Zapomniane jezioro
Re: Zapomniane jezioro
Zamierzali iść na zakupy, ale długie, niezwykle uciążliwe marudzenie dziesięciolatka potrafiło nakłonić ludzi do wielu rzeczy. Charakter Kamiru nie należał wprawdzie do najłatwiejszych, ale i on musiał poddać się ogromowi jojczenia i nękania ze strony brzdąca. Zgodził się w prawdzie tylko na krótki spacer, ale to było więcej niż w tej chwili Yüsuke wymagał od swego braciszka. Białowłosy postanowił przyprowadzić swego mentora do miejsca, które uznał za doskonałe do treningów. Gdyby był sam, odwiedzenie tego miejsca nie przyszłoby mu nawet do głowy, ale dzięki bliskości Yuki’ego udało mu się uwolnić od zawstydzającego wspomnienia kochającej się w krzakach pary.
-To już niedaleko! Chodź, chodź de gozaru!-Powtarzał co chwila prowadząc czarnowłosego przez chaszcze. Dzieciaczek był naprawdę przekonany, że droga była krótka, ale w rzeczywistości okłamywał towarzysza mówiąc, że już niedaleko. Po około godzinie pozornego błądzenia między drzewami albinos odwrócił się, uśmiechnął szeroko do boga wygnanego i wesoło powiedział.-Jesteśmy na miejscu de gozaru.-I w tej chwili rozchylił gałęzie ogromnego krzaka odsłaniając znajdującą się za nim kotlinę z jeziorkiem. –To tutaj trenowałem dwa dni temu! Nauczyłem się wspaniałej techniki!-krzyczał z dumą i radością turkusowooki-Zaraz Ci pokaże! Tu też spotkałem jednego zagubionego dziadka, a potem…-Malec natychmiastowo ucichł i poczerwieniał. Przypomniało mu się sytuacja, która zakończyła jego przygodę w tym lesie. –Chodź…-Powiedział nieco zażenowany chłopiec i zsunął się po stromym zrywie schodzącym do kotliny. Na dole chłopiec otrzepał się z kurzu i już chciał coś powiedzieć, ale zamarł, gdy zobaczył stojącego nad wodą mężczyznę.
-To już niedaleko! Chodź, chodź de gozaru!-Powtarzał co chwila prowadząc czarnowłosego przez chaszcze. Dzieciaczek był naprawdę przekonany, że droga była krótka, ale w rzeczywistości okłamywał towarzysza mówiąc, że już niedaleko. Po około godzinie pozornego błądzenia między drzewami albinos odwrócił się, uśmiechnął szeroko do boga wygnanego i wesoło powiedział.-Jesteśmy na miejscu de gozaru.-I w tej chwili rozchylił gałęzie ogromnego krzaka odsłaniając znajdującą się za nim kotlinę z jeziorkiem. –To tutaj trenowałem dwa dni temu! Nauczyłem się wspaniałej techniki!-krzyczał z dumą i radością turkusowooki-Zaraz Ci pokaże! Tu też spotkałem jednego zagubionego dziadka, a potem…-Malec natychmiastowo ucichł i poczerwieniał. Przypomniało mu się sytuacja, która zakończyła jego przygodę w tym lesie. –Chodź…-Powiedział nieco zażenowany chłopiec i zsunął się po stromym zrywie schodzącym do kotliny. Na dole chłopiec otrzepał się z kurzu i już chciał coś powiedzieć, ale zamarł, gdy zobaczył stojącego nad wodą mężczyznę.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Podróż. Wspaniała sprawa. Przebiega od miejsca startu, do wyraźnego celu. W tym przypadku był to sklep z zaopatrzeniem. Ale niee, Yusuuke przemienił to w wyprawę, prawdziwą... Wędrówkę. Oczywiście, Kamiru nie musiał zgadzać się na taką trasę, jednak... Ile można słuchać "Proszę, chodźmy tam de gozaru!" i tak przez cały czas. Odmowa nie wchodziła w grę, o ile lubi się swoje zdrowie psychiczne. W każdym razie, niezwykły duet dotarł na miejsce. Ot, zwykłe jezioro. Z wyspą. I tyle. A dodatkowo ta delikatna mgła. Ręka Szarookiego wylądowała na czuprynie, stymulując szare komórki. Czyżby Białowłosy podświadomie wybrał miejsce przypominające mu dom. O ile można tak powiedzieć, bo ze skąpych informacji jakie z niego wyciągnął podczas rozmów, obraz przeszłości Hoozukiego nie był wcale taki... Normalny, jak mogłoby się wydawać. Ale to przeszłość, liczy się tu i teraz. Nie mniej, ciekawe... Tak samo, jak fakt, że mózg boga zdołał odnaleźć takie połączenie. Hm, czyżby miał zadatki na detektywa? Kto wie. Na miejscu nie było nikogo. A jednak, bystry wzrok ominął jedną personę. To tłumaczy zachowanie Kałuży. On i nieznajomi... Może być trudno. Oczy skupiły się nad postacią trwającą nad wodą.
Nieświadomie zrobił kilka kroków, by mgła nie mogła zakłócić wizji. Dwadzieścia metrów to odległość wyjątkowo... Neutralna. Wysoki. Tak, to pierwsze co widać. Aż nadto. Do tego dobrze zbudowany. Walczy w zwarciu? Przyciąga kobiety? A może po prostu dba o ciało? Nie wyróżniał się niczym ponad to. Przynajmniej z zewnątrz, a wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce. Inna sprawa, jest shinobim? Wnioskując po kaburach, pewnie tak. Nikt chyba nie lubi być obserwowany, ne? Najpewniej więc w którymś momencie podniesie wzrok. A jeśli to się stanie? Cóż zobaczy? Dwie postaci stojące obok siebie, tak bardzo odmienni. Zamaskowany skinął głową. Tylko tyle i aż tyle. Lepiej wiedzieć, kto stoi naprzeciw nas. Zresztą, seryjny morderca raczej by się do tego nie przyznał przy pierwszym spotkaniu, ne? Tylko... Co teraz?
Nieświadomie zrobił kilka kroków, by mgła nie mogła zakłócić wizji. Dwadzieścia metrów to odległość wyjątkowo... Neutralna. Wysoki. Tak, to pierwsze co widać. Aż nadto. Do tego dobrze zbudowany. Walczy w zwarciu? Przyciąga kobiety? A może po prostu dba o ciało? Nie wyróżniał się niczym ponad to. Przynajmniej z zewnątrz, a wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce. Inna sprawa, jest shinobim? Wnioskując po kaburach, pewnie tak. Nikt chyba nie lubi być obserwowany, ne? Najpewniej więc w którymś momencie podniesie wzrok. A jeśli to się stanie? Cóż zobaczy? Dwie postaci stojące obok siebie, tak bardzo odmienni. Zamaskowany skinął głową. Tylko tyle i aż tyle. Lepiej wiedzieć, kto stoi naprzeciw nas. Zresztą, seryjny morderca raczej by się do tego nie przyznał przy pierwszym spotkaniu, ne? Tylko... Co teraz?
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Powierzchnia wody zawsze mnie fascynowała. Ta ciecz potrafiła utrzymać na swojej powierzchni lekkie ciała, jak chociażby brzytwę, zachowując się jak cienka błona. Widok liści, które ledwie co stykały się z niebieskim płynem wywołał u mnie zdumienie. Czemu? Nie wiem. Widziałem to zjawisko milion razy, jednak teraz po prostu chciałem patrzeć na te durne liście, unoszące się na wodzie. Czyżbym stał się romantykiem? A może zyskałem właśnie cechę bycia sentymentalnym? Cóż, nie do końca. Nie wiem jakim wspomnieniem zakończyłoby się to obserwowanie. Dlaczego? Bo usłyszałem głos dziecka.
Podekscytowany ton. Skąd dobiegał? Nie miałem pojęcia. Miałem doskonale rozwinięte zmysły, jednakże określenie tego wszystkiego nie było proste. Zważywszy na to, że dźwięk się przemieszczał, wyciągnąłem pierwsze wnioski. Podniecony chłopiec się ruszał. Może był to bieg treningowy? Nie, wtedy nie otwierałby ust. Najwidoczniej chciał się gdzieś dostać, a jego ekstaza w postaci okrzyków posiadała specjalną funkcję. Wiedziałem jaką, zanim usłyszałem dokładne wezwanie. Ten dzieciak prowadził kogoś ze sobą. Nie byłem dokładnie pewien, czy rówieśnika, czy może kogoś starszego. Opiekuna, albo kolegę. Po chwili słuchania doszedłem do wniosku, iż jest to osoba starsza, a na pewno dojrzalsza niż krzykacz. W końcu w innym wypadku moje uszy byłyby atakowane przez dwa podekscytowane tony. W dodatku piskliwe i nieprzyjemne do słuchania.
Minęła chwilka czasu. Niewiele, a jednak nastąpiła ogromna zmiana. Bachor przestał się drzeć. Krzyki ustały, a moje uczy mogły odpocząć. Chciałem skupić się na liściach na wodzie. Niestety, odpłynąły. A razem z nimi mój spokój, opanowanie i radość...
Zauważył mnie. Ten dzieciak. Urwał zdanie. A ten jego opiekun? Może mnie obserwuje? Zapewne tak, przecież musi zajmować się dzieciakiem... Czułem się obserwowany, a nie lubiłem przenikliwych oczu innych ludzi. Nagle mój wzrost był dla mnie wadą... Jednakże istniało całkiem spore ryzyko. Nie, nie ryzyko, szansa. Szansa na to, że ja im też przeszkadzam. Albo i bardziej...
Obrót. Następne były krótkie ruchy oczami. W ten sposób w zaledwie parę sekund znalazłem dwójkę, którą wcześniej wykryłem. Brzdąc, który wydawał te okrzyki i jego niania. Nie ukrywam, że z tej dwójki starszy wydał mi się o wiele ciekawszy. Bandaże na twarzy... Po co? Blizna? Ukryty as w rękawie? Brzydota? Kto to wie...
Wykonałem krok. Powoli, majestatycznie. Chwilkę później zrobiłem to samo. W wolnym tempie zbliżałem się do dwójki. W jakim celu? Miałem zamiar zobaczyć ich reakcję. Ten mały chłopiec powinien zareagować jak zwykły dzieciak. Podskoczyć, przerazić się, schować za zamaskowanym. Gdyby tego nie zrobił miałbym obraz, że coś tutaj jest nie tak.
Nah, ciekawie się zapowiada.
Podekscytowany ton. Skąd dobiegał? Nie miałem pojęcia. Miałem doskonale rozwinięte zmysły, jednakże określenie tego wszystkiego nie było proste. Zważywszy na to, że dźwięk się przemieszczał, wyciągnąłem pierwsze wnioski. Podniecony chłopiec się ruszał. Może był to bieg treningowy? Nie, wtedy nie otwierałby ust. Najwidoczniej chciał się gdzieś dostać, a jego ekstaza w postaci okrzyków posiadała specjalną funkcję. Wiedziałem jaką, zanim usłyszałem dokładne wezwanie. Ten dzieciak prowadził kogoś ze sobą. Nie byłem dokładnie pewien, czy rówieśnika, czy może kogoś starszego. Opiekuna, albo kolegę. Po chwili słuchania doszedłem do wniosku, iż jest to osoba starsza, a na pewno dojrzalsza niż krzykacz. W końcu w innym wypadku moje uszy byłyby atakowane przez dwa podekscytowane tony. W dodatku piskliwe i nieprzyjemne do słuchania.
Minęła chwilka czasu. Niewiele, a jednak nastąpiła ogromna zmiana. Bachor przestał się drzeć. Krzyki ustały, a moje uczy mogły odpocząć. Chciałem skupić się na liściach na wodzie. Niestety, odpłynąły. A razem z nimi mój spokój, opanowanie i radość...
Zauważył mnie. Ten dzieciak. Urwał zdanie. A ten jego opiekun? Może mnie obserwuje? Zapewne tak, przecież musi zajmować się dzieciakiem... Czułem się obserwowany, a nie lubiłem przenikliwych oczu innych ludzi. Nagle mój wzrost był dla mnie wadą... Jednakże istniało całkiem spore ryzyko. Nie, nie ryzyko, szansa. Szansa na to, że ja im też przeszkadzam. Albo i bardziej...
Obrót. Następne były krótkie ruchy oczami. W ten sposób w zaledwie parę sekund znalazłem dwójkę, którą wcześniej wykryłem. Brzdąc, który wydawał te okrzyki i jego niania. Nie ukrywam, że z tej dwójki starszy wydał mi się o wiele ciekawszy. Bandaże na twarzy... Po co? Blizna? Ukryty as w rękawie? Brzydota? Kto to wie...
Wykonałem krok. Powoli, majestatycznie. Chwilkę później zrobiłem to samo. W wolnym tempie zbliżałem się do dwójki. W jakim celu? Miałem zamiar zobaczyć ich reakcję. Ten mały chłopiec powinien zareagować jak zwykły dzieciak. Podskoczyć, przerazić się, schować za zamaskowanym. Gdyby tego nie zrobił miałbym obraz, że coś tutaj jest nie tak.
Nah, ciekawie się zapowiada.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Ruszył. Ta żywa góra złożona z mięśni, kości, ścięgien i całej reszty ludzkiego organizmu. Po co? Szukał towarzystwa? Nah, nie byłby tutaj, tylko w jakimś barze. Zaatakować nieproszonych gości? Wątpliwe. Zresztą, to nawet nie jest jego teren... A może po prostu zabłądził? Co zrobić? Uciekać? To byłoby dopiero działanie pozbawione sensu. Yusuuke drgnął niespokojnie, cofając się o krok. Meh, mógłby się już przyzwyczaić do obcych. A przynajmniej nauczyć się ich ignorować. Łatwo powiedzieć, ne? Szczególnie, gdy ktoś ma dziesięć lat. Kamiru czasem o tym zapominał, w końcu shinobi rozwijają się inaczej niż cywile. Z każdą chwilą dystans między duetem dwóch wyspiarzy a nieznajomym malał z każdą sekundą. Co robić?
Szarooki przechylił głowę, wpatrując się w zbliżającą postać. Rozmyślnie utrzymuje takie tempo. Sprawdza nas? Na reakcję Kałuży nie było co liczyć, Wygnaniec musiał nadal kierować losem dwóch dusz... Przygotowywał się do tego, co musi zrobić. Upierdliwe. Byle nie rozegrać tego źle. Zresztą, jak można to źle rozegrać? Nic się nie dzieje, żadnej presji, złych przeczuć i innych takich. Ot, zwykłe spotkanie... Osiem metrów... Pięć... Zaczynajmy. Ręce Czarnowłosego zatrzymały się na wysokości klatki piersiowej i zdawały się mówić "Nie mam broni, spokojnie". Przez suche gardło słowa nie chciały przejść. Ale musiały.
Zwady nie szukamy. Do Ryuzaki zmierzamy. Niski głos z wieczną chrypką rozszedł się po jeziorze, nie zakłócając atmosfery tego miejsca. Fauna i flora nadal żyła własnym życiem, nie zwracając uwagi na trójkę obcych... A co działo się w głowie boga? Uf, poszło. Tylko tyle. Dopiero po chwili przypomniał sobie o dobrym wychowaniu. Kamiru. Yusuuke. Przy drugim skinął głową na Glutka. A co teraz? Hm... To już chyba nie jest zmartwienie młodego Yuki.
Szarooki przechylił głowę, wpatrując się w zbliżającą postać. Rozmyślnie utrzymuje takie tempo. Sprawdza nas? Na reakcję Kałuży nie było co liczyć, Wygnaniec musiał nadal kierować losem dwóch dusz... Przygotowywał się do tego, co musi zrobić. Upierdliwe. Byle nie rozegrać tego źle. Zresztą, jak można to źle rozegrać? Nic się nie dzieje, żadnej presji, złych przeczuć i innych takich. Ot, zwykłe spotkanie... Osiem metrów... Pięć... Zaczynajmy. Ręce Czarnowłosego zatrzymały się na wysokości klatki piersiowej i zdawały się mówić "Nie mam broni, spokojnie". Przez suche gardło słowa nie chciały przejść. Ale musiały.
Zwady nie szukamy. Do Ryuzaki zmierzamy. Niski głos z wieczną chrypką rozszedł się po jeziorze, nie zakłócając atmosfery tego miejsca. Fauna i flora nadal żyła własnym życiem, nie zwracając uwagi na trójkę obcych... A co działo się w głowie boga? Uf, poszło. Tylko tyle. Dopiero po chwili przypomniał sobie o dobrym wychowaniu. Kamiru. Yusuuke. Przy drugim skinął głową na Glutka. A co teraz? Hm... To już chyba nie jest zmartwienie młodego Yuki.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Sunąłem. W zasadzie tak można było nazwać mój chód. Robiłem to zaskakująco powoli, jednak każdy krok następował w identycznych odstępach czasowych. Pozwoliłem, aby przypadek nie kierował moim ciałem, lecz chłodna kalkulacja. W każdym momencie byłem gotowy zareagować. Dosłownie w ułamkach sekund mógłbym znaleźć się na ziemi, w powietrzu, pod powierzchnią, czy nawet zniknąć... Tak, umiejętności, których nabywali shinobi były bardzo... interesujące. Sam należałem do tej śmiesznej garstki wybrańców, którzy twierdzili, że mają moc zmieniania świata. Tylko powinienem sobie zadać pytanie.
Czy ja w ogóle chcę należeć do tych odmieńców?
Z pozoru mam wybór. Przecież mogę porzucić sztukę, którą uprawiali przodkowie mojego ojca. Ja, Bękart, przecież zawsze mogłem pójść do lidera klanu i oznajmić, że kończę z tym raz na zawsze. Kuzynek nie byłby zadowolony, jednakże co mógłby zrobić? Byliśmy rodziną, ufał mi bardziej niż samemu sobie. Nie zdradziłbym klanu, a w zamian za durne słowne przyrzeczenie otrzymałbym sporą sumkę. I w ten sposób mógłbym spędzić resztę życia. Balując, wędrując, w końcu osiedlając się gdzieś, żeniąc z przypadkową wieśniaczką i odchowując własne latorośle...
Ale czy ja chciałem takiego żywota?
Nie. Pragnąłem krwi. Walki. Potu, zmęczenia, ekscytacji. nie umiałem siedzieć w miejscu. Jeszcze kilka godzin temu znajdowałem się w Shigashi no Kibu. Dlaczego udałem się do Ryuzaki? Z kaprysu. Dawałem moim emocjom kierować moim ciałem. Pozwalałem przelewać swoje uczucia na zachowanie. Dzięki temu ludzie zawsze dziwili się moim ekspresjom. Że jestem taki cichy, a zarazem wymowny. Że potrafię pięknie przemawiać, ale rzadko kiedy zabieram głos. Że jestem tak bardzo zapatrzonym w siebie egoistą, a jednak rzadko kiedy poruszam temat własnej osoby. Szlag by to, szlag by mnie i mojego ojca! Wszystko to było zdecydowanie za trudne, w porównaniu do życia innych. Urodziłem się półkrwi ninją. Musiałem dopełnić przeznaczenia, które spłynęło na mnie wbrew mojej woli.
Zacisnąłem zęby. Nie z powodu zachowania szarookiego, tylko przez własne myśli. On ich nie znał. Mógł pomyśleć, że jestem zły, albo szukam zwady... I dobrze. Nikt nigdy nie potrafił odczytać mojego umysłu. Znając życie i on mnie znudzi za jakieś parę sekund. Jednak na razie sam zaczął. A skoro ktoś to zapoczątkował, to ktoś musi się w tym babrać.
Kolos się zatrzymał. Tak przynajmniej określiłbym samego siebie. Stałem jakieś pięć metrów od młodzieńca. Dzieciak znajdował się nieco bliżej, aczkolwiek chwilkę wcześniej wykonał krok w tył. Złamał się. Mój wzrok początkowo spoczywał na białowłosym. Jakbym szukał czegoś wyjątkowego, w tej nieskazanej grzechem istocie. Zdawał się być czysty. Jak lśniący płatek śniegu. Jednakże nawet pod takim pięknym ubiorem, była to zamrożona brudna woda, która ukrywała swoją nieczystość...
Zmierzyłem wzrokiem mówcę. Głos nie był ani specjalnie wysoki, ani zdumiewająco niski. Fakt, jak na ten wiek mógł wzbudzać furorę u tanich kurtyzan, jednakże nie u mnie. Dlaczego? Bo sam przeszedłem mutację w podobnym wieku, a mój ton chociaż z pozoru niski, miał melodyjne brzmienie. Kurwa mać, dlaczego ja nie zostałem trubadurem, czy innym minstrelem...
- Widzę. - odrzekłem spokojnie. Mój głos nie załamał się nawet na moment. Myśli błądziły daleko, natomiast ciało reagowało przyziemnie. Doskonale wiedziałem, że nawet jeżeli szukają zwady, to nie ze mną. A przynajmniej nie zaczynaliby jej w taki sposób. - Nie prosiłem ciebie o wyjawienie waszych imion.
Zielona tęczówka błyszczała. Lewa ręka musiała zasłonić moje oko. Nie chciałem, aby przybysze dostrzegli blask w moich oczach. Czemu? Ponownie napadł mnie głupi kaprys.
- Shizuo. Skoro dzielimy się personaliami, róbmy to po równi. - rzekłem. Prawe oko było wpatrzone w zamaskowanego. Bandaże na jego twarzy zdawały się być idealnie dopasowane. A co gdyby je tak rozerwać?
Czy ja w ogóle chcę należeć do tych odmieńców?
Z pozoru mam wybór. Przecież mogę porzucić sztukę, którą uprawiali przodkowie mojego ojca. Ja, Bękart, przecież zawsze mogłem pójść do lidera klanu i oznajmić, że kończę z tym raz na zawsze. Kuzynek nie byłby zadowolony, jednakże co mógłby zrobić? Byliśmy rodziną, ufał mi bardziej niż samemu sobie. Nie zdradziłbym klanu, a w zamian za durne słowne przyrzeczenie otrzymałbym sporą sumkę. I w ten sposób mógłbym spędzić resztę życia. Balując, wędrując, w końcu osiedlając się gdzieś, żeniąc z przypadkową wieśniaczką i odchowując własne latorośle...
Ale czy ja chciałem takiego żywota?
Nie. Pragnąłem krwi. Walki. Potu, zmęczenia, ekscytacji. nie umiałem siedzieć w miejscu. Jeszcze kilka godzin temu znajdowałem się w Shigashi no Kibu. Dlaczego udałem się do Ryuzaki? Z kaprysu. Dawałem moim emocjom kierować moim ciałem. Pozwalałem przelewać swoje uczucia na zachowanie. Dzięki temu ludzie zawsze dziwili się moim ekspresjom. Że jestem taki cichy, a zarazem wymowny. Że potrafię pięknie przemawiać, ale rzadko kiedy zabieram głos. Że jestem tak bardzo zapatrzonym w siebie egoistą, a jednak rzadko kiedy poruszam temat własnej osoby. Szlag by to, szlag by mnie i mojego ojca! Wszystko to było zdecydowanie za trudne, w porównaniu do życia innych. Urodziłem się półkrwi ninją. Musiałem dopełnić przeznaczenia, które spłynęło na mnie wbrew mojej woli.
Zacisnąłem zęby. Nie z powodu zachowania szarookiego, tylko przez własne myśli. On ich nie znał. Mógł pomyśleć, że jestem zły, albo szukam zwady... I dobrze. Nikt nigdy nie potrafił odczytać mojego umysłu. Znając życie i on mnie znudzi za jakieś parę sekund. Jednak na razie sam zaczął. A skoro ktoś to zapoczątkował, to ktoś musi się w tym babrać.
Kolos się zatrzymał. Tak przynajmniej określiłbym samego siebie. Stałem jakieś pięć metrów od młodzieńca. Dzieciak znajdował się nieco bliżej, aczkolwiek chwilkę wcześniej wykonał krok w tył. Złamał się. Mój wzrok początkowo spoczywał na białowłosym. Jakbym szukał czegoś wyjątkowego, w tej nieskazanej grzechem istocie. Zdawał się być czysty. Jak lśniący płatek śniegu. Jednakże nawet pod takim pięknym ubiorem, była to zamrożona brudna woda, która ukrywała swoją nieczystość...
Zmierzyłem wzrokiem mówcę. Głos nie był ani specjalnie wysoki, ani zdumiewająco niski. Fakt, jak na ten wiek mógł wzbudzać furorę u tanich kurtyzan, jednakże nie u mnie. Dlaczego? Bo sam przeszedłem mutację w podobnym wieku, a mój ton chociaż z pozoru niski, miał melodyjne brzmienie. Kurwa mać, dlaczego ja nie zostałem trubadurem, czy innym minstrelem...
- Widzę. - odrzekłem spokojnie. Mój głos nie załamał się nawet na moment. Myśli błądziły daleko, natomiast ciało reagowało przyziemnie. Doskonale wiedziałem, że nawet jeżeli szukają zwady, to nie ze mną. A przynajmniej nie zaczynaliby jej w taki sposób. - Nie prosiłem ciebie o wyjawienie waszych imion.
Zielona tęczówka błyszczała. Lewa ręka musiała zasłonić moje oko. Nie chciałem, aby przybysze dostrzegli blask w moich oczach. Czemu? Ponownie napadł mnie głupi kaprys.
- Shizuo. Skoro dzielimy się personaliami, róbmy to po równi. - rzekłem. Prawe oko było wpatrzone w zamaskowanego. Bandaże na jego twarzy zdawały się być idealnie dopasowane. A co gdyby je tak rozerwać?
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Z początku Yüsuke spłoszył się niczym ranna łania i pewnie uciekłby natychmiast, gdyby nie było z nim przybranego braciszka. Bóg wygnany był jednak za nim, a to sprawiło, że przerażenie zmieniło się w ciekawość, jakże typową dla dziesięciolatków. Kiedy Kamiru mówił, Hözuki wpatrywał się w nieznajomego. Turkusowe oczy szkraba wędrowały od góry do doły, z góry na dół i tak na przemian wielokrotnie. Morskiego koloru oczęta były pozbawione wyrazu, beznamiętne, nie wyrażały niczego i ani na chwilę nie odkleiły się od człowieka, który nazwał się Shizuo. Mimo swojej beznamiętności, chłopak nie sprawiał wrażenia otępiałego, wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby widział coś więcej, jak wieszcz lub wróżbita w głębokim transie. Zupełnie tak, jak gdyby turkusowe patrzałki potrafiły przejrzeć człowieka na wskroś, widziały więcej niż inne, a przecież były zupełnie normalne. Po wymianie uprzejmości mały władca wody odkleił wreszcie wzrok od czarnowłosego mięśniaka i spojrzał na Onii san’a. Jego tęczówki natychmiast nabrały wyrazu. To była radość? Szczęście? Pewność? Ciężko było to stwierdzić, ale nie był już to ten sam brzdąc, który wpatrywał się w nieznajomego. W tej chwili był to rozkoszny malec pławiący się w blasku swojego starszego brata. Minęła dobra chwila zanim mały urwis wrócił wzrokiem do kolosa. Tym razem patrzył na niego z tą samą pewnością, jaką było widać w jego oczach, gdy spoglądał na Kamiru. Ośmielony zrobił krok do przodu, później następny i następny. Gdy dystans między nim a tajemniczym jegomościem wynosił mniej niż pół metra, chłopiec powoli uniósł swą głowę, zmierzył spojrzeniem twarz nowopoznanego i szybko spuścił wzrok zatrzymując ja na kaburach. Następnie ukrył połowę swojej twarzy chowając się za szalikiem i odwrócił głowę na prawo. –Wcale nie jesteś straszny de gozaru.-Powiedział cichutko i wziął całkiem spory zamach prawą nogą. Intencją zamachu nogą było oczywiście wymierzenie kopniaka w kostkę wysokiego osiemnastolatka, ale w połowie drogi młodzik zatrzymał nogę i pobiegł z powrotem do swojego wyspiarskiego towarzysza. Czy to przez wzgląd na Yuki’ego, czy na powagę sytuacji, wododzieciak opamiętał się i znów przekazał pałeczkę swemu starszemu koledze.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Dziwne... Kamiru mieszkał już od ponad roku w Ryuzaki, a tego mężczyznę widział pierwszy raz w życiu. Kim jest? Skąd się wziął? Jeden z nowo przybyłych? Tak samo jak inni, zabawi tu trochę i pójdzie w świat? Wróci do domu? Dom... Myśli pomknęły daleko stąd, w jednej chwili pokonując równiny, plaże, olbrzymi akwen wodny i ośnieżone szczyty. Hyou. Ile to już minęło? Zamaskowany nie wysyłał wiadomości. Nie otrzymywał też żadnych listów. Zero kontaktu. Jedna z zasad, które ustalili przed wyprawą młodzieńca. Skoro miał się nauczyć życia, to niech robi to jak trzeba, ne? I wylądował tutaj. Bez rzeczy, bez broni, z garstką ryo na... Start. Jak o tym pomyśleć... Cholera, nawet miecza nie miał. Tylko jakiś drewniany kij treningowy. Trzeba będzie dopisać do listy zakupów. Albo od razu dwa. Zapamiętać na później. I może wysłać jakiś list. Działać według własnego uznania. To chyba oznaka dojrzałości, nieprawdaż?
Tak samo, jak oznaką dobrego wychowania jest przedstawienie się, bez czekania, aż ktoś o to poprosi. Czyżby nikt nie miał okazji przekazać Olbrzymowi takich informacji? Nah, potem może przyjdzie pora na takie rzeczy. Ale co takiego mógł powiedzieć teraz Szarooki? Nie wiedział. A nawet jeśli przychodziło mu coś do głowy, to raczej nie nadawało się do podzielenia się z innymi. O dziwo, z opresji, choć tymczasowo, wybawiła go Kałuża. Zastanawiające, ne? Taki mały, niepozorny dzieciak, który cofnął się na pierwszy krok Shi... Shizuo. Teraz ma wystarczająco wiele odwagi, by do niego podejść? Tylko po co? Jeszcze spróbuje powtórzyć dzisiejszy wyczyn z mokrą pobudką i wtedy zrobi się naprawdę... Dziwnie. Chyba, że gigant wcale nie jest taki straszny, jak to zazwyczaj się wydaje. Może nawet ma poczucie humoru? Zaraz się przekonamy. Kilka drobnych kroczków i jedno uniesienie głowy później...
Pod bandażami pojawił się uśmiech, a sam materiał dostosował się do zmienionego układu twarzy. Takiego zachowania się nie spodziewał. Yusuuke naprawdę zaskakiwał w najmniej oczekiwanych momentach. Hm... Kamiru wzruszył ramionami, jakby ten ruch miał tłumaczyć całą zaistniałą sytuację. Bo i co więcej mógł zrobić? Pytaniee. Zadaj jee. Otrząsnął się, zdziwiony nagłym przebłyskiem. Ile to już minęło, zanim ostatnio go słyszał?
Cel w życiu znalazłeś? Tak, nie było to coś, o co pytało się nieznajomych przy pierwszym spotkaniu. Ale kto mówił, że będziemy kierować się... Przyzwoitością? Mózg boga najwyraźniej nie przywykł do takiego tempa pracy przy rozmowach z innymi. Podrapanie się po głowie i dziwne spojrzenie w Białowłosego z pewnością pomoże. Tak przynajmniej pomyślał...
Tak samo, jak oznaką dobrego wychowania jest przedstawienie się, bez czekania, aż ktoś o to poprosi. Czyżby nikt nie miał okazji przekazać Olbrzymowi takich informacji? Nah, potem może przyjdzie pora na takie rzeczy. Ale co takiego mógł powiedzieć teraz Szarooki? Nie wiedział. A nawet jeśli przychodziło mu coś do głowy, to raczej nie nadawało się do podzielenia się z innymi. O dziwo, z opresji, choć tymczasowo, wybawiła go Kałuża. Zastanawiające, ne? Taki mały, niepozorny dzieciak, który cofnął się na pierwszy krok Shi... Shizuo. Teraz ma wystarczająco wiele odwagi, by do niego podejść? Tylko po co? Jeszcze spróbuje powtórzyć dzisiejszy wyczyn z mokrą pobudką i wtedy zrobi się naprawdę... Dziwnie. Chyba, że gigant wcale nie jest taki straszny, jak to zazwyczaj się wydaje. Może nawet ma poczucie humoru? Zaraz się przekonamy. Kilka drobnych kroczków i jedno uniesienie głowy później...
Pod bandażami pojawił się uśmiech, a sam materiał dostosował się do zmienionego układu twarzy. Takiego zachowania się nie spodziewał. Yusuuke naprawdę zaskakiwał w najmniej oczekiwanych momentach. Hm... Kamiru wzruszył ramionami, jakby ten ruch miał tłumaczyć całą zaistniałą sytuację. Bo i co więcej mógł zrobić? Pytaniee. Zadaj jee. Otrząsnął się, zdziwiony nagłym przebłyskiem. Ile to już minęło, zanim ostatnio go słyszał?
Cel w życiu znalazłeś? Tak, nie było to coś, o co pytało się nieznajomych przy pierwszym spotkaniu. Ale kto mówił, że będziemy kierować się... Przyzwoitością? Mózg boga najwyraźniej nie przywykł do takiego tempa pracy przy rozmowach z innymi. Podrapanie się po głowie i dziwne spojrzenie w Białowłosego z pewnością pomoże. Tak przynajmniej pomyślał...
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Dwójka, którą spotkałem niedawno, zaczęła dziwnie się zachowywać. Nie mogłem dokładnie określić ich zamiarów, ponieważ czułem się skonfundowany. Początkowo wszystko przebiegało swobodnie. Bez problemów, po kolei. Jednakże nagle dziwne zachowanie malca odmieniło bieg rozmowy. Ze zwykłej gadki z nieznajomym, to wszystko przemieniło się jakoś w walkę, a w zasadzie w jej próbę. Bylem gotowy na atak, miałem przygotowaną obronę. Wystarczyło ukończyć, następnie wystrzelić do przodu, zdzielić smarkacza i zająć się jego starszym koleżką. Los jednak chciał, aby atak był tylko markowany. A więc co on mógł oznaczać? Próbę przełamania pierwszych lodów? Zniszczenia mojej pewności siebie? A może polubienia dzieciaka za jego brawurę? Powodów mogło być milion, jednak ja sam zareagowałem w prosty sposób.
Gdy tylko dostrzegłem, że coś ma być teatralny, w mgnieniu oka złapałem ręką nogę brzdąca. Nie był to mocny uścisk, jednak na tyle sztywny, by utrzymać w ryzach nogę białowłosego. Sekundę później pochyliłem się i wyrzekłem kilka słów.
- Nie atakuje się starszych. Pamiętaj o szacunku. - rzekłem. Mój głos był ciepły, a na twarzy widać było uśmiech. Miałem do siebie dystans, a także zachowanie faktycznie pokazywało odwagę tego smarkacza. Kiedyś jej pożałuje, no ale nie dziś.
By nie pozostawać specjalnie miłym, puściłem nogę młodego. Zakładając, że chciał się szarpać, czy siłować ze mną, to na pewno by się przewrócił, bądź zatoczył. Nie widziałem jednak w tym niczego złego. Za odwagę się płaci, nieważne czy dobrą, czy niepotrzebną.
Sytuacja nie była już trudna. Wraz z tym karłem przełamałem lody. Jednak wciąż pozostawał zamaskowany. Na jego twarzy bandaże przybrały inną formę, wiec pewnie się uśmiechnął. Podniosłem się i skupili wzrok na nim. Moja twarz wielce się nie zmieniła od incydentu. Byłem uśmiechnięty, aczkolwiek dalej dało się dostrzec jakąś tajemniczość na moich rysach. Miałem coś mówić, jednakże on mnie wyprzedził. Niefortunnie z resztą.
Pytanie, które padło nie należało do... No po prostu nie pasowało do sytuacji. O takie rzeczy ni pytało się nawet bliskich znajomych. Jedynie wybrane osoby, które otwierały się na siebie, czasami mówiły o swoich planach... A i tak mogły być to jedynie śmieszne mrzonki czy inne mokre sny. Komfort, który zrodził się sekundy temu, minął. Nie wiedziałem czy odpowiedzieć, jak odpowiedzieć, po co odpowiedzieć. I co najważniejsze, czemu go to interesuje, bo przecież kto normalny pytał o te sprawy na pierwszym spotkaniu.
Zielona tęczówka ponownie zmierzyła szarowłosego. Uśmiech spłynął z twarzy. Pewność sytuacji znów zamarła. A ja postanowiłem odrzec, do tego zbędnego komentarza.
- Zaiste, pytanie adekwatne do sytuacji. W końcu idąc nad jezioro, spotyka się samych filozofów, wojowników i wybitne jednostki. - zacząłem. Nie podobał mi się ten tok dyskusji. Jednak nie zawsze kieruję się przyjemnością. - Cel w moim życiu jest rzadki. Jak widzisz, odwiedzam różne miejsca, stale się przenoszę. Twoje brwi wyraźnie mówią, że jesteś zdziwiony widząc mnie. To dobrze. Nie znasz mnie, bo nie pochodzę ani z tego kraju, ani nie zostałem tutaj przydzielony.
Westchnąłem. Musiałem jakoś odetchnąć. Mówienie o sobie nie przychodziło mi bezproblemowo. Bylem dumny z siebie, ale nie zawsze inni dostrzegali tą cechę. Ukrywała się ona bowiem pod dziwnym nawykiem pomijania samego siebie w wypowiedziach...
- Chcę być wielki. Chcę sięgnąć gwiazd. Chcę zmienić ten parszywy świat. Chcę, bo mam kaprys. - rzekłem, wpatrując się w niebo. Wzrok powędrował na dwójkę. Tym razem nadeszła ich kolej. - A ty? Co chcesz osiągnąć? Tułać się, niańczyć twojego kolegę, czy zwyczajnie poszukujesz autorytetu i inspiracji?
Gdy tylko dostrzegłem, że coś ma być teatralny, w mgnieniu oka złapałem ręką nogę brzdąca. Nie był to mocny uścisk, jednak na tyle sztywny, by utrzymać w ryzach nogę białowłosego. Sekundę później pochyliłem się i wyrzekłem kilka słów.
- Nie atakuje się starszych. Pamiętaj o szacunku. - rzekłem. Mój głos był ciepły, a na twarzy widać było uśmiech. Miałem do siebie dystans, a także zachowanie faktycznie pokazywało odwagę tego smarkacza. Kiedyś jej pożałuje, no ale nie dziś.
By nie pozostawać specjalnie miłym, puściłem nogę młodego. Zakładając, że chciał się szarpać, czy siłować ze mną, to na pewno by się przewrócił, bądź zatoczył. Nie widziałem jednak w tym niczego złego. Za odwagę się płaci, nieważne czy dobrą, czy niepotrzebną.
Sytuacja nie była już trudna. Wraz z tym karłem przełamałem lody. Jednak wciąż pozostawał zamaskowany. Na jego twarzy bandaże przybrały inną formę, wiec pewnie się uśmiechnął. Podniosłem się i skupili wzrok na nim. Moja twarz wielce się nie zmieniła od incydentu. Byłem uśmiechnięty, aczkolwiek dalej dało się dostrzec jakąś tajemniczość na moich rysach. Miałem coś mówić, jednakże on mnie wyprzedził. Niefortunnie z resztą.
Pytanie, które padło nie należało do... No po prostu nie pasowało do sytuacji. O takie rzeczy ni pytało się nawet bliskich znajomych. Jedynie wybrane osoby, które otwierały się na siebie, czasami mówiły o swoich planach... A i tak mogły być to jedynie śmieszne mrzonki czy inne mokre sny. Komfort, który zrodził się sekundy temu, minął. Nie wiedziałem czy odpowiedzieć, jak odpowiedzieć, po co odpowiedzieć. I co najważniejsze, czemu go to interesuje, bo przecież kto normalny pytał o te sprawy na pierwszym spotkaniu.
Zielona tęczówka ponownie zmierzyła szarowłosego. Uśmiech spłynął z twarzy. Pewność sytuacji znów zamarła. A ja postanowiłem odrzec, do tego zbędnego komentarza.
- Zaiste, pytanie adekwatne do sytuacji. W końcu idąc nad jezioro, spotyka się samych filozofów, wojowników i wybitne jednostki. - zacząłem. Nie podobał mi się ten tok dyskusji. Jednak nie zawsze kieruję się przyjemnością. - Cel w moim życiu jest rzadki. Jak widzisz, odwiedzam różne miejsca, stale się przenoszę. Twoje brwi wyraźnie mówią, że jesteś zdziwiony widząc mnie. To dobrze. Nie znasz mnie, bo nie pochodzę ani z tego kraju, ani nie zostałem tutaj przydzielony.
Westchnąłem. Musiałem jakoś odetchnąć. Mówienie o sobie nie przychodziło mi bezproblemowo. Bylem dumny z siebie, ale nie zawsze inni dostrzegali tą cechę. Ukrywała się ona bowiem pod dziwnym nawykiem pomijania samego siebie w wypowiedziach...
- Chcę być wielki. Chcę sięgnąć gwiazd. Chcę zmienić ten parszywy świat. Chcę, bo mam kaprys. - rzekłem, wpatrując się w niebo. Wzrok powędrował na dwójkę. Tym razem nadeszła ich kolej. - A ty? Co chcesz osiągnąć? Tułać się, niańczyć twojego kolegę, czy zwyczajnie poszukujesz autorytetu i inspiracji?
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Wszystko to, co się tutaj działo zakrwawiało na... Ciężko było określić. Przynajmniej czymś trudnym. O dziwo, Yusuuke nie mógł zakończyć swojego planu, nagłego pomysłu, czy jak zwać to, co mu strzeliło do głowy. Jak zareagowałaby większość, gdyby widziała, że ktoś prawdopodobnie atakuje ich kompana? Pewnie rzuciłaby się pędem na pomoc, bez planu, idąc na żywioł. Kamiru w tej chwili nawet nie drgnął. Primo, Białowłosy i tak przemieni się w wodę, i tyle... Ale Gigant nie mógł tego wiedzieć, ne? Mało kiedy spotyka się Hoozukich wędrowców. Takie wrażenie powstało podczas pobytu na tej wyspie wypełnionej mgłą. Ale to pewnie błędny wniosek. Secundo, z jakiej racji miałby narażać własną skórę? Co z tego, że to dziecko? Jest shinobi, musiał dojrzeć szybciej, niż jego normalni rówieśnicy. Nawarzyłeś piwa, to je teraz wypij. Ponownie jedynie wzruszył ramionami. A to, co usłyszał od Shizuo jedynie na dobre mu wyjdzie. Dobre rady zawsze w cenie, huh? Co prawda, Kałuża pewnie weźmie to jednym uchem, wypuści drugim z kilkoma kroplami mózgu. Dystans był na tyle mały, że nie miałem problemów ze słuchem. No, może trochę... Po chwili sprawdziły się oczekiwania Zamaskowanego, chłopczyk odwrócił się na pięcie i przysiadł na skraju jeziora, bawiąc się patykiem, palcem, czy co tam sobie znalazł.
Ale wracając do poważnych, prawie że dorosłych tematów, które tak bardzo nudzą dzieci. Początkowo, nie wyglądało to najlepiej. Hm, kogo spodziewał się zastać tu Szarooki? Nie da się tego powiedzieć, tym bardziej, że młodzieniec nie miał zamiaru tu przybyć, a cała obecna sytuacja to efekt jojczenia jego młodego kompana. Nie dość, że pięć minut przeciągnęło się w godzinę, to jeszcze teraz musiał rozmawiać z kimś... Kogo zupełnie nie znał. Chociaż sama konwersacja nie należała do najnudniejszych... Zakochane pary też tu znajdziesz. Ewentualnie hedonistów. Proszę proszę, czyżby ktoś tu jednak potrafił powiedzieć parę słów? Coś takiego... Jednak dalsza wypowiedź Olbrzyma była jeszcze ciekawsza. Życie jest drogą, powiedział ktoś kiedyś. A mężczyzna przed nim był niemal idealnym ucieleśnieniem tych słów. Podróże kształcą, ne? Jego tryb życia także nie był sednem sprawy, przecież w pytaniu chodziło o coś innego. Jeszcze trochę i dowie się, co napędza tą górę mięśni. I poznał go. Zmienić świat? Ciekawe. Niektórzy lubią postawić sobie wysoko poprzeczkę. Tylko czy nie za wysoko? I naprawdę w to wierzy? Do przewidzenia było, że wraz z odpowiedzią padnie to samo pytanie... Nie musiał długo się nad tym zastanawiać, spędził nad tym wiele bezsennych nocy. Na chwilę jego ciało zmieniło się. W szarych morzach pojawiły się ledwo widoczne błyski, a głos stał się... Pełniejszy. Tak, wyglądał inaczej, choć nic się praktycznie nie zmieniło.
Zdobyć tyle mocy, by żyć w spokoju. A Yusuuke to mój kompan, nie kolega. Egoistyczne? Nietypowe? Z pewnością. Co z tego, że nie miał pojęcia, gdzie szukać owej potęgi. Tak samo, jak nie wiedział, co rozumie przez spokojne życie. Jasne, miał na ten temat swoje wyobrażenie, ale brutalna rzeczywistość... No, wiadomo. Uświadomi tą wybujałą wyobraźnię. Ale póki co cel ten znajdował się daleko. Tak daleko, jak sierp księżyca odbijający się w jeziorze. Sił Ci starczy, by cel w pojedynkę osiągnąć? Powrócił ten dziwny ton, lekko wyobcowany, niemalże obojętny na wszystko i wszystkich... Co będzie teraz? Chce zmienić świat sam? Bez pomocy innych? Ambitne... I jednocześnie głupie. Nie, żeby ktoś z tu obecnych palił się do pomocy. Tym bardziej, że jeden to stu procentowa woda. A mimo wszystko sucho... W gardle.
Ale wracając do poważnych, prawie że dorosłych tematów, które tak bardzo nudzą dzieci. Początkowo, nie wyglądało to najlepiej. Hm, kogo spodziewał się zastać tu Szarooki? Nie da się tego powiedzieć, tym bardziej, że młodzieniec nie miał zamiaru tu przybyć, a cała obecna sytuacja to efekt jojczenia jego młodego kompana. Nie dość, że pięć minut przeciągnęło się w godzinę, to jeszcze teraz musiał rozmawiać z kimś... Kogo zupełnie nie znał. Chociaż sama konwersacja nie należała do najnudniejszych... Zakochane pary też tu znajdziesz. Ewentualnie hedonistów. Proszę proszę, czyżby ktoś tu jednak potrafił powiedzieć parę słów? Coś takiego... Jednak dalsza wypowiedź Olbrzyma była jeszcze ciekawsza. Życie jest drogą, powiedział ktoś kiedyś. A mężczyzna przed nim był niemal idealnym ucieleśnieniem tych słów. Podróże kształcą, ne? Jego tryb życia także nie był sednem sprawy, przecież w pytaniu chodziło o coś innego. Jeszcze trochę i dowie się, co napędza tą górę mięśni. I poznał go. Zmienić świat? Ciekawe. Niektórzy lubią postawić sobie wysoko poprzeczkę. Tylko czy nie za wysoko? I naprawdę w to wierzy? Do przewidzenia było, że wraz z odpowiedzią padnie to samo pytanie... Nie musiał długo się nad tym zastanawiać, spędził nad tym wiele bezsennych nocy. Na chwilę jego ciało zmieniło się. W szarych morzach pojawiły się ledwo widoczne błyski, a głos stał się... Pełniejszy. Tak, wyglądał inaczej, choć nic się praktycznie nie zmieniło.
Zdobyć tyle mocy, by żyć w spokoju. A Yusuuke to mój kompan, nie kolega. Egoistyczne? Nietypowe? Z pewnością. Co z tego, że nie miał pojęcia, gdzie szukać owej potęgi. Tak samo, jak nie wiedział, co rozumie przez spokojne życie. Jasne, miał na ten temat swoje wyobrażenie, ale brutalna rzeczywistość... No, wiadomo. Uświadomi tą wybujałą wyobraźnię. Ale póki co cel ten znajdował się daleko. Tak daleko, jak sierp księżyca odbijający się w jeziorze. Sił Ci starczy, by cel w pojedynkę osiągnąć? Powrócił ten dziwny ton, lekko wyobcowany, niemalże obojętny na wszystko i wszystkich... Co będzie teraz? Chce zmienić świat sam? Bez pomocy innych? Ambitne... I jednocześnie głupie. Nie, żeby ktoś z tu obecnych palił się do pomocy. Tym bardziej, że jeden to stu procentowa woda. A mimo wszystko sucho... W gardle.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Prosta sylwetka nawet nie drgnęła. Oczy nie przemieściły się o nanometry. Dłonie nie drżały, a powietrze dookoła wciąż pozostawało identyczne. Co jednak się zmieniło? Nikt nie mógł tego wiedzieć poza mną. Słowa zamaskowanego mnie zaciekawiły. Ten człek, który lubił drapać się po głowie, zaciekawił mnie. Nie sądziłem, że pierwsza spotkana osoba, od tak długiego czasu, możę wydać mi się interesująca. A może to tylko efekt długiej rozłąki od społeczeństwa? W końcu każdy potrzebuje drugiego człowieka...
Nie. Szarooki coś w sobie miał. Ten jego flegmatyczny, wyobcowany ton... Zgrywał wrażenie obojętnego, niewrażliwego na cały świat. Jednak nie do końca taki był. Skąd mogłem tak twierdzić? W ogóle, dlaczego domyśliłem się takich czynników? Cóż, sprawa była banalnie prosta. Byłem największym egoistą w okolicy. A ten tutaj miał pokaźną ilość cech, które powodowały ten system wartości. Nie pomógł towarzyszowi, chociaż nie wiedział, co mu zrobię. Nie przejął się słowami. Nie chciał odezwać się pierwszy. Wolał czekać na zmuszenie sytuacyjne i moją presję... Nah, postać tak bliska mi, a jednocześnie obca... Ciekawe. Lewa brew uniosła się, a ja nawet tego nie dostrzegłem. Parszywe nawyki, każdy je posiada...
Dzieciak odszedł. Był dalej blisko, ale to pewne, że nie dorósł do tego tematu. Wolał zająć się swoimi sprawami. Nie dziwiło mnie to, chociaż ja w jego wieku byłem o wiele bardziej ciekawy świata. Cóż, nie każdy był taki sam. Zresztą, nie lubiłem osób, które kropka w kropkę przypominały mnie. Takie persony dało się tylko kochać, albo nienawidzić. Niestety, w moim przypadku najczęstsza była ta druga opcja.
Bo w swoim życiu nie pokochałem jeszcze nikogo, poza jedną osobą, która odeszła dawno temu.
Beznamiętny wzrok wciąż tkwił na bandażach. Ciekawiło mnie, dlaczego ten człowiek je nosi. Kamiru był iście ciekawą osobą. Nie chciałem go jednak o to pytać. Nie teraz. Nie w tym momencie dyskusji. Mogłem tylko zepsuć tajemniczy nastrój, a przecież był mi na rękę. Szarooki wykazał właśnie inicjatywę i ciekawość odnośnie moich celów.
- Nazywaj go jak chcesz. Jednak jak na razie nie wykazał się zbytnią przydatnością. Ten twój kompan bardziej ci zawadza niż pomaga. A to znaczy, że trzymasz go przy sobie, bo go lubisz. - oznajmiłem. Uwaga była celna, a z mojej perspektywy prawdziwa. Nie wiedziałem w ogóle po co ten brzdąc się tutaj pałętał. Fakt, mógł być ninja. Jednak z uwagi na swój wiek pewnie nie potrafił zbyt wiele. Nic dziwnego zresztą. - Każdy lubi mieć towarzysza.
Każdy, tylko nie ja. Zawsze działałem sam. I to nie dlatego, że nie chciałem mieć kompanów. Nie z powodu, że nie potrafiłem ich sobie znaleźć. Nie dlatego, że byłem egoistą, nie potrafiłem pomóc. Po prostu nikt nigdy nie chciał przyjaźnić się z bękartem na tyle, aby z nim podróżować, wędrować. Ja, samotny kryształowiec, miałem za towarzysza swoje własne tworzywo i odbicie. Przyzwyczaiłem się do mojej smutnej doli, a myśl posiadania partnera mnie dziwiła. Jednak coś w głębi mnie poruszyło. Może dlatego odpowiedziałem na drugie pytanie.
- Nie wiem. Zmiana tego świata nie musi polegać na stworzeniu unii klanów, jak podczas wojny z Antykreatorem, czy zniszczeniu większości wiosek. Wystarczy znaleźć odpowiednią lukę, której nikt nigdy nie wypełnił. Wtedy można przejść do historii i na trwale odbić się dla dobra, czy wręcz zła ludzkości. Jest mi obojętnie, jak zostanę zapamiętany, i czy w ogóle to się stanie. Chcę po prostu żyć pełnią życia, a nie rzyci. - oświadczyłem. Stałem bez zmian. - Twój cel jest piękny. Ale jeszcze mniej realny niż mój. Bo moc, czy siła nie jest określana. Możesz być najsilniejszy wśród rodu, a zginąć od trucizny. Możesz być najlepszym żołnierzem na świecie, a stracić władzę w nodze przez wypadek. Spokój zaś jest jeszcze cięższy do osiągnięcia, bo im jesteś silniejszy, tym więcej masz wrogów. A ci na pewno nie chcą, abyś spał bez strachu.
Nie. Szarooki coś w sobie miał. Ten jego flegmatyczny, wyobcowany ton... Zgrywał wrażenie obojętnego, niewrażliwego na cały świat. Jednak nie do końca taki był. Skąd mogłem tak twierdzić? W ogóle, dlaczego domyśliłem się takich czynników? Cóż, sprawa była banalnie prosta. Byłem największym egoistą w okolicy. A ten tutaj miał pokaźną ilość cech, które powodowały ten system wartości. Nie pomógł towarzyszowi, chociaż nie wiedział, co mu zrobię. Nie przejął się słowami. Nie chciał odezwać się pierwszy. Wolał czekać na zmuszenie sytuacyjne i moją presję... Nah, postać tak bliska mi, a jednocześnie obca... Ciekawe. Lewa brew uniosła się, a ja nawet tego nie dostrzegłem. Parszywe nawyki, każdy je posiada...
Dzieciak odszedł. Był dalej blisko, ale to pewne, że nie dorósł do tego tematu. Wolał zająć się swoimi sprawami. Nie dziwiło mnie to, chociaż ja w jego wieku byłem o wiele bardziej ciekawy świata. Cóż, nie każdy był taki sam. Zresztą, nie lubiłem osób, które kropka w kropkę przypominały mnie. Takie persony dało się tylko kochać, albo nienawidzić. Niestety, w moim przypadku najczęstsza była ta druga opcja.
Bo w swoim życiu nie pokochałem jeszcze nikogo, poza jedną osobą, która odeszła dawno temu.
Beznamiętny wzrok wciąż tkwił na bandażach. Ciekawiło mnie, dlaczego ten człowiek je nosi. Kamiru był iście ciekawą osobą. Nie chciałem go jednak o to pytać. Nie teraz. Nie w tym momencie dyskusji. Mogłem tylko zepsuć tajemniczy nastrój, a przecież był mi na rękę. Szarooki wykazał właśnie inicjatywę i ciekawość odnośnie moich celów.
- Nazywaj go jak chcesz. Jednak jak na razie nie wykazał się zbytnią przydatnością. Ten twój kompan bardziej ci zawadza niż pomaga. A to znaczy, że trzymasz go przy sobie, bo go lubisz. - oznajmiłem. Uwaga była celna, a z mojej perspektywy prawdziwa. Nie wiedziałem w ogóle po co ten brzdąc się tutaj pałętał. Fakt, mógł być ninja. Jednak z uwagi na swój wiek pewnie nie potrafił zbyt wiele. Nic dziwnego zresztą. - Każdy lubi mieć towarzysza.
Każdy, tylko nie ja. Zawsze działałem sam. I to nie dlatego, że nie chciałem mieć kompanów. Nie z powodu, że nie potrafiłem ich sobie znaleźć. Nie dlatego, że byłem egoistą, nie potrafiłem pomóc. Po prostu nikt nigdy nie chciał przyjaźnić się z bękartem na tyle, aby z nim podróżować, wędrować. Ja, samotny kryształowiec, miałem za towarzysza swoje własne tworzywo i odbicie. Przyzwyczaiłem się do mojej smutnej doli, a myśl posiadania partnera mnie dziwiła. Jednak coś w głębi mnie poruszyło. Może dlatego odpowiedziałem na drugie pytanie.
- Nie wiem. Zmiana tego świata nie musi polegać na stworzeniu unii klanów, jak podczas wojny z Antykreatorem, czy zniszczeniu większości wiosek. Wystarczy znaleźć odpowiednią lukę, której nikt nigdy nie wypełnił. Wtedy można przejść do historii i na trwale odbić się dla dobra, czy wręcz zła ludzkości. Jest mi obojętnie, jak zostanę zapamiętany, i czy w ogóle to się stanie. Chcę po prostu żyć pełnią życia, a nie rzyci. - oświadczyłem. Stałem bez zmian. - Twój cel jest piękny. Ale jeszcze mniej realny niż mój. Bo moc, czy siła nie jest określana. Możesz być najsilniejszy wśród rodu, a zginąć od trucizny. Możesz być najlepszym żołnierzem na świecie, a stracić władzę w nodze przez wypadek. Spokój zaś jest jeszcze cięższy do osiągnięcia, bo im jesteś silniejszy, tym więcej masz wrogów. A ci na pewno nie chcą, abyś spał bez strachu.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Staliśmy w tym miejscu, jak dwie figury zastygłe w czasie... Tylko dlaczego? Co tu robiliśmy? Cała ta sytuacja była... Dziwna. Miałem po prostu iść do sklepu, kupić zapasy na najbliższe dni. Normalne, nudne życie. Zamiast tego tkwił w tym odludnym miejscu z narastającą ciekawością. A może fascynacji? Z Białowłosym nie da się utrzymać takiego poziomu czy tematu rozmowy. Przechodnie w Ryuzaki nie wydają się skorzy do konwersacji o takich sprawach. W ogóle, mało kto przepada za rozmową z Zamaskowanym. Ciekawe dlaczego?
Inwestycją długoterminową nazwać go można... I odczepić się nie chce. Kamiru nie wiedział problemu z powiedzeniem prawdy. Przynajmniej w tej sprawie. Ciężko jest wykorzystać jakoś te informacje, nieprawdaż? Nie ma tu rodziny, znajomych, nikogo do szantażu, zabójstwa etc. Dziwne, mhroczne sprawy wyciągał z otchłani jego umysł, huh? Ale wracając do Yusuuke... Prawdą było, że młodzieniec nie chciał żadną miarą odejść od Zamaskowanego. Prawdą było też, że za jakiś czas może wyjść na ludzi i stać się całkiem przydatnym shinobi. Kto wie, jakie sekrety skrywa jego klan. A to, że miał z kim żyć, jakkolwiek to brzmi, cóż... Kolejny plus. Inne zdanie zwróciło większą uwagę. Oczywiste stwierdzenie, niewątpliwie trafne. Szarooki przekrzywił głowę i wkleił oczy w twarz olbrzyma. Meh, do zadzieranie głowy było upierdliwe. Łatwiej byłoby zasiąść do stołu i porozmawiać przy jakiś trunku.
A gdzie jest Twój? Skoro każdy potrzebuje towarzystwa... Chyba, że chodziło mu o coś więcej, niż innego człowieka. Może to natura jest kompanem jego życia? A może go pożarł?
No i mamy wieczór pełen życiowych mądrości. Aż szkoda, że nie ma tu żadnego barda, czy kronikarza, który przekazałby to innym ludziom. Może to zmieniłoby świat na lepsze? Taki kodeks nie będący kodeksem. A póki co było trzeba liczyć na swoją pamięć. Tylko co odpowiedzieć? Nie może być to żaden banał, nie dla tak niezwykłego rozmówcy, z jakim Czarnowłosy ma do czynienia. Nie zależało mu na byciu zapamiętanym? Chciał przeżyć życie. Cel ambitny. Słuszny. Ciekawe, czy mu się to kiedyś uda. A na jakiej sile zależy dla mnie? Już teraz nie jestem takim słabeuszem. A kto wie, jak potężny stanę się za jakiś czas? Tak samo mój towarzysz. I klan. Tak, będzie trzeba porozmawiać z lidere... Liderką znaczy. Ale na to przyjdzie czas.
Mocny mogą być sobą, ale też i ludźmi którzy mnie otaczają. Tylko osiągnąć to naprawdę trudno... I nie mam wrogów. To tylko upierdliwe... A jeśli prawdziwy spokój w walce odnajduję? Wtedy to brak wrogów jest problemem. Co odpowie na to? Najpewniej coś mądrego, zwięzłego i wartego zapamiętania. Albo znudzi się w końcu rozmową. A skoro o tym już mowa... Mgła stawała się gęstsza z każdą upływającą minutą. Może czas przed mrokiem skryć się? Osobiście Kamiru nie miałby żadnych obiekcji przed skryciem się w jakiejś knajpie, barze... Albo sklepie. Gdziekolwiek, byleby zniknąć z tego dziwnego miejsca. Jeszcze Yusuuke przypomni sobie dom i strzeli mu coś do głowy.
Inwestycją długoterminową nazwać go można... I odczepić się nie chce. Kamiru nie wiedział problemu z powiedzeniem prawdy. Przynajmniej w tej sprawie. Ciężko jest wykorzystać jakoś te informacje, nieprawdaż? Nie ma tu rodziny, znajomych, nikogo do szantażu, zabójstwa etc. Dziwne, mhroczne sprawy wyciągał z otchłani jego umysł, huh? Ale wracając do Yusuuke... Prawdą było, że młodzieniec nie chciał żadną miarą odejść od Zamaskowanego. Prawdą było też, że za jakiś czas może wyjść na ludzi i stać się całkiem przydatnym shinobi. Kto wie, jakie sekrety skrywa jego klan. A to, że miał z kim żyć, jakkolwiek to brzmi, cóż... Kolejny plus. Inne zdanie zwróciło większą uwagę. Oczywiste stwierdzenie, niewątpliwie trafne. Szarooki przekrzywił głowę i wkleił oczy w twarz olbrzyma. Meh, do zadzieranie głowy było upierdliwe. Łatwiej byłoby zasiąść do stołu i porozmawiać przy jakiś trunku.
A gdzie jest Twój? Skoro każdy potrzebuje towarzystwa... Chyba, że chodziło mu o coś więcej, niż innego człowieka. Może to natura jest kompanem jego życia? A może go pożarł?
No i mamy wieczór pełen życiowych mądrości. Aż szkoda, że nie ma tu żadnego barda, czy kronikarza, który przekazałby to innym ludziom. Może to zmieniłoby świat na lepsze? Taki kodeks nie będący kodeksem. A póki co było trzeba liczyć na swoją pamięć. Tylko co odpowiedzieć? Nie może być to żaden banał, nie dla tak niezwykłego rozmówcy, z jakim Czarnowłosy ma do czynienia. Nie zależało mu na byciu zapamiętanym? Chciał przeżyć życie. Cel ambitny. Słuszny. Ciekawe, czy mu się to kiedyś uda. A na jakiej sile zależy dla mnie? Już teraz nie jestem takim słabeuszem. A kto wie, jak potężny stanę się za jakiś czas? Tak samo mój towarzysz. I klan. Tak, będzie trzeba porozmawiać z lidere... Liderką znaczy. Ale na to przyjdzie czas.
Mocny mogą być sobą, ale też i ludźmi którzy mnie otaczają. Tylko osiągnąć to naprawdę trudno... I nie mam wrogów. To tylko upierdliwe... A jeśli prawdziwy spokój w walce odnajduję? Wtedy to brak wrogów jest problemem. Co odpowie na to? Najpewniej coś mądrego, zwięzłego i wartego zapamiętania. Albo znudzi się w końcu rozmową. A skoro o tym już mowa... Mgła stawała się gęstsza z każdą upływającą minutą. Może czas przed mrokiem skryć się? Osobiście Kamiru nie miałby żadnych obiekcji przed skryciem się w jakiejś knajpie, barze... Albo sklepie. Gdziekolwiek, byleby zniknąć z tego dziwnego miejsca. Jeszcze Yusuuke przypomni sobie dom i strzeli mu coś do głowy.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Pogoda nie sprzyjała. Aura, która nam towarzyszyła, zmieniała się. Niestety, na gorsze. Pojedyncze krople deszczu, ciemność, brak światła. Tak, to wszystko zaczęło występować coraz częściej. Nie było to więc dobre miejsce na rozmowę. Zważywszy dodatkowo na to, iż ten mały chłopiec pewnie był się hałasu, ciemności, czy innych niemęskich rzeczy. Wzruszyłem ramionami. Aktualnie dyskutowałem. Problem nie do końca mnie dotyczył, ponieważ zawsze mogłem wytworzyć schronienie przed niechcianymi opadami. Wiedziałem jednak, iż pokazywać swoje umiejetnosci przed walką, to czysta głupota. Kto wie, czy ja i Kamiru nie staniemy kiedyś na przeciw siebie, stojąc na twardej ziemi... W końcu zarówno ja i on mieliśmy wielkie cele. A te dało się osiągnąć tylko poprzez zdecydowane działania.
Słowa szarookoego były interesujące. Moja brew ponownie się uniosła. Słuchałem z coraz to większą ciekawością. Ten człowiek naprawdę zdawał się być dobrym towarzyszem do rozmowy. Nawet jego uwaga, czy to złośliwa, czy po prostu ciekawska, zmuszała mnie do udzielenia nietuzinkowe odpowiedzi.
- Myślałem, że widać to było przez moją wcześniejszą odpowiedź. Rozejrzyj się, a następnie dojdź do wniosku. - rzekłem z nutką ironii w głosie. - Nie błąkałbym się samemu po takich miejscach, gdybym miał kompana.
Uśmiech na mojej twarzy zniknął. Nie byłem specjalnie zadowolony, jednakże nie dało się też odczytać smutku czy zdenerwowania. Racja, nie miałem przyjaciela. Czy mnie to martwiło? Nie. Czy obawiałem się konsekwencji? Niekoniecznie. Czy chciałem to zmienić? Może, ale do tej pory nikt nie poświęcał mi więcej uwagi, niż intruzowi.
Słuchałem dalej. Słowa zamaskowanego w dalszym ciągu nadawały tej rozmowie jakiś sens. Musiałem odrzec, aby zachować tą przyjemność. W końcu nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem możliwość rozmowy z taką osobą. Bo obawiam się, że albo dawno temu, albo nigdy.
- Więc znajdź moc, albo silnych towarzyszy. Wrogowie pojawią się wtedy sami. Bo raczej szukanie przeciwników na siłę sprowadza się do przypadkowych burd w karczmach. - powiedziałem. Chwilkę później z ust mojego rozmówcy doszła propozycja. Faktycznie, pogoda nie była ładna. Głównie z tego powodu znów się odezwałem. - Dobra myśl. Uczyńmy więc to.
Słowa szarookoego były interesujące. Moja brew ponownie się uniosła. Słuchałem z coraz to większą ciekawością. Ten człowiek naprawdę zdawał się być dobrym towarzyszem do rozmowy. Nawet jego uwaga, czy to złośliwa, czy po prostu ciekawska, zmuszała mnie do udzielenia nietuzinkowe odpowiedzi.
- Myślałem, że widać to było przez moją wcześniejszą odpowiedź. Rozejrzyj się, a następnie dojdź do wniosku. - rzekłem z nutką ironii w głosie. - Nie błąkałbym się samemu po takich miejscach, gdybym miał kompana.
Uśmiech na mojej twarzy zniknął. Nie byłem specjalnie zadowolony, jednakże nie dało się też odczytać smutku czy zdenerwowania. Racja, nie miałem przyjaciela. Czy mnie to martwiło? Nie. Czy obawiałem się konsekwencji? Niekoniecznie. Czy chciałem to zmienić? Może, ale do tej pory nikt nie poświęcał mi więcej uwagi, niż intruzowi.
Słuchałem dalej. Słowa zamaskowanego w dalszym ciągu nadawały tej rozmowie jakiś sens. Musiałem odrzec, aby zachować tą przyjemność. W końcu nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem możliwość rozmowy z taką osobą. Bo obawiam się, że albo dawno temu, albo nigdy.
- Więc znajdź moc, albo silnych towarzyszy. Wrogowie pojawią się wtedy sami. Bo raczej szukanie przeciwników na siłę sprowadza się do przypadkowych burd w karczmach. - powiedziałem. Chwilkę później z ust mojego rozmówcy doszła propozycja. Faktycznie, pogoda nie była ładna. Głównie z tego powodu znów się odezwałem. - Dobra myśl. Uczyńmy więc to.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Post na pohybel maturze z biologii. Możecie się ograniczyć do końcówki xD
Niby nie działo się nic, a przecież działo się tak wiele… I nie mam na myśli tej przytłaczająco nudnej rozmowy, która toczyła się parę metrów od jeziorka. Prawdziwa sensacje działy się nieco dalej, tuż przed nosem zafascynowanego chłopca z klanu Hözuki. Po lewej, przy trzcinach miał miejsce okrutny proceder, w którym końca dobiec miało jedno życie. Był to atak z prawdziwego zdarzenia, który nie pozostawiał ofierze żadnych szans czy nadziei. Straszliwa maska wystrzeliła w kierunku bezbronnej istotki i już po chwili larwa ważki posilała się schwytanym kiełżem. A to dopiero początek tego, co miało dziać się za chwilę. Nagle z toni wodnej wystrzeliła torpeda. Pocisk pojawił się mniej więcej w połowie dystansu między wyspą a brzegiem i zdawało się, że zaraz może uderzyć w niczego niespodziewającego się albinosa. Jednak ogromny, prawie półtora metrowy okoniowaty, nie miał najmniejszego zamiaru nikogo atakować. Pokazał się tylko nad wodą, ale w całej okazałości. Będąc w powietrzu wywinął majestatycznego fikołka i wpadł z powrotem do wody. Ogromnemu pluskowi zawtórował kolejny, wywołany uderzeniem potężnego ogona o taflę wody. Tak, ta wielka ryba uważała się za króla tego jeziora, a jej spektakl służył za manifestację siły, której żaden z innych mieszkańców zbiornika nie dorastał nawet do pięt, czy raczej płetwy ogonowej. Jednak okoniowaty nie był jedynym, który siał strach wśród reszty fauny tego ekosystemu. W wadzę superpiórkowej nikt nie był tak straszny jak on, pająk, który wyławiał z wody owady, które przez nieostrożność do niej wpadły. Może pół metra na wprost od białowłosego trwał właśnie pościg. Ów pająk, niczym ponury żniwiarz zbliżał się do desperacko taplającej się w wodzie muchówki, która za wszelką cenę próbowała dopłynąć do brzegu. Niestety nie mogło jej się udać, bo śmierć w postaci pajęczaka zbliżała się nieubłaganie i po krótkim pościgu zatopiła szczękoczułki w tułowiu nieszczęsnego owada. W szuwarach działo się coś jeszcze dziwniejszego. Dwa podejrzane osobniki o cienkiej, zielonej skórze kończyły właśnie akt kopulacyjny. Czteropalczasty organizm zszedł wreszcie ze swojej, równie zielonej, partnerki i na jej oczach zabrał się za następną. Nie krył się, zdradził, zdradził będąc tuż obok dopiero co zaspokojonej partnerki. Tak, te żaby parzyły się jak żaby w bajorze (bo przecież nimi były), każda z każdą i cud, że nie baba z babą i chłop z chłopem. Zabójstwa, zastraszanie, pościgi, romanse i zdrady, wszystko to działo się na tak małej przestrzeni i w tak krótkim czasie. Nic dziwnego, że Yüsuke ani myślał o powrocie do Kamiru i nieznajomego. Przecież na jego oczach toczyła się niesamowita i bezwzględna gra, w której stawką zawsze było życie. W końcu musiał jednak chłopiec znudzić się biernym przyglądaniem się. Postanowił zabawić się w siłę wyższą, wyższą w prawdzie o niecałe półtora metra, ale zawsze. Wziął z ziemi cienki, prawie metrowy kijek i już zamierzał zacząć ingerować w życie mieszkańców jeziora, niczym Bóg decydujący o ich losach, ale nim zaczął swą zabawę usłyszał głos Yuki’ego. Przekaz niesiony przez słowa był jednoznaczny, więc malec wyrzucił kijek w losowym kierunku.-Hai, hai de gozaru!-Zawołał, a następnie wytarł ręce w bujnie rozwinięty gametofit mchu. Wstał dopiero wtedy, kiedy jego rączki były względnie czyste. Nasz mały entuzjasta przyrody ruszył w podskokach za swoim towarzyszem i jego rozmówcą.
-Co będzie na kolacje de gozaru?-Zawołał, gdy udało mu się nadgonić.
[z/t]
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Hana poszukiwała swojego brata - w tym celu, zaraz po walce postanowiła udać się w podróż. Małego Yuu było ciężko znaleźć, co raczej tłumaczyło to, że... dziewczyna po prostu nie wiedziała gdzie się znajduje. Był to typowy los na loterii. Zmęczona, dotarła nad jezioro, o którym mawiało się w klanowych kręgach. Wilgoć, mokro, wilgoć i jeszcze raz mokro.. nic dziwnego, że Hozuki tu ciągnęli. Dziewczę usiadło pod jednym z drzew i odczepiło od boku bukłak, który przysunęła do ust. Białowłosa miała czas by ustalić plan poszukiwania Yuu. Następnym krokiem będzie siedziba klanu.. brrr. Ciarki przeszły po skórze Hany, która niekoniecznie chciałaby się tam pokazywać. Nie była mile widziana jak i jej "młodszy braciszek" - tutaj rozumieli się doskonale.
0 x
Re: Zapomniane jezioro
Theme
Małe stópki podejmowały kolejne bezszelestne kroki, jakby same z siebie omijały suche liście, leżące na ziemi gałązki, gnijące szczątki roślinne i zwierzęce, trzymały się z dala od wszystkiego co mogłoby wydać jakiś dźwięk w kontakcie z nimi. Yüsuke przekradał się przez leśne gęstwiny jak kot szykujący się do ataku, ale nie było mowy o tym, że ktoś mógłby go nie zauważyć. Tak… Jego ruchy były bezgłośne, ale jego twarz rozdzierał przeraźliwy ryk, a może raczej wycie? Jego śliczne oczy szkliły się od łez, które nieprzerwanym strumieniem spływały mu po różowych policzkach. Szlochał, ryczał jak baba, albo jak dziecko, ale usta starał się mieć zamknięte. Nie dlatego, że wstydził się płaczu, a dlatego, że z prawej dziurki jego nosa zwisał złocisty glut, który sięgał aż do końca brody. Perspektywa połknięcia gluta jakoś mu się nie podobała, a przecież dzieci w jego wieku mają skłonność do pałaszowania tego co wydłubią sobie z nosa nie? Zostawiając już te iście filozoficzne rozważania, co mogło być powodem, dla którego mały Hözuki ronił tyle łez? Był nim oczywiście fakt, że jego ukochanego braciszka wciąż nie było w domu, calutki dzień, calutką noc i jeszcze sporo więcej. Czy ktoś wie jak się zachowuje dziesięciolatek, który zostaje sam w domu na noc? A trzeba pamiętać, że albinos nie był zwyczajnym dziesięciolatkiem. W każdym razie przechodził ciężkie chwile pozbawiony opieki swojego brata i mentora. Po co jednak szedł do lasu w takim stanie? Pewnie jak zawsze chciał się ukryć przed całym światem, ale nigdy nie można być pewnym co kryje się w umyśle dziecka. Dotarłszy nad jezioro turkusowooki wszedł na tafle jeziora i stanął w charakterystycznej pozycji. Kirigakure no Jutsu… Mgła szybko się rozprzestrzeniła, a ukryty w niej dzieciak przestał w końcu szlochać i zaczął głośno ryczeć. Nawet nie zauważył, że nad jeziorem był ktoś jeszcze.
Małe stópki podejmowały kolejne bezszelestne kroki, jakby same z siebie omijały suche liście, leżące na ziemi gałązki, gnijące szczątki roślinne i zwierzęce, trzymały się z dala od wszystkiego co mogłoby wydać jakiś dźwięk w kontakcie z nimi. Yüsuke przekradał się przez leśne gęstwiny jak kot szykujący się do ataku, ale nie było mowy o tym, że ktoś mógłby go nie zauważyć. Tak… Jego ruchy były bezgłośne, ale jego twarz rozdzierał przeraźliwy ryk, a może raczej wycie? Jego śliczne oczy szkliły się od łez, które nieprzerwanym strumieniem spływały mu po różowych policzkach. Szlochał, ryczał jak baba, albo jak dziecko, ale usta starał się mieć zamknięte. Nie dlatego, że wstydził się płaczu, a dlatego, że z prawej dziurki jego nosa zwisał złocisty glut, który sięgał aż do końca brody. Perspektywa połknięcia gluta jakoś mu się nie podobała, a przecież dzieci w jego wieku mają skłonność do pałaszowania tego co wydłubią sobie z nosa nie? Zostawiając już te iście filozoficzne rozważania, co mogło być powodem, dla którego mały Hözuki ronił tyle łez? Był nim oczywiście fakt, że jego ukochanego braciszka wciąż nie było w domu, calutki dzień, calutką noc i jeszcze sporo więcej. Czy ktoś wie jak się zachowuje dziesięciolatek, który zostaje sam w domu na noc? A trzeba pamiętać, że albinos nie był zwyczajnym dziesięciolatkiem. W każdym razie przechodził ciężkie chwile pozbawiony opieki swojego brata i mentora. Po co jednak szedł do lasu w takim stanie? Pewnie jak zawsze chciał się ukryć przed całym światem, ale nigdy nie można być pewnym co kryje się w umyśle dziecka. Dotarłszy nad jezioro turkusowooki wszedł na tafle jeziora i stanął w charakterystycznej pozycji. Kirigakure no Jutsu… Mgła szybko się rozprzestrzeniła, a ukryty w niej dzieciak przestał w końcu szlochać i zaczął głośno ryczeć. Nawet nie zauważył, że nad jeziorem był ktoś jeszcze.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości