Skalisty Wodospad

Najdalej wysunięta na północ prowincja Prastarego Lasu. Obszar ten jest zamieszkiwany oraz kontrolowany przez Ród Senju. Prowincja w ogromnej części pokryta jest lasem, który jest schronieniem zarówno dla zwierząt jak i ludzi w nim żyjących. Shinrin od zachodu graniczy także z „niezbadanymi terenami” co może w przyszłości zaowocować potyczkami zbrojnymi. W prowincji rozwinięte jest głównie zbieractwo oraz łowiectwo.
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

ObrazekP o zakończeniu misji, czułam się wyeksploatowana zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Potrzebowałam czasu dla siebie, momentu spokoju, by móc odnaleźć wewnętrzną równowagę po wszystkich tych wydarzeniach. Zdecydowałam, że najlepszym miejscem, gdzie mogę odetchnąć i zebrać myśli, będzie Skalisty Potok, o którym słyszałam od innych mieszkańców wioski. Miejsce to, ze swoim malowniczym wodospadem i krystalicznie czystym jeziorkiem, wydawało się być idealnym azylem. Wyruszyłam na podróż do Prastarego Lasu wczesnym rankiem, gdy pierwsze promienie słońca zaczynały przebijać się przez gęste korony drzew. Las był pełen życia; śpiew ptaków i szum liści stworzyły symfonię, która prowadziła mnie przez zielone ścieżki. Moje kroki były pewne, a serce pełne oczekiwania na chwilę ciszy, jaką obiecywał Skalisty Potok. Po kilku godzinach marszu, kiedy słońce stało już wysoko na niebie, dotarłam do celu. Widok, który się przede mną otworzył, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Woda w potoku szemrała radośnie, przeskakując po skalistym terenie, a dźwięk spadającej wody z wodospadu tworzył kojącą melodię, która momentalnie wpłynęła na moje zmęczone zmysły. Podszedłszy bliżej, usiadłam na jednej z dużych, płaskich skał tuż przy brzegu jeziorka. Zimna woda, pomimo swojej niskiej temperatury, kusiła swoją przejrzystością. Zdecydowałam się zanurzyć stopy w chłodnym jeziorze, czując, jak każdy nerw w moim ciele odpuszcza, a napięcie ucieka z mojego umysłu. Rozłożyłam małą mata do medytacji, którą zawsze nosiłam ze sobą, i usiadłam w pozycji lotosu. Zamknęłam oczy i skupiłam się na odgłosach natury dookoła mnie. Szum wodospadu i delikatne pluskanie wody w jeziorku pomagały mi skoncentrować myśli i oddalić wszelkie resztki stresu. Czas spędzony przy Skalistym Potoku był dla mnie odnową duchową. Udało mi się znów połączyć z naturą, która zawsze była dla mnie źródłem siły i inspiracji. Kiedy słońce zaczęło zbliżać się do horyzontu, czułam się odmieniona, gotowa, by wrócić do wioski i stawić czoła nowym wyzwaniom, które na mnie czekały. Podróż powrotna minęła szybko, a ja wracałam z uczuciem głębokiego spokoju i wdzięczności za chwile spędzone w tak wyjątkowym miejscu. Wiedziałam, że Skalisty Potok będzie teraz moim ulubionym miejscem na ucieczkę, kiedykolwiek będę potrzebować ciszy i spokoju.
Siedząc nad brzegiem krystalicznie czystego jeziorka, otoczona majestatycznym widokiem Skalistego Potoku, czułam, jak moje serce przepełnia się nieopisanym zachwytem. Każdy element tego zakątka natury miał swoją niepowtarzalną melodię, tworząc harmonię, która przenikała głęboko do mojej duszy. Woda w jeziorze, chłodna i przejrzysta, migotała różnymi odcieniami błękitu i turkusu, odbijając promienie słońca jak tysiące małych luster. Wodospad, spadający z gracją kilka metrów niżej po skalistej ścianie, tworzył białą, piankową kurtynę, która z impetem zanurzała się w jeziorze, wzbudzając przy tym serię delikatnych fal. Dźwięk spadającej wody był niczym muzyka – potężny, ale jednocześnie uspokajający, idealnie wpasowujący się w naturalny rytm otoczenia. Otaczające mnie drzewa, wysokie i dostojne, były świadkami wielu pokoleń i historii, które niesione były przez wiatr. Ich liście szeleściły spokojnie, a każdy powiew przynosił ze sobą zapach świeżości i ziemi, intensywnie zielony i żywotny. Ptaki, ukryte w koronach drzew, śpiewały różnorodne melodie, dodając życia do tej naturalnej symfonii. Pod moimi stopami, miękki mech i trawa tworzyły naturalny dywan, miły dla oczu i stóp, sprawiając, że każdy krok był jak dotyk matki natury. W powietrzu unosił się lekki zapach wilgoci mieszający się z aromatem dzikich kwiatów, które rozkwitały obficie wokół, tworząc kalejdoskop barw. Przebywanie w takim miejscu, gdzie każdy element środowiska współgrał ze sobą w doskonałej równowadze, dawało mi poczucie jedności z naturą. Czułam, jak wszystkie moje zmartwienia i napięcia rozpuszczają się w otaczającej mnie przestrzeni, zostawiając miejsce tylko na czystą radość i spokój. To było miejsce, gdzie mogłam być prawdziwie sobą, bez obaw i trosk, zanurzona w pięknie, które oferowała matka Ziemia. Mój zachwyt nad tym miejscem był głęboki i prawdziwy, a serce wypełnione wdzięcznością za możliwość doświadczenia takiego cudu natury. Skalisty Potok stał się dla mnie symbolem nieskończonej piękności i harmonii, przypomnieniem o wszystkim, co w życiu najważniejsze – spokoju, piękna i naturalnego porządku. Zachwycona niezmiernym pięknem Skalistego Potoku, nie zauważyłam początkowo, że nie jestem tutaj sama. Moje serce bijące w rytm szemrzącej wody i moje oczy, pochłonięte zjawiskowym krajobrazem, dopiero po chwili dostrzegły siedzącą postać. Z początku myślałam, że to zjawienie, które tak samo jak ja, szukało ukojenia w tym rajskim zakątku. Kiedy zbliżyłam się nieco, dostrzegłam, że przy wodospadzie siedzi chłopak. Jego obecność była dla mnie całkowitym zaskoczeniem, a jego postać zdawała się być równie naturalną częścią otoczenia, co otaczające nas drzewa czy kamienie. Przyjrzałam się mu uważniej, starając się ocenić, czy jego obecność tutaj ma jakiś głębszy sens, czy też jest tylko przelotnym gościem, tak jak ja. Chłopak miał wyprostowaną postawę i przeciętną muskulaturę, co nadawało jego sylwetce swego rodzaju surowość, ale zarazem elegancję. Nie był nadmiernie umięśniony, ale jego ciało zdawało się być wytrenowane, co widać było po lekko zarysowanych mięśniach i małych bliznach świadczących o jego wcześniejszych przygodach. Skóra, jaką miał, była niezwykle jasna, prawie mleczna, co stanowiło kontrast dla ciemnych, prawie czarnych włosów spływających swobodnie do okolic szyi. Jego twarz była trudna do odczytania. Pociągła, z wysokimi kośćmi policzkowymi i głęboko osadzonymi oczami, które wydawały się obserwować świat z nieukrywanym zainteresowaniem. Wargi, choć niewielkie, zazwyczaj ułożone w lekki, enigmatyczny uśmiech, dodawały mu tajemniczości. Oczy miały kolor ciemnej kawy, prawie nierozpoznawalny w cieniu, który rzucały gęste brwi. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mimo jego młodego wieku, nosił w sobie spokój i dojrzałość, które rzadko spotyka się u osób w jego wieku. Być może to spowodowane było licznymi doświadczeniami, które musiał przejść, a blizny na jego ciele były tylko ich zewnętrznym odzwierciedleniem. Nie spodziewałam się, że w tak odosobnionym miejscu, moje ścieżki skrzyżują się z kimś, kto tak jak ja, cenił samotność i spokój natury. Przez moment zastanawiałam się, czy powinnam zagaić rozmowę, czy pozwolić tej chwili niezakłóconej ciszy trwać, pozwalając potokowi i szumowi wody być naszym jedynym komunikatem. Ale nie wytrzymałam!
-Nie za zimna ta woda? - powiedziałam szczebiocząc i chichocząc, chciałam go wyprowadzić lekko z równowagi, może lekko przestraszyć? No nic cieszyłam się widokiem, ale też wiedziałam, że muszę być ostrożna, ostatnio, gdy byłam nieostrożna straciłam rękę..., no właśnie... schowałam ją szybko za plecami, nie ma co się chwalić.
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Siadając na brzegu jeziorka, otoczonego przez malowniczy krajobraz lasu i szum wody, poczułem się jakby czas zwolnił, a ja zostałem pochłonięty przez otaczającą mnie naturę. Zamykając oczy, skupiłem się na rytmicznym szumie wody, który otulał mnie swoją niezwykłą melodyjnością. To było jak muzyka, której dźwięki przenikały moje wnętrze, uspokajając moje myśli i wyciszając wszelkie napięcia. Czułem, jak każdy oddech wypełnia mnie nową energią, a szum wodospadu stawał się coraz bardziej hipnotyzujący, prowadząc mnie w głąb stanu medytacji. W oddali słyszałem szum lasu, szelest liści i śpiew ptaków, które dodawały muzyce wodospadu swój własny, harmonijny akcent. To był moment prawdziwego zjednoczenia z naturą, gdzie wszystko wokół mnie pulsowało życiem i energią, tworząc jedność z otaczającym mnie światem. To właśnie tutaj, przy Skalistym Potoku, czułem się jak część czegoś większego, czegoś pięknego i niezwykłego. Oddychając głęboko, zanurzyłem dłonie w chłodnej wodzie jeziora, czując jej orzeźwiający dotyk na mojej skórze. To było jak oczyszczenie dla moich dłoni, jakby każdy kontakt z wodą przynosił ulgę i odnowę dla mojego ciała. Woda jeziora była krystalicznie czysta i świeża, przynosząc ze sobą uczucie czystości i spokoju. Następnie, stopniowo, zanurzyłem się w chłodnej wodzie jeziora, czując, jak jej dotyk otacza mnie ze wszystkich stron. Było to jak wejście do innego wymiaru, gdzie wszelkie troski i zmartwienia traciły swoje znaczenie, a ja mogłem poczuć się wolny od wszelkich obciążeń. Pływając pod wodospadem, poczułem się jak wewnątrz magicznego tunelu, prowadzącego mnie do nowych odkryć i przeżyć. Zanurzenie w wodzie było jak oddech świeżego powietrza, jak możliwość oderwania się od rzeczywistości i pogrążenia się w głębokiej medytacji. Czułem, jak każdy ruch w wodzie przynosił mi coraz większe poczucie spokoju i zrozumienia, jakby wszystkie moje myśli i emocje topniały w morzu wody, pozostawiając mnie z uczuciem wewnętrznej harmonii i równowagi. W miarę jak płynąłem pod wodą, zanurzony w ciszy i spokoju, poczułem, jak moje myśli stawały się coraz bardziej skupione i klarowne. To był moment prawdziwej introspekcji, gdzie mogłem zagłębić się w swoje wewnętrzne ja i poznać siebie na nowo. To było jak podróż do wnętrza samego siebie, gdzie każde zanurzenie w wodzie przynosiło mi nową świadomość i zrozumienie.

W otoczeniu spokojnego lasu, gdzie szum wody przelewającej się przez skaliste przeszkody mieszkał w harmonii z szelestem liści wietrzonych delikatnym powiewem, odnalazłem swoje miejsce do medytacji. Skupiony na oddechu, próbowałem wyciszyć myśli i zanurzyć się głębiej w siebie. Byłem przekonany, że jestem sam, otoczony jedynie przez przyrodę i szum wody, która towarzyszyła mi w moich duchowych poszukiwaniach.
Jednakże, jak niepostrzeżenie nadciąga burza na spokojne niebo, tak samo niespodziewanie pojawiła się w moim polu widzenia postać młodej dziewczyny. Jej obecność była jak cicha, ale wyraźna nuta w pieśni natury, jakby natura sama postanowiła zawrzeć jej obraz w mojej medytacyjnej przestrzeni. Jej sylwetka, emanująca delikatnością i spokojem, sprawiła, że moja uwaga przeniosła się na nią, choć wciąż pozostałem w stanie wewnętrznego skupienia. Spojrzałem na nią z zaciekawieniem, choć nie zdradzając swojego zainteresowania ruchem ciała czy wyrazem twarzy. Była tam, nieopodal wodospadu, jej obecność niezwykle subtelna, ale jednak wyraźna. Jej gesty, choć nieśmiałe, sugerowały, że również ona poszukiwała tego samego spokoju, kontemplacji i oczyszczenia umysłu, które ja znajdowałem w medytacji. Moje serce zapełniło się nutą współczucia i zrozumienia, gdy pomyślałem, że być może miała swoje własne przemyślenia, rozterki i poszukiwania, tak jak ja. W obliczu jej obecności poczułem, że moja medytacja nabiera nowego wymiaru, stając się nie tylko procesem indywidualnym, ale także chwilą łączności z innym ludzkim istnieniem. Choć nie wymieniliśmy ani słowa, towarzyszyliśmy sobie w milczeniu, wspólnie obserwując spokój wodospadu i szum wody, która płynęła wokoło nas. W tamtej chwili, zanurzony w delikatności otaczającego nas krajobrazu, poczułem się jednocześnie zaskoczony, ale także zainspirowany przez obecność tej młodej dziewczyny. Być może to, co nas łączyło, było nie tylko chwilą spokoju i kontemplacji, ale także subtelny znak, że ludzkość wciąż może odnaleźć wspólne miejsce w harmonii z przyrodą i samym sobą.

Odezwała się dotarciu do tego malowniczego miejsca, moja reakcja była jednoznacznie zachwytem i ukojeniem. Patrząc na Skalisty Potok, który wije się przez surowy teren skalisty, czułem się jakbym odkrył ukryty klejnot w sercu dzikiej przyrody. Słysząc szum i plusk wody, moje serce wypełniło się spokojem, a umysł od razu zaczął się uspokajać. Krystalicznie czysta woda Skalistego Potoku migotała w promieniach słońca, tworząc magiczny efekt, który zaklęwał moje zmysły. Siadając nad brzegiem potoku, obserwując ryby, które swobodnie pływały w jego przejrzystych wodach, czułem jak wszystkie moje troski i zmartwienia znikają wraz z nurtami strumienia. To miejsce było oazą spokoju, gdzie mogłem oderwać się od codzienności i zanurzyć w naturalnej harmonii. Woda spadająca kaskadą w dół skał, tworząc piękny wodospad, dodawała jeszcze więcej magii temu miejscu. To była symfonia natury, która wypełniała moje zmysły i dodawała energii do mojego wewnętrznego spokoju. Decydując się na chwilę odpoczynku nad jeziorkiem, zanurzyłem stopy w zimnej wodzie, która choć chłodna, przynosiła ukojenie dla zmęczonych stóp. Słuchając kojącego szumu wody, zanurzałem się coraz głębiej w medytacyjnym stanowisku, czując, jak każdy oddech przynosi nową dawkę spokoju i wewnętrznej równowagi. To miejsce było dla mnie jak terapia, która pomagała mi uporać się z ciężarem moich myśli i emocji. Tutaj, w otoczeniu dzikiej przyrody i błogiego spokoju, znalazłem oczekiwaną ulgę dla mojej duszy.

Kiedy poczułem, że dziewczyna zaczęła się poruszać, nie mogłem oprzeć się lekkiemu uczuciu dezaprobaty, które narodziło się we mnie. Byłem zaskoczony i zdezorientowany, że zdecydowała się odezwać, przerywając ten delikatny balans spokoju, jaki udało mi się osiągnąć w trakcie medytacji. Ta subtelna ingerencja w moją intymną przestrzeń medytacyjną wywołała we mnie poczucie zakłócenia, jak gdyby spokojny strumień myśli został nagle zakłócony gwałtowną falą. Byłem przyzwyczajony do samotności w tych chwilach kontemplacji, do odosobnienia, które pozwalało mi skupić się na moich wewnętrznych rozterkach i przemyśleniach. Jednak teraz, kiedy ta młoda dziewczyna zdecydowała się do mnie odezwać, poczułem, jak spokój wokół nas został zakłócony. Moje wnętrze zatrzęsło się lekkim niepokojem, a emocjonalne równowaga została naruszona przez to niespodziewane zdarzenie. Byłem gotów wypowiedzieć zasadnicze pytanie: dlaczego zdecydowała się wejść w moją sferę spokoju i refleksji? Czy to przejaw braku szacunku dla mojej prywatności czy też zwykła ciekawość?
Mimo że nie zdradziłem tego w moim zachowaniu ani słowach, to w moim wnętrzu wzbierała pewna niechęć do tego, że zostałem przerwany w chwili, kiedy dumałem nad głębszymi kwestiami życia i samopoznania.
Obrazek

-Ech, musiałaś się odezwać... Nie mogłaś poczekać aż skończę...? - powiedziałem wzdychając z dezaprobatą -No chyba, że to w ramach ostrzeżenia, że magicznie znikają kończyny w tym jeziorku, to zamieniam się w słuch. - powiedziałem roszczeniowo, a następnie dodałem -Jeśli, jednak nie ma zagrożeń, to może sama sprawdź? - powiedziałem i patrzyłem jej prosto w oczy, tak aby dostrzec ich najmniejszych ruch, jeśli będzie chciała spojrzeć gdzieś indziej.

0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

ObrazekM ocząc swoje stópki w orzeźwiającej wodzie zdałam sobie sprawę, że widok chłopaka, pogrążonego w głębokiej medytacji, z jednej strony wzbudzał we mnie podziw, a z drugiej – niepokój. Jego postać, spowita ciszą otaczającego nas lasu, oddawała istotę tego miejsca — spokojną i odosobnioną, jakby odciętą od reszty świata. Ta atmosfera skłaniała do introspekcji, do zanurzenia się we własnych myślach i emocjach, które w moim przypadku były jeszcze silnie zaburzone po ostatnich wydarzeniach. Z jednej strony, ceniłam i szukałam tego spokoju. Po intensywnych przeżyciach, konfrontacji z okrucieństwem i brutalnością, naturalna, spokojna aura tego miejsca miała dla mnie niemal leczniczy wpływ. Po drugiej jednak, sama obecność innej osoby wywoływała mieszane uczucia. Mimo że chłopak był tu, jak się zdawało, w pokojowych zamiarach, jego obecność stanowiła zakłócenie spokoju, który tak bardzo próbowałam znaleźć. Podchodziłam bliżej, stąpając ostrożnie po miękkim mchu, który pokrywał kamienie wokół wodospadu. Jego sylwetka, oddana medytacji, emanowała spokojem, który był w takim kontraście do burzy emocji we mnie. Rozmyślałam, jak to możliwe, że w obliczu takiego spokoju, mój wewnętrzny świat mógł być tak rozdarty. Jego koncentracja, niemalże namacalna w powietrzu, była inspirująca. W jaki sposób można tak całkowicie oddać się chwili, pomimo wszystkiego, co mogło czaić się na zewnątrz? Czy ja kiedykolwiek byłam w stanie osiągnąć taką spokojność umysłu? Moje serce wciąż pulsowało nierównym rytmem, odzwierciedlając chaos, który toczył się we mnie po ostatnich wydarzeniach z grupą bandytów. To miejsce, stało się dla mnie symbolem tej wewnętrznej walki między pragnieniem spokoju a nieustającą gotowością do obrony i walki. Jego przykład pokazywał, że nawet w sercu natury, gdzie harmonia i spokój powinny dominować, zawsze istnieje miejsce na konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Stojąc tam, obserwując jak woda spływa po skalistym zboczu i nie tylko, a młody człowiek pozostaje niewzruszony, zdałam sobie sprawę, jak bardzo potrzebowałam tej lekcji. Lekcji spokoju, koncentracji i odnalezienia wewnętrznej siły, która pozwoli mi stanąć ponownie na nogi, silniejsza i bardziej zdecydowana, gotowa stawić czoła kolejnym wyzwaniom, które na pewno nadejdą.
Nadeszły jednak bardzo szybko. Reakcja chłopaka na moją wypowiedź była jednak zaskakująca. Jego słowa, chociaż wypowiedziane spokojnie, nosiły w sobie pewien ton dezaprobaty, który mnie zaniepokoił. Było w nim coś, co w pierwszej chwili odebrałam jako irytację. "Ech, musiałaś się odezwać... Nie mogłaś poczekać aż skończę...?" – jego słowa sprawiły, że poczułam się jak intruz, co w tym idyllicznym miejscu wydało się niemal niemożliwe. Chłopak nie skończył na tym. Jego następne zdania miały w sobie coś z roszczeniowej zabawy, której nie do końca potrafiłam przypisać znaczenie. Jego wyzwanie, choć mogło brzmieć lekko i żartobliwie, niosło ze sobą wyraźny test mojej reakcji. Stałam tam, zaskoczona nie tylko jego obecnością, ale teraz również jego postawą, która wydawała się badać moje intencje z nieukrywaną ostrożnością. Jego spojrzenie, intensywne i wyraźne, nie dawało mi przestrzeni na uniknięcie odpowiedzi. Czułam, jak moje własne emocje zaczynają się mieszać – od zaskoczenia, przez rozbawienie, aż po lekkie zdenerwowanie. Decydowałam, jak odpowiadając, mogę zachować spokój, który to miejsce zasługuje. Po krótkiej chwili zastanowienia, postanowiłam pójść w ślady jego lekkiego tonu.

-Moje stópki są malutkie to pewnie działanie wodospadu, ale muszę je szybko wyjąć, żeby nie skończyły jak moje przedramię Zatrzymałam swój głos na chwilę -Albo Twój przedstawiciel rodowy! -— odparłam z lekkim uśmiechem, starając się nie dać zbytnio ponieść emocjom, jednak patrząc jak patrzy, bez żadnego skrępowania obniżyłam wzrok w okolice jego pępka albo niekoniecznie. Próbując przywrócić lekkość sytuacji, puściłam mu oczko, nie chciałam go obrazić, jednak skoro zdecydował się na przekomarzanki to nie będę dłużna, o nie!
-Nazywam się Senju Koneko, a Ty? - powiedziałam i uśmiechnęłam się przyjaźnie, jednak ciągle zachowywałam dystans i ostrożność. Wilki jednak sporo mnie nauczyły. Obserwowałam młodzieńca z ciekawością, która rosła w miarę jak przyglądałam się jego skupieniu i spokoju. Jego postawa była wyprostowana, a mięśnie wyraźnie zarysowane pod skórą, co świadczyło o jego fizycznej kondycji i sile, mimo braku widocznej muskulatury charakterystycznej dla wojowników. To była przeciętna budowa ciała, ale było w niej coś, co przyciągało wzrok i zmuszało do refleksji.ego spokój i zdolność do koncentracji w tak pięknych, ale i wymagających warunkach były rzadkością. Obserwowałam, jak niewielkie zmarszczki na jego twarzy zdradzały głębokie zanurzenie w medytacji. W jego oczach, gdy na chwilę otwierał je, by spojrzeć na spokojnie płynącą wodę, można było dostrzec odbicie czystego nieba i zielonych liści drzew otaczających wodospad. Poczucie, że stoi tu nagi, nie krępowało go wcale – wręcz przeciwnie, zdawało się podkreślać jego naturalność i harmonię z otoczeniem. Było to dla mnie fascynujące i niezwykle piękne. Jego prostokątna postura, zdrowa, nieopalone skóra i skupienie, z jakim oddawał się medytacji, tworzyły obraz człowieka, który żył w zgodzie z naturą na poziomie, o którym ja dopiero zaczynałam marzyć. A może to tylko pozerka?
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Kiedy moje spojrzenie niespodziewanie spotkało się z obecnością dziewczyny, w mojej duszy rozpoczęła się burza emocji. Byłem zaskoczony, że zostałem zauważony, i jednocześnie zafascynowany tym, jak odważnie dziewczyna kontynuowała swoje działania, nie bacząc na to, że jej obserwacja wyszła na jaw. Jej pewność siebie, niezachwiana nawet w obliczu odkrycia, tylko wzmacniała mój szacunek dla niej. To było dla mnie wyraźne świadectwo jej odwagi i determinacji, co dodatkowo przyciągało moją uwagę i zaintrygowało. Jej bezczelna riposta uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba, testując moje emocjonalne poczucie równowagi. Chociaż w innym kontekście mogłaby wywołać uśmiech, teraz była bardziej jak ostrzeżenie, które sprawiło, że poczułem, że muszę zachować czujność. Szybkość, z jaką odpowiedziała na sytuację, była wypełniona pewnością siebie, jakby normy społeczne czy granice cudzej przestrzeni nie istniały dla niej. To było fascynujące i jednocześnie niepokojące, jak swobodnie poruszała się w świecie, ignorując wszelkie konwencje społeczne. Jako osoba, która zawsze stara się utrzymać spokój i koncentrację, to nieoczekiwane zaangażowanie w dialog sprawiło, że poczułem się trochę zdezorientowany i zaniepokojony. Jednakże nie mogłem nie docenić jej pewności siebie i zuchwałości, które wyraziły się w jej działaniach. Jej reakcja była dla mnie znakiem, że mamy do czynienia z kimś, kto wie, czego chce, i jest gotowy to zdobyć. To było równie przerażające, co fascynujące, ale na razie postanowiłem pozostać cicho i obserwować, próbując zrozumieć, co kieruje tą tajemniczą postacią...

Kiedy obserwowałem, jak odważnie i zuchwale dziewczyna prowadziła dialog, moje myśli stanęły w miejscu, zdezorientowane tym, jak swobodnie i pewnie ignorowała wszelkie bariery. Byłem zaskoczony i jednocześnie fascynowany tym, jak szybko przejęła inicjatywę w rozmowie, wplatając sarkastyczne uwagi, które wywołały mieszane uczucia we mnie. Jej zachowanie było zarówno zabawne, jak i nieco niepokojące, prowokując wewnętrzny konflikt emocji. Choć na zewnątrz starałem się zachować spokój, w moim wnętrzu toczyła się burza myśli. Zdezorientowanie towarzyszyło mi, gdy próbowałem zrozumieć, co kieruje tą tajemniczą dziewczyną. Jej pewność siebie i zuchwałość były dla mnie zupełnym zaskoczeniem, co sprawiło, że moje wcześniejsze założenia o niej musiały ulec zmianie. Choć wciąż próbowałem utrzymać kontrolę nad swoimi emocjami, wewnętrzny niepokój narastał, gdy analizowałem jej zachowanie, próbując zgłębić jej motywacje i intencje. Pomimo wewnętrznej burzy, na zewnątrz zachowałem spokój, starając się nie dać poznać, że jestem zdezorientowany. Jednakże wewnętrzne napięcie rosło, gdy coraz bardziej zastanawiałem się nad jej działaniami. Moje wcześniejsze wyobrażenia o niej zostały całkowicie zachwiane, a teraz skupiałem się na próbie zrozumienia, co tak naprawdę kieruje tą odważną i pewną siebie dziewczyną.
-Ej oczy mam tutaj... powiedziałem z dezaprobatą i wyraźnym westchnieniem, gdy jednaj podniosła wzrok na mnie, moje oczy zmieniły barwę na szkarłatną czerwień i błyskawicznie z powrotem stały się czarne. -Koneko powiadasz? Dosyć niecodzienne imię, to tak jakbym miał się nazywać Usagi, a nazywam się Shigemi, Uchiha Shigemi. - powiedziałem jakbym opowiadał o zeszłorocznym śniegu, a następnie zanurzyłem się po obojczyki w lodowatej wodzie. Wziąłem jej łyka i wyplułem, a następnie poczułem, że chłód wody daje o sobie znać i czas wychodzić z jeziorka:
-Zachowasz się jak dama czy jak dzikuska? - powiedziałem i wyszedłem po drugiej stronie wody tam, gdzie znajdowały się moje rzeczy. A następnie ubrałem się w swoje szaty.

Zaintrygowałem się nie tylko jej zuchwałym zachowaniem i pewnością siebie, ale także fakt, że w jej przypadku coś było niezwykłe. W momencie, gdy skupiałem się na jej słowach i działaniach, moje spostrzeżenie padło na brak lewego przedramienia. To było coś zupełnie nieoczekiwanego, co przykuło moją uwagę i wywołało szereg pytań w mojej głowie. Jak mogła funkcjonować w świecie shinobi bez jednej ręki? Jak sobie radzi z codziennymi czynnościami, z którymi większość z nas ma problem nawet z dwoma zdrowymi rękami? Czy ograniczenie jej możliwości wpłynęło na jej umiejętności bojowe, czy może przeciwnie, stało się bodźcem do doskonalenia innych aspektów swojego życia? Te pytania nurtowały mnie, ponieważ w jej obecności dostrzegłem zarówno siłę, jak i determinację, które były dla mnie niezwykle inspirujące. Jednakże nie był to tylko ogólny podziw. Byłem zaintrygowany także z perspektywy medyka ninja. Jak wyglądały jej rany? Czy miała specjalne protezy, które ułatwiały jej codzienne funkcjonowanie? Jak sobie radziła z wyzwaniami, jakie stawiała przed nią życie jako shinobi? Te pytania towarzyszyły mi, gdy obserwowałem jej zachowanie i starannie analizowałem każdy gest, każde słowo, każde działanie, próbując zrozumieć, jak ta odważna i silna dziewczyna radzi sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nią los. Zamysł nad tym, jak radzi sobie bez jednej ręki, przenikał moje myśli, przewijając się przez refleksje na temat jej charakteru, determinacji i codziennej egzystencji. Pytania o jej codzienne wyzwania stawały się dla mnie nieodłączną częścią rozważań nad jej historią, jej doświadczeniami i sposobem, w jaki przystosowała się do życia w świecie shinobi.
-A co Ci się stało w rękę? - powiedziałem wzdychając z dezaprobatą -Mimo że jestem na urlopie, to ciągle pozostaję Iryoninem - powiedziałem beznamiętnie, a następnie dodałem -Byłaś opatrzona w szpitalu? - zapytałem, a następnie spojrzałem na jej kikut.

0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

ObrazekZaskoczenie przerodziło się w zdumienie, gdy spostrzegłam, że oczy chłopaka, który przedstawił się jako Shigemi Uchiha, na moment zabarwiły się na intensywny szkarłat, by równie szybko powrócić do normalnej czerni. Było to coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej, i choć moje serce nadal biło w rytmie niedawnych wydarzeń, teraz jego uderzenia przybrały inny, bardziej zaintrygowany ton.
"Uchiha...?" powtórzyłam w myślach. Klan Uchiha był legendarny, znany ze swojej mocy i oczywiście, Sharingana. Nigdy nie spotkałam nikogo z ich linii, przynajmniej nie świadomie. W moim umyśle, Uchiha byli postaciami z opowieści, prawie mitycznymi. A tutaj, na skraju tego odległego wodospadu, jeden z nich pojawił się nagle, niemal znikąd.
-Jaka dama? Czyż nie jesteśmy tutaj, by cieszyć się naturą w jej najczystszej formie? odpowiadając na jego porównanie z lekkim uśmiechem. Przez chwilę przyglądałam się, jak Shigemi zanurza się w wodzie, jego działania wydawały się swobodne, niemal obojętne na moją obecność, co jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. Kiedy wspiął się na drugi brzeg, jego pytanie o to, czy zachowam się jak „dama czy dzikuska”, skłoniło mnie do krótkiego zastanowienia, ale musiałam się szybko ogarnąć.
-Usagi, mi pasuje Uchiha Usagi-kun, miło Cię poznać! odpowiedziałam , ale jego szybki i zdystansowany sposób bycia zmuszał mnie do przemyśleń nad odpowiednią taktyką. Zdecydowałam się na zachowanie godności, które wydawało się najbardziej odpowiednie w tej nieoczekiwanej interakcji. Nie ruszyłam za nim od razu, dając mu przestrzeń, obserwując, jak ubiera się, zastanawiając się nad każdym jego ruchem, który wydawał się być mierzony i celowy. Zdecydowałam, że postaram się dowiedzieć więcej, nie tylko o jego powodach przebywania tutaj, ale też o nim samym. Po wszystkim, rzadko ma się okazję do rozmowy z kimś tak tajemniczym i nieprzewidywalnym, a moja natura kunoichi nie pozwalała mi po prostu odwrócić się i odejść, jednak on mnie uprzedził.
Siedząc obok siebie na chłodnych kamieniach przy brzegu jeziora, atmosfera stawała się coraz bardziej zrelaksowana pomimo początkowej niezręczności. Shigemi, teraz już ubrany, podjął temat, który nie przestawał go intrygować — moje przedramię.Jego pytanie o brakujące przedramię nadeszło niespodziewanie, a ja poczułam, jak moje serce zabiło mocniej. To nie był temat, o którym rozmawiałam swobodnie, a już na pewno nie z obcymi. Jednak jego ton był pełen szacunku, a w jego oczach malowała się autentyczna ciekawość, a nie tylko zwykła ciekawskość. Moje zaskoczenie wzrosło, gdy wspomniał, że jest medykiem ninja — to wyjaśniało jego zainteresowanie.
Zawahałam się, niepewna, czy chcę wchodzić w szczegóły mojej przeszłości. Jednak coś w jego sposobie bycia, może spokój, z jakim przyjął każdą odpowiedź, skłoniło mnie do podzielenia się historią. Wyjaśniłam, jak w czasie jednej z misji, moje przedramię zostało stracone, a to zdarzenie na zawsze zmieniło moje życie, nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Zachęcona jego otwartością, odpowiedziałam na jego pytanie:
-To długa historia, ale koniec końców, uważaj na wilki w Prastarym Lesie, są dużo mniej przyjazne niż kiedyś, a co do szpitala, to tak, miałam to szczęście, że zostałam obejrzana, jednak nie od razu. - powiedziałam i wspomniałam w myślach czas w szpitalu oraz przed nim, ech jak mogłam być tak nieodpowiedzialna? -A Ty, co robi tutaj Uchiha? Raczej zbyt często nie bywacie w naszych stronach... - spojrzałam na niego z wyraźnym zaciekawieniem.
Podczas gdy delikatne krople wodospadowej mgiełki osiadały na mojej skórze, siedziałam nieopodal Skalistego Potoku, moje myśli nieustannie krążyły wokół postaci, która pojawiła się tutaj tak niespodziewanie. Shigemi Uchiha, członek jednego z najbardziej renomowanych klanów ninja, wybrał to samo odosobnione miejsce do medytacji. Co mogło prowadzić członka tak potężnej rodziny do takiego zakątka? Jego obecność tutaj, w tym ukrytym i spokojnym miejscu, stawała się coraz bardziej fascynującym zagadnieniem. Przyglądając się, zauważyłam, jak jego ciało porusza się w rytm spokojnego oddechu, jakby każdy wdech i wydech był świadomie kontrolowany i wykorzystywany do głębokiej kontemplacji. Nie było to typowe dla młodych shinobi, którzy często poszukują emocjonujących wyzwań i adrenalinowych doświadczeń; jego postawa wyrażała spokój i dojrzałość, które rzadko spotyka się w jego wieku. Mimo swojej fascynacji, zachowałam dystans, nie chcąc przerywać jego medytacji. Byłam ciekawa, jakie myśli mogą przewijać się przez umysł osoby, która była szkolona do życia w ciągłym konflikcie i napięciu, a teraz szukała odosobnienia w naturze. Jego obecność tutaj mogła świadczyć o wewnętrznych walkach, których nie byłam świadoma, lub o poszukiwaniu głębszego znaczenia swojej ścieżki ninja, co tylko pogłębiało tajemnicę otaczającą jego postać. Zaciekawiło mnie również, jak jego społeczne i rodzinne tło wpłynęło na jego decyzję o wycofaniu się do takiej enklawy spokoju.
Czy był to akt buntu, desperacka próba odnalezienia własnej indywidualności poza granicami oczekiwań klanu Uchiha? A może po prostu potrzebował odpoczynku od oczu świata, które nieustannie go obserwowały i oceniały? Jego samotna sylwetka, zanurzona w chłodnych wodach jeziorka pod wodospadem, była jak znak interpunkcyjny w krajobrazie – mocny i jednoznaczny, lecz otoczony niezliczonymi pytajniami bez odpowiedzi. Każdy jego gest, spokojne tempo chodzenia, nawet sposób, w jaki woda spływała po jego ramionach, wydawały się być częścią większej, niewypowiedzianej historii. Nie mogłam oprzeć się zastanawianiu, jakie wyzwania musiał przezwyciężyć, aby dotrzeć do tego momentu spokoju, jakie demonów musiał pokonać w swoim wewnętrznym świecie. Jego obecność w tym odległym miejscu nie była przypadkowa – była wyrazem głębokiej, osobistej podróży, której kontury mogłam tylko domyślać się, obserwując z boku.Tego dnia, w cieniu szemrzących liści i kojącego szumu wody, moja ciekawość została wzbudzona nie przez głośne historie heroizmu czy dramatyczne konfrontacje, ale przez cichą, introspektywną postać, która wybrała samotność i refleksję zamiast szumu bojowego pola.

Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Kiedy opuszczałem spokojne brzegi jeziorka i zacząłem ubierać się w moje szaty, moje zmysły były wciąż wyczulone na otaczającą mnie rzeczywistość. Poczułem delikatne mrowienie na skórze, gdy moje ciało powoli schładzało się po kąpieli w chłodnej wodzie. Jednak to nie było to, co skupiało moją uwagę. Zauważyłem, że Koneko, moja nieznajoma towarzyszka, nadal nie odwracała wzroku ode mnie. Jej spojrzenie, mimo że niezłomne i badawcze, sprawiło, że czułem się nieco zakłopotany. Zazwyczaj przyzwyczaiłem się do dyskretnej kurtuazji w interakcjach międzyludzkich, szczególnie gdy chodziło o tak intymne czynności jak ubieranie się. Oczekiwałem, że Koneko zachowa taką samą dyskrecję, a jej nieustępliwe badanie mnie było lekko niepokojące. To uczucie, gdy czułem, że moja prywatność jest naruszona, wywołało we mnie uczucie niepokoju i dezorientacji. Byłem wewnętrznie podzielony, niepewny, jak powinienem zareagować. Czy powinienem zwrócić uwagę na jej niegrzeczne zachowanie? Czy może po prostu zignorować to i kontynuować swoje czynności? Te pytania krążyły mi w głowie, pozostawiając mnie z uczuciem rozdarcia i braku jasności co do moich dalszych działań. Choć jej spojrzenie nie było wyraźnie obraźliwe ani wrogie, to jednak wzbudziło we mnie dyskomfort i lekkie poczucie irytacji. Oczekiwałem, że inni ludzie będą bardziej świadomi granic prywatności i zachowają pewien dystans. Jednakże teraz, kiedy to nie miało miejsca, czułem się lekko osaczony i niepewny, jak powinienem odpowiadać na tę sytuację.
-Jesteś niemożliwa... - mruknąłem pod nosem.
Kiedy Koneko postanowiła podchwycić mój żart i zacząć nazywać mnie "Usagi", czyli królikiem, moje emocje wybuchły wewnątrz mnie, jak rozbuchane płomienie w burzliwym ogniu. Było to dla mnie zaskakujące, a jednocześnie lekko drażniące. Choć z jednej strony mogłem dostrzec humor w tej sytuacji, czułem, że tracę nieco kontrolę nad tym, jak jestem postrzegany. Przez długi czas przyzwyczaiłem się do tego, że inni ludzie traktują mnie z szacunkiem, a teraz czułem się trochę jak obiekt żartu. To poczucie utraty kontroli nad tym, w jaki sposób mnie postrzegano, wywołało we mnie mieszane uczucia - od zirytowania po lekką niepewność. Z jednej strony mogłem dostrzec intencje Koneko - próbowała ona oczywiście złagodzić atmosferę i stworzyć atmosferę żartobliwości w naszej interakcji. Jednakże z drugiej strony, to, że podchwyciła mój żart i zaczęła używać tego określenia, sprawiło, że czułem się trochę jakby zostałem zdegradowany do roli obiektu żartów. Było to dla mnie lekko drażniące, gdyż nie jestem przyzwyczajony do bycia przedmiotem takiego rodzaju uwagi. To, że straciłem kontrolę nad tym, jak jestem postrzegany przez innych, wywołało we mnie uczucie dyskomfortu i lekkiego zaniepokojenia. Czułem, że tracę grunt pod nogami, a moje zwykle pewne wewnętrzne fundamenty zaczęły się chwiać. Było to dla mnie wyzwanie, które musiałem jakoś pokonać, aby odzyskać równowagę i spokój w tej sytuacji. Jednakże wewnętrzny niepokój i lekka irytacja były na razie moimi towarzyszami, gdy starałem się zrozumieć, jak najlepiej zareagować na ten nieoczekiwany zwrot wydarzeń.
-Poćwicz przyrostki panienko, -san albo -sama dla ciebie... powiedziałem z dezaprobatą i wyraźnym westchnieniem, gdy skończyłem się odziewać ona skończyła opowiadać o swojej ręce. mojego lekkiego poczucia irytacji, wewnętrzna burza emocji zaczęła powoli opadać, ustępując miejsca refleksji i zrozumieniu. Postanowiłem zachować spokój na zewnątrz, nie dając po sobie poznać, że niepokój wewnętrzny dotknął mojej zewnętrznej postawy. Rozważałem, że Koneko nie miała złych intencji - była to zaledwie próba nawiązania kontaktu poprzez humor. Moje doświadczenie jako shinobi uczyło mnie, że czasem ludzie wyrażają swoje emocje i intencje w nieoczekiwany sposób, a mój wpływ na ich działania może być ograniczony. Jednakże musiałem zdecydować, jak najlepiej reagować na tego rodzaju żarty i jak utrzymać równowagę między szacunkiem dla Koneko a zachowaniem mojej własnej godności. Było to wyzwanie, które wymagało odemnie nie tylko kontrolowania swoich emocji, ale także zrozumienia, że czasami najlepszym rozwiązaniem jest po prostu przyjąć sytuację z humorem i lekkością. Musiałem znaleźć sposób, aby pokazać Koneko, że jestem otwarty na interakcje i rozmowę, ale jednocześnie utrzymać pewną granicę i nie dopuścić do tego, by moja godność była naruszana. W tym dążeniu do równowagi i zrozumienia leżało moje wewnętrzne wyzwanie - jak zachować spokój i stoicki spokój w obliczu sytuacji, która mogła mnie drażnić, ale jednocześnie dać wyraz mojej otwartości na nowe doświadczenia i relacje międzyludzkie.
-Jesteś Kunoichi? Jeśli tak to raczej czas myśleć o rencie... - powiedziałem beznamiętnie, a po chwili dodałem:
-Cieszę się, że Cię opatrzyli, te rany paskudnie się goją. - spojrzałem pytająco na nią, a następnie podchodząc dodałem:
-Mogę zobaczyć? - zignorowałem całkowicie jej pytanie o mój pobyt tutaj, nie zamierzałem się spowiadać z moich czynów nikomu poza Susanoo. Jeśli się zgodziła na moją propozycję dokonuję dokładnych oględzin jej resztek przedramienia w poszukiwaniu ewentualnego zakażenia. Amputacje rzadko kiedy kończą się dobrze, tym bardziej takie, które nie były planowane i jeszcze były pozostawione same sobie przez dłuższy czas.


0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

ObrazekW momencie, kiedy Shigemi zwrócił mi uwagę na używanie odpowiednich form grzecznościowych, poczułam mieszankę różnych emocji. Jego ton, chłodny i dość oschły, był czymś, co normalnie by mnie zirytowało, ale w tej sytuacji, z jego powagą i tajemniczością, sprawiło, że zastanowiłam się nad swoim zachowaniem. Była to nauczka w etykiecie, którą choć nie lubiłam, wiedziałam, że muszę zaakceptować.
-Przepraszam, nie było moim zamiarem okazać braku szacunku... Usagi-san !- powiedziałam, dodając odpowiedni przyrostek, który wyraźnie oczekiwał. Moje słowa miały łagodzić atmosferę, ale i pokazać, że jestem gotowa dostosować się do konwencji, mimo mojego luźniejszego podejścia do formalności. Jego unikanie odpowiedzi na pytanie o jego obecność tutaj tylko zaostrzyło moją ciekawość, ale jednocześnie dało mi do zrozumienia, że są granice, których nie chce przekraczać. To dodatkowo komplikowało naszą interakcję, czyniąc ją grą w kotka i myszkę, gdzie każde pytanie i każda odpowiedź mogły wiele wyjaśnić lub jeszcze więcej zamaskować. Pod jego oczywistym unikaniem odpowiedzi na moje pytanie o pobyt w tym miejscu, czułam frustrację, ale również pewną formę szacunku. Być może miał swoje powody, aby nie dzielić się wszystkim ze mną, osobą, którą znał zaledwie kilka chwil. To przypomniało mi, że każdy ninja ma swoje sekrety, swoje ciężary, które nie zawsze są gotowi ujawnić światu, nawet jeśli ten świat wydaje się być akceptujący. Zrozumiałam, że muszę podchodzić do naszej rozmowy z większą ostrożnością, starając się nie naruszać jego granic, jednocześnie próbując zbudować mosty zrozumienia i wzajemnego szacunku. Wewnętrznie postanowiłam, że choć chcę wiedzieć więcej, nie będę naciskać—szacunek do jego prywatności jest teraz dla mnie równie ważny jak moja ciekawość.
Mimo wewnętrznych turbulencji, ta konwersacja była dla mnie kolejnym przypomnieniem, że droga shinobi to nie tylko walka i przemoc, ale też nauka ciągłego dostosowywania się do zmieniających się okoliczności i ludzi. Moje doświadczenie z Shigemi pokazało mi, że każde spotkanie, każda wymiana słów ma swoją wartość, ucząc nas cierpliwości, zrozumienia i przede wszystkim, szacunku do drugiej osoby.
Podczas gdy delikatne fale wody w jeziorku pod wodospadem szumiały rytmicznie, mój umysł był zajęty próbą rozwikłania zagadki, którą stanowił Shigemi. Jego odmowa odpowiedzi na moje pytanie o powody obecności w tak odosobnionym miejscu zaintrygowała mnie i równocześnie wywołała lekki niepokój. Dlaczego zdecydował się pominąć moje zapytanie? Co mógł ukrywać? Czy to była zwykła niechęć do dzielenia się osobistymi sprawami, czy może coś bardziej skomplikowanego? Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jego historia musi być fascynująca i złożona. Shigemi, członek słynnego klanu Uchiha, z pewnością miał swoje powody, by odciąć się od reszty świata, przynajmniej na jakiś czas. To musiało być coś więcej niż chęć samotnego odpoczynku czy ucieczka przed codziennymi obowiązkami shinobi. Moje zainteresowanie tylko rosło, gdy zastanawiałam się nad możliwymi scenariuszami jego przeszłości i obecnych motywacji. Chciałam wiedzieć, czy jego przybycie tutaj było wynikiem misji, osobistego kryzysu, czy może poszukiwania spokoju ducha, którego nie mógł znaleźć w innych miejscach. Jego tajemniczość i ewidentna niechęć do rozmowy na ten temat tylko podsycały moją ciekawość. Być może był to element jego charakteru – zachowanie pewnej tajemnicy i niezależności, które są tak charakterystyczne dla wielu Uchiha. Również zaczęłam się zastanawiać, czy jego obecność tutaj miała związek z jakimiś większymi wydarzeniami w shinobi świecie, które mogły umknąć mojej uwadze. Czyżby szukał czegoś w tym zdawałoby się zapomnianym przez Boga miejscu? Czy jego historia krzyżowała się z legendami lokalnych miejsc, może szukał odpowiedzi, które tylko tutejsze starodawne tereny mogły oferować? Decyzja o zachowaniu dystansu i niewypytywaniu więcej, choć trudna, wydała mi się najwłaściwsza. Zrozumiałam, że każdy ma prawo do swoich sekretów i prywatności, nawet jeśli moja ciekawość była wielka. Zamiast naciskać, postanowiłam obserwować i uczyć się, co może jeszcze wyjść na jaw samoczynnie. Może z czasem Shigemi zdecyduje się otworzyć i podzielić się swoją historią, a ja będę gotowa wysłuchać i zrozumieć, z szacunkiem i empatią, które tak są ważne w życiu każdego ninja.
Decyzja o pozwoleniu mu na zbadanie mojej rany nie była łatwa. Była to dla mnie nie tylko ekspozycja fizycznego defektu, ale również emocjonalnego blizny, która symbolizowała moje najgłębsze obawy i słabości. Shigemi Uchiha, choć nieznajomy, z jego opanowaniem i skupieniem, wydawał się być kimś, komu mogłabym zaufać w tej delikatnej chwili. Jego podejście do badania było tak czułe i profesjonalne, jakbyśmy znali się od lat. Palce delikatnie przesuwały się po skórze, sprawdzając każdy milimetr rany, jakby każdy fragment opowiadał fragment historii, którą starał się zrozumieć. Jego oczy, zazwyczaj tak pełne tajemniczości i niepokoju, teraz były skoncentrowane wyłącznie na mnie, dając mi poczucie, że jestem w tym momencie najważniejsza. Każdy dotyk Shigemiego, mimo że obiektywny i medyczny, przynosił ze sobą dziwny komfort. Czułam, jak z każdą minutą moje ciało i umysł relaksują się, a napięcie opuszcza moje barki. To nie była tylko ocena stanu fizycznego – to była ocena mojego stanu ducha. W jego ruchach nie było pośpiechu, co dawało mi czas na przemyślenia. W tej krótkiej chwili, pełnej ciszy tylko przerywanej szumem wody w tle, mogłam zastanowić się nad swoją drogą – nad bólem, nad przeszkodami, które musiałam pokonać, aby dotrzeć tutaj, do tego skalistego wodospadu, gdzie obcy, a zarazem nieobcy shinobi badał skutki moich przeszłych walk. Tym, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, był jego spokój. Ta zdolność do opanowania każdej sytuacji, do przekształcania napięcia w spokój, była czymś, czego pragnęłam dla siebie. Wiedziałam, że w świecie shinobi, gdzie każdy dzień może przynieść nowe wyzwania, takie umiejętności są na wagę złota. Kiedy skończył, spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Nie było w nim triumfu ani litości – tylko zrozumienie i akceptacja. W tym momencie poczułam się mniej jak pacjent, a więcej jak partner. Była to chwila prawdziwego ludzkiego połączenia, rzadka i cenna, szczególnie w brutalnym świecie, w którym przyszło nam żyć. Chociaż była to tylko krótka interakcja, miała głęboki wpływ na moje postrzeganie siebie i innych. Uświadomiła mi, że mimo ciągłej walki, w każdym z nas jest coś, co pozostaje nienaruszone: nasza wspólna ludzkość. To zrozumienie dało mi nową siłę i odwagę, by stawić czoła przyszłym wyzwaniom, nie tylko jako Kunoichi, ale jako człowiek.
- Ja Ci zaufałam, to teraz Twoja kolej! Powiesz w końcu co tu robisz, czy dalej będziesz uciekać? - zapytałam i się słodko uśmiechnęłam:-- Ach i jakbyś jeszcze mi powiedział czy z tym wszystko w porządku, byłabym wdzięczna! dodałam, lekko szczebiocząc, baardzo chciałam się dowiedzieć co temu cholernemu Uchiha siedzi w głowie i co on robi na terenie Senju?! MUSZĘ SIĘ TEGO DOWIEDZIEĆ MUSZĘ!
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Koneko wyraziła zgodę na przeprowadzenie obdukcji jej przedramienia, odczułem silne zaskoczenie, które wywołało lawinę myśli i emocji. Po pierwsze, zdawałem sobie sprawę, że jako medyk ninja muszę zachować pełen profesjonalizm i zrozumienie dla potrzeb pacjenta, ale jednocześnie nie mogłem oprzeć się wrażeniu zdumienia. Byłem dla niej zupełnie obcą osobą, dopiero co spotkaną, a jednak zdecydowała się na tak intymny i delikatny zabieg medyczny. To, że zgodziła się na to, pokazało jej niezwykłą otwartość i zaufanie, które budziło we mnie głęboki szacunek i podziw. Wyrażenie zgody na badanie przez osobę, którą właśnie poznała, to wyraz nie tylko ogromnego zaufania, ale także elastyczności myślenia i gotowości do podjęcia ryzyka. Była to sytuacja, która rzadko się zdarzała, co tylko zwiększało moje zdziwienie i szacunek dla Koneko. Jednocześnie, pomimo zaskoczenia, które odczuwałem, czułem też pewien niepokój. W końcu nie miałem wielu informacji na temat historii medycznej Koneko, a to mogło mieć istotne znaczenie w kontekście przeprowadzenia obdukcji. Byłem świadomy, że moje umiejętności jako medyka ninja mogły pomóc w zdiagnozowaniu ewentualnych problemów, ale jednocześnie był to dla mnie duży ciężar odpowiedzialności. Mimo tych wątpliwości i zaskoczenia, postanowiłem skupić się na tym, co najlepsze dla Koneko i jej zdrowia. Byłem gotów wykorzystać moją wiedzę i umiejętności, aby przeprowadzić obdukcję w najbardziej profesjonalny i delikatny sposób, zapewniając jej wsparcie i zrozumienie w trudnym

Każde moje działanie było przemyślane i precyzyjne, gdy moje palce delikatnie przemierzały skórę amputowanego przedramienia Koneko. Starannie analizowałem każdy niuans, każdą nierówność, szukając wskazówek, które mogłyby wskazywać na jakiekolwiek nieprawidłowości w procesie gojenia się rany. Blizny, które powstały na skutek oparzenia i ugryzienia, przyciągnęły moją szczególną uwagę. Byłem świadom, że blizny zazwyczaj są mniej elastyczne niż zdrowa skóra, dlatego przyjrzałem się im dokładnie, badając ich elastyczność i reakcję na delikatne dotknięcia. Starając się wykluczyć obecność zgrubień czy innych nieprawidłowości, które mogłyby świadczyć o infekcji lub nieprawidłowym procesie gojenia się ran, skupiałem się na każdym szczególe, wnikając głęboko w analizę stanu skóry Koneko. Moje ruchy były precyzyjne i wyważone, prowadzone z pełnym skupieniem i profesjonalizmem. Nie chciałem przegapić żadnego sygnału, który mógłby wskazywać na komplikacje w procesie gojenia się rany. Byłem gotowy na każdą możliwość i przygotowany, aby podjąć odpowiednie kroki w celu zapewnienia pacjentowi jak najlepszej opieki. W trakcie badania starałem się zachować spokój i opanowanie, koncentrując się na każdym szczególe i każdym oznaczeniu. To było ważne nie tylko dla mojego profesjonalizmu, ale także dla komfortu i poczucia bezpieczeństwa Koneko. Byłem świadom, że moje działania mogły być dla niej stresujące, dlatego robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby upewnić się, że czuje się zrozumiała i wsparcia. Głęboko skoncentrowany na badaniu, każdy ruch moich palców był precyzyjny i ostrożny.

Rozważałem każdy kawałek skórym który był innego koloru lub ściśnięty, starając się wyłapać jakiekolwiek nieprawidłowości, które mogłyby sugerować problemy z gojeniem się ran. Blizny i pozostałości po oparzeniu i ugryzieniu były moim głównym celem. Delikatnie przesuwałem moje palce po ich powierzchni, wyczulając każdą nierówność, każde zgrubienie, które mogłoby świadczyć o problemach z procesem gojenia. Przy badaniu ruchomości skóry wokół blizn, staranność była kluczowa. Chciałem upewnić się, że żadne zrosty czy tkanka bliznowata nie ograniczają jej naturalnej elastyczności, co mogłoby przeszkadzać w codziennych czynnościach. Delikatnie naciskałem na różne miejsca, obserwując reakcję skóry, starając się zrozumieć, czy jest ona swobodna w ruchu, czy też może występują jakiekolwiek ograniczenia. Kiedy przeszedłem do badania reakcji Koneko na dotyk, ukłucie i uszczypnięcie, moja uwaga była skupiona na jej minie i reakcjach. Wiedziałem, że muszę działać ostrożnie, by uniknąć wywołania bólu lub dyskomfortu. Dlatego każdy ruch wykonywałem delikatnie, obserwując jej reakcję na każdy bodziec. Szukałem wszelkich oznak bólu lub nieprzyjemności, gotów reagować natychmiastowo na sygnały, które mogłaby mi przekazać. Byłem w pełni zaangażowany w proces badania, starając się zapewnić Koneko komfort i bezpieczeństwo podczas tego badania. Kolejnym krokiem było badanie temperatury skóry wokół rany. Starannie dotykałem skóry, szukając oznak ewentualnego stanu zapalnego lub infekcji. Normalna temperatura skóry mogłaby sugerować, że proces gojenia przebiega prawidłowo i że nie ma obecnie zakażenia, co byłoby kluczowe dla dalszego postępowania. Wszystko to robiłem zachowując spokój i profesjonalizm, starając się jednocześnie komunikować z Koneko. Wyjaśniałem jej każdy krok, zanim go podjąłem, zapewniając ją, że jestem tam, aby jej pomóc i zapewnić wsparcie. Komunikacja była kluczowa dla utrzymania poczucia bezpieczeństwa i zaufania w trakcie badania, co pomogło w złagodzeniu stresu i niepokoju, które mogły być związane z kontrolą stanu jej rany. Cały czas kierowałem się zasadą ostrożności i troski o pacjenta, starając się wykazać empatię i zrozumienie dla jej sytuacji. Byłem gotów podejmować dalsze kroki, jeśli tylko zauważyłbym jakiekolwiek nieprawidłowości lub oznaki niepokojącego stanu.
-Wygląda na to, że z Twoją ręką, jeśli można to tak nazwać, to wszystko w porządku. - zapowietrzyłem się lekko, a następnie dodałem: -Podczas Bitwy o Kotei poznałem człowieka, który mówił, że na Pustyni znajdują się ludzie, którzy mogą robić protezy, które są zdolne się ruszać, czy to rąk, czy to nóg. Być może powinnaś się tym zainteresować? - powiedziałem, ale tematu bitwy o Kotei nie kontynuowałem już i tak przez pomyłkę za dużo powiedziałem, nie powinienem tutaj nic a nic mówić.



0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

ObrazekZ bliżenie się do mnie Shigemiego wywołało we mnie mieszankę uczuć, które trudno było jednoznacznie zidentyfikować. Wiedziałam, że jestem w obecności osoby, która nie tylko jest członkiem jednego z najbardziej szanowanych klanów shinobi, ale także doskonale wyćwiczonego medyka. Jego postać emanowała spokojem i profesjonalizmem, co sprawiało, że czułam się zarówno zaszczycona, jak i nieco zaniepokojona tym, co mógł odkryć podczas swojego badania. Gdy Shigemi zaczął swoje badanie, jego dłonie poruszały się z chirurgiczną precyzją. Było w nich coś hipnotyzującego – sposób, w jaki delikatnie, ale stanowczo manipulował tkankami, pokazywał głębokie zrozumienie ludzkiego ciała. Każdy jego dotyk, choć wywoływał u mnie chwilowy ból, był też źródłem fascynacji. Czułam, jak jego palce rozciągają skórę wokół miejsca amputacji, badając jej elastyczność i ogólny stan zdrowia. Nie był to łagodny proces. Momentami, gdy szczególnie mocno naciskał lub pociągał za skórę, ostry ból przebiegał przez moje ciało, zmuszając mnie do szarpnięć. Jednakże nawet te momenty miały swoje znaczenie w ocenie mojej fizycznej kondycji. Shigemi's metoda badania była systematyczna i metodyczna; jego opukiwanie kości sprawiało, że mogłem prawie usłyszeć echo moich własnych myśli odbijających się od ścian mojej duszy. Jego skupienie na zadaniu było absolutne. Nie było w nim miejsca na niepotrzebne gesty czy słowa. Każde jego działanie, każde opuknięcie czy szczypnięcie, miało swoje uzasadnienie w diagnozie, której dokonywał. Było to dla mnie zarówno doświadczenie edukacyjne, jak i moment introspekcji – obserwowanie, jak ktoś z takim poziomem umiejętności wykonuje swoją pracę, było niezwykle pouczające. Pomimo bólu, który momentami graniczył z nieznośnym, było coś niezwykle uspokajającego w sposobie, w jaki Shigemi prowadził swoje badanie. Jego ręce, chociaż były narzędziem mojego dyskomfortu, przynosiły również ulgę – wiedziałam, że każdy gest miał na celu pomoc i leczenie. Była to dziwna mieszanka bólu i poczucia bezpieczeństwa, która pozwoliła mi na chwilę zapomnieć o świecie zewnętrznym i skupić się wyłącznie na tym, co działo się tutaj i teraz, na skraju tego skalistego wodospadu.
Czasami Shigemi lekko szczypał skórę, obserwując moje reakcje, co było istotne dla zrozumienia, jakie obszary były jeszcze czułe lub może nawet zdrętwiałe. To było coś więcej niż tylko badanie – to było jakby przeplatane chwilami intensywnej koncentracji i profesjonalizmu. Był całkowicie pochłonięty zadaniem, jego czarne oczy błyszczały zainteresowaniem i skupieniem, gdy badał każdy centymetr mojej uszkodzonej kończyny. Odczuwałam mieszane uczucia; z jednej strony, była to dość niekomfortowa próba mojej odporności na ból, a z drugiej – czułam się dziwnie bezpieczna wiedząc, że jestem pod opieką kogoś tak doświadczonego. To poczucie profesjonalizmu i zaangażowania w to, co robił, było niemal namacalne i sprawiało, że każdy kolejny szczypt czy pociągnięcie, choć czasami bolesne, przynosiło też poczucie, że jest to krok ku lepszemu zrozumieniu mojego stanu. Przez cały czas, gdy badał moje przedramię, jego ruchy były spokojne i metodyczne. Nie było w nich pośpiechu, każdy gest miał swoje miejsce i czas. Zauważyłam, jak jego brwi lekko się marszczyły, gdy analizował głębsze tkanki, co mogło świadczyć o jego głębokim zanurzeniu w procesie diagnostycznym. To badanie było dla mnie czymś więcej niż tylko sprawdzeniem stanu zdrowia – było to również świadectwo shinobi medyk, który z pasją i zaangażowaniem podchodzi do każdego zadania, nawet tak intymnego i potencjalnie bolesnego dla pacjenta jak ja. Czułam, że w tych chwilach, mimo bólu i dyskomfortu, zyskałam nie tylko lepsze zrozumienie stanu mojego ciała, ale również głęboki szacunek dla umiejętności i poświęcenia Shigemi.
Moje zaskoczenie, gdy Shigemi wspomniał o protezach tworzonych przez ludzi pustyni, było głębokie i wielowymiarowe. Słysząc o zaawansowanych technologiach i umiejętnościach, które wydawały się bardziej pasować do narracji z dalekich, egzotycznych opowieści niż do mojej rzeczywistości, poczułam, jak moja ciekawość gwałtownie wzrasta. Znalezienie się na granicy między światem znanym a nieznanym bywa przerażające, ale równocześnie ekscytujące. Zawsze uważałam, że nasz świat shinobi, pełen jutsu i mistycznej chakry, skrywa więcej tajemnic niż większość z nas mogłaby przypuszczać. Odkrycie, że istnieją ludzie, którzy osiągnęli tak wysoki poziom w tworzeniu protez – to było jak otwarcie nowego rozdziału w księdze wiedzy, który myślałam, że jest już na zawsze zamknięty.
Te protezy, choć z pewnością nie były dziełem typowej nauki czy technologii znanej w dużych metropoliach, musiały być wynikiem głębokiej wiedzy o ludzkim ciele i mistycznych aspektach naszego świata. Możliwe, że twórcy tych protez posługiwali się technikami bardzo starożytnymi, może nawet zapomnianymi przez większość, mieszając alchemię z rzemiosłem, by stworzyć coś, co mogło równać się z czarami najpotężniejszych sanninów.
Zastanawiałam się, jakie zioła, minerały i inne naturalne składniki były używane. Czy te protezy były nasączone chakrą? Czy wykorzystywano w nich rzadkie metale, które gromadziły energię naturalną, pozwalając użytkownikom na rzeczy, które wykraczały poza granice zwykłej fizyczności?Wyobrażałam sobie, że gdzieś, w odległych pustynnych laboratoriach, shinobi-alchemicy pracowali z niezmąconym skupieniem, używając swojej wiedzy i umiejętności, by przekraczać granice możliwego. Może te protezy były wzmocnione specjalnymi pieczęciami, które aktywowały się pod wpływem chakry użytkownika, dając im nie tylko możliwość chodzenia czy chwytania, ale i wykonywania technik, które byłyby niemożliwe do wykonania zwykłymi ludzkimi kończynami. Te tajemnice pustyni, te alchemiczne eksperymenty, nie były tylko próbą odzyskania utraconego; były próbą przekroczenia, transformacji ludzkiego doświadczenia w coś większego. To była prawdziwa magia naszego świata – nie ta, którą można zobaczyć w każdej szkole czy na polu bitwy, ale cicha, skryta wiedza, która zmieniała życie od podstaw. Chociaż była to tylko chwila refleksji, poczułam, że moje zrozumienie świata shinobi właśnie poszerzyło się o kolejną, niewiarygodnie fascynującą warstwę. Moje serce przepełniała ciekawość i determinacja, by dowiedzieć się więcej o tych tajemniczych mistrzach protez z pustyni, którzy, jak zdawało się, posiadali klucze do tajemnic, które mogły zrewolucjonizować nasze pojmowanie ciała i chakry.
- Niesamowite..., myślisz, że mogliby taką wykonać dla mnie?1 -zachłysnęłam się aż powietrzem z wrażenia-- Znowu jednak uciekasz od mojego pytania, proszę o to gest mojej dobrej woli i zaufania, po raz kolejny. dodałam, a z mojego palca zaczął wyrastać piękny, klucz z serduszkiem na końcu. - To dla Ciebie, to co tutaj widzisz to jest Mokuton, uwolnienie drewna, więcej tajemnic nie posiadam, więc zdradź mi tę jedną! - powiedziałam i zrobiłam maślane oczy. Niczym prawdziwy proszący o jedzonko kotek,
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Kiedy skupiłem całą uwagę na amputowanej kończynie Koneko, było to jak zagłębienie się w szczegóły, które wydawały się ukryte dla zwykłego oka. Zacząłem badanie od starannie zabezpieczonego kikuta, który wyglądał nie tylko jak dzieło sztuki, ale także jak symbole profesjonalnej opieki medycznej, która troszczyła się o każdy szczegół tego procesu gojenia. Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, był sposób, w jaki kikut był zaopatrzony. Opaski i bandaże były ułożone równo i stabilnie, co sugerowało, że były one aplikowane przez doświadczonego specjalistę, który dbał o zapewnienie odpowiedniego podparcia i ochrony. Nie było żadnych luzów ani niedopasowań, co świadczyło o staranności w wykonaniu zabiegu i profesjonalizmie osoby go wykonującej. Kolejnym zaskoczeniem było doskonałe zrośnięcie kikuta. Tam, gdzie skóra spotykała się z kością, widoczna była jednolita linia, sugerująca, że proces gojenia przebiegł bez zakłóceń i komplikacji. Nie było żadnych widocznych zrostów czy nierówności, które mogłyby wskazywać na nieprawidłowości w gojeniu. To było jak arcydzieło natury, w którym ciało Koneko radziło sobie z procesem gojenia się w sposób harmonijny i efektywny. Ogromną ulgą było także brak jakichkolwiek objawów infekcji, takich jak ropa czy zaczerwienienie wokół rany. Skóra wokół kikuta była czysta i zdrowa, co świadczyło o tym, że proces gojenia przebiegał zgodnie z oczekiwaniami i bez żadnych powikłań. To był zdecydowanie bardzo zachęcający znak, który dodawał mi pewności siebie jako medykowi, ale także przynosił ulgę i nadzieję dla Koneko, że najtrudniejsza część jej podróży do zdrowia jest już za nią. Głębokie przyjrzenie się temu, jak skóra łączyła się z kością, było jak wnikanie w tajemnice funkcjonowania ludzkiego ciała. To, co zobaczyłem, było niemalże cudem medycznym. Proces gojenia przebiegł tak gładko i harmonijnie, że można było uwierzyć, że to nie była prawdziwa rana, a jedynie delikatny szew łączący dwie części ciała. Koneko miała na pewno ogromne szczęście, ale równocześnie trzeba przyznać, że jej organizm działał jak doskonale naoliwiona maszyna. Być może miała korzystne warunki do regeneracji, które sprzyjały szybkiemu i skutecznemu gojeniu się ran. Możliwe też, że jej ciało po prostu posiadało niesamowitą zdolność do samoleczenia, wyposażone w wszystkie narzędzia potrzebne do naprawy i odbudowy uszkodzonych tkanek.Jako medyk, nie mogłem nie docenić tego, jak skutecznie jej organizm poradził sobie z procesem gojenia się. To było jak obserwowanie mistrza sztuki, który wykonywał swoje dzieło z niesamowitą precyzją i skupieniem. Było to zaskakujące i budzące podziw zarazem, ukazujące potęgę i zdolności ludzkiego ciała do samoleczenia w obliczu największych wyzwań. Dla mnie to było również źródłem inspiracji i nadziei. Widok tak skutecznego procesu gojenia był jak obietnica, że nawet najtrudniejsze rany mogą być wyleczone, nawet największe przeszkody mogą być pokonane. To był dowód na siłę ludzkiego ducha i zdolność do przystosowania się do najtrudniejszych sytuacji, co tylko wzmocniło moje przekonanie o potędze medycyny i determinacji ludzkiego umysłu.

Gdy spojrzałem na palce Koneko i dostrzegłem, że wytworzyła drewniany klucz, ogarnęło mnie zdumienie i niedowierzanie. To było coś zupełnie niespotykanego, co przekroczyło granice mojej wyobraźni. Jak to możliwe, że potrafiła kontrolować i kształtować elementy drewniane? To było jak zjawisko prosto z legend, jak mistyczna moc wywodząca się z odległych czasów. Przez chwilę poczułem się jak w obliczu czegoś niezwykłego, niemożliwego do wytłumaczenia racjonalnie. Jak mogła opanować element drewna w stopniu, który pozwalał jej na manipulowanie nim tak swobodnie, jakbym manipulował własnymi dłońmi? To było jak dotknięcie czegoś mistycznego, coś, co wzbudzało we mnie mieszankę zdumienia, fascynacji i niepokoju.Zobaczyć, jak Koneko wykorzystuje tę zdolność, było jak ujrzenie czegoś wyjątkowego, co przekraczało granice zwykłej rzeczywistości. To było jak otwarcie drzwi do niezbadanych możliwości, które mogłyby zmienić oblicze świata, jeśli zostałyby odpowiednio wykorzystane. Było to dla mnie przeżycie niezwykłe i niezapomniane, które na zawsze pozostanie we mnie zapisane jako symbol tajemniczości i potęgi natury. Niedawna przegrana bitwa o Kotei i serię porażek w szpitalu polowym wyostrzyły moje emocje do granic możliwości. Byłem ogarnięty uczuciem smutku, zawodu i frustracji, które towarzyszyły mi każdego dnia. Widok rannych i umierających shinobi, których nie mogłem uratować, ciężar odpowiedzialności za ich życie, który spoczywał na moich barkach, ciążyły mi jak ciężkie łańcuchy. Wszystkie nasze wysiłki, cała determinacja i odwaga, które wkładaliśmy w walkę o Kotei, okazały się niewystarczające. Nasi wrogowie byli silniejsi, bardziej zorganizowani, lepiej przygotowani.

To uczucie bezsilności, kiedy widziałem, jak upada nasze miasto, było nie do zniesienia. Porażka ta sprawiła, że czułem się jakbym zawiodł swoich braci i siostry, których zobowiązałem się chronić. Dodatkowo, porażki w szpitalu polowym tylko pogłębiły moje emocje. Pomimo naszych najlepszych wysiłków, niektórzy pacjenci umierali na moich oczach, a inni cierpieli w mękach. To było jak uderzenie w moje serce, kiedy musiałem stawić czoła prawdzie, że nie mogłem uratować wszystkich. To uczucie bezradności i bezsilności gnębiło mnie każdej nocy, gdy zamykałem oczy i widziałem ich twarze w moich snach. Wszystkie te doświadczenia spowodowały, że moje emocje oscylowały między głębokim smutkiem a gniewem. Czułem się jakby moja dusza płonęła wewnętrznie, trawiąc mnie od środka. Ale mimo tych trudności, nie mogłem pozwolić, aby te emocje mnie zniszczyły. Musiałem znaleźć siłę, aby podnieść się z upadku i kontynuować walkę, bo w końcu to nasza determinacja i wiara w lepsze jutro mogą być kluczem do naszego przeżycia.
-Nie odpuścisz co? - westchnąłem z dezaprobatą -Byłem Medykiem w Bitwie o Kotei, tej przegranej, druzogcząco, byłem jednym z medyków w szpitalu polowym, jednak Dzicy byli silniejsi, znacznie silniejsi. Tak, więc jestem tutaj szukać siły i motywacji do działania, straszne rzeczy tam się działy, co szczęśliwsi skończyli tak jak Ty. - zamyśliłem się chwilę... tyle śmierci... -A co do ludzi pustyni i ich wynalazków to nie mam pojęcia, czy Ci pomogą, z tego co mi wiadomo osobiście znam tylko dwóch kuglarzy, myślę, że oni nie mieliby problemu z pomocą, ale jak reszta to nie wiem... W ogóle jak sobie radzisz bez tej ręki? Bez wykonywania pieczęci żywot Shinobi nie jest najłatwiejszy... Słyszałem o jednym triku, który możemy spróbować wykorzystać. Powiedz jakie pieczęci będziesz robić, ja za pomocą mojego sharingana postaram się skopiować ruchy Twojej ręki. Być może w ten sposób przywrócisz zdolności bojowe... - powiedziałem i zamyśliłem się. Rozmyślania nad tym, czy pomoc tej dziewczynie może stać się moim nowym sensem życia, zagłębiały mnie w wir myśli i emocji. Patrząc na Koneko, widziałem w niej nie tylko pacjentkę, ale potencjalnego symbolu nadziei i odrodzenia. Jej odwaga, determinacja i siła w obliczu przeciwności sprawiły, że zacząłem zastanawiać się, czy moje życie, które dotychczas skupiało się na walce i przetrwaniu, może znaleźć nowy cel w niesieniu pomocy innym. Pomaganie Koneko w jej drodze do zdrowia stało się dla mnie nie tylko obowiązkiem jako medyka ninja, ale także szansą na odnalezienie sensu w życiu. Może to właśnie moja misja, moje zadanie, które sprawi, że moje życie nabierze nowego znaczenia. Być może to, co zaczęło się od jednego spotkania, może stać się początkiem czegoś większego, co przyniesie nie tylko uzdrowienie Koneko, ale także mojej duszy. Ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że decyzja o poświęceniu się pomocy Koneko nie byłaby łatwa. Wiązałoby się to z rezygnacją z części mojego dotychczasowego życia, z oddaniem się nowym wyzwaniom i obowiązkom. Musiałbym być gotowy poświęcić wiele, aby pomóc Koneko osiągnąć pełne zdrowie i szczęście. Ale czy warto? Czy to naprawdę może być moje nowe powołanie? Te pytania stale krążyły w mojej głowie, prowokując mnie do dalszych refleksji i poszukiwania odpowiedzi.



0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

Obrazek
Stałam obok Shigemiego, zatopiona w jego słowach, które niosły ze sobą ciężar przeżyć, jakie mogłam jedynie próbować sobie wyobrazić. Krajobraz wokół nas, z wodospadem spływającym łagodnie po skalistym zboczu i delikatnym szumem wody, tworzył surrealistyczny, niemal niemożliwy do pogodzenia kontrast z brutalnością jego wspomnień. To, co mówił, miało w sobie coś z obrazów wojennych reporterów - bezpośrednie, surowe i niepozbawione emocji. Jego głos, nacechowany głębokim zmęczeniem, a momentami drżący od ukrywanych emocji, przekazywał więcej niż tylko słowa. Opowiadał o bitwie, która była chaosem na niewyobrażalną skalę, o krzykach rannych, które wypełniały powietrze, tworząc przerażającą symfonię cierpienia i bólu. Opowiadał o swojej desperacji, o nieustannej walce, nie tylko z wrogiem, ale i z ograniczeniami własnego ciała i umysłu, o próbach ratowania towarzyszy, którzy często byli już tylko cieniami ludzi, jakich znał. Pod jego delikatnym dotykiem, który teraz badał konsekwencje mojej własnej traumy, mogłam poczuć echo tamtej desperacji. Ręce, które obecnie sprawiały wrażenie takich czułych i precyzyjnych, kiedyś były zmuszone działać w pośpiechu, często bez nadziei na sukces. To była niewyobrażalna przemiana - od ról pełnych bólu i chaosu do tej, którą teraz pełnił, pełnej spokoju i koncentracji. W jego opowieściach, każdy detal, od zakrwawionych dłoni po jego zmaganie się z niemocą, kiedy kolejne życia przeciekały mu przez palce, malował obraz człowieka, który został nieodwracalnie zmieniony przez wojnę. Te wspomnienia, choć bolesne, były również testamentem jego siły i odwagi. Pokazywały jego nieustające poświęcenie, gotowość do niesienia pomocy w najtrudniejszych warunkach, co czyniło go nie tylko wybitnym medykiem ninja, ale też głęboko humanitarną postacią. Słuchając go, czułam, jak moje własne doświadczenia, ból i strata, które definiowały część mojej tożsamości, znajdowały dziwny rodzaj echa w jego słowach. To był moment, w którym nasze zupełnie różne życiowe ścieżki przecięły się, tworząc przestrzeń dla wzajemnego zrozumienia i empatii - połączenie, które wydawało się niemożliwe w tak przypadkowym spotkaniu.
Z każdym słowem Shigemi, opowiadającym o swojej wewnętrznej walce i poczuciu porażki po bitwie, czułam jak w moim sercu rośnie ciężar smutku i współczucia. Jego szczerość, z jaką dzielił się swoimi przemyśleniami o nieskuteczności swoich umiejętności, które do tej pory były jego największą bronią, otwierała przed mną nowy, bardziej ludzki obraz Shinobi, którego życie było nieustannym dążeniem do perfekcji. W jego tonie było coś, co przekraczało zwykłą frustrację; to był głęboki żal i rozczarowanie, nie tylko własnymi ograniczeniami, ale przede wszystkim nieuchronnością losu, który mimo wszystkich wysiłków, czasami prowadził do tragedii. Shigemi opowiadał o sobie z niespotykaną otwartością, pokazując, że nawet najbardziej doświadczeni i wydawałoby się niezachwiani wojownicy, mogą doświadczać momentów zwątpienia. Jego słowa malowały obraz człowieka, który po przejściach, które by wstrząsnęły każdym, starał się znaleźć sens w chaosie, który nie raz otaczał go podczas misji. Opowiadał o tym, jak starał się każdego dnia zapełnić luki, które pojawiały się w jego umiejętnościach, jak próbował nauczyć się na nowo, co to znaczy być pomocnym, kiedy wszystko wokół zdaje się rozpadać. To była rozmowa pełna emocji, która ukazywała Shigemiego w bardzo ludzkim świetle. Jego słowa sprawiały, że chciałam go pocieszyć, powiedzieć coś, co może złagodzić ból tej wewnętrznej walki, jednak równocześnie zastanawiałam się, jak ja sam mogę się odnaleźć w podobnych sytuacjach. Jego historie stały się dla mnie lustrzanym odbiciem moich własnych doświadczeń, w których także nie raz czułam się zagubiona i bezradna. Jego przejrzysta relacja o swojej bezsilności w obliczu ogromu cierpienia, jakie przynosi wojna i konflikt, zmuszała mnie do refleksji nad własnymi działaniami i przekonaniami. To nie była tylko rozmowa o przegranej bitwie, ale o życiu, które nieustannie wymaga od nas decyzji, na które nie zawsze jesteśmy gotowi.W jego głosie słychać było tęsknotę za tym, by znów czuć się skutecznym, by jego działania miały sens i były widoczne w bezpośrednich rezultatach. To był portret człowieka rozdartego między pragnieniem a rzeczywistością – pragnieniem ratowania życia a brutalną prawdą o ograniczeniach, jakie niesie los. Shigemi, w tej surowej, bezpośredniej rozmowie, stał się kimś więcej niż tylko shinobi; stał się symbolem wszystkich, którzy mimo porażek, nie przestają szukać drogi do lepszego jutra.
- Bardzo mi przykro, już nie będę Ci o to marudzić... -okazałam skruchę - - To spróbujmy coś nowego! dodałam, z entuzjazmem, jeśli to się powiedzie, będę mogła znowu tworzyć! - To może najpierw coś prostego, pieczęć WĘŻA! - krzyknęłam pełna entuzjamu, złożyłam swoją pieczęć, a właściwie kawałek swojej pieczęci i przyłożyłam do ręki Shigemiego, który robił drugą jej część, niestety zrobiłam to niedokładnie i troszkę się ześlignęłam, co sprawiło, że nic się nie zadziało, ale już za kolejnym razem udało się, poczułam to "coś" i zobaczyłam jak nogi Shigemiego zostały oplecione drzewem za pomocą techniki: Mokuton: Kouskou!
- Ojejku! Udało się, widzisz to?! UDAŁO SIĘ!!! JESTEŚ GENIUSZEM! - podskoczyłam, krzyknęłam jeszcze raz z radości, a z tego wszystkiego zapomniałam uwolnić go z techniki. - Już Cię uwalniam, przepraszam to pierwszy raz od wypadku, kiedy mogę zrobić coś więcej z drewna niż te klucze! - z moich oczu popłynęła łza, czysta łza szczęścia, wyglądało, że mój żywot się odmieni. Szkoda tylko, że będę wiecznie potrzebować kogoś obok siebie, aby to robić, ale lepszy rydz niż nic. Spróbowaliśmy jeszcze kilka razy, aby się zgrać, a następnie musiałam odpocząć, to było męczące zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jednak dawno nie byłam tak bardzo szczęśliwa jak teraz. Pomoczyłam troszkę nogi w wodospadzie i szybko podbiegłam do niego, aby spróbować jeszcze raz, bawiłam się tym prawie tak samo dobrze, a co ja mówię, bawiłam się tym lepiej niż jako dziecko, gdy pierwszy raz odkryłam, że mogę sprawić iż z nasionek wyrastają sadzonki, a przy okazji nauczyłam się nowej techniki! Jednak z wrażenia pociemniało mi przed oczami i osunęłam się na jedno kolano. Cholera znowu przesadziłam!
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
W momencie, kiedy pomysł zrodził się w moim umyśle, natychmiast poczułem silne emocje - od ekscytacji po pełne niepokoju. To było jak przebłysk inspiracji, który wypełnił mnie nadzieją, że może istnieć sposób, aby pomóc Koneko w przystosowaniu się do swojej nowej rzeczywistości. Wydawało się, że odkryłem coś wyjątkowego, co mogłoby całkowicie odmienić nasze podejście do jej sytuacji. Byłem zachwycony perspektywą, że moglibyśmy współpracować w taki sposób, wykorzystując moje umiejętności w formowaniu pieczęci oraz jej zdolności w walce. Wydawało się to logiczne - połączenie jej umiejętności bojowych z moimi zdolnościami medycznymi mogłoby stworzyć nową, silniejszą siłę. To było jak łączenie dwóch różnych światów w jedną, spójną całość. Jednakże nawet wśród tej euforii pojawiały się wątpliwości. Czy to naprawdę zadziała? Czy nasza współpraca będzie skuteczna w praktyce, czy to tylko idealistyczny pomysł? Ta niepewność gnębiła mnie, kiedy zastanawiałem się, czy jestem w stanie sprostać oczekiwaniom, które narzuciłem sobie i Koneko. Czułem na sobie ciężar odpowiedzialności za to, co się wydarzy, jeśli nasze wysiłki nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. Pomimo tych wątpliwości, nie mogłem zaprzeczyć, że sam pomysł był fascynujący. Był to moment, w którym poczułem się jak prawdziwy twórca, odkrywając coś nowego i niezwykłego. Ale czy to wystarczyło, aby pomóc Koneko pokonać jej przeszkody? Czy to naprawdę mogło stać się nowym sensem mojego życia? Te pytania towarzyszyły mi w moich rozważaniach, gdy starałem się ocenić, czy mój pomysł miał szansę na sukces. Gdy rozmyślałem o tym scenariuszu, moje wyobrażenia przeniosły mnie do świata pełnego możliwości i nadziei. Widziałem Koneko, jak z pełnym zaufaniem w moje umiejętności, używa mojej dłoni do tworzenia pieczęci. To było jak połączenie dwóch różnych światów - jej determinacji i mocy w walce oraz mojego doświadczenia w medycynie ninja. Wyobrażałem sobie, jak wspólnie tworzymy techniki, które pozwalałyby Koneko walczyć w sposób, który wcześniej wydawał się niemożliwy. To byłoby jak odkrycie nowego sposobu na wykorzystanie naszych umiejętności w sposób synergiczny, wzmacniający nasze możliwości i otwierający nowe horyzonty przed nami. Widziałem, jak pokonywaliśmy przeciwności losu zjednoczeni w wspólnym celu, stając się silniejszymi razem niż osobno. Jednakże nawet wśród tych wizji nadal drgała nuta niepewności. Czy to naprawdę mogło działać? Czy nasza współpraca mogłaby być wystarczająco efektywna, aby pokonać przeciwności, które postawiło przed nami życie? W mojej wyobraźni widziałem siebie i Koneko walczących z determinacją, ale nie mogłem się oprzeć wątpliwości, czy to było wystarczające, aby osiągnąć nasze cele. Ta mieszanka nadziei i niepewności towarzyszyła mi w moich rozmyślaniach, gdy starałem się ocenić, czy mój pomysł miał szansę na sukces. Był to moment głębokiego zastanowienia się nad możliwościami, jakie stoją przed nami, oraz nad tym, czy jesteśmy gotowi na podjęcie wyzwania, jakie niesie ze sobą nasza wspólna droga.

W moich oczach zaiskrzył się Sharingan, chciałem być bardziej dokładny podczas tych prób, trzeba było zminimalizować nasze błędy, chociaż i tak najpewniej one nastąpią. Jak pomyślałem tak zrobiłem, ona złożyła swoje pół pieczęci, ja złożyłem swoje, jednak nasze palce poślizgnęły się i nic z tego nie wyszło. Jednak druga próba była już znacząco lepsza. Za drugim razem poczułem jak moje nogi i dolny tułów zaczyna coś oplatać. Kiedy nasza próba składania pieczęci we dwójkę okazała się sukcesem, przeżyłem prawdziwą chwilę euforii. To uczucie triumfu, kiedy realizuje się pomysł, który wydawał się tylko odległym marzeniem, było niezwykle potężne. Chwyciłem się tego uczucia z całych sił, zafascynowany tym, że nasza wspólna praca i wysiłek przyniosły tak spektakularne rezultaty. Chwilowo zapomniałem o wszystkim innym, skupiając się wyłącznie na tym jednym, oszałamiającym momencie. Jednakże ta chwila euforii została szybko przyciemniona przez lekką panikę, która wkradła się do mojego umysłu. Nagle uświadomiłem sobie, że sukces nie przyszedłby bez kosztów, a skutki naszej próby mogą być znacznie bardziej złożone, niż początkowo się spodziewałem. Być może było to głupie z mojej strony, ale w tamtej chwili nie myślałem o konsekwencjach. Skupiłem się tylko na tym jednym, magicznym momencie triumfu. Jednakże, gdy euforia opadła, zaczęły przychodzić na myśl pytania. Czy zrealizowaliśmy nasz pomysł zbyt pochopnie, nie zastanawiając się nad potencjalnymi zagrożeniami? Czy ryzykowaliśmy czymś, co mogło mieć poważne konsekwencje? Zdawałem sobie sprawę, że może to być początek czegoś wielkiego, ale także może prowadzić do niebezpiecznych skutków ubocznych. W ten sposób chwila euforii została szybko przekształcona w moment refleksji i niepokoju. W momencie, gdy składaliśmy pieczęć, zupełnie nie zdałem sobie sprawy, że stałem się całkowicie bezbronny i zdany na łaskę Koneko. Uczucie, że nie mam kontroli nad swoim ciałem, przyszło tak nagle i gwałtownie, że niemalże odebrało mi oddech. To uczucie bezsilności było wręcz duszące, jakbym nagle stracił grunt pod nogami i znalazł się w nieznanym, groźnym świecie, gdzie nie miałem wpływu na swoje własne losy. Refleksja ta spowodowała u mnie szybką zmianę nastroju. Z ekscytacji i euforii, które towarzyszyły nam podczas udanego składania pieczęci, nagle przeistoczyłem się w stan lekkiej paniki. To, że stałem się niemalże bezruchomą marionetką, byłą dla mnie szokiem. Bezsilność, jaką czułem, była zupełnie nowym doświadczeniem, które szybko przerodziło się w uczucie niepokoju i zagubienia. Byłem uwięziony w swoim własnym ciele, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Moje ręce, które dotąd służyły mi do wykonywania skomplikowanych pieczęci, teraz pozostały nieruchome u boku. Moje nogi, które kiedyś dźwigały mnie na polu bitwy, teraz były całkowicie bezużyteczne. Nawet najprostsze czynności, które wcześniej wykonywałem z łatwością, teraz stały się niemożliwe. To było bardzo niekomfortowe i przytłaczające uczucie, które sprawiło, że poczułem się całkowicie bezbronny i odsunięty na margines wydarzeń. Popełniłem błąd. To zdanie powracało do mnie jak echo, brzmiąc coraz głośniej w mojej głowie. Zrozumiałem, że to, co wydawało się początkowo intrygującym pomysłem, teraz zamieniło się w pułapkę, w której sam się uwięziłem. Ta chwila euforii, która mnie ogarnęła, była jedynie złudzeniem, maskującym prawdziwe niebezpieczeństwo, które czaiło się za rozwinięciem naszego eksperymentu. Być całkowicie zależnym od Koneko było zupełnie odwrotne od mojej natury jako ninja. Od zawsze starałem się być niezależny, radzić sobie samodzielnie i nie uciekać się do cudzych łask. Teraz jednak znalazłem się w sytuacji, w której moja własna niezdolność do ruchu czyniła mnie całkowicie zależnym od innej osoby. To było upokarzające i frustrujące jednocześnie. Czułem się skrępowany, jakbyśmy wpadli w sidła jakiejś intrygi, której nie potrafiliśmy przewidzieć. Niepewność co do tego, co dalej, paraliżowała moje myśli i działania. W jednej chwili straciłem kontrolę nad sytuacją, a teraz musiałem stawić czoła konsekwencjom mojego błędu. To była dla mnie lekcja na przyszłość. Musiałem nauczyć się zachowywać zdrowy rozsądek nawet w najbardziej ekscytujących momentach. Nie wolno mi było pozwolić, aby emocje przyćmiły mi ocenę sytuacji i prowadziły do podjęcia impulsywnych decyzji.
-Całkiem to przydatne. - skwitowałem sucho, jednak gdy wspomniała o moim geniuszu uśmiechnąłem się pogodnie pierwszy raz od nie wiem kiedy, cofnęła technikę, a następnie kolejny raz spróbowaliśmy i się udawało. Chciałem trochę przystopować jej zapędy do wykorzystania chakry, aby to się źle nie skończyła, ale widziałem, że sama się opanowała. Uśmiechnąłem się, to było ciekawe doświadczenie. Zauważyłem, że jeszcze postanowiła spróbować jeszcze raz. Miałem wrażenie, że to może być o jeden raz za dużo, ale nie mi oceniać, technika została wykonana, ale Koneko zatoczyła się i musiałem ją łapać, aby się nie przewróciła. Zużyła za dużo chakry ewidentnie. Położyłem ją na trawie i podniosłem jej nogi i położyłem pod nią kłodę.
-Ech, no entuzjazmu nie można Ci odmówić dziewczyno... - uśmiechnąłem się i usiadłem obok, wiedziałem, że nic jej nie będzie, ale jeśli jednak nie budziła się zbyt długo to użyję techniki leczenia.



0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

Obrazek
W jedno popołudnie, które przyniosło więcej emocji i zmian niż niejedne długie dni mojego życia, znalazłam się na krawędzi nowego początku i bezpośrednio zmierzyłam się z granicami mojej wytrzymałości. Stojąc obok Shigemiego przy wodospadzie, po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam, jak odzyskuję kontrolę nad swoimi umiejętnościami związanych z elementem drewna. Jego wsparcie i obecność wydawały się magnesem, który przyciągał do siebie moją rozproszoną energię i pomagał ją konsolidować.Euforia, którą poczułam, gdy wspólnie udało nam się złożyć pieczęcie, była przytłaczająca. Chociaż to tylko jedno popołudnie, wydawało się mieć wagę i intensywność całego życia. W tym krótkim czasie, moje zdolności, które wydawały się być uśpione lub nieosiągalne, nagle powróciły z pełną siłą, a ja, porywana chwilą, zdecydowałam się na kolejny test bez należytego odpoczynku. Moje serce biło jak szalone, każde uderzenie pompujące adrenalinę i ekscytację przez moje żyły. Czułam, jak moja energia wewnętrzna, zasilana odnowioną mocą elementu drewna, krąży w moim ciele, ożywiając każdą komórkę. Było to uczucie, które trudno opisać słowami – mieszanka triumfu, ulgi i niesamowitej siły. Pragnienie, by przetestować moje odzyskane zdolności, było nie do powstrzymania. Zdecydowałam się na wykonanie kolejnej techniki, tej trudniejszej, która wymagała jeszcze większej koncentracji i precyzji. Moje palce, zwinne i pewne, szybko zaczęły formować kolejne pieczęcie, a ja z zapartym tchem skupiałam się na każdym szczególe, na każdym ruchu. Atmosfera wokół stała się gęsta od skoncentrowanej energii, a powietrze wibrowało od napięcia. Wreszcie, zakończyłam sekwencję, czując, jak ogromna fala mocy wypływa ze mnie, niemal fizycznie materializując się w powietrzu. To była chwila, w której wszystko stanęło w bezruchu - czas wydawał się zatrzymać, a ja stanęłam w centrum tego niewidzialnego wiru energii.Przystąpiłam do wykonania zaawansowanej techniki, która wymagała pełnego skupienia i precyzyjnego manipulowania chakrą. Każdy ruch był dla mnie próbą siły i determinacji, próbą odbudowania samej siebie po trudach, które przeszłam. Gdy technika została ostatecznie zastosowana, poczucie sukcesu szybko zostało zastąpione przez nagłe osłabienie. Moje ciało, nieprzyzwyczajone do tak intensywnego wysiłku po przerwie, szybko dało o sobie znać.
Nie miałam czasu na radość czy ulgę - moje kolana ugięły się, a świat zaczął ciemnieć przed moimi oczami. Ostatnie, co pamiętam, zanim straciłam świadomość, to szybki ruch Shigemiego, który instynktownie próbował mnie złapać i złagodzić mój upadek. Jego troska i gotowość do pomocy, widoczne nawet w tych chaotycznych i niepewnych chwilach, były dla mnie zarówno pocieszające, jak i lekko zawstydzające. Wiedziałam, że przesadziłam, że powinnam była lepiej zważać na swoje granice. Gdy odzyskałam świadomość, leżałam na miękkim mchu, a chłodna bryza z wodospadu delikatnie łagodziła moje rozpalone skronie. Shigemi siedział obok, pilnując, bym dobrze się czuła, zanim ponownie wstanę na nogi. To krótkie popołudnie, choć pełne triumfu i ponownych odkryć, było też dla mnie przypomnieniem, że każda próba, nawet najbardziej spektakularna, wymaga poszanowania własnych fizycznych i psychicznych granic. Z każdym kolejnym oddechem, czułam, jak moje siły powoli wracają, a w sercu kiełkowała wdzięczność - za obecność przyjaciela, który nie opuścił mnie nawet, gdy sama siebie naraziłam na niebezpieczeństwo. To popołudnie nauczyło mnie również, że każda lekcja, nawet ta najbardziej bolesna, jest cenna i przynosi nową wiedzę, która pomoże mi w przyszłości być silniejszą, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
-Znowu mnie poniosło... -powiedziałam smutno i ziewnęłam patrząc po słońcu i rosie był wczesny ranek, przespałam całą noc! Ale obciach, chwila, a on gdzie? Shigemi siedział obok, pilnując, bym dobrze się czuła, zanim ponownie wstanę na nogi. To krótkie popołudnie, choć pełne triumfu i ponownych odkryć, było też dla mnie przypomnieniem, że każda próba, nawet najbardziej spektakularna, wymaga poszanowania własnych fizycznych i psychicznych granic. Z każdym kolejnym oddechem, czułam, jak moje siły powoli wracają, a w sercu kiełkowała wdzięczność - za jego obecność, gdyż nie opuścił mnie nawet, gdy sama siebie naraziłam na niebezpieczeństwo. To popołudnie nauczyło mnie również, że każda lekcja, nawet ta najbardziej bolesna, jest cenna i przynosi nową wiedzę, która pomoże mi w przyszłości być silniejszą, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Ale czy na pewno? To nie pierwszy już raz odwaliłam taki numer- - Przepraszam, że musiałeś tu siedzieć całą noc i dziękuję. dodałam, dodałam z pokorą - Ale jestem głooodna, rany... - westchnęłam głośno i zaczęłam się rozglądać, czy nie ma tu czegoś jadalnego, bo oczywiście kanapek nie zabrałam. Jak na złość nie było w zasięgu wzroku nic, kompletnie nic do jedzenia, chyba będę musiała zapić głód i udać się powoli do miasta. Jednak po sekundzie wróciło mi wspomienie jak mogłam znowu tworzyć drewnianą materię.
-To było cudowne, móc znowu tworzyć, ja... ja...! - głos mi się złamał, a ja się rozbeczałam konkretnie, pusty żołądek nie pomagał w hamowaniu mojego temperamentu. - Myślałam, że nigdy już nie uda mi się tego zrobić! - powiedziałam przecierając oczy i szukając jakiegoś listka, aby się porządnie wysmarkać. Byłam głodna, ale szczęśliwa, bardzo szczęśliwa.
Obrazek
0 x
Awatar użytkownika
Shigemi
Posty: 265
Rejestracja: 22 sie 2022, o 01:48
Wiek postaci: 19
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Zeref
Widoczny ekwipunek: Torba medyczna i plecak,

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Shigemi »


Obrazek
Gdy spostrzegłem Koneko, jak z trudem oddycha po intensywnym treningu, natychmiast w moim sercu zapanował niepokój. Jej blade oblicze i drżenie ciała jasno świadczyły o jej wyczerpaniu. To nie była zwykła zmęczona po treningu, to był przekroczenie granic wytrzymałości, coś, co mogło prowadzić do poważniejszych problemów zdrowotnych. Byłem świadomy, że to przesada z wysiłkiem mogła przynieść niekorzystne konsekwencje, a jej organizm osiągnął już granice wytrzymałości. Patrząc na jej cierpienie, serce zabiło mi mocniej, a wewnętrzny niepokój narastał, jak fala, która staje się coraz wyższa i gwałtowniejsza. Widok jej oblicza, które straciło swój naturalny rumień, a zastąpiło go bladym odcieniem, sprawił, że każdy nerw w moim ciele stanął na baczność. Jej drżące ciało sugerowało, że jej siły opadają, że jej organizm jest na granicy wytrzymałości. To nie był czas na wahania czy zwłokę - musiałem działać szybko, aby zapewnić jej pomoc i wsparcie, którego teraz najbardziej potrzebowała. Gdy moje oczy śledziły jej postać, poczułem, jak wewnętrzne napięcie narasta, gotowe do działania, gotowe do reakcji na każdy znak, który mogłaby wysłać. Kiedy nagle straciła przytomność i opadła na ziemię, moje serce zamarło na moment. Pierwszy instynkt podpowiadał mi, abym natychmiast podbiegł do niej i sprawdził jej stan. Chciałem zająć się jej zdrowiem, znaleźć sposób na jej szybkie wzmocnienie. Ale zaraz potem zdałem sobie sprawę, że nie mogę zapominać o swojej roli jako opiekun. Zatem opanowałem się, zachowując spokój, i natychmiast podszedłem do niej, starając się ustalić, czy to tylko omdlenie związane ze zmęczeniem, czy może coś poważniejszego. Gdy ustaliłem, że Koneko tylko zasnęła ze zmęczenia, ulżyło mi nieco. Ale to tylko początek moich zmartwień. Wiedziałem, że muszę czuwać przy niej całą noc, dbając o jej bezpieczeństwo i komfort. Pilnowałem, aby jej ciało nie wystawić na zbyt duże ochłodzenie, tak więc nakryłem ją dodatkową warstwą ubrania i kołdrą. Sprawdzałem jej temperaturę co jakiś czas, aby upewnić się, że nie ma gorączki, ani też nie zmarznie. Jednocześnie stale śledziłem otoczenie, czuwając nad bezpieczeństwem naszego miejsca pobytu. Niepewność co do możliwych zagrożeń ze strony dzikich zwierząt czy innych niebezpieczeństw sprawiła, że nie mogłem całkowicie zrelaksować się nawet przez chwilę. Byłem skoncentrowany na zapewnieniu bezpieczeństwa Koneko, gotowy do natychmiastowej reakcji w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia. Całą noc spędziłem przy Koneko, czuwając nad jej snem i modląc się o jej szybkie wyzdrowienie. To był dla mnie czas głębokiego zastanowienia nad naszą sytuacją i decyzjami, które podjęliśmy. Być może to był również czas, w którym zrozumiałem, jak bardzo zależy mi na jej bezpieczeństwie i zdrowiu, i jak bardzo chcę jej pomóc w pokonywaniu trudności.
-Jak znowu?! - zapytałem lekko zaspanozmęczonym, ale wyraźnie zszokowanym głosem -Czy Ty właśnie powiedziałaś, że już Ci się to zdarzyło, że wypłukałaś się z całej chakry i dalej się nic nie nauczyłaś? - westchnąłem z wyraźną dezaprobatą: -Masz, tutaj dwie pigułki, jedna na głód, druga na uzupełnienie chakry i już nie świruj proszę Cię, nie spałem całą noc, ledwo żyję, trzymaj wartę muszę się zdrzemnąć. - powiedziałem i podałem jej pigułkę żywnościową oraz pigułkę z chakrą.
-Naprawdę, proszę bez głupot, cieszę się Twoim szczęściem, ale jak będę spać to nie będę mógł Ci pomóc, jeśli znowu coś odwalisz...

Po całonocnym czuwaniu przy Koneko, moje ciało było dosłownie wytężone do granic możliwości. Każdy mięsień krzyczał z bólu, a każdy oddech sprawiał trudność. Byłem jak zombie, w którym tylko automatyzm trzymał mnie na nogach. Ciężar zmęczenia był niemal namacalny, jakby grawitacja zwiększyła swoje działanie, ciągnąc mnie w dół. Nawet najmniejszy ruch sprawiał trudność, a każdy oddech był jak walka z przeciwnością. W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli, każe mi przypominały o tym, czy zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, aby zadbać o Koneko. Czy mogłem zapobiec jej wyczerpaniu? Czy mogłem działać szybciej, lepiej, skuteczniej? Nawet kiedy próbowałem odpocząć, myśli te nie dawały mi spokoju, gnębiąc mnie swoją niepokojącą obecnością. Gdy w końcu Koneko się obudziła i zaczęła rozmawiać, słysząc jej słowa, które wydobyły się z jej ust, przez chwilę poczułem się jak sparaliżowany. Nie mogłem uwierzyć, że to nie była pierwsza taka sytuacja, że już wcześniej zużywała zbyt dużo chakry korzystając z elementu drewna. To wywołało we mnie mieszane uczucia - zaskoczenie, że byłem świadkiem czegoś, co miało miejsce wcześniej, ale także zaniepokojenie, że taka sytuacja miała miejsce już wcześniej, a ja nie zdążyłem się dowiedzieć. Czułem się jakbym zawiodł, że nie zdołałem zapewnić jej wystarczającego wsparcia, aby uniknąć takiego nadmiernego wysiłku, który mogłaby ponieść. To było jak uderzenie, które przypomniało mi, że nasza walka o jej zdrowie i dobrostan będzie wymagać jeszcze większego zaangażowania i uwagi. Było to jakby wyzwanie, które postawiło mnie przed pytaniem, czy jestem gotowy na taką odpowiedzialność, czy jestem zdolny sprostać jej wymaganiom i potrzebom, zwłaszcza, że jest taka nieprzewidywalna. Nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem.

0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Koneko
Posty: 124
Rejestracja: 17 lut 2024, o 15:15
Ranga: Doko
Krótki wygląd: Jak w avku, UWAGA BRAK LEWEJ RĘKI na wysokości przedramienia!

Re: Skalisty Wodospad

Post autor: Koneko »

Obrazek
P o odzyskaniu przytomności, pierwsze, co poczułam, było intensywne zaczerwienienie na mojej twarzy spowodowane głupotą i zażenowaniem z sytuacji, w której się znalazłam. Leżałam bezwładnie, przytomna już, ale wciąż osłabiona, starając się zebrać myśli i otrząsnąć z wstydu. Moje policzki paliły się od ciepła, które wywoływała wewnętrzna frustracja i złość na siebie samą. Jak mogłam pozwolić sobie na tak lekkomyślne zachowanie, przeciążając swoje ciało i ducha do granic możliwości bez potrzeby?
Stojąc tam, na skraju skalistego jeziora, otoczona ciszą tylko przerywaną szumem wodospadu, moment przyjęcia pigułek od Shigemiego miał dla mnie niemal symboliczny wymiar. Jego gest, choć prosty i praktyczny, niosł ze sobą głębsze znaczenie. Był to dla mnie nie tylko fizyczny akt przywracania energii i odżywiania mojego ciała, ale także przypomnienie o konieczności zachowania ostrożności i rozwagi w działaniu. Otrzymane od Shigemiego pigułki, jedna pełniąca funkcję racji żywnościowej, a druga mająca na celu uzupełnienie chakry, były jak dwa klucze do mojego szybszego powrotu do pełni sił. Kiedy wzięłam je do ręki, poczułam chłód ich powierzchni i lekki metaliczny posmak na palcach. Te małe, twarde przedmioty miały teraz pomóc mi stanąć na nogi po moim niedawnym wyczerpaniu. Serce waliło mi mocno w piersi, kiedy po raz kolejny przemyślałam swoje poprzednie działania. Chwila słabości, moment braku kontroli, a potem ten niewielki czyn - przyjęcie pomocnej dłoni. To wszystko składało się na obraz, który miałam przed oczami: obraz Koneko, która wciąż się uczyła, wciąż stawała się silniejsza, nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Gdy połykałam pierwszą pigułkę, rację żywnościową, jej efekty były niemal natychmiastowe. Substancja w środku, skompresowana i skoncentrowana, zaczęła się rozpuszczać w kontakcie z ciepłem mojego ciała. Poczułam, jak składniki odżywcze szybko wchłaniają się do mojego krwiobiegu, jak rozlewają się po moich mięśniach, dając mi nową siłę. Było to odczucie porównywalne z delikatnym, ale konsekwentnym przypływem ciepła, które rozchodziło się od środka mojego ciała na zewnątrz. Następnie przeszłam do drugiej pigułki – tej uzupełniającej chakrę. Ta była inna w dotyku, bardziej gładka i cięższa, jakby niosła w sobie obietnicę głębszego uzdrowienia. Gdy zniknęła w moim ustach, czekałam na ten specyficzny moment, kiedy energia zacznie znowu swobodnie płynąć przez moje meridiany chakry. Nie trzeba było długo czekać. Mrowienie, które zaczęło się w miejscu, gdzie pigułka się rozpuściła, szybko przekształciło się w pełnoprawny strumień energii, który przebiegał przez moje ciało z nową, ożywczą siłą.-Byłam tak głodna, że nie zważałam na jego pytania i obiekcje w moim temacie, jednak teraz postanowiłam mu odpowiedzieć:
-Tak, raz mi się to już zdarzyło jak pomagałam w szpitalu grupie śmiertelnie chorych dzieci, chciałam, aby każdy miał ode mnie mały podarunek i nie wiem nawet kiedy, ale skończyłam jak przed chwilą. - Zatrzymałam się tutaj, i spojrzałam przepraszajaco, czułam się winna, że wymarzł - Będę grzeczna śpij słodko! - powiedziałam przecierając oczy i zachwycając się pięknem przyrody budzącej się do życia. A może by tak spróbować jeszcze czegoś nowego? Będę teraz ostrożniejsza.
Nie mogłam długo wytrzymać, ten pomysł chyba już we mnie kiełkował podczas tego jak byłam nieprzytomna, wymyśliłam technikę, coś co może mi pomóc z moją niepełnosprawnością. Zaczęłam powoli skupiać moją chakrę w okolicach przedramienia. Chciałam wyhodować na niej coś na zasadzie dodatkowej warstwy skóry, która mogłaby mnie chronić, ale też którą mogłabym poruszać. Na początku hodowanie roślinnych komórek na mojej skórze szło mi bardzo topornie, te które się pojawiały potrafiły pokryć tylko niewielki kawałek mojej skóry i wręcz natychmiast usychały i z niej spadały. Postanowiłam odetchnąć chwilę napić się odświeżającej wody ze źródełka i spróbować ponownie. Skupienie chakry na mojej dłoni i hodowla komórek. Rośnij roślinko! Rośnij! - mówiłam sobie w myślach, byłam bardzo zdeterminowana i starałam się jak najbardziej przesyłać chakrę w tym kierunku. Po czasie zauważyłam, że coraz większe połacie mojej ręki były pokryte drewnem. Z czasem opanowałam całość mojego przedramienia i ramienia pokryte Mokutonem rozpoczęłam skupianie się na procesie wzrostu komórek, aby ukształtować brakujący kawałek przedramienia i dłoni. Nie było to proste, jednak z każdą kolejną próbą udawało mi się stworzyć palcopodobne kształty. Następnym kierunkiem było sprawić, aby się poruszały. To było bardzo trudne, kontrolowanie wzrostu i pokrywania ramienia powłoką z drewna i łyka i pokrywanie ich wytrzymałą korą było trudne, ale sprawienie, żeby mieć stawy. To było dopiero zadanie wręcz niewykonalne. Zrobiłam sobie kolejną przerwę, położyłam się na trawie i obserwowałam piękne korony drzew delikatnie bujające się w rytm porannego zefirku. Odetchnęłam głośno i głęboko. Wraz z oddechem przyszło natchnienie. Postanowiłam w ramach palców umieścić młode gałązki, których elastyczność pomagała im pokonać przewrotny los. Po kilku próbach zaczynało to nabierać kształtu. Jednak wymagało to jeszcze troszeczkę doszlifowania co też czyniłam bardzo uważnie, chyba nawet zbyt uważnie. Ale dzięki temu w końcu moja ręka wyglądała imponująco, tak jak powinna - pięknie.
Obrazek
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Shinrin”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości