Wschodnia kryjówka.

Tutaj trafiają wszystkie przedawnione wątki, które nie są już potrzebne, ale mogą się kiedyś do czegoś przydać. Znajdziesz tu dawne misje, przedmioty, techniki i karty postaci, które zostały odrzucone bądź zginęły one w fabule.
Masaru Yoshida

Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Obrazek
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=0XOfE96 ... vWBxcxAmr2[/youtube]
W lesie z dala od osady Ryuzaku no Taki w pewnym miejscu przysypana u góry warstwą gleby i suchych liści znajduje się klapa w ziemi. Pomiędzy plątaniną wystających z ziemi korzeni trudno ją dostrzec, trzeba się niejako wczołgać w nie żeby móc ją zobaczyć. Jedno z kilku miejsc gdzie kuglarz sadysta może czuć się bezpiecznie z tym co robi. W lesie jest zawsze szaro i ponuro, to dlatego że słońce nie dociera tam z powodu bardzo dużej gęstwiny koron drzew. Niedaleko jest wieś w której raz na jakiś czas ginie dziecko bez śladu, a czasem przytrafia się to i dorosłym. Miejscowi boja się tego lasu ponieważ cieszy się ono złą sławą. Nie wiadomo czy to przez bandytów którzy się tam gnieżdżą, czy może raczej przez coś innego. Przez coś co czasem się budzi i wychodzi na łowy... Tak przynajmniej mówią między sobą ludzie, a ile w tym prawdy? Kto to wie.
Pod klapą jest drabina na jakieś 2m w dół i jest korytarz. Wyłożony deskami z każdej strony długi na 8m, szeroki na 2 i na 2 wysoki. Dalej nie ma już nic. Nie ma tutaj ani odrobiny światła jakiegokolwiek. Człowiek błądzi po omacku, chyba że zna to miejsce. Dla Masaru który to mieszka jest wiadome że w ścianie po prawej gdzieś w połowie jej długości jest ruchoma ściana. Trzeba pchnąć ją w pewnym miejscu żeby się obróciła wpuszczając gościa do domu. To samo jest po lewej stronie tylko tam znajduje się pomieszczenie wielkości 15m na 10m. Jest to pracownia kuglarza jak i jego magazyn oraz schowek. Wracając do domu to nie przypomina on wcale mrocznego korytarza jak i strasznego lasu. Jest to wielkie pomieszczenie ze schodami na górę znajdującymi się w lewym rogu na przeciwległej ścianie do ,,drzwi wejściowych". Na pierwszym piętrze są ściany koloru jasno niebieskiego za to na drugim 2 ściany są czerwone, a dwie białe. Jest to olbrzymia sypialnia z dużym łóżkiem dwu osobowym. Po bokach pokoju są szafy z rzeczami. Na pustym środku leży śliczny kolorowy dywan. Wracając do pierwszego piętra to gdyby patrzeć od wejścia to lewy górny róg to schody. Jednak na prawo od schodów tylko nie w górę tylko w bok jest korytarz do jaskini obok długi na jakieś 15m. Jest ona grotą z wyjściem na zewnątrz. Jest przy niej płotek z wejściem. To stajnia dla koni których obecnie tam nie ma ale kto wie. Mają one tam żłoby, siano i sporo miejsca. A dzięki płotowi który jest na wysokości końca góry jaskini mają one pewność że nic do nich ani nikt nie wpadnie. Po prawej stronie na środku ściany jest kominek z kominem na powierzchnie. Po lewej jest kuchnia i kilka szafek. Oraz mały składzik jedzenia. Po środku jest stół z kilkoma krzesłami. Przed kominkiem jest piękna kanapa koloru filetowego. Całość tego pomieszczenia ma wymiary około 12m na 8m.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Las był milczący jak zawsze, żadnych śpiewów ptactwa, ani innych dźwięków które towarzyszą tego typu lokacją. Pół mrok sprawiał że popołudniowe słońce nie raziło potencjalnego przechodnia w oczy. Gdzieś w oddali unosiły się dymy z kominów we wsi, rolnicy pracowali w polu, kobiety zajmowały się gospodarstwami domowymi, a dzieciarnia bawiła się. Idący lasem Masaru zdawał się być obecny tutaj tylko ciałem. Myślami bowiem błądził teraz po swojej rodzinnej prowincji, słoneczko na pustyni pewnie teraz grzało już całkiem nieźle o tej porze. Targał na plecach nowo zakupioną kukłę jak i worek sprzętu od kowala. Co jakiś czas musiał przystanąć żeby odpocząć, w końcu to wszytko musiało ważyć troszkę. Ogólnie rzecz ujmując gdy kupił od podejrzanego typa w porcie sprzęt należący ewidentnie wcześniej do jakiegoś członka jego klanu, czuł się niejako w obowiązku naprawić tą kukłę. Zdawał sobie sprawę że jej właściciel pewnie już dawno nie żył, ale czuł jego duszę zaklętą w tej marionetce. Może to głupie, ale Yoshida wręcz słyszał w głowie jak ona do niego przemawia. Czyżby oszalał? Możliwe, w końcu sam sobie zdawał sprawę że jego zdrowie psychiczne nie do końca odpowiada standardom społecznym, jeśli można tak to delikatnie określić. Jest też szansa że to skutki zażytego narkotyku podczas tej dziwnej sytuacji w świątyni. Chociaż przecież zwrócił na nią uwagę jeszcze przed tymi zdarzeniami i już wtedy miał dziwne odczucie że ona go woła. Że szuka swojego nowego pana. To nie żadne omamy, ta lalka naprawdę do niego przemawiała, było w niej coś tajemniczego, coś przerażającego i niepokojącego. A zarazem czuł dotykając ją wolę i uczucia wcześniejszego właściciela które mu towarzyszył podczas jej tworzenia, a potem podczas jej użytkowania. Bardzo chętnie by ją doprowadził do stanu używalności i nie naruszał w ogóle jej budowy i mechanizmów, ale niestety jej ostatnia walka odcisnęła na niej duże piętno. Odcięte od pasa w dół nogi. Piach nasypany do środka oraz co najgorsze zardzewienie delikatnych mechanizmów w jej wnętrzu sprawiało że trzeba było mocno ją przerobić. Rdza być może jest po części z tego powodu że stragan z nią był w porcie, a wcześniej według tego co powiedział tamten dzieciak leżała na plaży luzem. Na myśl o denerwującym bachorze który go niejako troszkę oszukał sprawiała że zacisnął pięści przyrzekając sobie że go odnajdzie i posieka na kawałki. Nie wiedział jeszcze czy zniszczenia w jej wnętrzu będą aż tak poważne, ale lepiej zakładać najgorsze. Zbliżał się powoli do celu swojej podróży, a dokładniej do jednej z jego kryjówek. Miał na świecie ich kilka, tylko że ta służyła mu za mieszkanie. Inne były raczej czymś na wzór zaadoptowania jakiejś jaskini i wrzuceniu do niej kilku koców, poduszki, kilku świeczek, a czasem zatarganie do niej jakiegoś pieńka który robił za stół. Ogólnie można powiedzieć że marne schronienia, ale chyba lepiej podczas wędrówki wiedzieć że niedaleko się ma takie miejsce gdzie deszcze cię nie zmoczy, a nawet i wyśpisz się w w miarę ludzkich warunkach. To tutaj to był jednak dom kuglarza, który zaadoptował sobie po jakiś bandytach. Prawdopodobnie mieli tu kiedyś swoją siedzibę, ale ją opuścili. A co ma się marnować. Gdy doszedł do znajomo wyglądającego duże drzewa z rozłożystymi konarami, odbił od niego na prawo i po chwili dotarł do plątaniny wystających z ziemi korzeni. Położył się na ziemi i wczołgał między nie, ręką natrafił znajomą metalową kołatkę do której była przyczepiona klapa. Otworzył on ją i zobaczył ciemność, a raczej własnie nic nie zobaczył. Bez ceregieli zrzucił w dół worek, wiedział że nic się nie zepsuje, ponieważ kupił przy okazji ubrania którymi owinął co delikatniejsze mechanizmy. Potem powoli zlazł po drabinie z kukłą na dół. Po omacku przemieszczał się po korytarzu szukając miejsca otwierającego dostęp do kryjówki. Odnalazł je po chwili i wkroczył do mieszkania. Znowu po raz kolejny na ślepo poruszał się do świecznika najbliższego. Zapalił świecę, dzięki niej odnalazł drogę do kolejnych i szybko zapalił w całym mieszkaniu światło. Podszedł do kominka i wrzucił do niego przygotowane wcześniej drewno, następnie podpalił i po chwili ogień radośnie skakał tańcząc po nim. Dodatkowo oświetlał mocno pomieszczenie oraz nagrzewał je. Nawet nie wchodził na górę ponieważ nie mógł się doczekać innej rzeczy. Wyszedł z powrotem do korytarza i na przeciwko drzwi wejściowych do jego domu, były identyczne również ukryte wejście do pracowni. Tam również oświetlił wszystko świecami i zdmuchnął kurz z biurka. Siadł wygodnie na podłodze, i zabrał się za to co chciał zrobić już od dłuższej chwili.
Tworzenie kukiek ,,Mama i Tata" z części z kukły Kamakiri. ,,http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=43&t=3642" Dwie kukły rangi C to 20 linijek.
Masaru położył na ziemi rozciętą lalkę, od pasa w dół położył po swojej lewej stronie, a części od pasa w górę po prawej. Interesowała go bardziej górna część z powodu specyficznych ramion. Rzucił okiem do jej środka przez dziurę i syknął ze złością. Ten kretyn który mu to sprzedał niósł kukłę za pomocą piasku co było widać. Leżenie na plaży też jej nie pomogło. Podniósł ją a potem potrząsnął, wyleciało z niej kilka garści piachu. Ten po raz kolejny trzeba to powiedzieć kretyn, nawet nie umiał zadbać o takie piękne dzieło sztuki, masakra jakaś. Przyjrzał się kończynom i głowie i mógł powiedzieć że są w znacznie lepszym stanie, z prostego powodu, nie miały dziur do których by dostać się mógł piach. Rzut oka na dolną część leżącą po drugiej stronie i odetchnięcie ulgą. Tutaj również nogi działały bez zarzutów, oczywiście trzeba je przeczyścić głównie stawy, ale to i tak dobra wiadomość.Czyli wszystko w miarę w porządku tylko korpus do śmieci, chociaż i z niego da się pozyskać różne rzeczy. Chociażby drewno zużyte na jego budowę, albo liny. Zaczął od dołu sięgając po narzędzia, z bólem serca odpiłował nogi od kawałka korpusu. Miska napełniona wodą stała już obok, zamoczył w niej ścierkę i wymył dokładnie stawy. Szorował kawałek, delikatnie poruszał nim i znowu szorował. Po chwili działał jak nowy. Następnie umył resztę nóg i naoliwił stawy. Odłożył je na bok do suszenia i zabrał się za górę. Podszedł do głowy, była co prawda popękana troszkę, ale zauważył sprawnym okiem że usta są rozsuwane. A tam ku jego zaskoczeniu wyrzutnia kunai, razem z magazynkiem. Wziął mniejszą piłkę i rozpiłował na pół głowę, niczym na jakieś operacji, albo sekcji zwłok. Wyjął paciorkowate oczy oraz potrzebne mechanizmy. Zaciekawia go górna para rąk, która zamiast dłoni lub jakiejś broni miała po kołku. Które się kręciły, a po mocnym zakręceniu odpadały. Wyglądały jak by miały na sobie odciśnięcia czegoś, i tym czymś były fuma shurikeny. Tak mu się przynajmniej zdawało patrząc po wielkości okręgu. Odciął je od korpusu, i przeszedł do dolnej pary, tam sytuacja była bardzo podobna, brak jakiś skomplikowanych mechanizmów tylko drewno, mechanizmy w nim oraz dwa wielkie kunaie ewidentnie do walki w bliskim kontakcie. Zrobił to samo co z nogami czyli umył i naoliwił stawy odstawiając je po tym do suszenia. Odciął 3m ogon z kolcem, prawdopodobnie też mu się przyda. Potem rozciął brzuch na pół wywalając wnętrzności, wszystko wrzucał od razu do śmieci, chociaż drewniany bęben z liną wyjął przeczyścił i odstawił. Samo drewno z boków umył i zostawił. Wszystkie nie potrzebne rzeczy zaniósł do domu wychodząc z pracowni i postawił przed kominkiem. Co się da to spali, a resztę wywali gdzieś w lesie. I tak został z 6 kończynami, głową, ogonem i bębnem z liną oraz sporą ilością drewna. Wypakował swój worek zakupów i wyciągnął najpierw ubrania które rozwiesił na krześle. Drewniane deski ułożył na kupce i zastanowił się na chwilę. Chyba najlepiej te sprawne części kukły wmontować do nowego korpusu, ale bał się że źle go wyważy. Za dużo tego było, dobrą decyzją było zrobienie z tego dwóch różnych lalek. Jak pomyślał tak zrobił. Pociął deski tak, aby długością odpowiadały jego potrzebą i zaczął je zaginać, po chwili stworzył coś na kształt połowy beczki. Podzielił ja sobie na dwa obszary, w dolnym wsadził cylinder z lina, a w górnym umieścił magazynek. Szybko zrobił drugie takie samo coś korzystając tym razem już zakupionych przez siebie mechanizmów i lin. Związał kupione przez siebie kilka metrów liny z tymi 3 z ogona z kolcem. Umieścił je w w drugim korpusie. Miał drewno korpusowe ze starej kukły, do tego akurat rozcięte na pół więc połączył starą połówkę z nową, i kolejna starą z kolejną nową! W ten sposób miał działające dwa korpusy. Wstał otrzepał się i siadł przy biurku. Kolejnym etapem pracy było zrobienie dwóch głów. Kilka małych desek ułożonych w kształt podobny do jajca. Wsadził w nie wyrzutnie i zaczął zaginać, dokręcać śrubki i wbijać gwoździe. Szyi nie robił po co. Wyjął końskie włosy i położył koło siebie. Do dwóch misek wsadził barwnik z kwiatów i rozmieszał. W każdej umieścił włosy farbując je. Potem położył je do suszenia, a w tym czasie wyciął dziury na usta. Przymocował do dziury dwa rozsuwane kawałki drewna i ozdobił je tak by wyglądały jak usta. Potem wyciął dziurki i wsadził w nie kolorowe koraliki imitujące oczy. Po całej tej zabawnie upiększanie głów podczepił do nich wysuszone włosy. Miał teraz dwa łby które podczepił po jednym do korpusu. Połączył magazynki z klatki piersiowej kukły do wyrzutni znajdujących się koło ust. Wsadził do każdego magazynka po 5 kunai. Jeśli chodzi o kwestię kończyn to nogi skrócił o kilka cm i podczepił po jednej do każdego korpusu. Wziął dwie bele drewna, kilka stawów, wywiercił je w środku nawsadzał mechanizmów odpowiedzialnych za ruch kończyn i wszystko połączył, a potem wsadził do lalek. Akurat to było bardzo proste. Teraz brakowało im tylko rąk i znowu proste zadanie, ponieważ miał już dwie ręce te też skrócił o kilka cm. Odciął kawałek między łokciem a barkiem i kawałek miedzy tym gdzie powinna być dłoń, a łokciem. Po chwili znowu wszystko połączył i przyczepił do marionetek. Z pozostałej pary rak odciął końce i wyjął stawy. Drewno wywalił, pójdzie na spalenie do kominka. Drewniane kołki przyczepił po jednym do pleców każdego korpusu. Siadł zamyślony szukając nazwy dla nich. Coś go tknęło i postanowił nazwać je Mama i Tata. Może dla tego że tęsknił za rodzicami? Może dlatego że podświadomie budował te lalki tak by ich przypominały chociaż troszkę? Nie ważne, najpierw praca potem przemyślenia. Pozostały do końca jeszcze 2 ręce tutaj za to było troszkę pracy. I to nie plastycznej jak ozdabianie głów a mechanicznej. Po raz kolejny siadł do biurka. Nazbierał 20 kawałeczków drewna, wywiercił je w środku do każdego władając metalowy, grubości 3 igieł kijek z metalu. Każdy kawałek podłączył do malutkiego stawu, a do niej z drugiej strony 2 paliczek. Stworzył tak 10 par palców. Potem zabrał kawałek drewna kształtem przypominający miskę i wstawił z jednej jego strony staw kulisty. Metalowy duży okrąg z 5 wypukłościami, do każdej podłączył wystający metalowy kawałek z każdego palca łącząc je w jedno. Po majstrował wewnątrz dodając kilka kolejnych metalowych zawiasików. To wszystko nakrył kolejnym drewnem i przykręcił. Drugą dłoń zrobił tak samo. Do stawu z dłoni przyczepił wydrążoną belkę, do niej znowu staw kulisty i znowu belka i znowu staw kulisty. Wszystko połączył i tak oto powstała ręką. Nie był to jednak koniec ponieważ między dłonią, a łokciem w wydrążonym miejscu wsunął kupiony mechanizm do wystrzeliwania bombek. Do dłoni podczepił kolejny staw który mógł ja odczepić w razie czego powodując że odskoczy ona do góry robiąc wolne miejsce do wystrzału. Drugą kończynę zrobił tak samo i podczepił do brakujących miejsc u Mamy i Taty. W brzuchach zrobił im dziurę do wystrzeliwania lin. Następnie na zakończenie pracy ubrał kukły w zakupione ubrania. Wyciął jednak dziury na plecach tak, aby kołki wystawiały. Zamierzał na nich wieszać duże shurikeny do wystrzeliwania.
Po skończonej pracy wstał, wylał wodę, zgarnął opiłki drewna i metalu, przemył jeszcze dwa swoje twory żeby się prezentowały ładnie i zaniósł je do domu. Usadowił koło siebie grzecznie na kanapie i sięgnął do biblioteczki po książkę. Otworzył ja i zaczął czytać. Urwał jednak po kilku minutach i zasnął. W końcu był zmęczony tą pracą, nawet nie wiedział że noc już zapadła, a pracował kilka dobrych godzin.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Zimno. Bardzo zimno. Burczenie w brzuchu. Pragnienie. Te rzecz sprawił że chcąc nie chcąc bohater musiał ruszyć tyłek i wstać robiąc coś, aby pozbyć się tych trzech czynników które utrudniały mu dalszy sen. Otworzył oczy przeciągając się i ziewając. Nie miał pojęcia która godzina, nawet nie wiedział jaka to pora dnia ponieważ jak by nie patrzeć siedział pod ziemią bez widoku na niebo. Za to doskonale zdawał sobie sprawę że dalej jest zima i mimo że już praktycznie jej koniec i śniegu już od dawna nie było na dworze to jednak temperatury dalej były niskie w porównaniu do lata, albo chociażby późnej wiosny. Tak więc przeciągnął się i jak to miał w zwyczaju troszkę się porozciągał. Kilka skłonów do ziemi, rozgrzanie nadgarstków z kostkami, poruszanie barkami, kilka wyskoków oraz krążeń głową na różne strony i gotowe. Popatrzył leniwie swoim okiem na stos zużytych desek z wczorajszej pracy. Po co mają tak stać tutaj bez użytecznie pomyślał jakieś 5 sekund przed tym jak wywalił je do kominka. Ogień już dawno się nie palił więc musiał ponownie go rozpalić krzesiwem. Chwilę podmuchał i znowu się rozpaliło dając światło i ciepło. Spojrzenie padło na kanapę na której zasnął, po prawej siedziały tak jak je zostawił dwie kukły. Wyglądały jak by mówiły do niego- Rusz dupę potrenuj troszkę. Nie chcemy mieć za pana jakiegoś żałosnego słabiaka. Masaru poczuł się odrobinę urażony tym i głośno zaprotestował- Wcale nie jestem słaby! Potem zdał sobie sprawę że przypisywanie kukiełką ludzkich cech takich jak rozmowa nie jest chyba oznaką dobrego stanu zdrowia. Koło nicy leżała wzięta wczoraj do czytania książka, nawet nie pamiętał o czym. No i w sumie może tam leżeć, i tak na razie musi się zająć czymś innym. Skierował swoje kroki w stronę kuchni. Tam na stole leżały słoiki z różnymi rzeczami pokroju kiszonych ogórków. Popatrzył do szafki a tam piękny bochen chleba. Jedyna jego wada to to że spleśniał do reszty. Woda w beczce też nie budziła zaufania, ale po dokładniejszych oględzinach uznał że jest w porządku. Nabrał kilka kubków z niej obiecując sobie że przy najbliższej okazji ją zmieni. Potem wyjadł łyżką powidła z jednego ze słoików. Nie urywało to tyłka, ale taki posiłek był lepszy od niczego. I tak lada moment będzie na zakupach kupić coś do zapełnienia spiżarni. Podszedł do drzwi i wyszedł na korytarz, następnie po omacku doszedł do drabiny na którą wszedł. Ręką popchnął klapę otwierając ją na zewnątrz. Ku jego zdziwieniu przespał najwyraźniej cały dzień ponieważ była noc. Wylazł na zewnątrz zamykając za sobą. Wyczołgał się z korzeni na dwór i popatrzył w niebo wstając i otrzepując się. Księżyc prawie w pełni, gwiazd nie widział ponieważ za dużo przysłaniały plątaniny gałęzi nad jego głową. Znał ten las jak własną kieszeń dlatego pokierował się w stronę na prawo od swojej kryjówki. Nie chciał dewastować lasu przy swoim domku. Po 10 minutach marszu przystanął, raczej nikt nie wchodził do tego lasu, a tak daleko to już w ogóle na pewno nikt się nie zapuszczał. Rozejrzał się oceniając czy to dobre miejsce, potwierdził przypuszczenia swoje mówiące że tak i uznał że pora na trening.
Fūton: Kaze No Yaiba Ranga A minimum 25 linijek
Stanął luźno wśród drzew zamykając oczy. Po chwili zastanowienia co będzie trenował uznał że najbardziej logiczne byłoby nauczenie się jakiejś potężnej techniki Futonowej która pozwoliłaby mu bronić się na bliskim dystansie w przypadku gdyby doszło do starcia fizycznego, ponieważ takie mogło by być zabójcze dla użytkownika kukiełek. Wybór padł na Kaze no Yaiba, czyli technikę którą widział tylko w zwojach i książkach, nigdy na żywo. Dawała ona możliwość stworzenia niewidocznego miecza z wiatru, a dokładniej uformowanie czakry z palców o długości około trzech metrów. Podniósł rękę przed siebie układając palce w specjalny kształt do techniki, nie było określone z tego co mu się wydawało jak mają być ułożone i pewnie nie miało to znaczenia, dlatego on to zrobił tak że palec środkowy jak i wskazujący wyprostował, a resztę zacisnął. Warto pilnować się, aby nie zranić siebie samego podczas walki prawda? Przesłał niebieską energię swojego żywiołu do koniuszków palców i z całej siły zmusił ją żeby zaczęła wypływać do przodu. Żeby powoli kawałek po kawałku wychodziła z jego ciała na boki, ale głównie do przodu. Celował palcami przed siebie i po otwarciu oczów z dumą spoglądał na metrowy pasek powietrza przed sobą odznaczającym się na tle lasu. Po chwili i kilku próbach udało mu się osiągnąć wymagana długość, a zaraz po tym grubość również była zadowalająca. Teraz kwestia cięcia, to już było znacznie trudniejsze. Zacisnął powieki skupiając się na czakrze po za jego ciałem i rozkazał jej zacząć drgać. To było nie porównywalnie trudne, ale znowu sukces. Technika po woli nabierała kształtów i cech dla siebie charakterystycznych. Pas powietrza wprawiony w drgania które z każdą sekunda ćwiczenia stawały się coraz intensywniejsze i krótsze, były coraz bardziej zabójcze. Nie mogą to być długie ruchy, to musza być szybkie niczym drgawki u człowieka drobne poruszenia. Tak szybkie i tak drobne żeby oko je nie zauważyło nawet. Gdy i to wyszło machnął ręką a całe jutsu po prostu znikło. Rozkojarzył się co spowodowało że czakra się rozeszła. Musiał na chwilę usiąść ponieważ aż mu przed oczami przeleciały szare kropki, zrobił głęboki wdech, w końcu była to jego pierwsza tak wysoko poziomowa technika, jego organizm nie potrafił jeszcze tak dobrze radzić sobie z takimi wydatkami czakry jak na jeden raz. Wstał na proste nogi uznając że na wypoczynek zawsze jest czas, a na trening może być za późno jak wpadnie w prawdziwe tarapaty. Tak więc wycelował rękę w powietrze trzymając palce na wysokości głowy i stworzył technikę. Następnie po woli, delikatnie poruszał ręką. Gdy upewnił się że dalej będzie w stanie ją utrzymać zrobił mocniejsze i bardziej pewne ruchy nadgarstkiem. Znowu sukces. Zrobił krok do przodu, potem kolejny i jeszcze jeden i nim się zorientował już biegł z powietrznym ostrzem przy boku. Yoshida wyskoczył w powietrze na wysokość jakiś 5 metrów odbił się od drzewa robiąc piruet i w locie przed innym drzewem zrobił cięcie. Gdy dotknął stopami ziemi drzewo w połowie długości się złamało. Do połowy było ścięte, a do połowy zadziałały siły grawitacji. Zaklął pod nosem. Stanął przed innym tworem przyrody i zrobił cięcie. Tym razem skutecznie przeciął całe tak jak chciał. Powtórzył kilka zamachów, aż nabrawszy wprawy rozbiegł się wbiegając po drzewie koncertując czakrę w stopach i skoczył na kolejne. Zrobił to tak że był jakieś 2m przed nim. Przeciął je w pół od korony aż do samej ziemi, rozpoławiając je. Wiedział że technika jest już opanowana.
Po treningu musiał siąść na ziemi odsapnąć. Zaraz zajmie się sprawami domowymi, a potem kolejnym treningiem.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Yoshida po treningu i chwili odsapnięcia uznał że chyba pora zapełnić spiżarnię w jego kryjówce, chociażby po to żeby nie jeść ciągle starych powideł. Spacerkiem wrócił do swojej kryjówki, ale minął jednak miejsce gdzie była ukryta klapa i poszedł dalej w prawą stronę. Po chwili dotarł do skały, odszukał w niej wejście do groty. Pewnie kogoś by to mogło zdziwić, ale było ono w środku przedzielone płotem z drewna, tak aby nic nie weszło do środka. Może to faktycznie zastanawiać, bo skąd ktoś miałby wiedzieć że to stajnia gdzie właściciel trzymał wierzchowca. Teraz jednak stała pusta, przeskoczył przez płot i poszedł w głąb. Ukryta w cieniu wnęka z korytarzem prowadzącym nie wiadomo gdzie. Wszedł tam i spokojnym krokiem udał się na jego koniec. Pchnął drzwi które zastał na końcu i wkroczył do swojego domu z którego wcześniej wyszedł. Ogień w kominku zagrzał pomieszczeni, blask odbijał się po ścianach. Pomaszerował do kuchni zamknął beczkę i potoczył ja do tunelu z którego wyszedł. Wrócił do stajni i wylał w kącie zawartość beczułki. Stara woda rozlała się tworząc małe błotko po boku. Wzruszył ramionami, nie obchodziło go czy jest tu czysto czy nie. Skoro nie ma tu zwierząt to nikogo to nie obchodzi. Otworzył bramkę i wyszedł trzymając opróżnioną przed chwilą beczkę na ramieniu. Następny przystanek strumień w pobliżu. Napełnił ją do pełna i tym razem już turlając ją wrócił do swojego domu. Postawił ja na swoim miejscu i poszedł zająć się jedzeniem. Miał jakąś mąkę w szafie, ale brakowało mu kilku rzeczy. Wyszedł z domu do lasu przyglądając się uważnie drzewom. Nie umiał wypatrzeć tego czego szukał, aż w końcu sukces. Ujrzał gniazdo. Skumulował czakrę w stopach i wspiął się do niego. W środku leżały 4 ptasie jajka, super tego potrzebował. Zebrał je schował do torby i zeskoczył na ziemię. Teraz pora na odnalezienie mięsa. Uklęknął na ziemi czekając na jakiś dźwięk, lub może nawet zobaczenie jakiegoś zwierzęcia jadalnego. Czas mijał, około tak patrząc na oko było to pół godziny zobaczył na niebie szybujący cień. Wstał powoli, poszedł kilka kroków do przodu nie spuszczając spojrzenia z celu, wsunął rękę za pasek materiału na nodze wyciągnął dwa kunai. Chwycił je mocno i w pewnym momencie cisnął w powietrze, a po kilku sekundach spadła świeża szara sowa z wbitymi dwoma nożami w brzuch. Dobry rzut pochwalił siebie samego w myślach. Nie liczył ze oba trafią, bardziej przekonywała go wersja że jeden spudłuje, a drugi trafi chociaż skrzydło żeby spadła. A tu proszę. Złapał ją za nogi i jeszcze się przespacerował troszkę. Znowu kolejny łup, a raczej dar od matki natury. Świeże grzybki rosły sobie jak gdyby nigdy nic koło drzew. Natychmiast po je pozbierał tyle ile uważał za słuszne. Noże wytarł o ziemię i schował na swoje miejsce. Po powrocie do kuchni do miski wsypał mąkę, potem rozbił jajka i wykonał kilka innych czynności tworząc ciasto które umieścił w ogniu. Jutro powinno być jak znalazł. Standardowy podpłomyk, czyli chleb jedzony na wyprawach, z rana ciasto się wypiekało i nadawało do zjedzenia. Tylko że skoro była noc, to znając życie będzie gotowe na południe dopiero. Sowę oberwał z piór na skrzydłach czyli tak zwanych lotek, a potem oblepił ją gliną. To był stary sposób, oblepiasz ptaka gliną wrzucasz do ognia a po wypieczeniu rozbijasz ją, a pióra zostają wyrwane z mięsa samoistnie. Pozostaje ją tylko wypatroszyć i zjeść. Grzyby na razie zostawił w koszyku który trzymał na stole. Nie pozostawało nic innego jak napić się łyka wody i iść na dwór trenować kolejną technikę która miała mu ratować tyłek, jak by coś poszło nie tak.
Fūton: Shinkūha Ranga A minimum 25 linijek
Wyszedłszy na świeże powietrze, po raz kolejny odszedł kilka minut drogi od domostwa, aby nie dewastować lasu koło którego mieszka. Księżyc i gwizdy był jedynymi świadkami tego co robił, albo tego co się uczył. Stanął w rozkroku usiłując sobie przypomnieć co może my się przydać. I wybór padł na Shinkūha czyli bardzo szybkie, ale precyzyjne cięcie wiatrem które miało zabić spora ilość wrogów na jeden raz. A do co silniejszych oponentów to miało niszczyć ich tarcze, jak i próby ataków fizycznych na kuglarza. Skupił się na przemyśleniu co ma dokładnie zrobić, w teorii prościutkie, w praktyce to wysoko poziomowe jutsu zdolne do pokonanie naprawdę silnych wrogów. Pierwszy etap to nabranie powietrza w płuca i zmieszanie ze swoją czakrą. Potem złożenie pieczęci kolejno szczura, węża, konia i psa. I wydmuchanie jej do przodu machając głową przekręcając ją, aby wprawić w ruch wąskie ostrze które wydmuchiwał. Trzeba pilnować żeby samo ostrze się nie rozwaliło w powietrzu. Poziom wyzwania tylko dodawał chęci naszemu Masaru który zdecydował się na naukę takich trudnych rzeczy. Po kolei powtórzył przypomniane etapu i pierwszy problem. Dokładniej pojemność płuc, miał w nich miejsce na jeden wydech, a po dmuchnięciu raz już nie miał praktycznie powietrza w płucach. Po chwili rozmyślań doszedł do wniosku że ma minimalne ilości tylko wypuszczać, a czakrą je kontrolować. Powtórzył próbę łapiąc w pierś powietrze, złożył pieczecie wysyłając z swojego ciała niebieską energię mieszając ją z zawartością płuc i sukces. Gdy dmuchnął przed siebie to było to jak zwykły podmuch, no może silny jak technika rangi D. Ale nie poddawał się dmuchając ile sił przed siebie, wsadzając w to ogromne pokłady cierpliwości jak i siły swojej własnej jak i siły woli. W końcu praca zaczęła przynosić sukcesy, pierwszy podmuch dał radę ściąć gałąź szybko zniknął, ale zawsze coś. Słońce leniwie wyszło z za horyzontu, a księżyc schował się po przeciwnej stronie. Z nieba znikły gwiazdy i nastał ciepły dzionek. Nic tak nie poprawia humoru jak najedzenie się i wygodne wyspanie. W obu przypadkach chłopak nie miał szczęścia. Powidła i stara woda miały być szczytem kulinarnych możliwości Yoshidy? A spadnie na kanapie z książka w ręku miało zapewnić komfortowe warunki niczym spanie na łożu z baldachimem? Jednak nie chciał się skarżyć, bo w sumie i komu. Dmuchnął poruszając głową skupiając czakrę w miejscy gdzie kierował podczas ruchu swój wzrok. Lada moment skoro udało się utrzymywać kształt to udało się opanować cała sekwencję poruszeń głową w celu lepszego kontrolowania techniki. Pora na rozgrzewkę uznał i zaczął kręcić w kółko głową, a zaraz potem do przodu i do tyłu. Chciał rozgrzać kark przed obciążającym treningiem. Kontuzja to było to na co nie miał żadnej ochoty w tej chwili. Tak więc jako że trening czyni mistrza to po dobrych kilku godzinkach kiedy było już południe, a chłopak padał na twarz ze zmęczenia. Podmuchy z wiatru z ust były już tak szybkie że nie widoczne, dla nie wprawionego oka, oraz zabójcze dla ciała większości ludzi. Robiły bowiem z drzew sieczkę. Stanął po środku lasu, użył techniki i po chwili powalił wszystkie stojące drzewa w zasięgu 15 metrów, nawet krzaków nie oszczędził.
Po skończonej pracy nie widząc innej opcji udał się do domu.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Wcześniejszego dnia uczył się na dworze technik, i wydał na to spore ilości czakry. Jak dobrze że upolował tą sowę i upiekł ją nad ogniem. Gdy obudził się rano, zostały jej resztki które podpiekł ponownie w kominku i zrzucił na talerz. Poranki zawsze są ciężki, ale ten był wyjątkowo ciężki. Właściwie można by rzec że chłopak nie miał ochoty dzisiaj robić nic pożytecznego, ale no lada moment zamierzał wybrać się na misję wyższej rangi, aby potem ubiegać się o awans. Fakt że znał już techniki tak wysokiego poziomu że większości osób będących na stanowisku Akority szczęka by opadła, a nawet jak podejrzewał spora cześć Sentokich również by chciała mieć takie jutsu w zanadrzu. Ale on był doko, ten system chyba był troszkę ociupinkę nie sprawiedliwy. Cóż, w końcu dla kogoś silnego nie problem zrobić i odbębnić kilka misji wyższych ranga niż zbieranie ziemniaków prawda? Tak więc ruszył tyłek wyjmując podpłomyk z ogniska. Ciasto upiekło się tworząc złotą skorupkę. Postawił je na talerzu razem z mięsem, nastawił wodę na ogniu i wrzucił zioła do wody. Po chwili miał wodę o smaku ziół prosto z pustyni czyli jego rodzinnych rejonów. Spałaszował co miał przeklinając że nie kupił jakiejś zieleniny do jedzenia i poszedł do biblioteczki. Sięgnął ręką na górną półkę ze zwojami i przewalił ich kilka. W końcu odnalazł ten którego potrzebował, brakowało mu pewnych podstaw. Nawet średnio rozgarnięci członkowie jego klanu znali te techniki, a on jakoś nie. Być może ma to związek z faktem że wcześniej ich po prostu nie potrzebował? Nie ważny powód, po prostu trzeba to zrobić i tyle. Wsadził zwój do kieszeni i przeszedł się do stajni. Wcześniej jednak zgasił ogień w domu, nie chciał wrócić do palącej się kryjówki prawda? Ze stajni przeskoczył płot i poszedł w stronę wioski. Fakt faktem, ukrycie tak mocno wejścia do domu, a wystawienie stajni której jedyną ochroną było to że w miarę się płot kamuflował nie było zbyt mądre. Ale spora część płotu tak zwanego to po prostu zwalone drzewo, a sam korytarz do domu schowany we wnęce był. Ale zawsze jakaś szansa że ktoś tam wlezie odkrywając drzwi do kryjówki było. Ale nie przejmował się tym teraz, Kiedy dotarł w pobliże osady zszedł na bok na trakt, nie chciał pokazywać komuś że wyszedł dokładnie z lasu. Mogliby ludzie zacząć gadać i co wtedy. Oficjalna wersja była taka że jak ktoś go zapyta skąd jest to powie że mieszka niedaleko. Średniej wielkości wioska, ale ludzie powoli zaczynali kojarzyć jego twarz. Część go lubiła bo zawsze dawał na targu napiwek, a część go ignorowała. Ale pewnie też kilka osób czuło do niego niechęć z powodu zabandażowanej twarzy. No ale co zrobić, wypadek w dzieciństwie, każdy kto go znał może to poświadczyć. Wkroczył do wioski przemykając się między domami docierając na główny plac. Koniec końców odnalazł stragan z najlepiej wyglądającymi towarami i podszedł do sprzedawczyni. Poproszę bułak mleka krowiego i ten kawał sera białego. Nie ten, o ten. Uśmiechnął się z wdzięcznością zapłacił i poszedł dalej. Zaraz po chwili zaczepił o człowieka który oferował suszone mięso. Po namyśle zakupił go troszkę, w końcu jak on miałby suszyć je samemu to by dostał kręćka, zwariował i uznał że woli już jeść surowe. Nie miał cierpliwości do takiej rzeczy, zwłaszcza że nigdy tego nie robił i obawiał się że jeszcze je zepsuje. Po zakupach oddalił się z wioski idąc po łuku do lasu, po co mają ludzie widzieć w którą stronę idzie prawda? Lepiej żeby myśleli że poszedł zupełnie w przeciwnym kierunku. Naglę zatrzymał się w połowie drogi przy trakcie. Przeliczył się, ponieważ spora ilość zakupów sprawiała że ciężej mu było chodzić. Usiadł na uboczu i uznał że to właściwie dobra pora na trening.
Fūin no Jutsu Ranga D minimum 5 linijek
Siadłszy na ziemi wyjął z kieszeni zwój z opisem technik. Szybko przeleciał wzrokiem treść, wiedział dokładnie co ma robić, kontrolę czkary opanował nawet lepiej niż się powinno do tak słabych technik, westchnął nad swoim losem że musi użerać się z takim czymś i odłożył zwój. Teraz wyjął z kolei średniej wielkości zwój z materiału na nodze. Nawiasem mówiąc całkiem fajny bajer prawda? Rozłożył zwój położył koło niego jedzenie na jakimś liściu żeby się nie zepsuło zamknął oczy i powtórzył w głowie czynności. Przesłać czakrę do zwoju, otworzyć portal czy jako to się zwało, wciągnąć przedmioty, zamknąć portal i koniec. Wykonał te czynności i w połowie jakoś śpiew ptaków go rozproszył. Nie wyszło, odetchnął i zrobił po raz kolejny wszystkie kroki. No i jak zwój leżał tak leżał i jedzenie jak leżało tak leżało. Z wściekłością walnął ręką o ziemię. To wasza wina durne ptaszyska, zjem was na obiad jak nie odlecicie pomyślał w głowie. Bo przecież to ich wina że mu nie wyszło prawda? Po raz kolejny skupił czakrę i zapieczętował w końcu tak jak chciał. Już zamierzał wstać, aż coś go tknęło. A jak ja to z tego wyjmę? Usiadł z powrotem i zamurowało go. Nie miał pojęcia co robić, dobrze że wziął zwój z podstawami pieczętowania więc mógł się dowiedzieć z niego że musi ponownie przesłać czakrę do zwoju i po kilku próbach dał rade wyjąć jedzenie z niego. Fakt że jedzenie nie zostanie zagubione w nicości ucieszyło go niezmiernie. Ponownie schował je do zwoju którego zwinął i wetknął za materiał.
Udał się bezpośrednio w stronę domu traktem.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Idąc w stronę domu w pewnym momencie zszedł z ścieżki wchodząc w las, upewnił się wcześniej że nikt go nie obserwuje i puścił się biegiem w stronę domu. Przeskakiwał z radości drzewa, robił fikołki i salta. Zachowywał się jak małpa, chociaż właściwie nigdy takowej nie widział. Po prostu był szczęśliwy. Nie nie dlatego że brał udział kilka minut temu w patroszeniu jakiś ludzi, bo tak zazwyczaj bawią się w wolnym czasie sadyści, a dlatego że usłyszał ciekawe wieści w wiosce. Dokładniej chodziło o fakt że zakończyła się wojna na wyspach, to go nie ruszał. Raczej informacja co się stało po wojnie była ciekawsza. Ktoś podobno zamordował jakiś ważnych ludzi z rady. Zdawał sobie sprawę że musiał to być jakiś kompletny bez mózg, oznaczało to wypowiedzenie wojny wszystkim krają wiernym temu układowi. Chociaż po namyśle musieli mieć ważny powód do takiego ruchu, po namyśle jednak odrzucił to. Miał gdzieś ich motywy, cieszyło go to że pewnie lada dzień zacznie się szykowanie do uderzenia zbrojnego na wsypy. A to oznacza walkę! I to bardzo dobrze płatną. Co dla kuglarza było dosyć istotne. Pomijając kwestie doświadczenia jakie by zdobył na takiej wojaży, to dla jego skromnego budżetu zastrzyk gotówki na pewno będzie nie bez znaczenia. Wiec tak, radość Masaru była spowodowana tym że za niedługo wyspy zaleje krew, a ludzie ruszą się siekać i mordować w imię jakiś durnych haseł. Pewnie klan kuglarzy nie zrobi dosłownie nic, ponieważ są po drugiej stronie kontynentu na mapie i nie ma za bardzo sensu wysyłanie tam armii. Ale może się mylił? Tak więc pomijając te rozmyślania Yoshida skakał po lesie, aż co było do przewidzenia poślizgnął się na błocie i padł jak długi na ziemię. Obił sobie tyłek i ubrudził spodnie. Spojrzał zakłopotany na swoją sytuację i położył się na plecach i zaczął śmiać się. Coś takiego nie zepsuje mu humoru. Dotarł do plątaniny korzeni, standardowo wczołgał się, otworzył klapę, wszedł do korytarza, po omacku znalazł drzwi i wszedł do środka. Świeczek nawet nie gasił dzięki czemu było już jasno. Podszedł do spiżarni w kuchni i umieścił ser w schowku. Mleko również. Mięso nie miało raczej się psuć ponieważ było suszone więc wrzucił je po prostu do szafki. Podszedł do swoich kukiełek wzdychając ciężko. Poruszył żyłkami czakry które stworzył i obie na rozkaz powstały z kanapy. Pospacerował sobie nimi dla zabawy w kółko, odwlekając moment treningu najdłużej jak umiał. W sumie to zmienił naglę zdanie przypominając sobie że przecież od przybycia tutaj nie wszedł na górę. Z ulgą ciesząc się ze znalezienia sobie wymówki wszedł po schodach do sypialni. Bowiem wcześniej tej nocy spał na kanapie. Zapalił pierwszą świecę. Płomyk rozświetlił pomieszczenie dając szanse na odnalezienie kolejnych świec i świeczników. Po chwili gdy całe pomieszczenie było oświetlone, wziął szmatkę i przetarł szafki i półki. W końcu chyba powinno się żyć w czystości, jeszcze będzie cała noc kichał od nagromadzonego kurzu i co wtedy. Po uprzątnięciu wszystkiego, przetrzepał kołdrę i poduszkę. Zmienił prześcieradło, wyjmując nowe z szafy, poszewki kołdry zresztą po namyśle też zmienił. Zapalił kadzidło stojące na półce i powiesił je przy suficie. Niech tutaj pachnie ładnie, im lepsze warunki do spania, tym lepszy sen, a to oznacza że tym lepsza sprawność fizyczna i umysłowa domownika. Tak słyszał przynajmniej od jakiejś babci. Zszedł na dół i rozpoczął z niechęcią trening.
Kugutsu no Fūin ranga C 10 linijek minimum.
Postawił kukłę taty koło zwoju średniego który rozłożył na ziemi. Zamknął oczy, miał zrobić to samo co wcześniej tylko tym razem z większym obiektem. Przesłał czakrę do zwoju, a następnie do drewnianego tworu. Skupił cała niebieską energię co spowodowało że na zwoju pojawiły się dziwne symbole i ciągi znaków. Oczami wyobraźni widział jak w ułamku sekundy wciąga nasączany czakrą przedmiot do innego wymiaru. Jak przyciąga tam swoją czakrę, a co za tym idzie również i to co jest nią nasączone. Następnie nastąpiło głośne puff i kukła znalazła się w zwoju, a na nim był jeszcze napis oznaczający kukłę. Sukces, teraz kwestia odpieczętowania to powinno być już prostsze. Wziął zwój z ziemi zwinął go i dwoma palcami rozwinął go na pół metra tak że ten rozwinął się do koło pasa. Wepchnął niejako z jednej strony zwoju swoją czakrę, w celu wypchnięcia z zwoju z drugiej strony swojej kukiełki. To było jak napieranie na bramę taranem, jak ona pęknie pod naciskiem to wyrzuci głowice taranu na druga stronę. Tak to sobie przynajmniej wizualizował bo było mu prościej. W końcu leń wystawił swoją kolorową głowę, a potem resztę ciała i wypad na ziemię. Wiedział że to za wolno więc znowu ją zapieczętował, tym razem z jej partnerką i powtórzył operację kilkukrotnie. Po chwili już nawet nie musiał się za bardzo skupiać na przelewaniu czakry, Było to prawie jak by nalewał z kubka do kubka wodę i starał się jej nie rozlać. Po chwili już szło mu to dobrze tak jak powinno
Zadowolony z sukcesu treningowego postanowił udać się do kuchni ugotować obiad bo dochodziło południe.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Wchodząc na tereny kuchenne chłopak kombinował co lepsze na obiad. Świeże mięso, czy może lepiej zakupione dobrocie. Nie miał chleba co bolało, więc porzucić trzeba pomysł zjedzenia sera, no chyba że łyżką. Spakował zapieczętowane kukły do swoich opasek na nogach i ruszył na dwór. Tak na dwór, uznał że nie ma sensu gotować tego co miał, no bo poza suszonym mięsem i mlekiem i serem to nie wiele mógł zdziałać. Po wydostaniu się na dwór poprawił swoją skórę noszoną na plecach i poruszając się w miarę cicho skierował swoje kroki do rzeki. Po drodze oglądał śpiewające ptaszki, pasące się sarny i różnorakie jaszczurki. Te drugie nawet by chętnie upolował, gdyby nie szczegół taki że musiałby targać spory kawałek mięso. Do tego jak by zabrał tylko troszkę to by się zmarnowało. Masaru lubił przyrodę i nie uśmiechało mu się dla jednego posiłku mordować takiego pięknego stworzenia. Znacznie większy sens miało dla niego upolowanie mniejszej zwierzyny, nie chciał powiedzieć że mniej ważnej, ani brzydszej ponieważ każda forma życia była na swój sposób piękna. No poza ludzką, ta to była odrażająca. Dobrze że czasem jest wojna i te śmiecie zdychają. Mówił tu oczywiście o przysłowiowych samcach alfa które były najemnikami mordującymi bezbronnych, palącymi wioski wszystko w imię pieniędzy. Sam lepszy nie był, ale ogień ogień się zwalcza prawda? Czy jakoś tak. Nie wygrasz ze złem dobrem, po prostu zło cie przechytrzy. Potrząsnął głową, takie chore dywagacje na temat ludzkiej moralności to nie jego broszka. Lepiej zająć się tym co umie czyli treningiem i bytowaniem w tym lesie. Fakt doskwierała mu samotność. Ale to przecież część fachu shinobich. W głębokim skrócie cieszyłby się jak by mógł do kogoś gębę otworzyć. Ile można gadać do kukieł i drzew. Nie żeby coś miał do tego towarzystwa, aczkolwiek no miło jest jak ktoś ci odpowiada prawda? Dlatego żałował że nie ma koni. Ostatni jego koń, a właściwie jedyny któremu zbudował całą to pożal się boże stajnie zdechł. A dokładniej zamordowano go! Zostawiony przy płocie kiedy Yoshida załatwiał swoje sprawy w karczmie, ten został po prostu zjedzony przez wilki ponieważ nawet nie miał jak uciec. Szkoda że go nie było przy nim w jego ostatnich chwilach życia. Otarł dyskretnie łezkę z oka, no pięknie wzruszył się na myśl o tym. Wzruszyć go mogła tylko jeszcze myśl o jego martwych rodzicach. I w sumie to zdał sobie sprawę że jest całkiem miętki. Po raz drugi tego dnia się otrząsnął. Był twardym zamaskowanym typem, dlaczego się wzruszał myśląc o krzywdzie kogoś z jego rodziny? Rodzina to też klan, rodzina to przyjaciele, rodzina do zwierzęta które ci okazują sympatię. Nim się zorientował doszedł do strumienia, spokojnie sobie spływał. Zaklął pod nosem, troszkę zboczył z kursu, ale w sumie mogła to być niezła okazja do treningu prawda?
Futon: Kazekiri no Jutsu Ranga A 25 linijek
Usiadł nad potokiem, zwiesił nogi luźno, ale tak żeby ich woda nie zamoczyła. Zastanowił się patrząc w niebo, przymrużając lekko oczy żeby go słońce nie raziło. Czego by się mógł teraz pouczyć, i jak grom z jasnego nieba wpadał mu niezły pomysł. Technika dopełniająca jego obecne zdolności, w końcu brakowało mu żywiołowej techniki zdolnej zniszczyć coś lub kogoś w dużym dystansie. Usiadł już normalnie przypominając sobie po kolei co ma zrobić. Zebrać czakrę Futon, złożyć pieczęcie i wystrzelić najdalej jak może czakrę, która będzie w kształcie ostrza. Cóż potem popracuje nad siłą cięcia, celnością itd. Na razie to podstawą jest żeby opanować wystrzeliwanie technik na tak duży dystans. Stanął na równe nogi i zebrał energię, wkładając w to całą swoją wolę. Następnie uformował pieczęcie i zebraną energię ułożył w coś na kształt lewitującej wielkiej żyletki. I wystrzelił ją do przodu. Nie wyszło. Powtórzył czynności, ale pomyślał naglę że pozostałe 2 jutsu też rangi A które poznał ostatnimi dniami praktycznie były podobne. To tworzące miecz na palcach to przecież to samo co to, tylko tutaj je wystrzeliwuje. Tak wiec ponownie wykonał czynności i skupił się podczas formowania czakry. Płaska ziemia to była rzeczywistość przed nim. Wylało się na nią sporo wody jak po otwarciu jakiejś tamy to była jego czakra. Woda zaczęła wirować, coraz szybciej, coraz mocniej aż dwa wiry zabrały po połowie całej wody. Ścieśnił się i połączyły. Potem troszkę się rozszerzyły na długość. W realnym świecie jego czakra tak samo jak ta woda, wirowała przed nim. I na tym poprzestał na razie. Skupiał się z całych sił nad kontrolą takiej ilości energii. Tym razem to była najtrudniejsza technika jaką się uczył ponieważ poprzednie wymagały zebrania czakry w płucach czyli w ciele i wyrzucenia jej na mały dystans, oraz druga wymagała operowania energią tylko w zasięgu około 3m. A tutaj chodziło o kilkadziesiąt metrów. Podczas pierwszego etapu skupiał się głównie kontrolować czakrę. Trenował to dobre kilka godzin przez głowę przemknęły mu myśli najróżniejsze. Dokładniej na przykład to że zakup wachlarza może być dobrym wyjściem, w końcu będzie miał okazję nauczyć się kolejnych ciekawych technik. W końcu gdy uznał że jako tako ma to szansę bytować, wystrzelił ta skupioną technikę do przodu. Jakoś to wyszło, trochę nie celnie, ale ważne że chociaż poleciało. Spędził kolejne kilka godzin na nauce celności i szybkości w używaniu tego jutsu. Teorię trzeba umieć, siła przyjdzie sama tak sobie powtarzał. Ustawił się w dystansie od rzeki i walił w nią techniką, za każdym razem korygując ją wcześniej zauważone błędy. Kiedy trafiał w strumień postanowił przenieść swój cel na drzewa, kolejny czas spędzony na kolejnym etapie treningu dał owoce kiedy za którymś razem skosił 3 drzewa po sobie. Mruknął zadowolony, zdawał sobie sprawę że potrzeba tutaj praktyki, aczkolwiek bał się że nie będzie miał za dużo czasu na nabycie jej nim stanie do prawdziwej walki. Dlatego postanowił walczyć z całych sił jeszcze ciężej tylko po to żeby perfekcyjnie opanować tą technikę. I wydawało się że takie podejście do życia ma rację bytu ponieważ gdy zapadał wieczór opanował ją całkowicie i potrafił ściąć wybraną gałąź w drzewie nie czyniąc mu krzywdy z odległości nie mniejszej niż 25 metrów. Jednym słowem posiadł w swoim arsenale kolejną żywiołowom technikę o dużym zasięgu. .
Orientując się ze już powoli noc poczuł się troszkę źle ponieważ nawet obiadu nie jadł, a już pora na kolację.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Nie było wyjścia jak ruszyć dalej w głąb lasu kierując się do ujścia rzeki czyli jeziorka. Wiedział że ryby płyną z góry w dół więc miał plan całkiem niezły jak zjeść obiad kolację i jeszcze zapasy na kolejne dni dostać. Idąc podziwiał uroki lasu wsłuchując się w wieczorne dźwięki dziczy i szum wody. Były to niebezpieczne dźwięki, ale cała przyroda jest niebezpieczna, a właśnie ta cecha dodaje jej jeszcze większego piękna. Natura to prawdziwa artystka, obdarzenie istot zwierzęcych tak pięknymi i groźnymi cechami jak pazury, instynkt łowiecki, albo farbująca świat dzięki chociażby kolorom kwiatów barwniejszych momentami niż tęcza. Dotarł do polanki przy tym zbiorniku wodnym i bez chwili zastanowienia zabrał się za pracę. Rozpoczął poszukiwanie małych robaków głównie dżdżownic. Po chwili miał ich piątkę. Następnie stworzył żyłkę czakry wieszając ją na 2 stronach potoku, przytwierdzając ją do drzew. Każdego robaka związał kolejną żyłka czakry i kolejne 5 żyłek czakry zawisło zaraz na środku ujścia rzeki. W skrócie używał do chodzenia po wodzie techniki zbierającej czakrę w stopach, a do zrobienia żyłek skorzystał z klanowej zdolności. Nie czekając na efekty którym miały być ryby które chwycą przynętę połykając żyłkę i tym samym dadzą się złapać, udał się dalej poszukać suchych gałęzi i rozpałki. Sucha trwa ułożona na stosik wokół niej patyczki, a potem coraz większe i większe, aż w końcu wokół tego kilka bali drewna. Ułożone to wszystko w piramidę. Podpalił ją na dolę podmuchał chwilę i po kilku minutach posiadał własne ognisko. Przygotował z 3 patyków rożen do smażenia ryby i rozejrzał się. Była już noc, a on nie miał co robić. Napił się wody, zdrzemnął na jakieś 30 minut, aczkolwiek nie miał za bardzo ochoty spać więc poszedł na środek jeziora chodząc po wodzie. W blasku księżyca fajnie się trenuje. Tak przynajmniej uważał, a to jego zdanie się tu liczyło prawda?
Sōshuriken no Jutsu ranga D 5 linijek minimum
Masaru sięgnął do torby wyjmując jednego shurikena. Stworzył żyłkę czakry owinął ją sobie szybkim ruchem wokół palca i zaczepił do broni miotanej. Rzucił nią normalnym płynnym ruchem i w pewnym momencie pociągnął ją z całej siły, gwiazdka zrobiła ruch niczym jojo i poleciał do właściciela. Poruszenie palcem w prawą stronę spowodował że nie trafiła ona w swojego właściciela a ominęła go z prawej strony. Było to proste no nauki i nie wymagało za dużo filozofi. W końcu kierował w podobny sposób kukiełkami i takie coś jak poruszanie jedną jedyną bronią w locie było nie ukrywajmy banalnie proste.
Jednak ciekawiło go jak poradzi sobie z 10 sztukami, jak pomyślał tak zrobił i z biorąc rozbieg pobiegł na drzewo. Wbiegł pionowo w górę odskakując na wysokości 5m do tyłu robiąc salto cisnął w różnych kierunkach 10 shurikenami i w locie podczepił do nich żyłki czakry, poruszył oboma rękami w tył i bronie zamiast lecieć w stronę ziemi poleciały wysoko w stronę nieba. Upadając na ziemie poruszył palcami i machnął do tyłu całymi rekami w luźny sposób zmieniając tor lotu po raz kolejny i zmuszając shurikeny do ponownego polecenia w dół i zmienienia toru lotu o około 50 stopni trafiając w gałęzie wiszące na uboczu. Co prawda trafiła tylko połowa, a reszta poleciała nie wiadomo gdzie, ale skorygował to szybko cofając je po łuku i wbijając resztę broni w brakujące cele. Chciał poćwiczyć kontrolę jednej większej broni, ale nie miał takowej więc wykorzystał zwykłe dwie gwiazdki. Zaczepił je o nadgarstek tak jak by to zrobił przy dużych ich odpowiednikach i po kilku chwilach już śmigał nimi robiąc kółka nad głową. Upatrzył kontem oka ptaka nocnego w locie i na styk musnął jego skrzydeł. Nie uczynił mu krzywdy, a sprawdził swoje wyczucie w tej dziedzinie.
Trening krótki szybki i najważniejsze treściwy, aż miał ochotę na jeszcze jeden.
0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Yoshida już chciał zabrać się za kolejny trening, ale coś go zatrzymało. Wciągnął całe swoje uzbrojenie do torby i w podskokach udał się do żyłek rozwieszonych nad rzeką. Wyciągnął pierwszą i westchnął z zadowolenia, piękna gruba tłusta rybcia do zjedzenia. Za to dwójka nietknięta, trzecia jak i piąta nawet bez robaków. Za to na czwartej była średniej wielkości kolorowa ryba, nie miał pojęcia co to ale wyglądało że miał szczęście. Dwie rybki to spory plus dla jego spichlerza. Tak więc rozproszył technikę żyłek i tą mniejszą nabił na rożen rozpoczynając podpiekanie jej. Większą związał za ogon i przytwierdził do brzegu, a ją pozostawił w wodzie. Będzie się męczyć, ale dzięki temu może zachować świeżość na dłużej. No bo jak ją zabije dopiero jutro przed powrotem to będzie w znacznie lepszym stanie niż zabita dziś i przyrządzoną dopiero jutro. Nie humanitarne zachowanie, ale trudno tak to się mówi, życie. Wrócił do opiekania zwierzaka, aż dostrzegł kilka ziół przy brzegu. Pognał do nich z radością, nazrywał ich sporo i wepchnął je do wypatroszonej rybki. I znowu zaczął ją opiekać. Zrobił to po to że po przyrządzeniu będzie znacznie lepiej smakować jeśli przejdzie na nią posmak tych ziół. Napił się ze strumienia i oparł się o przytarganą kłodę. Mógł na niej siedzieć, ale po co? Lepiej oprzeć głowę. Wyciągnął z torby książkę opowiadającą dzieje pewnego wojownika z łukiem który dosiadał kucyka. Należał do elitarnej grupy ludzi obdarzonych niesamowitymi zdolnościami strzeleckimi, maskowania się i tropienia. Co jakiś czas tylko odrywał się od lektury w celu zmienienia pozycji pokarmu na patyku. Spędził tak kolejne dwie godziny, aż uznał że zapach pożywienia mówi że jest już dobre. Położył je na dużym liściu babki lancetowatej, rozkładając potem rybę na pół. Wyciągnął z niej kręgosłup razem z ośćmi i przystąpił do dzielenia mięsa na mniejsze kawałki. W ten sposób zlokalizował kolejne ości, co dało mu możliwość spożycia pokarmu bez obawy o swoje bezpieczeństwo. Fakt że kilka pominął i musiał je z niesmakiem wypluć, ale smak całego dania wynagradzał tą malutką niedogodność. Nie pozostało nic innego jak po pożywieniu wrzucić brudny liść do ognia, pójść w krzaki za potrzebą i iść spać. Zasnął śniąc o tym że ruszył na pole bitwy walczyć o chwałę jego rodu. Obudziły go rano śpiewy ptaków, zaspany popatrzył w ich kierunku i cisnął shurikena w koronę drzewa. Po chwili z piskiem spadł z niego ptak z rozciętym skrzydłem. Leniwym krokiem udał się odnaleźć zagubioną broń i obił kunaiem zwierzaka przez ucięcie mu głowy. Po chwili oskubany z piór skończył na ogniu jako jego śniadanie, przegryzane suszonym mięsem wziętym z domu. Po tym wszystkim jeszcze uznał że mały trening nie zaszkodzi.
Fūton: Enshō No Kaze Ranga D 5 linijek minimum
Stanął na polance skupił czakrę Futon w sobie sformował jedną ręką połowę pieczęci barana, przez ułamek sekundy zbierał energię równomiernie ją rozkładając na każdy obszar jego ciała i wypuścił ją na boki. Podmuch powietrza zwiał piasek i kamienie z ziemi. Powtórzył ćwiczenie kilka razy myśląc że powoli ma dosyć tych ciągłych treningów i trzeba za niedługo udać się jakąś wyprawę. Od kilku dni non stop trenował, a to nie jest zdrowe. Czasem trzeba się zresetować, chociażby w barze przy sake. Nim się zorientował powtórzył ćwiczenie kilka razy doprowadzając je do perfekcji, w końcu trenował techniki tego żywiołu wysokiej rangi, więc dlaczego coś tak prostego i prozaicznego jak to miałoby sprawić mu jaką kol wiek chociażby minimalną trudność? Najprostsza technika uwolnienia wiatru znana ludzkości, aż wstyd że nie znał jej wcześniej. Aczkolwiek dla pewności udał się jeszcze na szczyt drzewa i użył ją tam niszcząc gałęzie mniejsze i rozrzucając je po okolicy.
Uznał że trening jest już zakończony, wiec zabrał rybę z wody zabijając ją i udał się do domu idąc wzdłuż rzeki.
0 x
Yamiyo

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Yamiyo »

0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Yoshida wracał z świeżo złowioną rybą idąc wzdłuż rzeki. Trochę trenował ostatnimi czasy i aż rwało go do jakiejś walki. Rozmyślał o wielu rzeczach, na przykład o tym że lada dzień pora stworzyć nowe kukły chociażby po to żeby na polu walki móc walczyć równocześnie z kilkoma przeciwnikami. Odszedł od rzeki odbijając na prawo w stronę swojej kryjówki. Po kilku minutach las który zazwyczaj był cicho przemówił. Zatrzymał się bacznie nasłuchując. Skoncentrował czakrę w stopach i wszedł na gałęzie drzewa około 10 metrów nad ziemią. Na tej wysokości pozostał bacznie się rozglądając swoim jednym okiem. Zobaczył coś co zmroziło mu krew w żyłach. Ktoś siedział bardzo blisko jego kryjówki. Gdyby tylko wczołgał się pod gałęzie i troszkę poodgarniał ziemię szybko znalazłby klapę a co z tym idzie tajemne wejście. Do tego nie mógł dopuścić. Chyba po prostu obejdzie ją i wejdzie do domostwa od strony stajni. Chociaż skarcił się w myślach, nazywanie jaskini ogrodzonej płotem z zniszczonych konarów drzew, z pustym żłobem bez jakich kolwiek zwierząt tam raczej trudno nazywać stajnią. Przez chwilę ją obserwował w bezruchu próbując wydedukować cokolwiek o tej istocie. Kaptur na głowie, a spod niego wypadały rude długie włosy. Sądząc po barwie głosu to kobieta, musiał przyznać że fajny to był dla ucha dźwięk nie jakieś skrzeczenie, ani przesłodzony, po prostu zwyczajny troszkę twardy. A może to przez to że siedział w tym lesie jak pustelnik i słyszał głos ludzi tylko na targu w wiosce? Obserwował ją od jej lewego boku, sądził ze szary strój na tle plątaniny gałęzi będzie dobrze go chronił, ale dla pewności odrobinę się wycofał chowając za konar i wystawiając tylko pół głowy zza niego. Dojrzał że trzyma dziecko na rękach do którego mówi, a ten dzieciak.... Ten gówniarz się nie dosyć że nie ruszał, nie mówił, to chyba był z drewna. Mrugnął dla pewności, zastanawiał się czy aby przypadkiem nie śni. Kobieta w jego lesie siedziała na jego kryjówce, gadała do kukły jak do dziecka oraz najwyraźniej miała gdzieś opowieści krążące o tym lesie. Haloooo, ludzie tu znikają, dzieci są porywane, a wrzaski pełne bólu wykrzykiwane przez ludzi w agonii było słychać w każdą pełnię księżyca. No dobra przesadził, tak na prawdę to on rozsiewał te plotki od dobrych dwóch lat jak nic. To że kiedyś była tu siedziba bandytów tylko pomagało. W sumie to podobno gdzieś tutaj byli nadal, trzeba za jakiś czas ich znaleźć i kulturalnie wytłumaczyć że mają zbierać tyłki z jego lasu. Odwaga czy głupota młodej damy? Jeśli oczywiście była młoda. Pozostał nieruchomy ukryty za konarem na wysokości 10m czekając na to co zrobi.
0 x
Yamiyo

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Yamiyo »

0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Siedząc na gałęzi ukryty przed spojrzeniem nieznajomej kobiety starał się wywnioskować jak najwięcej. Cały jego mózg był skupiony na znalezieniu chociażby malutkich szczegółów potrzebnych do wyciągnięcia wniosków czy ta osoba jest niebezpieczna, co tu robi, albo kim jest. Nie było jednak takowych. A dokładniej nie było małych wskazówek. Było pełno dużych. Patrząc po tym jak podniosła lalkę i jak ją nosiła od razu zrozumiał że to prawie na pewno ktoś z jego klanu. Niskiej rangi ponieważ jej nie pieczętowała, plus miała tylko jedną. Świadczyło to o tym że była początkującą, albooo... Albo mogła być kimś silnym kto nosi zawsze jedną odpieczętowaną kukiełkę na wypadek nagłej walki. Nie umiał określić. Nie widział jakiś większych broni pokroju dużych shurikenów ani mieczy, więc wykluczył fakt że używa takowych. Skoro wstała i poszła dalej nie wiedząc raczej o jego obecności to znaczy że całkowicie przypadkiem siadła koło jego kryjówki. Lewą ręką powoli sięgnął do kunaia wsadzonego za pasek materiału na wysokości uda. Miał olbrzymi szacunek do broni. Nie celebrował jakoś strasznie korzystania z nich, ale gdy trzymał w rekach coś co musiał kowal wykuć, wydobyć materiały na to, sprzedać, obrobić, zaostrzyć to czuł prawie jak by trzymał kawałek duszy twórcy. Lewa dłoń chwyciła delikatnie rączkę obejmując ją całą, powoli z cichutkim dźwiękiem stali pocieranej o materiał wyjął ją i złapał normalnie. Zimny metal sprawiał że czuł się pewniejszy, kawałek po kawałku wychylał się z kryjówki. Miał mieszane uczucia, stracił zupełnie zapał do przegonienia jej z tond. Miał chęć zeskoczyć do niej i z nią porozmawiać, nareszcie do kogoś mógł się odezwać. Ale z drugiej strony.... Po chwili uznał że podda ją testowi, gdy ta rozglądając się ruszyła w dalszą drogę znowu się skrył tylko po to żeby się na nią zaczaić. Gdy przechodziła pod jego drzewem postanowił zaskoczyć tuż za jej plecami. Na pewno usłyszy ruch w koronie drzew, oraz jego uderzenie o ziemię. Chciał zobaczyć jej reakcję na to.
0 x
Yamiyo

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Yamiyo »

0 x
Masaru Yoshida

Re: Wschodnia kryjówka.

Post autor: Masaru Yoshida »

Skoczył trzymając broń ma ziemie prowokując młodą kunoichi. Po zeskoku stanął prosto i patrzył na nią w milczeniu około 2m od niej. Z zaciekawieniem przyglądał się twarzy rudej dziewoi, w końcu dopiero teraz mógł się jej przyjrzeć i to do tego z bliska prawda? Oczy czerwone, przez chwilę miał dziwne wrażenie że patrzy w oczy Uchihy, ale szybko się ogarnął. Przyjrzał się jeszcze strojowi nieznajomej, brązowa sukienka, odsłaniała zgrabne nogi, a przynajmniej zgrabne było to poniżej kolan, bo wyżej to nie wiadomo. Krótki płaszczyk ładne rękawiczki z serduszkami. Normalna wysokość, ogólnie to wyglądała jak typowa przedstawicielka płci żeńskiej. Poczuł coś w sercu, takie dziwne ukucie. Nie wiedział co to, więc zignorował. Próbowała go chyba obrazić, czy ona była taka głupia żeby myśleć że gdyby chciał ją zabić to zamiast skorzystać z okazji na atak w tył głowy zeskoczyłby do niej, pokazując się jej. Chociaż właściwie, Yoshida musiał przyznać przed sobą że pewnie by tak zrobił żeby zobaczyć twarz ofiary i upewnić się że to ten cel którego poszukiwał. Zobaczył tyle że zdejmuje ona kukłę z pleców, oraz że ma kaburę na broń na lewej nodze. Jeśli nie ma jakiejś ukrytej broni to znaczy że to jest cały jej ekwipunek. Postanowił wygrać walkę bez jej rozpoczynania. W głowie w ułamku sekundy przeleciało mu kilka scenariuszy jak by to mogło się potoczyć. Powiedział beznamiętny głosem- Młoda Ayatsuri, nie próbuj nawet. Twoje wyposażenie to parę kunai i kilka shurikenów, i to i tak nie więcej niż 20 bo w twojej kaburze więcej nie wejdzie. Chociaż wątpię nawet czy masz tyle pieniędzy żeby zapełnić ją cała wyposażeniem. Pewnie najsilniejszą twoją zdolnością jest kontrola kukiełki ponieważ właśnie próbujesz ją przygotować na wypadek walki. Powiem ci jak będzie, wystrzelisz z jej ust broń w moja stronę, a ja je odbije tym oto kunaiem z którego się wyśmiewałaś. Zazwyczaj początkujący kuglarze montują w ciele kukły taki mechanizm, a u ciebie jedynym miejscem z którego byś mogła go wystrzelić są usta lub inna część głowy. Potem frontalnie mnie nią zaatakujesz przy użyciu tych śmiesznych ostrzy w jej dłoniach. Ja użyje techniki do której nie potrzebuje pieczęci po to żeby ją zniszczyć. Za pewne mi się uda ponieważ nie dasz rady zrobić uniku, a nawet jeśli to odsłonisz siebie. Wykorzystam inną technikę do której nie potrzebuje pieczęci i odrzucę cię na ziemię kilka metrów w tył. Nawet jeśli ten twój Hosudaku, przetrwa to nie będziesz w stanie podczas lotu nim kierować. Uderzysz o ziemię martwa ponieważ w locie nie wykonasz uniku przed nadlatującą bronią, zwłaszcza przy moich zdolnościach. Wiesz co okradzenie cię i zgwałcenie twojego ciała brzmi nieźle, ale chyba fajniej będzie jak dasz się zaprosić na herbatę i ciastko. To co dasz się zaprosić? Gdy skończył to mówić stał dalej w tym samym miejscu nie poruszając się nawet o krok. Przez zabandażowaną twarz kunoichi nie widziała jego ust które otwierają się podczas mówienia, a co lepsze słyszała jego słowa lekko przytłumione co nadawało im złowieszcze brzmienie. Kolejny plus na jego stronę czyli przewaga psychologiczna. Ciekawiło go niezmiernie co zrobi ta rudowłosa.
0 x
Zablokowany

Wróć do „Archiwum”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości