Zdziwił ją sam fakt, że Toshrio się nie odsunął. Jeszcze wczoraj szarpnęła się na jego życie, a on znów pozwolił jej się do siebie zbliżyć. Bez najmniejszych oporów. Czyżby aż tak ją lekceważył? Rzeczywiście była słaba w porównaniu z nim. Nie było tutaj czego ukrywać. Mogła się zgrywać i udawać kogoś kim nie była, jednak każde z nich wiedziało o przepaści jaka ich dzieliła. Nie trzeba było tutaj niczego dopowiadać. Mimo wszystko trochę ją wkurzył, że miał ją za takiego słabiaka. Oczywiście mógł mieć ku temu inne powody, jednak Nana była tak samo kiepska w ‘te klocki’ jak i Toshiro. Może zwyczajnie nie chciał jej urazić, kto wie?
Niedopowiedzenia i dwuznaczność były dla niej czymś normalnym. Nie robiła tego specjalnie, po prostu takie już miała nawyki. Zazwyczaj zaczynało się niewinnie. Była miła dla karczmarza, żeby potem uciec bez płacenia. Nie bała się wykorzystywać swoich atutów, żeby zdobyć nad kimś przewagę. Jak zawsze wszystko wracało do kwestii przetrwania w tych trudnych czasach.
W końcu obróciła wszystko w żart - chociaż to jej się udało. Słysząc jego uwagę bez zastanowienia szturchnęła go łokciem.
-
Nie ładnie tak sobie z kogoś żartować - droczyła się w drodze na śniadanko. Nie, żeby sama mu dogryzała czy coś. Oczywiście była tutaj niewinna! Wszystko złe to nie ona. Potem w końcu przestała być zmierzła, bo jej brzuszek został napełniony. Podziękowała, grzecznie pomogła mu posprzątać po śniadaniu i ruszyła do pokoju, żeby się przygotować.
Kiedy już dotarli nad jezioro dziewczyna była pełna podziwu. Było to idealne miejsce do ćwiczenia ognistych technik. Posiadłość była ogromna, co dopiero tereny wokół. Chłopak miał szczęście musiała mu to przyznać. Nie zazdrościła mu jednak. Każde z nich miało swoje inne życie. Dzięki temu wszyscy nie byli tacy sami. Toshrio nie czekał za bardzo od razu przeszedł do sedna sprawy. Oczywiście sama mu powiedziała o katonie psując sobie jakąkolwiek przewagę, jeśli w ogóle taką miała. Wiedział o niej praktycznie wszystko. Nie miałą specjalnie nic do dodania. Uniosła jednak swoje brwi ku górze, trochę zdziwiona.
-
Mieliśmy walczyć - prychnęła wymijając go. Przeszła na drugą stronę jeziora. Odwróciła się do niego przodem i posłała mu łobuzerski uśmiech. Jej oczy również przybrały czerwony kolor. Stanęła trochę wygodniej -
Więc walczmy!
Rzuciła w jego stronę dwa shurikeny z kabury, przykucnęła wykonując jedną pieczęć. Wzięła głęboki oddech i wypuściła w jego kierunku strumień ognia, który pędził na niego w linii prostej. Miał za zadanie zabrać ze sobą rzucone shurikeny, zwiększając przez to ich szybkość i obrażenia, jakie mogły zadać.
Nana podchodziła do sprawy całkiem poważnie. Wiedziała, że była na straconej pozycji. Nie dorównywała mu w żadnym calu, jednak wcale jej to nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie. Był dla niej wyzwaniem. Nigdy nie brała udziału w żadnym sparingu. Każda walka była walką na 100%, walką na śmierć i życie. I tak traktowała właśnie tą teraz. Jeśli przyjdzie jej zginąć z rąk Toshrio to tak widocznie miało być. Nie myślała za bardzo o konsekwencjach, działała instynktownie. Trening czy sparing, wszystko było przecież bardzo ważne.
Ukryty tekst