W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Bohaterami często byli przypadkowi ludzie, którzy często trafiali w wir wydarzeń pojawiając się w złym miejscu, o złej porze, a ich opór zazwyczaj był daremny. Czy ten opis pasował do naszego protagonisty, którego los skazał na podobną sytuację? Nie, był on raczej specjalnie wybrany do tego zadania i miał zostać przetestowany przez wyżej postawionych, aby sprawdzić jego umiejętności trzeźwego myślenia i radzenia sobie z przeróżnymi problemami tego świata. Mógł to być swego rodzaju egzamin, a odpowiedzi jakich udzieli bohater podczas części teoretycznej, zaważy o jego zdaniu i powodzeniu całej tej misji. Mężczyzna spokojnie przypatrywał się Senshizu, który o dziwo przyjął jego słowa lepiej niż można było się spodziewać. -Nie lubię stwarzać zbędnego widowiska, więc proszę spokojnie.- odetchnął głośniej, po czym kontynuował - Jednak przechodząc do rzeczy... Dwa tygodnie temu w pewnym miejscu naszego wspólnego domu, doszło do dziwnego zdarzenia w którym młody chłopak znalazł zwłoki kobiety... Z początku sądziliśmy że jest to zwykły mord, gdyż ślady jasno na to wskazywały...- przerwał na chwilę, wyciągając z kieszeni szkic wspomnianej kobiety -Nasi specjaliści odkryli, że tuż po morderstwie, na ścianie w jej domu pojawiło się kilka symboli, symboli których nie sposób pomylić z żadnym innym... Symbol szczepu Kakuzu, mówi ci to coś?- ponownie przerwał, przez chwilę wpatrując się w oczy rogacza.
Na świecie od wieków istniało zawsze zaledwie kilka miejsc, które zrzeszały w swych ramionach wszystkie możliwe profesje świata. Jednymi z takich lokacji były porty. To właśnie tutaj człek mógł poczuć się w pełni anonimowy, nieznany dla świata i otoczenia, nie rzucający się w oczy. Starszemu mężczyźnie z granatowym kaszkietem na głowie, to się podobało. Czuł się tutaj jak w domu. Właśnie… w domu. Kolebce wspomnień; równie negatywnych, jak i pozytywnych. Jednak nadal domu. Blisko morza, w substytucie swego dawnego miasta, gwaru, harmidru i dobrego jedzenia.
Od czasów swej młodości przestał lubić się w karczmach, przekładając niepewne, uliczne jedzenie przyrządzone przez bardziej wiekową niż on sam babinki, nad zimne polewki, twarde mięsiwo i rozwodnione sake. Dobrze doprawiony szaszłyk, garniec domowej kapusty, wszystko podane z mocno zakwaszanym chlebem – poezja. A zarazem loteria. Rewolucje żołądkowe przy takiej diecie były niczym gra w ruletkę. Podobnie jak salmonella. Nikt jednak nie rezygnuje z chędorzenia obawiając się kiły. Takie było ryzyko radości cielesnej.
Yato kroczył pewnie, rozpierając się wprawnie przez tłumy, mając po swojej prawicy rząd masztów i lazuryt morza. Kilka razy oberwał łokciem w bok, lecz na ogół ludzie schodzili mu z drogi widząc podeszły wiek mężczyzny. Delektował się przez ten czas aromatycznym szaszłykiem, który pachniał jak kurczak, smakował jak kurczak, acz barwa mięsa wskazywała bardziej na szczura, niźli kurę. Nie robiło mu to różnicy; zdarzało mu się jadać nawet polne szczury i nie były takie złe. Smakowały nawet podobnie. W duchu jednak wolał pozostać przy drobiu. W drugiej dłoni zaś trzymał mały garnuszek z kiszoną oraz zasmażaną kapustą, której również nie oszczędzał. Kroczył tak bez celu, oglądając się za straganami, bez wyższego zamysłu. Wkrótce opuszczał miasto i chciał spożytkować ostatnie dni.
Zatrzymał się przed małym, drewnianym kramem, na którego stolarz narzucona było pstrokate, zszyte w wielu miejscach sukno. Blat stoiska zdobiły rzędy taniej biżuterii. Metalowe wisiorki z rzecznymi kamieniami, cynowe naszyjniki w kształcie głów rycyków, zdobne kolczyki z barwionymi szkiełkami. Starzec nie przepadał za świecidełkami, lecz jedna rzecz zwróciła jego uwagę. Był to prosty, drewniany naszyjnik z wyrytą podobizną zimowego ptaka. Alki albo nurzyka. Identyczny jak ten, który nosiła jego wnuczka w dzień jej śmierci. Kapelusznik spojrzał na wisior - zmarszczka na jego czole pogłębiła się - przyglądając mu się przez chwilę, po czym odwrócił głowę w stronę brzydkiego, malowanego na złoto pierścienia.
Stary człowiek i morze!
[brakobrazka.exe] [1/15]Port w Ryuzaku no Taki z całą pewnością był miejscem gdzie człowiek łatwo mógł znaleźć miłość, wzbogacić się i zbankrutować tego samego dnia. Niekoniecznie nawet w tej kolejności. Nocą znacznie łatwiej było dostać ciekawą ofertę ubezpieczenia od wszelkich wypadków - zwłaszcza niespodziewanych noży w płuco. Całe złoto jest nic nie warte względem życia, ne? Yato już coś o tym wiedział. Co takiego sprowadziło go w to miejsce? Nie wiadomo. A przynajmniej nie wiedział żaden z płatnych obserwatorów - licznych żebraków i prostytutek. Starszy mężczyzna był po prostu częścią tłumu, nie interesował się nim nikt. Zbyt wiele lat minęło, by ktoś pamiętał o jego gildii? A może rozpoznawali go, tylko nie chcieli pamiętać? Ale wracając do rzeczywistości - pogoda była piękna, ranek przyjemny pomimo zapachów unoszących się wokół. Jednak demony długiej i zawiłej przeszłości dopadły go ponownie. Ot, tania ozdoba wzbudziła w nim wspomnienia o losie rodziny. W tej samej chwili z ulicy dało się słyszeć krzyk "Łapać złodzieja!". Jakim cudem zdołał przebić się przez gwar, smród i przekleństwa setek innych osób? Jakby czymś niezwykłym był fakt, że tam gdzie tłum, tam też znajdą się kieszonkowcy? Taki był już świat i nic nie dało się z tym zrobić. Chyba, że staruszek poczuje zew obowiązku i przygody... Tylko po co?
Nostalgia chwyciła staruszka w swe ramiona, napawając jego umysł smutną melancholią. Mężczyzna jednak odtrącił od siebie falę wspomnień, skupiając swój umysł na czymś innym - o! właśnie piękna, w motywach kwitnącej wiśni, mała szkatułka wpadła mu w ręce. Przyglądał się jej przez chwilę, po czym odłożył na miejsce, stwierdzając, iż tak nie byłoby go na nią stać, choćby chciał. Na dodatek sam w sobie temat przewodni ryciny był dosyć... nudny, damski i wybitnie oklepany przez piętnaście pokoleń wstecz. Co najmniej.
Nagły wrzask wyrwał staruszka z przemyśleń. 'Łapać złodzieja' - usłyszał, a twarzą odwrócił się w stronę centrum dźwięku, wzrokiem szukając przestępcy. Nawet w myślach mu nie przemknęła chęć pogoni za oprawcą; zainteresował się sprawą z czystej, niezmąconej ciekawości. Chciał zobaczyć kto właśnie stracił, a kto zarobił na kolację... bądź kilka, zależnie od pękatości mieszka. Nic więcej.
Nie interesowały go problemy międzyludzkie. Nawet jeśli obrabowanym byłby półślepy kaleka, bądź krucha niewiasta o nienagannej urodzie, to nie widząc jawnie rysujących się korzyści nie miał nawet ochoty kiwać palcem. Korzyści, korzyści i jeszcze raz profity. Na dodatek pogoń w jego wieku byłby widokiem istnie cyrkowym, godnym zapamiętania i uwiecznienia na szyldzie jakiejś karczmie. Tawerna pod zapierdalającym staruszkiem - w sumie, nie brzmiało tak źle. A klientom byłoby co opowiadać!
- Eh... te czasy - zwrócił się do właściciela straganu, rzucając mu zrezygnowane spojrzenie - Żeby człek człeka rabował, gdy pod nosem ma tylu najbogatszych, co ludzkim losem i przekrętami handlują. Najgorsi złodzieje to ci, którzy okradają społeczeństwo - stwierdził, po czym kiwnął na pożegnanie głową i odszedł od kramu. Wziął jeszcze kolejną mięsną kulkę z szaszłyka do ust i zatopił się w tłumie.
Takechi szedł za dziwnym mężczyzną w stronę portu, w którym miała znajdować się knajpka. Chłopak przez chwilę zastanowił się, czy faktycznie ów przybytek istnieje, czy była to tylko metoda na to, by go zwabić w pułapkę. Ciekawe, czy będzie dzisiaj używał faktycznie fletu, czy raczej zagra jego ostrze? Po drodze mijali budzące się do życia miasto, chociaż w zasadzie lepszym stwierdzeniem byłoby, iż mijali miejsce, które nigdy nie sypia. Wszakże do portu statki zawijały również w nocy. A zwłaszcza takie statki, które mają na pokładzie nie do końca legalny ładunek. Ludzie krzątali się dookoła. Nadzorcy sypali kurwami na prawo i lewo używając ich jako przecinków w rozkazach, tragarze portowi klęli na ciężar ładunków oraz trud własnego życia, żeglarze wymieniali się plotkami oraz wieściami z morza, a prostytutki oferowały swoje wdzięki. Dzisiaj ponoć w bardzo okazyjnych cenach. Słońce w tym czasie wschodziło ponad horyzont zdradzając nadchodzący upał. Fushigi sprawiał wrażenie swobodnego, ale tak naprawdę był czujny, łowił uchem każdy podejrzany szelest, kątem oka chciał wychwycić każdy nieostrożny ruch ewentualnego napastnika. Wszystko jednak, jak na razie, zapowiadało, iż człowiek, który go prowadził, nie miał złych intencji. Zagrożenia bowiem nie wykryto. Nie było go, czy może raczej było dobrze ukryte?
Po pewnym czasie wreszcie dotarli do knajpki, która ewidentnie miała obcą nazwę. Nazwę, której Fushigi nie potrafił poprawnie wymówić. Po prawdzie, nawet nie starałby się tego robić. Weszli do środka, które, o dziwo, było czyste, schludne i nie śmierdziało rynsztokiem. To sprawiło, że samuraj nabrał jeszcze większych podejrzeń. "Niech mnie koń w dupę kopnie, jeśli to nie jest przykrywka dla jakiegoś innego, "legalnego" biznesu", pomyślał. Rzucił kilka szybkich i względnie dyskretnych spojrzeń na boki, po czym skupił się jegomości, który go zaczepił na targowisku.
- Nie licha knajpka. - powiedział z uznaniem, chociaż swoje podejrzenia postanowił zatrzymać dla siebie. - Zatem, jak to ma wyglądać? W trakcie obiadu pogram, zabawię trochę twoich gości i tyle? Co do tego czasu? - zapytał, ponownie poprawiając pochwę ze spoczywającym w środku mieczem.
Takechi wysłuchał wszystkiego co mężczyzna miał mu do powiedzenia, po czym przeprowadził w głowie kalkulacje. Dodatkowy grosz zawsze się przyda, to nie ulegało wątpliwościom. Dodatkowo, skoro miał go zarobić w ten sposób, to wynikało z tego jasno, że będą to łatwe pieniądze, które zarobi dodatkowo w dosyć przyjemny sposób. Dosyć, bo nie przepadał za rolą wodzireja imprezy, ani za zabawianiem innych w ten sposób. Uznał jednak, że będzie to miało i inne korzyści. Będzie szansa na to, by zdobyć nieco informacji.
- W porządku. Jeśli ludzie będą chcieli bisu, zgodzę się na niego. - powiedział, po czym rozejrzał się za jakimś uroczym kącikiem, w którym mógłby nieco poczytać poezję. Wtedy jednak usłyszał ostatnie pytanie od mężczyzny. Zastanowił się przez chwilę, po czym stwierdził, że w zasadzie warto spróbować co nieco z niego wyciągnąć. Skoro już tutaj był, a i nieznajomy się zaoferował.
- W zasadzie to tak. Poszukuję pewnej osoby. Nazywa się Rika Fushigi. Dziewięć lat temu została sprzedana w niewolę w Wietrznych Równinach w prowincji Yusetsu kupcowi imieniem Yoshimitsu Batsuda mieszkającemu w prowincji Sakai. Od tamtej pory słuch o niej zaginął. Słyszałeś może coś o tej osobie? Od żeglarzy, od kupców, od kogokolwiek? Interesują mnie również plotki na ten temat. - powiedział spoglądając w oczy swojemu rozmówcy. Samuraj górował nad nim wzrostem, więc musiał spoglądać nieco w dół. Jego dumna postawa znamionowała przy tym, iż Fushigi jest zdeterminowany by zdobyć każdą informację na ten temat.
Nieznajomy zastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział, że nie przypomina sobie żadnej informacji związanej albo z kupcem, albo z Riką. Fushigi nie był zaskoczony, ale gdzieś w głębi duszy poczuł kolejny zawód. Westchnął z rezygnacją, ale myśl o tym, że jakiś znajomy tego człowieka często kursuje po tamtych rejonach dodała mu otuchy. Postanowił poczekać, bo coś przeczuwał, że będzie warto. Póki co jednak musiał zająć sobie jakoś czas do momentu rozpoczęcia jego występu. Herbata była doskonałym pomysłem na rozpoczęcie tego dnia.
- Chętnie. Nie słodzonej jeśli można prosić. - powiedział, po czym usiadł na stołku za barem. Zastanawiał się nad swoim kolejnym możliwym posunięciem, ale nic mu teraz nie przychodziło do głowy. Wiedział doskonale, że czasem nie było sensu szukać czegoś na siłę, bo mogło to przyjść w każdej chwili samo, z zaskoczenia. Tym czymś miał być oczywiście trop. W końcu większość dochodzeń polega na szczęściu, na tym, że ktoś nieopatrznie coś sypnął, że wygadał się z czymś przy nieodpowiednich ludziach. I na to właśnie liczył Takechi, gdyż, prawdę powiedziawszy, nic innego mu nie zostało. W końcu błąkanie się po świecie licząc na to, że przypadkowo wpadnie na swoją siostrę, która wyjdzie zza rogu był bezcelowe. I głupie. Tutaj trzeba było metody, punktu zaczepienia. A tym punktem zaczepienia miała być dzisiaj ta knajpka. A przynajmniej samuraj miał na to nadzieję. Ponownie poprawił pochwę na katanę, która przesunęła się w niewygodne miejsce po tym, jak chłopak zajął miejsce na stołku. Widział, jak mężczyzna zniknął w drzwiach, które prowadziły, prawdopodobnie, do kuchni.
Takechi siedział przez kilka minut sam. Czekając na herbatę miał nieco czasu, by rozejrzeć się po tym pomieszczeniu, by zastanowić się też nad kilkoma innymi rzeczami. Jak już wcześniej zauważył, było ono schludne, czyste i, jak widać po wyglądzie właściciela, przynosiła zyski. Zresztą, nieznajomy wyglądał na człowieka, który, co prawda, lubił sobie poużywać, ale mimo to był zorganizowany, umiał czerpać korzyści z tego miał oraz dbał o to, co należało do niego. Dziwnie przytulny klimat spelunki sprawił, że i Fushigi poczuł się nieco lepiej, luźniej. Zaczynał wierzyć, że wszystko było tak, jak mówił grubiutki mężczyzna. Wzruszył ramionami stwierdzając, że wnioski wyciągnie później. W czasie tych rozmyślań właściciel wrócił z zaplecza niosąc w dzbanku parującą, aromatyczną herbatę. Chłopak wlepił w dzbanek chciwy wzrok nie mogąc się już doczekać, by skosztować tego, co tam się skrywało. Miał tylko nadzieję, że zasadzka nie przyjdzie z ukrycia, a okaże się związkiem chemicznym dolanym do płynu. Cóż, Takechi stwierdził, że nie przekona się, dopóki tego osobiście nie sprawdzi. Nalał sobie zatem nieco napoju do filiżanki i skosztował. Prawie sobie poparzył język, ale to wszystko przez to, że aromat był zniewalający. Podmuchał nieco, by odrobinę ostudzić płyn, po czym spróbował jeszcze raz. Faktycznie, herbata była wyśmienita. Dobrze zaparzona, wysokiej jakości. To było czuć. Na twarzy samuraja pojawił się błogi uśmiech spełnienia.
Po jakimś czasie (i kilku filiżankach herbaty) spelunka zaczynała się zapełniać. Póki co, wszystko było tak, jak nieznajomy zapowiadał. Zbliżała się pora obiadowa, ludzie chcieli coś zjeść. Skoro był tutaj taki tłum, znaczyło to, iż kuchnia była całkiem niezła. Muzyk - samuraj postanowił później to sprawdzić. Na razie jednak musiał wywiązać się ze swojej części obietnicy, więc na szepnięte ukradkiem słowo, wstał ze swojego miejsca i skierował się w stronę miejsca przeznaczonego dla muzyków, czegoś a'la sceny czy piedestału. Nie potrzebne mu było nic innego poza krzesłem, więc wziął to, na którym siedział, postawił na środku sceny, usiadł na nim i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Zaczął grać wesołą melodię, która już po kilku pierwszych nutach sprawiła, że w sali nastała cisza jak ucięta nożem, a wszystkie głowy zwróciły się w stronę samuraja. Rzucił kilka szybkich spojrzeń na widownię, po czym już zamknął oczy i pozwolić się nieść na barkach muzyki. Ludzie przez chwilę siedzieli zasłuchani, niektórzy nawet zwrócili swoje krzesła, by móc wygodniej patrzeć na chłopaka i słuchać jego muzyki. Póki co, wszystko szło jak z płatka. Po jakimś czasie, ludzie uznali, że koncert nie powinien być głównym tematem, więc wrócili do jedzenia. Można było jednak zaobserwować, że zrobiło się jakoś tak...weselej. Ludzie stali się radośniejsi, co z kolei spowodowało to, że więcej zamawiali, by zostać chwilę dłużej. Ktoś nawet oddał Takechiemu kapelusz, w którym zaczęły pobrzękiwać wrzucane monety. Chłopak jednak nie rozpraszał się tym, po prostu grał dalej. Jak długo? Tak długo, jak było to konieczne.
Czas mijał, a Takechi wciąż grał, płynnie przechodzi pomiędzy jedną piosenką, a drugą, co brzmiało tak, jakby cały czas grał jedną melodię. Ludzie byli zadowolenie i to było widać, wprawieni w lepszy nastrój zamawiali więcej, a pieniądze sypały się do kapelusza. W pewnym momencie zauważył, że niektórzy zaczęli już wychodzić. Widocznie, ich przerwa w pracy się skończyła. I coraz więcej osób tak robiło, co znaczyło, że jego występ w porze obiadowej powoli się kończył. O czym też wspomniał właściciel spelunki pytając go o obiad. Ostatnie nuty piosenki wybrzmiały, po czym Takechi wstał i ukłonił się zbierając oklaski.
- Kaczkę, bo widzę, że to danie cieszy się tutaj sporą popularnością. - powiedział. Czuł przy tym również, że w żołądku zaczyna mu burczeć. W końcu jadł o świcie, a teraz była pora obiadowa. Czas najwyższy by coś zjeść.
- Czy któryś z tych gości to twój znajomy, które może mieć użyteczne dla mnie informacje? - zapytał, patrząc się na nieznajomego z pewną nadzieją, którą widać było w jego oczach. Chłopak odsunął przy tym kapelusz z pieniędzmi poza zasięg klientów, by nikt się nie połasił na to, co samuraj właśnie zarobił.
Info MG: 1. Tłum jest dość gęsty wśród twojej części targu. W środku rozrzedza się, aby w części gdzie rozpoczęła się akcja (trzeciej - najdalej położonej) znowu nabrała na masie. Stąd dobre położenia, bo trójce biegaczy trudniej uciec Ci z pola widzenia. Będą mieli opóźnienie, ale także nie zmierzają w Twoją stronę.
2. Rozwiązaniem na tę chwilę może być obranie innej drogi, choćby ruszenie za stragany, gdzie przejście mają dla siebie handlarze. Taka strefa przeznaczona tylko dla sprzedawców może powodować kłopoty. Środkowa część drogi wygląda na luźną, bo jest to przecięcie ulic - głównej po lewej oraz szeregu zaułków od prawej strony. Dobra opcja na zagrodzenie drogi uciekinierowi i oczywisty skrót dla kogoś takiego jak Ty.
3. Jeśli istnieje rozwiązanie, które widzisz sam, chętnie przychylę się do ciekawego opisu i do-tworzenia otaczającej scenerii, jako bonus. Niekoniecznie trzeba korzystać z moich pomysłów na przeprawę. Także do dzieła!