Trzecia pod względem wielkości prowincja Wietrznych Równin zamieszkała przez Ród Uchiha. Prowincja Sogen zarówno od północy jak i południowo-wschodniej strony sąsiaduje z morzem, z kolei od południa graniczy z regionem Prastarego Lasu. To co jednak w szczególności warte jest odnotowania, to fort graniczny postawiony od północnego wschodu na granicy z niezbadanym obszarem dawno upadłego kraju, zniszczonego jeszcze w trakcie potyczki z Juubim. Kultura prowincji w głównej mierze skupia się na militariach, przemyśle żeglarskim oraz hodowli co wynika z uwarunkowań geograficznych.
Wątpiła, że z tej odległości ktokolwiek zobaczy cokolwiek – tak oni we dwójkę, jak i potencjalni przeciwnicy. Natomiast tu nie chodziło o zerkanie z odległości. Przecież Airan (i przez to też Yugenowi) chodziło o to, by podejść na tyle blisko, by zobaczyć szczegóły. Żelastwa może więc i nie było widać z odległości kilkudziesięciu metrów, choć Airan nie wiedziała, czy ktoś nie ma bardziej bystrego wzroku niż ona – ale nie o tym myślała prawdę mówiąc. Myślała o tym pierwszym wrażeniu, gdy już któryś z mężczyzn się do nich zbliży.
Czterdzieści metrów. Lepiej, bliżej, ale to nadal nie to. Może Ikigai zdoła cokolwiek zauważyć, albo wyczuć. Krew na przykład. Hibiki przyglądała się mężczyźnie, temu „na zachodzie”, jak się do nich zbliża i staje, ale później przeniosła uwagę na drugiego. Tego, który miał sprawdzić, czy są cywilami. Ale nikt nie mówił, ze nimi są. Nie tylko cywile potrzebowali pomocy na tej wojnie… Nawet jeśli w pierwszej chwili faktycznie chciała uchodzić za cywila, to wcale nie była przywiązana do tego pomysłu.
Drgnęła w y r a ź n i e, kiedy trzeci gracz dołączył do zabawy, wychodząc z jaskini. Teraz mieli ich jak na talerzu. I ta rozmowa też sporo zdradzała mimochodem. Jeden z nich był medykiem, albo przynajmniej kimś, kto potrafi warzyć mikstury – musiał się więc jakoś znać na leczeniu, opatrywaniu… Na pewno lepiej od niej. Istniała więc szansa, jeśli był iryoninem, a jeśli nie, to mieli „maści na rany”, co znaczyło, że żadnej szramy na ręce nie będzie u żadnego z nich. Zgadzała się za to liczebność, ogólny wygląd, miejsce i czas… Należało podjąć jakąś decyzję. Albo próbować przekonać się dalej. Odpowiednio pokierować rozmową… Może zdradzą coś jeszcze. Airan zastanawiała się tylko, czy Yugen słuchał ich równie uważnie i czy wyciągnął podobne wnioski co ona. Nie miała jednak jak zapytać… Należało więc zrobić to sprytem. - M-mamy. Ja mam. Miecz – czarnowłosa postanowiła zaryzykować, świadoma, że gdy facet się zbliży to przekona się, że przynajmniej ona nie jest tutejsza. Była zbyt… opalona. Yugen nie, Yugen wyglądał wypisz-wymaluj jak sogenczyk, który trzyma teraz pod rękę jakąś czarnulkę nie-stąd, która ma problem z nogą. - Na pokaz. Na wszelki wypadek – to, że miecz był na pokaz nie było akurat kłamstwem. Airan nie była mistrzem miecza, przeszła tylko takie podstawowe szkolenie i to wszystko. Miecz, który przy sobie nosiła, służył jej zgoła do czegoś innego. - Szukaliśmy czegokolwiek żeby się skryć, weszliśmy w-w las – Airan poruszyła się niespokojnie i na koniec syknęła, na chwilę przymykając oczy. Że niby ból rozlał się po jej ciele, kiedy nieopatrznie przeniosła ciężar na nogę, na którą nie powinna. - Uciekamy z… z Uso. Inuzuka… oni. Oszaleli – plan był trochę inny, o bandytach, ale pod tym względem Airan uznała, że należy improwizować i dostosować się do tego co daje im los. Tutaj już sobie sami dopisali historię do sytuacji, że to Inuzuka ich zaatakowali… Więc. Może byli bardziej skłonni temu uwierzyć… Zaś kiedy mówisz o tak istotnym szczególe. O Uso. Reakcja musiała być. Jeśli jej nie było – to pewnie nie oni. Jeśli była… Airan spodziewała się czegokolwiek. Zmiany wyrazu twarzy u tego, który podszedł najbliżej. Jakiegoś komentarza od któregoś z tyłu. Co dalej? O… A to już zależało. Od tej reakcji właśnie. Od tego, co zrobi Yugen. W razie potrzeby (czyli gdyby przeciwnik sam zaatakował pierwszy, albo gdyby Yugen się na niego rzucił, albo gdyby reakcja któregoś z panów była na tyle mocna i oczywista, że dawała pewność, że to właśnie trójka, której szukają) jednak zamierzała sprawić, że jej senbony wyfruną z kieszeni i zaatakują oczy przeciwnika. Ostatnio podziałało na typa w kamiennej czy jakiejś ziemnej zbroi, więc zakładała, że tym razem tez się uda. Dobry senbon w oczy jeszcze jej nie zawiódł.
Ukryty tekst
1 x
· nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Trucizna i jej zapachy. To całkowita prawda, że Yugen mógł poprosić o to, żeby dali powąchać zatrute naczynia, jedzenie, czy też cokolwiek takiego zatrute koniec końców było. Nawet jakby to miały być puste butelki po sake. Jak już było jednak pisane - Hao ocenił, że trucizna nie mogła mieć zapachu. Czy to w ogóle miało sens? Trucizna z zapachem podana Inuzuka? Jeśli zaś miała - musiała być bardzo delikatna. Tak delikatna woń, żeby tylko najbardziej czułe zmysły były w stanie ją wyczuć. Idąc dalej tą myślą - Hao nie uznał, by była to jakkolwiek potrzebna informacja. Jeśli bowiem rzeczywiście było to zgodne z jego analizą i drogą myślenia to jak mógłby wyczuć taką truciznę w takich warunkach? Wśród intensywnych zapachów drzew, zwierząt i mieszaniną ludzi, którzy zadomowili się w jaskini? Zazwyczaj przyjmował posturę, w którym wszystko wolał sprawdzić i się przekonać. Tutaj pewność co do tego, że nie miało sensu latać za zatrutymi rzeczami, o ile nie zostały już pogrzebane w błocie, bo wypieprzono je przez okno czy zakopano w lesie, była jednak tak mocno wbita w sens wydarzeń, że wszelkie inne opcje zdawały się nie lepić. Oczywiście błędy są popełniane, a w końcu Yugen Mistrzem Analizy nie był. Jeszcze. Być może to był ten błąd, który teraz miał ich coś kosztować. Ale sytuacja i tak wydawała się zadziwiająco spokojna. Korzystna. Nie strzelali od razu - no tak, przecież tutaj byli ich. Cywile czy nawet ninja, którzy mogli się zaplątać i nadziać na stacjonujących tu Inuzuka, ludzie walczący dla nich albo bardziej przypadkowi przechodnie. Hao zastanawiał się w tym momencie, czy byłby w stanie zachować się tak jak oni. Czy jednak nie zastosowałby tutaj zasady, którą czasem powtarzał Ikigai - najpierw strzelaj, potem pytaj. Z dziurawym kolanem ani wiele krzywdy ci nie zrobi obcy, ani daleko nie ucieknie. A po wszystkim zawsze możesz powiedzieć "przepraszam".
Najlepsze wnioski to te, do których sam dochodzisz. Sztuka manipulacji polegała w głównej mierze na tym, żebyś sam wyciągnął swoje mądrości. Nie gotowe twierdzenia i zdania, tylko delikatne sugestie, które sprawią, że dotrzesz do rozwiązania. I wtedy poczujesz się mądry. Poczujesz się jak gościu, przyjmiesz, że to twoje własne, tylko twoje, mądre i zrodzone w twej własnej głowie. Dlatego też lepsze są kłamstwa, które nie są kłamstwami. Zaczynasz zdanie - a człowiek sam sobie dopowiada. Twój rozmówca samego siebie oszukuje, dopowiadając za ciebie - a wtedy też trudniej mu uwierzyć, że to nieprawda. Przecież to on to wymyślił. A ty tylko sprzedałeś mu odpowiednie słówko. Gdyby tu ktoś powiedział: jesteśmy cywilami!, a potem mam miecz! to mogłaby nastąpić reakcja podejrzeń. A tak? Ach tak, no to cywile, sam to sobie powiedziałem, ten miecz to dla strachu, no racja, cywile też chcą się bronić. Czy to wszystko nie układa się w ładną bajkę? Airan bardzo ładnie radziła sobie z tymi panami.
- U...uważaj.... - Złapał ją niby mocniej, kiedy tak niepewnie szła na tej swojej jednej nóżce, kiedy to ból wykrzywił jej twarz. Co za aktoreczka! Sam by się na to nabrał. Straszne. Sam też zrobił taki niepewny krok, celowo dał nodze poślizgnąć się na robebłanej trawie i ziemi, ale i złapał równowagę, żeby się nie wywalić. To było zdecydowanie coś nowego. Nie miał w zwyczaju udawać kogoś, kim nie jest, nie miał w zwyczaju stosowania takich sztuczek na kimkolwiek. Nowe - niekoniecznie dobre. Natomiast tutaj, kiedy nie chcieli popełnić błędu i zaatakować kogoś obcego... jak już było mówione - w walce wszystkie sztuczki były dozwolone. Liczyło się to, żeby wyjść obronną ręką.
Ikigai ciągle siedział w krzokach i czaił się. A Karoshi, dzielnie i hardo, pilnował sprzętu Airan. Usadowił się na jej torbach dupą i machał ogonem z zadowoleniem na boki. Dumny jak paw. Jeśli jednak rzeczywiście ukaże się ich cel i broń Airan ruszy do przodu to Ikigai wypadnie z boku na najbliższego przeciwnika. A Hao sobie postoi. I w razie zagrożenia ściągnie siebie - i Airan - z linii ognia.
KP:
Ukryty tekst
0 x
Normality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow. - Vincent van Gogh
Ona była od gadania, bo to był jej sposób pracy, nawet jeśli wcale tak często nie wykorzystywany. Były za to takie chwile, kiedy się przydawał. Jak teraz. Dzisiaj. Tutaj. Była pewna, że do któregoś momentu dałaby radę ich zwodzić, bo sami wpadli w swoją pułapkę – ona podała tylko metodę. Resztę… Dopowiedzieli sobie sami i na tym ta sztuka polegała. Na wyłapywaniu tych niuansów i pociągnięciu odpowiedniej struny, by właściwa muzyka wybrzmiała. Więc… Airan gadała. Yugen po prostu stał obok i ładnie wyglądał dopełniając swoją urodą tę farsę. Jedno słowo – tylko tyle powiedział i Airan przysunęła się do niego odrobinę, na krótką chwilę… Bo później już niee było potrzeby trzymać na twarzy maski. Mówiliśmy wam, żebyście uciekali. Wybrzmiało… wcale nie głucho, nie. Miękko. …żebyście uciekali po podaniu trucizny. Airan nie potrzebowała niczego więcej. Dokładnie na to czekała. Owszem, miała do czynienia z ninja, czy z idiotami… Cóż. Nie oni pierwsi dali się nabrać na obraz biednej i słabej kobiety, która potrzebuje pomocy. Tyle, że wystarczyło powiedzieć kilka słów, prawdę-półprawdę i reszta posypała się sama. Innego potwierdzenia wcale nie potrzebowała.
Delikatnie uniosła jeden kącik ust w górę, to był odruch, ale nie było czasu i nie było żadnej chwili więcej. Senbony wyfunęły z ogromną szybkością do swojego celu, polała się krew, dołączyły do niej wrzaski. Muzyka… Skro już nadziała mężczyznę swoimi igłami i odebrała mu wzrok… Airan nie zamierzała się nad nim znęcać. Mogła się pobawić przed, ale agonii się nie przeciągało. Senobny miały się więc wbić głębiej. Prosto do mózgu, żeby mężczyzna już się nie męczył.
Czy zdążyłaby nałożyć ładunki na lecące w jej kierunku senbony i zmienić ich kierunek? Możliwe. Możliwe, że tak – już się o tym jednak nie przekonają. Igły wyrzucone przez drugiego z mężczyzn spadły na ziemię w momencie, kiedy rzucił się na niego Ikigai. Ikigai… Ten marudny, wiecznie niezadowolony, ale kochany ninken, który udawał takiego wyniosłego, a wystarczyło zamachać piłeczką, a ogon już się cieszył. Pieszczoch. Airan nie zastanawiała się na ile ich akcja była honorowa, bo nie musiała. Nie była wcale. Ale byli na wojnie, a jeśli chcesz przeżyć, to najczęściej musisz grać nieczysto. Fiołkowooka była wychowanką pustyni, a w tak trudnych warunkach też trzeba być twardym. Większość fauny w Samotnych Wydmach była właśnie śmiertelnie niebezpieczna – albo ogromna z wielkimi zębami, albo jadowita. Flora tak samo – piękne, jaskrawe kolory, nęcący zapach by zwabić, a tam… A tam już tylko czekała śmierć. I panna Hibiki… nie była inna. Mogła się wydawać niegroźna, chociaż odnoszę wrażenie, że piękne kobiety wywoływały zupełnie inne odczucia. Chociaż może to ten niebezpieczny błysk w oku? Trudno powiedzieć, bo ja nigdy bym nie nazwała jej niewinną i bezbronną. Byłem tylko kierowcą, co? Może i był wolny… Airan też nie była demonem prędkości. Z westchnieniem wyciągnęła jedną rękę spod rękawa płaszcza i dotknąwszy opaski, wysypała wokół siebie i Hao mrowie czarnego pyłu. Ten miał się zaraz poderwać i pomknąć za uciekającym mężczyzną – o ile miała pewność, że dotonowiec już nie żyje (bo jeśli jeszcze jakimś cudem dychał, to planowała go po prostu udusić łamane na zmiażdżyć mu łeb naporem piasku). Airan chciała złapać uciekiniera. Złapać i uniemożliwić mu dalszą ucieczkę. A może nawet i wyciągnąć go za fraki z tej cholernej wody. Czy był ninja czy nie – uczestniczył w zbiorowym trucicielstwie i akurat to nie podlegało dyskusji… Poruszała rękoma, manipulując swoim piaskiem, a jeśli brakowało jej gdzieś zasięgu, to ruszyła przed siebie biegiem, chcąc go skrócić - ale nie włazić samej do wody. - Co z nim robimy? – w tym wypadku by się go akurat pozbyła, ale nie była tutaj sama więc i chciała znać zdanie Yugena. No, o ile facet nie zszedł na zawał widząc goniący go z zawrotną prędkością czarny piach.
Ukryty tekst
0 x
· nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Uciekajcie po podaniu trucizny. Tak. Więcej nie było potrzeba. I Hao był w pełni gotów na to, co teraz nastąpi. Błysk senbonów był niewyraźny - jak błyskawice pomknęły dwie igły w stronę swojego celu, a Yugen, zupełnie jakby to on je puścił w przód, wyprostował się i ta dziwna mimika zniknęła jak za odjęciem magicznej różdżki. Inną osobą jest ta, z którą pijesz herbatę i inną jest ta, z którą przelewasz krew. Ręka rękę potrafiła myć, ale przede wszystkim musiałeś wiedzieć, że zostanie wyciągnięta w twoją stronę, jeśli nie będziesz sobie radzić. Dlatego jeszcze nie cofał ręki ze smukłej kibici kobiety, choć gest ten był co najmniej nieodpowiedni. Ludzie pustyni stronili od nadmiernej bliskości fizycznej - wiedział doskonale. Sam zresztą jej unikał. Jego ręka cofnęła się dopiero, gdy padł jeden człowiek na swe kolana, z rykiem bólu, a potem drugi.
Drugą błyskawicą, całkowicie czarną, był Ikigai, który skoczył prosto do gardła swojego celu i przewalił się z nim na błotnistą ziemię, zaciskając swoje szczęki. I trzeci. Trzeci, za którym Yugen powinien pobiec, po prostu uciekał. Czarne oczy powędrowały za nim, a w swoich głębinach rodziły mieszankę współczucia i obojętności zarazem. Uwierzysz w takie połączenie? Ciągnące, chłodne uczucie, że tak nie powinno się dziać w połączeniu z pełną świadomością, że tak ma się dziać. Idealna precyzja Airan była rzeczywiście sztuką - chociaż sam Hao nie myślał takimi kategoriami. Było okrutne i podstępne. Pozbawione honoru. Tak samo jak pozbawioną honoru była śmierć, którą zadali oni. W gruncie rzeczy - czy to byli źli ludzie? Może nawet nie zasłużyli na swój los, pomimo podstępu, do jakiego się posunęli. Tylko jakie to miało znaczenie, kiedy ród wymagał, byś zabijał w jego imieniu? W dodatku nie mówiąc ci nawet, za co masz umierać?
Zupełnym przeciwieństwem dla tego krwawego i okrutnego obrazu chaosu był Karoshi. Szczenie, które teraz już głośno szczeknęło "Ja też chcę!" i już chciał wystartować do przodu, ale jego pupa ześlizgnęła się ze sprzętu Airan, wiec wyhamował. No tak, Wróg kazała pilnować. Poślizgnął się nieco na tej trawie i prawie łapy mu się rozjechały. Zatrzymał się, przekrzywił głowę, myśląc intensywnie jak i co tu z tym fantem zrobić, po czym postawił na sposób odpowiedni i sprawdzony - złapał w zęby paski, próbując pomieścić wszystkie po kolei do swojej paszczy. A to, jak można się domyślić, nie bardzo mu wychodziło. Bo kiedy złapał jeden, to drugi mu z zębów wypadał. Och, jakaż frustracja ogarniała Karoshiego! Ale głupi nie był! A przynajmniej tak o sobie myślał - cwana bestia! To i w końcu wziął te torby sposobem - przesuwał każdą po kolei co kilka centymetrów...
Ikigai wyszarpnął mięso ze złapanej gardzieli, a z jego własnych płuc wydobył się warkot, gdy zostawił krwawiące ciało i ruszył dalej - zaraz za czarnym piachem, by ewentualnie wskoczyć chociażby i do samej rzeki i odciąć mężczyźnie drogę, jeśli jest taka konieczność i piasek nie złapie go wcześniej. Cel był taki, by to złapanie piachem ułatwić. Yugen podparł dłoń na biodrze, patrząc na ten obraz zniszczenia, śmierci, stworzony w ułamkach sekundy z zimnym, nieludzkim wyrazem twarzy. Wolną ręką przejechał po włosach, zaczesując je do tyłu. Patrząc, jak mężczyzna jest ściągany w ich stronę.
- Jesteś shinobi? - Inuzuka gotów był wyjść w jego stronę i spojrzeć na jego ekwipunek. Czy rzeczywiście ma przy sobie coś, co by na to wskazywało. Może to zwykła woźnica, a może to tak naprawdę mastermind całej tej gry, którą stworzył. Nie chciał tu i teraz mówić "jak to shinobi to zabijmy go". Wtedy człowiek przecież powie wszystko, żeby uratować swoje dupsko. Z drugiej strony to powinno być oczywiste, jeśli mężczyzna ma chociaż trochę oleju w głowie. - Oddanie go w ręce Eichiego byłoby wskazane... jest tu aktualnie dowódcą. A ja nie lubię samosądów. - Mimo tego, co się tutaj rozegrało. Mimo tych dwóch śmierci.
- Ale ja lubię. - Ikigai przesunął jęzorem po czarnym pysku, wpatrując się w mężczyznę tak, jakby rzeczywiście chciał go w tym momencie zjeść.
0 x
Normality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow. - Vincent van Gogh
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
Anzou był w stanie wyeliminować przeciwnika, którego się obawiał. Jego umiejętności walki na dystans są niezwykle upierdliwe i potrafią komplikować życie. Białowłosy wiedział jednak, że wszystko pobiera Energię i prędzej czy później ten pojedynek się zakończy. Sam używa Reberu i wie, że cienka jest granica między świadomą walką a utratą przytomności. Młodzieniec sprytnie dobił swojego rywala, oddalił się na bezpieczną odległość i zdetonował notki. Zrobił to, co musiał. Nie zastanawiał się nad niczym. Puścił wioskę z dymem, a eksplozja z całą pewnością przykuła uwagę. Dywersja tak blisko stolicy Sogen... chyba udana. Nastolatek ruszył w kierunku Antai. Cały czas jednak zachowywał skupienie i starał się przemieszczać szybko. Napił się też wody, by nieco uzupełnić płyny. Czujność trzeba zachowywać ciągle.
Kiedy w człowieku rodzi się strach, zaczynasz mieć nad nim kontrolę. Nie wymuszasz na nim odczuć od razu - pozwalasz mu samemu się tym strachem zadławić. Roić w swojej głowie pomysły co do tego, jak może skończyć i jak może potoczyć się jego życie. Ta historia sama się toczy. Bajka, która jest koszmarem. Koszmar, który jest życiem. Nie przypierasz go do ściany, pod mur, bo wtedy, jak tamta biedna kobiecina pożarta przez psy, rzuci się na ciebie z byle nożem... i cóż? Wytrącisz mu nóż czy nie wytrzymasz i wbijesz własny miecz w jego serce? To od mężczyzny waliło teraz jak młotem, Hao słyszał je wyraźnie. Niemal słyszał szum krwi w jego żyłach, widział tętno na jego odsłoniętej szyi. Człowiek. Zwykły człowiek, który chciał po prostu wyżywić swoją rodzinę, albo może dodatkowo się wzbogacić. Czy to nie wybiórcze - skazywać brata na wojnie, ale puszczać wolno cywila, który pomógł w tym wszystkim? Zaniesienie go do Eijiego byłoby tym, co by należało zrobić... a przecież samosądy nie były odpowiednie. Dotyczyło to tak mordowania na miejscu jak i rozgrzeszania, czyż nie? Oto właśnie nasz czarno-biały świat. Świat, w którym nic nie jest wystarczająco czarne i nic nie jest wystarczająco białe.
Ikigai studiował uważnie twarz Hao, kiedy ten wpatrywał się czarnymi oczyma w oczy przerażonego mężczyzny. Patrzył - ale jakby go nie widział. Słyszał kiedyś o Otchłani - przestrzegali przed nią, bo mówili, że nie wolno w nią zaglądać. Cóż bowiem zrobisz, gdy Otchłań spojrzy w Ciebie? W tym momencie te oczy przypominały mu właśnie o niej. To chyba przeczytany fragment dzieła jakiegoś głupca, który uważał, że jest myślicielem tego świata, ale z całą pewnością akurat Yugenowi się ten fragment podobał. Widział rzeczy tam, gdzie zwykłe oko nie było w stanie niczego dostrzec. Dupsko Karoshiego wyłoniło się z lasu - porzucił w końcu te targane torby, bo przecież przegapiłby całe przedstawienie - i ruszył do wiszącego w powietrzu mężczyzny. Już wyskoczył w powietrze, już obnarzył swoje kiełki, kiedy Hao się pochylił. Złapał go w powietrzu. Wgryzłby się w łydkę jak szpile, przegryzłby kłami skórę. I po co? Śmierć nie powinna być długa i powodować cierpień. Chyba nikt nie zasłużył na taką mękę, nawet ci, których by na tym świecie nie brakowało... jak Antykreator, o którym Airan wspomniała.
- Bracie! Zabiję go dla ciebie! - Te ślepia płonęły, zapierał się łapami na bokach Hao, który trzymał go pod pachą, żeby wymsknąć się z uścisku i doskoczyć do przytrzymywanego piachem mężczyzny.
- Siedź spokojnie. - Powiedział spokojnym głosem brunet, sięgając do sakiewki przy pasie wolną ręką. Rozsupłał ją, żeby wyciągnąć z niej jedną monetę.
- Nie! Ja go zagryzę! Wstrętny człowiek!
Wiercący się Karoshi wcale nie ułatwiał zadania, dlatego Yugen zrezygnował z wiązania sakwy i złapał go w dwie ręce, unosząc go przed swoją twarz.
- Miałeś ważne zadanie. Pilnowanie toreb. Gdzie są torby? Co jeśli Airan będzie smutna, bo zgubiłeś torby? - Głos Yugena był tak klarownie spokojny, pozbawiony zwyczajowo ciepłej nuty. Jak jego twarz. Jak jego spojrzenie. Karoshi przestał się wiercić i wyrywać, przesuwając pazurami po skórze Yugena i odwzajemnił na moment spojrzenie, mieląc słowa mu podane. To wystarczyło, żeby znów trafił pod pachę. - Puść go. Niech idzie. - Może wymyślił na poczekaniu tą historię... ale Hao miał po prostu za miękkie serce. I jeśli został odstawiony to Yugen rzucił mu tą jedną monetę. 100 ryo. Na drogę.
- Co jak wróci? Albo to sogeńczyk? I znowu historia się powtórzy? - A ta bardzo lubiła to robić. Ale na to już nie było dobrej odpowiedzi. Yugen postawił Karoshiego na ziemi, który spojrzał na Airan i szczeknął na nią.
- Sprawdzimy jaskinię? - Może jest tam coś wartościowego, co przyda się w Uso. I jeśli Airan nie miała nic przeciwko to tak zamierzali zrobić z Ikigaiem. A Karoshi najpierw próbował zaciągnąć Airan do jej toreb, żeby już nie musiał tam siedzieć.
0 x
Normality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow. - Vincent van Gogh
Jak błyskawice. Airan już mówiła Yugenowi, że drugim składowym jej kekkei genkai był raiton. To i składało się na jej charakterek, iście elektryzujący. Tak i senbony mknęły prędko – jak te błyskawice do celu. I cel padł. Głośno. Szybko… Dłoń, która zatrzymała się na jej talii… Czuła ją. To zdecydowanie był nieodpowiedni gest, ale skupienie kobiety leżało teraz zupełnie gdzieś indziej. Zresztą, choć rzeczywiście od tej bliskości stroniła, bo tak była wychowana, to ten dotyk nie był niemiły czy niechciany. Za niemiły i niechciany strzeliłaby w twarz, gdy byłoby już spokojnie… A czy do tego dojdzie – zobaczymy.
Piasek złapał mężczyznę i siłą wyciągnęła go z wody, zawieszając na chwilę w powietrzu. Wcale nie po to, by bardziej się osrał w majty ze strachu… Chociaż trochę może tak. Airan wolała mieć pewność, że mają do czynienia z cywilem, by nie popełnić jakiegoś głupiego błędu… Zresztą już tutaj chyba wszystkim pokazała, do czego zdolna jest odrobina manipulacji i aktorstwa. Czy to sprawiało, że była fałszywa…? Nie uważała tak, zupełnie nie myślała tymi kategoriami. To była broń, taka sama jak każda inna, którą miała w swoim arsenale. Była do wykorzystania w walce, nie w kontaktach prywatnych. Ale… Trzeba było potrafić odróżniać rzeczywistość od fikcji.
Facet zaczął gadać do Yugena… zupełnie jakby jej w ogóle tutaj nie było. Reakcja Airan była niemalże natychmiastowa – skrzywiła się. Nienawidziła być traktowana z góry dlatego, że była kobietą. Bo co, bo jak jest tu mężczyzna, to znaczy, że on tutaj decyduje? Bo nosi spodnie? Ona też nosiła – na przykład dzisiaj. I dlatego lekko zmrużyła swoje fiołkowe oczy. - Nieładnie tak ignorować kogoś, kto cię złapał, wiesz? – niemalże wymruczała, niemalże, ale oczy nie odrywały się od mężczyzny nawet na moment. Nawet wtedy, kiedy Karoshi pojawił się tutaj tak nagle i próbował skoczyć do mężczyzny, by użreć go w odsłonięte stópki. Nic takiego jednak się nie stało, bo Yugen złapał malca i przytrzymał w rękach. Tamci rozmawiali, zupełnie jakby nie ważyło się tutaj ludzkie życie, niemalże trzymane w jej własnych rękach, kiedy patrzyła na tego cywila z wyraźną złością. Nie tak łatwo było ją zdenerwować, a tutaj… O, proszę. Ale zdenerwować nie znaczyło jeszcze, że od razu rzucała się z rękoma do broni. To, że coś jej się nie podobało, nie było jednoznaczne z „zabiję cię”. Ostatecznie jednak głośniej wypuściła powietrze przez usta i nadal nie odrywając spojrzenie od mężczyzny, wyciągnęła rękę do przodu. Kusiło, by ją ścisnąć… Kusiło, żeby go zmiażdżyć jak robaka i pewnie obcy przez boleśnie długą chwilę zastanawiał się, czy tego nie zrobi.
I nie zrobiła. Bo jego stopy dotknęły ziemi, a czarny piasek… dość nieśmiało się cofnął. - Ale jak się dowiem, że pomogłeś w otruciu jeszcze kogoś, albo że nadal pomagałeś w walce, to twoje gryzące sumienie, to będzie najmniejszy problem – niech sobie myśli, że skoro wytropili ich tutaj, to wytropią i gdzie indziej. A wtedy już nie ucieknie. Chociaż Airan nie miała tak miękkiego serca i naprawdę – najchętniej sama by go sprzątnęła, albo właśnie, zatargała do Eichiego i niech on się martwi. Jednak nie była tutaj sama i chociaż na co dzień nie spełniała życzeń każdej z osób, z którą przyszło jej współpracować, to po pierwsze Hao nie był byle kim i nie był pierwszy-lepszy, a poza tym… Jakoś naprawdę niespecjalnie jej przeszkadzało zrobić coś, bo prosił, albo chciał. Miał jakiś taki sposób bycia, który sprawiał, że ją to nie denerwowało i nie sprawiało, że chciała zrobić na odwrót na złość.
Czarnowłosa obserwowała jak tylko kierowca oddala się w zorganizowanym pośpiechu ze złotą monetą ryo od Yugena. - Za miękki jesteś – powiedziała tylko, ostatecznie zatrzymując powłóczyste spojrzenie na czarnowłosego. Nie dodała, że „to dobrze”, bo był takim promyczkiem nadziei, za to dokładnie tak pomyślała. Ale dokładnie dlatego bardzo leciutko się uśmiechnęła, nim przerwała kontakt wzrokowy i zwróciła uwagę na malca-który-skradał-serce. - Co tam? – zwróciła się do niego, skupiając się potrójnie, żeby zrozumieć, o co mu może chodzić. Doceniała to, że Ikigai potrafił gadać, naprawdę. - Mhm – odparła Yugenowi, nie odrywając spojrzenia od Karoshiego, który lekko odbiegł w stronę lasku. - Poczekaj, muszę to pozbierać… - powiedziała do małego i złożyła pieczęć Tygrysa, przykładając dłoń do jednej z opasem, tej, którą opróżniła wcześniej z piasku, by go tam zniknąć, po czy podeszła do dwóch trupów. No to był moment, w którym przydawał się jej miecz… Odpięła go z paska, pokrywając go ładunkiem i ostrze bezceremonialnie opadło na szyję dotonowca, napędzane siłą jej reberu. Airan zakładała, że nie miał już na sobie zbroi, że tak jak poprzednio po śmierci użytkownika, ta się po prostu rozsypała. Eichi chciał ich głów, więc głowy dostanie. Airan kucnęła przy odrąbanej mieczem głowie z przebitymi oczyma i ponownie złożyła pieczęć Tygrysa, dotykając opaski na lewym przedramieniu, po czym podeszła do tego z rozszarpanym gardłem… Tutaj powinno być prościej go zdekapitować. I to też zrobiła, powtarzając proces z pieczętowaniem. Jej pieczęć na opasce była prawie pełna – weszło prawie że na styk. I to był też moment, by przyjrzeć się senbonom, które mężczyzna wyrzucił w jej stronę, bo jakoś… nie miała ochoty zabierać ze sobą tych, które użyła do zabicia dotonowca. Były zbyt… brudne… O ile jakieś się nadawały w zamian za te od niej, to zabrała je ze sobą, pieczętując w opasce. Bo jak nie - to nie. Wytarła swój miecz o spodnie jednego z nich i przytwierdziła go znowu do pasa.
I dopiero wtedy poszła za Karoshim po swoje kabury, które zaraz poprzypinała na swoje uda, decydując się na umieszczenie w nich rzeczy, które wcześniej wrzuciła do torby. Kucnęła wtedy na ziemi przy Karoshim i wyciągnęła do niego dłoń, dając się delikatnie powąchać. Chciała go zwyczajnie po ludzku pogłaskać po czarnym łbie. Rozczulał ją dokumentnie, był kochany, uroczy… I dzielnie pilnował pustych kabur na bronie. No i był dzieciakiem, które zasługuje na pochwałę, a czasami gest znaczył więcej niż słowa. A potem zgodziła się puścić biegiem przez polankę, żeby szybciej dostać się do jaskini, żeby Karoshi też miał coś od życia. - Musimy coś zrobić z ciałami – odparła, wchodząc do środka, ale już powoli.
Ukryty tekst
0 x
· nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Renkuro wyszedłszy z lokalu bezzwłocznie skierował swoje kroki do miejsca umówionego spotkania. Nie chciał by na niego czekano, nie tylko byłoby to niegrzeczne, ale też na pewno mocno podkopałoby jego wiarygodność jako jednostki na której można polegać mimo jej niezbyt dużych emocjonalnych związków z którąś ze stron wojny. Po drodze mijał pogrążone w ciszy budynki stolicy, i pustawe ulice, wczesna pora była uzasadnieniem dla braku aktywności mieszkańców, ale mimo to widok zdawał się troszkę przygnębiający. Jak gdyby ludzie bali się że zaraz wojna zawita i tutaj, pod mury stolicy, i że z tej właśnie okazji muszą się w ciszy kryć po domostwach w nadziei że nie wpadną do nich wrodzy żołnierze. Smutne rozmyślania nie trwały za długo bo szybko dotarł w miejsce zbiórki. Karczma nie była daleko więc nie musiał się dodatkowo obciążać spacerami przez opustoszałe nocą dzielnice, jeszcze by tego brakowało żeby ktoś postanowił go sobie napaść i ograbić z paru Ryo które pieczołowicie zbierał w swojej sakiewce. Towarzystwo które spotkał, wydawało się dosyć ciekawe. Po za poznanym wcześniej sentokim, dziewczyna ze zwojami odpowiadająca za zwiad, i trójka kolegów gdzie jeden z nich był chyba szermierzem. Odmachał na przywitanie dowódcy i z uśmiechem dołączył do oddziału. Gdy ci się przedstawili również się skłonił i odpowiedział w podobnym tonie. A ja jestem Renkuro Ayatsuri z Sabishi, miło mi was poznać.
Nie miał na razie jednak żadnego punktu zaczepienia dzięki któremu mógłby oszacować pozycję tamtych w klanie czy strukturach wojska, czy ich dokładniejsze zdolności. Dlatego też postanowił po prostu o to podpytać czy pierwszej nadarzającej się okazji. Szybko ocenił zaś ilość zwierzaków które towarzyszyły shinobim na miejscu zbiórki. Pozostawały dwa wolne konie i muł, czyli połowa tego sześcioosobowego oddziału pójdzie na piechotę. Kwestia zwierząt transportowych nie była jednak dla łuski problemem, nie tylko w razie czego mógł skryć w swojej marionetce transportowej bordowym lisie, ale też zawsze mogła go zwyczajnie ponieść niebieska róża na swoich delikatnych drewnianych dłoniach. No i nie za bardzo miał ochotę skakać po plecach jakiegoś zwierzaka przez najbliższy tydzień. Bez oporów więc ze zrozumieniem pokiwał głową i stwierdził że nie ma dla niego problemu iść na piechotę. Zapewnienia Sentokiego o dobrej kondycji bojowej członków oddziału przyjął jako dobrą notę, tak samo zresztą jak ich luźne podejście do siebie co mogło oznaczać że dobrze współpracowali, chociaż podejrzewał ich o posiadanie dosyć niskiej rangi. Skoro plan zawierał w sobie atak na wioskę z sześcioma doko i jednym Akoritą, to właściwie Renkuro jako Doko i jeden Sentoki powinni bez problemu wystarczyć. Może jeszcze Taka jako zwiad i wsparcie. Po co dodatkowa trójka młodzieńców w wieku może nawet mniejszym niż ten białowłosego? Zapewne musieli być początkującymi których ktoś zabiera na front licząc że do czegoś się przydadzą. No chyba że ..... Kuglarzowi w głowie zaświtała pewna myśl, z tego co mówił dowódca wczoraj przy stole, można wnioskować że operacja w tamtych regionach będzie składać się z paru zadać, a to mogło oznaczać że część z nich zostanie zaangażowana do kolejnych różnych misji. Jeśli przykładowo Sentoki po walce ruszy dalej, to pozostawienie tej czwórki w podbitej osadzie mogłoby zapewnić jej solidną obronę.
Te rozważania też jednak szybko uciął i oddalił, jeszcze nie wyruszyli, więc nie ma sensu rozprawiać co będzie się działo za półtorej tygodnia, dowie się w swoim czasie. Czekając na rozpoczęcie podróży poświęcił czas na poprawienie swojej lalki na plecach. Gdyby ta się rozpoczęła i nie było informacji co do jakiegoś szyku, zdecydowałby się na zajęcie ostatnich miejsc w grupie i co jakiś czas spoglądał za siebie w losowych momentach żeby uniknąć rutyny. Chciał od samego początku sprawdzać czy nie grozi im jakieś niebezpieczeństwo. Jasne ktoś może stwierdzić, że po co patrzeć przez ramię 2 godziny po opuszczeniu stolicy, ale z drugiej strony można zadać pytanie to od kiedy należy to robić? Skoro nie ma jasnej granicy na mapie przy której można powiedzieć ludziom że od tego miejsca oczekujcie zasadzek, a 100 metrów przed tym miejscem już nie, to warto przyjąć takie rozwiązanie już na początku. Nadgorliwość jest lepsza niż nieuwaga. Robiłby to nawet gdyby ktoś inny przyjął na siebie taką rolę, ufał sobie i raczej nie za bardzo chciał polegać na innych jeśli nie było to szczególnie wymagane w danej sytuacji. W międzyczasie zamierzał jednak wyczekać dobrego momentu i zagadać do towarzyszy. Skoro mamy dużo czasu to może powiecie mi co nieco w czym się specjalizujecie? Zawsze lepiej taką rozmowę odbyć jeszcze na bezpiecznych ziemiach niż w rejonie w którym drzewa maja uszy co nie?
A otrzymawszy odpowiedź przyznałby że zna się na pieczętowaniu, oczywiście kuglarstwie, i co nieco na katonie.
To miała być długa podróż. Długa – bo tym razem już samotna. Długa, bo musiała uważać trzy razy mocniej, była w końcu sama… Sama nie znaczyło, że była bezbronna, ale jakikolwiek sen musiał odbywać się w takich miejscach, że naprawdę MOGŁA się gdzie skryć. W pierwszej kolejności odwiedziła chatę, w której zastali ranną Sumire… Chciała się przekonać, czy Eichi powiedział prawdę. Cóż… Sumire tam nie było – a Airan uznała, że to dobre miejsce, by spędzić tam pierwszą samotną noc, nim wyruszy dalej. I wstała skoro świt, trzymając się traktu, pamiętając co mówił Eichi: że Uchiha chowają się po bocznych drogach, a nie tam, na trakcie…
Airan była ostrożna, ale jednocześnie całkiem jej się spieszyło. Grunt to było dotrzeć do granicy z Antai. Kilka dni podróży i była na miejscu. Wiedziała, w którym miejscu znajduje się garnizon Kaminarich, w końcu przechodzili przez niego w drugą stronę, tak i stawiła się tam, legitymując się, pokazując list od Eichiego, mówiąc dokąd zmierza i skąd. Jakie wieści z granicy z Ryuzaku, z Uso. Im też wspomniała o karawanie, która miała dotrzeć do Uso z zapasami dla Inuzuka, o karawanie, która nigdy nie dotarła i wspomniała, że wraca do Ookami-den, złożyć tam o tym raport. Bo taki był plan. Musiała odebrać pieniądze. Musiała ich powiadomić o braku dostaw…
I całą drogę do samego Yusetsu tęskniła. Za małym, słodkim Karoshim, za cynicznym Ikigaiem i za Yugenem… Jego nie potrafiła określić jednym słowem – bo to byłoby za mało. Dość, że na samą myśl się uśmiechała. To były dobre wspomnienia. I wierzyła, że kolejne będą jeszcze lepsze. Tylko najpierw musi się skończyć ta wojna.
[zt]
0 x
· nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła