- Bardzo łatwo zakochuję się w ludziach, którzy są dla mnie dobrzy ... Dlatego kocham Gyo i chcę sprawić, by był szczęśliwy, a skoro świątynia w tym pomoże to chcę spróbować ją stworzyć ... ale teraz rozumiem ... nic na siłę. Jeśli się nie uda to się nie uda, a jeśli uda to tylko przy okazji czyż nie? Na pewno nie zginę ... nie przez tą świątynię.
Wycofałam się delikatnie, przyznając rudowłosej rację, że budowa świątyni może być trudna i prawdopodobnie nawet nierealna i nie warto na to tracić życia, jednocześnie jednak nie porzuciłam do końca tego pomysłu i otwarcie to przyznałam. Na siłę nie warto było tego robić, ale z drugiej strony jeśli nadarzyłaby się okazja, by jednak spełnić "rozkaz" Gyo to czemu by z niej nie skorzystać? Nie zamierzałam ryzykować życiem. Życie Ayi było dla mnie ważniejsze. Później wyznałam Ayi swoje prawdziwe uczucia, a wyznanie to było jednym z trudniejszych w moim życiu:
- Ciebie też kocham i nie chcę, byś umarła. Nie chcę Cię stracić.
Jej słowa, chociaż piękne wprowadzały mnie w parszywy nastrój. Chciała, żeby ktoś o niej pamiętał i chociaż średnio wierzyłam, że sama pamięć może zwrócić zmarłej osobie życie, to rozumiałam ją. Chciała tego co ja.
- Nie lubię dramatów - powiedziałam w końcu - Ale jeśli umrzesz to będę cierpieć. Myślisz, że chcę cierpieć? Nie, nie chcę. Śmierć pozwoli mi uciec od cierpienia, ale zostawmy ten temat, bo pewnie jest dołujący. Po co się dołować jak można się uśmiechnąć, prawda? - to powiedziawszy, spróbowałam się uśmiechnąć, chociaż to nie był naturalny uśmiech i to było widać. Dziewczyna nazywała się Aya. Bardzo ładne imię, to trzeba było jej przyznać.
- Miło mi Cię poznać i nie ma problemu - skomentowałam to, że nie jest shinobi - Będę się starała za nas obie i obronię Cię w razie kłopotów. Przyrzekam.
To było naprawdę niesamowite. Znowu zaczęłam czuć coś takiego dziwnego do człowieka, którego poznałam zaledwie jakieś 10 minut temu czy nawet krócej. Czas tak dziwnie płynął jak się gadało z taką osobą jak Aya. Cóż ... próbowałam sobie wyobrazić naszą wspólną przyszłość. Czy zostaniemy przyjaciółkami? Czy może nawet kochankami? Kurcze ... to było bardzo dziwne. W sumie Aya wyglądała jak dziecko i skrzywdzenie takiej osoby nie było dobre. To musiało więc poczekać, więc zostawała nam przyjaźń. Bardzo tego chciałam. Przeszło mi nawet przez myśl, żebyśmy może razem zamieszkały. Ja mogłabym wtedy bronić mojej przyjaciółki, opiekować się ją i próbować wyleczyć, a także spędzać z nią czas i zarabiać, a ona dbałaby o mój stan psychiczny. Potrafiła to zrobić i to było widać na pierwszy rzut oka. Ona po prostu niesamowicie trzeźwo spoglądała na różne rzeczy. Moja psychika została natomiast zniszczona przez niektóre przykre wydarzenia, z którymi nie mogłam sobie wewnętrznie poradzić. Wydawała mi się taka mądra i taka ... dobra. Prawie jak moja starsza siostra. Prawie jak Iwaru za czasów szkółki ninja. To było takie zakręcone. Po prostu chciałam z nią przebywać jak najdłużej i być przy niej. Obie byśmy na tym skorzystały. Ale ona pewnie ma rodziców, którzy o nią dbają. Jak więc coś takiego zaproponować? Jak sprawić, by się zgodziła i jak sprawić, by oni się zgodzili? Jak w ogóle z nią o tym pogadać? To było ciężkie. Nie znała mnie długo, a ja nie chciałam niczego zepsuć, więc nie wchodziłam z butami w jej życie. Nie do takiego stopnia.
- Przepraszam, że tyle gadam ... Ale jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Możesz mi jeszcze odpowiedzieć na jedno pytanie? Wiem, że to może być trudne i pewnie nie chcesz do tego wracać, ale ... na co jesteś chora?
Bardzo chciałam znać odpowiedź na to pytanie. Co mogłam usłyszeć? Nazwę choroby chociażby. Objawy, skutki, sposoby leczenia albo ... łagodzenia dolegliwości, jak szybko zabija i ile dziewczyna jeszcze pożyje. To wszystko co Aya wiedziała to wszystko i ja chciałam wiedzieć. Oczywiście moja wiedza medyczna była praktycznie zerowa i nie potrafiłabym zrozumieć tych pewnych mechanizmów, jednakże wystarczyłoby zapamiętać parę nazw, chociażby właśnie samą nazwę choroby, by po jakimś czasie dokształcić się i wymyślić jakiś plan, by Ayę uzdrowić. Chakra dawała wielkie możliwości, a przynajmniej tak mi się wydawało, więc wystarczyło tylko zebrać potrzebną wiedzę. Nagle powróciłam myślami do świątyni. Oczywiście zeszła na drugorzędny tor, podobnie jak odnalezienie Itori i Iwaru. Teraz liczyło się głównie ocalenie życia mojej nowej przyjaciółce. Byłabym w stanie poświęcić nawet własne, jeśli np. potrzebowałaby przeszczepu serca, o którym wtedy nie miałam pojęcia, ale podświadomie tak właśnie było. Ale jeśli chodzi o tą świątynię, to przecież gdybym została sławnym medykiem, to byłabym bogata i mogłabym opłacić budowę. To był dobry plan, prawda? Podobnie mogłabym nawiązać znajomości, które także bym wykorzystała. A to wszystko można było wykorzystać nie tylko do budowy świątyni, ale przecież także do poszukiwań drogich mi osób. No i oczywiście ... Aya by żyła, a to przecież było najważniejsze, nie?
---
PS: Dodałem kolorki, żeby się lepiej czytało :P Chociaż nie wiem. Może poeksperymentuję z kolorem jeszcze
