Dom Yugena

Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Niektóre imiona pozostawały z nami na długo. Bohaterzy tak wyraziści, którzy zmieniali bieg historii – wzór dla przyszłych pokoleń. Ale tak, prędzej czy później pamięć o zwykłych osobach się po prostu zacierała. Za 50 lat nikt już nie będzie tutaj pamiętać o żadnej Hotaru i jej narzeczonym, którego ninkeny rozszarpał ją żywcem. Nikt prócz może samego Yugena, o ile w ogóle dożyje takiego wieku, co u ninja… i przy tak niespokojnych czasach, nie było wcale takie pewne. Oczywiście, że można było przeżyć bez krewnych… i znowu na tapet przychodzi pustynia – pustynia, która straciła wiele. I na długo była po prostu otwarta, broczącą raną. Tak wiele istnień tam zgasło… dwanaście lat temu. I w kolejnych latach też. Rodziny były wybrakowane, albo po prostu nie istniały. Airan miała dużo szczęścia, bo nadal miała siostrę. Nadal miała matkę i ojca. Miała też resztę rodziny – ale to tylko dlatego, że gdy Szczep stał się dwa lata temu Rodem, to nagle nie przybyło mu ninja, którzy władali limitem krwi. Nagle magicznie nie pojawili się nowi członkowie rodziny. A, jak było już wspomniane, Maji było na tyle małym szczepem, że chyba wszyscy tam byli już spokrewnieni ze sobą. Trudno oczekiwać, że po tylu złych doświadczeniach Yugen będzie się rozglądał za jakimś innym człowiekiem. Niektórzy po prostu potrzebowali wiele czasu, by móc się otworzyć na drugą osobę, żeby sobie pozwolić na swobodne myśli, na to żeby sobie uświadomić, że czegoś się w ogóle chce. A może Yugen po prostu jeszcze takiej osoby nie spotkał – może kiedyś się to stanie i to stado składające się z niego i ninkenów zapragnie powiększyć o jeszcze jakiegoś człowieka – rzeczywiście nie można było niczego wykluczyć. Nigdy nie mów "nigdy".
- Nic nie szkodzi – przecież nic się nie stało, to nic złego, że wybiegł myślami tak bardzo do przodu, kiedy ona została gdzieś w tyle. Wystarczyło krzyknąć, żeby poczekał – i poczekać, aż Airan go dogoni, albo po prostu się cofnąć i zrównać z nią. Czy lubiła gadać? Można było odnieść takie wrażenie, ale to niezupełnie była prawda. Z Yugenem… po prostu dobrze się jej rozmawiało. Naprawdę dobrze, swobodnie, ta rozmowa ją stymulowała. Ale nie zawsze była taka gadatliwa, nie zawsze chciała się dzielić swoim milionem myśli. Zazwyczaj… nie chciała. Zazwyczaj była raczej małomówna, poszukiwała i oczekiwała konkretów, a nie filozofii. Ale tu było inaczej. Czuła że mogła i przede wszystkim, że w ogóle chce z nim rozmawiać. O wielu rzeczach. - Łatwo mówić wcześniej, że się tak zrobi. Ale tak naprawdę nie wiesz czy by tak było – darowała sobie komentarz co do tej teorii, że jak coś zabijesz i później siebie, to że się z tą najukochańszą osoba odrodzisz w przyszłości. Bo to nie była miłość. Więc co się miało odrodzić? Dusze nagle miały się połączyć? Tak bardzo zranione... Zresztą… ofiary i oprawcy się razem nie chowało. Nawet jeśli oprawca zrobił też później ofiarę z siebie. Może wyzbyła się strachu będąc w jakimś amoku, przy próbie zabrania jego. Może gdyby do tego doszło, to uświadomiłaby sobie co zrobiła i strach by ją dogonił. Może faktycznie wystarczyło powiedzieć “nie” – i nie robić złudnej nadziei, że któregoś dnia uczucia się zmienią. Bo ta biedna dziewczyna myślała sobie pewnie “po zaręczynach będzie lepiej, na pewno mnie pokocha”. A później rzeczywistość okazała się nie być tak piękna…
Wiesz, co jeszcze było zabawne? Że pomimo tego, że jej słowa i myśli nie były teraz ani listownie dzielone z Ikigaiem – to były zadziwiająco wręcz zbieżne. Pewnie gdyby się zorientowała to byłaby zaskoczona, ale w ten dość miły sposób. Przecież połączyła ich pyskatośc, więc czy było się czemu dziwić? Airan jednak nie chciała sobie na zbyt wiele pozwalać, w końcu… Była w gościnie i mimo wszystko, jak bardzo swobodna ta rozmowa nie była, to nadal… byli sobie obcy. Nie aż tak bardzo – ale nie zapominajmy, że nie tak dawno temu Airan nawet nie wiedziała jak Yugen teraz wygląda.
- Nadal dobro w moim rozumieniu, a dobro w rozumieniu tego, kto wydaje rozkaz, to mogą być dwie zupełnie różne kwestie. Ale gdyby to było moje dobro, to poszłabym w lewo. Nie robi się sobie na złość tylko po to, żeby komuś innemu coś udowodnić – rzeczywiście, tu było tyle zmiennych… I najważniejsze było: kto wydawał rozkaz i czego dotyczył. - Wierzę jednak, że niektórych rzeczy człowiek nie powinien sobie robić, bo w końcu staje się nieszczęśliwy. To zaś prowadzi do braku motywacji do życia, a to z kolei do tego, że przestaje się uważać, bo co za różnica? Skoro nie ma motywacji, to cóż z tego, że któregoś razu już się nie wróci do domu? A to jest też strata dla klanu i dla innych bliskich osób, których to dotknie – mogła wiele robić wbrew sobie i zagłuszać sumienie – żeby sobie radzić, ale każdy zasługiwał na choćby gram szczęścia. I tak, była to jakaś tam filozofia. Dzięki której jeszcze całkiem nie utonęła.
- To samo życie, a nie poezja – odpowiedziała mu uśmiechem, bo było to coś, w co wierzyła całym sercem. - To też odrobina dobroci i światło w ciemności – miłość to była sprawa skomplikowana i prosta zarazem. Bo to było coś, co chciało się dawać i być gotowym to przyjąć od kogoś. Kiedy chciało się dawać, a nie było gotowości na otrzymanie czegoś w zamian, to to nie miało prawa zadziałać. A Yugen rzeczywiście był skryty, ale ona wcale nie chciała naciskać, żeby się otworzył. Ta rozmowa… sama jakoś szła do przodu – tak po prostu. I nawet nie przyszło jej do głowy, by nazywać go delikatnym. Łagodnym, zbyt miłym i zdystansowanym – owszem. Delikatnym? Nigdy w życiu.
Lekko pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. Nie okłamałby? Miała na to nadzieję, ale w tym momencie jej myśli i emocje choć uspokojone, to nadal nie były do końca uleżane i… przemyślane, z braku lepszego słowa. Nie chciał się tym dzielić wcześniej to jego sprawa, miał do tego prawo, tym niemniej… Zawód pozostawał. Jak sam powiedział: prawie trzy lata. To cholernie dużo czasu. Prawie połowa tego, ile się w ogóle znali. Chyba po prostu inaczej to sobie wyobrażała.
- Yugen. Ja się już tutaj zdążyłam zgubić i musiałam prosić o pomoc z drogą. Jakoś nikt wtedy nic nie powiedział. Chyba zbyt srogo ich oceniasz – przecież to była wręcz idealna okazja, by jakiś uprzejmy mieszkaniec powiedział jej przy okazji to i owo. - Inna sprawa, że niespecjalnie lubię dyskutować z obcymi – czy tu, czy w Kinkotsu… Airan była samotniczką, nie przepadała za nadmiernym towarzystwem. Więc skoro prosiła o pomoc z drogą tutaj, a ten tutaj był źródłem wielu plotek, to… Co będą gadać teraz, hm? Tym bardziej, że Airan zdawała sobie sprawę, że pewnie będą się za nią rozglądać. Zawsze się rozglądali i obserwowali – choćby z daleka. - Spowiedź… A czasami wystarczy, że wiesz, że ktoś jest obok i się po prostu uśmiechnie i zapewni, że następny dzień będzie lepszy od dzisiejszego. I tyle. Ale powiedzmy, że rozumiem – a tak naprawdę, to nie chciała o tym dłużej rozmawiać, bo widziała, że mają zupełnie inne podejście. Poza tym hao nie był sam – miał Ikigaia, który… też musiał swoje odchorować po tym wszystkim. Ale to był jego wybór. Nie to nie, a Hibiki nie zamierzała mu mówić co jest dla niego lepsze, skoro ewidentnie wiedział wszystko lepiej. Tylko czy rzeczywiśie było lepiej? Tego wiedzieć nie mogła, zbyt słabo się znali.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Ze wszystkich zdziwaczałych powiedzonek, ze wszystkich głupiutkich przesądów, to śmieszne powiedzenie “nigdy nie mów nigdy” było naprawdę mądre, nawet pomimo tego, jak brzmiało. A brzmiało tak, jakby ktoś chciał stworzyć absolutne pogranicze języka, którym wszyscy się posługiwali. Czyli kiepsko. Ważne, że przekaz pozostawał właśnie ten - bardzo dosłowny. Jeśli powiesz “nigdy”, to gdy historia, czy też ludzie wokół, zmienią twoje przekonania, co wtedy? Wycofasz się, jakby nigdy nic? To już byłaby niesłowność. Dlatego słowo “nigdy” należało do tych, które przez Yugena nie było wypowiadane poważnie. Nie mogło być przecież poważne, skoro zawierało samo w sobie absurd. Może dla człowieka, który nie dbał o to, czy jego słów rzucone są na wiatr, czy może stonką do pożarcia, różnicy to nie robiło i oni hołubili to jedno, krótkie słówko. Albo dla kogoś, komu w sumie to wszystko jedno, kto jest tak mocno uparty w swoim, że nie i już - koniec w ogóle tematu. Zaparty, uparty, nie przemówisz do niego, więc i nie dasz rady się z nim porozumieć na normalnym i zdrowym pułapie. Jak już też sobie tu powiedzieli - ilu ludzi, tyle przekonań i charakterów, tyle emocji i poglądów na świat. Niektórzy byli podobni, inni stanowili prawdziwe rodzynki, ale nie da się wszystkiego umieścić w jednym worze. Tutaj też tak to wyglądało. Tym nie mniej słowo "nigdy" winno być zwyczajnym skrótem od "dopóki nie zmienię zdania".
W emocjach ciężko było rozumieć to, co się do ciebie mówi. Złudzenia wtedy zaczynały przysłaniać świat, jeśli nie chciałeś tego "nie" przyjąć do świadomości. Yugen nigdy nie mamił tej dziewczyny. Ani przed tym, jak się zgodził, ani po tym. Zanim jeszcze były zaręczyny odrzucił jej zaloty. Kiedy się pojawiły, ponieważ jej rodzina chciała pomóc córce zmienić jej mizerny los, powiedział - dobrze, jesteś moją przyjaciółką. Ale ja cię nie pokocham. Bo wtedy to była taka myśl - przecież jeśli możesz spędzić życie z osobą, z którą tak dobrze się dogadujesz, to dlaczego nie? Lepiej tak niż... niż co w sumie? Nie, na pewno nie lepiej. Może wtedy był po prostu jeszcze zbyt mało dojrzały, żeby odpowiednio zareagować. Och, na pewno tak było. Widział po samym sobie, że z roku na rok jego myśli dojrzewają i z roku na rok widzi świat dokładniej i bardziej wyraziście. Tak jak niektórzy bardzo usilnie chcieli trzymać się dzieciństwa i latać z Piotrusiem Panem, tak on postanowił pływać z Kapitanem Hakiem. On przynajmniej widział życie takim, jakim jest i nie próbował nikogo mamić magicznym pyłem i nie oferował lot, by potem okazało się, że nie dla ciebie latanie. I spadasz ze skarpy. Dla ninja to powinno być właściwie przykazane, by czerpać z dzieciństwa, ile mogą, żeby tylko nacieszyć się niewinnością, dopóki ją posiadają i w sumie, z perspektywy czasu, żałował, że z tego nie skorzystał. Tak czy siak właśnie na tym to polega, na uczeniu się na błędach. Oto nasze życie. Jeśli jesteś mądry to uczysz się też na cudzych. Ale przed niektórymi rzeczami nikt i nic nie jest w stanie cię ustrzec. Dopóki sam tego nie zauważysz, zanim będzie za późno, albo dopóki nie uważasz, że to przecież dobry pomysł. Prawda była taka, że sam się zastanawiał, czy by jej nie pokochał, gdyby już mieszkali razem i zostali połączeni przed bogami. Może ona wiedziała, czuła, przecież kobiety słyną z intuicji! Cokolwiek to było - minęło. I jak zostało to ujęte - pozostał tylko żal. I złość Airan, ha! Na niesprawiedliwość, na ludzkie skurwysyństwo.
- Wybierasz rozsądek ponad wszystko. Ciekaw jestem, czy to już góra piramidy... bo mam wątpliwość, czy nie ściska i nie walczy ten rozsądek z jeszcze jednym przymiotem. - Rozciągnął kąciki ust w uśmiechu. Ach, no i tak siedzieli, przysłowiowo, o suchym pysku! A tak nie wypada! Hao w końcu się podniósł, by postawić czarki z powrotem na tackę jak i czajniczek. Przesunął długie, naprawdę - bardzo długie - pasma włosów za plecy i skierował się z tacką do kuchni. Za to akurat lubił ten dom - że kiedy siedziałeś w jednym jego punkcie to właściwie wszystko było na widoku. Przyzwyczaili się z Ikigaiem do tego, że słodkie, leniwe popuładnia nie musiały być okupione wstawaniem z poduchy, żeby zawołać do tego drugiego, żeby ciastko mu przyniósł z kuchni. Czy cokolwiek innego. Choć gdyby mieć rodzinę już mogło być to uciążliwe. Za dużo hałasu. Wystarczyło spojrzeć na krzykliwego Karoshiego, którego słychać było WSZĘDZIE, kiedy tylko dostawał napadu wścieklizny. Ale poza tymi chwilami wcale nie był głośnym dzieciakiem. - Masz ochotę na coś innego? - Zapytał dla formalności, bo może akurat czas na nowy smak..?
- Lubisz poezję, Airan? - Skoro już byli przy tym temacie... skoro już w sumie tyle o niej wspominali... i skoro teraz pojawiła się ta gra słów, to czemu by nie spytać? Niektórzy nie przyznawali się, że ją czytali, inni jej nie rozumieli, jeszcze innych śmieszyła. I w końcu byli ci, którzy ją kochali - jak Hao. Nie uważał się za wybitnego znawcę, nie pamiętał utworów na pamięć - może po za kilkoma, które w nią zapadły. Krótkimi i zwięzłymi. Uczucia były skomplikowane, często trudne do nazwania, opisania, często jeden rozumiał je tak, drugi śmak, jeden przeżywał tak, drugi inaczej. I weź się tutaj dogadaj. Ale po to mieli słowa i tkali nić porozumienia, żeby próbować dowiedzieć się jak najwięcej na ten konkretny temat. Niektórym w zrozumieniu tych emocji i świata poezja pomagała, a dla jeszcze innych stanowiła odskocznie. W każdym dziele można było znaleźć przekoloryzowania i przekłamania, jak i ziarnka prawdy. To była prawdziwa sztuka, by plew od ziaren oddzielić.
Jego ruchy delikatnie zwolniły, kiedy powiedziała o tym, że zbyt srogo ich ocenia. Tak? Tak jest? Tak było? Nawet cień się potoczył - po jego młodzieńczej, równie łagodnej twarzy, co łagodny był jego głos i charakter. Ale to trwało tylko krótka chwilę, nim ruch wrócił do swojej normy, a twarz do spokoju.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

To była prawda, niektórzy mieli w sobie zbyt wiele dumy, by potrafić się przyznać do błędu, albo do tego, że czas zweryfikował pewne rzeczy i że myślą już inaczej. Takie osoby powinny się wystrzegać słowa „nigdy” jak ognia, żeby się później nie okazało, że są niesłowne. Hibiki… sama nie wiedziała. Ale nie była tak pyszna i dumna, by nie potrafiła powiedzieć, że się myliła. Już od dawna była dorosła i mieszkała sama, pracowała na siebie sama, zaś samodzielna była jeszcze dłużej – wszystko przez tę cholerną ambicję, która zjadła jej dzieciństwo jak taki bardzo mały i lekki podwieczorek, o którym za godzinę w ogóle zapominasz, że był. Tak czy siak, jak bardzo nielubiła robić pod czyjeś dyktando, tak nie była buntowniczym dzieckiem, które nie potrafi przyznać, że się myliło. Przychodził moment refleksji i… potrafiła nawet przeprosić! Robiła to rzadko, to fakt, ale potrafiła. Wydawało jej się jednak, że niezbyt często mówi o tym, że „nigdy”. W jej życiu mało rzeczy było tak ostatecznych, by tak mówić. Kilka było, to jasne, ale nie miała tendencji do wyolbrzymiania i rozdmuchiwania spraw i problemów. Wolała działać cicho i sprawnie, szybko, a nie stać i panikować.
Wiadomo, czasami tego „nie” nie chciało się wcale słyszeć – ale to tez był objaw niedojrzałości emocjonalnej, uczuciowej i po prostu wszelakiej. Oszukiwanie samego siebie, choć masz sprawę jasną i prostą. Czasami naprawdę lepiej było odpuścić – tym bardziej, ze tego kwiatu jest pół światu. Nie ten, czy ta, to znajdzie się ktoś inny, zwłaszcza jak było się tak młodym i miało przed sobą w perspektywie całe życie. Może ta dziewczyna, rzeczywiście przeczuwała, że nic z tego nie będzie, dlatego się do tego posunęła… Tak czy siak jedno było dla czarnowłosej pewne: była kompletnie szalona i niestabilna. Niezdrowa. I uczyniła naprawdę wiele złego. Do pewnych rzeczy jednak rzeczywiście trzeba było dorosnąć. Doświadczyć, wyciągnąć wnioski… Szkoda tylko, że niektórzy musiei robić to tak bolesną drogą, a jeszcze niektórym się ona zamykała całkiem. Ale właśnie dlatego Airan uważała, że te całe małżeństwa w tak młodym wieku to straszna głupota, bo człowiek dorasta i zaczyna rozumieć, że coś tu się nie zgadza, coś nie pasuje… Potem było za późno. A potem z tego tworzyły się zdrady, niezgody, żal.
- Wiesz, trochę już przeżyłam i trochę już widziałam. Gdybym nie kierowała się głową, to już dawno nic by ze mnie nie zostało, tak się obawiam… - w tak niebezpiecznym miejscu jakim była pustynia nie można było tracić czujności, zmysły ciągle musiały być napięte, zwarte i gotowe, bo nie tylko ludzie lubili płatać figle, ale robiła to też ta nieujarzmiona natura. - Zdrapywaliby mnie ze ścian jak pewien architekt zdrapywał krew z malowideł i hieroglifów starej świątyni – jej ostatnia misja… Nadal nie rozumiała po co to wszystko było. Ten cały kult/sekta/coś tam, co dwóch gości stało na czatach w wejściu, zaatakowali ich wszystkim co mieli, a przy ołtarzu znaleźli tylko starą krew i zachlapane malunki. I żadnego śladu po kim innym, a w wiosce niedaleko mówili, że tam to jakieś diabły żyjo i inne cuda dziwy. Najwyraźniej strach miał wielkie oczy. - Ach tak, a niby z czym walczy, co? Proszę pana? – żartowniś cholerny! Aż założyła ręce na piersi i zmierzyła go wzrokiem, kiedy się podniósł i nachylił, by pozbierać czajniczek i czarki. Naprawdę miał długie włosy… Airan nie była pewna czy nie dłuższe od jej własnych, co u mężczyzn nie było tak częstym zjawiskiem. Nie to, by jej się to nie podobało – bo podobało, tym bardziej, że Hao był bardzo zadbany. - Wiele zależy od kontekstu – dodała jeszcze, tak jakby Yugen tego nie wiedział. Ale była pewna, że wiedział. Był bystry, musiał więc wyłapać, że Airan była bardzo obowiązkowa i próbowała to pogodzić z jakąś małą częścią własnej wolności, której broniła i strzegła… I tak oto była tutaj. Zostawiła tylko siostrze wiadomość dokąd się wybiera, ale nie pytała, czy może. Należało jej się to po tych miesiącach pracy na rzecz Unii i Maji.
Ten otwarty dom kojarzył jej się teraz bardzo dobrze. Czy rzeczywiście byłoby to uciążliwe, gdyby była tutaj rodzina? Trudno powiedzieć. Miała wrażenie, że teraz, gdy oni siedzieli w środku, a ninkeny bawiły się ze sobą jak dzieci na zewnątrz, to nawet miło hałasów Karoshiego, nie było to nijak uciążliwe. A przynajmniej jej nie przeszkadzało ani trochę, a należy zaznaczyć, że naprawdę nie była towarzyską bestią. Choć może to dlatego, że… była tutaj ile. Godzinę może? Nawet nie wiedziała ile czasu minęło, bo po prostu dobrze jej się go spędzało z Yugenem. Tak po prostu.
- Och, obojętnie mi. Może być to samo, a może być coś innego, jeśli ty masz ochotę – nie była pod tym względem wybredna i trudna w obsłudze, raczej spokojnie mogła się dopasować do sytuacji.
- Zabawne, że pytasz – czy lubiła poezję… Prawdę mówiąc, to tak, lubiła. Bywała piękna, poruszała serce – i choć wiele osób porównywało ją do Kirino, to ci, którzy znali je obie mogli spokojnie zauważyć, że ta młodsza ma łagodniejsze usposobienie, mimo tego, że na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Po tym, jak była dosadna też nie. Nie miała zbyt wiele czasu, by tę poezję czytać – i nie znała się na tym na tyle, by móc powiedzieć, że to czy tamto to chłam, albo dzieło sztuki, ale lubiła sobie poczytać. Tak jak lubiła śpiewać, choć robiła to do czterech ścian własnego domu – mówiłam to już? - Ale… tak. Lubię – lubiła i dlatego wiedziała, co w ogóle poeci piszą. Jak bardzo się mylą bądź nie. Widziała kontrast ich wyidealizowania w stosunku do tego, jaki był świat. Ale zawsze dobrze było pomarzyć, prawda? Byle tylko nie były to rzeczy nierealne. Ale może dlatego właśnie nie miała problemu ze słowami – była osobą dość oczytaną. I choć uczucia było nazwać niełatwo, to rzeczywiście chciała próbować. I była wdzięczna, ze Yugen też próbował. - A ty lubisz?
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Kierowanie się głową, rozsądkiem i rozumem doskonale wpasowywało się w obraz osoby, która zwyczajnie nie ma czasu na panikę. Nie wetkniesz jej w swój harmonogram nawet jeśli będziesz się bardzo starać. Brak dla niej miejsca. Nie jest wystarczająco fit, ta panika. No bywa. Jeśli nie lubisz dbać o własny wygląd, to chyba tylko Akimichi błogosławieni byli tym, że mogli jeść i siedzieć na tyłkach, ile chcieli! I to znów - pozory. Cały ten świat - jedno wielkie królestwo pozorów. Airan nie pasowała do osoby, która rzuciłaby się w wir wydarzeń i przy tym nawet chwili nie zastanowiła. Ale ludzie zadziwiają. Działanie pod wpływem impulsu nie było charakterystyczne dla chwili obecnej, ale mogło być jak najbardziej osiągalne w trakcie walki. Kiedy czasem działa instynkt zabij, albo zostaniesz zabity. Jak wyglądali oboje w trakcie walki - wiedzieli. Wiele się zmieniło od tego czasu, ale zazwyczaj walka człowieka zmianie nie ulega. Wtedy byli zupełnie przyparci pod ścianę. Walczyli o przetrwanie - o nic więcej. Teraz mogliby sobie tak naprawde pokazać coś zupełnie nowego. Ale Yugenowi teraz nie w głowie było ciągnięcie Maji na jakiekolwiek wycieczki krajoznawcze w celu pochwalenia się, jak wiele się rozwinęli od tamtego czasu i jak polepszyły się ich ruchy. Za to był bardzo chętny do zabawy, do której sama właściwie zaprosiła. "Zabawy" - ponieważ prezentacja pewnych umiejętności niby zabawą nie była. Niby.
- Hahaha..! Airan... - Właściwie to nie wiedział, czy się śmiać, czy uważać to za tragiczne - bo trochę niepewne były te słowa, które wypowiedziała. Przekaz prosty, ale znaczenie? To, co kryło się w nich? Było upiorne i ponure. A oni sobie tutaj z tego żartowali i się śmiali. To było naprawdę niepoprawne, ale o tym już zdążyli sobie powiedzieć. Hao musiał na moment przerwać robienie herbaty i przysłonił usta dłonią w tym wybuchu śmiechu, który go dorwał. W który złapała go Airan. Podążył za tą myślą w nieco spowolnionym tempie jak na siebie samego, do tego, co opowiadała o światyni, chłopaku, tak puzzel do puzzelka, a nie było tutaj przecież nawet wiele do łączenia. Obraz układał się sam w całość. Załapał, co miała na myśli. Aż za dobrze. Cokolwiek wydarzyło się w trakcie tamtej walki i tej sytuacji, to ten żarcik odmalował bardzo dobrze znaczenie tamtej potyczki, która musiała się rozegrać. Albo pułapki, która się tam znajdowała. Bo to przecież też mogło być to. - To prawda, masz wiele już doświadczenia jako shinobi. Podziwiam twoje oddanie i silną wolę. - Malownicze porównanie kruczowłosej już pozostawił, wystarczająco już wstrząsnęło jego sylwetką prowokując śmiech. Ciągle gdzieś się jeszcze błąkał, kiedy mówił, pokręcił nawet lekko głową, unosząc brwi w niedowierzaniu tego, co przyszło mu usłyszeć. Bez żadnej krytyki - bo to, co powiedziała, było odniesieniem do bardzo wielu wydarzeń z życia każdego shinobi. Gdybyś się nie zastanowił - byłbyś już martwi. Tylko wyciąć kwestię hieroglifów i archeologów. - Opowiesz mi dokładniej o tej misji? Rozumiem ogół ze szczątkowych informacji, ale mnie teraz zaintrygowałaś. - Bicie bandziorów i rantowanie dzieciaka jedno. Wszystko rozsmarowane wszędzie - drugie. I tym bardziej, kiedy wspomniała, że tak naprawdę własny umysł ją ustrzegł przed jakąś opresją. Chyba że źle zinterpretował to, co powiedziała i w gruncie rzeczy nie było to wcale nawiązanie do tego, o czym opowiadała już wcześniej. - Myśli Pani, że mężczyźnie wypada od razu wykładać wszystkie karty na stół? Możemy się potargować. - Oparł się o blat w kuchni, ręce dość szeroko, pochylił nieco, wyciągnął jeden kącik ust w górę i delikatnie przymknął powieki. Przypominał teraz leniwą czarną panterę, która widzi, że wszedłeś do jej dżungli, ale była spokojna. A ty się zastanawiałeś, na jak długo spokojna i jak ostrożne ruchy musisz robić, żeby ta spokój zachowała. Rzecz jasna dla Airan nie było to wcale nic strasznego - bo nie było tutaj między nimi niepokojów, sytuacji wymagającej tego, by napinać mięśnie, gotowości do boju czy walczenia o swoje. Tak jak i Hao starał się, żeby poczuła się naprawdę swobodnie, nawet jeśli nie mógł sprawić, by czuła się w pełni jak u siebie. Wynikało to z prostej sprawy - klimat wokół był kompletnie inny. Inne budownictwo, powietrze, zapachy, WSZYSTKO. - Oczywiście. Nie szufladkujemy. - Powiedział jeszcze z tym smirkiem, cofając swoje ręce, by zdjąć z niej spojrzenie i znów słychać było stukanie porcelany, kiedy otwierał słoiczki, kiedy czyścił czajniczek, kiedy znów buchnęło ciepło i dym poleciał kominem, bo należało zagotować znów wodę.
Zazwyczaj w nowych miejscach, które były przyjazne, nie odczuwało się jego faktycznych niewygód. Jak to, że przyzwyczajonemu do ciszy Hao jednak już przeszkadzał trochę tak żywy, młody szczeniak. Nie przeszkadzał w sensie, że zmieniały się jego odczucia! Skądże! W ten ludzki sposób, gdzie męczy cię hałas. Na szczęście pora roku, miniona zima, sprawiała, że można było tę dwójkę puścić na dwór i mieć chwilę spokoju. Szczeki małego naprawdę niosły się wszędzie. A jak było już mówione - Hao był cierpliwy, ale do czasu. Nawet Ikigai nie lubił, kiedy Hao wychodził ze strefy komfortu i wchodził do strefy, kiedy zaczynał być zwyczajnie strasznym człowiekiem, który nagle tracił delikatność i przyciskał do ściany.
- Zabawne? Dlaczego? Co w tym zabawnego? - I pytał całkiem poważnie, bo on niczego zabawnego w tym akurat nie widział. Więc i zaciekawiła go, czy może miało to cokolwiek wspólnego z jakąś jej przygodą, rozmową, czy też osobą, która przyszła jej na myśl, kiedy pytanie zadał. A może bawiło ją to, ponieważ sprawiała takie, a nie inne wrażenie? I przez to ludzie odbierali ją tak, a nie inaczej? - Bardzo. Choć wolę muzykę. - Wskazał gestem na stojący instrument przy ścianie tuż przy wyjściu na ogród. - Ikigai czasem marudzi, że gdyby nie moja miłość do sztuk pięknych, moglibyśmy już sięgnąć po rolę lidera. - Uśmiechnął się, zamykając przy tym oczy.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Coś w tym właśnie było – ten brak czasu na panikę. Bo tak się śmiesznie składało, że Airan miała mało czasu na cokolwiek i to w dużej mierze z własnego wyboru. Ambicja, widzisz, nie zmalała – kierowała nią nadal. Doskonale wiedziała, że już dawno przebiła poziom Sentokiego, ale tak to już było: musiała pokazać, że stać ją na więcej. Że nie jest tylko siostrą, ale przede wszystkim oddaną sprawie kunoichi. To miało też inne zalety – psychologiczne. Przedstawiała się jako Akoraito i ludzie brali ją za Akoraito… A później było zdziwienie. Więc zwykle przydzielano ją do nieco bardziej… newralgicznych misji. Airan rzeczywiście w trakcie walki potrafiła działać instynktownie i nie myśleć tak logicznie jak na co dzień, ale najczęściej, a przynajmniej ostatnimi razy, po prostu się ze swoimi przeciwnikami bawiła, jak dorodna kicia na polowaniu. Nie, żeby zamęczyć i doprowadzać do długiej agonii, tylko po prostu nawet nie pokazywała szczytu swoich możliwości. Jej sposób walki jednak mocno się zmienił od czasu, kiedy walczyła ramię w ramię z Yugenem – nie mówiąc o możliwościach zabawy z broniami, to miała do dyspozycji coś jeszcze, co wtedy raptem tylko raczkowało i nie bardzo mogła na tym polegać. A przynajmniej nie w sytuacji, kiedy jej opanowanie Fuinjutsu było na poziomie… nie istniejącym. Ale zastanawiała się jak wiele zmieniło się u Yugena, co teraz potrafi, czy doprowadził ruchy do perfekcji…
- No co? – ten się śmiał jak głupi, a ona tu prawie naburmuszona… ale prawie! Bo wcale nie była zła. Ale co go tak bawiło? Sposób w jaki mówiła? Jak bardzo obrazowych porównań stosowała, takich, które na pewno działały na wyobraźnię i jednocześnie były dosadne w swojej prostocie? Chyba miała w sobie coś z poetyckości – zamiast powiedzieć, że byłaby martwa, to ujęła to w taki, a nie inny sposób… Przymrużyła fiołkowe oczy i wtedy można było widzieć, że sama jest rozbawiona, bo ten głośny śmiech Yugena był po prostu zaraźliwy. Powinieneś się częściej śmiać, wiesz? Świat wtedy też byłby milszym miejscem. - Są takie obrazy w głowie, które nie pozwalają, by wola stawała się słaba. A doświadczenie przychodzi z wiekiem – wiekiem aktywności zawodowej rzecz jasna, a ta u Airan zaczęła się dość wcześnie. I była pewna, że Yugen był równie oddany swojemu klanowi. - Podejrzewam, że u ciebie jest podobnie – i tak, było co podziwiać, bo nie każdy był tak oddany, to był fakt. To było coś godne szacunku. - Och jasne, ale o której? O hieroglifach? Bo tę o okradzionym grobowcu tak z grubsza ci przedstawiłam – Yugen po prostu źle zrozumiał, bo w obu występowały mistyczne ruiny starej świątyni, tyle, że w każdej z nich inne. Można się było pogubić, ale Hibiki już w sumie stwierdziła wcześniej, że na pustyni jest tego zadziwiająco dużo i równie zadziwiająco często są to kryjówki bandytów… Ta krawędź zaczynała się robić zwyczajnie nudna i oklepana. - Miałam eskortować ważnego architekta do ruin świątyni kilka dni drogi z Kinkotsu przez pustynię, bo chciał sobie pooglądać obrazki na ścianach, a jego współpracownika jacyś bandyci pogonili. Już pomijam to, że ten architekt to był na wszystko przygotowany jak żółtodziób na pierwszą misję, chociaż z jego słów wynikało, że to nie pierwszy raz. I wiesz, najpierw to w ogóle chciał iść tam na nogach, przez pustynię, kilka dni, no oszalał. Ale dobrze, wzięliśmy wielbłądy. Więc miał oglądać te swoje hieroglify i nawet pochodni ze sobą nie zabrał. Jedyne co miał to jakieś wyszywane ciuchy by błyszczeć i zbierać uwagę, i wór tandetnych tekstów na podryw – Airan po prostu pokręciła głową, wyraźnie zażenowana. - Co tam jeszcze… Aha, niedaleko od tej świątyni była wioska, którą nękali bandyci, coś tam gadał pan mości ważny architekt o demonach… Nie wiem – ze słów Airan wyraźnie można było wyczytać jej brak szacunku do jegomościa, którego przyszło jej eskortować. - Dojechaliśmy w końcu do tych ruin, oczywiście bez światła, bo pan od hieroglifów myślał, że skoro jestem eskortą, to będę też tragarzem. Ale to nic, wchodzimy do środka, idziemy korytarzem, uważamy na ewentualne pułapki, a tam na końcu stoi dwóch gości. I jeden do drugiego, że ALE TO BĘDĄ SUPER OFIARY i atakują. Wtedy się okazało, że architekt co to potrzebował eskorty to w sumie Sabaku, o czym nie raczył mnie poinformować, a później jeszcze miał pretensje, że mu przyblokowałam jego piach, o którym nie miałam pojęcia. No i co. No i ci co atakowali, to zaraz przestali atakować. Więc idziemy dalej, doszliśmy do jakiejś sali tronowej? Ołtarzowej? No coś w ten deseń. Po drodze Momoshiki jeszcze się potknął o pochodnię, przysięgam, więcej szczęścia niż rozumu… No i tyle w sumie. Pooglądał sobie obrazki i stare napisy w tej komnacie, a cała była zabryzgana krwią. To chyba jakiś dziwny kult był, ale na nikogo więcej się nie natknęliśmy, więc trudno mi powiedzieć. No i po wszystkim pan co potrzebował eskorty uznał, ze on to jeszcze gdzieś musi jechać i że dziękuje za towarzystwo, a ja z ulgą wróciłam sama do Kinkotsu. Koniec – ależ pasjonująca opowieść. W głowie Airan nie była pasjonująca ani trochę, widać za to było po kobiecie pewną dozę irytacji – nie na Yugena i na to, że mu to opowiadała, a raczej na to o czym opowiadała. Na nierozgarniętość osoby, z którą przyszło jej pracować, czy raczej dla kogo przyszło pracować. Pan co chciał eskorty… jak dla niej, to szukał ładnego towarzystwa, a kiedy usłyszał, że ta niezła laska to siostra samej Shirei-kan, to nie dziwne, że coś sobie umyślił. Cokolwiek to było – nic nie ugrał, bo Airan nawet nie chciała się napić więcej niż kieliszek wina po drodze w karczmie. - Właściwie to dwa dni po powrocie wyruszyłam tutaj – dodała jeszcze, więc to była ostatnia misja, jaką wykonała i wszyscy bogowie jej świadkiem, ta misja to była kropka nad i, po której naprawdę potrzebowała odpocząć. Potem jeszcze wypuściła powietrze przez usta, odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho i… zapatrzyła się na Yugena, który teraz to w ogóle przybrał bardzo wyzywającą pozę. Och tak? To tak się bawimy? - Nie wiem czy wypada, ale niektórzy twierdzą, że kobiecie na pewno nie wypada tak od razu, proszę pana – no cholera wredna! Ale to dobrze, widać było, że on czuje się przy niej właśnie swobodnie, że nie jest przytłoczony jej osobą – nawet jeśli był na swoim terenie to różnie bywało. - Hmmm… Możemy się potargować – o, to było dopiero swojskie! W Atsui to chyba wszędzie się trzeba było targować o wszystko, tak dla sportu. - A jaka jest cena wyjściowa? – nawet usiadła bardziej prosto, nogi skrzyżowała, wygładziła spódnicę, która musiała teraz odsłaniać kawałki jej nóg. Smirk został zauważony i zanotowany – kiwnięciem głowy.
- Zabawne, bo jakoś nikt mnie nie łączy z czytaniem poezji – czarny diabeł w postaci pięknej kobiety, który przemykał ulicami Kinkotsu był niepozorny – jak każdy Maji, ale ktoś kto operował taką kupą żelastwa, która nieodłącznie łączyła się z krwią, na pewno nie mógł się zaczytywać w poezji. Nawet jeśli twarz tej kobiety była tak delikatna, łagodna, tak… niezwykła. A jednak. - Też wolę muzykę – ale to też było zabawne, tylko w zupełnie inny sposób: że właściwie sporo ich łączyło, o czym nie miała wcześniej pojęcia. Powiodła wzrokiem za kierunkiem, który wskazał, do tych instrumentów, które stały w kącie. - To ogromna odpowiedzialność… Rola lidera.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Psychologiczne zalety! Brzmi bardzo dumnie, prawda? I słusznie - bo to naprawdę była jedna z najlepszych zalet, jaką ninja mógł posiadać. Większość wojowników, nie oszukujmy się, odpadała właśnie przez psychikę. Niektórzy, jak to malowniczo zostało ujęte, przez to, że się zawahali, albo nie potrafili podjąć trudnej decyzji, bądź też podejmowali ją zbyt wolno. Inni dlatego, że bolało ich serce. Bolało tak bardzo, że każdy kolejny mord okazywał się czarą goryczy - napełniali nią krew, w końcu się przelewała... niektórzy wtedy stosowali ucieczkę, o której sama wspomniałaś. Taką, po której już niczym się nie musisz przejmować. Może tylko tym, żebyś się, jako tchórz, nie odrodził w roli myszy, która tylko przed takim kotkiem lubiącym się bawić jedzeniem będzie uciekała. Jeszcze inni odpadali przez zmęczenie. I to głównie psychiczne - nie fizyczne. Fizyczne wykraczało zazwyczaj poza to, co ninja mógł kontrolować. Zazwyczaj - mówiąc o takich przypadkach, w których wykorzystujesz wszystkie swoje możliwości i kompetencje, ale zdarza się coś, co nazywaliśmy chaosem. Jakaś zmienna, która sprawiała, że to po prostu się nie mogło udać. Przypadek. Zaplanowana przez bóstwa pułapka, która miała cię sprowadzić właśnie do tego miejsca, w którym byłeś. Utrata oczu, kończyn - Yugen sobie to wyobrażał nie raz. I widział inwalidów wojennych, którym pozostało już tylko puste spojrzenie, kiedy ich marzenia się rozpryskiwały i nie byli w stanie już niczego dokonać. Byli utrzymankami państwa, mieli wszystko, czego potrzebowali. Tylko nie mieli już samych siebie. I tak - to, że potrafisz myśleć i że potrafisz chronić swoje cenne emocje było bezcenne. Chroniło cię przed najbardziej niszczącymi ciosami, jakie tylko na człowieka mogły spaść. Chakra sprawiała, że człowiek wykształcał swój własny system obrony. Człowiek mógł się dopasować do tego, jaki limit krwi odziedziczył, albo jakie miał zdolności. Mógł wyruszyć na poszukiwanie takich jutsu, które uzupełnią jego możliwości. Lecz umysł? Charakter? To pozostaje. Można nad nim pracować, starać się go zmienić, ułożyć pod swoją rękę. Głaskać z włosem, albo właśnie pod włos. Ale widział ktoś, by kiedykolwiek włos zaczął przez to rosnąć w drugą stronę? Dlatego jedni byli prawdziwymi geniuszami tego świata, a innym pozostawało być. Starać się przewlekać między nogami i przechodzić między wytyczonymi przeszkodami, nie podejmując się ich pokonywania, żeby żyć jak najdłużej. Hao nikogo nie dyskryminował. Nie uważał, że człowiek to zwierzę - a skoro jesteśmy gatunkiem bardziej rozwiniętym, to tak powinniśmy się zachowywać. Pomagać słabszym i tym, którzy nie potrafią sobie poradzić sami. Chronić i dbać. Dlatego tworzyliśmy społeczeństwo.
- Bardzo mnie bawią twoje żarty. - Chociaż właściwie tamto to było pół-żartem, pół-serio. Człowiek, kiedy się śmiał, stwarzał wokół siebie jakąś aurę, która sprawiała, że często nie tylko samego siebie podnosił na duchu, ale też wszystkim wokół. Za to nie przyszłoby ci do głowy, że Airan się śmiała właściwie - z tobą. Dlatego, że sam się śmiałeś. Dlatego, że ta kobieta, potrafiąca właśnie tak dosadnie wszystko ująć i jeszcze przy tym przekląć, by tylko zyskać na kolorach wypowiedzi, może się bawić słowami jak malarz pędzlem. O dziwo to doskonale do niej pasowało. Do tej kobiety, o której można było mówić, że jest delikatna - ale zewnętrznie. Jej złożone emocje, poukładane równo, czasem przygnębiające i rozdmuchiwane, gdy robił się nieporządek, sprawiały, że w swoim wnętrzu też miała tę delikatną łagodność, jaka widoczna była w jej kształtach, rysach. Choć ubierała się też tak, że Hao miał wrażenie, że przegapienie jej w tłumie było zupełnie niemożliwe. Kompletne przeciwieństwo jego samego. Tak, byli sobie obcy. Wymienili mnóstwo listów, sporo zdążyli sobie opowiedzieć i się o sobie też dowiedzieć. Ale tak jak mówiłaś - pisać do kogoś, a spotkać go? Kiedy nawet nie jesteś pewny, jak wygląda? Na ile się zmieniła? Co się zmieniło? I jakie to w ogóle będzie wrażenie? Napisać można wszystko - a powiedzieć? Może być tak, że dobrze ci się z kimś pisze, ale rozmawia już tragicznie. Tutaj było coś zupełnie innego. Hao czuł się wręcz swobodniej niż stawiając słowa na papierze. - Przeżycia hartują, ale wielu też łamią. Od człowieka zależy, czy naprawione złamanie stanie się bardziej odporne na obrażenia, czy będzie pękało przy każdym potknięciu. - Rozmawiali już tutaj o sztuce iryojutsu i o jej skomplikowaniu. Tutaj chodziło o ten drugi rodzaj złamania - mentalny. Najgorszy. Wszystko niemal da się odzyskać w dzisiejszych czasach. Jeśli nie naturalnie, byli Ayatsuri, którzy słynęli ze swoich wynalazków. A teraz, jak Airan wspomniała o tych lalkach to już w ogóle. Ale jak to było u niego samego? ... nie był pewien. W niektórych miejscach stwardnienie stawało się takie mocne, że aż przeszkadzało się ruszać. I ciągle pompowało i pompowało ten jego ogień, którego sam się obawiał. I który bardzo mocno chciał kontrolować. Gdzieś za to stawał się bardziej miękki i aż go czasem przechylało. I nie wiedział nawet, w jakim punkcie się znajduje. Czy więc zasługiwał na to, żeby mówić, że było podobnie? Nie był taki pewien. - Hmm... ciężko jest zachować balans. Jak zaś pewnie zauważyłaś, bardzo sobie go cenię. Ten balans. - Podniósł na moment głowę, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Nie tylko balans w sobie, ale balans całego świata. Upodabniający życie człowieka do Matki Natury, której wszyscy byliśmy dziećmi.
- O... oh. - Właściwie tyle tylko wydobyło się z ust Yugena, kiedy Airan skończyła opowiadać. Aż zamarł w tej kuchni, spoglądając na swoją rozmówczynię teraz z lekko uniesionymi brwiami i tak niewinnym wyrazem zdumienia na twarzy, że wyglądał teraz jak nietknięte złem tego świata dziecko, które szuka prawdy o świecie u swojego opiekuna. A przynajmniej taki miał wyraz twarzy. Bo naprawdę - zabrakło mu słów, a jego umysł chyba... nie, nie chyba - jego umysł nie potrafił tej opowieści umieścić... gdziekolwiek. Jakkolwiek jej zakwalifikować. Nie potrafił jej zrozumieć. Otrząsnął się po paru chwilach i odchrząknął. - Cóż... ja... nie bardzo wiem, co powiedzieć. - Przyznał w końcu bez pardonu, a to było spore osiągnięcie! Żeby ogłupić Hao na tyle, że jego mózg się nagle wyłączał i nie potrafił niczego sensownego wydukać. - To bardzo... specyficzna przygoda. - Właściwie to niby było do niej milion pytań, ale to brzmiało tak absurdalnie, że żadne pytanie nie wydawało się odpowiednie.
- A ile są dla Pani warte moje myśli? - Wyciągnął jeszcze bardziej kącik ust w górę, odciągając od niej spojrzenie, żeby nalać do czajniczka ugotowanej wody, postawić nowe czarki i zanieść je na stół. Razem z nalanym mlekiem do osobnego naczynia i miodem w małej miseczce. - Proszę. Jeśli ci nie zasmakuje, zaparzę ci białą. Nie wiem, czy miałaś okazję kiedyś pić naszą czarną herbatę z mlekiem i miodem. Jest bardzo dobra. Schłodzone mleko pozwala ją pić prawie od razu. - Wiedział, że wiele rzeczy gotuje się na mleku na pustyni, chociaż nigdy nie miał okazji ich specjałów wypróbować. Nie było go na pustyni - nie tak bezpośrednio.
- Nie wiem, dlaczego. Sama jesteś jak malowany obraz. Dla wielu artystów mogłabyś się stać muzą dzięki samej swojej obecności. - Hao nie rzucał komplementów na prawo i lewo, ale to trzeba było przyznać - Airan była po prostu piękna. I miała też charakter, który na pewno poruszyłby bardzo wiele serc w ten sposób, że chcieliby dla niej - i o niej - i przy niej - tworzyć poematy i malować ją. - Haha, więc mogę podbić stawkę pertraktacji. Jeśli cena będzie satysfakcjonująca, to ci coś zagram. - Uśmiechnął się ciepło. - To prawda. Żyję z myślą, że kiedyś ją obejmę. Choć wcale jej nie pragnę.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Ogólnie wiesz co jest najlepszą zaletą? Nie wygląd, chociaż on potrafił być naprawdę miłym dodatkiem, a właśnie to, co miało się w głowie, umyśle, chakaterze. To właśnie to pociągało najbardziej, a przynajmniej Airan – rozmowa, w której się można było zatopić z rozmówcą na poziomie takim, który prowokował ciągnięcie w górę, a nie nudny spadek. Iluż to takich było, że myśleli, że są bystrzy, że rzucają jakąś celną uwagą, a w gruncie rzezy okazywało się że zupełnie nie – a przynajmniej nie dla ciebie. Nie stymulowali, tylko nawet się w rozmowie nie gimnastykowałeś, ot, była. Była i zaraz o niej zapomnisz, może prócz wrażenia, że była naprawdę kiepska. Jak tamten architekt, którego wspomnienie doprowadzało Airan do irytacji. Yugen taki nie był – był jego zupełną odwrotnością. Była w stanie się odprężyć i wyluzować i jednocześnie czuć, że ta rozmowa ma jakikolwiek sens i nawet znajdzie się jakaś odpowiednia puenta. Co najzabawniejsze dla samej Airan, czuła, że mogłaby tu tak siedzieć i do nocy, a potem nawet i do ranka i wcale nie miałaby dość i nie czułaby się znudzona, tylko pewnie jej organizm by na nią krzyczał za takie traktowanie. A umówmy się – nie z każdym można było i chciało się siedzieć do rana.
To chyba było to – że widziało się czasami zbyt wiele i psychika zwyczajnie miała dość. Miało się dość. Chciało się te obrazy wymazać. Nie czuć już nic. Brak kończyn… Rzeczywiście, problematyczna sprawa, ale w Unii… W Unii oferowali swoim ludziom protezy w miejsce tych utraconych kończyn. Brak oczu rzeczywiście mógł być problemem… Ale ile to razy oczy trzeba było zamknąć, by kierować się choćby słuchem? Już to mówiliśmy – człowiek był mistrzem dostosowywania się. I do tego też mógł przywyknąć… Jakoś sobie radzić.
- W takim razie się cieszę, że sprawiam ci radość – miała wrażenie, że ta młoda twarz nieczęsto się tak głośno śmieje jak zrobił to przed chwilą. Nawet jeśli do końca nie żartowała… to cieszyła się, że jej obrazowe opisy potrafiły się do czegoś przydać. Że jej osoba i obecność sprawiała mu jakąkolwiek radość – bo przecież mogło być różnie. Mogła mu nie podpasować. I on jej też mógł, dlatego wtedy podała bezpieczną odpowiedź, że w razie jakby co to może sobie ogarnąć miejsce w ryokanie, żaden problem – ale też nie chciała, by jego starania poszły na marne. Ale do tego to jeszcze trochę… Jeszcze trochę tego dnia trzeba było zrobić nim można było w ogóle myśleć o pójściu spać. - Chyba wiele zależy od determinacji i zdecydowania. I od tego co właściwie się widziało i przeżyło. Czy coś chce się z tym zrobić, czy zupełnie nic – Airan chciała. Chciała nie być słaba, chciała, gdyby kiedyś zawsza taka potrzeba, móc pomóc, a nie tylko być osłaniana. Chciała mieć możliwości by zapobiec takim masakrom jakie widziała na własne oczy – miała wiele marzeń, a te wcale nie były takie łatwe, choć były proste w swej naturze i strukturze. - I łatwo i trudno zarazem – to była przewrotność, ale tak. Łatwo i trudno, a pośrodku… równowaga. - Klucz to chyba w każdej trudnej sytuacji znalezienie motywacji, by się poprawić. Żeby następnym razem było lepiej. Żeby w ogóle był następny raz… - no i umiejętność wyciągania wniosków – nie każdy posiadł tę trudną umiejętność.
- Rzadko mi się zdarza pouczać moich zleceniodawców, ale tym razem się nie powstrzymałam – oparła bok głowy na palcach dłoni i tak podparła się na stole, spoglądając przed siebie na kuchnię i na totalnie wybitego ze wszystkiego Yugena. Nie martw się, Hao, Airan też długi czas nie wiedziała jak ugryźć tę głupią sprawę, bo była właśnie taka – idiotyczna i pozbawiona sensu. Ale i takie misje się trafiają. - Przynajmniej zapłacił, chociaż liczyłam się z tym, że tego nie zrobi. Ale mi życie jest miłe i nie lubię tak głupio ryzykować. Czyli zupełne przeciwieństwo tego architekta, bo ten to wszędzie widział coś śmiesznego i chyba miał to za jakąś zabawę – Airan się wtedy dobrze nie bawiła. Chciała wrócić do domu w jednym kawałku, a później wyruszyć i spotkać się z Yugenem. Zobaczyć szczenię ninkena… I cholera jasna, było warto! Tylko tamten gość nie był nic wart. Pozjadał wszystkie rozumy, nadęta kopia legendarnego Ichirou i… i tyle. Airan cieszyła się cholernie, że miała to za sobą. - Ano… I takie się czasami trafiają. Nazywam to po prostu pechem – no bo jak to inaczej w ogóle określić?
- Są bezcenne – Airan nie najlepiej dogadywała się z ludźmi, unikała ich, więc te kilka bliższych osób po prostu było dla niej bezcennych. Te znajomości chciała pielęgnować i czy by to sprzedała? Nie. Więc i jego myśli były bezcenne – i pewnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. - I co teraz, proszę pana, hm? – w sumie nie wiedziała o co jej chodziło z tym „panem”, ale weszło, przyjęło się i… o. I przestała też siedzieć krzywo, kiedy znowu był przy stoliku. - A co ma mi nie smakować. Herbata z mlekiem? Nic lepiej nie ochładza w gorące dni i nic lepiej nie rozgrzewa w mroźne noce. My jeszcze dodajemy przyprawy – słyszała, że na wschodzie nie pija się herbaty z mlekiem, ale teraz, gdy widziała jednak, że Yugen jej takowe podstawił pod nos, to tylko się uśmiechnęła. Miód i mleko – dobre połączenie z herbatą. Oni jednak rzeczywiście bardziej to doprawiali.
- Och… Dziękuję. Bardzo mi miło, że tak myślisz – brakowało jeszcze tylko, by się zarumieniła, ale Yugen bardziej ją zaskoczył tym komplementem. Uśmiechnęła się pod nosem. - Myślę jednak, że tam, skąd pochodzę, zbyt mocno jestem porównywana do tej drugiej to nie tak, że nie zwracano na nią uwagę. Zwracano. Ale prędzej czy później zawsze padało „ale jesteś podobna do Kirino”, albo „a jednak różnisz się od Kirino”, albo Kirino to, Kirino tamto. Mało kto parzył na nią jak na nią, bez porównania do starszej siostry. Trudno było kogokolwiek dziwić, natomiast to sprawiało dość mocno, że Airan mimo świadomości swojej urody, w wielu momentach nie brała jej do końca pod uwagę. - No nadal ty nie podałeś ceny. Ale chętnie posłucham – to było wszystko miłe, naprawdę. Miała na to nadzieję, ale nie spodziewała się, że to spotkanie wyjdzie tak. - „Wielki człowiek nie szuka przywództwa, samo je znajduje”, tak kiedyś przeczytałam – więc gotował się na to. Miał nadzieję, że ludzie przyjmą go pomimo plotek, degradacji i tego wszystkiego co się stało. Warto było mieć nadzieję – Airan uśmiechnęła się, równie ciepło co Yugen przed momentem. Ona nie żyła z myślą, że kiedyś zajmie miejsce siostry, było to bardzo wątpliwe. I równie mocno nie na rękę.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

O tak, uroda przemija, ale serce i rozum pozostają. Dopiero kiedy jesteś naprawdę, naprawdę stary potrafił szwankować. Zapominałeś szczegóły, chorowałeś - wiele niepokojących rzeczy działo się ze starcami. Dlatego to był najbardziej ponury okres w życiu człowieka. I był też strasznym okresem dla bliskich, którzy zastanawiali się, kiedy w końcu ich zabraknie. Yugen nie poznał swoich dziadków. Byli ninja - zmarli jako ninja. Rodzice jego matki. Ojca nie znał wcale. Matka nie lubiła o nim mówić i wspominać, a on nie chciał jej pytać, choć... był ciekaw. Czasami zastanawiał się, czy nie poszukać, ale wtedy zatrzymywał się na pytaniu - gdzie szukać? Gdzie zacząć? Od czego zacząć? Sogeńczyk - dobrze. Gdyby udało się odkopać imię i nazwisko tego człowieka... może wtedy..? Ale znów - to wymagałoby pytań. Dla ninja wiele rzeczy jest dostępnych i możliwych, jeśli tylko tego chcieli. Lecz tak, umysł pozostawał. Zawsze twój i zawsze - bezcenny, jak słusznie Airan już to ujęła. Nie dało się wycenić myśli, a skoro tak to pokazywało, że największym bogactwem tego świata były nie pieniądze, a wiedza właśnie. Ciężko było ci się wypowiadać na temat pieniądza. Pod tym względem ceniłeś wygodne życie i w tym niczego ci nie brakowało. Nigdy też nie istniało faktycznie zapotrzebowanie na ten pieniądz, by dostać to, czego się pragnęło. Miał wszystko. I nie pragnął też cudów. Na wszystko miał ot - odpowiednią ilość. i nawet taką, by odłożyć na tą czarną godzinę uszczuploną o to życie w zamknięciu przez kawałek czasu. Chyba z tego wszystkiego to zastój najbardziej go zabił i pokonał.
Masz całkowitą rację - nieczęsto się śmiał, a już na pewno nie w taki sposób. To przez to stonowanie. Wiele rzeczy cieszyło, było miłych, ale Yugen sam uważał, że jego poczucie humoru jest raczej nieprzystępne dla ludzi. Przez to tez był różnie odbierany. czasem powiedziało się coś, co miało być żartem, a okazywało się, że nikogo to nie bawiło. I źle rozumieli. Strzelali dziwne miny i należało tłumaczyć, że to żart. Jak ostatnio chociażby Uindi współpracujący bezpośrednio Shirei-kanem.
- Lubię powiedzenie, że chcieć oznacza móc. Mimochodem o tym wspomnę, chociaż wiem, że mówiłem, że wolę nie poruszać tego tematu, ale to wpasowuje się w wiarę, że człowiek sam kształtuje swoją drogę. Co jeśli ktoś chce, ale nie może? - Takich przypadków nie było wcale dużo. Ludzie, zupełnie jak z tym słowem "nigdy", mówili często "nie mogę" w znaczeniu "nie chcę". "Nie mam czasu" w zrozumieniu "nie chcę znaleźć czasu". Wszystko to po prostu o wiele lepiej brzmiało dla odbiorcy - o wiele przystępniej, bo nie powoływałeś się na własne chęci czy niechęci, tylko na to, że o la boga - masz tyle obowiązków. Ludzie lubili tworzyć taką otoczkę, która będzie przystępniejsza dla otoczenia, a która właściwie nie była kłamstwem. Można to było nazwać koloryzacją. - Wyciągasz bardzo ponure aspekty człowieka na wierzch. Aż tak ciąży ci ludzka niemoc na barkach? - Znów można było wspomnieć, że mógł źle zinterpretować to co widział i słyszał, ale akurat nie wstydził się i nie miał oporów, by dłońmi delikatnie badać grunt. Żeby wysunąć ciekawość i podać swoją tezę, by sprawdzić ją z rzeczywistością. Hao przede wszystkim nie bał się mylić i przyznawać do błędów. Nie było w nich niczego złego. To też przecież rzecz ludzka - mylić się.
- Nigdy nie znalazłem się w sytuacji, w której miałbym styczność z takim człowiekiem. Niepokojące... - Czy taki człowiek zasługuje na życie? Narażał innych. Sam był nieodpowiedzialny. Kosztem swojego hobby gotów był się bawić innymi i sobą włącznie - nie szanował więc ludzkiego życia i nie dostrzegał jego wagi. Nie rozumiał też pewnie, jakim darem życie człowieka było. Właściwie mógł powiedzieć, że współczuł jej, że w ogóle musiała się z kimś takim użerać. - Takie osoby są nieobliczalne. Zagrażają sobie i otoczeniu. - Pokręcił lekko głową. Niestety nieodpowiedzialnych ludzi na tym świecie było wiele. I nawet to nie problem, że potrafili nie dbać o swoje mienie, nie dbać odpowiednio o rodziny, które sami założyli czy cokolwiek w tym guście. Chodziło o kłopot, w którym ich niedbalstwo narażało innych. To właśnie takie historie wyciągały cienie jego myśli. Ilu ludzi możesz zabić dla pokoju i to usprawiedliwić? Było tylko jedno przekleństwo, które Hao wypowiedział w swoim życiu i było to przy okazji przegadanej spawy Hotaru. Ba! Na rozprawie, na której był winny. Na szczęście skończyło się tylko na areszcie domowym. Brak dowodów, ale i okoliczności łagodzące, ach... Sporo osób wierzyło w jego niewinność. Tylko co z tego.
Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty.
- Mówić, że myśl jest bezcenna jest jak powiedzenie, że ciało gejszy jest nietykalne. - Uśmiechnął się, rozlewając herbaty. Było to bardzo śmiałe porównanie, ale tak, zdaniem Hao, to wyglądało. - Pochlebia mi to, że tak cenisz mój umysł, ale zaręczam, że mają swoją cenę. - Odstawił imbryczek. - I ciężko je wycenić, ponieważ pieniądz jest za małą walutą. Ponieważ jesteś moim gościem to powiedzmy, że jedną odpowiedź możesz otrzymać ode mnie w prezencie. - Tak, Yugen prezentował się jako skromna osoba, ale czasami palnął rzecz, która udowadniała, że doskonale znał swoją wartość i po prostu był grzeczny, dlatego nie nosił brody wysoko. Oczywiście nie miał się za alfę i omegę, wiedział, że zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Nie miał co do tego wątpliwości. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Wiedział, że Airan nie przewali pytania głupoty, mówiąc kolokwialnie. Albo zada takie, które będzie zabawne, albo takie, które ją naprawdę interesuje. To nie była osoba, która trwoniła słowa, mimo tego, jak wiele ich wypowiadała.
- Ach, twoja siostra, Kirino-dono... jestem przekonany, że i tak słyszysz wiele komplementów ze wszystkich stron. Mam szczerą nadzieję, że porównania nie podcinają twoich skrzydeł, nawet jeśli są męczące. - Chyba to też dodawało kilka punktów do poczucia swobody - Hao jej nie porównywał. Właściwie nie miał do czego, na oczy Kirino nie widział. Więc dla niego istniała tylko Airan. Nawet jeśli znał imię liderki Maji i wiedział, że uchodziła ona za piękność. - Mądre słowa. Mam w takim razie nadzieję, że następny przywódca mojego klanu będzie równie wyjątkowy, co moja matka.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Cóż starość… Do końca nie wyszła. Ale może była taka celowo, by nie chcieć na tej ziemi zostawać zawsze i ciągle? By po skończonej pracy chcieć tak naprawdę odejść i zrobić miejsce młodszym? Chyba nie wszyscy tak uważali… Antykreator… Cóż. Pozostawmy tę kwestię gdzieś obok. W każdym razie starość nie zawsze zwiastowała szwankowanie umysłu i zmianę osobowości. Czasami – tak. Ale drugie czasami – nie. Airan miała wręcz wrażenie, że chakra w ciałach ninja sprawia, że na starość aż tak im się w głowie nie miesza, że wzmacnia ich ciała na tyle… Znała kilku starszych ninja, pamiętała swojego dziadka… On jakimś cudem przeżył, ale już dłuższy czas temu odbył się jego pogrzeb – starość. Ale też była w zupełnie innej sytuacji niż Yugen, bo była z pełnej rodziny. Nie była bękartem – o ile to miało jakiekolwiek znaczenie, bo dla niej absolutnie żadnego. Pod tym względem Pusynia była naprawdę postępowa. Równouprawnienie, brak nacisku na małżeństwa… Dzieci były więc z prawego bądź lewego łoża, ale czy ktoś się tym nad wyraz przejmował? Ktoś pewnie tak, ale większość miała na to wylane, tak długo jak jesteś dobrym człowiekiem. A Yugen zdawał się mieć serce we właściwym miejscu – wcale nie zakopane pod ziemią.
Ją tam jego humor bawił i chyba wzajemnie, a sama siebie też nie uważała się za żadną rozrywkową osobę. Jak już było wspomniane – raczej stroniła od towarzystwa, bo nie potrafiła się w nim odnaleźć, ale najwyraźniej prędzej czy później trafiało się na kogoś, kto twoje żarty lubił. I wzajemnie. Może to kwestia „wspólnego wychowania”, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, ale kiedy nie ma się innego kontaktu z rówieśnikami niż poprzez list z kimś z prowincji obok, no to w pewien sposób można się wspólnie wychowywać. Magia.
- Też lubię to powiedzenie, ale jak sam zauważyłeś jest w nim haczyk. Ujmę to tak – chcieć to móc, natomiast każdy człowiek jest inny i ma inne predyspozycje. I tak powinno być, balans w naturze, każdy nie może być dobry we wszystkim, bo nie byłoby różnorodności. Więc chcieć to móc, ale należy korzystać z tych talentów, które się posiada, a nie patrzeć przez płot do sąsiada, bo na pewno ma lepiej i jest lepszy Nie. Jest lepszy, ale w czymś innym. I kiedy się chce czegoś, co jest zupełnie poza zasięgiem możliwości no to wtedy się nie da… Trzeba znaleźć to, co można i wtedy naprawdę się błyszczy, jeśli się przyłożyć. Oczywiście pomijam takie trywialne sprawy jak to, że jak się chce to zdąży się dotrzeć na jakiś niemożliwy termin na drugi koniec kontynentu – bo gdy ktoś bardzo chce, gdy komuś zależy… zawsze znajdzie sposób. Airan uśmiechnęła się łagodnie do Yugena, odpowiadając mu na te filozoficzne pytania na temat, którego sam wcześniej poruszać nie chciał i miło to przyjęła, że je chociaż liznął, tyknął palcem. A panna Hibiki chętnie mu, i bardzo spokojnie, odpowiedziała jak to jest według niej. Albo jak powinno być. - Samotne Wydmy były bardzo długo otwartą, ziejącą bebechami raną, która nijak nie chciała się zabliźnić. Minęło dwanaście lat, połowa mojego życia, i są tacy, którzy do teraz nie chcą się z tego otrząsnąć. Wolą się kłaść na ziemi i umrzeć, bo przecież świat pełen jest potworów, a skoro przynajmniej jeden koszmar okazał się prawdziwy, to reszta pewnie też jest – czy ciążyła jej ludzka niemoc? Nie, niezupełnie w tym tkwił problem. Raczej bardziej w tym, że ludzie zbyt prędko się poddawali. Albo ci, którzy mieli bronić słabszych tego nie robili. Ona wyciągała z tego wnioski – chciała być lepsza. Lepsza, by też móc zrobić znaczenie w przyszłości, jeśli zdarzy się podobna sytuacja. A skoro jedna się zdarzyła, to kolejne też się pewnie zdarzą. Plotki o Ogoniastych Bestiach nie brały się przecież znikąd. - Nie każdy ma w sobie determinację, by być ziarenkiem piasku, które przesunie wydmę kawałek dalej. Moim zdaniem po prostu każdy ma znaczenie – mniejsze, większe… Każda jedna osoba mogła przechylić szalę na drugą stronę, albo ją choć wyrównać.
- Więc obyś nie miał okazji. To były dla mnie bardzo męczące dwa dni – a większość czasu musiała jedynie słuchać gadatliwego architekta, który ewidentnie czegoś chciał, tylko nie wiedział jak się do tego zabrać. I całe szczęście, bo Airan nijak nie była zainteresowana kimś takim.
- W takim razie podaj cenę za swoje myśli – porównanie było bardzo śmiałe, to fakt, ale według Airan zupełnie nietrafione. - Pragnę przypomnieć, że zapytałeś ile dla mnie są warte, a nie na ile wycenić myśli ogólnie – a dla niej, jak już stwierdziła, te konkretnie myśli były bezcenne. Jak miałaby to więc wycenić? Nie dało się. - Jedna w prezencie…. To w takim razie bardzo cenny prezent, dziękuję. Pozwól więc, że go zachowam – oczywiście, gadała dużo, ale niekoniecznie głupoty i znała wartość wielu rzeczy. Skoro zaś uznała, że ta jest bezcenna, to chyba niezbyt dziwne, że nie chciała jej roztrwonić na pierdoły.
- Kiedyś mi chyba bardziej przeszkadzały. W każdym aspekcie porównywania do siostry można mieć dość, bo nieważne jak się starasz i tak dostrzega się tylko ją. Starsza, piękna, zdolna, Shirei-kan – nie były takie same. Były podobne, ale były też różne. - To też powód, dla którego ja nadal nie awansowałam na Sentokiego. Niektórzy po prostu muszą dać z siebie więcej i pokazać wyższy poziom niż inni. Żeby ktoś nie powiedział, że to wszystko to za ładne oczy albo za nazwisko – Yugen nie miał tego problemu z nazwiskiem, pewnie większość z nich tutaj nazywała się Inuzuka. U Airan było trochę inaczej… Ona była Hibiki, jak Shirei-kan, a nie Maji jak inna część szczepu – w takiej społeczności i w Kinkotsu trudniej o anonimowość. I o ile członkowie szczepu znali i wiedzieli jak jest, to głównie problem pojawiał się przy Sabaku, którzy nazwisko kojarzyli tylko z Shirei-kan Maji, i przy innych mieszkańcach Atsui. - Będzie, na pewno będzie – może właśnie będzie to Yugen, a może ktoś inny kto pociągnie za sobą tłum? Ktokolwiek to będzie, Airan naprawdę życzyła im jak najlepiej.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Nie dało się zaprzeczyć, że w starości drzemała magia, nad którą ludzie się głowili. To była korona twojego życia - czas, w którym odpoczywałeś i podziwiałeś to, czego dokonałeś. Albo załamywałeś ręce i płakałeś, żałując podjętych decyzji. Zostańmy jednak przy tej miłej, optymistycznej opcji. Twoje życie układa się więc dobrze - gdyby twoja starość była w pełni dobra to na pewno człowiek czułby potrzebę, żeby zostać jeszcze dłużej na tym świecie. A przynajmniej starość sprawiała, że człowiek się wyciszał i przygotowywał na to, że jest przy zmierzchu swojego życia i trwania. Ponure, smutne, czasem opatrzone łzami i chorobami, ale jeśli właśnie miało się szczęścia, to potrafiło się czerpać radość nawet ze starości. Gdy już wypracowałeś sobie wszystko, co mogłeś. Kiedy nie musiałeś biegać i żyć w ciągłym pośpiechu - już nie było dokąd się śpieszyć. Masz twój własny kawałek ziemi i twój własny czas na złapanie oddechu. Otaczasz się rodziną i osobami, które kochasz. Dzieci, wnuczęta - podziwiasz, jak życie zatacza swój krąg. I, no właśnie, starzy w końcu musieli ustąpić młodym. To zaliczało się też do tego, o czym brunet powiedział - że poświęcał myśli temu, że może zostanie kiedyś liderem. Może. Ku temu przecież ludzie musieliby go poprzeć i zaakceptować. Możliwe było w tym świecie wyrwanie władzy gwałtem i siłą. Polityka strachu, na którym budowano sztuczny szacunek, była niebezpieczna, ale pewien bardzo mądry jegomość powiedział kiedyś, że woli, żeby ludzie popierali go ze strachu, nie z przekonań. Przekonania są zmienne. Strach zawsze pozostawał ten sam.* I Hao był pewien co do zmienności tych przekonań. Widział to na własne oczy - jak zmieniały się jego poglądy i jak zmieniali się ludzie wokół niego. Jak zmieniały się zdania. Dzisiaj bardzo lubię lody truskawkowe, ale za pięć lat już lubię je, owszem, ale nie aż tak - wolę lody czekoladowe. A przecież to tylko nic nie znaczący niby smak. Maleńka zmiana, która przecież nie wpływa na losy tego świata. Lecz kiedy zmienia się twoje przekonanie z tego, że klan jest wszystkim do tego, że najważniejszy jesteś ty sam - to nagle robiło różnice, co? Nagle człowiek potrafił obrócić się plecami do tych, których wcześniej chciał chronić. I czyja to jest wina? Kogo wskazać palcem? Łatwo oceniać, kiedy nie zna się podłoża, bo ten świat nie był czarno-biały. Hao był trochę zmęczony tymi odcieniami szarości i wszystkimi wytłumaczeniami, których ludzie dla siebie szukali. Był też zmęczony tym, że jego umysł próbował robić to samo. Zrozumieć - znaczy wybaczyć, to już tutaj zostało powiedziane. Dobrze było zacząć od zrozumienia i wybaczenia samemu sobie. Niedobrze, kiedy zaczynałeś przechylać się za mocno w tym kierunku i już wybaczać sobie wszystko. Czy to, że jesteś biedny i ukradłeś, by mieć co jeść jest złe? Należy naprawdę obciąć rękę? Wtedy złodziej prawdopodobnie nie ukradnie. Nie będzie też jednak sprawnym pracownikiem, gdyby chciał odmienić własny los.
- Tak, pomińmy absurdy fizycznie niewykonalne. - Jak właśnie to, że ktoś chciałby się dostać z jednego krańca świata na drugi, czy zamienić w ogoniastą bestię, albo wrosnąć w ziemię jak drzewo. Ponoć wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem i tutaj ta zasada też wjeżdżała. Natomiast lepiej sobie powiedzieć pewne wytyczne prowadzonej rozmowy, bo kiedy padał temat, który nie został sprecyzowany to wolno go rozpatrywać na wszelkie sposoby. Apropo tej naszej wolności, która też była poruszona - reguły pozwalały temu światu trwać w wymiernym porządku, a ludziom nie wariować. Anarchia była chaosem i o ile ten był dobry w umiarkowanym stopniu, bo potrzebny, bo był zmianą i był nieprzewidywalnymi elementami życia, które wymuszały odmienność i pozbawiały świat nudy, to zdecydowanie nie był chciany w normach funkcjonowania. To między innymi ninja ten porządek tworzyli, jak było też powiedziane. Stali na jego straży jako kij. Ale każdy też miał wizję marchewki. - Na co zdałoby się nasze dobro, gdyby nie zło i jakby wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły wszystkie cienie? W końcu rzucają je tak przedmioty jak i ludzie. Może być cień człowieka, cień miecza, ale również drzewa, domu czy kwiatu. Jak wyglądałaby ziemia, gdyby człowiek spróbował pozbyć się z niej wszystkiego, byle tylko pozbyć się ciemności?** - Uśmiechnął się enigmatycznie do swoich własnych myśli jak i do tego, co powiedział teraz. To była jedna z tych pułapek, w które wpadał. Airan miała rację - niektórzy nie potrafili odpuścić i iść dalej. Zawiść i potrzeba posiadania tego, co za płotem, była bardzo silna w człowieku. Pragnienie, by mieć i posiadać była tak samo niebezpieczna, jak ta idea będąca jak rak wyżerający od środka i budujący w to miejsce coś nowego - i coś paskudnego. Rosnącego wbrew prawu natury. - Zdecydowanie za dużo ludzi skupia się na tym, żeby w ogóle mieć, zamiast na tym, jak to zdobyć. - I jak pracować nad sobą i nad swoim otoczeniem, żeby coś zmienić. Aby do zmian doprowadzić.
- Nie zapomniałem. - Jego uśmiech się nieco pogłębił. - Gram na czas, próbując dokonać wyceny, która będzie lukratywna. - Nawet cicho się zaśmiał. Wycena myśli. To było w sumie całkiem głupie. Ale tak, tak uważał, że nie było myśli, której nie dałoby się sprzedać, jeśli tylko cena cię satysfakcjonowała. Zaś on nie mógł wymyślić takiej, która nie byłaby banalna i które odpowiadałaby jego potrzebie poznania i zaspokoiła jakąś dozę ciekawości. Wciąż rozpatrując to w sumie w kategorii żartu, bo tak naprawdę nie mówił całkowicie serio, że będzie jej cokolwiek sprzedawał. Potraktował to jako zabawę. Za to tak przeczuwał, że kobieta zachowa to jedno pytanie na później. To mogła być jedna z tych rzeczy, której żałujesz - ale Yugen był słowny. I skoro powiedział, nie zamierzał też żałować.
- Hmph. Ładne kobiety mają więcej szczęścia w życiu. - Odezwał się Ikigai, który pojawił się w progu. Słychać było jego kroki, kiedy szedł przez ogród i teraz wszedł na drewniany, zadaszony taras. - Teraz ty idź zabawiaj dziecko, a ja nacieszę się towarzystwem damy. - Czarny basior zatrzymał się przed progiem, nie wszedł do środku. A wszystko to po to, by pyskiem złapać czarną kulkę - wcale nie tak małą jak na szczenię - która pędem już biegła do wnętrza! I zdecydowanie za szybką jak na to, jak taki malec powinien się ruszać. A kulka? Cała ufajdana! Prawie zmienił kolor sierści od błota, w którym się wytarzał. Był w dodatku mokry. Więc albo znalazł jakąś kałużę, albo wpadł do jeziora. Tak czy siak - był mokry. Już wytrzepany, nie ściekało z niego, może się trochę ochlapał? Hao wstał i podszedł do Ikigaia, żeby odebrać od niego Karoshiego, który wierzgał w pysku większego ninkena i próbował go ewidentnie użereć. Mina Ikigaia była przy tym bezcenna - wyglądał jak typowy dziadek, którego wnuczek próbuje ściągnąć z fotela, ale dziadek ani drgnie! Nie po to w końcu służył w wojsku tyle lat!
- Karoshi. Nie możesz gryźć Ikigaia. - Wytłumaczył szczeniakowi cierpliwie Yugen... i kiedy go wziął w zamian bestia co zrobiła? Użarła Hao. Złapała go zębami za dłoń, którą go trzymał, warcząc gardłowo. Akcja wzbudziła reakcję - Ikigai natychmiast szczeknął. Ale jaki to był szczek... wypełnił cały ten dom, sierść wilczura najeżyła się, kiedy błysnęły białe kły, jakby Ikigai miał zaraz wyskoczyć na szczeniaka. Jedno kłapnięcie paszczą i pewnie byłoby po wszystkim. Czy Karoshiego to wystraszyło? Ha... Bezczel tylko położył po sobie na moment uszy i groźniej zawarczał. - Mnie też nie wolno gryźć. - Już mniej delikatnie złapał drugą dłonią stworzenie za kark, prawie jak kota, zaciskając na nim palce. Ale nie mocno. Raczej jako ostrzeżenie. - Mam cię też ugryźć? Będzie bardziej bolało. - Brzmiało to pewnie idiotycznie, ale do wyobraźni Karoshiego przemówiło. Przez moment jeszcze potrzymał... i puścił, znów kładąc po sobie uszy i podwijając ogon spojrzał na Hao tymi oczkami psiaka, którym nie dało się odmówić.


*cytat wujaszka Stalina dla ciekawych.
**a to pana Bułhaikowa
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

To była ta najtrudniejsza część życia – by przeżyć je tak, aby na starość niczego nie żałować. Sedno wszystkiego, o czym mówiła Airan. By część decyzji podejmować sercem, a nie rozumem, bo na starość… Na starość może się okazać, że nie ma się nic swojego. Nic, za czym tęskniło serce. Nic, co nie byłoby li tylko wypracowanymi przez rozum decyzjami, które może i były rozważne, ale u kresu życia po prostu były. I czuło się, że czegoś w tym życiu zabrakło. Tej iskry namiętności płynącej prosto z serca. Airan więc żyła tak, by na starość, o ile tej starości dożyje (choć chciała!), mieć coś co było tylko jej, a nie tylko rozkazami dyktowanymi przez innych. Dlatego tak cenne były dla niej te osoby, bliższe, z którymi nie łączyła jej relacja jedynie profesjonalna.
Strach wcale nie pozostawał taki sam. Człowiek przyparty do muru, kiedy nie miał już nic, prócz strachu, zaczynał atakować. Bo co miał do stracenia? Nic. Zupełnie już nic, a każdy normalny człowiek i istota chcieli po prostu żyć – i to często na własnych warunkach. Lepiej już więc jeśli cię kochają, niż tolerują ze strachu. A przynajmniej jej się wydawało, że chciałaby zapamiętać kogoś ze względu na pozytywne uczucia, a nie wspominać lidera-tyrana. Zaś gdy liderowi zmieniały się poglądy i wolał się skupić na sobie miast na wszystkich, to spokojnie mógł się doczekać rewolucji i tego, że pewnie ktoś spróbuje się go pozbyć. Szybciej niż później.
Oczywiście, że gdy zaczynało się wchodzić na tematy filozoficzne to należało nakreślić pewne ramy, po których zaczynaliśmy się poruszać, by całkiem nie zagubić się w gąszczu myśli. Te zaś potrafiły być naprawdę, naprawdę(!) bujne. I nieraz sprowadzały na manowce – dlatego te granice, prawa były potrzebne, choć te można było choć trochę nagiąć dla wygodny rozmowy. Wszystko było niezbędne – porządek i chaos jednakowo, natomiast anarchia… O niej padło już kilka słów. Nie prowadziła do niczego dobrego.
- Nie ma światła bez ciemności i nie ma dnia bez nocy – odpowiedziała mu, odpowiadając uśmiechem na uśmiech. Bardzo miłym, uprzejmym uśmiechem. - By docenić dobro, należy zakosztować najpierw zła. By szanować pokój, trzeba zobaczyć i poczuć ból wojny. By cieszyć się z najprostszego jedzenia trzeba zaznać głodu, a by nie marnować nawet kropli wody trzeba wiedzieć jak jest cenna. Nie ma wiedzy bez kontekstu i nie ma szacunku bez kontrastu – pułapka pułapką natomiast bez uzmysłowienia sobie tego wszystkiego, o co zapytał Yugen i na co odpowiedziała mu Airan, człowiek nie miał nawet co liczyć na rozwój. Tak fizyczny, jak i umysłowy czy duchowy. - Niestety. Tylko to mi ciąży, choć nie jakoś mocno. Robię swoje, jak każdy ninja powinien – i powinni się też rozwijać, a nie stać w miejscu, ale chyba nie każdy jeszcze do tego dorósł. Niektórzy nie dorastali nigdy – inni nie zdążyli dorosnąć i już im się nie uda.
- Ach, hahahaha, no kto by się spodziewał! – prezent Yugena był równie bezcenny co jego myśli, więc Airan nie zamierzała tego zaprzepaścić. Nie zamierzała też sprawić, by Hao żałował tego, że w tej zabawie się na to zdecydował. To miało być miłe spotkanie – od początku do końca. I nie chodziło o to, by ktoś był na czymś stratny. - Skoro uważam twoje myśli za bezcenne, to mogę w zamian zaproponować to samo z mojej strony. Jedna odpowiedź w prezencie. Ale za to naprawdę mi na czymś zagrasz – skoro Yugen nie potrafił dokonać wyceny, to Airan zrobiła to za niego – choć wcale nie wiedziała, czy i on uważa jej myśli za bezcenne. Może nie.
- Oho, a cóż rozumiesz przez szczęście w życiu, mości panie Ikigai – ninken chyba nie słyszał tej całej dyskusji na temat wybierania własnej drogi i tego co kto uważa za szczęście. A może słyszał i dlatego odezwał się jak odezwał. Airan za to od razu skierowała wzrok na pięknego basiora i uśmiechnęła się w jego kierunku zaczepnie, gdy się odezwał jak gdyby nigdy nic. - Nigdzie nie uciekam, jeszcze będziesz miał okazję się nacieszyć – a może będziesz miał mnie za chwilę dość – ale tego już nie powiedziała. Miała jednak nadzieję, że tak wcale nie będzie.
Ciemnie brwi kobiety uniosły się w zaskoczeniu, kiedy mała czarna kulka na pełnej prędkości wpadła do pomieszczenia i… została zatrzymana jednym precyzyjnym kłapnięciem Ikigaia, i maluch został uniesiony w powietrze – wierzgając krótkimi nóżkami, próbując się wyrwać… I próbując użreć swojego oprawcę. Hibiki nawet cicho parsknęła śmiechem na widok małego przemoczonego brudaska, ale nie zamierzała przerywać, ani przeszkadzać. Siedziała na miejscu, trochę po omacku dolewając sobie mleko do czarki i pakując tam też odrobinę miodu. Była wyszkoloną kunoichi i nic nie rozlała. Mina Ikigaia też ją bawiła, aż przygryzła wargi, żeby się nie roześmiać głośniej. Ten obrazek był tak rozczulający… Łącznie z tym pokazem woli i tego, kto tutaj rządzi. Na moment tylko serce jej stanęło, kiedy Esukimo szczeknął, ale zaraz się uspokoiła – widziała, że to tylko problemy wychowawcze z niepokornym malcem. Oj, czekało ich wiele ucierania się i pokazywania tego, co wolno, a co nie. Airan miała tylko nadzieję, że mały nic nie zrobił Yugenowi tym, jak go ugryzł.
- Słodziak ma charakterek – odezwała się po chwili, jako że nie chciała przerywać i przeszkadzać w wychowywaniu dziecka. - Będzie was testował na każdym kroku, widać to po tych diablikach w oczach – mało się znała na dzieciach ale jeśli mogła coś powiedzieć to właśnie to: dzieci kuzynek czy kuzynów łatwo było sklasyfikować – które to cholerne ziółko, a które nie. Karoshi to zdecydowanie był łobuz, który chciał coś ugrać dla siebie i w przyszłości pewnie będzie równie niepokorny, chyląc łeb jedynie przed jedna osobą. I oby to był Yugen. - Skojarzył mi się trochę z Kirino, ale ona nie ma nad sobą nikogo, kogo powinna się słuchać – i to był problem, choć dla Maji to akurat było najlepsze co mogło im się trafić. A skoro skojarzył jej się z Kirino, to Karoshi miał przed sobą świetlaną przyszłość.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Jak już to ustalili - iskra i charakterek były potrzebne w tym zawodzie. I też jak zostało ujęte - bez nich ciężko się było wspinać gdziekolwiek. Karoshi z całą pewnością będzie prawdziwym ogniem tej drużyny, bo to widać było już teraz. To szczenię wydawało się boga nie znać! A tym bardziej strachu przed nim. Nie można było powiedzieć, że ninja z ninkenami są jak z psami - trzeba pokazać, kto tutaj rządzi, inaczej psiak ci będzie szczekał na każdego przechodnia i ciągnął na smyczy, jeśli go dobrze do siebie nie przystosujesz. W tych parach, czasem i większych drużynach, bywało różnie. Nie zawsze to ninja musiał być tym, który przewodzi - nie zawsze miał do tego predyspozycje, wspomniany właśnie charakter, potencjał. Tacy często natrafiali na ninkeny, które były prawdziwymi przewodnikami. Gdyby jednak Hao miał dożyć starości z kimś, kto próbuje dyktować mu warunki na każdym kroku i nie rozumie prostego nie to raczej ta starość nie układałby się dobrze. Bo i cały długi środek nie byłby dobry. Mimo braku tej konieczności, prosto rzecz ujmując, tresury, to ninkeny jak i ich ludzcy towarzysze jednak byli powiązani z tymi instynktami, które swobodnie można nazwać psimi. Czy jak kto woli - wilczymi. Niby zwał jak zwał, a jednak forma druga brzmi dumniej, co? Tak więc i w każdym stadzie właśnie był przewodnik. Obserwatorzy wilków nieustannie się sprzeczali jak to jest z tymi alfami i omegami, niektórzy twierdzili, że to już potwierdzone, że nic takiego nie ma miejsca i nie zachodzi taka rodzinna zażyłość w stadach, inni się upierali że wręcz przeciwnie - stara teoria musi stać! Pominę, że dla Hao to też była całkiem interesująca sprawa, ale tutaj wilki były świętymi zwierzętami, spoglądano na nie zupełnie inaczej niż w innych częściach kontynentów. Hao lubił dyskusje, lubił słuchać ludzi o innych przekonaniach niż on - chyba że chodziło o przekonania religijne - i lubił konfrontować różne punkty widzenia dosłownie na każdy temat. Ale kiedy przychodziło do decyzyjności, postanowień, stawiania na wyborach, małych, dużych, moralnych czy niemoralnych, bardzo łatwo było rozdrażnić tygrysa. Dlatego chociaż Ikigai często myślał inaczej to nie wtrącał się w trakcie rozmów czy nie kwestionował tego, co mają robić. Co najwyżej potem mogli mieć debatę na temat tego, co było dobre a co było złe. Która i tak zazwyczaj nie dochodziła do skutku, bo obaj wiedzieli, co by zrobił ten drugi na jego miejscu. Znali się w końcu od zawsze. I od zawsze ze sobą żyli.
- To powód, dla którego niewiele osób decyduje się na Urufu. Są bardzo silnymi psami nie tylko fizycznie, ale również charakterem. Łatwo przytłaczają właściciela. - Oczywiście to, jakiej rasy jest ninken nie decyduje o tym w pełni, jaki będzie. Ale pozostawiało pewne... predyspozycje. Tak jak Ikigai był cynikiem, ale nadal pozostał w nim dryg jego rasy, która sprawiała, że uwielbiał się bawić. Chociaż bardzo się starał być super mrocznym i bardzo poważnym towarzyszem, który straszy samym swoim wyglądem. Oo, o to nawet szczególnie starać się nie musiał! Dla prostych ludzi wystarczy, że stał. A jak już obnażył na kogoś kły to prosty lud gotów się posika i padać na kolana. Ludzie czyli ten instynktowny strach przed drapieżnikami. Dlatego to właśnie ninja byli tak przerażający. Drapieżnik doskonały - przywdziany w ludzką skórę.
- Więc niech go lepiej Hao przestanie karmić tym, czym go karmi, bo to szczenię ma już za dużo siły do swoich "testów". - Prychnął Ikigai. Ciągle grzecznie stojąc przed domem, bo przecież brudne łapy nie pozwalały pakować się do wnętrza, kto to widział! Potem trzeba to sprzątać.
- Najpierw przestanę karmić ciebie, bo dowcip ci się za bardzo wyostrzył. - Ikigai zrobił niemal ikoniczne "pfff", kiedy Hao przeszedł na taras i wsunął tylko na nogi proste, klasyczne sandały. - Jest tak piękna pogoda, że grzechem jest z niej nie skorzystać. Na moment cię opuszczę, a potem przygotuję wasz wielki konkurs malowania lamy. - Uśmiechnął się i spojrzał następnie na Ikigaia, żeby lekko przechylić głowę od niego w drugą stronę, pokazując mu chyba gest "chodź". Nieco na prawo znajdowała się studzienka, z której swobodnie można było czerpać wodę. Obmył tam kulkę (w domyśle Karoshiego) i wrócił do domu, żeby obetrzeć go ręcznikiem, żeby chociaż tak z niego się woda nie lała. Bo teraz to wyglądał żałośnie - jego długie futro było zmyte wodą w dół, ale przynajmniej było widać lepiej całą jego sylwetkę. Oczywiście nie można było powiedzieć, żeby cały proces przeszedł spokojnie i żeby nie obyło się bez protestów, ostrzegawczych warknięć i cierpliwego powtarzania "nie wolno". Karoshi w domu wytrzymać nie mógł - od razu po wytarciu i postawieniu wyrwał z powrotem na trawę. Iiii tutaj nastąpiła chwila mierzenia się wzrokiem. Karoshiego i Hao. Och, to było wręcz zbyt oczywiste. Zbyt oczywista pokusa, żeby znów, zamiast czekać, aż będzie się suchym, wytaaarzać się we wszystkim co tylko można. Dłuuuga chwilaaa... iii Karoshi grzeczniee położył się na brzuchu. Tylko z rotargnieniem zarzucił łbem i przez jego nozdrza wydobyło się prychnięcie. Prawie jakby chciał pokazać "tym razem ci odpuszczę, ale następnym..!". Potem Hao skierował się z ręcznikiem do Ikigaia, żeby i jego łapy wyczyścić. Proces przez chwilę trwał - to był też niewątpliwy minus posiadania małego dziecka, którego trzeba mieć na oku i którym trzeba się zajmować kiedy przyjmowałeś gości. Brunet był prawie cały mokry, kiedy w końcu wrócił na taras. Nie przez Ikigaia, a skąd! Mały winowajca leżał naburmuszony na trawie i lampił się teraz dla odmiany ciągle na Airan z bezpiecznej odległości.
- Wybacz za takie niegrzecznie przerwanie naszych tematów. - Był pewien, że rozumiała. Przetarł rękawem czoło, kiedy Ikigai go minął truchtem i skierował się do jednej z szuflad, by sobie ją ot tak otworzyć pyskiem, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie i wyjął stamtąd czarny rzemyk. Szufladę zamknął, a rzemyk przyniósł brunetowi, który od razu z niego skorzystał, żeby związać swoje długie włosy. Teraz nieco mokre, więc lepiące się do skóry.
- Jak macie taką liderkę to bogowie strzeżcie Pustynię. - Nie trzeba dodawać, że Ikigai też był mokry? Nie aż tak, jak Hao, na którego mały skakał czy otrzepywał się raz za razem, ale i jego dosięgnęła zemsta czarnej kulki. - Moim szczęściem w życiu byłoby mniej wampiryzmu w małych ninkenach.
- Hahaha... teraz ja się zaczynam bać, jak dobrze przyjdzie wam się ze sobą dogadać. - Ślady po kiełkach zostały na dłoni, a jak! Małe, wampirze stworzonko! Ale nic poważnego się nie stało. Zapewne nie będzie nawet śladu po kilku dniach. Hao spojrzał po sobie, jak wygląda... właściwie to tak się nawet gości nie powinno przyjmować. Nawet jak nigdy nie był typem przykładającym wagę do ubioru, to wiedział, czym jest grzeczność i że od pewnych sytuacji człowiek powinien się stosownie ubierać. - Jeszcze na moment będę zmuszony was opuścić, żeby doprowadzić się do porządku. Pokazać ci pokój przy okazji? Zechcesz zostawić tam rzeczy? - Niby od tego należało zacząć, ale był tak subtelny jak Airan - nie tworzył zobowiązań i niewygodnych konieczności wycofań na samym początku. Gdyby, właśnie, się nie dogadywali... a jak to będzie wyglądało z Karoshim się zobaczy. Może przestanie tak się stroszyć?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Pomimo tego całego gadania o dopasowywaniu się, o zgadzaniu na coś, czego właściwie się nie chce, bo było wszystko jedno, Yugen zaskakująco wiele razy już pokazał Airan, takimi zupełnie małymi gestami, pozornie nic nie znaczącymi słowami, że i on nie lubi, kiedy ktoś mu mówi co ma robić. Nie wyobrażała sobie tego mężczyzny jako kogoś, kto słucha swoich ninkenów, a nie nimi przewodzi – zupełnie nie pasował do tego obrazka. Może i był łagodny i może wiele rzeczy było mu obojętnych, albo nie przemyślał ich sobie wystarczająco mocno i dobrze, by wyciągnąć odpowiednie wnioski, ale na pewno nie mogła o nim powiedzieć jako o kimś, kto jest bierny. Nie był bierny. Był bardzo zdecydowany w swoich działaniach i decyzjach (a przynajmniej tych, które mogła zaobserwować, a nie tych, o których opowiadał sprzed kilku lat…) i to w taki sposób, że Airan się po prostu… uśmiechała, opierając skroń na zwiniętych, smukłych palcach. Zwyczajnie jej się to podobało, aż miło było popatrzeć.
- Wszystko ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne – że tak sobie zażartowała, słuchając o Urufu. - Ale jak o was myślę i o tym małym Słodziaku-rozrabiaku, to nie wyobrażam sobie na jego miejscu nikogo innego. Pasuje do was, kolejne indywiduum z charakterkiem – a na charakterkach się coś niecoś jednak znała – swój miała przecież jaki miała i to nie od parady, dawała ludziom w kość. Jej siostra zresztą tak samo, stąd to porównanie do Kirino. Kto jak kto, ale Airan potrafiła się na tym wyznać i to ocenić, wcale przy tym nie generalizując. Była pewna, ze jak Karoshi wyrośnie z dziecięcej głupoty i roztrzepania, to będzie wspaniałym kompanem Yugena i Ikigaia – nawet jeśli będzie mieć trudny charakter. Grunt jednak, by szanował swoich towarzyszy i lidera, alfę, czy jak to tam zwał. Jak na nich patrzyła, to wierzyła, że istnieje taka funkcja, nie trzeba było do tego żadnych specjalnych badań.
- Z moich obserwacji wynika, że dzieci zwykle mają za dużo energii na wszystko. Zwłaszcza na bieganie i na wydzieranie się – skomentowała usłużnie po słowach statecznego i wcale nie skorego do zabaw Ikigaia. - Na pewno z tego wyrośnie – czymkolwiek go karmili. I uśmiechnęła się pod nosem szerzej, kiedy Yugen odpyskował swojemu staremu kompanowi, a Airan aż schyliła głowę, żeby tego uśmieszku aż tak nie było widać.
Airan pomału piła herbatę, ale ostatecznie z cichym stuknięciem odstawiła czarkę na stół i nadal nie zabrawszy opaski, którą wcześniej ściągnęła wstała w jednym, gładkim ruchu, by podejść do drzwi na taras i oprzeć się o framugę, obserwując co tam się wyprawia. Przecież nie mogła sobie odmówić tego widoku. Absolutnie nie zamierzała przeszkadzać i się w cokolwiek pakować – chciała być tylko obserwatorem, który nie przerywa niczego, co miało tam miejsce. Była gościem, ale wcale nikt nie musiał wokół niej skakać, ani zaniechać obowiązków, jakie trzeba było wykonać. Nie była przecież księżniczką, której należało usługiwać i zajmować jej czas na każdą chwilę. No… To nie była do końca prawda. Niektórzy nazywali ją księżniczką, siostra młodej Shirei-kan, zresztą… Była tak naprawdę dość wysoko urodzona, nie w pierwszej lepszej rodzinie, ale w takiej z historią, wpływami… Przyjęła wiec bardzo solidną edukację na różne tematy Ale i tak lubiła robić wszystko po swojemu. Obserwowała więc, z rękoma założonymi na piersi i uśmiechała się do obrazka, jaki miała przed sobą. Wyczuwszy na sobie spojrzenie Karoshiego, odpowiedziała mu tym samym – spojrzeniem, tylko tym swoim, spokojnym, przekornym i fiołkowym. Wiedziała, jaką aurę sobą roztacza i wiedziała, że gdyby trzeba było, to mały pokaz jej mistrzowskiego opanowania chakry potrafi wpłynąć na ludzi. Na ich strach, szacunek – różnie, zależy co chciała osiągnąć. Ciekawe, czy wpłynąłby też na szczenię ninkena? Nie chciała mu jednak zrobić żadnej krzywdy. Tak czy siak, na razie skończyło się na wymienianiu spojrzeń.
- Daj spokój, nic nie szkodzi. Nie przepraszaj mnie za to – oczywiście, że rozumiała. Ich rozmowa nie ucieknie, a wychowanie malucha – owszem, tak. Na momencik oderwała spojrzenie od tych hipnotyzujących ślepi Karoshiego, kiedy Ikigai przemknął obok, a widząc jak radzi sobie z meblami tylko uniosła wyżej jedną brew… ale zaraz wróciła do lampienia się na Karoshiego.
- Mam wrażenie, że bogowie już dawno opuścili Pustynię, albo mają ją w głębokim poważaniu. Może prócz wielkiej Amaterasu – to ona gościła w myślach Airan najczęściej – o ile myślała o bogach. - A Kirino potrafi dać popalić i można mówić o niej wiele. Ale zobacz, gdzie zaszła. Słodziak też zajdzie – ksywka przylgnęła do jej myśli na dobre, ale tak już niestety miała. - Pokąsał cię? Hm, bardzo głośne wyrażanie niezadowolenia – no, a to już zupełnie jak Kirino. - O co się boisz? Chyba nie ma o co się bać – zależy o co mu dokładnie chodziło. O dogadywanie się Ikigaia z Karoshim, czy Airan z Ikigaiem i z Karoshim. O to pierwsze nie miał się co martwić, to drugie… Airan była pewna, że z Ikigaiem się dogada. Jedyną zagadką był ten mały brzdąc, który z niezadowoleniem leżał na trawce. Zaś fakt, że Hao był cały mokry… No był. Ale tu się przecież nie dało inaczej – więc Airan tego nawet nie skomentowała, ani nawet nic sobie nie pomyślała, ze tak nie wypada Była tutaj, ale nie chciała zakłócać ich codzienności – nie o to w tym przecież chodziło. Odwróciła w końcu spojrzenie od malca, kiedy Yugen ponowił temat jej zastania tutaj. Chyba sam doskonale wyczuwał skąd jej wcześniejszy dystans co do tego, nie był przecież głupi, i nie naciskał. Teraz zaś, gdy ponowił temat, po pierwsze głupio było się powtarzać i drugi raz odmawiać i grać na zwłokę, a po drugie… Spędzili ze sobą chwilę, oswajając się ze swoją obecnością i charakterem i… I to chyba wcale nie był taki zły pomysł. Przynajmniej wiedzieli, ze dobrze im się razem spędza czas, a przynajmniej na ile można było to ocenić po… ile mogło minąć. Godzinie? Cóż, godzina czasami potrafiła zmienić naprawdę wiele, tym niemniej… Było dobrze. - W porządku, niech będzie – odparła i odbiła się lekko od tej framugi, by zgrabnie przemieścić się do stolika, gdzie zostawiła jedną, jedyną torbę, jaką ze sobą miała. Wtedy też dopiero przypomniała sobie o opasce, którą zgarnęła z blatu i wrzuciła do torby.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Ludzie tworzą skrajności i potem uczą się w tych skrajnościach przebywać. Czasem jednak to skrajności tworzyły ludzi. Hao, jak już powiedział na głos, chyba urodził się z myślą o tym, że musi jak najbardziej wspomóc matkę. Czasem to było słowo do słowa - kiedyś zostaniesz wspaniałym liderem! A dzieci bardzo szybko podłapują takie fantazje. Każdy z nas wybiera sobie drogę. Zazwyczaj dróg jest wiele - myślisz, że będziesz świetnym weterynarzem, potem że jednak zajmiesz się pisaniem kronik, a jeszcze potem marzy ci się podróż po świecie i zostanie cyrkowcem, bo znalazłeś się w jednym z tych wielkich, kolorowych namiotów. Fantastyczne życie dziecka polegało na tym, że przez te wybory mogło ukształtować swoje wyobrażenie o samym sobie. Spoglądać na siebie jeszcze w trakcie zabaw czy to naprawdę jest to, co sprawia ci przyjemność. Większość ninja nie miało takich wygód. Oni po prostu mieli zostać wojownikami - tyle. Otrzymywali szkolenie ninja, które potem miało ich przeprowadzić przez ten nieprzyjazny świat. Hao nie myślał o tym, że mógłby zostać medykiem, weterynarzem, pisarzem czy cyrkowcem. Myślał o tym, że chce zostać tak wspaniałym ninja jak jego matka. Czerpał od niej inspirację, od jej siły, jej postawy i uważał ją za wspaniałą kobietę. Jego wielkie, dziecięce oczy spoglądały na świat przez jej pryzmat. Czuł się kochany, doceniany i chroniony przez nią, nawet kiedy świat zewnętrzny pokazywał go palcami i wychodził na dziwaka, który nie potrafi bawić się z rówieśnikami. Nawet jak wzbudzał zazdrość czasem u starszych, którym nie podobało się to, że się tak starał i szeptali między sobą, że to tylko pozór - a dostaje, co ma, tylko dlatego, że jego matka jest liderką. I nigdy nie rozumiał, dlaczego tak jest - a bardzo chciał. Kiedy dorósł - pojął to. Funkcjonowanie ludzi i tego, jak to jest niesprawiedliwe, że własne porażki tłumaczą sobie powodzeniem innych. Nie szukali prawdy - szukali sobie wymówek. Nie chciał być takim człowiekiem - więc nim nie był. Uczył się podejmowania decyzji, żeby być jak najlepszym wsparciem dla matki a potem po to, by być jak najlepszym ninja. Zawsze mu tłumaczyła, że bycie ninja to nie tylko umiejętności władania chakrą czy siła mięśnie. To również interpersonalne uwarunkowania, które sprawiają, że jedni są na szczycie, a inni ciągle taplają się w błocie. Pewnie dziś by użyła słowa "w gównie", ale do dziecka przecież tak się nie powie... zwłaszcza takiego, jak on. Jeśli zaś zamierzasz dbać o siebie i o innych to musisz być przygotowany mentalnie na ciężkie decyzje. Takie jak na przykład w Kami no Hikage - to, że Tsukikage nigdy nie została pochowana. Jej ciało zgniło na tamtych ulicach. Bo byłaby za dużym ciężarem dla dzieciaka i nastolatki, którzy walczyli tam o swoje życie z upiorami nie odczuwającymi nawet bólu. Zła decyzja mogła być właśnie tym, czy byłeś rozsmarowany na ścianie czy też nie. A pięcie się po szczeblach kariery było też często tym, czy potrafisz dowodzić. Kierować ludźmi. Hao uważał, że brakowało mu charyzmy do porywania tłumów. Ale nie wątpił, że był w stanie pokierować poszczególnymi ludźmi. Tak i nie miał wątpliwości, że potrafi dotrzeć się tak z własną rodziną - czyli Ikigaiem i Karoshim - żeby każdy tutaj wiedział, gdzie kogo miejsce i kto może rozdać ulubione smakołyki za dobre sprawowanie.
- Indywiduum, haha... bardzo dobrze to ujęłaś. Nie mam wątpliwości, że do nas pasuje. Jest dzieckiem, dzieci wiele rzeczy nie rozumieją, jak Karoshi nie jest jeszcze świadom tego, że moja ręka, na ten przykład, nie jest łapą ninkena chronioną futrem. - Uniósł rękę pokazując przepiękny odcisk uzębienia psiaka. - Swoją drogą... lubisz zwierzęta? Posiadasz jakieś? - U siebie w domu. Może konia? Wielbłąda? A może ma rybki w akwarium? Ludzie czasami mieli naprawdę przeciwne zainteresowania. A jakoś tak w tym momencie przyszło to mu do głowy. Chyba przez to zdrobnienie, którym nazywała tego Czarnego Diabła, który tak hardo mierzył się z nią spojrzeniem. Mam cię na oku! A Airan mu na to: A ja się na dwóch oczach! Ikigai tak spojrzał na jedno, na drugie, przekrzywił łeb, ale skwitował to odpowiednikiem ludzkiego wzruszenia ramion - czyli dał sobie siana z tym poważnym pojedynkiem. Poważnym i ważnym dla malucha, który nie był dla Airan żadnym zagrożeniem. Ale on się za to czuł jak ogromne zagrożenie! Jak wielki, zły pies, który musi chronić swojego domu! - Niech wyrasta z tego jak najpóźniej. Takim jak my za szybko mija dzieciństwo. - Hao pokręcił przecząco głową. Zaprzeczając temu, by dzieciństwo miało być krótkie i szybkie. Nie o tym Airan mówiła, wiedział, nie to miała na myśli, ale podzielił się tą myślą tak czy siak. - Chwilowo znowu zrezygnowałem z misji, żeby się nim zająć i pozwolić mu się nacieszyć zabawą i frywolnością. Nie ma potrzeby, żeby przedwcześnie widział rozlew krwi. - To źle wpływa na psychikę. Ikigai przez moment zapatrzył się na Hao jak na malowany obrazek, kiedy ten wiązał swoje długie włosy, które teraz przeszkadzały i łaskotały skórę, kiedy mówił te słowa.
- Musi zajść. Przy Hao nie da się stać w zastoju. - Ikigai teraz zmałpował Hao - wyprostował się, przymknął oczy i wypowiedział to tonem sugerującym, że niby robi z tego żart. Yugen pstryknął go lekko w ucho, ale uśmiechnął się z rozbawieniem i zaraz pogłaskał ninkena po łbie.
- Lepiej przygotuj stolik. Zapraszam. - Ostatnie słowa już wypowiedział spoglądając na Airan. Wskazał gestem kierunek ich wędrówki - czyli korytarz prowadzący do pokoi - ale sam ruszył przodem, żeby ją poprowadzić. - W kuchni jest piwniczka, zejście bezpośrednio do niej, jeśli byłabyś głodna. Wodę czerpiemy ze studni na zewnątrz. Tutaj jest łazienka. Dalej nasz pokój. - Wskazał ostatni pokój znajdujący się w cieniu korytarza. - I tu jest pokój gościnny. - Pozwolił sobie rozsunąć drzwi, by już gestem zaprosić Airan do środka. Było wysprzątane, posłanie przygotowane - mata na ziemi z ciepłym kocem i drugim lżejszym, cieńszym. Według preferencji. Znajdowała się tutaj szafa z wieszakami, była toaletka z lustrem, był stolik niski, przy którym można usiąść i wygodne poduszki. Okno było z widokiem na ogród - z tej samej strony, co taras. - W szafie zostawiłem dla ciebie ręczniki. Gdybyś czegoś potrzebowała daj mi proszę, albo Ikigaiowi, od razu znać. - Upewnił się, że chwilowo niczego Airan nie potrzeba i sam poszedł się przebrać. w wygodne, proste, czarne kimono. Rozczesał też od razu włosy, ale spiął je z powrotem, żeby nie przeszkadzały. Wyschną. Dopiero wtedy wyszedł na korytarz, żeby namierzyć Airan. Czy siedziała w pokoju czy może wyszła do Ikigaia.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Inspiracja. Warto mieć kogoś, z kogo się ją czerpało, sęk w tym, by wybrać tę inspirację dobrze. Ale matka, która w dodatku jest Shirei-kanem wielkiego rodu wydawała się wspaniałym wyborem. Matka – jedyny rodzic, jakiego się znało i jakiego tak naprawdę mało. Brak rówieśników… coś, to rzeczywiście mógł być pewien problem, ale ludzie z ambicjami zapełniali sobie nimi czas. I jak widać, potrafili też znaleźć dla siebie ludzi, którymi chcieli się otaczać, albo przynajmniej utrzymywać kontakt – tak jak robiła to Airan i Yugen. Jasne, złapali się dość późno, a przynajmniej późno jak na Airan, była wtedy w końcu już przecież praktycznie dorosłą… dziewczyną. Nie kobietą – dziewczyną. Ale jednak złapanie kontaktu z tak młodą osoba powinno być raczej nie możliwe, tym bardziej, ze nie była fanką dzieci. A jednak. Ale to wszystko dlatego, że Hao był mało podobny dziecku – a przynajmniej umysłowo. I teraz resztą ta różnica wieku też się zacierała. Gdy na niego patrzyła, to wcale nie widziała w nim kogoś, kto jest od niej młodszy te cztery czy pięć lat. Widziała w nim rówieśnika. Airan bardzo żałowała, że nie mogła dla Yugena wziąć ciała Tsukikage. Wtedy jeszcze nie zajęła się sztuką Fuinjutsu i zwyczajnie był to dla nich problem. Teraz… Teraz byłoby to dużo prostsze. Teraz pewnie nie oddałaby swojego życia.
- Jestem całkiem niezła w słowach i w charakterach – przyznała nieskromnie uśmiechając się do Hao na ulotny moment, nim wróciła do cichej obserwacji Karoshiego. Wiedziała, że będzie piękny. Tak jak Ikigai był piękny. Ich właściciel właściwie też był niczego sobie. Zerknęła na ślad na ręce Yugena, znak wampirzego ninkena i pokręciła głową. - Uwielbiam zwierzęta, ale swojego nie mam żadnego. Zbyt rzadko bywam w domu, by branie jakiegoś pod opiekę było rozważne i dla niego dobre. Bo i po co mam często być w domu, skoro jest pusto – co przez to miała na myśli to to, że mieszkała całkiem sama. - Zwierzaka musiałabym zostawiać moim rodzicom, a to by chyba znaczyło, że jest bardziej ich niż mój… - konia ni wielbłąda swojego też nie miała, chociaż każdorazowo nadawała im jakieś imiona i ksywki, jeśli nie miały żadnego konkretnego. Młody ninken bronił swojego terytorium, co było jak najbardziej zrozumiałe i pożądane – był mały, a wydawał się sobie samemu taki wielki! A Airan… uśmiechnęła się w końcu do malucha i nawet puściła mu oczko, nim odwróciła się do Hao i Ikigaia. - Taak, to prawda… Ale wielu z nas samych sobie to dzieciństwo odbiera. Miło jednak, że Karoshi ma wybór. A raczej go nie ma, bo nie chcesz go zbyt prędko wtajemniczać. Ale to w sumie też dobrze, racja, niech się wyszumi i wybawi – rzeczywiście przedwczesne widzenie rozlewu krwi mogło mieć bardzo katastrofalne skutki. A tutaj… Beztroska zabawa, testowanie i gra o miejsce alfy w tym zespole. Zbrodnią byłoby tego małemu odmawiać, tym bardziej, że już źle zaczął – a to wszystko dlatego, że ludzie zgotowali mu ten los. Klatka, choroba… Teraz nie było tego po nim widać i to całe szczęście!
Hibiki cicho się zaśmiała przy próbie docinki Ikigaia, tej po której dostał w ucho, a później zasłużył na głaskanie, ale posłusznie ruszyła za Hao, kiedy zaprosił ją w głąb domu i pokazał jej co jest gdzie. Airan tylko oczami zerkała to tu to tam, notując sobie wszystko w pamięci.
- Naprawdę masz tutaj ładnie – powtórzyła to, co powiedziała mu na początku, kiedy już wskazał jej jej pokój i znalazła się w środku, tutaj już rozglądając się nieco mocniej. - Cały dobytek jest ze mną, więc pewnie nie będzie potrzeby, by wam zawracać głowę, ale będę pamietac, dziękuję – poklepała się jeszcze po torbie, która wcale nie była jakaś wielka, tak do kontrastu z jej słowami – ktoś z boku musiałby się nieźle ubawić słysząc, że kObIeTa nosi cały swój dobytek w torbie na ramie. Ale Yugen już wiedział. W końcu widział dwa średniej wielkości zwoje w środku i ilość pieczęci, jaką Airan ze sobą nosiła. - Ostrzegam tylko, że wstaję dość wcześnie. Na pustyni zbyt szybko robi się gorąco, więc przywykłam do tego, by wstawać skoro świt, póki jest jeszcze do wytrzymania. Ale może tu uda mi się spać o normalnych dla was porach. W każdym razie gdyby co, to postaram się nie przeszkadzać – wstawała wcześnie i chodziła spać późno… Ludzie Samotnych Wydm koło południa robili sobie przerwę, wtedy kiedy żyć się już po prostu nie dało, ale z ninja było różnie. I Airan przywykła w miarę do tego, że śpi się po prostu mało. Później miała dni, że musiała odpocząć i odespać to wszystko, nadrobić, ale… no tak. Trudno było funkcjonować inaczej w takich trudnych warunkach.
Zostawiła więc torbę, odpięła kabury z ud i jedyne co ze sobą miała, to dwie opaski z pieczęciami – a to tylko dlatego, że zdążyła o nich zapomnieć. Rozczesała szybko włosy i wyszła, do Ikigaia i Karoshiego, nie zadając sobie nawet zbyt wiele trudu, by zamknąć tamten pokój gościnny. Bo i po co? Przecież w nim się siedziała, ani nie szukała prywatności.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
ODPOWIEDZ

Wróć do „Domy mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość