Mglisty las
Re: Mglisty las
Minęło trochę czasu, od kiedy chłopak rozpoczął swój szaleńcy bieg. Bandyta nawet nie próbował go gonić, najwidoczniej był już za stary na uganianie się za dzieckiem po lesie. Może to odpowiedni czas by zmienić profesje? Bo jeżeli tak dalej będzie pracować to padnie z głody, albo na jakieś kolce. Młodzieniec minął ciało napastnika, które szybko ominął, ale ta krótka chwila wywołała uśmiech na jego twarzy. Masz za swoje stary pryku. Pomyślał Shiro, gdy jeszcze widział zwłoki. Czas płynął, a białowłosy dotarł do dziwnego miejsca, cóż natura dała tutaj o sobie dość ostry znak tworząc zabójczą pułapkę, a co tam leży między kamieniami. Kasa! Dość spory plik banknotów, raczej należał on do jakieś osoby, która miała bliższą randkę z tą formacją skalną. Nasz bohater zatrzymał się w tym miejscu i zaczął myśleć jakby tutaj dobrać się do pieniędzy. Przyglądał się parę minut tej walucie i zastanawiał się, co mógłby za nią kupić. Lecz po chwili wziął swoją koszulę w ręce i przyjrzał się jej uważnie. Była trochę porozdzierana i brudna, a przecież wiele się nie stało. Jednak wyciągnął właściwe wnioski, bliższe spotkanie z tymi skałami zapewne pozostawiłoby na jego ubraniu gorsze rozdarcia, a wraz z rozdarciami ucierpiałoby jego ciało w znacznym stopniu. Wzbogacę się, kiedy indziej, a ta kasa nie jest warta swej ceny. W sumie ciekawe czy ten facet dalej za mną zmierza i dotrze do tego miejsca, a jeżeli tak to czy pokusi się na szybki i pozornie łatwy zarobek? Chętnie bym to sprawdził, ale muszę odnaleźć drogę i dotrzeć do wioski. Chłopiec ruszył w dalszą drogę i szczęście mu sprzyjało, mgłą ustąpiła i widział więcej niż wcześniej, a to, co zobaczył przed sobą było więcej wartę niż milion ryo. Grupa Kupców! Podróżowali zapewne w stronę wioski, tylko czy pomogą młodzikowi i zabiorą go ze sobą? Nie będziemy musieli długo czekać na odpowiedź, ponieważ Shiro zaczął krzyczeć do nich z daleko by się zatrzymali i by mu pomogli, handlarze byli na tyle zdumieni głosem białowłosego, że część z nich się zatrzymała i obejrzała za siebie.
-Hej! Co ty tutaj robisz? Dzieci nie powinny włóczyć się po lesie w taką pogodę! - wykrzyczał jeden z kupców. Młodzieniec nie ustąpił mu pola w rozmowie i szybko opowiedział, co go spotkało i, że próbuje odnaleźć swoją wioskę. Jego opowieść była na tyle ciekawa i niezwykła, że kupcy postanowili zabrać go ze sobą. Kto wie, może opowie im coś jeszcze po drodze i urozmaici ich wędrówkę?
z/t
-Hej! Co ty tutaj robisz? Dzieci nie powinny włóczyć się po lesie w taką pogodę! - wykrzyczał jeden z kupców. Młodzieniec nie ustąpił mu pola w rozmowie i szybko opowiedział, co go spotkało i, że próbuje odnaleźć swoją wioskę. Jego opowieść była na tyle ciekawa i niezwykła, że kupcy postanowili zabrać go ze sobą. Kto wie, może opowie im coś jeszcze po drodze i urozmaici ich wędrówkę?
z/t
0 x
Re: Mglisty las

Więc poszłam, bo co miałam zrobić? Mama siedzi w tej chwili w dużym pokoju i szyje, jak to ma w zwyczaju o tej porze, a tata poszedł do pracy. Trudno mi powiedzieć czym się teraz zajmuje, zresztą i tak żadne z nich by mi przecież nie powiedziało, bo jestem za mała. Dorośniesz to zrozumiesz, jeszcze masz czas, ciesz się dzieciństwem.
Mamo, tato, mam nowinę. Skończyłam pierdolone czternaście lat, a moje rówieśnice zmuszane są do ślubów z rozsądku. Myślę, że skoro jestem wystarczająco duża żeby stary oblech mnie pieprzył, to jestem też w odpowiednim wieku, żeby porozmawiać o przyszłości rodziny.
No, ale przecież wiem, że robią to tylko po to żeby mnie chronić. I kocham ich za to, jak nikogo na świecie. Dali mi wszystko czego potrzebowałam, choć nie mogli mi dać tego co chciałam. Mimo wszystko zawdzięczam im znacznie więcej niż może spłacić jakakolwiek przysługa. Więc może chociaż tych parę Ryo ich odciąży? Nie będę musiała prosić mamy o pieniądze na nowe ubrania, odejdą też koszta mojego utrzymania. Będzie im lżej. A jak pójdę kiedyś w świat, to będzie tak, jakbym nigdy się nie urodziła. To na pewno pomoże.
Delikatnie dotykam wilgotnej kory drzew w obawie, że przegapię swoje myśli. I szukam. Wytężam słuch, bo wzrok nie jest w stanie spenetrować gęstego jak zsiadłe mleko powietrza.
0 x
Re: Mglisty las
Misja rangi: D
We all must be dreaming this life away in a world so cold.

1/15 Dziwny to był świat, nie uważasz? Świat pełen ludzkich kłamstw, pełen omamów i pokręconych myśli, które wiły się między nogami jak ta mgła podobna do nikotynowego dymu obwiązująca się wokół Twoich kostek. Świat, w którym jednych rodzice wydawali za starych gości tylko po to, żeby zapewnić swojej rodzinie status (słyszałem, jak mówili: to dla twojego dobra, córeczko!), a drudzy chowali pierworodną w ramionach i nie chcieli z nich wypuścić (słyszałem, tak mówili: to dla twojego dobra, dla twojego dobra...). Jedna powie drugiej: ty masz dobrze, masz wolność! Druga odkrzyknie: ja mam wolność?! To ty opuściłaś duszny dom! Wydaje mi się, że to sprawka bardziej zielonej trawy po drugiej strony płotu, no bo spójrz tylko pod nogi - ani grama zieleni, nie ważne, jak mocno będziesz szukać. Wszędzie tylko złoto i czerwień, potem tylko więcej ciemnego brązu, chropowatej kory, którą wyczuwasz pod swoimi drobnymi paluszkami - udało ci się chociaż dzięki niej zebrać parę myśli? Już? Oddychasz? Nie oddychaj zbyt głęboko, ta mgła pełna jest tajemnic, których tak czyste płuca nie będą w stanie przetrawić. Tylko cisza i ty. Twoje kroki na liściach ścielących tą glebę kolorowym dywanem, twój oddech, twoje myśli, Twój świat. Słyszysz? No właśnie - nie słyszysz. Ptaki nie biły skrzydłami i nie świergotały zalotnie, zachęcając florę do kwitnienia tej wiosny.
Wszystko było ciche... no może oprócz tego nagłego wesołego okrzyku kogoś bardzo młodego - młodszego chyba nawet niż ty - i był to zdecydowanie głosik chłopięcy, nie niewieści, a zaraz za nim śmiech. Ilu osób? Dwóch? Trzech?
Obejrzyj się teraz za siebie i zastanów - pamiętasz drogę powrotną?
0 x
Re: Mglisty las
2/15
Rzeczywiście, zebrałam parę myśli, dzięki że pytasz. I jak mam być całkiem szczera to jest mi nieco lepiej. Miło jest mieć czternaście lat i móc wyjść z domu, nie martwić się o pracę domową, to jaką sukienkę się założy na spotkanie ze znajomymi. Mam ich niewielu, ale każdego kocham na zabój. I wydaję mi się, że ze wzajemnością, więc mogą mi wybaczyć przyjście w podartych ciuchach, po dniu spędzonym na szwendaniu się po lesie.
I wsłuchiwaniu się w śmiech psychopatycznych dzieci zagłady, jak mniemam.
Przyznaję, nie mam pojęcia jak mogłabym teraz odnaleźć drogę powrotną, choć mam wrażenie, że nie minęło więcej niż kilka minut odkąd weszłam do tego lasku. Jak bardzo można się zagubić w pięć minut? Znam takich co zagubili się na całe życie w tym czasie i do tej pory szukają swojej drogi. Ale przecież, umówmy się - to się zdarza IM, nie MNIE. To zawsze tak działa. Wypadek? Och, to straszne, ale mnie by się to nie przytrafiło, bo ja bym uważała. Okradli ją? Och, jalepiej pilnowałabym torby. To zawsze są oni, nie Ty. Ty jesteś specjalnym płatkiem śniegu, który nigdy nie stopnieje. Co innego inni.
Błoto zaczęło oblepiać moje buty, przynajmniej nie założyłam na wyprawę do lasu pantofelków - tyle to mnie mama nauczyła. Jak idziesz na spacer, ubierz się tak, jakbyś miała nigdy nie wrócić. To są złe czasy i trzeba być gotowym na wszystko. I ja chyba jestem gotowa na wszystko, więc nic złego mnie nie spotka. Prawda? Rozglądam się niespokojnie próbując zlokalizować źródło dźwięku, kogoś kto jest odpowiedzialny za oderwanie mnie od poszukiwań własnych myśli, czyli wyprawy znacznie trudniejszej niż jakakolwiek misja Rangi S. Wiesz, czasami, kiedy jest już naprawdę ciemno i zimno, myśli potrafią się zgubić na pustą wieczność. Ale przecież mnie i Tobie to nie grozi.
Baran, Wąż, Tygrys i czuję jak chakra przepływa przeze mnie szybciej, rozgrzewa ciało. Błękitna krew, życiowa energia, albo jakkolwiek ją sobie nazwiesz formuje się tuż obok mnie, poklepuje pokrzepiająco po ramieniu niematerialnym klonem, którego wysyłam kilka kroków wprzód, by nie zasłaniały go żadne drzewa. Opieram się mocniej o korę drzew i czuje jak zaczyna trzaskać pod naporem witalnej siły. Odpycham się mocno od mokrej ściółki i błota, by wspiąć się na drzewo niezauważona.
Stan chakry: 96%
Rzeczywiście, zebrałam parę myśli, dzięki że pytasz. I jak mam być całkiem szczera to jest mi nieco lepiej. Miło jest mieć czternaście lat i móc wyjść z domu, nie martwić się o pracę domową, to jaką sukienkę się założy na spotkanie ze znajomymi. Mam ich niewielu, ale każdego kocham na zabój. I wydaję mi się, że ze wzajemnością, więc mogą mi wybaczyć przyjście w podartych ciuchach, po dniu spędzonym na szwendaniu się po lesie.
I wsłuchiwaniu się w śmiech psychopatycznych dzieci zagłady, jak mniemam.
Przyznaję, nie mam pojęcia jak mogłabym teraz odnaleźć drogę powrotną, choć mam wrażenie, że nie minęło więcej niż kilka minut odkąd weszłam do tego lasku. Jak bardzo można się zagubić w pięć minut? Znam takich co zagubili się na całe życie w tym czasie i do tej pory szukają swojej drogi. Ale przecież, umówmy się - to się zdarza IM, nie MNIE. To zawsze tak działa. Wypadek? Och, to straszne, ale mnie by się to nie przytrafiło, bo ja bym uważała. Okradli ją? Och, jalepiej pilnowałabym torby. To zawsze są oni, nie Ty. Ty jesteś specjalnym płatkiem śniegu, który nigdy nie stopnieje. Co innego inni.
Błoto zaczęło oblepiać moje buty, przynajmniej nie założyłam na wyprawę do lasu pantofelków - tyle to mnie mama nauczyła. Jak idziesz na spacer, ubierz się tak, jakbyś miała nigdy nie wrócić. To są złe czasy i trzeba być gotowym na wszystko. I ja chyba jestem gotowa na wszystko, więc nic złego mnie nie spotka. Prawda? Rozglądam się niespokojnie próbując zlokalizować źródło dźwięku, kogoś kto jest odpowiedzialny za oderwanie mnie od poszukiwań własnych myśli, czyli wyprawy znacznie trudniejszej niż jakakolwiek misja Rangi S. Wiesz, czasami, kiedy jest już naprawdę ciemno i zimno, myśli potrafią się zgubić na pustą wieczność. Ale przecież mnie i Tobie to nie grozi.
Baran, Wąż, Tygrys i czuję jak chakra przepływa przeze mnie szybciej, rozgrzewa ciało. Błękitna krew, życiowa energia, albo jakkolwiek ją sobie nazwiesz formuje się tuż obok mnie, poklepuje pokrzepiająco po ramieniu niematerialnym klonem, którego wysyłam kilka kroków wprzód, by nie zasłaniały go żadne drzewa. Opieram się mocniej o korę drzew i czuje jak zaczyna trzaskać pod naporem witalnej siły. Odpycham się mocno od mokrej ściółki i błota, by wspiąć się na drzewo niezauważona.
Stan chakry: 96%
0 x
Re: Mglisty las
3/15
Lecz jeśli dotknę ten płatek śniegu ciepłą dłonią stopnieje on szybciej niż wszystkie inne. Niż ci inni, których twarze nie figurowały w twoim rodzinnym albumie i z którymi na co dzień nie wymieniałaś dobrych słów, którym nawet nie mówiłaś dzień dobry, na których nie spojrzałaś. Wiesz, to ten brat kumpla, który jest znajomym twojego znajomego. To on umarł zeszłego lata? Może to było już dwa lata temu? To ich rodzice, nie twoi, wpatrywali się pustymi oczami w nagrobek (jedyne, co po nim zostało) i to jego rodzina, nie twoja, zamiast romantycznie nie móc pogodzić się ze stratą. Jeden z płatków się stopił, ale na jego miejsce narodził się nowy, o co ta rozpacz?
Przecież nawet zwierzęta potrafią być smutne po utracie swoich towarzyszy.
Sztuczny towarzysz spojrzał na ciebie twoimi własnymi oczyma, dużymi, okolonymi ciemną linią rzęs, ale jego spojrzenie zaraz przeciekło pomiędzy twoimi palcami i skierowało się przed siebie - tam, skąd dochodziły głosy (na pewno dochodziły stamtąd?), gdzie śmiech był czysty i nieskażony złem świata ogarniętego wojną, którego gleba drżała niemal pod twoimi nogami. Ach nie, to nie drżenie, to po prostu gęsia skórka od chłodnego dotyku Nebula na twoich łydkach, odsłoniętej szyi, jego pocałunek na twoich policzkach, które nieco zaczerwieniły się od uderzenia ciepła. Mama nauczyła Cię, żebyś zawsze ubierała wygodne obuwie do lasu - miała rację. Czy nie nauczyła Cię też, że półcienie wabione były przez czyste dusze? Coś, co się zdarzało im chyba właśnie osiadło na czubku twojego nosa.
Tylko co to właściwie było..?
Klon zbierał informacje na temat otoczenia, jeśli go cofniesz te informacje zostaną przekazane tobie - przynajmniej ich zdawkowa część. Im bardziej się oddalał tym bardziej pożerała go mgła, przez którą nie przedzierał się żaden promień słońca. Lepiej za nim idź, inaczej stracisz go z oczu.
- ... ty! - Słyszysz? Oczywiście, że słyszysz. Wychodzisz klonem na spotkanie nieznajomego, a wygląda na to, że nieznajome samo planuje cię znaleźć. - Raz, dwa, trzy..!
Trzask.
Gałąź?
- Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las..!
- Shh, shh..! Patrzcie, ktoś idzie!
Wszystkie trzy głosy należały do chłopców.
Przecież nawet zwierzęta potrafią być smutne po utracie swoich towarzyszy.
Sztuczny towarzysz spojrzał na ciebie twoimi własnymi oczyma, dużymi, okolonymi ciemną linią rzęs, ale jego spojrzenie zaraz przeciekło pomiędzy twoimi palcami i skierowało się przed siebie - tam, skąd dochodziły głosy (na pewno dochodziły stamtąd?), gdzie śmiech był czysty i nieskażony złem świata ogarniętego wojną, którego gleba drżała niemal pod twoimi nogami. Ach nie, to nie drżenie, to po prostu gęsia skórka od chłodnego dotyku Nebula na twoich łydkach, odsłoniętej szyi, jego pocałunek na twoich policzkach, które nieco zaczerwieniły się od uderzenia ciepła. Mama nauczyła Cię, żebyś zawsze ubierała wygodne obuwie do lasu - miała rację. Czy nie nauczyła Cię też, że półcienie wabione były przez czyste dusze? Coś, co się zdarzało im chyba właśnie osiadło na czubku twojego nosa.
Tylko co to właściwie było..?
Klon zbierał informacje na temat otoczenia, jeśli go cofniesz te informacje zostaną przekazane tobie - przynajmniej ich zdawkowa część. Im bardziej się oddalał tym bardziej pożerała go mgła, przez którą nie przedzierał się żaden promień słońca. Lepiej za nim idź, inaczej stracisz go z oczu.
- ... ty! - Słyszysz? Oczywiście, że słyszysz. Wychodzisz klonem na spotkanie nieznajomego, a wygląda na to, że nieznajome samo planuje cię znaleźć. - Raz, dwa, trzy..!
Trzask.
Gałąź?
- Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las..!
- Shh, shh..! Patrzcie, ktoś idzie!
Wszystkie trzy głosy należały do chłopców.
0 x
Re: Mglisty las
4/15
Unoszę dłoń do góry w geście powitania, chociaż tak naprawdę przecież tego nie robię. Jestem na drzewie, skryta pomiędzy liśćmi, które nawet nie zaszeleszczą uspokajająca. A mama powtarzała, że to przecież niebezpieczne czasy i powinnam być gotowa na wszystko. I niby o tym pamiętałam, ale jak to w życiu bywa - prosta prawda dociera do Ciebie dopiero wtedy, kiedy jest już na nią za późno. Cóż, wciąż żyłam, więc może tę lekcję zaliczę chociaż na czwórę na szynach.
Biorę głęboki wdech i wstrzymuje go w płucach, wyciszając szalejącą chakrę. Czuję jak buzuje we mnie, tak jak krew uderza do głowy, drażni skórę na całym ciele. Spoglądam na swoje palce, które zostawiają niewielkie odciski na korze drzewa. Jeżeli się nie uspokoję to spalę całą swoją energię zanim dojdzie do jakiegokolwiek starcia. Wiem o tym doskonale, słyszałam opowieść o jednym chłopaku, który tak się zestresował kiedy utknął w przeręblu, że zamiast najzwyczajniej w świecie odepchnąć się prostym jutsu, utonął. Najzwyczajniej w świecie wypalił chakrę z przerażenia, a przecież chciał dobrze. Wyłowili go po kilku dniach, a podobno cały lód wokół był stopiony od gorąca, które od niego biło. A przecież i umiał pływać i znał techniki. Szkoda tylko, że mama nie mówiła mu, żeby uważał, bo to niebezpieczne czasy.
Podobno adrenalina jest dobra, bo to ona pobudza nas do działania. Tylko, że jak ze wszystkim tak i z nią, trzeba uważać. Jeżeli idziesz zatańczyć z samą Śmiercią, to lepiej patrz gdzie jest jej kosa, bo łatwo można się zapomnieć. Teraz już mam pewność, że mnie zauważyli. Wiem to równie dobrze, jak to, że moja aura zaczyna wręcz iskrzyć z podniecenia. Oczami wyobraźni już widzę wyładowania na mojej skórze, które pojawiają się coraz częściej i częściej, a gęsia skórka pokrywa całą jej powierzchnię. A może to nie moja wyobraźnia? Miałam się uspokoić, a tylko bardziej się nakręcam. Spokojnie, spokojnie. Wiem już co robię, muszę tylko poukładać sobie to w głowie. Czy rzeczywiście warto było szukać swoich myśli w tym lesie, jak teraz nie mam miejsca dla nowych? Skup się, powtarzam sobie, ale jakoś w to nie wierzę. Pięć kunai i pięć shurikenów. Pies i tygrys, Kasumi Jusha no Jutsu, nie zapomnij, fajnie by było. I na litość boską, skup się!
Wciągnę ich w pułapkę, tak jak oni chcieli wciągnąć mnie. Polujesz na lisa? We mgle go nie znajdziesz. Mój klon rusza wolnym krokiem, który przyspiesza za każdym razem kiedy próbują go pochwycić. Wraca pomiędzy drzewa, bliżej mnie i ustawia tak, by twarzą być skierowanym do mnie. Kiedy przyjdą, skupią się na nim, a ja będę gotowa, tuż za ich plecami.
Stan chakry: 95%
Unoszę dłoń do góry w geście powitania, chociaż tak naprawdę przecież tego nie robię. Jestem na drzewie, skryta pomiędzy liśćmi, które nawet nie zaszeleszczą uspokajająca. A mama powtarzała, że to przecież niebezpieczne czasy i powinnam być gotowa na wszystko. I niby o tym pamiętałam, ale jak to w życiu bywa - prosta prawda dociera do Ciebie dopiero wtedy, kiedy jest już na nią za późno. Cóż, wciąż żyłam, więc może tę lekcję zaliczę chociaż na czwórę na szynach.
Biorę głęboki wdech i wstrzymuje go w płucach, wyciszając szalejącą chakrę. Czuję jak buzuje we mnie, tak jak krew uderza do głowy, drażni skórę na całym ciele. Spoglądam na swoje palce, które zostawiają niewielkie odciski na korze drzewa. Jeżeli się nie uspokoję to spalę całą swoją energię zanim dojdzie do jakiegokolwiek starcia. Wiem o tym doskonale, słyszałam opowieść o jednym chłopaku, który tak się zestresował kiedy utknął w przeręblu, że zamiast najzwyczajniej w świecie odepchnąć się prostym jutsu, utonął. Najzwyczajniej w świecie wypalił chakrę z przerażenia, a przecież chciał dobrze. Wyłowili go po kilku dniach, a podobno cały lód wokół był stopiony od gorąca, które od niego biło. A przecież i umiał pływać i znał techniki. Szkoda tylko, że mama nie mówiła mu, żeby uważał, bo to niebezpieczne czasy.
Podobno adrenalina jest dobra, bo to ona pobudza nas do działania. Tylko, że jak ze wszystkim tak i z nią, trzeba uważać. Jeżeli idziesz zatańczyć z samą Śmiercią, to lepiej patrz gdzie jest jej kosa, bo łatwo można się zapomnieć. Teraz już mam pewność, że mnie zauważyli. Wiem to równie dobrze, jak to, że moja aura zaczyna wręcz iskrzyć z podniecenia. Oczami wyobraźni już widzę wyładowania na mojej skórze, które pojawiają się coraz częściej i częściej, a gęsia skórka pokrywa całą jej powierzchnię. A może to nie moja wyobraźnia? Miałam się uspokoić, a tylko bardziej się nakręcam. Spokojnie, spokojnie. Wiem już co robię, muszę tylko poukładać sobie to w głowie. Czy rzeczywiście warto było szukać swoich myśli w tym lesie, jak teraz nie mam miejsca dla nowych? Skup się, powtarzam sobie, ale jakoś w to nie wierzę. Pięć kunai i pięć shurikenów. Pies i tygrys, Kasumi Jusha no Jutsu, nie zapomnij, fajnie by było. I na litość boską, skup się!
Wciągnę ich w pułapkę, tak jak oni chcieli wciągnąć mnie. Polujesz na lisa? We mgle go nie znajdziesz. Mój klon rusza wolnym krokiem, który przyspiesza za każdym razem kiedy próbują go pochwycić. Wraca pomiędzy drzewa, bliżej mnie i ustawia tak, by twarzą być skierowanym do mnie. Kiedy przyjdą, skupią się na nim, a ja będę gotowa, tuż za ich plecami.
Stan chakry: 95%
0 x
Re: Mglisty las
5/15
Gładko wskoczyłaś na jedno z drzew, gładko, bo i prosto, chociaż wszystkie pnie tutaj na wzór Babilonu ciągnęły swe korony do samego Nieba, starając się dotknąć Sol i jej świtę puchu bieli (gdyby tylko błękit zamieniono na czerń to niebo stałoby się szachownicą). Nie należysz przecież do małych dzieciaczków, które niczego nie wiedzą o życiu i nie potrafią zapobiegać... zapobiegać czemu? Gdy tyko weszłaś wyżej poczułaś na swoim policzku ciepłe muśnięcie słońca, które przelewało się pomiędzy liśćmi - tutaj już słyszałaś ich szum, minimalne podrygi powietrza sprawiały, że liście uderzały o siebie wzajem trzymając mocno na gałęziach - to jeszcze nie czas na ich opadanie. Powietrze stało się bardziej rześkie, zupełnie jakbyś uwolniła się z więzów spod paszczy lwa, która w każdym momencie mogła się otworzyć. Dopiero teraz mogę powiedzieć: oddychaj. To do tego świata powinnaś przynależeć, do tego powyżej, bo to co na dole zbyt mocno przytłaczało mocną codziennością stojącą o wiele za daleko od Nieba, co winno być domem wszystkich aniołów. Jesteś małym aniołkiem?
Widzę małego diabła, którego podnieca polowanie.
Nie rodził się strach w sercu, pozostawał on na krańcu twojego języka, gdzieś w koniuszkach trzewi, ale to nie on dyktował warunki - starasz się sama je podyktować, myślisz: lis mnie śledzi, jaki jest lepszy sposób niż zamienić się z ofiary w łowcę? Z tej pozycji wyraźnie dostrzegasz czwórkę chłopców - a właściwie trójkę chłopców i jedną dziewczynkę, która zamykała ich pochód, ledwo za nimi nadążając - nie zauważyli ciebie, zauważyli twojego klona i to on ich do siebie zwabił.
- O, tu jest! - Ledwo widzisz przez mgłę z tej perspektywy, jak ręka jednego chłopaka wyciąga się i wskazuje punkt, w którym majaczyła twoja nasłana bliźniaczka. Ciebie nie dostrzegli. Nie zwrócili nawet na ciebie najmniejszej uwagi.
- Zaczekajcie! - Zakrzyknęła dziewczynka.
Śmiech tonął w tej gęstej jak mleko mgle.
- "Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
- Wesoło będzie płynąć czas.
- Przedziwne czary roztoczę w krąg,
- Złotolitą chustkę dam ci do rąk"~!
Prowadzący chłopiec całą gromadę zaczął wesoły śpiew, okręcając się na swoich palcach, towarzysz z nim rozłożył swoje ręce, jakby zamierzał wznieść się do lotu - typowo dziecięce zabawy w zupełnie niewinnej pogoni za klonem.
Ile mogli mieć lat? Dziesięć? Coś koło tego.
Widzę małego diabła, którego podnieca polowanie.
Nie rodził się strach w sercu, pozostawał on na krańcu twojego języka, gdzieś w koniuszkach trzewi, ale to nie on dyktował warunki - starasz się sama je podyktować, myślisz: lis mnie śledzi, jaki jest lepszy sposób niż zamienić się z ofiary w łowcę? Z tej pozycji wyraźnie dostrzegasz czwórkę chłopców - a właściwie trójkę chłopców i jedną dziewczynkę, która zamykała ich pochód, ledwo za nimi nadążając - nie zauważyli ciebie, zauważyli twojego klona i to on ich do siebie zwabił.
- O, tu jest! - Ledwo widzisz przez mgłę z tej perspektywy, jak ręka jednego chłopaka wyciąga się i wskazuje punkt, w którym majaczyła twoja nasłana bliźniaczka. Ciebie nie dostrzegli. Nie zwrócili nawet na ciebie najmniejszej uwagi.
- Zaczekajcie! - Zakrzyknęła dziewczynka.
Śmiech tonął w tej gęstej jak mleko mgle.
- "Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
- Wesoło będzie płynąć czas.
- Przedziwne czary roztoczę w krąg,
- Złotolitą chustkę dam ci do rąk"~!
Prowadzący chłopiec całą gromadę zaczął wesoły śpiew, okręcając się na swoich palcach, towarzysz z nim rozłożył swoje ręce, jakby zamierzał wznieść się do lotu - typowo dziecięce zabawy w zupełnie niewinnej pogoni za klonem.
Ile mogli mieć lat? Dziesięć? Coś koło tego.
0 x
Re: Mglisty las
6/15
Czekałam, a sekundy zamieniały się w wieczność. Teraz nie było miejsca na pomyłkę, ja to wiem. Ty też to wiesz. Jedna pomyłka może kosztować kogoś życie. I to niekoniecznie moje jest tutaj na szali. Chciałam wiedzieć, w tym momencie nic nie kusiło bardziej niż wiedza absolutna. Zawsze podziwiałam dowódców, którzy mogli w oka mgnieniu określić, czy warto walczyć, czy lepiej odejść. Oni podejmowali się działań i brali na barki odpowiedzialność z jaką nie są w stanie zmierzyć się najwytrawniejsi shinobi. Brali odpowiedzialność za ludzkie życie - winne bądź też nie.
Nie wiedziałam czy te cztery osoby, trzech chłopców i dziewczynka, mogli mi w jakikolwiek sposób zagrozić. To są złe czasy i złe miejsce. Tutaj rzadko spotyka się ludzi o pokojowych zamiarach. Szczególnie w grupie, szczególnie takich, którzy Cię szukają. Mam wrażenie, że z jakiegoś powodu chcieli mnie znaleźć, a przecież nie jestem nikim wyjątkowym. Żaden ze mnie generał, co najwyżej generalny przeciętniak. Więc czego takiego mogli ode mnie chcieć? Przyglądam im się z uwagą, próbując wybadać czy są dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem i szczerze... nie wiem. Nie mogę tego określić z miejsca w którym jestem, może gdybym miała większe doświadczenie w walce, byłoby mi teraz łatwiej. Jednak czy jest prostszy sposób na zdobywanie doświadczenia, niż praktyka? Tego nie nauczą Cię z podręczników, nikt nie powie Ci jakiego koloru będą pierwsze oczy, które zajdą mgłą po zadaniu śmiertelnego ciosu. Nikt nie wyjaśni, jak poradzić sobie z krwią, która już na zawsze zostaje na Twoich dziecięcych dłoniach. Co ja gadam - przecież jestem taka cholernie dorosła.
Krew szumi w mojej głowie tak głośno, że przez chwilę nie wyłapuje żadnych dźwięków otoczenia. Przestaje czuć pierwsze promienie słońca, które przedarły się przez osłonę mgły, ani też delikatnych podmuchów wiatru na rozpalonej skórze. Przynajmniej się nie wypalę, tyle mojego.
Cofam klona o kilka kroków, jeszcze bliżej mojego drzewa w nadziei, że jeżeli chcą walczyć, to odbiorą to jako zachętę. Nie pozostaje mi jednak nic więcej jak czekać - jeżeli są niewinni, to pozostaną w mojej duszy jak blizna. A jeżeli są winni - to mają przewagę i nie mogę pozwolić sobie na błąd. Na pewno nie teraz.
Stan chakry: 95%
Czekałam, a sekundy zamieniały się w wieczność. Teraz nie było miejsca na pomyłkę, ja to wiem. Ty też to wiesz. Jedna pomyłka może kosztować kogoś życie. I to niekoniecznie moje jest tutaj na szali. Chciałam wiedzieć, w tym momencie nic nie kusiło bardziej niż wiedza absolutna. Zawsze podziwiałam dowódców, którzy mogli w oka mgnieniu określić, czy warto walczyć, czy lepiej odejść. Oni podejmowali się działań i brali na barki odpowiedzialność z jaką nie są w stanie zmierzyć się najwytrawniejsi shinobi. Brali odpowiedzialność za ludzkie życie - winne bądź też nie.
Nie wiedziałam czy te cztery osoby, trzech chłopców i dziewczynka, mogli mi w jakikolwiek sposób zagrozić. To są złe czasy i złe miejsce. Tutaj rzadko spotyka się ludzi o pokojowych zamiarach. Szczególnie w grupie, szczególnie takich, którzy Cię szukają. Mam wrażenie, że z jakiegoś powodu chcieli mnie znaleźć, a przecież nie jestem nikim wyjątkowym. Żaden ze mnie generał, co najwyżej generalny przeciętniak. Więc czego takiego mogli ode mnie chcieć? Przyglądam im się z uwagą, próbując wybadać czy są dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem i szczerze... nie wiem. Nie mogę tego określić z miejsca w którym jestem, może gdybym miała większe doświadczenie w walce, byłoby mi teraz łatwiej. Jednak czy jest prostszy sposób na zdobywanie doświadczenia, niż praktyka? Tego nie nauczą Cię z podręczników, nikt nie powie Ci jakiego koloru będą pierwsze oczy, które zajdą mgłą po zadaniu śmiertelnego ciosu. Nikt nie wyjaśni, jak poradzić sobie z krwią, która już na zawsze zostaje na Twoich dziecięcych dłoniach. Co ja gadam - przecież jestem taka cholernie dorosła.
Krew szumi w mojej głowie tak głośno, że przez chwilę nie wyłapuje żadnych dźwięków otoczenia. Przestaje czuć pierwsze promienie słońca, które przedarły się przez osłonę mgły, ani też delikatnych podmuchów wiatru na rozpalonej skórze. Przynajmniej się nie wypalę, tyle mojego.
Cofam klona o kilka kroków, jeszcze bliżej mojego drzewa w nadziei, że jeżeli chcą walczyć, to odbiorą to jako zachętę. Nie pozostaje mi jednak nic więcej jak czekać - jeżeli są niewinni, to pozostaną w mojej duszy jak blizna. A jeżeli są winni - to mają przewagę i nie mogę pozwolić sobie na błąd. Na pewno nie teraz.
Stan chakry: 95%
0 x
Re: Mglisty las
7/15
Masz rację - wiem. Widzę już koniec tej opowieści, znam jej początek i nawet środek, i wciąż pamiętam ludzi, którzy (tacy jak ty, Yuumi) nie mając dobrego startu modlili się tylko o spokojny początek końca - i dobry koniec początku. Widziałem ich klęczących przed świątyniami, do których nie dało się dopchać, bo zapełnione były ludźmi, widziałem kapłanów wznoszących dłonie i wywołujących imiona prastarych bóstw, których nie interesowała ziemska codzienność, widziałem tych z różańcem w dłoniach przed krzyżem i tych z kadzidłami przy łóżku, co z zamkniętymi oczami prosili o pokój - spokój i pokój - dla siebie i swojej rodziny. Widzę też ciebie. Modlitwy mają to do siebie, że nie potrzebują wypowiadania boskich mian, przynajmniej ja tak uważam - przecież Ja cię słyszę. Wiem, że chcesz wiedzieć, chociaż nawet twoje myśli nie zlepiły Mego imienia w całość. Chcesz wiedzieć?
Powiem ci.
- Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
- Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!
- Haha nie śpiewaj, nie śpiewaj, bo ją zgubimy!
Widzisz jak przez mgłę, bo i wszystko okolone jest tym mlekiem, który nie wadzi swoją wilgocią tylko dlatego, że ciepło wibrujące pod twoją skórą skutecznie je odpiera, jakbyś miała wokół siebie bańkę, którą ledwo jesteś w stanie kontrolować - Ty, mistrzyni baniek, sztuki zabójczo pięknej w swym kunszcie i precyzji, Ty, która zamiast anielską wolą chłonąć fale słońca wolisz kierować swój wzrok do chłodnej gleby i czwórki dzieci, które czasem niknęły ci w tej bieganinie pomiędzy drzewami i w kolejnych białych falach. Wystarczyło jednak, żebyś przyciągnął klona bliżej i dzieciaki już się pojawiały. Nie mogły uciec ci na długo.
Chcesz wiedzieć?
Jak takie małe dzieci, w których sercach bije niewinność, mogą być zagrożeniem?
Chyba tak, że mama uczyła: to niespokojne czasy.
- Hej, pobaw się z nami! - Wykrzyknęła dziewczynka zatrzymując się w końcu i pochylając nieco do przodu jakby cała ta bieganina wymagała więcej energii niż ustawa to przewiduję, a jej głos przeciął powietrze jak brzdęk łyżeczki o szklankę w cichym salonie.
- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
- To król mnie wabi, to jego śpiew!
Sprytna trójka chłopców zaczęła zbliżać się do klona i drzewa, na którym siedziałaś, wyraźnie zamierzając to drzewo okrążyć.
Powiem ci.
- Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
- Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!
- Haha nie śpiewaj, nie śpiewaj, bo ją zgubimy!
Widzisz jak przez mgłę, bo i wszystko okolone jest tym mlekiem, który nie wadzi swoją wilgocią tylko dlatego, że ciepło wibrujące pod twoją skórą skutecznie je odpiera, jakbyś miała wokół siebie bańkę, którą ledwo jesteś w stanie kontrolować - Ty, mistrzyni baniek, sztuki zabójczo pięknej w swym kunszcie i precyzji, Ty, która zamiast anielską wolą chłonąć fale słońca wolisz kierować swój wzrok do chłodnej gleby i czwórki dzieci, które czasem niknęły ci w tej bieganinie pomiędzy drzewami i w kolejnych białych falach. Wystarczyło jednak, żebyś przyciągnął klona bliżej i dzieciaki już się pojawiały. Nie mogły uciec ci na długo.
Chcesz wiedzieć?
Jak takie małe dzieci, w których sercach bije niewinność, mogą być zagrożeniem?
Chyba tak, że mama uczyła: to niespokojne czasy.
- Hej, pobaw się z nami! - Wykrzyknęła dziewczynka zatrzymując się w końcu i pochylając nieco do przodu jakby cała ta bieganina wymagała więcej energii niż ustawa to przewiduję, a jej głos przeciął powietrze jak brzdęk łyżeczki o szklankę w cichym salonie.
- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
- To król mnie wabi, to jego śpiew!
Sprytna trójka chłopców zaczęła zbliżać się do klona i drzewa, na którym siedziałaś, wyraźnie zamierzając to drzewo okrążyć.
0 x
Re: Mglisty las
8/15
Ja pierdole. Ach, nie. Chwila. Małym dziewczynkom nie wypada się tak wyrażać. Więc inaczej sformułuje początek tego zdania, tak, żeby nie wyjść ze swojego charakteru i nie zmuszać Ciebie do wyjścia z niego.
Ekhem.
Och, nie! Niechaj to dunder świśnie!
Chyba nieco lepiej, prawda? To takim słownictwem posługiwałaby się czternastolatka w świecie w którym dane słowo i honor, to najwyższe wartości. A skoro słowo takie cenne, to wulgaryzmy muszą kosztować fortunę! Czy wzbogaciłabym się, gdybym zapisała je wszystkie na zwojach i sprzedawała jako Tajemna Technika Rozwiązywania Kłopotów Kunoichi Shabondana? Pierdole no Jutsu.
Jeżeli rzeczywiście tak bym zrobiła, to musiałabym najpierw przemyśleć do kogo skierowana jest ta technika. Przecież dorośli przeklinają na okrągło... może dzieci? Płacisz 100 Ryo na pierwszym roku Akademii i możesz je sobie dopisać do CV. Dzięki niemu wszyscy się od Ciebie odczepią i żaden opryszek, czy inna babcia na ulicy, nie będzie Ci straszna! Jest to jakiś pomysł na biznes.
Ale chyba odeszłam nieco od tematu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Moja głowa jest zapchana bezsensownymi myślami, broniąc się przed wizją zabicia człowieka. Tylko, że jeżeli ja ich nie zabiję, to oni mogą zabić mnie. Mojej mamie byłoby przykro. Tacie pewnie nie, nawet by nie zauważył i tak go nie ma w domu. Ciekawe ile czasu zajęłoby komukolwiek dotarcie do tego lasu, do tego miejsca w którym zimne ciało pośmiertnie zesztywniało w karykaturalnej pozie przerażenia. A jeżeli ich zabiję, to co ja zrobię z ich ciałami? Mam je zostawić tak jak leżą? Wyciągnąć z lasu i położyć gdzieś na widoku? Chyba tak byłoby sprawiedliwie. Zginęli w walce, jak prawdziwi wojownicy, więc zasługują na wieczny odpoczynek gdzieś pod ziemią. Nie znam się na kopaniu grobów.
Ta myśl jak całun opada na mój umysł gasząc wszystkie zapalone światła pod czaszką. Ciemność koi skołatane nerwy, chłodzi ciepło skóry, przenika do kości w których się rozgaszcza, jakby były jej własnymi. Może rzeczywiście tak to wygląda? Każdy umysł ma swój bezpiecznik, który nie pozwala by właściciel oszalał z przerażenia. Teraz w mojej świadomości pozostawało jedynie mrowienie poczucia obowiązku i misji, którą trzeba doprowadzić do samego końca.
Pies.
Tygrys.
Kasumi Jusha no Jutsu.
Klon robi szybki przewrót przez bark, odskakując na bok. Zostawię go pod ręką. Niech myślą, że to prawdziwa ja, niech atakują ją tak długo, jak będą chcieli. Może pomyślą, że to nie genjutsu, a zwykła technika wielu klonów. Jeżeli to rzeczywiście wprawieni w walce wojownicy, rzucą się za nim w pościg. A ja będę czekała. Sięgam do torby po kunaie, gotowa by rozpocząć polowanie. Pierwsze wizje wyłaniają się z kolejnych to drzew, otaczając przybyszów. Jeden za drugim, trzeci za czwartym, piętnaście zmor na raz. Przenikają przez materialny świat jak widma, stając się w oczach moich przeciwników całkowicie materialnymi. Robią kilka kroków w przód, na boki, mieszają się, a jedynie mój klon stoi nieruchomo w centralnym punkcie przed przybyszami. Moje genjutsu staje się tym silniejsze im dłużej skupiam się na przepływie chakry przez swoje ciało do ich młodocianych głów. Czy to już pięćdziesiąt kopii mnie samej? Chyba wystarczy, tam dalej nie mogę ich tworzyć, jestem zbyt wysoko na drzewie. Przeskakuje więc między gałęziami, tym szybciej im więcej energii posyłam w swoje stopy. Mam wrażenie, że te klony mają własną świadomość, przesuwają się wraz moimi ruchami nieznacznie, część niknie w pustce mlecznobiałej mgły, by pojawić się bliżej mnie, wyjść spod ziemi i zza kamieni. Osuwam się po jednym z pni, poza zasięgiem ich wzroku, schowana za masywnym drzewcem.
I ruszam równym krokiem wraz z klonami, na spotkanie ze Śmiercią.
Stan chakry: 83%
Ja pierdole. Ach, nie. Chwila. Małym dziewczynkom nie wypada się tak wyrażać. Więc inaczej sformułuje początek tego zdania, tak, żeby nie wyjść ze swojego charakteru i nie zmuszać Ciebie do wyjścia z niego.
Ekhem.
Och, nie! Niechaj to dunder świśnie!
Chyba nieco lepiej, prawda? To takim słownictwem posługiwałaby się czternastolatka w świecie w którym dane słowo i honor, to najwyższe wartości. A skoro słowo takie cenne, to wulgaryzmy muszą kosztować fortunę! Czy wzbogaciłabym się, gdybym zapisała je wszystkie na zwojach i sprzedawała jako Tajemna Technika Rozwiązywania Kłopotów Kunoichi Shabondana? Pierdole no Jutsu.
Jeżeli rzeczywiście tak bym zrobiła, to musiałabym najpierw przemyśleć do kogo skierowana jest ta technika. Przecież dorośli przeklinają na okrągło... może dzieci? Płacisz 100 Ryo na pierwszym roku Akademii i możesz je sobie dopisać do CV. Dzięki niemu wszyscy się od Ciebie odczepią i żaden opryszek, czy inna babcia na ulicy, nie będzie Ci straszna! Jest to jakiś pomysł na biznes.
Ale chyba odeszłam nieco od tematu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Moja głowa jest zapchana bezsensownymi myślami, broniąc się przed wizją zabicia człowieka. Tylko, że jeżeli ja ich nie zabiję, to oni mogą zabić mnie. Mojej mamie byłoby przykro. Tacie pewnie nie, nawet by nie zauważył i tak go nie ma w domu. Ciekawe ile czasu zajęłoby komukolwiek dotarcie do tego lasu, do tego miejsca w którym zimne ciało pośmiertnie zesztywniało w karykaturalnej pozie przerażenia. A jeżeli ich zabiję, to co ja zrobię z ich ciałami? Mam je zostawić tak jak leżą? Wyciągnąć z lasu i położyć gdzieś na widoku? Chyba tak byłoby sprawiedliwie. Zginęli w walce, jak prawdziwi wojownicy, więc zasługują na wieczny odpoczynek gdzieś pod ziemią. Nie znam się na kopaniu grobów.
Ta myśl jak całun opada na mój umysł gasząc wszystkie zapalone światła pod czaszką. Ciemność koi skołatane nerwy, chłodzi ciepło skóry, przenika do kości w których się rozgaszcza, jakby były jej własnymi. Może rzeczywiście tak to wygląda? Każdy umysł ma swój bezpiecznik, który nie pozwala by właściciel oszalał z przerażenia. Teraz w mojej świadomości pozostawało jedynie mrowienie poczucia obowiązku i misji, którą trzeba doprowadzić do samego końca.
Pies.
Tygrys.
Kasumi Jusha no Jutsu.
Klon robi szybki przewrót przez bark, odskakując na bok. Zostawię go pod ręką. Niech myślą, że to prawdziwa ja, niech atakują ją tak długo, jak będą chcieli. Może pomyślą, że to nie genjutsu, a zwykła technika wielu klonów. Jeżeli to rzeczywiście wprawieni w walce wojownicy, rzucą się za nim w pościg. A ja będę czekała. Sięgam do torby po kunaie, gotowa by rozpocząć polowanie. Pierwsze wizje wyłaniają się z kolejnych to drzew, otaczając przybyszów. Jeden za drugim, trzeci za czwartym, piętnaście zmor na raz. Przenikają przez materialny świat jak widma, stając się w oczach moich przeciwników całkowicie materialnymi. Robią kilka kroków w przód, na boki, mieszają się, a jedynie mój klon stoi nieruchomo w centralnym punkcie przed przybyszami. Moje genjutsu staje się tym silniejsze im dłużej skupiam się na przepływie chakry przez swoje ciało do ich młodocianych głów. Czy to już pięćdziesiąt kopii mnie samej? Chyba wystarczy, tam dalej nie mogę ich tworzyć, jestem zbyt wysoko na drzewie. Przeskakuje więc między gałęziami, tym szybciej im więcej energii posyłam w swoje stopy. Mam wrażenie, że te klony mają własną świadomość, przesuwają się wraz moimi ruchami nieznacznie, część niknie w pustce mlecznobiałej mgły, by pojawić się bliżej mnie, wyjść spod ziemi i zza kamieni. Osuwam się po jednym z pni, poza zasięgiem ich wzroku, schowana za masywnym drzewcem.
I ruszam równym krokiem wraz z klonami, na spotkanie ze Śmiercią.
Stan chakry: 83%
0 x
Re: Mglisty las
10/15
Wyciągasz do niej dłoń, zapraszając do siebie, kiedy ona stoi nieruchomo, Statua Wolności odziana w czerń, obietnica wyzwolenia z głupich myśli, których powiernikami stały się zagubione drzewa we mgle i promienie słońca muskające refleksami zlepione nieco od wilgoci kosmyki włosów. Wyciągasz dłoń, bo masz już plan na życie, Ona nie może ci nic złeg uczynić - obejmiesz ją jak dawno nie widzianą kochankę, jak namiętność od dawna poszukiwaną, która nie wybucha ostrym płomieniem, a rozpala się zmysłowo w grze wstępnej, w której kochankowie dobrze znają mapę swoich ciał. Gra, o której nie masz najmniejszego pojęcia, ale dowiesz się jak dorośniesz, tak powiedzieliby ci rodzice. Gra, o której Statua nie ma żadnego pojęcia, bo dawno przerosła swój wiek. Wiek wszystkich ludzi. Wiek Ziemi.
Przecież była Śmiercią.
Był jeden Przywódca, ten, któremu zazdrościłaś wiedzy, w której wiedział kiedy uderzyć, kiedy zrobić krok w bok, a kiedy ustąpić, decydując o życiu tych winnych i niewinnych. Ten dowódca nie miał twarzy prawdziwego mężczyzny, nie miał ciała porytego bliznami ani mądrych oczu - miał za to charyzmę, którą każdy dowódca mieć musiał - i to mu w zupełności wystarczyło. Jemu i tym, którym dowodził. By jeden Przywódca i to musiało wystarczyć. Pokazał dłonią jednemu chłopakowi, by poszedł w lewo, drugiemu, by poszedł w prawo - prawdziwi żołnierze, znali swoją wartość, nie bali się wyzwań i nie bali się umierać, więc posłał ich, jako owce na rzeź - a na ich ustach uśmiech, w ich oczach brak strachu - chyba pojęli już to, czego Ty miałaś się dowiedzieć dopiero jak dorośniesz.
Tylko dziewczynka została w miejscu i uniosła dłonie, splatając ze sobą palce - jej śpiew był czysty, wdrażał się w drobiny wody tworzącej mgłę, kolibał śniąco koronami... Czysty i prawdziwy.
- Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
Gładko przeskoczyłaś między kolejnymi drzewami, chociaż wymagało to skupienia chakry w stopach i tak samo gładko przesuwały się twoje klony... ach, przepraszam - twoje halucynacje.
Dowódca zaklaskał i zaśmiał się, gdy klon zrobił przewrót... a potem klaskanie było coraz wolniejsze, aż całkowicie ustało, bo wielkie oczy...
Nie wiedziałaś już, co stało się z wielkimi oczami, bo mgła przysłoniła ci widok.
Widziałaś za to, jak trójka mężczyzn zrezygnowało z pościgu za klonem i cofnęli się do siebie - mężczyzn, ha! - a dziewczynka cofnęła się o prę kroków w tył odłączając od drużyny... i zaczęła biec.
Złota chusta zsunęła się z jej szyi i niczym kometa przecięła biegnącą chwilę.
Przecież była Śmiercią.
Był jeden Przywódca, ten, któremu zazdrościłaś wiedzy, w której wiedział kiedy uderzyć, kiedy zrobić krok w bok, a kiedy ustąpić, decydując o życiu tych winnych i niewinnych. Ten dowódca nie miał twarzy prawdziwego mężczyzny, nie miał ciała porytego bliznami ani mądrych oczu - miał za to charyzmę, którą każdy dowódca mieć musiał - i to mu w zupełności wystarczyło. Jemu i tym, którym dowodził. By jeden Przywódca i to musiało wystarczyć. Pokazał dłonią jednemu chłopakowi, by poszedł w lewo, drugiemu, by poszedł w prawo - prawdziwi żołnierze, znali swoją wartość, nie bali się wyzwań i nie bali się umierać, więc posłał ich, jako owce na rzeź - a na ich ustach uśmiech, w ich oczach brak strachu - chyba pojęli już to, czego Ty miałaś się dowiedzieć dopiero jak dorośniesz.
Tylko dziewczynka została w miejscu i uniosła dłonie, splatając ze sobą palce - jej śpiew był czysty, wdrażał się w drobiny wody tworzącej mgłę, kolibał śniąco koronami... Czysty i prawdziwy.
- Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
Gładko przeskoczyłaś między kolejnymi drzewami, chociaż wymagało to skupienia chakry w stopach i tak samo gładko przesuwały się twoje klony... ach, przepraszam - twoje halucynacje.
Dowódca zaklaskał i zaśmiał się, gdy klon zrobił przewrót... a potem klaskanie było coraz wolniejsze, aż całkowicie ustało, bo wielkie oczy...
Nie wiedziałaś już, co stało się z wielkimi oczami, bo mgła przysłoniła ci widok.
Widziałaś za to, jak trójka mężczyzn zrezygnowało z pościgu za klonem i cofnęli się do siebie - mężczyzn, ha! - a dziewczynka cofnęła się o prę kroków w tył odłączając od drużyny... i zaczęła biec.
Złota chusta zsunęła się z jej szyi i niczym kometa przecięła biegnącą chwilę.
0 x
Re: Mglisty las
11/15
I to mają być żołnierze? Cholera jasna, spodziewałam się wszystkiego. Spodziewałam się, że to prawdziwi shinobi ukryci pod płaszczem jutsu zbyt silnego bym wyczuła różnicę. Podejrzewałam, że mogą to być zwykłe dzieci, zagubione w lesie i kompletnie niewinne. Ale to nie są kodomotachi, a przynajmniej nie takie, jakie przewidywałam. Te dzieci zabijały już wcześniej, prawda? One widziały rzeczy, jakich nie powinno oglądać żadne dziecko... nie. Nie dość, że widziały, to taplały się w zasychającym na podłodze osoczu, dłoniami zgarniając juchę z poderżniętych gardeł i bawiło je to. Znalazły się po niewłaściwej stronie barykady w walce Życia ze Śmiercią i zamiast chronić każde istnienie, tymi dziećmi władał chaos i mord. Szkoda tylko, że miały jedynie dziesięć lat i tylko kilka minut dzieliło ich od pozostania w tym wieku na zawsze.
Widziałam to wszystko w ich oczach i nie podobało mi się to co widzę w ich odbiciu. Huh, kto by pomyślał, że jestem w tej chwili im bliższa, niż komukolwiek innemu. Czy to właśnie to uczucie towarzyszy każdemu, kto popełnia najcięższą zbrodnie przeciwko drugiemu człowiekowi? Uczucie sympatii do swojej ofiary, czy może tak jest tylko za pierwszym razem? Rozdzielę ich i sama sprawdzę.
Co ja wygaduje? Przecież nie muszę ich zabijać, mogę kazać im odejść, pokazałam już swoją dominację. Patrzę na nich, a z każdym krokiem - tym własnym, i tym które pokonują iluzje, które drażnią moją świadomość jak drzazga pod skórą, wymuszają na mnie skupienie, którego tak mi brakuje, widzę jak truchleją. Oni wiedzą co za chwilę się stanie, wyczuwają Śmierć w wilgotnym powietrzu, czują pośmiertne drgania swoich mięśni, choć przecież nadal są żywi. I śmiertelnie się boją.
Ku mojemu zaskoczeniu, to nie wygląda na strach o swojego towarzysza broni z którym przyszło się na misję, o nie. To jest strach o samego siebie.
Na mojej twarzy kwitnie uśmiech, najpierw delikatny, taki który zakochana dziewczyna posyła swojej sympatii, jednak potem on ginie, a z każdym krokiem kawałek po kawałku wypiera go grymas. Szczerze się, a szczerząc szczerze cieszę, że i moje klony podzielają moje poczucie humoru. Ale przecież, jak wspomniałeś Mistrzu, to nie klony, a iluzje. A przecież skoro one nie są materialne, to mogą przybierać dowolne kształty i formy, tak długo jak pozostają w umysłach tych młodych śmieci.
Robię kolejnych kilka kroków, a tłum identycznych ciał zamyka się za ich plecami, odcinając możliwość ucieczki. Wciąż mogą próbować uciec drzewami, jednak wtedy staliby się wyjątkowo łatwym celem dla kunai i shurikenów. Choć pewnie własnoręcznie przegryzę każdemu z nich tętnicę.
I to mają być żołnierze? Cholera jasna, spodziewałam się wszystkiego. Spodziewałam się, że to prawdziwi shinobi ukryci pod płaszczem jutsu zbyt silnego bym wyczuła różnicę. Podejrzewałam, że mogą to być zwykłe dzieci, zagubione w lesie i kompletnie niewinne. Ale to nie są kodomotachi, a przynajmniej nie takie, jakie przewidywałam. Te dzieci zabijały już wcześniej, prawda? One widziały rzeczy, jakich nie powinno oglądać żadne dziecko... nie. Nie dość, że widziały, to taplały się w zasychającym na podłodze osoczu, dłoniami zgarniając juchę z poderżniętych gardeł i bawiło je to. Znalazły się po niewłaściwej stronie barykady w walce Życia ze Śmiercią i zamiast chronić każde istnienie, tymi dziećmi władał chaos i mord. Szkoda tylko, że miały jedynie dziesięć lat i tylko kilka minut dzieliło ich od pozostania w tym wieku na zawsze.
Widziałam to wszystko w ich oczach i nie podobało mi się to co widzę w ich odbiciu. Huh, kto by pomyślał, że jestem w tej chwili im bliższa, niż komukolwiek innemu. Czy to właśnie to uczucie towarzyszy każdemu, kto popełnia najcięższą zbrodnie przeciwko drugiemu człowiekowi? Uczucie sympatii do swojej ofiary, czy może tak jest tylko za pierwszym razem? Rozdzielę ich i sama sprawdzę.
Co ja wygaduje? Przecież nie muszę ich zabijać, mogę kazać im odejść, pokazałam już swoją dominację. Patrzę na nich, a z każdym krokiem - tym własnym, i tym które pokonują iluzje, które drażnią moją świadomość jak drzazga pod skórą, wymuszają na mnie skupienie, którego tak mi brakuje, widzę jak truchleją. Oni wiedzą co za chwilę się stanie, wyczuwają Śmierć w wilgotnym powietrzu, czują pośmiertne drgania swoich mięśni, choć przecież nadal są żywi. I śmiertelnie się boją.
Ku mojemu zaskoczeniu, to nie wygląda na strach o swojego towarzysza broni z którym przyszło się na misję, o nie. To jest strach o samego siebie.
Na mojej twarzy kwitnie uśmiech, najpierw delikatny, taki który zakochana dziewczyna posyła swojej sympatii, jednak potem on ginie, a z każdym krokiem kawałek po kawałku wypiera go grymas. Szczerze się, a szczerząc szczerze cieszę, że i moje klony podzielają moje poczucie humoru. Ale przecież, jak wspomniałeś Mistrzu, to nie klony, a iluzje. A przecież skoro one nie są materialne, to mogą przybierać dowolne kształty i formy, tak długo jak pozostają w umysłach tych młodych śmieci.
Robię kolejnych kilka kroków, a tłum identycznych ciał zamyka się za ich plecami, odcinając możliwość ucieczki. Wciąż mogą próbować uciec drzewami, jednak wtedy staliby się wyjątkowo łatwym celem dla kunai i shurikenów. Choć pewnie własnoręcznie przegryzę każdemu z nich tętnicę.
(wykorzystuje część chakry by nieco manipulować iluzją)
Stan chakry: 73%
0 x
Re: Mglisty las
12/15
Co tak naprawdę tkwiło w ich oczach? Żeby się dowiedzieć musisz podejść bliżej. Bliżej.
Jeszcze.
Trójka chłopców rozglądała się wokół szeroko rozwartymi oczyma - w lewo, w prawo - ratunek? - zapomnij. Mgła i spaczone iluzje, wróg i osaczeni oni - i ta dziewczynka, która przedarła się przez mgłę i zniknęła ci zupełne z pola widzenia, chyba o uszy obił ci się tylko jej szloch. Chyba w uszach zaszeleściły ci liście, po których deptało jej chude ciało, chyba trzask uderzał niczym gong w tej ciszy - trzask tej gałązki, na którą musiała nadepnąć, nim wydostała się poza obręb twoich zmysłów, umykając iluzjom, które sunęły ku zbitej trójce chłopaczków. Nie byli w stanie wykrztusić ze swoich gardeł żadnego słowa, a może po prostu rozumieli się bez słów? Może każdy wiedział, co miał teraz robić?
Jeden dzieciak złapał swoje Przywódcę za ramię, a ten zaraz napiął nieznacznie to, co od biedy można było nazwać mięśniami - niewyraźny obraz stawał się dla ciebie jaśniejszy im bliżej podchodziłaś. Masz władzę. Ty, Królowa Śmierci, która złapałaś za gardło samo przeznaczenie, drapieżnik, który czuł już na krańcu języka smak krwi, któremu drżały płatki nozdrzy od zapachu strachu.
Nie, to zdecydowanie nie był Przywódca, którego byś podziwiała.
- Ucie... biegnij...cie... - Niewyraźny głos Przywódcy rozległ się we mgle. Jeden dzieciak spojrzał na drugiego towarzysza, ten drugi, trzymając dłoń na ramieniu Przywódcy, niema się w niego wtulający, pokręcił głową - rozglądali się ciągle, miotając spojrzeniami na wszystkie strony świata. Koszmar na jawie?
A może jawa w koszmarze..?
Już zrobił zryw, już chciał się porwać na ucieczkę - ale jedna z iluzji skutecznie go do tego zniechęciła. Wiele iluzji. Odcięły im drogę ucieczki i sprawiły, że dzieci struchlały, wpatrując się Śmierci w oczy.
Jeszcze.
Trójka chłopców rozglądała się wokół szeroko rozwartymi oczyma - w lewo, w prawo - ratunek? - zapomnij. Mgła i spaczone iluzje, wróg i osaczeni oni - i ta dziewczynka, która przedarła się przez mgłę i zniknęła ci zupełne z pola widzenia, chyba o uszy obił ci się tylko jej szloch. Chyba w uszach zaszeleściły ci liście, po których deptało jej chude ciało, chyba trzask uderzał niczym gong w tej ciszy - trzask tej gałązki, na którą musiała nadepnąć, nim wydostała się poza obręb twoich zmysłów, umykając iluzjom, które sunęły ku zbitej trójce chłopaczków. Nie byli w stanie wykrztusić ze swoich gardeł żadnego słowa, a może po prostu rozumieli się bez słów? Może każdy wiedział, co miał teraz robić?
Jeden dzieciak złapał swoje Przywódcę za ramię, a ten zaraz napiął nieznacznie to, co od biedy można było nazwać mięśniami - niewyraźny obraz stawał się dla ciebie jaśniejszy im bliżej podchodziłaś. Masz władzę. Ty, Królowa Śmierci, która złapałaś za gardło samo przeznaczenie, drapieżnik, który czuł już na krańcu języka smak krwi, któremu drżały płatki nozdrzy od zapachu strachu.
Nie, to zdecydowanie nie był Przywódca, którego byś podziwiała.
- Ucie... biegnij...cie... - Niewyraźny głos Przywódcy rozległ się we mgle. Jeden dzieciak spojrzał na drugiego towarzysza, ten drugi, trzymając dłoń na ramieniu Przywódcy, niema się w niego wtulający, pokręcił głową - rozglądali się ciągle, miotając spojrzeniami na wszystkie strony świata. Koszmar na jawie?
A może jawa w koszmarze..?
Już zrobił zryw, już chciał się porwać na ucieczkę - ale jedna z iluzji skutecznie go do tego zniechęciła. Wiele iluzji. Odcięły im drogę ucieczki i sprawiły, że dzieci struchlały, wpatrując się Śmierci w oczy.
0 x
Re: Mglisty las
13/15
Śmierć ma wiele twarzy, a na którą patrzyli oni? Czy rozumieli się bez słów i spoglądali w iluzję? Jeżeli tak, to którą? Może każdy obserwował inną zjawę, widząc w niej prawdziwe zagrożenie? Więc która z nich była najgroźniejsza? Podchodziłam bliżej i bliżej wraz z armią moich koszmarów, które tutaj, w tym miejscu, o tej porze, były równie rzeczywiste w ich umysłach co ja sama. Mój natomiast z każdą chwilą stawał się coraz spokojniejszy i dziwnie opustoszały, prawie jakbym zrzucała ciężar z barków i swojego serca na te mokrą od wilgoci ziemię, kamień który opadał z szybkością wprost proporcjonalną do tempa kroków. Nie było już możliwości ucieczki, na pewno nie w tym momencie. Mogli przecież to zrobić kilka minut temu, wtedy kiedy postanowili zabawić się moim kosztem, nie wiedząc jeszcze jak daleko stoją od prawdy. Mieli możliwość powiedzenia sobie krótkiego dosyć, i powrotu do domu, do rodziny, znajomych, świata którym nie rządzi przemoc, bo w dziecięcej głowie śmierć nie istnieje. Ona zdarza się innym, nie nam.
Pozwalam by przywołane przeze mnie klony oddzieliły mnie od tej trójki, nie chciałam, by wiedzieli skąd dokładnie dochodzi mój głos. Krąg zacieśnia się, a piętnaście metrów zasięgu jutsu nie jest już niezbędną granicą. Teraz wystarcza mi ich dziesięć, widmo przy iluzji, a klon obok kopii. Stoją, szczerząc się w ich kierunku i kiedy mam dziwną pewność, że są na granicy swojego umysłu, zapędzeni w ciemny korytarz przerażenia z którego jedyną ucieczką jest atak, mówię:
-Jak macie na imię?
Czy naprawdę chcę się tego dowiedzieć, czy jedynie kupuje sobie nieco czasu, by nasycić najpierwotniejszy z instynktów i rozkoszować się ich zwierzęcym strachem? Wojna to nie tylko starcie Życia ze Śmiercią. To coś o wiele głębszego, coś, co można zrozumieć dopiero kiedy staje się twarzą w twarz z własnym końcem. A uczucie siły i dominacji nad innym człowiekiem potrafi uzależnić mocniej, niż jakiekolwiek używki.
Stan chakry: 73%
Śmierć ma wiele twarzy, a na którą patrzyli oni? Czy rozumieli się bez słów i spoglądali w iluzję? Jeżeli tak, to którą? Może każdy obserwował inną zjawę, widząc w niej prawdziwe zagrożenie? Więc która z nich była najgroźniejsza? Podchodziłam bliżej i bliżej wraz z armią moich koszmarów, które tutaj, w tym miejscu, o tej porze, były równie rzeczywiste w ich umysłach co ja sama. Mój natomiast z każdą chwilą stawał się coraz spokojniejszy i dziwnie opustoszały, prawie jakbym zrzucała ciężar z barków i swojego serca na te mokrą od wilgoci ziemię, kamień który opadał z szybkością wprost proporcjonalną do tempa kroków. Nie było już możliwości ucieczki, na pewno nie w tym momencie. Mogli przecież to zrobić kilka minut temu, wtedy kiedy postanowili zabawić się moim kosztem, nie wiedząc jeszcze jak daleko stoją od prawdy. Mieli możliwość powiedzenia sobie krótkiego dosyć, i powrotu do domu, do rodziny, znajomych, świata którym nie rządzi przemoc, bo w dziecięcej głowie śmierć nie istnieje. Ona zdarza się innym, nie nam.
Pozwalam by przywołane przeze mnie klony oddzieliły mnie od tej trójki, nie chciałam, by wiedzieli skąd dokładnie dochodzi mój głos. Krąg zacieśnia się, a piętnaście metrów zasięgu jutsu nie jest już niezbędną granicą. Teraz wystarcza mi ich dziesięć, widmo przy iluzji, a klon obok kopii. Stoją, szczerząc się w ich kierunku i kiedy mam dziwną pewność, że są na granicy swojego umysłu, zapędzeni w ciemny korytarz przerażenia z którego jedyną ucieczką jest atak, mówię:
-Jak macie na imię?
Czy naprawdę chcę się tego dowiedzieć, czy jedynie kupuje sobie nieco czasu, by nasycić najpierwotniejszy z instynktów i rozkoszować się ich zwierzęcym strachem? Wojna to nie tylko starcie Życia ze Śmiercią. To coś o wiele głębszego, coś, co można zrozumieć dopiero kiedy staje się twarzą w twarz z własnym końcem. A uczucie siły i dominacji nad innym człowiekiem potrafi uzależnić mocniej, niż jakiekolwiek używki.
Stan chakry: 73%
0 x
Re: Mglisty las
14/15
Masz racje, dzieci nie wiedzą, czym jest śmierć - wiedzą za to doskonale, czym jest strach, który wyczuwałaś od nich na odległość, ale który dopiero kiedy przekroczyłaś zbawienne metry rozdzielające was uderzyła w ciebie ta słodka woń, niemal rozdmuchała twe włosy, wpełzła pod koszulkę, przecięła dreszczem twój kręgosłup... ach nie, to przecież tylko wilgoć powietrza i chłód wiosny, który osnuwał to mistyczne miejsce. Miejsce, które chwilowo należało do Ciebie. Przecież Muerte przesunęła kościstą dłoń nad światem, sypnęła popiołem, w który ludzkość miała się obrócić, szepnęła: idź i czyń, Moje Dziecko, więc poszłaś i czyniłaś, burząc kolejne przeszkody, które ozwano sumieniem. Serce cieszył trzask rozbijanych murów, wyrywanych krat, a w twojej drobnej, dziewczęcej dłoni ostał się bat, którego trzask jako jedyny pozwalał ci się skupić - chociaż minimum tego skupienia. Chociaż na tą jedną technikę, na jeden uśmiech więcej... za tych parę uśmiechów można było już skraść Niebo.
Iluzje nie atakowały, przestały zanikać między drzewami, nie mąciły już spojrzenia dzieci - otoczyły je i wisiały nad nimi niczym posępni sędziowie mający rozliczyć ich z ostatnich oddechów. Nie wiedziały, kim jest Śmierć (ani czym jest), ale wszystkie komórki ic ciała słaniały się ku ziemi, jakby wewnątrz siebie, głęboko w swoich sercach, przeczuwały chłód ziemi i łaskoczące białe larwy, które będą wyżerać ich trzewia, jeśli tylko otaczający ich drapieżnik dopełni polowania i zanurzy kły w ich tętnicach. Drżeli. Nie drżał tylko Przywódca, który wyprostował się dzielnie, chociaż jegot warz była blada, a oczy szkliły się od przerażenia. Ten, który kulił się za jego plecami popuścił w spodnie. Mokra plama pojawiła się na jego kroczu i zabarwiła jedną z nogawek, wsiąkając w jego buty.
- Ky-Kyohei... - Przedstawił się Przywódca. - To... Ichiro... i Kenji... - Nie wiedzieli, co się dzieje, nie rozumieli, co się do nich zbliża i jaką wieść trąby grały już pod niebem. Nie wiedzieli, że przyjdzie im być rozliczanym ze zwyklej zabawy, której dopuścili się w krainie osnutej mgłą.
Iluzje nie atakowały, przestały zanikać między drzewami, nie mąciły już spojrzenia dzieci - otoczyły je i wisiały nad nimi niczym posępni sędziowie mający rozliczyć ich z ostatnich oddechów. Nie wiedziały, kim jest Śmierć (ani czym jest), ale wszystkie komórki ic ciała słaniały się ku ziemi, jakby wewnątrz siebie, głęboko w swoich sercach, przeczuwały chłód ziemi i łaskoczące białe larwy, które będą wyżerać ich trzewia, jeśli tylko otaczający ich drapieżnik dopełni polowania i zanurzy kły w ich tętnicach. Drżeli. Nie drżał tylko Przywódca, który wyprostował się dzielnie, chociaż jegot warz była blada, a oczy szkliły się od przerażenia. Ten, który kulił się za jego plecami popuścił w spodnie. Mokra plama pojawiła się na jego kroczu i zabarwiła jedną z nogawek, wsiąkając w jego buty.
- Ky-Kyohei... - Przedstawił się Przywódca. - To... Ichiro... i Kenji... - Nie wiedzieli, co się dzieje, nie rozumieli, co się do nich zbliża i jaką wieść trąby grały już pod niebem. Nie wiedzieli, że przyjdzie im być rozliczanym ze zwyklej zabawy, której dopuścili się w krainie osnutej mgłą.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości