Tutaj trafiają wszystkie przedawnione wątki, które nie są już potrzebne, ale mogą się kiedyś do czegoś przydać. Znajdziesz tu dawne misje, przedmioty, techniki i karty postaci, które zostały odrzucone bądź zginęły one w fabule.
Ten śmieć śmiał się do mnie odzywać. Niestety nie dostąpi tego zaszczytu przyjemnej lub trochę mniej konwersacji ze mną. Osamu żył. Jego żona oddaliła się, więc mogłam bez przeszkód podjąć walkę. Oczywiście musiałam działać szybko, precyzyjnie i rozważnie. Koleś mógłby zostać potraktowany jako zakładnik, jednak nie martwiło mnie to w tej chwili. Postanowiłam grać na czas, niejako testując przeciwnika. Dzieliła nas odległość jakichś 7 metrów. Czekała mnie walka dwóch na jedną, jednak nie miałam zamiaru się z niej wycofać. Złożyłam więc znaki, wyobrażając sobie swoje własne sylwetki. Znak Psa, a zaraz po nim znak Tygrysa. Robiąc to, kumulowałam odpowiednią ilość chakry i następnie ją wyzwoliłam. Koleś używał techniki przerywającej Genjutsu - Kai. Zatem musiałam go przekonać, że nie znalazł się pod jego wpływem i zmusić go do walki wręcz, tym samym uniemożliwiając złożenie znaku. To Kai bowiem potrzebna była jedna pieczęć, a ja liczyłam na to, że przeciwnik, trzymając broń po prostu nie będzie mógł jej złożyć. Nagle zza moich pleców wyszły dwie moje sylwetki i od razu dobyły swoich Tant. Zniwelowałam tym samym przewagę liczebną. Teraz było 3vs2, a to już potrafiłam wygrać. Następnie, wszystkie trzy pokazały w kierunku faceta pokaźnego fakersa - środkowy palec do góry, mówiąc bezgłośnie coś w stylu "Spierdalaj albo urwę ci jaja". Po tym całym przedstawieniu, moje klony ruszyły do przodu, a ja szybko, kątem oka spróbowałam wypatrzyć jakiś przedmiot, który mogłabym wykorzystać przy ewentualnym Kawarimi, bowiem Kai było sztuką ninja, a więc jego użytkownik znał ninjutsu, w mniejszym lub większym stopniu. Nie mogłam więc nie mieć planu awaryjnego. Nie spuszczając więc wzroku z moich dwóch przeciwników, starałam się coś wypatrzyć. Najlepiej coś za jego plecami. Kamień, kłoda, krzesło ... cokolwiek. Moje klony tymczasem ruszyły do walki. Oba na głównego wroga - faceta, używającego Kai. Coś mu to długo zajmowało. Może nie potrafił dokładnie kontrolować swojej chakry? Albo w ogóle nie potrafił ... dlatego tak długo to zajmowało. Nie wiedziałam, ale miałam to w dupie. Koleś umrze i tyle. Niemniej jednak, żadnych pochopnych akcji.
Opis Jedna z prostszych technik genjutsu, która polega na wytworzeniu iluzji będących idealnym odzwierciedleniem naszego wyglądu. Ów iluzje wychodzą zza drzew oraz skał, a następnie przepuszczają atak na naszego przeciwnika. Dzięki idealnemu odwzorowaniu naszego wyglądu, przeciwnik nie ma pojęcia, za którą iluzją się chowamy przez co możemy zaskoczyć go prawdziwym atakiem.
Byłam można by rzec, w przysłowiowej dupie. Dwóch przeciwników, z czego jeden wyciągał chyba łuk. Nie było szansy, żeby uniknąć tego z tej odległości. Nie mogłam się też do niego dostać, bowiem ten drugi najprawdopodobniej by go jakoś osłonił własnym ostrzem. Narażałam się na walkę 2vs1, z czego to ja byłam na straconej pozycji i w każdej chwili mogłabym być odstrzelona. Jednak i tak wszystko szło według mojego planu. Planu, który jeśli się powiedzie da mi niesamowitą przewagę. Niemniej jednak, jeśli się nie powiedzie, to zwyczajnie zostanę zabita. Ciekawe jakie to uczucie, umierać. Ktoś z naszej trójki w najbliższych sekundach zapewne się o tym przekona. Pierwszy etap planu został wykonany. Koleś z mieczem walczył z moimi iluzjami, a ten drugi właśnie wyciągał łuk. Mieli przysłowiowo związane ręce. Nie będzie żadnego Kai. Szybko więc złożyłam znak Barana, wyobrażając sobie odpowiednią technikę. Pnącza, wystrzeliwujące spod ziemi i oplatające przeciwników, a także znikającą mnie. Wyzwoliłam chakrę i przeciwnikom spod nóg wystrzeliły jakieś dziwne pędy, które zaczęły oplątywać ich od stóp do głów, głównie skupiając się na rękach. Technika ta nie pozwoliła im wykonać żadnego ruchu. Po wykonaniu tej techniki byłam niesamowicie zmęczona, jednak pozostało mi jeszcze dobić przeciwników. Adrenalina póki co działała. Kontrolując tą iluzję, ruszyłam biegiem w stronę tego z kataną. Był bardziej niebezpieczny. Ten z łukiem został unieruchomiony i jeśli nie udało mu się samodzielnie wyrwać z iluzji usypiającej, z tej też nie będzie w stanie. Nie był już dla mnie zagrożeniem. Prawdopodobnie mógł we mnie wycelować, ale nie zdążyłby wypuścić strzały. Dodatkowo fakt, że zniknęłam, z pewnością by na niego jakoś wpłynął. Jedynym zagrożeniem był właśnie ten ... prawdopodobnie samuraj. Musiałam go wyeliminować, bo zaraz by tamtego uwolnił, a na to nie mogłam pozwolić. Z drugiej strony, jeśli on wyrwałby się spod działania mojego genjutsu to moglibyśmy powalczyć 1vs1, chociaż ja byłam już mocno zmęczona. Ciągle lepsze to niż walka 1vs2. Cel był więc prosty. Koleś z kataną. Podbiegłam do niego i wykonałam płynne cięcie na wysokości jego szyi, pozbawiając go głowy. Z jego perspektywy to wyglądało tak jakbym wyszła z jednego ze strąków i wtedy odcięła mu głowę. Jeśli cały plan się powiódł, to to samo robię z łucznikiem i jego także zabijam. Jeśli nie, to się zobaczy. Nie zamierzałam poddać się bez walki.
Opis Specyficzne jutsu, które jednak pozwala unieruchomić przeciwnika i ułatwia nam tym samym wyeliminowanie go. Po uruchomieniu jutsu, wokół oponenta (bądź oponentów) pojawiają się ogromne pnącza czegoś w rodzaju groszku, które po chwili atakują i ściśle obwiązują przeciwnika, uniemożliwiając mu ruch. W międzyczasie, użytkownik techniki rozpływa się dosłownie w powietrzu, znikając całkowicie by pojawić się zaraz w jednym z strąków mając pełne pole do popisu jak zabić swojego przeciwnika.
Chciałbym zaznaczyć, że ...
... według opisu, można to stosować na większej grupie osób.
Święta jakoś wcześnie w tym roku. A przynajmniej tak mi się wydawało. Facet z kataną jakimś cudem wyzwolił się spod działania mojej techniki. Drugi ciągle był unieruchomiony, jednak zawsze mógł być uwolniony przez tego pierwszego. Wtedy usłyszałam głos kobiety i postanowiłam się do niej zbliżyć i wziąć od niej pigułkę. Zażyłam ją i od razu poczułam przypływ sił. Chakra się zregenerowała i zmęczenie odeszło. Mogłam kontynuować walkę i szczerze powiem, że czułam się mniej więcej tak samo dobrze jak na początku. - Dzięki - powiedziałam i wyciągnęłam dwa kunaie, które rzuciłam w kierunku unieruchomionego łucznika. Z jego perspektywy powinno to wyglądać jak wylatujące ze strąku kunaie. Ciągle mnie bowiem nie widział. Chciałam go wyeliminować, bowiem tamten mógł go oswobodzić, a nie uśmiechało mi się walczyć samą na dwóch wrogów. Miałam nadzieję, że moje kunaie zdołają go wyeliminować. Główny przeciwnik też jakoś nie kwapił się do walki i oblizywał rany. Mogłam więc ustalić plan działania. - Może Pani wziąć swojego męża i wynieść go z terenu posesji? Chyba żyje, ale jest nieprzytomny. Będę Panią osłaniać.
Plan był taki. Wyprowadzić cywilów z miejsca walki. Oczywiście całość mogła być trudna, bowiem koleś mógł się rzucić na staruszkę. Niemniej jednak, raczej rzuci się na mnie, więc ...
Notka fabularna:
Pigułka zadziałała, owszem, ale nie całkowicie tak, jak powinna. Narubi poczuła wzrost chakry, jednak nie był on tak duży, jakby się tego spodziewała. Chakra wzrosła bowiem o 5%, ale lepszy rydz, niż nic. Dodatkowo, w ramach prezentu od lewej pigułki żywnościowej, nasza bohaterka tuż po zakończeniu misji poczuje mocne rewolucje żołądkowe, kończące się obstrukcją po każdym posiłku czy napiciu się (czas realny tej przypadłości - do 10.08.2016r.). Nieodegranie owych dolegliwości spowoduje kolejne skutki uboczne.
Przypływ chakry był niższy niż na początku zakładałam. Nagle poczułam zmęczenie, jednak chakra chyba nieznacznie wzrosła. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jednakże byłam zbyt zmęczona, żeby wygrać tą walkę w normalny sposób. Próba walki mieczem z pewnością skończyłaby się stratą mojej głowy. Chociaż przeciwnik był ranny. Wyglądał na takiego, który jest jednak potężniejszy w tej sztuce. Gdybym nie była tak zmęczona, to może mogłabym się z nim równać. Kto wie? Kto wie? Skoro normalne środki nie pomagały, to trzeba było użyć czegoś innego. Zastosować fortel jakiś. Przeciwnik był ostrożny. Czyżby spodziewał się, że użyję jakiejś techniki? Zapewne tak. Skąd mógł wiedzieć, że moja chakra jest na wyczerpaniu? To była moja okazja. Musiałam złożyć szybkie 5 pieczęci: Tygrys, Świnia, Wół, Pies, Wąż. W dokładnie tej kolejności. Moja przewaga polegała na tym, że przeciwnik badał otoczenie i być może zdążę to zrobić. Gdybym jednak nie zdążyła, to oczywistą oczywistością będzie próba zrobienia uniku - uchylenia głowy, odskoku, cokolwiek co pozwoliłoby mi dokończyć składanie tych pieczęci. Oczywiście była to technika Kawarimi, którą jeśli przeciwnik nie zna się za bardzo na sztukach ninja, mógł pomylić z jakimś Genjutsu. I tutaj także miałam przewagę. Jeśli by pomyślał, że to Genjutsu, to zapewne nie wpadłby na to, że udało mi się zajść go od tyłu. Genjutsu bowiem nie wpływało na rzeczywistość. Był ranny. Prawdopodobnie nie zwrócił więc uwagi na beczkę, z którą się podmieniłam. Znajdowała się blisko łucznika, który został chwilę temu zabity. Szybko więc doskoczyłam do niego i wyrwałam z jego martwych rąk łuk i strzałę. Nałożyłam ją na cięciwę i wypuściłam w kierunku przeciwnika. Oczywiście nie potrafiłam walczyć na dystans, jednak odległość, która nas dzieliła była tak niewielka, że trafienie z takiej broni nie powinno być trudne. Dodatkowo, łuk na tej odległości uchodził za broń śmiertelnie skuteczną. A mi wystarczyło jedno trafienie, wywołujące prawdziwy ból i krępujące ruchy, a może nawet takie, które zabije. Strzelałam bowiem, by zabić. Jeśli jednak przeciwnik, by przeżył, to zwyczajnie wzięłabym kolejne strzały i przemieniła go w jeża. Mięsnego, krwistego jeża. Oczywiście, mogłam nie trafić w ogóle. Mógł przewidzieć moje ataki, mógł ich wszystkich uniknąć. Oczywiście była taka możliwość, jednak póki co się nie zastanawiałam nad tym, co zrobię gdy tak się stanie. Teraz starałam się opanować jakoś zmęczenie i oddać celny strzał. A co będzie potem, to się zobaczy. Nie poddam się bez walki, choćby mnie gwałcili.
Kolejna pomocna technika, która niejednokrotnie może uratować życie. Otóż jest to technika podmiany która pozwala w momencie ataku podmienić nasze ciało z zawczasu przygotowaną podmianą z beczką, kłodą bądź innym przedmiotem który znajduje się luźno na powierzchni oraz rozmiarami jak i wagą nie przekracza ½ naszego ciała. Kolejnym ograniczeniem techniki jest świadomość nadchodzącego ciosu. Użytkownik może podmienić się tylko w momencie gdy widzi nadchodzący atak. Wtedy tuż przed zadaniem ciosu następuje podmiana i nasze ciało zajmuje przedmiot wcześniej przez nas wybrany do podmiany.[/topis]
Kurwa? On jeszcze żyje? Tylko to mi przeszło przez myśl, gdy zaraz łuk, którego używałam nagle został przecięty. Ostrze przeciwnika powędrowało w dół, a następnie odwróciło się się i już wiedziałam w którą stronę powędruje. Moje wszystkie mięśnie poszły w ruch i odskoczyłam mocno w tył, jednocześnie wyciągając swoje tanto. Czyli jednak będę zmuszona walczyć wręcz. To moja pierwsza prawdziwa walka i już udało mi się zabić dwóch przeciwników. Jednak ten trzeci był po prostu za mocny. Nie chciałam jednak umierać. Nie teraz. Chwyciłam swoje tanto mocniej jedną ręką, myśląc, że to coś pomoże. Nie zamierzałam umierać, jednak trzeba było kalkulować siły na zamiary. Powiedzmy sobie szczerze. Dwóch zabitych przeciwników to był mój limit i następną, która straci życie w tym pojedynku będę właśnie ja. Drugą ręką, tą mniej sprawną, sięgnęłam do torby i dobyłam drugiego kunaia, którego schowałam za plecami. Nie atakowałam. Nie chciałam się narażać na kontrę. To ja ją wyprowadzę. Byłam potwornie zmęczona i fakt, że musiałam bardzo uważać, by się nie potknąć, strasznie to utrudniał. Jednak wycofywałam się w tył, powoli, bowiem pamiętałam, że gdzieś tam jest piasek, który mogę sypnąć facetowi w oczy.
Znałam podstawy Kenjutsu, więc miałam jakąś szansę przeżyć to śmiertelne starcie. Postanowiłam postawić na automatyzm. Zero zastanawiania się. Automatyczne ruchy, a tym samym szybsza reakcja. Stwierdziłam bowiem, że moje ciało będzie wiedzieć dużo lepiej co powinno zrobić, by uniknąć śmierci i pokonać przeciwnika. Wykonałam więc prawie, że automatyczny unik, polegający na kucnięciu. Ostrze przeciwnika poszło mi nad głową. To była idealna okazja do szybkiej kontry. Wymierzyłam więc proste cięcie tantem w rękę przeciwnika dzierżącą miecz (jeśli miecz był dzierżony w dwóch rękach to cięcie było takie, by trafić dwie ręce na raz - ostrze jest wystarczająco długie). W sumie nieistotne było to gdzie to cięcie zostanie zadanie. Ważne było, by doszło celu i spowodowało unieruchamiający rękę ból. Odcięta kończyna to też była całkiem niezła opcja. Oczywiście taki atak raczej nie wyeliminowałby przeciwnika od razu, ale trafienie w rękę praktycznie uniemożliwiało przeciwnikowi jakiekolwiek zagrania ofensywne, a w tak wystawioną rękę trafić było dużo łatwiej niż w tułów czy głowę. Przeciwnik musiał mieć trochę czasu, by zabrać rękę, a moja broń mogła za nią podążać, nawet gdy ta uciekała. Oczywiście starałam się utrzymać maksimum skupienia i w przypadku, gdy przeciwnik spróbuje jakiegoś innego ataku bądź kontrataku, to zwyczajnie użyję swojego kunaia ... wbiję go byle gdzie, by tylko za pomocą bólu zablokować przeciwnikowi ruchy. Ewentualnie sparuję jakieś cięcie. Wszystko się jeszcze zobaczy. Oczywiście miałam świadomość, że piasek po oczach był lepszą opcją, niemniej jednak takie wycofywanie się mogło mnie kosztować życie. Musiałam to zakończyć zanim przeciwnik mnie poszatkuje, a widać i słychać było, że miał na to wielką ochotę. Nie przejmowałam się też zmęczeniem i postanowiłam spróbować walczyć tak jakbym nie była zmęczona i jeśli przypadkowo potknę się i upadnę, to trudno. Zamartwiając się takimi trywialnymi rzeczami jak zmęczenie, nie mogłam wygrać tej walki.
"Strasznie niefortunny zbieg okoliczności, prawda?" - pomyślałam i starając się przezwyciężyć okropny ból, a także zmęczenie, starałam się zablokować to cięcie. Oczywiście walczyłam także z czasem i szybkością przeciwnika, jednakże nie potrafiłam w porę kucnąć, gdy jeszcze nie byłam ranna, czyli jakąś sekundę temu. Przypuszczałam więc, że tym razem wrogie ostrze wejdzie prosto w moje ciało. Jednakowoż oczywiście próbowałam wykonać udany blok, uśmiechając się pomimo bólu i zmęczenia. Stoczyłam bowiem naprawdę niezwykły pojedynek. Dałam z siebie 100% i mogłam być dumna, że udało mi się osiągnąć tyle ile osiągnęłam. Jeśli udało mi się zablokować atak i jeszcze żyłam, rzuciłam w przeciwnika kunaiem, trzymanym w drugiej ręce. Kunai ten oczywiście wyrzucony tak, by przeciwnik umarł od trafienia, tak na prawdę miał za zadanie odgonić wroga. Nie przypuszczałam, że trafi. Przeciwnik mimo strzały w brzuchu był nadzwyczajnie sprawny. Wolną już ręką sięgnęłam po piasek, który wtedy wyczuwałam palcami i podniosłam się, a następnie cisnęłam nim przeciwnikowi w oczy, próbując go oślepić, by później móc go dobić. No, ale wykonując te wszystkie czynności wiedziałam, że to po prostu drgawki przedśmiertne. Szamotanina zwierzyny. Paniczna ucieczka. Chociaż moje ciało automatycznie jakoś działało, umysł tak na prawdę ciągle myślał o śmierci. Czyżby to była moja przyszłość? Kto wie? Kto wie?