W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 14 kwie 2024, o 21:49
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[18/14]
Faktycznie Shitsumaru był nieco krytyczny do siebie. Porównywał się do brata, który w jego opinii był znacznie lepszy. Miał cechy, których mu zazdrościł i które chciał. Inni jego koledzy mieli stabilne życia, żony, coś na czym mogli się podeprzeć. A on? Życie w ciągłym ruchu i na życzenie ważniaków z góry na pewno było stresujące. Bo nigdy nie wiadomo, gdzie pójdzie jutro. I nigdy nie był pewien, czy faktycznie walka o jego marzenie się opłaci. Negatywną stroną posiadania marzenia jest to, że pewnego dnia może trzeba będzie je porzucić. A ten moment będzie najbardziej bolesnym w czyimś życiu.
Taiyō ukrywała swój wewnętrzny kryzys bardzo dobrze, z zewnątrz nie ujawniała niczego. Jej chłodna powłoka zatrzymywała łzy, niepotrzebne myśli, wątpliwości i chwile słabości. Jedyne, co zostawało, to wymuszony uśmiech i tworzone naprędce odpowiedzi. Co robi w życiu. Jakieś fakty, historię? Może było to zadanie domowe na następne tego typu operacje - jeśli masz już używać jakiejś innej tożsamości, opracuj ją sobie wcześniej. Niektórzy uważali profesje ninja za taką, w której to przygotowanie i taktyka miały największe znaczenie. Chyba, że byłeś półbogiem przywołującym ogromne metalowe bramy albo innym wszechmogącym shinobi, wtedy taktyka przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie...
- Wiesz - powiedział, bardzo starając się nie być niegrzecznym i nie patrzeć pod ruchomą taflę wody - sztuka ma sporo wartości. Wydaje mi się, że samym malowaniem mogłabyś tutaj zostać. Utrzymać się, być samodzielną. Ludzie potrzebują kogoś do tworzenia sztuki. Malowania. Upiększania im życia. Spójrz na tych... bardów, chociaż. Tworzą piękne rzeczy. - Shitsumaru chyba nie załapał ukrytej pomiędzy wierszami sugestii. O ile coś takiego faktycznie było i o ile powinien coś wyłapać. Jeśli tak, to albo Taiyō była zbyt subtelna i ominęła temat jak woźnica dziecko na środku drogi, albo on był zbyt tępy. Ale w jego słowach nie było ignorancji, a jakaś mądrość. Znaczy się mądrość można było znaleźć w żuku gnojaku toczącym kulę odchodów, jeśli tylko poszukałoby się wystarczająco. Ale jeśli Shitsumaru chciał próbować pocieszyć Taiyō, to przynajmniej chciał z serca.
- Tak szczerze to myślę, że mógłbym ci znaleźć coś do roboty. Mógłbym ci kogoś polecić w Shigashi, o ile pasuje ci, hmh... Upiększanie budynków? Na pewno ktoś potrzebuje pięknego widoku na ścianie. I osoby wrażliwej na takie rzeczy, do zrobienia tego. - powiedział i bardzo nieśmiało, powoli, jakby miał zamiar pojednać się z jakimś dzikim zwierzęciem, położył dłoń na ramieniu Taiyō. O ile ta, rzecz jasna, mu pozwoliła. Kontakt fizyczny, whoooooooah! Chociaż raczej nie wyglądało, żeby był zainicjowany przez chęć dalszego kontaktu. To miał być raczej typ pocieszający? Pokrzepiający? Mówiący "spokojnie, nie jesteś sama, wszystko będzie dobrze, pomogę ci". Taki życzliwy. Taki naiwny.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 15 kwie 2024, o 00:52
Można albo wymyślić personę przed misją, co ma jedną, acz znaczącą wadę w postaci braku dostosowania do konkretnej sytuacji. Albo, tak jak uczyniła to Watanabe, potrafić załamywać i opakowywać rzeczywistość w woal fałszu. Kłamać, a jednocześnie mówić prawdę. Z tym warunkiem, iż, chcąc sięgnąć prawdziwej historii, niezbędne było poznanie jej dużo bliżej, niż tylko przelotnie. Tego Shitsumaru najprawdopodobniej nie będzie w stanie uczynić nigdy, bowiem problem był następujący: Taiyō sama nie była do końca pewna, kim właściwie jest. Może stąd ten naturalny talent, predyspozycja, łatwość w dostosowywaniu się do nowej tożsamości? Najprawdopodobniej.
— Sztuka ma taką wartość, ile ktoś jest gotowy za nią zapłacić — poprawiła go, acz zachowała przy tym uprzejmy i spolegliwy ton. Czy chciał, czy nie – miała rację. Nie sądziła, by znał się na niej tak dobrze, jak ona, ale zawsze miło było poznać perspektywę – i samemu taką podarować – drugiej osobie. Na tym właśnie polegała cała magia rozmów: ścierać światopogląd, sypać ziarnami i jeśli gleba okaże się podatna, obserwować jak wypowiedziane słowa wzrastają w drugim człowieku niczym kwiat. — A ja… Chcę malować, nie sprzedawać. W tym rzecz.
Nie kłamała. Nie teraz. W ostatnim wypowiedzianym zdaniu była najczystsza prawda. Swoją sztukę traktowała niezwykle osobiście, personalnie. Każdy obraz, a nawet bohomaz, był wytworem jej wyobraźni, jej uczuć, duszy. Nie zawsze, a już na pewno rzadko, chciała się nimi dzielić. W końcu, jakby nie patrzeć, wystawiałaby się wtedy na osąd i krytykę. A to ciężkie, gdy już sam sobie jesteś największym krytykiem. Kolejnej dawki, tym bardziej w tym zakresie, po prostu nie potrafiłaby przetrawić.
Nim Shitsumaru zdołał złożyć propozycję, kontynuowała myśl:
— Muzyka jest ulotna, ale powtarzalna. Możesz zagrać tę samą melodię raz, a potem znów. Z malowaniem już tego nie zrobisz. Nie odtworzysz ruchów pędzla tak, jak miejsca, w którym ciągniesz za strunę. To nie to samo. Mogłabym sprzedać replikę obrazu, ale wtedy… Wtedy oddawałabym nieidealne dzieło — wyjaśniła wylewnie, a przy tym bogato gestykulując. Sztuka definitywnie grała w jej duszy i wystarczyło rzucić hasło, by otworzyła się nieomal natychmiast. — Przepraszam, pewnie cię zanudzam, co?
I cokolwiek człowiek chciałby powiedzieć o Shitsumaru, że był taki czy owaki – naprawdę dobry był z niego człowiek. Przygarnął obce dziewczę, słuchał o tematach mu obcych i najpewniej mało interesujących: po prostu był. I to bycie w zupełności wystarczyło Słońcu, by po raz pierwszy od dawien dawna uznać, że sama kąpiel nie jest wystarczająca. Że do całej tej lekkości, którą dawała woda, jeszcze lepsze było zaprzęgnięcie do niej kogoś, kogo – tak samo, jak ją – interesowałaby zwykła rozmowa, wymiana poglądów i doświadczeń. Niezależnie od tego, czy liczył na coś więcej; pozory zachowywał dokładnie takie, jak należy.
— To bardzo miłe, dziękuję, ale… — zaczęła, ale w chwili, gdy ręka mężczyzny została ułożona na jej ramieniu — przerwała. Odsunęła się powoli, na tyle, by sugestywnie dać mu znać, że to nie jest dobry moment na kontakt fizyczny. Albo, że zwyczajnie ma problem z dotykiem. Mogło tak być, w końcu jej ciało pokrywała nieomal jedna wielka plama blizn, których – będąc nagą – nie mogła ukryć. Tych na dłoniach nigdy nawet nie próbowała, te na plecach… Cóż. W każdym razie było to mało przyjemne uczucie. Ni chłód, ni ciepło. Ni nic, co odczuwają pozbawieni podobnych skaz ludzie. — Ale to raczej nie dla mnie. Nie potrafię malować na życzenie ani tego, co jest po prostu „ładne”.
Skończywszy, by jeszcze mocniej zaznaczyć, że wina za nagłe wycofanie się z przyjacielskiego gestu nie leżała po stronie towarzysza – uśmiechnęła się do niego ciepło i nieco przepraszająco. Czuła, że dla powodzenia akcji powinna była pozostać w tym „objęciu”, ale podświadomość i ciało, które ruszyło się niemalże bez udziału umysłu, nie pozwoliło na odpowiednią reakcję.
Przełknęła głośno ślinę. I, spanikowana – choć nie w taki sposób, by Shitsumaru mógł to dostrzec – przejęła prowadzenie dyskusji. Trzeba było jak najszybciej zmyć z mężczyzny poczucie „odrzucenia”. O ile w ogóle poczuł się odrzucony. Przecież nie musiał, mógł mieć w sobie to mityczne zrozumienie, że kobieta ma prawo powiedzieć – albo oznajmić gestem – „nie”. Jego wcześniejsze słowa, jeszcze w Ryokanie, zdawały się właśnie to sugerować.
— Trochę sama sobie utrudniam — westchnęła przeciągle i zwiesiła ramiona. — Może jak zdobędę dla ojca ten przeklęty zwój, to da mi żyć po swojemu? Pytałam już na targu, ale każdy kręcił głową. Jutro koniecznie pójdę do tego Kantoru, o którym wspominał Kokoro-san. Kto wie, może los się do mnie uśmiechnie.
Misja nie-misja, rozmowa nie-rozmowa, przynajmniej próbowała. To, że zupełnie podświadomie zaczynała czuć niechęć do czynienia Shitsumaru czegokolwiek, co mogłoby mu zaszkodzić, a przez to nie korzystała z trzeźwych myśli obejmujących, chociażby: utopienie mężczyzny i kradzież albo, ot dla przykładu, ukazanie nagiego ciała, by nakłonić go do samodzielnego wyzbycia się zwoju stało w sprzeczności do tego, co powinna, a czego nie, by go zdobyć – cóż, sprawa drugorzędna. Serce nie sługa.
— To sake, które proponował twój przyjaciel, jest wciąż aktualne? Zaschło mi w gardle od tego powietrza — zasugerowała, odlepiając plecy, jakby na zachętę, od „ścian” zbiornika. — Mogę po nie iść, jeśli tak.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 15 kwie 2024, o 23:22
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[19/14]
Malować, nie sprzedawać. Czyli chce być.. pasożytem społecznym? Bezdomną? Osobą, która nie dostosowuje się do żadnych standardów i tego, jak działa świat? Podstawą życia jest to, że jeśli czegoś chcesz, to musisz na to zapracować. Nawet bananowe dzieci, synowie kupców i możnych tego świata, kiedyś przejmą interesy swoich rodzin i będą musiały majątkiem dysponować, powiększać. Czego chciała tak właściwie Taiyō? Żyć przed płótnem, cały swój czas przeznaczając na szlifowanie sztuki, na której nie chciała zarabiać?
- Nie, skądże znowu. Ale... mylisz się co do muzyki - powiedział dość chyba niespodziewanie stawiając się w sprzeciwie do zdania Taiyō - Nikt nie zagra ci tego samego utworu dwa razy tak samo. Przeciągnie smyczkiem będzie nieco inne. Struna poruszy się nieco inaczej, dociśnie się palec do... tego, gryfu, słabiej. I nawet to co się wokoło dzieje i brzmi, zmieni muzykę na inną. Zawsze będzie inna, niż poprzednim razem. - w jego perspektywie malarstwo i muzyka nie różniły się aż tak bardzo. Nie dało się zrobić tego samego identycznie, kiedy w grę wchodziła sztuka. A rzeczy wokoło sztuki też miały zmieniać sztukę? Zaskakująco głębokie, ale czy to było zamiarem Shitsumaru - cholera wie. A nuż powiedział coś bardziej ambitnego od niego samego?
- A... - to jedyny dźwięk, jaki wydał z siebie Shitsumaru po tym, jak Taiyō wyrwała się spod jego dotyku. Coś, co w zamiarze miało pomóc, tylko pogorszyło sprawę. Widać, że nie miał wiele doświadczenia z kobietami - wiedza o tym, kiedy dotyk pomaga, a kiedy lepiej zostawić dziewczę samą sobie, była mu obca. Dobrych intencji raczej nie można mu było odmówić, ale wykonanie... Cóż, to już inna kwestia. Patrząc na przepraszający uśmiech swojej towarzyszki, także się uśmiechnął. W lekko wymuszony sposób, ale przekaz raczej do niego trafił - to nie była jego wina.
- Zwój... - Taiyō mogła zobaczyć, że szare komórki upojone alkoholem zaczęły się powoli łączyć. Tworzyć coś na kształt odzyskanej inteligencji. Neuronów komunikujących się ze sobą, starających się przypomnieć coś. Jakiś fakt. Coś ważnego. - Mógłbym ci pomóc go poszukać, podpytam tu i ówdzie. Czego dokładnie szukasz? - zapytał. Czy zaczynał coś podejrzewać? Wyglądał na nieco bardziej skupionego, niż wcześniej, ale może to kwestia odzyskanej inteligencji. Nie, raczej faktycznie chciał pomóc. Słowo-klucz "zwój" mogło mu przypominać o tym, co duet braci powinien posiadać.
- A tak, pewnie. Poproś go, może nawet będzie chłodne. - odpowiedział. Kiedy Taiyō wyszła z wody, to robił co mógł, żeby nie patrzeć na odchodzącą dziewczynę, szanując jej prywatność. Tyle, ile mogła jej mieć w takim przybytku, w części wspólnej.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 17 kwie 2024, o 21:13
Była głupia, ale jednocześnie na tyle mądra, by nie popadać w całkowitą pewność co do własnych założeń. Przecież wszyscy się mylą – geniusze, umysłowo niedorozwinięci, a także ci, tacy jak ona, mający ewidentne braki w wiedzy o świecie. Bo Watanabe, uwaga, choć uzdolniona w malarstwie, pozostałe dziedziny sztuki były kompletnie obce. Za grosz wyczucia rytmu, ni w ząb słuchu. To utrudniało pewne kwestie, ale nie czuła się z tym faktem źle. Jeszcze. Tak przecież po prostu było: nie można wiedzieć wszystkiego, a ten błąd w logice, w postrzeganiu muzyki, wcale nie był najgorszy. Najgorsze byłoby uparte otaczanie się buchającym ciepłem kręgiem piekielnym, byle trzymać się swojej wizji. A Taiyō, cóż, czasami dopuszczała do siebie argumenty. Nieważne, że tylko wtedy, gdy zostały podane w odpowiednio miły — lub umiejętny — sposób .
Trzeba było mężczyźnie oddać: potrafił prowadzić dyskusję. Rzadka sprawa, by jednocześnie odmówić rozmówcy racji, a przy tym go nie urazić. Tym bardziej zasługuje to na pochwałę, gdy ów kompan ma niezwykle niskie poczucie ważności własnego zdania, potrafi w chwilę zgnieść się w małą i lepką kulkę, gdy napotka przeciwieństwo. I chyba tak było, Słońce czasami, może nazbyt często, obawiała się wygłaszać własne opinie i pogląd na świat. To rodziło konflikty, a kiedy tak rozpaczliwie potrzebujesz towarzystwa…
— Możesz mieć rację Shisu — przyznała, po raz pierwszy zresztą używając jego imienia. Nieważne, że przekręcone tak, by brzmiało przyjemniej dla ucha. Koniec końców, osobliwy zabieg można było odebrać dwojako; jako swoiste przyjęcie „Shisu” w poczet czegoś więcej, niż przelotna znajomość, albo – co nie miałoby nic wspólnego z prawdą – zwykłą pomyłkę, niedbałość. Z oczywistych względów nawet o tym nie pomyślała. — Nigdy nie grałam na żadnym instrumencie, więc pewnie jestem ignorantką. Matka mówiła, że układam koślawo palce.
Żadnej matki nie było. Ale był Azugimoto. Co prawda, nie przypominała sobie, by kiedykolwiek rozmawiali na ten temat, ale pamiętała, że niegdyś „pożyczyła” jego instrument. To była katastrofa. I to dosłowna – ciągnięte struny wyły jak topieni w ogniach zdrajcy, a sama melodia, pożalcie się bóstwa, lepiej nie opisywać.
Na zakończenie wzruszyła ramionami i podsumowała:
— Muzyki nie musisz oddawać, bo nie da się jej dotknąć, posiąść, obrazy już tak... A ja nie chcę oddawać czegoś, co jest tak bardzo moje.
Sztuka trzymała ją przy życiu, a przetwarzanie bólu w piękno pomagało znaleźć sens, nadawało znaczenia cierpieniu. I tak jak nie chciała się dzielić wieloma przemyśleniami, uczuciami czy emocjami, uznając, że nikt ich nie zniesie – tak podobna zależność występowała z obrazami. Nie były one bowiem czymś, co ktokolwiek zechciałby zawiesić na ścianie, położyć przy leżu czy lustrować. Ciężko to robić, gdy postacie przedstawione na kanwie są tak niezwykle podobne do sennych mar, gdy paleta ogranicza się do zimnych tonów, niepokojących kształtów i fraktali. Może, choć to jedynie przypuszczenie, rozchodziło się także o tę potrzebę ekspresji. A do niej należy mieć sto procent wolności. Kiedy malujesz na zamówienie – nie ma mowy o robieniu czegoś pod własne dyktando.
Pokiwała potakująco głową. Zwój. Nie podejrzewała, by Shisu oddał go z własnej woli, ale jeśli wszystkie inne metody zawiodą… Zawsze to jakaś opcja. Lepiej było pozostawić furtkę otwartą.
— Naprawdę? — powiedziała w pełen przejmującego uroku sposób. Pełna nadziei. Nieważne, że miała jej tyle, co kot napłakał i nawet dla niej ta metoda była obarczona porażką absolutną. — W takim razie opowiem ci wszystko, gdy wrócę, to długa historia o rodzinnych pamiątkach i innych bzdetach.
Kolejne, oczywiście niewinne, kłamstewko. Znała powody, dla których nie zawsze, a najlepiej w ogóle, nie mówić prawdy. Pewnie i on łgał podczas rozmowy, jak tylko mógł. Jak to szło… A, tak. Kłamca zawsze myśli, że wszyscy kłamią. Nie ufała sobie, więc – zupełnie naturalnie – nie ufała innym.
— …No, a te najlepiej jednak przy chłodnym sake — zaproponowała, chwytając oburącz za ręcznik, który mężczyzna pozostawił u brzegu.
Nim uniosła się na dłoniach i wysunęła ciało z wody – posłała Shisu spojrzenie, które w oczywisty sposób wyrażało prośbę, by odwrócił wzrok. Nie, żeby miała się czego wstydzić, ba, ani odrobinę. Chwalić też nie było czym. Ot, sylwetka jakich wiele. Żadnych jędrnych i kuszących pośladków, biustu mogącego wybić gałki oczne. Nie. Absolutna przeciętność. Tylko chuda jakaś. Może nawet koścista. I te blizny na plecach, które sunęły od szyi, aż po pośladki, jak gdyby upadł na nią jaki strop. Tak też było. Upadł.
Ale nie ona. Zamiast tego z gracją obwiązała się ręcznikiem tuż po wyjściu z basenu i — przeciwieństwie do mężczyzny — mimo zmoczonych już stóp nie zatańczyła na kamyczkach. Zgodnie z obietnicą udała się po trunek. A jeśli nic nie stało na przeszkodzie, zachowując przy tym wszelkie starania, dyskretnie udała się do męskiej części pomieszczeń „przygotowawczych”. Oczy i uszy dookoła głowy, ale stresu jakby brak. Zamiast tego, ta uzależniająca adrenalina, która działała na nią aż nazbyt dobrze. Błogie uczucie na chwilę przed kradzieżą. Tak samo jak rankiem, gdy już prawie miała tę przeklętą spinkę. Zwój. Tak, szukała zwoju. Gdzie? Wszędzie. Byle cicho i niezauważalnie.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 17 kwie 2024, o 23:53
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[20/14]
No nie? Kto by się spodziewał, że Shitsumaru może pociągnąć rozmowę, mieć swoją interesującą perspektywę na rzeczy i nawet wyjść lepiej od drugiej strony dyskusji? Jednak faktycznie ocenianie książki po okładce było skrajnym idiotyzmem. A nuż ta prosta książka związana sznureczkami i trzymająca się na ślinę ukrywa jakąś wartość? Tajemnicę? Chociaż lepiej by powiedzieć, żeby nie oceniać zwoju po... zewnętrznej części? Tkaninie? Jakkolwiek nazywała się druga strona zwoju, no.
- Moja mama zawsze mówiła, że zagranie złego dźwięku nie ma znaczenia. Ale zagranie bez pasji jest nie do pomyślenia. - no mądrze powiedział, no mądrze. Jego matka, znaczy się. Może dlatego ostatecznie jest taki... specyficzny? Taki nietypowy? Może ona była tym romantycznym czynnikiem, który wykuł go takiego, a nie innego? W takim razie - chwała tej kobiecie. Matka Taiyō z kolei była równie interesująca kobietą, bo nie istniała. Dziewczę wymyśliło ją na potrzeby rozmowy. Jakkolwiek przykre to nie było, to pokazywało chyba dobitnie, że pomimo sympatii do Shitsu (albo Shisu), nie miała żadnych oporów przed mydleniem mu oczu. To dla wszystkich tych, którzy mieli jeszcze jakiekolwiek nadzieje na pozytywną, szczerą relację.
- Tak tak, pewnie - Shintsumaru, jak prawdziwy dżentelmen i miłośnik szanowania kobiet, kiwnął głową i wbił wzrok z wodę w celu zapewnienia dziewczęciu minimum prywatności. Może i była w miejscu, gdzie chodzenie prawie nago nie było postrzegane jako gorszące, ale gapić też się nie można było. Nawet, jeśli dziewczyna nie była uosobieniem piękna i nie miała krągłych kształtów. Może Shitsumaru postrzegał ją nieco inaczej, ale to już była jego prywatna sprawa. Taiyō skorzystała z okazji i wślizgnęła się do męskiej przebieralni. Na szczęście właściciel dał im wystarczająco dużo prywatności, a ludzi nie było praktycznie wcale. Słowem - idealne warunki na małe przeszukiwanie czyiś rzeczy bez jego pozwolenia. Bardzo mafiozowa rzecz do zrobienia.
Rzeczy Shitsumaru były ładnie poukładane w jednym z licznych wiklinowych koszyków stojących na jednej z licznych półek. Brak jakichkolwiek innych rzeczy w reszcie koszyków, przynajmniej na pierwszy rzut oka, tylko potwierdzał, że byli tutaj sami. Poza ubraniami w koszyku znajdowały sie jego rzeczy osobiste - mieszek z pieniędzmi, drobiazgi pokroju zestawu do szybkiego rozpalania ognia, złoty łańcuszek którego ewidentnie nie było na jego szyi i... małe zawiniątko. Po odwinięciu warstwy szarego materiału, oczom dziewczęcia ukazał się mały zwój. Z żółtym sznureczkiem, który niechlujnie go obwiązywał. I z doczepionym do niego drewnianym, płaskim klockiem ze znakiem oznaczającym "zimę". Czyli faktycznie to on go miał. Nie ten bawidamek, co na szczęście oznaczało, że nie musiała zakradać się na plac miłosnego boju. Ale pal licho zwój, oko Taiyō przykuła jeszcze jedna rzecz - gatki Shitsu. Spore białe bokserki w czarne groszki i z doszytym wielkim, różowym sercem w strategicznym miejscu z przodu. Niechlujna to była robota, na pewno nie profesjonalisty, ale... co? To było coś, bez czego życie potencjalnego podglądacza/złodzieja byłoby tak samo lepsze, jak nie lepsze. Absolutnie niepotrzebna obserwacja.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 21 kwie 2024, o 16:32
I oto oczom Watanabe ukazał się zwój. Ten jeden, wyjątkowo cholerny zwój z napisem – jak się okazało po przydługim lustrowaniu znaków – „zima”. Cała ta sytuacja, to wydarzenie i misja, sprowadzała się do zwitku papieru, który dla niej znaczył tyle, co nic. Zupełne null. Zero. Dla dziada ze szpitala wystarczająco wiele, by z prośbą o jego odzyskanie udać się do smoków. Właściwie… Dlaczego do nich? Zatrzymała pęd myśli na samym pytaniu, co w czasie drogi do Ryokanu. Staruch nie chciał awantury, a to właśnie miały te kreatury w naturze – pożoga na pierwsze, krew na drugie, a w dodatku łzy na nazwisko.
Zmrużyła oczy, chcąc wniknąć głębiej we wspomnienia ze szpitala, a także w to, co mówił sam Shisu i ujęła „zgubę” w obie dłonie, a potem… Potem nic. Nie ruszyła się nawet milimetr. Zastygła niczym posąg. Co jej bowiem z tego, że pamiętała większość niuansów toczonych rozmów, skoro nie potrafiła połączyć wszystkich wątków w logiczną całość. Zresztą, jak widać na załączonym obrazku, nie należała do osób, które potrafiły przewidzieć długodystansowe konsekwencje własnych działań. W ogóle jakiekolwiek konsekwencje inne, niż te oczywiste. A one, chcąc nie chcąc, wracały do niej jak syn marnotrawny, a raczej naglący przymus spłaty pożyczki zaciągniętej u lichwiarza. Odsetki były za duże.
Blondynka wzięła głęboki oddech. Toczenie nierównej walki, lawirowanie na podstawie kiepskiego, ledwie działającego kompasu moralnego było trudne. Z jednej strony odzyskanie możliwości malowania, spełnienie zadania i nagroda w postaci aprobaty było kuszącą opcją, z drugiej zaś – Shisu ją wysłuchał. Po raz pierwszy od dawna czuła, że ktoś chce to robić. Ale to był doprawdy ponury miraż. Głęboko pod skórą czuła, że ta rozmowa, wymiana poglądów i miłe spędzenie czasu nigdy nie miałoby miejsca, gdyby poznał ją. Ją jako Taiyō, a nie wytwór nazbyt płodnej wyobraźni i umiejętności kreowania nieistniejących postaci.
Mogła odejść z niczym i przyznać się do porażki, zachowując się, jeśli nie w porządku, to przynajmniej uczciwie względem Shisu, tylko, cóż, to nie gwarantowało tak potrzebnej jej do życia uwagi zwierzchników. Mogła także wziąć zwój i uciec, ile tylko sił miała w nogach; zadowolić przełożonych, zleceniodawcę, a przy tym nauczyć mężczyznę, że nie warto być po prostu człowiekiem. Ta opcja odpadała. Naprawdę go polubiła i z sobie tylko znanego powodu nie chciała, by myślał o niej – a raczej o Rinie – źle. Między młotem a kowadłem. Nie istniała dobra decyzja.
Tak to się zawsze zaczynało. Z początku kradzieże na targach wydawały jej się absolutnie złe; trzy razy patrzyła na to samo świecidełko, by ostatecznie odejść bez niczego. Czuła wtedy, jak moralność wygrywa bolesny takt na kręgosłupie, że gdy tylko schowa ozdobną spinkę w kieszeń, nadejdą potworne konsekwencje. Ostatecznie dokonała jej, kradzieży, po raz pierwszy i kiedy okazało się, iż nie spełnił się żaden z utkanych paranoicznie scenariuszy: to, co „złe”, stało się po prostu „nielegalne” i „niegodziwe”. A gdy nielegalne stało się bezkarne... Cóż. Jeśli weźmiesz coś, co do ciebie nie należy, zawsze znajdzie się ktoś gotowy to odebrać. Dlatego teraz postanowiła odebrać Shisu zwój, którego nie był właścicielem, a przy tym sprawić, by stała się równie ograbiona, jak i on. Sprawdzić dostrzeżoną podczas rabunków zależność. Czy teraz, tak samo, jak wtedy, z czasem przestanie czuć, że zdradzanie i wykorzystywanie dobrych ludzi jest złe?
Przegrała jednocześnie na kilku polach z wrogiem, którego nie potrafiła pokonać.
Ze sobą, bo przecież nie z Shisu czy Akiyamą.
Znowu minęła ledwie minuta i ponownie te sześćdziesiąt sekund trwało dla Watanabe tyle, ile cała wieczność. Słońce odłożyła wszystkie rzeczy, poza zwojem, na ich pierwotne miejsce. Starała się, by każdy przedmiot wyglądał na nietknięty, w tym również ciekawie zaprojektowane bokserki. Tak, to przywróciło uśmiech na jej pomarniałą od natłoku myśli twarz.
Bez zbędnego przedłużania, wycofała się do części dla kobiet, unikając przy tym ewentualnego spotkania z kimkolwiek, kto mógłby na nią trafić. „Pożyczony” zwitek schowała w najmniej oczywistym miejscu, dbając o to, by nikt go nie znalazł. Nie zakładała, że ktoś zechce przetrzepać jej rzeczy, ale wolała dmuchać na zimne. Przecież nie planowała – jeszcze – stąd wiać.
Bezszelestnie, już z części kobiecej, wróciła do Shisu z tym, z czym obiecała wrócić – sake w prawej dłoni, odkorkowane jak należy. Jeżeli mężczyzna jej nie spostrzegł, a wróciła w rozsądnym i niebudzącym podejrzeń czasie, przykucnęła za jego plecami i przełożyła rękę z trunkiem przez ramię.
— Chłodne sake — oznajmiła pogodnie i przekazała butelkę Shisu. Następnie, mając wolne dłonie, przesunęła się na bok, usiadła i umieściła nogi do połowy łydek w wodzie. — Wracając do tematu… Ten zwój, o którym mówiłam. To odręcznie spisana legenda, którą mój ojciec dostał od swojego ojca, a on od swojego. Pokoleniowa sprawa. Zawsze miał go przy sobie i pech chciał, że zgubił albo… W każdym razie stało się to podczas jednej z jego wypraw do Shigashi. To legenda znanego pisarza, więc poza wartością sentymentalną, pewnie ma też wartość rynkową. Podejrzewam, że ktoś, jeśli go znalazł lub ukradł, postanowił go spieniężyć.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 22 kwie 2024, o 18:16
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[21/14]
Cóż, w pewnych sytuacjach nie było dobrego wyjścia. Decyzja prowadziła albo do szkody decydującego, albo kogoś innego. Nie podjęcie decyzji też miało swoje konsekwencje. Wszystko prowadziło do czegoś innego, w przypadku Taiyō decyzja była dość skomplikowana. Nie tak oczywista, jak "znaleźć zwój i go przynieść", bo jak się faktycznie okazało, to on go miał. Shitsumaru. Dlaczego on? Bardzo dobre pytanie, dokładna dynamika pomiędzy dwójką braci nie była aż tak jasna. Co było jasne to to, że obiekt pożądania starca i cel misji znajdował się w zasięgu ręki. Leżał sobie pomiędzy koszulą a gatkami. Nic, tylko podnieść, ubrać się i uciekać. Czego jeszcze trzeba? Bycia porządnym człowiekiem? Nah, po co to komu. Okazanie szacunku osobie, która wysłuchała fałszywej Taiyō? To prędzej. Ciężko było to zrobić akurat mu, porządnej i sympatycznej osobie pomimo swojego... imienia, które chyba Taiyō starała się jakoś przeinaczyć dla swojego komfortu. Albo to przyjacielska ksywka, pseudonim świadczący o sympatii do tego kogoś.
Czas mijał, a decyzję trzeba było podjąć. Zwój wylądował gdzieś w części kobiecej, za jednym z koszyków. Stosunkowo sensowne miejsce, nie na widoku i nie blisko koszyka dziewczyny. Głupotą byłoby go zostawiać akurat tam, kiedy była chyba jedyną osobą w środku. Teraz pozostawało tylko przynieść zimne sake, jak gdyby nigdy nic, i tyle. Można balować dalej z czystym sumieniem, prawda? Dobry właściciel przyniósł sake z piwniczki, tak jak powiedział. Chłodne niczym zamoczone w arktycznych wodach Morskich Klifów. Jak również dwie czarki do zestawu z buteleczką.
Powrót w glorii i chwale został, a jakże, pozytywnie przyjęty przez Shitsumaru. Na widok dziewczęcia idącego z alkoholem, owiniętą ręcznikiem, uśmiechnął się nieco zbyt szeroko, jakby była to jedna z części jego spełnionych marzeń. On w wodzie, kobieta przynosząca mu napitek, fajne towarzystwo... Nawet, jeśli przez chwilę, to mógł poczuć się jak w niebie. Albo w miejscu bardzo blisko niego.
- Dzięki wielkie. A, faktycznie chłodne. - powiedział i nalał sobie sake. Sobie i Taiyō, rzecz jasna, kiedy ta mówiła o tym cennym zwoju, przekazywanym z pokolenia na pokolenie w rodzinie (nieistniejącej zresztą) dziewczęcia.
- Jeśli sprzedał go tutaj, to można poszukać. Spróbuję coś ze znajomymi jutro poszukać. A ty... - wystawił czarkę w kierunku siedzącej wyżej nad nim Taiyō z zamiarem stuknięcia się nią - ...dobrze ci radzę, nie szukaj pomocy w tych, dziwnych miejscach. I podejrzanych. Spelunach jakiś. Jeszcze się w coś wplączesz i będzie problem. - gdyby tylko wiedział, że już dawno za późno na takie rady. Ale cóż, miał rację. W tym mieście lepiej było nie wchodzić za głęboko, bo może się to skończyć utratą części sakiewki, ciała albo przymusowym dołączeniem do którejś z mafii.
- Papa mówił, że ten - powiedział, upijając nieco zawartości czarki - w tym mieście płynie sporo pieniądza. Bardzo dużo, jak wie, gdzie się rusza. Ale trzeba uważać, żeby nie chcieć za dużo. Wtedy jest po tobie. Kończysz w kieszeni którejś z mafii, a jak jesteś na ich łasce to no. Dupa. A bardzo nie chcę takiego losu, dla ciebie znaczy się, Rina-chan. No i dla mnie, żeby nie było. - uśmiechnął się nieco zakłopotany, kończąc czarkę i sięgając po butelkę kolejny raz. Miał tempo. Ale czy oczekiwał, że Taiyō dotrzyma mu towarzystwa?
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 22 kwie 2024, o 21:19
Watanabe podsunęła naczynie i zakotwiczyła nieobecne spojrzenie na spływającym strumieniu sake. Gęste i zimne; zupełnie jak bursztynowe tęczówki dziewczyny, które na ten krótki moment wolały unikać kontaktu z twarzą Shisu. Nie miała ogromnej wiedzy z zakresu prawidłowego podawania trunków, bo wystarczyło, że po prostu „działały”, ale fakt, iż niektóre rodzaje ów alkoholu mrożono, cóż, znała. Choć, fakt faktem, częściej spożywała go w temperaturze pokojowej, a nawet ciepłej.
W jednej tylko chwili, gdy przechylona do ust czarka spowodowała rozpłynięcie się napoju po tylnej ścianie gardła, przypomniała sobie porzekadło kurtyzan, które odwiedzała: „Przy pierwszym toaście człowiek pije sake, przy drugim – sake pije sake, przy trzecim – sake pije człowieka”. No, wypita być nie chciała. Nie na tyle, by nie móc kontrolować mimiki i tego, co mówi. Powoli szli w tym kierunku, a Taiyō, chociaż niechętnie, miała jeszcze coś do zrobienia. Niestety.
— Mam nadzieję, że tutaj — westchnęła z udawaną, acz przekonującą ciężkością. Tak właśnie należało, by oddać trud poszukiwań. W przeciwnym wypadku, co wprawniejsi mogliby dostrzec, iż o żadnym zwoju z legendą nie było mowy. Nie istniał, więc nie było czym się martwić i ciemiężyć. A tak… Tak przynajmniej mogła utwierdzić Shisu w przeświadczeniu, iż jest jedynie zupełnie niewinną, zwykłą kobietą szukającą zguby. Dla Riny ową zgubą był rękopis. Dla Taiyō natomiast jej własne „ja”. Naprawdę, głęboko w sercu, nieomal na samym jego dnie, pragnęła zniknąć i nigdy się nie odnaleźć. Odejść i nie pożegnać się z nikim, nie mieć na to czasu. Nie oglądać się za siebie. W jednej chwili wymazać swoje istnienie; żyła sama i walczyła o przetrwanie sama. Śmierć musiała być równie samotna i, by uniknąć zawahania się, nagła. — …Wątpię, ale uznałam, że najlepiej zacząć od miejsca, w którym ojciec widział go po raz ostatni .
W razie utracenia cennej pamiątki, czegoś szalenie istotnego, zaczynało się w punkcie, w którym „coś” jeszcze było w naszym posiadaniu. Logiczne, prawda? Można nazwać to elementarną zasadą poszukiwań. Nie tylko zresztą przedmiotów, ale dziwnym trafem Taiyō nie spostrzegła, że podobną metodą mogłaby odzyskać tak upragniony cel. Problem w tym, iż poza sierocińcem i wszystkim, czego tam doświadczała, tej wgranej w podświadomość potrzeby przetrwania, nigdy go nie miała. Początek nie istniał. Wrzucono ją w świat, którego nie potrafiła pojąć: zupełnie nieświadomą, wyblakłą i wybrakowaną. W kontrze do Shisu, który malował się w jej oczach jako człowiek o uszeregowanych poglądach na siebie i swoje życie, jawiła się doprawdy żałośnie. I tak też się czuła.
Całe szczęście, maska, którą nieświadomie nałożyła na twarz, by oszukać własną duszę, nie była już dłużej czymś obcym. Była częścią niej. W nocy, gdy senne powieki opadały, a cisza zebrana w rogach pustego pokoju powodowała natłok myśli, cóż, spadała z lica, odsłaniając prawdę, która się pod nią dławiła. I nikt tego nie widział. Nie mógł. Nikt, poza nią samą. Gdy tylko nastawał nowy dzień, maska z własnej woli wracała na swoje miejsce. Prawdziwe szczęście w nieszczęściu. Nie. W morzu cholernego, pieprzonego i wykańczającego nieszczęścia.
A na twarzy Watanabe ten sam wysłużony, anielski wręcz, uśmiech. Zupełnie niewspółmierny do tego, co odgrywało się w jej wnętrzu. Czuła tę rozpacz, rozdzierający ból duszy, nawet po tysiąckroć bardziej, gdy musiała patrzeć na kogoś, kto miał wszystko, czego tak bardzo pragnęła.
— W każdym razie, jeśli chcesz mi pomóc… Będę twoją dłużniczką. — Zbiciem szkła złożyła obietnicę, której nie zamierzała dotrzymywać. Przecież więcej się nie zobaczą. To pierwszy i ostatni raz. Ta noc, dobroć mężczyzny i zwój stanie się historią, dręczącym wspomnieniem na chwilę przed upadkiem we śnie. Przysięga w ustach wielu ludzi, także Watanabe, była jedynie słowem. Bez znaczenia, choć na wzór kajdan. Te jednak można było zerwać, jeśli wykonane z wyjątkowo lichego metalu.
— Czemu? — zapytała odruchowo, bo początkowo nie powiązała przestrogi z tym, co działo się w mieście. A to akurat ciężko było przeoczyć, nawet nietutejszym. Niemniej, pytanie było na tyle mało znaczące, by, tym bardziej w stanie upojenia alkoholowego, nie spostrzec, iż dziewczę absolutnie nie widziało nic „podejrzanego” w „spelunach”. Dla niej były po prostu zwykłymi barami przepełnionymi ludźmi o naznaczonych twarzach. Powszechny widok. Zwykły dzień.
Zmrużyła oczy.
— Jak już mogłeś zauważyć, pieniądze nie stanowią dla żadnej mnie wartości. Co innego… Wolność, swoboda działania — powiedziała półszeptem, wyprzedzając Shisu w wyścigu o butelkę z alkoholem. Ręce, choć widocznie oparzone i pozbawione co najmniej części czucia, miała wprawione. Wszystko to za sprawą wielogodzinnego malowania; przy daleko posuniętym procesie nawet najmniejszy błąd mógł przekreślić całe piękno dzieła. Dlatego też trunek upuściła ze szkła z nietypową gracją – idealnie do krawędzi, prostą i ciągłą strugą. — Oh, tak... Ciężko nie zauważyć zniszczeń, wieści też szybko się niosą. Mam nadzieję, że władze opanują to, co się dzieje, nim zdążą zastraszyć wszystkich dobrych ludzi. Shigashi to zbyt piękne miejsce...
Nienawidziła Shigashi. Tego fetoru. Zatłoczonych uliczek. Wiecznego hałasu.
Nienawidziła z całych sił.
Niesamowite jak szybko plewi się kłamstwo. Gorzej niż króliki. Wypowiedzenie jednego zmusiło ją do kolejnego. Nabrała wprawy już dawno, teraz jedynie szlifowała przypadły jej naturalnie talent. Gdyby nie to, pewnie patrzyłaby głęboko w ślepia Shisu, ale świadoma, że tak martwo patrzą tylko ludzie, którzy kłamią w żywe oczy, unikała nadmiernego kontaktu wzrokowego. Przecież sam mówił, że widoki są ważne, nieprawdaż? Wytłumaczenie takiego, a nie innego zachowania, byłoby prostsze niż zabranie dziecku lizaka. Potem zostanie jej już tylko gorycz na języku, maskowana słodkością otrzymanej tego wieczoru uwagi i zrozumienia. Nieważne. Zupełnie nieistotne.
— To mój ostatni — zapowiedziała, polewając tym razem sobie. — I tak już wypiłam o wiele za dużo. Nie chciałabym wracać nazbyt późno i w wątpliwym stanie.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 23 kwie 2024, o 00:05
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[22/14]
Nie można było dać sobie ani chwili luzu, prawda? Taiyō nie mogła tego zrobić ani na chwilę, opuścić gardy chociaż na moment. Poczuć luzu, nie zważać na słowa. Bo wystarczy jedne złe słowo i jedna chwila nieuwagi, a budowana skrupulatnie fałszywa persona może się rozlecieć, jak domek z kart. A spod maski uśmiechu i spokoju wypełznie to, co siedzi w środku. Jak inaczej określić dualizm tego, co dzieje się w środku? Jeśli ta porcelanowa powłoka pęknie, co wycieknie na światło dzienne? Co ujrzą inni ludzie?
Alkohol na pewno pomagał Taiyō. Mydlił oczy Shitsumaru, czynił go nieco łatwiejszym do manipulacji i podtrzymania rozmowy. Zwłaszcza, że ten wyraźnie miał dobrą opinię o dziewczynie, może nieco za dobrą? Patrząc przez różowe okulary, nawet jadowcie czerwone flagi są po prostu różowe. Zachęcające. Przyjemne wręcz. Nawet, jeśli nie szukał fizycznego kontaktu, jak jego brat, to przywiązanie emocjonalne mogło być równie niebezpieczne i uzależniające, jak nie bardziej.
- Nie ma wyboru, musimy próbować. Cały czas próbować. Inaczej co zostaje? Poddać się? Głupio tak, dać sobie z czymś spokój. - Shitsu ponownie zamyślił się, tym razem patrząc na krystalicznie czyste niebo. Nie było jeszcze całkowicie ciemno, ale gwiazdy były bardzo dobrze widoczne. Całe ich łańcuchy, wskazujące kierunek Cesarskim marynarzom, podróżnikom, którzy zboczyli ze szlaków, poszukującym piękna i inspiracji. Tym razem służyły za coś, na czym można zawiesić oko, kiedy mówiło się o bardziej przyziemnych tematów.
- Trzeba pomagać innym. Tego akurat mnie matula nauczyła. Że... jak to było? Hmh... "Dla otwartego serca zawsze znajdzie się drugie serce". Czy jakoś tak. - czy on w tym momencie wyrażał romantyczne zainteresowanie? To na pewno jedna z interpretacji. Inne chyba kończyłyby się wnioskiem, że bycie dobrym przyciąga inne dobre osoby? W takim razie po co napierdalać starych ludzi i zabierać im zwoje? Ewidentnie był tutaj jakiś konflikt, a może to on nie był w tym momencie szczery? Shitsumaru, znaczy się. Że też miał na sobie maskę i też dopasowaną tak idealnie, że nie było widać miejsca łączenia z prawdziwą twarzą. Trzeba swojego, by poznać swojego, prawda?
- Ta, wolność. Wiem, że mogą ją zabrać. Powinni w końcu coś z tym zrobić. Takie absolutne bezprawie nie może się ciągnąć cały czas. - absolutne na pewno nie, ale takie pozwalające na przeżycie Taiyō? Było nie było, to właśnie w tej szarej strefie obcowała i ona, i trzymająca ją w ryzach mafia. Gdzie prawo nie sięgało, albo dawało dużo luzu, tam ona znajdowała szansę na zarobek i rozkazy czekające na wypełnienie.
- No niestety, trza będzie kończyć. - przeciągnął się nieco i zmienił pozycję, tym razem przylegając klatą do krawędzi basenu, wypijając kolejną czarkę i nalewając sobie to, co zostało w środku. Nie było tego wiele, ale coś skapnęło - buteleczka była zaskakująco mała, a może taka po prostu się wydawała przez tempo picia? - Raz jeszcze dziękuję. Za dzisiaj. Dobrze jest czasem spotkać kogoś nowego. Gdzie mam cię szukać, jeśli chciałbym znowu cię gdzieś zabrać? - powiedział i tym razem to on aktywnie uciekał wzrokiem gdzieś w bok. Gdzieś, gdzie nie będzie patrzył bezpośrednio w twarz. Na przykład w nocne niego, w filiżankę z sake. W pustą butelkę. Biedaczek. Nie wie. O niczym nie wie.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 27 kwie 2024, o 20:00
Na większość wypowiedzianych przez Shisu zdań po prostu przytakiwała. Nie dlatego, że ją nużył, bo nie. Zwyczajnie nie miała nic do dodania. Ani przeciw, ani na potwierdzenie. Serce, próby, pomagać, walczyć o „coś”. Wszystko wydawało się cholernie enigmatyczne i – jeszcze – niepoznane. Zwykle, jasne, siliła się na opiniowanie na podstawie własnych „doświadczeń”, teraz jednak wolała tego nie robić. Była niestabilna, a obawa, że jej postrzeganie okaże się fałszywe, albo – co gorsze – niezgodne z powszechnym, zbyt silna. Jakkolwiek odrealniona by nie była, zdawała sobie sprawę, że nie potrafi poruszać się tak intuicyjnie po niespisanych zasadach, jak powinien statystyczny, wychowany w gronie rodziny, człowiek.
Dziewczyna powiodła spojrzeniem za swym towarzyszem. W sytuacji, gdy nie czuła spojrzenia Shisu, mogła sobie pozwolić na nieco większą swobodę. Choć, po prawdzie, to, co zrobiła, wynikało głównie z zaskoczenia, jak szybko udało im się obalić sake. I tak – jako znawca trunków mogłaby potwierdzić, że butelka była zdecydowanie mniejsza, niż standardowo. Może to i lepiej. Przecież upijanie się w Gorących Źródłach stało na równi z proszeniem się o kłopoty. Albo utopienie. Albo skurcz. Cholera.
— Niestety — zawtórowała gorzko, wydychając powietrze nosem. Bo przecież to było gorzkie. A bardziej trafnie byłoby nazwać „słodko-gorzkie”. Mimo wszystko Watanabe wolałaby, by ta znajomość trwała, właśnie ze względu na cukrowość rozmów z mężczyzną. Nie była jednak na tyle głupia, by zakładać, iż to w ogóle możliwe. Nie w tym świecie, w którym – po pierwsze: okłamała go. A po drugie: zabrała coś, co on zabrał komuś. A na domiar złego to nie był wynik przypadku czy potrzeby, a utkany – mniej lub bardziej świadomie – od początku scenariusz. Nie uwierzyłby jej, a w najgorszym przypadku: wyciągnąłby konsekwencje. Idąc tropem tego, co Shisu sam o sobie opowiadał, domyślała się, że we wspominanych następstwach byłaby obecna krew i flaki. Pytanie czyje. — Również dziękuję, to było… Przyjemne. Wiesz, poczuć się w Shigashi jak u siebie.
Twarz dziewczyny zdawała się zrelaksowana. Sęk w tym, że wcale nie była, bowiem w głowie blondynki zrodziło się mnóstwo sprzecznych myśli i twierdzeń, a kompas moralny, ten zepsuty, wariował do tego stopnia, że kręciło jej się w głowie. Co z tego, iż minęło ledwie parę minut, może paręnaście, od kiedy wróciła z trunkiem. Poważnie, bycie „Taiyō” to cholerne utrapienie. Stała i niemożliwa do zakończenia bitwa „ja” vs „ja”. Sama nie wiedziała, które z nich powinno wygrać.
Odpuścić – źle. Zrobić coś – jeszcze gorzej. Że też nie mogła trafiać na proste mordobicie i wyprowadzać ciosy, gdy ktoś rzuci się jej do gardła. Wszystko to bez grama wątpliwości. Nie. Musiała uwikłać się w jakąś porąbaną wojnę idei, gdzie nie istniała znacząca różnica między dobrem i złem. O ile w ogóle dało się je na takie podzielić, bo sama, mimo lat doświadczeń z barwnikami, miałaby trudność w określeniu, który z kolorów mocniej przeważa w jej działaniach. Przecież nie mogło być inaczej. Życie musiało ją traktować jak ścierę do podłogi. Ścierę do podłogi w pierdolonej rzeźni.
— A co, jeśli powiem, że los sam zdecyduje, kiedy masz mnie znaleźć? — zaproponowała na wpół żartobliwie. Po części był to wynik niechęci do typowania fałszywej lokalizacji, która mogła wygenerować dodatkowe problemy. Po części również tego, iż zwyczajnie odtrącała od siebie myśl, że Shisu mógłby w ogóle chcieć „spotkać się” ponownie. Nie wierzyła w to – ani odrobinę, ni ciut-ciut, tyci-tyci. Zresztą, polubił Rinę, nie Taiyō. To nie miało zwyczajnie sensu.
Niemniej, jeśli Watanabe wyczuła w mężczyźnie zawahanie, natychmiast zdradziła nazwę gospody, w której się zatrzymała. Oczywiście, ów miejsce istniało, ale sama nigdy nie przebywała tam więcej, niźli jedną noc. O ile w ogóle – bo jej pamięć bywała zwodnicza. Niemniej, zważywszy na „niedawne” przybycie Riny do Shigashi, właściciel przybytku, który nic by o niej nie wiedział, nie powinien alarmować. Co więcej, wspomniana karczma była raczej oblegana, a więc choćby chcieli, nie byliby w stanie zapamiętać każdego, kogo gościli – wciąż, wolała unikać konkretów.
— Pójdę już, do zobaczenia Shisu — powiedziała, po czym wstała. Woda zebrana wokół łydek natychmiast ślizgnęła kroplami na kamienie. Niektóre szybciej, inne zaś – wolniej, strugami po kostkach, stopach, aż w końcu podeszwie. Rzuciła jeszcze, nim na dobre zniknęła w „szatni”: — dziękuję.
I było to szczere podziękowanie, choć sensu wezbranych uczuć, głównie wdzięczności, doszukiwała się jeszcze w czasie chłodzenia ciałem lodowatą wodą, gdy naciągała odzienie, gdy złapała za…
Zwój. Wcześniej ukryty w najbardziej bezpiecznym dla niego miejscu – teraz został schowany między kombinezonem, a bokiem żeber. Kontur zwitku stał się niezauważalny pod materiałem kimona, a tym samym nie wzbudzał podejrzeń. Przynajmniej taką miała nadzieję, bo, summa summarum, przecież nie mogła być pewna czy cała ta sytuacja w Onsenie nie była zwyczajnym graniem jej na nosie. Może, choć to jedynie przypuszczenie, jeden z braci zdołał dostrzec spisek już podczas gry w pokera, a wszelkie następstwa miały za zadanie zmarnować jej czas? Cóż. Chichot losu bywa niekiedy bardzo donośny.
Po wszelkich niezbędnych procedurach wyjścia z Gorących Źródeł oddaliła się bez zbędnego pośpiechu. Naturalnie. Tak, jakby to Rina z miasta granicznego opuszczała przybytek, a nie Taiyō z Akiyamy. Gra pozorów, w którą mniej lub bardziej świadomie grała – czas na dostarczenie „zguby” nie był określony, w związku z czym nie pędziła tam ile sił w nogach. Nie. Potrzebowała… chwili. Momentu, by ułożyć wszystko to, czego dziś doświadczyła. Może wprowadzić pewne roszady w systemie wartości, zastanowić się nad słowami Shisu, które wcześniej skwitowała jedynie głupawym potakiwaniem.
I kiedy w końcu przetrawiła to szalenie ciężkie i tłuste potworzysko, dopiero wtedy udała się do szpitala. Rzecz jasna – upewniając się, że nikt nie podąża jej śladem (o ile wcześniej nie została zatrzymana) a sam kierunek „spaceru” nie wskazuje na konkretne miejsce.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 28 kwie 2024, o 00:26
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości