Dom Yugena
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Jak już powiedział Yugen na głos - uważał, że Airan była kobietą, która mogła inspirować wielu. Uważał wręcz, że już to robiła. On osobiście ją podziwiał. Nie była co prawda jego idolką, tym nie mniej podziwiał ją i uważał, że jest jednym z przykładów, z których można czerpać garściami. Jak się prowadzić, jak patrzeć na świat, jak sobie radzić z trudami i jak się odzywać. Jak grać słowem i jak się bawić mieczem. W tej przenośnej wersji - w końcu ani on ani ona mieczami nie władali. Mogliby. Ale chwilowo nie zwracali na to swojej uwagi. Yugen cenił miecze - podobały mu się i to bardzo. Katany traktował jak ozdobnik taki jak obrazy, ale zdawał sobie aż za bardzo sprawę z tego, że przede wszystkim były narzędziami ninja do zadawania bólu. I do zabijania. Inspiracje mogły być też różne. Tak naprawdę Yugen mówił o tej, która była dla artystów, ale Airan, zauważyłaś tutaj bardzo słuszną rzecz - że przecież właśnie ci, których podziwiasz, są też dla ciebie inspiracją. Inspiracją były osoby, które sprawiały, że czegoś pragnąłeś. Być jak one, czerpać od nich przyjemność, cieszyć się z nimi. Sprawiały, że samą obecnością wzbudzały uczucia, które popychały do działania. Ninja do pięcia się w górę, artystów do tworzenia. Co racja to racja - teraz wszystko było dużo prostsze. On był silniejszy, ty byłaś silniejsza. Dojrzeliście nie tylko umiejętnościami, ale również psychiką, do której jest ciągły powrót. Cóż zrobić - wszystko się prawie o nią ocierało. Każdy kawałek naszego życia był uwarunkowany tym, jak patrzysz na świat, jak go przeżywasz i jak potem przekazujesz go innym. Nie tylko dzieci uczą się przez pryzmat dorosłych - inni dorośli uczyli się przez pryzmat ludzi wokół siebie. To było poprawne i normalne. Dlatego istnieli mistrzowie gotowi przekazywać swoją wiedzę dalej.
- Zauważyłem. Jest to powód, dla którego łatwo i przyjemnie mi się z tobą rozmawia. Cenię również to, że nie próbujesz naciskać i badać granicy. Przyznam, że jest to rzecz, która sprawia, że szybko tracę cierpliwość do ludzi. - Hao był samotnikiem, ale lubił rozmawiać z ludźmi, tak i często był w ich towarzystwie. Nie przepadał za to za przywiązywaniem się do nich. Bez powodu - ot, nie czuł potrzeby. Nie odczuwał samotności - co chyba było wspominane. Nie był w końcu sam. Tym nie mniej tak jak lubił prowadzić dysputy i rozmowy, tak kiedy ludzie byli zbyt wścibscy i ciekawscy i próbowali za bardzo go wypytywać o większość rzeczy to tracił swój rezon. To przez to zamknięcie - przez to, że nie lubił się otwierać i przychodziło mu to leniwie. Bo przychodziło. A to też w końcu nie wyglądało tak, że zupełnie niczego nie mówił o sobie samym. Mówił naprawdę bardzo dużo, choć większość rzeczy rzeczywiście nie była podana wprost. Tylko kto mówi tak wprost: wiesz co, bo ja to jestem taki a taki. Jakoś to wychodzi - z rozmów, z gestów właśnie. Hao nie bał się osób bystrych, które potrafiły wyciągać wnioski, żeby się bać, że takim sposobem się na nim poznają. Wręcz przeciwnie! Przecież nie po to prowadził rozmowy, by się tego obawiać. Ale to było coś zupełnie innego. Dostrzegać a grzebać kijem w mrowisku.
Pokiwał głową twierdząco dając znać, że rozumie. Kwestię tych zwierząt. I wyciągając też wniosek dla siebie - z tego, że mieszkała rzeczywiście sama. I teraz właśnie to on o tym pomyślał - jak straszne musi być wracanie do pustego domu. Nie powiedział tego, bo może to był bolesny temat, może drażliwy - w takich kategoriach przynajmniej o tym pomyślał w tej chwili. Wystarczyło to, co padło. Ciężkie było pomyślenie, że nagle zamiast Ikigaia widzisz tylko cztery ściany. Że tutaj nikogo nie ma i nikt ci nie będzie towarzyszył. Nie będziesz miał do kogo przylgnąć nocą i poczuć bijące serce. To koiło. To było kołysanką Hao od tak dawna, że nie wiedział, czy byłby w stanie bez tego zasnąć.
- Na pewno go przetrenuję. Nie ominie go to. Nie będzie też słyszał, że świat jest piękny. - Hao za to teraz spojrzał na psiaka, kiedy Airan odwróciła swoje spojrzenie. Widział, jak Karoshi jest ABSOLUTNIE niepocieszony z takiego jakże niepoważnego traktowania, jakie okazywał mu jego wróg! Jego przeciwnik! Godny przeciwnik, należało dodać. Tylko głuptas nie wiedział, ze on nie był godnym przeciwnikiem dla Airan. - My często decydujemy za siebie... ale czy potem nie ma żalu? - Uśmiechnął się w ten smutny sposób. Na te właśnie przetracone wspomnienia, przetraconą młodość. A jednak niczego nie dałoby się zmienić, gdyby się cofnąć. To tak samo jak zastanowienie, że przecież teraz Kami no Hikage wyglądałoby inaczej. O tak. Na pewno. Dlatego właśnie chciał, żeby się wybawił. Zwłaszcza, że słusznie zauważyłaś - swoje już, mimo młodego wieku, zdążył przeżyć. Już miał przedsmak tego, jak ten świat wygląda. Hao chciał wierzyć, ba, wierzył, że wszystko wokół jest piękne - natura w całej swojej istocie. Wiedział, że piękno drzemało też w ludziach. Tylko nie każdy chciał je pokazać. I nie z każdego dało się je wyciągnąć.
- My wstajemy różnie. Ale teraz pewnie Karoshi nie wytrzyma, kiedy wstaniesz, dlatego postaramy się nie zasiedzieć. - Uśmiechnął się, słysząc zapewnienie, że wszystko poza tym w porządku i mają co do tego jasność. Tym lepiej, że wiedziała, gdzie spiżarka i skąd może wziąć wodę gdyby co. Dobrze będzie jej również pokazać naczynia... ale to potem, potem. Teraz poszedł się przebrać.
Kiedy Airan weszła z powrotem do głównego pomieszczenia mogła zobaczyć, że czarna kulka wpełzła do niego i teraz leżała na wieelkiej poduszce w rogu, na której zapewne zazwyczaj spał Ikigai. A sam Ikigai właśnie wyniósł na zewnątrz poduszki do siedzenia i postawił je przy wysuniętym na taras stoliku i na krzesłach, które tam stały. Te jednak nie zostały jeszcze przesunięte. Ale nie tym samym co z salonu, nie, nie. Ten był zdecydowanie wyższy.
- Jak ci się podoba? - Zapytał po prostu, kiedy przesunął wzrok na czarnowłosą. Karoshi niby spał - ale mignęło jego jasne ślepie, kiedy Airan przechodziła obok i jak się zbliżyła to poderwał głowę, a sierść się na nim zjeżyła. Ikigai to ewidentnie zignorował. - Pytam ogólnie. - Dodał szybciej. - Zanim jak Hao ściągniesz mnie do poziomu filozofii i pokonasz własną bronią.
- Zauważyłem. Jest to powód, dla którego łatwo i przyjemnie mi się z tobą rozmawia. Cenię również to, że nie próbujesz naciskać i badać granicy. Przyznam, że jest to rzecz, która sprawia, że szybko tracę cierpliwość do ludzi. - Hao był samotnikiem, ale lubił rozmawiać z ludźmi, tak i często był w ich towarzystwie. Nie przepadał za to za przywiązywaniem się do nich. Bez powodu - ot, nie czuł potrzeby. Nie odczuwał samotności - co chyba było wspominane. Nie był w końcu sam. Tym nie mniej tak jak lubił prowadzić dysputy i rozmowy, tak kiedy ludzie byli zbyt wścibscy i ciekawscy i próbowali za bardzo go wypytywać o większość rzeczy to tracił swój rezon. To przez to zamknięcie - przez to, że nie lubił się otwierać i przychodziło mu to leniwie. Bo przychodziło. A to też w końcu nie wyglądało tak, że zupełnie niczego nie mówił o sobie samym. Mówił naprawdę bardzo dużo, choć większość rzeczy rzeczywiście nie była podana wprost. Tylko kto mówi tak wprost: wiesz co, bo ja to jestem taki a taki. Jakoś to wychodzi - z rozmów, z gestów właśnie. Hao nie bał się osób bystrych, które potrafiły wyciągać wnioski, żeby się bać, że takim sposobem się na nim poznają. Wręcz przeciwnie! Przecież nie po to prowadził rozmowy, by się tego obawiać. Ale to było coś zupełnie innego. Dostrzegać a grzebać kijem w mrowisku.
Pokiwał głową twierdząco dając znać, że rozumie. Kwestię tych zwierząt. I wyciągając też wniosek dla siebie - z tego, że mieszkała rzeczywiście sama. I teraz właśnie to on o tym pomyślał - jak straszne musi być wracanie do pustego domu. Nie powiedział tego, bo może to był bolesny temat, może drażliwy - w takich kategoriach przynajmniej o tym pomyślał w tej chwili. Wystarczyło to, co padło. Ciężkie było pomyślenie, że nagle zamiast Ikigaia widzisz tylko cztery ściany. Że tutaj nikogo nie ma i nikt ci nie będzie towarzyszył. Nie będziesz miał do kogo przylgnąć nocą i poczuć bijące serce. To koiło. To było kołysanką Hao od tak dawna, że nie wiedział, czy byłby w stanie bez tego zasnąć.
- Na pewno go przetrenuję. Nie ominie go to. Nie będzie też słyszał, że świat jest piękny. - Hao za to teraz spojrzał na psiaka, kiedy Airan odwróciła swoje spojrzenie. Widział, jak Karoshi jest ABSOLUTNIE niepocieszony z takiego jakże niepoważnego traktowania, jakie okazywał mu jego wróg! Jego przeciwnik! Godny przeciwnik, należało dodać. Tylko głuptas nie wiedział, ze on nie był godnym przeciwnikiem dla Airan. - My często decydujemy za siebie... ale czy potem nie ma żalu? - Uśmiechnął się w ten smutny sposób. Na te właśnie przetracone wspomnienia, przetraconą młodość. A jednak niczego nie dałoby się zmienić, gdyby się cofnąć. To tak samo jak zastanowienie, że przecież teraz Kami no Hikage wyglądałoby inaczej. O tak. Na pewno. Dlatego właśnie chciał, żeby się wybawił. Zwłaszcza, że słusznie zauważyłaś - swoje już, mimo młodego wieku, zdążył przeżyć. Już miał przedsmak tego, jak ten świat wygląda. Hao chciał wierzyć, ba, wierzył, że wszystko wokół jest piękne - natura w całej swojej istocie. Wiedział, że piękno drzemało też w ludziach. Tylko nie każdy chciał je pokazać. I nie z każdego dało się je wyciągnąć.
- My wstajemy różnie. Ale teraz pewnie Karoshi nie wytrzyma, kiedy wstaniesz, dlatego postaramy się nie zasiedzieć. - Uśmiechnął się, słysząc zapewnienie, że wszystko poza tym w porządku i mają co do tego jasność. Tym lepiej, że wiedziała, gdzie spiżarka i skąd może wziąć wodę gdyby co. Dobrze będzie jej również pokazać naczynia... ale to potem, potem. Teraz poszedł się przebrać.
Kiedy Airan weszła z powrotem do głównego pomieszczenia mogła zobaczyć, że czarna kulka wpełzła do niego i teraz leżała na wieelkiej poduszce w rogu, na której zapewne zazwyczaj spał Ikigai. A sam Ikigai właśnie wyniósł na zewnątrz poduszki do siedzenia i postawił je przy wysuniętym na taras stoliku i na krzesłach, które tam stały. Te jednak nie zostały jeszcze przesunięte. Ale nie tym samym co z salonu, nie, nie. Ten był zdecydowanie wyższy.
- Jak ci się podoba? - Zapytał po prostu, kiedy przesunął wzrok na czarnowłosą. Karoshi niby spał - ale mignęło jego jasne ślepie, kiedy Airan przechodziła obok i jak się zbliżyła to poderwał głowę, a sierść się na nim zjeżyła. Ikigai to ewidentnie zignorował. - Pytam ogólnie. - Dodał szybciej. - Zanim jak Hao ściągniesz mnie do poziomu filozofii i pokonasz własną bronią.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Nawet nie mogła być jego idolką i to z bardzo prostego powodu. Airan nie była znana poza Atsui, o jej czynach się nie mówiło. A sama nie jakoś bardzo chwaliła się w listach, bo czym? Tym, że nadal jest na stopniu Akoraito chociaż miała już swoje lata jak na ninja? Był ku temu powód, który już tutaj przedstawiła, ale mówili o tym na głos, nie było żalenia się właściwie ani tu, ani na pergaminie, który poniesie kurier pomiędzy prowincjami. Ale tak samo Yugen niewiele o tym pisał, więc i on nie mógł być jej idolem. Dzisiaj tak naprawdę pierwszy raz więcej porozmawiali o swoich zleceniach prócz tylko suchych faktów, że jest z czymś tam problem, że nad czymś pracują. Tak prawdę mówiąc, Airan całe życie była wpatrzona w swoją siostrę – podziwiała ją, bo jak mogłaby nie? Kirino była dziewięć lat starsza, kiedy Airan nauczyła się chodzić i mówić, jej siostra już wykonywała pierwsze misje. A później czas poleciał bardzo szybko. Kirino mogła być jaka jest, nadal jednak była wspaniałą osobą, która wiele osiągnęła. Maji może nie chciała być dokładnie taka jak ona – oooch, wręcz przeciwnie! Co chyba zrozumiałe po tych wszystkich porównaniach. Natomiast na pewno ją inspirowała i mobilizowała do działania. Była początkowym napędem jej wielkiej ambicji, która nadal nie zdołała się wypalić.
- Ludzie rzadko chcą cokolwiek mówić, kiedy przypiera się ich do ściany. Sama tego nie lubię. Nie widzę więc powodu w tym, by badać granicę i ją naciskać. Jak będziesz chciał mi o czymś opowiedzieć to sam opowiesz. Wiem za to, że ty badasz granice, ale w drugą stronę. Czy możesz o czymś mówić – Airan zachichotała cicho, po tej króciutkiej analizie, ale na koniec uśmiechnęła się delikatnie, by nie odebrał tego srogo. Bo to nie był żaden wyrok, tylko stwierdzenie faktu – jednego z wielu, bo już dała mu wcześniej znać, że wyłapuje to co mówi, ale również – i chyba zwłaszcza – to, czego nie mówi. Sama niełatwo się przywiązywała, bo ludzi trzymała na dystans. Nie miała na to czasu. Z Hao było trochę inaczej, bo przywiązała się już dawno temu, choć były to tylko listy. Tylko, ale jednak trzymała je wszystkie w domu. I stąd były te wszystkie nerwy przed tym spotkaniem. Ona sama była samotnikiem, ale to dlatego, że ludzie ją męczyli. Przyzwyczajona była do swojego towarzystwa, bo tak spędziła swoje dzieciństwo i choć nie stroniła od kontaktu z innymi, to wcale go nie poszukiwała.
To było ledwie stwierdzenie faktu – to, że mieszka sama i że nikt tam na nią nie czeka. Czekali zawsze rodzice, ale od nich się zdążyła po prostu wyprowadzić, bo nie zniosłaby ciągłych komentarzy, pouczania i próby układania jej życia na ich widzimisię. Trochę jej to doskwierało – to, że w gruncie rzeczy nie ma tak do końca do czego wracać, ale już do tego przywykła i nie myślała nad tym za bardzo. Wiec czy był to drażliwy i bolesny temat… niespecjalnie. W sumie to wybrała takie życie. Trochę to wszystko było ze sobą związane – jej decyzje i wynik, to w jakiej sytuacji była i co to napędzało dalej, a te momenty, kiedy to bolało i przeszkadzało były na szczęście rzadkie. Teraz z kolei o tym nie myślała. Nie było w niej zazdrości, czy tęsknoty – po prostu cieszyła się z towarzystwa, jakiego mogła zakosztować.
- Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sądzić inaczej – była pewna, że prędzej czy później Hao da maluchowi wycisk – jak już będzie znał swoje miejsce i będzie się słuchał jak należy. - Obiecałam sobie nie żałować i nie żałuję. Dzieciństwo jest krótkie i może można za tym tęsknić i żałować, że się go nie wykorzystało, ale… Nie uważam, że warto marnować siły i myśli na żal za tym. Zabawa nie jest ograniczona wiekiem. Teraz też można to nadrobić – przekrzywiła głowę. - Naaa przykład urządzając konkurs rysowania – i uśmiechnęła się mocniej, ale głównie oczami, które przymrużyła rozbawiona. Och, potrafiła się cieszyć z najprostszych, najmniejszych rzeczy! I bawić i śmiać jak dziecko, nie będąc przy tym głupia jak one. Hao musiał się… wyluzować. Musiał zobaczyć, że nawet będąc poważnym ninja można nieco trosk z barków ściągnąć i na moment o nich zapomnieć.
- Nie przejmujcie się mną. Przywykłam do późnego chodzenia spać i wstawania… no bardzo wczesnego. Niestety, warunki pustynne… Postaram się być cicha jak… Jak kobra sunąca po piasku – parsknęła, uświadamiając, że Hao może nie mieć pojęcia co to jest kobra. - Wiesz co to kobra? A zresztą… Jak Karoshi się obudzi to się nim zajmę, będzie pan zadowolony – i nawet nie będzie musiał wydawać na opiekunkę dla dziecka. Czy sobie poradzi ze szczenięciem ninkena? Ha, ONA MA SOBIE NIE PORADZIĆ?! To trochę jak wyzwanie – ambicja, czy coś tam. Ale może nie będzie to potrzebne, może mały jej nie usłyszy. Będzie musiała sprawdzić, które dokładnie deski skrzypią w jej pokoju i w najbliższym otoczeniu od niego, gdyby chciała wyjść.
Przechodząc po cichu obok, Airan nie mogła nie spojrzeć na czarnego diabła i znowu się do niego uśmiechnęła, nic sobie nie robiąc z tej złości i tego, że chciał być groźny.
- Nie złość się tak, Słodziaku. Złość piękności szkodzi, a z ciebie jest mały przystojniak – zwróciła się do niego, ale tylko tyle. Nie było próby kucania, sięgania dłonią czy coś w tym stylu. Ot, tylko i wyłącznie słowa, po których wyszła na taras do Ikigaia, nawet nie pytając czy mu pomóc. A to dlatego, że nie chciała, by pomyślał, że ma go za jakiegoś niedorozwiniętego tylko dlatego, że chodzi na czterech łapach. - Już mówiłam Yugenowi, że macie piękny dom. Bardzo mi się podoba. I tak dobrze was znowu zobaczyć całych i zdrowych – nie było żadnej filozofii, choć gdy Ikigai o tym wspomniał, to Airan się uśmiechnęła pod nosem, patrząc jednak przed siebie. - Zapamiętam, że do ciebie trzeba prosto, konkretnie i bezpośrednio, a aluzjami do Hao – spojrzała kątem oka w dół, na przepięknego basiora o wiśniowych oczach. - Chyba trochę wyrosłeś, co? Odkąd się ostatnio widzieliśmy? Wybacz, to jedyne, co mogę tak namacalnie zmierzyć. Naocznie.
- Ludzie rzadko chcą cokolwiek mówić, kiedy przypiera się ich do ściany. Sama tego nie lubię. Nie widzę więc powodu w tym, by badać granicę i ją naciskać. Jak będziesz chciał mi o czymś opowiedzieć to sam opowiesz. Wiem za to, że ty badasz granice, ale w drugą stronę. Czy możesz o czymś mówić – Airan zachichotała cicho, po tej króciutkiej analizie, ale na koniec uśmiechnęła się delikatnie, by nie odebrał tego srogo. Bo to nie był żaden wyrok, tylko stwierdzenie faktu – jednego z wielu, bo już dała mu wcześniej znać, że wyłapuje to co mówi, ale również – i chyba zwłaszcza – to, czego nie mówi. Sama niełatwo się przywiązywała, bo ludzi trzymała na dystans. Nie miała na to czasu. Z Hao było trochę inaczej, bo przywiązała się już dawno temu, choć były to tylko listy. Tylko, ale jednak trzymała je wszystkie w domu. I stąd były te wszystkie nerwy przed tym spotkaniem. Ona sama była samotnikiem, ale to dlatego, że ludzie ją męczyli. Przyzwyczajona była do swojego towarzystwa, bo tak spędziła swoje dzieciństwo i choć nie stroniła od kontaktu z innymi, to wcale go nie poszukiwała.
To było ledwie stwierdzenie faktu – to, że mieszka sama i że nikt tam na nią nie czeka. Czekali zawsze rodzice, ale od nich się zdążyła po prostu wyprowadzić, bo nie zniosłaby ciągłych komentarzy, pouczania i próby układania jej życia na ich widzimisię. Trochę jej to doskwierało – to, że w gruncie rzeczy nie ma tak do końca do czego wracać, ale już do tego przywykła i nie myślała nad tym za bardzo. Wiec czy był to drażliwy i bolesny temat… niespecjalnie. W sumie to wybrała takie życie. Trochę to wszystko było ze sobą związane – jej decyzje i wynik, to w jakiej sytuacji była i co to napędzało dalej, a te momenty, kiedy to bolało i przeszkadzało były na szczęście rzadkie. Teraz z kolei o tym nie myślała. Nie było w niej zazdrości, czy tęsknoty – po prostu cieszyła się z towarzystwa, jakiego mogła zakosztować.
- Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sądzić inaczej – była pewna, że prędzej czy później Hao da maluchowi wycisk – jak już będzie znał swoje miejsce i będzie się słuchał jak należy. - Obiecałam sobie nie żałować i nie żałuję. Dzieciństwo jest krótkie i może można za tym tęsknić i żałować, że się go nie wykorzystało, ale… Nie uważam, że warto marnować siły i myśli na żal za tym. Zabawa nie jest ograniczona wiekiem. Teraz też można to nadrobić – przekrzywiła głowę. - Naaa przykład urządzając konkurs rysowania – i uśmiechnęła się mocniej, ale głównie oczami, które przymrużyła rozbawiona. Och, potrafiła się cieszyć z najprostszych, najmniejszych rzeczy! I bawić i śmiać jak dziecko, nie będąc przy tym głupia jak one. Hao musiał się… wyluzować. Musiał zobaczyć, że nawet będąc poważnym ninja można nieco trosk z barków ściągnąć i na moment o nich zapomnieć.
- Nie przejmujcie się mną. Przywykłam do późnego chodzenia spać i wstawania… no bardzo wczesnego. Niestety, warunki pustynne… Postaram się być cicha jak… Jak kobra sunąca po piasku – parsknęła, uświadamiając, że Hao może nie mieć pojęcia co to jest kobra. - Wiesz co to kobra? A zresztą… Jak Karoshi się obudzi to się nim zajmę, będzie pan zadowolony – i nawet nie będzie musiał wydawać na opiekunkę dla dziecka. Czy sobie poradzi ze szczenięciem ninkena? Ha, ONA MA SOBIE NIE PORADZIĆ?! To trochę jak wyzwanie – ambicja, czy coś tam. Ale może nie będzie to potrzebne, może mały jej nie usłyszy. Będzie musiała sprawdzić, które dokładnie deski skrzypią w jej pokoju i w najbliższym otoczeniu od niego, gdyby chciała wyjść.
Przechodząc po cichu obok, Airan nie mogła nie spojrzeć na czarnego diabła i znowu się do niego uśmiechnęła, nic sobie nie robiąc z tej złości i tego, że chciał być groźny.
- Nie złość się tak, Słodziaku. Złość piękności szkodzi, a z ciebie jest mały przystojniak – zwróciła się do niego, ale tylko tyle. Nie było próby kucania, sięgania dłonią czy coś w tym stylu. Ot, tylko i wyłącznie słowa, po których wyszła na taras do Ikigaia, nawet nie pytając czy mu pomóc. A to dlatego, że nie chciała, by pomyślał, że ma go za jakiegoś niedorozwiniętego tylko dlatego, że chodzi na czterech łapach. - Już mówiłam Yugenowi, że macie piękny dom. Bardzo mi się podoba. I tak dobrze was znowu zobaczyć całych i zdrowych – nie było żadnej filozofii, choć gdy Ikigai o tym wspomniał, to Airan się uśmiechnęła pod nosem, patrząc jednak przed siebie. - Zapamiętam, że do ciebie trzeba prosto, konkretnie i bezpośrednio, a aluzjami do Hao – spojrzała kątem oka w dół, na przepięknego basiora o wiśniowych oczach. - Chyba trochę wyrosłeś, co? Odkąd się ostatnio widzieliśmy? Wybacz, to jedyne, co mogę tak namacalnie zmierzyć. Naocznie.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
O tak, jakaż hipokryzja! Nie lubił, kiedy ktoś mimo uwag sprawdzał jego granicę, ale sam sprawdzał innych. To była prawda. Sprawdzał, na co może sobie pozwolić i wycofywał się, jeśli informacja zwrotna była negatywna. Prawie jak w tym wierszyku: ślimak, ślimak, pokaż rogi... Niektórzy mieli się czym chwalić! Jakieś to długie i kręte rogi chowali pod swoimi kapeluszami i włosami! Zgadza się jednak, że ta hipokryzja nie była tak straszna, jak brzmiała w pierwszej chwili, bo nie testował granic ludzi - testował właśnie to, na ile sam może sobie pozwolić, ale nie to, jak bardzo coś zaboli, kiedy gdzieś zabrniesz w przypadku rozmówcy tylko jego samego. Tak było... łatwiej.
- Kobra? Słyszałem już to określenie. Jak się domyślam - jedno ze stworzeń pustyni?
Tak samo jak do zwierząt, tak samo trzeba było mieć podejście do ninkenów. Były bardzo podobne do ludzi, ale miały zachowania swoich kuzynów - psów czy wilków. Ludzie mieli problem jak się z nimi obchodzić, bo automatycznie chcieli naruszać ich przestrzeń i gwałcić metraż wyznaczający bezpieczeństwo. Jakoś nie myśleli, że gdyby tak wyciągali swoje łapy do drugiego człowieka i od razu chcieli go obłapywać to czułby się dziwnie. A co, może nie? Z czego to wynikało trudno powiedzieć. Pewnie z tego, że właśnie nie traktowali do końca serio tych stworzeń, a inni za bardzo chcieli i przez to też chcieli narzucać swoje wielkie emocje. Może. Były różne powody, ale skutek ten sam - zrażali do siebie zwierzę. Tym bardziej, kiedy to było zwierzę nieufne. Nieufny człowiek też był płoszony, kiedy za bardzo chciałeś mu narzucić swoje optymistyczne wizje na ten świat i wmówić mu, jak fantastycznie jest być otwartym. Świetnie, ale nie każdy musi być taki sam. Różnorodność sprawiała, że ten świat jest piękny. Tak było teraz z Karoshim, u którego już był jakiś postęp - na tyle się wybiegał, że przynajmniej nie warczał, kiedy Airan przechodziła i nie darł się w niebogłosy.
- Czasem lepiej przyjąć, że białe to białe, a czarne to czarnie, a nie szukać wszystkich różnic w tonacji. - Były rzeczy, których wilk nie mógł zrobić siłą rzeczy. Takim sposobem nie mógł na przykład zrobić sobie śniadania i zjeść łyżką płatków z mlekiem. Albo złapać w dłonie pędzel - bo nie miał dłoni. Mimo to Ikigai radził sobie bez problemu z meblami, drzwiami, przesuwaniem rzeczy. Robiąc przy tym mniejsze i większe hałasy jak widać mógł chociażby spokojnie przygotować każdemu wygodne miejsce na tarasie. Przewędrował po deskach i podszedł do krzesła, żeby teraz je złapać i przeciągnąć. - Spokojnie, więcej nie urosnę. Ninkeny rosną wraz z opanowaniem limitu krwi przez naszego towarzysza. - Tak jakby to miało być jakieś zastanowienie. Dociągnął krzesło i znów się zatrzymał, żeby spojrzeć na Maji. - Ciebie też dobrze widzieć całą i zdrową. - Już się jej przypatrywał, teraz robił to po raz drugi. Ona też się zmieniła - przynajmniej wizualnie. Chociaż wcale nie tak bardzo. Spotykali się teraz w zupełnie innej sytuacji, gdzie mogli się poznać bez przeszkód i bicza nad głową. I Ikigai właściwie się cieszył, że dał się namówić na naukę języka ludzi. Jeeednak musiał przyznać, że miało to swoje plusy. A nadal mógł udawać niemowę... chociaż to wcale nie było w jego stylu. Były takie osoby, do których warto było otworzyć gębę. - Przynajmniej dopóki jesteś zdrowa. Rozpłaszczę cię jak żabę w naszym pojedynku. - Uniósł wysoko łeb, wypinając pierś do przodu. O tak, wielki pojedynek, strzeżcie się ludzie. Zarazem jedna wrócił do układania krzeseł, tylko się zgrywał. Nie myślał o tym poważnie, a wręcz przeciwnie - myślał o tym jak o świetnej zabawie. Co było widać, jak jego ogon zaczął latać na boki. Z drobnymi przerwami. - Dziwnie, co? Spotkać się po tylu latach.
Narzekał Hao, to prawda. Marudził, że chce tutaj zaprosić kobietę ze względu na siebie i ze względu na niego. Przez to, jak dziwnie będzie, kiedy stanie się ona pierwszym gościem ludzkim tego miejsca od czasów Hotaru. Była jeszcze jego matka, ale jej w ogóle nie wliczał, to rodzina. Nie liczył też pojedyncze osobistości, które przyszły na herbatę czy ze zleceniem dla rodu. Chodziło o gościa, który miał naprawdę ZOSTAĆ. I trochę narobić zamieszania swoją obecnością. Airan była łagodna w obyciu, starała się, tylko głupiec by tego nie zauważył. Ale dodawała swojej osobowości do ich własnego, małego kącika. To nie było złe, kiedy myślał o tym teraz. Wydawało mu się za to złe wcześniej. Należało sobie powiedzieć, że Airan nie jest Hotaru - to przede wszystkim. I ta relacja ich trójki była zupełnie inna. Tutaj nie było zobowiązań. Zresztą... ewidentnie dobrze się razem bawili - ona i on. Dobrze im się rozmawiało i śmiało. To tylko był argument przemawiający na tym, że można się trochę odprężyć i odpuścić. Zwłaszcza, że w sumie na Ikigaiu też wywarła dobre wrażenie. Małego jeszcze nie liczył - ten mały Wściek po prostu nikogo nie lubił.
- Kobra? Słyszałem już to określenie. Jak się domyślam - jedno ze stworzeń pustyni?
Tak samo jak do zwierząt, tak samo trzeba było mieć podejście do ninkenów. Były bardzo podobne do ludzi, ale miały zachowania swoich kuzynów - psów czy wilków. Ludzie mieli problem jak się z nimi obchodzić, bo automatycznie chcieli naruszać ich przestrzeń i gwałcić metraż wyznaczający bezpieczeństwo. Jakoś nie myśleli, że gdyby tak wyciągali swoje łapy do drugiego człowieka i od razu chcieli go obłapywać to czułby się dziwnie. A co, może nie? Z czego to wynikało trudno powiedzieć. Pewnie z tego, że właśnie nie traktowali do końca serio tych stworzeń, a inni za bardzo chcieli i przez to też chcieli narzucać swoje wielkie emocje. Może. Były różne powody, ale skutek ten sam - zrażali do siebie zwierzę. Tym bardziej, kiedy to było zwierzę nieufne. Nieufny człowiek też był płoszony, kiedy za bardzo chciałeś mu narzucić swoje optymistyczne wizje na ten świat i wmówić mu, jak fantastycznie jest być otwartym. Świetnie, ale nie każdy musi być taki sam. Różnorodność sprawiała, że ten świat jest piękny. Tak było teraz z Karoshim, u którego już był jakiś postęp - na tyle się wybiegał, że przynajmniej nie warczał, kiedy Airan przechodziła i nie darł się w niebogłosy.
- Czasem lepiej przyjąć, że białe to białe, a czarne to czarnie, a nie szukać wszystkich różnic w tonacji. - Były rzeczy, których wilk nie mógł zrobić siłą rzeczy. Takim sposobem nie mógł na przykład zrobić sobie śniadania i zjeść łyżką płatków z mlekiem. Albo złapać w dłonie pędzel - bo nie miał dłoni. Mimo to Ikigai radził sobie bez problemu z meblami, drzwiami, przesuwaniem rzeczy. Robiąc przy tym mniejsze i większe hałasy jak widać mógł chociażby spokojnie przygotować każdemu wygodne miejsce na tarasie. Przewędrował po deskach i podszedł do krzesła, żeby teraz je złapać i przeciągnąć. - Spokojnie, więcej nie urosnę. Ninkeny rosną wraz z opanowaniem limitu krwi przez naszego towarzysza. - Tak jakby to miało być jakieś zastanowienie. Dociągnął krzesło i znów się zatrzymał, żeby spojrzeć na Maji. - Ciebie też dobrze widzieć całą i zdrową. - Już się jej przypatrywał, teraz robił to po raz drugi. Ona też się zmieniła - przynajmniej wizualnie. Chociaż wcale nie tak bardzo. Spotykali się teraz w zupełnie innej sytuacji, gdzie mogli się poznać bez przeszkód i bicza nad głową. I Ikigai właściwie się cieszył, że dał się namówić na naukę języka ludzi. Jeeednak musiał przyznać, że miało to swoje plusy. A nadal mógł udawać niemowę... chociaż to wcale nie było w jego stylu. Były takie osoby, do których warto było otworzyć gębę. - Przynajmniej dopóki jesteś zdrowa. Rozpłaszczę cię jak żabę w naszym pojedynku. - Uniósł wysoko łeb, wypinając pierś do przodu. O tak, wielki pojedynek, strzeżcie się ludzie. Zarazem jedna wrócił do układania krzeseł, tylko się zgrywał. Nie myślał o tym poważnie, a wręcz przeciwnie - myślał o tym jak o świetnej zabawie. Co było widać, jak jego ogon zaczął latać na boki. Z drobnymi przerwami. - Dziwnie, co? Spotkać się po tylu latach.
Narzekał Hao, to prawda. Marudził, że chce tutaj zaprosić kobietę ze względu na siebie i ze względu na niego. Przez to, jak dziwnie będzie, kiedy stanie się ona pierwszym gościem ludzkim tego miejsca od czasów Hotaru. Była jeszcze jego matka, ale jej w ogóle nie wliczał, to rodzina. Nie liczył też pojedyncze osobistości, które przyszły na herbatę czy ze zleceniem dla rodu. Chodziło o gościa, który miał naprawdę ZOSTAĆ. I trochę narobić zamieszania swoją obecnością. Airan była łagodna w obyciu, starała się, tylko głupiec by tego nie zauważył. Ale dodawała swojej osobowości do ich własnego, małego kącika. To nie było złe, kiedy myślał o tym teraz. Wydawało mu się za to złe wcześniej. Należało sobie powiedzieć, że Airan nie jest Hotaru - to przede wszystkim. I ta relacja ich trójki była zupełnie inna. Tutaj nie było zobowiązań. Zresztą... ewidentnie dobrze się razem bawili - ona i on. Dobrze im się rozmawiało i śmiało. To tylko był argument przemawiający na tym, że można się trochę odprężyć i odpuścić. Zwłaszcza, że w sumie na Ikigaiu też wywarła dobre wrażenie. Małego jeszcze nie liczył - ten mały Wściek po prostu nikogo nie lubił.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Była w tym pewna doza hipokryzji, to fakt, ale Airan nie złościła się, że Hao ją testował. Nie zauważyła też, by się bardzo wycofywał po jej słowach, bo i nie były specjalnie reakcją negatywną na to, co mówili. Jej też było tutaj dobrze, w tej rozmowie. Wiedziała, że mają mnóstwo rzeczy do nadrobienia – o sobie, o świecie wokół siebie. Och, i Airan nie zamierzała tych dni zmarnować, ani trochę. Nie wiedziała jak długo dokładnie tutaj zostanie – to zależało od wielu czynników tak naprawdę. Od tego, jak się będzie czuła tutaj ona, jak oni będą się czuli z nią, czy miło będzie im się spędzać czas, czy za trzy-cztery dni wszyscy będą czuć niedosyt, czy wręcz przesyt… Nie była niczym ograniczona, żadnymi konkretnymi ramami, dlatego mogła sobie na to pozwolić. A że była łagodna w obyciu, jak to już zostało stwierdzone – co być może mogło być dla niektórych zaskakującym wnioskiem, że taka kobieta jak ona jest tak łagodna – to wolała się po prostu dopasować do sytuacji. Tak jak na początku z tym, że nie wiedziała, czy zostanie konkretnie tutaj, czy pójdzie do ryokanu. Cóż. Najwyraźniej jednak zostanie tutaj, i pasowało to Yugenowi jak i jej, przypadli sobie do gustu w tej pierwszej, długiej, bardzo filozoficznej, ale i bardzo życiowej rozmowie i… o. Oto była.
- Zgadza się. Taki wąż. Jadowity. Jeden z węży nazywany jest władcą pustyni, kobra królewska – ot, szybkie wyjaśnienie różnic… nie tyle kulturowych, co faunowych ich miejsc zamieszkania.
Airan nawet nie wiedziała, czy ma podejście do ludzi, bo zwyczajnie nie szukała z nimi kontaktu. Wolała obserwować i wyciągać wnioski, chociaż, rzecz jasna, czasami ten kontakt łapać trzeba było. Była pyskata, wygadana – trudno uwierzyć, że ktoś taki jest samotnikiem. Zaś podejście do zwierząt to inna sprawa. Naprawdę uwielbiała zwierzaki, miała do nich wręcz anielską cierpliwość i takie zacięcie… i ktoś taki nie miał swojego zwierzaka. Widać za to tutaj było, że naprawdę musi lubić zwierzęta, nawet jeśli ninkeny nimi nie były, to jednak do nich były podobne. A szczeniak ninkena niewiele się psychicznie różnił od faktycznego psa, czy wilka, jak woleli tutaj mówić. Airan nie zamierzała Karoshiemu niczego narzucać. Nawet siebie. Ot, starała się swoją osobą niczego i nikogo nie przytłoczyć, tak by jej obecność tutaj była jak najmniej inwazyjna.
- Czasem. Czarne z białym daje jednak setki odcieni szarości. Ale rozumiem. Prosto, konkretnie i wyraźnie, załapałam – czasami sama wolała tę dosadność… Zresztą Hao już miał tego przedsmak, kiedy dosadnie użyła brzydkich słów, żeby coś podkreślić. Lubiła lawirować między słowami, aluzjami i tak dalej, ale czasami trzeba było postawić taką konkretną kropkę! Żaden problem. - Och, wcale mi to nie przeszkadza, to tylko stwierdzenie faktu. A ten wasz limit krwi jest fascynujący, naprawdę. Tyle zależności jeden od drugiego… Nie ma w tym normalnego ludzkiego egoizmu, to prawdziwy cud natury – nie było widać ani słychać, by jej słowa były sarkastyczne – bo nie były. Im więcej słyszała o ich zdolnościach, tym bardziej fascynujące były. Taka więź… z kimkolwiek. Jednocześnie potrafiła i nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Chciała i próbowała, ale nie miała punktu wyjścia – może prócz tego, co i jak pisał do niej Yugen i jakie wnioski wyciągnęła. - Żaba… Co to żaba? – coś, co się da rozpłaszczyć najwyraźniej. - Hao mówił, że może z nami porysuje. Ale nie chciałam go naciskać, bo jeszcze by się zamknął w sobie – podzieliła się „ustaleniami” jakie padły. Będzie chciał, to porysuje, nie to nie. Ale wspomniał, że może do nich dołączy, może go zainspirują. Wierzyła, że dobrze by mu to zrobiło – wyjście ze swojej strefy komfortu do dwójki innych osób, które miały się świetnie bawić w pojedynku na rysowanie lamy. Pokracznie. Przecież nikt by się z Yugena nie śmiał! A Airan była pewna, że co jeden ich rysunek, to będzie gorszy. - Dziwnie. Trochę się bałam, ale strach jak zwykle ma wielkie oczy – to nie było jednostronne – że się martwili jaktobędzie, bo Airan też się martwiła, tylko nie miała się z kim tym podzielić. Bo co, siostrze? A pfff, nie. Jej zostawiła tylko wiadomość dokąd się udaje i że nie wie kiedy wróci. Oczywiście, że się starała, by nie narobić tu zamieszania za bardzo. I oczywiście – nie była świrniętą Hotaru, zresztą na jej temat już powiedziała co myśli. Głupota, nic nie warta głupota, która przyniosła tylko smutek i strach na to, co jeśli jakaś inna kobieta kiedyś ich odwiedzi. I… Nie było tak źle. Jasne, nie było zobowiązań – nie takich, a jednak jakby człowiekowi nie zależało, to by się nie martwił. Zaś uśmiech na twarzy, która często się tak szeroko i szczerze nie uśmiecha był wart wiele.
- Zgadza się. Taki wąż. Jadowity. Jeden z węży nazywany jest władcą pustyni, kobra królewska – ot, szybkie wyjaśnienie różnic… nie tyle kulturowych, co faunowych ich miejsc zamieszkania.
Airan nawet nie wiedziała, czy ma podejście do ludzi, bo zwyczajnie nie szukała z nimi kontaktu. Wolała obserwować i wyciągać wnioski, chociaż, rzecz jasna, czasami ten kontakt łapać trzeba było. Była pyskata, wygadana – trudno uwierzyć, że ktoś taki jest samotnikiem. Zaś podejście do zwierząt to inna sprawa. Naprawdę uwielbiała zwierzaki, miała do nich wręcz anielską cierpliwość i takie zacięcie… i ktoś taki nie miał swojego zwierzaka. Widać za to tutaj było, że naprawdę musi lubić zwierzęta, nawet jeśli ninkeny nimi nie były, to jednak do nich były podobne. A szczeniak ninkena niewiele się psychicznie różnił od faktycznego psa, czy wilka, jak woleli tutaj mówić. Airan nie zamierzała Karoshiemu niczego narzucać. Nawet siebie. Ot, starała się swoją osobą niczego i nikogo nie przytłoczyć, tak by jej obecność tutaj była jak najmniej inwazyjna.
- Czasem. Czarne z białym daje jednak setki odcieni szarości. Ale rozumiem. Prosto, konkretnie i wyraźnie, załapałam – czasami sama wolała tę dosadność… Zresztą Hao już miał tego przedsmak, kiedy dosadnie użyła brzydkich słów, żeby coś podkreślić. Lubiła lawirować między słowami, aluzjami i tak dalej, ale czasami trzeba było postawić taką konkretną kropkę! Żaden problem. - Och, wcale mi to nie przeszkadza, to tylko stwierdzenie faktu. A ten wasz limit krwi jest fascynujący, naprawdę. Tyle zależności jeden od drugiego… Nie ma w tym normalnego ludzkiego egoizmu, to prawdziwy cud natury – nie było widać ani słychać, by jej słowa były sarkastyczne – bo nie były. Im więcej słyszała o ich zdolnościach, tym bardziej fascynujące były. Taka więź… z kimkolwiek. Jednocześnie potrafiła i nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Chciała i próbowała, ale nie miała punktu wyjścia – może prócz tego, co i jak pisał do niej Yugen i jakie wnioski wyciągnęła. - Żaba… Co to żaba? – coś, co się da rozpłaszczyć najwyraźniej. - Hao mówił, że może z nami porysuje. Ale nie chciałam go naciskać, bo jeszcze by się zamknął w sobie – podzieliła się „ustaleniami” jakie padły. Będzie chciał, to porysuje, nie to nie. Ale wspomniał, że może do nich dołączy, może go zainspirują. Wierzyła, że dobrze by mu to zrobiło – wyjście ze swojej strefy komfortu do dwójki innych osób, które miały się świetnie bawić w pojedynku na rysowanie lamy. Pokracznie. Przecież nikt by się z Yugena nie śmiał! A Airan była pewna, że co jeden ich rysunek, to będzie gorszy. - Dziwnie. Trochę się bałam, ale strach jak zwykle ma wielkie oczy – to nie było jednostronne – że się martwili jaktobędzie, bo Airan też się martwiła, tylko nie miała się z kim tym podzielić. Bo co, siostrze? A pfff, nie. Jej zostawiła tylko wiadomość dokąd się udaje i że nie wie kiedy wróci. Oczywiście, że się starała, by nie narobić tu zamieszania za bardzo. I oczywiście – nie była świrniętą Hotaru, zresztą na jej temat już powiedziała co myśli. Głupota, nic nie warta głupota, która przyniosła tylko smutek i strach na to, co jeśli jakaś inna kobieta kiedyś ich odwiedzi. I… Nie było tak źle. Jasne, nie było zobowiązań – nie takich, a jednak jakby człowiekowi nie zależało, to by się nie martwił. Zaś uśmiech na twarzy, która często się tak szeroko i szczerze nie uśmiecha był wart wiele.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Jak powiedział Ikigai - gość, którego zapraszasz na dłużej, zawsze robi zamieszanie. Zaraz, powiedział tak? Coś koło tego. Tak i tworzyła je Airan. Zamieszanie jednak można robić na różne sposoby. Wpływa, jakie ma się na swoje otoczenie oraz ludzi w nim oddziaływanie. Może być prawdziwym chaosem - niektórzy mieli taki charakter, że wystarczy, że się pojawili i nawet nie musieli być szczególnie zapraszanym gościem, a wszystko wywracane było do góry nogami i kartki wokół fruwały, a za nimi gotowe były pofrunąć meble. Ale były też takie osoby, które potrafiły uszanować spokój preferowany przez domowników, jak właśnie Airan. A takimi też typami domowników byli Hao i Ikigai, którzy uwielbiali swoje leniwe, bezkarne popołudnia z czarką herbaty spędzane w cieniu drzew, których liście przepuszczały pojedyncze promienie słońca. Tak i w niektórych domach panował nieporządek, a w innych było naprawdę czysto. Nie można było powiedzieć, żeby dom Yugena był czysty do perfekcji. Wystarczyło się rozejrzeć, że mężczyzna potrafił to zostawić przewieszony płaszcz nie tam, gdzie zawieszony być powinien, czy nie pozmywać od razu czarki po herbacie, przez co leżała w kuchni, albo zostawić na stoliku słoik z ciastkami, którego pierwotne miejsce było w szafce. To były drobnostki, które nie rzucały się w oczy, bo nie tworzyły bałaganu. Były po prostu znakami, że ten dom jest zamieszkany, pieczątkami, że jest używany i symbolami, że mieszkańcy tego miejsca czują się całkowicie swobodnie. Być może na co dzień działo się tutaj większe zamieszanie. Tak to bywało, że jeśli spodziewasz się gości to wtedy robisz porządki o wiele bardziej dokładne.
- Tak, tak, to był trochę żart, trochę zamarudzenie. - Czerń i biel - a pośrodku tyle odcieni szarości, że można było zwariować. A jeszcze kobiety kochały nadawać tym wszystkim odcieniom nazwy! Co z tego, że potem same sobie przeczyły i nagle wszędzie znajdowały się od nich specjalistki! Bo zapytasz jednej, to dla niej popielaty będzie właśnie ten wskazywany, ale druga powie, że "nie, nie, przecież to nie jest czysty popielaty!". I tutaj można się było zastanowić, czy Ikigai czasem nie ma uprzedzenia do kobiet. Nie miał! Nie przepadał za nimi dokładnie tak samo, jak nie przepadał za facetami. Bo ogólnie - nie lubił towarzystwa dokładnie tak samo jak Airan. Nie przepadał za ludźmi. I nie przepadał za tym, że Hao lubi z nimi rozmawiać i że czasami pozwala im podchodzić za blisko. Bał się tego. A wszystkie te spostrzeżenia na temat kolorów wynikały bardziej z tego, że już się nawywracał oczami na te wszystkie te osbistości spierające się nad byle gównem. I to w sumie nie chodziło tylko o kolory. Specjaliści od wszystkiego, co zawsze wiedzą wszystko najlepiej. Takich ludzi nie znosił najbardziej. Parę innych też by się znalazło, które mógłby przyporządkować do tej grupy "nie znoszę najbardziej". Na razie zatrzymajmy się przy tej. - Przypomniałaś mi o tych wszystkich "znawcach wszystkiego". "Tak, taak, to jest popielaty", - "nie, nie, to jest kolor popieli poranka na mojej kupie". - Specjalnie przybrał trochę inny głos i ton tak do pierwszej ja i drugiej kwestii, żeby w parodii wyglądało to jak dialog. I na koniec wywrócił ślepiami. - Podoba ci się? Wielu ludzi się z tego śmieje. Spotkaliśmy się z wieloma wyzwiskami od psów i innych takich. A ludzie nałogowo próbują traktować mnie jak salonowego pieska, sikając przy okazji pod siebie ze strachu. - Mruknął, siadając przy stole na dupsku, kiedy wszystko już było ułożone i czekało tylko na finalne poprawki. Jak przyniesienie herbaty z salonu czy pergaminów i pędzli do malunku. - Mhh... nie ma w tym egoizmu. W naszym klanie nie ma niego miejsca, inaczej nie jesteś dobrym Inuzuka. Natura uczy koegzystowania ze sobą. To ludzie występują przeciwko jej prawom i prowadzą politykę kradzieży. - Basior poruszył łopatkami, zupełnie jakby właśnie nimi wzruszył. - Mi się podoba wasze Maji. Sru sru w tę i wewtę kunaiem i niema klienta. - Uśmiechnął się kącikiem pyska. - Żaba to... chcesz zobaczyć żabę? Zabierzemy cię nad jezioro to je zobaczysz. Śmieszne są. I całkiem dobre. Niektórzy je robią jak wołowinę czy innego kurczaka. - Ale rzecz jasna nie Ikigai, bo on nader wszystkie wynalazki ludzkości preferował mięso surowe, a nie zepsute jakimiś przyprawami czy pieczeniem! Na następne słowa za to prychnął. - Czyli podeszłaś do tego taktycznie. Dobrze. - Wyszczerzył kły w uśmiechu. Cholera, naprawdę dobra była ta kobieta! Płynnie i gładko zacierała wszelkie granice sprawiając, że czuł się, jakby znał ją od lat i widywał codziennie. Gdzieś tam z boku głowy tylko obijało się o czaszkę, że tak wcale nie jest, ale jak przemówić rozumowi do... rozsądku? Jeszcze trzeba było tego chcieć. A on coraz mniej chciał. - Nie obraź się, ogólnie nie lubię ludzi i chociaż palnąłem sam, żeby Hao cię zaprosił to nie byłem pewny, jak wyjdzie. Ale dobrze wyszło. Niezłe z ciebie ziółko.
Hao pojawił się "w polu słyszenia" - a jednocześnie w polu widzenia czarnego ninkena, kiedy pochylił się nad stołem, żeby przenieść tackę z herbatą na dwór.
- Coś mnie ominęło? - Zatrzymał się na moment w drzwiach, żeby spojrzeć na Airan oraz Ikigaia. Dobry słuch shinobi sprawiał, że ciężko było o rozmowy iście "prywatne". Ale to nie tak, że tutaj było coś do ukrycia. Zwłaszcza między nimi.
- Tak, tak, to był trochę żart, trochę zamarudzenie. - Czerń i biel - a pośrodku tyle odcieni szarości, że można było zwariować. A jeszcze kobiety kochały nadawać tym wszystkim odcieniom nazwy! Co z tego, że potem same sobie przeczyły i nagle wszędzie znajdowały się od nich specjalistki! Bo zapytasz jednej, to dla niej popielaty będzie właśnie ten wskazywany, ale druga powie, że "nie, nie, przecież to nie jest czysty popielaty!". I tutaj można się było zastanowić, czy Ikigai czasem nie ma uprzedzenia do kobiet. Nie miał! Nie przepadał za nimi dokładnie tak samo, jak nie przepadał za facetami. Bo ogólnie - nie lubił towarzystwa dokładnie tak samo jak Airan. Nie przepadał za ludźmi. I nie przepadał za tym, że Hao lubi z nimi rozmawiać i że czasami pozwala im podchodzić za blisko. Bał się tego. A wszystkie te spostrzeżenia na temat kolorów wynikały bardziej z tego, że już się nawywracał oczami na te wszystkie te osbistości spierające się nad byle gównem. I to w sumie nie chodziło tylko o kolory. Specjaliści od wszystkiego, co zawsze wiedzą wszystko najlepiej. Takich ludzi nie znosił najbardziej. Parę innych też by się znalazło, które mógłby przyporządkować do tej grupy "nie znoszę najbardziej". Na razie zatrzymajmy się przy tej. - Przypomniałaś mi o tych wszystkich "znawcach wszystkiego". "Tak, taak, to jest popielaty", - "nie, nie, to jest kolor popieli poranka na mojej kupie". - Specjalnie przybrał trochę inny głos i ton tak do pierwszej ja i drugiej kwestii, żeby w parodii wyglądało to jak dialog. I na koniec wywrócił ślepiami. - Podoba ci się? Wielu ludzi się z tego śmieje. Spotkaliśmy się z wieloma wyzwiskami od psów i innych takich. A ludzie nałogowo próbują traktować mnie jak salonowego pieska, sikając przy okazji pod siebie ze strachu. - Mruknął, siadając przy stole na dupsku, kiedy wszystko już było ułożone i czekało tylko na finalne poprawki. Jak przyniesienie herbaty z salonu czy pergaminów i pędzli do malunku. - Mhh... nie ma w tym egoizmu. W naszym klanie nie ma niego miejsca, inaczej nie jesteś dobrym Inuzuka. Natura uczy koegzystowania ze sobą. To ludzie występują przeciwko jej prawom i prowadzą politykę kradzieży. - Basior poruszył łopatkami, zupełnie jakby właśnie nimi wzruszył. - Mi się podoba wasze Maji. Sru sru w tę i wewtę kunaiem i niema klienta. - Uśmiechnął się kącikiem pyska. - Żaba to... chcesz zobaczyć żabę? Zabierzemy cię nad jezioro to je zobaczysz. Śmieszne są. I całkiem dobre. Niektórzy je robią jak wołowinę czy innego kurczaka. - Ale rzecz jasna nie Ikigai, bo on nader wszystkie wynalazki ludzkości preferował mięso surowe, a nie zepsute jakimiś przyprawami czy pieczeniem! Na następne słowa za to prychnął. - Czyli podeszłaś do tego taktycznie. Dobrze. - Wyszczerzył kły w uśmiechu. Cholera, naprawdę dobra była ta kobieta! Płynnie i gładko zacierała wszelkie granice sprawiając, że czuł się, jakby znał ją od lat i widywał codziennie. Gdzieś tam z boku głowy tylko obijało się o czaszkę, że tak wcale nie jest, ale jak przemówić rozumowi do... rozsądku? Jeszcze trzeba było tego chcieć. A on coraz mniej chciał. - Nie obraź się, ogólnie nie lubię ludzi i chociaż palnąłem sam, żeby Hao cię zaprosił to nie byłem pewny, jak wyjdzie. Ale dobrze wyszło. Niezłe z ciebie ziółko.
Hao pojawił się "w polu słyszenia" - a jednocześnie w polu widzenia czarnego ninkena, kiedy pochylił się nad stołem, żeby przenieść tackę z herbatą na dwór.
- Coś mnie ominęło? - Zatrzymał się na moment w drzwiach, żeby spojrzeć na Airan oraz Ikigaia. Dobry słuch shinobi sprawiał, że ciężko było o rozmowy iście "prywatne". Ale to nie tak, że tutaj było coś do ukrycia. Zwłaszcza między nimi.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Nie miałaby nic przeciwko takiemu spędzaniu popołudnia – leniwie. Była całkiem ruchliwa w czasie misji, wtedy nie było zastoju, wtedy był czas na działanie, ale kiedy na misjach nie była… To lubiła się zatrzymać, usiąść, odpocząć. Odespać. A zwykle było co odsypiać. W końcu nie prowadziła żadnego przesadnie zdrowego trybu życia, a na pewno nie zdrowego dla ludzi. Mało snu, długie męczenie organizmu… W końcu człowiek się musiał zatrzymać by nabrać oddech, bo by się zajechał. I teraz był czas, by ten oddech wziąć. Jeden, drugi… Dlatego wyłożeniu się w cieniu drzewka i leniwe popołudnie wcale nie brzmiało źle. Brzmiało wręcz bardzo dobrze. I nie trzeba było przy tym wcale rozmawiać! Airan lubiła gadać, ale lubiła też milczeć, czego Hao czy Ikigai nie mieli okazji jeszcze poznać, bo do tej pory był czas na gadulstwo. A dom podobał jej się szalenie – łącznie z tymi małymi śladami tego, ze jest zamieszkały. Z tym, że niektóre rzeczy być może nie były odłożone na właściwe miejsce. To były takie małe szczegóły, które składały się na charakter i zwyczaje domowników: co lubili, co robili. Jak lepiej kogoś poznać, jak nie właśnie w jego domu? To, ze była tutaj zaproszona, naprawdę było jak pewnego rodzaju przywilej – możliwość poznania w naturalnych warunkach.
Kobiety to były specjalistki od wszystkiego. Od kolorów, od zapachów, od smaków, od materiałów, od plotek… Od kierowania mężczyznami tak, jak sobie tego życzyły. Airan potrafiła co prawda określić kolory, nawet w ten skomplikowany sposób, ale nie potrzebowała tego robić, bo w jej szafie królowała czerń. Ta zaś była mroczna jak ona sama – czyli jak widać obecnie. Rozbawiona, roześmiana, uśmiechnięta. w czerni – stylowej, podkreślającej kształty i urodę. Zaskakujące jednak było to, że Ikigai nie miał uprzedzenia do kobiet, bo po tym, co się stało, dość naturalnym byłoby, jeśli jednak by miał.
- Popieli poranka, ahahahha! – Airan roześmiała się, zupełnie nawet nie marszcząc nosa ani się nie krzywiąc na dalszą część zdania. Ikigai był równie dosadny co i ona – tylko się powstrzymał od określeniem „gówno”, którego użyłaby ona – czy to dlatego, ze nie używał takich słów, czy dlatego, że nie chciał urazić damy? - Bardzo, naprawdę! Podoba mi się styl, podobają mi się drobiazgi i dbałość o szczegóły. I okolica. Nie rozumiem, z czego się śmiać? Że mieszkacie razem? I skąd wyzwiska? – kobieta była wyraźnie zaskoczona, dla niej jasnym było, ze Ikigai i Karoshi to normalne osoby, jak ja czy ty, tylko… w nieco innym ciele. To wszystko. I traktowała ich tak samo – biorąc tylko poprawkę na dziecięcy wiek Słodkiego Diabełka. - Tak, rozumiem. I to jest naprawdę piękne. Powiew świeżości – egoizm dla nich nie istniał, bo nauczeni byli się dzielić ze sobą wzajem. Z tego czerpali siłę. Było to prawdziwie mistyczne i naprawdę, Airan mogłaby się na nich gapić całe dnie i cieszyć tym oczy. Tą czystą relacją – prawdziwą, bezinteresowną miłością. Trochę o miłości wiedziała, w końcu miała jej znak w swoim imieniu. - Żeby tylko kunaiem – zachichotała i zapatrzyła się na połać terenu przed nimi. Wiele się zmieniło od czasu, kiedy widzieli się ostatnim razem. - A pytasz konia czy chce cukier? Jasne, że chcę zobaczyć żabę! – tylko nadal nie bardzo wiedziała o czym w ogóle rozmawiają. -Nad jezioro? Rosną tam? – Airan pomyślała, że to jakaś mięsista roślina, co rośnie nad wodą i dlatego, że robią ją jak wołowinę czy kurczaka, to jest śmieszna. Nawet nie przyszło jej do głowy, jak bardzo się myli. - Oczywiście, takich okazji się nie przepuszcza – i popukała się palcem po skroni, wymownie zerkając na Ikigaia. Dając się podpuścić podpuściła ich oboje, bo chciała zobaczyć rysującego ninkena i rysującego Hao – a cóż to będzie za widok! Na dokładkę jeszcze ona, bazgrająca brzydkie rysunki. Ale dla tej całej otoczki mogła się zbłaźnić – tylko po to, żeby ocierać później łzy rozbawienia. Całkowicie pozytywnego, nie miało być miejsca na wyśmiewanie się.
- Nie obrażam się. Sama nie lubię ludzi, a przynajmniej większości – odparła z rozbrajającą szczerością, zerkając fiołkowymi oczyma na czarnego wilka. Wszystko tutaj było czarne – on, Karoshi, Yugen. I ona, zupełnie nie wybijająca się kontrastem z tego całego obrazka. - Obawy były uzasadnione. Ziółko? Ze mnie jest ziółko? A to… - wyglądała na całkowicie rozbawioną tym stwierdzeniem. Tak, rzeczywiście, niezłe z niej było ziółko, tylko nie tak na pierwszy rzut oka. Pyskate ziółko. Przerwała jednak, kiedy pojawił się Hao – a chwila mu zeszła na przebieraniu się i ogarnianiu po mokrej przygodzie sprzed kilku minut. - Nie, nic. Ikigai obiecał pokazać mi żabę nad jeziorem.
Kobiety to były specjalistki od wszystkiego. Od kolorów, od zapachów, od smaków, od materiałów, od plotek… Od kierowania mężczyznami tak, jak sobie tego życzyły. Airan potrafiła co prawda określić kolory, nawet w ten skomplikowany sposób, ale nie potrzebowała tego robić, bo w jej szafie królowała czerń. Ta zaś była mroczna jak ona sama – czyli jak widać obecnie. Rozbawiona, roześmiana, uśmiechnięta. w czerni – stylowej, podkreślającej kształty i urodę. Zaskakujące jednak było to, że Ikigai nie miał uprzedzenia do kobiet, bo po tym, co się stało, dość naturalnym byłoby, jeśli jednak by miał.
- Popieli poranka, ahahahha! – Airan roześmiała się, zupełnie nawet nie marszcząc nosa ani się nie krzywiąc na dalszą część zdania. Ikigai był równie dosadny co i ona – tylko się powstrzymał od określeniem „gówno”, którego użyłaby ona – czy to dlatego, ze nie używał takich słów, czy dlatego, że nie chciał urazić damy? - Bardzo, naprawdę! Podoba mi się styl, podobają mi się drobiazgi i dbałość o szczegóły. I okolica. Nie rozumiem, z czego się śmiać? Że mieszkacie razem? I skąd wyzwiska? – kobieta była wyraźnie zaskoczona, dla niej jasnym było, ze Ikigai i Karoshi to normalne osoby, jak ja czy ty, tylko… w nieco innym ciele. To wszystko. I traktowała ich tak samo – biorąc tylko poprawkę na dziecięcy wiek Słodkiego Diabełka. - Tak, rozumiem. I to jest naprawdę piękne. Powiew świeżości – egoizm dla nich nie istniał, bo nauczeni byli się dzielić ze sobą wzajem. Z tego czerpali siłę. Było to prawdziwie mistyczne i naprawdę, Airan mogłaby się na nich gapić całe dnie i cieszyć tym oczy. Tą czystą relacją – prawdziwą, bezinteresowną miłością. Trochę o miłości wiedziała, w końcu miała jej znak w swoim imieniu. - Żeby tylko kunaiem – zachichotała i zapatrzyła się na połać terenu przed nimi. Wiele się zmieniło od czasu, kiedy widzieli się ostatnim razem. - A pytasz konia czy chce cukier? Jasne, że chcę zobaczyć żabę! – tylko nadal nie bardzo wiedziała o czym w ogóle rozmawiają. -Nad jezioro? Rosną tam? – Airan pomyślała, że to jakaś mięsista roślina, co rośnie nad wodą i dlatego, że robią ją jak wołowinę czy kurczaka, to jest śmieszna. Nawet nie przyszło jej do głowy, jak bardzo się myli. - Oczywiście, takich okazji się nie przepuszcza – i popukała się palcem po skroni, wymownie zerkając na Ikigaia. Dając się podpuścić podpuściła ich oboje, bo chciała zobaczyć rysującego ninkena i rysującego Hao – a cóż to będzie za widok! Na dokładkę jeszcze ona, bazgrająca brzydkie rysunki. Ale dla tej całej otoczki mogła się zbłaźnić – tylko po to, żeby ocierać później łzy rozbawienia. Całkowicie pozytywnego, nie miało być miejsca na wyśmiewanie się.
- Nie obrażam się. Sama nie lubię ludzi, a przynajmniej większości – odparła z rozbrajającą szczerością, zerkając fiołkowymi oczyma na czarnego wilka. Wszystko tutaj było czarne – on, Karoshi, Yugen. I ona, zupełnie nie wybijająca się kontrastem z tego całego obrazka. - Obawy były uzasadnione. Ziółko? Ze mnie jest ziółko? A to… - wyglądała na całkowicie rozbawioną tym stwierdzeniem. Tak, rzeczywiście, niezłe z niej było ziółko, tylko nie tak na pierwszy rzut oka. Pyskate ziółko. Przerwała jednak, kiedy pojawił się Hao – a chwila mu zeszła na przebieraniu się i ogarnianiu po mokrej przygodzie sprzed kilku minut. - Nie, nic. Ikigai obiecał pokazać mi żabę nad jeziorem.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Pewnie to dlatego była taka mania i moda na to, żeby wszystko idealnie wysprzątać zanim przyjadą goście. Chcesz zrobić w końcu najlepsze wrażenie, a nie żeby sobie myśleli, że masz burdel w domu więc i burdel w życiu. Że jesteś nieuporządkowany - więc to źle i niedobrze. Porządek był pożądany i miły, ale... nie dajmy się zwariować. Yugen miał do tego dość luźne podejście, bo przecież swojego domu nie wystawiał nikomu na pokaz. Za to uważał, że zawsze trzeba mieć taki porządek, jakby zaraz mieli przyjść goście. I żeby z tego względu nie było wstydu. Kiedy się jest shinobi może cię odwiedzić byle strażnik i prosić o wsparcie czy byle rolnik z pola, który chciał się poradzić albo poprosić o pozbycie się jakichś bandziorów, którzy ich napastują. Nie chcesz z drugiej strony, żeby każdy przyglądał się twojemu życiu od razu po wejściu do domu. Dlatego porządek musiał być. Ale porządek idealny? Nie był pedantem. Niektórzy to, co działo się tutaj już uznaliby za burdel. Trzeba przyznać, że przez czas swojej wegetacji w tym miejscu było tutaj nieco mniej... przyjaźnie. Przystępnie? O, przystępni. To dobre słowo. Nieco więcej się "działo", bo i jakoś nieco mniej było chęci do kontrolowania tego.
- Z Hao nie jest tak źle. Jeśli o te wyzwiska chodzi. Ale niektórzy Inuzuka z bardziej charakterystycznymi cechami wyglądu naszego klanu miewają gorzej. Stare czasy. Dzisiaj nikt nie ma jaj, żeby słać wyzwiska. A jakby mieli to nie na długo. - Kłapnął paszczą pokazując wielkie kły i dając znać, co myśli o ludziach, którzy za dużo kłapią jadaczką w nieprzemyślany sposób. I co by z nimi zrobił. Mogli sobie jego wyzywać ile chcieli - latało mu to. Ale kiedy ktoś próbował wyzywać Hao to dostawał białej gorączki. - Niektórych też to bawi, ta zażyłość. Nie rozumieją i nie próbują rozumieć, więc się patafiany nakręcają. - No, pewnie, DAMA! Jednak co kobieta to kobieta. Ikigai pozwalał sobie i tak na trochę więcej, zresztą miał o wiele bardziej w poważaniu konwenanse od Hao, ale to nie znaczy, że czuł się jeszcze w pełni swobodnie, żeby rzeczywiście przy kobiecie używać BRZYDKICH słów! To pewnie się też szybciutko zmieni! Wystarczyło tylko dać Airan okazję. Sam fakt, że Airan nie robiła cudów i potrafiła się zachować całkowicie naturalnie i normalnie w jego towarzystwie sprawiał, że Ikigai czuł się lepiej. Czasami ludzie się starali to robić, ale było czuć w tym coś sztucznego. Jakby na krańcach palców mieli zupełnie inne dla siebie odruchy, ale z nimi walczyli i je celowo powstrzymywali. Tutaj tego nie było. Była tylko przyjemność z obcowania ze sobą.
- Tak, właśnie miałem ją zapewniać, że żaby rosną nad jeziorem. Najpierw się je nazywa kijankami. I żyją w wodzie. - Ale Ikigai nawet nie wpadł na to, że w pytaniu, czy tam ROSNĄ chodzi o to, że ona pomyślała, że to są rośliny. I tak się właśnie nakręcała karuzela niezrozumienia. Przynajmniej wiadomo, że z Ikigaia nie byłby żaden nauczyciel. Ale to też nie było odkrycie.
- Dobrze... możemy przejść się nad jezioro i pooglądać żaby. - Uśmiechnął się. Brzmiało jak przyjemna wycieczka, zresztą i tak mieli się przejść. - Czy możemy się tam wybrać jutro? Karoshi na pewno chętnie sam je zobaczy. - Teraz mieli już popołudnie, przygotowanie do turnieju na malowanie i w dodatku kolację przed sobą oraz wino do wypicia. Także wystarczająco zajęć jak na daną połowę dnia.
- Rozmawialiśmy też o kontroli metalu. Pewnie Hao ci nie mówił, ale ostatnio się przechwalał, że jest najszybszą osobą w tym mieście. - Wredny błysk w wiśniowych ślepiach i mina na pysku całkowicie zdradzała ninkena. I ewidentnie mu się udało, bo Hao najpierw wyprostował się po stawianiu czarek na stoliku, spojrzał na Ikigaia ze zdziwieniem, a potem na Airan z ewidentnym zmieszaniem.
- Nie, nie, wcale tak nie było...
- Było! Pobawmy się po naszych zawodach! Chcę zobaczyć metal w akcji! - Ikigai pochylił się w przód i jego ogon latał znowu na boki, kiedy wpatrywał się w Airan. A Hao znów na niego spojrzał, unosząc brwi, jednak te zaraz opadły w dół i nieco się zmarszczyły wskazując na to, że ewidentnie mu się nie spodobało, w jakiej sytuacji postawił go ninken i co tutaj zagrał, ale zamiast cokolwiek powiedzieć tylko odetchnął i oczy zamknął, rozluźniając się zaraz. Odpuścił. Ikigai zasługiwał na swoje momenty, swoje chwile, dlaczego zresztą miałby tutaj oponować, skoro Airan sama zaproponowała, że coś im zaprezentuje... więc co zaszkodzi trochę poćwiczyć? Po przyjacielsku? Propozycja zła nie była, za to nie podobało mu się, w jaki sposób została wysunięta.
- Pójdę po pergamin. - Powiedział po prostu i zawrócił do domu. Nie był zły w żadnym wypadku, ale efekt małża trochę zadziałał. Minimalnie na szczęście.
- Z Hao nie jest tak źle. Jeśli o te wyzwiska chodzi. Ale niektórzy Inuzuka z bardziej charakterystycznymi cechami wyglądu naszego klanu miewają gorzej. Stare czasy. Dzisiaj nikt nie ma jaj, żeby słać wyzwiska. A jakby mieli to nie na długo. - Kłapnął paszczą pokazując wielkie kły i dając znać, co myśli o ludziach, którzy za dużo kłapią jadaczką w nieprzemyślany sposób. I co by z nimi zrobił. Mogli sobie jego wyzywać ile chcieli - latało mu to. Ale kiedy ktoś próbował wyzywać Hao to dostawał białej gorączki. - Niektórych też to bawi, ta zażyłość. Nie rozumieją i nie próbują rozumieć, więc się patafiany nakręcają. - No, pewnie, DAMA! Jednak co kobieta to kobieta. Ikigai pozwalał sobie i tak na trochę więcej, zresztą miał o wiele bardziej w poważaniu konwenanse od Hao, ale to nie znaczy, że czuł się jeszcze w pełni swobodnie, żeby rzeczywiście przy kobiecie używać BRZYDKICH słów! To pewnie się też szybciutko zmieni! Wystarczyło tylko dać Airan okazję. Sam fakt, że Airan nie robiła cudów i potrafiła się zachować całkowicie naturalnie i normalnie w jego towarzystwie sprawiał, że Ikigai czuł się lepiej. Czasami ludzie się starali to robić, ale było czuć w tym coś sztucznego. Jakby na krańcach palców mieli zupełnie inne dla siebie odruchy, ale z nimi walczyli i je celowo powstrzymywali. Tutaj tego nie było. Była tylko przyjemność z obcowania ze sobą.
- Tak, właśnie miałem ją zapewniać, że żaby rosną nad jeziorem. Najpierw się je nazywa kijankami. I żyją w wodzie. - Ale Ikigai nawet nie wpadł na to, że w pytaniu, czy tam ROSNĄ chodzi o to, że ona pomyślała, że to są rośliny. I tak się właśnie nakręcała karuzela niezrozumienia. Przynajmniej wiadomo, że z Ikigaia nie byłby żaden nauczyciel. Ale to też nie było odkrycie.
- Dobrze... możemy przejść się nad jezioro i pooglądać żaby. - Uśmiechnął się. Brzmiało jak przyjemna wycieczka, zresztą i tak mieli się przejść. - Czy możemy się tam wybrać jutro? Karoshi na pewno chętnie sam je zobaczy. - Teraz mieli już popołudnie, przygotowanie do turnieju na malowanie i w dodatku kolację przed sobą oraz wino do wypicia. Także wystarczająco zajęć jak na daną połowę dnia.
- Rozmawialiśmy też o kontroli metalu. Pewnie Hao ci nie mówił, ale ostatnio się przechwalał, że jest najszybszą osobą w tym mieście. - Wredny błysk w wiśniowych ślepiach i mina na pysku całkowicie zdradzała ninkena. I ewidentnie mu się udało, bo Hao najpierw wyprostował się po stawianiu czarek na stoliku, spojrzał na Ikigaia ze zdziwieniem, a potem na Airan z ewidentnym zmieszaniem.
- Nie, nie, wcale tak nie było...
- Było! Pobawmy się po naszych zawodach! Chcę zobaczyć metal w akcji! - Ikigai pochylił się w przód i jego ogon latał znowu na boki, kiedy wpatrywał się w Airan. A Hao znów na niego spojrzał, unosząc brwi, jednak te zaraz opadły w dół i nieco się zmarszczyły wskazując na to, że ewidentnie mu się nie spodobało, w jakiej sytuacji postawił go ninken i co tutaj zagrał, ale zamiast cokolwiek powiedzieć tylko odetchnął i oczy zamknął, rozluźniając się zaraz. Odpuścił. Ikigai zasługiwał na swoje momenty, swoje chwile, dlaczego zresztą miałby tutaj oponować, skoro Airan sama zaproponowała, że coś im zaprezentuje... więc co zaszkodzi trochę poćwiczyć? Po przyjacielsku? Propozycja zła nie była, za to nie podobało mu się, w jaki sposób została wysunięta.
- Pójdę po pergamin. - Powiedział po prostu i zawrócił do domu. Nie był zły w żadnym wypadku, ale efekt małża trochę zadziałał. Minimalnie na szczęście.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Wrażenie wrażeniem, ale rzeczywiście coś w tym było, ze jak cię widzą, tak cię piszą, a wejście do czyjegoś mieszkania jak do chlewa nie robiło żadnego dobrego pierwszego wrażenia. Tu jednak wszystko było w najlepszym porządku – czysto, ale nie przesadnie pedantycznie. Wystarczyło, ze z tych wszystkich osób tutaj to ona była pedantką – ubrania zawsze idealnie leżały wyprostowane odpowiednio, żadnych zagięć z złych miejscach, damska torebka była idealnie poukładana w przegródkach, ubrania, kiedy ej z siebie ściągała, zawsze idealnie składała (a nauczyła robić się to naprawdę szybko). Wszystko musiało być idealnie skrojone i poukładane – ale to dotyczyło tylko i wyłącznie jej, a nie wszystkiego wokół i z pewnością nie Yugena. On nie musiał być idealnie poukładany. Wystarczyło, że ona była. Nie wymagała więc, by tutaj był idealny porządek, wręcz przeciwnie. Dziwne, prawda? Ale taka już była – cokolwiek dotyczyło jej, dotyczyło jej i nie narzucała tego otoczeniu. Nawet ją to nie denerwowało… Chyba, ze faktycznie wchodziła gdzieś jak do jakiejś obory albo stajni – a tym nie były.
- Jakby to była ich wina jak wyglądają. Rodzimy się tacy a nie inni, co tu do kwestionowania czy wyśmiewania… Nie rozumiem – chakra sprawiała przedziwne rzeczy, ludziom wyrastały dziwne rzeczy. - To tak jakby ktokolwiek miał się śmiać z Dohito, że mają usta na dłoniach. Co w tym śmiesznego? Tak po prostu jest – to był chyba najdziwniejszy klan Pustyni. A może to Haretsu z ich wybuchami przy kontakcie fizycznym? A może jednak Kaguya – znakowani na czole, mogący wyciągać swoje kości jakby były byle strzałą w kołczanie... Sabaku i Maji wydawali się przy tym wszystkim zupełnie normalni i mało charakterystyczni. No. W ogóle nie byli charakterystyczni. No może Sabaku, z tymi swoimi gurdami… Ale Maji? Nic. Nic nadzwyczajnego. - Patafiany… Dawno nie słyszałam tego słowa. U nas w Atsui mówi się, że to wielbłądzie móżdżki. Albo po prostu debile – no przecież nie będzie się wysilać z wysilaniem określeń, skoro te miała pod samym, zgrabnym noskiem. Brzydkie słowa, och tak, Airan znała ich całe mnóstwo, ale niekoniecznie zawsze ich używała – jednak zwykle była kulturalna i grzeczna.. chyba, że nie była. No to wtedy nie była.
- Czemu to najpierw jest nazywane kijankami a potem żabami? – konsternacja Airan była żywa i prawdziwa, zmarszczyła nawet czarne jak smoła brwi, próbując zrozumieć ten skomplikowany proces jaki się tutaj zadział. Na pustyni nie mieli żab, nigdy takiej na oczy nie widziała, więc… całkowicie zrozumiałe – choć była oczytana i przyjęła naprawdę dobrą edukację. Nie można było jednak wiedzieć wszystkiego. - Och jasne, kiedy tylko będziesz chciał. Żadnej presji, Hao – było jej wszystko jedno, czy to będzie dzisiaj, jutro czy pojutrze – czy którejś nocy. Wierzyła, ze kiedykolwiek to będzie, to będzie to przyjemna wycieczka, spacer, na którym będzie mogła sobie pooglądać okolicę i nacieszyć nią oko. A widok jeziora… Czy mówiłam już, że Airan uwielbiała wodę? I deszcz? No więc uwielbiała.
- Jakoś sobie nie wyobrażam przechwalającego się Hao – Airan przekrzywiła głowę na ramię, dając wyraźnie znać, że się nie nabrała. Tym bardziej, że Ikigai był zbyt z siebie zadowolony, a Yugen – zbyt zmieszany, by mogła w to uwierzyć. Niby byli dla siebie obcy, niby dopiero co się spotkali i poznawali, a czuła, że znają się naprawdę długo i dobrze, co nie było prawdą. Ale wrażenie było realne. - Metal mogę ci pokazać i bez tego wszystkiego – wlepiła swoje fiołkowe tęczówki w ucieszonego jak szczeniak ninkena, którego ogon to chyba zamiatał z radości otoczenie. - Zresztą obiecałam Hao, ze mu pokażę jak wygląda wchodzenie i poruszanie się pod ziemią – mentalnie tyknęła ninkena w nos – ale tylko mentalnie! Miała ochotę to zrobić, ale żaden ruch nie nastąpił z jej strony, ręce nadal trzymała przy sobie jak przez cały ten czas.
- Hmm… To co rysujemy? Lamę z kokardką? Szczura z kokardą? Domek i drzewka? – zwróciła się do Ikigaia, kiedy Yugen nieco się wycofał i poszedł po te kartki. Nie chciała go naciskać, nie chciała próbować go udobruchać, nie chciała nachodzić na granicę, którą naruszył jego wierny towarzysz. Uznała, ze tka będzie lepiej – że Yugen sam złapie swoją równowagę, a gdy przyjdzie miała zamiar się po prostu do niego uśmiechnąć. I miał to być uśmiech taki czysty, mówiący, by się nie przejmował, ani nie zwracał uwagi, bo nic się przecież nie stało.
- Jakby to była ich wina jak wyglądają. Rodzimy się tacy a nie inni, co tu do kwestionowania czy wyśmiewania… Nie rozumiem – chakra sprawiała przedziwne rzeczy, ludziom wyrastały dziwne rzeczy. - To tak jakby ktokolwiek miał się śmiać z Dohito, że mają usta na dłoniach. Co w tym śmiesznego? Tak po prostu jest – to był chyba najdziwniejszy klan Pustyni. A może to Haretsu z ich wybuchami przy kontakcie fizycznym? A może jednak Kaguya – znakowani na czole, mogący wyciągać swoje kości jakby były byle strzałą w kołczanie... Sabaku i Maji wydawali się przy tym wszystkim zupełnie normalni i mało charakterystyczni. No. W ogóle nie byli charakterystyczni. No może Sabaku, z tymi swoimi gurdami… Ale Maji? Nic. Nic nadzwyczajnego. - Patafiany… Dawno nie słyszałam tego słowa. U nas w Atsui mówi się, że to wielbłądzie móżdżki. Albo po prostu debile – no przecież nie będzie się wysilać z wysilaniem określeń, skoro te miała pod samym, zgrabnym noskiem. Brzydkie słowa, och tak, Airan znała ich całe mnóstwo, ale niekoniecznie zawsze ich używała – jednak zwykle była kulturalna i grzeczna.. chyba, że nie była. No to wtedy nie była.
- Czemu to najpierw jest nazywane kijankami a potem żabami? – konsternacja Airan była żywa i prawdziwa, zmarszczyła nawet czarne jak smoła brwi, próbując zrozumieć ten skomplikowany proces jaki się tutaj zadział. Na pustyni nie mieli żab, nigdy takiej na oczy nie widziała, więc… całkowicie zrozumiałe – choć była oczytana i przyjęła naprawdę dobrą edukację. Nie można było jednak wiedzieć wszystkiego. - Och jasne, kiedy tylko będziesz chciał. Żadnej presji, Hao – było jej wszystko jedno, czy to będzie dzisiaj, jutro czy pojutrze – czy którejś nocy. Wierzyła, ze kiedykolwiek to będzie, to będzie to przyjemna wycieczka, spacer, na którym będzie mogła sobie pooglądać okolicę i nacieszyć nią oko. A widok jeziora… Czy mówiłam już, że Airan uwielbiała wodę? I deszcz? No więc uwielbiała.
- Jakoś sobie nie wyobrażam przechwalającego się Hao – Airan przekrzywiła głowę na ramię, dając wyraźnie znać, że się nie nabrała. Tym bardziej, że Ikigai był zbyt z siebie zadowolony, a Yugen – zbyt zmieszany, by mogła w to uwierzyć. Niby byli dla siebie obcy, niby dopiero co się spotkali i poznawali, a czuła, że znają się naprawdę długo i dobrze, co nie było prawdą. Ale wrażenie było realne. - Metal mogę ci pokazać i bez tego wszystkiego – wlepiła swoje fiołkowe tęczówki w ucieszonego jak szczeniak ninkena, którego ogon to chyba zamiatał z radości otoczenie. - Zresztą obiecałam Hao, ze mu pokażę jak wygląda wchodzenie i poruszanie się pod ziemią – mentalnie tyknęła ninkena w nos – ale tylko mentalnie! Miała ochotę to zrobić, ale żaden ruch nie nastąpił z jej strony, ręce nadal trzymała przy sobie jak przez cały ten czas.
- Hmm… To co rysujemy? Lamę z kokardką? Szczura z kokardą? Domek i drzewka? – zwróciła się do Ikigaia, kiedy Yugen nieco się wycofał i poszedł po te kartki. Nie chciała go naciskać, nie chciała próbować go udobruchać, nie chciała nachodzić na granicę, którą naruszył jego wierny towarzysz. Uznała, ze tka będzie lepiej – że Yugen sam złapie swoją równowagę, a gdy przyjdzie miała zamiar się po prostu do niego uśmiechnąć. I miał to być uśmiech taki czysty, mówiący, by się nie przejmował, ani nie zwracał uwagi, bo nic się przecież nie stało.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Ponure prawo tego świata polegało na tym, że każdy mógł powiedzieć, co mu się żywnie podobało. Przez wychowanie i uwarunkowanie społeczne jednym przychodziły grzeszne i niedobre myśli, inni byli od nich całkowicie wolni. Jednym przyjdzie podnieść rękę na Cesarza, inni struchleją na samą myśl. Tak samo było między relacją ludzi a ninja. Z jednej strony ninja chronili ludzi - po to byli. Do ochrony ziem, a na tej ziemi pracowali właśnie ci, którzy nie mogli nawet marzyć o zostaniu wojownikami, bo po prostu nie mieli żadnych predyspozycji. Mimo to kłapali ozorem. I często przez to kłapanie ozorem ranili. Można tutaj przytoczyć bardzo popularne powiedzenie, że słowa ranią bardziej niż nóż. W zawodzie ninja było oczywistą sprawą, że to powiedzenie nad wyrost, bo stety czy niestety, ale nic nie zaboli cię tak jak miecz w bebechach. Sorka, nie da się. Żadne słowo tego nie zastąpi. Z każdym słowem można żyć, ale nie da się żyć z mieczem w sercu czy w mózgu. I tak też ludzie mieli w zwyczaju obrażać to, czego nie rozumieją, albo bać się tego. Dla tutejszych przedstawicieli Inuzuka Hao nie wpisywał się w normy, za to Inuzuka nie do końca wpisywali się w normy reszty świata. Nie winą Hao było, że wyglądał jak wyglądał i nie winą Inuzuka, że tak jak ich bliskość z ninkenami zmieniały je, tak i one zmieniały ich. Co z tego? Kto niewinny pierwszy rzucał kamieniem - o, proszę bardzo. Kolejna mądrość rzucana przez wielkich tego świata. Niestety szkoda, że nieznana pospólstwu, może dzięki temu byliby bardziej wyrozu... nie. Nie byliby. Nie byliby, ponieważ tutaj tkwiła ta tragedia - że nawet nie wiedzieli, że są winni, ponieważ nie posiadali żadnej refleksji. Dla Ikigaia i Airan nie było to nic śmiesznego. Właściwie to Ikigai dostrzegał ten dramat i śmiać się mógł tylko dlatego, żeby nie płakać nad głupotą i tępotą ludzi. Czy gdyby każdy używał mózgu to żyłoby się łatwiej? I każdy był empatyczny? O, to na pewno.
- Nie wiem. Ktoś to tak nazwał. Zupełnie inaczej wyglądają zanim całkiem urosną. Chyba dlatego. - W zasadzie to nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nigdy do tej pory. Żeby to jeszcze były nazwy blisko siebie, ale nie... - O, wiem! Inaczej wyglądają i ktoś nie wiedział, że to to samo, dlatego małe nazwał kijanka, a duże żaba. - Wysnuł swoją teorię, która przyszła mu do łba. Pierwszą z wierzchu. Brzmiała całkiem prawdopodobnie, dlatego się na nią pokusił. Ciężko żeby oczekiwać teorii na ten temat od Airan, która nie miała pojęcia, czym żaba jest. Nie dziwiło go to - jakby on usłyszał o żmii to też by się zastanawiał, czy to jakiś rodzaj maści czy może zioła do parzenia ku zdrowotności. A jak bardzo by się pomylił! Mieszkali blisko siebie, ale zarówno oni nie byli na pustyni, jak i ona nigdy wcześniej nie była tutaj. Co najwyżej przejazdem w drodze na Kami no Hikage.
- Ha! Ja chcę sprawdzić jak dobra się stałaś! - Zdusił szczek w swojej piersi tylko ze względu na to, że mały zasnął i nie zamierzał bestii przedwcześnie budzić. W końcu była chwila spokoju, którą można było skupić na czymś innym. Kimś innym. - Poruszanie pod ziemią? Miałaś moje zainteresowanie, teraz masz moją pełną uwagę. - Wyprostował się, rozluźniając. Teraz to już przynajmniej było wiadomo, że pokaz jest realną rzeczą!
- Domek z drzewkami i lamę przed nim ze szczurem na jej plecach. - Jeśli nie jesteś gotowy na odpowiedź - nie pytaj. Airan raczej była. Za to Hao wolałby chyba, żeby to pytanie nie padło w takiej formie, bo ewidentnie Ikigai je natychmiast podłapał i nawet się nie zająknął przy odpowiedzi. Słyszał tę wymianę zdań. I doceniał, że Airan niczego od niego w tym momencie nie chciała, bo tak to działało, kiedy musisz powrócić do swojej stabilności to cokolwiek zostanie powiedziane marna szansa, żeby dało radę sytuację polepszyć. Raczej pogorszy. Nic się tutaj niby nie wydarzyło, ale wystarczyło, żeby naruszyć jego jakiś balans. Normalnie... heh... normalnie Ikigai pewnie zaraz by zamknął jadaczkę, ale byli w całkiem nienormalnej sytuacji. Normalnie Ikigai by tak nie powiedział. Normalnie dostałby opieprz ograniczony tylko do wypowiedzenia jego imienia ale takim tonem, że od razu by stał na baczność i chodził jak w zegarku. Tylko że to była ich wspólna znajoma. I naprawdę nie chciał tutaj odstawiać wspomnianych "kłótni małżeńskich". Nie chciał też, żeby Ikigai wrócił do swojego ponuractwa, skoro już Airan zdołała sprawić, żeby się tak rozradował.
- Wszystko na jednym papierze? Co za oszczędność. - Położył pergaminy i tusz na stole, tak i trzy pędzle - różnej wielkości. Wszystko było mniej więcej pod ręką. Często pisał czy to sprawozdania z misji czy coś trzeba było załatwić... albo napisać list do Airan. Ikigai wyczekująco odwrócił się w jego kierunku. Niczego nie musiał mówić, Hao wiedział, o co mu chodzi. Złożył pieczęć Tygrysa i puff! Czarny wilk zamienił się w postać identyczną co Yugen. Fizycznie. Bo smirk na twarzy i spojrzenie były zupełnie inne. Kompletnie inny wyraz twarzy. Ikigai stał prosto i dumnie, przesunął palcami po długich pasmach włosów, jakby się tym wręcz delektował i celowo pokazywał przed Airan, nieco nawet uniósł podbródek. Niby wygląd identyczny - i jednocześnie wszystko pozostawało całkowicie inne.
- Nie dam wam tej satysfakcji widoku wilka trzymającego pędzel w pysku. - Oświadczył z zadowoleniem. Yugen usiadł na krześle i sam oglądał przedstawienie fundowane przez Ikigaia.
- Normalnie powiedziałbym, że testujesz granice naszego gościa, ale dziś powiem: chyba testujesz moją granicę cierpliwości. - Powiedział w sumie teraz już z rozbawieniem, chociaż była w tym kropla szczerości i Ikigai dobrze o tym wiedział. Inna sprawa, że ciekawość Ikigaia w stosunku do Airan i poczucie, że jest taka swojska sprawiały, że i sobie pozwalał.
- Nie wiem. Ktoś to tak nazwał. Zupełnie inaczej wyglądają zanim całkiem urosną. Chyba dlatego. - W zasadzie to nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nigdy do tej pory. Żeby to jeszcze były nazwy blisko siebie, ale nie... - O, wiem! Inaczej wyglądają i ktoś nie wiedział, że to to samo, dlatego małe nazwał kijanka, a duże żaba. - Wysnuł swoją teorię, która przyszła mu do łba. Pierwszą z wierzchu. Brzmiała całkiem prawdopodobnie, dlatego się na nią pokusił. Ciężko żeby oczekiwać teorii na ten temat od Airan, która nie miała pojęcia, czym żaba jest. Nie dziwiło go to - jakby on usłyszał o żmii to też by się zastanawiał, czy to jakiś rodzaj maści czy może zioła do parzenia ku zdrowotności. A jak bardzo by się pomylił! Mieszkali blisko siebie, ale zarówno oni nie byli na pustyni, jak i ona nigdy wcześniej nie była tutaj. Co najwyżej przejazdem w drodze na Kami no Hikage.
- Ha! Ja chcę sprawdzić jak dobra się stałaś! - Zdusił szczek w swojej piersi tylko ze względu na to, że mały zasnął i nie zamierzał bestii przedwcześnie budzić. W końcu była chwila spokoju, którą można było skupić na czymś innym. Kimś innym. - Poruszanie pod ziemią? Miałaś moje zainteresowanie, teraz masz moją pełną uwagę. - Wyprostował się, rozluźniając. Teraz to już przynajmniej było wiadomo, że pokaz jest realną rzeczą!
- Domek z drzewkami i lamę przed nim ze szczurem na jej plecach. - Jeśli nie jesteś gotowy na odpowiedź - nie pytaj. Airan raczej była. Za to Hao wolałby chyba, żeby to pytanie nie padło w takiej formie, bo ewidentnie Ikigai je natychmiast podłapał i nawet się nie zająknął przy odpowiedzi. Słyszał tę wymianę zdań. I doceniał, że Airan niczego od niego w tym momencie nie chciała, bo tak to działało, kiedy musisz powrócić do swojej stabilności to cokolwiek zostanie powiedziane marna szansa, żeby dało radę sytuację polepszyć. Raczej pogorszy. Nic się tutaj niby nie wydarzyło, ale wystarczyło, żeby naruszyć jego jakiś balans. Normalnie... heh... normalnie Ikigai pewnie zaraz by zamknął jadaczkę, ale byli w całkiem nienormalnej sytuacji. Normalnie Ikigai by tak nie powiedział. Normalnie dostałby opieprz ograniczony tylko do wypowiedzenia jego imienia ale takim tonem, że od razu by stał na baczność i chodził jak w zegarku. Tylko że to była ich wspólna znajoma. I naprawdę nie chciał tutaj odstawiać wspomnianych "kłótni małżeńskich". Nie chciał też, żeby Ikigai wrócił do swojego ponuractwa, skoro już Airan zdołała sprawić, żeby się tak rozradował.
- Wszystko na jednym papierze? Co za oszczędność. - Położył pergaminy i tusz na stole, tak i trzy pędzle - różnej wielkości. Wszystko było mniej więcej pod ręką. Często pisał czy to sprawozdania z misji czy coś trzeba było załatwić... albo napisać list do Airan. Ikigai wyczekująco odwrócił się w jego kierunku. Niczego nie musiał mówić, Hao wiedział, o co mu chodzi. Złożył pieczęć Tygrysa i puff! Czarny wilk zamienił się w postać identyczną co Yugen. Fizycznie. Bo smirk na twarzy i spojrzenie były zupełnie inne. Kompletnie inny wyraz twarzy. Ikigai stał prosto i dumnie, przesunął palcami po długich pasmach włosów, jakby się tym wręcz delektował i celowo pokazywał przed Airan, nieco nawet uniósł podbródek. Niby wygląd identyczny - i jednocześnie wszystko pozostawało całkowicie inne.
- Nie dam wam tej satysfakcji widoku wilka trzymającego pędzel w pysku. - Oświadczył z zadowoleniem. Yugen usiadł na krześle i sam oglądał przedstawienie fundowane przez Ikigaia.
- Normalnie powiedziałbym, że testujesz granice naszego gościa, ale dziś powiem: chyba testujesz moją granicę cierpliwości. - Powiedział w sumie teraz już z rozbawieniem, chociaż była w tym kropla szczerości i Ikigai dobrze o tym wiedział. Inna sprawa, że ciekawość Ikigaia w stosunku do Airan i poczucie, że jest taka swojska sprawiały, że i sobie pozwalał.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Ludzie powinni się już dawno nauczyć, że nie obraża się kogoś, kto ich strzeże, bo następnym razem może nie być już nikogo, kto chciałby im pomóc. Było takie powiedzenie – że nie gryzie się ręki, która daje jeść – i była to sama najprawdziwsza prawda. A ten, kto nie przyswoił jej w życiu, miał w nim zwyczajnie trudno. Mniej chętnie pomagało się tym, których się nie lubili wiedząc, że można za to zarobić jakiś niewybredny komentarz. A słowa bolały. Jasne, nie tak jak ostrze w bebechach, a kto jak kto, ale Maji na pewno miała o tym całkiem niezłe pojęcie, wyczyniając z metalem te wszystkie cuda. Pewnie sama nieraz oberwała, kiedy się uczyła opanować swój limit krwii, chociaż… niczego nie było widać na odsłoniętych kawałkach gładkiej i pewnie miękkiej w dotyku skóry. Miecz w bebechach bolał tak długo, jak w nich tkwił, a ninja mieli swoje sposoby, by przetrwać taki sytuacje, byli przecież twardzi, wytrzymali… słowa zaś, niektóre, zostawały w człowieku na bardzo długo, przypominając się w najmniej pożądanych momentach. Robiły rany, ale zupełnie innego rodzaju – czy gorsze czy nie… to już zależało od danej osoby. Na pewno były to rany niewidoczne.
- Noo wszystko co niewyrośnięte wygląda inaczej zanim urośnie – to nie było jakoś specjalnie odkrywcze, wystarczyło spojrzeć na dzieci, a później na dorosłych. Albo, w tym przypadku, na zmęczonego i śpiącego szczeniaka, a potem na Ikigaia. Airan nadal marszczyła brwi, usiłując pojąć te całe kijanki i żaby, zupełnie nieświadoma jak duża zaszła tutaj pomyłka. - Może tak było, to całkiem zabawne, nie? – czoło kobiety ostatecznie się rozpogodziło i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na Ikigaia i jego właściciela.
- Jak dobra się stałam… mam bardzo śmiercionośny wachlarz umiejętności, nie chciałabym wam nawet przypadkiem zrobić krzywdy – odparła, uśmiechając się miło. Nie chciała się bawić w żadną skromność, trzeba było tutaj postawić sprawę jasno, żeby później nie było zaskoczenia i jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Jej umiejętności najlepiej było oglądać z odległości. A jeszcze lepiej… w sercu i ogniu prawdziwej walki, gdzie nie musiała się niczym powstrzymywać. Ale mogła pokazać to i owo, to na pewno. - Mmm, jestem użytkownikiem dotonu, co prawda bardzo podstawowym i nie rozwijałam się w tej dziedzinie, ale coś tam potrafię – to się akurat nie zmieniło przez lata. Musiała opanować żywioły nim udało jej się przebudzić limit krwi, i potrafiła te wszystkie fotonowe rzeczy już nawet na Kami no Hikage, ale tam nie było okazji z nich skorzystać. Nie było czasu. Nie było potrzeby.
- Szczur na plecach lamy. Ale wymyśliłeś… ale dobrze, niech ci będzie – to miały być góry, wybrać jedno co rysują, ale skoro Ikigai chciał od razu wskakiwać na głęboką wodę, to przecież nie będzie mu tego zabierać! Ależ proszę bardzo! Zerkała przy tym na Hao, uśmiechając się delikatnie. To nic, nie miał się czym przejmować, to tylko niewinna zabawa. Nikt nie był urażony niczym. Uniosła wyżej brwi, kiedy Yugen złożył pieczęć, a Ikigai zamienił się w niego i jednocześnie nie jego. Znaczy Hao już jej powiedział, że tak się da i że Ikigai będzie chciał tak zrobić, ale i tak zobaczyć dwóch Yugenow… spokojnego i zdystansowanego i drugiego, ubarwionego tak, że to aż nielegalne to było coś. Airan zachichotała. - Tak podobni i jednak tak inni. Teraz już wiem jak wyobrazić sobie Hao z tym zuchwałym uśmieszkiem –[/color] skomentowała, a kiedy Ikigai przejechał dłonią po włosach, w odpowiedzi wzięła w dłoń pukiel swoich i też po nich przejechała dłonią. Przelewały się w jej rękach jak jedwab, proste, gęste, kruczoczarne i długie do pasa.
- I mówisz, że to że mnie jest niezłe ziółko – zwróciła się do ninkena, wciąż nie mogąc się do końca przyzwyczaić, że jest tutaj dwóch Yugenów. Z czego drugi był całkowicie nieyugenowy. Usiadła na jednym z krzeseł i zerknęła na pergaminy i przybory do malowania. - Chcesz czynić honory, Ikigai? – oczywiście, że go podpuszczała. I oczywiście, że była przy tym wszystkim bardzo cierpliwa – bardzo cierpliwa, miło uśmiechnięta i mimo wszystko łagodna. To było miłe popołudnie w jeszcze milszym towarzystwie, nawet jeśli Ikigai złapał wiatr w żagle i se rozbrykał, a Yugen przez to odrobinkę wycofał. Żadnego z nich nie chciała naciskać na nic.
- Noo wszystko co niewyrośnięte wygląda inaczej zanim urośnie – to nie było jakoś specjalnie odkrywcze, wystarczyło spojrzeć na dzieci, a później na dorosłych. Albo, w tym przypadku, na zmęczonego i śpiącego szczeniaka, a potem na Ikigaia. Airan nadal marszczyła brwi, usiłując pojąć te całe kijanki i żaby, zupełnie nieświadoma jak duża zaszła tutaj pomyłka. - Może tak było, to całkiem zabawne, nie? – czoło kobiety ostatecznie się rozpogodziło i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na Ikigaia i jego właściciela.
- Jak dobra się stałam… mam bardzo śmiercionośny wachlarz umiejętności, nie chciałabym wam nawet przypadkiem zrobić krzywdy – odparła, uśmiechając się miło. Nie chciała się bawić w żadną skromność, trzeba było tutaj postawić sprawę jasno, żeby później nie było zaskoczenia i jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Jej umiejętności najlepiej było oglądać z odległości. A jeszcze lepiej… w sercu i ogniu prawdziwej walki, gdzie nie musiała się niczym powstrzymywać. Ale mogła pokazać to i owo, to na pewno. - Mmm, jestem użytkownikiem dotonu, co prawda bardzo podstawowym i nie rozwijałam się w tej dziedzinie, ale coś tam potrafię – to się akurat nie zmieniło przez lata. Musiała opanować żywioły nim udało jej się przebudzić limit krwi, i potrafiła te wszystkie fotonowe rzeczy już nawet na Kami no Hikage, ale tam nie było okazji z nich skorzystać. Nie było czasu. Nie było potrzeby.
- Szczur na plecach lamy. Ale wymyśliłeś… ale dobrze, niech ci będzie – to miały być góry, wybrać jedno co rysują, ale skoro Ikigai chciał od razu wskakiwać na głęboką wodę, to przecież nie będzie mu tego zabierać! Ależ proszę bardzo! Zerkała przy tym na Hao, uśmiechając się delikatnie. To nic, nie miał się czym przejmować, to tylko niewinna zabawa. Nikt nie był urażony niczym. Uniosła wyżej brwi, kiedy Yugen złożył pieczęć, a Ikigai zamienił się w niego i jednocześnie nie jego. Znaczy Hao już jej powiedział, że tak się da i że Ikigai będzie chciał tak zrobić, ale i tak zobaczyć dwóch Yugenow… spokojnego i zdystansowanego i drugiego, ubarwionego tak, że to aż nielegalne to było coś. Airan zachichotała. - Tak podobni i jednak tak inni. Teraz już wiem jak wyobrazić sobie Hao z tym zuchwałym uśmieszkiem –[/color] skomentowała, a kiedy Ikigai przejechał dłonią po włosach, w odpowiedzi wzięła w dłoń pukiel swoich i też po nich przejechała dłonią. Przelewały się w jej rękach jak jedwab, proste, gęste, kruczoczarne i długie do pasa.
- I mówisz, że to że mnie jest niezłe ziółko – zwróciła się do ninkena, wciąż nie mogąc się do końca przyzwyczaić, że jest tutaj dwóch Yugenów. Z czego drugi był całkowicie nieyugenowy. Usiadła na jednym z krzeseł i zerknęła na pergaminy i przybory do malowania. - Chcesz czynić honory, Ikigai? – oczywiście, że go podpuszczała. I oczywiście, że była przy tym wszystkim bardzo cierpliwa – bardzo cierpliwa, miło uśmiechnięta i mimo wszystko łagodna. To było miłe popołudnie w jeszcze milszym towarzystwie, nawet jeśli Ikigai złapał wiatr w żagle i se rozbrykał, a Yugen przez to odrobinkę wycofał. Żadnego z nich nie chciała naciskać na nic.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Wszystko, co niewyrośnięte, wygląda inaczej, zanim wyrośnie. No tak. Nieukrywalna prawda życiowa i jakoś nikt się nad tym za bardzo nie rozwodzi, przecież to oczywistość. Inaczej wygląda kijanka i inaczej żaba. Inaczej ziarnko w ziemi i inaczej stokrotka, która z niego urośnie. Inaczej niemowlę i dorosły człowiek. Inaczej trzynastolatek i inaczej dwudziestolatek. Tak jak i oni wyglądali inaczej przy pierwszym spotkaniu i inaczej wyglądają teraz. A to przecież tylko wygląd wewnętrzny - do ilu zmian dochodzi we wnętrzu? Ile tych przystosowań się pojawia, o których wspominałaś - o tym, że ninja chociażby rozwijał zdolności klanowe, a inni próbowali się rozwinąć, by dorosnąć do tego, aby być przez tych ninja chronionym. Już chyba o tym wspominałam? Hao mógł to nazwać swoim nindo - że chronić można tylko tych, którzy są gotowi na to, aby być chronionymi. Nie chodziło o to, kto na to zasługuje a kto nie zasługuje. Bardzo się starałeś widzieć granicę między oceną własną a tym, co powinno się robić. Nie każdy był tak mądry - o, jak to dopiero brzmi butnie! Ja jestem mądry! Więc muszę być mądrzejszy od was! A nie? Hahaha... Tak samo musiała funkcjonować Airan - myślisz za siebie? Świetnie. Więc teraz pomyśl też przy okazji za innych. Wytykają cię palcami i obrażają, aha - możesz się obrazić i stwierdzić, że w takim wypadku nie będziesz im pomagać. Ale czy jako ninja aby na pewno możesz? Pchnąć swoje prywatne niesnaski i opinie na drogę powinności? Jeśli. Masz swój rozum, swoje serce - kieruj się nim! Ty wolałeś się kierować zbiorem zasad, które działania upraszczały. Nawet jeśli nie wszystkie były czarno białe. Bo te odcienie szarości i barwa popieli o poranku...
- Szukanie książki o tym, dlaczego kijanki to kijanki a żaby to żaby byłoby na pewno ciężkim zajęciem. - Jedno to szukać informacji o danym gatunku, a drugie szukać genez ich imion. Nazw własnych. Czegoś takiego raczej nie znajdziesz w pierwszym lepszym zbiorze istot wszelakich czy tworzonych encyklopediach zwierząt, które, nawiasem mówiąc, były szalenie ciekawe. Prowadzone obserwacje zajmujących się tym ludzi czasem zajmowały całe życie tylko po to, żeby potwierdzić teorię jednego zachowania malutkich ptaszków żyjących na wypizdowie górnym. To trzeba lubić. I czuć do tego powołanie i pasję. Nie mieć nic przeciwko, by spędzić całe tygodnie poza domem bez ciepłego posiłku i potrafić samemu sobie zapewnić przetrwanie w dzikich ostępach. Nie każde zwierzęta dobrze tolerowały wkraczanie na ich terytorium. Wilki chociażby nie atakowały od razu i nie robiły bez przyczyny krzywdy ludziom, ale to nie znaczy, że podobało im się, że ktoś panoszył się po ich ziemi i polował na ich zwierzynę.
- Przecież nie na nas! Życie mi miłe, nie chcę mieć nowego rodzaju futra - metalowego. - Ikigai usiadł na wolnym krześle, przesuwając je nonszalanckim ruchem. To ten głośny, ten wyrazisty, ten typ z charakterkiem tutaj. Hao i Ikigai byli jak bliźniacy - identyczni wyglądem i kompletne przeciwieństwa charakterem. Airan poznawała go (Ikigaia) z zupełnie innej strony, tak jak i oni poznawali ją z innej. I tak samo chcieli poznać jej zdolności z tej, która od razu nie czyni ze wszystkiego wokół jeżozwierzy. - Zresztą - Hao ciężko krzywdę zrobić. Jestem pewny, że jest lepszy niż twój metal. - Tak idealnie to pasowało do "wyzywania" siebie od ziółek i osób charakternych. Ikigai i Airan w duecie byliby prawdziwym koszmarem wszystkich przeciwników! Co prawda Ikigai nie czerpał takiej przyjemności i zabawy z nabicia kogoś na stalową dzidę, ale był jeszcze bardziej porywczy. Mniej by pytał - więcej rozwiązywał wszystkie problemy najprostszym sposobem, w którym zawierało się też ukrócenie mąk i cierpień przy okazji. I załatwienie ogólnie wszystkich przyziemnych spraw. Taki to już był uczynny.
- Nie sądzę, żebym poradził sobie z obszarowymi atakami, tym bardziej tak zmyślnego reberu jakim jest Jiton. Reberu pozwalają na trzymanie przeciwnika na dystansie i zazwyczaj posiadają w rękawie element zaskoczenia, który pozwala kontrolować oponenta przy starciu bezpośrednim. - Techniki potrafiły skrywać w sobie naprawdę niesamowite właściwości i niezwykłą siłę. I nie wolno było ich ignorować. Przynajmniej od ich pewnego stopnia. Były takie, po których wystarczyło strzepnąć kurz z rękawa. A były takie, które mogły wyrządzić człowiekowi porządne kuku. I nawet nie potrzeba było do tego nie wiadomo jak wtajemniczonego ninja. Byle notka wybuchowa mogła całkowicie odmienić los walki.
- Pewnie, że poczynię honory. - Założył nogę na nogę z przeciągającym się uśmiechem nonszalanta. W tej pozycji i z taką miną mógł uchodzić za psa na baby. Amanta, co tylko czeka na odpowiednią foczkę. O na przykład taką o długich, czarnych włosach, żeby zaprosić ją na lampkę wina, potem drugą i trzecią... - Piękne włosy. Na pewno o nie dbasz. - Niektórzy mieli szczęście i po prostu mieli ładne włosy, ale nawet oni musieli poświęcić im chwilę czasu, żeby wyglądały tak dobrze jak te od Airan.
- Odwrócenie kota ogonem. Oto cały Ikigai. - Hao spoglądał, jak Ikigai śmiało sięga po pędzel, podczas gdy on sam właśnie ścierał tusz, by był świeży i odpowiedni do namalowania... czego tylko ten duet zapragnie! Odwzajemnił uśmiech Airan, rozumiejąc jego przekaz. A przynajmniej tak sobie to zinterpretował - że wszystko jest w porządku.
- Jakiś polityk to kiedyś palnął, to powtórzę: "mówię jak jest". - Przesunął językiem po wardze dolnej, skupiając intensywne spojrzenie czarnych oczu na papierze, kiedy powstał pierwszy mazak - drzewo! Zaczął od drzewa! O, tutaj korzeń, tutaj pień i gałąź. Po pierwszych dwóch kreskach, które je zarysowywały było już wiadomo, że to będzie drzewo. I okej, dwie kolejne gałęzie wyrastające z niego... a potem BĘC! Wcisnąć nagle pędzel nad jedną z gałęzi, a potem od tego odbicia domalował coś wystającego na dole i i na górze. - To ptak! Będzie polował na szczura. - Obwieścił z zadowoleniem.
- Czy ty zamierzasz stworzyć całą historię do tego obrazka? - Zapytał z rozbawieniem Yugen.
- Jasne! Sztuka ma w końcu opisywać historię. Inaczej jest tylko bohomazem.
- Szukanie książki o tym, dlaczego kijanki to kijanki a żaby to żaby byłoby na pewno ciężkim zajęciem. - Jedno to szukać informacji o danym gatunku, a drugie szukać genez ich imion. Nazw własnych. Czegoś takiego raczej nie znajdziesz w pierwszym lepszym zbiorze istot wszelakich czy tworzonych encyklopediach zwierząt, które, nawiasem mówiąc, były szalenie ciekawe. Prowadzone obserwacje zajmujących się tym ludzi czasem zajmowały całe życie tylko po to, żeby potwierdzić teorię jednego zachowania malutkich ptaszków żyjących na wypizdowie górnym. To trzeba lubić. I czuć do tego powołanie i pasję. Nie mieć nic przeciwko, by spędzić całe tygodnie poza domem bez ciepłego posiłku i potrafić samemu sobie zapewnić przetrwanie w dzikich ostępach. Nie każde zwierzęta dobrze tolerowały wkraczanie na ich terytorium. Wilki chociażby nie atakowały od razu i nie robiły bez przyczyny krzywdy ludziom, ale to nie znaczy, że podobało im się, że ktoś panoszył się po ich ziemi i polował na ich zwierzynę.
- Przecież nie na nas! Życie mi miłe, nie chcę mieć nowego rodzaju futra - metalowego. - Ikigai usiadł na wolnym krześle, przesuwając je nonszalanckim ruchem. To ten głośny, ten wyrazisty, ten typ z charakterkiem tutaj. Hao i Ikigai byli jak bliźniacy - identyczni wyglądem i kompletne przeciwieństwa charakterem. Airan poznawała go (Ikigaia) z zupełnie innej strony, tak jak i oni poznawali ją z innej. I tak samo chcieli poznać jej zdolności z tej, która od razu nie czyni ze wszystkiego wokół jeżozwierzy. - Zresztą - Hao ciężko krzywdę zrobić. Jestem pewny, że jest lepszy niż twój metal. - Tak idealnie to pasowało do "wyzywania" siebie od ziółek i osób charakternych. Ikigai i Airan w duecie byliby prawdziwym koszmarem wszystkich przeciwników! Co prawda Ikigai nie czerpał takiej przyjemności i zabawy z nabicia kogoś na stalową dzidę, ale był jeszcze bardziej porywczy. Mniej by pytał - więcej rozwiązywał wszystkie problemy najprostszym sposobem, w którym zawierało się też ukrócenie mąk i cierpień przy okazji. I załatwienie ogólnie wszystkich przyziemnych spraw. Taki to już był uczynny.
- Nie sądzę, żebym poradził sobie z obszarowymi atakami, tym bardziej tak zmyślnego reberu jakim jest Jiton. Reberu pozwalają na trzymanie przeciwnika na dystansie i zazwyczaj posiadają w rękawie element zaskoczenia, który pozwala kontrolować oponenta przy starciu bezpośrednim. - Techniki potrafiły skrywać w sobie naprawdę niesamowite właściwości i niezwykłą siłę. I nie wolno było ich ignorować. Przynajmniej od ich pewnego stopnia. Były takie, po których wystarczyło strzepnąć kurz z rękawa. A były takie, które mogły wyrządzić człowiekowi porządne kuku. I nawet nie potrzeba było do tego nie wiadomo jak wtajemniczonego ninja. Byle notka wybuchowa mogła całkowicie odmienić los walki.
- Pewnie, że poczynię honory. - Założył nogę na nogę z przeciągającym się uśmiechem nonszalanta. W tej pozycji i z taką miną mógł uchodzić za psa na baby. Amanta, co tylko czeka na odpowiednią foczkę. O na przykład taką o długich, czarnych włosach, żeby zaprosić ją na lampkę wina, potem drugą i trzecią... - Piękne włosy. Na pewno o nie dbasz. - Niektórzy mieli szczęście i po prostu mieli ładne włosy, ale nawet oni musieli poświęcić im chwilę czasu, żeby wyglądały tak dobrze jak te od Airan.
- Odwrócenie kota ogonem. Oto cały Ikigai. - Hao spoglądał, jak Ikigai śmiało sięga po pędzel, podczas gdy on sam właśnie ścierał tusz, by był świeży i odpowiedni do namalowania... czego tylko ten duet zapragnie! Odwzajemnił uśmiech Airan, rozumiejąc jego przekaz. A przynajmniej tak sobie to zinterpretował - że wszystko jest w porządku.
- Jakiś polityk to kiedyś palnął, to powtórzę: "mówię jak jest". - Przesunął językiem po wardze dolnej, skupiając intensywne spojrzenie czarnych oczu na papierze, kiedy powstał pierwszy mazak - drzewo! Zaczął od drzewa! O, tutaj korzeń, tutaj pień i gałąź. Po pierwszych dwóch kreskach, które je zarysowywały było już wiadomo, że to będzie drzewo. I okej, dwie kolejne gałęzie wyrastające z niego... a potem BĘC! Wcisnąć nagle pędzel nad jedną z gałęzi, a potem od tego odbicia domalował coś wystającego na dole i i na górze. - To ptak! Będzie polował na szczura. - Obwieścił z zadowoleniem.
- Czy ty zamierzasz stworzyć całą historię do tego obrazka? - Zapytał z rozbawieniem Yugen.
- Jasne! Sztuka ma w końcu opisywać historię. Inaczej jest tylko bohomazem.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Były takie oczywistości, nad którymi człowiek się nie zastanawiał, a kiedy ktoś je wypowiadał na głos to nagle następowało zdziwienie – że no… tak. Rzeczywiście jest tak, jak mówisz. Jak mogłem wcześniej nie zwrócić na to uwagi? Truizmy po prostu przyjmowało się do wiadomości i nad nimi nie rozwodziło. Bo tak po prostu jest. I później pojawia się taka Airan, która na oczy żaby nie widziała i myśli, ze mowa o roślinie – i dziwi się, że ma dwie różne nazwy. I wtedy też się zaczynasz zastanawiać… A pewne jest też to, że gdyby zaczęła opowiadać o rzeczach normalnych dla niej, to też wyszłyby różne zaskoczenia i sprawy, które okazałyby się nie tak oczywiste i zrozumiałe nawet dla niej.
- Nawet nie chciałabym o tym szukać książki. Pytam bo jestem ciekawa – a była ciekawa wielu rzeczy i zwyczajnie lubiła się uczyć, a przynajmniej tego, co ją interesowało. A w Yusetsu interesowało ją w s z y s t k o. Od robaczków pod kamyczkami, po niewyrośnięte jeszcze kwiaty, jeziora, pola, łąki i lasy. I zwierzęta. I wiatry. Wszystko. Airan naprawdę bardzo się tutaj podobało – coś kompletnie innego od widoków, jakie widywała codziennie, a te były… nudne były. Ciągle tylko piasek, piasek, piasek. Nic więcej.
- Wszędzie, gdzie w grę wchodzą ostre przedmioty, można przypadkiem zrobić krzywdę, nawet jeśli panuje się nad tym naprawdę dobrze – mistrzowsko, ale tego nie powiedziała. - Nie chciałabym mimo wszystko ryzykować, nawet jeśli trudno zrobić krzywdę – przedmioty jak przedmioty… miała w zanadrzu coś innego i nieco bardziej wszechstronnego, nad czym nie panowała zbyt dobrze ostatnim razem. Wtedy jeszcze nie nosiła tego nawet przy sobie, a wyciąganie na polu walki z ziemi było… Było żmudną robotą. - Metalowe futro… Mógłbyś mieć zrobioną taką specjalną zbroję dla siebie, byłoby prawie metalowe futro – i pewnie mogłoby to go ochronić w razie czego… Skoro ludzie mogli chodzić w zbrojach, to ninkeny pewnie też! Faktycznie, i ona i Ikigai byli pyskaci i wygadani. Wroga zagadaliby na śmierć, albo pokpili chwile, a później… A później leciał senbon w oczy, albo wyrywało się czyjąś broń z rąk i używało przeciwko niemu. Kiedyś nie miała wystarczająco siły by tak robić – obecnie? A… Jak najbardziej, ludzie byli wtedy zazwyczaj bardzo zaskoczeni. Ale tak czuła, kiedy Ikigai pierwszy raz się dzisiaj odezwał – że dogadają się bardzo szybko i bardzo dobrze, na zupełnie innej płaszczyźnie niż ona i Hao. - Taak… No raczej nieczęsto podchodzę do przeciwników. Ale czasami nawet się nie staram i po prostu stoję w miejscu – to było wtedy jak takie splunięcie. Stoisz sobie w miejscu, zasięg twojego ataku wcale nie jest powalający, ale… wystarcza, by zrobić zamieszanie i prawdziwą masakrę, gdzie trup się ściele gęsto. Czy potrafiła kontrolować przeciwnika bezpośrednio… A i owszem. Po to nosiła tamten miecz – był ostateczną obroną, a jak wiadomo, najlepszą obroną był atak… No i miała swój piach. I myśli, które sterowały chakrą błyskawicznie. Była trudnym przeciwnikiem, tego była pewna. A miała tez kilka pomysłów, by być jeszcze bardziej upierdliwa – myślała o tym po drodze i chyba nawet wymyśliła jak tę sprawę załatwić. Nie miała jednak czasu tego przećwiczyć. Może w nocy? Wczesnym porankiem o barwie szarości i popieli, kiedy panowie będą jeszcze spali… Był to jakiś plan.
Lekko tylko uniosła brwi widząc w jaki sposób Ikigai zasiadł do stołu. Pies na baby, rzeczywiście. Lampka wina była zaś umówiona – ha, i pewnie na lampce to się nie skończy.
- O, dziękuję, podobają ci się? – pies na baby się odezwał, zasiadł, poczarował, poleciał też pierwszy komplement. Oczywiście, że dbała o włosy, dbała o wszystko – o swój wygląd, o zapach, by nie był nachalny, ale by nadal był, by ubrania były dobrze skrojone, czyste, układały się jak należy. Każda kobieta lubiła się podobać, nawet jeśli zupełnie nic z tym nie robiła – to po prostu podnosiło na duchu. Nie odpowiedziała nic na to odwracanie kota ogonem, czy na to rozproszenie, spojrzała raczej na to w jaki sposób Ikigai chwyta za pędzel, jak go trzyma – czy wie jak, czy raczej robi to niezdarnie, jak stawia pierwsze pociągnięcia na pergaminie. Pierwsze kreski, a następnie… KLEKS. Tym razem jej brwi uniosły się wyżej i nawet się lekko zmarszczyły. Wypuściła powietrze przez nos z rozbawieniem i sama sięgnęła po jeden z pędzli i pergamin. Ona zrobiła to z wyczuciem, złapała za narzędzie, umoczyła w tuszu, przyłożyła do kartki i pociągnęła. Najpierw pozioma kreska, mająca wyznaczyć poziom trawy. Następnie z boku pionowe kreski – bardzo prosto zarysowany domek ze skośnym daszkiem – miał jednak sporo miejsca. Bo na nim, po kolejnym zamoczeniu pędzla, pojawił się spłaszczony owal, później jeszcze jeden, przytulony do niego wyżej. Dwa trójkąty, kreski. Kot. Kot z prążkami tak dokładniej.
- A to jest kot, nazywa się Sachi. Zeżre szczura i tego twojego ptaka – kot jednak leniwie spał sobie na dachu – leniwie, jak to kot. I jak to kot, wiadomo, wystarczyłby moment, ślepie otwarte i nagle hyc – ale tego nie narysowała. Po prostu był sobie kot.
- Nawet nie chciałabym o tym szukać książki. Pytam bo jestem ciekawa – a była ciekawa wielu rzeczy i zwyczajnie lubiła się uczyć, a przynajmniej tego, co ją interesowało. A w Yusetsu interesowało ją w s z y s t k o. Od robaczków pod kamyczkami, po niewyrośnięte jeszcze kwiaty, jeziora, pola, łąki i lasy. I zwierzęta. I wiatry. Wszystko. Airan naprawdę bardzo się tutaj podobało – coś kompletnie innego od widoków, jakie widywała codziennie, a te były… nudne były. Ciągle tylko piasek, piasek, piasek. Nic więcej.
- Wszędzie, gdzie w grę wchodzą ostre przedmioty, można przypadkiem zrobić krzywdę, nawet jeśli panuje się nad tym naprawdę dobrze – mistrzowsko, ale tego nie powiedziała. - Nie chciałabym mimo wszystko ryzykować, nawet jeśli trudno zrobić krzywdę – przedmioty jak przedmioty… miała w zanadrzu coś innego i nieco bardziej wszechstronnego, nad czym nie panowała zbyt dobrze ostatnim razem. Wtedy jeszcze nie nosiła tego nawet przy sobie, a wyciąganie na polu walki z ziemi było… Było żmudną robotą. - Metalowe futro… Mógłbyś mieć zrobioną taką specjalną zbroję dla siebie, byłoby prawie metalowe futro – i pewnie mogłoby to go ochronić w razie czego… Skoro ludzie mogli chodzić w zbrojach, to ninkeny pewnie też! Faktycznie, i ona i Ikigai byli pyskaci i wygadani. Wroga zagadaliby na śmierć, albo pokpili chwile, a później… A później leciał senbon w oczy, albo wyrywało się czyjąś broń z rąk i używało przeciwko niemu. Kiedyś nie miała wystarczająco siły by tak robić – obecnie? A… Jak najbardziej, ludzie byli wtedy zazwyczaj bardzo zaskoczeni. Ale tak czuła, kiedy Ikigai pierwszy raz się dzisiaj odezwał – że dogadają się bardzo szybko i bardzo dobrze, na zupełnie innej płaszczyźnie niż ona i Hao. - Taak… No raczej nieczęsto podchodzę do przeciwników. Ale czasami nawet się nie staram i po prostu stoję w miejscu – to było wtedy jak takie splunięcie. Stoisz sobie w miejscu, zasięg twojego ataku wcale nie jest powalający, ale… wystarcza, by zrobić zamieszanie i prawdziwą masakrę, gdzie trup się ściele gęsto. Czy potrafiła kontrolować przeciwnika bezpośrednio… A i owszem. Po to nosiła tamten miecz – był ostateczną obroną, a jak wiadomo, najlepszą obroną był atak… No i miała swój piach. I myśli, które sterowały chakrą błyskawicznie. Była trudnym przeciwnikiem, tego była pewna. A miała tez kilka pomysłów, by być jeszcze bardziej upierdliwa – myślała o tym po drodze i chyba nawet wymyśliła jak tę sprawę załatwić. Nie miała jednak czasu tego przećwiczyć. Może w nocy? Wczesnym porankiem o barwie szarości i popieli, kiedy panowie będą jeszcze spali… Był to jakiś plan.
Lekko tylko uniosła brwi widząc w jaki sposób Ikigai zasiadł do stołu. Pies na baby, rzeczywiście. Lampka wina była zaś umówiona – ha, i pewnie na lampce to się nie skończy.
- O, dziękuję, podobają ci się? – pies na baby się odezwał, zasiadł, poczarował, poleciał też pierwszy komplement. Oczywiście, że dbała o włosy, dbała o wszystko – o swój wygląd, o zapach, by nie był nachalny, ale by nadal był, by ubrania były dobrze skrojone, czyste, układały się jak należy. Każda kobieta lubiła się podobać, nawet jeśli zupełnie nic z tym nie robiła – to po prostu podnosiło na duchu. Nie odpowiedziała nic na to odwracanie kota ogonem, czy na to rozproszenie, spojrzała raczej na to w jaki sposób Ikigai chwyta za pędzel, jak go trzyma – czy wie jak, czy raczej robi to niezdarnie, jak stawia pierwsze pociągnięcia na pergaminie. Pierwsze kreski, a następnie… KLEKS. Tym razem jej brwi uniosły się wyżej i nawet się lekko zmarszczyły. Wypuściła powietrze przez nos z rozbawieniem i sama sięgnęła po jeden z pędzli i pergamin. Ona zrobiła to z wyczuciem, złapała za narzędzie, umoczyła w tuszu, przyłożyła do kartki i pociągnęła. Najpierw pozioma kreska, mająca wyznaczyć poziom trawy. Następnie z boku pionowe kreski – bardzo prosto zarysowany domek ze skośnym daszkiem – miał jednak sporo miejsca. Bo na nim, po kolejnym zamoczeniu pędzla, pojawił się spłaszczony owal, później jeszcze jeden, przytulony do niego wyżej. Dwa trójkąty, kreski. Kot. Kot z prążkami tak dokładniej.
- A to jest kot, nazywa się Sachi. Zeżre szczura i tego twojego ptaka – kot jednak leniwie spał sobie na dachu – leniwie, jak to kot. I jak to kot, wiadomo, wystarczyłby moment, ślepie otwarte i nagle hyc – ale tego nie narysowała. Po prostu był sobie kot.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
- Ja też. I poszukałbym książki na ten temat, ale nie jestem przekonany, czy intryguje mnie to aż tak, by poświęcić odpowiednią dawkę czasu na poszukiwanie tego. - Lubił książki. Ich zapach, uczucie, jakie pozostawiały na palcach - może oprócz tego, że jak się było małym to łatwo było się ostrym krańcem kartki zaciąć. I to też było całkowicie fascynujące, no bo przecież - kartki były miękkie. Giętkie. A jednak krew potrafiła się polać kiedy się było łamagą. Gdyby wkroczył na pustynię to też na pewno wszystko by go interesowało. Poznane z innej perspektywy niż z samej granicy, gdzie jednak pustynia wcale nie porażała swoim wyglądem - była maźnięciem na horyzoncie. Lepiej zaś poznawać łopatologicznie i organoleptycznie niż czytać o czymś. Czytać można o wszystkim! Ale czy wszystkiego można doświadczyć? Niektóre rzeczy tego świata były ulotne, inne zaś nawet gdy trwałe się wydawały to potem okazywały się rozbite w pył przez spotkanie innej siły.
- Już nas tak nie obrażaj, wypadki są częścią pracy i uczą szybkiego reagowania. Chyba że masz sprowadzić tornado kunai, które zdmuchnie nasz dom, to tego nie rób. - Ikigai był arogancki - w zupełnym przeciwieństwie do Hao. Był tak pewny jego - i swoich - umiejętności, kiedy jedyną jego porażką w życiu było tak naprawdę Kami no Hikage, że nabrał pewności siebie. I było to całkiem naturalne. Hao temperował jego zapędy na polu walki, ale to dlatego to on był mózgiem tej drużyny, a Ikigai - jej mięśniami. I ewentualną zmienno-wypadową, co dostarczała odrobinkę emocji, kiedy było ich jakoś tak... ZA MAŁO. W treningach często zdarzały się wpadki mniejsze i większe. Czasami były niebezpieczne i dobrze, że zawsze trenowali blisko lecznicy. Dzięki temu nie było tragedii, żeby dobiec do medyka.
- Ryzyko powinno być kalkulowane; jeśli istnieje szansa na wypadek lepiej usunąć zmienną. Jeśli nie jesteś w stanie jej usunąć - nie próbuj. Zwłaszcza dla zabawy. - Yugen miał to mentorskie podejście do życia, chociaż sam nie wiedział, skąd mu się to wzięło. Starał się tego unikać, bo wiedział, że to drażni ludzi - kiedy ktoś im prawi mądrości życiowe. Jak chociażby Ikigai, który wywrócił teraz oczami, chociaż wiedział, że Hao miał rację. No wiedział - i niczego to nie zmieniało w jego podejściu do sprawy. Yugen rozumiał też to, że Airan nie chciała ryzykować, skoro wiedziała, że coś niepokojącego mogło się stać, to po co w ogóle prosić? Potem to ona byłaby postawiona w bardzo niekomfortowej sytuacji. I dajcie bogowie, żeby to była tylko sytuacja, w której zostanie zarysowana skóra. Mieli tutaj przecież dziecko, które mogło mieć przeróżne durne pomysły we łbie. To też był dodatkowy element, dla którego sam Hao nie zamierzał się wydurniać. Poćwiczyć, powymieniać się doświadczeniami - jasne. Ale bez tworzenia tutaj sytuacji skrajnie ryzykownych.
- Aaa, projektowaliśmy taką z Hao. Nawet skończyliśmy! Tylko sprowadzenie metalu i znalezienie odpowiedniego zbrojmistrza do tego nie jest takie proste. - Pochwalił się z wyraźną dumą i zadowoleniem w głosie. Hao sam nie nosił zbroi, chociaż kiedy Ikigai chciał takową, zaczął to rozważać. Natomiast priorytety wydatków był proste dla samego Yugena. Najpierw bezpieczeństwo ninkenów, potem jego własne. Wiedział, że te wilki oddadzą za niego życie i jak durne wepchną się w pole rażenia, byle tylko go osłonić. Nawet jeśli to on był tutaj najsilniejszy. - O? To tak, jak Hao, on też się zazwyczaj leni i wszystko muszę robić za niego.
- Żeby potem nie wysłuchiwać twojego jęczenia, że się, cytuję "niepotrzebnie narażam". - W jego głosie pobrzmiał śmiech, kiedy uniósł wyżej brwi, spoglądając sugestywnie na swojego towarzysza, który znowu próbował go sprowokować i zaciągnąć do tej wymiany zdań w trochę innym tonie. Chociaż to prawda - Hao zazwyczaj stał z tyłu. Chyba że przeciwników było kilku.
- Bardzo. Ale moje są ładniejsze. - Wyciągnął mocniej jeden kącik ust ku górze, ale już darował sobie kolejne pokazówki, bo teraz przecież był KONKURS, od którego zależało jego życie i godność jego rodziny do kilku pokoleń wstecz i w przód. - COOO! O nieee, czekaj ty wiedźmo... ja ci zaraz pokażę... - Z nowym zaangażowaniem i zmarszczonymi brwiami dorwał się do pergaminu, malując pod swoim drzewem ludzika z kresek - typowy patyczak - od którego ręki odchodziła nierówna linia zakończona już wyraźnie zarysowaną siateczką. - Gruby kot do siatki, siatka do jeziora! - Żeby słowom stało się zadość, to zaraz za patyczakiem narysował coś, co chyba mogło uchodzić za jezioro. Przynajmniej tak umownie, bo o dziwo perspektywa w tym wszystkim została zachowana.
Hao oparł jedną dłoń na czole i zwiesił głowę, przymykając na moment oczy.
- Już nas tak nie obrażaj, wypadki są częścią pracy i uczą szybkiego reagowania. Chyba że masz sprowadzić tornado kunai, które zdmuchnie nasz dom, to tego nie rób. - Ikigai był arogancki - w zupełnym przeciwieństwie do Hao. Był tak pewny jego - i swoich - umiejętności, kiedy jedyną jego porażką w życiu było tak naprawdę Kami no Hikage, że nabrał pewności siebie. I było to całkiem naturalne. Hao temperował jego zapędy na polu walki, ale to dlatego to on był mózgiem tej drużyny, a Ikigai - jej mięśniami. I ewentualną zmienno-wypadową, co dostarczała odrobinkę emocji, kiedy było ich jakoś tak... ZA MAŁO. W treningach często zdarzały się wpadki mniejsze i większe. Czasami były niebezpieczne i dobrze, że zawsze trenowali blisko lecznicy. Dzięki temu nie było tragedii, żeby dobiec do medyka.
- Ryzyko powinno być kalkulowane; jeśli istnieje szansa na wypadek lepiej usunąć zmienną. Jeśli nie jesteś w stanie jej usunąć - nie próbuj. Zwłaszcza dla zabawy. - Yugen miał to mentorskie podejście do życia, chociaż sam nie wiedział, skąd mu się to wzięło. Starał się tego unikać, bo wiedział, że to drażni ludzi - kiedy ktoś im prawi mądrości życiowe. Jak chociażby Ikigai, który wywrócił teraz oczami, chociaż wiedział, że Hao miał rację. No wiedział - i niczego to nie zmieniało w jego podejściu do sprawy. Yugen rozumiał też to, że Airan nie chciała ryzykować, skoro wiedziała, że coś niepokojącego mogło się stać, to po co w ogóle prosić? Potem to ona byłaby postawiona w bardzo niekomfortowej sytuacji. I dajcie bogowie, żeby to była tylko sytuacja, w której zostanie zarysowana skóra. Mieli tutaj przecież dziecko, które mogło mieć przeróżne durne pomysły we łbie. To też był dodatkowy element, dla którego sam Hao nie zamierzał się wydurniać. Poćwiczyć, powymieniać się doświadczeniami - jasne. Ale bez tworzenia tutaj sytuacji skrajnie ryzykownych.
- Aaa, projektowaliśmy taką z Hao. Nawet skończyliśmy! Tylko sprowadzenie metalu i znalezienie odpowiedniego zbrojmistrza do tego nie jest takie proste. - Pochwalił się z wyraźną dumą i zadowoleniem w głosie. Hao sam nie nosił zbroi, chociaż kiedy Ikigai chciał takową, zaczął to rozważać. Natomiast priorytety wydatków był proste dla samego Yugena. Najpierw bezpieczeństwo ninkenów, potem jego własne. Wiedział, że te wilki oddadzą za niego życie i jak durne wepchną się w pole rażenia, byle tylko go osłonić. Nawet jeśli to on był tutaj najsilniejszy. - O? To tak, jak Hao, on też się zazwyczaj leni i wszystko muszę robić za niego.
- Żeby potem nie wysłuchiwać twojego jęczenia, że się, cytuję "niepotrzebnie narażam". - W jego głosie pobrzmiał śmiech, kiedy uniósł wyżej brwi, spoglądając sugestywnie na swojego towarzysza, który znowu próbował go sprowokować i zaciągnąć do tej wymiany zdań w trochę innym tonie. Chociaż to prawda - Hao zazwyczaj stał z tyłu. Chyba że przeciwników było kilku.
- Bardzo. Ale moje są ładniejsze. - Wyciągnął mocniej jeden kącik ust ku górze, ale już darował sobie kolejne pokazówki, bo teraz przecież był KONKURS, od którego zależało jego życie i godność jego rodziny do kilku pokoleń wstecz i w przód. - COOO! O nieee, czekaj ty wiedźmo... ja ci zaraz pokażę... - Z nowym zaangażowaniem i zmarszczonymi brwiami dorwał się do pergaminu, malując pod swoim drzewem ludzika z kresek - typowy patyczak - od którego ręki odchodziła nierówna linia zakończona już wyraźnie zarysowaną siateczką. - Gruby kot do siatki, siatka do jeziora! - Żeby słowom stało się zadość, to zaraz za patyczakiem narysował coś, co chyba mogło uchodzić za jezioro. Przynajmniej tak umownie, bo o dziwo perspektywa w tym wszystkim została zachowana.
Hao oparł jedną dłoń na czole i zwiesił głowę, przymykając na moment oczy.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
- Nazewnictwo to chyba nie jest dziedzina, która aż tak bardzo cię interesuje – to mogło brzmieć jak pytanie, ale nim nie było. Właściwie to było po prostu stwierdzeniem faktu, wyciągnięciem wniosków z reszty rozmowy. Ją też to aż tak bardzo nie interesowało – na moment, na chwilkę się zaciekawiła, ale kiedy Ikigai opowiedział jej to i owo, to na ten moment jej ciekawość została zaspokojona i tyle jej wystarczyło. Grunt to po prostu zobaczyć tę całą żabę, z jej rozłożystymi liśćmi i korzeniami zamoczonymi w wilgotnej glebie tuż obok jeziora… Tak sobie właśnie myślała Airan.
- Nie obrażam was, a jeśli tak to odebrałeś, to bardzo mi przykro, Ikigai – nie było jednak żadnego skłonienia głowy w służalczym geście mówiącym, że ooch tak jej przykro. Nie było płaszczenia się. Były czyste, suche fakty – że jest jej przykro, że jej intencje zostały w ten sposób odebrane. - Broń to nie jest zabawka, a już na pewno nie wtedy kiedy jest ostra i uderza z ogromną szybkością i siłą. Zresztą… Karoshi. Byłbyś w stanie go utrzymać? Masz pewność? – kiwnęła głową na słowa Yugena i zwróciła się dalej do przemienionego w człowieka ninkena. - Mogę wam pokazać ile się zmieniło, ale nie chcę robić żadnych zawodów ani nic z tych rzeczy. Jiton to niebezpieczna broń idealna na równie niebezpieczne czasy – a jak już powiedziała… broń to nie jest zabawka. Z jej piaskiem sprawa wyglądała trochę inaczej – kto nie widział zamków z piasku i innych babek? Nawet żelaznym można się było pobawić, a przede wszystkim, Airan mogła z niego stworzyć różne rzeczy. Kształty. Mogła się tym osłaniać, mogła spróbować coś złapać. Ale wiedziała, że Ikigai chce zobaczyć bronie – a tym poza polem walki zwyczajnie wolała się nie bawić. Airan była pod tym względem chyba typowym Maji – niekoniecznie lubiła się popisywać, a jej umiejętności… no tajemnica, w końcu mało który przeciwnik przeżywał kontakt z użytkownikiem Jitonu.. Sojusznicy to zupełnie inna sprawa! I to był fakt, gdyby coś im się stało, to sytuacja byłaby bardzo niekomfortowa. Mogła zrobić krzywdę księciu, albo jego towarzyszom. To by mogło na nią bardzo źle rzutować. No i Karoshi – ten to był narwany. Kto mógł przewidzieć co się wydarzy? A ostatnie czego chciała, to skrzywdzić tego uroczego malca, który teraz tak słodko spał.
- Macie problem z metalem? – nawet przekrzywiła głowę na ramię patrząc to na jednego, to na drugiego. Och. Ale to dziwnie mieć problem z metalem, kiedy Airan nosiła tego tyle i wykorzystywała w walce w ilościach… znacznych. - Może powinniście poszukać w krajach kupieckich. Tam sprowadzają najróżniejsze rzeczy ze wszystkich zakątków świata. Shigashi jest dość blisko – i z Yusetu i z Atsui było tam po sąsiedzku i istniała duża szansa, że będzie tam jakiś zbrojmistrz, który mógłby takie cacko wykonać. Nie za darmo, jasne, ale nie sądziła, by Yugenowi brakowało pieniędzy. - Stanie z tyłu wcale nie oznacza od razu, że się trzeba lenić. Ktoś musi tyłów pilnować – no a jak się wykonuje misje solo, to tył jest gdzie? Nigdzie, wszędzie jest przód. Hibiki miała jakieś takie szczęście, że nigdy nie trafiała na jednego przeciwnika. Gnojków zawsze było co najmniej dwóch, a najczęściej to kilku. I musiała sobie z nimi radzić sama. - Wyobrażam sobie, że tak właśnie później jest – uśmiechnęła się pod nosem do nich obu, na dłużej zatrzymując się na twarzy wycofanego Hao, który musiał teraz odpierać atak Ikigaia, który może miał nadzieję, ze Airan go poprze i zacznie mu wtórować. Nie zaczęła.
- Twoje są nieprawdziwe – zachichotała, tak się tylko droczyła, ale to był fakt – to chakra to wszystko robiła. Ale to prawda, oryginał był niczego sobie, a na pewno włosy Hao robiły wrażenie. Bardzo mu pasowały takie, jakie były – ale Airan po prostu się podobały. Niektórzy może powiedzieliby, że to takie damskie, ale akurat ona tak nie uważała.
Zaśmiała się dźwięcznie nazwana wiedźmą, zaraz jednak zakryła sobie usta dłonią, by ten śmiech stłumić i nie obudzić śpiącego dzieciaczka. Nawet się wychyliła sprawdzić, czy Diabełek nie otworzył tych swoich jasnych ślepi jako reakcja na krzyk niezadowolenia Ikigaia, albo właśnie na jej śmiech.
- Źle się do tego zabierasz, zobacz, podpowiem ci. Zamaluj tę siatkę i zrób worek. Siatka się nie rymuje. Bo to leci tak: kot do wora, wór do jeziora. A w ogóle to co to za patyczka tutaj nagryzmoliłeś? Patyczaki nie trzymają siatek ani worków, a na pewno nie łapią kotów. Koty to łapą robią pac pac i miażdżą patyczaka – patyczak… Taki tam śmieszny owad. Nawet nie wiedziała, czy tutaj mieli patyczaki – mieli je za to w Atsui. I były malutkie i wyglądały… jak patyczki. A kotki robiły pac pac łapką iii… I Airan domalowała maciupeńkiego patyczaka pod łapką śpiącego na dachu kota. Musiała się bardzo postarać i zrobiła to najcieńszym pędzelkiem.
- Hao? Wszystko dobrze? – mówiła teraz ciszej, tak na wszelki wypadek. - Poraża cię ten spadek inteligencji rozmowy do poziomu podłogi? – była uśmiechnięta ale jednocześnie lekko zmartwiona, bo nie chciała, żeby Yugen został z tej sytuacji wykluczony.
- Nie obrażam was, a jeśli tak to odebrałeś, to bardzo mi przykro, Ikigai – nie było jednak żadnego skłonienia głowy w służalczym geście mówiącym, że ooch tak jej przykro. Nie było płaszczenia się. Były czyste, suche fakty – że jest jej przykro, że jej intencje zostały w ten sposób odebrane. - Broń to nie jest zabawka, a już na pewno nie wtedy kiedy jest ostra i uderza z ogromną szybkością i siłą. Zresztą… Karoshi. Byłbyś w stanie go utrzymać? Masz pewność? – kiwnęła głową na słowa Yugena i zwróciła się dalej do przemienionego w człowieka ninkena. - Mogę wam pokazać ile się zmieniło, ale nie chcę robić żadnych zawodów ani nic z tych rzeczy. Jiton to niebezpieczna broń idealna na równie niebezpieczne czasy – a jak już powiedziała… broń to nie jest zabawka. Z jej piaskiem sprawa wyglądała trochę inaczej – kto nie widział zamków z piasku i innych babek? Nawet żelaznym można się było pobawić, a przede wszystkim, Airan mogła z niego stworzyć różne rzeczy. Kształty. Mogła się tym osłaniać, mogła spróbować coś złapać. Ale wiedziała, że Ikigai chce zobaczyć bronie – a tym poza polem walki zwyczajnie wolała się nie bawić. Airan była pod tym względem chyba typowym Maji – niekoniecznie lubiła się popisywać, a jej umiejętności… no tajemnica, w końcu mało który przeciwnik przeżywał kontakt z użytkownikiem Jitonu.. Sojusznicy to zupełnie inna sprawa! I to był fakt, gdyby coś im się stało, to sytuacja byłaby bardzo niekomfortowa. Mogła zrobić krzywdę księciu, albo jego towarzyszom. To by mogło na nią bardzo źle rzutować. No i Karoshi – ten to był narwany. Kto mógł przewidzieć co się wydarzy? A ostatnie czego chciała, to skrzywdzić tego uroczego malca, który teraz tak słodko spał.
- Macie problem z metalem? – nawet przekrzywiła głowę na ramię patrząc to na jednego, to na drugiego. Och. Ale to dziwnie mieć problem z metalem, kiedy Airan nosiła tego tyle i wykorzystywała w walce w ilościach… znacznych. - Może powinniście poszukać w krajach kupieckich. Tam sprowadzają najróżniejsze rzeczy ze wszystkich zakątków świata. Shigashi jest dość blisko – i z Yusetu i z Atsui było tam po sąsiedzku i istniała duża szansa, że będzie tam jakiś zbrojmistrz, który mógłby takie cacko wykonać. Nie za darmo, jasne, ale nie sądziła, by Yugenowi brakowało pieniędzy. - Stanie z tyłu wcale nie oznacza od razu, że się trzeba lenić. Ktoś musi tyłów pilnować – no a jak się wykonuje misje solo, to tył jest gdzie? Nigdzie, wszędzie jest przód. Hibiki miała jakieś takie szczęście, że nigdy nie trafiała na jednego przeciwnika. Gnojków zawsze było co najmniej dwóch, a najczęściej to kilku. I musiała sobie z nimi radzić sama. - Wyobrażam sobie, że tak właśnie później jest – uśmiechnęła się pod nosem do nich obu, na dłużej zatrzymując się na twarzy wycofanego Hao, który musiał teraz odpierać atak Ikigaia, który może miał nadzieję, ze Airan go poprze i zacznie mu wtórować. Nie zaczęła.
- Twoje są nieprawdziwe – zachichotała, tak się tylko droczyła, ale to był fakt – to chakra to wszystko robiła. Ale to prawda, oryginał był niczego sobie, a na pewno włosy Hao robiły wrażenie. Bardzo mu pasowały takie, jakie były – ale Airan po prostu się podobały. Niektórzy może powiedzieliby, że to takie damskie, ale akurat ona tak nie uważała.
Zaśmiała się dźwięcznie nazwana wiedźmą, zaraz jednak zakryła sobie usta dłonią, by ten śmiech stłumić i nie obudzić śpiącego dzieciaczka. Nawet się wychyliła sprawdzić, czy Diabełek nie otworzył tych swoich jasnych ślepi jako reakcja na krzyk niezadowolenia Ikigaia, albo właśnie na jej śmiech.
- Źle się do tego zabierasz, zobacz, podpowiem ci. Zamaluj tę siatkę i zrób worek. Siatka się nie rymuje. Bo to leci tak: kot do wora, wór do jeziora. A w ogóle to co to za patyczka tutaj nagryzmoliłeś? Patyczaki nie trzymają siatek ani worków, a na pewno nie łapią kotów. Koty to łapą robią pac pac i miażdżą patyczaka – patyczak… Taki tam śmieszny owad. Nawet nie wiedziała, czy tutaj mieli patyczaki – mieli je za to w Atsui. I były malutkie i wyglądały… jak patyczki. A kotki robiły pac pac łapką iii… I Airan domalowała maciupeńkiego patyczaka pod łapką śpiącego na dachu kota. Musiała się bardzo postarać i zrobiła to najcieńszym pędzelkiem.
- Hao? Wszystko dobrze? – mówiła teraz ciszej, tak na wszelki wypadek. - Poraża cię ten spadek inteligencji rozmowy do poziomu podłogi? – była uśmiechnięta ale jednocześnie lekko zmartwiona, bo nie chciała, żeby Yugen został z tej sytuacji wykluczony.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Skinął twierdząco głową. O ile jego ciekawość dotyczyła wszystkich sfer życia, tak były takie, które interesowały bardziej i takie, co przyciągały na kilka chwil, ale jeśli się niczego specjalnego nie dowiedziałeś na ten temat to nie męczyły i szybko uciekały z głowy. Inne zaś nie dawały ci spać po nocach i dla informacji zarywałeś wręcz cenne godziny snu, byle tylko poczytać, byle tylko się czegoś dowiedzieć. Tak i są gdzieś sprawy pośrednie. Czegoś się dowiesz, gdzieś coś usłyszysz, potem zapominasz, odkładasz gdzieś na bok w głowie i potem znowu wracasz po jakimś czasie, ponieważ przyciągnęła twoją uwagę rzecz, która przypomniała ci o zagadnieniu. Nie dało się pamiętać wszystkiego. Oczywiście byli tacy ludzie, prawdziwe indywidua, ale to był tak dar jak i przekleństwo. No a właśnie, grunt to zobaczyć żabę. To o to miało chodzić w tej całej przygodzie! Tej jak i wielu innych, które miały się tutaj jeszcze wydarzyć.
- Nie mówiłem poważnie z obrażaniem. - Ikigai trochę się uspokoił i spuścił z tonu. Tak, rozbrykał się, a kiedy jest się rozbrykanym to czasem zapomina się o niuansach. Dobrze, że nie zrobiła się z tego jakaś nieprzyjemna sytuacja, bo wyczuł już na sobie przenikliwe spojrzenie Hao i wiedział, co ono oznacza. Nieme uspokój się. Odwzajemnił spojrzenie tylko na moment - tak przelotnie, bo to niby potarł kark i znów miał oczy na Airan, z którą prowadzili tutaj obaj dyskusję. Chociaż tego nawet dyskusją nie można było nazwać. To była ledwo wymiana zdań na temat zachowywania umiaru w tym, co się robiło - w tym przypadku popisywania się. Ikigai się lubił popisywać. I nie przepadał za, jego zdaniem, mimo wszystko fałszywą szczerością Yugena. Jasne, zawsze się znajdzie ktoś lepszy od ciebie takie prawo naszej dżungli, która produkowała różnego rodzaju drapieżników na tym łez padole, ale no bez przesaady! Nie każdy osiągał tyle w takim wieku!
- Szukamy lepszego metalu niż normalna stal. Za łatwo ją zniszczyć. Jeśli mam zainwestować pieniądze to chcę mieć pewność, że Ikigai dostanie najlepszą zbroję, jaka może zostać stworzona. - Hao nie lubił podrób i nie lubił inwestowania w co popadnie. Kiedy coś już kupował to chciał, żeby to było porządne i dobre. Żeby potem patrzeć na to z zadowoleniem. Tak samo było w tym wypadku. Wiedział, u kogo w tej wiosce najlepiej kupować bronie czy sprzęt, ale to nie oznaczało, że byli mistrzami swego fachu.
- Większym problemem jest znalezienie osoby, która podejmie się stworzenia tego dzieła. Jeszcze nigdy nie widziałem ninkena w zbroi, to będzie coś. - Wizja tego, że będzie pod tym względem może nie pierwszy, bo pewnie historia pamiętała takich wariatów, co podobne rzeczy tworzyli, ale jednak unikalność zostanie wpisana w jego codzienny wygląd! Tak jakby jej potrzebował - ninkenów było naprawdę mało i ciężko było je spotkać. Tak jak mało liczny był klan Inuzuka. Albo inaczej - wcale nie mało liczny, ale przez ten samotniczy tryb życia jakoś zanikali. Śmieszne - bo przecież nie przegapisz typa z wielkim psem u boku. No nie da się. N I E.
- Zajrzenie do miast kupieckich to dobry pomysł. Stamtąd łatwo zaczerpnąć informacji, nawet jeśli nie znajdziemy tego, czego szukaliśmy. - Fakt, to był dobry pomysł, Ikigai też przytaknął. Co prawda to było kolejne miejsce, w którym nie byli - tylko przejazdem, jeśli chodzi o Ryuzaku no Taki. - Dziękuję za poradę. Zapewne zajrzymy najpierw do Shigashi no Kibu w wolnej chwili. Na razie jest kilka spraw klanowych do wygładzenia. - I o czym jeszcze nie wiedzieli - wojna, która stukała do bram. A i przecież razem z Ikigaiem planowali wybrać się do Sogen, żeby zbadać tamtejszą sytuację. Cóż - mobilizacja militarna miała im ułatwić pod tym względem plany.
- Dam ci... niee, nie dam ci pododytkać, mojee! Nie dam się tak zrobić. - Uniósł pędzel i pomachał nim w kierunku Airan w geście "a ty, ty, ty! Cwaniuro!" - to dokładnie mówił ten gest i zadowolona z siebie mina Ikigaia, kiedy w oczach błyszczało mu absolutne zrozumienie. Przejrzał ten chytry, cwany, wiedźmi plan! Nie był w końcu głuupi, o nieee! Również był tak samo ubawiony co i ona. To trwało chwilę. Zaraz jego wzrok opadł na to, co czyniła Airan. A właściwie to opadł na własny pergamin i całkiem machinalnie powtórzył to, co ona mówiła słownie. Zamalował od razu siatkę - i nawet domalował trochę luzu na końcu, żeby bardziej przypominało worek.
- To jak ja teraz będę do tego motyle łapał, czyś ty o tym pomyślała? - Zapytał takim tonem, jakby to był absolutnie realny problem i bardzo żywy w dodatku. - Patyczak... Patrz, tu ma brzuszek... rączki... uśmieech... nie, nie uśmiech, musi być groźny, bo to moja podobizna. O i długie włosy. Te lepsze od twoich... - Teraz już przygryzł ten wystawiany jęzor w skupieniu maziania pędzlem po pergaminie.
Hao uniósł głowę powoli, ale najpierw przez palce i pojedyncze kosmyki włosów spoglądał na Airan. Nie wiedząc, czy naprawdę ją zmartwił, czy może zaczepia go tak o, co by się odezwał. A może tak o, żeby dołączył do tego, co się tutaj dzieje i się nie odcinał. Śmieszna sprawa, bo czerpał z tych pozytywnych emocji, ale jednocześnie nadmiar wszystkiego sprawiał, że ciężko mu sobie było z tym poradzić. Z bodźcami nadciągającymi z zewnątrz. Dlatego bezpieczniej czuł się w swojej strefie komfortu. Kiedy spotkał się z jej oczami i usłyszał następne pytanie do końca, powolnym ruchem, opuścił głowę, uśmiechając się ciepło w jej kierunku. Bardzo sympatyczne z jej strony. Bardzo nie lubił psuć innym zabawy swoją osobą czy wprowadzać atmosfery, w której skupienie przesuwało się w jego kierunku z pytaniem: Hao, czemu się nie bawisz? Słyszał to za małego, słyszał to potem i słyszał to teraz. To nie tak, że nie umiał się bawić - każdy potrafił się bawić. Tylko on bawił się na swój sposób. I lubił pasywnie uczestniczyć w takich wydarzeniach. Nie każdy potrafił to zrozumieć. Dla większości ludzi, tym bardziej dla dzieci, to było po prostu dziwne.
- Nie jestem przyzwyczajony. Nie krępujcie się. Naprawdę dobrze się bawię. Ale za wiedźmę jeszcze ci się oberwie. - I te słowa skierował już do Ikigaia, który sam zamarł z pędzlem nad pergaminem i wpatrywał intensywnie w swojego towarzysza.
- Na pewno wszystko dobrze? - O! On to już znał Hao nie od dziś! I jego "tak, tak, wszystko dobrze", ale jego "wszystko dobrze" oznaczało tyle co "jeszcze się nie rozsypałem". Niby też wiedział, że nie lubił tego nadmiernego zainteresowania, naciskania, ale czasem ja się go nie ścisnęło jak gąbki to niczego nie szło się dowiedzieć. Ikigai wstał, trzymając pędzel i obszedł stół, żeby stanąć za plecami Hao i odłożyć ten ścierany tusz, który Yugen trzymał jeszcze w jednej dłoni. I rozsunął pergamin. - Nie krępuj się, nie masz czego. Trzymaj i maluj. Co tyko chcesz. Nie musisz wszystkiego robić najlepiej, nikt cię tu nie będzie oceniał. Gorzej niż moje bazgroły nie będzie. - Wskazał na swój pergamin, a Hao machinalnie powędrował wzrokiem za jego gestem, a potem znów wrócił oczyma do pustego pergaminu. - Na Airan nie patrz, bo ona to w ogóle bazgroli jak kura pazurem. - I wystawił w jej kierunku jęzor z zadowolonym uśmiechem. Hao zaśmiał się cicho.
- Z podłogi można spaść jeszcze niżej, więc lepiej pilnuj poziomu, Ikigai.
- Nie mówiłem poważnie z obrażaniem. - Ikigai trochę się uspokoił i spuścił z tonu. Tak, rozbrykał się, a kiedy jest się rozbrykanym to czasem zapomina się o niuansach. Dobrze, że nie zrobiła się z tego jakaś nieprzyjemna sytuacja, bo wyczuł już na sobie przenikliwe spojrzenie Hao i wiedział, co ono oznacza. Nieme uspokój się. Odwzajemnił spojrzenie tylko na moment - tak przelotnie, bo to niby potarł kark i znów miał oczy na Airan, z którą prowadzili tutaj obaj dyskusję. Chociaż tego nawet dyskusją nie można było nazwać. To była ledwo wymiana zdań na temat zachowywania umiaru w tym, co się robiło - w tym przypadku popisywania się. Ikigai się lubił popisywać. I nie przepadał za, jego zdaniem, mimo wszystko fałszywą szczerością Yugena. Jasne, zawsze się znajdzie ktoś lepszy od ciebie takie prawo naszej dżungli, która produkowała różnego rodzaju drapieżników na tym łez padole, ale no bez przesaady! Nie każdy osiągał tyle w takim wieku!
- Szukamy lepszego metalu niż normalna stal. Za łatwo ją zniszczyć. Jeśli mam zainwestować pieniądze to chcę mieć pewność, że Ikigai dostanie najlepszą zbroję, jaka może zostać stworzona. - Hao nie lubił podrób i nie lubił inwestowania w co popadnie. Kiedy coś już kupował to chciał, żeby to było porządne i dobre. Żeby potem patrzeć na to z zadowoleniem. Tak samo było w tym wypadku. Wiedział, u kogo w tej wiosce najlepiej kupować bronie czy sprzęt, ale to nie oznaczało, że byli mistrzami swego fachu.
- Większym problemem jest znalezienie osoby, która podejmie się stworzenia tego dzieła. Jeszcze nigdy nie widziałem ninkena w zbroi, to będzie coś. - Wizja tego, że będzie pod tym względem może nie pierwszy, bo pewnie historia pamiętała takich wariatów, co podobne rzeczy tworzyli, ale jednak unikalność zostanie wpisana w jego codzienny wygląd! Tak jakby jej potrzebował - ninkenów było naprawdę mało i ciężko było je spotkać. Tak jak mało liczny był klan Inuzuka. Albo inaczej - wcale nie mało liczny, ale przez ten samotniczy tryb życia jakoś zanikali. Śmieszne - bo przecież nie przegapisz typa z wielkim psem u boku. No nie da się. N I E.
- Zajrzenie do miast kupieckich to dobry pomysł. Stamtąd łatwo zaczerpnąć informacji, nawet jeśli nie znajdziemy tego, czego szukaliśmy. - Fakt, to był dobry pomysł, Ikigai też przytaknął. Co prawda to było kolejne miejsce, w którym nie byli - tylko przejazdem, jeśli chodzi o Ryuzaku no Taki. - Dziękuję za poradę. Zapewne zajrzymy najpierw do Shigashi no Kibu w wolnej chwili. Na razie jest kilka spraw klanowych do wygładzenia. - I o czym jeszcze nie wiedzieli - wojna, która stukała do bram. A i przecież razem z Ikigaiem planowali wybrać się do Sogen, żeby zbadać tamtejszą sytuację. Cóż - mobilizacja militarna miała im ułatwić pod tym względem plany.
- Dam ci... niee, nie dam ci pododytkać, mojee! Nie dam się tak zrobić. - Uniósł pędzel i pomachał nim w kierunku Airan w geście "a ty, ty, ty! Cwaniuro!" - to dokładnie mówił ten gest i zadowolona z siebie mina Ikigaia, kiedy w oczach błyszczało mu absolutne zrozumienie. Przejrzał ten chytry, cwany, wiedźmi plan! Nie był w końcu głuupi, o nieee! Również był tak samo ubawiony co i ona. To trwało chwilę. Zaraz jego wzrok opadł na to, co czyniła Airan. A właściwie to opadł na własny pergamin i całkiem machinalnie powtórzył to, co ona mówiła słownie. Zamalował od razu siatkę - i nawet domalował trochę luzu na końcu, żeby bardziej przypominało worek.
- To jak ja teraz będę do tego motyle łapał, czyś ty o tym pomyślała? - Zapytał takim tonem, jakby to był absolutnie realny problem i bardzo żywy w dodatku. - Patyczak... Patrz, tu ma brzuszek... rączki... uśmieech... nie, nie uśmiech, musi być groźny, bo to moja podobizna. O i długie włosy. Te lepsze od twoich... - Teraz już przygryzł ten wystawiany jęzor w skupieniu maziania pędzlem po pergaminie.
Hao uniósł głowę powoli, ale najpierw przez palce i pojedyncze kosmyki włosów spoglądał na Airan. Nie wiedząc, czy naprawdę ją zmartwił, czy może zaczepia go tak o, co by się odezwał. A może tak o, żeby dołączył do tego, co się tutaj dzieje i się nie odcinał. Śmieszna sprawa, bo czerpał z tych pozytywnych emocji, ale jednocześnie nadmiar wszystkiego sprawiał, że ciężko mu sobie było z tym poradzić. Z bodźcami nadciągającymi z zewnątrz. Dlatego bezpieczniej czuł się w swojej strefie komfortu. Kiedy spotkał się z jej oczami i usłyszał następne pytanie do końca, powolnym ruchem, opuścił głowę, uśmiechając się ciepło w jej kierunku. Bardzo sympatyczne z jej strony. Bardzo nie lubił psuć innym zabawy swoją osobą czy wprowadzać atmosfery, w której skupienie przesuwało się w jego kierunku z pytaniem: Hao, czemu się nie bawisz? Słyszał to za małego, słyszał to potem i słyszał to teraz. To nie tak, że nie umiał się bawić - każdy potrafił się bawić. Tylko on bawił się na swój sposób. I lubił pasywnie uczestniczyć w takich wydarzeniach. Nie każdy potrafił to zrozumieć. Dla większości ludzi, tym bardziej dla dzieci, to było po prostu dziwne.
- Nie jestem przyzwyczajony. Nie krępujcie się. Naprawdę dobrze się bawię. Ale za wiedźmę jeszcze ci się oberwie. - I te słowa skierował już do Ikigaia, który sam zamarł z pędzlem nad pergaminem i wpatrywał intensywnie w swojego towarzysza.
- Na pewno wszystko dobrze? - O! On to już znał Hao nie od dziś! I jego "tak, tak, wszystko dobrze", ale jego "wszystko dobrze" oznaczało tyle co "jeszcze się nie rozsypałem". Niby też wiedział, że nie lubił tego nadmiernego zainteresowania, naciskania, ale czasem ja się go nie ścisnęło jak gąbki to niczego nie szło się dowiedzieć. Ikigai wstał, trzymając pędzel i obszedł stół, żeby stanąć za plecami Hao i odłożyć ten ścierany tusz, który Yugen trzymał jeszcze w jednej dłoni. I rozsunął pergamin. - Nie krępuj się, nie masz czego. Trzymaj i maluj. Co tyko chcesz. Nie musisz wszystkiego robić najlepiej, nikt cię tu nie będzie oceniał. Gorzej niż moje bazgroły nie będzie. - Wskazał na swój pergamin, a Hao machinalnie powędrował wzrokiem za jego gestem, a potem znów wrócił oczyma do pustego pergaminu. - Na Airan nie patrz, bo ona to w ogóle bazgroli jak kura pazurem. - I wystawił w jej kierunku jęzor z zadowolonym uśmiechem. Hao zaśmiał się cicho.
- Z podłogi można spaść jeszcze niżej, więc lepiej pilnuj poziomu, Ikigai.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości