Podróżowanie lądem okazało się znacznie bardziej żmudne i męczące, niż początkowo zakładałem. To na swój sposób zabawne. Pływam po morzach tej zmęczonej planety już od niemal 16 lat, a nie potrafię przypomnieć sobie sytuacji, w której odbyłbym pieszą wędrówkę między miastami. Jak ludzie z głębi kontynentu zdołali przetrwać aż dotąd? Przecież życie bez morza, to tak naprawdę tylko udręka.
Krótki spacer i kilka zadanych pytań pozwoliły mi w końcu zlokalizować sklep. Budynek znajdował się w samym środku miasta, stanowiąc bezpośrednie sąsiedztwo dla siedziby lokalnej władzy. Przedstawiciele prawa nigdy za mną nie przepadali, co sprawiało, że zazwyczaj skrupulatnie unikałem takich okolic. Ten konkretny sklep miał jednak zalety w pełni rekompensujące jego niezręczne położenie. Po pierwsze, Zdaniem mieszkańców Saimin tylko tutaj mogłem zaopatrzyć się w porządny łuk. Po drugie i prawdopodobnie ważniejsze istniała spora szansa na to, że widziano tu Misae. Szybki rzut okiem w kierunku gablot upewnił mnie, że trafiłem we właściwe miejsce.
-
Jak tam interes? Towar schodzi? - Pochyliłem się nad jedną z wystaw. Wypełniały ją te dziwne noże i gwiazdki, w których podobno tak bardzo lubują się ninja.
-
Jak świeże ryby drogi kliencie. Interesuje Pana coś konkretnego?
Facet był niepokojąco wręcz miły. Dla przypadkowego przechodnia musiałem wyglądać jak biedak bez złamanego Ryō... co w zasadzie nie było szczególnie dalekie prawdzie. Wysoki poziom obsługi zazwyczaj wiązał się z równie wysokimi cenami. Niedobrze.
-
Kilku rzeczy. Przede wszystkim Yamanaka Misae. Białowłosej piękności o różnobarwnych oczach. Mój kapitan chciałby już wypływać, a Jej towary nadal zalegają na naszym statku. - Podrapałem się po głowie, spacerując pomiędzy towarami. -
Poza tym, skoro już tu jestem, przydałby mi się jakiś łuk. Coś niewielkiego i poręcznego, ale z porządnych materiałów. Morze ostatnio takie niespokojne. Co chwilę słyszy człowiek, o piratach napadających na statki.
Sklepikarz okazał się, nie tylko uprzyjmy, ale również całkiem kompetentny w swojej robocie. Bez zwłoki zaprezentował mi 5 różnych łuków, przy każdym z nich udzielając krótkiego opisu. Miał na stanie nawet kuszę i wyraźnie znał się na tym sprzęcie lepiej niż ja. -
Panienki Misae nie widziałem już od jakiegoś czasu, ale przekaże, że jej Pan szukał Panie..?
-
Ja tam zwykły marynarz, mnie nie skojarzy. Pan Jej powie, że Kapitan Izanagi Jej szukał. Ten od sztyletu. Będzie wiedziała, o kogo chodzi. Czekamy na Nią w porcie. Ten łuk ile Pan mówiłeś? 500?
-
Dokładnie 500 Ryō. Czy chciałby Pan zakupić również strzały i kołczan? - Ohhh jak mnie te jego "Pan" owanie zaczynało drażnić. Żaden z niego pan, a ze mnie, to już tym bardziej. W głowach się tym szczurom lądowym od dobrobytu przewraca.
-
Strzały, to akurat mamy, bo się załoga prawie cała zbroi, a kołczan na statku po co? Tylko by mi przeszkadzał. Idę, bo jeszcze robotę mam, a kapitan do cierpliwych nie należy. Pamiętaj Pan o Misae. Miłego. - Zapłaciwszy, zabrałem nowo nabytą broń i wyszedłem na ulicę. Z łukiem w ręce musiałem wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie. Pora zmyć się do portu.
Ukryty tekst