Obóz szczepu Sabaku
Re: Obóz szczepu Sabaku
Obóz był przepełniony namiotami. Był w tej materii dość podobny do tego umieszczonego w lesie, ustawiony przez Senju. Tworzenie stabilnych konstrukcji specjalnie na tą jedną wojnę byłoby skrajnym marnotrawstwem materiałów. No i na pustyni panują temperatury ogromne, dodatkowo podłoże nie było stabilne. Niby były to oczywistości do których dojścia nie trzeba było dużo czasu na uzmysłowienie sobie tego. Murai jednak analizował w ten sposób każdą rzecz, każdą sytuację. Zadawał pytanie na temat oczywistości i natychmiast znajdował na nią odpowiedź. Przykładowo przeznaczenie poszczególnych namiotów, z czego największy był albo siedzibą dowódców armii, albo magazynem na wyposażenie. Szeregowi musieli walczyć bronią konwencjonalną, wybitniejsze jednostki korzystały z umiejętności nietypowych, opartych na chakrze. Murai nie powinien myśleć na temat takich błahych tematów, a nad strategią którą przyjmie podczas swojej bitwy. Umiejętności tworzenia kości mogą być problematyczne, dodatkowo wydają się dobre w walce bezpośredniej. Kości dodatkowo mogłyby być kształtowane zgodnie z wolą twórcy, co byłoby jeszcze bardziej problematyczne. Dlatego Kakuzu będzie musiał walczyć na średnim dystansie, z wykorzystaniem nici. Błyskawiczne dotarcie do gardła, uduszenie. Albo też wbicie się nićmi do serca i eksterminacja. A jeśli któryś z nich popisze się znajomością potężnych technik żywiołowych... to natychmiast stanie się celem Muraia. Jednak całokształt zależeć będzie od dowództwa i strategii jaką podejmą. Dlatego też postanowił poszukać miejsca, w którym będą przebywać najważniejsi rangą dowódcy. Oczywiście nie będzie ich nachodził tak bezpośrednio, żądając ujawnienia strategii. Może i był wybitną jednostką, ale był także szeregowym żołnierzem. Z osiągnięciami, ale teraz pełnił taką funkcję. Chyba, że dowództwo dowie się o jego udziale w bitwie, przykładowo od Ichirou, po czym dostrzeże w jego umiejętnościach lepsze zastosowania niż masakrowanie dziesiątek wrogich jednostek. Dlatego też, biorąc to wszystko pod uwagę, Murai starał się krążyć po obozie i znaleźć dowództwo. Nie nachodzić ich, po prostu znaleźć.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Obóz szczepu Sabaku
Nadszedł czas kolejnej próby dla młodzieńca z heterochromią, czyli dojście do obozu Sabaku. Maszerując taką grupką wraz z pochodniami wzbudzili małe pobudzenie. Przecież to była bardzo dobra dla nich nowina, posiadać dodatkowe wsparcie. Hikari chcąc nie chcąc szedł na czele jako, że on zorganizował taki "wypad" z kolegami. Weekend na piaskach, w Atsui, jedyna taka oferta. W najbliższych dniach będzie można podziwiać rzadkie dla tego rejonu piaskowe tsunami, tak więc atrakcji nie zabraknie. Tia. Podszedł do pierwszego Sabaku stojącego przy wejściu. To oczywiste, że jakoś pilnowali wchodzących, a tutaj trzeba wytłumaczyć sytuację. Przecież od lidera nie było żadnej zwrotnej informacji, ale dlaczego zakładać, że miałaby być negatywna, skoro podobno lider byl powiadomiony o propozycji Hikariego? A przynajmniej miał być...
- Hikari Terumi wraz z około setką ludzi z gałęzi Yogan. Chciałbym się spotkać także z Ichirou Sabaku, ktoś wie czy jest tutaj obecny?
Nie ukrywał, że poznał podczas swojej przygody kogoś z Sabaku. I to nawet w własnej wiosce nie tak dawno temu, o ironio. Chciał mu przekazać informację o stanie faktycznym stanowiska jego szczepu, a właściwie gałęzi i posiłkach jakie mimo to zorganizował, a nikt nie mówi, że nikt jeszcze nie dołączy. Chciał też przekazać, że w przeciwnikach może być ktoś kto ze względu na stare czasy czy nienawiść do niego może walczyć po drugiej stronie konfliktu i w takim wypadku o ile jest możliwe to pozbawienie przytomności, a nie zabicie. Nie chciał śmierci swoich pobratymców, ofiary innych stojących po stronie Kaguya uznał za konieczne. Sumienie się uspokoiło na czas bitwy.
- Musisz się udać do centralnej części obozu, to tam zmierzał. Powinni być tam także liderzy szczepów planując bitwę. Chociaż mogli już skończyć cholera wie, ale powinieneś tam zajrzeć i powiedzieć o siłach z jakimi przyszedłeś.
Podsumowując. Od tych ludzi dowiedział się, że powinienem kierować się do centralnej części obozu w celu spotkania jego jak i lidera. Czyżby miał uczestniczyć w jakichś naradach wojennych i właśnie sam się na to pisał? Los chyba nie mógł być dla niego bardziej okrutny, tylko czy sam się na niego nie pisał mobilizując ludzi? Wcześniej myślał, że lider mimo wszystko go poprze, a przynajmniej nie zakładał innej opcji, bo poszedł za pierwszą lepszą myślą i jej się trzymał chociażby nie wiem co, ale teraz? Sytuacja się zmieniła na jego można powiedzieć nie korzyść, bo nie chciał tego. Wtedy usłyszał głos jednego z jego towarzyszy z tyłu, ten który najwięcej się go pytał podczas drogi, Ryu. Mimo młodego wieku szybko został Sentokim, znany z tego, że ma zapał do walki i przygody. I w sumie tylko do tego, bo tak to jeden wielki leń jak się dowiedział.
- Idź śmiało i załatw co trzeba, a my znajdziemy dla nas miejsce.
Słysząc to strażnik natychmiast się odezwał.
- Poinformuję ludzi co trzeba i zaprowadzę was na miejsce, gdzie zostanie rozbite więcej namiotów dla waszych ludzi.
- Dziękuję.
Na chwilę Hikari odwrócił się do reszty jego... Braci? Nie wiedział jak ich nazwać, ale przed walką wraz z nimi ramię w ramię czuł się jakoś inaczej.
- Skoro tak się sprawy mają to zobaczymy się później. Idę poinformować o naszym przybyciu, aby uwzględnili to w planach wojennych.
- Już uciekaj. Wiesz, że ja takich rozmów nie lubię, zresztą. To Ty jesteś za wszystko odpowiedzialny chyba w tym przypadku.
Rzeczywiście wziął na siebie za dużo odpowiedzialności...
Ruszył ku centralnej części obozu z aprobatą tej części przybyłych. Wcześniejszy wzrok pogardy zmieniał się lekko, a może to jemu tak się wydawało? Zobaczymy czy po bitwie dalej będą takie same nastroje... Idąc tam rozglądał się i patrzył na na wszystkich zebranych ludzi. Razem było ich dość dużo, ale to nic dziwnego. Zbliżał się dla nich wielki dzień, o ile wygrają. Będąc bliżej centralnej części obozu wypatrzył tego, do którego miał przybyć. Brunta-buca. Ero-Ichi heh. Ciekawe co zrobił, że miał takie przezwisko. Zresztą. Nie ważne, teraz na polu bitwy nie pora na takie rzeczy, czas się skupić. Podszedł do niego i zagadał tak, aby ten go widział.
- Dawno się nie widzieliśmy. Co u Ciebie i Harumi?
Zaczął tematem ogólnym, takie przywitanie, trochę w tym grzeczności, a także szczerej ciekawości. Idealne na rozpoczęcie rozmowy. Potem musiał przejść do poważnych tematów.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zacznę od złej, lider oficjalnie nie wspiera żadnej strony konfliktu, ani nie zdecydował się was poprzeć.
Zrobił sekundkę przerwy dla trochę po dramatyzowania. Zachciało mu się w takim momencie co?
- Dobra to taka, że nie zabronił wesprzeć w konflikcie żadnej z stron i wraz ze mną przybyła około setka ludzi. Sentoki, Akoraito, a także żołnierze, to tyle co mogę zapewnić ja sam z jednej gałęzi szczepu, a mianowicie z Yogan. Myślę, że mimo to nie ma co narzekać co? Muszę Ciebie ostrzec, że parę osób może pojawić się po przeciwnej stronie konfliktu, ale to pojedyncze jednostki.
- Hikari Terumi wraz z około setką ludzi z gałęzi Yogan. Chciałbym się spotkać także z Ichirou Sabaku, ktoś wie czy jest tutaj obecny?
Nie ukrywał, że poznał podczas swojej przygody kogoś z Sabaku. I to nawet w własnej wiosce nie tak dawno temu, o ironio. Chciał mu przekazać informację o stanie faktycznym stanowiska jego szczepu, a właściwie gałęzi i posiłkach jakie mimo to zorganizował, a nikt nie mówi, że nikt jeszcze nie dołączy. Chciał też przekazać, że w przeciwnikach może być ktoś kto ze względu na stare czasy czy nienawiść do niego może walczyć po drugiej stronie konfliktu i w takim wypadku o ile jest możliwe to pozbawienie przytomności, a nie zabicie. Nie chciał śmierci swoich pobratymców, ofiary innych stojących po stronie Kaguya uznał za konieczne. Sumienie się uspokoiło na czas bitwy.
- Musisz się udać do centralnej części obozu, to tam zmierzał. Powinni być tam także liderzy szczepów planując bitwę. Chociaż mogli już skończyć cholera wie, ale powinieneś tam zajrzeć i powiedzieć o siłach z jakimi przyszedłeś.
Podsumowując. Od tych ludzi dowiedział się, że powinienem kierować się do centralnej części obozu w celu spotkania jego jak i lidera. Czyżby miał uczestniczyć w jakichś naradach wojennych i właśnie sam się na to pisał? Los chyba nie mógł być dla niego bardziej okrutny, tylko czy sam się na niego nie pisał mobilizując ludzi? Wcześniej myślał, że lider mimo wszystko go poprze, a przynajmniej nie zakładał innej opcji, bo poszedł za pierwszą lepszą myślą i jej się trzymał chociażby nie wiem co, ale teraz? Sytuacja się zmieniła na jego można powiedzieć nie korzyść, bo nie chciał tego. Wtedy usłyszał głos jednego z jego towarzyszy z tyłu, ten który najwięcej się go pytał podczas drogi, Ryu. Mimo młodego wieku szybko został Sentokim, znany z tego, że ma zapał do walki i przygody. I w sumie tylko do tego, bo tak to jeden wielki leń jak się dowiedział.
- Idź śmiało i załatw co trzeba, a my znajdziemy dla nas miejsce.
Słysząc to strażnik natychmiast się odezwał.
- Poinformuję ludzi co trzeba i zaprowadzę was na miejsce, gdzie zostanie rozbite więcej namiotów dla waszych ludzi.
- Dziękuję.
Na chwilę Hikari odwrócił się do reszty jego... Braci? Nie wiedział jak ich nazwać, ale przed walką wraz z nimi ramię w ramię czuł się jakoś inaczej.
- Skoro tak się sprawy mają to zobaczymy się później. Idę poinformować o naszym przybyciu, aby uwzględnili to w planach wojennych.
- Już uciekaj. Wiesz, że ja takich rozmów nie lubię, zresztą. To Ty jesteś za wszystko odpowiedzialny chyba w tym przypadku.
Rzeczywiście wziął na siebie za dużo odpowiedzialności...
Ruszył ku centralnej części obozu z aprobatą tej części przybyłych. Wcześniejszy wzrok pogardy zmieniał się lekko, a może to jemu tak się wydawało? Zobaczymy czy po bitwie dalej będą takie same nastroje... Idąc tam rozglądał się i patrzył na na wszystkich zebranych ludzi. Razem było ich dość dużo, ale to nic dziwnego. Zbliżał się dla nich wielki dzień, o ile wygrają. Będąc bliżej centralnej części obozu wypatrzył tego, do którego miał przybyć. Brunta-buca. Ero-Ichi heh. Ciekawe co zrobił, że miał takie przezwisko. Zresztą. Nie ważne, teraz na polu bitwy nie pora na takie rzeczy, czas się skupić. Podszedł do niego i zagadał tak, aby ten go widział.
- Dawno się nie widzieliśmy. Co u Ciebie i Harumi?
Zaczął tematem ogólnym, takie przywitanie, trochę w tym grzeczności, a także szczerej ciekawości. Idealne na rozpoczęcie rozmowy. Potem musiał przejść do poważnych tematów.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zacznę od złej, lider oficjalnie nie wspiera żadnej strony konfliktu, ani nie zdecydował się was poprzeć.
Zrobił sekundkę przerwy dla trochę po dramatyzowania. Zachciało mu się w takim momencie co?
- Dobra to taka, że nie zabronił wesprzeć w konflikcie żadnej z stron i wraz ze mną przybyła około setka ludzi. Sentoki, Akoraito, a także żołnierze, to tyle co mogę zapewnić ja sam z jednej gałęzi szczepu, a mianowicie z Yogan. Myślę, że mimo to nie ma co narzekać co? Muszę Ciebie ostrzec, że parę osób może pojawić się po przeciwnej stronie konfliktu, ale to pojedyncze jednostki.
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Obóz szczepu Sabaku
Shinji przed pójściem do obozu zdążył się odpowiednio zaopatrzyć. Zakładał zapewne słusznie, że nie otrzymają żadnego rynsztunku. Będą musieli walczyć tym co ze sobą zabiorą i właśnie dlatego był w tym momencie prawdziwym chodzącym arsenałem. Ilość wybuchowych notek, które zakupił wystarczyłaby do zniszczenia jakiegoś budynku nie mówiąc już o zniszczeniu jakie mogły wywołać na polu bitwy.
Wszedł do obozu pewnym zdecydowanym krokiem. Jako reprezentant Kruków musiał sprawiać dobre wrażenie. Zapewne większość nawet nie wiedziała czym jest ta organizacja. Tym bardziej nikt nie spodziewałby się ich reprezentanta w obozie. O tym wiedzieli tylko najwyżej postawieni bo Ichirou zapewne raczył się już podzielić tą informację chociażby i z liderem Sabaku. W sumie Shinji nie zastanawiał się jeszcze nad tą kwestią. Czemu członek klanu Sabaku zbierał ludzi? Wiadomo wojna. Musiał być kimś dosyć wysoko postawionym w klanie. Myśl ta nieco go zbiła go z tropu i zanim się obejrzał zaszedł już całkiem daleko i jakby to określić... Zgubił się. Musiał podejść do jakiejś dobrej duszyczki, która bo go wsparła. Jego miejsce nie było wśród prostaczków, ale u boku Ichirou bo w końcu to z nim się dogadywał i to na niego miał mieć oko. Z jakiegoś powodu Krukom na nim zależało. Zadanie to zadanie jak głupie by ono nie było. Nie wyglądał na kogoś kto wymagałby opieki, a tym bardziej pomocy nowicjusza, ale cóż...
- Przepraszam. Poszukuję Ichirou z rodu Sabaku.
Słowa te skierowane były w kierunku pierwszego lepszego strażnika, którego napotkał na swojej drodze. Skąd mógł wiedzieć, że to strażnik? Stał jak idiota na warcie, gdzie reszta osób dziwnym trafem miała jakieś zajęcie chociażby i grę w karty lub krzątanie się z przeróżnymi rzeczami. Pełni było także przeróżnych gapiów, ale charakteryzowali się luźną postawą, a nie staniem na sztorc jak jegomość do którego zagadał.
- W tamtym kierunku.
Wskazał on miejsce w które powinien się udać. Właśnie tam poszedł rozglądając się dookoła w poszukiwaniu wzrokiem zarówno Hikariego jak i Ichirou. Oboje powinni znajdować się już na miejscu. Może się mylił, a może miał rację. Pozostawało mieć nadzieję, że nie skończy się na ponownym zgubieniu w tym ogromnym zgrupowaniu. Poszukiwaniom towarzyszyło przyjemne uczucie, które można było opisać jako po prostu syndrom odkrywcy. Tego typu doświadczenie było dla niego czymś nowym. Otaczanie się ludźmi, którzy mieli iść na bój jakkolwiek źle to nie brzmi było niezwykle budujące na duchu. Być może określenie otaczania siebie jest lekkim nieporozumieniem. Przecież to Shinji do nich dołączył, a nie na odwrót, ale czuł się inny lepszy. Był to element pewnej chorej filozofii, ale czuł że niebiosa są po jego stronie w przeciwieństwie do masy tutaj zgrupowanych. Z pewnością przyjdzie im zginąć, ale on czuł że tak nie będzie w jego wypadku. Miał określony cel i nie mógł tutaj umrzeć.
Po 10 minutach od przybycia do obozu wreszcie trafił na Ichirou. Nie był on sam. Obok niego rozpoznał dobrze mu już znaną twarz Hikari'ego co dodało mu tylko pewności siebie. Powolnym krokiem z wypiętą piersią podszedł i przywitał się.
- Witam. Tak więc oto i jestem Ichirou-kun.
Po przywitaniu się jego wzrok skupił się jednak na innej osobie. A był nią członek klanu Terumi, którego miał okazję bliżej poznać. Zawierał on w sobie coś w rodzaju pytania. Sam nie wiedział o co dokładnie, ale był ciekaw jak przebiegła rozmowa z liderem. Przybył na tyle późno, że nie zdążył usłyszeć żadnych słów Hikariego, które nieco rozjaśniały panującą sytuację. Było to tym gorsze, że mogła na tym ucierpieć jego reputacja. Cholerne karty nie były po jego stronie, a w karczmie obiecywał gruszki na wierzbie. Jakie to kruki nie będą pomocne itd. Prawda była taka, że gówno z tego wynikało i o ile nikt z organizacji się do niego nie zgłosi nie wniesie nic oprócz swojej osoby. Zaświeciła się pewna lampka w głowie. Myśl nie dająca spokoju. Może właśnie to miał lider na myśli zlecając mu wspieranie Ichirou w konflikcie? Miał być szpiegiem i zdać raport o tym co się wydarzyło i to wszystko. Kto to wie...
Wszedł do obozu pewnym zdecydowanym krokiem. Jako reprezentant Kruków musiał sprawiać dobre wrażenie. Zapewne większość nawet nie wiedziała czym jest ta organizacja. Tym bardziej nikt nie spodziewałby się ich reprezentanta w obozie. O tym wiedzieli tylko najwyżej postawieni bo Ichirou zapewne raczył się już podzielić tą informację chociażby i z liderem Sabaku. W sumie Shinji nie zastanawiał się jeszcze nad tą kwestią. Czemu członek klanu Sabaku zbierał ludzi? Wiadomo wojna. Musiał być kimś dosyć wysoko postawionym w klanie. Myśl ta nieco go zbiła go z tropu i zanim się obejrzał zaszedł już całkiem daleko i jakby to określić... Zgubił się. Musiał podejść do jakiejś dobrej duszyczki, która bo go wsparła. Jego miejsce nie było wśród prostaczków, ale u boku Ichirou bo w końcu to z nim się dogadywał i to na niego miał mieć oko. Z jakiegoś powodu Krukom na nim zależało. Zadanie to zadanie jak głupie by ono nie było. Nie wyglądał na kogoś kto wymagałby opieki, a tym bardziej pomocy nowicjusza, ale cóż...
- Przepraszam. Poszukuję Ichirou z rodu Sabaku.
Słowa te skierowane były w kierunku pierwszego lepszego strażnika, którego napotkał na swojej drodze. Skąd mógł wiedzieć, że to strażnik? Stał jak idiota na warcie, gdzie reszta osób dziwnym trafem miała jakieś zajęcie chociażby i grę w karty lub krzątanie się z przeróżnymi rzeczami. Pełni było także przeróżnych gapiów, ale charakteryzowali się luźną postawą, a nie staniem na sztorc jak jegomość do którego zagadał.
- W tamtym kierunku.
Wskazał on miejsce w które powinien się udać. Właśnie tam poszedł rozglądając się dookoła w poszukiwaniu wzrokiem zarówno Hikariego jak i Ichirou. Oboje powinni znajdować się już na miejscu. Może się mylił, a może miał rację. Pozostawało mieć nadzieję, że nie skończy się na ponownym zgubieniu w tym ogromnym zgrupowaniu. Poszukiwaniom towarzyszyło przyjemne uczucie, które można było opisać jako po prostu syndrom odkrywcy. Tego typu doświadczenie było dla niego czymś nowym. Otaczanie się ludźmi, którzy mieli iść na bój jakkolwiek źle to nie brzmi było niezwykle budujące na duchu. Być może określenie otaczania siebie jest lekkim nieporozumieniem. Przecież to Shinji do nich dołączył, a nie na odwrót, ale czuł się inny lepszy. Był to element pewnej chorej filozofii, ale czuł że niebiosa są po jego stronie w przeciwieństwie do masy tutaj zgrupowanych. Z pewnością przyjdzie im zginąć, ale on czuł że tak nie będzie w jego wypadku. Miał określony cel i nie mógł tutaj umrzeć.
Po 10 minutach od przybycia do obozu wreszcie trafił na Ichirou. Nie był on sam. Obok niego rozpoznał dobrze mu już znaną twarz Hikari'ego co dodało mu tylko pewności siebie. Powolnym krokiem z wypiętą piersią podszedł i przywitał się.
- Witam. Tak więc oto i jestem Ichirou-kun.
Po przywitaniu się jego wzrok skupił się jednak na innej osobie. A był nią członek klanu Terumi, którego miał okazję bliżej poznać. Zawierał on w sobie coś w rodzaju pytania. Sam nie wiedział o co dokładnie, ale był ciekaw jak przebiegła rozmowa z liderem. Przybył na tyle późno, że nie zdążył usłyszeć żadnych słów Hikariego, które nieco rozjaśniały panującą sytuację. Było to tym gorsze, że mogła na tym ucierpieć jego reputacja. Cholerne karty nie były po jego stronie, a w karczmie obiecywał gruszki na wierzbie. Jakie to kruki nie będą pomocne itd. Prawda była taka, że gówno z tego wynikało i o ile nikt z organizacji się do niego nie zgłosi nie wniesie nic oprócz swojej osoby. Zaświeciła się pewna lampka w głowie. Myśl nie dająca spokoju. Może właśnie to miał lider na myśli zlecając mu wspieranie Ichirou w konflikcie? Miał być szpiegiem i zdać raport o tym co się wydarzyło i to wszystko. Kto to wie...
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Obóz szczepu Sabaku

- Witaj - przywitał się skinieniem głowy, a potem szybko przeanalizował odpowiedź na zadane pytanie. Wspomnienie o Harumi wywołało u niego wewnętrzny zgrzyt, ale nie wybiło z pewnej siebie postawy. W tej kwestii nie było trudno wymyślić jakieś wytłumaczenie. - U mnie w porządku, a Harumi wróciła do swojego domu. Wojna to nie jest miejsce dla niej, więc rozeszliśmy się w swoje strony na pewien czas. - Potem wsłuchał się w słowa rozmówcy, które podejmowały już ważniejszą kwestię. Brak oficjalnego wsparcia Terumi, huh? Chyba nie było tutaj niczego szokującego. Wiara, że Hikari załatwi wszystko byłaby naiwna. Akolita westchnął więc cicho, a zaraz po tym Terumi dokończył swoją wypowiedź. I tutaj można było się zdziwić, bo wraz z czarnowłosym przybyła około setka ludzi. To już coś.
- To bardzo dobra wiadomość, nawet jeśli nie mam waszego oficjalnego wsparcia. W obecnej sytuacji od ciepłych słów i poklepania po ramieniu ważniejsi są żołnierze, czyż nie? Z pewnością takie wsparcie nie zostanie później zignorowane przez moich ludzi - zapewnił na koniec, co wchodziło w ramy taktownego zachowania. Pomoc, jaką przyprowadził Hikari nie była znikoma, więc w miarę swych możliwości wpadało potem okazać wdzięczność i wzajemność. Jeżeli układy sił na Samotnych Wydmach faktycznie miały się zmienić, to warto było już teraz szukać pewnych sojuszy i dobrych kontaktów z sąsiadami. W mniemaniu brązowowłosego, dla innych rodów rozsądni władcy piasku byli znacznie lepszą alternatywą niż nieokrzesani Kaguya.
Na dalszą prywatną pogawędkę dwójka shinobi nie mogła sobie pozwolić, ponieważ dołączył do niego Shinji. Był to kolejny osobnik, którego ściągnął na wojnę. Może nie z własnej inicjatywy, ale jednak. Liczył się rezultat, którego Ichirou wpisał sobie na swój rachunek, czym z pewnością się pochwali przy najbliższej sposobności przed liderem.
- Witaj. Dotarliście w porę, bo wkrótce zapadną finalne decyzje i przystąpimy do bitwy. O waszą gotowość nie będę pytał, bo skoro stawiliście się tu, to samo rozumie się przez siebie. - Mimo, że na ogół był lekkoduchem, nie potrafił za bardzo rozmawiać teraz o błahostkach. Żył w stu procentach aktualną wojną i myślał tylko o niej. Obejrzał się przez ramię, by spojrzeć w miejsce, gdzie powinni znajdować się głównodowodzący. Może już ustalili wszystko?
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Obóz szczepu Sabaku
Zacznę od ciekawostki na temat Hikariego, o której właściwie sobie przypomniał. Jego heterochromia jest koloru zielonego i jasnego czerwonego. To właśnie zieleń w pełni przedstawiał podobno jego krew z strony Sanjin, a natomiast jasny czerwony Yogan. No właśnie w tym problem, że on był słaby i dlatego uznali, że jego lawa jest zatruta kwasem. Tym bardziej, że po Katonie opanował Suiton. Teraz mógł chociaż udowodnić swoje umiejętności poprzez lawę, ale to dalej nie wystarczało. Musiał się w tym jeszcze podciągnąć, aby okazać pełnię swoich umiejętności i poszukać jakiejś innej możliwości, aby przewyższyć naturalne zdolności. Wtedy będą musieli go uznać. Tak to jest jego najbliższy cel, czyli musiałby też skupić się na Katonie i Dotonie, ale wpierw wolałby wzmocnić jakoś swój ogień, bo do niego miał naturalny dar. Lepiej by to wykorzystał, tylko czy jest to możliwe? Eh. Nie ważne, za daleko poleciał myślami, ale to nie zmniejszyło jego skupienia i wysłuchał rozmówcy. Czyli u Harumi wszystko dobrze. Miał rację, to nie miejsce dla niej, jak potrzebuje ochroniarzy. Tutaj na wojnie nie ma miejsca na coś takiego, każdy musi nie tylko liczyć na siebie, ale też wspierać innych. Byłaby tylko kulą u nogi prawdę mówiąc. Dodatkowo dochodziła kwestia, że ona chłopaka nienawidziła, więc nie chciał jej uprzykrzać życia.
- Po bitwie może lider przyśle kogoś wyższej rangi, aby wyjaśnić wszystko więc i pewnie te kwestie o ile takie będą na miejscu, to już nie zależy ode mnie. Nie jestem od tego i szczerze mówiąc nie podoba mi się, że musiałem przyjść w miejsce bliskie posiedzenia liderów, ale cóż poradzić. Tak widocznie chciał los.
Nie chciał podejmować się ryzyka wzięcia udziału w żadnej rozmowie. Te słowa mógł już usłyszeć też Shiniji, bo akurat przyszedł, a następnie się przywitał. W sumie oni się widzieli więc odpowiedział mu skinieniem głową. Było to wiadome, że tutaj się spotkają, obaj mieli w tym jakiś cel, a także chyba mogli liczyć na siebie, chociaż... Gdzieś wnętrze przypominało mu słowa lidera o Krukach. Może to wszystko to tylko jego gra? W sumie nawet w pewien sposób by to się zgadzało. Oddawał informacje i w zamian sam zdobywał informacje. Czyżby to miało być jego celem? Zdecydowanie musiał być co do niego bardziej uważny.
- Tak jak sam sobie odpowiedziałeś, gdyby było inaczej nie dotrzymałbym obietnicy. To wiesz coś więcej może na temat kiedy rozpocznie się bitwa? prawdę mówiąc dopiero przybyliśmy i chciałbym wiedzieć chociaż podstawowe informacje na temat walki i jakichś planów.
Cóż jego pytania były szczere, ale chyba miał prawo na nie poznać odpowiedź. Ciekawe czy dowództwo wie o dodatkowym wsparciu, które przyszło wraz z Hikarim. Tia i on jako Doko się tutaj znajduje. Teraz tak sobie pomyślał jak bardzo kogos tutaj popierdoliło prawdę mówiąc, bo inaczej się nie da. Przyszedł z oddalonego od świata muru i walczyć mu się zachciało zamiast zażyć sobie spokojnego życia w swoim mieszkanku, a w sumie to wszystko przez kobiety. Gdyby nie Harumi to nie spotkałby Ichirou i miałby święty spokój, a jednocześnie nic by nie zyskał w oczach kogokolwiek.
- Po bitwie może lider przyśle kogoś wyższej rangi, aby wyjaśnić wszystko więc i pewnie te kwestie o ile takie będą na miejscu, to już nie zależy ode mnie. Nie jestem od tego i szczerze mówiąc nie podoba mi się, że musiałem przyjść w miejsce bliskie posiedzenia liderów, ale cóż poradzić. Tak widocznie chciał los.
Nie chciał podejmować się ryzyka wzięcia udziału w żadnej rozmowie. Te słowa mógł już usłyszeć też Shiniji, bo akurat przyszedł, a następnie się przywitał. W sumie oni się widzieli więc odpowiedział mu skinieniem głową. Było to wiadome, że tutaj się spotkają, obaj mieli w tym jakiś cel, a także chyba mogli liczyć na siebie, chociaż... Gdzieś wnętrze przypominało mu słowa lidera o Krukach. Może to wszystko to tylko jego gra? W sumie nawet w pewien sposób by to się zgadzało. Oddawał informacje i w zamian sam zdobywał informacje. Czyżby to miało być jego celem? Zdecydowanie musiał być co do niego bardziej uważny.
- Tak jak sam sobie odpowiedziałeś, gdyby było inaczej nie dotrzymałbym obietnicy. To wiesz coś więcej może na temat kiedy rozpocznie się bitwa? prawdę mówiąc dopiero przybyliśmy i chciałbym wiedzieć chociaż podstawowe informacje na temat walki i jakichś planów.
Cóż jego pytania były szczere, ale chyba miał prawo na nie poznać odpowiedź. Ciekawe czy dowództwo wie o dodatkowym wsparciu, które przyszło wraz z Hikarim. Tia i on jako Doko się tutaj znajduje. Teraz tak sobie pomyślał jak bardzo kogos tutaj popierdoliło prawdę mówiąc, bo inaczej się nie da. Przyszedł z oddalonego od świata muru i walczyć mu się zachciało zamiast zażyć sobie spokojnego życia w swoim mieszkanku, a w sumie to wszystko przez kobiety. Gdyby nie Harumi to nie spotkałby Ichirou i miałby święty spokój, a jednocześnie nic by nie zyskał w oczach kogokolwiek.
0 x
Cause i'm the real fire.
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
Re: Obóz szczepu Sabaku
Mimo wszystkich śpieszących się ludzi, dla blondyna czas mijał powoli na bezowocnym zastanawianiu się co dalej. Chłopak zdawał sobie sprawę, że siedząc bezczynnie na pewno nie dowie się niczego "Zamiast siedzieć i czekać może warto po prostu kogoś spytać, czy powinienem się gdzieś stawić, bądź po prostu gdzie mogę zasięgnąć jakiś konkretniejszych informacji, chyba ktoś tu zrobił się leniwy przez te ostatnie dni" Ryuji dźwignął się z drewnianej skrzynki, na której siedział, chcąc opuścić teren namiotów medycznych musiał ustąpić grupce medyków, z pacjentem na noszach, szybkie spojrzenie na poszkodowanego pozwoliło stwierdzić, że mężczyzna najprawdopodobniej nadepną prosto na jakąś paskudną pułapkę. Wzrok młodego Sabaku powędrował przez chwilę za oddalającymi się noszami "Jeszcze niedawno, musiałem zakładać takie pułapki, mam nadzieje że to nie jedna z naszych..." Nagle za pleców bohatera, rozbrzmiał znajomy męski głos
- Ryuji Sabaku! Blondyn gdy tylko się odwrócił, zobaczył znajomą rudą czuprynę, był to nie kto inny jak Ukyo dowódca jego drużyny na jednej z ostatnich misji przy granicy, na której wystąpiły niewielkie komplikacje.
- Ryuji przyszedłeś, sprawdzić co z Fusae? Spytał delikatnie się uśmiechając, jak zwykle pogodny.
- Właściwie, to szukam jakiś konkretnych informacji na temat mobilizacji i tego gdzie mógłbym się stawić. Odparł bezuczuciowym tonem - Aczkolwiek, jeżeli wiesz coś na temat jej stanu, będę wdzięczny za informacje. Blondyn już wcześniej zastanawiał, co stało się z ranną dziewczyną, w końcu od niego zależało jej życie. Nie czuł do niej jakiegoś przywiązania, praktyczniej jej nie znał, chciał wiedzieć czy udało wykonać mu się rozkaz i czy ona spełniła złożoną mu obietnicę.
- Hah! Jak zwykle poważny, no cóż większość z was już chyba tak po prostu ma, no cóż. Jeśli chodzi o tą pierwszą sprawę to koniecznie powinieneś się udać do centrum, w pobliże namiotów dowództwa, tam na pewno zostaną podjęte najważniejsze decyzje, właściwie to nie wiem czemu nie pomyślałeś o tym od razu. A co się tyczy drugiej sprawy... no cóż.. Ukyo w tym momencie spojrzał Ryujiemu głęboko w oczy, by po chwili rozpromienić soją twarz szerokim uśmiechem.
- Wszystko z nią dobrze i to dzięki twoim staraniom, prawdopodobnie gdybyś nie doniósł jej tutaj tak szybko, wykrwawiłaby się na śmierć. Aktualnie leży niedaleko, musi pozostać w łóżku jeszcze kilka dni ale z każdym kolejnym dniem jest coraz żywsza. Ryuji po informacji zaczerpniętej od lidera poczuł delikatną ulgę, wiedział że jego starania nie poszły na marne, a jego trud opłaci mu się w postaci nowej oddanej sojuszniczki, jeśli tylko dotrzyma swej obietnicy.
-Ach no tak zapomniałem o najważniejszym, kazała cię pozdrowić, nieźle się przy tym rumieniąc haha Roześmiał się po czym delikatnie klepną Ryujego w ramię. Blondyn nie zareagował w najmniejszy sposób, skinął delikatnie głową w jego kierunku i powiedział swoim beznamiętnym tonem
- Dziękuję za informację Ukyo, życz jej szybkiego powrotu do zdrowia, a ciebie muszę pożegnać, ruszam w stronę centrum Rzucił po czym oddalił się w swoją stronę. Pod łuższym spacerze po obozie, po raz kolejny mijając wszelkiego rodzaju namioty oraz konstrukcje z drewna, bondynowi udało się dostrzec zbiorowisko ludzi ustawionych przed większymi namiotami. Młody Sabaku dostrzegł swoich pobratymców jak i zupełnie obcych ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, bądź cierpliwie czekali "Chyba trafiłem we właściwe miejsce.." Blondyn zatrzymał się nieco z tyłu, nie lubił się wpychać gdzieś spóźniony. Rozglądając się po twarzach zebranych, udało mu się dostrzec kilka znajomych twarzy obozowiczów, lecz najbardziej jego uwagę przykuł nie kto inny jak Ichirou, którego nie widział od groma czasu. Chłopak ucieszył się widząc go w dobrym zdrowiu "Może uda mi się później z nim porozmawiać, jestem ciekaw co porabiał przez ten cały czas" Pomyślał, po czym wśród wszystkich zebranych zapanowało delikatne poruszenie, większość osób zwróciła głowy w kierunku namiotu, z którego wyszedł charakterystyczny Jou Sabaku, był on kolejną osobą, której Ryuji nie widział od bardzo dawna, był to też człowiek, którego darzył największym szacunkiem a jednocześnie swojego rodzaju podziwem. Chłopak zdawał sobie sprawę, że tylko dzięki niemu przeżył pustynnym pogrom i dzięki jego naukom jest dzisiaj w tym miejscu. Jou rozmawiał ze swoją towarzyszką, a każdy wokół starał się usłyszeć co się dało, by dowiedzieć się czegokolwiek Być może to już..
- Ryuji Sabaku! Blondyn gdy tylko się odwrócił, zobaczył znajomą rudą czuprynę, był to nie kto inny jak Ukyo dowódca jego drużyny na jednej z ostatnich misji przy granicy, na której wystąpiły niewielkie komplikacje.
- Ryuji przyszedłeś, sprawdzić co z Fusae? Spytał delikatnie się uśmiechając, jak zwykle pogodny.
- Właściwie, to szukam jakiś konkretnych informacji na temat mobilizacji i tego gdzie mógłbym się stawić. Odparł bezuczuciowym tonem - Aczkolwiek, jeżeli wiesz coś na temat jej stanu, będę wdzięczny za informacje. Blondyn już wcześniej zastanawiał, co stało się z ranną dziewczyną, w końcu od niego zależało jej życie. Nie czuł do niej jakiegoś przywiązania, praktyczniej jej nie znał, chciał wiedzieć czy udało wykonać mu się rozkaz i czy ona spełniła złożoną mu obietnicę.
- Hah! Jak zwykle poważny, no cóż większość z was już chyba tak po prostu ma, no cóż. Jeśli chodzi o tą pierwszą sprawę to koniecznie powinieneś się udać do centrum, w pobliże namiotów dowództwa, tam na pewno zostaną podjęte najważniejsze decyzje, właściwie to nie wiem czemu nie pomyślałeś o tym od razu. A co się tyczy drugiej sprawy... no cóż.. Ukyo w tym momencie spojrzał Ryujiemu głęboko w oczy, by po chwili rozpromienić soją twarz szerokim uśmiechem.
- Wszystko z nią dobrze i to dzięki twoim staraniom, prawdopodobnie gdybyś nie doniósł jej tutaj tak szybko, wykrwawiłaby się na śmierć. Aktualnie leży niedaleko, musi pozostać w łóżku jeszcze kilka dni ale z każdym kolejnym dniem jest coraz żywsza. Ryuji po informacji zaczerpniętej od lidera poczuł delikatną ulgę, wiedział że jego starania nie poszły na marne, a jego trud opłaci mu się w postaci nowej oddanej sojuszniczki, jeśli tylko dotrzyma swej obietnicy.
-Ach no tak zapomniałem o najważniejszym, kazała cię pozdrowić, nieźle się przy tym rumieniąc haha Roześmiał się po czym delikatnie klepną Ryujego w ramię. Blondyn nie zareagował w najmniejszy sposób, skinął delikatnie głową w jego kierunku i powiedział swoim beznamiętnym tonem
- Dziękuję za informację Ukyo, życz jej szybkiego powrotu do zdrowia, a ciebie muszę pożegnać, ruszam w stronę centrum Rzucił po czym oddalił się w swoją stronę. Pod łuższym spacerze po obozie, po raz kolejny mijając wszelkiego rodzaju namioty oraz konstrukcje z drewna, bondynowi udało się dostrzec zbiorowisko ludzi ustawionych przed większymi namiotami. Młody Sabaku dostrzegł swoich pobratymców jak i zupełnie obcych ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, bądź cierpliwie czekali "Chyba trafiłem we właściwe miejsce.." Blondyn zatrzymał się nieco z tyłu, nie lubił się wpychać gdzieś spóźniony. Rozglądając się po twarzach zebranych, udało mu się dostrzec kilka znajomych twarzy obozowiczów, lecz najbardziej jego uwagę przykuł nie kto inny jak Ichirou, którego nie widział od groma czasu. Chłopak ucieszył się widząc go w dobrym zdrowiu "Może uda mi się później z nim porozmawiać, jestem ciekaw co porabiał przez ten cały czas" Pomyślał, po czym wśród wszystkich zebranych zapanowało delikatne poruszenie, większość osób zwróciła głowy w kierunku namiotu, z którego wyszedł charakterystyczny Jou Sabaku, był on kolejną osobą, której Ryuji nie widział od bardzo dawna, był to też człowiek, którego darzył największym szacunkiem a jednocześnie swojego rodzaju podziwem. Chłopak zdawał sobie sprawę, że tylko dzięki niemu przeżył pustynnym pogrom i dzięki jego naukom jest dzisiaj w tym miejscu. Jou rozmawiał ze swoją towarzyszką, a każdy wokół starał się usłyszeć co się dało, by dowiedzieć się czegokolwiek Być może to już..
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Moje aktualne położenie niespecjalnie sprzyjało zbieraniu i odnawianiu energii po męczącej podróży, jako że stałem jak te widły w gnoju po środku dość ruchliwej 'drogi'. A ludzi przybywało i przybywało. Tak więc chcąc, bądź nie chcąc, musiałem się nieco wycofać i znaleźć jakiś ustronny cień, gdzieś na uboczu, gdzie po pierwsze nie wadziłbym nikomu, a po drugie mógłbym uchronić się przed prażącym słońcem. Ponownie mu się przyjrzałem już z 'bezpiecznej' miejscówki, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem na jego temat, po czym wróciłem do obserwacji terenu wokół siebie. Nie dało się ukryć, że atmosfera była napięta, dookoła same wojaki, każdy łaził w inną stronę, zaś jeszcze inni 'ćwiczyli'. Moim czerwonym ślepiom również nie umknęła wszelkiej maści maszyneria, która tutaj stała. Nieźle się przygotowali, nie ma co, Uchiha nie mieli takich rzeczy, chociaż na co im by to było skoro mieli to cholerne działo, które jednym strzałem masakrowało całe oddziały? No właśnie. Nie mniej byłem zaciekawiony owymi wynalazkami, już zastanawiając się jak będzie wyglądał przebieg bitwy. Będą tłuc ich na dystans, a potem wykończą tych co zdołają się przedrzeć? Czy może wpierw zaleją ich deszczem pocisków, a potem dokonają dożynek, sami przypuszczając atak? W sumie co ja się tam znam, nie byłem typem stratega, ani kogoś takiego. Nawet nigdy nie myślałem o tym, by kimś przewodzić, więc nie zaprzątałem sobie tym głowy. Lepiej wychodziło mi słuchanie rozkazów i sama walka.
Po stwierdzeniu, że wreszcie przyszła pora na dymka, wysupłałem zza pazuchy papierosa i umieściłem go sobie w ustach, by dotlenić płuca. A gdy skończyłem, zgasiłem go w piachu i zagrzebałem. Ponownie zwilżyłem usta wodą z bukłaka. No dobra, to pora znaleźć kogoś kto coś wie, albo znaleźć się obok niego - stwierdziłem w duchu, po czym ruszyłem przed siebie, cały czas lustrując otoczenie wzrokiem. Ale jak na złość, nikogo 'wartego uwagi' nie wyhaczyłem, choć może niekoniecznie to prawda, to bardziej z mojej winy, bo moje myśli zaprzątnięte były bzdurami typu 'czy dobrze robię', albo 'czy podołam i przeżyje'. W końcu nigdy nie walczyłem na pustyni, nie wiedziałem na ile mój kryształ będzie tu efektywny, ba, nie wiedziałem praktycznie nic o przeciwniku. No dobra, ten cały Ichirou przedstawił mi ich możliwości: potrafili manipulować własnymi kośćmi, no ale to dość niewiele. Jak nie widziałem tego w akcji, to tak jakbyś nie wiedział nic, prawda? W końcu gdyby to było słabe, to Ci tutaj nie kombinowaliby z taką ilością wszelkiej maści wojaków i broni. Poza tym nawet nie wiedziałem kto popiera drugą stronę konfliktu. Skoro Senju ogarnęli sobie pomoc, to Ci cali Kaguya zapewne również. Z kim przyjdzie mi walczyć? A może wcale nie będę potrzebny? Na upartego mógłbym się zająć nawet samą obroną, w końcu Shoton no Jutsu spisuje się w tym najlepiej. Bądź po prostu atakować z dystansu, bo to też oferowały mi moje więzy krwi. Mógłbym jak ostatnio, wysłać smoka, a nawet dwa i tylko obserwować jak robią rzeź w oddziałach przeciwnika. Opcji naprawdę było wiele, ale niestety nie ode mnie to zależało. Rozkazy, rozkazy i jeszcze raz rozkazy. Poza tym jeśli chciałem zasłużyć na cięższą sakiewkę monet, to powinienem jakoś się wykazać. Czyli co, znów polecieć na pierwszą linię? Ostatnio się udało... ledwo, bo ledwo, ale przeżyłem. Ale czy tym razem będzie tak samo? Jak to mówią: 'do trzech razy sztuka', choć osobiście wolałbym, żeby drugi raz wyglądał co najwyżej jak ten pierwszy. A trzeciego nawet nie próbować. Rngesus nie będzie czuwał nade mną wiecznie.
W końcu dolazłem. Gdzieś. Był to jakiś duży namiot, chyba. Namiot dowodzenia? Czy coś w ten deseń. Było tu jeszcze więcej ludziów, szczególnie tych, co nie wyglądają jak miejscowi, więc założyłem sobie, że również są najemnikami, czy kimś w tym rodzaju. Rzecz jasna nie znałem nikogo, nawet tego całego 'Szkarłatnego Obserwatora', który był rzut beretem ode mnie. Ja i moja znajomość 'świata', hah. Kurwa, serio, chyba powinienem się czasem podszkolić w wiedzy na temat aktualnej sytuacji tego kontynentu, bo kiedyś wlezę takiemu na odcisk i wtedy to już śmiesznie nie będzie.. Mój olewczy stosunek do wszystkiego, co nie jest związane ze mną, bądź moim rodem był naprawdę godny pożałowania. Dostrzeganie tylko czubka własnego nosa kiedyś serio skończy się dla mnie niewesołym końcem. Ale to tam chuj, na razie jest jak jest, nie miałem zamiaru niczego w danej chwili zmieniać.
Najchętniej znalazłbym mojego 'zleceniodawcę' i mu się zameldował, zapytał go, co mam aktualnie robić, albo do kogo się zgłosić, ale... no właśnie, ale. Za dużo ludzi. Mógłbym popytać o niego, czy coś, w końcu znałem imię, ale ostatecznie zainstalowałem się przy jednej z maszyn, biorąc przykład z tego gościa o czerwonych włosach. Nie bardzo chciało mi się aktualnie siedzieć, raczej wolałem się przyjrzeć uzbrojeniu z bliska, dotknąć go i takie tam. Poza tym byłem wystarczająco blisko, by ewentualnie usłyszeć, bądź zobaczyć, jak coś zacznie się 'dziać'. No i - hej, byłem chyba jedynym idiotą, który był tu ubrany na czarno. Kto na pustyni, w środku dnia, ubiera się na czarno? No... no idiota. Do tego to strój strażników. To się wyróżniam. Tak więc raczej nie zostanę pominięty w razie czego. Chyba.
Po stwierdzeniu, że wreszcie przyszła pora na dymka, wysupłałem zza pazuchy papierosa i umieściłem go sobie w ustach, by dotlenić płuca. A gdy skończyłem, zgasiłem go w piachu i zagrzebałem. Ponownie zwilżyłem usta wodą z bukłaka. No dobra, to pora znaleźć kogoś kto coś wie, albo znaleźć się obok niego - stwierdziłem w duchu, po czym ruszyłem przed siebie, cały czas lustrując otoczenie wzrokiem. Ale jak na złość, nikogo 'wartego uwagi' nie wyhaczyłem, choć może niekoniecznie to prawda, to bardziej z mojej winy, bo moje myśli zaprzątnięte były bzdurami typu 'czy dobrze robię', albo 'czy podołam i przeżyje'. W końcu nigdy nie walczyłem na pustyni, nie wiedziałem na ile mój kryształ będzie tu efektywny, ba, nie wiedziałem praktycznie nic o przeciwniku. No dobra, ten cały Ichirou przedstawił mi ich możliwości: potrafili manipulować własnymi kośćmi, no ale to dość niewiele. Jak nie widziałem tego w akcji, to tak jakbyś nie wiedział nic, prawda? W końcu gdyby to było słabe, to Ci tutaj nie kombinowaliby z taką ilością wszelkiej maści wojaków i broni. Poza tym nawet nie wiedziałem kto popiera drugą stronę konfliktu. Skoro Senju ogarnęli sobie pomoc, to Ci cali Kaguya zapewne również. Z kim przyjdzie mi walczyć? A może wcale nie będę potrzebny? Na upartego mógłbym się zająć nawet samą obroną, w końcu Shoton no Jutsu spisuje się w tym najlepiej. Bądź po prostu atakować z dystansu, bo to też oferowały mi moje więzy krwi. Mógłbym jak ostatnio, wysłać smoka, a nawet dwa i tylko obserwować jak robią rzeź w oddziałach przeciwnika. Opcji naprawdę było wiele, ale niestety nie ode mnie to zależało. Rozkazy, rozkazy i jeszcze raz rozkazy. Poza tym jeśli chciałem zasłużyć na cięższą sakiewkę monet, to powinienem jakoś się wykazać. Czyli co, znów polecieć na pierwszą linię? Ostatnio się udało... ledwo, bo ledwo, ale przeżyłem. Ale czy tym razem będzie tak samo? Jak to mówią: 'do trzech razy sztuka', choć osobiście wolałbym, żeby drugi raz wyglądał co najwyżej jak ten pierwszy. A trzeciego nawet nie próbować. Rngesus nie będzie czuwał nade mną wiecznie.
W końcu dolazłem. Gdzieś. Był to jakiś duży namiot, chyba. Namiot dowodzenia? Czy coś w ten deseń. Było tu jeszcze więcej ludziów, szczególnie tych, co nie wyglądają jak miejscowi, więc założyłem sobie, że również są najemnikami, czy kimś w tym rodzaju. Rzecz jasna nie znałem nikogo, nawet tego całego 'Szkarłatnego Obserwatora', który był rzut beretem ode mnie. Ja i moja znajomość 'świata', hah. Kurwa, serio, chyba powinienem się czasem podszkolić w wiedzy na temat aktualnej sytuacji tego kontynentu, bo kiedyś wlezę takiemu na odcisk i wtedy to już śmiesznie nie będzie.. Mój olewczy stosunek do wszystkiego, co nie jest związane ze mną, bądź moim rodem był naprawdę godny pożałowania. Dostrzeganie tylko czubka własnego nosa kiedyś serio skończy się dla mnie niewesołym końcem. Ale to tam chuj, na razie jest jak jest, nie miałem zamiaru niczego w danej chwili zmieniać.
Najchętniej znalazłbym mojego 'zleceniodawcę' i mu się zameldował, zapytał go, co mam aktualnie robić, albo do kogo się zgłosić, ale... no właśnie, ale. Za dużo ludzi. Mógłbym popytać o niego, czy coś, w końcu znałem imię, ale ostatecznie zainstalowałem się przy jednej z maszyn, biorąc przykład z tego gościa o czerwonych włosach. Nie bardzo chciało mi się aktualnie siedzieć, raczej wolałem się przyjrzeć uzbrojeniu z bliska, dotknąć go i takie tam. Poza tym byłem wystarczająco blisko, by ewentualnie usłyszeć, bądź zobaczyć, jak coś zacznie się 'dziać'. No i - hej, byłem chyba jedynym idiotą, który był tu ubrany na czarno. Kto na pustyni, w środku dnia, ubiera się na czarno? No... no idiota. Do tego to strój strażników. To się wyróżniam. Tak więc raczej nie zostanę pominięty w razie czego. Chyba.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Obóz szczepu Sabaku

- Również przybyłem tu całkiem niedawno i jeszcze nie poznałem dokładnie planów. Właśnie zmierzałem do dowódcy, więc przedstawię ci konkrety jak będę bardziej rozeznany w temacie. Jeśli nie masz jakichś pilnych spraw do omówienia, to udam się do lidera po informacje. Albo właściwie... chodźmy razem. Skoro reprezentujesz swoich ludzi, to pasuje, żebyś poznał mojego lidera - skończył, odczekując parę sekund na ewentualne słowa ze strony Hikariego. O ile ten nie podjął żadnego istotnego tematu, machnął do niego ręką, by podążył za nim i wykonał kroki w kierunku miejsca, w którym powinien stacjonować przywódca szczepu. Był już bardzo blisko, więc po króciutkiej chwili mógł już dostrzec Sabaku Jou, który spacerował ze swoją przyboczną i toczył z nią rozmowę. Wolnym krokiem zmierzał w jego stronę i będąc już nieco bliżej uniósł prawą dłoń w geście powitania, dając tym samym znać chęć wymiany z nim choćby kilku zdań.
- Przybyłem na wezwanie, Jou - odrzekł na samym początku. Może nie sięgnął po jakieś bardziej wyrafinowane środki stylistyczne oddające pokorę i szacunek, ale taki już był. Złotooki akolita po prostu dość bezpośrednio odzywał się do innych, nawet tych o znacznie większym statusie. Jeżeli w zachowaniu oraz słowach przejawiał większą dozę pokory, to tylko wtedy, gdy taka postawa działała na jego korzyść i pozwalała mu coś zyskać. Było to jednak w jego przypadku fałszywe, a Ichirou wobec swojego lidera nie był fałszywy. Czuł bowiem wobec swego zwierzchnika niemały respekt. Właściwie to Jou był chyba jedynym autorytetem dla brązowowłosego, zakładając, że ten takowe w ogóle posiadał.
- Nie zdążyłem cię poinformować o moich ostatnich działaniach, ale pewnie już się o tym dowiedziałeś. Przyprowadziłem ze sobą Hikariego, przedstawiciela setki Yōgan, która stanie po naszej stronie podczas bitwy. Chcielibyśmy poznać plany na bitwę. - Krótko, zwięźle, bez zbędnych ceregieli. Lider dobrze wiedział, o co chodziło, więc brązowowłosy szybko skończył swoją wypowiedź, licząc, że wreszcie się dowie, jakie są dokładne zamiary szczepu i w jaki sposób chcą pokonać znienawidzony klan. W międzyczasie posłał mimowolny uśmiech w stronę Hisako, bo przecież była kobietą, a on... no właśnie, on był sobą.
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Shinji przestał odczuwać tą całą napiętą tuż przed bitwą atmosferę ciesząc się doskonałym towarzystwem Ichirou jak i Hikariego. Co prawda rozmowa w której nie bardzo uczestniczył, a był po prostu słuchaczem traktowała o poważnych sprawach on jednak nie przejmował się tym zupełnie. Zamiast tego rozluźnił nieco swoje ciało oczyszczając umysł ze wszystkich zbędnych myśli. To w niczym mu nie pomagało. W takim stanie trwał jeszcze przez krótszą chwilę gdy stało się nagle coś dziwnego. Wzrok ludzi skierował się w jednym kierunku. On zrobił to samo. Oczy wszystkich wlepione były w jedną postać, która to wyłoniła się z jednego namiotu. Trudno było rzecz, którego dokładnie w końcu jego reakcja była opóźniona. Persona ta musiała być kimś niesamowicie ważnym. Przyciągała uwagę jeszcze z innego powodu, ale nie wyglądało na to by uwaga ludzi była skupiona na tak długo z jednego błahego powodu. Był nim rzecz jasna specyficzny wygląd mężczyzny. Bez problemu można było wywnioskować, że jest starym wyjadaczem, który nie jedno już w życiu widział. Oprócz niego była tam także jakaś kobieta zapewne pełniąca funkcję jakiegoś przybocznego. A może to ona była liderem? W głowie Shinji'ego kolejny to już raz dał o sobie znać pewien mętlik, który desperacko starał się ukryć przed resztą. W końcu odgrywał wszechwiedzącego. Nie mogło być inaczej w końcu parał się szpiegostwem. Dlatego też postanowił mimo wszystko próbować zbierać informacje o wszystkim co usłyszy i zobaczy. Być może zachowanie tego typu mogło być lekko ryzykowne, ba nawet ktoś mógłby go uznać za szpiega którym przecież był i przez to wystawić na niebezpieczeństwo.
Dwójka rozpoczęła rozmowę, którą dało się usłyszeć z racji, że znajdowali się całkiem niedaleko. Przypuszczenia okazały się być niezwykle trafne i teraz pytanie brzmiało co zrobi Ichirou. Niemal jak na zawołanie się odezwał odpowiadając na pytanie uprzednio zadane przez Terumi. Wychodziło na to, że gówno wiedział i dopiero wszystko miało zostać ustalone. Czy będzie miał okazję poznać osobiście lidera Sabaku? Nic z tego. Zaproszony przez Ichiego został jedynie Hikari. Duma Shinji'ego została nieco urażona, ale cóż w sumie w przeciwieństwie do Hikariego nie przyprowadził żadnych ludzi. Szczerze mówiąc nie do końca było wiadomo co tu robi. Jedna osoba nic nie zmieniała, ale już był.
- Dobra to ja się w takim razie rozejrzę po obozie bo zaskakująco szybko was spotkałem. Nie oddalę się jednak zbyt daleko więc nie powinno być problemu z odnalezieniem się.
Faktycznie miał zamiar się rozejrzeć, a raczej podsłuchać to o czym będą rozmawiać z liderem. Póki co nie musiał nawet się zbytnio zbliżać w końcu nawet tutaj słyszał rozmowę z jego przyboczną. Mimo to dla niepoznaki ruszył powolnym krokiem na prawo tak by się za bardzo nie oddalać od Jou.
Dwójka rozpoczęła rozmowę, którą dało się usłyszeć z racji, że znajdowali się całkiem niedaleko. Przypuszczenia okazały się być niezwykle trafne i teraz pytanie brzmiało co zrobi Ichirou. Niemal jak na zawołanie się odezwał odpowiadając na pytanie uprzednio zadane przez Terumi. Wychodziło na to, że gówno wiedział i dopiero wszystko miało zostać ustalone. Czy będzie miał okazję poznać osobiście lidera Sabaku? Nic z tego. Zaproszony przez Ichiego został jedynie Hikari. Duma Shinji'ego została nieco urażona, ale cóż w sumie w przeciwieństwie do Hikariego nie przyprowadził żadnych ludzi. Szczerze mówiąc nie do końca było wiadomo co tu robi. Jedna osoba nic nie zmieniała, ale już był.
- Dobra to ja się w takim razie rozejrzę po obozie bo zaskakująco szybko was spotkałem. Nie oddalę się jednak zbyt daleko więc nie powinno być problemu z odnalezieniem się.
Faktycznie miał zamiar się rozejrzeć, a raczej podsłuchać to o czym będą rozmawiać z liderem. Póki co nie musiał nawet się zbytnio zbliżać w końcu nawet tutaj słyszał rozmowę z jego przyboczną. Mimo to dla niepoznaki ruszył powolnym krokiem na prawo tak by się za bardzo nie oddalać od Jou.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Obóz szczepu Sabaku
Jego sytuacja w jego obrazie tylko się pogarszała. Działo się zupełnie odwrotnie od tego czego on chciał czyli przekazania mu planów i wrócenia do swoich. Ichirou nic nie wiedział i miał zamiar spotkać się z liderem, aby je dopiero poznać. Na jego nieszczęście zamierzał go z sobą zabrać, a on nie miał innego wyboru niż tylko tam pójść skoro miał się dowiedzieć jakichkolwiek informacji. Osobiście nie nadawał się do tego, czuł, że to dla niego zbyt wiele. Z wyrzutka niemalże miałby stać się kimś dowodzącym? Przecież jest tylko Doko, chociaż z poparciem lidera, a przecież są tutaj także ludzie z rangą Sentoki czy Akoraito o wiele bardziej doświadczeni. Nie pozostało mu nic innego jak po prostu przyjąć los mu narzucony, podjąć rękawice i stanąć do walki. Wóz albo przewóz jak to się mówi. O ile Sabaku wygrają bitwę, on nie poniesie strat, a do tego wykaże się na polu bitwy to wiele zyska. Z drugiej strony jak którakolwiek rzecz mu nie wyjdzie może bardzo szybko stracić wszystko co posiada w gałęzi. Teraz nie miał już innego wyboru. Shinji nie został zaproszony, a jak wychodziło z jego słów nie chciał się wpraszać. Jego słowa były wypowiedziane z lekką złością, a przynajmniej to tak rozumiał Hikari znając trochę Shinjiego. Nie było innego wyboru jak się rozdzielić teraz.
- Tak więc do potem Shinji.
Ruszył za Ichirou i odezwał się do niego zanim dotarli do lidera, albo nawet w zasięg jego słuchu, ale zapewne dla członka Rodu Uchiha było to słyszalne. Nie zdążyli się oddalić, a on mógł je związać trochę z jego przyszłością i misją od ojca.
- Nawet nie wiesz jak niewdzięczny jest mój los, że ich reprezentuję, ale to zostawię dla siebie. Zresztą teraz to nie istotne skoro wszystko wyszło jak jest więc nie mam teraz innego wyjścia, więc prowadź przodem.
Będzie mu dane poznać lidera Sabaku i jak się okazało szybciej niż się spodziewał. Nawet nie zdążył się przygotować zbytnio, a już został wystawiony na próbę. Czy jej sprosta? Czy ogólnie lider Sabaku jakkolwiek przejmie się nim? Tego nie wiedział, ale nie pozostało mu nic jak tylko iść dalej obraną ścieżką do przodu. Przez wojnę do chwały. Głupiec z niego, który przejedzie się na własnych ambicjach. Za wiele, za szybko takie miał podejście do tego, ale było w nim coś dziwnego. Taka mobilizacja, nie ważne co jest przeciwko niemu będzie szedł dalej aż osiągnie cel, albo zginie. Kiedy to się obudziło? Pewnie po rozmowie z ojcem. Nie. Wcześniej, kiedy zaczął nienawidzić nienawiść. Wtedy były początki, ale wtedy zabijał tylko tych złych, którzy na to zasługiwali. Teraz zrozumiał, że każdy zasługuje na śmierć tak na prawdę. Tak nie ma człowieka bez grzechu, ale powoli małymi krokami może uda mu się je zminimalizować do jak najmniejszego stopnia, a połączenie jego szczepu to pewien punkt, który obecnie musi osiągnąć i do niego będzie dążyć. Stanął obok Ichirou i w porównaniu do niego nie znał "Jou". Do tego jest tylko Doko z szczepu nawet bez poparcia lidera. Ukłonił się grzecznościowo.
- Witam lordzie Jou. Niezmiernie mi miło mieć ten zaszczyt.
Formy grzecznościowe, gdy ktoś nowy wita się z liderem obcego szczepu czy rodu. Wszystkie zachowane. Miał nadzieję, że Ichirou go przedstawi, jakoś nie lubił opowiadać o sobie i nie zawiódł się. Do tego szybko przeszedł do najważniejszych informacji. To też poszło na plus, przynajmniej tutaj jest konkretny heh. Tak czy siak nie zostało mu zrobić nic jak sprostanie wzroku lidera i jego towarzyszki, na którą także zwrócił uwagę i ukłon był też skierowany w jej stronę.
- Tak więc do potem Shinji.
Ruszył za Ichirou i odezwał się do niego zanim dotarli do lidera, albo nawet w zasięg jego słuchu, ale zapewne dla członka Rodu Uchiha było to słyszalne. Nie zdążyli się oddalić, a on mógł je związać trochę z jego przyszłością i misją od ojca.
- Nawet nie wiesz jak niewdzięczny jest mój los, że ich reprezentuję, ale to zostawię dla siebie. Zresztą teraz to nie istotne skoro wszystko wyszło jak jest więc nie mam teraz innego wyjścia, więc prowadź przodem.
Będzie mu dane poznać lidera Sabaku i jak się okazało szybciej niż się spodziewał. Nawet nie zdążył się przygotować zbytnio, a już został wystawiony na próbę. Czy jej sprosta? Czy ogólnie lider Sabaku jakkolwiek przejmie się nim? Tego nie wiedział, ale nie pozostało mu nic jak tylko iść dalej obraną ścieżką do przodu. Przez wojnę do chwały. Głupiec z niego, który przejedzie się na własnych ambicjach. Za wiele, za szybko takie miał podejście do tego, ale było w nim coś dziwnego. Taka mobilizacja, nie ważne co jest przeciwko niemu będzie szedł dalej aż osiągnie cel, albo zginie. Kiedy to się obudziło? Pewnie po rozmowie z ojcem. Nie. Wcześniej, kiedy zaczął nienawidzić nienawiść. Wtedy były początki, ale wtedy zabijał tylko tych złych, którzy na to zasługiwali. Teraz zrozumiał, że każdy zasługuje na śmierć tak na prawdę. Tak nie ma człowieka bez grzechu, ale powoli małymi krokami może uda mu się je zminimalizować do jak najmniejszego stopnia, a połączenie jego szczepu to pewien punkt, który obecnie musi osiągnąć i do niego będzie dążyć. Stanął obok Ichirou i w porównaniu do niego nie znał "Jou". Do tego jest tylko Doko z szczepu nawet bez poparcia lidera. Ukłonił się grzecznościowo.
- Witam lordzie Jou. Niezmiernie mi miło mieć ten zaszczyt.
Formy grzecznościowe, gdy ktoś nowy wita się z liderem obcego szczepu czy rodu. Wszystkie zachowane. Miał nadzieję, że Ichirou go przedstawi, jakoś nie lubił opowiadać o sobie i nie zawiódł się. Do tego szybko przeszedł do najważniejszych informacji. To też poszło na plus, przynajmniej tutaj jest konkretny heh. Tak czy siak nie zostało mu zrobić nic jak sprostanie wzroku lidera i jego towarzyszki, na którą także zwrócił uwagę i ukłon był też skierowany w jej stronę.
0 x
Cause i'm the real fire.
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Obóz szczepu Sabaku

- Nie zmyliło, sam go tu ściągnąłem. Powinien okazać się użyteczny - odpowiedział krótko celem sprostowania, kiedy padła wzmianka o przedstawicielu Shinsengumi. Fakt, zbieranie żołnierzy z najróżniejszych miejsc, rodów i organizacji nie było szczytem ostrożności, ale najważniejszym było wzmocnienie swojej armii i przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę. Z takiego założenia wychodził Asahi, szukając dodatkowych sił tam, gdzie było to tylko możliwe. Chwilę później młodzieniec znowu zamienił się w słuch, tym razem zwracając głównie uwagę na Hisako, która przejęła inicjatywę i poinformowała w sprawie ogólnych planów i tego, jak najprawdopodobniej będzie przebiegać bitwa. Konfrontacja miała wyglądać zupełnie inaczej niż ta sprzed roku. Sabaku nie bronili się, bo w sumie nie mieli czego bronić i teraz to oni byli napastnikami. Mieli ze sobą machiny Ayatsurich, dodatkowe wsparcie Yōgan, ale wrogi ród również był przygotowany. Ichirou milczał przez kolejny moment, dając możliwość Hikariemu na odpowiedź na zadane pytanie. Dopiero potem postanowił coś dodać od siebie.
- Rozwinąłem się od czasu ostatniej bitwy i jestem gotów odprawić im Mszę Żałobną. Pewnie znajdziecie dla mnie odpowiednią rolę, więc w tej kwestii całkowicie się dostosuję - oznajmił, chcąc przekazać im w ten sposób dwie wiadomości. Pierwszą z nich był aktualnie prezentowany poziom umiejętności. Mogli nie wiedzieć, na co go obecnie stać, ponieważ ostatnio nie było go w Sabishi. Drugą rzeczą było natomiast to, że oddaje się do ich dyspozycji i wykona to, co będzie trzeba. Nie znał precyzyjnych planów, ale ci, znając jego umiejętności, powinni znaleźć dla niego właściwie miejsce, by mieć jak największy użytek ze złotookiego akolity. Jedno było pewne. Ichirou nie chciał biernie przyglądać się obecnym wydarzeniom. Po to koncentrował się na obecnym konflikcie przez tyle miesięcy, by teraz odegrać w nim możliwie dużą rolę i finalnie przyczynić się do klęski znienawidzonego klanu.
0 x
Re: Obóz szczepu Sabaku
Atmosfera w obozie zaczęła się zagęszczać. Czuć było, że ludzie szykują się na wojnę. Ogromna ilość wojowników przybyła na miejsce, z czego ogromna ich ilość prawdopodobnie będzie jedynie zwyczajnymi piechurami, mięsem armatnim pozwalającym przetrzymać ich mięso armatnie. Do obozu dotarły już machiny wojenne wraz z amunicją do nich. Murai brał udział w jednej wojnie i przygotowania do nich były w dużej mierze podobne. Podobne lecz nie takie same, obóz Senju był zdecydowanie większy i nie miał tych dziwnych maszyn. Murai miał już lekkie problemy ze swobodnym przemieszczaniem się i analizowaniem otoczenia. Wszystko było w ruchu, liczne musztry w obozie szykowały żołnierzy. Co chwila ktoś popychał Kakuzu, rozpraszał jego uwagę. W związku z tym postanowił stanąć w miejscu, gdzieś na uboczu. Niedaleko maszyn wojennych. Wtedy w jego oczy rzuciła się pewna osoba. Mężczyzna wyróżniał się zarówno nietypowym kolorem włosów, jak i widocznym brakiem oka. Towarzyszyła mu dziewczyna odziana dość zwiewnie, co było najpewniej wygodne w pustynnym, gorącym klimacie. Nie mając lepszego celu do obserwowania, Murai wyczulił maksymalnie swoje zmysły i skupił się na tej dwójce. Było to dość trudne biorąc pod uwagę rozgardiasz wokoło, jednak mimo tego Kakuzu udało się usłyszeć kilka ciekawych informacji. Wyglądało na to że ten mężczyzna był wysoko postawiony w hierarchii skoro rozmawiał o sytuacji wojennej i miał wiedzę o konkretnych klanach które zdecydowały się na pasywną postawę w tym konflikcie. Dodatkowo ta dwójka wychodziła z jednego z większych namiotów, co tylko potwierdzało teorię Muraia, który wolał stać z boku i nie afiszować się swoją obecnością. Co pewnie będzie miało miejsce, biorąc pod uwagę znajomość jego persony w niektórych kręgach.
Murai posiadając to co chciał wiedzieć ponownie skupił się na otoczeniu. Poświęcenie swojej uwagi na jednym celu było głupie, bo w ten sposób mógł zostać zaatakowany przez innego osobnika i tym samym ponieść konsekwencje swojej decyzji. Mimo wszystko czasami musiał tak postępować i dawać "wiarę" w sojuszników. Wojna jednak była dobra dla jego osoby, gdyż nikt nie atakował go jako indywidualnego celu, ataki skierowane były w grupy. Dlatego jego indywidualność nie groziła zostaniem celem jakiegoś potężniejszego wroga. Z czasem do osobnika z czerwonymi włosami zaczęli podchodzić kolejni ludzie, w tym Ichirou. Z słów innych mógł wyciągnąć wniosek, że jest to główny dowódca, a może nawet sam lider? Nadal stojąc z boku przysłuchiwał się kolejnym słowom tej gromady, analizując możliwie jak najwięcej informacji o nadchodzącej wojnie. Pomogła w tym dziewczyna imieniem Hisako, która wyjaśniała ogólne niuanse związane z armiami. Jou dodatkowo wspomniał o Yougan i gumowych ścianach. To było niesamowicie interesujące. Kolejna informacja odnośnie kolejnego rodu. Warto było przybyć tutaj wraz z Ichirou. Kiedy rozmowy ucichły chociaż na chwilę, Murai podszedł do zgromadzonych i lekko ukłonił się w kierunku lidera, a potem w stronę pozostałych.
- Witam, Jou-dono. Jestem Murai, za zachętą Ichirou zdecydowałem się również brać udział w tej bitwie. - słowa wypowiedziane oczywiście z dużym szacunkiem do adresata tych słów. Kultura nakazywała na okazywanie respektu w stosunku do osób o takiej pozycji. Dodatkowo z pewnością nie został powołany na swój urząd ot tak, musiała iść za tym ogromna siła albo doświadczenie. Albo jedno i drugie, co byłoby kombinacją wręcz morderczą. Murai wolał w kontaktach z takimi osobami wrażenie przynajmniej pozytywne. A na to składały się nawet najmniejsze rzeczy i gesty.
Murai posiadając to co chciał wiedzieć ponownie skupił się na otoczeniu. Poświęcenie swojej uwagi na jednym celu było głupie, bo w ten sposób mógł zostać zaatakowany przez innego osobnika i tym samym ponieść konsekwencje swojej decyzji. Mimo wszystko czasami musiał tak postępować i dawać "wiarę" w sojuszników. Wojna jednak była dobra dla jego osoby, gdyż nikt nie atakował go jako indywidualnego celu, ataki skierowane były w grupy. Dlatego jego indywidualność nie groziła zostaniem celem jakiegoś potężniejszego wroga. Z czasem do osobnika z czerwonymi włosami zaczęli podchodzić kolejni ludzie, w tym Ichirou. Z słów innych mógł wyciągnąć wniosek, że jest to główny dowódca, a może nawet sam lider? Nadal stojąc z boku przysłuchiwał się kolejnym słowom tej gromady, analizując możliwie jak najwięcej informacji o nadchodzącej wojnie. Pomogła w tym dziewczyna imieniem Hisako, która wyjaśniała ogólne niuanse związane z armiami. Jou dodatkowo wspomniał o Yougan i gumowych ścianach. To było niesamowicie interesujące. Kolejna informacja odnośnie kolejnego rodu. Warto było przybyć tutaj wraz z Ichirou. Kiedy rozmowy ucichły chociaż na chwilę, Murai podszedł do zgromadzonych i lekko ukłonił się w kierunku lidera, a potem w stronę pozostałych.
- Witam, Jou-dono. Jestem Murai, za zachętą Ichirou zdecydowałem się również brać udział w tej bitwie. - słowa wypowiedziane oczywiście z dużym szacunkiem do adresata tych słów. Kultura nakazywała na okazywanie respektu w stosunku do osób o takiej pozycji. Dodatkowo z pewnością nie został powołany na swój urząd ot tak, musiała iść za tym ogromna siła albo doświadczenie. Albo jedno i drugie, co byłoby kombinacją wręcz morderczą. Murai wolał w kontaktach z takimi osobami wrażenie przynajmniej pozytywne. A na to składały się nawet najmniejsze rzeczy i gesty.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Obóz szczepu Sabaku
Dla Hikariego ta rozmowa to kolejne wyzwanie tego dnia, któremu musi podołać. Akurat wyjątkowo wiele rozmów o dosyć dużym znaczeniu ostatnio mu się zdarzało. Nowe ramię Jou wywarło niemałe wrażenie na Hikarim. Nigdy nie spodziewałby się, że można w jakikolwiek sposób odzyskać utraconą rękę na zawsze, a tutaj... Połączenie drewna, metalu i zawiasów. Było co podziwiać. Początkowe słowa przez swoją powagę wydawały się dziwne. Nie zrozumiałe za bardzo. Nie mieli różnic w zachowaniu? Owszem i to wielkie. Dzieliła ich pierdolona przepaść, a on z tym bucem nie ma nic wspólnego. Zresztą nie ważne. Usłyszał pytanie, ale słysząc jego zakończenie zrozumiał, że to jest raczej groźba nie wymagająca odpowiedzi toteż przemilczał to. Zresztą... I tak miałby problem akurat wejść do głosu, a mu samemu nie podobałaby się odpowiedź na zadane pytanie. Czy może być pewny tych co z nim przyszli? Problem w tym, że w żadnym wypadku taki nie mógł być. Może tylko co do małej części, ale dopuszczał do siebie możliwość ich zdrady gdzieś w głębi serca. Miał tylko nadzieję, że tak się nie stanie. Lider rozejrzał się dookoła i wypowiedział o podsłuchiwaczach od wrogów i o dziwo różnych organizacji. Shiro Ryu... Kruki... No właśnie cholerne Karasu. Rozejrzał się i zobaczył Shinjiego, który stał tak, że zapewne był w zasięgu słuchu. Czyżby lider miał rację co do nich w tym co do i niego? Tym bardziej teraz chłopak wydaje mu się podejrzany i musi uważać na niego. Żałował tego, że zaufał mu i powiedział tak wiele, ale teraz tego nie cofnie. Członek Shinsengumi tutaj? Czy to było pozwolone aby w trakcie swojej służby tak dowolnie opuszczać mur? Wydawało mu się, że to nie powinno być takie proste, ale co on tam wie. Nie był tam na murze za długi okres czasu tak więc mogło się zmienić, albo był kimś wyżej postawionym kto mógł bez problemu chodzić i robić co chce.
Potem na pierwszy plan wyszła Hisako i za poleceniem Jou opowiedziała na temat planu walki. Był w teorii dosyć prosty, ale on pierwszy raz widział takie maszyny wojenne. Jak z nich strzelać? Jak to ogólnie działa? Na swoje nieszczęście nie wiedział jeszcze co te cacuszka potrafią zrobić i nie mógł się doczekać aby w sumie się przekonać. Do tego oddziały specjalne. Czemu miał wrażenie, że nie zostało to powiedziane przy nich przypadkowe? Bardzo możliwe, że edzie mieć okazję do nich należeć, chociaż nie chciał tego. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Potem Hikari musiał odpowiedzieć na pytanie zadane przez lidera. Odnośnie Terumi, którzy poszli po stronie Kaguya. Nie raczej to było pytanie dotyczące Yogan. Sanjin w tym nic, a nic nie uczestniczyli. Musiał powiedzieć prawdę na rzecz wygranej, teraz nie był czas wycofywać się, nie pozostało nic niż przeć do przodu. Wiedział, że nie może prosić o litość dla tych co stroją po przeciwnej stronie, nie z takim liderem.
- Maksymalnie pięćdziesiątka z Yogan może stanąć po ich stronie. Niestety nie wszyscy chcieli ruszyć ze mną, aby dołączyć po tej stronie konfliktu, dalej mają tam znajomych i przyjaciół z czasów dobrych relacji między poprzednim liderem, a wielmożnym Joichiro. Co do murów... To zależy jakiej są grubości, ale podejrzewam, że można je przetopić lawą, albo bramę miasta.
Następnie znowu mówił Ichirou. Czyżby mu się wydawało i on zmienił się trochę? Nie dodawał swoich głupich uwag, ale słowa wydawały się przepełnione nienawiścią. Nie aby miał czas na ten temat jakkolwiek pomyśleć, bo zaskoczył go kolejny osobnik. Murai, człowiek pełen szwów. Co to było? Pierwszy raz takie coś widział. Ciekawe, zaprawdę interesujące. Obecnie nie miał zamiaru więcej się wtrącać, a po prostu miał zamiar czekać. Czego on chciał podchodząc tutaj?
Potem na pierwszy plan wyszła Hisako i za poleceniem Jou opowiedziała na temat planu walki. Był w teorii dosyć prosty, ale on pierwszy raz widział takie maszyny wojenne. Jak z nich strzelać? Jak to ogólnie działa? Na swoje nieszczęście nie wiedział jeszcze co te cacuszka potrafią zrobić i nie mógł się doczekać aby w sumie się przekonać. Do tego oddziały specjalne. Czemu miał wrażenie, że nie zostało to powiedziane przy nich przypadkowe? Bardzo możliwe, że edzie mieć okazję do nich należeć, chociaż nie chciał tego. A przynajmniej tak sobie wmawiał. Potem Hikari musiał odpowiedzieć na pytanie zadane przez lidera. Odnośnie Terumi, którzy poszli po stronie Kaguya. Nie raczej to było pytanie dotyczące Yogan. Sanjin w tym nic, a nic nie uczestniczyli. Musiał powiedzieć prawdę na rzecz wygranej, teraz nie był czas wycofywać się, nie pozostało nic niż przeć do przodu. Wiedział, że nie może prosić o litość dla tych co stroją po przeciwnej stronie, nie z takim liderem.
- Maksymalnie pięćdziesiątka z Yogan może stanąć po ich stronie. Niestety nie wszyscy chcieli ruszyć ze mną, aby dołączyć po tej stronie konfliktu, dalej mają tam znajomych i przyjaciół z czasów dobrych relacji między poprzednim liderem, a wielmożnym Joichiro. Co do murów... To zależy jakiej są grubości, ale podejrzewam, że można je przetopić lawą, albo bramę miasta.
Następnie znowu mówił Ichirou. Czyżby mu się wydawało i on zmienił się trochę? Nie dodawał swoich głupich uwag, ale słowa wydawały się przepełnione nienawiścią. Nie aby miał czas na ten temat jakkolwiek pomyśleć, bo zaskoczył go kolejny osobnik. Murai, człowiek pełen szwów. Co to było? Pierwszy raz takie coś widział. Ciekawe, zaprawdę interesujące. Obecnie nie miał zamiaru więcej się wtrącać, a po prostu miał zamiar czekać. Czego on chciał podchodząc tutaj?
0 x
Cause i'm the real fire.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości