Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Zgodnie z przypuszczeniami trójka shinobich, których uratowała para przyjaciół, okazali się być członkami grupy poszukiwawczej z Yokukage. Grupy, która została za nimi wysłana w pościg i chociaż nie znali jeszcze wszystkich szczegółów tego przedsięwzięcia, Takashi oraz Rei z pewnością będą chcieli wyciągnąć od nich informacje, które pozwolą im dowiedzieć się nieco więcej zarówno o planach Rady, jak i o potencjalnych możliwościach uchronienia się przed patrolami. Teraz mieli przed sobą trzy osoby, które - gdyby nie jinchuriki i Maji - byłyby prędzej czy później martwe w wyniku poddania się mrocznym wizjom wywołanym tajemniczymi zjawiskami. Tak to już było w Tajemniczym Lesie. I Rei miał rację, próba ataku od razu po rozproszeniu iluzji ze strony nieznajomych była niemiłym aktem wdzięczności i skłoniła czarnowłosego do wykonania ruchu, którego pewnie w innych okolicznościach by nie wykonał, no ale trudno. Mleko się rozlało. Na szczęście była pośród nich łagodna dziewczyna, Hinata, której krzyk przerwał dalsze poczynania czwórki łobuzów i rozrzedził gęstą atmosferę. Miało to miejsce chwilę po tym, jak różowowłosy uchronił się przed cienistą techniką uwolnionego z Genjutsu Nary, po czym przygotował swój pył do działania, a także po tym, gdy Takashi próbował jednym ruchem pozbawić przytomności mięśniaka, ale zamiast tego sam zarobił cios, który posłał go parę metrów w bok. Gdy wylądował na tafli wody czarnego jeziora, musiał uspokoić oddech. Instynktownie trzymał się za obolałą klatkę piersiową. Gdyby nie szybki blok, z pewnością skończyłby nieco gorzej, choć cały czas czuł pulsujący impuls w miejscu uderzenia. Stali teraz naprzeciwko siebie niczym dwie watahy wilków szykujące się do wzajemnego ataku, a między nimi spokojna dziewczyna, która leczniczą chakrą wspierała kamratów i próbowała uniknąć starcia.
- Rzeczywiście, nie wybraliście najlepiej metody na podziękowanie za udzieloną pomoc. - powiedział, otrzepując ubranie i rozprostowując kości po wcześniejszym. Masował też miejsce uderzenia, łagodząc obrzęk. - Lepiej posłuchajcie dziewczyny. Walka z nami jest ostatnią rzeczą, której byście chcieli. - spojrzał na krewniaka. - Od razu zaznaczę - jeśli tkniecie Reia, będziecie mieli do czynienia ze mną. Obstawiam, że młody sam by sobie z wami poradził, ale dla rozruszania się mógłbym mu pomóc. Shinsuke, przecież doskonale zdajesz sobie sprawę z mocy, która we mnie drzemie. Myślisz, że wasz trzyosobowy ze spół wystarczy, żeby nas zatrzymać? Siłą na pewno wam się nie uda, a uwierz mi, że nie chcemy zrobić wam krzywdy. - wyjaśnił mu szczerze, chociaż szykujący się do bitwy mięśniak i żądny krwi Maji mogli mieć w tej kwestii inne podejście. - Powiedz, rada wysłała wasz trzyosobowy oddział w pościg za nami z myślą, że uda wam się sprowadzić nas z powrotem? Przecież oni wiedzą, co potrafimy i wiedzą, że wasza trójka - bez obrazy - nie wystarczy, żeby nas zatrzymać. Chyba, że macie jakieś stosowne argumenty? Jeśli tak, to słucham, choć wątpię, że jakiekolwiek słowa rady będą w stanie nas przekonać.
Nie chciał walczyć, ale nie zamierzał też odpuścić, gdyby sami rzucili się na niego z łapami. A już na pewno nie byłoby "przeproś", gdyby podnieśli ręce na jego przyjaciela, broniłby go niczym lwica swoje małe dzieciątka. Patrząc na nich i wsłuchując się w ich wypowiedzi jego chakra skumulowała się do takiego stopnia, że woda pod nim zaczęła bulgotać i delikatnie falować, drzewa w okolicy zaczęły pękać, a ich spróchniałe elementy strzelać. Ususzone liście wibrowały w powietrzu, a atmosfera w okolicy zrobiła się na tyle gęsta, że ciężko było w niej oddychać, a wszystko za sprawą wyłącznie samej energii dwudziestokilkuletniego shinobiego. Chciał ich trochę nastraszyć i utwierdzić, że z byle kim do czynienia nie mają, natomiast w trakcie rozmowy zadawał takie pytania, na które odpowiedzi przyniosłyby najwięcej informacji.
- Czego rada oczekuje od nas po powrocie do Yokukage? - spytał jeszcze, odnosząc się do wcześniejszych słów największego z trójki, chyba Hayato. - I co się stanie, gdy nie będziemy chcieli z wami wrócić?
Był bardzo pewny siebie. Wiedział, że w dowolnym momencie może wydobyć z siebie moc Saikena i użyć jej, demonstrując im zarówno własną potęgę, jak i zdolność kontroli, którą zdobył. Rei mógł posłużyć się przeklętą pieczęcią, co też dałoby im ogromną przewagę i pokazało tym posłańcom, że niepotrzebnie wyruszyli na tak niebezpieczną wycieczkę. Przecież to oni uratowali ich z iluzji. Można powiedzieć, że ich życie jest teraz w rękach dwójki "uciekinierów". Jeśli chcą walczyć, proszę bardzo, ale powinni po prostu zdradzić plan Rady Siedmiu na tyle, na ile go znali, zwinąć manatki i wynosić się z powrotem do Midori. Tak byłoby dla nich najlepiej.
Rei uskoczył przed mknącym cieniem, mimo tego, że nad ich głowami błyszczał blady księżyc. Jego ostatnie treningi skupiły się na aspektach fizycznych, dzięki czemu teraz był w stanie pokazać Narom, jak bardzo mylili się co do jego osoby. Świat traktował go jak przydupasa Takashiego, jednak w tym wszystkim zapominał, że Rei pochodził z klanu owianego tajemnicami. Maji byli jednym z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejszym rodem, jaki gościł w Atsui. Chłopak przyczepił się do gałęzi drzewa, czując, jak cały pień trzeszczy głośno dając jasny znak, że nie wytrzyma zbyt długo. Rei nie przejmował się tym zbytnio, wiedząc, że sam nie pokazał nawet małych części swych możliwości. W chwili gdy Takashi oberwał pierwszym ciosem, dzieciak zaśmiał się głośno zwracając się prosto do niego.
– Takashi, mam ci pomóc? – W tej samej chwili odezwała się dziewczyna, która jeszcze chwilę wcześniej grzęzła w bagnie które ją otaczało. Rei przez chwilę wlepił wzrok w jej osobę, po czym bez komentarza odwrócił się ponownie w kierunku Takasia, czując, jak tamten powoli uwalnia swoją energię… A więc wchodzimy na kolejny level. Chakra Nary znajdowała się na wysokim poziomie, znakiem były kropelki wody unoszące się wokół jego ciała oraz drobne wyładowania, które Maji czuł niemal na własnej skórze. Co prawda Rei zignorował ich obelgi we własnym kierunku, jednak jego towarzysz nie miał podobnego zamiaru…
– Już mi się nudzą te wasze slogany… - Maji uwolnił z ciała demoniczną energię, pragnąć tak jak jego przyjaciel nastraszyć grupę pościgową. Mieli zbyt dużo pytań to drużyny z Yokukage by tak po prostu to kończyć. Energia wokół Majiego stała się widoczna, nawet dla tych nieposiadających technik sensorycznych. Jego chakra przybrała fioletową barwę, inną niż u większości shinobi, których znał. Rei nie miał zamiaru uwalniać pełnej mocy, wiedząc, że jego agresja może wtedy wziąć górę nad rozsądkiem. Wciąż otaczając się czarnym pyłem, chciał dotrzeć do grupy, która złudnie myślała, że to będzie łatwe zadanie.
– Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, jednak to nie Takashi podąża za mną, a ja idę u jego boku by wiedział, że nie jest w tym sam – Rei coraz bardziej nakręcony wpatrywał się teraz w najbliższego przeciwnika, gotowy cisnąć w niego całym zebranym pyłem, jeśli tamten pomyśli chociażby żeby cisnąć w dzieciaka kolejną techniką.
– Ilu z was palanty może powiedzieć, że faktycznie jest po jego stronie – Uta splunął na ziemię, uśmiechając się szeroko do wroga.
– Przyszliście tutaj, żeby mnie zabić nawet mnie nie znając… A on, tak po prostu go odprowadzicie do wioski – Jedynie iskra dzieliła Reia od tego by zamienił to miejsce w piekło… Ich piekło.
– Ta wasza cudowna rada pragnie jedynie, żeby Takashi walczył dla nich w wojnach, których on nie pragnie. Może wbijcie sobie do głowy leśne cymbały, że ten chłopak potrafi sam wybrać odpowiednią dla siebie drogę… Możecie mnie nienawidzić, ale to i tak nie zmieni jego decyzji – Maji wciąż wisiał na swym drzewie, jednak teraz jego wzrok wlepiony był w Takashiego. Jego przeciwnik wydawał się na silnego, jednak z pewnością nie był przygotowany na to, co potrafi czarnowłosy. Rei nie obawiał się o przyjaciela, że może przegrać walkę… Martwił się jedynie tym, że tamten straci głowę przez ich puste słowa o braterstwie i lojalności.
Misja rangi B - "W gąszczu"
8/21
Rei Uta + Takashi
Kiedy obaj zaczęliście stopniowo uwalniać moce, jakie w was drzemały, mogliście ujrzeć, że pewność siebie obu chłopaków zaczyna z nich ulatywać. Na pewno ich przyjaciółka coś szeptała im gorączkowo - byliście w stanie dosłyszeć, jak i domyślić się, że dalej próbuje ich zniechęcić do konfrontacji. Shinsuke spojrzał spode łba to na was, ale unosząca się, bulgocząca woda, wraz z kawałkami mchu, spróchniałe gałęzie łamiące się dookoła... to wszystko sprawiło, że opuścił dłonie, chociaż zacisnął je dalej w pięści.
- Było... było nas więcej. - burknął cicho. - Pozostali... uciekli gdzieś w głąb lasu. Nie wiem, czy żyją. - wbił wzrok w ziemię, cedząc słowa, wyraźnie wściekły i jednocześnie zawstydzony, zapewne obwiniający się o tę porażkę.
- Poza tym... nie wysłała nas Rada. - dodał Hayato, wzruszając ramionami. - Podsłuchaliśmy rozmowę Minamoto z jednym z członków Rady. Tamten mówił mu, że trzeba za wami kogoś wysłać, a my... my chcieliśmy zyskać trochę sławy i szacunku. Od trzech lat tłuczemy jakieś banalne misje, ratujemy koty z drzew, przenosimy beczki z miejsca na miejsce albo latamy za jakimiś ziołami dla medyków. Ile kurwa można? -
Shinsuke tymczasem spojrzał na Reia, który wspomniał o tym, że Takashi może sam wybrać swoją drogę. Przewrócił oczami i nagle poprzednia wściekłość wychynęła z powrotem, a strach uleciał.
- POTRAFI WYBRAĆ SAM DROGĘ? CHYBA SOBIE KURWA ŻARTUJESZ! - krzyknął, a jego twarz oświetliła księżycowa poświata. Widzieliście wyraźnie, jak żyłka na czole zaczyna mu pulsować. - Otrzymał... otrzymał taki dar, a... a nie potrafi go wykorzystać. Ucieka, zamiast pomóc swoim. Kto go wychowywał? Z kim dorastał? Kto go żywił? Midori. A on, kiedy otrzymuje szansę od losu, możliwość zmiany i możliwość ochrony klanu... to spierdala. Spierdala z jakimś jebanym przydupasem, którego nie wiadomo kiedy spotkał, i który jest NAGLE jego WIELKIM przyjacielem. -
- Shinsuke, pocze... - Hinata chwyciła za ramię chłopaka. Ten strząsnął je natychmiast.
- NIE SKOŃCZYŁEM! - warknął, po czym przesunął wzrok na Takashiego. - Czy ty chociaż przemyślałeś to JAKKOLWIEK, kuzynie? To nie jest czasem trochę zbyt wygodne? Że on nagle pojawił się w twoim życiu i pomaga ci uciec? Dokąd? Ciekawe, ile czasu minie, nim zasugeruje ci powrót do swoich rodzinnych stron. Ile czasu minie, kiedy obudzisz się pojmany przez wrogów, zdradzony. Bez klanu, bez rodziny. Sam. Jak... jak możesz być taki GŁUPI?! I tak kurewsko egoistyczny?! -
Nara Tatsuma, ojciec Takashiego
Uta Sakura, matka Reia
Shinsuke
Hayato
Hinata
Ukryty tekst
Rei nie czekał nawet jednej sekundy, nawet chwili, w której jego chakra po prostu wystrzeliła ze skali, niszcząc wokół dosłownie wszystko. Już nie bawił się w straszenie przy pomocy kolorowych fajerwerków. Jego ciało zaczęły pokrywać znaki, z każdą chwilą, uwalniając coraz więcej mocy…
– Ty pieprzony śmieciu – Rei spoglądał na Shinsukę, który ośmielił się szargać jego imię, nie starając się nawet na moment ukryć swych morderczych intencji. Ten człowiek mógł przeżyć, jednak, w chwili gdy powiedział zbyt wiele, wydał na siebie ostateczny werdykt. Bohater uwolnił ostatnią blokadę, uwalniając pełną moc, którą dostał wraz z przeklętą pieczęcią. Tam gdzie jeszcze chwilę temu wisiał dzieciak z Kinkotsu, teraz mogli ujrzeć demona z krwi i kości. Maji nie myślał teraz o Takashim czy tym, jak bardzo mógł wpakować ich w jeszcze większe kłopoty przez własne zachowanie… Miał zamiar nauczyć tamtego durnia jak wielki błąd popełnił, obrażając go.
– Trzeba było zostać w domu i dalej zdejmować koty z drzew... To nie jest zabawa dla dzieci – Przemówił zmienionym głosem, jak gdyby przez jego gardło przemawiał sam Amanjaku. A może tylko tak mu się wydawało. Rei z kontrolowanego piasku uformował Kiknaście mniejszych kulek, jednocześnie rozwijając szerokie skrzydła, które wyglądały upiornie na tle księżycowego nieba. Jeśli podobny widok nie mroził krwi w ciele człowieka, to faktycznie świat stawał się coraz odważniejszy. Przemiana Reia nie przypominała tej, którą dysponował Takashi… Maji miał w sobie czyste zło, które emanowało z każdą sekundą po odbezpieczeniu. Chłopak w swej diabelskiej formie wybił się do przodu, pragnąć złapać Shinsuke. Chciał zacisknąć szpony na jego szyi by tamten mógł na własnej skórze poczuć oddech demona. Wciąż miał nad głową lewitujące pociski, które miał zamiar użyć, jeśli tylko ktoś inny będzie chciał go zaatakować. W swej nowej formie dysponował jeszcze potężniejszymi wersjami własnych technik, które teraz dodatkowo iskrzyły srebrnymi wyładowaniami. To wszystko nie było tylko na pokaz i jeśli byli na tyle głupi by sprawdzić jego możliwości, to aż krew się w nim gotowała, żeby zrobili ten pierwszy krok. Rei znajdował się obecnie pod wpływem swej demonicznej siły i tylko doświadczenie pozwalało mu na to by nie rozszarpać wszystkich wokół. Jeśli udało mu się złapać swego przeciwnika, chciał z impetem cisnąć nim o pobliskie drzewo podlatując do niego ponownie. W swej głowie miał jedynie bardzo brzydkie wizje o tym, jak zakończy życie tego padalca. Takashi musiał mu wybaczyć to, co właśnie chciał zrobić… Chłopak z Yokukage znał swego przyjaciela dostatecznie dobrze by wiedzieć, że tamten nie odpuści. Rei miał granicę bezpieczeństwa, której nie należało przekraczać, jeśli nie chciało się wywołać trybu walki do śmierci. Maji miał swój honor wpojony mu przez ojca, ale jeszcze więcej wiary, że każda wygrana przybliżała go do ostatecznego marzenia o potędze... Kiedyś im wszystkim udowodni.
Takashi zignorował zaczepkę Reia z ofertą pomocy. Uśmiechnął się jedynie pod nosem, rzucając mu wyzywające spojrzenie, po czym wrócił wzrokiem na trójkę z Yokukage. Tę samą trójkę, którą chwilę wcześniej uratowali przed tajemniczymi wizjami i tę samą, która zawdzięczała im przez to życie. Najgorzej na całą tę ewentualność reagował Shinsuke. Mówił o sprawach, które nawet go nie dotyczyły i chociaż nie miał pojęcia o tym, co działo się tak naprawdę, to mądrzył się i wypowiadał o jinchurikim tak, jakby miał do tego jakiekolwiek prawo. Stopował go Maji, który jak zwykle stawał w obronie swojego kumpla i nie pozwolił na zniesławianie go, na każdym kroku negował wypowiedzi zawierające krytykę i przedstawiał ich wizję na życie hosta ogoniastej bestii. Kto, jak kto, ale akurat on mógł mówić o jego życiu - znali się już długo, dużo podróżowali i rozmawiali, tego typu tematy mieli dobrze przewałkowane. Chłopak doskonale wiedział, jak ma wyglądać życie jego kolegi, gdyż ten powiedział mu o tym wprost. Powiedział mu o jego wizjach, marzeniach i chociaż nie mieli jeszcze sposobności poruszyć wszystkich tematów, to na pewno poruszyli jeden, ten bardzo istotny - Nara nie zamierzał być bronią klanu, której można użyć niczym legendarnego artefaktu chociażby w sytuacji wojny. Był ninją i zabijanie było dla niego procesem naturalnym, jednakże on nie chciał zabijać z byle jakiego powodu. Nie wystarczyło widzimisię kilku staruchów z rady, czy też, najzwyczajniej w świecie, wojna. Wojny trwały, trwają i będą trwały zawsze. On chciał wykorzystać swoją moc do obrony niewinnych i bliskich, to właśnie na tym zależało mu najbardziej. Działanie na rzecz klanu, w tym konkretnym aspekcie, wiązało się niestety z ubezwłasnowolnieniem Takashiego, a tego nie chciał ani on, ani jego przyjaciel.
Bohater wsłuchiwał się w słowa dalekiego kuzyna i Reia. Ich wzajemne przekrzykiwanie się, choć było bezsensowne, niosło w las dwie prawdy, które rozmijały się ze sobą slalomem. Dwie prawdy, z których każda była wartościowa dla jednej strony, każdy wyznawał swoją. Niestety różnica w argumentach w tego typu debatach mogła świadczyć o tym, kto wygra bitwę słowną, a kto ją przegra. A tutaj ta różnica była namacalna. Członek trzyosobowej drużyny zaczął się wydzierać do takiego stopnia, że jego towarzyszka próbowała go nawet uspokoić. Darł się, wyzywał i zaczął zupełnie ignorować rozmówców, jakby zupełnie zaprzepaścił własne "ja" na poczet głoszonych przez siebie wartości. Albo ktoś namieszał mu porządnie w głowie, albo miał po prostu trudność z kontrolowaniem samego siebie. Takasiowi szczególnie nie spodobał się moment, gdy odtrącił mocno rękę tej, jak jej było, Hinaty.
- Ja też mam już dość tej bezsensownej dyskusji. - poprał słowa towarzysza. - Mówisz o sprawach, o których nie masz zielonego pojęcia. Wracajcie do Yokukage ratować koty z drzew i zbierać zioła, serio.
Słowa, które wypowiedział, chociaż miały załagodzić sytuację, mogły być bodźcem, który wywoła jeszcze więcej stresu i zignorowania. Niestety pomyślał o tym po fakcie, ale wcale tego nie żałował. Ostatecznie i tak Shinsaku powiedział kilka słów za dużo, co zdenerwowało różowowłosego i zmusiło go do aktywacji nowej mocy. W mgnieniu oka znalazł się przy leśnym ludku z zamiarem złapania go za szyję i podduszenia. Jeśli do tego by doszło, na twarzy jinchurikiego pojawiłby się delikatny uśmiech satysfakcji. Tylko na chwilę, oczywiście! Niestety, to, co miało zadziać się dalej, mogło wzbudzić niepotrzebną frustrację i śmiało można by to było określić mianem "za dużo", dlatego trzeba było to przystopować. Gdy Rei cisnął wątłym ciałem w powietrze i wystartował do niego z łapami dalej, brązowa chakra w jednej chwili otuliła ciało Nary i śmignęła z miejsca na miejsce. Shinobi znajdował się już przed kuzynem - lewą ręką przytrzymywał go za fraki, by nie uderzył w przeszkodę, natomiast prawą przytrzymywał swojego kompana. Fioletowa chakra zderzyła się z brązową. Dwie zupełnie przeciwstawne moce plotły się ze sobą i iskrzyły, mieszając się w barwy, które nawet ciężko było nazwać. Raz wygrywała fioletowa, przytłaczając drugą, a innym razem brązowa, walka była wyrównana. I choć Takashi dzielnie próbował przepchnąć nową formę kolegi, to wiedział, że w aktualnym stadium nie ma na to szans. Ręka mu drżała, gdyż czuł siłową przewagę i nacisk.
- Rei... - tylko tyle padło z jego ust. Doszło też spojrzenie. Poważne, wymowne spojrzenie, którego nie musiał tłumaczyć. Przerzucił wzrok na lewą stronę, na jednego z trzech. - Myślicie, że dalibyście radę sobie z tym poradzić? Od razu zaznaczam, że to nawet nie jest pełnia naszych możliwości.
Mógł, ale nie chciał aktywować następnego trybu swojej mocy. Chciał doładowania szybkości i je uzyskał, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie dorówna Reiowi w demonicznej formie. Natomiast gdyby skorzystał z następnego poziomu rozwoju, doszłoby do walki tragicznej w skutkach i ciężko przewidzieć, który z ich dwójki by zwyciężył, ale pewnie byłby to starszy z nich. Choć Tajemniczy Las nazywać by się mógł wtedy Zrujnowanym lub Zniszczonym Lasem.
Misja rangi B - "W gąszczu"
9/21
Rei Uta + Takashi
Atmosfera panująca dookoła wydawała się gęstnieć bardziej, niż mgła, jaka ponownie zaczęła powoli, ukradkiem podnosić się dookoła. Kiedy jednak padły nieostrożne słowa Shinsuke, wyraźnie wściekłego - wściekłego tak bardzo, że przesłoniło mu to najwyraźniej jego najbardziej bazowy instynkt przetrwania... Rei przestał bawić się w półśrodki i słowa, zamiast tego przechodząc do czynów. Czuł, że jakaś jego część szuka najdrobniejszej prowokacji ze strony tamtej trójki, a przynajmniej ze strony Shinsuke. I być może by ją nawet znalazł, gdyby nie to, że już podczas samej jego przemiany trójka shinobi z Yokukage zamarła, a oczy przynajmniej bardziej rozsądnej dwójki rozszerzyły się w przerażeniu.
Kiedy zaś ruszył - Shinsuke, ani pozostali nie zdołali nawet dostrzec na czas skrzydlatej plamy cienia, w jaką zmienił się różowowłosy, bez problemu chwytając szponiastą łapą chłopaka, który ledwo zaczął próbować składać pieczęci, ale nie zdążył, zamiast tego posłany w jedno z pobliskich drzew. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że siła byłaby wystarczająca, by przetrącić mu kark, jednak... Najwyraźniej pomimo niechęci Takashiego do swych... dawnych, być może, pobratymców - nie był on jeszcze aż tak wściekły i odcięty, by nie uratować Shinsuke przed śmiercią, a przynajmniej ciężkimi obrażeniami.
Obie chakry starły się ze sobą, mieszając i iskrząc. Obie wydawały się raz wydzielać, raz pochłaniać światło, zwłaszcza w przypadku fioletowej, ciemnej chakry demonicznego Reia.
I mimo tego wszystkiego.... Shinsuke miał dość sił i wściekłości w sobie, żeby odpyskować.
- Widzisz, z czym przestajesz kuzynie? Ile minie, kiedy obróci się przeciwko to... - zaczął, nie skończył jednak.
Hinata - drżąc najwyraźniej ze strachu, ale w oczach mając determinację - zaszła go od tyłu, dotykając delikatnie punktu gdzieś na jego karku dwoma palcami. Chłopak nagle zawisł, pozbawiony przytomności. Osunąłby się na ziemię, jeśli Hinata by go nie przytrzymała, dając jednocześnie możliwość Jinchurikiemu na powstrzymanie naporu wściekłego Reia.
- Prze... przepraszamy za niego! Normalnie taki nie jest. Po pros... nieważne. Nie... nie będziemy z wami walczyć. Widzimy, jak to się skończy. Prawda, Hayato? - rzuciła, ostatnie słowa akcentując bardzo sugestywnie do swego towarzysza. Osiłek spojrzał spode łba, ale skinął głową.
- Prawda. Sam mu zresztą mówiłem, że przyjście tutaj za wami to był błąd. I to nie tylko z uwagi na... was. Jeśli to nie problem, to... gdzieś w okolicy powinna być podobno jakaś wioska, o ile stare mapy, które wygrzebaliśmy po jakichś dawnych ekspedycjach wysyłanych do Lasu są jeszcze jakkolwiek aktualne. Chcieliśmy... ech, chcieliśmy się tam na was zaczaić. Ale cóż, widzicie, co z tego wyszło. Na moje to najlepiej by było ją znaleźć. - splunął na ziemię, wyraźnie akceptując przegraną.
Tymczasem Rei - nawet w demonicznej formie - mógł dostrzec kątem oka, że mgła sunąca nad taflą jeziora zaczyna się podnosić, ponownie układając w jakiś kształt, znajomy jego oku. Tyle, że tym razem sylwetka wydawała się wyższa, bardziej muskularna. Męska.
Nara Tatsuma, ojciec Takashiego
Uta Sakura, matka Reia
Shinsuke
Hayato
Hinata
Ukryty tekst
Rei czuł, jak obca energia wtargnęła do jego ciała, pompując naturalne zdolności do granic możliwości. Był piekielnie szybki, nawet jeśli wcześniej dawał radę to teraz zdecydowanie przerastał wszystko, czego mógł dokonać bez pomocy klątwy. Nie bardzo interesowało go pochodzenie siły, gdy w jednej sekundzie pojawił się przy pyskatym Narze, którego posłał we wcześnie obranym kierunku. Maji czuł, jak piekielne pragnienie zniszczenia pragnie jego rękami dokonać masakry na wszystkich tutaj obecnych. Jednak sam Rei chciał jedynie pokazać tamtemu, jak bardzo mylił się w kwestii jego osoby. Zanim różowowłosy zadał swój ostatni cios, nie, kto inny jak Takashi przerwał jego działanie, stając naprzeciw jego zdobyczy. Uta przez chwilę wpatrywał się w niego z morderczą chęcią wyrwania serca przez szyję, po czym zatrzymał swój cios, unosząc się nad ziemią. Maji odwrócił wzrok z nieukrywanym grymasem, wpatrując się teraz w pozostałą dwójkę… Powoli, opanowując złość zatrzymał pieczęć, wracając do normalnej postaci powoli, opadając na twardy grunt. Jeśli tamci zrozumieli przekaz, to tym lepiej dla nich.
– Wasz kolega jest szczerze mało doświadczonym człowiekiem… Nie sprzeciwiałem się, gdy Takashi chciał was ratować i nie miałem też w interesie was zabijać – Maji uśmiechnął się w swój klasyczny sposób, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie daje mi frajdy walka ze słabszymi przeciwnikami… Jeśli nie ma w tym naturalnego doskonalenia, to jest to zwykła strata czasu. – Rei spojrzał na Takashiego, który emanował dalej swoją ukrytą energią, zwracając się prosto do niego.
– Jak to jest, że tylko w twojej wiosce ludzie ciągle próbują mnie zabić, no dobra w mojej też chcieli, ale to było zwykłe nieporozumienie… Powiedz co ja robię źle? – Maji szczerze rozczarowany postawą świata do jego osoby zaczął zastanawiać się nad tym, jak poprawić swój stan bytu, jednocześnie spoglądając, jak dziewczyna z zespołu samobójców układa powalonego towarzysza.
– Masz więcej oleju w głowie niż on, musisz bardziej asertywnie podchodzić do pomysłów swoich kolegów – Rei uśmiechnął się do niej najszczerzej, jak potrafił, wiedząc, że tylko jej postawa pozwoliła im przetrwać.
– A ty?… Chciałeś sprawdzić swoją siłę wielkoludzie – Maji przemówił do przeciwnika Takashigo, nawet nie udając, że zapamiętał ich imiona. Wzrok chłopca utkwił w twarzy największego z trójki napastników, starając się pojąć jak bardzo nie może mu zaufać. Mężczyzna zaczął opowiadać o wiosce gdzieś w tym lesie, a Rei szczerze zaskoczył się tym, że coś takiego mogło istnieć wśród tej morderczej natury. Nie miał jednak zamiaru podejmować decyzji…
– Jak mówiłem idę za Takashim i jeśli on zechce z wami podążać, to nie będę protestował… Chce jednak, żebyście wiedzieli, że nie ufam wam ani trochę. – Rei uśmiechnął się szeroko, zanim jego wzrok nie wyłapał dziwnego zachowania mgły, która powoli zaczęła formować się w ludzkie kształty… Znowu to samo. Maji zacisnął pięści, czując, że zaraz może znowu dostać techniką iluzji.
– Takashi uważaj, coś się znowu dzieje – Rei ruszył w stronę przyjaciela, wiedząc, że rozdzieleni mają zbyt duże szanse na to by stracić się z oczu. Bóg jeden wie, co też działo się w tym miejscu i kto odpowiedzialny był za wszystkie te anomalie. Dodatkowo musieli rozważyć również to, że pozostawiając przy życiu grupę z Midori, z pewnością będą musieli opuścić las w trybie natychmiastowym. Stawiali na szali własne życie, a większość pościgów była znacznie lepiej przygotowana niż ci, których dzisiaj spotkali. Z każdym krokiem pakowali się w coraz poważniejsze kłopoty… Jednak dopóki tkwili w tym razem, wszystko wydawało się jakoś mniej uciążliwe.
Narastające z każdą chwilą napięcie sięgnęło zenitu w chwili, w której morderczy szpon Majiego wyrzucił Shinsuke w powietrze. Gdyby nie Takashi, zaliczyłby twarde lądowanie i oberwałby jeszcze wspomnianym szponem. Ciężko stwierdzić, czy Rei mówił prawdę, czy nie, jego przyjaciel jeszcze nie wiedział, czy demoniczna moc nie zmieniała przypadkiem jego intencji wraz ze zmianą wyglądu. Ufał mu z całego serca, ale jeszcze nie miał z nim do czynienia, kiedy tamten korzystał z nowej zdolności. Dlatego właśnie musiał użyć swojej karty atutowej i zareagować, w ostatniej chwili zdążył ochronić pobratymca. Kuzyn chciał coś jeszcze z siebie wyrzucić, ale jego koleżanka pozbawiła go przytomności i przytrzymała go. Mądre posunięcie. Dzięki temu jinchuriki mógł skupić się na przytrzymaniu ręki kumpla, który i tak zaraz ją zabrał, tłumacząc, że przecież nic takiego by nie zrobił. Czy aby na pewno?
Mniejsza o to. Dezaktywował swoją moc, dlatego starszy z ich dwójki zrobił to samo. Brązowa energia emanująca wokół ciała shinobiego zaczęła bulgotać, zmniejszając przy tym swą objętość, aż w końcu wyparowała w powietrzu niczym para wodna. Bohater uśmiechnął się tylko na słowa swojego towarzysza o tym, że wszyscy z Yokukage chcą go zabić. Pokiwał głową, po czym wsłuchał się w wyjaśnienia przepraszającej Hinaty oraz historii Hayato, który zaczął opowiadać o wiosce, która rzekomo miała gdzieś tutaj być. Na chwilę przerzucił wzrok na różowowłosego, który już był gotów do podążenia za nim.
- Dacie sobie radę sami? - wzrok skoncentrował na dziewczynie, bo rzeczywiście z ich trójki to ona wykazywała się największym rozsądkiem. - To prawda, nie ufamy wam za bardzo i podążamy własnymi ścieżkami. Jeśli jakaś wioska rzeczywiście ma tutaj być, to raczej nie liczyłbym na pomoc tamtejszej społeczności, w końcu jesteśmy w Tajemniczym Lesie. Choć, jak mam być szczery, wątpię, by jakakolwiek wioska się tutaj znajdowała. - przerwał na chwilę. - Jak najszybciej opuśćcie te bagna i wracajcie do Midori. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie.
Liczył na to, że nie będą potrzebowali niczyjej pomocy i będą mogli sami wrócić do osady. Ani Takashi, ani Rei nie chcieli bawić się w opiekunów, szczególnie na nieznanych terenach. Tym bardziej nie potrzebowali dłużej przebywać w ich towarzystwie, bowiem nie uzyskali od nich żadnych konkretnych informacji ani na temat Rady, ani na temat wysłanych za nimi pościgów. Najzwyczajniej w świecie mogli się rozdzielić i zająć własnymi sprawami.
Gdy tak sobie rozmawiali, mgła wokół nich znów zaczęła gęstnieć, przemieszczać się nienaturalnie i formować w wyraziste kształty przypominające ludzkie sylwetki. Proces dopiero się zaczynał, ale Maji od razu zaczął przemieszczać się jak najbliżej czarnowłosego, ten oczywiście zaczął robić to samo. Nie mogli sobie pozwolić na to, by cokolwiek znów ich rozdzieliło. Młodszy rzucił ostrzeżenie, na które Nara przytaknął, kiwając głową, następnie rzucił kilka słów w stronę domniemanego pościgu złożonego tak naprawdę z trzech amatorów.
- To, co was wcześniej dopadło, to Genjutsu, najprawdopodobniej wywołuje je mgła. Nie wiemy, skąd się bierze i kto lub co jest za to odpowiedzialny, ale trzeba uważać. Gdyby nie my, pewnie byście już nie żyli. Wiemy, bo wcześniej sami przez coś takiego przeszliśmy, ale nam udało się z tego otrząsnąć. "Kai" wystarczy. - te słowa skierował głównie do Hinaty. Nie krzyczał, ale mówił na tyle głośno, by słyszała.
- Dobra, co powiesz na to, byśmy pomogli im wydostać się z bagien i jak już wrócimy na normalny teren, to żebyśmy ich spławili? - tę kwestię skierował już bezpośrednio do kolegi, mówiąc znacznie ciszej. Chciał, by tylko on go usłyszał. Jednocześnie rozglądał się dookoła, gdyż los chyba znów chciał sprawić im jakiegoś figla.