Obóz szczepu Sabaku
Re: Obóz szczepu Sabaku
Przebieg całej tej sytuacji uświadomił Shinjiemu jedną drobną, a jednak niesamowicie istotną kwestię. Przybył do obozu z przygotowaniem bojowym, ale nie polowym. Rozumieć przez to należało brak jakiegokolwiek namiotu lub chociażby i śpiworu przez został postawiony w bardzo niekomfortowej sytuacji. Los się jednak uśmiechnął. Nawiązanie bardzo dobrej relacji z Hikarim objawiło się tym, że dostał propozycje udania się wraz z nim do jego ludzi. Oznaczało to, że być może uda się mu także ogarnąć miejsce do spania oraz nie spędzi nocy przed bitwą samotnie. Niewątpliwie charakteryzowałoby się to pewnymi zaletami. Mógłby sobie wszystko dokładnie przemyśleć, ale z drugiej strony spędzenie chwili z ludźmi, którzy mogli zginąć podczas bitwy też było cennym doświadczeniem. Na zadane przez Terumi pytanie odpowiedział twierdząco.
- Jasne, nie mam gdzie się udać oraz niemal nikogo tu nie znam. Bardzo chętnie udam się z tobą.
Jak powiedział tak też i zrobił, a na miejscu miał okazję nawiązać nową znajomość. Czy długotrwałą? To dopiero się okaże. Póki co po przedstawieniu przez Hikariego lekko się ukłonił jak przykazywało dobre wychowanie zwłaszcza w stosunku do nieznajomych.
- Bardzo miło mi poznać.
Nie miał jednak zbyt dużo czasu na rozmowę. Ba w sumie nawet nie zdążył zamienić ani jednego słowa, a nowo poznana persona odeszła żegnając się zarówno z nim jak i Hikarim. Idąc za przykładem swojego towarzysza również pomachał na pożegnanie. W jego przypadku było to jednak nieco mniej ostentacyjne. Lekko zauważalny gest, jednak z tej odległości Ryu z pewnością to zauważył.
Następnie udali się razem z Hikarim do namiotu. Okazało się, że ma nocować razem z nim pod jednym "dachem". Coś takiego bardzo mu odpowiadało gdyż najprawdopodobniej był on jedyną osobą, której na ten moment w obozie mógł niemal w pełni zaufać. Zdążył go już trochę poznać i znał jego pobudki, a przynajmniej tak mu się wydawało i nie zrobiłby mu bez powodu nic złego. Z resztą zdążył już nawet gościć u niego w domu jak i stoczyć z nim sparing.
- W takim razie dobranoc.
Położył się na swoim posłaniu. W przeciwieństwie do Terumi nie zasnął od razu. Jeszcze przez jakiś czas rozmyślał o nadchodzącej batalii, którą przyjdzie mu stoczyć. Dopiero teraz zaczął sobie uświadamiać z czym może się wiązać wojna. Być może nawet nie wyjdzie z niej żywy, a nawet nie pożegnał się z ojcem. W sumie całkiem długo się z nim nawet nie widział. Został mu już tylko on. No może jeszcze brat. Relacje rodzinne należało pielęgnować póki jacyś rodzice lub rodzeństwo jeszcze chodzili po tym świecie. W końcu życie nie jest dane czymś na zawsze. Ludzie się rodzą i odchodzą taka jest niestety kolej rzeczy na tym świecie i nie da się z tym zbytnio nic zrobić.
- Jasne, nie mam gdzie się udać oraz niemal nikogo tu nie znam. Bardzo chętnie udam się z tobą.
Jak powiedział tak też i zrobił, a na miejscu miał okazję nawiązać nową znajomość. Czy długotrwałą? To dopiero się okaże. Póki co po przedstawieniu przez Hikariego lekko się ukłonił jak przykazywało dobre wychowanie zwłaszcza w stosunku do nieznajomych.
- Bardzo miło mi poznać.
Nie miał jednak zbyt dużo czasu na rozmowę. Ba w sumie nawet nie zdążył zamienić ani jednego słowa, a nowo poznana persona odeszła żegnając się zarówno z nim jak i Hikarim. Idąc za przykładem swojego towarzysza również pomachał na pożegnanie. W jego przypadku było to jednak nieco mniej ostentacyjne. Lekko zauważalny gest, jednak z tej odległości Ryu z pewnością to zauważył.
Następnie udali się razem z Hikarim do namiotu. Okazało się, że ma nocować razem z nim pod jednym "dachem". Coś takiego bardzo mu odpowiadało gdyż najprawdopodobniej był on jedyną osobą, której na ten moment w obozie mógł niemal w pełni zaufać. Zdążył go już trochę poznać i znał jego pobudki, a przynajmniej tak mu się wydawało i nie zrobiłby mu bez powodu nic złego. Z resztą zdążył już nawet gościć u niego w domu jak i stoczyć z nim sparing.
- W takim razie dobranoc.
Położył się na swoim posłaniu. W przeciwieństwie do Terumi nie zasnął od razu. Jeszcze przez jakiś czas rozmyślał o nadchodzącej batalii, którą przyjdzie mu stoczyć. Dopiero teraz zaczął sobie uświadamiać z czym może się wiązać wojna. Być może nawet nie wyjdzie z niej żywy, a nawet nie pożegnał się z ojcem. W sumie całkiem długo się z nim nawet nie widział. Został mu już tylko on. No może jeszcze brat. Relacje rodzinne należało pielęgnować póki jacyś rodzice lub rodzeństwo jeszcze chodzili po tym świecie. W końcu życie nie jest dane czymś na zawsze. Ludzie się rodzą i odchodzą taka jest niestety kolej rzeczy na tym świecie i nie da się z tym zbytnio nic zrobić.
0 x
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
Re: Obóz szczepu Sabaku
Niech każdy teraz odpisze post z z/t i zaznaczy (nie musi pisać posta) podróż do Atsui. Odpiszecie w wątku, który podrzucę wam niedługo.
0 x
Support i twórca najlepszego ramen w świecie shinobi
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Obóz szczepu Sabaku

Omiótł grupkę spojrzeniem już chyba po raz ostatni, bo zgromadzeni zaczęli się rozchodzić. Nikt nie był skory do luźnej konwersacji, na pewno nie Ichirou. Brązowowłosy rozejrzał się dookoła. Wszyscy udawali się na spoczynek, zajmowali prowizoryczne miejsca przygotowane do noclegu. Akolita przespacerował się chwilę między okolicznymi namiotami, przyglądając się stacjonującym tu wojskom i dumając nad jutrzejszym dniem. Szukał przy okazji jakiegoś miejsca dla siebie. W tej kwestii nie miał jakichś szczególnych wymagań. Tak właściwie to nie miał z kim zamienić słowa. Mimo poczucia przynależności do szczepu i solidaryzowania się z nim, był w pewien sposób osamotniony. Wszyscy jego najbliżsi polegli z rąk znienawidzonego klanu. Z rodziny Asahi pozostał chyba już tylko on. Wśród żyjących nie było też kuzynki, którą traktował jak siostrę. Być może niektóre tutejsze twarze mógł kojarzyć, rozpoznawać, ale z nikim nie miał bliższej relacji. Przez ostatnie lata niewiele przebywał w rodzinnych stronach, stąd też trudno o jakieś mocniejsze więzi. Zresztą, czy on miał obecnie jakiekolwiek przyjaźnie? Nie. Tych, którzy jeszcze żyli zdążył zrazić do siebie, głównie przez autodestrukcyjne skłonności, które pojawiły się u niego w ostatnim czasie. Ech, szkoda gadać.
Głośnym westchnięciem zakończył swoje rozmyślania. To nie była pora na tego typu rozterki. Musiał być skoncentrowany i czujny, a do tego potrzebna była jak najlepsza kondycja psychofizyczna. Znalazł więc namiot Sabaku z wolnymi miejscami, gdzie zajął jedno z łóżek. Wypił kilka łyków wody, potem przejrzał swój ekwipunek, by upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu. Jakiś czas później znajdował się już na łóżku, przykryty ciepłymi kocami, mającymi uchronić go przed wyziębieniem podczas tej nieprzyjaznej nocy. Trudno tu było jednak mówić o jakimś głębszym śnie. Będąc targanym wieloma silnymi emocjami, Ichirou miał problem ze zmrużeniem oka na dłużej. Być może udawało mu się przysnąć, ale raczej dość płytko i na krótko, bo często się przebudzał i wracał świadomością do niepewnej przyszłości. Zbudziło go też zamieszane, które powstało w pewnym momencie. Zanim jednak na dobre się zorientował, zagrożenie ze strony sabotażysty wroga zostało zneutralizowane. Wrócił więc do siebie, próbując znowu zasnąć. Ze średnim skutkiem.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczęły budzić żołnierzy w obozie. Ichirou, słysząc krzątanie się po swoim namiocie również wstał i zajął się przygotowaniami do późniejszej wyprawy. Ot, posilił się strawą zapewnioną przez okolicznych zaopatrzeniowców, uzupełnił wodę w organizmie, zabrał wszystkie swoje rzeczy i przywdział szkarłatną opaskę, która miała służyć jako znacz rozpoznawczy tej strony konfliktu. Później udał się na miejsce zbiórki, gdzie wraz ze wszystkimi żołnierzami wysłuchał krótkiej przemowy lidera. Monolog głównodowodzącego nie musiał być niesamowicie ujmujący, bo akolita i tak był silnie zmotywowany. Jou, tak jak zwykle, nie bawił się w nadmiernie koloryzowanie opisów. Nakreślił sytuację taką, jaką w rzeczywistości była. To wystarczyło, by u brązowowłosego jeszcze bardziej wzbudzić chęć do walki. Dwudziestojednolatek uniósł zaciśniętą pięść i krzyknął razem z resztą tłumu. Nadszedł dzień ruszenia do boju.
To był ten czas, na który tak długo czekał. Sabaku o bursztynowych oczach, będący pod wpływem dziwnej mieszanki ekscytacji i stresu, pokierował się za pozostałymi, obierając kierunek rzecz jasna na Atsui. Wkrótce mieli stanąć u bram wroga, by na dobre zakończyć pustynny konflikt i odzyskać to, co stracili. Dzień, w którym Kaguya wypowiedzieli im wojnę i rozpoczęli swój najazd miał okazać się zwiastunem ich przyszłej zagłady. Asahi pragnął, by takie stwierdzenie się urzeczywistniło i zamierzał do tego się przyczynić. Wyruszył więc z armią dowodzoną przez Jou, mając jasny cel na tę bitwę.
Jedno było pewne. Po nadchodzącej walce nic na Wydmach nie będzie już takie same.
- [zt]
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
O 'nieprzyjemnej' sytuacji dość szybko zapomniałem, choć ukośne spojrzenia niektórych wojaków usilnie starały mi uświadomić, że cały czas jestem pod obserwacją i jeszcze jeden taki głupi wybryk i zapewne nie skończę zbyt dobrze. Ale to tam. Dla mnie to już był temat zamknięty i teraz cieszyłem się czasem wolnym, który praktycznie polegał jedynie na wylegiwaniu się gdzieś tam pod jakąś ze skał i paleniu jednego papierosa za drugim. Dopiero gdy słońce chowało się za horyzont, postanowiłem zebrać swoje cztery litery i poszukać dogodniejszego miejsca na przespanie nocy. Wybór padł na jedno z ognisk przy którym wartę pełnili żołdacy odpowiedzialni za pilnowanie obozowiska na czas, kiedy większość smacznie spała. Rzecz jasna było to tylko jedno z wielu takich 'punktów', zaś ja wybrałem takie, gdzie patrzyli na mnie bardziej przychylnym wzrokiem. Bądź i też mieli mnie zwyczajnie w dupie. W sumie mi to i tak bez różnicy, nie miałem zamiaru z nimi gadać, ani nic takiego, chciałem jedynie się przespać i nie zamarznąć na kość. Niby mój strażniczy strój zapewniał całką niezłą ochronę od zimna oraz innych, nieprzyjaznych warunków pogodowych, to jednak na cholerę mam kusić los? Skoro mam szansę siedzieć w cieple, to z tego skorzystam. I tak też uczyniłem, ulokowałem się w odpowiedniej odległości od płomieni, a następnie zmajstrowałem z futra prowizoryczną poduszkę, zaś płaszcz posłużył mi za okrycie. No to co? Siusiu, paciorek i spać? W sumie mogłem się obejść bez dwóch pierwszych czynności, więc nie pozostało mi nic innego, jak udać się w objęcia Morfeusza.
...Jednak po długich dwudziestu minutach, może nawet więcej - kurna, dość ciężko ocenić upływ czasu - stwierdziłem, że nie będzie to wcale takie proste. Może i przez cały dzień byłem wyjątkowo spokojny, nie licząc tego incydentu z kunaiem i gościem, który mi go opluł płynnym ogniem, tak jak i wcześniej, gdy lazłem do tego miejsca, tak teraz dopadły mnie niespokojne myśli. Denerwowałem się. Tak jak przed bitwą z Senju. Choć powtarzałem sobie ciągle, że przecież przeżyłem już nie jedno, to mimo wszystko, to nie pomagało. Nawet przekręciłem się na drugi bok, bo a nóż to pomoże - a chuja tam! Zasypianie przed takimi ważnymi momentami ssało, naprawdę ssało. Nie lubiłem takich nocy 'przed'. Za dnia twój łeb zajęty jest czymkolwiek, nie myślisz o tym wszystkim aż tak bardzo, ale jak już się kładziesz i chcesz po prostu zasnąć to jeb. Wszystko to spada na Ciebie jak kamień. I nie potrafisz się zwyczajnie zresetować i nie myśleć o niczym. Jest to wręcz niemożliwe. A może to kwestia doświadczenia, czy czymś w tym stylu? Nie wiem, w każdym razie czułem, że aktualnie sen to dla mnie coś wręcz nieosiągalnego. W końcu usiadłem, westchnąłem i wygrzebałem z kieszeni papierosa. Zaciągnąłem się. A nóż to będzie moje lekarstwo, uspokoję się, taką przynajmniej miałem nadzieje, gdy w moich ustach tlił się żar. Rozejrzałem się. Obóz wyglądał na wyjątkowo spokojny, zupełne przeciwieństwo tego, co było za dnia. I pomyśleć, że wielu z tych ludzi, co teraz smacznie śpi, bądź i też zmaga się z tymi samymi myślami, co teraz ja - nie wróci już do swoich domów. Zemrą, a piaski pustyni przysypią ich truchło i tyle ich widzieli. Czy ja skończę tak samo? Zdechnę niczym pies i nie powrócę już do domu? Hmph, no tak, ja właściwie nie miałem domu. Ale chciałem mieć. Swój, własny. Dlatego tu jestem... ależ ze mnie idiota, brać udział z cudzych wojnach, mimo, że nienawidziłem wszelkich konfliktów, by móc spokojnie żyć. Mordowałem i pewnie będę mordował bogu winnych ludzi, by móc spełnić własne marzenie o życiu w spokoju. Naprawdę, kiedyś ktoś mnie za to pokara. A może to właśnie jest ten czas, kiedy zostanę ukarany za własną głupotę? Nie wiem, w każdym razie gdy skończyłem się już dotleniać, położyłem się na nowo i przeleżałem kolejne długie minuty, gapiąc się na czarne niebo usłane gwiazdami. Co jak co, ale musiałem przyznać, że widok to był przepiękny. W końcu, gdy bicie się z własnymi myślami mnie zmęczyło - zasnąłem.
Poranek. Czułem się jak gówno, inaczej tego nazwać nie mogłem. Może i byłem przyzwyczajony do spania w 'plenerze', to aktualny biwakowanie było wyjątkowo nieprzyjemne, choć narzekać nie mogłem. Ba, nawet jakbym mógł - nie miałem zamiaru. Przynajmniej nie zamarzłem, a to był już jakiś plus. Zebrałem się w sobie, otrzepałem ciuch ze zbędnego piachu i innych drobin, potem skoczyłem się odpryskać i tyle z mojej porannej toalety. Następnie coś zjadłem, napiłem się i ruszyłem na ostateczną zbiórkę po której mieliśmy wymaszerować i zaatakować Kaguya. Po drodze moim oczom nie umknął łeb nabity na kij, jak się dowiedziałem - gość próbował sabotować 'nasz' skład z bronią. No cóż, coś mu nie wyszło.
Wmieszałem się w tłum innych żołnierzy, nie starając się zbytnio stać w pierwszym szeregu, ani nawet gdzieś w środku. Ulokowałem się, 'gdzieś tam o'. I o ile słuchanie dowódcy było ważne, tak ta przemowa niezbyt mnie interesowała, ani do mnie nie przemawiała. Zwyczajnie stałem w ciszy i czekałem aż to wszystko się skończy.
'Tak, jestem tu dla nagrody, i tylko dla niej', powtórzyłem sobie jedne z ostatnich słów Jou. I mam zamiar na nią zasłużyć. 'Dam z siebie wszystko', dodałem.
Pora kusić los po raz drugi. Wyruszyliśmy.
[zt]
...Jednak po długich dwudziestu minutach, może nawet więcej - kurna, dość ciężko ocenić upływ czasu - stwierdziłem, że nie będzie to wcale takie proste. Może i przez cały dzień byłem wyjątkowo spokojny, nie licząc tego incydentu z kunaiem i gościem, który mi go opluł płynnym ogniem, tak jak i wcześniej, gdy lazłem do tego miejsca, tak teraz dopadły mnie niespokojne myśli. Denerwowałem się. Tak jak przed bitwą z Senju. Choć powtarzałem sobie ciągle, że przecież przeżyłem już nie jedno, to mimo wszystko, to nie pomagało. Nawet przekręciłem się na drugi bok, bo a nóż to pomoże - a chuja tam! Zasypianie przed takimi ważnymi momentami ssało, naprawdę ssało. Nie lubiłem takich nocy 'przed'. Za dnia twój łeb zajęty jest czymkolwiek, nie myślisz o tym wszystkim aż tak bardzo, ale jak już się kładziesz i chcesz po prostu zasnąć to jeb. Wszystko to spada na Ciebie jak kamień. I nie potrafisz się zwyczajnie zresetować i nie myśleć o niczym. Jest to wręcz niemożliwe. A może to kwestia doświadczenia, czy czymś w tym stylu? Nie wiem, w każdym razie czułem, że aktualnie sen to dla mnie coś wręcz nieosiągalnego. W końcu usiadłem, westchnąłem i wygrzebałem z kieszeni papierosa. Zaciągnąłem się. A nóż to będzie moje lekarstwo, uspokoję się, taką przynajmniej miałem nadzieje, gdy w moich ustach tlił się żar. Rozejrzałem się. Obóz wyglądał na wyjątkowo spokojny, zupełne przeciwieństwo tego, co było za dnia. I pomyśleć, że wielu z tych ludzi, co teraz smacznie śpi, bądź i też zmaga się z tymi samymi myślami, co teraz ja - nie wróci już do swoich domów. Zemrą, a piaski pustyni przysypią ich truchło i tyle ich widzieli. Czy ja skończę tak samo? Zdechnę niczym pies i nie powrócę już do domu? Hmph, no tak, ja właściwie nie miałem domu. Ale chciałem mieć. Swój, własny. Dlatego tu jestem... ależ ze mnie idiota, brać udział z cudzych wojnach, mimo, że nienawidziłem wszelkich konfliktów, by móc spokojnie żyć. Mordowałem i pewnie będę mordował bogu winnych ludzi, by móc spełnić własne marzenie o życiu w spokoju. Naprawdę, kiedyś ktoś mnie za to pokara. A może to właśnie jest ten czas, kiedy zostanę ukarany za własną głupotę? Nie wiem, w każdym razie gdy skończyłem się już dotleniać, położyłem się na nowo i przeleżałem kolejne długie minuty, gapiąc się na czarne niebo usłane gwiazdami. Co jak co, ale musiałem przyznać, że widok to był przepiękny. W końcu, gdy bicie się z własnymi myślami mnie zmęczyło - zasnąłem.
Poranek. Czułem się jak gówno, inaczej tego nazwać nie mogłem. Może i byłem przyzwyczajony do spania w 'plenerze', to aktualny biwakowanie było wyjątkowo nieprzyjemne, choć narzekać nie mogłem. Ba, nawet jakbym mógł - nie miałem zamiaru. Przynajmniej nie zamarzłem, a to był już jakiś plus. Zebrałem się w sobie, otrzepałem ciuch ze zbędnego piachu i innych drobin, potem skoczyłem się odpryskać i tyle z mojej porannej toalety. Następnie coś zjadłem, napiłem się i ruszyłem na ostateczną zbiórkę po której mieliśmy wymaszerować i zaatakować Kaguya. Po drodze moim oczom nie umknął łeb nabity na kij, jak się dowiedziałem - gość próbował sabotować 'nasz' skład z bronią. No cóż, coś mu nie wyszło.
Wmieszałem się w tłum innych żołnierzy, nie starając się zbytnio stać w pierwszym szeregu, ani nawet gdzieś w środku. Ulokowałem się, 'gdzieś tam o'. I o ile słuchanie dowódcy było ważne, tak ta przemowa niezbyt mnie interesowała, ani do mnie nie przemawiała. Zwyczajnie stałem w ciszy i czekałem aż to wszystko się skończy.
'Tak, jestem tu dla nagrody, i tylko dla niej', powtórzyłem sobie jedne z ostatnich słów Jou. I mam zamiar na nią zasłużyć. 'Dam z siebie wszystko', dodałem.
Pora kusić los po raz drugi. Wyruszyliśmy.
[zt]
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Noc nie należała do najprzyjemniejszych, a nawet można by powiedzieć, iż była to jedna z najbardziej przemęczonych nocy przez Ryujiego. Chłopak nie potrafił ot tak po prostu zmrużyć oka, myśl o tym co miało się wydarzyć następnego dnia wwiercała mu się w głowę pod natłokiem różnego rodzaju myśli. Zdawał sobie sprawę, że może być to jego pierwsza i ostatnia prawdziwa batalia, czy był na to gotowy? Na śmierć za szczep? Prawdopodobnie tak, na samą bitwę? Pewnie nie... Wojownicy, których spotka na swojej drodze, prawdopodobnie będą silniejsi, bardziej doświadczeni lecz na pewno nie bardziej zdeterminowani. Każdy z Sabaku czekał na ten moment, na moment w którym będą mogli zmyć plamę z honoru, pomścić bliskich, spróbować odzyskać miejsce do życia. Niezależnie od pobudek wszystkich łączył jeden cel, zniszczenie wroga, który tak bardzo był przez nich znienawidzony. Dwa lata od momentu, kiedy to wszystko się zaczęło, minęły tak szybko i wydarzyło się w ciągu nich tak wiele. Umiejętności blondaska co prawda poprawiły się oraz zdobył odpowiednie doświadczenie bojowe, jednak wciąż wydawało mu się, że na to co miało nadejść jutro, nic nie mogło go przygotować. Chłopak jeszcze długo przyglądał się pojedynczym osobom, które przechadzały się po obozie, tym którzy nie mogli zasnąć, jak i tym którzy mieli wartę, lecz mimo napięcia i chłodu, w końcu i go dopadło zmęczenie. Wykorzystując swoje umiejętności, wytworzył sobie z piasku coś na kształt osłoniętego wgłębienia, w którym mógł wygodnie się rozsiąść i był przy tym chroniony przed lodowatym wiatrem pustyni. Obserwując ogromne niebo, rozświetlone gwiazdami po prostu zasnął. Sam sen także nie przebiegał na spokojnie, wszelkiego rodzaju głupie, bezsensowne, a czasem bardzo męczące sny przelatywały przez jego głowę. Wybudził się kiedy usłyszał wzmożone głosy ludzi nieopodal, lecz nie miał ani ochoty ani sił aby wstać, chciał choć trochę odpocząć przed tym co czeka go już za kilka godzin. Sygnał rogu był był tak przenikliwy, iż po ciele blondyna przeszedł dreszcz. Chłopak dźwignął się mozolnie, przeciągając się i masując kark. Podszedł do najbliższej beczułki z wodą i przemył twarz, a następnie napełnił manierkę, akurat woda była tym czego nigdy za wiele na pustyni. Podnosząc głowę do góry, jego oczom ukazało się coś czego wcześniej nie zauważył, a mianowicie głowa nabita na naostrzony kij, jak się okazało był to sprawca zamieszania w nocy, który próbował sabotować obóz. Przez chwilę Ryuji pomyślał, że jeszcze niedawno podczas jednych z misji sam mógł tak skończyć. Poruszenie w obozie zapanowało na dobre, wszyscy sposobili się do bitwy i ruszali powoli w miejsce zbiórki, setki ludzi z najpoważniejszymi wyrazami twarzy jakie do tej pory kiedykolwiek widział. Zamocował swoją ciężką gurdę na plecach, poprawił odzienie i ruszył za innymi w milczeniu. Zbliżając się w wyznaczone miejsce, ktoś wcisnął mu szkarłatną opaskę, która symbolizowała przynależność do oddziałów Sabaku, przyjmując ją bez słowa, zawiązał ją na prawym ramieniu. Zajmując miejsce pomiędzy innymi wojownikami rozejrzał się wokoło, ich liczba naprawdę robiła wrażenie. Rozglądając się pomiędzy sojusznikami, przypomniał sobie, iż gdzieś tam wśród tłumów, może być i jego ojciec. Ryuji zaniedbał ostatnimi czasy rodzinę, ostatni raz rodziców widział w szpitalu, kiedy jego ojciec Saito dochodził do siebie po pustynnym pogromie. To właśnie jego ojciec zaszczepił w nim miłość do szczepu i zawsze powtarzał, iż tylko silni Sabaku gwarantują niezależność szczepu, więc nigdy nie przepuściłby niezależnie od sytuacji tak ważnego dla nich wydarzenia. Chłopak przeszedł nieco do przodu, kiedy zapanowało malutkie zamieszanie, okazało się, iż na przeciw wyszedł Jou, który zaczął swoją przemowę. Ryuji chłoną z uwagą każde jego słowo, wszytko co mówił tyczyło się go i jego braci. Dla blondyna to właśnie honor, szacunek i wielkość szczepu była najważniejsza, to Sabaku byli władcami piasku, władcami pustyni i nadszedł czas żeby to pokazać. Nikt kto ośmieli się zadać im taką krzywdę nie zasługuje na drugą szansę, jak powiedział lider pora pomalować piaski pustyni na czerwono nawet za najwyższą cenę. Ryuji również dołączył się do okrzyku, co całkowicie do niego nie pasowało, mimo to emocje panujące wśród tłumów były tak silne, iż udzieliły się także i jemu. Czas ruszać i odprawić pustynny pogrzeb.
z/t
z/t
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Murai wielokrotnie zażywał snu poza domem, a komfort bądź jego brak były dla niego nieważne. Nie miał więc problemów z dostosowaniem się do nowych warunków. Piach był dobrym podłożem do spania z racji łatwej modyfikacji podłoża. Nawet jeśli było trochę twarde, to Kakuzu przywykł do takich surowych warunków. A chłód? Gdyby jego organizm posiadał duże ilości wody tak jak normalni ludzie, to mogłoby być ciężko. Ale w obecnej sytuacji było wystarczająco dobrze. Sam proces zaśnięcia był szybki, ale co chwila przerywany przez różne czynniki. Trzepotanie ścian namiotu pod wpływem wiatru, chodzenie żołnierzy po piachu celem zajęcia miejsca na noc. Jeden raz jakieś głośne hałasy natychmiastowo wybudziły Muraia, a ten zaczął nasłuchiwać. Ludzie krzyczeli, jednak po chwili się uspokoili. Jakaś zwada, sprzeczka? A może niespodziewany atak wroga? Dalszą część nocy Kakuzu spędził w półśnie, starając się poukładać ważniejsze informacje, przemyśleć swój wachlarz technik i umiejętności, sprawdzić dokładnie każdą pojedyncza opcję dostępną w przypadku każdej sytuacji. Brak dokładnej znajomości technik przeciwnika sprawiała, że trzeba było polegać na prostych faktach. Jak sprawdzi się Katon w starciu z możliwością tworzenia kości? No i z samymi nićmi? Murai miał także przed oczami całą wiedzę, którą może uzyskać za samo wzięcie udziału w bitwie. Plucie lawą. Ayatsuri. Umiejętności o jednostkach i o klanach. To wszystko było warte poświęcenie swojego czasu i kondycji fizycznej. Bo przecież o oddaniu życia za taką sprawę nie było nawet mowy.
Wezwanie zostało przekazane całemu obozowi za pomocą zadęcia w róg. Murai w pełnej gotowości bojowej i psychicznej wstał ze swojego miejsca, otrzepał się z piasku i ruszył ku wyjściu z namiotu. Podobnie jak cały obóz, nic więc dziwnego że powstał niemały tłok. Wszyscy jednak kierowali się w tym samym kierunku. Kakuzu zauważył, że każdy nieco się od siebie różnił, także w kwestii rynsztunku, ale jeden element był wspólny - opaska na ramieniu. Murai znalazł takową obok swojego miejsca i dopiero teraz zrozumiał jej przeznaczenie. Wyjął ją z kieszeni i zawiązał, wcześniej sprawdzając czy nie ma na nich jakiś pieczęci nieznanego pochodzenia. Najwidoczniej była to faktycznie zwyczajna opaska, służąca do odróżniania przeciwników od sojuszników w bitewnym szale. Ogromna ilość wojowników ustawiła się w wolnym szyku, kierując się w stronę Jou. Murai był stosunkowo blisko, mógł więc zobaczyć go przechadzającego się w pełnym rynsztunku. Elegancki i funkcjonalny. Jednocześnie pojawiła się kolejna niespodzianka. Jedna z jego rąk była jakaś dziwna. Nie ludzka. Może jakiś rodzaj zamiennika? Mimo że była koloru skóry, to miała w sobie mechaniczne elementy pokroju zawiasów. Kto wykonał takie coś? W głowie Muraia pojawiły się dziesiątki pytań, ale trzeba było je odłożyć na bok. Nadeszła przemowa lidera. Była ona wypełniona stosunkowo mało ważnymi dla Muraia informacjami, ale dla żołnierzy były one bolesną przeszłością. Za którą teraz chcą wziąć odwet, przelewając krew wrogów i mordując tylu, ilu się da. Kakuzu nie potrzebował zachęty czy motywacyjnych przemów, jego motywacja do walki była identyczna co wcześniej, może nawet silniejsza biorąc pod uwagę ogrom ciekawych rzeczy jakie może się dowiedzieć, trofeów jakie będzie mógł sobie przywłaszczyć. Po skończeniu przemowy cała armia ryknęła, gotowa do boju. Zagrzana do dania z siebie jak najwięcej. Teraz pozostawało tylko dojść na miejsce i rozpocząć masakrę. Murai oczywiście, zgodnie z umową, ruszył wraz z oddziałem. Użyczyć swoich umiejętności, siejąc mord i chaos w szeregach przeciwników.
z/t
Wezwanie zostało przekazane całemu obozowi za pomocą zadęcia w róg. Murai w pełnej gotowości bojowej i psychicznej wstał ze swojego miejsca, otrzepał się z piasku i ruszył ku wyjściu z namiotu. Podobnie jak cały obóz, nic więc dziwnego że powstał niemały tłok. Wszyscy jednak kierowali się w tym samym kierunku. Kakuzu zauważył, że każdy nieco się od siebie różnił, także w kwestii rynsztunku, ale jeden element był wspólny - opaska na ramieniu. Murai znalazł takową obok swojego miejsca i dopiero teraz zrozumiał jej przeznaczenie. Wyjął ją z kieszeni i zawiązał, wcześniej sprawdzając czy nie ma na nich jakiś pieczęci nieznanego pochodzenia. Najwidoczniej była to faktycznie zwyczajna opaska, służąca do odróżniania przeciwników od sojuszników w bitewnym szale. Ogromna ilość wojowników ustawiła się w wolnym szyku, kierując się w stronę Jou. Murai był stosunkowo blisko, mógł więc zobaczyć go przechadzającego się w pełnym rynsztunku. Elegancki i funkcjonalny. Jednocześnie pojawiła się kolejna niespodzianka. Jedna z jego rąk była jakaś dziwna. Nie ludzka. Może jakiś rodzaj zamiennika? Mimo że była koloru skóry, to miała w sobie mechaniczne elementy pokroju zawiasów. Kto wykonał takie coś? W głowie Muraia pojawiły się dziesiątki pytań, ale trzeba było je odłożyć na bok. Nadeszła przemowa lidera. Była ona wypełniona stosunkowo mało ważnymi dla Muraia informacjami, ale dla żołnierzy były one bolesną przeszłością. Za którą teraz chcą wziąć odwet, przelewając krew wrogów i mordując tylu, ilu się da. Kakuzu nie potrzebował zachęty czy motywacyjnych przemów, jego motywacja do walki była identyczna co wcześniej, może nawet silniejsza biorąc pod uwagę ogrom ciekawych rzeczy jakie może się dowiedzieć, trofeów jakie będzie mógł sobie przywłaszczyć. Po skończeniu przemowy cała armia ryknęła, gotowa do boju. Zagrzana do dania z siebie jak najwięcej. Teraz pozostawało tylko dojść na miejsce i rozpocząć masakrę. Murai oczywiście, zgodnie z umową, ruszył wraz z oddziałem. Użyczyć swoich umiejętności, siejąc mord i chaos w szeregach przeciwników.
z/t
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Jakiekolwiek zawieruchy związane ze szpiegiem w obozie nie zdołały zbudzić Shinjiego. O tyle co miał problemu z zaśnięciem już sam sen był niezwykle trwały niczym skała. Jakiekolwiek hałasy nawet bezpośrednio w namiocie nie zdołałyby go wyciągnąć z tego stanu. Odpowiednim sygnałem dla organizmu okazało się zadęcie w róg. Było ono na tyle głośne, że nawet młody Uchiha opierając się nieznośnemu dźwiękowi zmusił swoje ciało do powstania na baczność. W dzień ten brał pod uwagę nawet głupie przesądy. Normalnie je lekceważył jednak tym razem wolał skorzystać z jakiejkolwiek przewagi, którą dane było mu uzyskać. Dlatego też zrobił wszystko by pierwsza stopa, którą postawi na ziemi pochodziła od prawej nogi. Według pewnego powiedzenia wstanie lewą nogą nie mogło oznaczać niczego dobrego. Niby drobnostka, ale zastosował ją w życiu. Kolejną czynnością było po prostu udanie się na miejsce zgrupowania wojsk. Okazało się, że czyjaś głowa znajdowała się nabita na pal. Zapewne jakiegoś szpiega bo dezercja póki co chyba nie była niczym karana. Gorzej sprawy by się miały na polu bitwy. Tam nie można było oczekiwać żadnej taryfy ulgowej. Walczyłeś albo ginąłeś chociażby i z ręki sojusznika, który nie będzie miał litości względem uciekiniera. W końcu taka pojedyncza jednostka mogłaby pociągnąć za sobą inne, a w ostatecznym rozrachunku wprowadzić panikę na ogromną skalę doprowadzając do ucieczki niemal całej jednostki. Tego typu zachowanie powinny być piętnowane przez każdego zdrowego na umyśle dowódcę i właśnie tego Uchiha się spodziewał.
Wracając jednak do przemówienia jak i wydarzeń. Przyjął swoją opaskę wysłuchując słów przywódcy Sabaku. Wojsko entuzjastycznie zareagowało na słowa dodające otuchy. On jednak w myślach poddał je krytyce. Jego zdaniem mógł się bardziej postarać, ale masa prostaczków najwyraźniej to kupiła. A może to po prostu wina tego, że w sumie nie wiadomo do końca po co szedł w bój? Cholerny umysł zaczął płatać mu figle poddając wszystko co się działo w wątpliwość. Musiał trzymać nerwy na wodzy i po prostu udać się z resztą w kierunku jak tam tej prowincji było? Atsui? Jakoś tak. Tak więc i ruszył... Wzrokiem próbował znaleźć Ichirou, któremu w końcu miał pomóc w całym tym przedsięwzięciu. Interpretował to na swój własny sposób. Miał za wszelką cenę nie dopuścić do jego śmierci co mogło wydawać się głupotą. Zapewne słusznie zakładał, że był silniejszy od niego w końcu jeszcze wiele zostało mu do nauki. Na co byłby mu jakiś przydupas? Niby "rąk" do walki nigdy za wiele, ale nie potrafił zrozumieć lidera Kruków. Jedyną racjonalną odpowiedzią, która przychodziła mu do głowy był swojaki test jego umiejętności. Nie było innej możliwości. Tak więc musiał dać z siebie wszystko i za wszelką cenę wygrać tą wojnę. Nie dla Sabaku, ale własnej korzyści. Zarówno w organizacji jak i materialnej w końcu chyba mógł zostać uznany za najemnika a tym zostały obiecane pieniądze.
[z/t]
Wracając jednak do przemówienia jak i wydarzeń. Przyjął swoją opaskę wysłuchując słów przywódcy Sabaku. Wojsko entuzjastycznie zareagowało na słowa dodające otuchy. On jednak w myślach poddał je krytyce. Jego zdaniem mógł się bardziej postarać, ale masa prostaczków najwyraźniej to kupiła. A może to po prostu wina tego, że w sumie nie wiadomo do końca po co szedł w bój? Cholerny umysł zaczął płatać mu figle poddając wszystko co się działo w wątpliwość. Musiał trzymać nerwy na wodzy i po prostu udać się z resztą w kierunku jak tam tej prowincji było? Atsui? Jakoś tak. Tak więc i ruszył... Wzrokiem próbował znaleźć Ichirou, któremu w końcu miał pomóc w całym tym przedsięwzięciu. Interpretował to na swój własny sposób. Miał za wszelką cenę nie dopuścić do jego śmierci co mogło wydawać się głupotą. Zapewne słusznie zakładał, że był silniejszy od niego w końcu jeszcze wiele zostało mu do nauki. Na co byłby mu jakiś przydupas? Niby "rąk" do walki nigdy za wiele, ale nie potrafił zrozumieć lidera Kruków. Jedyną racjonalną odpowiedzią, która przychodziła mu do głowy był swojaki test jego umiejętności. Nie było innej możliwości. Tak więc musiał dać z siebie wszystko i za wszelką cenę wygrać tą wojnę. Nie dla Sabaku, ale własnej korzyści. Zarówno w organizacji jak i materialnej w końcu chyba mógł zostać uznany za najemnika a tym zostały obiecane pieniądze.
[z/t]
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Obóz szczepu Sabaku
Sen przyszedł do Hikariego równie szybko niczym poranek, ale jak to miał w zwyczaju wstawał wcześnie, a że wiele snu nie potrzebował to prawdopodobnie był jednym z pierwszych. Przed nim byli Ci co zapewne wcale nie spali jedynie. Szybko zmobilizował się aby się ubrać należycie i wyjść z namiotu podczas kiedy jeszcze Shinji śpi. Spokojnie i po cichu, tak, aby nie obudzić go. Już niedługo powinno wychodzić słońce. Czekał aż pozbierają się wszyscy rozmyślając jak najlepiej może wykorzystywać swoje zdolności w walce. Spodziewał się bezpośredniej konfrontacji przychodząc tutaj, ale teraz widział jak się pomylił. Nie pozostało nic innego jak tylko zrobić co jest w jego mocy, aby wygrać tą wojnę. Od tego niemalże zależało jego dobre imię w rodzie i wszędzie, nie widział innej opcji poza wygraną. Nawet nie zorientował się kiedy leżąc na piaskach pustyni patrząc w poranne niebo nadszedł czas do wymarszu. Wraz z paroma pomysłami, które przychodziły mu do głowy zebrał się do reszty. Dostał czerwoną opaskę po drodze, a w tłumie wyszukiwał Shinjiego. Ciekawe gdzie on jest, cóż znał jego umiejętności. Mechaniczna ręka lidera nie robiła już takiego wrażenia na Hikarim, ale dalej była interesującą rzeczą. Do krzyków tłumu mimo wszystko dołączył, ale nie odczuwał tego jak oni. Dla niego jako shinobiego to nie było potrzebne nic, a nic. Wykonywał zawsze swoje zadania jak najlepiej potrafił, a w armii potrafiło to zmienić losy bitew. Podobno. Teraz nie pozostało mu nic innego jak ruszyć wraz z tłumem.
Z/T
Z/T
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Obóz szczepu Sabaku
Wędrując w poszukiwaniu Nanoko targany mieszanymi emocjami samuraj dotarł do czegoś, co przypominało wioskę. Goro nie znał historii tego miejsca i nie miał zamiaru jej poznawać, chyba, że związane było to w jakiś sposób z Nanoko. Może ludzie mieszkający w tym miejscu będą na tyle mili, by pozwolić mu spędzić noc i odpocząć? Kolejny dzień błąkania się po pustyni doprowadził jedynie do obrzydzenia mu widoku piasku i ciągle wędrujących wydm. Na szczęście dla Goro osada nie była opustoszała, a krzątający się po niej ludzie wykazywali nim pewne zainteresowanie. A skoro już są ciekawscy to warto to wykorzystać i zasięgnąć języka. Zwrócił się więc do najbliższej kobiety niosącej skrzynię. Sporą, wyglądającą na dosyć ciężką.
- Pomogę pani! - zawołał i podszedł w jej stronę.
- Przepraszam bardzo. - zaczął niepewnie. - Poszukuję pewnej dziewczyny. - tu po krótce opisał wygląd Nanoko na ile tylko był w stanie przywołać sobie jej obraz przed oczy. - Boję się, że na szlaku spotkało ją coś złego. Czy ktoś tutaj o niej słyszał? - dodał na koniec, rozglądając się wokół. Miejsce nie wyglądało imponująco, ale nie przyszedł tu by podziwiać architekturę czy korzystać z dobrodziejstw cywilizacji.
- Pomogę pani! - zawołał i podszedł w jej stronę.
- Przepraszam bardzo. - zaczął niepewnie. - Poszukuję pewnej dziewczyny. - tu po krótce opisał wygląd Nanoko na ile tylko był w stanie przywołać sobie jej obraz przed oczy. - Boję się, że na szlaku spotkało ją coś złego. Czy ktoś tutaj o niej słyszał? - dodał na koniec, rozglądając się wokół. Miejsce nie wyglądało imponująco, ale nie przyszedł tu by podziwiać architekturę czy korzystać z dobrodziejstw cywilizacji.
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Na szczęście kobieta nie okazała się żadną pomylona staruszką co to hoduje nałogowo koty, krzyczy na kamienie i zjada dzieci. Zamiast tego Goro trafił na bardzo miłą panią, która z wdzięcznością przyjęła jego pomoc. Jakby nie dość, że była miła, to jeszcze całkiem spostrzegawcza jak na starszą osobę. - To prawda. Pochodzę z daleka. - odparł samuraj tonem wskazującym na niechęć do drążenia tematu. Zwierzył się Nanoko i ta od niego uciekła. Nie miał ochoty uganiać się jeszcze za zmęczoną życiem kobietą. Zasmucił się słysząc, że nie widziano tutaj takiej dziewczyny.
- Mapę okolic już studiowałem, ale może ta będzie się czymś różnić... Jak mógłbym za to odpłacić? - zapytał, kiedy już dotarli do jej domu. Może i mapa babuleńki nie będzie jakimś potężnym wsparciem, to jednak może zobaczy na niej jakiś lokalny szlak, albo cokolwiek innego? A i za samą chęć do pomocy nieznajomemu warto byłoby się jej odpłacić czymś równie pożytecznym. - Czy w okolicy grasują jacyś bandyci? - zagadnął po odłożeniu skrzyni na miejsce. Może i wyglądała na ciężką, ale nie było z nią aż tak źle. Jeśli kobieta nie spotkała dziewczyny, to może chociaż słyszała coś o bandytach, którzy mogli trafić na poszukiwaną przez niego członkinię rodu Ayatsuri?
- Mapę okolic już studiowałem, ale może ta będzie się czymś różnić... Jak mógłbym za to odpłacić? - zapytał, kiedy już dotarli do jej domu. Może i mapa babuleńki nie będzie jakimś potężnym wsparciem, to jednak może zobaczy na niej jakiś lokalny szlak, albo cokolwiek innego? A i za samą chęć do pomocy nieznajomemu warto byłoby się jej odpłacić czymś równie pożytecznym. - Czy w okolicy grasują jacyś bandyci? - zagadnął po odłożeniu skrzyni na miejsce. Może i wyglądała na ciężką, ale nie było z nią aż tak źle. Jeśli kobieta nie spotkała dziewczyny, to może chociaż słyszała coś o bandytach, którzy mogli trafić na poszukiwaną przez niego członkinię rodu Ayatsuri?
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Kogo niby mógł przypominać jej Goro? Syna? Wnuka? Ukochanego, który zaginął na bitwie? A może tego złodzieja i oszusta sąsiada, który ciągle pożycza od niej mięso i przyprawy? Nie wiedział, a jego głowę zaprzątały w tej chwili ważniejsze sprawy, niż odczytywanie myśli starszej pani. Jak choćby studiowanie rozłożonej przed nim mapy. Jak na tak głęboką prowincję była dobrze wykonana, a do tego kobieta się co nieco na niej znała. Czyżby trafił na miejscowego przywódcę? Albo po prostu doświadczoną przez życie osobę, której wiedza przewyższała takiego gołowąsa, jak on. Na wzmiankę o bandytach porywających dziewczyny włosy na skórze stanęły mu dęba. Nie potrafił wyobrazić sobie, jak zareagowałby na wieść o krzywdzie Nanoko. Nie łączyło ich nic poza nocą w jaskini i obietnicy, którą jej wtedy złożył. Skoro jednak pani uznała tych bandytów za rozwiązaną sprawę...
- Kim jest pani mąż, jeśli można spytać? Mówi o nim pani tak, jakby pewnym było, że nic mu się nie stanie. - spytał z ciekawości chłopak. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak można być tak pewnym czyichś zdolności, by nie martwić się o jego los? Chyba, że kobieta wszystko tłumiła w sobie, nie chcąc obarczać samuraja kolejnymi troskami. -Cóż... Może tam pójdę i sam to sprawdzę? Droga nie wydaje się trudna. - zastanawiał się na głos. Może lepiej będzie, jeśli na własne oczy zobaczy jak mają się ci bandyci?
- Kim jest pani mąż, jeśli można spytać? Mówi o nim pani tak, jakby pewnym było, że nic mu się nie stanie. - spytał z ciekawości chłopak. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak można być tak pewnym czyichś zdolności, by nie martwić się o jego los? Chyba, że kobieta wszystko tłumiła w sobie, nie chcąc obarczać samuraja kolejnymi troskami. -Cóż... Może tam pójdę i sam to sprawdzę? Droga nie wydaje się trudna. - zastanawiał się na głos. Może lepiej będzie, jeśli na własne oczy zobaczy jak mają się ci bandyci?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości