otoczenie, nawet nie sądziła że może jej coś tutaj grozić. Nie słyszała także zachowania ani słów nieco zlęknionych klientów, była zanurzona w świecie swoich myśli. Gość podszedł do baru, rzekł coś. Jego obecność byłą zarejestrowana przez rudą jedynie poprzez jego mocny zapach. Skrzywiła się lecz nie było to nic zadziwiającego, tutaj zjawiały się przeróżne jednostki. Po prostu wsadziła nos głębiej w kufel by czuć słodki zapach drinka. Nie słyszała również tłumaczenia poczciwego barmana, który starał się jakoś załagodzić sytuację. Doszedł do niej jedynie huk, lecz szybko o nim zapomniała. Inaczej jednak zareagowała najczujniejsza Mari. Uniosła swoje powieki i uszy by spoglądać na jegomościa, który mógł być upierdliwym klientem. Jednak wyczuwała od niego coś specyficznego. Nie był zwykłym wieśniakiem, był kimś innym. Jej zwierzęcy instynkt mówił jej, że to ktoś groźny. Nie była jednak jasnowidzem, nie znała mocy tej osoby, mógł być to zwykły wieśniak, który był psychopatą. Zjeżyła się lekko na karku, jej zielone oczy bacznie śledziły poczynania czerwonowłosego. Nagle barman wskazał Irie z niewiadomych przyczyn. Ruda beztrosko sączyła drinka huśtając z niewielką siłą swoimi nogami, gapiąc się na ścianę, na której znajdowały się liczne alkohole. Mari instynktownie warknęła pod nosem, bardzo cicho. Ryuu zwrócił na to uwagę, otworzył pytająco jedno ślepię. Jego wzrok powędrował za spojrzeniem Mari, spojrzał na Czerwonowłosego człeka i zrozumiał. Obydwa psiaki wzmocniły czujność, szczególnie po tym jak barman wyraźnie zaczął wskazywać na Irie.
Nagle Czerwonowłosy zrobił zwinny skok. Psy zaraz po tym wstały. Równocześnie Irie poczuła przy sobie smród jak i usłyszała czyiś chrapliwy i niebezpieczny głos. Momentalnie wróciła do tego świata jakby wybudzona ze snu. Psy czekały na jej gest, ona zaś zachowała spokój przez tą krótką sekundę. Była zupełnie wyciszona przez godziny sączenia trunku, nie czuła nawet potrzeby by reagować, stawiała na to że był to zwykły pijaczyna z którym zaraz się uwinie. Otworzyła usta po jego pierwszym słowie by coś powiedzieć jednak z drugim słowem przyszedł ból. Jej głowa została szarpnięta, silna dłoń cisnęła ją jak zwykłą piłkę w stronę stołu obok. Nie zdążyła zareagować, nie była świadoma zagrożenia jak też naiwnie wierzyła, że na świecie nie ma aż tak wielkich zagrożeń. Jej łeb roztrzaskał stół, pojedyncze kawałki wystrzeliły jak z katapulty we wszystkie strony. Dziewczyna nagle znalazła się na ziemi, jej zszokowany wzrok był zwrócony w kierunku jej psów. Nie usłyszała kolejnych słów Czerwonowłosego. Przez chwilę nie słyszała właściwie niczego prócz rozdzierającego głowę szumu. Widziała jednak swoje zwierzęta, które zmieniły się w ciągu jednej sekundy. Uprzednio gotowe rzucić się na oponenta w tej chwili kuliły się. Co im się stało? Nigdy tak nie reagowały. Czy ten, który tak ją załatwił był śmiertelnym zagrożeniem? Nigdy wcześniej nie spotkała się ze śmiertelnym zagrożeniem. Bywały groźne sytuacje jednak z każdego było jakieś wyjście. Teraz jednak czuła że jest to poważna sytuacja.
Zatrzymała się na podłodze, krew pojawiła się na jej głowie zlepiając rude pasma włosów. Dlaczego jej psy nie reagowały? Jak ona miała się bronić? Co może teraz zrobić? Mnóstwo pytań przepłynęło przez jej głowę, czuła się jakby nie mogła uchwycić żadnego pomysłu, głowa wirowała jej i z bólu i z natłoku myśli. Ktoś chciał ją zabić. Był to ktoś silny. Dla niej było to absurdalne, byłaby pewna że dalej śni gdyby nie ból. On mówił że to się dzieje naprawdę. I musiała zareagować! Ale jak!? Psy nie reagowały. Nigdy sama nie walczyła, jej walka opierała się na współpracy, nigdy nie była skazana wyłącznie na siebie. Jak miała się bronić!? - Ty...skurwielu...- Wysapała dając się owładnąć wściekłością powstałą z wyrzutu adrenaliny. Zacisnęła zęby, jej ciało otoczyła chakra, która błyskawicznie zmieniła jej ciało. Oparła dłonie o podłogę i po prostu zaczęła się podnosić. Jej siła została zwiększona, pierwsze zaskoczenie minęło, reagowała. Jej łeb nadal był trzymany lecz słaba nie była, oparła się jej sile. Uniosła tułów jak i wzrok, spojrzała na swojego oprawcę z dziką wściekłością. Złapała również jego rękę i wysyczała w furią niczym najbardziej jadowita żmija. - To chyba ja cię zabiję. Oddaj moje psy! - Wbiła swoje wydłużone pazury w jego przedramię bez większych problemów przebijając jego skórę. Krew momentalnie wypłynęła, samą dłoń zaś zakleszczyła na jego ręce jakby chciała ją połamać samym ściskiem. Za pomocą siły chciała po prostu ściągnąć jego ohydne rękę ze swojej głowy jak również pragnęła wyrwać ją z ramienia, połamać i rozszarpać. Równocześnie uniosła głowę, jej dzikie oczy spojrzały prosto w jego dziwne tęczówki. Dwie dzikie bestie zajrzały w głąb swoich dusz. Jej bursztynowe ślepia spoglądały na niego niczym na przyszłą ofiarę, tliła się w nich chęć mordu i zemsty. Drugą rękę przygotowała do zamachu. Nie był to długi ruch by nie prowokować możliwości jej zablokowania. Napięła mięśnie i po prostu wyprowadza cios prosto w jego szczękę z zamiarem wyrządzenia największej krzywdy, jakiej tylko była w stanie zrobić. Plan był prosty. Po prostu chciała go znokautować. Nie wiedziała czy jego sztuczki były spowodowane jego dziwnymi oczami, była jednak pewna, że jest on po prostu słabszy od niej. Postawiła wszystko na swoją fizyczną siłę by zdobyć przewagę i wyładować przy okazji swój gniew. Co potem? Zaraz się to okaże.
Barman podszedł do niej i zrelacjonował jej sytuację w karczmie. Niestety mężczyzna, któremu pomogła zmarł. Z jakiego powodu? Ciężko stwierdzić. Może jej lecznicza chakra nie była w stanie naprawić poważnych ran w narządach? Nie sprawdziła dokładnie jego stanu więc nie mogła tego wykluczyć. Przygryzła wargę, kolejna osoba której nie potrafiła pomóc. - Tak, wykonałam. Zabiłam tych skurwieli, do tego kilka ich towarzyszy - Rzekła wyrzucając w głosie cały uraz jaki czuła do tych bandytów. Wzięła meszek i uśmiechnęła się do siebie. Czy na niego zasłużyła? W zasadzie tak, wypełniła swoje zadanie. Karczmarz w dodatku był bardzo sumienny, choć nawet nie przeszkadzałoby jej gdyby on wziął trochę dla siebie, szczególnie że był doprawdy życzliwy. - A towarzysz....Niestety wyzionął ducha. Nie dał rady. Spanikował i zjadły go wilki. Eh przykra sprawa - Usiadła zziębnięta przy jednym ze stolików, na którym wylądował kufel piwa i zupa. Jej psiaki zaś otrzymały czystą wodę, którą z chęcią wypiły. Dziś nocleg miała zapewniony. Uśmiechnęła się ku niemu. - Dzięki Zaraz po tym podeszli do niej strażnicy. Opowiedziała im o kryjówce i wszystkich łupach, jakie się tam znajdują jak również o pozostałych oprawcach. Po wszystkim strażnicy po prostu wyszli zaś Irie po prostu zjadła ciepłą zupę i się napiła. Psiakom również zamówiła wielki kawał mięsiwa. Im też się należało.
Wszyscy zjedli, Irie oparła się o oparcie i spojrzała znużonym wzrokiem w sufit w wyraźnej zadumie. Nie lubiła swojej bezsilności, tchórzostwa. Między innymi z tego powodu zaniechała szkolenia na wojownika. Była owszem silna jednak w jej wieku było wielu potężniejszych shinobich. Mimo wszystko poświęciła ogrom czasu, aby nauczyć się sztuki medycznej co przyniosło ogromne rezultaty. Przechyliła głowę na bok i spojrzała na swoje śpiące w rogu psy. Uśmiechnęła się czule, w jej oczach odbiło się ciepłe uczucie. Dla nich chciała stworzyć najlepsze życie, uchronić przed bólem. Żałowała również że nie posiadła innego fachu w rękach. Mogła zarabiać tylko przez walkę lub przez leczenie. Tylko to przynosiło jej odpowiednie dochody na podróże, w których to chciała poznać tajniki medyczne. Westchnęła czując przytłaczający ciężar w żołądku. Czy dobrze robiła? Swoim strachem może kiedyś narazić swoje zwierzaki na podobny los jak Ego. Czy byłaby zdolna do poświęceń? Minęła godzina, spędziła w tej pozycji zbyt długo. Wstała, rozciągnęła bolącą szyję i poszła do pokoju zabierając po drodze swoje psiaki. Było już późno, lepiej położyć się już spać. W pokoju dziewczyna zdjęła swoje mokre jeszcze ciuchy, zawinęła się w szmatę, która tutaj wisiała, po czym poszła się przemyć przy misce wody, którą przygotowano tutaj wcześniej. Po tych wszystkich zajęciach położyła się w łóżku i opatuliła się pościelą. Niestety łóżko było o wiele za małe by je psiaki również się w nim zmieściły, więc usadowiły się tuż przy nim. Dziewczyna wyciągnęła rękę by móc głaskać swoje pupile. Uśmiechnęła się ku nim. - Cieszę się że nic wam nie jest - Szepnęła z czułością. Obydwa psy podniosły masywne łby i spojrzały troskliwie na swoją właścicielkę. - To nie była twoja wina. Nie mogliśmy ryzykować mimo wszystko - Poinformowała ją Mari, która zawsze patrzyła na wszystko z dużym dystansem. Ryuu zaś zamerdał włochatym białym ogonem zamiatając pozostały kurz z podłogi. - Właśnie. Ważne że nam nic nie jest. Nie możemy ryzykować dla dzieciaków, którzy sami pchają się w niebezpieczeństwo - Stwierdził mając na uwadze dobro ich małej "rodziny". Ten miał inny charakter od Mari. Był zdecydowanie bardziej życzliwy otwarty, do wszystkiego odnosi się przez pryzmat ich trzyosobowego stada. Nie oznaczało to, że Mari nie zależało na nikim jednakże zawsze była po prostu rozsądna. Irie poniekąd podziwiała swoje psy które, według niej, były znacznie lepszymi istotami niż ona sama. W zasadzie wszystkie psy w jej mniemaniu były stworzeniami niemalże boskimi. Cudowne, oddane człowiekowi bez względu na jego charakter, zawsze wierne, szczęśliwe i oddane. Jak tutaj ich nie kochać? Ruda uśmiechnęła się szeroko słysząc ich otuchę, zamknęła oczy i zapadła w sen czując się lżejsza.
Obudziła się późno, słońce dawno już wstało i zaglądało do jej pokoju przez szyby okien. Jej psy już dawno nie spały jednak z przyjemnością drzemały ciesząc się ciepłem tego dnia i spokojem. Irie nie wstawała, po prostu przyglądała im się zaspanymi ślepiami z szerokim uśmiechem, które uwydatniały jej pyzate policzki. Dzień zaczynał się przyjemnie mimo niepowodzeń uprzedniego. Ciepło pościeli zupełnie przylepiało ją do łóżka. Właściwie nigdzie jej się nie śpieszyło, nikt jej nie gonił zaś miała całkiem sporą sumkę na najbliższe dni. Choć te pieniądze przypominały jej o śmierci niewinnego człowieka. Lecz czy on ją jakoś specjalnie interesował? Niezbyt. Właściwie nie obchodziło ją to że zginął, nie dokuczały jej poczucie winy. Bardziej dokuczały jej myśli o jej bezsilności. Kłębiły się one w jej podświadomości starając się wygrać wojnę o przywództwo. Czy jej zachowanie było spowodowane tchórzostwem czy nieprzywiązaniem do Ego? Jak zachowałaby się w przypadku gdyby to jej towarzyszom groziło coś równie potwornego? Zacisnęła zęby aż te lekko zgrzytnęły. Walczyłaby o nie z całych sił, nie ulegało to wątpliwości. Choć była pewna, że strach utrudniłby jej racjonalne myślenie, przez co mogła zrobić błąd i przypłacić to nawet życiem. - Cholera - Szepnęła pod nosem zaciskając pięść. Dlaczego właściwie nie mogła urodzić się jako odważny wojownik, dumny ze swojego pochodzenia? Dlaczego musiała wybrać tak irracjonalną ścieżkę, która nie pasowała do jej klanu? Czemu tak różniła się od swojej rodziny? Czasami czuła się zrozumiana jedynie przez swoje psy, które były dumne z takiego właściciela. Lecz czy to było normalne? "No faceta to ja chyba sobie nigdy nie znajdę" Zażartowała sobie w myślach. Niczego nie osiągnie rozmyślając nad tak durnymi rzeczami. Podniosła się ciężko na opierając ciężar ciała na rękach. Spojrzała na okno, promienie słońca pogładziły jej twarz swoim ciepłem. Uśmiechnęła się, lato trwało w pełni, po deszczu nie było śladu zaś ptaki gaworzyły między sobą tworząc słodką melodię. Usiadła na łóżku, rozciągnęła ręce ku górze rozprostowując kości. Jej ubranie całkowicie wyschło, nie było na nich nawet śladów krwi gdyż główną robotą zajęły się jej psy. Jedynie na białej sierści Ryuu jawiły się pojedyncze kontrastujące czerwone plamy. Psiaki jedynie nadstawiły leniwie pojedyncze ucho w jej kierunku, im też udzieliła się leniwa atmosfera. Irie ubrała się, przeczesała włosy małym grzebykiem, który nosiła i związała dokładniej swoje włosy rzemykiem w koński ogon by jej się zbytnio nie plątały. Wsunęła też wsuwkę w część włosów by nie wlatywały jej do oczów. Była gotowa.
Cała gromada zeszła do głównej sali karczmy. Przywitała się z barmanem, zamówiła śniadanie dla siebie i zwierzaków. Zjadła je i...właściwie nie miała planu na dalsze kroki. Bawiąc się widelcem w ustach rozmyślała nad swoimi przyszłymi poczynaniami. Wypadałoby jej się zwinąć i zająć czymś pożytecznym. Przydałoby jej się uzbierać więcej grosza niż posiadała, kto wie czy nie będą kiedyś potrzebne? Jednak nie miała żadnego planu. Mogłaby posiedzieć tu dłużej, lecz co by to dało? Ostatecznie podniosła się, podeszła do baru i zamówiła najsłodszy alkohol jaki tutaj mieli. Otrzymała dobrego drinka. Nalano je do ładniejszego kufelka. Zadowolona ruda sączyła je delektując się jego smakiem. Było dobre. Nie lubiła gorzkiego alkoholu, lecz to nie było zadziwiającym faktem, zwłaszcza że kobiety lubią słodkie trunki. Właściwie tak jej to zasmakowało, że zamówiła kolejną porcję. I kolejną. Piła wolno, niespiesznie, czuła przyjemny szum w głowie jednak nie chlała na umór by się uchlać. Zachowywała pełną świadomość i koncentrację, mimo że w tej chwili odprężyła się dzięki trunkowi. Minęło kilka godzin, wielu ludzi odwiedziło tą karczmę, wielu się też ulotniło. Był jednak środek dnia, może bliżej było do wieczora jednakże to nie była pora na wielu klientów, mogła więc tu przebywać we względnym spokoju.
Aż do czasu.....
Wszedł klient, który nieco się wyróżniał. Miał krwisto czerwone włosy jak również ciągle włączonego równie czerwonego sharingana. Irie nie widziała gdyż nie spoglądała na nikogo już od kilku godzin. Obok niej drzemały psy wtulone w siebie. Czysta sielanka. Nie zważała na otoczenie, nawet nie sądziła że może jej coś tutaj grozić. Nie słyszała także zachowania ani słów nieco zlęknionych klientów, była zanurzona w świecie swoich myśli. Gość podszedł do baru, rzekł coś. Jego obecność byłą zarejestrowana przez rudą jedynie poprzez jego mocny zapach. Skrzywiła się lecz nie było to nic zadziwiającego, tutaj zjawiały się przeróżne jednostki. Po prostu wsadziła nos głębiej w kufel by czuć słodki zapach drinka. Nie słyszała również tłumaczenia poczciwego barmana, który starał się jakoś załagodzić sytuację. Doszedł do niej jedynie huk, lecz szybko o nim zapomniała. Inaczej jednak zareagowała najczujniejsza Mari. Uniosła swoje powieki i uszy by spoglądać na jegomościa, który mógł być upierdliwym klientem. Jednak wyczuwała od niego coś specyficznego. Nie był zwykłym wieśniakiem, był kimś innym. Jej zwierzęcy instynkt mówił jej, że to ktoś groźny. Nie była jednak jasnowidzem, nie znała mocy tej osoby, mógł być to zwykły wieśniak, który był psychopatą. Zjeżyła się lekko na karku, jej zielone oczy bacznie śledziły poczynania czerwonowłosego. Nagle barman wskazał Irie z niewiadomych przyczyn. Ruda beztrosko sączyła drinka huśtając z niewielką siłą swoimi nogami, gapiąc się na ścianę, na której znajdowały się liczne alkohole. Mari instynktownie warknęła pod nosem, bardzo cicho. Ryuu zwrócił na to uwagę, otworzył pytająco jedno ślepię. Jego wzrok powędrował za spojrzeniem Mari, spojrzał na Czerwonowłosego człeka i zrozumiał. Obydwa psiaki wzmocniły czujność, szczególnie po tym jak barman wyraźnie zaczął wskazywać na Irie.
Nagle Czerwonowłosy zrobił zwinny skok. Psy zaraz po tym wstały. Równocześnie Irie poczuła przy sobie smród jak i usłyszała czyiś chrapliwy i niebezpieczny głos. Momentalnie wróciła do tego świata jakby wybudzona ze snu. Psy czekały na jej gest, ona zaś zachowała spokój przez tą krótką sekundę. Była zupełnie wyciszona przez godziny sączenia trunku, nie czuła nawet potrzeby by reagować, stawiała na to że był to zwykły pijaczyna z którym zaraz się uwinie. Otworzyła usta po jego pierwszym słowie by coś powiedzieć jednak z drugim słowem przyszedł ból. Jej głowa została szarpnięta, silna dłoń cisnęła ją jak zwykłą piłkę w stronę stołu obok. Nie zdążyła zareagować, nie była świadoma zagrożenia jak też naiwnie wierzyła, że na świecie nie ma aż tak wielkich zagrożeń. Jej łeb roztrzaskał stół, pojedyncze kawałki wystrzeliły jak z katapulty we wszystkie strony. Dziewczyna nagle znalazła się na ziemi, jej zszokowany wzrok był zwrócony w kierunku jej psów. Nie usłyszała kolejnych słów Czerwonowłosego. Przez chwilę nie słyszała właściwie niczego prócz rozdzierającego głowę szumu. Widziała jednak swoje zwierzęta, które zmieniły się w ciągu jednej sekundy. Uprzednio gotowe rzucić się na oponenta w tej chwili kuliły się. Co im się stało? Nigdy tak nie reagowały. Czy ten, który tak ją załatwił był śmiertelnym zagrożeniem? Nigdy wcześniej nie spotkała się ze śmiertelnym zagrożeniem. Bywały groźne sytuacje jednak z każdego było jakieś wyjście. Teraz jednak czuła że jest to poważna sytuacja.
Zatrzymała się na podłodze, krew pojawiła się na jej głowie zlepiając rude pasma włosów. Dlaczego jej psy nie reagowały? Jak ona miała się bronić? Co może teraz zrobić? Mnóstwo pytań przepłynęło przez jej głowę, czuła się jakby nie mogła uchwycić żadnego pomysłu, głowa wirowała jej i z bólu i z natłoku myśli. Ktoś chciał ją zabić. Był to ktoś silny. Dla niej było to absurdalne, byłaby pewna że dalej śni gdyby nie ból. On mówił że to się dzieje naprawdę. I musiała zareagować! Ale jak!? Psy nie reagowały. Nigdy sama nie walczyła, jej walka opierała się na współpracy, nigdy nie była skazana wyłącznie na siebie. Jak miała się bronić!? - Ty...skurwielu...- Wysapała dając się owładnąć wściekłością powstałą z wyrzutu adrenaliny. Zacisnęła zęby, jej ciało otoczyła chakra, która błyskawicznie zmieniła jej ciało. Oparła dłonie o podłogę i po prostu zaczęła się podnosić. Jej siła została zwiększona, pierwsze zaskoczenie minęło, reagowała. Jej łeb nadal był trzymany lecz słaba nie była, oparła się jej sile. Uniosła tułów jak i wzrok, spojrzała na swojego oprawcę z dziką wściekłością. Złapała również jego rękę i wysyczała w furią niczym najbardziej jadowita żmija. - To chyba ja cię zabiję. Oddaj moje psy! - Wbiła swoje wydłużone pazury w jego przedramię bez większych problemów przebijając jego skórę. Krew momentalnie wypłynęła, samą dłoń zaś zakleszczyła na jego ręce jakby chciała ją połamać samym ściskiem. Za pomocą siły chciała po prostu ściągnąć jego ohydne rękę ze swojej głowy jak również pragnęła wyrwać ją z ramienia, połamać i rozszarpać. Równocześnie uniosła głowę, jej dzikie oczy spojrzały prosto w jego dziwne tęczówki. Dwie dzikie bestie zajrzały w głąb swoich dusz. Jej bursztynowe ślepia spoglądały na niego niczym na przyszłą ofiarę, tliła się w nich chęć mordu i zemsty. Drugą rękę przygotowała do zamachu. Nie był to długi ruch by nie prowokować możliwości jej zablokowania. Napięła mięśnie i po prostu wyprowadza cios prosto w jego szczękę z zamiarem wyrządzenia największej krzywdy, jakiej tylko była w stanie zrobić. Plan był prosty. Po prostu chciała go znokautować. Nie wiedziała czy jego sztuczki były spowodowane jego dziwnymi oczami, była jednak pewna, że jest on po prostu słabszy od niej. Postawiła wszystko na swoją fizyczną siłę by zdobyć przewagę i wyładować przy okazji swój gniew. Co potem? Zaraz się to okaże.
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
(Zbugowało się coś w notatniku i dlatego usunąłem sporą część, zostawiając tylko początek i resztę pisząc jeszcze raz lol)
Smiech wdzieral sie w jego uszy, sprawiajac ze cudowny dreszcz przeszedl przez jego cialo, stawiajac go w istnej gotowosci do dalszej walki. Wiedzial, ze cos takiego na pewno nie zadziala, byl przekonany po jej zachowaniu. Jego slepia spogladaly na cala Plomiennowlosa kobiete, z której nagle wystrzelila fala chakry, rozlewajac sie po okolicy istnym czarnym strumieniem, uderzajac prosto w jego twarz, oslepiajac jego wzrok przez wszechobecny mrok jakiego jeszcze nigdy nie poczul w klebach czyjes chakry. Jego dlon delikatnie drgnela, jakby poruszona, palce zaczely sie kolysac, az wreszcie zacisnely sie w piesc, by spróbowac zlapac ten ogrom energii. Ten jednak przelewal sie miedzy jego palcami niczym strumien wody, którego nie sposób jest zamknac w objeciach dloni. Nie spostrzegl sie nawet, ze smiech ucichl czy moze równiez i jego sluch zostal przytlumiony, nie to bylo cos zupelnie innego... To byla cisza, która rozlega sie przed atakiem drapieznika, wiatr rozrzucajacy jego wlosy, dmuchajacy w jego odzienie, nagle zaprzestal swych zmagan, rozlegl sie ryk, jak gdyby naprzeciw niego pojawila sie najprawdziwsza bestia, jakby kobieta z która walczyl zniknela.
Nagle i zaslona uszyta z cieni zniknela, a on mógl dostrzec cos czego nigdy w zyciu sobie nie wyobrazal. W miejscu gdzie stala wczesniej nieznajoma stal potwór, monstrum przypominajace czlowieka tylko w aspekcie konczyn, gdyz jej skóra spowita zostala przez dziwny szarawy odzien, delikatnie odbijajacy slonce, które zdawalo sie podkreslac lekkie zrogowacenia na niej, jak gdyby nosila teraz na sobie pancerz, ryk skierowany byl do ogólu by pokazac swa potege, ptaki w odleglosci kilometra, moze dalej uniosly sie w przestworza, mozna by to nazwac naturalnym odruchem, kiedy w poblizu czai sie niebezpieczny drapieznik. Czerwony Król spogladal na jej postawe, zdajac sobie sprawe, ze nie jest juz pod wplywem iluzji, jego oczy rozszerzyly sie, po raz kolejny zadziwiala go istota znajdujaca sie nieopodal niego, nie byl teraz pewny czy da sobie z nia rade... Jego cialo drzalo, na czole pojawily sie krople potu, niespokojny dech zawital w jego plucach, a serce w piersi dudnilo jakby zaraz mialo zrobic to po raz ostatni. Uchiha niemajacy na swojej drodze zadnego zagrozenia bal sie po raz pierwszy... ze ta zabawa bedzie dla niego przeznaczona tylko raz, ze ta zabawa skonczy sie... kiedys...
Kobieta rzucila swa glowe do tylu, wygladalo to jakby miala gdzies prawa swojego organizmu lub wyobraznia zaczynala platac mu figle, z czym móglby sie zgodzic. Ale... Ich slepia spotkaly sie, jego Czerwono krwiste spojrzenie zatrzymalo sie na zólto zlotych oczach kobiety. Nie wiedzial w nich nic, nic poza tym czego byl swiadkiem. Mimo, iz rozjasnic mogly niejedna noc, to w srodku nich nie bylo nic poza czarna barwa, w której kryje sie tak wielka chec mordu, iz byc moze przewyzsza w tej chwili nawet i jego.
Nagle Yoshimitsu zaczal sie smiac, cialo przestalo sie trzasc, dech delikatnie spowolnil, lecz serce przyspieszylo o kolejny krok. Zaczynalo sie... Popadal w swój wlasny obled, w swoje wlasne zachowanie, rzucal sie paszcze wlasnego demona. Bo kto inny zdolny bedzie walczyc z innym monstrum, jak nie identyczne monstrum. Ból odczuwany w klatce piersiowe zanikal, ludzkie odbicie w jego oczach równiez, az wreszcie i nastala cisza. Dwa potwory spogladaly na siebie z niezwyklym spokojem, a pierwszy który zrobil krok byl nie kto inny jak narwany Uchiha, rwacy sie do cudownej jak dla niego zabawy, siegnal wtem po kunai, który wyciagnal z torby, natomiast reka rudowlosej zaczela pulsowac, nabierala z niewiadomego powodu masy, przeobrazala sie... do postaci topora, przy którym samo powietrze rozcinalo sie w bezruchu.
(koniec zwalonej części)
Wyglądał jak gdyby był własnością samego diabła, a został zapożyczony do siania mordu przez Rudowłosą. W głowie Uchihy działa się istna euforia, czuł się w tej walce jakby właśnie zaczynał poznawać dopiero coś... Jakby był małym dzieckiem, wychodzącym pierwszy raz na spacer, doglądający każdego najmniejszego szczegółu, poświęcają uwagę wszystkiemu, zadając mnóstwo pytań, a jego niezaspokojona ciekawość prowadziła go dalej i dalej w świat niezliczonej ilości przeróżnych elementów. On wraz z kolejnym planem, który miał przysłużyć się do pokonania kobiety, zagubił się w tym chaosie, zrzucając kompletnie wszystkie swoje dotychczasowe zachowania, był pochłonięty przez nią, przez złote ślepia, które wyżerają jego ostatnie resztki rozumu, wiedział jednak, że jest to jednostronna przyjemność, gdyż zza tą cudowną żółcią kryje się to co u prawdziwej bestii, chęć zmiażdżenia swojej ofiary, zatopienia w niej własnych kłów, złapania szponami i rozdarcia, sprawdzenia co czai się w środku czy jest równie czerwone jak wszystkie inne zwierzyny...
Wszystko sprawiało wrażenie, iż sekunda stawała się latami, a każdy szczegół malował się jeszcze barwniej niż w przypadku realizmu, lecz tak było prawdą, jeden krok, a tysiące myśli, emocji i przeróżnych targającym nim efektów. Można by powiedzieć, że walka ta zaczęła się zaledwie kilka minut temu, a przy przecinającym się ich spojrzeniu, widać było co innego.
Kolejny krok i kolejny... Aż wreszcie i Inu zrobiła ruch, zaraz mieli się zetrzeć w zwarciu, które niezbyt widziało się Czerwonowłosemu, mimo to chciał sprawdzić, chciał się bawić jej całym ciałem, chciał je dotknąć, chciał nim władać! Alkohol, który jeszcze przed momentem był przez niego odczuwalny, jakby zniknął, a cała mgła z ślepi czy oczu zniknęła, rozwiana przez niewiadomą przyczynę.
A zaraz rozległ się trzask stali, iskry pomknęły, a przy pierwszym uderzeniu kunai lekko się przekrzywił. Gdyby ruchy monstra nie były tak banalne do odczytania, mógłby pewnie już pożegnać się z ręką, lecz atak i obrona ustawiona pod dobrym kontem sprawiała iż uderzenie topora ślizgało się, a wraz z każdym uderzeniem wytwarzało lekki podmuch, który gdyby był silniejszy, mógłby zaczynać szarpać ubrania, nawet teraz wydawało mu się, że słyszy prujące się szwy, ale nie miał czasu czy chęci na doglądnięcie tego, skupiony na zabawie i oddaniu się w całości teraz obronie... Zaczynał się śmiać pod nosem, cicho, co przerodziło się niebawem w rechot. Cofał krok, był spychany. Na jego twarzy było szczęście, był ten wytrzeszcz i rozdarte do granicy możliwości usta, czerwone ślepia drżały z podniecenia. Szalony do niezrównanej granicy Uchiha, w pewnym momencie zrobił błąd, który kosztował go utraty ręki... Krew trysnęła, ale nie było krzyków, był za to niezachwiany rytm śmiechu. Czerwony Król odskoczył do tyłu, nabrał dystansu do przeciwnika, jego dłoń zwisała bezwładnie tuż przy jego dziele, topór trafił na tyle głęboko, by uszkodzić mięsień czy ścięgno i uniemożliwić mu ruch tą kończyną i znów spoglądali na siebie przeszywającym spojrzeniem.
Lustrzane odbicie miało rzucić światło teraz więc i na teraźniejszość czy tym razem Czerwonowłosa lub Rudowłosa bestia zostaną rzuceni w krzywe odbicie i coś się zmieni! Na ten moment rozjuszony niczym swego czasu jego ukochana, wbijając nieznajomą w zabitą deskami podłogę, na której kurzu, piachu czy brudu było więcej niż można było sobie wyobrazić. Ponoć niegdyś te deski były niemal białe, a teraz popadają w ciemny brąz, ot nie była to pewnie wina właściciela, lecz klientów, a przez kolejne lata mimo starań i czyszczenia, brud wbijał się w deski, tak samo jak zrobił to teraz Uchiha z Irie. Miejsce uderzenia zostało objęte na moment do połowy przez wznoszący się cały pył, który delikatnie drażnił nozdrza użytkownika Sharingana, lecz ten starał się ignorować to chyba nieświadomie. Ludzie w około, a właściwie pozostałe jednostki gapiów zmieszane sytuacją, z strachem zmieszanym z niewiedzą czy czymkolwiek to było, nie pozwalało im wyjść ot tak z karczmy. Wydawali się wbici w podłogę... Mimo niemal głuchego szeptu w stronę ofiary, można śmiało odczytać jego słowa z ruchu warg, nie było to trudne w tym świecie, znać to słowo tak dobrze, iż samo nasuwało się podczas spojrzenia na zdenerwowanego Yoshimitsu. Jego myśli też nie krążyły w innym terminie jak zabicie jej. Nieświadomi swojego JA, rozrywany między dwa sprzeczne sobie charaktery, które nie kłóciły się w jednym, w obronie kobiety, która już nie istnieje na tym świecie. Zawodził ją kilkukrotnie za życia, zarzucił na siebie obowiązek bronienia jej po śmierci, co było istną obsesją, z brakiem wiedzy czy to zaszkodzi klanowi, nie liczył się z gniewem nikogo, ślepo parł w swe przekonania, by zabić każdego, kto zbezcześci w jego mniemaniu Inu...
Zaraz do jego uszu wpadły słowa wypowiedziane w istnej wściekłości, lecz nie miały one żadnej miary porównania się do jego. Spoglądający na nią Czerwony Król nagle zaczynał dostrzegać chakre, która chaotycznie nabierała na sile czy mówiąc trochę inaczej, sprawiała iż jej ciało zaczynało lekko się przeobrażać, a niebieska energia rzucała swymi wyładowaniami na otoczenie, chlastając wszystko w około, w efekcie wywołała delikatny powiew wiatru, który wznosił do góry coraz to więcej tego całego brudu. Nagle ku jego zdziwieniu, zaczynała się podnosić, jakby nigdy nic się nie stało. Odwróciła gwałtownie łeb i ich spojrzenia przecięły się w istnej furii, jej ręka zacisnęła się zaraz na jego ramieniu, a w tym samym czasie wyrzuciła z siebie kolejne słowa, mówiący mu jasno i wyraźnie, że te psy są dla niej czymś bardzo ważnym. Są dla niej prawdopodobnie jak rodzina, albo nawet coś więcej, gdyż rodzinne więzy nie muszą być często mocno zaciśnięte, przemknęło mu przez wyobraźnię, iż są dla siebie jak niegdyś on i Inu.
Jej pazury wbiły się bez problemu, przebijając się przez skórę i wchodząc nawet trochę głębiej. Ale to nie było niczym specjalnym, nie wiedząc czemu bólu nie było, być może to litry alkoholu w jego organizmie lub wściekłość, która nie pozwoli mu na przejmowanie się jakimś małym zadrapaniem.
Ich oczy spotkały się, wtem obydwoje mogli spojrzeć w swoje dusze, penetrując je do granic możliwości, a Uchiha nie miał zamiaru nic ukrywać, toteż Czerwona Bestia ukazywała swoje pełne oblicze, dając nieznajomej do świadomości, że z każdym kolejnym krokiem jest pochłaniana przez jego paszcze. On również chciał spojrzeć głęboko w jej myśli, dostrzec bardzo dobrze to jakim uczuciem darzy swoich czteronożnych towarzyszy, a tym samym co może dla nich poświęcić. Ale nieświadomie wpadł w pułapkę życia... Obraz zatrzymał się na pierwszej warstwie, spoglądając na wyglądzie nieludzkich ślepi, które przybrały na charakterystycznej zmianie źrenicy, która wydłużyła się nienaturalnie, a on jak gdyby mierzył się wzrokiem z jakimś zwierzęciem. Toteż na moment zamarł, a jego serce uderzyło mocniej, przed nim pojawiła się twarz Inu z tamtego dnia! Z dnia w którym, pierwszy raz ujrzał ją w pełnej przemianie, kiedy to jej ślepia również nie przypominały tych ludzkich wyglądem... W tym przypadku, od Irie nie było czuć takiej chęci bezsensownego mordu, jak wtedy... Serce uderzyło po raz drugi, dudnięcie było mocniejsze, czuł je w niemal całym ciele, nie wiedział co się teraz własnie dzieje czy demon zwany przez większość ludzi bogiem bawi się z nim i rzuca pod nogi reguły gry, w którą on nie ma zamiaru się bawić. Bowiem, musiałby zaczynać wszystko od początku, wszystko musiało by się potoczyć znów tak samo... W tym momencie w jego oczach pojawiło się zwątpienie, ale! Wszystko zaczynało znów napływać, te cudowne chwile, ta rozkosz, te bajeczne dni czy noce, chwile spędzone razem na po prostu życiu, co doprowadzi znów do zgubnego koła, gdzie ktoś umrze!
Usta delikatnie się przesunęły, by zęby mogły się na niej zacisnąć, wyłamać go z iluzji koszmaru. Dopiero teraz dostrzegł jej całą twarz, wcześniej jej nie wiedział, nie zwrócił też uwagi na włosy i wygląd jej całej twarzy, gdyż w furii wbił ją po prostu w ziemię, ale teraz widzi to dokładnie. Kobieta naprzeciw niego jest istnym wcieleniem jego ukochanej.
Serce zabiło jeszcze raz i kolejny, mocniej i mocniej! Jak gdyby chciało wyrwać się z jego piersi, złapać dłońmi, rozerwać żebra i skoczyć na nieznajomą kobietę, by przytulić ją tak mocno, aby niemal jej nie udusić, jego uścisk zrobił się delikatniejszy i niemal przypominał teraz zwyczajne położenie dłoni na głowie, gdzie zaraz miałby przechodzić do głaskania czubka jej głowy.
-Co kurwa... To są jakieś żarty? To się kurwa nie dzieje! -jego myśli zaczynały zmieniać się, kształtować i rozwijać możliwości.
-Dlaczego stoisz naprzeciw mnie? CO TO KURWA JEST? Jakk... Czemu... To jest niemożliwe, tak kurwa być nie może... Dlaczego masz jej twarz! DLACZEGO WYGLĄDASZ JAK KURWA ONA!? Nie nie... to jest... to jest... to... -gubił się, rozbijał. Po tym wszystkim co przeżył nie mógł złożyć się do kupy, a w tym momencie, wszystko zostało rozbite na jeszcze mniejsze kawałki, a w prawdzie rzecz mówiąc, co przed momentem było jeszcze możliwe do ułożenia, tak teraz ten człowiek, ta bestia w ciele człowieka nie ma nic, dla niego wszystko straciło sens.
-J-j... -dwie literki wyrzucone z zaciśniętych tak mocno warg niemal niesłyszalne, przez białe kły, iż zaczęła cieknąć krew, warga przecięta przez targające emocje.
-Nie... Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie... Ty nie jesteś nią! NIE JESTEŚ KURWA! Czemu, czemu czemu czemu czemu! CZEMU WYGLĄDASZ JAK ONA? -chaos panujący w jego głowie rzucał tysiące myśli na wierzch, wszystko można było porównać do sztormu, potężnych fal, które połykają się raz po raz, przeganiając w swojej sile i tak w nieskończoność... Nie wiedział co robić, nie wiedział co mówić, aż w pewnym momencie coś w nim pękło. Wszystkie skumulowane myśli przepadły, prawie wszystkie. Pozostała jedna. W umyśle nastała cisza, a w rzeczywistości zapanować miał teraz identyczny chaos co w nim!
Zwątpienie prysnęło z odbicia czerwonych oczu, pojawiło się coś czego nie można było nazwać w ludzkim języku. Irie mogła poczuć na sobie spojrzenie, które nie należało do bestii. Nie należało do żadnego żyjącego odpowiednika w słowniku czy świecie. Charakterystyczny schemat trzech czarnych łezek zmieniał swój kształt, zaczęły się kręcić i rozlewać, tworząc trzy dziwne identyczne dla siebie wzory, chaotycznie sformułowane... Niczym niesławna przeklęta pieczęć rodu Jugo, przypominając znaki na ciele jego ukochanej.
A po chwili przestrzeń w około nich zaczynała się jakby rozpadać, pojawił się wszechobecny podmuch wiatru, który rzucał się z taką siłą iż niektóre meble zrobiły krok... co dziwne w jego kierunku, gdy chodziło o wyzwolenie chakry Irie, ta rzucała się od niej, w kierunku przeciwnym, natomiast w tej chwili można było odczuć jak wszystko jest wciągane w łamiący się obraz, do centrum oczu Uchihy! Dziewczyna mogła poczuć bezwładnie naciskający ją napór ze strony tego zjawiska, jej dłoń machinalnie zwolniła potężny uścisk, jak i napór skierowany by wstać, skierowany został w pełni do próby oparcia się. Czyżby miała być to sztuczka wywołana przez nieprzeciętne możliwości iluzji Czerwonego Króla? Nie... To nie było to, a świadczyło o tym otoczenie i te pozostałe jednostki gapiów, które przeraziły się ponad miarę, uciekając w istnym szale, krzycząc coś pod nosem. Niezbyt wzruszony był jakimikolwiek słowami, a choć rana której przed momentem nie odczuwał zbytnio, uszczypała go kiedy tylko poczuł wyciekającą z niej krew, zaczynającą ściekać i szykując się do pierwszego skoku na ziemię... Tak by było, gdyby nie to, że ta pierwsza kropla została wciągnięta przez technikę i zniknęła! Irie dobrze widziała, co się stało, spoglądała na niego z narastającym strachem, przemieszanym dalej z jej furią, kiedy krew zniknęła, ta delikatnie drgnęła, gdyby nie dłoń, która dalej znajduje się na jej głowie, pewnie by tego nie dostrzegł.
Powieki dziewczyny na chwilę opadły, a nim ta zdążyła je otworzyć, znalazła się już w innym miejscu, nieprzypominającym żadnego zakątka świata ludzkiego. Jej dziki wzrok, nie mógł objąć ogromu otoczenia, który ciągnął się w nieskończoność. Leżała na ziemi, tak jakby była dalej w karczmie, ale naprzeciw niej nie było już Czerwonego Króla, mogła spojrzeć więc daleko przed siebie, czując się osaczonym przez panujący w tym miejscu półmrok. Pod jej ciałem było białe podłoże, rozciągające się przez całe otoczenie, niezmiennie, bez żadnych wzniesień czy skaz, było takie samo... Nie mogła poczuć najmniejszego podmuchu wiatru, promienia słońca czy księżyca na skórze, a jedyne co do niej trafiało, był to mocny zapach alkoholu, znajdujący się za nią, w niedalekiej odległości, bo raptem kilka metrów. Odruchowo, rzuciła wzrokiem na wszystkie strony świata, widząc po drodze jednego ze swoich zwierzaków obok siebie, natomiast drugiego, tuż przy Czerwonym Demonie, który klęczał przy Ryuu. Trzymał w ręce zaciśnięty kunai, który tylko czekał by wbić się w psiego towarzysza. Nie mógł się dalej ruszać, natomiast Mira w tym momencie już mogła.
Wolna dłoń Yoshiego spoczęła na czubku łba czworonoga, delikatnie go po niej gładząc, gdyby spoglądać tylko na rękę, można by powiedzieć iż troskliwie nagradza zwierzaka, ale ogółem była to jawna prowokacja z jego strony, nie czuł się zagrożony w obecności tej małej drużyny. Wręcz przeciwnie, drwił sobie z niej...
Na jego twarzy rozciągał się teraz uśmiech, a twarz rzucała jeszcze bardziej dziwaczny obraz odczuwalny niczym obojętność, jak wszystko w około. Jakby nie przejmował się niczym, czy zabije białego pchlarza, a później rzuci się na was czy być może sam umrze... Był przerażająco obojętny, ale po chwili ciszy otworzył paszczę i swym chrapliwym głosem wyrzucił w stronę Rudowłosej.
-Jak się czujesz? Jak się czujesz w sytuacji, kiedy życie Twojego ukochanego kundla jest na mojej łasce? Powiedz mi... Powiedz mi co możesz poświęcić bym puścił go wolno, by mógł jeszcze dziś szczekać na koty i szczać na drzewa. Może... -zmrużył na moment oczy i jakby zadumał w myśli. Co było odpowiednim momentem do ataku dla Inuzuki, ale nim ta zdążyła nawet pomyśleć o tym, ten uniósł palca w wolnej dłoni i pokiwał nim, otwierając gwałtownie szeroko powieki.
-A aa, aa... Nie ruszaj się, nawet nie myśl o tym żeby się ruszyć. Leż tam jak pies i czekaj, aż pozwolę Ci zrobić cokolwiek. A więc na czym to ja... A tak! Gdybym powiedział Ci, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, jest poświęcenie kogoś? To znaczy, że dwójka z Was by przeżyła, hah! Dobre, bardzo dobre! -jego dłoń wróciła do przeczesywania futra Ryuu, które najwidoczniej przypadło mu do gustu.
-Fajne ma futerko, kiedyś moja ukochana zrobiła dla mnie płaszcz z odzienia sarny, ciekawe jakbym wyglądał w psim, takim gęstym i długim. Myślę, że... Ja osobiście wybrałbym czarnego. Bo pasowałby mi do mojej aparycji, a Ty? Haha! Tylko nie mów mi, że siebie byś wybrała, to jest już tak oklepane i zweryfikowane przez życie, że nie ma na to szansy, hahah! -jego wypowiedzi były dziwne, powtarzały się i ciągnęły temat, co można było od razu zauważyć. Teraz Irie mogła widzieć go całego, człowieka, który bawi się jej rodziną, jakby ta była nic niewartym śmieciem, możliwym do wyrzucenia w wybranym przez siebie momencie... Mimo braku słońca, w wyobraźni układał się obraz jego cienia, nie wyglądał jakby był ludzki... Wyglądał, jakby pochodził właśnie z tego świata, tak jakby malował się tym kolorem sam strach, jakby prezentowała się sama śmierć.
I co z tego wszystkiego ma wyniknąć? Czyżby świat był na tyle okrutny, aby ze zwykłego zamówienia drinka, przebrnąć do historii, opowiedzianej krzykiem, napisanej krwią, zakończyć na tak ogromnym bólu, jaki wywodzi się tylko i wyłącznie z miłości? Zakończenie tej historii jest jeszcze dalekie i wszystko może się wydarzyć, ale pewne jest jedno... Rudowłosa kobieta, już nie będzie taka sama. Kiedy tylko zakończy się to wszystko, zostanie zaciągnięta w jedną stronę skrajności, którą wybierze nie kto inny jak Czerwony Król.
Smiech wdzieral sie w jego uszy, sprawiajac ze cudowny dreszcz przeszedl przez jego cialo, stawiajac go w istnej gotowosci do dalszej walki. Wiedzial, ze cos takiego na pewno nie zadziala, byl przekonany po jej zachowaniu. Jego slepia spogladaly na cala Plomiennowlosa kobiete, z której nagle wystrzelila fala chakry, rozlewajac sie po okolicy istnym czarnym strumieniem, uderzajac prosto w jego twarz, oslepiajac jego wzrok przez wszechobecny mrok jakiego jeszcze nigdy nie poczul w klebach czyjes chakry. Jego dlon delikatnie drgnela, jakby poruszona, palce zaczely sie kolysac, az wreszcie zacisnely sie w piesc, by spróbowac zlapac ten ogrom energii. Ten jednak przelewal sie miedzy jego palcami niczym strumien wody, którego nie sposób jest zamknac w objeciach dloni. Nie spostrzegl sie nawet, ze smiech ucichl czy moze równiez i jego sluch zostal przytlumiony, nie to bylo cos zupelnie innego... To byla cisza, która rozlega sie przed atakiem drapieznika, wiatr rozrzucajacy jego wlosy, dmuchajacy w jego odzienie, nagle zaprzestal swych zmagan, rozlegl sie ryk, jak gdyby naprzeciw niego pojawila sie najprawdziwsza bestia, jakby kobieta z która walczyl zniknela.
Nagle i zaslona uszyta z cieni zniknela, a on mógl dostrzec cos czego nigdy w zyciu sobie nie wyobrazal. W miejscu gdzie stala wczesniej nieznajoma stal potwór, monstrum przypominajace czlowieka tylko w aspekcie konczyn, gdyz jej skóra spowita zostala przez dziwny szarawy odzien, delikatnie odbijajacy slonce, które zdawalo sie podkreslac lekkie zrogowacenia na niej, jak gdyby nosila teraz na sobie pancerz, ryk skierowany byl do ogólu by pokazac swa potege, ptaki w odleglosci kilometra, moze dalej uniosly sie w przestworza, mozna by to nazwac naturalnym odruchem, kiedy w poblizu czai sie niebezpieczny drapieznik. Czerwony Król spogladal na jej postawe, zdajac sobie sprawe, ze nie jest juz pod wplywem iluzji, jego oczy rozszerzyly sie, po raz kolejny zadziwiala go istota znajdujaca sie nieopodal niego, nie byl teraz pewny czy da sobie z nia rade... Jego cialo drzalo, na czole pojawily sie krople potu, niespokojny dech zawital w jego plucach, a serce w piersi dudnilo jakby zaraz mialo zrobic to po raz ostatni. Uchiha niemajacy na swojej drodze zadnego zagrozenia bal sie po raz pierwszy... ze ta zabawa bedzie dla niego przeznaczona tylko raz, ze ta zabawa skonczy sie... kiedys...
Kobieta rzucila swa glowe do tylu, wygladalo to jakby miala gdzies prawa swojego organizmu lub wyobraznia zaczynala platac mu figle, z czym móglby sie zgodzic. Ale... Ich slepia spotkaly sie, jego Czerwono krwiste spojrzenie zatrzymalo sie na zólto zlotych oczach kobiety. Nie wiedzial w nich nic, nic poza tym czego byl swiadkiem. Mimo, iz rozjasnic mogly niejedna noc, to w srodku nich nie bylo nic poza czarna barwa, w której kryje sie tak wielka chec mordu, iz byc moze przewyzsza w tej chwili nawet i jego.
Nagle Yoshimitsu zaczal sie smiac, cialo przestalo sie trzasc, dech delikatnie spowolnil, lecz serce przyspieszylo o kolejny krok. Zaczynalo sie... Popadal w swój wlasny obled, w swoje wlasne zachowanie, rzucal sie paszcze wlasnego demona. Bo kto inny zdolny bedzie walczyc z innym monstrum, jak nie identyczne monstrum. Ból odczuwany w klatce piersiowe zanikal, ludzkie odbicie w jego oczach równiez, az wreszcie i nastala cisza. Dwa potwory spogladaly na siebie z niezwyklym spokojem, a pierwszy który zrobil krok byl nie kto inny jak narwany Uchiha, rwacy sie do cudownej jak dla niego zabawy, siegnal wtem po kunai, który wyciagnal z torby, natomiast reka rudowlosej zaczela pulsowac, nabierala z niewiadomego powodu masy, przeobrazala sie... do postaci topora, przy którym samo powietrze rozcinalo sie w bezruchu.
(koniec zwalonej części)
Wyglądał jak gdyby był własnością samego diabła, a został zapożyczony do siania mordu przez Rudowłosą. W głowie Uchihy działa się istna euforia, czuł się w tej walce jakby właśnie zaczynał poznawać dopiero coś... Jakby był małym dzieckiem, wychodzącym pierwszy raz na spacer, doglądający każdego najmniejszego szczegółu, poświęcają uwagę wszystkiemu, zadając mnóstwo pytań, a jego niezaspokojona ciekawość prowadziła go dalej i dalej w świat niezliczonej ilości przeróżnych elementów. On wraz z kolejnym planem, który miał przysłużyć się do pokonania kobiety, zagubił się w tym chaosie, zrzucając kompletnie wszystkie swoje dotychczasowe zachowania, był pochłonięty przez nią, przez złote ślepia, które wyżerają jego ostatnie resztki rozumu, wiedział jednak, że jest to jednostronna przyjemność, gdyż zza tą cudowną żółcią kryje się to co u prawdziwej bestii, chęć zmiażdżenia swojej ofiary, zatopienia w niej własnych kłów, złapania szponami i rozdarcia, sprawdzenia co czai się w środku czy jest równie czerwone jak wszystkie inne zwierzyny...
Wszystko sprawiało wrażenie, iż sekunda stawała się latami, a każdy szczegół malował się jeszcze barwniej niż w przypadku realizmu, lecz tak było prawdą, jeden krok, a tysiące myśli, emocji i przeróżnych targającym nim efektów. Można by powiedzieć, że walka ta zaczęła się zaledwie kilka minut temu, a przy przecinającym się ich spojrzeniu, widać było co innego.
Kolejny krok i kolejny... Aż wreszcie i Inu zrobiła ruch, zaraz mieli się zetrzeć w zwarciu, które niezbyt widziało się Czerwonowłosemu, mimo to chciał sprawdzić, chciał się bawić jej całym ciałem, chciał je dotknąć, chciał nim władać! Alkohol, który jeszcze przed momentem był przez niego odczuwalny, jakby zniknął, a cała mgła z ślepi czy oczu zniknęła, rozwiana przez niewiadomą przyczynę.
A zaraz rozległ się trzask stali, iskry pomknęły, a przy pierwszym uderzeniu kunai lekko się przekrzywił. Gdyby ruchy monstra nie były tak banalne do odczytania, mógłby pewnie już pożegnać się z ręką, lecz atak i obrona ustawiona pod dobrym kontem sprawiała iż uderzenie topora ślizgało się, a wraz z każdym uderzeniem wytwarzało lekki podmuch, który gdyby był silniejszy, mógłby zaczynać szarpać ubrania, nawet teraz wydawało mu się, że słyszy prujące się szwy, ale nie miał czasu czy chęci na doglądnięcie tego, skupiony na zabawie i oddaniu się w całości teraz obronie... Zaczynał się śmiać pod nosem, cicho, co przerodziło się niebawem w rechot. Cofał krok, był spychany. Na jego twarzy było szczęście, był ten wytrzeszcz i rozdarte do granicy możliwości usta, czerwone ślepia drżały z podniecenia. Szalony do niezrównanej granicy Uchiha, w pewnym momencie zrobił błąd, który kosztował go utraty ręki... Krew trysnęła, ale nie było krzyków, był za to niezachwiany rytm śmiechu. Czerwony Król odskoczył do tyłu, nabrał dystansu do przeciwnika, jego dłoń zwisała bezwładnie tuż przy jego dziele, topór trafił na tyle głęboko, by uszkodzić mięsień czy ścięgno i uniemożliwić mu ruch tą kończyną i znów spoglądali na siebie przeszywającym spojrzeniem.
Lustrzane odbicie miało rzucić światło teraz więc i na teraźniejszość czy tym razem Czerwonowłosa lub Rudowłosa bestia zostaną rzuceni w krzywe odbicie i coś się zmieni! Na ten moment rozjuszony niczym swego czasu jego ukochana, wbijając nieznajomą w zabitą deskami podłogę, na której kurzu, piachu czy brudu było więcej niż można było sobie wyobrazić. Ponoć niegdyś te deski były niemal białe, a teraz popadają w ciemny brąz, ot nie była to pewnie wina właściciela, lecz klientów, a przez kolejne lata mimo starań i czyszczenia, brud wbijał się w deski, tak samo jak zrobił to teraz Uchiha z Irie. Miejsce uderzenia zostało objęte na moment do połowy przez wznoszący się cały pył, który delikatnie drażnił nozdrza użytkownika Sharingana, lecz ten starał się ignorować to chyba nieświadomie. Ludzie w około, a właściwie pozostałe jednostki gapiów zmieszane sytuacją, z strachem zmieszanym z niewiedzą czy czymkolwiek to było, nie pozwalało im wyjść ot tak z karczmy. Wydawali się wbici w podłogę... Mimo niemal głuchego szeptu w stronę ofiary, można śmiało odczytać jego słowa z ruchu warg, nie było to trudne w tym świecie, znać to słowo tak dobrze, iż samo nasuwało się podczas spojrzenia na zdenerwowanego Yoshimitsu. Jego myśli też nie krążyły w innym terminie jak zabicie jej. Nieświadomi swojego JA, rozrywany między dwa sprzeczne sobie charaktery, które nie kłóciły się w jednym, w obronie kobiety, która już nie istnieje na tym świecie. Zawodził ją kilkukrotnie za życia, zarzucił na siebie obowiązek bronienia jej po śmierci, co było istną obsesją, z brakiem wiedzy czy to zaszkodzi klanowi, nie liczył się z gniewem nikogo, ślepo parł w swe przekonania, by zabić każdego, kto zbezcześci w jego mniemaniu Inu...
Zaraz do jego uszu wpadły słowa wypowiedziane w istnej wściekłości, lecz nie miały one żadnej miary porównania się do jego. Spoglądający na nią Czerwony Król nagle zaczynał dostrzegać chakre, która chaotycznie nabierała na sile czy mówiąc trochę inaczej, sprawiała iż jej ciało zaczynało lekko się przeobrażać, a niebieska energia rzucała swymi wyładowaniami na otoczenie, chlastając wszystko w około, w efekcie wywołała delikatny powiew wiatru, który wznosił do góry coraz to więcej tego całego brudu. Nagle ku jego zdziwieniu, zaczynała się podnosić, jakby nigdy nic się nie stało. Odwróciła gwałtownie łeb i ich spojrzenia przecięły się w istnej furii, jej ręka zacisnęła się zaraz na jego ramieniu, a w tym samym czasie wyrzuciła z siebie kolejne słowa, mówiący mu jasno i wyraźnie, że te psy są dla niej czymś bardzo ważnym. Są dla niej prawdopodobnie jak rodzina, albo nawet coś więcej, gdyż rodzinne więzy nie muszą być często mocno zaciśnięte, przemknęło mu przez wyobraźnię, iż są dla siebie jak niegdyś on i Inu.
Jej pazury wbiły się bez problemu, przebijając się przez skórę i wchodząc nawet trochę głębiej. Ale to nie było niczym specjalnym, nie wiedząc czemu bólu nie było, być może to litry alkoholu w jego organizmie lub wściekłość, która nie pozwoli mu na przejmowanie się jakimś małym zadrapaniem.
Ich oczy spotkały się, wtem obydwoje mogli spojrzeć w swoje dusze, penetrując je do granic możliwości, a Uchiha nie miał zamiaru nic ukrywać, toteż Czerwona Bestia ukazywała swoje pełne oblicze, dając nieznajomej do świadomości, że z każdym kolejnym krokiem jest pochłaniana przez jego paszcze. On również chciał spojrzeć głęboko w jej myśli, dostrzec bardzo dobrze to jakim uczuciem darzy swoich czteronożnych towarzyszy, a tym samym co może dla nich poświęcić. Ale nieświadomie wpadł w pułapkę życia... Obraz zatrzymał się na pierwszej warstwie, spoglądając na wyglądzie nieludzkich ślepi, które przybrały na charakterystycznej zmianie źrenicy, która wydłużyła się nienaturalnie, a on jak gdyby mierzył się wzrokiem z jakimś zwierzęciem. Toteż na moment zamarł, a jego serce uderzyło mocniej, przed nim pojawiła się twarz Inu z tamtego dnia! Z dnia w którym, pierwszy raz ujrzał ją w pełnej przemianie, kiedy to jej ślepia również nie przypominały tych ludzkich wyglądem... W tym przypadku, od Irie nie było czuć takiej chęci bezsensownego mordu, jak wtedy... Serce uderzyło po raz drugi, dudnięcie było mocniejsze, czuł je w niemal całym ciele, nie wiedział co się teraz własnie dzieje czy demon zwany przez większość ludzi bogiem bawi się z nim i rzuca pod nogi reguły gry, w którą on nie ma zamiaru się bawić. Bowiem, musiałby zaczynać wszystko od początku, wszystko musiało by się potoczyć znów tak samo... W tym momencie w jego oczach pojawiło się zwątpienie, ale! Wszystko zaczynało znów napływać, te cudowne chwile, ta rozkosz, te bajeczne dni czy noce, chwile spędzone razem na po prostu życiu, co doprowadzi znów do zgubnego koła, gdzie ktoś umrze!
Usta delikatnie się przesunęły, by zęby mogły się na niej zacisnąć, wyłamać go z iluzji koszmaru. Dopiero teraz dostrzegł jej całą twarz, wcześniej jej nie wiedział, nie zwrócił też uwagi na włosy i wygląd jej całej twarzy, gdyż w furii wbił ją po prostu w ziemię, ale teraz widzi to dokładnie. Kobieta naprzeciw niego jest istnym wcieleniem jego ukochanej.
Serce zabiło jeszcze raz i kolejny, mocniej i mocniej! Jak gdyby chciało wyrwać się z jego piersi, złapać dłońmi, rozerwać żebra i skoczyć na nieznajomą kobietę, by przytulić ją tak mocno, aby niemal jej nie udusić, jego uścisk zrobił się delikatniejszy i niemal przypominał teraz zwyczajne położenie dłoni na głowie, gdzie zaraz miałby przechodzić do głaskania czubka jej głowy.
-Co kurwa... To są jakieś żarty? To się kurwa nie dzieje! -jego myśli zaczynały zmieniać się, kształtować i rozwijać możliwości.
-Dlaczego stoisz naprzeciw mnie? CO TO KURWA JEST? Jakk... Czemu... To jest niemożliwe, tak kurwa być nie może... Dlaczego masz jej twarz! DLACZEGO WYGLĄDASZ JAK KURWA ONA!? Nie nie... to jest... to jest... to... -gubił się, rozbijał. Po tym wszystkim co przeżył nie mógł złożyć się do kupy, a w tym momencie, wszystko zostało rozbite na jeszcze mniejsze kawałki, a w prawdzie rzecz mówiąc, co przed momentem było jeszcze możliwe do ułożenia, tak teraz ten człowiek, ta bestia w ciele człowieka nie ma nic, dla niego wszystko straciło sens.
-J-j... -dwie literki wyrzucone z zaciśniętych tak mocno warg niemal niesłyszalne, przez białe kły, iż zaczęła cieknąć krew, warga przecięta przez targające emocje.
-Nie... Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie... Ty nie jesteś nią! NIE JESTEŚ KURWA! Czemu, czemu czemu czemu czemu! CZEMU WYGLĄDASZ JAK ONA? -chaos panujący w jego głowie rzucał tysiące myśli na wierzch, wszystko można było porównać do sztormu, potężnych fal, które połykają się raz po raz, przeganiając w swojej sile i tak w nieskończoność... Nie wiedział co robić, nie wiedział co mówić, aż w pewnym momencie coś w nim pękło. Wszystkie skumulowane myśli przepadły, prawie wszystkie. Pozostała jedna. W umyśle nastała cisza, a w rzeczywistości zapanować miał teraz identyczny chaos co w nim!
Zwątpienie prysnęło z odbicia czerwonych oczu, pojawiło się coś czego nie można było nazwać w ludzkim języku. Irie mogła poczuć na sobie spojrzenie, które nie należało do bestii. Nie należało do żadnego żyjącego odpowiednika w słowniku czy świecie. Charakterystyczny schemat trzech czarnych łezek zmieniał swój kształt, zaczęły się kręcić i rozlewać, tworząc trzy dziwne identyczne dla siebie wzory, chaotycznie sformułowane... Niczym niesławna przeklęta pieczęć rodu Jugo, przypominając znaki na ciele jego ukochanej.
A po chwili przestrzeń w około nich zaczynała się jakby rozpadać, pojawił się wszechobecny podmuch wiatru, który rzucał się z taką siłą iż niektóre meble zrobiły krok... co dziwne w jego kierunku, gdy chodziło o wyzwolenie chakry Irie, ta rzucała się od niej, w kierunku przeciwnym, natomiast w tej chwili można było odczuć jak wszystko jest wciągane w łamiący się obraz, do centrum oczu Uchihy! Dziewczyna mogła poczuć bezwładnie naciskający ją napór ze strony tego zjawiska, jej dłoń machinalnie zwolniła potężny uścisk, jak i napór skierowany by wstać, skierowany został w pełni do próby oparcia się. Czyżby miała być to sztuczka wywołana przez nieprzeciętne możliwości iluzji Czerwonego Króla? Nie... To nie było to, a świadczyło o tym otoczenie i te pozostałe jednostki gapiów, które przeraziły się ponad miarę, uciekając w istnym szale, krzycząc coś pod nosem. Niezbyt wzruszony był jakimikolwiek słowami, a choć rana której przed momentem nie odczuwał zbytnio, uszczypała go kiedy tylko poczuł wyciekającą z niej krew, zaczynającą ściekać i szykując się do pierwszego skoku na ziemię... Tak by było, gdyby nie to, że ta pierwsza kropla została wciągnięta przez technikę i zniknęła! Irie dobrze widziała, co się stało, spoglądała na niego z narastającym strachem, przemieszanym dalej z jej furią, kiedy krew zniknęła, ta delikatnie drgnęła, gdyby nie dłoń, która dalej znajduje się na jej głowie, pewnie by tego nie dostrzegł.
Powieki dziewczyny na chwilę opadły, a nim ta zdążyła je otworzyć, znalazła się już w innym miejscu, nieprzypominającym żadnego zakątka świata ludzkiego. Jej dziki wzrok, nie mógł objąć ogromu otoczenia, który ciągnął się w nieskończoność. Leżała na ziemi, tak jakby była dalej w karczmie, ale naprzeciw niej nie było już Czerwonego Króla, mogła spojrzeć więc daleko przed siebie, czując się osaczonym przez panujący w tym miejscu półmrok. Pod jej ciałem było białe podłoże, rozciągające się przez całe otoczenie, niezmiennie, bez żadnych wzniesień czy skaz, było takie samo... Nie mogła poczuć najmniejszego podmuchu wiatru, promienia słońca czy księżyca na skórze, a jedyne co do niej trafiało, był to mocny zapach alkoholu, znajdujący się za nią, w niedalekiej odległości, bo raptem kilka metrów. Odruchowo, rzuciła wzrokiem na wszystkie strony świata, widząc po drodze jednego ze swoich zwierzaków obok siebie, natomiast drugiego, tuż przy Czerwonym Demonie, który klęczał przy Ryuu. Trzymał w ręce zaciśnięty kunai, który tylko czekał by wbić się w psiego towarzysza. Nie mógł się dalej ruszać, natomiast Mira w tym momencie już mogła.
Wolna dłoń Yoshiego spoczęła na czubku łba czworonoga, delikatnie go po niej gładząc, gdyby spoglądać tylko na rękę, można by powiedzieć iż troskliwie nagradza zwierzaka, ale ogółem była to jawna prowokacja z jego strony, nie czuł się zagrożony w obecności tej małej drużyny. Wręcz przeciwnie, drwił sobie z niej...
Na jego twarzy rozciągał się teraz uśmiech, a twarz rzucała jeszcze bardziej dziwaczny obraz odczuwalny niczym obojętność, jak wszystko w około. Jakby nie przejmował się niczym, czy zabije białego pchlarza, a później rzuci się na was czy być może sam umrze... Był przerażająco obojętny, ale po chwili ciszy otworzył paszczę i swym chrapliwym głosem wyrzucił w stronę Rudowłosej.
-Jak się czujesz? Jak się czujesz w sytuacji, kiedy życie Twojego ukochanego kundla jest na mojej łasce? Powiedz mi... Powiedz mi co możesz poświęcić bym puścił go wolno, by mógł jeszcze dziś szczekać na koty i szczać na drzewa. Może... -zmrużył na moment oczy i jakby zadumał w myśli. Co było odpowiednim momentem do ataku dla Inuzuki, ale nim ta zdążyła nawet pomyśleć o tym, ten uniósł palca w wolnej dłoni i pokiwał nim, otwierając gwałtownie szeroko powieki.
-A aa, aa... Nie ruszaj się, nawet nie myśl o tym żeby się ruszyć. Leż tam jak pies i czekaj, aż pozwolę Ci zrobić cokolwiek. A więc na czym to ja... A tak! Gdybym powiedział Ci, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, jest poświęcenie kogoś? To znaczy, że dwójka z Was by przeżyła, hah! Dobre, bardzo dobre! -jego dłoń wróciła do przeczesywania futra Ryuu, które najwidoczniej przypadło mu do gustu.
-Fajne ma futerko, kiedyś moja ukochana zrobiła dla mnie płaszcz z odzienia sarny, ciekawe jakbym wyglądał w psim, takim gęstym i długim. Myślę, że... Ja osobiście wybrałbym czarnego. Bo pasowałby mi do mojej aparycji, a Ty? Haha! Tylko nie mów mi, że siebie byś wybrała, to jest już tak oklepane i zweryfikowane przez życie, że nie ma na to szansy, hahah! -jego wypowiedzi były dziwne, powtarzały się i ciągnęły temat, co można było od razu zauważyć. Teraz Irie mogła widzieć go całego, człowieka, który bawi się jej rodziną, jakby ta była nic niewartym śmieciem, możliwym do wyrzucenia w wybranym przez siebie momencie... Mimo braku słońca, w wyobraźni układał się obraz jego cienia, nie wyglądał jakby był ludzki... Wyglądał, jakby pochodził właśnie z tego świata, tak jakby malował się tym kolorem sam strach, jakby prezentowała się sama śmierć.
I co z tego wszystkiego ma wyniknąć? Czyżby świat był na tyle okrutny, aby ze zwykłego zamówienia drinka, przebrnąć do historii, opowiedzianej krzykiem, napisanej krwią, zakończyć na tak ogromnym bólu, jaki wywodzi się tylko i wyłącznie z miłości? Zakończenie tej historii jest jeszcze dalekie i wszystko może się wydarzyć, ale pewne jest jedno... Rudowłosa kobieta, już nie będzie taka sama. Kiedy tylko zakończy się to wszystko, zostanie zaciągnięta w jedną stronę skrajności, którą wybierze nie kto inny jak Czerwony Król.
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Nie była w stanie pojąć powagi tej sytuacji, wszystko działo się tak szybko, czas przemykał nieubłaganie niczym woda między palcami, chaos rządził w jej myślach, nie potrafiła wziąć się w garść. Jej psy były przerażone i sparaliżowane jak nigdy dotąd. Jej odważne psiaki, które nigdy się niczego nie bały, teraz kuliły się przed mocą Czerwonowłosego niczym zapchlone szczenięta. Nie mogła znieść tego widoku, znienawidziła nieznajomego od momentu kiedy zagroził jej zwierzętom. Całą moc wsadziła w swoją zakleszczającą się dłoń na jego ramieniu, jej pazury przebiły się przez jego skórę jak przez cieniutki jedwab dostając się do jego mięśni. To uczucie dawało jej znikomą satysfakcję, chciała sprawić mu więcej bólu, aby w przyszłości nawet nie śmiał myśleć o skrzywdzeniu jej i jej bliskich. Spojrzała mu prosto w oczy chcąc przeszyć swoim wzrokiem jego całą czaszkę niczym strzałą najlepszego łucznika, bez zawahania spoglądała na jego całą twarz, do jej nozdrzy nieprzerwanie dochodził wyraźny smród, który jeszcze bardziej obrzydzał jej widok na tego sukinsyna. Zajrzała wgłąb jego oczów, niemalże penetrowała jego duszę, podświadomie odczuła przerażenie gdyż ta dusza należała do samego diabła. Nigdy w życiu nie spotkała się z chodzącą po ziemi bestią, jego ślepia nie wykazywały nawet cienia uczuć, wahania czy też empatii. Tych emocji po prostu w nim nie było, były stłamszone przez najbardziej ponure cechy jego charakteru. Nie łaknął na tym padole niczego innego prócz śmierci i bólu innych. W pewnym momencie Irie poczuła jak się łamie pod naporem tak przerażające istoty. Jej dłoń zadrżała, nogi minimalnie się pod nią ugięły, brzuch zaczął jej się skręcać. Jak miała stawić czoła czemuś takiemu? Zostaw nas w spokoju Jej tęczówki zadrżały gdyż nie potrafiły skupić wzroku na jednym punkcie, kropla potu nieśmiało ujawniła się na jej skroni.
Nagle sytuacja w oka mgnieniu zmieniła swój tor. Przez niewyraźny obraz dostrzegła jeszcze jedną dziwną emocję u Czerwonowłosego. Nie był to wzrok kogoś, kto chciał wymordować. Pojawiło się coś w rodzaju wahania, zdezorientowania, lęku. Irie nie pojmowała aktualnej sytuacji, ten obrót charakteru zaś wywołał w niej jeszcze większe zdezorientowanie. W czeluści jej strachu pojawiła się jednak iskierka nadziei, która miała szansę na zapłonięcie niczym ogień pożerający niewinny las.. Miała szansę. Jej całe ciało zmobilizowało się, jej kleszcze w postaci dłoni zacisnęły się jeszcze bardziej niemalże miażdżąc przedramię przeciwnika. Wyprostowała się bardziej dając mu do zrozumienia, że nie trafił na byle kogo, że ma do czynienia z kimś silnym. Nie rozumiała dlaczego ten nagle zaczął się wahać, jego serce zaczęło dudnić w dziwnym rytmie jakby dostrzegł swoje odbicie bestii w lustrze, nawet jego ścisk na jej głowie znacznie się rozluźnił. Właściwie nie obchodził ją powód tego dziwnego zachowania. Liczył się efekt, nie mogła sobie pozwolić na marnowanie czasu, musiała czym prędzej stłamsić mordercze zapędy Czerwonego. Uśmiechnęła się równie diabolicznie jak on kiedy chciał coś wybełkotać, kiedy jego kły przebiły tak delikatną wargę, na której pojawiły się krople krwistej cieczy. W jej wnętrzu panowała rosnąca radość z jego bólu i dezorientacji. Poczuła zwycięstwo choć w tym momencie nie wiedziała jeszcze jak bardzo się myli. Cofnęła wolne ramię, wycelowała ręką zbierając w niej całą swoją moc. Zamierzała wymierzyć cios prosto w szczękę mężczyzny by obalić go na ziemię i mieć po prostu spokój. Z zuchwałością spoglądała w jego oczy widząc w nim zmieszanie nie do ogarnięcia.
W ciągu ułamku sekundy zastygła w bezruchu. To co zobaczyła, nie wyobrażała sobie nigdy w nawet najgorszych koszmarach. Jak za dotknięciem magicznej mocy, ślepia Czerwonego zawirowały po czym ukazały się w nich dziwne wzory. To nie było jednak kulminacyjnym momentem. Jego wzrok przybrał na sile, był ciężki niczym cały wszechświat, zdusił ją, zapomniała jak się oddycha, zabrakło jej powietrza w płucach. Otworzyła usta by go zaczerpnąć z głośnym haustem, jej wycelowana dłoń opadła na jej bolącą klatkę piersiową, druga dłoń zmniejszyła swój zacisk jakby rażona prądem. Nie zdążyła do końca wziąć oddechu kiedy nagle przed jej oczami przestrzeń załamała się niczym czarna dziura. Wokół nich powstał prawdziwy huragan, który chciał połknąć każdą żyjącą istotę. Irie chciała uciec, lecz ta energia była zbyt silna, żadna moc na tym świecie nie była w stanie się temu przeciwstawić. Całym ciałem zaparła się jak zwierzę ratujące się paniczną ucieczką lecz nie cofnęła się nawet o ćwierć milimetra. Serce jej zaczęło dudnić w pierś, cała jej dusza rozpaczliwie pragnęła znaleźć się teraz w innym, bezpiecznym miejscu, mięśnie boleśnie napięły się niczym struna barda podczas najbardziej wymagających pieśni, czysta panika zdominowała jej umysł. Walczyła o życie, nie myślała w tej chwili o niczym innym jak o przetrwaniu. Krew ściekająca z ramienia Czerwonego nie trafiła na ziemię pod wpływem grawitacji, została wciągnięta i....zniknęła w dziwnej czeluści, którą znał jedynie sam twórca. - Nie....- Szepnęła bezgłośnie, jej struny zamarły, nie była w stanie nawet krzyczeć gdyż gardło zostało ściśnięte przez strach. Drżała na całym ciele, walczyła i fizycznie i psychicznie lecz była niczym mała mrówka walcząca z bezlitosnym tornadem.
Jej szeroko rozwarte oczy zostały zasłonięte przez powiekę...która po odkryciu ukazała inny świat. Leżała niemalże na klęczkach, oparła się na rękach przywracając łapczywie utracony oddech. Oddychała ze świstem jakby przebiegła sprintem przez kilka kontynentów, spoglądała w czeluść nieznanego miejsca, w którym nie było nic. Bała się ruszyć, bała się doznać jeszcze większego strachu, bała się rozejrzeć i zobaczyć potwory znacznie gorsze od samej śmierci. Z jej czoła opadały krople potu, krew na skroni posklejała jej potargane włosy, koraliki przypięte do włosów zostały rozrzucone na ziemi, podobnie było z jej ozdobą w postaci pióra. Długa grzywka niedbale opadała na jej czoło przysłaniając pojedynczymi kosmykami jej przerażone oczy, które były rozwarte do granic możliwości. Nie mogła się ruszyć, bała się nawet oddychać przez otwarte usta. Bolało ją wszystko mimo że nikt jej nie pobił, każdy skrawek ciała był boleśnie napięty, płuca były deptane przez przerażenie podobnie jak związana szyja przez drut kolczasty stworzony przez strach.
Chaos powoli ustępował, jej zmysły przyzwyczaiły się do tego dziwacznego miejsca. Była zamknięta w jakimś niespotykanym świecie, z którego nie było ucieczki. Do jej nosa nagle dotarł duszący odór alkoholu, który docierał od strony jej pleców. Odwróciła się przekręcając całym swoim ciałem, z kolan opadła na jedną stronę bioder i nóg. Jej wzrok dostrzegł iście makabryczny dla niej widok. Obok niej leżała Mari, w tej ponurej ciemności nie widziała dokładnie jej ciała. Prawdopodobnie jednak nic jej nie było, gdyż poruszyła się ociężale próbując się podnieść. Drugi pies jednak był w znacznie gorszej sytuacji. Nad nim klęczała ta dzika bestia, dotykała ohydnymi palcami jego miękkiej białej sierści, dodatkowo Ryuu nie mógł nawet drgnąć. Czerwony uśmiechał się upiornie, sam szatan nawet nie powstydził się takiego wyrazu twarzy. Tak piekielny uśmieszek wywołał dreszcz na całym ciele Irie, nie mogła nawet patrzyć wprost na jego demoniczną posturę.
Odezwał się. Jego głos przeszył ją wskroś niczym najpotężniejszy ból. Zesztywniała, zadygotała lecz głos ciągnął się dalej wwiercając się w jej uszy. Z ledwością zdołała zrozumieć jego przekaz. Zamilkł na moment dając jej szansę na zebranie myśli do krzywej budowli. Wyraźnie dał do zrozumienia, że zamierzał zabić Ryuu. Dlaczego tak czynił? Co ona mu takiego zrobiła? Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Musiała pomóc Ryuu. Był przerażony na równi z nią. Mira usiadła ciężko na zadnich łapach, również drżała, jej sierść zjeżyła się na całej linii grzbietowej, uszy przylegały ciasno do jej futrzanej szyi. Nie była w stanie racjonalnie zareagować, była właściwie niemal całkowicie zwykłym przerażonym psem. Irie zacisnęła zęby które trzasnęły kilkakrotnie pod naporem i przez ich ślizg po sobie. Zabolało, ból ten jednak był odpoczynkiem od przerażenia. Otworzyła usta by coś powiedzieć równocześnie napięła zdrętwiałe mięśnie do wstania lecz została zatrzymała przez jasny gest Czerwonego. Kolejne słowa przeszyły ją na wskroś, jego głos był niczym setki miniaturowych senbonów wbijających się w jej skórę. Poświęcenie? Miała przeżyć tylko dwójka? To nie wchodziło w grę. Nie mogło tak być, nie po to przemierzała świat aby zdobyć medyczne umiejętności by zapewnić jak najlepsze bezpieczeństwo czworonogów. Na co więc były jej starania jak teraz wszystko mogło prysnąć jak mydlana bańka? Pokręciła głową w niemym sprzeciwie, poruszyła delikatnie rozdygotanymi ustami protestując na los. Jego ostatnie słowa zabolały jeszcze mocniej, brzmiały jak szabla niespiesznie przewiercająca się przez wszystkie narządy w brzuchu. Zrobiło jej się piekielnie gorąco jakby skóra została zamieniona z ogniem, do spoconego ciała nieprzyjemnie przywierało ubranie. Całe jej wnętrze było w rozsypce, nie potrafiła nic poradzić na aktualną sytuację. Ponownie zacisnęła szczęki, oczy zostały zwilgotniałe przez napływające łzy. Walczyła ze sobą, ze swoim strachem. - Zostaw go - Bezradnie pisnęła nie mogąc zapanować nad swoim głosem. - Zabierz od niego te ręce - Wysapała drżąco tym samym tonem. Chciała wstać. Miała wrażenie, że dopiero zaczynała naukę chodzenia. Ociężale postawiła stopy na powierzchni, chwiejnie zaczęła się prostować ku górze. Spojrzała na prześladowcę nieco z góry, lecz jej wzrok był błagalny. Chciała coś zrobić, lecz strach trzymał ją w miejscu, nie pozwalał nawet podejść do Czerwonego, czuła odrzucającą od niego barierę. Musiała jednak coś zrobić. Sama. Nie mogła polegać na swoich psach jak to zwykle bywało. Musiała o nie zadbać, tak jak one opiekowały się nią. Musiała go tylko solidnie znokautować. Nie był on silny, potrafił dziwne sztuczki lecz nie miał siły fizycznej. To był jego słaby punkt, musiała z niego skorzystać. Nie mogła się jednak opierać na klanowej tsuudze, była zbyt prosta do uniknięcia....
Odetchnęła głęboko. Był to ciężki ruch, gardło z płucami nadal miały na sobie ciężar strachu. Musiała coś zrobić. Po prostu musiała. Nie myślała logicznie, bardziej obawiała się bezczynności niż walki. Nie wiedziała jak miała działać, czy jej siła tutaj coś da, lecz wiedziała że jej bierność sprowadzi na nią klęskę i zwyczajną śmierć, o ile nie przyjdzie coś znacznie gorszego.
Zacisnęła pięść skupiając na niej swoją siłę. Fizyczną, gdyż to ją znała najlepiej, lecz całym sercem pragnęła wtłoczyć w to całą swoją duszę. W tym wypadku jednak była to część jej duszy, życia. Była to zwykła chakra, która w świecie shinobi była czymś niezwykłym, zbawiennym i istotnym. W tym momencie była wybawczynią. Niebieska energia zawirowała wokół jej pięści, została wtłoczona w pobliskie mięśnie jak również w całą rękę. Była całkiem dobrym medykiem tudzież kontrolowanie tak prostej czynności nie robiło na niej większego wrażenia. Czuła przepełniającą energię, która, o dziwo, komponowała się z jej siłą fizyczną, nigdy nie używała medycznej chakry w ofensywny sposób, nawet nie wyobrażała sobie nigdy takiej potrzeby. Jej postrzępione myśli kontrolowały lepiej tą energię niż jej własny umysł. Było to w tej chwili łatwiejszą czynnością niż chodzenie. Wzięła kolejny oddech by kontrolować chakrę na jak najwyższym poziomie. To była jej nadzieja, nie mogła zawieść Ryuu. Energia skumulowana w dłoni była gotowa zadziałać. Irie nie była pewna nawet czy da radę ją wykorzystać zgodnie z jej planem lecz usilnie starała się przeżyć. Zrobiła chwiejny krok. Zaklęła w myślach. Część jej nie chciała się nawet zbliżać do tego monstrum, chciała uciec. Nie było jednak wyjścia, ten świat był więzieniem, w którym mogła tylko walczyć podobnież jak gladiatorzy na arenie. Zrobiła kolejny krok, powoli przyzwyczajała się do chodzenia. Zacisnęła zęby na wardze. Takie ruchy nie mogą jej pomóc, nawet dziecko by ją wyśmiało. Otworzyła usta, wydarła się dając upust swoim zszarganym nerwom. Zawyła chrapliwie i korzystając z tej mocy wyskoczyła do żwawego sprintu. Z ogromnym strachem spoglądała na Czerwonego sukinsyna, przepełniało ją przerażenie jak i desperacja. Biegła bezmyślnie przed siebie chcąc jedynie uderzyć, obronić się, jej chakra wirowała wokół jej dłoni. - Wypieprzaj od niego!!! - Wrzasnęła nie kończąc swojego ryku wściekłości. Metr przed uderzeniem wycelowała. Wzięła zwinny zamach, instynktownie chciała wyprowadzić jak najsilniejszy cios, uderzyć z pomocą chakry. Miała na uwadze to, że musiała nią jakby "wystrzelić", skierować cały jej potencjał wprost na twarz tego sadysty. Z zachwytem wyobrażała sobie jego zmiażdżoną czaszkę, zgnieciony mózg i tryskającą krew. Łaknęła jego śmierci jak nigdy w życiu, pragnęła wręcz zmieść go swoją niebieską energią jak i swoimi mięśniami. Wycelowała, uderzyła...
Nagle sytuacja w oka mgnieniu zmieniła swój tor. Przez niewyraźny obraz dostrzegła jeszcze jedną dziwną emocję u Czerwonowłosego. Nie był to wzrok kogoś, kto chciał wymordować. Pojawiło się coś w rodzaju wahania, zdezorientowania, lęku. Irie nie pojmowała aktualnej sytuacji, ten obrót charakteru zaś wywołał w niej jeszcze większe zdezorientowanie. W czeluści jej strachu pojawiła się jednak iskierka nadziei, która miała szansę na zapłonięcie niczym ogień pożerający niewinny las.. Miała szansę. Jej całe ciało zmobilizowało się, jej kleszcze w postaci dłoni zacisnęły się jeszcze bardziej niemalże miażdżąc przedramię przeciwnika. Wyprostowała się bardziej dając mu do zrozumienia, że nie trafił na byle kogo, że ma do czynienia z kimś silnym. Nie rozumiała dlaczego ten nagle zaczął się wahać, jego serce zaczęło dudnić w dziwnym rytmie jakby dostrzegł swoje odbicie bestii w lustrze, nawet jego ścisk na jej głowie znacznie się rozluźnił. Właściwie nie obchodził ją powód tego dziwnego zachowania. Liczył się efekt, nie mogła sobie pozwolić na marnowanie czasu, musiała czym prędzej stłamsić mordercze zapędy Czerwonego. Uśmiechnęła się równie diabolicznie jak on kiedy chciał coś wybełkotać, kiedy jego kły przebiły tak delikatną wargę, na której pojawiły się krople krwistej cieczy. W jej wnętrzu panowała rosnąca radość z jego bólu i dezorientacji. Poczuła zwycięstwo choć w tym momencie nie wiedziała jeszcze jak bardzo się myli. Cofnęła wolne ramię, wycelowała ręką zbierając w niej całą swoją moc. Zamierzała wymierzyć cios prosto w szczękę mężczyzny by obalić go na ziemię i mieć po prostu spokój. Z zuchwałością spoglądała w jego oczy widząc w nim zmieszanie nie do ogarnięcia.
W ciągu ułamku sekundy zastygła w bezruchu. To co zobaczyła, nie wyobrażała sobie nigdy w nawet najgorszych koszmarach. Jak za dotknięciem magicznej mocy, ślepia Czerwonego zawirowały po czym ukazały się w nich dziwne wzory. To nie było jednak kulminacyjnym momentem. Jego wzrok przybrał na sile, był ciężki niczym cały wszechświat, zdusił ją, zapomniała jak się oddycha, zabrakło jej powietrza w płucach. Otworzyła usta by go zaczerpnąć z głośnym haustem, jej wycelowana dłoń opadła na jej bolącą klatkę piersiową, druga dłoń zmniejszyła swój zacisk jakby rażona prądem. Nie zdążyła do końca wziąć oddechu kiedy nagle przed jej oczami przestrzeń załamała się niczym czarna dziura. Wokół nich powstał prawdziwy huragan, który chciał połknąć każdą żyjącą istotę. Irie chciała uciec, lecz ta energia była zbyt silna, żadna moc na tym świecie nie była w stanie się temu przeciwstawić. Całym ciałem zaparła się jak zwierzę ratujące się paniczną ucieczką lecz nie cofnęła się nawet o ćwierć milimetra. Serce jej zaczęło dudnić w pierś, cała jej dusza rozpaczliwie pragnęła znaleźć się teraz w innym, bezpiecznym miejscu, mięśnie boleśnie napięły się niczym struna barda podczas najbardziej wymagających pieśni, czysta panika zdominowała jej umysł. Walczyła o życie, nie myślała w tej chwili o niczym innym jak o przetrwaniu. Krew ściekająca z ramienia Czerwonego nie trafiła na ziemię pod wpływem grawitacji, została wciągnięta i....zniknęła w dziwnej czeluści, którą znał jedynie sam twórca. - Nie....- Szepnęła bezgłośnie, jej struny zamarły, nie była w stanie nawet krzyczeć gdyż gardło zostało ściśnięte przez strach. Drżała na całym ciele, walczyła i fizycznie i psychicznie lecz była niczym mała mrówka walcząca z bezlitosnym tornadem.
Jej szeroko rozwarte oczy zostały zasłonięte przez powiekę...która po odkryciu ukazała inny świat. Leżała niemalże na klęczkach, oparła się na rękach przywracając łapczywie utracony oddech. Oddychała ze świstem jakby przebiegła sprintem przez kilka kontynentów, spoglądała w czeluść nieznanego miejsca, w którym nie było nic. Bała się ruszyć, bała się doznać jeszcze większego strachu, bała się rozejrzeć i zobaczyć potwory znacznie gorsze od samej śmierci. Z jej czoła opadały krople potu, krew na skroni posklejała jej potargane włosy, koraliki przypięte do włosów zostały rozrzucone na ziemi, podobnie było z jej ozdobą w postaci pióra. Długa grzywka niedbale opadała na jej czoło przysłaniając pojedynczymi kosmykami jej przerażone oczy, które były rozwarte do granic możliwości. Nie mogła się ruszyć, bała się nawet oddychać przez otwarte usta. Bolało ją wszystko mimo że nikt jej nie pobił, każdy skrawek ciała był boleśnie napięty, płuca były deptane przez przerażenie podobnie jak związana szyja przez drut kolczasty stworzony przez strach.
Chaos powoli ustępował, jej zmysły przyzwyczaiły się do tego dziwacznego miejsca. Była zamknięta w jakimś niespotykanym świecie, z którego nie było ucieczki. Do jej nosa nagle dotarł duszący odór alkoholu, który docierał od strony jej pleców. Odwróciła się przekręcając całym swoim ciałem, z kolan opadła na jedną stronę bioder i nóg. Jej wzrok dostrzegł iście makabryczny dla niej widok. Obok niej leżała Mari, w tej ponurej ciemności nie widziała dokładnie jej ciała. Prawdopodobnie jednak nic jej nie było, gdyż poruszyła się ociężale próbując się podnieść. Drugi pies jednak był w znacznie gorszej sytuacji. Nad nim klęczała ta dzika bestia, dotykała ohydnymi palcami jego miękkiej białej sierści, dodatkowo Ryuu nie mógł nawet drgnąć. Czerwony uśmiechał się upiornie, sam szatan nawet nie powstydził się takiego wyrazu twarzy. Tak piekielny uśmieszek wywołał dreszcz na całym ciele Irie, nie mogła nawet patrzyć wprost na jego demoniczną posturę.
Odezwał się. Jego głos przeszył ją wskroś niczym najpotężniejszy ból. Zesztywniała, zadygotała lecz głos ciągnął się dalej wwiercając się w jej uszy. Z ledwością zdołała zrozumieć jego przekaz. Zamilkł na moment dając jej szansę na zebranie myśli do krzywej budowli. Wyraźnie dał do zrozumienia, że zamierzał zabić Ryuu. Dlaczego tak czynił? Co ona mu takiego zrobiła? Nie potrafiła na to odpowiedzieć. Musiała pomóc Ryuu. Był przerażony na równi z nią. Mira usiadła ciężko na zadnich łapach, również drżała, jej sierść zjeżyła się na całej linii grzbietowej, uszy przylegały ciasno do jej futrzanej szyi. Nie była w stanie racjonalnie zareagować, była właściwie niemal całkowicie zwykłym przerażonym psem. Irie zacisnęła zęby które trzasnęły kilkakrotnie pod naporem i przez ich ślizg po sobie. Zabolało, ból ten jednak był odpoczynkiem od przerażenia. Otworzyła usta by coś powiedzieć równocześnie napięła zdrętwiałe mięśnie do wstania lecz została zatrzymała przez jasny gest Czerwonego. Kolejne słowa przeszyły ją na wskroś, jego głos był niczym setki miniaturowych senbonów wbijających się w jej skórę. Poświęcenie? Miała przeżyć tylko dwójka? To nie wchodziło w grę. Nie mogło tak być, nie po to przemierzała świat aby zdobyć medyczne umiejętności by zapewnić jak najlepsze bezpieczeństwo czworonogów. Na co więc były jej starania jak teraz wszystko mogło prysnąć jak mydlana bańka? Pokręciła głową w niemym sprzeciwie, poruszyła delikatnie rozdygotanymi ustami protestując na los. Jego ostatnie słowa zabolały jeszcze mocniej, brzmiały jak szabla niespiesznie przewiercająca się przez wszystkie narządy w brzuchu. Zrobiło jej się piekielnie gorąco jakby skóra została zamieniona z ogniem, do spoconego ciała nieprzyjemnie przywierało ubranie. Całe jej wnętrze było w rozsypce, nie potrafiła nic poradzić na aktualną sytuację. Ponownie zacisnęła szczęki, oczy zostały zwilgotniałe przez napływające łzy. Walczyła ze sobą, ze swoim strachem. - Zostaw go - Bezradnie pisnęła nie mogąc zapanować nad swoim głosem. - Zabierz od niego te ręce - Wysapała drżąco tym samym tonem. Chciała wstać. Miała wrażenie, że dopiero zaczynała naukę chodzenia. Ociężale postawiła stopy na powierzchni, chwiejnie zaczęła się prostować ku górze. Spojrzała na prześladowcę nieco z góry, lecz jej wzrok był błagalny. Chciała coś zrobić, lecz strach trzymał ją w miejscu, nie pozwalał nawet podejść do Czerwonego, czuła odrzucającą od niego barierę. Musiała jednak coś zrobić. Sama. Nie mogła polegać na swoich psach jak to zwykle bywało. Musiała o nie zadbać, tak jak one opiekowały się nią. Musiała go tylko solidnie znokautować. Nie był on silny, potrafił dziwne sztuczki lecz nie miał siły fizycznej. To był jego słaby punkt, musiała z niego skorzystać. Nie mogła się jednak opierać na klanowej tsuudze, była zbyt prosta do uniknięcia....
Odetchnęła głęboko. Był to ciężki ruch, gardło z płucami nadal miały na sobie ciężar strachu. Musiała coś zrobić. Po prostu musiała. Nie myślała logicznie, bardziej obawiała się bezczynności niż walki. Nie wiedziała jak miała działać, czy jej siła tutaj coś da, lecz wiedziała że jej bierność sprowadzi na nią klęskę i zwyczajną śmierć, o ile nie przyjdzie coś znacznie gorszego.
Zacisnęła pięść skupiając na niej swoją siłę. Fizyczną, gdyż to ją znała najlepiej, lecz całym sercem pragnęła wtłoczyć w to całą swoją duszę. W tym wypadku jednak była to część jej duszy, życia. Była to zwykła chakra, która w świecie shinobi była czymś niezwykłym, zbawiennym i istotnym. W tym momencie była wybawczynią. Niebieska energia zawirowała wokół jej pięści, została wtłoczona w pobliskie mięśnie jak również w całą rękę. Była całkiem dobrym medykiem tudzież kontrolowanie tak prostej czynności nie robiło na niej większego wrażenia. Czuła przepełniającą energię, która, o dziwo, komponowała się z jej siłą fizyczną, nigdy nie używała medycznej chakry w ofensywny sposób, nawet nie wyobrażała sobie nigdy takiej potrzeby. Jej postrzępione myśli kontrolowały lepiej tą energię niż jej własny umysł. Było to w tej chwili łatwiejszą czynnością niż chodzenie. Wzięła kolejny oddech by kontrolować chakrę na jak najwyższym poziomie. To była jej nadzieja, nie mogła zawieść Ryuu. Energia skumulowana w dłoni była gotowa zadziałać. Irie nie była pewna nawet czy da radę ją wykorzystać zgodnie z jej planem lecz usilnie starała się przeżyć. Zrobiła chwiejny krok. Zaklęła w myślach. Część jej nie chciała się nawet zbliżać do tego monstrum, chciała uciec. Nie było jednak wyjścia, ten świat był więzieniem, w którym mogła tylko walczyć podobnież jak gladiatorzy na arenie. Zrobiła kolejny krok, powoli przyzwyczajała się do chodzenia. Zacisnęła zęby na wardze. Takie ruchy nie mogą jej pomóc, nawet dziecko by ją wyśmiało. Otworzyła usta, wydarła się dając upust swoim zszarganym nerwom. Zawyła chrapliwie i korzystając z tej mocy wyskoczyła do żwawego sprintu. Z ogromnym strachem spoglądała na Czerwonego sukinsyna, przepełniało ją przerażenie jak i desperacja. Biegła bezmyślnie przed siebie chcąc jedynie uderzyć, obronić się, jej chakra wirowała wokół jej dłoni. - Wypieprzaj od niego!!! - Wrzasnęła nie kończąc swojego ryku wściekłości. Metr przed uderzeniem wycelowała. Wzięła zwinny zamach, instynktownie chciała wyprowadzić jak najsilniejszy cios, uderzyć z pomocą chakry. Miała na uwadze to, że musiała nią jakby "wystrzelić", skierować cały jej potencjał wprost na twarz tego sadysty. Z zachwytem wyobrażała sobie jego zmiażdżoną czaszkę, zgnieciony mózg i tryskającą krew. Łaknęła jego śmierci jak nigdy w życiu, pragnęła wręcz zmieść go swoją niebieską energią jak i swoimi mięśniami. Wycelowała, uderzyła...
Technika: Chakra Kōgeki (iryo), ranga C
Czas rozpoczęcia: 26 mar 2017, o 13:25
Czas trwania: 5h
Czas rozpoczęcia: 26 mar 2017, o 13:25
Czas trwania: 5h
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Nie trzeba było mieć nadzwyczajnego słuchu, nie trzeba było mieć nadzwyczajnego wzroku, aby dostrzec i usłyszeć dudniące, wyrywające się z klatki piersiowej serce, chcące rozerwać więzienne żebra by wyzbyć się bólu jaki towarzyszył teraz młodej wojowniczce. Jej wzrok był niemal w tym momencie niemal identyczny, co jego kiedyś... Jakiś czas temu, kiedy na świat nie spoglądał jeszcze przez nowy wymalowany w oczach wzór, kiedy to starł się z tą dwójką... I spoglądał tym samym wyrazem, krzyczał niemal to samo, co prawda nie słowami, lecz własnym sercem. Rzucał się ile sił tylko miał, wstawał z kolan tak samo jak ona by rzucić się na zagrożenie w postaci mężczyzny i nieznajomej kobiety. Sam nieudolnie, jakby przez sito łapiąc ulotne powietrze sięgał w kierunku Inu... Ale te oczy zamknęły się już na zawsze, otwierając przy tym coś zupełnie innego.
Widząc w Irie swoje własne odbicie, chciał sprawić by również ktoś inny poczuł to samo, znalazł się w jego sytuacji, został przeszyty przez niemoc, nienawiść i to nieopisane ludzkim językiem uczucie, coś na co ludzie wołają pustką, wywołaną przez dziurę w niematerialnym sercu. Krzyk wydobywający się z jej ust był cichy, drażniący jego uszy brakiem reakcji, nie zrobieniem tego co było konieczne, on nie dostał takiego wyboru... Nie miał nic do powiedzenie lub raczej mógł sobie mówić co tylko chciał, lecz nic to i tak by nie dało, dlatego właśnie stało się to, kiedy tylko Irie zrobiła swój pierwszy krok ku swej własnej śmierci...
-Brawo... -mówił cicho, lecz dla niej nie miało to różnicy, mógłby nawet nic nie powiedzieć i tak by go zrozumiała. Lecz jego zadrapany czy zszargany głos dodawał temu wszystkiemu jeszcze większego znaczenia, był pieczęcią skazującą ją prostym słowem.
-Wybrałaś... -kolejny krok, następny... dwa słowa, które potrafiły sprawić, iż otoczenie zadrżało, a serce Irie równie się zatrzymało. Jego palce drgnęły na chłodnej żelaznej rękojeści kunaia, zaczynały powoli się zaciskać jakby przygotowując się do czegoś, o czym Rudowłosa już wie, a jednak to się jeszcze nie stało. Szklane ślepia spoglądały na niego z resztkami złudnej nadziei. Prosiły, nieustannie błagały o łaskę...
-Niech tak będzie... Pożegnaj się... -jego skrzeczące suche wargi unosiły się jakby miały być ostatnim słowem, szeptem samej śmierci, która pozwala na sekundę czy dwie, krótkiego pożegnalnego słowa czy spojrzenia i tak też było, na pysku psiny pojawił się chwilowy uśmiech, wymruczała też ciche "żegnaj" w postaci krótkiego skomlenia, a kiedy ręka Czerwonego Króla delikatnie się przesunęła, najpierw zgasło światło w jej małych oczach, a po chwili zsunęły się powieki, a choć przez moment widać było opór w postaci drgnięcia, tak jednak wszystko skończyło się w tej chwili... Tym samym na twarzy Yoshiego pojawił się przez moment uśmiech, w momencie kiedy odskoczył od ciała psiny pozostawiając za sobą krople krwi i upierdolony szkarłatem kunai. A teraz stojąc 15 metrów przed nią, rzucając swym Demonicznym spojrzeniem, rozszarpując tym samym ostatnie resztki nadziei Rudowłosej, zostawiają strzępy i nici.
-Powiedz mi, jakie to uczucie? Jak to jest, kiedy ktoś kto jest jedną z części całości nagle upada na ziemię... -lekko zgarbiony do przodu, ze zwisającymi rękoma, gdzie z jednej dłoni kapie jeszcze krew czeka na jej odpowiedź.
Widząc w Irie swoje własne odbicie, chciał sprawić by również ktoś inny poczuł to samo, znalazł się w jego sytuacji, został przeszyty przez niemoc, nienawiść i to nieopisane ludzkim językiem uczucie, coś na co ludzie wołają pustką, wywołaną przez dziurę w niematerialnym sercu. Krzyk wydobywający się z jej ust był cichy, drażniący jego uszy brakiem reakcji, nie zrobieniem tego co było konieczne, on nie dostał takiego wyboru... Nie miał nic do powiedzenie lub raczej mógł sobie mówić co tylko chciał, lecz nic to i tak by nie dało, dlatego właśnie stało się to, kiedy tylko Irie zrobiła swój pierwszy krok ku swej własnej śmierci...
-Brawo... -mówił cicho, lecz dla niej nie miało to różnicy, mógłby nawet nic nie powiedzieć i tak by go zrozumiała. Lecz jego zadrapany czy zszargany głos dodawał temu wszystkiemu jeszcze większego znaczenia, był pieczęcią skazującą ją prostym słowem.
-Wybrałaś... -kolejny krok, następny... dwa słowa, które potrafiły sprawić, iż otoczenie zadrżało, a serce Irie równie się zatrzymało. Jego palce drgnęły na chłodnej żelaznej rękojeści kunaia, zaczynały powoli się zaciskać jakby przygotowując się do czegoś, o czym Rudowłosa już wie, a jednak to się jeszcze nie stało. Szklane ślepia spoglądały na niego z resztkami złudnej nadziei. Prosiły, nieustannie błagały o łaskę...
-Niech tak będzie... Pożegnaj się... -jego skrzeczące suche wargi unosiły się jakby miały być ostatnim słowem, szeptem samej śmierci, która pozwala na sekundę czy dwie, krótkiego pożegnalnego słowa czy spojrzenia i tak też było, na pysku psiny pojawił się chwilowy uśmiech, wymruczała też ciche "żegnaj" w postaci krótkiego skomlenia, a kiedy ręka Czerwonego Króla delikatnie się przesunęła, najpierw zgasło światło w jej małych oczach, a po chwili zsunęły się powieki, a choć przez moment widać było opór w postaci drgnięcia, tak jednak wszystko skończyło się w tej chwili... Tym samym na twarzy Yoshiego pojawił się przez moment uśmiech, w momencie kiedy odskoczył od ciała psiny pozostawiając za sobą krople krwi i upierdolony szkarłatem kunai. A teraz stojąc 15 metrów przed nią, rzucając swym Demonicznym spojrzeniem, rozszarpując tym samym ostatnie resztki nadziei Rudowłosej, zostawiają strzępy i nici.
-Powiedz mi, jakie to uczucie? Jak to jest, kiedy ktoś kto jest jedną z części całości nagle upada na ziemię... -lekko zgarbiony do przodu, ze zwisającymi rękoma, gdzie z jednej dłoni kapie jeszcze krew czeka na jej odpowiedź.
Wszystko to jest iluzją Genjutsu Sharingan, tak naprawdę w rzeczywistości dzieje się coś zupełnie innego, co zostanie opisane później.
0 x
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Pędziła najszybciej jak tylko potrafiła, ścigała się z czasem by tylko zdążyć ochronić przyjaciela przed nieuniknionym. Zrobiła pierwszy zdesperowany krok, miała wrażenie że to ziemia pod nią tańczyła, jakby była ulepiona z miękkiej plasteliny, jednakże prawda była taka że to jej nogi były giętkie jakby zabrakło w nich kości. Kolejne kroki niewiele różniły się od tego pierwszego kulminacyjnego. W tym samym momencie do jej uszów niczym najostrzejszy sztylet dotarł głos Czerwonego wbijając igły nut w jej bębenki. Ból ten przeszył jej ciało, wydawało jej się że jego głos przedarł się do każdej cząstki jej wnętrza, przedzierając się boleśnie przez każdy narząd. Jej twarz wyrażała coraz większe przerażenie, w tęczówkach odbijała się bezwzględna twarz Czerwonego, obraz ten niemalże ją oślepiał. Jego głos zdusił jej oddech, mimo to biegła nieprzerwanie dalej walcząc z bezlitosnym losem w postaci Uchihy. Ostatnie słowa rozwiały jej złudne nadzieje, którymi resztkami karmiła się do tej ostatniej sekundy. Otworzyła usta, z jej gardzieli wydobył się przeraźliwy wrzask, który nie przypominał żadnego jednostajnego krzyku. Był zachwiany, rwał się z jej piersi jak zgłodniała bestia na wolność, bez żadnego ładu i uporządkowania. Jej oczy zmieniły się w istną szklankę przez wodospad łez, które wydostawały się spod jej powiek. Usłyszała ciche skomlenie, które oznaczało zwykłe "żegnaj" Przeskoczyła roztrzęsionym wzrokiem na niebieskie ślepia jej psiny, które pogodziły się z losem. Czerwony zaś jednym sprawnym ruchem zakończył jej życie bez żadnego wysiłku, w ułamku sekundy. Ryuu zamknął ślepia, odszedł w błyskawicznym tempie nie cierpiąc. Właściwie to była szybka śmierć, bez bólu i cierpienia. Czerwony odskoczył, w tym samym momencie Irie dotarła do ciała przyjaciela. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa, ugięły się pod ciężarem emocji, jej ciało zachwiało się. Upadła ze ślizgiem na kolanach od razu znajdując się przy Ryuu, jej dłonie od razu spoczęły jego ciele, palce zaś desperacko wpiły się w sierść. Potrząsnęła nim chcąc go wybudzić z niekończącego się snu.
- Ryuu....wstawaj. No nie udawaj. Wiem że jesteś leniem, ale wstań. Proszę cię - Wydukała dygocącym głosem, nie poczuła nawet kiedy łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach żłobiąc wilgotne ścieżki. Jej dłonie zostały otoczone przez zieloną chakrę. Zaczęła leczyć, choć podświadomie wiedziała, że zmarłych nie można uleczyć. Nie mogła się jednak z tym pogodzić. Przelewała chakrę, lecz to nic nie dawało, martwe ciało nie chciało należycie pracować. Nic nie dało się zrobić. Nawet nie usłyszała słów Czerwonego. Nie chciała go słyszeć. Całą uwagę skupiła na psim przyjacielu. Przelewała do niego chakrę, mimo że nie dawało to żadnego sensu. Po kilkunastu takich próbach w końcu przestała. Zastygła w bezruchu zaś z jej gardzieli wydostawał się jedynie duszący szloch. Ostatecznie objęła wielką psią szyję i wtuliła się w ciepłe jeszcze ciało chowając zapłakaną twarz w białej sierści.
- To niesprawiedliwe...za co - Wydukała wprost w futro. Dlaczego to się jej przytrafiło? Czymże zawiniła? Pozostała jej jeszcze Mira...którą musiała jakoś obronić. Nie wiedziała ile przepłakała w takiej pozycji, nie wiedziała nawet czy Czerwony nadal tu był. Podniosła głowę, pasma włosów poprzyklejały się jej do zarumienionej twarzy.
- Nie wybaczę ci tego...nieważne jak, zabiję cię...- Wysyczała cicho przez ściśnięte gardło unosząc umęczony wzrok na oprawcę. Świat był rozmazany przez kurtynę łez jednakże na tle czarnego chaosu zdołała dostrzec krwisto czerwone kontury oprawcy, od którego bił namacalny szyderczy uśmiech. Zacisnęła pięści niedowierzająco, nie mogła znieść myśli że takie bestie chodziły po tym świecie raniąc wszystkich dookoła.
- Zadowolony jesteś!? Pewnie tak, co!? Jesteś potworem! Jesteś najgorszym pieprzonym śmieciem na tym świecie! Jakim chujem cię spotkałam!? Po cholerę ty w ogóle żyjesz!? Zdechnij gdziekolwiek tylko możesz! - Wydarła się, choć jej krzyk przypominał prędzej skomlenie zrozpaczonego kundla. Jej ciało zdrętwiało, nie mogła się ruszyć, natłok emocji przygwoździł ją do ziemi. Wciąż w ramionach trzymała martwy łeb swojego psa w silnym uścisku, nie miała odwagi by go puścić. Wtedy musiałaby przyjąć do świadomości, że to była prawdziwa śmierć, że Ryuu już nigdy nie wróci....Z tymi myślami wciąż nie mogła się pogodzić, miała wrażenie że nadal tkwi w jakimś najgorszym koszmarze swojego życia.
- Ryuu....wstawaj. No nie udawaj. Wiem że jesteś leniem, ale wstań. Proszę cię - Wydukała dygocącym głosem, nie poczuła nawet kiedy łzy zaczęły jej lecieć ciurkiem po policzkach żłobiąc wilgotne ścieżki. Jej dłonie zostały otoczone przez zieloną chakrę. Zaczęła leczyć, choć podświadomie wiedziała, że zmarłych nie można uleczyć. Nie mogła się jednak z tym pogodzić. Przelewała chakrę, lecz to nic nie dawało, martwe ciało nie chciało należycie pracować. Nic nie dało się zrobić. Nawet nie usłyszała słów Czerwonego. Nie chciała go słyszeć. Całą uwagę skupiła na psim przyjacielu. Przelewała do niego chakrę, mimo że nie dawało to żadnego sensu. Po kilkunastu takich próbach w końcu przestała. Zastygła w bezruchu zaś z jej gardzieli wydostawał się jedynie duszący szloch. Ostatecznie objęła wielką psią szyję i wtuliła się w ciepłe jeszcze ciało chowając zapłakaną twarz w białej sierści.
- To niesprawiedliwe...za co - Wydukała wprost w futro. Dlaczego to się jej przytrafiło? Czymże zawiniła? Pozostała jej jeszcze Mira...którą musiała jakoś obronić. Nie wiedziała ile przepłakała w takiej pozycji, nie wiedziała nawet czy Czerwony nadal tu był. Podniosła głowę, pasma włosów poprzyklejały się jej do zarumienionej twarzy.
- Nie wybaczę ci tego...nieważne jak, zabiję cię...- Wysyczała cicho przez ściśnięte gardło unosząc umęczony wzrok na oprawcę. Świat był rozmazany przez kurtynę łez jednakże na tle czarnego chaosu zdołała dostrzec krwisto czerwone kontury oprawcy, od którego bił namacalny szyderczy uśmiech. Zacisnęła pięści niedowierzająco, nie mogła znieść myśli że takie bestie chodziły po tym świecie raniąc wszystkich dookoła.
- Zadowolony jesteś!? Pewnie tak, co!? Jesteś potworem! Jesteś najgorszym pieprzonym śmieciem na tym świecie! Jakim chujem cię spotkałam!? Po cholerę ty w ogóle żyjesz!? Zdechnij gdziekolwiek tylko możesz! - Wydarła się, choć jej krzyk przypominał prędzej skomlenie zrozpaczonego kundla. Jej ciało zdrętwiało, nie mogła się ruszyć, natłok emocji przygwoździł ją do ziemi. Wciąż w ramionach trzymała martwy łeb swojego psa w silnym uścisku, nie miała odwagi by go puścić. Wtedy musiałaby przyjąć do świadomości, że to była prawdziwa śmierć, że Ryuu już nigdy nie wróci....Z tymi myślami wciąż nie mogła się pogodzić, miała wrażenie że nadal tkwi w jakimś najgorszym koszmarze swojego życia.
0 x
- Akashi
- Postać porzucona
- Posty: 1240
- Rejestracja: 25 lip 2017, o 22:58
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wędrowiec
- Krótki wygląd: Jednooki młodzieniec o fioletowych włosach. Odziany w skórzany płaszcz ze znakiem jashina na plecach
- Widoczny ekwipunek: Skórzany płaszcz, kazeshini
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=3899
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Wizyta w szpitalu dobiegała końca i to w owocnych skutkach w końcu młody kultysta odnalazł partnera do picia. HA! Każdy w takim momencie byłby szczęśliwy, chyba, że posiada lusterko wtedy to jeszcze lepiej. Pije z kimś, ale sam. Przyjemne z pożytecznym, butelka idzie wolnej, a przecież ktoś z nami pije. Akashi będzie musiał sobie kiedyś takie sprawić. –Dobra, damy jakoś radę. Po drodze do Sogen widziałem budynek, przypominał jakaś karczmę. –Powiedział podrywając chłopaka z siedzenia i wychodząc z nim ze szpitala, tego siedliska zarazy i nieszczęścia. Droga do wyjścia była dość prosta przecież znajdowali się obok drzwi, tylko idiota by się zgubił. Pogoda na zewnątrz była piękna jak na wiosnę przystało. Niewiele białych chmurek kłębiło się na niebie, co jakiś czas przesłaniając na krótką chwilę słońce, wiatr był delikatny i chłodny, idealnie orzeźwiający. Przyroda budziła się do życia i piękniała w oczach. Szkoda, że nie jestem artystą widok sam raz do uwiecznienia. Uliczki, po, których przewijają się niewielkie grupki ludzi lub pojedyncze osoby. –Skąd pochodzisz? –Zapytał Akashi opuszczając szpital i wychodząc na ulice prowadzącą do bramy wioski. W Końcu jakaś rozmowa musi być nawiązana. – Ja pochodzę z Ryuzaku no taki. – Dodał po chwili dochodząc do bramy miasta i wychodząc na szlak prowadzący do ów miasteczka. Tym razem miejsce to wyglądało zupełnie inaczej niż ostatnim razem, było tutaj pełno ludzi, którzy przewijali się drogom, a raczej byli to kupcy ze swoimi towarami. Dlaczego wtedy ich tutaj nie było? Przecież wtedy mógłby dowiedzieć się więcej o dziewczynie, z, która spędził noc. Jak spędził tak spędził, nie każda noc w kobietom musi kończyć się nagim spotkaniem w snopie siana albo innym miejscu. Wędrówka po trakcie nie trwała zbyt długo po jakiś 3minutach od odejścia ukazał się budynek, wykonany z ciemnego drewna, wyglądał dość zjawiskowo i jeżeli to nie jest karczma to ja nie wiem, co to jest. Po podejściu do budynku młodzieńcom ukazały się sporych rozmiarów drzwi, przy których znajdowały się ławeczki. – Jesteśmy na miejscu. – Powiedział zbliżając się do budynku i wchodząc w jego progi. Nie można odmówić było tutaj sporo ludzi, na małe zarobki narzekać nie mogli. Akashi usiadł przy jednym ze stolików trzyosobowych by nie zajmować większych stołów. Zaraz po zajęciu miejsca machnął ręką, wołając jedna z kelnerek, który na brzydkie nie wyglądały, ciekawe czy oferują coś więcej ze swojego asortymentu.
0 x

Re: Karczma "Kurinuka-me"
Porwany i prowadzony przez chłopaka z fioletowymi włosami, Kenji nie miał wyboru jak tylko iść za nim. On najpewniej nie trafiłby do szpitala ponownie jak tylko by wyszedł z niego. Jego przewodnik przynajmniej wiedział dokąd zmierza, najprawdopodobniej. Przecież jego wypowiedź nie sugeruje jednoznacznie, że zmierzają do baru. Równie dobrze mogą iść do biblioteki albo sklepu z zabawkami. Lepsze to niż nic. Może akurat przeczucie Akashiego co do lokalu użytkowego w owym budynku okaże się prawidłowe. Cudna pogoda, wręcz idealna bardzo umiliła drogę obu panom. W sumie była to przy okazji dobra okazja do dowiedzenia się czegoś ciekawego o nowo poznanym koledze. Kenji został jednak uprzedzony przez niego i to właśnie on zadał pierwsze pytanie. Bardzo proste, ciężko źle na nie odpowiedzieć chyba, że się kłamie. Jestem z Kaigan. - odpowiedział szybko i zdecydowanie. W sumie nic więcej nie musiał mówić, inaczej też raczej ciężko by sformułować odpowiedź na takie pytanie. Nim się obejrzeli byli już na miejscu. Całe szczęście Akashi nie pomylił się do tego co przypuszczał. Budynek, o którym mówił był zdecydowanie takim, w którym można odpalić i dać mocno w palnik. Byle nie za mocno trzeba znać umiar i wiedzieć kiedy przestać. Chwila moment przecież to będzie pierwszy raz kiedy Aburame weźmie coś tak legendarnego jak sake do ust. Skąd wie ma wiedzieć kiedy powiedzieć stop, tyle mi wystarczy. Najbliższe godziny zapowiadają się dość jakby to ująć wesoło. Oby tylko pamiętaj wszystko z tych rzeczy, które mają się zaraz wydarzyć. Pełen entuzjazmu i optymizmy wszedł do środka i usiadł obok Akashiego. W momencie, w którym ten machnął ręką całkowicie się zestresował. Nie wiedział co zrobić, to miałby jego pierwszy raz gdy do jego ust trafi napój bogów. Nie wiedział jak sam na niego zareaguje, czy będzie w stanie się kontrolować. Wszystkie te myśli nie pozwoliły mu się zachowywać swobodnie. Każdy krok kelnerki w ich kierunku tylko ten stres potęgował. Musiał jednak coś zrobić aby nie wyjść na frajera. Tylko co teraz zrobić?
Gdy tylko pani od zamówień dotarła do ich stolika ten od razu wstał i głośno krzyknął: Dawajcie mi tu najlepsze sake jakie macie, dla mnie i mojego towarzysza ja stawiam!!!!!!!!! Po czym usiadł i cierpliwie czekał aż zostanie obsłużony.
Gdy tylko pani od zamówień dotarła do ich stolika ten od razu wstał i głośno krzyknął: Dawajcie mi tu najlepsze sake jakie macie, dla mnie i mojego towarzysza ja stawiam!!!!!!!!! Po czym usiadł i cierpliwie czekał aż zostanie obsłużony.
0 x
- Akashi
- Postać porzucona
- Posty: 1240
- Rejestracja: 25 lip 2017, o 22:58
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wędrowiec
- Krótki wygląd: Jednooki młodzieniec o fioletowych włosach. Odziany w skórzany płaszcz ze znakiem jashina na plecach
- Widoczny ekwipunek: Skórzany płaszcz, kazeshini
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=3899
Re: Karczma "Kurinuka-me"
Wędrówka doprowadziła młodzieńców do lokalu poza wioską, cóż zapewne to lepsze niż błądzenie po uliczkach nieznanego miasteczka. Lokal był bardzo ładny i zjawiskowy, klientów też nie brakowało, przeważnie kupców podróżujących do Sogen. Jeszcze seksowne kelnerki, dla nich samych warto było tutaj wpaść. Akashi był spojony, niczym się nie przejmował, ludzie jak ludzie są to i pójdą, a jak nie to umrą. Zajął miejsce przy jednym ze stolików, a obok niego usiadł Kenji, nie wyglądał zbyt dobrze, najwidoczniej silnie się stresował. Gdy młody kultysta starał się przywołań kelnerkę do stolika, akurat tą z bardziej obfitym biuście, jego towarzysz nie wytrzymał wstał i wydarł się na cały lokal, zwracając na siebie, a przy okazji młodzieńca uwagę wszystkich. –Zamknij się, nie stać Cie na najlepsze sake z tego lokalu. –Powiedział fioletowo-włosy do swego nowo przyznanego kolegi. –Proszę mu wybaczyć, dawno nie przebywał wśród ludzi. – Dodał po chwili, nieco głośniej, próbując uspokoić ludzi by Ci nie rzucili się na nich w potrzebie darmowego sake, a przy okazji przyłożył robaczemu panu z otwartej ręki w tył głowy na opamiętanie. Na szczęście kelnerka się nie spłoszyła, najwidoczniej przywykła do tego typu rzeczy. –Witam, Co mogę podać panom?- Powiedziała uśmiechając się do nich, najwidoczniej starała się robić dobrą minę do złej gry, albo ktoś tutaj jej się spodobał. –Tak jak wcześniej wydarł się kolega, ale dwie butelki sake i miskę ramen dla mnie. – Powiedział Akashi przyglądając się obfitemu biustowi kelnerki. Ciekawe, czy oferuje coś innego na górnym piętrze, z taką to za każda sumkę można iść. –A właśnie, oferujecie tutaj jakieś dodatkowe oferty? – Dodał po chwili, uśmiechając się w stronę kelnerki, licząc, że ona go zrozumie.
0 x

Re: Karczma "Kurinuka-me"
Pelen werwy i zapalu Kenji dosc szybko zostal sprowadzony ma ziemie. Wszystko za sprawa slow i reakcji Akashiego. Co by nie powiedziec obie byly skuteczne i to do bolu. O wiele gorszy okazal sie bol psychiczny. Chlopak poczul sie lekko upokorzony tym uderzeniem. Cale szczescie nie mial zamiaru oddawac. Byl to w koncu przyjacielski lisc kontrolny aby dac mu do zrozumienia, ze przegina. Powinno mu to pomoc w opanowaniu sie co efekt przynioslo. Dobrze, ze ktos czuwa nad Kenjim. Teraz w jego glowie zaczely pojawiac sie mysli aby moze lepiej nic nie pic. Na sama mysl o skosztowaniu napoju tylko dla pelnoletnich juz zaczelo mu troche odbijac. Niestety nie ma juz odwrotu, Akashi zamowil dwa trunki. Pozostalo jedynie poczekac az cudna kelmereczka przyniesie im je do stolika. Czas oczekiwania postanowil sobie umilic widokiem cudnych i wielkich piersi pani z obslugi. Zas uszy cieszyc sluchajac taniego podrywu swojego kumpla od szklanki.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości