Sklep z wyposażeniem

[Mijikuma]

Poprawiam biały kosmyk włosów ulizując go za ucho, siedząc na dachu gmachu jednego z budynków jakich tu pełno. Z góry mam widok na cały horyzont, mało co daje mi tyle poczucia wolności, aż chciałoby się zapomnieć o wszelkich wydarzeniach dni poprzednich. Choć jakby się tak zastanowić, każdy kolejny dzień w Kinkotsu powoli zacierał całą bitwę i wojnę. Pomaga mi w tym moja własna, samoistna fiksacja na temat poczucia siły i jej zdobyciu. Ciągle pamiętam potęgę jaką czułem od wielkich potworów, z jakimi przyszło nam się, jako klanowi Uchiha, zetrzeć jakiś już czas temu. Ile to dni już minęło? Ktoś powiedziałby wiele miesięcy, ktoś inny ledwo parę dni. Gdybym miał być dokładny to całe dziewięć księżyców. Tyle właśnie minęło czasu, odkąd siedzę w tym mieście, w którym miałem być tylko przejazdem. Słuch o mnie zaginął, specjalnie się nie wychylałem, chciałem, żeby nieco opadł kurz po naszym przybyciu i żebym mógł nabyć odrobinę wolności. Co mi się udało i nawet więcej, znalazłem jegomościa, który pomógł mi to, co zrobić miał pewien zielonowłosy jegomość, ale fabuła chciała inaczej. Albowiem razem stworzyliśmy projekt i on go zbudował. Dziś mam się tam udać i odebrać wytworzoną już kuszę. Wstaję więc i zeskakuję, przelewając śladowe ilości chakry do stóp, by elastycznie odbić się od podłoża i nie połamać sobie przy tym nóg. Idę znanymi mi już uliczkami piaskowego miasta i zaraz trafiam do sklepiku, w którym akurat pracuje mój twórca broni.
- Uszanowanie - witam się do niego, unosząc dodatkowo rękę w geście powitania i podchodzę do lady, od razu rzucając mieszek z wyliczoną kwotą ryo. Po szybkiej pogawędce wychodzę z nową bronią.

z/t

  Ukryty tekst