Las Pamięci
Las Pamięci
Ano, porzucenie swoich bliskich było czynem nie tylko haniebnym, ale skazującym człowieka na samotność. Oczywiście, dało się żyć w pojedynkę, ba, dało się igrać ze śmiercią. Do czasu, bo w końcu każdy popełnia błąd. Było to dość oczywiste dla każdego inteligentnego człowieka, a kiedy pochodziło się z dużego (dużo dużych członków klanu, heh) rodu było to jeszcze bardziej oczywiste, ne? Walczysz za rodzinę, rodzina walczy za ciebie. Wspierasz by być wspieranym. No i oczywiście znalazłoby się jeszcze kilka powodów, by nie opuszczać swoich. Miłość, więzi, ewentualnie pełna spiżarnia i pyszne, regularne posiłki co godzina - te ostatnie były pewnie pierwszym i ostatecznym argumentem gdy nastolatków Akimichi ogarniał młodzieńczy bunt. Uciec by żywić się na własną kieszeń? To jest dopiero wyzwanie! Wizja skruszonych (a przede wszystkim głodnych) grubasków wracających do domów wywołała chichot u jashinistki. - Heh, sama niedawno poznałam swoją nową rodzinę. Są całkiem sympatyczni. - i składają ofiary z ludzi, ale to przecież nic złego, ne? W imię Jashina, a nie czystej żądzy mordu. Znaczy no, pewnie znajdzie się w świątyni kilku psychopatów, ale reszta? Żyje normalnie wtapiając się w społeczeństwo. Łowcy i zwierzyna. Wierzący i nieświadomi swej grzeszności heretycy. Nie żeby szarooka patrzyła w ten sposób na mijanych na ulicy ludzi, wszak nie szykuje się do zabójstwa swego rozmówcy, he. Choć gdyby jej Pan kazał to... Nie, podzielił się z nią marchewką!
Chuichi poszedł o krok dalej, przerywając Kazumi jej nastrój na żarty. Dobrze wiedziała, jakim ciosem jest utrata bliskich. A wyobrażenie sobie życia w ciągłej nadziei na odnalezienie zagubionej rodzicielki... To musi być straszne. Dla normalnych ludzi, bo Akimichi ze swoim podejściem do świata pewnie nie przejmuje się tym aż tak. Albo wierzy, że w końcu odnajdzie ją całą i zdrową bez względu na wszystko. - Wierzę, że ci się uda. Możesz ją opisać? Wiesz, może ja spotkam ją gdzieś przypadkiem. - o ile jej zwłoki nie leżą gdzieś rozszarpane... Nah, smutne myśli wynocha! Gdzieś tam musi być przecież bezpieczne miejsce dla wszystkich dużych i zagubionych mam, ne? Musi, Jashin świadkiem! A skoro już o panu krwi i nieśmiertelności mowa... - Powiedz mi Chuichi-sama, wierzysz w Boga? - zapytała ciszej, z powagą w głosie. Oczywiście poza bogiem zdrowego żywienia, darmowych posiłków i chrupiącej marchewki, której ostatnie chrupiące kawałki wędrowały przełykiem Kazumi. Potrenowała, uzupełniła straty energii, a nawet nie ruszyła się z miejsca. To jest dopiero szczęście, ne? Prawie równie duże, co domowe obiadki u Akimichi - choć dla całego stadka zwierząt było to jednocześnie miejsce kaźni. Okrutność i niesprawiedliwość świata? A może zwykłe prawo silniejszego.
Chuichi poszedł o krok dalej, przerywając Kazumi jej nastrój na żarty. Dobrze wiedziała, jakim ciosem jest utrata bliskich. A wyobrażenie sobie życia w ciągłej nadziei na odnalezienie zagubionej rodzicielki... To musi być straszne. Dla normalnych ludzi, bo Akimichi ze swoim podejściem do świata pewnie nie przejmuje się tym aż tak. Albo wierzy, że w końcu odnajdzie ją całą i zdrową bez względu na wszystko. - Wierzę, że ci się uda. Możesz ją opisać? Wiesz, może ja spotkam ją gdzieś przypadkiem. - o ile jej zwłoki nie leżą gdzieś rozszarpane... Nah, smutne myśli wynocha! Gdzieś tam musi być przecież bezpieczne miejsce dla wszystkich dużych i zagubionych mam, ne? Musi, Jashin świadkiem! A skoro już o panu krwi i nieśmiertelności mowa... - Powiedz mi Chuichi-sama, wierzysz w Boga? - zapytała ciszej, z powagą w głosie. Oczywiście poza bogiem zdrowego żywienia, darmowych posiłków i chrupiącej marchewki, której ostatnie chrupiące kawałki wędrowały przełykiem Kazumi. Potrenowała, uzupełniła straty energii, a nawet nie ruszyła się z miejsca. To jest dopiero szczęście, ne? Prawie równie duże, co domowe obiadki u Akimichi - choć dla całego stadka zwierząt było to jednocześnie miejsce kaźni. Okrutność i niesprawiedliwość świata? A może zwykłe prawo silniejszego.
0 x
Re: Las Pamięci
- O, przepraszam bardzo! Akurat grubaski potrafią sobie dać radę na własną rękę z jedzeniem. Co prawda, muszą wtedy robić o wiele więcej, żeby dostać porcję podobną do tej, do której się przyzwyczaili, ale mimo wszystko kiedyś ją osiągną. Chuichi dla przykładu dawno nie napracował się tak, jak ostatnimi czasy, ale obiadek był tego wszystkiego warty. To nic, że zjadł tyle, co czwórka, a być może i piątka normalnych, głodnych klientów. Restauracja pozbyła się jedzenia, skorzystała na jego pomocy, on się najadł, a potem wyszedł z niej szczęśliwy. Wszystko się zgadza. A co do rodziny... Nowa? Chuichi też by tak chciał. Na razie podczas swoich wędrówek nie poznał jednak nikogo, kto do takiego miana mógłby aspirować. Słyszał od ojca, że podczas wędrówek łatwo o kompanów, którzy wydają się idealnymi duchowymi partnerami, ale na razie tych ani widu, ani słychu. Być może grubasek ich gdzieś przegapił, bo nie mógł się akurat odwrócić, ale przecież mogli podejść sami. To trochę takie niegrzeczne jest.
- Nowa rodzina, hum? Czyli zdobyłaś jakichś bliskich przyjaciół? Jeśli o Ciebie dbają, to trzymaj się ich za wszelką cenę. Trudno o dobrych kompanów podczas podróży, a o takich, którzy Cię akceptują jeszcze trudniej. - powiedział zadowolony, sięgając przy okazji do worka. O ile wcześniej marchewki i kalarepy wyciągał z samego wierzchu, o tyle teraz jego ręka znikała już w materiale aż do samego łokcia. Warzywa szybko znikały, a głód nadal pozostawał niezaspokojony. Najwyraźniej Chuichi będzie musiał udać się po kolejną porcję, ale tym razem suszonego mięsa. To byłaby nawet zbalansowana dieta. Ale mięsiwem by się już z Kazumi na pewno nie podzielił, więc niech nawet na to nie liczy.
- Wygląda dokładnie tak, jak ja! - odpowiedział entuzjastycznie w pierwszej chwili - Poza tym, że jest ładniejsza, szczuplejsza, ma dłuższe włosy, kobiecą figurę, jest niższa... Ale za to ma takie same rumieńce jak ja. I kolor włosów. Zresztą chyba nie jest tak trudno znaleźć w tłumie kobietę, która ma prawie dwa metry. Mimo tego, że jest szczuplejsza, to i tak znacznie szersza od normalnych ludzi. - zaczął ją charakteryzować tak, jak umiał najlepiej. I nawet się w tym zapędził, bo ostatnie zdanie wypowiedział z automatu, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co zrobił. Z przerażeniem rozejrzał się dookoła, lekko pobladł, a jego twarz lekko zbielała. Uff... Na szczęście nikogo nie było.
- Tylko jej tego nie mów! Wpada w furię, jak jej ktoś wypomni, że jest przy kości. Gdyby mnie teraz usłyszała, to zacząłbym latać od jednego drzewa do drugiego. Jest strasznie silna. - zwrócił się do Kazumi z nutką nadziei w głosie, a ręce złożył jak do modlitwy. To, że nie widział swojej matki od jakiegoś czasu wcale nie gwarantowało mu bezpieczeństwa. Być może czai się teraz gdzieś w krzakach albo na drzewie i tylko czeka aż Chuichi wspomnie coś o jej tuszy. Zapisuje sobie wszystko w zeszyciku, a potem dostanie takie sakramenckie lanie, że już się nigdy nie pozbiera. To w sumie nawet trochę do niej podobne. Jego matka była w końcu bogiem. Zaraz... Bóg? Coś tu nie gra. Myśli grubaska skupiały się wobec jego matki, kiedy Kazumi zaczęła poruszać sprawy duchowe i w tym momencie rodzicielka ukazała mu się jako trochę grubsza wersja bogini z kilkoma rękoma. Czemu? Nie wiedział.
- Nie. - prosta odpowiedź, która wyrwała się z jego ust samoistnie. Nawet się nad nią nie zastanawiał - Znaczy... Jeśli pytasz o te wszystkie historie, gdzie jakiś bóg miał nam dać ogień, życie i inne takie cuda, to w nie zwyczajnie nie wierzę. Nie wyznaję też jakiegoś szczególnego bóstwa, nie odwiedzam świątyń, nie znam prawie żadnych modlitw, więc wydaje mi się, że nie. A dlaczego pytasz? - rozwinął trochę swoją wypowiedź, wymachując podczas niej kalarepą w powietrzu i od czasu do czasu ją nadgryzając. Był jednak na tyle kulturalny, że nie rozmawiał kiedy miał ją w ustach. Nie sprawiało to jednak, że w całej wypowiedzi były jakieś długie przerwy. W końcu grubasek niemalże nie żuł swojego posiłku, a po prostu go połykał. Proste, praktyczne, kulturalne, czyli tak, jak został wychowany. Mama byłaby na pewno dumna.
0 x
Re: Las Pamięci
Czy fanatyków religijnych polujących na innych ludzi według własnych, nieobliczalnych kryteriów można nazwać dobrymi ludźmi? Z pewnością zatroszczą się o dziewczę, które dołączyło do ich grona... O ile tylko wniesie własny wkład do wspólnoty - a skoro Jashin sam ją wybrał, to jak mogłoby być inaczej? No i pozostaje jeszcze kwestia kota żyjącego wewnątrz niej... Nie tej personifikacji prawdziwie niezależnej kobiety domagającej się posiłków, miziania za uszkiem i połowy dnia przeznaczonej na sen. Wielki płonący kot. - Wiem, dlatego cieszę się, że jestem ich częścią. - powiedziała cicho, wyliczając na palcach poznane osoby. Duet krawców w Ryuzaku, Arcykapłan i ta mała porywcza dziewczynka która chciała ją zab... Skrzywdzić. Ciekawe ile jeszcze ciekawych osób skrywa świątynia? Nie mówiąc już o świecie poza nią, huh. Kunoichi domyślała się, że rodzicielka giganta nie będzie zbytnio odbiegać od toposu Akimichi. Potakiwała grzecznie głową na znak, że zapamiętała dokładnie. Chuichi, tylko z dłuższymi włosami i inaczej rozłożonymi krągłościami. Tylko nie mówić przy niej, że wygląda jak na dorodną kobietę swojego rodu przystało. No chyba, że chce się zginąć. Jak silna musiała to być kobieta, skoro nawet jej dorosły syn opowiadał o niej w ten sposób? O ile więcej worków ziemniaków może podnieść na raz? Zreflektowała się dość nagle, że chłopak nie widzi jej potakiwania. Znowu zapomniała o czymś tak oczywistym, słodka idiotka z niej, koniec kropka. - Zapamiętałam wszystko! - krzyknęła radośnie w dół, gdzie chłopak wchłaniał kolejne warzywka. Worki musiały być wszechstronną miarą wśród jego pobratymców - porcja śniadaniowa, poziom siły, a pewnie i posag liczyło się w workach. Całkiem sprytne.
Zaraz jednak rozmowa przeszła na kwestie wiary, a dla Kazumi był to już dość poważny temat. Nie zamierzała jednak ucinać głów za przyznanie się do bycia bluźnierczym heretykiem zasługującym na przymusową eutanazję... Znaczy no, za bycie niewierzącym. Wolność w podejmowaniu wyborów, ne? Z pewnością zmieniliby zdanie, gdyby tylko zobaczyli jakie dary oferuje Jashin za służbę w jego imieniu. - Zapytałam z ciekawości, moi rodzice nie byli przesadnie wierzący, ze mną było podobnie. Ale w pewnym momencie człowiek musi znaleźć w czymś oparcie, ne? Albo cennego sojusznika. O ile tylko udowodni, że jego Bóg istnieje. - umilkła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Że jedna marchewka nie wystarczy by zabić głód i najpewniej niedługo zmuszona będzie wyruszyć do jakiejś knajpy? No w sumie mogłaby, ale na to jeszcze przyjdzie pora. Albo kalarepa.
Rozmowa z Chuichim uświadomiła Kunoichi jeszcze jedną, ważną sprawę. Jak wielu ludzi podziela pogląd olbrzyma w kwestii wiary? Ilu bezbożników mija ją na ulicy każdego dnia? I czy każdy z nich miałby zostać złożony w ofierze Jashinowi? Mroczny Pan z chęcią przyjmie każdą ofiarę, jak mówił Arcykapłan... Tyle, że szarooka postanowiła już, kogo ma zabijać - najgorsze odłamki społeczeństwa, lepkie i odpychające swym zapachem. Ale gdyby tak pójść w drugą stronę - zamiast posyłać martwych złych, prowadzić do ołtarza potencjalnych wiernych? Żywych oczywiście. Nie żeby nagle spróbowała zreformować grubaska na wyznawanie jej bóstwa, jednak sama idea wydała się na tyle ciekawa, że trwale zapisała się w głowie Kazumi. Świetną drogą, by pozyskać wiernych było pomaganie ludziom, poznawanie ich i zbliżenie się do nich w sposób, jaki do tej pory nie próbowano. I nie chodzi tu o użycie uroku osobistego - zadziałałby tylko w niektórych przypadkach. Chodzi oczywiście o sztuki shinobi, które naprowadzą wybrańca na zostanie jednym z wyznawców. Gorzej, jeśli Pan nie zechce ich w swej rodzinie - ale to będzie zmartwienie bogu ducha winnego (dosłownie!) nieszczęśnika zamkniętego w świątyni.
Zaraz jednak rozmowa przeszła na kwestie wiary, a dla Kazumi był to już dość poważny temat. Nie zamierzała jednak ucinać głów za przyznanie się do bycia bluźnierczym heretykiem zasługującym na przymusową eutanazję... Znaczy no, za bycie niewierzącym. Wolność w podejmowaniu wyborów, ne? Z pewnością zmieniliby zdanie, gdyby tylko zobaczyli jakie dary oferuje Jashin za służbę w jego imieniu. - Zapytałam z ciekawości, moi rodzice nie byli przesadnie wierzący, ze mną było podobnie. Ale w pewnym momencie człowiek musi znaleźć w czymś oparcie, ne? Albo cennego sojusznika. O ile tylko udowodni, że jego Bóg istnieje. - umilkła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Że jedna marchewka nie wystarczy by zabić głód i najpewniej niedługo zmuszona będzie wyruszyć do jakiejś knajpy? No w sumie mogłaby, ale na to jeszcze przyjdzie pora. Albo kalarepa.
Rozmowa z Chuichim uświadomiła Kunoichi jeszcze jedną, ważną sprawę. Jak wielu ludzi podziela pogląd olbrzyma w kwestii wiary? Ilu bezbożników mija ją na ulicy każdego dnia? I czy każdy z nich miałby zostać złożony w ofierze Jashinowi? Mroczny Pan z chęcią przyjmie każdą ofiarę, jak mówił Arcykapłan... Tyle, że szarooka postanowiła już, kogo ma zabijać - najgorsze odłamki społeczeństwa, lepkie i odpychające swym zapachem. Ale gdyby tak pójść w drugą stronę - zamiast posyłać martwych złych, prowadzić do ołtarza potencjalnych wiernych? Żywych oczywiście. Nie żeby nagle spróbowała zreformować grubaska na wyznawanie jej bóstwa, jednak sama idea wydała się na tyle ciekawa, że trwale zapisała się w głowie Kazumi. Świetną drogą, by pozyskać wiernych było pomaganie ludziom, poznawanie ich i zbliżenie się do nich w sposób, jaki do tej pory nie próbowano. I nie chodzi tu o użycie uroku osobistego - zadziałałby tylko w niektórych przypadkach. Chodzi oczywiście o sztuki shinobi, które naprowadzą wybrańca na zostanie jednym z wyznawców. Gorzej, jeśli Pan nie zechce ich w swej rodzinie - ale to będzie zmartwienie bogu ducha winnego (dosłownie!) nieszczęśnika zamkniętego w świątyni.
Chodziło oczywiście o sztuki lecznicze, zwane też iryojutsu. Jej nauczyciel w poprzednim życiu, gdy osada była całym jej światem nauczył ją podstaw opatrywania ran, leczenia chorób i innych takich. O samych technikach leczniczych nie mówił zbyt wiele, poza tym, że najpotężniejsze techniki medyczne wymagały olbrzymich pokładów chakry... Albo wspaniałej kontroli błękitnej energii zasilającej wszystkich shinobi. I resztę ludzi też, ale oni nie potrafili zrobić z niej użytku. W każdym razie, szarooka nie znała żadnego sposobu by nagle powiększyć swoje pokłady sił duchowo-cielesnych, ale ich kontrola leżała w zasięgu ręki. Dosłownie, wystarczyło wyciągnąć rękę przed siebie i skupić się na przesyłaniu przez nią energii. I tak jak wcześniej cały proces był długi i męczący, tak teraz kontrolowanie chakry szło odrobinę łatwiej. Po dłuższej chwili kunoichi spróbowała skupiać energię jednocześnie na czubkach palców u obu dłoni. Zdecydowanie trudniejszy manewr, okupiony znacznie większym wysiłkiem, ale jak inaczej ma się odbywać progres, jak nie treningiem który kosztuje? Inaczej nikt nie zdołałby docenić tego, co dostał. A jeśli wyrwie to własnymi rękami, z trudem zdobywając wiedzę i umiejętności, tym łatwiej będzie mu później zastosować swoje zdolności w palącej potrzebie. Plucie ogniem, tworzenie klonów, leczenie ludzi - wszystko kosztuje, a bez lepszej kontroli trzeba ciągle uważać, by nie wykorzystać swoich zasobów w jednym ataku.
KC na C - 5h, 80PH, 10 linijek
KC na C - 5h, 80PH, 10 linijek
0 x
Re: Las Pamięci
- Chuichi nie byłby taki pewny czy akceptacja musiała akurat zależeć od wkładu własnego do wspólnoty, ale grunt, że Kazumi była z całej sytuacji zadowolona. Nie wiedział o niej prawie nic, więc nie miał też czystego spojrzenia na jej sytuację, a co za tym szło, nie był uprawniony do dokonania jakiejkolwiek oceny.
- I niech tak pozostanie. - skomentował jej słowa z uśmiechem na twarzy i bezlitośnie pożarł następną kalarepę. Dla ludzi być może i był miły, ale dla warzyw na pewno nie miał litości. Mogło to wynikać jednak z tego, że ludzie, w przeciwieństwie do warzyw, zabawiali w jego życiu o wiele dłużej. Czasem co prawda znikali, jak jego matka, ale istniała jeszcze szansa na ich odnalezienie. Ta raz się zwiększała, raz zmniejszała, ale kiedy Akimichi zobaczył jak dziewczyna potakuje głową na niemalże każde jego słowo, to nie miał już żadnych wątpliwości, że tym razem szansa troszeczkę wzrosła. To był chyba dobry znak.
- Dziękuję, Kazumicchi. - odpowiedział z wyraźnym zadowoleniem, któremu dał nawet upust w dodaniu "cchi" do imienia dziewczyny. Tym samym zaliczała się do grona osób, które Chuichi w jakiś sposób polubił. Ta niepozorna dziewczyna obiecała mu jakoś pomóc w znalezieniu jego matki, czyli dobrowolnie zaangażowała się jakoś w jego życie. Za to chyba należała jej się jakaś nagroda, a że marchewkę już dostała, to teraz uhonorował ją przyrostkiem. A co do zamyślenia się i roztrząsania ile worków potrafi podnieść jego matka, to grubasek jakoś tego nie zauważył. Być może był za bardzo zaabsorbowany wyobrażaniem sobie tego, jak zareagowałaby matka, żeby zwrócić na to uwagę, a być może zwyczajnie nie był zbyt bystry. W każdym razie nie zanotował i tyle.
- I tym oparciem ma być bóg? Bogowie są tworem ludzkim. Mają dać nam odpowiedzi, których boimy się uzyskać samodzielnie. Do tej pory pomagało mi wiele ludzi. Ojciec, matka, brat, moi klanowicze. Nigdy jednak nie otrzymałem pomocy od boga. Chyba nie ma więc nic dziwnego w tym, że tak myślę, Kazumicchi. Nie bez przyczyny ludzi jest tak wiele. Istniejemy po to, żeby dawać innym oparcie i takie oparcie otrzymywać. - powiedział z rozwagą i na tyle delikatnie, żeby nie urazić Kazumi. Wiedział, że dziewczyna nie poruszałaby tego tematu, gdyby nie miała na niego trochę innego spojrzenia. Wtedy nie byłoby sensu przerzucać się regułkami, które koniec końców mówiłyby o jednym, a skoro zapytała o boga, to ona jakiegoś powinna mieć. Albo się waha. To też jest jedna z możliwości. W każdym razie Chuichi nie zamierzał nikogo przekonywać do swojego punktu widzenia. Zamiast tego wolał wysłuchać dziewczyny i właśnie dlatego też skupił teraz na niej swoją uwagę, zadzierając głowę do góry. Długo jednak tak nie wytrzyma, bo jego tłuściutki kark go rozboli, ale na te parę chwil będzie w stanie nawiązać kontakt z dziewczyną. Poświęci się, ot co.
0 x
Re: Las Pamięci
Rzeczą pewną było, że Isei musi się rozwinąć zanim wyruszy wytropić porywaczy Misaki, zatem nie zamierzał marnować czasu. Doskonale rozumiał swoją pozycję, a także możliwości. Nie wiedział czy ma szanse z samym olbrzymem, który zapewne prezentował jedynie brutalną siłę, a co dopiero z tym dzieciakiem władającym żywiołem ziemi. Nim zdążył cokolwiek zauważyć, to już płynął wraz z rzeką błota, która zupełnie rozbroiła go. Wystarczyłby celny rzut kunaiem, a jego historia byłaby zakończona. W obliczu starcia z shinobi było jasne, że jego szanse są niezmiernie nikłe i musiał bezsprzecznie poświęcić wiele czasu na trening własnego ciała, ducha i szczególnie umysłu, który wciąż płatał mu figle. Przy tak wymagających walkach nie mógł pozwolić sobie na brawurę jaką cechował się niegdyś. Takie pojedynki musiał przeprowadzać na spokojnie, z zachowaniem pełnej ostrożności. Jego zdolności były przewidywalne - mógł być szybki, silny, wytrzymały, ale walka opierała się na zbliżeniu i zaatakowaniu kataną. Ninja byli zupełnie inni - ich sztuki ninpou potrafiły zaskakiwać. Błotne rzeki, kontrole umysłu, kryształowe twory, ujarzmianie błyskawic w dłoniach, zianie ogniem, stosowanie iluzji i masa innych, nieprawdopodobnych możliwości. Na to wszystko musiał być gotowy zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
I nastał dzień, w którym postanowił trenować. Był to kolejny dzień po wydarzeniach z teatrem. Musiał szybko zabrać się do roboty i jak najszybciej urosnąć w siłę. Rozumiał, że nie jest to kwestia dni, a najpewniej miesięcy, lecz co on mógł zrobić? W tym momencie wyruszenie na poszukiwania Misaki byłoby samobójstwem. Wszystko opowiedział strażnikom, więc Ci też powinni już pracować nad rozwiązaniem sprawy. Rodzina aktorki zapewne też wniosła zlecenie o odnalezienie jej. Iseiowi nie zależało na tym, by to on ją znalazł. Wystarczyłoby, że ktokolwiek uratowałby ją. Nie miał ambicji do bycia rycerzem na białym koniu. Zresztą jego relacje z kobietami nie zmieniły się od zamienienia kilku słów z dopiero poznaną dziewczyną.
Po porannych czynnościach pokroju ćwiczeń, zjedzenia śniadania, umycia się, wyczyszczenia broni i temu podobnych, samuraj wyruszył ze swojego domostwa do jedynego miejsca, o którym słyszał, że mogłoby nadawać się do treningów, a był nim Las Pamięci. Obszar pokryty znaczną ilością drzew, w którym podobno mieszkało wiele dzikiej, niebezpiecznej zwierzyny. I gdzieś na jego terenie niby miałby być cmentarz dawnych wojowników, lecz nikt nigdy go nie znalazł. Zapewne legenda. Isei mieszkał zbyt krótko w Ryuzaku no Taki, aby wybrać inne miejsce z dala od ludzi, które umożliwiałoby mu oddanie się ćwiczeniom, więc zmierzał właśnie do tego. Oprócz podstawowego wyposażenia, samuraj trzymał w lewej dłoni zawiniątko w szarym materiale. Wewnątrz niego były dwa kwadratowe, drewniane pudełeczka na jedzenie. Jedno wypełnione ryżem i smażoną rybą, a drugie onigiri z czerwoną fasolą. Isei zamierzał spędzić cały dzień na treningu, więc oczywistym było, że potrzebował jedzenia. Dodatkowo przy pasku miał przywiązany skórzany bukłak wypełniony chłodną wodą, aby się nie odwodnić. Liczył też na to, że gdzieś w pobliżu znajdzie staw, aby między ćwiczeniami obmyć się i uzupełnić zapas wody.
Trafił do Lasu Pamięci bez problemu, chociaż był tutaj pierwszy raz bez sąsiada-przewodnika, który swego czasu pomagał mu w treningu. Przemierzał połacie terenu w poszukiwaniu znanej mu polanki, którą mógłby uznać za swoje pole do ćwiczeń, aż nagle usłyszał rozmowę, a raczej wypowiedź. Mówił jakiś mężczyzna, o ile słuch go nie mylił. Westchnął cicho, będąc lekko niezadowolonym. Jeżeli dobrze pamiętał, to jego skrawek zieleni przeznaczony do treningów był gdzieś zaraz obok, a to znaczyło, że nie będzie mógł w spokoju ćwiczyć. Nawet jeżeli znalazłby w samym Lesie Pamięci jakieś inne miejsce podobne do tamtego, to nie czułby się komfortowo, gdyby zwyczajni, nieznajomi mu ludzie mogli go podglądać. Chodziło o ukryty rozwój, aby nikt nie wiedział jaką siłą dysponuje naprawdę. On nie miał zaskoczenia w postaci tworów z chakry, więc musiał działać na innym poziomie. Mógł zadziwiać swoją techniką walki i warunkami fizycznymi, ale do tego potrzebował ukrytego miejsca.
Skierował się w stronę głosu i nie musiał spacerować zbyt długo, aby dostrzec pokaźnych rozmiarów mężczyznę, który z zadartą głową coś mówił. Z tego punktu nie wydawał się jeszcze tak gigantyczny, jak po zbliżeniu się na niedużą odległość. Nieznajomy mógł być potomkiem jakiegoś olbrzyma. Isei w swoim wieku nie narzekał na wzrost. Był nawet wysoki jak na standardy wyznaczane przez innych mężczyzn, ale w porównaniu z tym człowiekiem, to był drobnym kurduplem. Z pewnością ten gigant miał ponad dwa metry wzrostu, a jego sylwetka wskazywała na równie sporą masę. To wzbudziło w młodym samuraju pewien niepokój. Może nie powinienem podchodzić? Nie należało jednak oceniać książki po okładce. Mimo wszystko Isei zaczął zastanawiać się czy miałby szanse w walce z kimś takim. Jeżeli mężczyzna łączył swoje rozmiary ze sztukami walki, to z pewnością byłoby ciężko, ale dało się założyć, że czarnowłosy miałby przewagę szybkości i zwinności. Inaczej z siłą i wytrzymałością. Po chwili zaprzestał zastanowień, gdyż wydawały mu się bezcelowe - nie miał powodu, aby zakładać, że ten człowiek mógłby być wrogiem.
- Witam, z góry chciałbym przeprosić, że przeszkadzam, ale jestem w tych terenach nowy i chciałbym zapytać o jakieś ustronne miejsce z dala od wzroku ludzi, abym mógł spokojnie poćwiczyć. - odezwał się, gdy już mężczyzna przestał mówić i ukłonił się lekko. Nie wiedział dokładnie do kogo nieznajomy mówi, gdyż z poprzedniej perspektywy drzewa zasłaniały punkt, w który patrzył gigant i dopiero teraz Isei mógł spokojnie przyjrzeć się temu kierunkowi. Skierował swoje szkarłatne oczy w tamtą stronę i od razu poczuł psychiczny dyskomfort. Kobieta, a raczej młoda dziewczyna. Nie tak zupełnie, ale z pewnością nie taka stara. Olbrzym i drobna panienka sam na sam w lesie. Samuraj z trudem przełknął ślinę i poczuł jak skrępowanie go ogarnia. Przerwałem im coś? Przeszkodziłem? Związek tej dwójki w myślach Iseia wyglądał dosyć... osobliwie. Niedźwiedź i mały kotek. Kultura wymagała przywitania się również z kolejną osoba, którą początkowo nie dostrzegł, więc skierował się w jej stronę, by ponownie lekko ukłonić. - Przepraszam, lecz nie dostrzegłem panienki. Witam i również przepraszam, że przeszkodziłem w dyspucie. - albo i czymś więcej. Bycie parą to coś normalnego, chociaż dla czarnowłosego to wciąż była abstrakcja. On nie wyobrażał sobie siebie w związku z jakąś kobietą. Czuł się niesamowicie zawstydzony i zmieszany, gdy przychodziło mu z nimi rozmawiać. W tym przypadku był nieco swobodniejszy, gdyż dziewczyna siedziała na gałęzi i to całkiem daleko, więc nie czuł tej presji. A przynajmniej nie taką dużą.
I nastał dzień, w którym postanowił trenować. Był to kolejny dzień po wydarzeniach z teatrem. Musiał szybko zabrać się do roboty i jak najszybciej urosnąć w siłę. Rozumiał, że nie jest to kwestia dni, a najpewniej miesięcy, lecz co on mógł zrobić? W tym momencie wyruszenie na poszukiwania Misaki byłoby samobójstwem. Wszystko opowiedział strażnikom, więc Ci też powinni już pracować nad rozwiązaniem sprawy. Rodzina aktorki zapewne też wniosła zlecenie o odnalezienie jej. Iseiowi nie zależało na tym, by to on ją znalazł. Wystarczyłoby, że ktokolwiek uratowałby ją. Nie miał ambicji do bycia rycerzem na białym koniu. Zresztą jego relacje z kobietami nie zmieniły się od zamienienia kilku słów z dopiero poznaną dziewczyną.
Po porannych czynnościach pokroju ćwiczeń, zjedzenia śniadania, umycia się, wyczyszczenia broni i temu podobnych, samuraj wyruszył ze swojego domostwa do jedynego miejsca, o którym słyszał, że mogłoby nadawać się do treningów, a był nim Las Pamięci. Obszar pokryty znaczną ilością drzew, w którym podobno mieszkało wiele dzikiej, niebezpiecznej zwierzyny. I gdzieś na jego terenie niby miałby być cmentarz dawnych wojowników, lecz nikt nigdy go nie znalazł. Zapewne legenda. Isei mieszkał zbyt krótko w Ryuzaku no Taki, aby wybrać inne miejsce z dala od ludzi, które umożliwiałoby mu oddanie się ćwiczeniom, więc zmierzał właśnie do tego. Oprócz podstawowego wyposażenia, samuraj trzymał w lewej dłoni zawiniątko w szarym materiale. Wewnątrz niego były dwa kwadratowe, drewniane pudełeczka na jedzenie. Jedno wypełnione ryżem i smażoną rybą, a drugie onigiri z czerwoną fasolą. Isei zamierzał spędzić cały dzień na treningu, więc oczywistym było, że potrzebował jedzenia. Dodatkowo przy pasku miał przywiązany skórzany bukłak wypełniony chłodną wodą, aby się nie odwodnić. Liczył też na to, że gdzieś w pobliżu znajdzie staw, aby między ćwiczeniami obmyć się i uzupełnić zapas wody.
Trafił do Lasu Pamięci bez problemu, chociaż był tutaj pierwszy raz bez sąsiada-przewodnika, który swego czasu pomagał mu w treningu. Przemierzał połacie terenu w poszukiwaniu znanej mu polanki, którą mógłby uznać za swoje pole do ćwiczeń, aż nagle usłyszał rozmowę, a raczej wypowiedź. Mówił jakiś mężczyzna, o ile słuch go nie mylił. Westchnął cicho, będąc lekko niezadowolonym. Jeżeli dobrze pamiętał, to jego skrawek zieleni przeznaczony do treningów był gdzieś zaraz obok, a to znaczyło, że nie będzie mógł w spokoju ćwiczyć. Nawet jeżeli znalazłby w samym Lesie Pamięci jakieś inne miejsce podobne do tamtego, to nie czułby się komfortowo, gdyby zwyczajni, nieznajomi mu ludzie mogli go podglądać. Chodziło o ukryty rozwój, aby nikt nie wiedział jaką siłą dysponuje naprawdę. On nie miał zaskoczenia w postaci tworów z chakry, więc musiał działać na innym poziomie. Mógł zadziwiać swoją techniką walki i warunkami fizycznymi, ale do tego potrzebował ukrytego miejsca.
Skierował się w stronę głosu i nie musiał spacerować zbyt długo, aby dostrzec pokaźnych rozmiarów mężczyznę, który z zadartą głową coś mówił. Z tego punktu nie wydawał się jeszcze tak gigantyczny, jak po zbliżeniu się na niedużą odległość. Nieznajomy mógł być potomkiem jakiegoś olbrzyma. Isei w swoim wieku nie narzekał na wzrost. Był nawet wysoki jak na standardy wyznaczane przez innych mężczyzn, ale w porównaniu z tym człowiekiem, to był drobnym kurduplem. Z pewnością ten gigant miał ponad dwa metry wzrostu, a jego sylwetka wskazywała na równie sporą masę. To wzbudziło w młodym samuraju pewien niepokój. Może nie powinienem podchodzić? Nie należało jednak oceniać książki po okładce. Mimo wszystko Isei zaczął zastanawiać się czy miałby szanse w walce z kimś takim. Jeżeli mężczyzna łączył swoje rozmiary ze sztukami walki, to z pewnością byłoby ciężko, ale dało się założyć, że czarnowłosy miałby przewagę szybkości i zwinności. Inaczej z siłą i wytrzymałością. Po chwili zaprzestał zastanowień, gdyż wydawały mu się bezcelowe - nie miał powodu, aby zakładać, że ten człowiek mógłby być wrogiem.
- Witam, z góry chciałbym przeprosić, że przeszkadzam, ale jestem w tych terenach nowy i chciałbym zapytać o jakieś ustronne miejsce z dala od wzroku ludzi, abym mógł spokojnie poćwiczyć. - odezwał się, gdy już mężczyzna przestał mówić i ukłonił się lekko. Nie wiedział dokładnie do kogo nieznajomy mówi, gdyż z poprzedniej perspektywy drzewa zasłaniały punkt, w który patrzył gigant i dopiero teraz Isei mógł spokojnie przyjrzeć się temu kierunkowi. Skierował swoje szkarłatne oczy w tamtą stronę i od razu poczuł psychiczny dyskomfort. Kobieta, a raczej młoda dziewczyna. Nie tak zupełnie, ale z pewnością nie taka stara. Olbrzym i drobna panienka sam na sam w lesie. Samuraj z trudem przełknął ślinę i poczuł jak skrępowanie go ogarnia. Przerwałem im coś? Przeszkodziłem? Związek tej dwójki w myślach Iseia wyglądał dosyć... osobliwie. Niedźwiedź i mały kotek. Kultura wymagała przywitania się również z kolejną osoba, którą początkowo nie dostrzegł, więc skierował się w jej stronę, by ponownie lekko ukłonić. - Przepraszam, lecz nie dostrzegłem panienki. Witam i również przepraszam, że przeszkodziłem w dyspucie. - albo i czymś więcej. Bycie parą to coś normalnego, chociaż dla czarnowłosego to wciąż była abstrakcja. On nie wyobrażał sobie siebie w związku z jakąś kobietą. Czuł się niesamowicie zawstydzony i zmieszany, gdy przychodziło mu z nimi rozmawiać. W tym przypadku był nieco swobodniejszy, gdyż dziewczyna siedziała na gałęzi i to całkiem daleko, więc nie czuł tej presji. A przynajmniej nie taką dużą.
0 x
Re: Las Pamięci
Fiu fiu... Akimichi był w kwestii wierzeń swoich, jak i całego gatunku ludzkiego nieprzejednany. Tak to jest, jak się dziecko zostawia w spiżarni i zapomina na następne pół roku, ne? Nie żeby Kazumi miała zamiar urządzić mu tutaj płomienne kazanie o błogosławieństwach płynących z wiary - chociażby długie i spokojne życie. A jak się nie wierzy, to zawsze może zjawić się jakiś fanatyk i wbić ci kunai w gardło krzycząc "w imię boże!". Poza tym zawsze może trafić się jakaś święta wojna, szansa do zdobycia bogactwa, sławy i chwały. A może w odwrotnej kolejności? W każdym razie, temat wiary musi zostać zakończony bo jeszcze sam Jashin zwróci uwagę na poczynania swojej wyznawczyni, a wtedy z pewnością nie będzie zadowolony. No i Chuichi wymówił jej imię z tą dziwną końcówką, nie miała więc serca w tej chwili detonować notek wybuchowych wiszących nad jego głową. - Więc wierzysz w ludzi, w pomaganie sobie, rozumiem. Miałam podobne podejście, wiesz? Ale potem doświadczyłam boskiej mocy na własnej skórze i nie mogłam się oszukiwać. Tyle, że to już nie sama wiara, a pewność w istnienie siły wyższej... Może kiedyś cię przekonam, Chuichi-sama. Albo sam uwierzysz? Różnie się w życiu dzieje, ne? - przeczesała dłonią włosy, nadal dziwnie odczuwając ich długość. A raczej brak długości, bo pojęcie piękna Koharu było dość restrykcyjne. Ale odrosną, ne? I znowu będzie je mogła spinać, czesać, nakładać odżywki... Nie, nie będzie mogła - jej życie zostało zmienione... Choć z drugiej strony, w wolnej chwili zawsze mogła zadbać o siebie, a nie tylko składanie ofiar, planowanie zemsty i jedzenie marchewek na drzewie.
Zanim jednak szarooka zdążyła wpaść na inny, znacznie mniej ryzykowny temat, to do dwójki na drzewie dołączył trzeci osobnik, stąpający po ziemi. A przynajmniej słyszała słowa których nie wypowiedział jej towarzysz. Ani ona. Ani też Jashin - głos brzmiał młodo, energicznie, a głos bóstwa bardziej przypominał węże ucztujące na zrzuconej im ofierze. Oczywiście uwaga nieznajomego skupił Chuichi co nie było zaskoczeniem - duży, głośny, siedział niżej. Ciekawe, czy podczas bitwy przeciwnicy skupialiby się na nim równie mocno? Może kiedyś będzie miała okazję się przekonać, choć sama nie paliła się do wojaczki - nadal była za słaba. Ale oto też przyszła pora by intruz zauważył Kazumi. A ona zauważyła jego, młodego i przystojnego mężczyznę z którym natychmiast poczuła specyficzną więź zdolną pokonać każdego, kto stanie na drodze ich miłości. Dla tych rubinowych oczu zapomniałaby nawet o notkach... Stop. Owszem, kunoichi przyjrzała się nieznajomemu, oceniając jego wygląd, odzienie jak i samo zachowanie. Kimono nosił ładne i czyste, z twarzy nie przypominał zakapiora, a i przeprosić za nagłe wtargnięcie potrafił - krótko mówiąc, dobrze wychowany chłopak. Przepraszać nie musiał, las był w końcu dla wszystkich, ne? No i kto normalny siedzi obok ponad dwu metrowego grubaska z workiem kalarep? Jashinistka z kotem. Dobra, nie było tematu.
Kazumi zsunęła się ze swojej gałęzi i wylądowała miękko na ziemi rozprostowując ciało po czasie spędzonym w górze. Nawet nie zaczepiła płaszczem o inne gałęzie! A to, że wraz z nią spadło trochę śniegu opadającego wokół? Raczej nikt nie będzie jej miał tego za złe. W kilku skocznych (a może tanecznych, huh?) krokach podeszła do nowego rozmówcy, przyglądając się jego reakcji z lekkim uśmiechem na twarzy. Że niby miała siedzieć na gałęzi? I gdzie byłoby jej dobre zachowanie? Traktowanie młodzieńca z góry, dosłownie i w przenośni, byłoby przecież nieuprzejme. Swoją drogą, rubinowe oczy robiły wrażenie. Prawie, jak worki podnoszone przez Chuichiego. - Ohayou! Jestem Sarutobi Kazumi, ten olbrzym za mną to Akimichi Chuichi. I nie przeszkadzasz nam, nieznajomy! Masz jakieś imię? I co takiego chciałeś trenować? O, czy te kimono to nie dzieło krawcowej Koharu? - zatrzymała się na chwilę by wymienić powietrze, a jednocześnie dać mu czas na odpowiedź, by po oddechu kontynuowała dalej. Oczywiście ręce pracowały dalej, wizualizując każde słowo. - Zaproponowałabym ci kalarepkę, ale nie są moją własnością, a marchewki się skończ... Gomenasai, zapędziłam się. - urwała nagle swój wywód ze smutkiem w głosie. Nie chciała tego zrobić. Znaczy, chciała, ale nie w ten sposób. Nie aż tak. Um... Nieważne, była kobietą i mogła! Jedne poskramiają konie i sokoły, inne mogą ugrząźć we własnych słowach i stanach emocjonalnych, ne! No i naprawdę była ciekawa, kim jest i co go tu zaprowadziło. Ciekawe, czy chłopak z katanąbyłby dla mnie parą wyznawcą Jashina znaczy się. Jej wskazujące palce mogłyby przestać się o siebie stukać, huh.
Zanim jednak szarooka zdążyła wpaść na inny, znacznie mniej ryzykowny temat, to do dwójki na drzewie dołączył trzeci osobnik, stąpający po ziemi. A przynajmniej słyszała słowa których nie wypowiedział jej towarzysz. Ani ona. Ani też Jashin - głos brzmiał młodo, energicznie, a głos bóstwa bardziej przypominał węże ucztujące na zrzuconej im ofierze. Oczywiście uwaga nieznajomego skupił Chuichi co nie było zaskoczeniem - duży, głośny, siedział niżej. Ciekawe, czy podczas bitwy przeciwnicy skupialiby się na nim równie mocno? Może kiedyś będzie miała okazję się przekonać, choć sama nie paliła się do wojaczki - nadal była za słaba. Ale oto też przyszła pora by intruz zauważył Kazumi. A ona zauważyła jego, młodego i przystojnego mężczyznę z którym natychmiast poczuła specyficzną więź zdolną pokonać każdego, kto stanie na drodze ich miłości. Dla tych rubinowych oczu zapomniałaby nawet o notkach... Stop. Owszem, kunoichi przyjrzała się nieznajomemu, oceniając jego wygląd, odzienie jak i samo zachowanie. Kimono nosił ładne i czyste, z twarzy nie przypominał zakapiora, a i przeprosić za nagłe wtargnięcie potrafił - krótko mówiąc, dobrze wychowany chłopak. Przepraszać nie musiał, las był w końcu dla wszystkich, ne? No i kto normalny siedzi obok ponad dwu metrowego grubaska z workiem kalarep? Jashinistka z kotem. Dobra, nie było tematu.
Kazumi zsunęła się ze swojej gałęzi i wylądowała miękko na ziemi rozprostowując ciało po czasie spędzonym w górze. Nawet nie zaczepiła płaszczem o inne gałęzie! A to, że wraz z nią spadło trochę śniegu opadającego wokół? Raczej nikt nie będzie jej miał tego za złe. W kilku skocznych (a może tanecznych, huh?) krokach podeszła do nowego rozmówcy, przyglądając się jego reakcji z lekkim uśmiechem na twarzy. Że niby miała siedzieć na gałęzi? I gdzie byłoby jej dobre zachowanie? Traktowanie młodzieńca z góry, dosłownie i w przenośni, byłoby przecież nieuprzejme. Swoją drogą, rubinowe oczy robiły wrażenie. Prawie, jak worki podnoszone przez Chuichiego. - Ohayou! Jestem Sarutobi Kazumi, ten olbrzym za mną to Akimichi Chuichi. I nie przeszkadzasz nam, nieznajomy! Masz jakieś imię? I co takiego chciałeś trenować? O, czy te kimono to nie dzieło krawcowej Koharu? - zatrzymała się na chwilę by wymienić powietrze, a jednocześnie dać mu czas na odpowiedź, by po oddechu kontynuowała dalej. Oczywiście ręce pracowały dalej, wizualizując każde słowo. - Zaproponowałabym ci kalarepkę, ale nie są moją własnością, a marchewki się skończ... Gomenasai, zapędziłam się. - urwała nagle swój wywód ze smutkiem w głosie. Nie chciała tego zrobić. Znaczy, chciała, ale nie w ten sposób. Nie aż tak. Um... Nieważne, była kobietą i mogła! Jedne poskramiają konie i sokoły, inne mogą ugrząźć we własnych słowach i stanach emocjonalnych, ne! No i naprawdę była ciekawa, kim jest i co go tu zaprowadziło. Ciekawe, czy chłopak z kataną
0 x
Re: Las Pamięci
- Jak, ale to jak bardzo, trzeba być naiwnym, żeby myśleć, że Akimichi wytrzyma przez sześć miesięcy w spiżarni? Świat nie ujrzał jeszcze tak wielkiego pomieszczenia, w którym można by zgromadzić jedzenie pozwalające na półroczne wyżywienie członka klanu grubasków. To dokładnie tak, jakby ktoś powiedział do Chuichiego "częstuj się", a potem dziwił się, że na stole nie pozostało kompletnie nic poza obrusem, zastawą i sztućcami. Prawdziwa niespodzianka.
- Nie mam z tym najmniejszego problemu. Jeśli jakiś bóg na Ciebie spłynął, to chyba dobrze dla Ciebie. O ile Ci to nie przeszkadza i nie psuje życia codziennego, a jedynie pomaga i podtrzymuje na duchu, to mi nic do tego, Kazumicchi. Jak poczuję, że mnie coś najdzie i nie będzie to głód, to może sam też uwierzę. - odpowiedział radośnie, wrzucając na raz całą kalarepę do buzi, a raczej paszczy, skoro się zmieściła. Wszelakie wierzenia nie były po prostu dla Akimichiego, który nie skupiał się za bardzo na swojej sferze duchowej. Jego bardziej bawiła zwykła przyziemność i przyjemności z niej wypływające. Mógł być szczęśliwy żyjąc w zgodzie z zasadami moralnymi, zwyczajami, a także zwykłą, ludzką empatią, więc do czego miałby być mu potrzebny bóg ze swoimi naukami i przykazaniami? Jeśli jest się dobrym człowiekiem, to można nim być nawet bez pomocy bytu wyższego. Zresztą nie widział też nigdy boskiej interwencji, co dodatkowo w żaden sposób nie przekonywało go religii. Gdyby to on pojawił się w jakiejś wiosce karłów, to mógłby zostać sam uznany za olbrzyma i boga, ale i tak by nim nie był. Wszystko zależało od podejścia i tego, co ludzie uznawali za prawdziwe. Sam Chuichi nie był natomiast ani na tyle mądry, ani nie posiadał odpowiednich praw, żeby cokolwiek komukolwiek narzucać. Siły używać też nie chciał, więc chyba na razie ten pojedynek pomiędzy Kazumi, a grubaskiem zostanie nierozwiązany.
Zresztą nawet gdyby miało dojść do jakiejś konfrontacji, to na miejsce przybył jakiś nieznajomy. Chuichi aż przełknął trochę za duży kawałek kalarepy, kiedy zobaczył Iseia, ale jedno, sprawne uderzenie w klatkę piersiową sprawiło, że niesforne warzywo poleciało już prosto do żołądka i nie zawadzało więcej grubaskowi. Ten miał teraz chwilę na to, żeby spojrzeniem omieść nowego towarzysza. Niestety grubasek nie zachwycał się nim tak bardzo, jak jego towarzyszka. Być może wynikało to z tego, że on raczej nie powinien wypowiadać się na temat wyglądu, a być może dlatego, że zwyczajnie nie potrafił oceniać aparycji mężczyzn. W każdym razie zapamiętał mniej więcej twarz Iseia i na tym się skończyło. Wziął pod uwagę również to, że chłopak był całkiem dobrze wychowany, co na pewno się ceni. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, z drzewa wystrzeliła już strzała. Wiedział już, że jest energiczna, ale nie spodziewał się, że aż do tego stopnia. Zamiast jej więc przerywać, po prostu siedział pod drzewem i dawał znać o swojej obecności chrupiąc twarde kalarepy. Swoją drogą... Zostało ich już tylko pięć!
- Kalarep już prawie nie ma, więc nie możemy nic zaproponować. I witaj. Jestem Akimichi Chuichi, jak już Kazumicchi zdążyła powiedzieć. Niestety za bardzo Ci nie pomogę, bo sam też jestem tutaj tylko przelotem. Ale jak widzisz, przy nas spokoju nie uświadczysz. - ostatnie zdanie zaakcentował jeszcze mocniej, spoglądając przy tym na Kazumi. Po wszystkim zwyczajnie się roześmiał, bo towarzystwo akurat mu odpowiadało. Myślał, że zje tylko posiłek i ruszy w dalszą wędrówkę, a tymczasem poznał już jedną ciekawą personę, a druga jawiła się już na horyzoncie. Co więcej, ani razu nie czepiali się nawet jego tuszy, co już jest sporym krokiem do przodu. Być może nawet zaprzyjaźni się z tym całym niecodziennie ubranym facetem, ale na pewno kalarepki mu nie da. Nie zasłużył, nie ma ckliwej historii, a sam Chuichi nadal jest głodny, więc dzielenie się jedzeniem by go zabiło.
0 x
Re: Las Pamięci
Gigant, który jak się okazało później nazywany był Chuichim, robił wrażenie nie tylko swoimi rozmiarami, ale także zachowaniami. Zżerał surową kalarepę takimi gryzami, których nie powstydziłby się niedźwiedź. Jedno kłapnięcie mogło pochłonąć całe biedne warzywo. Kiedy uderzył we własną pierś, to Iseiowi zdawało się, że zadudniło jakby trafił w bęben. Na ile to rzeczywisty dźwięk, a na ile tylko wyobrażenie samuraja? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że młodzieniec był zainteresowany postacią tego olbrzyma. Skąd pochodził? Czy cała rodzina jest tak wielka? Czy wykorzystuje swoje naturalne predyspozycje? Czy jest naprawdę tak silny na jakiego wygląda? Byłby przerażającym wojownikiem, gdyby przerobił część tkanki tłuszczowej na mięśnie i wziął w rękę miecz. I to nie byle jaki, bo zapewne mógłby władać bez problemów Zanbatō. Przy tak gigantycznej sile, takich rozmiarach i takiej broni, to nawet nie musiałby uczyć się techniki władania nią. Byłby zapewne powolny, ale wygrywał zasięgiem, więc o ile dostrzegłby odpowiednio wcześnie, to jedno machnięcie wystarczyłoby, aby zmieść Iseia. Samuraj był tą wizją zachwycony, ale także zniesmaczony. Brak techniki, brak stylu, a jedynie brutalna siła - to nie podobało mu się.
Jakże parszywe szczęście musiał mieć szkarłatnooki, że akurat trafił przypadkiem na kobietę, z którą musiał zamienić kilka słów, a ona okazała się energiczna i gadatliwa. Dla innych zapewne byłaby to świetna okazja, aby skorzystać z własnych zdolności do podrywu, ale Isei miał ten sam problem co zawsze. Takie zachowanie przytłoczyło go troszkę, więc po zaobserwowaniu zeskoczenia z gracją odsunął na bok wzrok, gdyż zwyczajnie wstydził się tak bezpośrednio patrzeć na nieznajomą niewiastę. O, już znajomą, bo natychmiast się przedstawiła, lecz zanim to zrobiła, to musiała podejść bliżej swoim skocznym krokiem, na co samuraj zareagował ruchem w tył. O jeden krok. Za blisko, za blisko, za blisko. Nie wypadało nie patrzeć po oczach, więc z rumieńcem wpatrywał się w jej srebrne tęczówki i słuchał co miała do powiedzenia, chociaż niezbyt mógł się na tym skupić. Krępował się. I to bardzo. Liczył na to, że szybko się wyrwie z tego miejsca, tłumacząc to treningiem, chociaż takie zachowanie byłoby niezmiernie niemiłe. Z drugiej strony - może im przeszkadzał, a oni byli jedynie uprzejmi w stwierdzeniu, że nie? Nagle jednak dotarło do niego, że nie przedstawił się! A przecież to powinien być początek rozmowy! Zaczerwienił się jeszcze mocniej i gwałtownie zgiął w pół. Aż za nisko - tak nisko, jakby przepraszał za karygodny czyn.
- Przepraszam najmocniej, że nie przedstawiłem się. Jestem Isei, po prostu Isei. Nie posiadam nazwiska. Miło mi was poznać. - i dopiero po tej wypowiedzi wyprostował się. Spojrzał najpierw na Chuichiego, gdyż znacznie łatwiej przychodził mu z nim kontakt. Nawet wzrokowy. W dodatku te rozmiary w połączeniu z pulchną twarzą sprawiały wrażenie, że Pan Akimichi jest naprawdę sympatyczny. Niestety samuraj musiał jeszcze odpowiedzieć na dwa pytania Kazumi, zatem powoli przeniósł na nią wzrok.
- Chci-ciałem oddać się ćwi-ćwiczeniu ciała, umysłu i duszy, a także miałem zamiar szlifować te-echnikę stylu Battodo w ujęciu szkoły Taka. - w głowie miał mętlik i nawet mówił więcej, niż powinien. Wcześniej wygadanie się poszło znacznie łatwiej, bo patrzył w ziemię przy ukłonie w przeprosinach, a teraz musiał stać twarzą w twarz z urodziwą młodą damą i odpowiadać na pytania. I tak trzy zająknięcia to doskonały wynik jak na Iseia. Mógł być z siebie zadowolony, ale jednak nie był. Czemu? Odpowiadał na pytanie jakby był przesłuchiwany, a wszystko przez to, że się tak niesamowicie krępował i nie myślał co mówi. Wyjawił zbyt wiele.- T-to kimono zakupiłem na La-laz-lazurowych Wybrzeżach, a dokładniej w T-teiz. To dzieło krawca. - odparł zgodnie z prawdą i odetchnął lekko z ulgą, gdy wreszcie mógł przerwać kontakt wzrokowy z Kazumi, aby odpowiedzieć Chuichiemu. Nawet delikatnie się uśmiechnął! Szok, niedowierzanie.
- Nie trzeba, proszę się nie przejmować. Mam własny prowiant. - w tym momencie uniósł trzymane w lewej dłoni zawiniątko, aby wskazać, że obejdzie się bez wchłaniania surowych kalarep i nie nalega na karmienie go. - Zatem będę musiał poszukać samemu jakiegoś ustronnego miejsca. Zaś co do spokoju - jego brak to charakterystyka tej prowincji. Zdążyłem się przyzwyczaić w pewnym stopniu. - powiedział spokojnie i już miał powoli się żegnać, lecz towarzystwo mimo swojej specyfiki wydawało się być wyjątkowo przyjazne, zatem mógł pozwolić sobie na chwilę kontaktu z innymi. Szczególnie, że tak mało miał go od... od zawsze. - Jeżeli mogę zapytać, Chuichi-san... czy jesteś shinobi? - i zadał pytanie, które go nurtowało. Kazumi mimo swojej kociej gracji, którą zaprezentowała zgrabnym zeskokiem i lądowaniem, to nie wyglądała na kunoichi ze względu na strój. Isei miał wyjątkowo niewielkie pojęcie na temat tego jak wyglądają ninja, ale sto procent znanych mu przypadków nosi raczej mniej krępujące ruchy kreacje, niż ta, którą miała na sobie dziewczyna. Sukienka zdawała się być ciężka, a skórzane buty z, zapewne, twardą podeszwą psuły wizerunek cichego, skradającego się użytkownika sztuki ninpou. Chuichi zaś miał strój, który dosyć mocno kojarzył się samurajowi z fachem shinobiego, lecz jego sylwetka również nie szła w parze z wyobrażeniem, jakie czarnowłosy posiadał. I dlatego właśnie postanowił zapytać.
Jakże parszywe szczęście musiał mieć szkarłatnooki, że akurat trafił przypadkiem na kobietę, z którą musiał zamienić kilka słów, a ona okazała się energiczna i gadatliwa. Dla innych zapewne byłaby to świetna okazja, aby skorzystać z własnych zdolności do podrywu, ale Isei miał ten sam problem co zawsze. Takie zachowanie przytłoczyło go troszkę, więc po zaobserwowaniu zeskoczenia z gracją odsunął na bok wzrok, gdyż zwyczajnie wstydził się tak bezpośrednio patrzeć na nieznajomą niewiastę. O, już znajomą, bo natychmiast się przedstawiła, lecz zanim to zrobiła, to musiała podejść bliżej swoim skocznym krokiem, na co samuraj zareagował ruchem w tył. O jeden krok. Za blisko, za blisko, za blisko. Nie wypadało nie patrzeć po oczach, więc z rumieńcem wpatrywał się w jej srebrne tęczówki i słuchał co miała do powiedzenia, chociaż niezbyt mógł się na tym skupić. Krępował się. I to bardzo. Liczył na to, że szybko się wyrwie z tego miejsca, tłumacząc to treningiem, chociaż takie zachowanie byłoby niezmiernie niemiłe. Z drugiej strony - może im przeszkadzał, a oni byli jedynie uprzejmi w stwierdzeniu, że nie? Nagle jednak dotarło do niego, że nie przedstawił się! A przecież to powinien być początek rozmowy! Zaczerwienił się jeszcze mocniej i gwałtownie zgiął w pół. Aż za nisko - tak nisko, jakby przepraszał za karygodny czyn.
- Przepraszam najmocniej, że nie przedstawiłem się. Jestem Isei, po prostu Isei. Nie posiadam nazwiska. Miło mi was poznać. - i dopiero po tej wypowiedzi wyprostował się. Spojrzał najpierw na Chuichiego, gdyż znacznie łatwiej przychodził mu z nim kontakt. Nawet wzrokowy. W dodatku te rozmiary w połączeniu z pulchną twarzą sprawiały wrażenie, że Pan Akimichi jest naprawdę sympatyczny. Niestety samuraj musiał jeszcze odpowiedzieć na dwa pytania Kazumi, zatem powoli przeniósł na nią wzrok.
- Chci-ciałem oddać się ćwi-ćwiczeniu ciała, umysłu i duszy, a także miałem zamiar szlifować te-echnikę stylu Battodo w ujęciu szkoły Taka. - w głowie miał mętlik i nawet mówił więcej, niż powinien. Wcześniej wygadanie się poszło znacznie łatwiej, bo patrzył w ziemię przy ukłonie w przeprosinach, a teraz musiał stać twarzą w twarz z urodziwą młodą damą i odpowiadać na pytania. I tak trzy zająknięcia to doskonały wynik jak na Iseia. Mógł być z siebie zadowolony, ale jednak nie był. Czemu? Odpowiadał na pytanie jakby był przesłuchiwany, a wszystko przez to, że się tak niesamowicie krępował i nie myślał co mówi. Wyjawił zbyt wiele.- T-to kimono zakupiłem na La-laz-lazurowych Wybrzeżach, a dokładniej w T-teiz. To dzieło krawca. - odparł zgodnie z prawdą i odetchnął lekko z ulgą, gdy wreszcie mógł przerwać kontakt wzrokowy z Kazumi, aby odpowiedzieć Chuichiemu. Nawet delikatnie się uśmiechnął! Szok, niedowierzanie.
- Nie trzeba, proszę się nie przejmować. Mam własny prowiant. - w tym momencie uniósł trzymane w lewej dłoni zawiniątko, aby wskazać, że obejdzie się bez wchłaniania surowych kalarep i nie nalega na karmienie go. - Zatem będę musiał poszukać samemu jakiegoś ustronnego miejsca. Zaś co do spokoju - jego brak to charakterystyka tej prowincji. Zdążyłem się przyzwyczaić w pewnym stopniu. - powiedział spokojnie i już miał powoli się żegnać, lecz towarzystwo mimo swojej specyfiki wydawało się być wyjątkowo przyjazne, zatem mógł pozwolić sobie na chwilę kontaktu z innymi. Szczególnie, że tak mało miał go od... od zawsze. - Jeżeli mogę zapytać, Chuichi-san... czy jesteś shinobi? - i zadał pytanie, które go nurtowało. Kazumi mimo swojej kociej gracji, którą zaprezentowała zgrabnym zeskokiem i lądowaniem, to nie wyglądała na kunoichi ze względu na strój. Isei miał wyjątkowo niewielkie pojęcie na temat tego jak wyglądają ninja, ale sto procent znanych mu przypadków nosi raczej mniej krępujące ruchy kreacje, niż ta, którą miała na sobie dziewczyna. Sukienka zdawała się być ciężka, a skórzane buty z, zapewne, twardą podeszwą psuły wizerunek cichego, skradającego się użytkownika sztuki ninpou. Chuichi zaś miał strój, który dosyć mocno kojarzył się samurajowi z fachem shinobiego, lecz jego sylwetka również nie szła w parze z wyobrażeniem, jakie czarnowłosy posiadał. I dlatego właśnie postanowił zapytać.
0 x
Re: Las Pamięci
Ups. Chyba powiedziała coś nie tak. Oczywiście, powiedziała zdecydowanie za dużo, ale reakcja chłopaka była co najmniej taka, jakby chciała oblać go kwasem i kilka kropel zdążyło już wylądować na jego skórze. Chyba nie wyglądała aż tak źle, ne? Baka! Tu nie mogło chodzić o wygląd, Chuichi wyglądał przecież gor... Znaczy inaczej niż Kazumi. No chyba, że młodzieniec wolał towarzystwo innych młodzieńców - bez jakichkolwiek obiekcji względem tego typu preferencji - bo widać było, że łatwiej przychodziła mu rozmowa z Akimichi. Zresztą, jakiemu mu, wyjawił im swoje imię niemal natychmiast. Pewnie chciał tylko przeprosić za spotkanie i zaszyć się w głuszy. Albo, gdyby miał kosę i uśmiech ludzi ze świątyni - zabić spotkaną dwójkę i zniknąć w gęstwinie, podśpiewując pieśni ku czci Pana. Na szczęście dla wszystkich Isei był po prostu Iseiem. Imię proste, łatwe do zapamiętania, a jednocześnie nie banalne. Szedł więc sobie Isei na trening z kataną i jadłem, co by głód zaspokoić po wysiłku, a tu napatoczyli się mu po drodze obcy, dziewczyna spadła z drzewa, zaczęła zadawać pytania i jakoś tak wyszło. Pytania! Nie, chwila. Przystojniak odsunął się od razu, gdy zaczęła podchodzić... A potem ukłonił się jak czasem służba dla ojca Kazumi, kiedy jego zdaniem zrobili coś nie tak. Tylko dlaczego? Mógł po prostu powiedzieć jej, by się odsunęła, ne? Choć nie, bo gdyby był w stanie, to nie byłoby potrzeby. Cofnęła się o krok, a po chwili jeszcze jeden, tak dla pewności. Teraz cała trójka miała własną przestrzeń. I każde ubierało się u innego krawca, ale mniejsza z tym, za daleko było do lazurowych wybrzeży Iseia i sutych posiłków Chuichiego. Mogła im polecić Koharu, bo przecież byli facetami i ich nie zabije, ale pewnie i tak nie byli zainteresowani. A szermierz by się jeszcze pewnie zająknął.
Oto jest prawdziwa empatia, a nie mówienie komuś, że zna się jego ból, kiedy stracił nogę i środkowy palec. Chociaż... Jashiniści lubią ból. Tyle, że kunoichi nie była jeszcze na takim stopniu zaawansowania w filozoficznych niuansach wiary. No i jej licznik zabójstw dało się policzyć na palcach jednej ręki wyżej wspomnianego kuternogi. CHWILA. Czy Isei zapytał Chuichiego o to, czy jest shinobi? A na nią. Nawet. Nie. Spojrzał. - ALE JA JESTE... - wyciągnięty w niebo palec zamarł w miejscu, powietrze nabrane w klatce piersiowej uciekło z niej po chwili, a głos został w głowie. Takiego! Myślał, że ją sprowokuj?! Phi! Wcale nie była wkurzona! Tylko na taką kontrę było stać pana "drogie kamyki w oczach"? Wystarczyło, że zobaczył wysokiego i umięśnionego pod wałami tłuszczu mężczyznę w ni to zbroi, ni stroju codziennym? Wzrokowcy. Że niby czego jej brakuje? Masy? Zbroi? Drugie da się załatwić prawie od ręki, projekt do znajomej jashinistki, wykonanie u płatnerza i będzie miała pancerz taki, że jednemu oczy, a drugiemu kalarepy wypadną! A prezent od rodziców schowa w bezpiecznym miejscu na pamiątkę - no i od czasu do czasu będzie go zakładać! Taki skarb nie może wieczności przeleżeć w kufrze. Jeszcze się przypadkiem zaleje krwią jakiejś ofiary, zjedzą go mole czy coś... A może by tak schować go w zwoju? Ha! Fuinjutsu, zdolność shinobi! Co do pierwszego... Nah, za bardzo lubiła swoje ciało, szczupłe i zaokrąglone, delikatne i w jej oczach piękn... Takiego! Kunoichi są piękne dzięki sile! Mięśnie sobie wyrobi od treningów, klatę wyrzeźbi taką, że będzie można w kółko i krzyżyk na niej grać. Ja to wszystko czuję! ryknął Nibi. Nie żeby dziewczę się nim w tej chwili przejęło, zbyt skupione na prostej drodze do zabicia wszystkich za taką zniewagę. Ale to potem, jak już udowodni temu chłoptasiowi z jak wspaniałą kunoichi ma do czynienia. Tak tak, rozmawiajcie ze sobą, śmiało. Zajmijcie się sobą, męskimi sprawami, no, porównajcie długość swoich katan czy czego tam używacie. Jakbyście mogli nimi cokolwiek wskórać w walce z tytanowymi stanikami! Nie ten poziom. Że też nie użyła go w walce z Akuryo! Wystarczyło celnie zarzucić, złapać i udusić szkielet. Miał przecież płuca, ne? A skoro miał, to oddychał! Chociaż... Ten tutaj miał mózg, a jakoś nie wyglądało, by go w tej chwili używał. Bez mózgu, ale z sercem. A może i sercami, skoro tak się zaczerwienił? Serca bez mózgu, huh.
Dziewczę zamrugało a świat potoczył się normalnym rytmem. Myśli, emocje, uczucia i spostrzeżenia przepłynęły przez Kazumi w tej krótkiej chwili. Ciało cofnęło się od Iseia wcześniej chyba bez kontaktowania z górą,. W każdym razie teraz stało pomiędzy shinobim, a samurajem. Oczywiście, sama szarooka nie miała pojęcia że stoi przed nią jeden z idealnych materiałów na obrońcę życia i honoru swego pana. Zresztą, w tej chwili i tak nie miała do tego głowy. Stała sobie grzecznie, przysłuchiwała się im z przechyloną na bok głową. Jak kot wpatrzony w bombkę na którą zaraz rzuci się z pazurami. Szkoda, że miała krótkie paznokcie - co najwyżej poryłaby skórę do krwi. Choć w przypadku Chuichiego byłoby jeszcze ciężej.
Oto jest prawdziwa empatia, a nie mówienie komuś, że zna się jego ból, kiedy stracił nogę i środkowy palec. Chociaż... Jashiniści lubią ból. Tyle, że kunoichi nie była jeszcze na takim stopniu zaawansowania w filozoficznych niuansach wiary. No i jej licznik zabójstw dało się policzyć na palcach jednej ręki wyżej wspomnianego kuternogi. CHWILA. Czy Isei zapytał Chuichiego o to, czy jest shinobi? A na nią. Nawet. Nie. Spojrzał. - ALE JA JESTE... - wyciągnięty w niebo palec zamarł w miejscu, powietrze nabrane w klatce piersiowej uciekło z niej po chwili, a głos został w głowie. Takiego! Myślał, że ją sprowokuj?! Phi! Wcale nie była wkurzona! Tylko na taką kontrę było stać pana "drogie kamyki w oczach"? Wystarczyło, że zobaczył wysokiego i umięśnionego pod wałami tłuszczu mężczyznę w ni to zbroi, ni stroju codziennym? Wzrokowcy. Że niby czego jej brakuje? Masy? Zbroi? Drugie da się załatwić prawie od ręki, projekt do znajomej jashinistki, wykonanie u płatnerza i będzie miała pancerz taki, że jednemu oczy, a drugiemu kalarepy wypadną! A prezent od rodziców schowa w bezpiecznym miejscu na pamiątkę - no i od czasu do czasu będzie go zakładać! Taki skarb nie może wieczności przeleżeć w kufrze. Jeszcze się przypadkiem zaleje krwią jakiejś ofiary, zjedzą go mole czy coś... A może by tak schować go w zwoju? Ha! Fuinjutsu, zdolność shinobi! Co do pierwszego... Nah, za bardzo lubiła swoje ciało, szczupłe i zaokrąglone, delikatne i w jej oczach piękn... Takiego! Kunoichi są piękne dzięki sile! Mięśnie sobie wyrobi od treningów, klatę wyrzeźbi taką, że będzie można w kółko i krzyżyk na niej grać. Ja to wszystko czuję! ryknął Nibi. Nie żeby dziewczę się nim w tej chwili przejęło, zbyt skupione na prostej drodze do zabicia wszystkich za taką zniewagę. Ale to potem, jak już udowodni temu chłoptasiowi z jak wspaniałą kunoichi ma do czynienia. Tak tak, rozmawiajcie ze sobą, śmiało. Zajmijcie się sobą, męskimi sprawami, no, porównajcie długość swoich katan czy czego tam używacie. Jakbyście mogli nimi cokolwiek wskórać w walce z tytanowymi stanikami! Nie ten poziom. Że też nie użyła go w walce z Akuryo! Wystarczyło celnie zarzucić, złapać i udusić szkielet. Miał przecież płuca, ne? A skoro miał, to oddychał! Chociaż... Ten tutaj miał mózg, a jakoś nie wyglądało, by go w tej chwili używał. Bez mózgu, ale z sercem. A może i sercami, skoro tak się zaczerwienił? Serca bez mózgu, huh.
Dziewczę zamrugało a świat potoczył się normalnym rytmem. Myśli, emocje, uczucia i spostrzeżenia przepłynęły przez Kazumi w tej krótkiej chwili. Ciało cofnęło się od Iseia wcześniej chyba bez kontaktowania z górą,. W każdym razie teraz stało pomiędzy shinobim, a samurajem. Oczywiście, sama szarooka nie miała pojęcia że stoi przed nią jeden z idealnych materiałów na obrońcę życia i honoru swego pana. Zresztą, w tej chwili i tak nie miała do tego głowy. Stała sobie grzecznie, przysłuchiwała się im z przechyloną na bok głową. Jak kot wpatrzony w bombkę na którą zaraz rzuci się z pazurami. Szkoda, że miała krótkie paznokcie - co najwyżej poryłaby skórę do krwi. Choć w przypadku Chuichiego byłoby jeszcze ciężej.
0 x
Re: Las Pamięci
- Mama zawsze powtarzała mu, że jak jeść to porządnie! Chuichi pomny jej słów po prostu nigdy niczego sobie nie żałował. Nawet jeśli miało to być zjedzenie kalarepy prawie na raz, to wkładał w to prawie całe swe zarośnięte tłuszczem serducho. Takiego oddania na próżno było szukać gdzie indziej. To specyficzna więź łącząca Akimichi i jedzenie, której inni nigdy nie doświadczą. Grubasek zauważył jednak, że przed jego oczami występuje także inny rodzaj więzi. Chuichi zmrużył oczy przyglądając się uważnie Iseiowi i Kazumi. Oboje wyglądali młodo, a stanowili swoje kompletne przeciwieństwa. Kazumicchi jakoś nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów i chyba nie za bardzo przejmowała się etykietą. Podeszła do Akimichiego jak do dobrego znajomego, a Isei tymczasem zachowuje się aż przesadnie sztywno. Choć maniery są w cenie, to nie zawsze opłaca się nimi kierować. W każdym razie nowo przybyły chłopaczek zmienił swoje nastawienie diametralnie, kiedy dziewczyna się do niego zbliżyła. W tym momencie Chuichi zaczął się zastanawiać czy nie jest ofiarą jakiegoś niemiłego żartu, a ta dwójka uknuła go razem. Isei zachowywał się bowiem tak, jakby bardzo dobrze znał Kazumi. Zaczął się lekko jąkać, uciekać od kontaktu wzrokowego i chyba nawet miał mały mętlik w głowie. Tylko co mogło między nimi zajść? Grubasek stworzył sobie kilka hipotez. Jedna z nich mówiła, że Isei odmówił zjedzenia obiadu, który ugotowała Kazumi. Tak się nie robi. Jedzenia nie odmawia się prawie nigdy, bo to niegrzeczne i powinno być traktowane na równi z publiczną obrazą! Zgodnie z drugą hipotezą, Isei mógł przegrać z Kazumicchi w jakimś konkursie na jedzenie. To Chuichi akurat rozumiał doskonale, bo on sam też poczułby się okryty hańbą, gdyby taka sytuacja przytrafiła się właśnie jemu. Niewiele spraw powinno plamić honor, ale ta jest jak najbardziej usprawiedliwiona! Ostatnia, ale najmniej prawdopodobna, teza mówiła o tym, że ta dwójka jest sekretnymi kochankami, którzy się jeszcze do siebie nie przyzwyczaili. O tym akurat Chuichi nie miał zielonego pojęcia, bo nigdy kochanki nie miał. Rodzice zawsze mu powtarzali, że kiedyś taki czas przyjdzie, ale jemu się do tego nie spieszy. Jeśli nie ma przy niej drugiej osoby, na której mu zależy, to nie musi się z nią dzielić jedzeniem. Sam profit.
Wszystkie rozważania mogły jednak poczekać, bo samuraj zrobił coś, czego przy grubasku robić nie powinien – wyciągnął jedzenie. Oczy Chuichiego błysnęły nieznanym światłem, a na twarzy grubaska pojawiło się niezwykłe zaciekawienie. Ma własny prowiant? Ale, że taki do jedzenia, który można przetrawić i z którego będą kalorie? Wielkie cielsko shinobiego uniosło się z ziemi i zaczęło zbliżać się do samuraja jakby w transie. W międzyczasie Isei coś tam jeszcze do niego mówił, a nawet zadał pytanie, ale Akimichi był tylko w połowie świadomy tego, co dzieje się dookoła niego. Wzrok utkwił w zawiniątku, a prawa ręka otarła usta, z których co prawda ślinka tak naprawdę jeszcze nie ciekła, ale w umyśle Chuichiego powstawał już istny wodospad.
- Hm? Tak, tak. Jestem shinobi, jestem. Prawie wszyscy w rodzie Akimichi są shinobi. – powiedział jakby w powietrze, po czym jeszcze bardziej przybliżył się do Iseia. Nie zwracał teraz uwagi na to, że Kazumi jakoś dziwnie zamilkła, a nawet cofnęła się o kilka kroków. To nie było wcale takie ważne! Ważniejsze było zawiniątko, w którym utkwił wzrok naszego bohatera. Jakby tego było mało, samo patrzenie nie wystarczyło. Chuichi pochylił się nawet w stronę prowiantu i mocno zaciągnął nosem powietrze, chcąc wychwycić zapach jedzenia znajdującego się w środku. To jednak nie przyniosło żadnego efektu. Przeklęte powietrze blokowało wspaniały aromat potrawy! I jak on ma zgadnąć co takiego jest w środku?
- Ne, Isei-kun… Co tam masz? – zapytał bez żadnych oporów, czyli zupełnie tak, jakby rzucał to pytanie przynajmniej kilkanaście razy dziennie – Czy to jakieś suszone mięsko? A nie, czekaj! To może być kiełbaska. Albo dango. Czy to możliwe, że masz przy sobie dango? Chyba, że to teriyaki. Tylko czy teriyaki by nie przeciekało? Wiem! Pewnie masz tam szaszłyczki z wołowiny i drobiu, przeplatane smacznymi warzywami i doprawione wszelkiego rodzaju warzywami. A może jest to kawałek ośmiornicy otoczony kulką chrupiącego, puszystego, pszennego ciasta? – dał się ponieść swojej fantazji i zaczynał wymieniać potrawy, które znał, a na które akurat miał ochotę. Gdyby się nie opanował, to nie ma wątpliwości, że na tej rozmowie mogliby spędzić jeszcze dobre kilkanaście minut, które byłyby wypełnione kolejnymi nazwami potraw. Swoją drogą, gdyby w tych czasach była gra polegająca na układaniu słów z otrzymanych literek, to Chuichi byłby w niej mistrzem. Znał tyle nazw potraw, warzyw, owoców, mięsa i wszystkiego, co z jedzeniem związane, że nie ma mowy o porażce.
- Poooowiedz, Isei-kun, albo umrę z głodu! – dorzucił jeszcze, składając ręce jakby do modlitwy, chcąc przekonać samuraja do zdradzenia tej tajemnicy. Oczywiście dla samego Iseia nie był to pewien żaden sekret, ale ta sprawa dla Chuichiego jawiła się jako sprawa życia i śmierci. Okazuje się więc, że nie tylko Kazumicchi potrafi zachowywać się dziwnie. Grubasek jest jednak usprawiedliwiony. Jedzenie jest dla niego życiem, a Isei trzyma w ręce jego składnik. To nie jest sprawa, którą można zbagatelizować.
0 x
Re: Las Pamięci
Osunięcie się o krok do tyłu od uroczej niewiasty raczej nie mogło zostać odebrane odpowiednio. Isei zrobił to zupełnie nieświadomie - taki mechanizm obronny przypominający wystawienie rąk jak upadasz lub zamknięcie oczu, gdy coś leci prosto w nie. Nie miał zamiaru być niemiły w stosunku do Kazumi, a raczej wyszedł na niekulturalnego skoro ta sama odsunęła się o dwa. Mogła to zrozumieć na wiele sposobów. Zbyt głośna, zbyt natarczywa, zbyt brzydka, zbyt jakakolwiek. Może i była głośna, ale to akurat samurajowi w tym momencie nie przeszkadzało. Jej natarczywość była całkiem przyjemna, bo wykazywała takie zainteresowanie osobą Iseia, jakim nie był obdarowany raczej nigdy. Tego mu bardzo brakowało, nawet pomimo zmiany myślenia przez Ichiko. Ciężko było odciąć się zupełnie od przeszłości, a szczególnie od tych uczuć. Kiedyś był tylko narzędziem, na które nie zwracano uwagi, więc teraz świadomie i podświadomie pragnął, aby ktoś był nim zainteresowany. Co do brzydoty, to w żadnym wypadku niczego jej nie brakowało. Znawcą kobiet nie był i, jak sam zauważył, do wybrednych nie należał. Podobała mu się zdecydowana większość, chociaż nie ogólnie, a każda za coś innego. Oczywiście z aparycji, gdyż z charakteru żadnej nigdy nie poznał na tyle, by cokolwiek powiedzieć. Kwestia jego upośledzenia w relacjach z płcią piękną. W tym momencie wolał nie rozmyślać co mu się podoba w Kazumi, gdyż był zbyt speszony samą jej obecnością, a tym bardziej własnym zachowaniem, które doprowadziło do nieporozumienia. Nie miał nawet siły wytłumaczyć, że wcale nie zawiniła niczym, a to tylko jego wina. Doskonale wiedział, że zaciąłby się w pół słowa, co wcale by nie pomogło.
Wzrok Chuichiego bezsprzecznie został utkwiony w pudełku z jedzeniem, które trzymał samuraj. Z jego odpowiedzi dało się wywnioskować, że myślami jest zupełnie nieobecny. Zastanawiał się nad czymś innym, ale nad czym? Isei nie musiał długo czekać, bo natychmiast okazało się, że gigant rozmyśla o tym, co znajdowało się wewnątrz opakowań w szarym zawiniątku. W sumie po wymiarach olbrzyma i jego zdolności do pochłaniania całej kalarepy jednym kłapnięciem dało się wywnioskować, że jest ogromnym fanem jedzenia. Dosłownie. Samuraj uniósł brew zaskoczony całą gamą domysłów Chuichiego i jego zaangażowania w sprawę. Zgadywał i pytał, jakby od tego zależało czyjeś życie. Z całą pewnością kontynent jest wypełniony dziwnymi osobnikami. Ta sprawa wybiła go z rytmu przez co nawet chwilowo zapomniał, że ten gigant jest shinobi jak cała jego rodzina.
- Są tam dwa niewielkie opakowania. W jednym jest ryż i smażona, a raczej grillowana makrela z samą solą, by wydobyć smak ryby. W drugim jest słodkie onigiri ze świeżą pastą z czerwonej fasoli. - odparł zgodnie z prawdą, bo dlaczego miałby ukrywać? Raczej nie zostanie obrabowany z jedzenia, chociaż Chuichi wyglądał na takiego, który mógłby dokonać czegoś podobnego. Zjadł marchewki według twierdzeń Kazumi i kończył kalarepy, więc powinien być najedzony, prawda? Prawda? Isei nie mógł mu oddać swojego jedzenia, bo przygotował je samodzielnie, aby móc poświęcić dzisiejszy dzień w całości na trening bez potrzeby powrotu do osady, by napełnić żołądek i nie stracić sił.
Tusza olbrzyma widocznie nie przeszkadzała mu w byciu ninja. Widocznie nie każdy shinobi to zwinny, szybki, cichutki osobnik, który potrafi z dystansu zlikwidować swój cel lub skorzystać z chakry, aby jednym podmuchem wiatru zmieść cały dom. A może Chuichi był zwinny i szybki? Takie wymiary z pewnością na to nie wskazywały, ale kto wie do czego zdolna jest chakra. Przed Iseiem skrywała ogrom tajemnic, więc nawet mimo szczątkowej jej kontroli nie wiedział o niej praktycznie nic. Gdyby nie uprzejmość sąsiada, który nauczył go władać nią, to zapewne byłby równie sceptycznie do niej nastawiony jak lwia część mieszkańców Teiz i Yinzin. A przecież chakra była częścią nas. Wytworem naszego ciała, umysłu i ducha. Wewnętrzną energią, o której tak wiele mówiono w filozofii nauczonej na Lazurowych Wybrzeżach. Współgrała z energią życiową. Kwestia niechęci zapewne rodziła się z nieumiejętnego i nieodpowiedniego wykorzystania chakry przez ninja. Chaos, nieład, burzliwość, egocentryzm, brak honoru i setki innych cech, które były naturalne w świecie shinobi.
- Wybacz moją bezpośredniość, Chuichi-san, lecz czy Twoja niedźwiedzia postura nie przeszkadza Ci w byciu ninja? - w sumie skoro on mógł być jednym z nich, to może Kazumi była kunoichi? Szkarłatne oczy przeniosły się na dziewczynę, by szybko ocenić ją od nowa. Buty zwyczajne, sukienka zapewne krępująca ruchy i rzucająca się w oczy, brak widocznego ekwipunku i osobowość, która raczej nie ułatwia pracy w tym fachu, który w głównej mierze opierał się na mordowaniu. Nieeee, to niemożliwe. Raczej. Dopiero, gdy wzrokiem dotarł do oczu, to zrozumiał swoje niekoniecznie miłe zachowanie. Zarumienił się delikatnie, ale już nie tak jak wcześniej - nie czuł takiej presji przez dystans jaki ich dzielił. Teraz to wypadało zapytać już chociażby z grzeczności.
- A czy ta-ak uro-ur-urocz-cza pa-anien-anienka... - jednak nie potrafił, chociaż tym razem była to kwestia wypowiedzi. Chciał ukazać bez zbędnego tłumaczenia, że wcale nie jest negatywnie do niej nastawiony i że nic nie ma do jej urody, a ten krok w tył nic nie znaczył. Oczywiście nie wychodziło. Zrobił sobie przerwę na głęboki wdech i wydech, a także przełknięcie śliny. I mógł kontynuować. - ...mogłaby zajmować się tak brutalnym fa-achem? - druga część poszła mu już nieco lepiej. Nawet znacznie lepiej. Jedno zająknięcie było niesamowitym wynikiem. Aż pochwalił siebie w duchu. Może kiedyś, za kilka lat będzie mógł normalnie rozmawiać z kobietami? Byłoby przyjemnie wyeliminować swoją największą słabość. Jednak by tego dokonać, to należało ćwiczyć, a do tego typu treningu nie był skory. Ba! Nawet unikał wszelakich okazji, by móc poćwiczyć. Czasami jednak był zmuszony do rozmów i to właśnie była poniekąd taka chwila. Zmuszony przez własną grzeczność i uprzejmość, którą od niego wymagano.
Wzrok Chuichiego bezsprzecznie został utkwiony w pudełku z jedzeniem, które trzymał samuraj. Z jego odpowiedzi dało się wywnioskować, że myślami jest zupełnie nieobecny. Zastanawiał się nad czymś innym, ale nad czym? Isei nie musiał długo czekać, bo natychmiast okazało się, że gigant rozmyśla o tym, co znajdowało się wewnątrz opakowań w szarym zawiniątku. W sumie po wymiarach olbrzyma i jego zdolności do pochłaniania całej kalarepy jednym kłapnięciem dało się wywnioskować, że jest ogromnym fanem jedzenia. Dosłownie. Samuraj uniósł brew zaskoczony całą gamą domysłów Chuichiego i jego zaangażowania w sprawę. Zgadywał i pytał, jakby od tego zależało czyjeś życie. Z całą pewnością kontynent jest wypełniony dziwnymi osobnikami. Ta sprawa wybiła go z rytmu przez co nawet chwilowo zapomniał, że ten gigant jest shinobi jak cała jego rodzina.
- Są tam dwa niewielkie opakowania. W jednym jest ryż i smażona, a raczej grillowana makrela z samą solą, by wydobyć smak ryby. W drugim jest słodkie onigiri ze świeżą pastą z czerwonej fasoli. - odparł zgodnie z prawdą, bo dlaczego miałby ukrywać? Raczej nie zostanie obrabowany z jedzenia, chociaż Chuichi wyglądał na takiego, który mógłby dokonać czegoś podobnego. Zjadł marchewki według twierdzeń Kazumi i kończył kalarepy, więc powinien być najedzony, prawda? Prawda? Isei nie mógł mu oddać swojego jedzenia, bo przygotował je samodzielnie, aby móc poświęcić dzisiejszy dzień w całości na trening bez potrzeby powrotu do osady, by napełnić żołądek i nie stracić sił.
Tusza olbrzyma widocznie nie przeszkadzała mu w byciu ninja. Widocznie nie każdy shinobi to zwinny, szybki, cichutki osobnik, który potrafi z dystansu zlikwidować swój cel lub skorzystać z chakry, aby jednym podmuchem wiatru zmieść cały dom. A może Chuichi był zwinny i szybki? Takie wymiary z pewnością na to nie wskazywały, ale kto wie do czego zdolna jest chakra. Przed Iseiem skrywała ogrom tajemnic, więc nawet mimo szczątkowej jej kontroli nie wiedział o niej praktycznie nic. Gdyby nie uprzejmość sąsiada, który nauczył go władać nią, to zapewne byłby równie sceptycznie do niej nastawiony jak lwia część mieszkańców Teiz i Yinzin. A przecież chakra była częścią nas. Wytworem naszego ciała, umysłu i ducha. Wewnętrzną energią, o której tak wiele mówiono w filozofii nauczonej na Lazurowych Wybrzeżach. Współgrała z energią życiową. Kwestia niechęci zapewne rodziła się z nieumiejętnego i nieodpowiedniego wykorzystania chakry przez ninja. Chaos, nieład, burzliwość, egocentryzm, brak honoru i setki innych cech, które były naturalne w świecie shinobi.
- Wybacz moją bezpośredniość, Chuichi-san, lecz czy Twoja niedźwiedzia postura nie przeszkadza Ci w byciu ninja? - w sumie skoro on mógł być jednym z nich, to może Kazumi była kunoichi? Szkarłatne oczy przeniosły się na dziewczynę, by szybko ocenić ją od nowa. Buty zwyczajne, sukienka zapewne krępująca ruchy i rzucająca się w oczy, brak widocznego ekwipunku i osobowość, która raczej nie ułatwia pracy w tym fachu, który w głównej mierze opierał się na mordowaniu. Nieeee, to niemożliwe. Raczej. Dopiero, gdy wzrokiem dotarł do oczu, to zrozumiał swoje niekoniecznie miłe zachowanie. Zarumienił się delikatnie, ale już nie tak jak wcześniej - nie czuł takiej presji przez dystans jaki ich dzielił. Teraz to wypadało zapytać już chociażby z grzeczności.
- A czy ta-ak uro-ur-urocz-cza pa-anien-anienka... - jednak nie potrafił, chociaż tym razem była to kwestia wypowiedzi. Chciał ukazać bez zbędnego tłumaczenia, że wcale nie jest negatywnie do niej nastawiony i że nic nie ma do jej urody, a ten krok w tył nic nie znaczył. Oczywiście nie wychodziło. Zrobił sobie przerwę na głęboki wdech i wydech, a także przełknięcie śliny. I mógł kontynuować. - ...mogłaby zajmować się tak brutalnym fa-achem? - druga część poszła mu już nieco lepiej. Nawet znacznie lepiej. Jedno zająknięcie było niesamowitym wynikiem. Aż pochwalił siebie w duchu. Może kiedyś, za kilka lat będzie mógł normalnie rozmawiać z kobietami? Byłoby przyjemnie wyeliminować swoją największą słabość. Jednak by tego dokonać, to należało ćwiczyć, a do tego typu treningu nie był skory. Ba! Nawet unikał wszelakich okazji, by móc poćwiczyć. Czasami jednak był zmuszony do rozmów i to właśnie była poniekąd taka chwila. Zmuszony przez własną grzeczność i uprzejmość, którą od niego wymagano.
0 x
Re: Las Pamięci
Nadal. Ją. Ignorowali. Jak mogli to robić? JAK ŚMIELI TO ROBIĆ? Karuzela myśli i emocji miała już ruszyć ponownie z jeszcze większą prędkością, a wewnątrz Kazumi Nibi przeciągął się i wysuwał pazury. Czyżby przez taką głupotę dwuogoniasty demon miał zostać uwolniony na wolność i siać zniszczenie dopóki nie zaspokoi żądzy krwi? No w sumie... Czemu miałby tego nie robić? Jeśli nie widzieli w niej kunoichi, to pokaże im na co ją stać. A raczej to coś w środku. Wystarczy dolać jeszcze trochę oliwy do ognia, a potem spróbować ugasić to sake i gotowe, wszystko spowiją płomienie, krzyki uciekających i wrzaski tych, którym się nie udało. Cóż za wspaniała byłaby to ofiara dla jej Pana? Tyle duszyczek w kilka chwil. Co z tego, że szarooka nie miała pojęcia, jak wypuścić bestię na wolność, a emocje które w niej narastały daleko były jeszcze od punktu wrzenia. Nie. Nie powinna myśleć w ten sposób. Bestia rozszarpałaby ją pewnie pierwszą - to jej ciało stało mu na drodze. Ostatnia granica od wolności. Mistrz tłumaczył przecież, że liczą się ofiary. A jeśli zginie teraz, to po co jej dar długiego życia jeśli świadomie próbuje go zmarnować? No i gdzie w takiej hekatombie jakikolwiek osąd nad dobrem i złem drzemiącym w tych wszystkich ludziach? Jeszcze przed chwilą miała ratować tych prawych i zrzucać wszystkich przeżartych złem w objęcia ciemności. Dlaczego dała się tak łatwo sprowokować? Przecież Isei nie zrobił tego celowo, a większość dodała sobie sama. Eh, na przyszłość będzie musiała bardziej uważać nad samokontrolą. No i najważniejsza kwestia, gdyby teraz wpadła w furię, czy cokolwiek by z tego wyszło? Poza wyjściem na wariatkę? Nie. Nie pomści rodziców, swojego życia, ani tym bardziej nie zabolałoby to Akuryo. Ten pieprzony szkielet będzie jeszcze cierpiał. Przyjmie śmierć z wybawieniem. Do tego wszystkie była jeszcze bardzo długa droga. A przecież przed chwilą była gotowa rzucić to wszystko tylko dlatego, że jakiś chłopak nie uznał jej za kunoichi? Dobre sobie - powinna cieszyć się, że nie dostrzegł w niej zagrożenia. Być może inni też by nie dostrzegli. Mogłaby wślizgnąć się tam, gdzie żaden shinobi trafić by nie zdołał. Słuchała różnych opowieści i dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później gdy chodzi o kobietę i infiltrację to wszystko skupia się do... No, do wykorzystania swoich zalet. Uroda była jedną z nich, ne? No i jeśli akurat nie jest ubrudzona krwią ofiar to całkiem nieźle wychodzi jej wyglądanie na niewinną, ne? Tyle możliwości stoi przed nią otworem, a ta mogła wszystko zaprzepaścić. Nie! Skarciła się w myślach. Dosyć tego, wcielenie wszystkich planów jest dopiero przed nią.
Przed jej oczami odgrywała się też komedia z Chuichim głodnym więdzy. Wiedzy o jedzeniu. To może prowadzić do rękoczynów. A nawet użycia całej reszty obszernego ciała Akimichiego. Do tej walki Kazumi nie miała najmniejszej ochoty się wtrącać. Nie miała zamiaru przypadkiem oberwać od jednego ani drugiego, ale z drugiej strony oglądanie, jak sobie robią krzywdę by ochronić lub poznać sekret zapasów Iseia... Do tego też nie mogła dopuścić, ne? Tylko jak powinna to załatwić? Kunai z notką wybuchową był lekiem na całe zło, szkoda tylko, że takiego ekwipunku dziewczę nie miało. Udawać omdlenie? Na pewno się ubrudzi, ale pewności w zwróceniu ich uwagi była żadna. Ale wtedy to szermierz postanowił zmierzyć się z Olbrzymem i przekierować jego siłę przeciw niemu. Czyli krótko mówiąc, powiedzieć mu prawdę. Uciąć domysły, zaspokoić ciekawość, zatrzymać ten lądolód. Jeden kryzy zażegnany bez żadnych strat. A nawet dwa, bo emocje Kazumi wróciły z wycieczki po krainie gniewu i rosnącej nienawiści. Kotek też musiał obejść się tylko wizją wolności.
I powrócił temat bycia shinobi. Ponownie skierowany do grubaska. Nie do niej. NIE... Nie, starczy tych uczuć. No i pytanie chłopaka było naprawdę trafne - może i klan Akimichi walczył w zwarciu, ale ich masa raczej na polu walki tylko wystawiała ich na ostrzał. No chyba, że tłuszczyk blokuje wymierzone w nich ataki, co byłoby całkiem prawdopodne. Świat pełen był dziwactw, ne? W każdym razie, gdy Chuichi już zaspokoi ciekawość pozostałych to na Kazumi przeniesie się ciężar rozmowy. Przynajmniej na chwilę, bo i do niej skierowano pytanie. Czy jestem kunoichi? HA! Dostrzegł, że popełnił straszliwy błąd w ocenie ciemnowłosej! Teraz przyszła jej chwila! Jej sława! Um... Nie, nie będzie się wyrywać, dośc juz zrobiła na początku rozmowy. - Potrafię o siebie zadbać Isei-kun, choć do potężnej kunoichi jeszcze mi daleko. A jak jest z tobą? Nosisz miecz by nie marnować chakry? - zapytała z błyskiem w oku wpatrując się w katanę. Bo to chyba była katana, ne? Wielkość i kształt w miarę podobny. Kazumi nie czuła sie jakoś nigdy zbyt przekonana do mieczy, zwłaszcza cudzych mieczy. Ale gdyby poznała kogoś, kto już potrafi takim władać i poczuła się wystarczająco pewna... Nah, nadal preferowała swoje dłonie. Mniejsza szansa na to, że zapomni, jak się ich używa.
Przed jej oczami odgrywała się też komedia z Chuichim głodnym więdzy. Wiedzy o jedzeniu. To może prowadzić do rękoczynów. A nawet użycia całej reszty obszernego ciała Akimichiego. Do tej walki Kazumi nie miała najmniejszej ochoty się wtrącać. Nie miała zamiaru przypadkiem oberwać od jednego ani drugiego, ale z drugiej strony oglądanie, jak sobie robią krzywdę by ochronić lub poznać sekret zapasów Iseia... Do tego też nie mogła dopuścić, ne? Tylko jak powinna to załatwić? Kunai z notką wybuchową był lekiem na całe zło, szkoda tylko, że takiego ekwipunku dziewczę nie miało. Udawać omdlenie? Na pewno się ubrudzi, ale pewności w zwróceniu ich uwagi była żadna. Ale wtedy to szermierz postanowił zmierzyć się z Olbrzymem i przekierować jego siłę przeciw niemu. Czyli krótko mówiąc, powiedzieć mu prawdę. Uciąć domysły, zaspokoić ciekawość, zatrzymać ten lądolód. Jeden kryzy zażegnany bez żadnych strat. A nawet dwa, bo emocje Kazumi wróciły z wycieczki po krainie gniewu i rosnącej nienawiści. Kotek też musiał obejść się tylko wizją wolności.
I powrócił temat bycia shinobi. Ponownie skierowany do grubaska. Nie do niej. NIE... Nie, starczy tych uczuć. No i pytanie chłopaka było naprawdę trafne - może i klan Akimichi walczył w zwarciu, ale ich masa raczej na polu walki tylko wystawiała ich na ostrzał. No chyba, że tłuszczyk blokuje wymierzone w nich ataki, co byłoby całkiem prawdopodne. Świat pełen był dziwactw, ne? W każdym razie, gdy Chuichi już zaspokoi ciekawość pozostałych to na Kazumi przeniesie się ciężar rozmowy. Przynajmniej na chwilę, bo i do niej skierowano pytanie. Czy jestem kunoichi? HA! Dostrzegł, że popełnił straszliwy błąd w ocenie ciemnowłosej! Teraz przyszła jej chwila! Jej sława! Um... Nie, nie będzie się wyrywać, dośc juz zrobiła na początku rozmowy. - Potrafię o siebie zadbać Isei-kun, choć do potężnej kunoichi jeszcze mi daleko. A jak jest z tobą? Nosisz miecz by nie marnować chakry? - zapytała z błyskiem w oku wpatrując się w katanę. Bo to chyba była katana, ne? Wielkość i kształt w miarę podobny. Kazumi nie czuła sie jakoś nigdy zbyt przekonana do mieczy, zwłaszcza cudzych mieczy. Ale gdyby poznała kogoś, kto już potrafi takim władać i poczuła się wystarczająco pewna... Nah, nadal preferowała swoje dłonie. Mniejsza szansa na to, że zapomni, jak się ich używa.
0 x
Re: Las Pamięci
- Ryż i makrela, tak. Chuichi zamknął oczy, wyobrażając sobie dania, które przedstawia Isei. Już widział ten doskonale ugotowany ryż, który nie był przelewany wodą, aby zachować jego większą kleistość. Idealnie równe ziarenka, które nie były na tyle miękkie, żeby rozpadały się po złapaniu ich w pałeczki, ale jednocześnie nie były na tyle twarde, żeby strzelały pomiędzy zębami podczas gryzienia. Isei wyglądał także jak jakiś nietypowy człowiek, który na pewno nie pochodzi z tych samych rejonów, co Chuichi. Może ten ryż był nawet specjalny? Czarny! Akimichi nigdy nie jadł czarnego ryżu, a to musiało wyglądać zabawnie. Wtedy grubasek mógłby sobie wyobrażać, że makrela leży w błocie, a on mimo tego ją je. "Mimo tego" nie oznaczało, że normalnie by jej nie zjadł. Po prostu wytarłby w ubranie i już byłaby jak nowa! Nie można marnować jedzenia. To podstawa. Samej makreli sobie już nie wyobrażał. Wystarczyło mu to, że w głowie miał obraz jak leżała w błocie. Nie mógł jej więcej krzywdzić. Za to czerwona pasta z fasoli i onigiri to co innego! Hohoho, tutaj to mógł popuścić wodze fantazji. Może Isei przygotował to jedzenie specjalnie dla niego, więc te słodkości pod postacią uformowanego ryżu przybrały kształt Akimichiego? Może nawet jakieś onigiri ma twarz Chuichiego, która objawiła się samurajowi w profetycznym śnie?! Ewentualnie była tam twarzyczka Kazumi. Akimichi nie miałby jednak problemu ze zjedzeniem ani jednej, ani drugiej. Może i wyglądały znajomo, ale nadal były jadalne, więc czy powinien mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Nie! W każdym razie jego zapał przerwał pewien czynnik, który był całkowicie niezależny od niego. Znajdowali się w lesie, a pomiędzy drzewami czai się wiele niebezpieczeństw. Jedno z nich nawet dało o sobie znać. Do uszu zgromadzonych mógł dotrzeć niepokojący dźwięk przypominający trochę ryk zwierzęcia. Za pierwszym razem był dość spokojny, ale po pięciu sekundach ukazał swój cały majestat. Chuichi wyraźnie go odczuł, bo niemal natychmiast spochmurniał i złapał się za brzuch. Nawet trochę się skulił i pobladł.
- Zgłodniaaaaałeeeeeeeem. - powiedział praktycznie przez łzy i wrócił na swoje miejsce, podciągając kolana pod brodę na tyle, na ile pozwalał mu na to jego pokaźny brzuszek. Wszystko było winą Iseia! To on powiedział jakie ma jedzenie w tym woreczku i to on tak smakowicie je opisał. Nie miało znaczenia, że opis zawierał tylko nazwę potrawy. To już samo w sobie było smakowite, więc nikt nie powinien winić grubaska za to, że właśnie tak zareagował. Teraz można być jednak za to pewnym, że brzuch Chuichiego będzie dawał o sobie znać raz na minutę. To takie stadium początkowe. Po dziesięciu minutach częstotliwość burczenia zwiększała się zazwyczaj dwukrotnie, po kolejnych pięciu czterokrotnie, aż wreszcie osiągała stan, w którym była jednolitym, nieustępującym dźwiękiem. Teraz tłuścioszka nie obchodziło zbyt wiele, ale niestety samuraj zdawał się mieć do niego jakieś pytanie. Akimichi podniósł wtedy głowę i spojrzał na niego trochę nieobecnym wzrokiem. O, nie. Czyżby Chuichiemu zapadały się policzki? Czyżby chudł?! On sam mógł przysiąc, że w tym momencie spadło mu jakieś piętnaście kilogramów co najmniej! Jeszcze trochę, a będzie tak osłabiony, że upadnie pod drzewem i będzie czekał na to, aż pożrą go mrówki, kruki i biedne dzieci z okolicznej wioski. Przynajmniej się na coś przyda.
- Właśnie do bycia shinobim z rodu Akimichi potrzebuję mojej niedźwiedziej postury, ale zaraz umrę z głodu, więc na nic nie przydam się mojemu klanowi. Przekażcie im, że się starałem. - odpowiedział Iseiowi i o ile do tej pory siedział tylko skulony, o tyle teraz dodatkowo przewrócił się w tej pozycji na bok i tak leżał. Wyglądał jak jajko, które spadło piekarzowi na ziemię i którego nie miał czasu podnieść. Biedne, porzucone jajko leżące na podłodze, kiedy na blacie robiło się ciasto, następnie wsadzane do pieca i wypiekane na wspaniale pachnące, mięciutkie, gorące bułeczki, które same rozpływają się w ustach. Ach... Aż przetarł usta, z których wydobywała się ślina. Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał udać się do miasta, aby znowu coś zjeść. Tylko jak on się tam w takim stanie doturla? Przecież to graniczyło z cudem. A dwójka kochasiów niech sobie tam rozmawia. Chuichi będzie dogorywał pod drzewem i niedługo jego trud się skończy. Biedny grubasek, biedny. Znaczy... Dogorywałby, gdyby po chwili nie podniósł swojego tłuściutkiego tyłka i nie powłóczył nogami w stronę miasta, pod nosem szepcąc coś o jedzeniu.
z/t
0 x
Re: Las Pamięci
Isei obserwował jak olbrzym z każdym kolejnym jego słowem zaczyna coraz bardziej odpływać myślami. Wydawał się zupełnie rozmarzony, a przecież samuraj nie miał żadnych wyjątkowych smakołyków przy sobie. Ot skromny posiłek, aby nie przejadać się, bo to przeszkodzi w treningu, ani nie być głodnym, bo to może rozkojarzyć, a już z pewnością wpływa negatywnie na rozwój. Kucharzem też wspaniałym nie był, bo były to zupełne podstawy podstaw jakich został nauczony jeszcze na Lazurowych Wybrzeżach. Nic poza rybami i ryżem nie potrafił gotować. Jeszcze ta pasta z czerwonej fasoli była banalna do przygotowania, więc jakoś sobie poradził. Co do smaku jego kulinarnych "dzieł" to nie miał zastrzeżeń. Były smaczne, ale więcej o nich się nie dało powiedzieć. Dobre i tyle. Smakoszem też nie był, aby potrafić powiedzieć coś więcej. Niebiańskiego podniebienia nie miał, więc nie wybrzydzał. Nie takie rzeczy się jadło. Wciąż gdzieś głęboko w głowie miał smak lekko zgniłego, prawie zjedzonego jabłka jakie znalazł za czasów swojej bezdomności i brudne od piachu kawałki smażonej wołowiny.
Burczenie w brzuchu Chuichiego rzeczywiście brzmiało jak gardłowy ryk jakiegoś zwierza. Oczywiście nie było wątpliwości, że to tylko żołądek giganta, ale gdyby ten nie stał przed Iseiem, to z pewnością uznałby, że jakaś bestia jest w pobliżu. Obwieszczenie o głodzie i wrócenie do siedzenia nie wzbudziło w samuraju wielkiego wrażenia. Jak można był głodnym po zjedzeniu marchwi i kalarep? Wydawało się czarnowłosemu, że to tylko chrapka na smakołyki jakie niósł ze sobą, więc nie przejął się tym zbytnio. Niestety burczenie nasilało się, a kolejna odpowiedź nieco rozjaśniła wszystko. Wychodziło na to, że prawdopodobnie klan Akimichi bazował na swojej potężnej posturze, a więc zapewne ich ciała potrzebowały znacznie więcej pokarmu do utrzymania swojej niesamowitej masy. Nieuprzejmym byłaby taka zupełna odmowa podzielenia się pokarmem z głodującym. Może Chuichi rzeczywiście właśnie umierał z głodu? Może tak działały zdolności jego klanu? Może za tym wszystkim stała ta niezrozumiała, tajemnicza moc zwana chakrą? Może to ona napędzała głód? Isei nie miał zielonego pojęcia, ale wolał nie ryzykować, że przez swoją ignorancję mógłby zabić niewinnego olbrzyma. Swoją drogą - wspomniany gigant w tym momencie wyglądał wyjątkowo mizernie. Leżał na boku i zdawał się czekać na śmierć. Samurajowi nie pozostało nic innego jak rozwiązanie swojego pakunku, przełożenie górnego pudełka pod spód i otwarcie pozostałego na wierzchu. Wewnątrz były cztery sporej wielkości onigiri. Sporej jak na kogoś takiego jak szkarłatnooki. Podszedł pod Chuichiego, wystawił w jego stronę opakowanie i pochylił się znów w ramach przeprosin.
- Wybacz, nie mogę oddać Ci swojego pokarmu, gdyż muszę poświęcić dzisiejszy dzień na trening. Jednak możesz wziąć dwie kulki ryżowe. Obędę się bez nich. - po czym wyprostował się i poczekał, aż olbrzym poczęstuje się. Chociaż coś czuł, że nie będzie musiał nawet czekać. Po wszystkim, niezależnie ile zostało mu jedzenia, to zawiązał pakunek i znów swobodnie trzymał go w ręce.
Odpowiedź Kazumi wskazywała na to, że rzeczywiście była ona kunoichi. Huh, świat ninja był naprawdę pełen tajemnic. Dzieci, które tworzyły rzeki błota; giganci, którzy wykorzystywali swoją ogromną posturę do fachu shinobi oraz niepozorne, urocze niewiasty w sukniach, które również pełniły ten niebezpieczny zawód. Ani wiek, ani sylwetka, ani strój nie przeszkadzały, żeby zostać ninja. A jednak Isei nie mógł nim być. Chociaż... może kiedyś mógł? Od zawsze rzekomo miał talent do fechtunku, ale nigdy nie próbował korzystać z chakry w tamtych czasach, więc może do niej też miał? Potencjał mógł z czasem wygasnąć, gdy rozwijał się w zupełnie innych kierunkach i przyjmował zupełnie inne lekcje. Aktualnie potrafił władać chakrą, chociaż nauka kontroli jej była dla niego istną katorgą. A co dopiero ćwiczenie jakichś technik! Gdyby nie zawzięty sąsiad, który za punkt honoru ustanowił sobie wyćwiczenie Iseia w tych sprawach, to zapewne dalej nie potrafiłby korzystać z chakry.
- N-nie do końca. Jestem samurajem i podążam drogą ostrza. Poświęciłem swo-swoje życie, aby trenować t-trzy wcześniej ws-wspo-wspomniane aspekty. Ciało, umysł i duszę. Tłumacząc - skupiam się na wykorzystaniu własnego ciała jako broni. Władanie chakrą przychodzi mi z trudem, lecz, jak za-zauważyłem, filozofia samurajów sprawia, iż nasze ciało potrafi s-się szybciej ro-rozwinąć. Pra-prakty-praktycznie nie korzystam z chakry, a większość z nas na-awet nią gardzi. - jakoś z siebie w miarę składnie wydusił odpowiedź. Niekoniecznie powiedział wszystko tak, jak miał w głowie. W umyśle oczywiście doskonale wytłumaczył na czym polega bycie samurajem, ale efekt był nieco inny i nie wiedział na ile Kazumi go rzeczywiście zrozumiała. Inną sprawą było to, że tłumaczenie ninja kim są samurajowie i dlaczego nimi są nie należało do najłatwiejszych. W końcu chakra umożliwiała tak wiele. A jednak również blokowała. Poprzez skupienie się na ciele, technice, filozofii, nastawieniu i odpowiednim duchu dało się osiągnąć niesamowite rezultaty. Przez czas swojego pobytu na Lazurowych Wybrzeżach Isei widział kilka pojedynków naprawdę doświadczonych samurajów. Jego niewyćwiczone oczy nie były w stanie ogarnąć prędkości ataków, ani gracji z jaką były wykonywane. Jego niewyćwiczony umysł nie nadążał za zrozumieniem jaki ruch należałoby wykonać przy takim ataku. Jego niewyćwiczona dusza odczuwała ogromną presję widząc potęgę dwójki wojowników. Niestety, aktualnie pozostawało tylko ćwiczyć i wierzyć, że kiedyś osiągnie się podobny poziom. No właśnie, ćwiczyć. Szkarłatnooki miał ćwiczyć, a zajmował się przyjemnością rozmowy z nowo poznanymi osobami. Należało zabrać się do roboty.[/akap]
- Przepraszam, ale muszę już ruszać. Mój cel nie może czekać, więc chciałbym rozwinąć się jak najszybciej. A bez treningu nie ma rozwoju, zatem jestem zmuszony Was przeprosić i rozstać się. - pochylił się znów, lecz dosyć szybko wyprostował. Na jego twarzy nawet widniał drobny uśmiech. Był zadowolony, że porozmawiał z dwójką nieznajomych, którzy już byli mu znajomi. W dodatku ta para wykazała jakieś zainteresowanie jego osobą i chociaż chciałby zaprzeczyć, to cieszył go każdy znak, że jednak ktoś go zauważa i jakoś się liczy. - Mam nadzieję, że rychło spotkamy się znów, mając nieco więcej czasu. Do zobaczenia. - ponownie się pochylił, a później odwrócił i spokojnym krokiem odszedł w stronę Ryuzaku no Taki. Musiał znaleźć inne miejsce treningowe. Najlepiej byłoby zapytać kogoś, gdyż szukanie na oślep to strata cennego czasu. Zatem Isei po chwili znikł między drzewami oraz nieco przyśpieszył tempo marszu.
//Nie chcę was blokować, ani wyganiać z tematu, bo możecie sami fabulić. I tak sorraski za to, że musieliście czekać tyle czasu.
Z/t
Burczenie w brzuchu Chuichiego rzeczywiście brzmiało jak gardłowy ryk jakiegoś zwierza. Oczywiście nie było wątpliwości, że to tylko żołądek giganta, ale gdyby ten nie stał przed Iseiem, to z pewnością uznałby, że jakaś bestia jest w pobliżu. Obwieszczenie o głodzie i wrócenie do siedzenia nie wzbudziło w samuraju wielkiego wrażenia. Jak można był głodnym po zjedzeniu marchwi i kalarep? Wydawało się czarnowłosemu, że to tylko chrapka na smakołyki jakie niósł ze sobą, więc nie przejął się tym zbytnio. Niestety burczenie nasilało się, a kolejna odpowiedź nieco rozjaśniła wszystko. Wychodziło na to, że prawdopodobnie klan Akimichi bazował na swojej potężnej posturze, a więc zapewne ich ciała potrzebowały znacznie więcej pokarmu do utrzymania swojej niesamowitej masy. Nieuprzejmym byłaby taka zupełna odmowa podzielenia się pokarmem z głodującym. Może Chuichi rzeczywiście właśnie umierał z głodu? Może tak działały zdolności jego klanu? Może za tym wszystkim stała ta niezrozumiała, tajemnicza moc zwana chakrą? Może to ona napędzała głód? Isei nie miał zielonego pojęcia, ale wolał nie ryzykować, że przez swoją ignorancję mógłby zabić niewinnego olbrzyma. Swoją drogą - wspomniany gigant w tym momencie wyglądał wyjątkowo mizernie. Leżał na boku i zdawał się czekać na śmierć. Samurajowi nie pozostało nic innego jak rozwiązanie swojego pakunku, przełożenie górnego pudełka pod spód i otwarcie pozostałego na wierzchu. Wewnątrz były cztery sporej wielkości onigiri. Sporej jak na kogoś takiego jak szkarłatnooki. Podszedł pod Chuichiego, wystawił w jego stronę opakowanie i pochylił się znów w ramach przeprosin.
- Wybacz, nie mogę oddać Ci swojego pokarmu, gdyż muszę poświęcić dzisiejszy dzień na trening. Jednak możesz wziąć dwie kulki ryżowe. Obędę się bez nich. - po czym wyprostował się i poczekał, aż olbrzym poczęstuje się. Chociaż coś czuł, że nie będzie musiał nawet czekać. Po wszystkim, niezależnie ile zostało mu jedzenia, to zawiązał pakunek i znów swobodnie trzymał go w ręce.
Odpowiedź Kazumi wskazywała na to, że rzeczywiście była ona kunoichi. Huh, świat ninja był naprawdę pełen tajemnic. Dzieci, które tworzyły rzeki błota; giganci, którzy wykorzystywali swoją ogromną posturę do fachu shinobi oraz niepozorne, urocze niewiasty w sukniach, które również pełniły ten niebezpieczny zawód. Ani wiek, ani sylwetka, ani strój nie przeszkadzały, żeby zostać ninja. A jednak Isei nie mógł nim być. Chociaż... może kiedyś mógł? Od zawsze rzekomo miał talent do fechtunku, ale nigdy nie próbował korzystać z chakry w tamtych czasach, więc może do niej też miał? Potencjał mógł z czasem wygasnąć, gdy rozwijał się w zupełnie innych kierunkach i przyjmował zupełnie inne lekcje. Aktualnie potrafił władać chakrą, chociaż nauka kontroli jej była dla niego istną katorgą. A co dopiero ćwiczenie jakichś technik! Gdyby nie zawzięty sąsiad, który za punkt honoru ustanowił sobie wyćwiczenie Iseia w tych sprawach, to zapewne dalej nie potrafiłby korzystać z chakry.
- N-nie do końca. Jestem samurajem i podążam drogą ostrza. Poświęciłem swo-swoje życie, aby trenować t-trzy wcześniej ws-wspo-wspomniane aspekty. Ciało, umysł i duszę. Tłumacząc - skupiam się na wykorzystaniu własnego ciała jako broni. Władanie chakrą przychodzi mi z trudem, lecz, jak za-zauważyłem, filozofia samurajów sprawia, iż nasze ciało potrafi s-się szybciej ro-rozwinąć. Pra-prakty-praktycznie nie korzystam z chakry, a większość z nas na-awet nią gardzi. - jakoś z siebie w miarę składnie wydusił odpowiedź. Niekoniecznie powiedział wszystko tak, jak miał w głowie. W umyśle oczywiście doskonale wytłumaczył na czym polega bycie samurajem, ale efekt był nieco inny i nie wiedział na ile Kazumi go rzeczywiście zrozumiała. Inną sprawą było to, że tłumaczenie ninja kim są samurajowie i dlaczego nimi są nie należało do najłatwiejszych. W końcu chakra umożliwiała tak wiele. A jednak również blokowała. Poprzez skupienie się na ciele, technice, filozofii, nastawieniu i odpowiednim duchu dało się osiągnąć niesamowite rezultaty. Przez czas swojego pobytu na Lazurowych Wybrzeżach Isei widział kilka pojedynków naprawdę doświadczonych samurajów. Jego niewyćwiczone oczy nie były w stanie ogarnąć prędkości ataków, ani gracji z jaką były wykonywane. Jego niewyćwiczony umysł nie nadążał za zrozumieniem jaki ruch należałoby wykonać przy takim ataku. Jego niewyćwiczona dusza odczuwała ogromną presję widząc potęgę dwójki wojowników. Niestety, aktualnie pozostawało tylko ćwiczyć i wierzyć, że kiedyś osiągnie się podobny poziom. No właśnie, ćwiczyć. Szkarłatnooki miał ćwiczyć, a zajmował się przyjemnością rozmowy z nowo poznanymi osobami. Należało zabrać się do roboty.[/akap]
- Przepraszam, ale muszę już ruszać. Mój cel nie może czekać, więc chciałbym rozwinąć się jak najszybciej. A bez treningu nie ma rozwoju, zatem jestem zmuszony Was przeprosić i rozstać się. - pochylił się znów, lecz dosyć szybko wyprostował. Na jego twarzy nawet widniał drobny uśmiech. Był zadowolony, że porozmawiał z dwójką nieznajomych, którzy już byli mu znajomi. W dodatku ta para wykazała jakieś zainteresowanie jego osobą i chociaż chciałby zaprzeczyć, to cieszył go każdy znak, że jednak ktoś go zauważa i jakoś się liczy. - Mam nadzieję, że rychło spotkamy się znów, mając nieco więcej czasu. Do zobaczenia. - ponownie się pochylił, a później odwrócił i spokojnym krokiem odszedł w stronę Ryuzaku no Taki. Musiał znaleźć inne miejsce treningowe. Najlepiej byłoby zapytać kogoś, gdyż szukanie na oślep to strata cennego czasu. Zatem Isei po chwili znikł między drzewami oraz nieco przyśpieszył tempo marszu.
//Nie chcę was blokować, ani wyganiać z tematu, bo możecie sami fabulić. I tak sorraski za to, że musieliście czekać tyle czasu.
Z/t
0 x
Re: Las Pamięci
Um... To co działo się podczas spotkania tej trójki z pewnością bylo niezwykłe. Tak bardzo zróżnicowane charaktery, obrane drogi życia i zachowanie względem nieznajomych... Nie mówiąc już o fizycznych róznicach - płeć, wiek, wielkosć. A teraz pojawił się kolejny podział - shinobi, cywile i samuraje. Do tej pory Kazumi nie miała okazji usłyszeć o tej ostatniej grupie zbyt wiele - ot, jakies legendy o dzielnych, oddanych i świetnie wyszkolonych szermierzach. A teraz jakiś nowicjusz stoi tuż przed nią, zdradzając trochę szczegółów o sobie i jemu podobnych. Szybsze rozwijanie możliwości ciała jest z całą pewnością ciekawe, ale żeby korzystać z tego daru trzeba wyrzec się chakry? Gardzić energią pozwalającą na tak wiele? Energią, która przecież drzemie w każdej istocie nawet jeśli nie potrafi jej kontrolować? Dziwne podejście, choć szarooka nie miała zamiaru go krytykować. Może faktycznie był w tym jakiś sens? Zdanie się tylko na swoje ludzkie zdolności, odrzucając niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą chakra. Jedna solidna kula ognia i wioska idzie z dymem, a wycięcie wszystkich mieszkańców mieczem to już więcej roboty.
Nie zdążyła zapytać o nic więcej - a tyle nowych pytań pojawiło się w jej głowie. Jak żyli samuraje? Kto wykuwał ich miecze? Dlaczego odrzucali chakrę? I czy wszyscy są tak niezręczni w obliczu urodziwej dziewoi? Bo jeśli tak, to potencjalne pojedynki z takimi w przyszłości będą łatwe jak regeneracja ran w łasce Jashina. Ale co konkretnie przerwało przesłuchanie? Chuichi rzecz jasna - o równie wielkiej otwartości do nowych ludzi co i apetycie. A najlepiej, gdy nowi ludzie mieli dużo jedzenia i chcieli się nim podzielić - Isei zaoferował częśc swoich zapasów... Czyżby uczynność wpojona przez mistrza? Matkę? Chłopak nie wspominał o swoich rodzicach, he? Albo wspominał, ale wypadło to z głowy kunoichi. Wracając jednak do olbrzyma Akimichi - kalarepy i marchewki nie zdołały zaspokoić jego głodu, a na potwierdzenie jego żądzy odezwały się wszelkie wnętrza Chuichiego. Ranne zwierzę, dzika bestia czy może pradawany okrzyk bojowy? Brzmiało strasznie, mroziło krew w żyłach niczym najsilniejsi Yuki... I zaczynało naprawdę irytować szarooką. Zupełnie jakby nagle z obłąkanych morderców trafiła do równie szalonego towarzystwa, ale z mniejszą szansą na nagły zgon. No i szermierz ulotnił się po kilku słowach tłumaczenia, a Kazumi nie miała zamiaru go zatrzymwać - dość się juz przez nią nająkał. Sama spędziła w tym miejscu wystarczająco wiele czasu, dowiedziała się kilku nowych informacji o świecie... I zgłodniała. Ale pójście do baru z Akimichim było proszeniem się o bankructwo. Zresztą, on też powlókł się do Ryuzaku cierpiąc katusze.. Ruszyła więc do kryjówki, starając się zrozumieć, dlaczego los tak lubi tragikomedie.
[z/t]
Nie zdążyła zapytać o nic więcej - a tyle nowych pytań pojawiło się w jej głowie. Jak żyli samuraje? Kto wykuwał ich miecze? Dlaczego odrzucali chakrę? I czy wszyscy są tak niezręczni w obliczu urodziwej dziewoi? Bo jeśli tak, to potencjalne pojedynki z takimi w przyszłości będą łatwe jak regeneracja ran w łasce Jashina. Ale co konkretnie przerwało przesłuchanie? Chuichi rzecz jasna - o równie wielkiej otwartości do nowych ludzi co i apetycie. A najlepiej, gdy nowi ludzie mieli dużo jedzenia i chcieli się nim podzielić - Isei zaoferował częśc swoich zapasów... Czyżby uczynność wpojona przez mistrza? Matkę? Chłopak nie wspominał o swoich rodzicach, he? Albo wspominał, ale wypadło to z głowy kunoichi. Wracając jednak do olbrzyma Akimichi - kalarepy i marchewki nie zdołały zaspokoić jego głodu, a na potwierdzenie jego żądzy odezwały się wszelkie wnętrza Chuichiego. Ranne zwierzę, dzika bestia czy może pradawany okrzyk bojowy? Brzmiało strasznie, mroziło krew w żyłach niczym najsilniejsi Yuki... I zaczynało naprawdę irytować szarooką. Zupełnie jakby nagle z obłąkanych morderców trafiła do równie szalonego towarzystwa, ale z mniejszą szansą na nagły zgon. No i szermierz ulotnił się po kilku słowach tłumaczenia, a Kazumi nie miała zamiaru go zatrzymwać - dość się juz przez nią nająkał. Sama spędziła w tym miejscu wystarczająco wiele czasu, dowiedziała się kilku nowych informacji o świecie... I zgłodniała. Ale pójście do baru z Akimichim było proszeniem się o bankructwo. Zresztą, on też powlókł się do Ryuzaku cierpiąc katusze.. Ruszyła więc do kryjówki, starając się zrozumieć, dlaczego los tak lubi tragikomedie.
[z/t]
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość