Najdalej wysunięta na północ prowincja Prastarego Lasu. Obszar ten jest zamieszkiwany oraz kontrolowany przez Ród Senju. Prowincja w ogromnej części pokryta jest lasem, który jest schronieniem zarówno dla zwierząt jak i ludzi w nim żyjących. Shinrin od zachodu graniczy także z „niezbadanymi terenami” co może w przyszłości zaowocować potyczkami zbrojnymi. W prowincji rozwinięte jest głównie zbieractwo oraz łowiectwo.
Spacerując obok Okamiego przez tętniące życiem miasteczko, poczułam, jak każdy krok na jego brukowanych uliczkach przynosi mi nowe wrażenia i inspiracje. Odwiedziny w innych miejscach, szczególnie po długim czasie spędzonym w zaciszu rodzimej wioski, zawsze były dla mnie jak powiew świeżego powietrza. To, co wydarzyło się w wielkiej puszczy, długo nie dawało mi spokoju, ale teraz, oddalona od tych wspomnień, mogłam zanurzyć się w całkiem nowym świecie. Miasteczko, choć obce, wydawało się niezwykle żywe i kolorowe. Obserwując mieszkańców w ich codziennych zajęciach, zauważyłam, jak każdy z nich był skoncentrowany na swoich sprawach, nie zważając na obcych przechadzających się po ich rynku. To było fascynujące, jak bardzo różni ludzie mogli współistnieć w jednym miejscu, każdy z własnym celem, ale jednocześnie tworząc spójną wspólnotę. Poruszając się wśród kupców i podróżników, dostrzegłam różnorodność towarów oferowanych na każdym kroku. Egzotyczne owoce, które nigdy wcześniej nie widziałam, przyprawy wydobywające zapachy obiecujące nieznane dotąd smaki, rękodzieła miejscowych artystów, które były dowodem ich niezwykłych umiejętności i kreatywności. To wszystko sprawiało, że z każdą minutą coraz bardziej byłam zafascynowana tym miejscem. Największe wrażenie zrobił na mnie port. Drewniane budynki pokryte strzechą, stare magazyny, w których gromadzono towary z odległych zakątków świata. Mieszkańcy i przyjezdni korzystali z chwili przerwy, pluskając się w chłodnych falach morza. Radość płynąca z tych prostych przyjemności była zaraźliwa; nawet ja, mimo skłonności do zachowania powagi, poczułam jak napięcie i stres zaczynają mnie opuszczać. Patrząc na Okamiego, który również zdawał się być zafascynowany otoczeniem, zastanawiałam się, co może chodzić mu po głowie. Może podzielał moje uczucia, może jego myśli były zupełnie inne, ale w tym momencie obydwoje byliśmy pochłonięci magią tego miejsca. Chociaż wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na zbyt długie oddalenie od realiów naszej misji, to jednak ten krótki moment w Gengoro pozwolił mi zrozumieć, że każde nowe doświadczenie jest cenną lekcją. To właśnie te chwile ukazywały mi, jak bardzo różnorodny i pełen niespodzianek jest świat – a moja rola, jako kunoichi, to nie tylko walka i obrona, ale także nauka i doświadczanie, które kształtują mnie jako wojowniczkę i człowieka. W chwili, gdy dostrzegłam scenę tak okrutną, serce zamarło mi na moment z przerażenia i złości. Przez całe moje życie, jako członkini klanu Senju, miałam głęboko zakorzeniony szacunek dla wszystkich form życia, a drastyczny obraz przed moimi oczami był druzgocący. Krew w moich żyłach zaczęła się gotować, gdy patrzyłam na bezbronne kociątko, które teraz było zabawką w rękach okrutnych dzieci. Mój umysł, zazwyczaj opanowany i skoncentrowany na ochronie i pielęgnacji natury, teraz był zalany falą gniewu. To nie było tylko o obronę małego kota, ale o obronę wszystkiego, co uznawałam za święte i ważne w życiu – miłości, współczucia i szacunku dla każdej istoty. Nie mogłam stać bezczynnie, gdy niewinność była tak brutalnie deptana.Reakcja Okamiego, jego gotowość do działania bez wahania, również przyniosła mi dziwny komfort. Było to przypomnienie, że nie jestem sama w swoich przekonaniach i że są inni, którzy także będą stanowić barykadę przeciwko takim okrucieństwom. -Nie, na pewno nie będziemy tylko stać, łap kociaka ja ich spiorę, uważaj będzie mokro! odpowiedziałam, gdy moje dłonie, znane z tworzenia życia, teraz były gotowe do obrony słabych. Podejmując szybkie kroki w stronę bandytów, każdy mój ruch był pełen determinacji, by zapobiec kolejnej tragedii. Skupiłam chakrę i postanowiłam wykonać technikę, jednak chciałam się podkraść na tyle blisko, aby być w zasięgu techniki. -Ej! Wy parszywe, najgorsze śmiecie!- gdy się odwrócili postanowiłam wypluć wodę w tego co trzymał nóż - Suiton: Teppōuo- miało go zmoczyć i zszokować, jak wiemy podstawowa zasada ninja, działaj z zaskoczenia! Następnie dołączyłam do Okamiego, szybkim biegiem planuję kopnięciem w twarz powalić mokrego przeciwnika z nożem, tak aby Ookami mógł mu zabrać kotka i uciec. Moja postawa była teraz stanowcza i gotowa do interwencji. To był moment, w którym mój trening, moje umiejętności i moje moralne przekonania miały się połączyć w jedno działanie. Byłam gotowa użyć swojej chakry, by powstrzymać rękę chłopca z nożem, nim spowoduje więcej szkód. Chciałam nadepnąć mu na przedramię, gdzie trzymał nóż, aby z bólu go wypuścił następnie, jeśli to możliwe złapać ten nóż i przystawić mu do gardła, miałam nadzieję, że ta pokazówka dodatkowo zszokuje ich ekipę i da czas Ookamiemu na ratunek małej, puchatej kulki, a później zajmę się samosądem osobiście! -Zatłukę Was tak jak zrobiliście to temu kotkowi!- oj byłam wściekła, chciałam wymierzyć sprawiedliwość tu i teraz mimo, że było ich więcej. Moje słowa były próbą dotarcia do ich sumień lub chociażby do ich strachu, jeśli takowe posiadały. Chciałam wierzyć, że nawet w sercach zatwardziałych młodzieńców jest iskierka dobra, która może być rozbudzona, będę musiała działać, by ochronić bezbronne życie przed brutalnością. Bez względu na konsekwencje, wiedziałam, że nie mogę pozwolić na dalsze okrucieństwo – moja misja jako kunoichi to nie tylko walka z wrogami, ale także obrona niewinnych. Jeśli się nie wycofali z całej siły uderzam rękojeścią noża w nos tego dupka, aby go wyłączyć z rozgrywki, a następnie skupiam się na jego towarzyszach. Chakra 106-12=94
opis Jedna z najprostszych technik z zakresu Suiton. Po zebraniu chakry w ustach wypluwamy prosty strumień wody. Nie wyrządzi on krzywdy przeciwnikowi, ale z pewnością ugasi nieduży ogień lub porządnie zmoczy oponenta.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Tamtego dnia, na skraju miasteczka, w miejscu, gdzie cienie były równie ciężkie jak groza unosząca się w powietrzu, wszystko zdawało się stanąć w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie. Trzymając nóż przy szyi chłopca, którego oczy rozszerzały się z przerażenia, czułam, jak moje serce bije szybko i gwałtownie. Gniew, który pulsował w moich żyłach, był odpowiedzią na brutalność, z jaką potraktowano bezbronne stworzenie. To nie była tylko walka o życie kociątka; to była walka o zachowanie tego, co w życiu najcenniejsze - współczucia, miłości do najsłabszych, obrony niewinności.
Okami, trzymając małe, przerażone kocię w swoich ramionach, stanowił ostoję spokoju obok mojej burzliwej furii. Jego postawa gotowości do działania była dla mnie dodatkowym wsparciem. Wiedziałam, że mogę na nim polegać, że razem możemy stawić czoła tej niesprawiedliwości. Jego obecność była cichym przypomnieniem, że wciąż istnieją ludzie, którzy nie odwrócą wzroku, kiedy inni cierpią. Powietrze było gęste od napięcia, które można było niemal kroić. Każdy oddech wydawał się cięższy, każde słowo miało większe znaczenie. Atmosfera napięcia sprawiała, że każdy ruch, każde mrugnięcie oka było przesycone emocjami. Wpatrywałam się w oczy chłopca pod moim nożem, próbując odnaleźć w nim choćby ślad skruchy, choćby najmniejsze rozumienie tego, jak jego działania wpłynęły na niewinne życie. Moje myśli krążyły wokół kociątka, jego bezsilności i cierpienia, które musiało przejść. W moim sercu tlił się płomień determinacji, by chronić takie istoty, które same nie mogą walczyć o swoje życie. Było to coś więcej niż tylko impuls - to była głęboko zakorzeniona potrzeba obrony niewinności, która kierowała każdym moim działaniem. Obok mnie, Okami, choć młodszy i mniej doświadczony, był gotów do działania. Jego młodzieńcza energia i determinacja były niewypowiedzianym źródłem siły. Jego gotowość, by stanąć u mojego boku i walczyć, była dowodem na to, że nawet w mroku najcięższych chwil można znaleźć sojuszników, gotowych stawić czoła złu. W tej chwili, trzymając nóż, a w sercu nosząc ciężar odpowiedzialności, byłam gotowa zrobić wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić bezpieczeństwo i ochronę tym, którzy nie mogą bronić się sami. Nie chodziło tylko o kocię, chodziło o każdą istotę czującą i potrzebującą ochrony. W tym momencie, w tym miejscu, z napięciem ściśniętym w powietrzu, wiedziałam, że nie cofnę się przed niczym, by stać po stronie dobra. Gdy usłyszałam za sobą głos, który sprawił, że moje serce na moment zatrzymało się, odwróciłam głowę, aby zobaczyć zapijaczonego mężczyznę, który pogrążał się w swojej złości i frustracji. Jego słowa, nasycone groźbami i wulgaryzmami, były jak krople goryczy spływające po ścianach mojej determinacji. To był ojciec jednego z chłopców, równie zepsuty i zatwardziały jak jego potomstwo. -Bawić?! Torturowanie bezbronnych to jest zabawa?! A Ty jak się teraz gnoju bawisz? Tak samo dobrze jak ten kotek, a teraz powinnam na Twoich oczach wypatroszyć Ci starego, żeby się rachunki wyrównały! - wrzasnęłam i z furią spojrzałam na starego pijaka - zjeba. Spoglądając na starego mężczyznę, poczułam tylko pogardę. Jego brudna, ogorzała twarz, tłuste włosy i pusty wzrok były odrażające. A jego słowa, które miały zastraszyć, tylko wzmacniały moją determinację, by zakończyć to przemocą, jeśli będzie trzeba. -Robię to co Ty dawno jako ojciec powinieneś zrobić! WYCHOWUJĘ, psami mnie nie strasz, bo jak podniesiesz na mnie rękę to cię zeżrą i wysrają zanim wytrzeźwiejesz i na gównie z Ciebie tylko chwast wyrośnie i to tępy tak samo jak TY! – powiedziałam stanowczo, nie odpuszczając chłopcu ani staremu. Moje słowa były pełne zdecydowania, choć moje serce łkało nad brutalnością tej całej sytuacji.
Ookami, choć młody i nieraz nierozważny, w tej chwili wydawał się jak skała – stabilny i gotowy do działania. Razem stanowiliśmy front przeciwko zepsuciu i okrucieństwu, które próbowało otoczyć to małe, białe kociątko. Nie chcieliśmy wywoływać większego zamieszania, ale byliśmy gotowi na wszystko, by chronić niewinne życie. Wiedziałam, że każda decyzja, którą teraz podejmiemy, może mieć dalekosiężne konsekwencje. Ale też wiedziałam, że nie mogę pozwolić, aby zło triumfowało tam, gdzie mogę je zatrzymać. -Ookami łap jego mamę i uciekamy! odpowiedziałam i ruszyłam za nim, nie mogłam się tutaj bić więcej -A Wy! Jak jeszcze raz usłyszę, że znęcacie się nad słabszymi to na Susanoo klnę się w worku utopie!- i ruszyłam za Ookamim oczywiście obserwując otoczenie, nie chciałam wystawić siebie ani młodego na atak, mieliśmy tylko uratować kotka. Teraz najważniejsze było znaleźć Saruzena. W momencie, gdy spokój powoli zaczynał powracać, a serce nie biło już tak gwałtownie, wszechogarniające emocje zaczęły mnie zalewać falami. Uczucie ulgi, że udało się zapobiec tragedii, mieszało się z ciężarem, który nosiłam przez całą konfrontację. Przyglądając się kocięciu bezpiecznemu w ramionach Okamiego, poczułam, jak moje policzki stają się wilgotne od łez, które nieproszone wypełzły z zakamarków oczu. Wzruszenie, które mnie ogarnęło, było potężne i nieoczekiwane. Na chwilę zapomniałam o swojej roli jako kunoichi, stałam się po prostu człowiekiem, który głęboko przeżywa każdą niesprawiedliwość tego świata. Każda łza, która spływała po moim policzku, była symbolicznym odejściem od zimnej wojowniczki do osoby, która pozwala sobie czuć i nie ukrywa swojej wrażliwości. Moje serce było jak burza: gniew na dzieci, które mogły dopuścić się tak okrutnego czynu, wstręt do dorosłego, który przykładał rękę do takich zachowań, i smutek... smutek, że świat nie jest miejscem, w którym niewinność jest chroniona za wszelką cenę. Te uczucia zderzały się ze sobą, tworząc w moim wnętrzu chaotyczną symfonię emocji, której nie potrafiłam od razu okiełznać.Ale to również była chwila refleksji. Zastanawiałam się nad własną odpowiedzialnością jako kunoichi. To przeżycie przypomniało mi, że moja misja nie ogranicza się do walki z wrogami w tradycyjnym rozumieniu. Jestem także strażniczką tych, którzy nie mają głosu, nie mają siły, by bronić się sami. Moja rola w tym świecie nabrała nowego znaczenia — nie tylko jako obrończyni mojej wioski, ale jako obrończyni życia w każdej formie, ale cóż począć, znowu przesoliłam ramen...
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
W tym chłodnym poranku, w którym każdy oddech formował delikatną parę w powietrzu, stojąc na mokrej od rosy trawie, czułam jak adrenalinowe fale przepływały przez moje ciało. Nie było to uczucie strachu – to było coś głębszego, bardziej pierwotnego. To była determinacja i obowiązek wobec niewinności, która wymagała ochrony. Pod moimi stopami, ziemia zdawała się drżeć w rytm mojego przyspieszonego pulsu. Serce biło mi w piersi tak mocno, że prawie słyszałam jego echo w uszach. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, nie tylko z powodu porannej chłodnicy, ale z intensywności sytuacji, w której się znalazłam. Nożem, który trzymałam przyciśnięty do gardła oprawcy, mogłam poczuć, jak jego tętno pędziło pod ostrym brzegiem. Jego oczy, rozszerzone od strachu, przypatrywały się mi, próbując zrozumieć sytuację, w której się znalazł. Moje ręce były stabilne, mimo drżenia adrenalinowego, które przepełniało każdą komórkę mojego ciała. Byłam gotowa zrobić wszystko, co konieczne, aby zapewnić bezpieczeństwo temu małemu kociątku. Obok mnie, Okami – choć zwykle mniej doświadczony i nieco naiwny w swojej młodzieńczej zapalczywości – stał jak skała. Jego oczy były skupione, a ręce, mocno trzymające bezbronne zwierzę, były gotowe do obrony. Jego postawa, pełna determinacji i gotowości do działania, była dla mnie dodatkowym źródłem wsparcia. Czułam, że nie jestem sama w tej walce, że mam obok siebie kogoś, kto podziela moje przekonania o ochronie życia i niewinności. Atmosfera dookoła nas była napięta, ciężka od emocji i grozy, które wypełniały powietrze. Mogłam prawie wyczuć, jak każdy nasz ruch, każde słowo, które mogłoby paść, byłoby jak iskra mogąca zapalić proch. Ta cisza przed burzą była równie intensywna jak najgłośniejsze uderzenie. To był jeden z tych decydujących momentów, które definiują nasze życie, nasze wartości i naszą drogę jako wojowników. Wiedziałam, że decyzje, które podejmę teraz, będą miały długotrwałe konsekwencje. Nie tylko dla mnie ale dla każdej istoty zaangażowanej w ten konflikt. Ta sytuacja była testem mojej woli, mojej odwagi i mojej zdolności do ochrony tych, którzy nie mogą się bronić sami.
Stałam tam, pełna zdecydowania i gotowości do działania, gotowa użyć każdego elementu mojego szkolenia i mojej mocy, aby zapewnić bezpieczeństwo i sprawiedliwość. Nie było odwrotu – tylko naprzód, z pełnym sercem i otwartymi oczami, gotowa stawić czoła każdemu wyzwaniu, które przyniesie los. -Znowu mnie poniosło..., ale ja nie potrafię inaczej, jak ktoś krzywdzi naturę..., przepraszam... - powiedziałam do Saruzena, zapewne resztę drogi spędziliśmy na jakichś małostkowych pogawędkach, w których ochoczo uczestniczyłam. Po intensywnych i emocjonujących wydarzeniach, które miały miejsce w małej wiosce Gengoro, powrót do domu wydawał się być niemal surrealistyczną zmianą scenerii dla mnie, Koneko. W miarę jak oddalaliśmy się od miejsca naszego krótkiego, ale wydarzeniowego pobytu, atmosfera wokół zaczęła stopniowo uspokajać się, z każdym krokiem stając się bardziej spokojna i znośna. Zaraz po wyjeździe z wioski, droga prowadziła nas przez malownicze krajobrazy, które teraz, w blasku zachodzącego słońca, wydawały się być jak z innego świata. Złociste promienie słońca przebijały się przez liście drzew, tworząc na ziemi kalejdoskop barwnych plam światła i cienia. Dźwięk naszych kroków, stąpających po miękkim lesie mchu, mieszał się z wieczornymi odgłosami natury — śpiewem ptaków, szumem wiatru i odległym szumem rzeki. Obok mnie, Okami, który przez całą misję wykazał się nieoczekiwaną odwagą i dojrzałością, teraz wydawał się być bardziej zrelaksowany. Jego wcześniejsza napięta postawa ustąpiła miejsca lżejszej, bardziej swobodnej atmosferze, która idealnie wpasowywała się w spokojny wieczór. Podróżując bez pośpiechu, mieliśmy czas, by naprawdę docenić piękno naszego otoczenia. Szelest liści pod naszymi stopami, łagodne powiewy wiatru, które czasami przynosiły ze sobą zapach kwitnących kwiatów — wszystko to składało się na prawdziwie terapeutyczny spacer. Rozmawialiśmy niewiele, każde z nas zatopione w swoich myślach, rozmyślając o wydarzeniach, które właśnie miały miejsce. Mimo to, istniało między nami niepisane porozumienie, rodzaj wspólnoty ducha, który wzmocnił się po naszym wspólnym doświadczeniu. To było coś, czego żadne słowa nie mogły w pełni opisać — poczucie, że niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, przez chwilę mogliśmy znaleźć wspólny język i porozumienie. Gdy słońce powoli zanurzało się za horyzontem, a niebo przybrało odcienie czerwieni i purpury, czułam, jak mój umysł i ciało odzyskują spokój i równowagę. Ta podróż, choć naznaczona momentami prawdziwego terroru, także przypomniała mi o wielkiej wartości spokoju i ciszy — o cennych chwilach, w których możemy po prostu być, oddychać i czuć się bezpiecznie. W końcu, gdy osiągnęliśmy granice naszej wioski, powitanie, które otrzymaliśmy od strażników, było ciepłe i serdeczne. Był to dla nas znak, że wróciliśmy do miejsca, gdzie jesteśmy znani, kochani i gdzie nasza obecność jest ceniona. Wchodząc przez bramę naszej wioski, poczułam, że mimo wszystkich prób i trudności, które spotkały mnie po drodze, mogę znów odnaleźć spokój w tych znanym i kochanym miejscu. Był to idealny koniec długiego dnia — powrót do domu, gdzie mogłam wreszcie odpocząć i zregenerować siły, gotowa na nowe wyzwania, które mogły pojawić się z kolejnym wschodem słońca.
z/t