Obrzeża osady
Re: Obrzeża osady
Chłopak dostrzegł uśmiech starca i widoczne zadowolenie w jego oczach. Chyba sprawił mu nie małą radochę. Nie miał zbytnio pojęcia dlaczego i postanowił tak właściwie się w to nie wgłębiać. Skoro starcowi tyle do szczęścia starczało, to dobrze dla niego.
- Myślę, że mógłbym Ci pomóc. Zależy oczywiście jednak od sprawy o którą chcesz poprosić. No, ale wnoszę, że chyba wiesz co robisz. - Odpowiedział mu zgadzając się na ofertę jakiejś ciekawej rozrywki. Chciał jednak przy tym zauważyć, że nic niezgodnego z polityką klanu robić nie zamierzał. Na to jednak mężczyzna wpadł zapewne jednak zanim w ogóle do niego jakkolwiek zagaił. Przezorny jednak zawsze ubezpieczony. A wiadomo co siedzi w głowach takich ludzi? Właściwie w tych czasach nie wiadomo było co się w głowie kogokolwiek. A możne nawet i nie tylko tych. Tak czy siak nie powinien w tym momencie się zbytnio wgłębiać w takie rzeczy, a raczej bardziej zainteresować sprawą, którą mógłby się zająć. - Zatem co dla Ciebie mogę zrobić? - Zapytał uprzejmie właściwie zgodny na nawet i zwykle nudne zajęcia. Byłyby i tak o wiele lepsze w tym momencie niż nic nie robienie. A do tego można zarobić. Przyjemne plusy.
- Myślę, że mógłbym Ci pomóc. Zależy oczywiście jednak od sprawy o którą chcesz poprosić. No, ale wnoszę, że chyba wiesz co robisz. - Odpowiedział mu zgadzając się na ofertę jakiejś ciekawej rozrywki. Chciał jednak przy tym zauważyć, że nic niezgodnego z polityką klanu robić nie zamierzał. Na to jednak mężczyzna wpadł zapewne jednak zanim w ogóle do niego jakkolwiek zagaił. Przezorny jednak zawsze ubezpieczony. A wiadomo co siedzi w głowach takich ludzi? Właściwie w tych czasach nie wiadomo było co się w głowie kogokolwiek. A możne nawet i nie tylko tych. Tak czy siak nie powinien w tym momencie się zbytnio wgłębiać w takie rzeczy, a raczej bardziej zainteresować sprawą, którą mógłby się zająć. - Zatem co dla Ciebie mogę zrobić? - Zapytał uprzejmie właściwie zgodny na nawet i zwykle nudne zajęcia. Byłyby i tak o wiele lepsze w tym momencie niż nic nie robienie. A do tego można zarobić. Przyjemne plusy.
0 x
Re: Obrzeża osady
- Przy zbieraniu ziół? - Zapytał podnosząc nieznacznie lewą brew podczas spoglądania na staruszka. Szukanie zielska po lesie faktycznie nie brzmiało jak wymarzona rozrywka, która sprawiłaby wiele emocji. No, ale było to lepsze niż nic robienie mimo wszystko. A on i tak nie miał na tyle doświadczenia by go proszono o cokolwiek bardziej wymagającego, tak był tego doskonale świadom. Cóż, misja to misja. Pieniądze są, jakieś zajęcie jest. Więcej plusów niż minusów. - Problem? - po raz drugi dopytał się retorycznie. Dosyć szybko jak na ostatnie retoryczne pytanie. Tym razem jednak w jego pytaniu mogła być zauważalna niewielka doza nadziei. No właśnie problem jest czymś ciekawym czym można by się zająć! Pytanie tylko pozostało, jakiej to natury przeszkoda dręczyła staruszka.
- Oh to rzeczywiście problem! - Powiedział nieco głośniej ucieszony, choć starał się zabrzmieć na zgniewanego. Tak by nie zabrzmiało to źle. No bo przecież się nie cieszyłby ze złych rzeczy! Jakżeby mógł. Byłoby to co najmniej nie na miejscu.
- Oczywiście, że dam sobie rade. Z chęcią panu pomogę. Mogę zaczynać nawet od zaraz. - uśmiechnął się nieznacznie gotowy do akcji.
- Oh to rzeczywiście problem! - Powiedział nieco głośniej ucieszony, choć starał się zabrzmieć na zgniewanego. Tak by nie zabrzmiało to źle. No bo przecież się nie cieszyłby ze złych rzeczy! Jakżeby mógł. Byłoby to co najmniej nie na miejscu.
- Oczywiście, że dam sobie rade. Z chęcią panu pomogę. Mogę zaczynać nawet od zaraz. - uśmiechnął się nieznacznie gotowy do akcji.
0 x
Re: Obrzeża osady
- Oczywiście. - Odpowiedział wyraźnie ucieszony nowym zajęciem jakie zostało mu przykazane. Ruszył od razu za starszym człowiekiem nie zwlekając nawet przez chwilę. Oczywiście po drodze jego myśli krążyły wokoło prawdopodobnej bitki, którą miał niedługo stoczyć. No cóż, nic zaskakującego chyba dla młodego chłopaka będącego jeszcze do tego shinobi prawda?
"Oho, zaczyna się" pomyślał za zadowoleniem kiedy w ich okolicy pojawiły się jakieś chłopaki. Cóż, może to starzec miał tylko jakieś szczęście w odgadywaniu zawodów i rodzin, gdyż chłopaki zdecydowanie zignorowały jego obecność. Jakby wcale nie stał obok mężczyzny. No i przy okazji go zapewne na dodatek nie doceniali. Tak jak sądził po chwili postanowili dokonać agresji słownej na biednym człowieku i wyłudzić od niego pieniądze. Co za strasznym miejscem stawała się wioska! Już nawet bezpiecznie człowiek po zioła się wyprawić nie mógł. Bardzo przykre, bardzo.
"Cooooo? Nie zabijać? No weź.." - pomyślał z delikatnym smutkiem. Nie żeby mu zależało na zabijaniu. Nie był psychopatą, przynajmniej prawdopodobnie. Jedynym problemem jaki widział w tym zdaniu, jest prawdopodobnie ban na jego ulubione gliniane twory. One niestety lubiły wybuchać. Co zapewne nie mogło mieć dobrego wpływu na stan zdrowia przeciwników. Mimo delikatnego niezadowolenia z tego powodu, nie mógł nie odpowiedzieć na wezwanie. No bo skoro został wybrany to musiał pojedynek stoczyć. Nie powiedział co prawda "pika pika", jednak przystąpił do walki. Na początku postanowił wykorzystać technikę żywioły ziemi do której potrzebna była tylko jedna pieczęć. Dzięki niej zamierzał pozbyć się choć jednego przeciwnika, albo przynajmniej uzyskać więcej miejsca do manewru. Musiał pamiętać przy tym, że przecież jego głównym celem nie jest bitka, a ochrona biednego staruszka. Złożył więc szybko pieczęć ptaka nawet przez chwilę nie czekając na reakcję pozostałych osobników i skupił się aby po chwili wykorzystać technikę Doton: Doryūsō. Starał się by oba kolce powędrowały w stronę dwóch przeciwników, najlepiej w okolice środku ich tułowia. No bo miał ich nie zabijać prawda? Dłonią po tym zamierzał sięgnąć po kunai i w razie konieczności rzucić celnie w jednego z przeciwników, a w razie ataku jakiegoś zatrzymać jako dobra broń wspomagająca.
"Oho, zaczyna się" pomyślał za zadowoleniem kiedy w ich okolicy pojawiły się jakieś chłopaki. Cóż, może to starzec miał tylko jakieś szczęście w odgadywaniu zawodów i rodzin, gdyż chłopaki zdecydowanie zignorowały jego obecność. Jakby wcale nie stał obok mężczyzny. No i przy okazji go zapewne na dodatek nie doceniali. Tak jak sądził po chwili postanowili dokonać agresji słownej na biednym człowieku i wyłudzić od niego pieniądze. Co za strasznym miejscem stawała się wioska! Już nawet bezpiecznie człowiek po zioła się wyprawić nie mógł. Bardzo przykre, bardzo.
"Cooooo? Nie zabijać? No weź.." - pomyślał z delikatnym smutkiem. Nie żeby mu zależało na zabijaniu. Nie był psychopatą, przynajmniej prawdopodobnie. Jedynym problemem jaki widział w tym zdaniu, jest prawdopodobnie ban na jego ulubione gliniane twory. One niestety lubiły wybuchać. Co zapewne nie mogło mieć dobrego wpływu na stan zdrowia przeciwników. Mimo delikatnego niezadowolenia z tego powodu, nie mógł nie odpowiedzieć na wezwanie. No bo skoro został wybrany to musiał pojedynek stoczyć. Nie powiedział co prawda "pika pika", jednak przystąpił do walki. Na początku postanowił wykorzystać technikę żywioły ziemi do której potrzebna była tylko jedna pieczęć. Dzięki niej zamierzał pozbyć się choć jednego przeciwnika, albo przynajmniej uzyskać więcej miejsca do manewru. Musiał pamiętać przy tym, że przecież jego głównym celem nie jest bitka, a ochrona biednego staruszka. Złożył więc szybko pieczęć ptaka nawet przez chwilę nie czekając na reakcję pozostałych osobników i skupił się aby po chwili wykorzystać technikę Doton: Doryūsō. Starał się by oba kolce powędrowały w stronę dwóch przeciwników, najlepiej w okolice środku ich tułowia. No bo miał ich nie zabijać prawda? Dłonią po tym zamierzał sięgnąć po kunai i w razie konieczności rzucić celnie w jednego z przeciwników, a w razie ataku jakiegoś zatrzymać jako dobra broń wspomagająca.
_____________________
104%- 14% = 90%
104%- 14% = 90%
0 x
Re: Obrzeża osady
Dobra. Podpytałem moderatora technicznego i dowiedziałem się jak działa ta technika. Po złożeniu pieczęci kolce wysuwają się z podłoża i nie tracąc z nim kontaktu, przebijają cel. Użytkownik nie ma władzy nad tym co wytworzył, więc nie jest w stanie zatrzymać rozpoczętego ataku. Walka wręcz byłaby znacznie lepszym rozwiązaniem. Ewentualnie próba rozmowy.
0 x
Re: Obrzeża osady
- Uhuhu, ale poszło. - Powiedział z uśmiechem blondyn składając dłoń w lornetkę i przykładając do czoła. Miał spory ubaw, w końcu mógł porobić coś ciekawego! No niestety chłopaczki okazały się naprawdę naprawdę słabymi oponętami. Aż pożałował nieco, że nie wziął się za walkę wręcz. Może uciągnąłby na tym więcej czasu. A teraz pozostało już tylko zbieranie ziół. No, ale co poradzić! Plan zadziałał idealnie!.
- Hmm? Miałem tylko nie zabijać prawda? - Zapytał lekko zaskoczony spoglądając na staruszka. - I żyją prawda? - Czego się on spodziewał wynajmując młodego shinobi z klanu Dohito? Że zaproponuje im dyplomatyczną rozmowę przy herbacie? Nie należał do osób walczących wręcz mimo wszystko. Także, nie uważał, że skoro starzec był na tyle sprytny ny odgadnąć jego ród nie był na tyle sprytny by odgadnąć jakie szkody mogą otrzymać jego przeciwnicy.
- Tak jest szefie, hmm. - Odpowiedział odcinając fragment bandażu kunaiem, który schował po chwili i ruszył powoli do bandażowania jednego z oponętów. Patrząc w jego oczy doznawał lekkiej ekscytacji przez strach jaki się w nich głębił, jednak pozostał przy uprzejmym ciepłym uśmiechu. Zachowywanie się jak szaleniec nie należało do jego charakteru. Poza tym nie był aż takim sadystą na jakiego wyglądał. Mógł negocjować lub pobić te dzieciaki. Co by to dało? Tyle, że przez chwilę by przestały, bądź że znalazłyby sobie więcej osób do paczki, nawet wiele silniejszych. Niee, to trzeba było skończyć raz, a definitywnie. I to w taki sposób aby zielarz stał się bohaterem i okazał się dobrą osobą w ich ozach, jaką zresztą jest. Jeśli mieli przestać go dręczyć, powinni czuć do niego szacunek. To właśnie szacunek i respekt były dla staruszka najlepszym możliwym sojusznikiem. I z tego co obserwował jego plan miał dalekie możliwości wypalenia. Ah czyżby jego geniusz był aż taki wspaniały? Czyżby klan Dohito powinien zastanawiać się nad nowym liderem klanu? Na pewno nie to odpowiedź na oba pytania, ale pozwólmy głównemu bohaterowi myśleć, że tak. Grunt to myśleć pozytywnie.
- Hmm? Miałem tylko nie zabijać prawda? - Zapytał lekko zaskoczony spoglądając na staruszka. - I żyją prawda? - Czego się on spodziewał wynajmując młodego shinobi z klanu Dohito? Że zaproponuje im dyplomatyczną rozmowę przy herbacie? Nie należał do osób walczących wręcz mimo wszystko. Także, nie uważał, że skoro starzec był na tyle sprytny ny odgadnąć jego ród nie był na tyle sprytny by odgadnąć jakie szkody mogą otrzymać jego przeciwnicy.
- Tak jest szefie, hmm. - Odpowiedział odcinając fragment bandażu kunaiem, który schował po chwili i ruszył powoli do bandażowania jednego z oponętów. Patrząc w jego oczy doznawał lekkiej ekscytacji przez strach jaki się w nich głębił, jednak pozostał przy uprzejmym ciepłym uśmiechu. Zachowywanie się jak szaleniec nie należało do jego charakteru. Poza tym nie był aż takim sadystą na jakiego wyglądał. Mógł negocjować lub pobić te dzieciaki. Co by to dało? Tyle, że przez chwilę by przestały, bądź że znalazłyby sobie więcej osób do paczki, nawet wiele silniejszych. Niee, to trzeba było skończyć raz, a definitywnie. I to w taki sposób aby zielarz stał się bohaterem i okazał się dobrą osobą w ich ozach, jaką zresztą jest. Jeśli mieli przestać go dręczyć, powinni czuć do niego szacunek. To właśnie szacunek i respekt były dla staruszka najlepszym możliwym sojusznikiem. I z tego co obserwował jego plan miał dalekie możliwości wypalenia. Ah czyżby jego geniusz był aż taki wspaniały? Czyżby klan Dohito powinien zastanawiać się nad nowym liderem klanu? Na pewno nie to odpowiedź na oba pytania, ale pozwólmy głównemu bohaterowi myśleć, że tak. Grunt to myśleć pozytywnie.
0 x
Re: Obrzeża osady
z/t: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=73&t=49 (chyba, że nie chcesz ich prowadzić do szpitala, więc decyduj sam :3)
0 x
Re: Obrzeża osady
Rikimaru niezbyt często przebywał w terenach Kōzan. Unikał przeważnie tego miejsca, skupiając się na bardziej odległych terenach. Oddzielał się od polityki, jednak nie sposób było nie przyznać racji, że była ona też dość ważna. Wszystkie jednak waśnie dzieją się albo z miłości, albo z polityki. Riki wolał więc pozostać bierny na to wszystko, o ile sytuacja nie przerośnie oczekiwań wszystkich innych ludzi.
Dzień zaczął się od wschodzącego, ciepłego słońca. Powoli jednak nadchodziły zimniejsze dni. W końcu zbliżała się już kompletna w swym znaczeniu jesień. To chyba jednak była jedna z jego najbardziej ulubionych pór roku. Tak samo jak zresztą wiosna. Nie było za zimno, nie było za gorąco. Wszystko było jeszcze w pewien sposób umiarkowane, ale nie na pustynnych terenach. Rikimaru postanowił pomagać na obrzeżach osady w prostych czynnościach. Zbieranie ziół, chęć zdobywania ważnych surowców dla jego rodu. Chyba nikt nie miał mu tego za złe. W końcu jednak i on musiał odpocząć. Przeszedł się więc gdzieś dalej, do jakiejś malej, pobliskiej oazy. Chowając się pod drzewem daktyla zaczął chłodzić się jednym z jego upadłych liści.
Dzień zaczął się od wschodzącego, ciepłego słońca. Powoli jednak nadchodziły zimniejsze dni. W końcu zbliżała się już kompletna w swym znaczeniu jesień. To chyba jednak była jedna z jego najbardziej ulubionych pór roku. Tak samo jak zresztą wiosna. Nie było za zimno, nie było za gorąco. Wszystko było jeszcze w pewien sposób umiarkowane, ale nie na pustynnych terenach. Rikimaru postanowił pomagać na obrzeżach osady w prostych czynnościach. Zbieranie ziół, chęć zdobywania ważnych surowców dla jego rodu. Chyba nikt nie miał mu tego za złe. W końcu jednak i on musiał odpocząć. Przeszedł się więc gdzieś dalej, do jakiejś malej, pobliskiej oazy. Chowając się pod drzewem daktyla zaczął chłodzić się jednym z jego upadłych liści.
0 x
Re: Obrzeża osady
Rikimaru siedział pod daktylem, delektując się zresztą tą jeszcze trochę znośną atmosferą. Nie przewidywał, że jego moment spokoju dla samego siebie zostanie przerwany przez nadejście dziewczynki, która z chęcią chciała poczęstować go takim oto pysznym i soczystym owocem jakim była pomarańcza. Cóż, z grzeczności nie odmówił, Riki z wdzięcznością wziął do swojej ręki owoc, którego sok kapała piasek. Już chciał go ugryźć i posmakować słodkiej cieczy, kiedy... kiedy zauważył bladozielony kolor po całej powierzchni. Na wszelki wypadek zastopował rączkę dziewczynki, aby ta nie jadła już więcej tej pomarańczy. Mimo to nadal z uśmiechem na swojej twarzy przemówił do niej jak najmilej.
- Wiesz, nie powinnaś jeść tego, mała. Spójrz na moją połówkę. Mówił ci ktoś kiedyś, że pomarańcza powinna mieć w środku wyłącznie te piękną, pomarańczową poświatę wewnątrz? Cóż, nie ma takiej barwy w zupełności tutaj. Ale... możesz mi pomóc i pokazać gdzie znalazłaś ten owoc, a ja poszukam nam być może czegoś lepszego. Co powiesz na to?
- Wiesz, nie powinnaś jeść tego, mała. Spójrz na moją połówkę. Mówił ci ktoś kiedyś, że pomarańcza powinna mieć w środku wyłącznie te piękną, pomarańczową poświatę wewnątrz? Cóż, nie ma takiej barwy w zupełności tutaj. Ale... możesz mi pomóc i pokazać gdzie znalazłaś ten owoc, a ja poszukam nam być może czegoś lepszego. Co powiesz na to?
0 x
Re: Obrzeża osady
- Wiesz co? Z chęcią wezmę od ciebie ten owoc, ale zjem go sobie zaraz. - To mówiąc, Rikimaru puścił oczko do dziewczynki, nie chcąc po prostu ranić jej dziecięcego serduszka. To byłoby wtedy oczywiście najgorsze. Jednak nie uciekło jego uwadze to, co zrobiła. Spojrzała się na inną kobietę, albo po prostu kogoś innego. Owinięta w szale postać nie była możliwa dla niego do identyfikacji. Dlaczego więc nie spróbować się skomunikować z ową personą? Tak postanowił zresztą zrobić Riki, który powstał z ziemi, nadal trzymając w ręku owoc. Popatrzył się na dziewczynkę, uśmiechnął się do niej jedną połówką ust i pogłaskał ją po głowie, tak jak to mieli w zwyczaju dziadkowie, którzy byli wdzięczni za pomoc.
Kiedy był już w zasięgu wzroku oraz oczywiście strefy osobistej zamaskowanej osoby, Riki postanowił po prostu pokazać jej z bliska owoc, patrząc się na reakcję oszalowanej postaci.
- Przepraszam, to było od twojej pomarańczy. Widzisz, jest zielona... Nie wiem, przegniła lekko? Może to jakaś inna odmiana? - Przy tym swoim wzrokiem postanowił obserwować każdy podejrzany ruch ciała lub gałek ocznych.
Kiedy był już w zasięgu wzroku oraz oczywiście strefy osobistej zamaskowanej osoby, Riki postanowił po prostu pokazać jej z bliska owoc, patrząc się na reakcję oszalowanej postaci.
- Przepraszam, to było od twojej pomarańczy. Widzisz, jest zielona... Nie wiem, przegniła lekko? Może to jakaś inna odmiana? - Przy tym swoim wzrokiem postanowił obserwować każdy podejrzany ruch ciała lub gałek ocznych.
0 x
Re: Obrzeża osady
Kobieta była ślepa. A dodatkowo była już w podeszłym wieku. Patrząc na to jakie były jej oczy, zapewne już nie widziała tak dobrze jak kiedyś. Mimo to coś mówiło Rikimaru, aby ten nie ufał jej aż zanadto. W świecie shinobi istnieje wiele różnych przypadków i nie wiadomo czy to nie jest jeden z nich. Dlatego też był ostrożny, starając się być uważny na każdy z jej ruchów. Pomarańcze z rumiankiem? Nigdy takich nie jadł, a zapewne takich jeszcze się w ogóle nie hoduje. A co jeśli kobieta tylko udaje, że jest niewidoma?
Rikimaru postanowił dalej pójść za ciosem i skupić się na tym, aby dowiedzieć się skąd pochodzą te owoce.
- Sądzę, że... nie widzi już pani zbyt doskonale. Ale skoro zna się pani na pomarańczach i je rozdaje to z pewnością potrafi pani też powiedzieć skąd się wzięły, nieprawdaż?
Chłopak wolał być jednak absolutnie pewny czy w osadzie nie panoszą się jakieś podejrzanego rodzaju trucizny czy innego rodzaju szkodliwe substancje. Nie przejmował się właścicielami i obrońcami tego terenu, ale jego mieszkańcami. Dlatego też szczerze wyczekiwał odpowiedzi kobiety.
Rikimaru postanowił dalej pójść za ciosem i skupić się na tym, aby dowiedzieć się skąd pochodzą te owoce.
- Sądzę, że... nie widzi już pani zbyt doskonale. Ale skoro zna się pani na pomarańczach i je rozdaje to z pewnością potrafi pani też powiedzieć skąd się wzięły, nieprawdaż?
Chłopak wolał być jednak absolutnie pewny czy w osadzie nie panoszą się jakieś podejrzanego rodzaju trucizny czy innego rodzaju szkodliwe substancje. Nie przejmował się właścicielami i obrońcami tego terenu, ale jego mieszkańcami. Dlatego też szczerze wyczekiwał odpowiedzi kobiety.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości