Środek lasu z dala od wioski
Re: Środek lasu z dala od wioski
Nie spodziewałem się takiej reakcji. Kiedy powiedziałem chłopakowi, że jestem ścigany przez mój szczep, ten wstał nagle i odwrócił się na pięcie. Zwiększył dystans, który nas dzielił. Nie wyglądało to na przygotowanie bojowe, chociaż i na to przygotowałem się w myślach. Ja, jak przystało na typowego złodupca, czy też po prostu chłodnego umysłowo faceta, nie ruszyłem się o centymetr. Niech robi co chce, jeśli nie podoba mu się moja mordka, zawsze może poszukać innego rozmówcy. Według mojej moralności uciekając z klanu uczyniłem światu dobro, no ale co Kazaru mógł o tym wiedzieć.
- Nie ma za co. - mruknąłem wesoło. Gość był dla mnie miłym rozmówcą, a swoimi kiedy pochwalił się swoimi zdolnościami tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest moim wrogiem. Dodatkowo pokazał mi nieco o sobie, a to było dość niespotykane wśród ninja. Nie spodobała mu się jednak moja wypowiedź, toteż postanowił odejść z tego miejsca. Ja, uśmiechnięty od ucha do ucha, nie miałem zamiaru przeszkadzać mu w jego poczynaniach. Ale co było złego w uświadomieniu go, że dobro nie jest tak prostą wartością jak on myśli? - Czy jestem kryminalistą? Nie. Jestem zbiegiem. Czy zrobiłem coś złego? Według klanu, tak. Według mnie, nie. Po prostu nie chciałem mordować ludzi dla mojego klanu. Ale jeśli jest to plama na moim honorze żywotu ninja, czy jak to szło, to właśnie ci o tym powiedziałem.
Podejrzewam, że Kazaru nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Rzadko kiedy ktoś za niesubordynację został wyrzucany z rodu czy szczepu. Jeszcze rzadziej ktoś taki uciekał sam. Zdawałem sobie sprawę, że żyję w czasach, gdzie trzymanie się ze swoimi jest bardzo pożądaną cechą, jednak nie potrafiłem roztoczyć tego na klan. Wybijanie się w formie treningu i ranienie brata i siostry nie były dla mnie proste. Co prawda musiałem zabić aż dwóch Kaguya, ale to z rozkazu klanu. Cóż, życie nie było piękne, tylko niezwykle skomplikowane, jak i koncept dobra i zła, który tak łatwo został spłycony przez mojego rozmówcę.
- Nie ma za co. - mruknąłem wesoło. Gość był dla mnie miłym rozmówcą, a swoimi kiedy pochwalił się swoimi zdolnościami tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest moim wrogiem. Dodatkowo pokazał mi nieco o sobie, a to było dość niespotykane wśród ninja. Nie spodobała mu się jednak moja wypowiedź, toteż postanowił odejść z tego miejsca. Ja, uśmiechnięty od ucha do ucha, nie miałem zamiaru przeszkadzać mu w jego poczynaniach. Ale co było złego w uświadomieniu go, że dobro nie jest tak prostą wartością jak on myśli? - Czy jestem kryminalistą? Nie. Jestem zbiegiem. Czy zrobiłem coś złego? Według klanu, tak. Według mnie, nie. Po prostu nie chciałem mordować ludzi dla mojego klanu. Ale jeśli jest to plama na moim honorze żywotu ninja, czy jak to szło, to właśnie ci o tym powiedziałem.
Podejrzewam, że Kazaru nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Rzadko kiedy ktoś za niesubordynację został wyrzucany z rodu czy szczepu. Jeszcze rzadziej ktoś taki uciekał sam. Zdawałem sobie sprawę, że żyję w czasach, gdzie trzymanie się ze swoimi jest bardzo pożądaną cechą, jednak nie potrafiłem roztoczyć tego na klan. Wybijanie się w formie treningu i ranienie brata i siostry nie były dla mnie proste. Co prawda musiałem zabić aż dwóch Kaguya, ale to z rozkazu klanu. Cóż, życie nie było piękne, tylko niezwykle skomplikowane, jak i koncept dobra i zła, który tak łatwo został spłycony przez mojego rozmówcę.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Kazaru nie wyciągał pochopnych wniosków. Jedynie zachowywał się rozsądnie. W końcu, osoba ścigana przez własny ród czy szczep, może być groźnym przestępcą. Oczywiście, sposobów na pozbawienie więzi klanowych jest mnóstwo, ale w takich sytuacjach najczęściej na myśl przychodzą najgorsze z nich. Młodzieniec wyczekiwał odpowiedzi, bowiem chciał aby jego wątpliwości zostały rozwiane. Z uwagą wysłuchał tego co powiedział Naoki, a następnie wyszczerzył swoje białe zęby w szczerym uśmiechu. Pokiwał głową ze zrozumieniem, a następnie usiadł ponownie na swoim miejscu w siadzie skrzyżnym. Położył dłonie na kolanach, a następnie odpowiedział Naokiemu. Widzisz, przez honor shinobiego można rozumieć wiele zachowań. Ja traktuje to jako działanie w zgodzie z własnym sumieniem, ale też z pewnymi utartymi normami. Uważam, że uzasadnione zabójstwo jest jak najbardziej poprawne, szczególnie w naszym stylu życia. Jednak brzydzę się bezlitosnymi mordercami, którzy robią to dla zabawy, gwałcicielami oraz innymi szumowinami. - Kazaru uśmiechnął się patrząc na Niebieskowłosego. Oczywiście, nie brałem Ciebie za jakiegoś chorego psychola, ale kto wie dlaczego Ciebie ścigał szczep. Wolałem mieć pewność, stąd wzięło się moje ostatnie zachowanie. - Shiroyama zakończył tłumaczenie swoich czynów, a następnie wypowiedział kolejne zdanie. Może nie wyglądam na taką osobę, ale doskonale rozumiem, że pojęcie dobra i zła, jako dwóch, jedynie prawdziwych wartości jest błędne. Świat jest usiany szarościami i dla każdego co innego jest właściwe lub nie. Uważam jednak, że pewne czyny mają określone barwy i trudno jest ich bronić nawet indywidualnym spojrzeniem innej osoby. - Tu Kazaru odchrząknął. Wypowiedź była długa, a od wcześniejszego jedzenia i dialogu lekko zaschło mu w gardle. Napił się wody ze swojego bukłaku, a następnie wykonał nim gest w stronę Naokiego, proponując tym samym wodę. Jeśli ten będzie chciał, wręczy mu ją. Wygląda na to, że jesteście w nie lada tarapatach. Mieć na sobie pogoń całego szczepu to nie byle co, ale lubię pomagać tym, którzy według mnie mają racje. Uważam, że zabijanie bez większego powodu swoich towarzyszy, wyłącznie dla celów treningowych i krzywo pojętej idei wzmacniania psychiki żołnierzy jest skrajnym idiotyzmem. Zatem jeśli chcecie, potowarzyszę wam trochę dłużej. - zakończył swój wywód na dobre, po czym obserwował dwóch nowopoznanych rozmówców.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Kiedy skończyłem, młodzieniec się uśmiechnął. Moje krótkie wyjaśnienie wystarczyło Kazaru. Chłopak zbliżył się, ponownie usiadł naprzeciwko mnie i zaczął tłumaczyć mi swoje postępowanie. Było to dla mnie zbyt wiele. Zacząłem się cicho śmiać, jednak po paru sekundach przestałem. Nie chciałem zrazić do siebie młodzieńca, jednak jego zachowanie było wyjątkowo zabawne. A co gdybym powiedział, że podczas ustawionej przez klan walki zabiłem pobratymca? To co, znowu byłbym tym złym?
- Wybacz mi, Kazaru-san, ale nie mogłem się powstrzymać. - powiedziałem szybko, co było dziwne jak na mnie. Kiedy już opanowałem ten nagły atak śmiechu, przybrałem nieco poważniejszy wyraz twarzy, jednak wciąż szeroko się uśmiechałem. - Twoja moralność i pojmowanie świata są dla mnie dziwne i nieco zabawne. Wystarczyło, że wspomniałem o ucieczce z klanu i byłeś gotowy stąd odejść. Potem dodałem, że chodziło o mordowanie w imię klanu, które nie pasowało akurat mi, a ty odrzuciłeś wszystkie złe myśli na mój temat.
Następnie czekałem, aż Maji skończy tłumaczyć dlaczego zachował się w ten, a nie inny sposób. Nie miałem zamiaru mu przerywać, a emocje trzymałem na wodzy. Nie ma co, podobał mi się ten chłopak. Był bystry, posiadał ciekawe zdolności, a także kierował się swoją własną filozofią i moralnością dość daleko odbiegającą od mojej. Chciałem z nim więcej rozmawiać, a także zobaczyć go w czasie walki. W końcu to w jej trakcie shinobi powinien pokazać swoją prawdziwą naturę. Mógł mi prawić o uczciwości i honorowości, ale jeśli na polu bitwy uciekał się do podstępów, to był tak samo zepsutym człowiekiem co ja. Chociaż ja nie próbowałem nawet ukrywać tego przed światem. Gdy pierwszy raz poczułem krew w swoich dłoniach, miałem wrażenie, że oszaleję. Gdy zabiłem siostrę, nie potrafiłem odgonić od siebie poczucia winy, złości na cały świat, a także nienawiści do mojego klanu. Teraz, gdy minęło trochę czasu i emocje ostygły, mogłem powiedzieć tylko tyle: nie byłem ani dobry, ani zły. Byłem gdzieś w środku i nigdy, przenigdy nie znajdę się na końcu lub początku przedziału zwanego dobrem i złem. Będę neutralny, co jest może i głupie, ale zgodne ze mną.
- Zaciekawiłeś mnie, Kazaru. - powiedziałem uśmiechnięty. Znów powolnym tonem, który wrócił już w poprzedniej wypowiedzi. Maji nie zdawał sobie sprawy z tego, ile to dla mnie znaczy. Jeśli ktoś mnie interesował, porzucałem moją antyspołeczną otoczkę i byłem gotowy rozmawiać, podróżować i czynić wspólnie piękne rzeczy, aby kogoś poznać, zgłębić i zrozumieć. No ale na szczęście nie siedział on w mojej głowie, dlatego pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. - Wesoło nie jest. Mamy zamiar przejść się gdzieś dalej, może do Sogen. Im dalej od Samotnych Wydm, tym lepiej. A odnośnie do wsparcia, ja jestem chętny. Jeśli Kayu nie ma nic przeciwko, możesz iść z nami.
- Wybacz mi, Kazaru-san, ale nie mogłem się powstrzymać. - powiedziałem szybko, co było dziwne jak na mnie. Kiedy już opanowałem ten nagły atak śmiechu, przybrałem nieco poważniejszy wyraz twarzy, jednak wciąż szeroko się uśmiechałem. - Twoja moralność i pojmowanie świata są dla mnie dziwne i nieco zabawne. Wystarczyło, że wspomniałem o ucieczce z klanu i byłeś gotowy stąd odejść. Potem dodałem, że chodziło o mordowanie w imię klanu, które nie pasowało akurat mi, a ty odrzuciłeś wszystkie złe myśli na mój temat.
Następnie czekałem, aż Maji skończy tłumaczyć dlaczego zachował się w ten, a nie inny sposób. Nie miałem zamiaru mu przerywać, a emocje trzymałem na wodzy. Nie ma co, podobał mi się ten chłopak. Był bystry, posiadał ciekawe zdolności, a także kierował się swoją własną filozofią i moralnością dość daleko odbiegającą od mojej. Chciałem z nim więcej rozmawiać, a także zobaczyć go w czasie walki. W końcu to w jej trakcie shinobi powinien pokazać swoją prawdziwą naturę. Mógł mi prawić o uczciwości i honorowości, ale jeśli na polu bitwy uciekał się do podstępów, to był tak samo zepsutym człowiekiem co ja. Chociaż ja nie próbowałem nawet ukrywać tego przed światem. Gdy pierwszy raz poczułem krew w swoich dłoniach, miałem wrażenie, że oszaleję. Gdy zabiłem siostrę, nie potrafiłem odgonić od siebie poczucia winy, złości na cały świat, a także nienawiści do mojego klanu. Teraz, gdy minęło trochę czasu i emocje ostygły, mogłem powiedzieć tylko tyle: nie byłem ani dobry, ani zły. Byłem gdzieś w środku i nigdy, przenigdy nie znajdę się na końcu lub początku przedziału zwanego dobrem i złem. Będę neutralny, co jest może i głupie, ale zgodne ze mną.
- Zaciekawiłeś mnie, Kazaru. - powiedziałem uśmiechnięty. Znów powolnym tonem, który wrócił już w poprzedniej wypowiedzi. Maji nie zdawał sobie sprawy z tego, ile to dla mnie znaczy. Jeśli ktoś mnie interesował, porzucałem moją antyspołeczną otoczkę i byłem gotowy rozmawiać, podróżować i czynić wspólnie piękne rzeczy, aby kogoś poznać, zgłębić i zrozumieć. No ale na szczęście nie siedział on w mojej głowie, dlatego pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. - Wesoło nie jest. Mamy zamiar przejść się gdzieś dalej, może do Sogen. Im dalej od Samotnych Wydm, tym lepiej. A odnośnie do wsparcia, ja jestem chętny. Jeśli Kayu nie ma nic przeciwko, możesz iść z nami.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Kiedy tajemniczy psiarz odchodził z zakupionymi skórami, jestem pewna, że napiecie, jakie ze mnie zeszło, było wręcz namacalne. Przekazawszy inicjatywe negocjacji Naokiemu, dałam sobie margines bezpieczeństwa przed ewentulnym atakiem, na przykład ze strony psów, jednak, czy to by wystraczyło? Na szczęście, nie musiałam tego sprawdzać.
Odgłos niezadowolenia, jaki wydał z siebie Naoki, widząc moje brudnę ręce, nieco mnie rozbawił. Czyżby nie wiedział, że wilka nie da się oprawić bez upaprania się całemu? A może konieczność zbliżenia się do mnie była dlań niekomfortowa? No, tak czy inaczej, nie zastanawiałm się nad tym dłużej, bo ogromna fala głodu, hamowana dotychaczas przez emocje bitewne, zalewająca mnie całą swoim ogromem, zwyczajnie mi na to nie pozwoliła. Skrzywiłam się, czując jak uporczywe ssanie ściska mnie do bólu, jakby żyjący wewnątrz potwór pożerał mnie żywcem. Prawie że biegiem dopadłam kijów, nadziałam byle jak pierwsze lepsze kawały mięsa, i skierowałam je prosto w ogień. Co z tego, ze wewnątrz będą surowe, krwiste i obrzydliwe. Obgryzie się wierzch i upiecze jeszcze raz, byle szybciej.
Nosz jasna kurwa, chwili spokoju.
Bycie sensorem ma swoje wady i zalety. Zaletą jest to, że możesz się przygotować na czyjąś "wizytę", a niewątpliwą wadą zaś to, że takie powiadomienia bywając bardzo uciążliwe. Tak jak teraz.
Jestem wyczerpana i głodna, ostatnie co mam w wachlarzu moich pragnień, to rozmowa z nieznajomym, nie mówiąc o ewentualnej walce .Chociaż gorsza od walki byłaby jednak konstruktywna, jasna i spójna rozmowa, bo tej na chwilę obecną nie potrafiłabym podjąć, a rzucić shurikenami jak się okazuje umeim i w obecnym stanie wyczerpania.
Naprawdę, las jest taki mały, że nie znajdzie się dla każdego odrobina miejsca? - pomyślałam, mierząc niezbyt uprzejmym wzrokiem nieznajomego. I jeszcze ta gadka. Niby wszytsko w porządku, tylko się pytam, a tak naprawdę, to wyzywam cię od kanibali, jak możesz być inny i mieć kawałek kości na twarzy, przecież to dziwne, niespotykane i nie mieści się w moim maluteńkim móżdżeczku. W trakcie czegoś.. tak kretynie, w trakcie jedzenia, niesamowite, prawda? Nikt taki brewerii nie odstawia, gdzieżby tam. Tylko dziwolągi. Typowy przypierdalacz, podsumowałam potok żle skrywanych na twarzy złych emocji, ściagając ledwo upieczone mięso z kija. Wtopiwszy w nie zeby, odpłynęłam. Przepyszność wierzchnich warstw mięsiwa, urzekła moje podniebienie, przenosząc mnie do troche innego wymiaru, czyli w przełożeniu - miałam typa w poważaniu, bo w koncu dostałam jeść. To niedobre, że zrzucam odpowiedzialność rozmowy na Naokiego, ale tylko bym go zbluzgała, a to chyba niekoniecznie dobry początek znajomości, jakkolwiek by mu się nie należało.
Serio stary, serio - mruknęłam do Naokiego, słysząc jego zaproszenie z jego storny. Koleś podsumował go w nieciekawy sposób, a on proponuje mu miejsce przy wspólnym ogniu? Rozmiękczył się nasz Kaguya, jak ciasteczko w mleczku.
Jednak musiałam przyznać, sama przed sobą, ze to zgaranie nie było pozbawione sensu. Gdyby to zaproszenie się nie pojawiło, mogłaby wywiązać się kłotnia, a niej spięcie. A po co, przecież ognisko trzaska wesoło, a jedzenie się piecze. Gotowa go jestem nawet i poczęstować, niech zje, i żegnamy się, nawet i czule!
Ukłon nieznajomego zignorowałam, skupiając się na napełnieniu brzucha, zaś komplement o jakości mięsa skwitowałam podniesieniem dłoni, w geście "nic wielkiego, luzik". Chyba zamieniam się w zwierzaka, ale nie sposób pominąć szarpiącego trzewia głodu, i wdawać się w konwenanse.
Obgryzając pozostałości pierwszej porcji,wreszcie poczułam rozkoszne ciepło i uczucie wypełnienia, które dopiero teraz doatrły do mojej świadomości. Grymas niesmaku spowodowany niepodziewaną wizytą, ustąpił błogiemu uśmiechowi, z którym opadłam plecami na pobliski pień, przenosząc się w pozycje półleżącą. Zerknęłam na nowoprzybyłego jeszcze raz. Teraz, gdy minął już piewszy głód, i nie zionełam nienawiścią do każdego stworzenia które potencjalnie może mi zakłócić jego zaspokajanie, nie wydawał mi się już aż tak beznadziejnym kretynem, który wpieprza się nieproszony w środek uczty, co najwyżej, nieświadomym zabłąkanym.
Naoki chyba wczuł sie w klimat, pomyślałam, patrząc na wszechwiedzącą minę zdobiącą jego oblicze. Niespiesznie, niewdając się w szczegóły, opisał naszą historię. Uśmiechnął się do mnie, zgadzając niemo na słowa Kazaru, co osłodziło mi nieco gafę tego drugiego. Niech mnie, obiecywać pecha? Z niedowierzaniem pokręciłam głową. Chyba faktycznie naz młody kolega ma kłopoty z łączeniem wątków. Wybonił się jednak tym najedzeniem, ja sama średnio wiedziałam co sie dzieje, bo było mi po prosu błogo i stać mnie było jedynie na bierną obserwację toczącej się rozmowy i dalsze jedzenie. Na uznanie na pewno zasługiwały umiejętności Kazaru w zakresie posługiwania się kunaiami i shurkienami, sztuczka z buzią był całkiem zręcznie wykonana i, przy okazji, całkiem zabawna. Panowie rozmawiali dalej, w przyjemnej atmosferze, a ja przymknęłam oczy, przeżuwając ostatni kęs z drugiej porcji strawy.
Z letargu wybił mi stanowczy ton glosu Kazaru. Szybkie, ostre słowa, wypadające z jego ust, były bardzo krzywdzace. Nasz młody przyjaciel nie wiedział o nas nic, ponad minimum, a swój osąd oparł o dosłownie kila zdań. Piękna odpłata za gościnę, mruknęłam, ni to do siebie, ni to do niego.
Naoki w krótkich słowach wyłuszczył mu motywy działań, przez które musiał uciekać z domu, a ten jakby dostał słowotoku. Niech mówi ile chce, najważniejsze, że zrozumiał. Chichot Naosia utwierdził mnie w przekonaniu, że nie tylko ja mam Kazaru za leciutko przytłumionego umysłowo.
-Cóż Kazaru. Bystry to ty niestety nie jesteś, ale składam to na karb pory dnia i twojego najedzenia. Może poranek przyniesie ci orzezwienie, byłoby miło, bo na razie, wybacz, ale pleciesz straszliwe kocopoły. - Urwalam, zdając sobie sprawę, że zbyt dużo jadu było w moich słowach. Po delikatne pauzie ciągnełam dalej: Natomiast masz moje uznanie w kwestii posługiwania się bronią, tu oddaje ci honor, bo jesteś fenomenlany w sztuczakch. Oby to sie przełożyło na pole walki. Jeśli zaakceptujesz to, że raczej unikamy ludzi, niz się do nich garniemy, a także to, że średnio walcze i tworze raczej medyczne zaplecze - zapraszamy.
Odgłos niezadowolenia, jaki wydał z siebie Naoki, widząc moje brudnę ręce, nieco mnie rozbawił. Czyżby nie wiedział, że wilka nie da się oprawić bez upaprania się całemu? A może konieczność zbliżenia się do mnie była dlań niekomfortowa? No, tak czy inaczej, nie zastanawiałm się nad tym dłużej, bo ogromna fala głodu, hamowana dotychaczas przez emocje bitewne, zalewająca mnie całą swoim ogromem, zwyczajnie mi na to nie pozwoliła. Skrzywiłam się, czując jak uporczywe ssanie ściska mnie do bólu, jakby żyjący wewnątrz potwór pożerał mnie żywcem. Prawie że biegiem dopadłam kijów, nadziałam byle jak pierwsze lepsze kawały mięsa, i skierowałam je prosto w ogień. Co z tego, ze wewnątrz będą surowe, krwiste i obrzydliwe. Obgryzie się wierzch i upiecze jeszcze raz, byle szybciej.
Nosz jasna kurwa, chwili spokoju.
Bycie sensorem ma swoje wady i zalety. Zaletą jest to, że możesz się przygotować na czyjąś "wizytę", a niewątpliwą wadą zaś to, że takie powiadomienia bywając bardzo uciążliwe. Tak jak teraz.
Jestem wyczerpana i głodna, ostatnie co mam w wachlarzu moich pragnień, to rozmowa z nieznajomym, nie mówiąc o ewentualnej walce .Chociaż gorsza od walki byłaby jednak konstruktywna, jasna i spójna rozmowa, bo tej na chwilę obecną nie potrafiłabym podjąć, a rzucić shurikenami jak się okazuje umeim i w obecnym stanie wyczerpania.
Naprawdę, las jest taki mały, że nie znajdzie się dla każdego odrobina miejsca? - pomyślałam, mierząc niezbyt uprzejmym wzrokiem nieznajomego. I jeszcze ta gadka. Niby wszytsko w porządku, tylko się pytam, a tak naprawdę, to wyzywam cię od kanibali, jak możesz być inny i mieć kawałek kości na twarzy, przecież to dziwne, niespotykane i nie mieści się w moim maluteńkim móżdżeczku. W trakcie czegoś.. tak kretynie, w trakcie jedzenia, niesamowite, prawda? Nikt taki brewerii nie odstawia, gdzieżby tam. Tylko dziwolągi. Typowy przypierdalacz, podsumowałam potok żle skrywanych na twarzy złych emocji, ściagając ledwo upieczone mięso z kija. Wtopiwszy w nie zeby, odpłynęłam. Przepyszność wierzchnich warstw mięsiwa, urzekła moje podniebienie, przenosząc mnie do troche innego wymiaru, czyli w przełożeniu - miałam typa w poważaniu, bo w koncu dostałam jeść. To niedobre, że zrzucam odpowiedzialność rozmowy na Naokiego, ale tylko bym go zbluzgała, a to chyba niekoniecznie dobry początek znajomości, jakkolwiek by mu się nie należało.
Serio stary, serio - mruknęłam do Naokiego, słysząc jego zaproszenie z jego storny. Koleś podsumował go w nieciekawy sposób, a on proponuje mu miejsce przy wspólnym ogniu? Rozmiękczył się nasz Kaguya, jak ciasteczko w mleczku.
Jednak musiałam przyznać, sama przed sobą, ze to zgaranie nie było pozbawione sensu. Gdyby to zaproszenie się nie pojawiło, mogłaby wywiązać się kłotnia, a niej spięcie. A po co, przecież ognisko trzaska wesoło, a jedzenie się piecze. Gotowa go jestem nawet i poczęstować, niech zje, i żegnamy się, nawet i czule!
Ukłon nieznajomego zignorowałam, skupiając się na napełnieniu brzucha, zaś komplement o jakości mięsa skwitowałam podniesieniem dłoni, w geście "nic wielkiego, luzik". Chyba zamieniam się w zwierzaka, ale nie sposób pominąć szarpiącego trzewia głodu, i wdawać się w konwenanse.
Obgryzając pozostałości pierwszej porcji,wreszcie poczułam rozkoszne ciepło i uczucie wypełnienia, które dopiero teraz doatrły do mojej świadomości. Grymas niesmaku spowodowany niepodziewaną wizytą, ustąpił błogiemu uśmiechowi, z którym opadłam plecami na pobliski pień, przenosząc się w pozycje półleżącą. Zerknęłam na nowoprzybyłego jeszcze raz. Teraz, gdy minął już piewszy głód, i nie zionełam nienawiścią do każdego stworzenia które potencjalnie może mi zakłócić jego zaspokajanie, nie wydawał mi się już aż tak beznadziejnym kretynem, który wpieprza się nieproszony w środek uczty, co najwyżej, nieświadomym zabłąkanym.
Naoki chyba wczuł sie w klimat, pomyślałam, patrząc na wszechwiedzącą minę zdobiącą jego oblicze. Niespiesznie, niewdając się w szczegóły, opisał naszą historię. Uśmiechnął się do mnie, zgadzając niemo na słowa Kazaru, co osłodziło mi nieco gafę tego drugiego. Niech mnie, obiecywać pecha? Z niedowierzaniem pokręciłam głową. Chyba faktycznie naz młody kolega ma kłopoty z łączeniem wątków. Wybonił się jednak tym najedzeniem, ja sama średnio wiedziałam co sie dzieje, bo było mi po prosu błogo i stać mnie było jedynie na bierną obserwację toczącej się rozmowy i dalsze jedzenie. Na uznanie na pewno zasługiwały umiejętności Kazaru w zakresie posługiwania się kunaiami i shurkienami, sztuczka z buzią był całkiem zręcznie wykonana i, przy okazji, całkiem zabawna. Panowie rozmawiali dalej, w przyjemnej atmosferze, a ja przymknęłam oczy, przeżuwając ostatni kęs z drugiej porcji strawy.
Z letargu wybił mi stanowczy ton glosu Kazaru. Szybkie, ostre słowa, wypadające z jego ust, były bardzo krzywdzace. Nasz młody przyjaciel nie wiedział o nas nic, ponad minimum, a swój osąd oparł o dosłownie kila zdań. Piękna odpłata za gościnę, mruknęłam, ni to do siebie, ni to do niego.
Naoki w krótkich słowach wyłuszczył mu motywy działań, przez które musiał uciekać z domu, a ten jakby dostał słowotoku. Niech mówi ile chce, najważniejsze, że zrozumiał. Chichot Naosia utwierdził mnie w przekonaniu, że nie tylko ja mam Kazaru za leciutko przytłumionego umysłowo.
-Cóż Kazaru. Bystry to ty niestety nie jesteś, ale składam to na karb pory dnia i twojego najedzenia. Może poranek przyniesie ci orzezwienie, byłoby miło, bo na razie, wybacz, ale pleciesz straszliwe kocopoły. - Urwalam, zdając sobie sprawę, że zbyt dużo jadu było w moich słowach. Po delikatne pauzie ciągnełam dalej: Natomiast masz moje uznanie w kwestii posługiwania się bronią, tu oddaje ci honor, bo jesteś fenomenlany w sztuczakch. Oby to sie przełożyło na pole walki. Jeśli zaakceptujesz to, że raczej unikamy ludzi, niz się do nich garniemy, a także to, że średnio walcze i tworze raczej medyczne zaplecze - zapraszamy.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski

Następnie zwrócił uwagę na Blondwłosą piękność, która najwyraźniej odpoczęła, najadła się i odezwała się w sposób godny jadowitej żmii pełzającej pomiędzy dialogami dwóch chłopaków. Dōkō wysłuchał jej poglądów na temat swojej osoby. Mimo, że nie zgadzał się z kilkoma elementami, o których wspominała, nie przerywał jej. Kulturalnie wysłuchał do końca, a następnie szczerze się zaśmiał. Kayumi, widzę, że pod piękną otoczką chowa się całkiem cięty język i duży zapas ironii. - pokiwał głową w uznaniu dla ciekawego połączenia. Wydaje mi się, że trudno jest ocenić bystrość drugiego człowieka po ilu? Piętnastu minutach spotkania? Poczekajmy jeszcze z analizą naszych fizyczno-mentalnych predyspozycji. - Kazaru przeciągnął się, a następnie wstał. Z chęcią dołączę do waszej dwójki. Mimo, że nie jesteśmy tacy sami, a każdy z nas widzi, że mamy odmienne poglądy na wiele spraw, uważam, że doda to jedynie pikanterii i różnorodności w naszej wędrówce. - Shiroyama spojrzał na pozostałe, jeszcze nie upieczone mięso. Moja wiedza na temat oprawiania leśnych zwierząt jest bardzo nikła, ale podejrzewam, że te krwiste pozostałości po wilkach niedługo sprowokują do odwiedzin kolejne drapieżniki bądź wszędobylskie muchy. Mając na uwadze cały szczep Kaguya, który teraz jest także moim problemem, proponuje chociaż prowizorycznie uwędzić to mięso, spakować się i ruszać dalej. Zgadzacie się? - podejmowanie decyzji, ukierunkowanie działań w jedną stronę, młodzieniec od dziecka lubił to robić i czuł się dobrze z odpowiedzialnością, którą brał na swoje barki. Piętnastolatek czuł też, że czeka go jedna z największych przygód w jego życiu. Miał nadzieję, że nie złamie swoich ideałów i kiedy za kilka lat spotka się z Haruyasu, będzie mógł z dumą opowiedzieć mu o swoich czynach.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Siedziałem oparty o drzewo. W porównaniu do przybysza, nie poruszałem się przez większą część dyskusji. Wychodziłem z założenia, że nadmierny ruch wcale nie jest dobrym zjawiskiem. Ludzie nie przepadali za gestykulacją, a jednostki, które pozostawały w bezruchu zawsze były lepiej odbierane. Taka smutna prawda o tym świecie, jeśli ktoś był przystojny lub ładny, potrafił zachować odpowiednią postawę i nie był przy tym burakiem, notorycznie otrzymywał wyższą pensję i był bardziej lubiany przez ludzi. Nie powiem, że kierowałem się tymi przesłankami, chociaż to też brałem pod uwagę. Co zatem było moją główną motywacją? Wszechobecny luz, który opanował moje życie już dawno temu. Od kiedy opuściłem Atsui, przestałem przejmować się życiem. Wiedziałem, że klan wysłał mną kilku łowców, pomimo tego, że po ostatniej wojnie Kaguya zostali wręcz zdziesiątkowani. Właśnie dlatego moja egzystencja sprowadzała się do treningu i podróżowania.
Kazaru odezwał się. Zauważyłem, że młodzieniec lubił mówić długo i wyjaśniać swoje zachowania. Najwidoczniej jego zasady były w nim mocno ugruntowane, ale zakładał, że ich nie rozumiem. Błąd. Widziałem podbudówkę logiki w czynach Kazaru, chociaż nie zmieniało to faktu, że bawiły mnie ruchy chłopaka. Był takim samym dzieciakiem jak my, ale odznaczał się cechami zdecydowanie nieprzeznaczonymi dla osoby w tym wieku. Dodatkowo po prostu widziałem naiwność w tej jego chęci pomocy. Przecież mogłem okłamywać go od samego początku, jednak Kazaru nie zakładał nawet takiej opcji.
- Obserwuję zjawiska i je komentuję. Wiem, że nie jestem przesadnie miłym człowiekiem, ale nie zmienia to faktu, że zmieniłeś o nas zdanie w zaledwie parę sekund. To było zabawne. - mruknąłem, wpatrując się w niebo. Cumulusy jak zwykle wydawały się być piękniejsze od wszystkich innych tworów boskich i ludzkich. Chciałbym kiedyś móc wzbić się w przestworza i dolecieć gdzieś daleko. Ach, znowu się rozmarzyłem. Przeniosłem powoli wzrok na gościa. Zaimponowałem mu. Dziwne, dla mnie wszystkie moje zachowania były tak zwyczajne, że mogłem nazwać siebie synem piaskowej ziemi i chyba nikim więcej. - Wolność jest jak wiatr. Wolność to moje imię.
Potem odezwała się Kayu. Zwróciła Kazaru uwagę na kilka jego głupawych zachowań, jednak wyraziła też zgodę na jego pobyt w naszej drużynie. Cóż, w tym momencie z dwójki zrobiła się trójka. Nieco mnie to ucieszyło, chociaż poczułem też bolesne ukłucie w żołądku. Nie chciałbym przywiązywać się do tego człowieka, a potem zobaczyć jak moi krewniacy go zabiją. Najlepiej by więc było, gdyby okazał się silnym wojownikiem, albo chociaż myślącym i pasującym do nas ninją.
Cała Kayu, pomyślałem, po czym wstałem. Przeciągnąłem się w sposób zajmujący najwięcej przestrzeni. Wygiąłem kręgosłup, ręce rozstawiłem na boki, po czym głośno westchnąłem. To siedzenie lekko spięło mój kręgosłup, a przecież musiałem dbać o moje kości. Sięgnąłem po miecz, który znajdował się wbity w ziemi obok mnie. Krótkim ruchem wyciągnąłem ostrze, a następnie zatknąłem je za mój pas. Chyba nie będzie nam potrzebne, ale wolałem pozostawić miecz na wierzchu, w razie nagłego ataku. Nie wiadomo czy ze strony Kazaru, czy kogoś innego.
- Dzikie zwierzęta to żaden problem, chociaż też najchętniej zwinąłbym się z tego miejsca. Dym z ogniska może przyciągnąć kogoś jeszcze, a jeśli w okolicy są jacyś Kaguya to raczej nie chcemy, żeby o nas słyszano. Wędzenie mięsa też raczej nie wchodzi w grę. Chyba po prostu zjemy tyle ile możemy, a potem stąd pryśniemy. - mruknąłem. Następnie zbliżyłem się do przybysza. Nie musiałem mierzyć go wzrokiem, toteż po prostu patrzyłem mu głęboko w oczy. Były... smutne. Kazaru chował w nich coś, o czym nam nie powiedział. Był skazańcem? A może jego też ścigali? Albo wyrzucili go z klanu? Nie wiedzieliśmy o nim zbyt wiele, temu głupio było pakować się w bliskie kontakty, zanim nie opowie nam sam czegoś o sobie.
Wyciągnąłem prawicę.
- Wiesz, że nie pozwolę ci odejść bez dobrego powodu? - spytałem, kiedy podawałem mu rękę.
Kazaru odezwał się. Zauważyłem, że młodzieniec lubił mówić długo i wyjaśniać swoje zachowania. Najwidoczniej jego zasady były w nim mocno ugruntowane, ale zakładał, że ich nie rozumiem. Błąd. Widziałem podbudówkę logiki w czynach Kazaru, chociaż nie zmieniało to faktu, że bawiły mnie ruchy chłopaka. Był takim samym dzieciakiem jak my, ale odznaczał się cechami zdecydowanie nieprzeznaczonymi dla osoby w tym wieku. Dodatkowo po prostu widziałem naiwność w tej jego chęci pomocy. Przecież mogłem okłamywać go od samego początku, jednak Kazaru nie zakładał nawet takiej opcji.
- Obserwuję zjawiska i je komentuję. Wiem, że nie jestem przesadnie miłym człowiekiem, ale nie zmienia to faktu, że zmieniłeś o nas zdanie w zaledwie parę sekund. To było zabawne. - mruknąłem, wpatrując się w niebo. Cumulusy jak zwykle wydawały się być piękniejsze od wszystkich innych tworów boskich i ludzkich. Chciałbym kiedyś móc wzbić się w przestworza i dolecieć gdzieś daleko. Ach, znowu się rozmarzyłem. Przeniosłem powoli wzrok na gościa. Zaimponowałem mu. Dziwne, dla mnie wszystkie moje zachowania były tak zwyczajne, że mogłem nazwać siebie synem piaskowej ziemi i chyba nikim więcej. - Wolność jest jak wiatr. Wolność to moje imię.
Potem odezwała się Kayu. Zwróciła Kazaru uwagę na kilka jego głupawych zachowań, jednak wyraziła też zgodę na jego pobyt w naszej drużynie. Cóż, w tym momencie z dwójki zrobiła się trójka. Nieco mnie to ucieszyło, chociaż poczułem też bolesne ukłucie w żołądku. Nie chciałbym przywiązywać się do tego człowieka, a potem zobaczyć jak moi krewniacy go zabiją. Najlepiej by więc było, gdyby okazał się silnym wojownikiem, albo chociaż myślącym i pasującym do nas ninją.
Cała Kayu, pomyślałem, po czym wstałem. Przeciągnąłem się w sposób zajmujący najwięcej przestrzeni. Wygiąłem kręgosłup, ręce rozstawiłem na boki, po czym głośno westchnąłem. To siedzenie lekko spięło mój kręgosłup, a przecież musiałem dbać o moje kości. Sięgnąłem po miecz, który znajdował się wbity w ziemi obok mnie. Krótkim ruchem wyciągnąłem ostrze, a następnie zatknąłem je za mój pas. Chyba nie będzie nam potrzebne, ale wolałem pozostawić miecz na wierzchu, w razie nagłego ataku. Nie wiadomo czy ze strony Kazaru, czy kogoś innego.
- Dzikie zwierzęta to żaden problem, chociaż też najchętniej zwinąłbym się z tego miejsca. Dym z ogniska może przyciągnąć kogoś jeszcze, a jeśli w okolicy są jacyś Kaguya to raczej nie chcemy, żeby o nas słyszano. Wędzenie mięsa też raczej nie wchodzi w grę. Chyba po prostu zjemy tyle ile możemy, a potem stąd pryśniemy. - mruknąłem. Następnie zbliżyłem się do przybysza. Nie musiałem mierzyć go wzrokiem, toteż po prostu patrzyłem mu głęboko w oczy. Były... smutne. Kazaru chował w nich coś, o czym nam nie powiedział. Był skazańcem? A może jego też ścigali? Albo wyrzucili go z klanu? Nie wiedzieliśmy o nim zbyt wiele, temu głupio było pakować się w bliskie kontakty, zanim nie opowie nam sam czegoś o sobie.
Wyciągnąłem prawicę.
- Wiesz, że nie pozwolę ci odejść bez dobrego powodu? - spytałem, kiedy podawałem mu rękę.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Tak naprawdę zdania o waszej dwójce jeszcze nie mam. - Shiroyama odpowiedział z uśmiechem Naokiemu. Następnie chwilę patrzył jak Niebieskowłosy obserwuje podobnego koloru nieboskłon. Trzeba przyznać widok był przepiękny, a shinobi należał do grupy ludzi, która potrafiła i zachwycała się majestatem otaczającej zewsząd natury. Roślinność, ogromne połacie lasów, a przede wszystkim najwspanialsze na świecie zachody słońca wśród wydm pustyni. Czarnowłosego Maji ogarnęła chwilowa nostalgia. Pierwszy raz opuścił Samotne Wydmy. Mimo, że nie należał do ludzi tęskniących za swoim domowym zaciszem, brakowało mu trochę gorącego piachu pod stopami i tej charakterystycznej dla pustyni przestrzeni. Tam oazy czy drzewa były rzadkim widokiem, a horyzont rozpościerał się w każdą możliwą stronę.
Naoki jakby otrząsnął się ze swojego zamyślenia i podsumował kolejną wypowiedź Kazaru. Wolność. Powinna być imieniem każdego człowieka. - Szarooki zgodził się z młodzieńcem. Shinobi obserwował jak Niebieskowłosy wstaje, a następnie chowa miecz. Czyżby początkowa nieufność została chociaż trochę zagrzebana pod gruzami następujących po sobie dialogów? Najwidoczniej tak, ponieważ Kościany Ninja zgodził się z potrzebą ruszenia do przodu. Kazaru z lekką tęsknotą spojrzał na górę mięsa, które mieli zostawić. W porządku. Skoro jednak ognisko paliło się i tak już dość długo, a chcesz pozostawić tutaj to mięso, pozwól, że jeszcze upiekę sobie dwa kawałki. - odpowiedział Niebieskowłosemu. Mimo, że był już najedzony, to dalej pamiętał pyszne mięsiwo, a także wątpliwej jakości walory smakowe suchego, podróżniczego prowiantu. Tak, kiedy nastręczała się możliwość, shinobi był prawdziwym łasuchem.
Naoki zbliżył się do niego, jednak Kazaru nie nastawiał się do jakiegokolwiek uniku. Nie brał możliwości nagłego ataku pod uwagę. Obaj młodzieńcy mierzyli się spojrzeniami, po czym podali sobie ręce. Shiroyama mocno ścisnął prawicę nowego towarzysza jakby pieczętując tym swoją wspólną wyprawę. W moim wyimaginowanym kodeksie honorowego shinobiego nie opuszcza się towarzyszy bez prawdziwego powodu. - Kazaru zażartował z samego siebie. Był osobą o sporym dystansie nie tylko do świata zewnętrznego, ale także w stosunku do własnej osoby. Po tym krótkim zapewnieniu, Szarooki udał się po dwa kolejne kawałki mięsa, które nabił na kijki i rozpoczął ich opiekanie nad wesoło trzaskającym płomieniem. Zatem Naoki. Skoro jeszcze chwilę tu posiedzimy, może odsłonisz kawałek swojej historii? - Kazaru wyszedł z założenia, że jeśli mają razem podróżować to dobrze byłoby lepiej się poznać.
Naoki jakby otrząsnął się ze swojego zamyślenia i podsumował kolejną wypowiedź Kazaru. Wolność. Powinna być imieniem każdego człowieka. - Szarooki zgodził się z młodzieńcem. Shinobi obserwował jak Niebieskowłosy wstaje, a następnie chowa miecz. Czyżby początkowa nieufność została chociaż trochę zagrzebana pod gruzami następujących po sobie dialogów? Najwidoczniej tak, ponieważ Kościany Ninja zgodził się z potrzebą ruszenia do przodu. Kazaru z lekką tęsknotą spojrzał na górę mięsa, które mieli zostawić. W porządku. Skoro jednak ognisko paliło się i tak już dość długo, a chcesz pozostawić tutaj to mięso, pozwól, że jeszcze upiekę sobie dwa kawałki. - odpowiedział Niebieskowłosemu. Mimo, że był już najedzony, to dalej pamiętał pyszne mięsiwo, a także wątpliwej jakości walory smakowe suchego, podróżniczego prowiantu. Tak, kiedy nastręczała się możliwość, shinobi był prawdziwym łasuchem.
Naoki zbliżył się do niego, jednak Kazaru nie nastawiał się do jakiegokolwiek uniku. Nie brał możliwości nagłego ataku pod uwagę. Obaj młodzieńcy mierzyli się spojrzeniami, po czym podali sobie ręce. Shiroyama mocno ścisnął prawicę nowego towarzysza jakby pieczętując tym swoją wspólną wyprawę. W moim wyimaginowanym kodeksie honorowego shinobiego nie opuszcza się towarzyszy bez prawdziwego powodu. - Kazaru zażartował z samego siebie. Był osobą o sporym dystansie nie tylko do świata zewnętrznego, ale także w stosunku do własnej osoby. Po tym krótkim zapewnieniu, Szarooki udał się po dwa kolejne kawałki mięsa, które nabił na kijki i rozpoczął ich opiekanie nad wesoło trzaskającym płomieniem. Zatem Naoki. Skoro jeszcze chwilę tu posiedzimy, może odsłonisz kawałek swojej historii? - Kazaru wyszedł z założenia, że jeśli mają razem podróżować to dobrze byłoby lepiej się poznać.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Nie ma o nas zdania. Prychnąłem cicho, co zdecydowanie pokazało, że nie zgadzam się z jego zdaniem. Jeśli naprawdę nie myślał o nas pozytywnie to nie przyłączyłby się do duetu. Mógł mówić co chciał, ale czyny przemawiały na korzyść jego sympatii do nas, niźli jej przeciwieństwa, antypatii. Rozmawiał z nami ciepło, zdradził swoje Kekkei Genkai, no i finalnie postanowił wyruszyć razem z nami. Nawet gdyby zaczął nas zaraz wyzywać albo prowokować, to i tak pozostałby naszym towarzyszem. A to znaczyło więcej niż słowa.
- Zatem obserwuj nas tak długo, aż stwierdzisz, że już jakieś zdanie masz. - powiedziałem filozoficznie, po czym podobnie jak przybysz skierowałem się do mięsa. Wziąłem kolejny patyk, nadziałem jeszcze kilka kawałków strawy, po czym rozsiadłem się w moim miejscu. Oparty o drzewo, rozwalony jak bura suka w sieni, piekłem sztuki mięsa, które zaraz miałem zjeść, już nieco szybciej. Skoro chciałem stworzyć zapasy na dalszą podróż, powinienem był nachapać się najszybciej jak to tylko możliwe. Dzięki temu organizm fizycznie będzie zaspokojony, ale psychika nie da mi blokady na jedzenie. Nah, nigdy nie sądziłem, że te banalne nauki, które pobierałem w Atsui do czegoś mi się przydadzą. Teraz wykorzystywałem je przeciwko swoim. Ależ ze mnie był zdradziecki człowiek.
- Wolność to w głównej mierze odpowiedzialność. Może i wszyscy powinni ją mieć za imię, ale jak do tej pory nie spotkałem wielu osób, które by na to zasługiwały. - odezwałem się do Kazaru. - Prawie wszyscy są skrępowani. Ninja przez klany. Żołnierze mają swoich dowódców, a ci służą daimyo. Królowie są niewolnikami idei, które zaślepili w nich ich poprzednicy. Wieśniacy nie mogą nawet opuścić wioski bez pieniędzy, których nigdy nie zdobędą pracując na roli. W gruncie rzeczy ludzie wolą upozorowaną wolność niż tę prawdziwą.
Mięso piekło się powoli, ja natomiast patrzyłem na chłopaka. Chciał dowiedzieć się czegoś o nas. W gruncie rzeczy to my wiedzieliśmy o nim znacznie mniej. Był Maji i w zasadzie tutaj kończyła się nasza znajomość Kazaru. Czy jednak wystarczyło mi to, aby nie opowiedzieć mu czegoś o sobie? Nie. Chłopak i tak poznał najważniejsze fakty z mojego życia, a że wyznawał swoją filozofię i kodeksy, przez pryzmat których mnie oceniał, dlatego nie widziałem niczego niestosownego w podzieleniu się z nim paroma faktami z mojego życia.
- Honor jest tak samo subiektywny jak sprawiedliwość. - powiedziałem. Następnie przeszedłem do właściwej części wypowiedzi. - Moja historia? Jest zwykła, tak ją przynajmniej widzę. Byłem wychowywany na wojownika. Rodzice, nauczyciele i rodzeństwo uczyło mnie jak to jest być ninja, a także chcieli mnie nauczyć hartu ducha. Większość dzieciństwa albo walczyłem, albo zbierałem cięgi za to, że słabo walczyłem.
Przerwałem. Zbliżyłem mięso do twarzy. Powąchałem go, po czym stwierdziłem, że jest jeszcze niegotowe. Cofnąłem kijek, aby ten znalazł się nad płomieniem. Trzeba było wystawić jedzenie nad ognisko, niech złapie trochę ciepła, a temperatura sprawi, że przestanie być surowe.
- A potem przyszła pora na walki finalne, czyli klanowy rytuał Kaguya. Ogólnie rzecz ujmując, dzieci walczą ze sobą, żeby uzyskać tytuł dorosłego. Wygrałem, ale coś we mnie pękło. Nieumyślnie zabiłem przeciwnika. Potem uciekłem z klanu. - powiedziałem od niechcenia, a następnie przesunąłem wzrok na Kayumi. - A ty, Kazaru, jaką masz historię?
Interesowało mnie czy nam opowie, czy zacznie zadawać mi pytania.
- Zatem obserwuj nas tak długo, aż stwierdzisz, że już jakieś zdanie masz. - powiedziałem filozoficznie, po czym podobnie jak przybysz skierowałem się do mięsa. Wziąłem kolejny patyk, nadziałem jeszcze kilka kawałków strawy, po czym rozsiadłem się w moim miejscu. Oparty o drzewo, rozwalony jak bura suka w sieni, piekłem sztuki mięsa, które zaraz miałem zjeść, już nieco szybciej. Skoro chciałem stworzyć zapasy na dalszą podróż, powinienem był nachapać się najszybciej jak to tylko możliwe. Dzięki temu organizm fizycznie będzie zaspokojony, ale psychika nie da mi blokady na jedzenie. Nah, nigdy nie sądziłem, że te banalne nauki, które pobierałem w Atsui do czegoś mi się przydadzą. Teraz wykorzystywałem je przeciwko swoim. Ależ ze mnie był zdradziecki człowiek.
- Wolność to w głównej mierze odpowiedzialność. Może i wszyscy powinni ją mieć za imię, ale jak do tej pory nie spotkałem wielu osób, które by na to zasługiwały. - odezwałem się do Kazaru. - Prawie wszyscy są skrępowani. Ninja przez klany. Żołnierze mają swoich dowódców, a ci służą daimyo. Królowie są niewolnikami idei, które zaślepili w nich ich poprzednicy. Wieśniacy nie mogą nawet opuścić wioski bez pieniędzy, których nigdy nie zdobędą pracując na roli. W gruncie rzeczy ludzie wolą upozorowaną wolność niż tę prawdziwą.
Mięso piekło się powoli, ja natomiast patrzyłem na chłopaka. Chciał dowiedzieć się czegoś o nas. W gruncie rzeczy to my wiedzieliśmy o nim znacznie mniej. Był Maji i w zasadzie tutaj kończyła się nasza znajomość Kazaru. Czy jednak wystarczyło mi to, aby nie opowiedzieć mu czegoś o sobie? Nie. Chłopak i tak poznał najważniejsze fakty z mojego życia, a że wyznawał swoją filozofię i kodeksy, przez pryzmat których mnie oceniał, dlatego nie widziałem niczego niestosownego w podzieleniu się z nim paroma faktami z mojego życia.
- Honor jest tak samo subiektywny jak sprawiedliwość. - powiedziałem. Następnie przeszedłem do właściwej części wypowiedzi. - Moja historia? Jest zwykła, tak ją przynajmniej widzę. Byłem wychowywany na wojownika. Rodzice, nauczyciele i rodzeństwo uczyło mnie jak to jest być ninja, a także chcieli mnie nauczyć hartu ducha. Większość dzieciństwa albo walczyłem, albo zbierałem cięgi za to, że słabo walczyłem.
Przerwałem. Zbliżyłem mięso do twarzy. Powąchałem go, po czym stwierdziłem, że jest jeszcze niegotowe. Cofnąłem kijek, aby ten znalazł się nad płomieniem. Trzeba było wystawić jedzenie nad ognisko, niech złapie trochę ciepła, a temperatura sprawi, że przestanie być surowe.
- A potem przyszła pora na walki finalne, czyli klanowy rytuał Kaguya. Ogólnie rzecz ujmując, dzieci walczą ze sobą, żeby uzyskać tytuł dorosłego. Wygrałem, ale coś we mnie pękło. Nieumyślnie zabiłem przeciwnika. Potem uciekłem z klanu. - powiedziałem od niechcenia, a następnie przesunąłem wzrok na Kayumi. - A ty, Kazaru, jaką masz historię?
Interesowało mnie czy nam opowie, czy zacznie zadawać mi pytania.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Kazaru zaobserwował prychnięcie jakim obdarzył Naoki jedną z jego wypowiedzi. No cóż, nie każdy musi się doskonale rozumieć i zgadzać, jednak to właśnie tego rodzaju różnice często były fundamentami prawdziwej przyjaźni. Bowiem dwie osoby o identycznych poglądach to widok naprawdę niecodzienny. Drobne różnice światopoglądowe, okraszone wspólnym działaniem i celem, oraz kilkoma podobieństwami, tworzyły idealną mieszankę, która zapobiegała nudzie, gwarantowała tematy do wielu rozmów, a także nadawała większego charakteru trójce jaką stworzyli przebywający w lesie nastolatkowie. Shinobi uśmiechnął się do siebie kiedy zobaczył, że Naoki także rozpoczyna opiekanie mięsa. Wyglądało jednak na to, że chce je spałaszować w tej chwili na co Shiroyama pokręcił głową. Oni się najedzą na zapas, ja wezmę zapas, a potem będzie trzeba się dzielić. - pomyślał przewracając oczami. Kontynuując swój wewnętrzny dialog, zwrócił się do Niebieskowłosego. Jeśli chcesz zjeść te kawałki od razu, zrób chociaż jeden dodatkowy. Uwierz mi, za dwa dni będziemy z nostalgią wspominać to mięsiwo, a nigdy nie wiadomo czym przywita nas kolejna doba. - Shinobi zamilkł i wysłuchał wypowiedzi swojego towarzysza.
Wyglądało na to, że pomimo dość szorstkiego obejścia i powierzchownej lakoniczności, Naoki całkiem nieźle radził sobie w prowadzeniu interesującej rozmowy. Kazaru doskonale rozumiał to co przekazywał mu jego towarzysz. Nie mogę się nie zgodzić. Wolność jest wartością o ogromnej odpowiedzialności, której brakuje wielu ludziom. Większość jednostek lubi mieć plan awaryjny, którego nawet sami nie tworzą. Wiodą swoje monotonne życie ciesząc się nim oraz świadomością, że jeśli coś legnie w gruzach to ktoś inny rozwiąże za nich nadchodzące problemy. Wydaje mi się, że nagła, niespodziewana wolność mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc, ale stopniowe wprowadzanie ludzi w przysłowiową samodzielność mogłoby rozwiązać tą przeszkodę. Do tego jednak potrzeba byłoby działania najwyżej postanowionych osób, co prawdopodobnie nigdy się nie zdarzy. - zakończył swoją odpowiedź, jednocześnie ściągając mięsiwo z kijków. Było już gotowe. Młodzieniec wstał i rozejrzał się za jakimś płaskim kamieniem, a kiedy go znalazł położył go w słońcu, a przygotowane mięso rozkroił kunaiem i pozostawił aby troszkę przeschło. Gdyby włożył je od razu do głębokiej kieszeni kimona, uwalniane soki szybko upaćkałyby wszystko co się w niej znajdowało. Nie było to może najczystsze rozwiązanie, ale chwilowo Kazaru nie posiadał zbyt wiele poza kubłakiem z wodą i wierzchnim ubraniem. Zdecydowanie powinien w najbliższej przyszłości odwiedzić sklep z wyposażeniem, może jeszcze przed dalszą podróżą.
Słuchając Naokiego, Szarooki zdawał sobie sprawę, że jego dzieciństwo także nie było usiane różami. Ciągła walka, szlifowanie umiejętności. A gdzie miejsce na młodzieńczą beztroskę, zabawę? Spędzanie czasu nad czymś innym niż nieustanne ćwiczenia? Kazaru niestety nie miał na to odpowiedzi, sam był wychowywany podobnie, chociaż nieco później, kiedy Haruyasu uwolnił go z patologii rodzinnego domu. Mimo braku wcześniejszych ćwiczeń, wtedy też jego życie nie należało do sielanki. CIągłe bicie, smród alkoholu i palonego tytoniu. Pretensje o każdą możliwą rzecz. Shiroyama sam się czasem dziwił, że wyrósł na w miarę normalną osobę. Był świadkiem ludzi z marginesu, którzy po podobnym dzieciństwie staczali się w mrok swojej duszy stając się gwałtownymi awanturnikami.
Słuchając kolejnych słów Naokiego, shinobi pokiwał ze zrozumieniem głową, a następnie sformułował swoją wypowiedź. Dlatego tak kocham podróże. Dają mi przynajmniej złudne poczucie wolności. Jednak jeśli mam być szczery w szczepie Maji wychowywałem się zaledwie kilka lat. Nie czuję więzi z innymi dzielącymi moje zdolności. W przypadku wojny nie nadstawiałbym karku za wyżej postawionych ninja z mojego szczepu. To samo ze słuchaniem rozkazów obcych ludzi, z którymi nie do końca bym się zgadzał.Nie widzę siebie w roli żołnierza. - młodzieniec zakończył temat wolności, a następnie przeszedł do odpowiedzi na pytanie Naokiego. Jak pewnie się domyślacie, największy wpływ na mnie miała kultura bushido. To opiekujący się mną samuraj - Haruyasu zbudował w zasadzie większą część tego kim jestem. Był on jednocześnie moim mentorem i opiekunem, który wyciągnął mnie z prawdziwego mroku przeszłości. Przez jego wychowanie wytworzyłem w sobie ten niecodzienny światopogląd, który dla was jest zabawny. Jednak zapewniam was, idee nieskalanych samurajów są jeszcze bardziej nieżyciowe. - chłopak zaśmiał się i kontynuował. Niemalże do trzynastego roku życia nie wiedziałem nawet, że mam zdolności magnetyzmu.Później trafiłem właśnie pod opiekę szczepu, spędziłem tak kilka lat na treningu i wyruszyłem w tą o to podróż, gdzie natknąłem się na waszą dwójkę. - taka o to była powierzchowna historia Kazaru. Powierzchowna, bowiem Shiroyama nie miał najmniejszej ochoty zwierzać się ze swoich demonów przeszłości. Leżały one zakopane w otchłani podświadomości, a Czarnowłosy wolał, żeby póki co nie ujrzały światła dziennego. Shinobi oparł się o drzewo i półleżąc zwrócił się do Naokiego. Ja już opisałem dość dokładnie swoje zasady, którymi kieruję się w życiu.Co byś powiedział o swojej filozofii? Czy poza przetrwaniem i parciem do przodu kierujesz się czymś jeszcze?
Wyglądało na to, że pomimo dość szorstkiego obejścia i powierzchownej lakoniczności, Naoki całkiem nieźle radził sobie w prowadzeniu interesującej rozmowy. Kazaru doskonale rozumiał to co przekazywał mu jego towarzysz. Nie mogę się nie zgodzić. Wolność jest wartością o ogromnej odpowiedzialności, której brakuje wielu ludziom. Większość jednostek lubi mieć plan awaryjny, którego nawet sami nie tworzą. Wiodą swoje monotonne życie ciesząc się nim oraz świadomością, że jeśli coś legnie w gruzach to ktoś inny rozwiąże za nich nadchodzące problemy. Wydaje mi się, że nagła, niespodziewana wolność mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc, ale stopniowe wprowadzanie ludzi w przysłowiową samodzielność mogłoby rozwiązać tą przeszkodę. Do tego jednak potrzeba byłoby działania najwyżej postanowionych osób, co prawdopodobnie nigdy się nie zdarzy. - zakończył swoją odpowiedź, jednocześnie ściągając mięsiwo z kijków. Było już gotowe. Młodzieniec wstał i rozejrzał się za jakimś płaskim kamieniem, a kiedy go znalazł położył go w słońcu, a przygotowane mięso rozkroił kunaiem i pozostawił aby troszkę przeschło. Gdyby włożył je od razu do głębokiej kieszeni kimona, uwalniane soki szybko upaćkałyby wszystko co się w niej znajdowało. Nie było to może najczystsze rozwiązanie, ale chwilowo Kazaru nie posiadał zbyt wiele poza kubłakiem z wodą i wierzchnim ubraniem. Zdecydowanie powinien w najbliższej przyszłości odwiedzić sklep z wyposażeniem, może jeszcze przed dalszą podróżą.
Słuchając Naokiego, Szarooki zdawał sobie sprawę, że jego dzieciństwo także nie było usiane różami. Ciągła walka, szlifowanie umiejętności. A gdzie miejsce na młodzieńczą beztroskę, zabawę? Spędzanie czasu nad czymś innym niż nieustanne ćwiczenia? Kazaru niestety nie miał na to odpowiedzi, sam był wychowywany podobnie, chociaż nieco później, kiedy Haruyasu uwolnił go z patologii rodzinnego domu. Mimo braku wcześniejszych ćwiczeń, wtedy też jego życie nie należało do sielanki. CIągłe bicie, smród alkoholu i palonego tytoniu. Pretensje o każdą możliwą rzecz. Shiroyama sam się czasem dziwił, że wyrósł na w miarę normalną osobę. Był świadkiem ludzi z marginesu, którzy po podobnym dzieciństwie staczali się w mrok swojej duszy stając się gwałtownymi awanturnikami.
Słuchając kolejnych słów Naokiego, shinobi pokiwał ze zrozumieniem głową, a następnie sformułował swoją wypowiedź. Dlatego tak kocham podróże. Dają mi przynajmniej złudne poczucie wolności. Jednak jeśli mam być szczery w szczepie Maji wychowywałem się zaledwie kilka lat. Nie czuję więzi z innymi dzielącymi moje zdolności. W przypadku wojny nie nadstawiałbym karku za wyżej postawionych ninja z mojego szczepu. To samo ze słuchaniem rozkazów obcych ludzi, z którymi nie do końca bym się zgadzał.Nie widzę siebie w roli żołnierza. - młodzieniec zakończył temat wolności, a następnie przeszedł do odpowiedzi na pytanie Naokiego. Jak pewnie się domyślacie, największy wpływ na mnie miała kultura bushido. To opiekujący się mną samuraj - Haruyasu zbudował w zasadzie większą część tego kim jestem. Był on jednocześnie moim mentorem i opiekunem, który wyciągnął mnie z prawdziwego mroku przeszłości. Przez jego wychowanie wytworzyłem w sobie ten niecodzienny światopogląd, który dla was jest zabawny. Jednak zapewniam was, idee nieskalanych samurajów są jeszcze bardziej nieżyciowe. - chłopak zaśmiał się i kontynuował. Niemalże do trzynastego roku życia nie wiedziałem nawet, że mam zdolności magnetyzmu.Później trafiłem właśnie pod opiekę szczepu, spędziłem tak kilka lat na treningu i wyruszyłem w tą o to podróż, gdzie natknąłem się na waszą dwójkę. - taka o to była powierzchowna historia Kazaru. Powierzchowna, bowiem Shiroyama nie miał najmniejszej ochoty zwierzać się ze swoich demonów przeszłości. Leżały one zakopane w otchłani podświadomości, a Czarnowłosy wolał, żeby póki co nie ujrzały światła dziennego. Shinobi oparł się o drzewo i półleżąc zwrócił się do Naokiego. Ja już opisałem dość dokładnie swoje zasady, którymi kieruję się w życiu.Co byś powiedział o swojej filozofii? Czy poza przetrwaniem i parciem do przodu kierujesz się czymś jeszcze?
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Nie każde zachowanie świadczyło o braku szacunku lub negatywnym podejściu. Po prostu nie zgadzałem się z przybyszem i uważałem, że udaje. Nikt z natury nie przyłącza się do kogoś, jeśli nie widzi w osobie czegoś dobrego, albo zgodnego z nim samym. I nie, nie musieliśmy się zgadzać z Kazaru we wszystkim, ale nie zmieniało to faktu, że dobrze było, aby określił się wprost. Lubię was za to, to i to. Chcę wam pomóc, ponieważ bla, bla, bla. Nie będę robił iks, igrek, zet, z powodu mojego kodeksu, który zabrania mi a, be, ce. Nie rozumiałem ludzi, którzy mówili jedno, robili drugie, a myśleli trzecie. Na dobrą sprawę Kazaru zachowywał się wobec nas bardzo w porządku. Zaoferował swoją pomoc, zgodził się na moje warunki podróżowania, które w skrócie ograniczały się do nie odchodzenia od nas, a także dbał o naszą grupę. To ostatnie było widać chociażby po jego podejściu do jedzenia mięsa i przygotowania go na dalszą drogę. Jeśli natomiast chodziło o mowę i myśli chłopaka, to nie potrafiłem go rozgryźć. Widać było w tym wszystkim zasadniczość samuraja, ale brakowało tak wielu elementów z bushido i zwyczajnych zasad kalkulacji, że czułem się, jakby przybysz cały czas coś przed nami ukrywał.
Nie robiłem sobie wiele z uwag chłopaka i jadłem mięso dalej. Miał dobre zamiary, ale nie zmieniało to faktu, że brakowało mu fachowej wiedzy na temat suszenia jedzenia. W tej dziedzinie Kayumi zdecydowanie przodowała, chociaż i ja liznąłem trochę myśliwskiego żywota, kiedy to polowałem wraz z członkami klanu. Postanowiłem więc być wyrozumiały dla chłopaka.
- Wędziłeś kiedyś mięso? - spytałem z delikatną nutką ironii w głosie. Wiedziałem, że nie. - To trwa minimalnie sześć godzin, a i nieraz schodzi się do dwunastu. Czasami mięso musi przeleżeć w chłodnym i wilgotnym pomieszczeniu parę dni, żeby w ogóle było zdatne do jedzenia. To samo z suszeniem, żeby zrobić to fachowo musielibyśmy siedzieć tutaj do północy, tylko po to, żeby zabrać trochę mięsiwa. Nie mówiąc już o tym, że nie mamy soli, pieprzu i innych niezbędnych przypraw. Kayu, gdyby chciała, to by coś znalazła, ale nie mamy żadnej pewności, że tutejsze korzonki nadają się do wędzenia. Jeśli chcesz to możesz odłożyć kilka kawałków wilka, chociaż nie radzę. Albo zleci się do niego robactwo, albo jutro będzie nieświeże. A na marginesie, to jesteśmy w lesie i prędko z niego nie wyjdziemy. Na każdym kroku znajdziemy inne wilki, lisy, czy nawet te jelenie. Upolowanie i przysmażenie nowego zwierza jest chyba rozsądniejsze.
Smakowałem wilczyzny i musiałem przyznać w duchu, że Kayumi naprawdę odwaliła dobrą robotę. Nie dość, że oskórowała zwierzę, to przyrządziła je tak, że nie mogłem odmówić sobie kolejnych kilku kawałków. I chociaż żołądek miałem już pełny, jadłem jakby miało nie być jutra. Dzięki temu mogłem podróżować przez następne dwadzieścia cztery albo i dłużej bez żadnej strawy. No i szkoda było mi pracy mojej towarzyszki.
- I tutaj dochodzimy do sedna tej sprawy: życie w złotej klatce czy na wolności? Wątpię, żeby ludzie mieli na tyle odwagi, aby wybrać to drugie, nawet jeśli ich klatka z czasem okazała się być tylko pozłacana i rdzewieje. - mruknąłem obojętnie. Nawet gdybym mógł, nie odebrałbym ludziom ich iluzji i złudzeń. W końcu większość żyła tylko dla nich. Bezsensowna egzystencja dotykała większość osób i mogłem tylko udawać, że mnie to nie dotyczy. W rzeczywistości zdawałem sobie sprawę, że sam nie mam wielkiego celu. Chcę tylko żyć i podróżować, mając przy sobie Kayu. Chyba tylko ta ostatnia część miała jakąś wartość. - Wysoko postawieni nigdy nie zechcą pozbyć się swoich niewolników. W końcu to siła robocza, która robi za półdarmo, tylko dlatego, że ich przodkowie też tak pracowali.
Spojrzałem na niebo. Chmury rozciągały się na całej jego szerokości, co wywołało u mnie senność. Ziewnąłem, a następnie dalej patrzyłem na sklepienie. Czyżby miało padać? Jeśli tak to doskonale, deszcz zgasiłby ognisko, a także utrudniłby śledzenie nas. W końcu w czasie burzy nie dało się dokładnie odczytywać tropów i zapachów. Jeśli więc z nieba lunie na nas ulewa, od razu się stąd zabierzemy. Sogen, albo jakaś inna prowincja w pobliżu będzie odpowiednio dobra. Chodzi o samo ruszenie się z miejsca, żeby zmylić trochę moich kościanych braci. Byłem przekonany o tym, że pościg będzie za nami podążać, ale nie wybiorą się zanadto daleko. Komu by się chciało biec za jakimś uczniem aż do muru. W końcu nadejdzie czas, gdy im się napatoczę i wtedy będą mogli mnie pochwycić.
Myśl ta nie była taka czarna, jak mogłoby się zdawać komuś innemu. W gruncie rzeczy nie miałem nic przeciwko konfrontacji z bratem. Chciałem tylko i wyłącznie urosnąć w siłę na tyle, aby zmieść go z pola bitwy, pozostając przy tym niezranionym.
Kazaru przemówił, co wywołało u mnie przesunięcie głowy. Patrzyłem znowu na niego, oczywiście skierowałem swój wzrok na jego oczy. Opowiadał o tym, że lubi podróżować, że wychowywał się w szczepie Maji krótko, że nie zgadza się z przynależnością do klanu. Ostatni fakt zdecydowanie mi się spodobał. Teraz byłem pewniejszy, że chłopak nas nie opuści i będzie mi względnie wierny. Zdałem sobie sprawę z faktu, że byłem chyba liderem naszej trójki. Kayu na pewno nie chciała decydować za mnie, a nawet często pozostawiała mi wybór co do samej siebie. Kazaru natomiast nie był poszukiwany i to on zaoferował nam pomoc, a nie na odwrót. Pozostawało pytanie jak bardzo jest silny i czy góruje nade mną. Jeśli tak, to sytuacja w naszej drużynie mogła ulec zmianie, co w gruncie rzeczy nie mogłoby mi się spodobać. Nie to, że miałem coś przeciwko silniejszym ode mnie towarzyszom, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek narzucał mi swoje wybory.
- Widać, że byłeś wychowywany wśród samurajów. Jesteś takim małym roninem, który jednak zachował większość zasad swojego zgrupowania. - Ciekawe czy walczył przy użyciu broni białej. Jeśłi tak, to miałem doskonały pretekst, aby się z nim zmierzyć. - Mrok przeszłości, niecodzienny światopogląd. Mówisz jakbyśmy wiedzieli o tobie całkiem sporo. W rzeczywistości to ty masz o mnie większą wiedzę, niźli ja o tobie. Wyjaśnij mi te pojęcia, chcę ciebie lepiej zrozumieć.
Zrobił jak ja, przybrał pozycję półleżącą. Uśmiechnąłem się, ni to do chłopaka, ni to do siebie. Co on, kopiował moje zachowanie? A może po prostu nie chciało mu się już siedzieć prosto, bo to niestety jest męczące.
- Twoje zasady są dla mnie niestety niejasne. Widzę, że jesteś honorowy i pomocny. Wierzysz w jakąś sprawiedliwość. I to tyle. - powiedziałem, wcinając się w wypowiedź chłopakowi. Kiedy jednak skończył, poruszyłem głową do boku, a mój obojczyk wydał charakterystyczny dźwięk. - Nie wiem czy mam jakąś filozofię życia. Chcę pozostać wolny i nigdy nie wracać do klanu. Moim marzeniem jest zobaczyć jak najwięcej pięknych miejsc. Oprócz tego mam pragnienie zemszczenia się na moim szczepie. Poza tym nie ma chyba niczego wartościowego i stałego w moim charakterze.
Nie robiłem sobie wiele z uwag chłopaka i jadłem mięso dalej. Miał dobre zamiary, ale nie zmieniało to faktu, że brakowało mu fachowej wiedzy na temat suszenia jedzenia. W tej dziedzinie Kayumi zdecydowanie przodowała, chociaż i ja liznąłem trochę myśliwskiego żywota, kiedy to polowałem wraz z członkami klanu. Postanowiłem więc być wyrozumiały dla chłopaka.
- Wędziłeś kiedyś mięso? - spytałem z delikatną nutką ironii w głosie. Wiedziałem, że nie. - To trwa minimalnie sześć godzin, a i nieraz schodzi się do dwunastu. Czasami mięso musi przeleżeć w chłodnym i wilgotnym pomieszczeniu parę dni, żeby w ogóle było zdatne do jedzenia. To samo z suszeniem, żeby zrobić to fachowo musielibyśmy siedzieć tutaj do północy, tylko po to, żeby zabrać trochę mięsiwa. Nie mówiąc już o tym, że nie mamy soli, pieprzu i innych niezbędnych przypraw. Kayu, gdyby chciała, to by coś znalazła, ale nie mamy żadnej pewności, że tutejsze korzonki nadają się do wędzenia. Jeśli chcesz to możesz odłożyć kilka kawałków wilka, chociaż nie radzę. Albo zleci się do niego robactwo, albo jutro będzie nieświeże. A na marginesie, to jesteśmy w lesie i prędko z niego nie wyjdziemy. Na każdym kroku znajdziemy inne wilki, lisy, czy nawet te jelenie. Upolowanie i przysmażenie nowego zwierza jest chyba rozsądniejsze.
Smakowałem wilczyzny i musiałem przyznać w duchu, że Kayumi naprawdę odwaliła dobrą robotę. Nie dość, że oskórowała zwierzę, to przyrządziła je tak, że nie mogłem odmówić sobie kolejnych kilku kawałków. I chociaż żołądek miałem już pełny, jadłem jakby miało nie być jutra. Dzięki temu mogłem podróżować przez następne dwadzieścia cztery albo i dłużej bez żadnej strawy. No i szkoda było mi pracy mojej towarzyszki.
- I tutaj dochodzimy do sedna tej sprawy: życie w złotej klatce czy na wolności? Wątpię, żeby ludzie mieli na tyle odwagi, aby wybrać to drugie, nawet jeśli ich klatka z czasem okazała się być tylko pozłacana i rdzewieje. - mruknąłem obojętnie. Nawet gdybym mógł, nie odebrałbym ludziom ich iluzji i złudzeń. W końcu większość żyła tylko dla nich. Bezsensowna egzystencja dotykała większość osób i mogłem tylko udawać, że mnie to nie dotyczy. W rzeczywistości zdawałem sobie sprawę, że sam nie mam wielkiego celu. Chcę tylko żyć i podróżować, mając przy sobie Kayu. Chyba tylko ta ostatnia część miała jakąś wartość. - Wysoko postawieni nigdy nie zechcą pozbyć się swoich niewolników. W końcu to siła robocza, która robi za półdarmo, tylko dlatego, że ich przodkowie też tak pracowali.
Spojrzałem na niebo. Chmury rozciągały się na całej jego szerokości, co wywołało u mnie senność. Ziewnąłem, a następnie dalej patrzyłem na sklepienie. Czyżby miało padać? Jeśli tak to doskonale, deszcz zgasiłby ognisko, a także utrudniłby śledzenie nas. W końcu w czasie burzy nie dało się dokładnie odczytywać tropów i zapachów. Jeśli więc z nieba lunie na nas ulewa, od razu się stąd zabierzemy. Sogen, albo jakaś inna prowincja w pobliżu będzie odpowiednio dobra. Chodzi o samo ruszenie się z miejsca, żeby zmylić trochę moich kościanych braci. Byłem przekonany o tym, że pościg będzie za nami podążać, ale nie wybiorą się zanadto daleko. Komu by się chciało biec za jakimś uczniem aż do muru. W końcu nadejdzie czas, gdy im się napatoczę i wtedy będą mogli mnie pochwycić.
Myśl ta nie była taka czarna, jak mogłoby się zdawać komuś innemu. W gruncie rzeczy nie miałem nic przeciwko konfrontacji z bratem. Chciałem tylko i wyłącznie urosnąć w siłę na tyle, aby zmieść go z pola bitwy, pozostając przy tym niezranionym.
Kazaru przemówił, co wywołało u mnie przesunięcie głowy. Patrzyłem znowu na niego, oczywiście skierowałem swój wzrok na jego oczy. Opowiadał o tym, że lubi podróżować, że wychowywał się w szczepie Maji krótko, że nie zgadza się z przynależnością do klanu. Ostatni fakt zdecydowanie mi się spodobał. Teraz byłem pewniejszy, że chłopak nas nie opuści i będzie mi względnie wierny. Zdałem sobie sprawę z faktu, że byłem chyba liderem naszej trójki. Kayu na pewno nie chciała decydować za mnie, a nawet często pozostawiała mi wybór co do samej siebie. Kazaru natomiast nie był poszukiwany i to on zaoferował nam pomoc, a nie na odwrót. Pozostawało pytanie jak bardzo jest silny i czy góruje nade mną. Jeśli tak, to sytuacja w naszej drużynie mogła ulec zmianie, co w gruncie rzeczy nie mogłoby mi się spodobać. Nie to, że miałem coś przeciwko silniejszym ode mnie towarzyszom, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek narzucał mi swoje wybory.
- Widać, że byłeś wychowywany wśród samurajów. Jesteś takim małym roninem, który jednak zachował większość zasad swojego zgrupowania. - Ciekawe czy walczył przy użyciu broni białej. Jeśłi tak, to miałem doskonały pretekst, aby się z nim zmierzyć. - Mrok przeszłości, niecodzienny światopogląd. Mówisz jakbyśmy wiedzieli o tobie całkiem sporo. W rzeczywistości to ty masz o mnie większą wiedzę, niźli ja o tobie. Wyjaśnij mi te pojęcia, chcę ciebie lepiej zrozumieć.
Zrobił jak ja, przybrał pozycję półleżącą. Uśmiechnąłem się, ni to do chłopaka, ni to do siebie. Co on, kopiował moje zachowanie? A może po prostu nie chciało mu się już siedzieć prosto, bo to niestety jest męczące.
- Twoje zasady są dla mnie niestety niejasne. Widzę, że jesteś honorowy i pomocny. Wierzysz w jakąś sprawiedliwość. I to tyle. - powiedziałem, wcinając się w wypowiedź chłopakowi. Kiedy jednak skończył, poruszyłem głową do boku, a mój obojczyk wydał charakterystyczny dźwięk. - Nie wiem czy mam jakąś filozofię życia. Chcę pozostać wolny i nigdy nie wracać do klanu. Moim marzeniem jest zobaczyć jak najwięcej pięknych miejsc. Oprócz tego mam pragnienie zemszczenia się na moim szczepie. Poza tym nie ma chyba niczego wartościowego i stałego w moim charakterze.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Cóż, mimo szczerych chęci, Kazaru nie odebrał kucharskiego wykształcenia zatem jeszcze nie wiedział, że spreparowanie mięsa, aby było zdatne do zjedzenia przez kilka dni, było nie lada kłopotem. Naoki wytłumaczył całą tą zależność shinobiemu, a temu z wrażenia aż zakręciło się w głowie. Tyle szczegółów, tyle elementów, tylko po to, aby wysuszyć trochę mięsiwa. Zdecydowanie uwędzenie brzmiało z pozoru o wiele prościej niż w rzeczywistości było. Z resztą, póki nie wyjdą z tego lasu i tak z pewnością napotkają więcej zwierzyny oraz roślinności zdatnej do jedzenia. Wychodziło na to, że wyżywienie nie należało do wielkich problemów trójki podróżników. Kazaru wstał i przestawił kamień koło ogniska, a następnie usiadł i jadł z prowizorycznego talerza wygrzewając się w cieple emitowanym przez płomienie. No, mimo dobrych chęci najwidoczniej przeliczyłem swoje możliwości w preparowaniu mięsa. Mam nadzieję, że jak oddalimy się od możliwego pościgu, to nauczysz mnie sztuki wędzenia i oprawiania zwierzyny. - shinobi nigdy nie unosił się dumą. Potrafił przyznać się do błędów i poprosić o pomoc, kiedy tego potrzebował. Po co zamykać się w sobie i ograniczać własne możliwości, kiedy tuż pod nosem były doświadczenia i umiejętności innych ludzi, którzy mogli Ciebie tego nauczyć. Oczywiście, nie zawsze byli ku temu chętni, ale warto było próbować.
Pokrojone kawałki szybko znikały z nagrzanego kamienia, a młodzieniec ze smakiem je pałaszował. Ponownie zachwycał się nad teksturą i smakiem posiłku. Śladem Naokiego, młodzieniec spojrzał w górę. Zbierające się chmury najprawdopodobniej oznaczały zbliżający się deszcz, który mimo bycia dość nieprzyjemnym elementem podróży, na pewno utrudniłby znalezienie śladów egzystencji trójki podróżnych. Dodatkowo, coraz mocniejszy wiatr, który spowodował szum wszechobecnych liści, jakby potwierdzał nadejście potencjalnej ulewy. Shinobi wysłuchał odpowiedzi Niebieskowłosego, który jakby podzielał jego zdanie na temat własnowolnej niewoli społeczeństwa. Cóż... Trudno zmienić zasady, które funkcjonowały od setek, jeśli nie tysięcy lat. Trudno nazwać mnie Roninem. Raczej zwykłym wychowankiem samuraja. Sam nie identyfikuję się z tym ugrupowaniem, podzielam jedynie niewielką część ich poglądów oraz używam czasem miecza w trakcie walki. - odpowiedział Kazaru.
Poprawił się trochę na niezbyt wygodnym podłożu, jednocześnie słuchając wypowiedzi Naokiego. Wydaje mi się, że wcale tak wiele o Tobie nie wiem. Jesteś z szczepu Kaguya, uciekłeś bo nie chciałeś zabijać bez potrzeby no i w sumie tyle. No, i umiesz wędzić mięso. - zaśmiał się shinobi. A przynajmniej myślę, że to potrafisz. Staram się żyć teraźniejszością, pozostawiając to co dawne za sobą. Nie mam też potrzeby opowiadania o tym co przeżyłem przed mentorstwem Haruyasu. - Kazaru uciął pytanie o swoją mroczną przeszłość. Była to najwrażliwsza część jego duszy, o której starał się nie myśleć, a przez rozmowę z Niebieskowłosym i tak zbyt wiele wspomnień powoli powracało. Mój światopogląd pokrótce opisałem już wcześniej. Szkoda tracić słów na wielkie opowieści o moim charakterze, bo w gruncie rzeczy poznasz mnie lepiej w trakcie naszej podróży. - następnie Naoki dokończył swoją kwestię i spojrzał wyczekująco na Shiroyamę. Z jednej strony mówisz, że chcesz pozostać wolny i nigdy nie wracać do klanu. Z drugiej strony pałasz chęcią zemsty do niego? Chcesz zaryzykować swoją wolność i znajomość dla przykładu, ze siedzącą obok Ciebie Kayu dla pustej chęci odegrania się? I co jak dokonasz swojej strasznej zemsty? Myślisz, że cokolwiek się zmieni poza tym, że albo umrzesz ty albo oni? - Kazaru zakończył swoją wypowiedź paroma pytaniami, a następnie założył ręce za głowę i wpatrywał się w korony drzew oczekując lada moment pierwszych kropli deszczu.
Pokrojone kawałki szybko znikały z nagrzanego kamienia, a młodzieniec ze smakiem je pałaszował. Ponownie zachwycał się nad teksturą i smakiem posiłku. Śladem Naokiego, młodzieniec spojrzał w górę. Zbierające się chmury najprawdopodobniej oznaczały zbliżający się deszcz, który mimo bycia dość nieprzyjemnym elementem podróży, na pewno utrudniłby znalezienie śladów egzystencji trójki podróżnych. Dodatkowo, coraz mocniejszy wiatr, który spowodował szum wszechobecnych liści, jakby potwierdzał nadejście potencjalnej ulewy. Shinobi wysłuchał odpowiedzi Niebieskowłosego, który jakby podzielał jego zdanie na temat własnowolnej niewoli społeczeństwa. Cóż... Trudno zmienić zasady, które funkcjonowały od setek, jeśli nie tysięcy lat. Trudno nazwać mnie Roninem. Raczej zwykłym wychowankiem samuraja. Sam nie identyfikuję się z tym ugrupowaniem, podzielam jedynie niewielką część ich poglądów oraz używam czasem miecza w trakcie walki. - odpowiedział Kazaru.
Poprawił się trochę na niezbyt wygodnym podłożu, jednocześnie słuchając wypowiedzi Naokiego. Wydaje mi się, że wcale tak wiele o Tobie nie wiem. Jesteś z szczepu Kaguya, uciekłeś bo nie chciałeś zabijać bez potrzeby no i w sumie tyle. No, i umiesz wędzić mięso. - zaśmiał się shinobi. A przynajmniej myślę, że to potrafisz. Staram się żyć teraźniejszością, pozostawiając to co dawne za sobą. Nie mam też potrzeby opowiadania o tym co przeżyłem przed mentorstwem Haruyasu. - Kazaru uciął pytanie o swoją mroczną przeszłość. Była to najwrażliwsza część jego duszy, o której starał się nie myśleć, a przez rozmowę z Niebieskowłosym i tak zbyt wiele wspomnień powoli powracało. Mój światopogląd pokrótce opisałem już wcześniej. Szkoda tracić słów na wielkie opowieści o moim charakterze, bo w gruncie rzeczy poznasz mnie lepiej w trakcie naszej podróży. - następnie Naoki dokończył swoją kwestię i spojrzał wyczekująco na Shiroyamę. Z jednej strony mówisz, że chcesz pozostać wolny i nigdy nie wracać do klanu. Z drugiej strony pałasz chęcią zemsty do niego? Chcesz zaryzykować swoją wolność i znajomość dla przykładu, ze siedzącą obok Ciebie Kayu dla pustej chęci odegrania się? I co jak dokonasz swojej strasznej zemsty? Myślisz, że cokolwiek się zmieni poza tym, że albo umrzesz ty albo oni? - Kazaru zakończył swoją wypowiedź paroma pytaniami, a następnie założył ręce za głowę i wpatrywał się w korony drzew oczekując lada moment pierwszych kropli deszczu.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Widziałem, że Kazaru nie do końca wyłapał wszystkie te zależności. Nie było w tym nic dziwnego, chłopak podróżował ze świtą i dorosłymi. Co innego jest wędrować z Wyrzutkami, a co innego z samurajem. Ten drugi pewnie miał na tyle pieniędzy, żeby postawić uczniowi ciepły posiłek niezależnie od miejsca, w którym się znajdowali. Szczerze mówiąc, nie narzekałem na brak grosiwa, jednak sądziłem, że warto zachować mamonę na lepsze okazje. Dopóki byliśmy w lesie, mogliśmy polować codziennie. Wiązało się to jedynie z rozpaleniem ogniska i schwytaniem zwierza, małego lub wielkiego. Na dobrą sprawę każde się nadawało, bo teraz, kiedy najadaliśmy się do granic naszych możliwości, tworzyliśmy zapasy. Energia w końcu nie zginie.
Chłopak zmienił swoje miejsce. Mięso, które wcześniej odłożył do wysuszenia, postanowił zjeść. Nie przeszkadzałem mu, samemu wpychając w siebie kolejne kawałki wilczyzny. Czułem się pełny, ale nie miałem zamiaru przestawać. Znałem sobie granice i brakowało mi jeszcze do przesadnego nasycenia. Jeśli nażrę się jak świnia, jutro nawet nie będę chciał jeść, a pierwszy głód poczuję pojutrze. Jakieś dwa, trzy dni, spokojnie poradzę sobie bez jedzenia. Dopiero za cztery czy pięć głód stanie się nie do wytrzymania.
- Bez obaw. Z czasem ja i Kayu pokażemy ci jak zadbać o siebie na czas dłuższych podróży. - Wiedziałem doskonale, że blondyna ma większe zdolności jeśli chodziło o takie zajęcia, dlatego jeśli Maji nie będzie jej denerwować, Kayumi pewnie pokaże mu to i owo. Oczywiście nigdy nie pokonamy kobiety w gotowaniu i skórowaniu, ale nie ze względu na płeć. Najważniejsze były tutaj zdolności medyczne, których pochodną było przecież tworzenie medykamentów. Moja towarzyszka miała zdolność wyszukiwania jagód, korzonków i przypraw w miejscach, o których mi się nie śniło, że je znajdę. Już dawno temu pogodziłem się z tym, że to ona lepiej przyrządzi nam jedzenie, niż ja. Szczerze, jakoś mi to nie przeszkadzało. - Jeśli chcesz się napchać to jedz szybko. Żołądek poczuje ile w siebie wpakowałeś dopiero za paręnaście minut, kiedy już pochłoniesz znaczną część kolacji.
Moje słowa nie były czcze. Właśnie skończyłem czwartą część sztuki mięsa. Poczułem, że brzuch się wypełnia, jednak pomimo tego wstałem i skierowałem się do stosu przygotowanych przez dziewczynę kawałków. Wziąłem następne dwa i ciężko skierowałem się na mój kawałek ziemi. Rozsiadłem się jak nomad, oparłem plecami o pień za mną, a następnie zacząłem piec. Więcej nie dam rady, po siedmiu się zrzygam. Ale po sześciu jakoś wstrzymam wymioty. Nie zwrócę.
- Władasz mieczem, ubierasz się jak samuraj, twoje zasady są wzorowane na bushido. Nie dziw się, że tak ciebie kojarzę. - mruknąłem. Czułem, że najadłem się jak świnia, ale pozostawały jeszcze dwie sztuki do schrupania. Przełknąłem ślinę i powoli zacząłem się szykować do jedzenia. Zaraz skończę je przypiekać i wepchnę w siebie. Jakoś to będzie. - Wiesz, że zabiłem człowieka, a to jest dość cenna informacja.
Kazaru mówił podobnie do mnie. Rzeczywiście, nie wiedział o mnie wszystkiego, jednak najważniejsze informacje poznał. Poczułem irytację, która być może została wywołana żółcią w żołądku. Cholera, jutro będzie zgaga. Uśmiech spełznął z mojej twarzy. Spojrzałem na chłopaka z wyrzutem.
- Znasz moją historię. Wiesz co mnie ukształtowało. Podzieliłem się z tobą moimi marzeniami, celami i planami na przyszłość. Znasz imię mojej towarzyszki. Jedyne czego nie wiesz, to jak się poznaliśmy. Poza tym, masz mnie całego i rozpracowanego. Podałem ci siebie na tacy, a ty sugerujesz, że nie wiesz o mnie zbyt wiele. - fuknąłem. Nie byłem zły. Ton brzmiał jakbym się zagotował, jednak po chwili na mojej twarzy zjawił się błogi uśmiech. Już nic mnie nie ruszało. - Jeśli chcesz mnie lepiej poznać, to opowiedz mi mroczne fakty z twojego życia, Kazaru. Dopóki tego nie zrobisz, nie nazwiesz mnie towarzyszem broni i przyjacielem, i to przez ciebie. Ludzie czują więzi między sobą dopiero wtedy, gdy siebie znają. Gdy znają najgorsze i najlepsze obrazy ze swojego życia, pragnienia i cele, dążenia i skryte lęki. Wszystko to o mnie wiesz. A co ja wiem o tobie? Zadaj sobie to pytanie w głębi ducha. Oczywiście jeśli chcesz, żebym został dla ciebie kimś ważnym i vice versa.
Upłynęła dłuższa chwila ciszy. Ten moment mógł przerwać jedynie sam Kazaru. Jeśli chciał traktować mnie jak tymczasowego towarzysza, nie widziałem w tym niczego złego, aby milczał na temat swoich marzeń i lęków. Prawdą było jednak to, iż przyjaciółmi mogliśmy zostać dopiero, gdy zrozumiemy siebie. Gdy będziemy gotowi zabijać w imię drugiego i opłakiwać z nim jego przeszłość.
- Jeśli się zastanowić nad czymś na dłużej niż piętnaście minut, to nie ma to sensu. Tak jest z miłością, wojną, gotowaniem, seksem, spaniem i oddychaniem. W końcu wszyscy kiedyś umrzemy. - powiedziałem spokojnie. - Pewne rzeczy w życiu nie powinny być sensowne. I chociaż straciłem większość emocji, to doskonale wiem, że mój duch i szczątki uczuć ucierpiałyby, gdybym odpuścił klanowi.
Zrobiłem krótką pauzę na oddech. Nie uśmiechałem się, nie śmiałem, ale też nie jęczałem i nie płakałem. Fizycznie było mi dobrze. Psychicznie wróciłem do mojego dzieciństwa.
- Przez ostatnie dziesięć lat byłem codziennie bity, wyzywany, poniżany, zmuszany do rzeczy, których nie chciałem robić, a także torturowany. Z mojego umysłu zniknęło tyle pozytywnych odczuć i stanów, że nie wiem jakim cudem udało mi się wrócić do równowagi uczuciowej. Jestem psychicznym wrakiem, moje ciało prawie obumarło siedem razy i musiałem zabić własną siostrę, bo inaczej poderżnęłaby mi gardło. Myślę, że zemsta jest jedynym lekarstwem na mój stan.
Chłopak zmienił swoje miejsce. Mięso, które wcześniej odłożył do wysuszenia, postanowił zjeść. Nie przeszkadzałem mu, samemu wpychając w siebie kolejne kawałki wilczyzny. Czułem się pełny, ale nie miałem zamiaru przestawać. Znałem sobie granice i brakowało mi jeszcze do przesadnego nasycenia. Jeśli nażrę się jak świnia, jutro nawet nie będę chciał jeść, a pierwszy głód poczuję pojutrze. Jakieś dwa, trzy dni, spokojnie poradzę sobie bez jedzenia. Dopiero za cztery czy pięć głód stanie się nie do wytrzymania.
- Bez obaw. Z czasem ja i Kayu pokażemy ci jak zadbać o siebie na czas dłuższych podróży. - Wiedziałem doskonale, że blondyna ma większe zdolności jeśli chodziło o takie zajęcia, dlatego jeśli Maji nie będzie jej denerwować, Kayumi pewnie pokaże mu to i owo. Oczywiście nigdy nie pokonamy kobiety w gotowaniu i skórowaniu, ale nie ze względu na płeć. Najważniejsze były tutaj zdolności medyczne, których pochodną było przecież tworzenie medykamentów. Moja towarzyszka miała zdolność wyszukiwania jagód, korzonków i przypraw w miejscach, o których mi się nie śniło, że je znajdę. Już dawno temu pogodziłem się z tym, że to ona lepiej przyrządzi nam jedzenie, niż ja. Szczerze, jakoś mi to nie przeszkadzało. - Jeśli chcesz się napchać to jedz szybko. Żołądek poczuje ile w siebie wpakowałeś dopiero za paręnaście minut, kiedy już pochłoniesz znaczną część kolacji.
Moje słowa nie były czcze. Właśnie skończyłem czwartą część sztuki mięsa. Poczułem, że brzuch się wypełnia, jednak pomimo tego wstałem i skierowałem się do stosu przygotowanych przez dziewczynę kawałków. Wziąłem następne dwa i ciężko skierowałem się na mój kawałek ziemi. Rozsiadłem się jak nomad, oparłem plecami o pień za mną, a następnie zacząłem piec. Więcej nie dam rady, po siedmiu się zrzygam. Ale po sześciu jakoś wstrzymam wymioty. Nie zwrócę.
- Władasz mieczem, ubierasz się jak samuraj, twoje zasady są wzorowane na bushido. Nie dziw się, że tak ciebie kojarzę. - mruknąłem. Czułem, że najadłem się jak świnia, ale pozostawały jeszcze dwie sztuki do schrupania. Przełknąłem ślinę i powoli zacząłem się szykować do jedzenia. Zaraz skończę je przypiekać i wepchnę w siebie. Jakoś to będzie. - Wiesz, że zabiłem człowieka, a to jest dość cenna informacja.
Kazaru mówił podobnie do mnie. Rzeczywiście, nie wiedział o mnie wszystkiego, jednak najważniejsze informacje poznał. Poczułem irytację, która być może została wywołana żółcią w żołądku. Cholera, jutro będzie zgaga. Uśmiech spełznął z mojej twarzy. Spojrzałem na chłopaka z wyrzutem.
- Znasz moją historię. Wiesz co mnie ukształtowało. Podzieliłem się z tobą moimi marzeniami, celami i planami na przyszłość. Znasz imię mojej towarzyszki. Jedyne czego nie wiesz, to jak się poznaliśmy. Poza tym, masz mnie całego i rozpracowanego. Podałem ci siebie na tacy, a ty sugerujesz, że nie wiesz o mnie zbyt wiele. - fuknąłem. Nie byłem zły. Ton brzmiał jakbym się zagotował, jednak po chwili na mojej twarzy zjawił się błogi uśmiech. Już nic mnie nie ruszało. - Jeśli chcesz mnie lepiej poznać, to opowiedz mi mroczne fakty z twojego życia, Kazaru. Dopóki tego nie zrobisz, nie nazwiesz mnie towarzyszem broni i przyjacielem, i to przez ciebie. Ludzie czują więzi między sobą dopiero wtedy, gdy siebie znają. Gdy znają najgorsze i najlepsze obrazy ze swojego życia, pragnienia i cele, dążenia i skryte lęki. Wszystko to o mnie wiesz. A co ja wiem o tobie? Zadaj sobie to pytanie w głębi ducha. Oczywiście jeśli chcesz, żebym został dla ciebie kimś ważnym i vice versa.
Upłynęła dłuższa chwila ciszy. Ten moment mógł przerwać jedynie sam Kazaru. Jeśli chciał traktować mnie jak tymczasowego towarzysza, nie widziałem w tym niczego złego, aby milczał na temat swoich marzeń i lęków. Prawdą było jednak to, iż przyjaciółmi mogliśmy zostać dopiero, gdy zrozumiemy siebie. Gdy będziemy gotowi zabijać w imię drugiego i opłakiwać z nim jego przeszłość.
- Jeśli się zastanowić nad czymś na dłużej niż piętnaście minut, to nie ma to sensu. Tak jest z miłością, wojną, gotowaniem, seksem, spaniem i oddychaniem. W końcu wszyscy kiedyś umrzemy. - powiedziałem spokojnie. - Pewne rzeczy w życiu nie powinny być sensowne. I chociaż straciłem większość emocji, to doskonale wiem, że mój duch i szczątki uczuć ucierpiałyby, gdybym odpuścił klanowi.
Zrobiłem krótką pauzę na oddech. Nie uśmiechałem się, nie śmiałem, ale też nie jęczałem i nie płakałem. Fizycznie było mi dobrze. Psychicznie wróciłem do mojego dzieciństwa.
- Przez ostatnie dziesięć lat byłem codziennie bity, wyzywany, poniżany, zmuszany do rzeczy, których nie chciałem robić, a także torturowany. Z mojego umysłu zniknęło tyle pozytywnych odczuć i stanów, że nie wiem jakim cudem udało mi się wrócić do równowagi uczuciowej. Jestem psychicznym wrakiem, moje ciało prawie obumarło siedem razy i musiałem zabić własną siostrę, bo inaczej poderżnęłaby mi gardło. Myślę, że zemsta jest jedynym lekarstwem na mój stan.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Kazaru spałaszował kolejne dwie porcje wilczyzny, a następnie nadział na jeden z grubszych kijów dwie kolejne. Aktualnie czuł się najedzony, ale zdawał sobie sprawę, że powinien dać radę wcisnąć trochę więcej. Z pewnością zaowocuje to późniejszym uczuciem głodu. Shiroyama nie przejmował się problemami żołądkowymi. Arigato. Trzymam za słowo! - Szarooki radośnie podziękował za możliwość poszerzenia swoich zdolności. Młodzieniec uważał, że taka okazja może nie nadażyć się ponownie zbyt szybko, a dwójka jego rozmówców wydawała się idealną parą do wytłumaczenia zawiłości umiejętności przetrwania w dziczy. To prawda, ja dotąd, trening Kazaru nie obejmował elementów preparowania zwierzyny. W tej dziedzinie potrafił jedynie rozpoznać najpopularniejsze jadalne rośliny oraz od biedy analizować tropy.
Młodzieniec wysłuchał informacji Kaguya na temat cenności informacji o zabójstwie. Maji nie do końca zgadzał się z wagą takiej wiedzy, co wyraził odzywając się do Naokiego. Zabójstwo, szczególnie pierwsze to zapewne wielkie wydarzenie dla każdego człowieka. Mówię tak, bo sam nie odebrałem jeszcze życia. Jednak przebywają wśród innych ninja wiem, że większość z nich dokonała tego czynu. Nie uważam tego za niesamowicie ważną informację, ponieważ sam mógłbym się tego domyślić, z czystej obserwacji. - shinobi odpowiedział Naokiemu mając nadzieję, że nie urazi jego uczuć. Nie obawiał się tego zbytnio, ponieważ Niebieskowłosy na gruboskórną osobę, która jest naprawdę twarda. Widać jednak było po mimice twarzy rozmówcy, że wolałby aby Kazaru wyjawił demony swojego dzieciństwa. Z początku, Shiroyama nie zamierzał opowiadać niczego ponad to co już powiedział. Kolejne zdania Kaguya wcale nie przekonywały Szarookiego. Przyjaźń? Braterstwo? Na to było o wiele za wcześnie, tak naprawdę dopiero się poznali, a taki etap znajomości był naprawdę daleką przyszłością. Shinobi był zdania, że prawdziwą relację buduje się głównie czynami, a nie wymianą wrażeń i wspomnień. Nie zgadzał się też z tym, że ludzie czują bliższe więzi dopiero kiedy się lepiej poznają. Kazaru niejednokrotnie był świadkiem, gdy to właśnie nieznajomi szybciej wykształcali mocniejsze uczucia w stosunku do siebie niż ludzie znający się latami.
Kazaru nie przerwał ciszy, która zapadła. Nie uważał opowieści o swoim ojcu za właściwą. Chęć zemsty najwidoczniej była bardzo ugruntowana u Naokiego. Niebieskowłosy zdawał się nigdy nie zrezygnować z odwetu na swoim szczepie, z czym kompletnie nie zgadzał się Shiroyama. Naprawdę myślisz, że cały twój klan zawinił w tym procederze?
Sami wspominaliśmy wcześniej o złotej klatce niewoli. Braku wolności. Jeśli już musisz się zemścić, skieruj swoją złość na najsilniejszych, na przywódców Kaguya. To oni dokonują decyzji o losie młodego pokolenia. Oni powodują pranie mózgu najmłodszym. Zabijanie zwykłych pachołków nic by nie zmieniło, poza zaspokojeniem twojej żądzy odwetu. - Po tej wypowiedzi Kazaru zdjął z ognia kolejne kawałki. Były idealnie przypieczone i równie dobrze smakowały, mimo że szczęki Shiroyamy sprawiały już ból podczas jedzenia. Mimo to, Szarooki pochłaniał kolejne kęsy.
Ostatnia wypowiedź Naokiego była przesycona bólem przeszłości i tragicznym dzieciństwem. Można powiedzieć, że wcześniej niechętny do podzielenia się informacjami o swoich dawnych latach, doznał bodźca, który skłonił go do przemyślenia swojej decyzji. Teraz Kazaru uważał, że Niebieskowłosy podzielił się z nim sporą ilością prywatnych, zakopanych w sobie wspomnień. Szarooki Maji powstał i ściągnął z torsu kimono, a następnie odwrócił się na chwile plecami do Kayu oraz Naokiego. Widok był naprawdę nieprzyjemny. Skóra począwszy od dolnej partii szyi, przez łopatki oraz kręgosłup, okolice nerek i miednice była pokryta bliznami po cięciach, oparzeniach czy obuchowych uderzeniach. Momentami jedna z blizn wchodziła na kolejne, praktycznie nie było widać zdrowej tkanki. Kazaru z powrotem nałożył na tors ubranie, a następnie usiadł na poprzednim miejscu. W skrócie, to moje dzieciństwo. Jeden wielki ból i nienawiść do samego siebie. Mój biologiczny ojciec, którego imię nie jest nawet godne wymawiania, był skończonym nałogowcem. Pił na umór. Pierwsze lata mego życia wyglądały jako jedna wielka tortura. Byłem ciągle bity za byle drobiazg. Pomiatany za każdy oddech. Przypalany skrętami, gdy podszedłem za blisko. Rzadko kiedy miałem w ustach coś ciepłego, a jedzenie często wygrzebywałem z publicznych śmietników. Nawet nie miałem pojęcia, że jestem shinobim. Do dwunastego roku życia myślałem, że jedyne co potrafię, to trochę machać mieczem. - Kazaru zaśmiał się smutno do swoich wspomnień. Moim najlepszym wspomnieniem był moment, kiedy ojciec tak się upił, że wyrzucił mnie przez okno z pierwszego piętra. Ból związany z upadkiem był niewyobrażalny. Liczne złamania, szkło powbijane w barki, plecy, ręce czy szyje. Jednak wtedy w szpitalu spotkałem Haruyasu, który wyciągnął mnie z tego piekła. - Shinobi zapatrzył się w przestrzeń jakby przenosząc się do swojej przeszłości. Po kilku minutach jednak się otrząsnął i spojrzał na Naokiego. Nie noszę w sobie jednak gorzkiego pragnienia zemsty. Haruyasu otworzył mi oczy. Takie uczucie jedynie trawi Ciebie od środka, a gdy spełnisz żądze odwetu jedyne co pozostaje to mrok w twojej duszy i wątpliwej jakości jadowita satysfakcja, która i tak nie trwa zbyt długo, bo uświadamiasz sobie, że tak naprawdę nic się nie zmieniło.
Młodzieniec wysłuchał informacji Kaguya na temat cenności informacji o zabójstwie. Maji nie do końca zgadzał się z wagą takiej wiedzy, co wyraził odzywając się do Naokiego. Zabójstwo, szczególnie pierwsze to zapewne wielkie wydarzenie dla każdego człowieka. Mówię tak, bo sam nie odebrałem jeszcze życia. Jednak przebywają wśród innych ninja wiem, że większość z nich dokonała tego czynu. Nie uważam tego za niesamowicie ważną informację, ponieważ sam mógłbym się tego domyślić, z czystej obserwacji. - shinobi odpowiedział Naokiemu mając nadzieję, że nie urazi jego uczuć. Nie obawiał się tego zbytnio, ponieważ Niebieskowłosy na gruboskórną osobę, która jest naprawdę twarda. Widać jednak było po mimice twarzy rozmówcy, że wolałby aby Kazaru wyjawił demony swojego dzieciństwa. Z początku, Shiroyama nie zamierzał opowiadać niczego ponad to co już powiedział. Kolejne zdania Kaguya wcale nie przekonywały Szarookiego. Przyjaźń? Braterstwo? Na to było o wiele za wcześnie, tak naprawdę dopiero się poznali, a taki etap znajomości był naprawdę daleką przyszłością. Shinobi był zdania, że prawdziwą relację buduje się głównie czynami, a nie wymianą wrażeń i wspomnień. Nie zgadzał się też z tym, że ludzie czują bliższe więzi dopiero kiedy się lepiej poznają. Kazaru niejednokrotnie był świadkiem, gdy to właśnie nieznajomi szybciej wykształcali mocniejsze uczucia w stosunku do siebie niż ludzie znający się latami.
Kazaru nie przerwał ciszy, która zapadła. Nie uważał opowieści o swoim ojcu za właściwą. Chęć zemsty najwidoczniej była bardzo ugruntowana u Naokiego. Niebieskowłosy zdawał się nigdy nie zrezygnować z odwetu na swoim szczepie, z czym kompletnie nie zgadzał się Shiroyama. Naprawdę myślisz, że cały twój klan zawinił w tym procederze?
Sami wspominaliśmy wcześniej o złotej klatce niewoli. Braku wolności. Jeśli już musisz się zemścić, skieruj swoją złość na najsilniejszych, na przywódców Kaguya. To oni dokonują decyzji o losie młodego pokolenia. Oni powodują pranie mózgu najmłodszym. Zabijanie zwykłych pachołków nic by nie zmieniło, poza zaspokojeniem twojej żądzy odwetu. - Po tej wypowiedzi Kazaru zdjął z ognia kolejne kawałki. Były idealnie przypieczone i równie dobrze smakowały, mimo że szczęki Shiroyamy sprawiały już ból podczas jedzenia. Mimo to, Szarooki pochłaniał kolejne kęsy.
Ostatnia wypowiedź Naokiego była przesycona bólem przeszłości i tragicznym dzieciństwem. Można powiedzieć, że wcześniej niechętny do podzielenia się informacjami o swoich dawnych latach, doznał bodźca, który skłonił go do przemyślenia swojej decyzji. Teraz Kazaru uważał, że Niebieskowłosy podzielił się z nim sporą ilością prywatnych, zakopanych w sobie wspomnień. Szarooki Maji powstał i ściągnął z torsu kimono, a następnie odwrócił się na chwile plecami do Kayu oraz Naokiego. Widok był naprawdę nieprzyjemny. Skóra począwszy od dolnej partii szyi, przez łopatki oraz kręgosłup, okolice nerek i miednice była pokryta bliznami po cięciach, oparzeniach czy obuchowych uderzeniach. Momentami jedna z blizn wchodziła na kolejne, praktycznie nie było widać zdrowej tkanki. Kazaru z powrotem nałożył na tors ubranie, a następnie usiadł na poprzednim miejscu. W skrócie, to moje dzieciństwo. Jeden wielki ból i nienawiść do samego siebie. Mój biologiczny ojciec, którego imię nie jest nawet godne wymawiania, był skończonym nałogowcem. Pił na umór. Pierwsze lata mego życia wyglądały jako jedna wielka tortura. Byłem ciągle bity za byle drobiazg. Pomiatany za każdy oddech. Przypalany skrętami, gdy podszedłem za blisko. Rzadko kiedy miałem w ustach coś ciepłego, a jedzenie często wygrzebywałem z publicznych śmietników. Nawet nie miałem pojęcia, że jestem shinobim. Do dwunastego roku życia myślałem, że jedyne co potrafię, to trochę machać mieczem. - Kazaru zaśmiał się smutno do swoich wspomnień. Moim najlepszym wspomnieniem był moment, kiedy ojciec tak się upił, że wyrzucił mnie przez okno z pierwszego piętra. Ból związany z upadkiem był niewyobrażalny. Liczne złamania, szkło powbijane w barki, plecy, ręce czy szyje. Jednak wtedy w szpitalu spotkałem Haruyasu, który wyciągnął mnie z tego piekła. - Shinobi zapatrzył się w przestrzeń jakby przenosząc się do swojej przeszłości. Po kilku minutach jednak się otrząsnął i spojrzał na Naokiego. Nie noszę w sobie jednak gorzkiego pragnienia zemsty. Haruyasu otworzył mi oczy. Takie uczucie jedynie trawi Ciebie od środka, a gdy spełnisz żądze odwetu jedyne co pozostaje to mrok w twojej duszy i wątpliwej jakości jadowita satysfakcja, która i tak nie trwa zbyt długo, bo uświadamiasz sobie, że tak naprawdę nic się nie zmieniło.
0 x
Re: Środek lasu z dala od wioski
Można było uznać, że zwyczajną część konwersacji mieliśmy za sobą. Kazaru potwierdził chęć nauczenia się wędzenia, a jeśli chodziło o napełnienie żołądka, radę zignorował. Nawet nie wzruszyłem ramionami. Jego sprawa. Z tego co widziałem to miał niezły apetyt, ale jeśli nie znał swoich granic to wszystkie moje słowa były zbędne. Skończyłem jeść, czułem się napełniony do granic możliwości, ale ten fakt jedynie mnie cieszył. Za pół godziny będę mógł wyruszyć, za drugie tyle wrócę do pełnych możliwości bojowych. Na dany moment wolałem dać sobie chwilką na wstrzymanie. Rozmowa się kleiła, Maji konfrontował ze mną swoje poglądy. Wyciągnąłem się więc w pozycji równie wyluzowanej, co sam ja.
- Szkody wyrządzane przez zabójstwo są wprost proporcjonalne do tego jak bardzo uczuciowym człowiekiem jesteś. To jak bardzo jestem emocjonalny możesz sobie dopowiedzieć. - powiedziałem. Zabawne było to, że wiedziałem o błędzie, który chłopak popełni. Widziałem to po jego wypowiedziach, Kazaru zakładał, że jestem zdystansowany do całego świata i nic mnie nie interesuje. Poniekąd była to prawda, ale to nie świadczyło o tym, że jestem gruboskórny. Na dobrą sprawę nie poznałem ani jednej osoby, która miałaby tak wielkie uczucia i stany emocjonalne, co ja. Nie poznałem dobrze Kayumi, aby mówić o niej takie rzeczy, jednak Maji wyglądał na stoika. Nie podobała mi się ta filozofia, tak samo jak podejście chłopaka do moich celów. No ale nic.
Czułem delikatne wibracje w brzuchu. Nah, proces trawienia rozpoczął się na dobre. Przez następne minuty miałem przeżywać katusze związane z pełnością. Nie czułem jednak potrzeby zaciskania zębów i płakania z żalu czy bólu. Moim zdaniem życie trzeba brać w pełni. Kiedy chcesz płakać, płacz jak bóbr. Jeśli jesteś zły, krzycz, wyzywaj i obiecuj zemstę. Kiedy chcesz kochać, rób to z całego serca. Dlatego teraz, kiedy na własną prośbę nabawiłem się bólów brzucha, tylko się uśmiechałem i jęknąłem raz czy dwa z rozkoszy.
- Tak myślę. - powiedziałem krótko. Maji najwidoczniej zakładał, że moja rodzina robiła to wszystko w dobrej wierze. Chłopak wyglądał na naiwnego. Wierzył w różne idee, które były po prosty niewykonalne. O ile da się przekroić chleb, to wychowanie całego pokolenia w ten sam sposób nigdy nie się nie sprawdzi. Są osobniki bardziej brutalne i skłonne do przemocy, są również osoby uduchowione, pełne idei i pomysłów, którymi chciałyby zrewolucjonizować świat. Wiele bym dał, żeby urodzić się w jakimś znacznym rodzie i zostać wychowanym na szlachcica, stratega i generała. Sprawdziłbym się w tym o wiele bardziej niż w prostym okładaniu się pięściami i mieczami. - Moja wolność polega na tym, że robię co chcę, więc nie sugeruj mi jak mam się mścić. Poza tym, kiedy powiedziałem, że chcę zabić zwykłych członków szczepu? Czy według ciebie chcę zatrzymać błędne koło, które jest w moim klanie? Naprawdę wyglądam na idealistę, który poświęci swoje życie dla ludzi, którzy krzywdzili mnie przez tyle lat?
Ostatnie słowa wypowiedziałem wyjątkowo zadowolony. Miałem tylko kilka założeń dotyczących mojego klanu. Przede wszystkim, chciałem zabić rodziców i brata. Jeśli chodziło o władze klanu, musiałbym wspiąć się na wyżyny, aby ich pokonać, chociaż nie wykluczałem tej opcji. Jeśli chodziło o cele, to wolałem spełniać je krok po kroku. Najpierw uciec. Potem urosnąć w siłę. Następnie zabić brata, który kroczy moim tropem. Dalej rodziców. I tak dalej, i tak dalej, per aspera ad astra.
Nie chciałem zbawiać klanu. Nie miałem zamiaru zamknąć koła, które powodowało takie, a nie inne wychowane. Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie, jak mawia mądrość ludowa. Egzekwowałem ją i moje sumienie po prostu kazało mi odegrać się na bliskich, którzy zniszczyli mnie jako osobę. Potem mogłem przejść do codziennego życia, założyć rodzinę i wychowywać nowych Kaguya w inny sposób. Jednak czy chciałem zmienić strukturę mojego szczepu? W życiu.
- Jesteśmy podobni, a zarazem inni. - oznajmiłem, kiedy chłopak skończył swoją historię. Słuchałem jej zainteresowany, jednak wyłapywałem chwile, gdy chłopak śmiał się, albo patrzył do nikąd. Czyli ta wywarła na nim ogromne wrażenia, ale próbował się ich pozbyć pokojowo. Tak, moje słowa były bardzo prawdziwe. On chciał pogodzić się z przeszłością, uciec od niej myślami i zająć czymś innym. Ja miałem zamiar wrócić do sedna mojego piekła, zrobić to, co uważałem za słuszne, a następnie wyjść, co samoistnie spaliłoby most za mną. - Moja zemsta nie jest gorzka, lecz słodka. Nie czuję się przez nią trawiony i wątpię, abym po jej wykonaniu czuł się tak samo lub gorzej. Działam na innych założeniach i wyznaję inne zasady niż ty. Nie wszystko w życiu jest stabilne.
- Szkody wyrządzane przez zabójstwo są wprost proporcjonalne do tego jak bardzo uczuciowym człowiekiem jesteś. To jak bardzo jestem emocjonalny możesz sobie dopowiedzieć. - powiedziałem. Zabawne było to, że wiedziałem o błędzie, który chłopak popełni. Widziałem to po jego wypowiedziach, Kazaru zakładał, że jestem zdystansowany do całego świata i nic mnie nie interesuje. Poniekąd była to prawda, ale to nie świadczyło o tym, że jestem gruboskórny. Na dobrą sprawę nie poznałem ani jednej osoby, która miałaby tak wielkie uczucia i stany emocjonalne, co ja. Nie poznałem dobrze Kayumi, aby mówić o niej takie rzeczy, jednak Maji wyglądał na stoika. Nie podobała mi się ta filozofia, tak samo jak podejście chłopaka do moich celów. No ale nic.
Czułem delikatne wibracje w brzuchu. Nah, proces trawienia rozpoczął się na dobre. Przez następne minuty miałem przeżywać katusze związane z pełnością. Nie czułem jednak potrzeby zaciskania zębów i płakania z żalu czy bólu. Moim zdaniem życie trzeba brać w pełni. Kiedy chcesz płakać, płacz jak bóbr. Jeśli jesteś zły, krzycz, wyzywaj i obiecuj zemstę. Kiedy chcesz kochać, rób to z całego serca. Dlatego teraz, kiedy na własną prośbę nabawiłem się bólów brzucha, tylko się uśmiechałem i jęknąłem raz czy dwa z rozkoszy.
- Tak myślę. - powiedziałem krótko. Maji najwidoczniej zakładał, że moja rodzina robiła to wszystko w dobrej wierze. Chłopak wyglądał na naiwnego. Wierzył w różne idee, które były po prosty niewykonalne. O ile da się przekroić chleb, to wychowanie całego pokolenia w ten sam sposób nigdy nie się nie sprawdzi. Są osobniki bardziej brutalne i skłonne do przemocy, są również osoby uduchowione, pełne idei i pomysłów, którymi chciałyby zrewolucjonizować świat. Wiele bym dał, żeby urodzić się w jakimś znacznym rodzie i zostać wychowanym na szlachcica, stratega i generała. Sprawdziłbym się w tym o wiele bardziej niż w prostym okładaniu się pięściami i mieczami. - Moja wolność polega na tym, że robię co chcę, więc nie sugeruj mi jak mam się mścić. Poza tym, kiedy powiedziałem, że chcę zabić zwykłych członków szczepu? Czy według ciebie chcę zatrzymać błędne koło, które jest w moim klanie? Naprawdę wyglądam na idealistę, który poświęci swoje życie dla ludzi, którzy krzywdzili mnie przez tyle lat?
Ostatnie słowa wypowiedziałem wyjątkowo zadowolony. Miałem tylko kilka założeń dotyczących mojego klanu. Przede wszystkim, chciałem zabić rodziców i brata. Jeśli chodziło o władze klanu, musiałbym wspiąć się na wyżyny, aby ich pokonać, chociaż nie wykluczałem tej opcji. Jeśli chodziło o cele, to wolałem spełniać je krok po kroku. Najpierw uciec. Potem urosnąć w siłę. Następnie zabić brata, który kroczy moim tropem. Dalej rodziców. I tak dalej, i tak dalej, per aspera ad astra.
Nie chciałem zbawiać klanu. Nie miałem zamiaru zamknąć koła, które powodowało takie, a nie inne wychowane. Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie, jak mawia mądrość ludowa. Egzekwowałem ją i moje sumienie po prostu kazało mi odegrać się na bliskich, którzy zniszczyli mnie jako osobę. Potem mogłem przejść do codziennego życia, założyć rodzinę i wychowywać nowych Kaguya w inny sposób. Jednak czy chciałem zmienić strukturę mojego szczepu? W życiu.
- Jesteśmy podobni, a zarazem inni. - oznajmiłem, kiedy chłopak skończył swoją historię. Słuchałem jej zainteresowany, jednak wyłapywałem chwile, gdy chłopak śmiał się, albo patrzył do nikąd. Czyli ta wywarła na nim ogromne wrażenia, ale próbował się ich pozbyć pokojowo. Tak, moje słowa były bardzo prawdziwe. On chciał pogodzić się z przeszłością, uciec od niej myślami i zająć czymś innym. Ja miałem zamiar wrócić do sedna mojego piekła, zrobić to, co uważałem za słuszne, a następnie wyjść, co samoistnie spaliłoby most za mną. - Moja zemsta nie jest gorzka, lecz słodka. Nie czuję się przez nią trawiony i wątpię, abym po jej wykonaniu czuł się tak samo lub gorzej. Działam na innych założeniach i wyznaję inne zasady niż ty. Nie wszystko w życiu jest stabilne.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Środek lasu z dala od wioski
TRYB MG - Misja rangi D dla Naokiego
"Die for You"
1/15
I will run alone tonight
Without you by my side
I guess you had a place you had to get to
Siedzisz ze swoimi towarzyszami przy ognisku, zatopiony w rozmowie, jakby nic się nie działo, wspominając zemstę i okrucieństwa życia, które was dotknęły. Kazaru wspomniał o ojcu, który się nad nim znęcał, oferował Ci pomocną rękę, ale stwierdziłeś, że na to jeszcze za wcześnie; nie żebyś odrzucał potencjalny support, w końcu pozwoliłeś mu zostać, strzec razem z Tobą ogniska, jak dawni kapłani służący tajemniczemu, skrytemu w lasach bogu...lub po prostu ogrzać się i zjeść coś ciepłego. Inaczej sprawa miała się z Kayumi, która wyrwała Cię z problemów, uciekła z Tobą i ani myślała opuścić boku towarzysza. Jakaż romantyczna historia, prawda?
Tyle że Ty ani myślałeś być potulnym drzewem, znaczenie imienia, które Ci nadano, w ogóle się nie sprawdziło w Twoim przypadku, nie oplatałeś jak bluszcz ciała Kayumi - to ona wybrała drogę wilka, drogę ucieczki u Twojego boku.
Kiedy siedzieliście i rozmawialiście, roztrząsając różne kwestie, a Twój żołądek spokojnie trawił jedzenie, przyprawiając Cię o rozkosz duchową i fizyczną zarazem, do Was zbliżało się właśnie zagrożenie. Szło ono cicho, najciszej jak mogło, starając się nie nastąpić na żadną gałązkę ani nie zrobić nic innego, co mogłoby spłoszyć którąkolwiek z jego ofiar. Skradało się powoli, delikatnie, ze swego rodzaju gracją, jak polujący drapieżnik gotowy wyszczerzyć okrwawione, ociekające juchą kły, drapieżnie uśmiechnięte, z obłędem w mesmeryzujących, zielonych oczętach.
Zagrożenie, twe imię: kobieta!, chciałoby się zakrzyknąć.
Even if the sky does fall
Even if they take it all
There's no pain that I won't go through
Even if I have to die for you
Nagle, ni stąd, ni zowąd, w zasięgu wzroku Twojego i towarzyszy pojawiły się białe pióra. Wiele miękkich, jedwabistych, subtelnych piór, jakby wyrwanych ze skrzydeł upadłego anioła. Wirowały one zmysłowo, delikatnie, a potem...Opadały. Jak ścięte głowy?
Upadliście bezwładnie na ziemię, niczym owe delikatne piórka lub liście strącone z drzew, zapadliście w głęboki, niczym niezmącony sen. Nim jednak zdążyłeś zamknąć powieki, zarejestrowałeś jeszcze szybki, bezbłędny shuriken wbity prosto w serce Kayumi i jej upadek.
Uśmiechała się, umierając.
Kiedy obudziłeś się po jakimś czasie, leżałeś już gdzie indziej, na innej polanie. widocznie zdjęto z Ciebie technikę. Leżałeś wolny, niczym nieskrępowany, w pełni ubrany, a jedyne, czego Ci brakowało, to Twoja torba, która gdzieś zniknęła. Nad Tobą stała piękna, młoda kobieta o długich, jasnych włosach spiętych w kitkę, obdarzona jaskrawozielonymi oczami jak u dzikiego kota, które darzyły Cię miłością - inaczej nie mogłeś tego nazwać. Jej twarz zdobiły piegi i rumieńce, musiała być tylko trochę od Ciebie młodsza. Na sobie miała szarą koszulę z zielonymi obszyciami i rozległymi połami rękawów, spinaną na trzy ciemnoczerwone spinki na piersi tak, jak spina się kimono; z owym, rzec można, świątynnym elementem ubioru kłóciły się krótkie spodenki i kabura przy spodniach. Leżałeś pod wielkim drzewem, ona nachylała się nad Tobą z przyjaznym uśmiechem...
Jak romantycznie, prawda?
-Witaj, kochanie!-powitała Cię z dumą w głosie.]-Dobrze Ci się spało? Mam taką nadzieję, bo będziesz musiał wyruszyć w podróż, aby pomóc mojej siostrze. Jesteś przecież taki silny, na pewno sobie poradzisz!
W jej oczach było coś, co mogło sugerować, że dziewczyna nie do końca wie, co mówi.
"Die for You"
1/15
I will run alone tonight
Without you by my side
I guess you had a place you had to get to
Siedzisz ze swoimi towarzyszami przy ognisku, zatopiony w rozmowie, jakby nic się nie działo, wspominając zemstę i okrucieństwa życia, które was dotknęły. Kazaru wspomniał o ojcu, który się nad nim znęcał, oferował Ci pomocną rękę, ale stwierdziłeś, że na to jeszcze za wcześnie; nie żebyś odrzucał potencjalny support, w końcu pozwoliłeś mu zostać, strzec razem z Tobą ogniska, jak dawni kapłani służący tajemniczemu, skrytemu w lasach bogu...lub po prostu ogrzać się i zjeść coś ciepłego. Inaczej sprawa miała się z Kayumi, która wyrwała Cię z problemów, uciekła z Tobą i ani myślała opuścić boku towarzysza. Jakaż romantyczna historia, prawda?
Tyle że Ty ani myślałeś być potulnym drzewem, znaczenie imienia, które Ci nadano, w ogóle się nie sprawdziło w Twoim przypadku, nie oplatałeś jak bluszcz ciała Kayumi - to ona wybrała drogę wilka, drogę ucieczki u Twojego boku.
Kiedy siedzieliście i rozmawialiście, roztrząsając różne kwestie, a Twój żołądek spokojnie trawił jedzenie, przyprawiając Cię o rozkosz duchową i fizyczną zarazem, do Was zbliżało się właśnie zagrożenie. Szło ono cicho, najciszej jak mogło, starając się nie nastąpić na żadną gałązkę ani nie zrobić nic innego, co mogłoby spłoszyć którąkolwiek z jego ofiar. Skradało się powoli, delikatnie, ze swego rodzaju gracją, jak polujący drapieżnik gotowy wyszczerzyć okrwawione, ociekające juchą kły, drapieżnie uśmiechnięte, z obłędem w mesmeryzujących, zielonych oczętach.
Zagrożenie, twe imię: kobieta!, chciałoby się zakrzyknąć.
Even if the sky does fall
Even if they take it all
There's no pain that I won't go through
Even if I have to die for you
Nagle, ni stąd, ni zowąd, w zasięgu wzroku Twojego i towarzyszy pojawiły się białe pióra. Wiele miękkich, jedwabistych, subtelnych piór, jakby wyrwanych ze skrzydeł upadłego anioła. Wirowały one zmysłowo, delikatnie, a potem...Opadały. Jak ścięte głowy?
Upadliście bezwładnie na ziemię, niczym owe delikatne piórka lub liście strącone z drzew, zapadliście w głęboki, niczym niezmącony sen. Nim jednak zdążyłeś zamknąć powieki, zarejestrowałeś jeszcze szybki, bezbłędny shuriken wbity prosto w serce Kayumi i jej upadek.
Uśmiechała się, umierając.
Kiedy obudziłeś się po jakimś czasie, leżałeś już gdzie indziej, na innej polanie. widocznie zdjęto z Ciebie technikę. Leżałeś wolny, niczym nieskrępowany, w pełni ubrany, a jedyne, czego Ci brakowało, to Twoja torba, która gdzieś zniknęła. Nad Tobą stała piękna, młoda kobieta o długich, jasnych włosach spiętych w kitkę, obdarzona jaskrawozielonymi oczami jak u dzikiego kota, które darzyły Cię miłością - inaczej nie mogłeś tego nazwać. Jej twarz zdobiły piegi i rumieńce, musiała być tylko trochę od Ciebie młodsza. Na sobie miała szarą koszulę z zielonymi obszyciami i rozległymi połami rękawów, spinaną na trzy ciemnoczerwone spinki na piersi tak, jak spina się kimono; z owym, rzec można, świątynnym elementem ubioru kłóciły się krótkie spodenki i kabura przy spodniach. Leżałeś pod wielkim drzewem, ona nachylała się nad Tobą z przyjaznym uśmiechem...
Jak romantycznie, prawda?
-Witaj, kochanie!-powitała Cię z dumą w głosie.]-Dobrze Ci się spało? Mam taką nadzieję, bo będziesz musiał wyruszyć w podróż, aby pomóc mojej siostrze. Jesteś przecież taki silny, na pewno sobie poradzisz!
W jej oczach było coś, co mogło sugerować, że dziewczyna nie do końca wie, co mówi.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości