Szlak transportowy
Re: Szlak transportowy
Załoga bandziorów dość szybko zareagowała na wytworzoną przeze mnie mgłę, co ucieszyło mnie bo teraz miałem już świadomość, że nie przyjdzie mi zmierzyć się z bezbronnymi cywilami (bandytami) a zorganizowaną grupą przestępczą. Po okrzyku kapitana i informacji że czas odpływać, wiedziałem już co muszę zrobić, aczkolwiek najpierw przyszedł czas na użycie wodnego rekina. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy ukochany stworek nie doleciał do celu i tym samym zaprzepaścił plany unieruchomienia łajby. W myślach rzuciłem kilka niecenzuralnych określeń w stronę wrogiego shinobi zaprzestając jednocześnie uwalniać chakrę ze swoich stóp, tym samym po prostu zanurzając się w wodzie by następnie opaść na dno zbiornika by przygotować pewniejsze rozwiązanie kwestii statku.
Na sam początek stworzyłem obok siebie wodną kopię, która miała równocześnie ze mną przygotować technikę własnego autorstwa.
Ptak → Małpa → Baran - po tej sekwencji pieczęci, razem z klonem skupiliśmy między dłońmi chakrę, która następnie zmieniła obecne wokół masy wody w silne tornado, zdolne do zassania wszystkiego co znajdzie się w jego zasięgu. Naszym zamiarem było "wysłanie" technik prosto w stronę statku (tuż przed niego w razie gdyby zaczął odpływać, drugie prosto pod niego. Pewnym było, że w tak niewielkiej odległości od siebie, przy takiej samej rotacji tornada mogą się połączyć tworząc jedno silniejsze (mogę tak zrobić? :3) jednak na tą chwilę chciałem jeszcze wstrzymać się z takim kalibrem ataku.
Patrząc z dna zbiornika, mogłem dostrzec zaburzenia wody na powierzchni, które wskazywały biegnącą nade mną kobietę. Byłem ciekaw jak też zamierzała ona rozprawić się z szajką rabusiów. Byłem jednak pewien, że natłok niespodziewanych ataków oraz efektów specjalnych (mgła, wir wodny) przestraszy przynajmniej część załogi, która zrozumie że wpadła w jakąś większą zasadzkę za którą stoi więcej niż jedna osoba.
W naszej (mojej i kobiety) obecnej sytuacji, element zaskoczenia był niezmiernie ważny. Przeciwnik nie wiedział z kim walczy, ilu nas jest i co potrafimy. Dopóki utrzymywał się taki stan rzeczy, mogliśmy "wmówić" im niemal wszystko, wystarczyło wiedzieć jak.
Chakra: 94% - 9% (klon) - 10% (chakra dla klona przeznaczona na technikę tornada) - 10% (technika tornada) = 65%
Na sam początek stworzyłem obok siebie wodną kopię, która miała równocześnie ze mną przygotować technikę własnego autorstwa.
Ptak → Małpa → Baran - po tej sekwencji pieczęci, razem z klonem skupiliśmy między dłońmi chakrę, która następnie zmieniła obecne wokół masy wody w silne tornado, zdolne do zassania wszystkiego co znajdzie się w jego zasięgu. Naszym zamiarem było "wysłanie" technik prosto w stronę statku (tuż przed niego w razie gdyby zaczął odpływać, drugie prosto pod niego. Pewnym było, że w tak niewielkiej odległości od siebie, przy takiej samej rotacji tornada mogą się połączyć tworząc jedno silniejsze (mogę tak zrobić? :3) jednak na tą chwilę chciałem jeszcze wstrzymać się z takim kalibrem ataku.
Patrząc z dna zbiornika, mogłem dostrzec zaburzenia wody na powierzchni, które wskazywały biegnącą nade mną kobietę. Byłem ciekaw jak też zamierzała ona rozprawić się z szajką rabusiów. Byłem jednak pewien, że natłok niespodziewanych ataków oraz efektów specjalnych (mgła, wir wodny) przestraszy przynajmniej część załogi, która zrozumie że wpadła w jakąś większą zasadzkę za którą stoi więcej niż jedna osoba.
W naszej (mojej i kobiety) obecnej sytuacji, element zaskoczenia był niezmiernie ważny. Przeciwnik nie wiedział z kim walczy, ilu nas jest i co potrafimy. Dopóki utrzymywał się taki stan rzeczy, mogliśmy "wmówić" im niemal wszystko, wystarczyło wiedzieć jak.
- Nazwa
- Suiton: Mizu Bunshin no Jutsu
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg
- Dowolny, lecz klon nie może się oddalać od zbiornika dalej niż 15m
- Koszt
- E: 18% | D: 13% | C: 9% | B: 5% | A: 3% | S: 2% | S+: 1% za klona + to, co przekażemy
- Dodatkowe
- Wymaga niewielkiego zbiornika wodnego; Szybkość równa twórcy; Siła -> 1/10; Reszta jak użytkownik za wyjątkiem wytrzymałości.
- Opis Technika żywiołowa polegająca na uformowaniu wody w idealną kopię użytkownika, która nie posiada własnej woli i wykonuje mentalne polecenia twórcy. Możliwości wykorzystania Bunshina jest bardzo dużo i są ograniczane przez wyobraźnię użytkownika, jak również dostęp do źródła wody. Bez wody niemożliwym jest stworzenie klona, który także nie może za bardzo oddalić się od akwenu. Problemy i wymagania rekompensują korzyści. Klon potrafi wykonywać wszelkie techniki Suiton i Tai/Buki (bez wykorzystywania chakry) znane oryginałowi. Klon nie posiada ekwipunku. Zniszczenie następuje po jakimkolwiek trafieniu klona. Chakra pozostała w klonie nie wraca do użytkownika po zniszczeniu.
- Nazwa
- Suiton: Kujiku Tatsumaki
- Dziedzina
- Suiton
- Ranga
- C
- Pieczęci
- Ptak → Małpa → Baran
- Zasięg
- 40 m
- Koszt
- E: 25% | D: 20% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3% (+1/2 na turę)
- Dodatkowe
- Zbiornik wodny
- Opis Po złożeniu pieczęci, użytkownik kumuluje między otwartymi dłońmi chakrę, która zaczyna tworzyć z obecnej wokół wody tornado. Dość szybko przybiera ono rozmiary na tyle duże, aby sięgnąć oddalonych o wiele metrów przeciwników.
Użytkownik podczas trwania techniki musi cały czas znajdować się pod powierzchnią wody oraz utrzymywać "podstawę" tornada między dłońmi. Dalsza część wiru może swobodnie zmieniać swój tor lotu w obszarze działania o ile nie wykracza on poza zbiornik.
Każdy kto znajdzie się w polu działania techniki, zostaje wciągnięty do bardzo szybko wirującego tornada, a następnie zassany w stronę jego podstawy. Ogromne masy wody otaczające ofiarę utrudniają poruszanie się, a przybliżanie się do "podstawy" oznacza coraz większą prędkość obracania.
Jeśli ofiara zostanie zassana aż do samej podstawy techniki, będzie obracać się z zatrważającą prędkością w miejscu, stale trzymana przez ciśnienie wody. W ten sposób można doprowadzić do utopienia przeciwnika.
Rozmiary tornada:
u podstawy - 5 cm
40 m od użytkownika - 10 m - Link do tematu postaci KLIK!
0 x
Re: Szlak transportowy
Z zadowoleniem patrzyłem jak mój wspaniały wir wodny sięga dna statku i zaczyna miotać nim jak szatan. Połączone moce dwóch tornad okazały się być z początku na tyle silne, że nawet spodziewałem się rozerwania łajby w pół, ale tak niestety się nie stało. Zamiast tego straciłem swojego klona, który najwyraźniej padł z braku chakry (nie mógł zostać żeby chociaż w Taijutsu powalczyć albo kogoś w dupę dziabnąć szczękami? :<).
Tym co było jednak w tej chwili najważniejsze było przybycie na miejsce mojej towarzyszki wyposażonej w ten wspaniały miecz jakim był Tasak. Widziałem na wodzie ślady świadczące o jej szarży w stronę trzymanego przez wir statku jak również coraz to nowe wielkie shurikeny pędzące w jej kierunku. Kobieta zaimponowała mi swoją umiejętnością odbijania wszystkich tych broni, jednak po kilku chwilach coś zaczęło być nie tak jak powinno. Zamaskowana stała w miejscu wyraźnie broniąc się przed ciągle zawracającymi broniami, a do tego ze statku w jakiś magiczny sposób zeskoczyło kilka osób. Nie chcąc tracić czasu, postanowiłem skierować całe wodne tornado wraz ze statkiem w stronę odbiegających mężczyzn. W ten sposób chciałem nie tylko ciągle utrzymywać łajbę w wirze i coraz bardziej ją niszczyć, ale również złapać oprychów i wciągnąć ich w wodę. Liczyłem na to, że moja towarzyszka zdoła wytrzymać napór licznych broni jeszcze chwilę dłużej, najlepiej do momentu takiego uszkodzenia dna statku, które nie pozwoli mu już popłynąć dalej.
Ciągle obserwując z dołu sytuację, starałem się ocenić wydarzenia, by w razie potrzeby móc jednak wcześniej przerwać tornado i ruszyć na ratunek kobiecie. Aby to zrobić, chciałem płynąć w jej stronę jednocześnie składając liczne pieczęci potrzebne do wytworzenia z wody wodnego rekina. Ten miałby na pełnej prędkości, prosto od dołu chwycić w paszcze najbliższego przeciwnika (byle nie kobietę) i szybko skryć się pod wodą gdzie mógłby rozszarpać drania na strzępy. To samo miałby robić z kolejnymi przeciwnikami. Ja sam w tym czasie chciałem również utrudniać przeciwnikom życie chwytając ich spod tafli wody za nogi by wciągnąć na dół i tam atakować swoimi równie wielkimi i niebezpiecznymi szczękami w punkty takie jak szyja, ramiona, nogi a wszystko to by nie mogli daleko uciec, aby wykrwawiali się na moich oczach.
Ciągle niepokoiło mnie dziwne "zachowanie" dużych shurikenów, które zawracały ciągle na kobietę. Bałem się że lada moment mogą one zaatakować również mnie dlatego starałem się w miarę możliwości obserwować otoczenie i dostosowywać swoje działania do tego co działo się wokół.
Chakra: 65% - 15% = 50%
Tym co było jednak w tej chwili najważniejsze było przybycie na miejsce mojej towarzyszki wyposażonej w ten wspaniały miecz jakim był Tasak. Widziałem na wodzie ślady świadczące o jej szarży w stronę trzymanego przez wir statku jak również coraz to nowe wielkie shurikeny pędzące w jej kierunku. Kobieta zaimponowała mi swoją umiejętnością odbijania wszystkich tych broni, jednak po kilku chwilach coś zaczęło być nie tak jak powinno. Zamaskowana stała w miejscu wyraźnie broniąc się przed ciągle zawracającymi broniami, a do tego ze statku w jakiś magiczny sposób zeskoczyło kilka osób. Nie chcąc tracić czasu, postanowiłem skierować całe wodne tornado wraz ze statkiem w stronę odbiegających mężczyzn. W ten sposób chciałem nie tylko ciągle utrzymywać łajbę w wirze i coraz bardziej ją niszczyć, ale również złapać oprychów i wciągnąć ich w wodę. Liczyłem na to, że moja towarzyszka zdoła wytrzymać napór licznych broni jeszcze chwilę dłużej, najlepiej do momentu takiego uszkodzenia dna statku, które nie pozwoli mu już popłynąć dalej.
Ciągle obserwując z dołu sytuację, starałem się ocenić wydarzenia, by w razie potrzeby móc jednak wcześniej przerwać tornado i ruszyć na ratunek kobiecie. Aby to zrobić, chciałem płynąć w jej stronę jednocześnie składając liczne pieczęci potrzebne do wytworzenia z wody wodnego rekina. Ten miałby na pełnej prędkości, prosto od dołu chwycić w paszcze najbliższego przeciwnika (byle nie kobietę) i szybko skryć się pod wodą gdzie mógłby rozszarpać drania na strzępy. To samo miałby robić z kolejnymi przeciwnikami. Ja sam w tym czasie chciałem również utrudniać przeciwnikom życie chwytając ich spod tafli wody za nogi by wciągnąć na dół i tam atakować swoimi równie wielkimi i niebezpiecznymi szczękami w punkty takie jak szyja, ramiona, nogi a wszystko to by nie mogli daleko uciec, aby wykrwawiali się na moich oczach.
Ciągle niepokoiło mnie dziwne "zachowanie" dużych shurikenów, które zawracały ciągle na kobietę. Bałem się że lada moment mogą one zaatakować również mnie dlatego starałem się w miarę możliwości obserwować otoczenie i dostosowywać swoje działania do tego co działo się wokół.
- Nazwa
- Suikōdan no Jutsu
- Pieczęci
- Tygrys → Wół → Smok → Zając → Pies → Ptak → Szczur → Klon → Smok → Baran
- Zasięg Max.
- 40 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3%
- Dodatkowe
- Otwarta dziedzina Suiton
- Opis Podstawowa wręcz technika, będąca bazą dla późniejszych ofensywnych jutsu tego szczepu. Po złożeniu dość długiej sekwencji pieczęci z wody w wybranym przez użytkownika miejscu wystrzeliwuje wodny pocisk w kształcie rekina. Rozmiarami odpowiada jego odpowiednikowi w królestwie zwierząt, podobnie jak ostrymi zębami. Rekin wystrzeliwuje z wybranego miejsca w wybrany cel. Taki nagły atak, nawet po z lekka przydługawej kombinacji pieczęci, może skończyć się źle jeśli w ruch pójdą rekinie zęby. A nawet jeśli przeciwnik zablokuje ugryzienie, masa rekina i jego impet wystrzału wystarczą na odrzucenie go kilka metrów w tył. Użytkownik ma też możliwość wejścia do takiego rekina i z dużą prędkością (1,5 * Szybkość Postaci) podróżować pomiędzy akwenami bądź też po polu bitwy, nie może wtedy jednak używać innych technik. Rekin mimo tylu zalet nie jest wytrzymały i wystarczy zaledwie jeden cios, by zmienił się w mokrą plamę.
0 x
Re: Szlak transportowy
Na całe szczęście dzięki wyjątkowo sprzyjającym mi warunkom zacząłem zyskiwać przewagę. Dodatkowy efekt zaskoczenia sprawił, że bez problemów wykonałem razem ze swoim rekinem podwójną akcję "hyc do wody" dzięki czemu... właśnie. Znowu poczułem ten smak, który przypominał mi o ostatniej walce w fortecy Yukich. Przez chwilę czułem jeszcze silny ból na twarzy spowodowany kopnięciem przez rywala, ale czy to było teraz ważne? Teraz, kiedy mogłem wreszcie zasmakować w cudownej krwi? Moje oczy zamarły na krótką chwilę, przez co bardziej przypominały te rybie niż ludzkie. Szczęki szarpnęły w ułamku sekundy, odrywając potężny kawałek gardła przeciwnika tym samym kończąc jego żywot. Mimowolnie przełknąłem to co mogłem, czując przy tym rozchodzące się po ciele dreszcze podniecenia, euforii. Ten którego chwyciłem już nie mógł uciec, a na górze było jeszcze nieco świeżego mięsa, świeżej krwi. Kiedy obydwaj mężczyźni (moja ofiara i ofiara rekina) byli już martwi, razem z moim rekinim tworem puściliśmy ich truchła i ruszyliśmy do dalszej zabawy, tym jednak razem z nadzieją na jeszcze większe łowy. Skoro na tafli pozostało dwóch, w wodzie dwójka, to znaczyło że na pokładzie wciąż pozostawała całkiem pokaźna grupka, która raczej nie potrafiła utrzymać się na wodzie skoro dalej tkwiła na tej rozpadającej i zapewne tonącej już łajbie.
Teraz rekin stworzony z wody zaczął z całą swoją prędkością nurkować w stronę dna, aby tam zawrócić i niczym torpeda wbić się w najbardziej pęknięty fragment dna statku. Celem tego było ostateczne zatrzymanie jej i wprowadzenie totalnego chaosu na pokładzie i przy okazji może nawet pochwycenie w szczęki jednej lub dwóch ofiar które miałyby zostać od razu zmiażdżone potężnym uściskiem.
Ja natomiast popędziłem pod wodą w stronę... Tasaka. Coś mówiło mi, że w takiej sytuacji mógłbym go dobrze wykorzystać. Konkretnie myślałem o pościgu za którymś z uciekających mężczyzn. Wybór padł na tego wyposażonego w katanę.
Po chwyceniu miecza, chciałem jak najszybciej dogonić swoją ofiarę płynąć dobre 2m pod powierzchnią, wyprzedzić go i następnie wyskoczyć na powierzchnię tuż przed nim jednocześnie wykonując pionowe cięcie od dołu do góry, starając się jak najmocniej zranić mężczyznę. Manewr ten miał skończyć się saltem w tył (czemu sprzyja siła jaką nadałem Tasakowi, który teraz sam powinien ciągnąć mnie ku górze/w tył). Cały czas nasłuchiwałem też odgłosów (w wodzie chyba całkiem dobrze słyszę) rozpadającego się statku lub okrzyków spanikowanych załogantów.
Chakra: 50%
Teraz rekin stworzony z wody zaczął z całą swoją prędkością nurkować w stronę dna, aby tam zawrócić i niczym torpeda wbić się w najbardziej pęknięty fragment dna statku. Celem tego było ostateczne zatrzymanie jej i wprowadzenie totalnego chaosu na pokładzie i przy okazji może nawet pochwycenie w szczęki jednej lub dwóch ofiar które miałyby zostać od razu zmiażdżone potężnym uściskiem.
Ja natomiast popędziłem pod wodą w stronę... Tasaka. Coś mówiło mi, że w takiej sytuacji mógłbym go dobrze wykorzystać. Konkretnie myślałem o pościgu za którymś z uciekających mężczyzn. Wybór padł na tego wyposażonego w katanę.
Po chwyceniu miecza, chciałem jak najszybciej dogonić swoją ofiarę płynąć dobre 2m pod powierzchnią, wyprzedzić go i następnie wyskoczyć na powierzchnię tuż przed nim jednocześnie wykonując pionowe cięcie od dołu do góry, starając się jak najmocniej zranić mężczyznę. Manewr ten miał skończyć się saltem w tył (czemu sprzyja siła jaką nadałem Tasakowi, który teraz sam powinien ciągnąć mnie ku górze/w tył). Cały czas nasłuchiwałem też odgłosów (w wodzie chyba całkiem dobrze słyszę) rozpadającego się statku lub okrzyków spanikowanych załogantów.
Chakra: 50%
0 x
Re: Szlak transportowy
Po chwyceniu miecza-Tasaka od razu wiedziałem, że z jej pomocą rozleję jeszcze nieco krwi złoczyńców, których wokół mnie na całe szczęście nie brakowało. Z początku myślałem, że posługiwanie się tym kawałem żelastwa przyjdzie mi znacznie łatwiej, jednak kiedy wyskoczyłem z wody, pociągnięcie za sobą takiej masy było już znacznie bardziej odczuwalne. Mimo trudności, poczułem jednak jak ostrze wbija się w ciało ofiary i krew zaczyna tryskać z otwartej szeroko rany. To było wspaniałe uczucie, znacznie lepsze niż dźgnięcie przeciwnika kunaiem lub trafienie shurikenem. Tutaj mowa była przecież o ogromnym mieczu, który siał postrach samym swoim wyglądem, więc pokaz jaki cudem udało mi się odstawić musiał zasiać w serach "widzów" istne przerażenie. Oto na pogrom piratów przybył władca mórz, pół człowiek, pół rzeźnik! (xD)
Kiedy byłem na powrót w odmętach wody, musiałem zmodyfikować swój dalszy plan działania i dostosować go nieco do tego co robiła towarzyszka. Zajmowała się ona jedną z łodzi, ale wzięcie na siebie drugiej byłoby w tej sytuacji nierozsądne biorąc pod uwagę że wokół niej pełno było równie groźnej co tasak broni, która w dziwny sposób unosiły się w powietrzu. Biorąc to wszystko pod uwagę, postanowiłem obrać za swój cel tego, który zdawał się nie przejmować specjalnie naszym najazdem - człowiek siedzący na tyle tonącej łajby.
Korzystając z tego że nie byłem widoczny dla tych którzy znajdowali się na powierzchni, chciałem stworzyć jednego wodnego klona (na czas składania pieczęci Tygrysa, miecz staram się przytrzymać jakoś między przegubami rąk lub pod pachami). Ten miał zostać przynętą, która jako pierwsza ruszyłaby z pełną prędkością w stronę naszego celu. Ciągle płynąc za swoim klonem (oboje mniej więcej 10m pod wodą) ciągnąłem za sobą oburącz Tasak, chcąc ponownie skorzystać z jego potęgi. Wiedziałem, że i tym razem może się to okazać trudne, ale przecież kto nie próbuje, ten nie zyskuje.
Po zbliżeniu się do tylnej części statku, mój klon miał nagle skierować się ku górze i niczym pocisk wystrzelić ku górze po lewej stronie statku. Miało to chociaż na moment odwrócić uwagę mężczyzny, abym w tym samym czasie prawdziwy ja mógł dosłownie dwie sekundy po nim uczynić to samo z prawej strony. Tym razem wiedziałem już jak trudne jest posługiwanie się tym ostrzem, dlatego zanim wyskoczyłem z wody obmyślałem co też powinienem dokładnie zrobić. Wreszcie wpadłem na pomysł, aby pójść za dość często słyszanym powiedzeniem, jakoby miecz miał stanowić przedłużenie ręki wojownika. Skoro więc ten ogromny Tasak miał stać się moim ramieniem, mogłem spróbować wykorzystać jakąś technikę Taijutsu. Wybór padł na Dainamikku Akushyon, które miało pozwolić mi wykonać obrót i tym samym nadać pęd Tasakowi, który dzięki temu mógłby sięgnąć siedzącego nieco nad taflą wody przeciwnika. Atak prowadzony po skosie od góry w dół (z prawej do lewej) skierowany był w tors jako największą i najłatwiejszą do trafienia część ciała.
Rolą klona w tym wszystkim poza wyskoczeniem z wody by odwrócić uwagę ofiary miało być dodatkowe zaatakowanie pięcioma shurikenami rzuconymi z użyciem obu rąk prosto w klatkę piersiową.
Chakra: 50% - 9% = 41%
_________
Szybkość pływania: ~97
szybkość pływania klona: taka sama (97)
szybkość podczas ataku mieczem: 91 (bonus z techniki)
Kiedy byłem na powrót w odmętach wody, musiałem zmodyfikować swój dalszy plan działania i dostosować go nieco do tego co robiła towarzyszka. Zajmowała się ona jedną z łodzi, ale wzięcie na siebie drugiej byłoby w tej sytuacji nierozsądne biorąc pod uwagę że wokół niej pełno było równie groźnej co tasak broni, która w dziwny sposób unosiły się w powietrzu. Biorąc to wszystko pod uwagę, postanowiłem obrać za swój cel tego, który zdawał się nie przejmować specjalnie naszym najazdem - człowiek siedzący na tyle tonącej łajby.
Korzystając z tego że nie byłem widoczny dla tych którzy znajdowali się na powierzchni, chciałem stworzyć jednego wodnego klona (na czas składania pieczęci Tygrysa, miecz staram się przytrzymać jakoś między przegubami rąk lub pod pachami). Ten miał zostać przynętą, która jako pierwsza ruszyłaby z pełną prędkością w stronę naszego celu. Ciągle płynąc za swoim klonem (oboje mniej więcej 10m pod wodą) ciągnąłem za sobą oburącz Tasak, chcąc ponownie skorzystać z jego potęgi. Wiedziałem, że i tym razem może się to okazać trudne, ale przecież kto nie próbuje, ten nie zyskuje.
Po zbliżeniu się do tylnej części statku, mój klon miał nagle skierować się ku górze i niczym pocisk wystrzelić ku górze po lewej stronie statku. Miało to chociaż na moment odwrócić uwagę mężczyzny, abym w tym samym czasie prawdziwy ja mógł dosłownie dwie sekundy po nim uczynić to samo z prawej strony. Tym razem wiedziałem już jak trudne jest posługiwanie się tym ostrzem, dlatego zanim wyskoczyłem z wody obmyślałem co też powinienem dokładnie zrobić. Wreszcie wpadłem na pomysł, aby pójść za dość często słyszanym powiedzeniem, jakoby miecz miał stanowić przedłużenie ręki wojownika. Skoro więc ten ogromny Tasak miał stać się moim ramieniem, mogłem spróbować wykorzystać jakąś technikę Taijutsu. Wybór padł na Dainamikku Akushyon, które miało pozwolić mi wykonać obrót i tym samym nadać pęd Tasakowi, który dzięki temu mógłby sięgnąć siedzącego nieco nad taflą wody przeciwnika. Atak prowadzony po skosie od góry w dół (z prawej do lewej) skierowany był w tors jako największą i najłatwiejszą do trafienia część ciała.
Rolą klona w tym wszystkim poza wyskoczeniem z wody by odwrócić uwagę ofiary miało być dodatkowe zaatakowanie pięcioma shurikenami rzuconymi z użyciem obu rąk prosto w klatkę piersiową.
- Nazwa
- Suiton: Mizu Bunshin no Jutsu
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg
- Dowolny, lecz klon nie może się oddalać od zbiornika dalej niż 15m
- Koszt
- E: 18% | D: 13% | C: 9% | B: 5% | A: 3% | S: 2% | S+: 1% za klona + to, co przekażemy
- Dodatkowe
- Wymaga niewielkiego zbiornika wodnego; Szybkość równa twórcy; Siła -> 1/10; Reszta jak użytkownik za wyjątkiem wytrzymałości.
- Opis Technika żywiołowa polegająca na uformowaniu wody w idealną kopię użytkownika, która nie posiada własnej woli i wykonuje mentalne polecenia twórcy. Możliwości wykorzystania Bunshina jest bardzo dużo i są ograniczane przez wyobraźnię użytkownika, jak również dostęp do źródła wody. Bez wody niemożliwym jest stworzenie klona, który także nie może za bardzo oddalić się od akwenu. Problemy i wymagania rekompensują korzyści. Klon potrafi wykonywać wszelkie techniki Suiton i Tai/Buki (bez wykorzystywania chakry) znane oryginałowi. Klon nie posiada ekwipunku. Zniszczenie następuje po jakimkolwiek trafieniu klona. Chakra pozostała w klonie nie wraca do użytkownika po zniszczeniu.
- Nazwa
- Dainamikku Akushyon
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Bezpośredni
- Koszt
- Brak
- Dodatkowe
- Podczas wykonywania techniki: +10 Szybkości.
- Opis Bardzo prosta technika TaiJutsu, polegająca na zaatakowaniu przeciwnika gradem ciosów i kopnięć. W zasadzie nie byłoby to Jutsu, ale kwalifikuje je się jako takowe, ponieważ poza zwyczajnym atakiem dodaje się do niego obrót przed rozpoczęciem ataku, który utrudnia trochę obronę.
_________
Szybkość pływania: ~97
szybkość pływania klona: taka sama (97)
szybkość podczas ataku mieczem: 91 (bonus z techniki)
0 x
Re: Szlak transportowy
Świadomy już wagi swojej tymczasowej broni starałem się oszczędzać siły i skupić się na zadaniu jednego, precyzyjnego cięcia. Niestety tajemniczy przeciwnik w banalny wręcz sposób pokrzyżował moje plany przez co zaniechałem użyciu na nim Tasaka. Po chwili musiałem w dodatku zająć się przedziwną kontrą, którą były jakby sterowane shurikeny. Była to dla mnie sztuka dość dziwna i nie zdziwiłbym się, gdyby kryła się za tym jakaś banalna wręcz sztuczka. Pamięć tego jak zamaskowana kobieta nie mogła sobie w pełni z tym poradzić, skłoniła mnie do rozmyślań nad jakimś innym rozwiązaniem niż unikanie i odbijanie. Najlepiej byłoby taką sterowaną broń unieruchomić. W tej chwili zacząłem dziękować samemu sobie, za dawne treningi do których zmuszałem się podczas podróży z Saiką. To właśnie dzięki nim w tej chwili byłem posiadaczem idealnej wręcz kontry na to latające ustrojstwo.
Z racji tego że i tak już nie miałem kontroli nad torem lotu, postanowiłem ustawić miecz przed sobą i bronić się nim przed uderzeniami shurikenów. Wiedziałem, że najlepiej byłoby przyjąć wszystkie w jednej chwili, aby nie dać szans na powtórkę. Jedną ręką trzymałem rękojeść Tasaka, drugą zaś podtrzymywałem tępą stronę broni aby móc szybciej i dokładniej przechylać całość tam gdzie uderzyć miały shurikeny.
Mizugiri Nabara - w trakcie ustawiania Tasaka, moje dłonie jak najszybciej zaczęły w niego emitować chakrę. Lepka powłoka miała momentalnie pokryć całość ostrza i sprawić, że każda broń która go dotknie, zostanie właściwie na stałe unieruchomiona. Teraz to ja miałem kontrolę nad tą bronią.
Całość swojej obrony chciałem zakończyć lądowaniem na tafli wody z użyciem Suimen Hoko no Waza by nie tracić czasu na zbędne zabawy w wodzie. Tutaj trzeba było zdecydowanych działań, a Tasak zdawał się idealnie nadawać do takowych.
Podejrzewałem, że przeciwnik jest typem z lepką dupą, co w żargonie Hoshigaki oznaczało mięczaka, który myśli że wszystko załatwi miotając na prawo i lewo masą technik. Takich trzeba było wkręcić w bezpośrednie starcie, a wtedy mogło się to skończyć jego przegraną.
Po ustaleniu tego wszystkiego byłem już pewien co muszę zrobić. Po lądowaniu od razu ruszyłem wzdłuż prawej burty rozpadającej się łajby, by mniej więcej na wysokości gdzie stał rywal odbić się od wody i namierzyć gonika. Dopiero po upewnieniu się, że odległość jest odpowiednia chciałem wykonać zamach Tasakiem uwalniając salwę lepkiej mazi razem z oblepionymi shurikenami.
Żryj to!
Chakra: 41% - 10% = 31%
Z racji tego że i tak już nie miałem kontroli nad torem lotu, postanowiłem ustawić miecz przed sobą i bronić się nim przed uderzeniami shurikenów. Wiedziałem, że najlepiej byłoby przyjąć wszystkie w jednej chwili, aby nie dać szans na powtórkę. Jedną ręką trzymałem rękojeść Tasaka, drugą zaś podtrzymywałem tępą stronę broni aby móc szybciej i dokładniej przechylać całość tam gdzie uderzyć miały shurikeny.
Mizugiri Nabara - w trakcie ustawiania Tasaka, moje dłonie jak najszybciej zaczęły w niego emitować chakrę. Lepka powłoka miała momentalnie pokryć całość ostrza i sprawić, że każda broń która go dotknie, zostanie właściwie na stałe unieruchomiona. Teraz to ja miałem kontrolę nad tą bronią.
Całość swojej obrony chciałem zakończyć lądowaniem na tafli wody z użyciem Suimen Hoko no Waza by nie tracić czasu na zbędne zabawy w wodzie. Tutaj trzeba było zdecydowanych działań, a Tasak zdawał się idealnie nadawać do takowych.
Podejrzewałem, że przeciwnik jest typem z lepką dupą, co w żargonie Hoshigaki oznaczało mięczaka, który myśli że wszystko załatwi miotając na prawo i lewo masą technik. Takich trzeba było wkręcić w bezpośrednie starcie, a wtedy mogło się to skończyć jego przegraną.
Po ustaleniu tego wszystkiego byłem już pewien co muszę zrobić. Po lądowaniu od razu ruszyłem wzdłuż prawej burty rozpadającej się łajby, by mniej więcej na wysokości gdzie stał rywal odbić się od wody i namierzyć gonika. Dopiero po upewnieniu się, że odległość jest odpowiednia chciałem wykonać zamach Tasakiem uwalniając salwę lepkiej mazi razem z oblepionymi shurikenami.
Żryj to!
- [center][/center]
- Nazwa
- Mizugiri Nabara
- Dziedzina
- Suiton
- Ranga
- C
- Pieczęci
- -
- Zasięg
- 5 m
- Koszt
- E: 15% | D: 12% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3% (za jedno ostrze)
- Dodatkowe
- Dowolne ostrze, Suiton: Mizuame Nabara
- Opis Użytkownik przelewa chakrę Suiton na trzymaną broń, czego efektem jest utworzenie na niej powłoki z lepiącej cieczy. Każde cięcie lub zamach powoduje "odrywanie się" części mazi, która w formie różnego rodzaju kropli oblepia to co znajdzie się na torze jej lotu. Dzięki temu potencjalnie chybione cięcie może zakończyć się trafieniem przeciwnika cieczą, co powinno ograniczyć jego mobilność.
Jednorazowe użycie techniki pozwala wykonać 10 cięć, po których na orężu nie ma już materiału.
Znajomość techniki Suiton: Mizuame Nabara pozwala przeciwnikowi już w czasie pokrycia broni mazią, odróżnić ją od zwykłej wody. - Link do tematu postaci KLIK!
0 x
Re: Szlak transportowy
Krótka chwila wystarczyła, aby przeciwnik zdołał ominąć moją zmyślną obronę lepkim mieczem. Jego zdalnie sterowane shurikeny były prawdziwą udręką i niestety tylko jeden z trzech zdołałem pochwycić w swoją pułapkę. Drugą z gwiazdek chwyciłem plecami właściwie też jakby unieruchamiając, jednak nie takich rozwiązań było mi teraz trzeba. Pozostawał jeszcze jeden natrętny kawałek metalu oraz przeciwnik ciągle stojący na pokładzie.
Przy lądowaniu na tafli wody zasyczałem z bólu, który przeszywał moje plecy przy każdym napięciu mięśni. Wiedziałem, że tak drobna rana nie może mnie zatrzymać w tak ważnym momencie. Zacisnąłem zębiska i ruszyłem najszybciej jak mogłem na pokład, stając tym samym twarzą w twarz z rywalem. Gniew w mojej głowie narastał, zwłaszcza teraz, kiedy czułem ciągle uciążliwy ból. Teraz naprawdę chciałem zasmakować jego krwi, napoić się nią tak samo jak chwilą zwycięstwa, kiedy to mógłbym triumfalnie stanąć nad jego zwłokami! Co chwilę takie dziwne obrazy migały w mojej wyobraźni nakłaniając do jeszcze intensywniejszej walki i ignorowania bólu w plecach.
Kiedy po krótkiej akcji z mieczem, przeciwnik został trafiony mazią, a na mojej drodze stanęły wielkie shurikeny, musiałem zastanowić się jaki jest teraz plan tego człowieka. Z pewnością władając taką mocą, był w stanie atakować z wielu miejsc, nawet tych niewidocznych dla rywala czyli w tym przypadku mnie.
Nie miałem zbyt wiele opcji do wyboru, jednak nie miałem zamiaru się wycofać, ani tym bardziej przegrać. Z wściekłością w oczach oraz chęcią zasmakowania krwi w głowie, ruszyłem sprintem na swojego oponenta. Miecz ciągle pokryty był lepką mazią, zaś w ustach zebrałem nieco chakry łącząc ją ze śliną. Biegnąc na przeciwnika, uniosłem swój miecz ponad prawy bark, aby móc wykonać jak najpotężniejsze cięcie w poziomie na wysokości wszystkich dużych shurikenów. Nie miałem jednak zamiaru uderzać w gwiazdy bezpośrednio, a zamiast tego planowałem wykorzystać jeszcze nieco właściwości swojej techniki. W tym celu będąc jeszcze jakoś w połowie drogi do celu, postanowiłem dosłownie skoczyć niczym dzikie zwierzę w jego kierunku, od razu wykonując zamach. Dzięki temu w stronę obracających się shurikenów miała pomknąć ciężka do uniknięcia salwa lepkiej mazi, która miała najlepiej złączyć je ze sobą wzajemnie i zatrzymać. Mało tego, cały mój manewr miał też na celu coś zupełnie innego. Chciałem wykorzystać pęd jaki nadał mi atak Tasakiem do tego, aby obrócić się wokół własnej osi, aby lepka maź pomknęła również za mnie. Przygotowana wcześniej w ustach chakra miała umożliwić wystrzelenie 5 senbonów z ust, w razie gdyby zaginiony, trzeci senbon miał zamiar zaatakować mnie w plecy lub głowę.
Plan zakładał więc że wykonam właściwie w powietrzu, lecąc do przeciwnika (po odbiciu się od ziemi) pełny obrót na końcu którego swoim lepkim mieczem miałbym uderzyć w trafione moment wcześniej duże shurikeny. W międzyczasie czekało mnie kilka niełatwych manewrów, jednak ból ciągle napędzał mnie do działania, dawał niezbędną adrenalinę, a ciągle jeszcze pozostający w ustach posmak krwi sprawiał, że chciałem jej posmakować po prostu jeszcze więcej.
W czasie swoich zmagań z uciążliwą bronią przeciwnika, starałem się spoglądać na to, czy aby nie przygotowuje on dla mnie jakiejś niespodzianki spod swoich zwiewnych ubrań, które były dość dobre do przechowywania niebezpiecznych przedmiotów. Poza tym wiedziałem, że muszę jak najszybciej zatopić Tasak w ciele przeciwnika. Czułem to w swoim ciele, a właściwie w dość poważnych brakach chakry. Teraz musiałem już polegać tylko na tym wielkim kawałku żelastwa i swojej sile oraz sprycie. Musiałem pozwolić ponieść się instynktowi walki i pokazać prawdziwą wściekłość rekina!
Chakra: 31% - 15% = 16%
Przy lądowaniu na tafli wody zasyczałem z bólu, który przeszywał moje plecy przy każdym napięciu mięśni. Wiedziałem, że tak drobna rana nie może mnie zatrzymać w tak ważnym momencie. Zacisnąłem zębiska i ruszyłem najszybciej jak mogłem na pokład, stając tym samym twarzą w twarz z rywalem. Gniew w mojej głowie narastał, zwłaszcza teraz, kiedy czułem ciągle uciążliwy ból. Teraz naprawdę chciałem zasmakować jego krwi, napoić się nią tak samo jak chwilą zwycięstwa, kiedy to mógłbym triumfalnie stanąć nad jego zwłokami! Co chwilę takie dziwne obrazy migały w mojej wyobraźni nakłaniając do jeszcze intensywniejszej walki i ignorowania bólu w plecach.
Kiedy po krótkiej akcji z mieczem, przeciwnik został trafiony mazią, a na mojej drodze stanęły wielkie shurikeny, musiałem zastanowić się jaki jest teraz plan tego człowieka. Z pewnością władając taką mocą, był w stanie atakować z wielu miejsc, nawet tych niewidocznych dla rywala czyli w tym przypadku mnie.
Nie miałem zbyt wiele opcji do wyboru, jednak nie miałem zamiaru się wycofać, ani tym bardziej przegrać. Z wściekłością w oczach oraz chęcią zasmakowania krwi w głowie, ruszyłem sprintem na swojego oponenta. Miecz ciągle pokryty był lepką mazią, zaś w ustach zebrałem nieco chakry łącząc ją ze śliną. Biegnąc na przeciwnika, uniosłem swój miecz ponad prawy bark, aby móc wykonać jak najpotężniejsze cięcie w poziomie na wysokości wszystkich dużych shurikenów. Nie miałem jednak zamiaru uderzać w gwiazdy bezpośrednio, a zamiast tego planowałem wykorzystać jeszcze nieco właściwości swojej techniki. W tym celu będąc jeszcze jakoś w połowie drogi do celu, postanowiłem dosłownie skoczyć niczym dzikie zwierzę w jego kierunku, od razu wykonując zamach. Dzięki temu w stronę obracających się shurikenów miała pomknąć ciężka do uniknięcia salwa lepkiej mazi, która miała najlepiej złączyć je ze sobą wzajemnie i zatrzymać. Mało tego, cały mój manewr miał też na celu coś zupełnie innego. Chciałem wykorzystać pęd jaki nadał mi atak Tasakiem do tego, aby obrócić się wokół własnej osi, aby lepka maź pomknęła również za mnie. Przygotowana wcześniej w ustach chakra miała umożliwić wystrzelenie 5 senbonów z ust, w razie gdyby zaginiony, trzeci senbon miał zamiar zaatakować mnie w plecy lub głowę.
Plan zakładał więc że wykonam właściwie w powietrzu, lecąc do przeciwnika (po odbiciu się od ziemi) pełny obrót na końcu którego swoim lepkim mieczem miałbym uderzyć w trafione moment wcześniej duże shurikeny. W międzyczasie czekało mnie kilka niełatwych manewrów, jednak ból ciągle napędzał mnie do działania, dawał niezbędną adrenalinę, a ciągle jeszcze pozostający w ustach posmak krwi sprawiał, że chciałem jej posmakować po prostu jeszcze więcej.
W czasie swoich zmagań z uciążliwą bronią przeciwnika, starałem się spoglądać na to, czy aby nie przygotowuje on dla mnie jakiejś niespodzianki spod swoich zwiewnych ubrań, które były dość dobre do przechowywania niebezpiecznych przedmiotów. Poza tym wiedziałem, że muszę jak najszybciej zatopić Tasak w ciele przeciwnika. Czułem to w swoim ciele, a właściwie w dość poważnych brakach chakry. Teraz musiałem już polegać tylko na tym wielkim kawałku żelastwa i swojej sile oraz sprycie. Musiałem pozwolić ponieść się instynktowi walki i pokazać prawdziwą wściekłość rekina!
- Nazwa
- Suiton: Tenkyū
- Zasięg Max.
- 10 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3% (za 5 senbonów)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Bardzo ciekawa technika, stosowana w przypadku gdy shinobi chce zaskoczyć oponenta atakiem znienacka. Poprzez przesłanie chakry Suitonu do ust, jest on w stanie wytworzyć ze swojej śliny kilka senbonów. Następnie wystrzeliwuje je z zadowalającą prędkością w kierunku wybranym przez siebie. Co prawda nie mają one zbyt dużej penetracji, lecz mają przewagę elementu zaskoczenia.
- [center][/center]
- Nazwa
- Mizugiri Nabara
- Dziedzina
- Suiton
- Ranga
- C
- Pieczęci
- -
- Zasięg
- 5 m
- Koszt
- E: 15% | D: 12% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3% (za jedno ostrze)
- Dodatkowe
- Dowolne ostrze, Suiton: Mizuame Nabara
- Opis Użytkownik przelewa chakrę Suiton na trzymaną broń, czego efektem jest utworzenie na niej powłoki z lepiącej cieczy. Każde cięcie lub zamach powoduje "odrywanie się" części mazi, która w formie różnego rodzaju kropli oblepia to co znajdzie się na torze jej lotu. Dzięki temu potencjalnie chybione cięcie może zakończyć się trafieniem przeciwnika cieczą, co powinno ograniczyć jego mobilność.
Jednorazowe użycie techniki pozwala wykonać 10 cięć, po których na orężu nie ma już materiału.
Znajomość techniki Suiton: Mizuame Nabara pozwala przeciwnikowi już w czasie pokrycia broni mazią, odróżnić ją od zwykłej wody. - Link do tematu postaci KLIK!
0 x
Re: Szlak transportowy
*Shinji wpisany na listę "do zabicia" kappa *
_____________________________________
Z każdą chwilą zaczynałem zdawać sobie sprawę z tego, jak niewiele chakry pozostało w moim rybim ciele. Mimo to byłem już w takim etapie walki, gdzie wycofanie się nie wchodziło zupełnie w grę, walka trwała i musiała zostać dokończona za wszelką cenę. Właśnie ta myśl pozwalała mi wykonywać teoretycznie wręcz niemożliwe dla mnie ataki Tasakiem, który był niemiłosiernie ciężki i nieporęczny. Mimo to widziałem już jak wytrącony z równowagi przeciwnik ulegnie mojemu następnemu atakowi po tym, jak zlepiłem jego wielkie shurikeny. Wszystko zdawało się być już przesądzone, dopóki przewrotny los nie postanowił nagle zmienić wszystkiego i uczynić ze mnie przegranego.
Co?! Nie! Rybia ość! - przekląłem w myślach kiedy trzy duże, lepiące gwiazdy złączyły się z moim ciałem. Tasak ciągle trzymałem mocno w dłoniach, jednak wiedziałem że już na nic mi się on nie przyda. Z drugiej jednak strony puszczenie go, mogłoby oznaczać, że po chwili przeciwnik z jego pomocą skróci mnie o głowę. Chyba własnie dlatego jeszcze mocniej zacisnąłem na nim dłonie.
Wyplewiam Kantai z takich szumowin jak tamta banda. Żerują na nieszczęściu ludzi, którzy byli wplątani w tą... cholerną wojnę... - po tych słowach splunąłem z pogardą na łamiący się pod nami pokład i odwróciłem wzrok prosto na swojego rywala. Byłem zły, wręcz wściekły widząc jego mierną posturę, jego zupełny brak predyspozycji do bycia shinobi. Zdawał się być taki wątły, taki słaby, jak gdyby jego jedynym przeznaczeniem byłoby... zostać moim pokarmem. Złość narastała, a ręce zaczęły aż nienaturalnie mocno zaciskać trzymany Tasak.
W głowie zaczęły kołować się dziwne myśli, z których główną była niezmierzona potrzeba żerowania. Teraz stojący przede mną mężczyzna zdawał się nie być już tylko przeciwnikiem, ale przede wszystkim źródłem przepysznej krwi i mięsa. Szczęki zaczęły zaciskać się na tyle mocno, że poszczególne zęby tarły o siebie wydając przy tym nieprzyjemny odgłos. Oczy wpatrzone w "ofiarę" stawały się lekko nieprzytomne, jakby mdłe. Było to spojrzenie typowe dla rekina, który skupiony był tylko na jednym - na swoim celu.
Mimowolnie próbowałem mocować się z klejącą mazią, którą sam sobie sprezentowałem. Gdybym był w pełni świadom tego co robię, wiedziałbym że nie ma to najmniejszego sensu. Teraz jednak próbowałem zrobić cokolwiek, byle dorwać się do tego świeżego pokarmu. Był tak blisko, że niemal czułem jego zapach, prawie słyszałem bicie jego serca, prawie słyszałem odgłos przelewającej się w nim krwi. A może wszystko to były tylko majaki?
_____________________________________
Z każdą chwilą zaczynałem zdawać sobie sprawę z tego, jak niewiele chakry pozostało w moim rybim ciele. Mimo to byłem już w takim etapie walki, gdzie wycofanie się nie wchodziło zupełnie w grę, walka trwała i musiała zostać dokończona za wszelką cenę. Właśnie ta myśl pozwalała mi wykonywać teoretycznie wręcz niemożliwe dla mnie ataki Tasakiem, który był niemiłosiernie ciężki i nieporęczny. Mimo to widziałem już jak wytrącony z równowagi przeciwnik ulegnie mojemu następnemu atakowi po tym, jak zlepiłem jego wielkie shurikeny. Wszystko zdawało się być już przesądzone, dopóki przewrotny los nie postanowił nagle zmienić wszystkiego i uczynić ze mnie przegranego.
Co?! Nie! Rybia ość! - przekląłem w myślach kiedy trzy duże, lepiące gwiazdy złączyły się z moim ciałem. Tasak ciągle trzymałem mocno w dłoniach, jednak wiedziałem że już na nic mi się on nie przyda. Z drugiej jednak strony puszczenie go, mogłoby oznaczać, że po chwili przeciwnik z jego pomocą skróci mnie o głowę. Chyba własnie dlatego jeszcze mocniej zacisnąłem na nim dłonie.
Wyplewiam Kantai z takich szumowin jak tamta banda. Żerują na nieszczęściu ludzi, którzy byli wplątani w tą... cholerną wojnę... - po tych słowach splunąłem z pogardą na łamiący się pod nami pokład i odwróciłem wzrok prosto na swojego rywala. Byłem zły, wręcz wściekły widząc jego mierną posturę, jego zupełny brak predyspozycji do bycia shinobi. Zdawał się być taki wątły, taki słaby, jak gdyby jego jedynym przeznaczeniem byłoby... zostać moim pokarmem. Złość narastała, a ręce zaczęły aż nienaturalnie mocno zaciskać trzymany Tasak.
W głowie zaczęły kołować się dziwne myśli, z których główną była niezmierzona potrzeba żerowania. Teraz stojący przede mną mężczyzna zdawał się nie być już tylko przeciwnikiem, ale przede wszystkim źródłem przepysznej krwi i mięsa. Szczęki zaczęły zaciskać się na tyle mocno, że poszczególne zęby tarły o siebie wydając przy tym nieprzyjemny odgłos. Oczy wpatrzone w "ofiarę" stawały się lekko nieprzytomne, jakby mdłe. Było to spojrzenie typowe dla rekina, który skupiony był tylko na jednym - na swoim celu.
Mimowolnie próbowałem mocować się z klejącą mazią, którą sam sobie sprezentowałem. Gdybym był w pełni świadom tego co robię, wiedziałbym że nie ma to najmniejszego sensu. Teraz jednak próbowałem zrobić cokolwiek, byle dorwać się do tego świeżego pokarmu. Był tak blisko, że niemal czułem jego zapach, prawie słyszałem bicie jego serca, prawie słyszałem odgłos przelewającej się w nim krwi. A może wszystko to były tylko majaki?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość