Marionetka się poruszyła. Wydała z siebie dźwięk i skierowała w ich stronę. Tym razem seinin nie miała wątpliwości. Dotarł do miejsca, do którego zmierzały. Znalazła osobę, która odpowie na jej pytania. Tylko nadal nie wiedziała...co miało być ceną za tą wiedzę.
Nagle coś wystrzeliło w jej stronę. Nie w nią. Celem była Saori. Dziwne nici, które miały ją pochwycić. Arata zamachnęła dłonią i lalka gejsza miała przejść do bloku.
Czemu lalka stała!? Gejsza nie poruszyła się o milimetr, zaś Saori została trafiona. Nicie oplotły ją ja marionetkę i uniosły w górę. Arata patrzyła na to przerażona. To nie był już strach, który można było przezwyciężyć wycofaniem się i wejściem w tryb walki. Patrzyła na to wszystko a jej oczy były szeroko otwarte. Świat wokół niej zniknął i nastała ciemność.
Wszystkie te rzeczy...które ją spotkały wcześniej złożyły się na ten jeden moment. Osada, która istniała tutaj bardzo dawno temu. Marionetki, którymi nikt nie sterował. Powykręcane, stare lalki. Świątynia, miejsce oddawania hołdu i to miejsce.
Arata nie miała sił walczyć. Może, gdyby to wszystko działo się na pustyni. Może, gdyby nie spędziła w Głębokich Odnogach ciężkich miesięcy. Może, gdyby miała jakikolwiek trop.
Nie miała nic, a przed nią stało...najprawdziwsze bóstwo Ningyo-shi. Bóstwo, które pochwyciło dwie nowe zabawki do swojej kolekcji. Kropla potu pojawiła się na skroni Araty, gdy dotarło do niej, że obie są martwe. Wiedziała, że we dwie napewno nie wyjdą z tej groty. Z błaganiem spojrzała w górę i zaczęła kalkulować. Miała w swoim arsenale technikę, która mogłaby je stąd wydostać, ale nie było szans na użycie jej w tych warunkach. Musiałaby jakoś...jakoś wyjść na zewnątrz.
Jak walczyć z BOGIEM!?
Czyż ich plan nie zakładał, że go spotkają? Arata do końca chciała ufać, że jakoś dadzą radę. Zawsze dawały.
Głosy wyrwały ją z rozważań. Z czerni zamigotało światło. Arata przyglądała się z przerażeniem na postać. Jeżeli to nadal była gdzieś sztuczka, to nie miała już sił, by sobie wmawiać, że uda jej się to rozpracować. Była lalką w czyimś przedstawieniu.
Jej ciało było marionetką. Próbowała szarpnać się i wydostać z ciemności, lecz nic się nie działo. Głos zapytał, czy tego pragnie.
Nie. Nie pragnęła tego. Pragnęła tego, by jej dzieci, jej klan, jej ludzie nie musieli przechodzić jeszcze raz przez to, co każdy Ayatsuri przed nią. Pragnęła siły, dostatku dla wszystkich. Nigdy jej celem nie było zostanie zmienieniem samą w marionetkę. Na dźwięk łkania obróciła się i zobaczyła Saori, która tak jak i ona się poddała. Ten widok sprawił, że gdzieś z jakiegoś najdalszego miejsca w swoim ciele, w swojej duszy, zebrała się sama w sobie.
-
Proszę...przestań... - wyszeptała.
Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć więcej, obrazy ponownie zaczęły wirować a ona poczuła ból głowy. Pojawiła się w jakiejś świątyni, gdzie ujrzała marionetkarzy przy pracy na jakimś obrazie. Czy tak wyglądałby ich klan, gdyby udało się uzyskać tę wiedzę? Starała się przyjrzeć kartkowanym stronom, jednak to co widziała, potwierdziło ją w tym, co nie chciała nigdy przyznać. To nigdy nie była technika ninjutsu. To nie była żadna technika. Kobieta przełknęła ślinę.
To był potworny zabieg.
Kobieta usłyszała jak głos dał jej wybór. Ponownie spojrzała na Saori, która wydarła się pełna agonii.
"Wybieraj śmiertelniczko".
Arata wiedziała, że w takich sytuacjach nigdy nie wypuszcza się ludzi. Sama była kiedyś taka. Znała te mechanizmy. Wiedziała, że przegrały. Jedyne co mogła teraz zrobić, to postarać się ugrać jedyną...jedyną rzecz, jaką można było jeszcze ugrać. Liczyła, że Bóstwo w jakiś sposób spodoba się jej odpowiedź. Wiedziała...chciała wiedzieć...
Gdyby ta wiedza nie trafiła do Ningyo-shi, gdyby Nizan i Ario dowiedzieli się, że Arata nie wróciła. Gdyby Jou dowiedział się, że nie wróciła. Wszyscy by zaczęli szukać tego miejsca. Musiała sprawić, że nikt więcej nie powtórzy jej błędu.
Łzy spływały po jej polikach, jak z każdą sekundą docierało do niej, że już nigdy...
...przed jej oczami widziała twarz Nizana, twarz Ario. Jej kochane dzieci.
-
Saori...siostro...dbaj o moje dzieci. - powiedziała do niej przez łzy. Teraz już i ona płakała tak jak i Saori. -
... nie pozwól by im się coś stało. Powiedz, że kocham...że kocham je najbardziej na świecie.
Kiedy jesteś w takiej sytuacji nie kalkulujesz. Starasz się ocalić, to co jest do ocalenia.
-
Weź ten sekret do klanu...zostań shirei-kanem i pozbądź się wszelkich informacji na ten temat. Ten sekret musi umrzeć razem z nami. - powiedziała, po czym z opuchniętą zapłakaną twarzą zwróciła się do Bóstwa.
-
Weź mnie, a ją wypuść. Ja jestem shirei-kanem i to ja muszę wziąć odpowiedzialność za wszystkich. - kobieta zrezygnowana opuściła głowę. -
Tylko nie rób jej krzywdy...tylko nie rób...jej krzywdy...
Opowieść Meduki przerwał na chwilę charakterystyczny dźwięk pękającej blachy. Ario tego jednak nie zakodował w pierwszej chwili. Stał i trząsł się jak nigdy wcześniej. Ario potrafił tracić nad sobą panowanie w przeszłości. Jak widział, gdy Iwaru zabijała cywili dlatego, bo uważała, że jak jest kobietą to jest gorsza i musiała coś udowodnić. Jak wtedy, gdy na wojnie dzicy mordowali ludzi.
Jednak tamte sytuacje, były zamachem bezpośrednio na ideologie Ario. Teraz zaś...teraz to był zamach...na coś zdecydowanie innego.
Dopiero w momencie, gdy nastąpił ponownie, dużo głośniejszy trzask, Ario przestał się trząść. Jego wzrok, wcześniej spoglądający na twarz matki, powoli przeniósł się na jego ramię, a następnie dłoń. Od jak dawna zaciskał pięść? W jego metalowej dłoni pojawiły się ślady, od palców, a te powyginały się nienaturalnie. W tej chwili zupełnie nie interesowała go Meduki i to, że może odkryć, że ma protezę dłoni. Czy, że sam jest marionetką.
Rozluźnił dłoń. Ponownie spojrzał na matkę. W jego oczach coś się zmieniło.
Jednak nic nie powiedział.