Wioska Kirisu
Re: Wioska Kirisu
Cienie, półcienie, urywki światła wpadające do wnętrza karczmy pochłoniętej w siwym dymie snującym swe opowieści pod samym dachem, przeplatające się między nogami, wplatające wieńce we włosy spięte i rozpuszczone, tańczyły przed czernią oczu i otumaniały zmysły, okładając się na nich piżmowym posmakiem czegoś względnie znajomego. Nawet jeśli świat na zewnątrz był zupełnie nowy, dopraszający się poznania, to ten wewnętrzny pozostawał nienaruszony i znajomym kątem zapraszał do przysiadnięcia na parę chwil na jednym z drewnianych stołków wątpliwej jakości (korzystaj, może nie zarwie się pod twoim ciężarem), które musiały udźwignąć wszystkich obywateli. A Ciebie? Ciebie i twoje myśli, tą sylwetkę która wydawała się smukła i lekka, jak wyrwany puzzel, którego nakazali odgórnie włożyć do tej układanki, ale jak? Przecież zupełnie tutaj nie pasował. Zauważają to miejscowi i zauważasz to ty sam - spojrzenia jak szpilki wkłuwały się sumiennie (prosto w sumienie) w ciało, ale nie powodowały nerwowych podrygów, nie sprawiały, że na karku pojawiała się gęsia skórka - odnotowane doczekały się jedynie reakcji w postaci braku jakiejkolwiek reakcji. Zupełnie niemiejscowy - oto, co można było o nim powiedzieć. Sęk w tym, że niemiejscowym sporo się wybacza, zwłaszcza w miejscu kwitnącym handlem, prawda? Nie było żadnej potrzeby, by zwracać na siebie więcej uwagi niż to potrzeba.
Cztery podszedł do tablicy ogłoszeń kiedy jego ślepia przesunęły się już po pomieszczeniu - karczma jak karczma, ale nawet ta różniła się od tych w jego rodzinnych stronach - to były drobne różnice, być może dla niektórych niezauważalne, wszystko przecież ograniczało się do tego, by stworzyć miejsce, które przyciągnie ludzi i nakłoni ich do odpoczynku przy kuflu piwa i fajce po ciężkiej podróży czy pracy. Samo powietrze, chociaż przesycone charakterystycznymi woniami, było inne - suche -a na podłodze zamiast ewentualnych śladów czarnoziemu czy trawy sypał się piasek, który niedługo zostanie zmieciony przez jakąś kelnerkę albo samego barmana - w zależności od tego, czy pracował tutaj sam. Zatrzymał się przy blondynie i jednocześnie tablicy, która przyciągała jak opiłki żelaza do magnesu - jego oczy zaraz powędrowały za ruchem dłoni barmana - czyli za tym, co właśnie mącił na tablicy.
Cztery podszedł do tablicy ogłoszeń kiedy jego ślepia przesunęły się już po pomieszczeniu - karczma jak karczma, ale nawet ta różniła się od tych w jego rodzinnych stronach - to były drobne różnice, być może dla niektórych niezauważalne, wszystko przecież ograniczało się do tego, by stworzyć miejsce, które przyciągnie ludzi i nakłoni ich do odpoczynku przy kuflu piwa i fajce po ciężkiej podróży czy pracy. Samo powietrze, chociaż przesycone charakterystycznymi woniami, było inne - suche -a na podłodze zamiast ewentualnych śladów czarnoziemu czy trawy sypał się piasek, który niedługo zostanie zmieciony przez jakąś kelnerkę albo samego barmana - w zależności od tego, czy pracował tutaj sam. Zatrzymał się przy blondynie i jednocześnie tablicy, która przyciągała jak opiłki żelaza do magnesu - jego oczy zaraz powędrowały za ruchem dłoni barmana - czyli za tym, co właśnie mącił na tablicy.
0 x
Re: Wioska Kirisu
4/15
Co tu dużo mówić - typowa tablica ogłoszeń. Dlatego też karczmy były najlepszym miejscem wypadowym - nawet jeśli nie było w nich samej tablicy to byli tutejsi i w końcu - sam karczmarz. Rzecz jasna o ile ci tutejsi nie chcieli cię zgwałcić sztucznymi dil**osami, jak to niektórzy sugerują.
Kartka wisiała tutaj niemal na kartce, jeden temat przeplatał się z drugim, napisy na napisach, niektóre tak nabazgrane, że naprawdę człowiek miał problem z rozszyfrowaniem tych hieroglifów, ale z tego wszystkiego jedno z ogłoszeń, niemalże nieśmiało skrywające się pod nawałnicą innych, miało wyraz, który lekko puknął w czuły punkt Czwórki.
- Przepraszam, mógłbym zająć chwilę? - Palce czarnowłosego oparły się na rysunku, wyczuwał pod opuszkami miękkość kredki, która zarysowała fakturę, śliskość rysika, który w jednym miejscu był tak intensywnie pokolorowany, że zrobił w fakturze papieru wgłębienia. - O co chodzi z tym ogłoszeniem?
Jasne, to mógł być jakiś głupi żart, mało takich? Tylko czy karczmarz pozwoliłby sobie na wieszanie na tablicy głupich pranków? Pewnie tak, jeśli to byli jacyś jego ziomkowie, albo jeśli ktoś mu dał w łapę, zresztą pewnie wieczorami łatwo było się do tablicy zakraść i podczepić coś swojego, czego potem karczmarz pewnie nawet nie zauważył. Nawet jeśli to zapytać nigdy nie zaszkodzi.
Co tu dużo mówić - typowa tablica ogłoszeń. Dlatego też karczmy były najlepszym miejscem wypadowym - nawet jeśli nie było w nich samej tablicy to byli tutejsi i w końcu - sam karczmarz. Rzecz jasna o ile ci tutejsi nie chcieli cię zgwałcić sztucznymi dil**osami, jak to niektórzy sugerują.
Kartka wisiała tutaj niemal na kartce, jeden temat przeplatał się z drugim, napisy na napisach, niektóre tak nabazgrane, że naprawdę człowiek miał problem z rozszyfrowaniem tych hieroglifów, ale z tego wszystkiego jedno z ogłoszeń, niemalże nieśmiało skrywające się pod nawałnicą innych, miało wyraz, który lekko puknął w czuły punkt Czwórki.
- Przepraszam, mógłbym zająć chwilę? - Palce czarnowłosego oparły się na rysunku, wyczuwał pod opuszkami miękkość kredki, która zarysowała fakturę, śliskość rysika, który w jednym miejscu był tak intensywnie pokolorowany, że zrobił w fakturze papieru wgłębienia. - O co chodzi z tym ogłoszeniem?
Jasne, to mógł być jakiś głupi żart, mało takich? Tylko czy karczmarz pozwoliłby sobie na wieszanie na tablicy głupich pranków? Pewnie tak, jeśli to byli jacyś jego ziomkowie, albo jeśli ktoś mu dał w łapę, zresztą pewnie wieczorami łatwo było się do tablicy zakraść i podczepić coś swojego, czego potem karczmarz pewnie nawet nie zauważył. Nawet jeśli to zapytać nigdy nie zaszkodzi.
0 x
Re: Wioska Kirisu
6/15
Niby że informacje z dobrego serca? No nie, to tak nie działa - nawet jeśli miało się nadzieję, że będzie. Podobno to właśnie Nadzieja umierała ostatnia. Cztery nawet jej nie miał. Uniósł karteczkę wiedząc doskonale, że za informację, która była potężniejsza od pieniądza, zażądane zostanie ryo - może będzie trzeba sypnąć groszem, może trzeba będzie coś zamówić, po prostu z dobroci serca jeszcze nikt nigdy nie wyżył. I tak jak podejrzewał tak się stało - przynajmniej w przystępny sposób.
- Oczywiście. - Cztery przymknął oczy w ciepłym uśmiechu i zajął miejsce przy barze zamawiając tutejszy specjał i do tego wodę - cokolwiek było tutejszym specjałem na pewno będzie dobre. Głodnemu człowiekowi zawsze wszystko smakuje. - Byłbym zobowiązany za każdą informację.
Niby że informacje z dobrego serca? No nie, to tak nie działa - nawet jeśli miało się nadzieję, że będzie. Podobno to właśnie Nadzieja umierała ostatnia. Cztery nawet jej nie miał. Uniósł karteczkę wiedząc doskonale, że za informację, która była potężniejsza od pieniądza, zażądane zostanie ryo - może będzie trzeba sypnąć groszem, może trzeba będzie coś zamówić, po prostu z dobroci serca jeszcze nikt nigdy nie wyżył. I tak jak podejrzewał tak się stało - przynajmniej w przystępny sposób.
- Oczywiście. - Cztery przymknął oczy w ciepłym uśmiechu i zajął miejsce przy barze zamawiając tutejszy specjał i do tego wodę - cokolwiek było tutejszym specjałem na pewno będzie dobre. Głodnemu człowiekowi zawsze wszystko smakuje. - Byłbym zobowiązany za każdą informację.
0 x
Re: Wioska Kirisu
8/15
Sięgnął po wodę podaną w czystej, przejrzystej szklance - była przyjemnie chłodna, chociaż nie zimna - podstawa upałów: nie można poić się lodowatymi napojami. O dziwo napoje ciepłe o wiele skuteczniej gasiły pragnienie. Podobno. Bardzo chętnie wypił połowę szklanki, niecałe pół godziny podróży pod palącym słońcem dla osoby do upałów nieprzyzwyczajonej nie było zbyt przyjemne. Prysznic i kawałek miękkiej trawy, na której można by się zdrzemnąć był bardzo kuszącą wizją, szkoda tylko, że chwilowo nieosiągalną.
Wysłuchał uważnie tego, co karczmarz miał do powiedzenia - a do powiedzenia miał coś, za co nóż w kieszeni się otwierał... albo powinien otwierać? Kiedy przychodzi do ciebie dziecko z płaczem, że zgubiło matkę, ldzkim odruchem jest pomóc mu, tymczasem mężczyzna najwyraźniej postanowił wykorzystać zdesperowaną Reiko i wysłużyć się nią - tania siła robocza, ba! - darmowa, przecież jej nie płacił... Jak sam to ujął: dobili targu, wszak wywiesiła ogłoszenie? Wywiesiła. Więc o co ta spina?
- Dość wygórowana cena jak za przywieszenie ogłoszenia. - Jego głos był miły, uprzejmy, płynący spokojem, tak jak i zresztą jego uśmiech - całkowicie szczery uśmiech... bo był szczery, prawda? Nic więcej nie dopowiedział. Przywilej podziękowania nie przynależał do takich jak on.
Cztery zjadł to, co zamówił i wypił do końca wodę, nim za pozwoleniem karczmarza ruszył do kuchni, gdzie ponoć Reiko miała zmywać naczynia, zabierając oczywiście ze sobą kartkę. Jeśli nie mógł jej namierzyć od razu to podpytał kogoś, gdzie panienka jest. Nie trudno było ją znaleźć. Czarnowłosy skierował do niej swoje kroki z kartką zwiniętą w rulon w dłoni.
- Reiko? - Łagodnie się uśmiechnął. - Znalazłem twoje ogłoszenie. Zdaje się, że szukasz pomocy.
Sięgnął po wodę podaną w czystej, przejrzystej szklance - była przyjemnie chłodna, chociaż nie zimna - podstawa upałów: nie można poić się lodowatymi napojami. O dziwo napoje ciepłe o wiele skuteczniej gasiły pragnienie. Podobno. Bardzo chętnie wypił połowę szklanki, niecałe pół godziny podróży pod palącym słońcem dla osoby do upałów nieprzyzwyczajonej nie było zbyt przyjemne. Prysznic i kawałek miękkiej trawy, na której można by się zdrzemnąć był bardzo kuszącą wizją, szkoda tylko, że chwilowo nieosiągalną.
Wysłuchał uważnie tego, co karczmarz miał do powiedzenia - a do powiedzenia miał coś, za co nóż w kieszeni się otwierał... albo powinien otwierać? Kiedy przychodzi do ciebie dziecko z płaczem, że zgubiło matkę, ldzkim odruchem jest pomóc mu, tymczasem mężczyzna najwyraźniej postanowił wykorzystać zdesperowaną Reiko i wysłużyć się nią - tania siła robocza, ba! - darmowa, przecież jej nie płacił... Jak sam to ujął: dobili targu, wszak wywiesiła ogłoszenie? Wywiesiła. Więc o co ta spina?
- Dość wygórowana cena jak za przywieszenie ogłoszenia. - Jego głos był miły, uprzejmy, płynący spokojem, tak jak i zresztą jego uśmiech - całkowicie szczery uśmiech... bo był szczery, prawda? Nic więcej nie dopowiedział. Przywilej podziękowania nie przynależał do takich jak on.
Cztery zjadł to, co zamówił i wypił do końca wodę, nim za pozwoleniem karczmarza ruszył do kuchni, gdzie ponoć Reiko miała zmywać naczynia, zabierając oczywiście ze sobą kartkę. Jeśli nie mógł jej namierzyć od razu to podpytał kogoś, gdzie panienka jest. Nie trudno było ją znaleźć. Czarnowłosy skierował do niej swoje kroki z kartką zwiniętą w rulon w dłoni.
- Reiko? - Łagodnie się uśmiechnął. - Znalazłem twoje ogłoszenie. Zdaje się, że szukasz pomocy.
0 x
Re: Wioska Kirisu
10/15
Bzyczenie much było namolne, wbijało się w umysł i drażniło, tak jak drażniła woń płynu, którym dziewczyna myła te naczynia, jednego z tych tanich, które zapachem nie przypominały żadnego owocu, zmieszana z nieświeżym jedzeniem, które w tutejszych temperaturach psuło się natychmiastowo i ściągało wszelkie robactwo, które tylko w takich kątach, dalekich od promieni dnia, miało szanse na jakieś życie... jakiekolwiek, ciężko tutaj mówić o życiu godnym. Może tak naprawdę ten karczmarz wykazał się dobrym sercem? Zgarnął dziewczynę, przynajmniej miała... pracę, jeśli tak to w ogóle można nazwać, jakiś dach nad głową..? Co z nią teraz było, gdy straciła matkę, co z ojcem? Najwyraźniej musiała liczyć tylko na siebie. Desperatka. Do wszystkich tych zapachów dołączyła specyficzna woń żelaza. Rdza porastała tutaj zlewy, meble u podnóża było lekko zbutwiałe, chyba nikt nie martwił się tym, co dzieje się z rozlaną wodą, albo martwili - potrącali pracującym tutaj szaleńcom z pensji, bo zniszczyli sprzęt. Niefart. Do tego stojące tutaj pudła od bogowie wiedzą jakiego czasu były na pewno epicentrum wszelakiego kurzu. Zadziwiające, że karczma miała tak wielkie zaplecze, bo ciężko to było nawet nazwać częścią kuchni - albo miejsce wielkie nie było, tylko jego zagracenie sprawiało, że stawało się istnym labiryntem? Parę kroków, trochę rozglądania się - i oto zguba się znalazła. Cała i... zdrowa?
Te oceaniczne oczy przesiąkły do wnętrza Shi. Miał już o niej całą opowieść. Spisał całe tomy.
Mężczyzna przykucnął i wyciągnął karteczkę, wręczając ją w dłonie dziewczynki, która rysunek stworzyła. Nie było wiele rzeczy, które poruszałyby sercem posiadacza oczu otchłani, ale przecież każdy miał jakąś słabość, prawa?
Każdy za czymś gonił - niekiedy ta gonitwa trwała za snem.
- To twoja mama? - Nieco szorstki głos Czwórki złagodniał, automatycznie się wyciszył. - Bardzo ładnie rysujesz.
Shi miał ochotę ściągnąć swoje buty i oddać jej. Ściągnąć swój płaszcz i oddać jej. Ściągnąć z siebie szal i okryć jej czyste, lazurowe oczy, by nie zbierały więcej brudu rzeczywistości.
By nie widziały, jak podrzyna gardło osoby, która tak niewinne stworzenie postawiła w tym syfie.
Bzyczenie much było namolne, wbijało się w umysł i drażniło, tak jak drażniła woń płynu, którym dziewczyna myła te naczynia, jednego z tych tanich, które zapachem nie przypominały żadnego owocu, zmieszana z nieświeżym jedzeniem, które w tutejszych temperaturach psuło się natychmiastowo i ściągało wszelkie robactwo, które tylko w takich kątach, dalekich od promieni dnia, miało szanse na jakieś życie... jakiekolwiek, ciężko tutaj mówić o życiu godnym. Może tak naprawdę ten karczmarz wykazał się dobrym sercem? Zgarnął dziewczynę, przynajmniej miała... pracę, jeśli tak to w ogóle można nazwać, jakiś dach nad głową..? Co z nią teraz było, gdy straciła matkę, co z ojcem? Najwyraźniej musiała liczyć tylko na siebie. Desperatka. Do wszystkich tych zapachów dołączyła specyficzna woń żelaza. Rdza porastała tutaj zlewy, meble u podnóża było lekko zbutwiałe, chyba nikt nie martwił się tym, co dzieje się z rozlaną wodą, albo martwili - potrącali pracującym tutaj szaleńcom z pensji, bo zniszczyli sprzęt. Niefart. Do tego stojące tutaj pudła od bogowie wiedzą jakiego czasu były na pewno epicentrum wszelakiego kurzu. Zadziwiające, że karczma miała tak wielkie zaplecze, bo ciężko to było nawet nazwać częścią kuchni - albo miejsce wielkie nie było, tylko jego zagracenie sprawiało, że stawało się istnym labiryntem? Parę kroków, trochę rozglądania się - i oto zguba się znalazła. Cała i... zdrowa?
Te oceaniczne oczy przesiąkły do wnętrza Shi. Miał już o niej całą opowieść. Spisał całe tomy.
Mężczyzna przykucnął i wyciągnął karteczkę, wręczając ją w dłonie dziewczynki, która rysunek stworzyła. Nie było wiele rzeczy, które poruszałyby sercem posiadacza oczu otchłani, ale przecież każdy miał jakąś słabość, prawa?
Każdy za czymś gonił - niekiedy ta gonitwa trwała za snem.
- To twoja mama? - Nieco szorstki głos Czwórki złagodniał, automatycznie się wyciszył. - Bardzo ładnie rysujesz.
Shi miał ochotę ściągnąć swoje buty i oddać jej. Ściągnąć swój płaszcz i oddać jej. Ściągnąć z siebie szal i okryć jej czyste, lazurowe oczy, by nie zbierały więcej brudu rzeczywistości.
By nie widziały, jak podrzyna gardło osoby, która tak niewinne stworzenie postawiła w tym syfie.
0 x
Re: Wioska Kirisu
To smutne. Tak boleśnie i ujmująco smutne, że powinno rozkładać na łopatki. Rozkładało. Owijało się woalem wokół serca i na gładkiej fali cofało w dół, do ciemnych toi oceanu, do niewidocznych piasków zamkniętych pod hektolitrami wody - im dalej tym bardziej powinieneś się dusić, ale tutaj nie brakowało powietrza. Niestety. Dostarczali ci tyle tlenu, żebyś na pewno zapomniał, czym jest brak światła. I tutaj pojawiał się ten mankament między człowiekiem, który był nadmiernie uczuciowy a Tobą. Wiesz, myślę, że ci, co cię poznali, mogliby cię określić wieloma słowami, ale nigdy nie pojawiłoby się w nich słowo uczuciowy, a jednak czujesz, przeżywasz... i w punkcie czucia i przeżywania stawiasz linię, której nie przekraczasz. Pełne goryczy wody nie napełniają twoich płuc, bezwolnie nie opadasz na dno niczym kamień puszczony z nurtem rzeki - stoisz ciągle w tym samym punkcie i ograniczasz to co czujesz a to co możesz czuć.
- Niczym królewna. - Odparł, chociaż nie widział tej kobiety na oczy. Każda matka była najpiękniejsza w oczach swojego dziecka, jeśli tylko dała swojemu dziecku szansę, by tak piękną ją zobaczył. Wstał i uniósł spojrzenie, żeby zrozumieć, dokąd dziewczynka próbowała go zaciągnąć. - Gdzie mnie prowadzisz?
- Niczym królewna. - Odparł, chociaż nie widział tej kobiety na oczy. Każda matka była najpiękniejsza w oczach swojego dziecka, jeśli tylko dała swojemu dziecku szansę, by tak piękną ją zobaczył. Wstał i uniósł spojrzenie, żeby zrozumieć, dokąd dziewczynka próbowała go zaciągnąć. - Gdzie mnie prowadzisz?
0 x
Re: Wioska Kirisu
Własnie. Czy dziewczynka wytrzymałaby kilka dni, żeby znaleźć swoją mamusię? Czy takie małe dziecko, takim stanie, byłoby w stanie tyle harować? Cienie w tym miejscu się zagęszczały, ściągały i przysłaniały widok na coś wspaniałego - tu był punkt, w którym należało oddzielić serce od rozsądku i postawić sobie parę pytań. Jak na przykład to, czy w takim miejscu nie byłoby łatwo kogoś ogołocić z pieniędzy. Wszystkie niewiadome i niedomówienia sprawiły, każda pamięć o dzieciach, które kradły i zabijały, nie mając duszy w oczach, sprawiły, że Cztery nie poszedł za małą. Że jego czujność gładko weszła na wyższe obroty, chociaż ton głosu nie zmienił się nawet o jotę - tylko czarne ślepia się jakby wyostrzyły.
Przecinały codzienność.
Wyprostowałeś się, przesuwając spokojne spojrzenie z małej, która wybuchła płaczem, na trójkę mężczyzn, które pojawiły się w karczmie. I tak był karczmarz, który przeliczał pieniądze i byli strażnicy miasta? Shinobi? Łowcy nagród? Ktokolwiek to był trzymał pewną ręką broń do odbierania życia.
Oczy, które widziały krew, były inne.
- Tak się w tych stronach nazywa medyka, który próbował wyratować wykorzystywane w takich warunkach dziecko? - Cztery wskazał na małą gestem dłoni, ale nie obrócił się w jej kierunku. Kimkolwiek byli ci mężczyźni należało najpierw wybadać sytuację. Nie byli ślepi, na pewno widzieli podobną kartkę w dłoniach dziewczynki. Cztery nie miał jednak kart, które pozwalałyby tutaj strugać kozaka, ale to nic - kiedy nie miałeś wystarczająco ostrego ostrza, zawsze mogłeś grać ostrzem wiedzy.
A medycy byli jak skarb w tych czasach.
Pewnie dlatego w jego głosie pojawił się chłód, a na twarzy ściągnął nieznacznie brwi, prezentując zdystansowany niesmak i kroplę zniechęcenia.
Przecinały codzienność.
Wyprostowałeś się, przesuwając spokojne spojrzenie z małej, która wybuchła płaczem, na trójkę mężczyzn, które pojawiły się w karczmie. I tak był karczmarz, który przeliczał pieniądze i byli strażnicy miasta? Shinobi? Łowcy nagród? Ktokolwiek to był trzymał pewną ręką broń do odbierania życia.
Oczy, które widziały krew, były inne.
- Tak się w tych stronach nazywa medyka, który próbował wyratować wykorzystywane w takich warunkach dziecko? - Cztery wskazał na małą gestem dłoni, ale nie obrócił się w jej kierunku. Kimkolwiek byli ci mężczyźni należało najpierw wybadać sytuację. Nie byli ślepi, na pewno widzieli podobną kartkę w dłoniach dziewczynki. Cztery nie miał jednak kart, które pozwalałyby tutaj strugać kozaka, ale to nic - kiedy nie miałeś wystarczająco ostrego ostrza, zawsze mogłeś grać ostrzem wiedzy.
A medycy byli jak skarb w tych czasach.
Pewnie dlatego w jego głosie pojawił się chłód, a na twarzy ściągnął nieznacznie brwi, prezentując zdystansowany niesmak i kroplę zniechęcenia.
0 x
Re: Wioska Kirisu
Był n to gotowy. Był chyba gotowy na wszystko, tylko nie na to, co naprawdę przyszłość ze sobą przytargała - ciężar doświadczeń i melancholijną radość, bo przecież wszystko dobrze się skończyło. Dla Ciebie jeszcze trwa. Więc nie zdziwiła ta dłoń, która się uniosła, tylko bardziej wyostrzył się wzrok, tylko napięły się mięśnie gotowe do reakcji, niemal już cofnął swoją nogę w tył. Nie dasz rady - głosik w głowie, namolny, ale nie denerwujący, jeszcze nie, po prostu stwierdzający suchy fakt, serio, nie było w tym niczego z zaniżonej samooceny czy innych pierdół. Dwóch uzbrojonych, wyszkolonych i jeszcze ty? Burda w karczmie, przecież to byłoby zupełnie nie w twoim stylu, litości! Burda przy dziecku, pozwolenie sobie na zagalopowanie się do takiej pułapki. Bo to było teraz oczywiste, że to była pułapka. Karczmarz najwyraźniej też nie wziął poprawki na to, jak kapryśny jest los.
Gotowość na cios, który nigdy nie padł, a ty nigdy się nie cofnąłeś, nie dowiedziałeś się, jak bardzo w twoim stylu byłoby bicie się przy dziecku z uzbrojonymi mężczyznami - ten Aniołek, któremu miałeś pomóc, pomógł Tobie.
Pomogliście sobie wzajem.
Dopiero teraz zrobiłeś finalny krok - a raczej pół kroku, kiedy spojrzałeś lekko zdziwiony na dziewczynkę, która wybiegła niemal za twych pleców, przed momentem wtulona w ścianę i rysunek, lejąca gorzkie łzy, które zarumieniły jej policzki i zeszkliły tęczówki - i z okrzykiem "tata!" wpadła w ramiona tego, który cios chciał zadać. Cios nigdy nie padł.
Wpatrujesz się w tą scenę i nie wierzysz w to, co widzisz. Zawsze na granicy, nigdy po jakiejkolwiek stronie. Bierny obserwator będący świadkiem czegoś wspaniałego. Wszystko dzięki temu, że przecież warto żyć - dla takich chwil, które jak malowane okrywają ramiona swym doświadczeniem leciutkim jak piórko, a jednocześnie zapisującym się w pamięci - łagodnie, to pióro, którego używała Mojra nie niszczyła faktury pergaminu, ten tusz nie przebijał przez kartki. Czas zamknąć tą książkę.
Przecież o Reiko spisałeś już całe tomy.
Gotowość na cios, który nigdy nie padł, a ty nigdy się nie cofnąłeś, nie dowiedziałeś się, jak bardzo w twoim stylu byłoby bicie się przy dziecku z uzbrojonymi mężczyznami - ten Aniołek, któremu miałeś pomóc, pomógł Tobie.
Pomogliście sobie wzajem.
Dopiero teraz zrobiłeś finalny krok - a raczej pół kroku, kiedy spojrzałeś lekko zdziwiony na dziewczynkę, która wybiegła niemal za twych pleców, przed momentem wtulona w ścianę i rysunek, lejąca gorzkie łzy, które zarumieniły jej policzki i zeszkliły tęczówki - i z okrzykiem "tata!" wpadła w ramiona tego, który cios chciał zadać. Cios nigdy nie padł.
Wpatrujesz się w tą scenę i nie wierzysz w to, co widzisz. Zawsze na granicy, nigdy po jakiejkolwiek stronie. Bierny obserwator będący świadkiem czegoś wspaniałego. Wszystko dzięki temu, że przecież warto żyć - dla takich chwil, które jak malowane okrywają ramiona swym doświadczeniem leciutkim jak piórko, a jednocześnie zapisującym się w pamięci - łagodnie, to pióro, którego używała Mojra nie niszczyła faktury pergaminu, ten tusz nie przebijał przez kartki. Czas zamknąć tą książkę.
Przecież o Reiko spisałeś już całe tomy.
- Panie, poczekaj..! - Złapałeś sakiewkę, ale twoja uwaga się na niej nie skupiła - tak jak została oderwana od karczmarza - podszedłeś parę kroków szybciej, niemal biegiem, do mężczyzny i dziewczynki i wyciąnąłeś dłonie nieco w górę, odkładając sakiewkę do torby. - Jestem lekarzem. Jej nóżki... - Wskazał na stopy małej dziewczynki i przeniósł swój wzrok z twarzy ojca na małą, znów uśmiechając się do niej ciepło. - Mogę? - Zapytałeś. To były drobne rany. Zaleczenie ich zajęło chwilę.
Jak bardzo samotny i smutny był to uśmiech wiedziałeś tylko ty i czysty turkus jej oczu.
[z/t]Jak bardzo samotny i smutny był to uśmiech wiedziałeś tylko ty i czysty turkus jej oczu.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości