Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
((Trochę bieda))
Mały Yü nie należał do wirtuozów opowieści, ale jakoś szło mu przekazywanie informacji na temat tego, co jeszcze niedawno działo się na murze. Cóż, gdyby Mei poczekała ze swoimi pytaniami do końca opowieści, a nie wtrącała się jak dziecko, to chłopczyk nie musiałby przerywać i wszystko poszłoby zdecydowanie sprawniej. Albinos jednak nie miał jej tego za złe, w końcu sam był jeszcze dzieckiem.
-Cofnąć czas?-zdziwił się maluch-A po co?-Zupełnie nie rozumiał pytania dziewczyny, doskonale wiedział, że czasu nie da się cofnąć, co się stało to nie może się odstać i nie ma co się nad tym zastanawiać… Myślał tak i będzie myślał przynajmniej do chwili, w której straciłby kogoś naprawdę bliskiego, wtedy nawet on obejrzałby się wstecz.
-Zwyczaje na Kantai de gozaruyo? To chyba poddawanie dzieci ośmiogodzinnemu treningowi szermierki każdego dnia, raz w tygodniu treningowi przetrwania, raz w miesiącu nauce kontroli chakry i czytanie sprawozdań z misji do poduszki i namawianie do refleksji nad postępowaniem omawianych bohaterów de gozaru…-Smutne było to co powiedział wtedy Yüsuke, ale powiedział całą prawdę, bo przecież nie znał właściwych zwyczajów swego klanu. Znał tylko wycięczający trening swojego wuja i namiastkę dobroci swej przybranej ciotki. Westchnął i wrócił do kontynuowania opowieści, chwilę później musiał odpowiedzieć na kolejne pytanie i nawet nie miał czasu, by ponownie wgryźć się w szczurzynkę, którą wciąż uważał za wołowinę.
-Po tej stroni muru na pewno żadnego nie ma…-stwierdził stanowczo turkusooki-Po drugiej mogą ich być setki jeśli nie tysiące de gozaru.-Mogły to być nawet miliony, ale malec nie znał się szczególnie na liczbach, a tysiące były dla niego niemal nieograniczoną ilością.
-Ogromne węże, psy, których nie da się pokroić de gozaru i pewnie wiele innych, ale spotkaliśmy się tylko z tymi de gozaru.-Chwilę później przerywana opowieść dobiegła końca, a Kantaiczyk zadał swoje pytanie dziewczynie, ta odpowiedziała mu, ale trzynastolatek już nie zdążył. Zorientował się, że coś jest nie tak jeszcze przed tym jak wojownik z sąsiedniego stolika rozwarł swą parszywą gębę i zerwał się ze stołu. –Szczur?-Pomyślał składając pieczęć.-Och… Faktycznie, dawno nie jadłem szczura, Kamiru mnie nimi nie karmi. Ciekawe dlaczego de gozaruyo?-Zanim jednak sobie odpowiedział jutsu było już gotowe, stanął w specjalnej pozycji i wypuścił ze swego ciała mgłę, która już za chwilę miała zająć cały lokal. Plan malucha był prosty, zrobić zamieszanie mgłą i wyprowadzić śliczną Mei jak najdalej od niebezpieczeństwa, czyli na zewnątrz. Gdyby jej nie było postąpiłby zupełnie inaczej, ale przecież była… Nie na darmo jego imię pisało się znakami „iść” i „pomóc”. Nie muszę chyba mówić, że brzdąc dobędzie miecza w dłoń, którą nie będzie trzymał dłoni Mei i będzie bronił naszej dwójki czy to cięciem, czy to pchnięciem. Pytanie tylko co robi drugi użytkownik ninjutsu…
Mały Yü nie należał do wirtuozów opowieści, ale jakoś szło mu przekazywanie informacji na temat tego, co jeszcze niedawno działo się na murze. Cóż, gdyby Mei poczekała ze swoimi pytaniami do końca opowieści, a nie wtrącała się jak dziecko, to chłopczyk nie musiałby przerywać i wszystko poszłoby zdecydowanie sprawniej. Albinos jednak nie miał jej tego za złe, w końcu sam był jeszcze dzieckiem.
-Cofnąć czas?-zdziwił się maluch-A po co?-Zupełnie nie rozumiał pytania dziewczyny, doskonale wiedział, że czasu nie da się cofnąć, co się stało to nie może się odstać i nie ma co się nad tym zastanawiać… Myślał tak i będzie myślał przynajmniej do chwili, w której straciłby kogoś naprawdę bliskiego, wtedy nawet on obejrzałby się wstecz.
-Zwyczaje na Kantai de gozaruyo? To chyba poddawanie dzieci ośmiogodzinnemu treningowi szermierki każdego dnia, raz w tygodniu treningowi przetrwania, raz w miesiącu nauce kontroli chakry i czytanie sprawozdań z misji do poduszki i namawianie do refleksji nad postępowaniem omawianych bohaterów de gozaru…-Smutne było to co powiedział wtedy Yüsuke, ale powiedział całą prawdę, bo przecież nie znał właściwych zwyczajów swego klanu. Znał tylko wycięczający trening swojego wuja i namiastkę dobroci swej przybranej ciotki. Westchnął i wrócił do kontynuowania opowieści, chwilę później musiał odpowiedzieć na kolejne pytanie i nawet nie miał czasu, by ponownie wgryźć się w szczurzynkę, którą wciąż uważał za wołowinę.
-Po tej stroni muru na pewno żadnego nie ma…-stwierdził stanowczo turkusooki-Po drugiej mogą ich być setki jeśli nie tysiące de gozaru.-Mogły to być nawet miliony, ale malec nie znał się szczególnie na liczbach, a tysiące były dla niego niemal nieograniczoną ilością.
-Ogromne węże, psy, których nie da się pokroić de gozaru i pewnie wiele innych, ale spotkaliśmy się tylko z tymi de gozaru.-Chwilę później przerywana opowieść dobiegła końca, a Kantaiczyk zadał swoje pytanie dziewczynie, ta odpowiedziała mu, ale trzynastolatek już nie zdążył. Zorientował się, że coś jest nie tak jeszcze przed tym jak wojownik z sąsiedniego stolika rozwarł swą parszywą gębę i zerwał się ze stołu. –Szczur?-Pomyślał składając pieczęć.-Och… Faktycznie, dawno nie jadłem szczura, Kamiru mnie nimi nie karmi. Ciekawe dlaczego de gozaruyo?-Zanim jednak sobie odpowiedział jutsu było już gotowe, stanął w specjalnej pozycji i wypuścił ze swego ciała mgłę, która już za chwilę miała zająć cały lokal. Plan malucha był prosty, zrobić zamieszanie mgłą i wyprowadzić śliczną Mei jak najdalej od niebezpieczeństwa, czyli na zewnątrz. Gdyby jej nie było postąpiłby zupełnie inaczej, ale przecież była… Nie na darmo jego imię pisało się znakami „iść” i „pomóc”. Nie muszę chyba mówić, że brzdąc dobędzie miecza w dłoń, którą nie będzie trzymał dłoni Mei i będzie bronił naszej dwójki czy to cięciem, czy to pchnięciem. Pytanie tylko co robi drugi użytkownik ninjutsu…
- Nazwa
- Suiton: Kirigakure no Jutsu
- Pieczęci
- Tygrys
- Zasięg Max.
- Suiton: na D - 35 m średnicy, na C - 50m średnicy, na B - 75m średnicy, na A - 100m średnicy , na S-125m średnicy
- Koszt
- E: 12% | D: 10% | C: 6% | B: 3% | A: 2% | S: 2% | S+: 2% (2% za podtrzymywanie)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Ciekawa technika Suitonu, pozwalająca użytkownikowi na wytworzenie bardzo gęstej mgły, przez którą właściwie nikt nic nie widzi. Shinobi staje w specjalnej pozycji (prawa ręka składa połowę pieczęci Barana, drugą zaś podnosi się nad głowę) i zaczyna wydzielać z siebie chakrę Wody. Im wyższa ranga danego shinobi, tym dłużej można utrzymać mgłę. Trzeba też zaznaczyć, że wytworzona zasłona nie jest w stanie oszukać doujutsu takich, jak Byakugan lub Tsujitegan. Sharingan jednak zostanie w niej zmylony.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Starałam się zadać pytania w miarę możności po jego, jakże fascynującej opowieści. Niestety, natura ciekawska znacznie przyspieszyła proces mówienia. Zamiast odezwać się po, słowa wyciekły w trakcie, tym samym nakazując Yuusuke na zwalnianie, jak i przerywanie paru kwestii. Poczułam się głupio, więc w zakryłam sobie dłonią usta, by więcej nie musiał przerywać. Jego pytanie, które było odpowiedzią na moje nieco mnie zakłopotało. Po co? Niby dwa proste słowa, a jednak nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Sama ostatnio uznałam, że to co było, zostanie moją przeszłością. Nie chciałam się cofnąć wstecz, gdyż każdy wybór, który poczyniłam, wydawał się być najlepszym. Nie mogłabym pomóc dziewczynie, która mnie uratowała, również nie mogłam szybciej odnaleźć brata. Przypadek, los.. ułożenie dróg wszystko wyglądało tak, jakby było idealną układanką. Każdą z nich starałam się rozpracować na swój sposób, tak by inni nie mogli zrobić tego lepiej ode mnie.
- Nic już, zapomnij, że pytałamjuż - powiedziałam miłym głosem, za nim jeszcze zaczął mówić o zwyczajach na terenach Kantai. Z tego, co zdołałam usłyszeć, nie było tam za fajnie. Ciągłe treningi, czytanie na dobranoc sprawozdań z misji, w skrócie śmieszne to życie ninjy. Chociaż.. czy przypadkiem on nie miał lepszego życia ode mnie? Większość czasu widział się z rodziną, a przynajmniej z kimś, kto go naprawdę lubił, obdarzył szacunkiem. Moje dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej. Nie chcę o nim ciągle rozmyślać, więc zostawię to bez większego komentarza.
- Może wygląda to smutnie, lecz mnie się podoba Twoja przeszłość - Gdy skończył tylko mówić, dodałam swoje zdanie, by wiedział, iż przez cały czas uważnie słuchałam. Ponad to uśmiechnęłam się przyjaźnie, by udowodnić swoją prawdomówność. W jego życiu dostrzegłam to, czego brakowało w moim, innymi słowy podobała mnie się jego przeszłość.
Następnie pora przyszła na temat o ,,dzikusach" za bezpiecznych murów. Jak się okazało tutaj nie znajdę ani jednego, lecz za linią obrony odnajdę ich setki, jak i tysiące. Mówiąc otwarcie, dopóki nie postawie stopy dalej, niż to konieczne nic nie powinno mi grozić. Odetchnęłam głęboko, patrząc w głąb lokalu. W gruncie rzeczy czekałam, aż coś pęknie. Zdecydowanie w tej ,,karczmie" było za spokojnie.
- Cisza przed burzą, ne - pomyślałam, po czym czym zaczęłam analizować opis stworów, o których mówił. Wydawały się zwyczajne, lecz takie nie były. Ich rozmiary powiększono, również zdolności zostały zmienione. Robota laboratorium? Ingerowali w to ludzie, czy może świat chciał nas zaciekawić? Nie wiedziałam, z resztą nie miałam jak rozmyślać z powodu gwaru jaki się pojawił. Pstryk i wszystko runęło.
Wcześniejsi goście zdawali się być hałaśliwi, ponad to broń jaką dysponowali wycelowali w człowieka, znajdującego się z nami. Kłopoty wisiały w powietrzu, na co zarówno ja, jak i Yuu zareagowaliśmy od razu. Na początek wstaliśmy od stołu, zaraz potem zaczęła się pojawiać mgła, która miała nam ułatwić ucieczkę. Ja sama skupiłam się na powietrzu, który mnie otaczał. Czakra, którą dysponowałam zaczęła się z nim mieszać, pozwalając mi tym samym na stworzenie swoich bajecznych tworów. Oczywiście, tym razem sprawiłam, że na podłodze za nami pojawiła się milimetrowa warstwa lodu. Wyglądem przypominała dywan o wymiarach 10x8 metra (twór zaczyna się od krawędzi stolika przy którym siedzieliśmy). Jego zadaniem było uniemożliwienie innym pogoni za nami, z resztą trzymając Albinosa za rękę, wiedziałam, że wyjście na zewnątrz będzie o wiele łatwiejsze.
- Nic już, zapomnij, że pytałamjuż - powiedziałam miłym głosem, za nim jeszcze zaczął mówić o zwyczajach na terenach Kantai. Z tego, co zdołałam usłyszeć, nie było tam za fajnie. Ciągłe treningi, czytanie na dobranoc sprawozdań z misji, w skrócie śmieszne to życie ninjy. Chociaż.. czy przypadkiem on nie miał lepszego życia ode mnie? Większość czasu widział się z rodziną, a przynajmniej z kimś, kto go naprawdę lubił, obdarzył szacunkiem. Moje dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej. Nie chcę o nim ciągle rozmyślać, więc zostawię to bez większego komentarza.
- Może wygląda to smutnie, lecz mnie się podoba Twoja przeszłość - Gdy skończył tylko mówić, dodałam swoje zdanie, by wiedział, iż przez cały czas uważnie słuchałam. Ponad to uśmiechnęłam się przyjaźnie, by udowodnić swoją prawdomówność. W jego życiu dostrzegłam to, czego brakowało w moim, innymi słowy podobała mnie się jego przeszłość.
Następnie pora przyszła na temat o ,,dzikusach" za bezpiecznych murów. Jak się okazało tutaj nie znajdę ani jednego, lecz za linią obrony odnajdę ich setki, jak i tysiące. Mówiąc otwarcie, dopóki nie postawie stopy dalej, niż to konieczne nic nie powinno mi grozić. Odetchnęłam głęboko, patrząc w głąb lokalu. W gruncie rzeczy czekałam, aż coś pęknie. Zdecydowanie w tej ,,karczmie" było za spokojnie.
- Cisza przed burzą, ne - pomyślałam, po czym czym zaczęłam analizować opis stworów, o których mówił. Wydawały się zwyczajne, lecz takie nie były. Ich rozmiary powiększono, również zdolności zostały zmienione. Robota laboratorium? Ingerowali w to ludzie, czy może świat chciał nas zaciekawić? Nie wiedziałam, z resztą nie miałam jak rozmyślać z powodu gwaru jaki się pojawił. Pstryk i wszystko runęło.
Wcześniejsi goście zdawali się być hałaśliwi, ponad to broń jaką dysponowali wycelowali w człowieka, znajdującego się z nami. Kłopoty wisiały w powietrzu, na co zarówno ja, jak i Yuu zareagowaliśmy od razu. Na początek wstaliśmy od stołu, zaraz potem zaczęła się pojawiać mgła, która miała nam ułatwić ucieczkę. Ja sama skupiłam się na powietrzu, który mnie otaczał. Czakra, którą dysponowałam zaczęła się z nim mieszać, pozwalając mi tym samym na stworzenie swoich bajecznych tworów. Oczywiście, tym razem sprawiłam, że na podłodze za nami pojawiła się milimetrowa warstwa lodu. Wyglądem przypominała dywan o wymiarach 10x8 metra (twór zaczyna się od krawędzi stolika przy którym siedzieliśmy). Jego zadaniem było uniemożliwienie innym pogoni za nami, z resztą trzymając Albinosa za rękę, wiedziałam, że wyjście na zewnątrz będzie o wiele łatwiejsze.
KG- C KC- D, siła - 24
- Nazwa
- Hyōton no Jutsu: Reberu Shi
- Przeskok między poziomami D i C jest dość przyzwoity - lód stworzony za pomocą Hyōtonu rangi C może zajmować większą powierzchnię, nieznacznie wzrasta również zasięg możliwego wykonywania technik, a dodatkowo rośnie twardość lodu - na tyle, by umożliwić wytworzenie z niego przyzwoitych osłon. Dużym bonusem jest to, że tworzenie lodu jest płynniejsze i nie wymaga aż tyle skupienia co poprzednio.
- Wytrzymałość
- Kontrola Chakry + Siła
- Zasięg
- Wielkość Max.
- Koszt Chakry
- 8% na turę
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Nic nie jest takie, na jakie wygląda. [29/45]
Chakra Mei - 92%
Chakra Yuu - 100% - kiri (nie wiem, ile masz KC)
Mgła na zewnątrz jest znacznie, znacznie słabsza, jeszcze nie ogranicza widoczności, a po oddaleniu się od knajpy wcale jej nie będzie. ~
Chakra Yuu - 100% - kiri (nie wiem, ile masz KC)
Mgła na zewnątrz jest znacznie, znacznie słabsza, jeszcze nie ogranicza widoczności, a po oddaleniu się od knajpy wcale jej nie będzie. ~
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Sorka za opóźnienia, chciałam odpisać po Yuu-sanie, ale niech będzie, że zrobię to pierwsza//
Było bezpiecznie, przynajmniej przez moment. Cały zgiełk został gdzieś w środku, co z kolei owocowało chwilowym uczuciem swobody. Wiedząc, iż mamy chwilę wyswobodziłam rękę z uścisku Hozukiego i cofnęłam się o dwa kroki do tyłu. Moja podłoga powinna ich przez chwilę zająć, ale ile tak naprawdę? Mieliśmy 10 minut, czy tylko wie? Rozejrzałam się wkoło, aż zobaczyłam jego, celującego w mojego towarzysza. Na mojej względnie spokojnej twarzy pojawił się promyk tajemniczości, skrywający wszystkie moje myśli.
-Uragirimono - pomyślałam, patrząc na Saigiego. W sumie.. nigdy się jasno nie ogłaszał, że jest po naszej stronie, więc niech po prostu będzie, że brak zaufania jakim go obdarzyłam, był adekwatny do tej sytuacji.
- Co to ma znaczyć, Saigi-san? - zapytałam zimnym tonem, wychodząc przed ,,szereg". Będąc Yuki nauczyłam się, że chłód zawsze był w moim sercu. Zupełnie inne traktowanie ludzi, jak i świata po części również wypływał z korzeni.
- Od kiedy się celuje mieczem w swoich sprzymierzeńców? Przybytek Ci się wali i tym obarczasz nas? Czemu nie pomagasz kucharzowi, aż tak bardzo białowłosy jest interesujący? - omal nie parsknęłam, gdy tylko sobie uświadomiłam jak źle to brzmi. Jego karczma, czy jakkolwiek to nazwać właśnie zaczyna się walić. Grupa najemników zrobi tam nie lada zamieszanie, a ten wolał po prostu wyjść na zewnątrz i z nami powalczyć? Co za bzdura.
- Yuu-san.. gdybyś potrzebował mojej pomocy to wiec, że nie walczę w zwarciu. W razie problemów będę Twoim supportem, więc o nic się nie martw. - wyszeptałam cicho, odwracając na chwilę głowę w stronę malca. Następnie kątem oka popatrzyłam na gospodarza, który jeszcze nie tak dawno wydawał się miły. Nie lubiłam złych ludzi, którzy pragną zranić towarzyszące mi osoby. Nigdy nie wypada stać z tyłu i się przyglądać, tak więc postanowiłam, iż tym razem stanę do walki, oczywiście o ile zajdzie taka potrzeba.
Odskokiem do tyłu cofnęłam się za albinosa, wszak jak powiedziałam będę go ubezpieczać, a nie natomiast walczyć na froncie.
- Zróbmy tak, w tej chwili nie ma po co walczyć.. musisz to pan zrozumieć. Nie chcę żadnych bójek, pragnę informacji, więc czy mógłbyś to wyjaśnić? Co jest Twoim.. prawdziwym celem? - spojrzałam na niego, wyczekująco. Pragnęłam jasności, a może nawet trochę poznać logikę tego facecika.
Było bezpiecznie, przynajmniej przez moment. Cały zgiełk został gdzieś w środku, co z kolei owocowało chwilowym uczuciem swobody. Wiedząc, iż mamy chwilę wyswobodziłam rękę z uścisku Hozukiego i cofnęłam się o dwa kroki do tyłu. Moja podłoga powinna ich przez chwilę zająć, ale ile tak naprawdę? Mieliśmy 10 minut, czy tylko wie? Rozejrzałam się wkoło, aż zobaczyłam jego, celującego w mojego towarzysza. Na mojej względnie spokojnej twarzy pojawił się promyk tajemniczości, skrywający wszystkie moje myśli.
-
- Co to ma znaczyć, Saigi-san? - zapytałam zimnym tonem, wychodząc przed ,,szereg". Będąc Yuki nauczyłam się, że chłód zawsze był w moim sercu. Zupełnie inne traktowanie ludzi, jak i świata po części również wypływał z korzeni.
- Od kiedy się celuje mieczem w swoich sprzymierzeńców? Przybytek Ci się wali i tym obarczasz nas? Czemu nie pomagasz kucharzowi, aż tak bardzo białowłosy jest interesujący? - omal nie parsknęłam, gdy tylko sobie uświadomiłam jak źle to brzmi. Jego karczma, czy jakkolwiek to nazwać właśnie zaczyna się walić. Grupa najemników zrobi tam nie lada zamieszanie, a ten wolał po prostu wyjść na zewnątrz i z nami powalczyć? Co za bzdura.
- Yuu-san.. gdybyś potrzebował mojej pomocy to wiec, że nie walczę w zwarciu. W razie problemów będę Twoim supportem, więc o nic się nie martw. - wyszeptałam cicho, odwracając na chwilę głowę w stronę malca. Następnie kątem oka popatrzyłam na gospodarza, który jeszcze nie tak dawno wydawał się miły. Nie lubiłam złych ludzi, którzy pragną zranić towarzyszące mi osoby. Nigdy nie wypada stać z tyłu i się przyglądać, tak więc postanowiłam, iż tym razem stanę do walki, oczywiście o ile zajdzie taka potrzeba.
Odskokiem do tyłu cofnęłam się za albinosa, wszak jak powiedziałam będę go ubezpieczać, a nie natomiast walczyć na froncie.
- Zróbmy tak, w tej chwili nie ma po co walczyć.. musisz to pan zrozumieć. Nie chcę żadnych bójek, pragnę informacji, więc czy mógłbyś to wyjaśnić? Co jest Twoim.. prawdziwym celem? - spojrzałam na niego, wyczekująco. Pragnęłam jasności, a może nawet trochę poznać logikę tego facecika.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Prosta sztuczka z mgłą, której dzieciak nauczył się zaraz po tym jak nauczył się chodzić znowu okazała się nieziemsko przydatna. Z reguły wykorzystywał ją, by opuścić centrum uwagi, w którym wbrew swojej woli często się znajdywał z racji swojego niecodziennego wyglądu. Tym razem nie chodziło jednak o niego, w końcu jemu tak naprawdę niewiele groziło, ale błękitnowłosa dziewczyna to już zupełnie inna sprawa. –Shinpai shinai…((nie martw się))-zaraz po tym jak wyprowadził ją z budynku-Obronię Cię de gozaru.- A ledwo to powiedział, a nadarzyła mu się okazja do bronienia jej, bo rozszalały zwyrol wypadł z karczmy zaraz za nimi. Chłopczyk natychmiast odwinął się, niczym żmija szykująca się do skoku na swoją ofiarę i już przyjął postawę godną mistrza szermierki, żadnych luk, żadnego martwego punktu, pełna równowaga między defensywą, a ofensywą, a przynajmniej dla Hözukiego, któremu jak wiadomo niewiele mogło zagrozić. Chłopczyk obrzucił wariata lodowatym spojrzeniem, które nabył przez te lata przebywania z najbardziej oziębłym mentorem jakiego można sobie było wyobrazić. Jego buzia stała się straszna, prawdziwa gęba, która nijak nie pasowała do ciała słodkiego dziecka, na które Saigi najwidoczniej miał chrapkę. Już byłby rzucił się do gardła oszalałego napastnika, bo przecież do tego go wychowywano, ale głos Mei dochodzący zza niego powstrzymał go przed tym. –Rozmawia z nim?-pomyślał wytrącony jednocześnie nieco ze swojego bitewnego ferworu-Po co?-Szybko jednak się ogarnął, wiedział, że w środku jest jeszcze kilka osób, które mogły im zagrozić i nie mógł marnować czasu. Wbił swój kościany miecz w ziemię i zaczął składać pieczęcie jeszcze zanim Mei skończyła mówić.
-To bez sensu… Hashire de gozaru! ((Biegnij!))-Rozkazał swojej nowej towarzyszce brzdąc-Mizurappa!-I wypuścił z buzi dużą ilość wody pod ciśnieniem w kierunku wymachującego skradzionym mieczem Saigiego. Planował wepchnąć go z powrotem do tej zapyziałej karczmy, a następnie zabrać swój miecz i ponownie chwytając Yuki za rękę uciec jeszcze dalej. Wciąż byli w niebezpieczeństwie, wciąż nie mogli spuścić gardy, a albinos nigdy nie tracił czasu na bezsensowne rozmowy. Nie stoi się naprzeciwko przeciwnika rozmawiając przez cały odcinek nim dojdzie do walki, życie ninja to nie manga o najeźdźcach z kosmosu. Dlatego też Yü robił to co umiał najlepiej, działał…
KC-C
-To bez sensu… Hashire de gozaru! ((Biegnij!))-Rozkazał swojej nowej towarzyszce brzdąc-Mizurappa!-I wypuścił z buzi dużą ilość wody pod ciśnieniem w kierunku wymachującego skradzionym mieczem Saigiego. Planował wepchnąć go z powrotem do tej zapyziałej karczmy, a następnie zabrać swój miecz i ponownie chwytając Yuki za rękę uciec jeszcze dalej. Wciąż byli w niebezpieczeństwie, wciąż nie mogli spuścić gardy, a albinos nigdy nie tracił czasu na bezsensowne rozmowy. Nie stoi się naprzeciwko przeciwnika rozmawiając przez cały odcinek nim dojdzie do walki, życie ninja to nie manga o najeźdźcach z kosmosu. Dlatego też Yü robił to co umiał najlepiej, działał…
- Nazwa
- Suiton: Mizurappa
- Pieczęci
- Smok → Tygrys → Zając
- Zasięg Max.
- 20 metrów
- Koszt
- E: 25% | D: 20% | C: 10% | B: 7% | A: 5% | S: 3% | S+: 3%
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Niezbyt skomplikowane jutsu, będące wodną wersją techniki Katon: Goukakyuu no Jutsu. Użytkownik wytwarza wewnątrz swojego ciała dużą ilość wody, a następnie wystrzeliwuje ją pod ogromnym ciśnieniem w kierunku przeciwnika. Technika sama w sobie jest dosyć łopatologiczna, za to skuteczna - może zadać dość dobre obrażenia, jeżeli przeciwnik nie jest daleko. Kolejnym plusem jest to, że wytwarzamy w ten sposób wodę, której możemy użyć do innych technik!
KC-C
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Nic nie jest takie, na jakie wygląda. [32/45]
Chakra Mei - 92%
Chakra Yuu - 82% -
Mgły tu nie ma, Yuu już jej więcej nie podtrzymuje (bo za daleko etc.)
Znaleźliście się w lasku zanim, ot, moment na oddech, ucieczkę, seksy, whatever. O ile ktokolwiek was tu jeszcze szuka.
Chakra Yuu - 82% -
Mgły tu nie ma, Yuu już jej więcej nie podtrzymuje (bo za daleko etc.)
Znaleźliście się w lasku zanim, ot, moment na oddech, ucieczkę, seksy, whatever. O ile ktokolwiek was tu jeszcze szuka.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Jak się okazało z szaleńcami, tak naprawdę nie można gadać. Amok, w który wpadł Saigi mógł być porównywalny do obłędu, jakim uraczył małego Yuu. Jego postawa podczas moich słów się nie zmieniła, ponad to Hozuki postanowił wziąć wszystko na siebie. Czy aż taka przepaść dzieliła mnie i jego?
Spojrzałam na dwójkę, cofając się znacznie do tyłu. Dwóch amantów miało walczyć, a ja dostałam rozkaz ucieczki. Shit, w jakim ja świecie żyję, by słuchać kogokolwiek?! Z resztą jestem Mei, dziewczyną już raz uciekającą od takich rzeczy. Tym razem biorąc sprawę w swoje ręce skupiłam się na chakrze we mnie płynącej, a zaraz potem na otaczającym nas powietrzu. Moje oczy czujnie się wpatrzyły w strumień wodny, a zaraz potem na drzwi karczmy. Niestety, te zamiast być zamknięte pozostały otwarte, co poskutkowało tym, iż powstrzymałam się od ich mrożenia. Wybawienie przeciwników oraz zwrócenie na siebie większej uwagi mogłoby przysporzyć nam problemów, więc gdy tylko szaleniec padł, dałam się porwać Yuusuke w stronę lasu.
Było cicho i spokojnie, jednak ja pozostałam wciąż czujna. Rozglądałam się na boki, obserwując drzewa, czy chociażby najmniejsze ruchu krzewów. W końcu, gdy wbiegliśmy dalej, niż bym zamierzała, stanęłam w miejscu. Wokół nas rozciągało się pasmo drzew, a ja mimo to chciałam przystanąć i obmyślić plan działania.
- Nie możemy wiecznie uciekać, dokąd dążymy? Co jest naszym celem? - zapytałam poważnie, wlepiając spojrzenie w młodego weterana. Po jego wcześniejszej minie, wierzyłam, iż jest groźnym przeciwnikiem, mającym w zanadrzu spory wachlarz umiejętności.
- Yuu-san, możemy pójść szybszym krokiem? Nie chcę biec, przynajmniej nie teraz, gdy wydaje się, iż wroga nie ma w pobliżu. Z resztą.. chciałabym byś mi opowiedział o swoim klanie. Może mieszkając na wyspach powinnam się dowiedzieć, co nieco o Tobie, jednakże ja niczego takiego nie pamiętam. Moje umiejętności pewnie znasz na wylot przez swojego braciszka, jednakże ja nic nie wiem o Tobie. - pokręciłam głową, nie mogąc zebrać myśli w logiczną całość. Mówiłam spokojnie i w miarę powoli, jednakże coś jeszcze mnie dręczyło. Ach, tak.. już wiem - Dodatkowo tak jak wcześniej pytałam, możesz mi powiedzieć kogo jeszcze znasz z mojego klanu? - uśmiechnęłam się miło na koniec, by przypadkiem nie zrazić go do siebie. Chciałam się z nim zaprzyjaźnić, wyrobić sobie wsparcie, lecz z pustą wiedzą o nim.. nie miałam szans.
Spojrzałam na dwójkę, cofając się znacznie do tyłu. Dwóch amantów miało walczyć, a ja dostałam rozkaz ucieczki. Shit, w jakim ja świecie żyję, by słuchać kogokolwiek?! Z resztą jestem Mei, dziewczyną już raz uciekającą od takich rzeczy. Tym razem biorąc sprawę w swoje ręce skupiłam się na chakrze we mnie płynącej, a zaraz potem na otaczającym nas powietrzu. Moje oczy czujnie się wpatrzyły w strumień wodny, a zaraz potem na drzwi karczmy. Niestety, te zamiast być zamknięte pozostały otwarte, co poskutkowało tym, iż powstrzymałam się od ich mrożenia. Wybawienie przeciwników oraz zwrócenie na siebie większej uwagi mogłoby przysporzyć nam problemów, więc gdy tylko szaleniec padł, dałam się porwać Yuusuke w stronę lasu.
Było cicho i spokojnie, jednak ja pozostałam wciąż czujna. Rozglądałam się na boki, obserwując drzewa, czy chociażby najmniejsze ruchu krzewów. W końcu, gdy wbiegliśmy dalej, niż bym zamierzała, stanęłam w miejscu. Wokół nas rozciągało się pasmo drzew, a ja mimo to chciałam przystanąć i obmyślić plan działania.
- Nie możemy wiecznie uciekać, dokąd dążymy? Co jest naszym celem? - zapytałam poważnie, wlepiając spojrzenie w młodego weterana. Po jego wcześniejszej minie, wierzyłam, iż jest groźnym przeciwnikiem, mającym w zanadrzu spory wachlarz umiejętności.
- Yuu-san, możemy pójść szybszym krokiem? Nie chcę biec, przynajmniej nie teraz, gdy wydaje się, iż wroga nie ma w pobliżu. Z resztą.. chciałabym byś mi opowiedział o swoim klanie. Może mieszkając na wyspach powinnam się dowiedzieć, co nieco o Tobie, jednakże ja niczego takiego nie pamiętam. Moje umiejętności pewnie znasz na wylot przez swojego braciszka, jednakże ja nic nie wiem o Tobie. - pokręciłam głową, nie mogąc zebrać myśli w logiczną całość. Mówiłam spokojnie i w miarę powoli, jednakże coś jeszcze mnie dręczyło. Ach, tak.. już wiem - Dodatkowo tak jak wcześniej pytałam, możesz mi powiedzieć kogo jeszcze znasz z mojego klanu? - uśmiechnęłam się miło na koniec, by przypadkiem nie zrazić go do siebie. Chciałam się z nim zaprzyjaźnić, wyrobić sobie wsparcie, lecz z pustą wiedzą o nim.. nie miałam szans.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Trybiki małej maszyny do zabijania było dobrze naoliwione, reakcja natychmiastowa i efekt taki jak zamierzony. Długi czas wujka Renji’ego poświęcony na konstrukcje i czas poświęcony przez Kamiru na konserwacje i ostrzenie ząbków przynosił korzyści, maluch stawał się niezawodny jak szwajcarski zegarek. Jednak czy poradziłby sobie w życiu, które nie opierałoby się na brutalnej sile? Raczej nie… Do tego potrzebował innych nauczycieli, poznawać ludzi choćby takich jak dziewczyna, którą ciągnął za sobą w ciemny las (choćby nie wiem jak źle to brzmiało) by ją chronić. Swoją drogą, czemu Yü został zaszufladkowany razem z Saigim jako dwójka amantów? Nie ważne…
Nie zamierzał się zatrzymywać, nie zamierzał zwalniać, nie chciał spuszczać gardy, był gotowy na wszystko. Poza słodkim głosem Mei, który znowu uderzył jego uszy…
-Wracamy na mur, do braciszka… Z nim będziemy bezpieczni de gozaru.-Powiedział z pełnią powagi w głosie, zwalniając tylko na chwilę zdziwiony, że dziewczyna marnowała siły na zbędne pytania, gdy trzeba było zapewnić sobie bezpieczeństwo. Jego wiara była niezachwiana, rycerz na białym… śniegu i w szarej masce był przecież zdolny do wszystkiego, a przynajmniej Yü tak uważał. Kolejne pytanie niebieskowłosej nie zaskoczyła malucha już tak bardzo, ale zanim na nie odpowiedział musiał się rozejrzeć. Upewnił się, że nie są ścigani i dopiero zwolnił, ale nie zamierzał puszczać jej ręki.
-Zezwalam…-Odpowiedział jej jak wojskowy, przypominając nieco wujka podczas treningów. Faktycznie nie warto było marnować sił, gdy nawet nie wiedzieli, gdy są ścigani. Przecież mogły być im jeszcze potrzebne jeżeli znowu spotkaliby się z jakimiś napastnikami.-Nie powinienem opowiadać o swoim klanie, ale właściwie jesteś częścią mojej rodziny i musimy współpracować, więc dobrze, powiem Ci de gozaru.-Oświadczył patrząc jej w oczy, a jego mina była tak poważna na ile pozwalała mu buzia słodkiego dziecka. Minęła jednak dobra chwila zanim zaczął mówić, najpierw upewnił się czy oby prowadzi ją w dobrym kierunku. Nie wyglądało na to, by zabłądził, ale przecież wszystkie leśne ścieżki wyglądają tak samo ne? Uspokoiwszy się nieco albinos odwiesił swój miecz na plecy, przeczesał wolną ręką białą czuprynę i cichutko, dyskretnie zaczął opowiadać.
-Pochodzę z Kantai, wyspy sąsiadującej z Hyuou, już mówiłem de gozaruyo?-zapytał niepewnie-Nasze klany żyją względnie w przyjaznych stosunkach i aż dziwne, że nic o nas nie wiesz.-Cóż, wiedza o sąsiadach z mroźnej wyspy była raczej powszechnie dostępna nawet dla takiego odludka jak nasz słodki bohater. Trzynastolatek wzruszył ramionami i wrócił do odpowiedzi. –Moje kekkei genkai pozwala mi na dowolną manipulacje moim ciałem przez zmianę stanu jego skupienia.-Wyrecytował definicję, którą kiedyś powiedział mu ktoś ze starszych.-Słowem potrafię zmienić się w wodę. Dzięki temu właściwie nie da się mnie zranić, ale jestem podatny na raiton de gozaru.-Złapał się za usta uświadamiając sobie, że tego nie powinien był mówić. Postanowił jednak zakamuflować zakłopotanie, by Mei nie poczuła się z tym źle. Złożył rękę w pięść, chrząknął i zabrał ją od ust. Zaraz potem Panna Yuki zadała pytanie, którego w tych okolicznościach malec nie mógł się spodziewać. W końcu po co jej taka informacja, gdy byli zagrożeni.–Poznałem kuzynka…-Odpowiedział tonem, który ociekał zdziwieniem. Zrozumiał jednak, że nie miała nic złego na myśli, gdy tylko natknął się oczami na jej uśmiech, uśmiech, który topił lód, gdy Yuki powinni go tworzyć. Odwzajemnił jej uśmiech niemniej słodkim bananem na buzi.-Jak mu tam było? Nanatsu, Namitsu… Natsume!-Wykrzyknął w końcu triumfalnie.-Braciszek narozrabiał i musiałem przepraszać jego i jego znajomych. Onii chan no baka!-Swoją droga różnooka była tak różna od braciszka, że aż ciężko było uwierzyć, że pochodziła z tego samego klanu co wygnaniec. Maluch jednak nie miał wątpliwości, czuł zimny dotyk jej skóry, poczuł zimne zawirowanie chakry, które Mei spowodowała zanim uciekli sprzed dziwnego przybytku.
-Shi no geto nie jest daleko, powinniśmy tam dotrzeć w jakieś…-Przyciął się, nie znał się na miarach czasu. Cóż przy jego wychowaniu, dobrze, że nauczył się czytać…-Niedługo de gozaru. Bądź gotowa do walki, nie wiemy czy nas nie śledzą de gozaru.-Dodał na koniec, chciał działać profesjonalnie, tak jak go uczono, ale z jakiegoś powodu ciągle ulegał dziewczynie. Czuł się przez nią onieśmielony. Poczerwieniał znowu, gdy napięcie wywołane niebezpieczeństwem zniknęło, zorientował się w końcu, że spaceruje sobie z dziewczyną trzymając się za ręce przez las jak jakaś zakochana para. Natychmiast jednak schował czerwone policzki pod szaliczkiem, który luźno oplatał jego szyje.
-Chyba jesteśmy bezpieczni de gozaru…-Powiedział puszczając w końcu jej rękę, ale był na tyle zawstydzony, że nie mógł na nią spojrzeć ani wychylić się ze swej turkusowej fortecy.
Nie zamierzał się zatrzymywać, nie zamierzał zwalniać, nie chciał spuszczać gardy, był gotowy na wszystko. Poza słodkim głosem Mei, który znowu uderzył jego uszy…
-Wracamy na mur, do braciszka… Z nim będziemy bezpieczni de gozaru.-Powiedział z pełnią powagi w głosie, zwalniając tylko na chwilę zdziwiony, że dziewczyna marnowała siły na zbędne pytania, gdy trzeba było zapewnić sobie bezpieczeństwo. Jego wiara była niezachwiana, rycerz na białym… śniegu i w szarej masce był przecież zdolny do wszystkiego, a przynajmniej Yü tak uważał. Kolejne pytanie niebieskowłosej nie zaskoczyła malucha już tak bardzo, ale zanim na nie odpowiedział musiał się rozejrzeć. Upewnił się, że nie są ścigani i dopiero zwolnił, ale nie zamierzał puszczać jej ręki.
-Zezwalam…-Odpowiedział jej jak wojskowy, przypominając nieco wujka podczas treningów. Faktycznie nie warto było marnować sił, gdy nawet nie wiedzieli, gdy są ścigani. Przecież mogły być im jeszcze potrzebne jeżeli znowu spotkaliby się z jakimiś napastnikami.-Nie powinienem opowiadać o swoim klanie, ale właściwie jesteś częścią mojej rodziny i musimy współpracować, więc dobrze, powiem Ci de gozaru.-Oświadczył patrząc jej w oczy, a jego mina była tak poważna na ile pozwalała mu buzia słodkiego dziecka. Minęła jednak dobra chwila zanim zaczął mówić, najpierw upewnił się czy oby prowadzi ją w dobrym kierunku. Nie wyglądało na to, by zabłądził, ale przecież wszystkie leśne ścieżki wyglądają tak samo ne? Uspokoiwszy się nieco albinos odwiesił swój miecz na plecy, przeczesał wolną ręką białą czuprynę i cichutko, dyskretnie zaczął opowiadać.
-Pochodzę z Kantai, wyspy sąsiadującej z Hyuou, już mówiłem de gozaruyo?-zapytał niepewnie-Nasze klany żyją względnie w przyjaznych stosunkach i aż dziwne, że nic o nas nie wiesz.-Cóż, wiedza o sąsiadach z mroźnej wyspy była raczej powszechnie dostępna nawet dla takiego odludka jak nasz słodki bohater. Trzynastolatek wzruszył ramionami i wrócił do odpowiedzi. –Moje kekkei genkai pozwala mi na dowolną manipulacje moim ciałem przez zmianę stanu jego skupienia.-Wyrecytował definicję, którą kiedyś powiedział mu ktoś ze starszych.-Słowem potrafię zmienić się w wodę. Dzięki temu właściwie nie da się mnie zranić, ale jestem podatny na raiton de gozaru.-Złapał się za usta uświadamiając sobie, że tego nie powinien był mówić. Postanowił jednak zakamuflować zakłopotanie, by Mei nie poczuła się z tym źle. Złożył rękę w pięść, chrząknął i zabrał ją od ust. Zaraz potem Panna Yuki zadała pytanie, którego w tych okolicznościach malec nie mógł się spodziewać. W końcu po co jej taka informacja, gdy byli zagrożeni.–Poznałem kuzynka…-Odpowiedział tonem, który ociekał zdziwieniem. Zrozumiał jednak, że nie miała nic złego na myśli, gdy tylko natknął się oczami na jej uśmiech, uśmiech, który topił lód, gdy Yuki powinni go tworzyć. Odwzajemnił jej uśmiech niemniej słodkim bananem na buzi.-Jak mu tam było? Nanatsu, Namitsu… Natsume!-Wykrzyknął w końcu triumfalnie.-Braciszek narozrabiał i musiałem przepraszać jego i jego znajomych. Onii chan no baka!-Swoją droga różnooka była tak różna od braciszka, że aż ciężko było uwierzyć, że pochodziła z tego samego klanu co wygnaniec. Maluch jednak nie miał wątpliwości, czuł zimny dotyk jej skóry, poczuł zimne zawirowanie chakry, które Mei spowodowała zanim uciekli sprzed dziwnego przybytku.
-Shi no geto nie jest daleko, powinniśmy tam dotrzeć w jakieś…-Przyciął się, nie znał się na miarach czasu. Cóż przy jego wychowaniu, dobrze, że nauczył się czytać…-Niedługo de gozaru. Bądź gotowa do walki, nie wiemy czy nas nie śledzą de gozaru.-Dodał na koniec, chciał działać profesjonalnie, tak jak go uczono, ale z jakiegoś powodu ciągle ulegał dziewczynie. Czuł się przez nią onieśmielony. Poczerwieniał znowu, gdy napięcie wywołane niebezpieczeństwem zniknęło, zorientował się w końcu, że spaceruje sobie z dziewczyną trzymając się za ręce przez las jak jakaś zakochana para. Natychmiast jednak schował czerwone policzki pod szaliczkiem, który luźno oplatał jego szyje.
-Chyba jesteśmy bezpieczni de gozaru…-Powiedział puszczając w końcu jej rękę, ale był na tyle zawstydzony, że nie mógł na nią spojrzeć ani wychylić się ze swej turkusowej fortecy.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Nic nie jest takie, na jakie wygląda. [35/45] Macie dowolność działań, ale i tak pokieruję was w następnym poście na właściwy tor ~
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Pytania, szły parami z innymi. Ciekawość ma była bezkresna, pełna zawiłości i pragnienia odkrycia tego, co nieznane. Niepewność, dodająca wszystkiemu nieco uroku, mogła uchodzić za jedną z mniej wartych uwagi cech. Zawsze sprawdzałam teren na którym się znalazłam, więc nawet teraz nie obyło się bez rozpamiętywania o naszych wspólnych znajomościach..
Przechodząc do tego, co właściwe i jasne, zacznę może od początku, gdzie nasza rozmowa miała się wyjaśnić. Zaczęliśmy najpierw od celu, do którego zmierzaliśmy. Jak się oczywiście okazało szliśmy w stronę Muru, gdzie podobno mieliśmy znaleźć Kamiru. Jako, iż sama nie znałam terenu, to zdałam się na przewodnika Yuusuke. Słodki dzieciak wydawał się tu stacjonować przez spory czas, więc czemu miałabym mu nie zaufać?
Idąc za ręce, zaczęłam się rozglądać po terenie, starając się zapamiętać każdy zakręt, ścieżkę, czy drzewo. Może i nie miałam magicznych zdolności sensorycznych, ale chociaż dzięki temu będę mogła lepiej się zorientować w terenie. Poprzednim razem szłam przez miejskie uliczki, więc no cóż.. nadszedł czas, by się zbratać z naturą.
Gdy tylko nadszedł czas opowieści, wytężyłam słuch i zaczęłam w głowie odnotowywać każde słowo. Zamienienie ciała w wodę było czymś, co wychodziło poza moje mniemanie. Ponad to, jakby nie patrzeć w barze nabrałam się na jego sztuczkę. Mój palec, który wgłębił się w jego dłoń, tak naprawdę został potraktowany klanową umiejętnością. Teraz, gdy sobie przypominam swoją reakcję uznaję ja za co najmniej głupią. Ech, gdybym tylko wtedy wiedziała.
- Mało czasu przebywałam w rodzinnych stronach, więc stąd mam tak niewiele informacji - powiedziałam spokojnie, odgarniając sprzed twarzy liściastą gałązkę. Oczywiście swój osobisty komentarz wypowiedziałam, po jego uroczej wypowiedzi. Nie chciałam mu przerywać, więc nawet gdy na początku zadał pytanie, to ja nie tracąc tlenu, skinęłam głową. Podczas tej krótkiej podróży nauczyłam się, że trzeba trzymać język za zębami, więc teraz starałam się niewiele mówić.
W chwili, gdy Hozuki wygadał swoją słabość, najpierw się uśmiechnęłam, po czym wolną ręką dotknęłam jego ramienia.
- Nie zrobię Tobie krzywdy, możesz mi bezgranicznie ufać, Yuu-san. Chcę móc Cię wspierać w każdej sytuacji - powiedziałam łagodnym głosem, czule się do niego uśmiechając. Może przez to się zarumieni, schowa za swym szalikiem, lecz ja uznawałam to za co najmniej urocze. Z resztą, słuchając go dalej, byłam w coraz lepszym humorze. Nie wiem, co ten chłopak ze mną robił, ale jego osoba wpływała na mnie nie dość, że uspakajająco, to był lekiem na wszelkie smutki. Patrzyłam na niego jak w obrazek, pragnąc go coraz bliżej poznać. W końcu, tak jak to nie raz zaznaczałam był jedną z osób, które na tle innych się zdecydowanie wyróżniały.
- Natsume? - popatrzyłam na niego z zaskoczeniem, gdy tylko wykrzyczał triumfalnie jego imię. Mój brat znał Kamiru, co oznaczało, iż chyba byłam jedną z niewielu Yuki, którzy nie poznawali swojej rzekomej rodziny. Ponad to... mały Albinos również spotkał braciszka zapewne ... dużo wcześniej, niż ja sama.
- On.... jest moją jedyną rodziną. - powiedziałam nieco smutnym głosem, po czym odwróciłam wzrok. Wciąż nie mogłam się pogodzić z tym, że został mi tylko on. Z resztą.. gdy tylko go stracę zostanę na zawsze sama - Yuusuke-san, czemu przepraszałeś za Kamiru? - zapytałam łagodnie, by zmienić nieco swój tok myślenia. Rozżalanie się nie było dobre, szczególnie przed przygodą, która mnie czekała!
Koniec końców, gdy dochodziliśmy do miasta, zostaliśmy rozłączeni. Nie wiedziałam, czy to dobrze, więc zerknęłam na białowłosego, który przypominał wyglądem buraka. Moja głowa przechyliła się na bok, po czym od razu przytuliłam się do malca.
- Coś się stało? - pogłaskałam jego włosy, a następnie zrobiłam krok do tyłu - Jeśli to moja wina, to najmocniej przepraszam - wyszeptałam po cichu, a w następnej kolejności wolnym krokiem zaczęłam iść przez napadnięte miasto.
- Powiedz, gdzie możemy zacząć poszukiwania. Nie znam tego miejsca, a mimo wszystko nie chciałabym się zgubić - popatrzyłam przed siebie, dokładnie przyglądając się każdemu człowiekowi.
Przechodząc do tego, co właściwe i jasne, zacznę może od początku, gdzie nasza rozmowa miała się wyjaśnić. Zaczęliśmy najpierw od celu, do którego zmierzaliśmy. Jak się oczywiście okazało szliśmy w stronę Muru, gdzie podobno mieliśmy znaleźć Kamiru. Jako, iż sama nie znałam terenu, to zdałam się na przewodnika Yuusuke. Słodki dzieciak wydawał się tu stacjonować przez spory czas, więc czemu miałabym mu nie zaufać?
Idąc za ręce, zaczęłam się rozglądać po terenie, starając się zapamiętać każdy zakręt, ścieżkę, czy drzewo. Może i nie miałam magicznych zdolności sensorycznych, ale chociaż dzięki temu będę mogła lepiej się zorientować w terenie. Poprzednim razem szłam przez miejskie uliczki, więc no cóż.. nadszedł czas, by się zbratać z naturą.
Gdy tylko nadszedł czas opowieści, wytężyłam słuch i zaczęłam w głowie odnotowywać każde słowo. Zamienienie ciała w wodę było czymś, co wychodziło poza moje mniemanie. Ponad to, jakby nie patrzeć w barze nabrałam się na jego sztuczkę. Mój palec, który wgłębił się w jego dłoń, tak naprawdę został potraktowany klanową umiejętnością. Teraz, gdy sobie przypominam swoją reakcję uznaję ja za co najmniej głupią. Ech, gdybym tylko wtedy wiedziała.
- Mało czasu przebywałam w rodzinnych stronach, więc stąd mam tak niewiele informacji - powiedziałam spokojnie, odgarniając sprzed twarzy liściastą gałązkę. Oczywiście swój osobisty komentarz wypowiedziałam, po jego uroczej wypowiedzi. Nie chciałam mu przerywać, więc nawet gdy na początku zadał pytanie, to ja nie tracąc tlenu, skinęłam głową. Podczas tej krótkiej podróży nauczyłam się, że trzeba trzymać język za zębami, więc teraz starałam się niewiele mówić.
W chwili, gdy Hozuki wygadał swoją słabość, najpierw się uśmiechnęłam, po czym wolną ręką dotknęłam jego ramienia.
- Nie zrobię Tobie krzywdy, możesz mi bezgranicznie ufać, Yuu-san. Chcę móc Cię wspierać w każdej sytuacji - powiedziałam łagodnym głosem, czule się do niego uśmiechając. Może przez to się zarumieni, schowa za swym szalikiem, lecz ja uznawałam to za co najmniej urocze. Z resztą, słuchając go dalej, byłam w coraz lepszym humorze. Nie wiem, co ten chłopak ze mną robił, ale jego osoba wpływała na mnie nie dość, że uspakajająco, to był lekiem na wszelkie smutki. Patrzyłam na niego jak w obrazek, pragnąc go coraz bliżej poznać. W końcu, tak jak to nie raz zaznaczałam był jedną z osób, które na tle innych się zdecydowanie wyróżniały.
- Natsume? - popatrzyłam na niego z zaskoczeniem, gdy tylko wykrzyczał triumfalnie jego imię. Mój brat znał Kamiru, co oznaczało, iż chyba byłam jedną z niewielu Yuki, którzy nie poznawali swojej rzekomej rodziny. Ponad to... mały Albinos również spotkał braciszka zapewne ... dużo wcześniej, niż ja sama.
- On.... jest moją jedyną rodziną. - powiedziałam nieco smutnym głosem, po czym odwróciłam wzrok. Wciąż nie mogłam się pogodzić z tym, że został mi tylko on. Z resztą.. gdy tylko go stracę zostanę na zawsze sama - Yuusuke-san, czemu przepraszałeś za Kamiru? - zapytałam łagodnie, by zmienić nieco swój tok myślenia. Rozżalanie się nie było dobre, szczególnie przed przygodą, która mnie czekała!
Koniec końców, gdy dochodziliśmy do miasta, zostaliśmy rozłączeni. Nie wiedziałam, czy to dobrze, więc zerknęłam na białowłosego, który przypominał wyglądem buraka. Moja głowa przechyliła się na bok, po czym od razu przytuliłam się do malca.
- Coś się stało? - pogłaskałam jego włosy, a następnie zrobiłam krok do tyłu - Jeśli to moja wina, to najmocniej przepraszam - wyszeptałam po cichu, a w następnej kolejności wolnym krokiem zaczęłam iść przez napadnięte miasto.
- Powiedz, gdzie możemy zacząć poszukiwania. Nie znam tego miejsca, a mimo wszystko nie chciałabym się zgubić - popatrzyłam przed siebie, dokładnie przyglądając się każdemu człowiekowi.
0 x
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Zdziwienie malca…… Nie, malec nie zdziwił się, w końcu mógł się spodziewać, że Mei jest w jakimś stopniu spokrewniona z Natsume, jak Kamiru. Tylko nie powiedziała jaki był stopień pokrewieństwa między nią a czarnowłosym. Mógł być zarówno jej bratem, kuzynem, mężczyzną, może nawet ojcem, w końcu Yü nie wiedział ile Natsu miał lat, a wygląd często bywa mylący i nawet on o tym wiedział. Berbeć nie chciał jednak dociekać kim był dla niej rzeczony dwudziestolatek, skoro nie powiedziała to pewnie nie chciała desu ne? Przynajmniej tak myślał Hözuki.
-Anooo…-Jęknął albinos próbując sobie przypomnieć co takiego stało się w herbaciarni, było to w końcu tak dawno temu z perspektywy małego chłopca. Przypomniał to sobie niemal natychmiast, ale nie potrafił znaleźć słów, które miał gdzieś na końcu języka. Kiedy wreszcie wiedział jak ubrać wydarzenia w słowa spróbował się wypowiedzieć, ale zamiast dziecięcego głosiku wydał tylko dziwne warknięcie. Zaschło mu w gardle… Czy los nie chciał, żeby berbeć obgadywał swojego mentora za jego plecami? Nie ważne, bo białowłosy całkiem szybko chwycił za swój bukłak, który zręcznie odkorkował i wychylił nieco zawartości zbiorniczka zwilżając gardziołko. Odjąwszy bukłak od ust mógł mówić dalej, ale nie odwiesił go na miejsce.
-Była tam taka dziewczyna, miała podobne włosy jak Twoje, imię nieistotne de gozaru… Onii-chan zrobił jej głupi dowcip tworząc przy jej szyi lód, czy tam śnieg, który wpadł jej za kołnierz. Nie muszę chyba mówić, że dziewczyna była wtedy w towarzystwie Natsume.-Skrócił historię jak tylko mógł, bo wydawała mu się nudna, wyjątkowo nieinteresująca. Chwilę później palnął buraka, o czym była już mowa, a Panienka Yuki nie wiedząc co właśnie się stało dolała Oliwy do ognia tuląc się do malucha. Mimo tego iż drugi z wyspiarskich klanów był najchłodniejszym na świecie, to ciepła płynącego od miękkiego, tulącego trzynastolatka ciałka wystarczyło, by woda w nim zagotowała się. --Co się dzieje? Gdzie ja jestem?-Zapytał sam siebie maluch nim zachwiał się, puścił bukłak i osunął na ziemię. Mimo tego czuł się dobrze, prawie tak jakby mdlał w rękach Kamiru po ciężkiej walce, wiedział, że jest bezpieczny. Oczywiście nie stracił przytomności, ale mało do tego brakowało. Mmmmm… Jaki słodziak! Cóż, trening przybranego wuja nie przygotował go do tego typu ataków. Po chwili chłopczyk zerwał się z ziemi wymachując rękami.
-Wszystko dobrze, to nie Twoja wina! Zamyśliłem się i…!- W tej chwili odwrócił się twarzą do dziewczyny, by dokończyć zmyślane na poczekaniu, desperackie wyjaśnienia, ale gdy tylko jego oczy napotkały jej oczy zaniemówił. Uciekł wzrokiem od jej „pięknych”, jakże różnych tęczówek, na które mimo ich nieodmownego uroku z jakiegoś powodu nie mógł w tej chwili patrzeć. Dla odmiany pobladł nieco, a że jak najszybciej chciał ukryć swoje zakłopotanie, to zamiast ukryć się za szaliczkiem zwyczajnie się odwrócił i pomaszerował naprzód. –Co się z Tobą dzieje Yüsuke?!-Zapytał w myślach sam siebie nie wiedząc, cóż za uczucie nim targało, co właściwie się stało i dlaczego Mei jest dla niego taka miła…
Po jakimś czasie dotarli do osady tuż pod murem, stąd mały władca wody miał prowadzić dalej, do miejsca, gdzie znaleźć można było braciszka. Karczma z wiadomych względów odpadała, może i Kamiru był leniwy, ale nie do tego stopnia, by przez cały dzień siedzieć w jednym miejscu.
-Nie wiem, gdzie braciszek mógł pójść de gozaru…-Oświadczył „przewodnik” swym niewinnym głosem. Zdążyło już mu przejść i znowu spoglądał na błękitnowłosą tak jak wcześniej, z tą jednak różnicą, że jego serduszko z niewiadomych dla niego przyczyn biło mocniej za każdym razem, gdy się zbliżała. Maluch przyspieszał wtedy, zachowywał dystans.-Sprawdźmy w siedzibie administracji, czasami tam chodził de gozaru…-Jak powiedział tak i zrobił, poprowadził dziewczynę do rzeczonego miejsca.
-Anooo…-Jęknął albinos próbując sobie przypomnieć co takiego stało się w herbaciarni, było to w końcu tak dawno temu z perspektywy małego chłopca. Przypomniał to sobie niemal natychmiast, ale nie potrafił znaleźć słów, które miał gdzieś na końcu języka. Kiedy wreszcie wiedział jak ubrać wydarzenia w słowa spróbował się wypowiedzieć, ale zamiast dziecięcego głosiku wydał tylko dziwne warknięcie. Zaschło mu w gardle… Czy los nie chciał, żeby berbeć obgadywał swojego mentora za jego plecami? Nie ważne, bo białowłosy całkiem szybko chwycił za swój bukłak, który zręcznie odkorkował i wychylił nieco zawartości zbiorniczka zwilżając gardziołko. Odjąwszy bukłak od ust mógł mówić dalej, ale nie odwiesił go na miejsce.
-Była tam taka dziewczyna, miała podobne włosy jak Twoje, imię nieistotne de gozaru… Onii-chan zrobił jej głupi dowcip tworząc przy jej szyi lód, czy tam śnieg, który wpadł jej za kołnierz. Nie muszę chyba mówić, że dziewczyna była wtedy w towarzystwie Natsume.-Skrócił historię jak tylko mógł, bo wydawała mu się nudna, wyjątkowo nieinteresująca. Chwilę później palnął buraka, o czym była już mowa, a Panienka Yuki nie wiedząc co właśnie się stało dolała Oliwy do ognia tuląc się do malucha. Mimo tego iż drugi z wyspiarskich klanów był najchłodniejszym na świecie, to ciepła płynącego od miękkiego, tulącego trzynastolatka ciałka wystarczyło, by woda w nim zagotowała się. --Co się dzieje? Gdzie ja jestem?-Zapytał sam siebie maluch nim zachwiał się, puścił bukłak i osunął na ziemię. Mimo tego czuł się dobrze, prawie tak jakby mdlał w rękach Kamiru po ciężkiej walce, wiedział, że jest bezpieczny. Oczywiście nie stracił przytomności, ale mało do tego brakowało. Mmmmm… Jaki słodziak! Cóż, trening przybranego wuja nie przygotował go do tego typu ataków. Po chwili chłopczyk zerwał się z ziemi wymachując rękami.
-Wszystko dobrze, to nie Twoja wina! Zamyśliłem się i…!- W tej chwili odwrócił się twarzą do dziewczyny, by dokończyć zmyślane na poczekaniu, desperackie wyjaśnienia, ale gdy tylko jego oczy napotkały jej oczy zaniemówił. Uciekł wzrokiem od jej „pięknych”, jakże różnych tęczówek, na które mimo ich nieodmownego uroku z jakiegoś powodu nie mógł w tej chwili patrzeć. Dla odmiany pobladł nieco, a że jak najszybciej chciał ukryć swoje zakłopotanie, to zamiast ukryć się za szaliczkiem zwyczajnie się odwrócił i pomaszerował naprzód. –Co się z Tobą dzieje Yüsuke?!-Zapytał w myślach sam siebie nie wiedząc, cóż za uczucie nim targało, co właściwie się stało i dlaczego Mei jest dla niego taka miła…
Po jakimś czasie dotarli do osady tuż pod murem, stąd mały władca wody miał prowadzić dalej, do miejsca, gdzie znaleźć można było braciszka. Karczma z wiadomych względów odpadała, może i Kamiru był leniwy, ale nie do tego stopnia, by przez cały dzień siedzieć w jednym miejscu.
-Nie wiem, gdzie braciszek mógł pójść de gozaru…-Oświadczył „przewodnik” swym niewinnym głosem. Zdążyło już mu przejść i znowu spoglądał na błękitnowłosą tak jak wcześniej, z tą jednak różnicą, że jego serduszko z niewiadomych dla niego przyczyn biło mocniej za każdym razem, gdy się zbliżała. Maluch przyspieszał wtedy, zachowywał dystans.-Sprawdźmy w siedzibie administracji, czasami tam chodził de gozaru…-Jak powiedział tak i zrobił, poprowadził dziewczynę do rzeczonego miejsca.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
~ Żniwa wojny ~
Misja rangi B 1/45
Kamiru
Misja rangi B 1/45
Kamiru
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Wędrowałem ulicami miasta, powoli zbliżając się do siedziby administracji. Miałem znaleźć Yuusuke i omówić z nim pewne kwestie. No i sprawdzić, czy glut jeszcze w ogóle żyje, a w centrum powinni wiedzieć, gdzie się teraz znajduje. O ile też zapisano go do strażników, inaczej stracę tam czas. Choć nie do końca, miałem jeszcze rozmówić się z Kyuo, kapitanem, który jeszcze nie tak dawno temu był alkoholikiem. A teraz zarządzał całym murem, wszystkimi strażnikami. A w tym mną, huh. Może lepiej byłoby zameldować się najpierw u niego, a dopiero potem zająć poznawaniem niezwykłych technik Natsume? Teraz już i tak za późno na zmianę czasu... Byłem zbyt zamyślony, by zauważyć, że przyciągnąłem uwagę innego spośród Shinsengumi. Przynajmniej tyle wywnioskowałem z ubrania i tego, co do mnie powiedział.
- Eto... To ja. - odpowiedziałem na tyle szybko, na ile zdołałem uformować te proste i nieliczne słówka w zdanie. Wolałem nie zadawać nawet pytań o to, dlaczego nieznajomy użył liczby mnogiej zamiast pojedynczej, skoro stał sam jeden przede mną. Do tego był rudy, huh. Każdego czasem dotyka zło, ale patrząc optymistycznie, być może kiedyś los się do niego uśmiechnie. I wyłysieje. Byłem cierpliwy, jak na boga (i członka klanu Yuki) przystało, czekałem więc spokojnie na konkrety, które powinien mi zaraz zdradzić. Albo zaprowadzi do kogoś bardziej kompetentnego... Byleby nie tracić czasu na wymianę niczego nie wnoszących słów, moje plany czekały już wystarczająco długo przez treningi i "rozmowę" z Kazem. Ciekawe, czy zostanie przyjęty bez żadnych problemów. Powinien.
- Eto... To ja. - odpowiedziałem na tyle szybko, na ile zdołałem uformować te proste i nieliczne słówka w zdanie. Wolałem nie zadawać nawet pytań o to, dlaczego nieznajomy użył liczby mnogiej zamiast pojedynczej, skoro stał sam jeden przede mną. Do tego był rudy, huh. Każdego czasem dotyka zło, ale patrząc optymistycznie, być może kiedyś los się do niego uśmiechnie. I wyłysieje. Byłem cierpliwy, jak na boga (i członka klanu Yuki) przystało, czekałem więc spokojnie na konkrety, które powinien mi zaraz zdradzić. Albo zaprowadzi do kogoś bardziej kompetentnego... Byleby nie tracić czasu na wymianę niczego nie wnoszących słów, moje plany czekały już wystarczająco długo przez treningi i "rozmowę" z Kazem. Ciekawe, czy zostanie przyjęty bez żadnych problemów. Powinien.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości