Dom Yugena
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Różnorodność była pięknem tego świata. To, że nie mogła się spodziewać, jakiego koloru będzie niebo o zachodzie słońca na dalekim wschodzie, kiedy u ciebie malowało się właśnie takimi barwami i tak je wspominasz - z sentymentem. Zapamiętujesz obraz, ponieważ jest drogi sercu. Niektórzy chcą zapamiętać też te, które pozornie sercu są dalekie, ale jednocześnie nowe, przepełnione nieznanymi emocjami. Pełne nowych doznań. Rozumiał te potrzeby - Hao pojmował, czym jest potrzeba zapamiętania tego, co drogie i skojarzenia smaków z tym, co bliskie, jak i również to, że człowiek chciał odnajdywać nowe sposoby na odczuwanie. Czegokolwiek. Czasem to precyzował, a czasem rzucał wolę na wiatr - niech ją poniesie, zaplącze w liście, może wyklują się pod nim piękne kwiaty łubinu. I wtedy nagle już wiesz, na czym chcesz zawiesić oko. I co wywołuje uśmiech na twojej twarzy. Nawet nad tymi drobnymi kwiatuszkami potrafiły drżeć ręce. Przez to, jak były delikatne - choć to tylko kwiaty, cóż za problem? Połóż się ze mną pod drzewem, między tymi kwiatami i ich intensywnym zapachem. Jeśli poza nimi nie będziemy niczego widzieć i niczego czuć, to czy jeszcze można mówić, że poza tym miejscem istnieje jakiś świat? Tak. Zawsze istniał. Tamten daleki, który pamiętasz, który tkwi w sercu. Nie każdy potrafił porzucić dom. Nie chodzi nawet o chęci - chodzi o tak głębokie przywiązanie, że rozstanie boli jak rozstanie z najdroższą sercu matką. Taką, która zawsze była przy tobie i zawsze cię wspierała. Do pewnych rzeczy człowiek nie powinien się zmuszać i tym bardziej nie powinien być zmuszany. Oby utrzymała się tendencja, w której ani Yugen, ani Airan nie będą mieli z takimi wymuszeniami do czynienia i dobrymi torami potoczy się historia za ich życia.
I o ile byłeś przekonany co do tego, że każdy człowiek miał różne potrzeby, tak nie chciałeś się przekonywać, czy ludzie z innymi potrzebami religijnymi były osobami, z którymi chciałeś dyskutować na ten temat. Czemu? Strach przed nietolerancją i różnicą zdań? To już przerobiliśmy. Kopanie niektórych tematów oznaczało kopanie samego siebie. Eksploatacje tych części i odczuć, które były zamglone. Teoretycznie wiedziałeś, czego się spodziewać, ale zaraz potem zatracałeś się między tym, czego chcesz, a co jest prawdą. Ponieważ te chęci i racje nie zawsze szły ze sobą w parze. Dobrze, że jesteś tolerancyjna. Ale czy on był? Jest? Ha… nie chciał tego sprawdzać, bo tutaj rysowała się cieniutka granica. Nie był. Tylko nie wiedział, do jakiego stopnia.
Oj tak, nic, czym władali ninja nie było porównywalne do zabawek dla dzieci. Nawet jeśli stworzą coś, co je przypomina, to w rękach ninja może być to przerażająca maszyna, która może zrobić wiele złego. Chakrą czy też nie - niektórzy pomysłowi ninja potrafili sobie radzić i bez używania chakry. Na tym polegał cwancyk - by tę energię oszczędzać jak najbardziej się da. Zapamięta to nazwisko i z całą pewnością zapamięta, czego się wystrzegać. Skinął głową na potwierdzenie, że jest to przerażająca umiejętności. Ciekawie byłoby kiedyś spotkać takiego lalkarza. Żadnego jeszcze nie widział w Ookami-den, gdzie urzędował najczęściej. Prawie ciągle. Ale jakby tak nad tym myśleć, to ogólnie niewiele osób zapuszczało się do Wilczej Jamy. Niewiele obcych. I wcale mu to nie wadziło… może tyle szkoda, że lubił jednak poznawać to, co nowe, tak i nowe osobistości, mimo braku tendencji do utrzymywania relacji czy tęsknienia za ludźmi.
- Ty sterujesz metalem. Oni mają ograniczenie do sterowania lalkami? - Skoro już byliśmy przy tym słowie, to całkiem fascynujące, jakie ograniczenia nakładała chakra na ludzi. Jak zabawnie działała i jaka była mądra, że rozpoznawała własne ograniczenia i nie pozwalała ich przekraczać. Jak to działało? Gdzie i jak spisano zasady? Mędrzec Siedmiu Ścieżek nie mógł jej przecież stworzyć zgodnie ze wszystkimi sztywnymi, inaczej nie mogłyby powstawać nowe klany, a te się zrodziły na długo po śnie Mędrca. - Hahaha, to zupełnie jak Inuzuka! Spotkanie naszego klanowicza z takim Ayatsuri byłoby pewnie monologiem obu stron. Jeden o ninkenach, drugi o lalkach. - Przechylił głowę z jednej na drugą stronę, kiedy powiedział najpierw o ninkenach a potem o lalkach.
- Zrobić więcej herbaty? Wybacz, chyba w końcu w zamieszaniu gościny nie usłyszałem, czy jesteś głodna. - Gotowanie chwilę trwało - i zawsze BEZPIECZNIEJ było zjeść na mieście. Zresztą dzięki temu Airan mogłaby poznać miejscowe przysmaki i ciekawostki.
I o ile byłeś przekonany co do tego, że każdy człowiek miał różne potrzeby, tak nie chciałeś się przekonywać, czy ludzie z innymi potrzebami religijnymi były osobami, z którymi chciałeś dyskutować na ten temat. Czemu? Strach przed nietolerancją i różnicą zdań? To już przerobiliśmy. Kopanie niektórych tematów oznaczało kopanie samego siebie. Eksploatacje tych części i odczuć, które były zamglone. Teoretycznie wiedziałeś, czego się spodziewać, ale zaraz potem zatracałeś się między tym, czego chcesz, a co jest prawdą. Ponieważ te chęci i racje nie zawsze szły ze sobą w parze. Dobrze, że jesteś tolerancyjna. Ale czy on był? Jest? Ha… nie chciał tego sprawdzać, bo tutaj rysowała się cieniutka granica. Nie był. Tylko nie wiedział, do jakiego stopnia.
Oj tak, nic, czym władali ninja nie było porównywalne do zabawek dla dzieci. Nawet jeśli stworzą coś, co je przypomina, to w rękach ninja może być to przerażająca maszyna, która może zrobić wiele złego. Chakrą czy też nie - niektórzy pomysłowi ninja potrafili sobie radzić i bez używania chakry. Na tym polegał cwancyk - by tę energię oszczędzać jak najbardziej się da. Zapamięta to nazwisko i z całą pewnością zapamięta, czego się wystrzegać. Skinął głową na potwierdzenie, że jest to przerażająca umiejętności. Ciekawie byłoby kiedyś spotkać takiego lalkarza. Żadnego jeszcze nie widział w Ookami-den, gdzie urzędował najczęściej. Prawie ciągle. Ale jakby tak nad tym myśleć, to ogólnie niewiele osób zapuszczało się do Wilczej Jamy. Niewiele obcych. I wcale mu to nie wadziło… może tyle szkoda, że lubił jednak poznawać to, co nowe, tak i nowe osobistości, mimo braku tendencji do utrzymywania relacji czy tęsknienia za ludźmi.
- Ty sterujesz metalem. Oni mają ograniczenie do sterowania lalkami? - Skoro już byliśmy przy tym słowie, to całkiem fascynujące, jakie ograniczenia nakładała chakra na ludzi. Jak zabawnie działała i jaka była mądra, że rozpoznawała własne ograniczenia i nie pozwalała ich przekraczać. Jak to działało? Gdzie i jak spisano zasady? Mędrzec Siedmiu Ścieżek nie mógł jej przecież stworzyć zgodnie ze wszystkimi sztywnymi, inaczej nie mogłyby powstawać nowe klany, a te się zrodziły na długo po śnie Mędrca. - Hahaha, to zupełnie jak Inuzuka! Spotkanie naszego klanowicza z takim Ayatsuri byłoby pewnie monologiem obu stron. Jeden o ninkenach, drugi o lalkach. - Przechylił głowę z jednej na drugą stronę, kiedy powiedział najpierw o ninkenach a potem o lalkach.
- Zrobić więcej herbaty? Wybacz, chyba w końcu w zamieszaniu gościny nie usłyszałem, czy jesteś głodna. - Gotowanie chwilę trwało - i zawsze BEZPIECZNIEJ było zjeść na mieście. Zresztą dzięki temu Airan mogłaby poznać miejscowe przysmaki i ciekawostki.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Zapamiętała obrazy dzieciństwa, pewna, że zawsze będzie do nich wracać. Gdziekolwiek nogi ją zaprowadzą, gdziekolwiek serce rozkaże jej pozostać – nawet jeśli z dala od Atsui, to ono zawsze będzie w jej sercu, tego była pewna. Zresztą, tak jak już powiedziała czarnookiemu (a może tylko pomyślała?) – wcale nie musiała dokonywać swojego żywota na piaskach, pośród których się urodziła i wychowała, kształtując się na osobę, jaką była obecnie. Las i strumień brzmiało jak raj. Zaś tutaj w Yusetsu, choć to może po prostu tutaj u Yugena, też bardzo jej się podobało. Było tak bardzo inaczej od Kinkotsu… Od wszystkiego co znała. Na pustyni była jej rodzina i jej korzenie, ale to, co tak kochała, rzadko kiedy można było zobaczyć w Atsui. Deszcz. Airan kochała deszcz. Zimny, gdy mogła go po prostu oglądać i ciepły, kiedy wystawiała twarz do nieba, a ten ją obmywał. Ściągał troski, oczyszczał, rozgrzeszał. Dawał ukojenie. Płakał za nią tam, gdzie ona nie mogła uronić łzy. Nie mogła, bo nie wypadało. Nie mogła, bo nie miała już siły – tak jak po Sachu no Senjo, gdzie jedyne co w człowieku zostało to pustka. W obliczu tego wszystkiego Hibiki wiedziała, czuła w kościach, że gdyby sytuacja tego od niej wymagała, to porzuciłaby dom, zamieszkałaby gdzieś indziej, ale prędzej czy później na pewno wracałaby do Kinkotsu w odwiedziny. Albo porzuciłaby dom też wtedy, gdyby jej rodzina mogła na tym zyskać.
Poznanie samego siebie – trudny, niebezpieczny temat, na który nie każdy miał odwagę. Czasami to nie był po prostu dobry moment. Czasami była to przezorność – odłożenie tego poznania gdzieś na bok, przeczekanie na lepszy moment, w którym potencjalna złość nie przyniesie takiego spustoszenia jakiego mogłaby w innej chwili. Jak mogłaby teraz – nie ze strony Airan, a ze strony Yugena, który odczuwał intensywniej, pełniej niż chciał to pokazać i niż może sam zdawał sobie do końca sprawę. Te burzliwe uczucia… One nie brały się z niczego. One tkwiły w człowieku i czekały na upust, na dobry moment, by wypłynąć.
Uśmieszek na czerwonych ustach czarnowłosej powiększył się odrobinę. Tak, sterowała metalem. I to w jaki sposób! Bronie, przedmioty codziennego użytku – byle co, byle było metalowe. I to jak sterowała! Myślą, gestem – robiąc całkowicie niesamowite rzeczy. Przyciągać, odpychać, ciąć… Był też piasek, żelazny pył, coś metalowego, ale też zupełnie chakrowego. Unikat nawet wśród mrowia użytkowników piasku – Sabaku.
- Podpinają się takimi nićmi do tych swoich cudów i sterują. No jak marionetkarze, naprawdę – to porównanie nie wzięło się w końcu znikąd. Airan nie wiedziała jak oni to robili, wytwarzali te nici i na czym polega ta kontrola, dlatego mówiła ogólnikami na podstawie wiedzy, jaką dysponowała. - Nie wiem czy tylko do tego… Może nie? Może tak? – może mogli się podpiąć do czegoś innego? Tylko pewnie jak tym sterować, skoro miecz nie ma rąk, ani nóg… Airan nie miała zielonego pojęcia i teraz spekulowała. - Noooo… Tak. Tyle, że Ayatsuri zrozumiałby Inuzuka, a Inuzuka Ayatsuri pewnie już nie – to te wszystkie mechaniczne blable. Szczegóły nie do załapania dla zwykłego śmiertelnika, a nawet i takiego niezwykłego, jakimi byli ninja. - Wiesz co… Coś mało mówisz o swoich ninkenach – oparła zadziornie kładąc łokieć na blacie i wychyliła się odrobinę do przodu, oparłszy podbródek o dłoń, w której lekko zwinęła palce, i tak nadal zadowolona z siebie się uśmiechała do towarzysza rozmowy. Coś mało był Inuzukowaty. Gdzie te monologi o wilkach? Brakowało ich!
- Może za chwilkę… I odpowiadałam ci, głuptasie. Mówiłam, że nie jestem teraz głodna. No chyba że tak bardzo cię palce świerzbią żeby stać nad garami. Pamiętam co pisałeś – że lubi gotować. Airan… Nie miała na to czasu. Wcale nie chciała jednak, żeby Yugen stał teraz nad gotowaniem przez pół dnia. A jeśli chciał, to chciałaby mu w takim wypadku pomóc. To też mogłoby być całkiem stymulujące, zupełnie jak przekomarzanki z Ikigaiem.
Poznanie samego siebie – trudny, niebezpieczny temat, na który nie każdy miał odwagę. Czasami to nie był po prostu dobry moment. Czasami była to przezorność – odłożenie tego poznania gdzieś na bok, przeczekanie na lepszy moment, w którym potencjalna złość nie przyniesie takiego spustoszenia jakiego mogłaby w innej chwili. Jak mogłaby teraz – nie ze strony Airan, a ze strony Yugena, który odczuwał intensywniej, pełniej niż chciał to pokazać i niż może sam zdawał sobie do końca sprawę. Te burzliwe uczucia… One nie brały się z niczego. One tkwiły w człowieku i czekały na upust, na dobry moment, by wypłynąć.
Uśmieszek na czerwonych ustach czarnowłosej powiększył się odrobinę. Tak, sterowała metalem. I to w jaki sposób! Bronie, przedmioty codziennego użytku – byle co, byle było metalowe. I to jak sterowała! Myślą, gestem – robiąc całkowicie niesamowite rzeczy. Przyciągać, odpychać, ciąć… Był też piasek, żelazny pył, coś metalowego, ale też zupełnie chakrowego. Unikat nawet wśród mrowia użytkowników piasku – Sabaku.
- Podpinają się takimi nićmi do tych swoich cudów i sterują. No jak marionetkarze, naprawdę – to porównanie nie wzięło się w końcu znikąd. Airan nie wiedziała jak oni to robili, wytwarzali te nici i na czym polega ta kontrola, dlatego mówiła ogólnikami na podstawie wiedzy, jaką dysponowała. - Nie wiem czy tylko do tego… Może nie? Może tak? – może mogli się podpiąć do czegoś innego? Tylko pewnie jak tym sterować, skoro miecz nie ma rąk, ani nóg… Airan nie miała zielonego pojęcia i teraz spekulowała. - Noooo… Tak. Tyle, że Ayatsuri zrozumiałby Inuzuka, a Inuzuka Ayatsuri pewnie już nie – to te wszystkie mechaniczne blable. Szczegóły nie do załapania dla zwykłego śmiertelnika, a nawet i takiego niezwykłego, jakimi byli ninja. - Wiesz co… Coś mało mówisz o swoich ninkenach – oparła zadziornie kładąc łokieć na blacie i wychyliła się odrobinę do przodu, oparłszy podbródek o dłoń, w której lekko zwinęła palce, i tak nadal zadowolona z siebie się uśmiechała do towarzysza rozmowy. Coś mało był Inuzukowaty. Gdzie te monologi o wilkach? Brakowało ich!
- Może za chwilkę… I odpowiadałam ci, głuptasie. Mówiłam, że nie jestem teraz głodna. No chyba że tak bardzo cię palce świerzbią żeby stać nad garami. Pamiętam co pisałeś – że lubi gotować. Airan… Nie miała na to czasu. Wcale nie chciała jednak, żeby Yugen stał teraz nad gotowaniem przez pół dnia. A jeśli chciał, to chciałaby mu w takim wypadku pomóc. To też mogłoby być całkiem stymulujące, zupełnie jak przekomarzanki z Ikigaiem.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Może to tak zawsze wyglądało? Ogień czekał na to, żeby dać mu szansę, przecież dobrze wiesz, Hao. On tkwił w tobie i był częścią ciebie. Mogłeś udawać, że jest inaczej, nakrywać wiatrem zaplatającym wstążki od Losu we włosach, przyglądać się łagodnej wodzie w jeziorze, błogosławić świętą ziemię, uśmiech słać ku Gai, która własnymi włosami nakrywała trzęsące się na wichurach tulipany. Mogłeś bardzo wiele - i każda z tych opcji była tak samo częścią ciebie, jak i niebezpiecznie tlący się płomień w sercu. Ciepły, pozwalający dzielić się tym ciepłem z innymi - a i owszem. Potrafiłeś przecież oświetlić ludziom drogę, jeśli tylko potrzebowali drogowskazu, bo pobłądzili w ciemnościach. Każdy ninja chyba musiał ją mieć - iskrę, żeby czegokolwiek dokonać. Inaczej kończyli, zanim zaczęli, innym co najwyżej udawało się dobrnąć do połowy. Mijający cię przechodnie mieli mnóstwo powodów, żeby się tego ognia bać. By czuć przed nim respekt - obojętnie, jakby dobrym nie był im drogowskazem, obojętnie, w jak łagodnej formie go nie widzieli. W Ookami-den w końcu był bardzo rozpoznawalną, ikoniczną wręcz jednostką. Jesteś tym, jak cię widzą - przecież już tutaj przerabialiśmy temat wyglądu, prezencji, tego, za czym ludzie podążali i jak chcieli ninja widzieć. To było. Coś nowego? Dalej, dorzuć swoje trzy grosze! Scena jest twoja, artysto, możesz zarzucić kolejnym uprzejmym uśmiechem. Albo dla odmiany pozwolić zajrzeć, co działo się za kurtyną. Tam, wśród cieni… wiesz bardzo dobrze, że człowiek musi uważać nie tylko na ogień - musi też uważać, gdzie kierować swój wzrok. Jeśli rozpalisz pochodnie, rozgonisz cienie wokół siebie, ale sprawisz też, że twój własny będzie o wiele dłuższy, wyraźniejszy i ciemniejszy. A wszystko wokół zatopi się w jeszcze głębszych ciemnościach. Jeśli tylko zabraknie ci wosku do palenia knota - oślepniesz całkowicie. Oczy będą zawodzić. Wszystko ma na tym świecie swój skutek i przyczynę. Znałeś swoją. Ta wstrzemięźliwość, to wieczne trzymanie się w ryzach, te uważne kroki, uważne słowa, jeszcze uważniejsze spojrzenia. Masz być ideałem - już chyba urodziłeś się z tą myślą. Tylko dlatego, że Ikigai, Tsukikage i matka tego nie wymagali udało się nie zbudować porcelanowej lalki - najstraszniejsze było to, że żywej. Ich słowa zawsze były obok ciebie - że nie potrzeba tu ideałów. Żeby w swojej misji ratowania świata nie zapominał o sobie samym. Człowiek młody to człowiek głupi - wydaje ci się, że możesz wszystko, zwłaszcza, kiedy jesteś taki zdolny. Że zmienisz świat! Nie. Historia uczy i daje po łapach. Załamuje marzenia. Zupełnie tak, jak załamywało się światło świecy od podmuchu wiatru i kołysało wszystkimi cieniami wokół. To ciemność dopasowywała się do ognia? Czy to światło było twórcą, tym artystom wezwanym na scenę? Czy może mrok? Hao widział w sobie wystarczająco wiele ciemności, której nie chciał powoływać do życia. Demony były bardzo bystre - i nie dało się ich utopić.
Potrafiły pływać.
Wyobrażasz sobie tę scenę - scenę lalek widzianych na tych małych scenach, które wystawiali lalkarze. Z ostrzami. Z kryształowymi oczami, które były martwe i jednocześnie śledziły każdy twój ruch. Ze sztukmistrzem za swoimi plecami, który trzymał ją na linkach przesiąkniętych błękitną energią. Sztukmistrz był anonimowy - z twarzą zasłoniętą maską. Czy mógł mieć więcej marionetek? Dużych, ubranych w obdarte szaty. Na drewnie i stalowej zbroi, jaką lalka przywdziała zamiast ślicznej sukieneczki, widać było zarysowania i wgłębienia od stoczonych pojedynków. Zasłuchany podparłeś głowę na zgiętych palcach, przechylając ją. W zamyśleniu przesuwając palcami po krótszym paśmie włosów opadającym na klatkę piersiową. Równie wciągająca co wyobrażenie o podziemnym mieście. Ale to teraz zostało odsunięte. Najpierw samą analizą przesuwania się pod ziemią, którą przedstawiła Airan, jak i teraz opowieścią, krótką i treściwą, na temat Ayatsuri.
- Naprawdę? - Uniósł brwi dosłownie o milimetr czy dwa w górę, ale Airan miała bardzo bystre oczka. Wyłapanie takiego gestu odruchowego dla minimalnego zdziwienia nie było dla niej problemem. Zaraz jego wargi znów się wygięły nieco w górę. No tak, fatalny Inuzuka wobec standardu, w którym ciągle peplało się o swoich ninkenach. - Oczywiście, śpieszę więc z nadrobieniem. - Powoli wyprostował się i położył przedramię wzdłuż blatu, unosząc jednocześnie głowę. Chociaż akurat nie powiedział tego na serio, to była lekki sarkazm z jego strony, odpowiedź właściwie na tę zaczepkę. Może gdyby spędzali z Ikigaiem swój czas osobno to byłoby o czym opowiadać. Ale oni dzielili ze sobą właściwie wszystko. Jedna dusza - tylko dwa ciała. - Brak kłótni między partnerami sprawia, że i mało w naszej rodzinie ekscesów, którymi warto byłoby się dzielić. - Lud kochał plotki. Im bardziej pikantne wydarzenia tym lepiej. Teraz tłumu tutaj nie mieli, ale Yugen chętnie podjął ten ton. - Cieszę się, że zaakceptowali moją prośbę o zatrzymanie Karoshiego. Spodziewałem się… problemów. - Hao delikatnie zwolnił przed ostatnim słowem, jakby szukał odpowiedniego słowa. W rzeczywistości przez jego głowę przeleciało pytanie i dziesiątki za i przeciw jako odpowiedzi na nie. W ciągu tej milisekundy. Pytanie, czy to bezpiecznie zaczynać temat. Ale tak naprawdę… lepiej, żeby usłyszała to od niego, niż przez przypadek gdziekolwiek. Tak, zdecydowanie lepiej. Przesunął wzrok w bok, zatrzymując go na pięknym drzewku bonsai wysuwającym się z szarych kamyczków przy domostwie. Ładnie przyciętym, zadbanym. Powinienem dodać więcej tej zieleni do domu.
- Teraz możesz zawsze powiedzieć “i tak mnie właśnie słuchasz”. - Obrócił głowę z uśmiechem z powrotem na Airan.
Potrafiły pływać.
Wyobrażasz sobie tę scenę - scenę lalek widzianych na tych małych scenach, które wystawiali lalkarze. Z ostrzami. Z kryształowymi oczami, które były martwe i jednocześnie śledziły każdy twój ruch. Ze sztukmistrzem za swoimi plecami, który trzymał ją na linkach przesiąkniętych błękitną energią. Sztukmistrz był anonimowy - z twarzą zasłoniętą maską. Czy mógł mieć więcej marionetek? Dużych, ubranych w obdarte szaty. Na drewnie i stalowej zbroi, jaką lalka przywdziała zamiast ślicznej sukieneczki, widać było zarysowania i wgłębienia od stoczonych pojedynków. Zasłuchany podparłeś głowę na zgiętych palcach, przechylając ją. W zamyśleniu przesuwając palcami po krótszym paśmie włosów opadającym na klatkę piersiową. Równie wciągająca co wyobrażenie o podziemnym mieście. Ale to teraz zostało odsunięte. Najpierw samą analizą przesuwania się pod ziemią, którą przedstawiła Airan, jak i teraz opowieścią, krótką i treściwą, na temat Ayatsuri.
- Naprawdę? - Uniósł brwi dosłownie o milimetr czy dwa w górę, ale Airan miała bardzo bystre oczka. Wyłapanie takiego gestu odruchowego dla minimalnego zdziwienia nie było dla niej problemem. Zaraz jego wargi znów się wygięły nieco w górę. No tak, fatalny Inuzuka wobec standardu, w którym ciągle peplało się o swoich ninkenach. - Oczywiście, śpieszę więc z nadrobieniem. - Powoli wyprostował się i położył przedramię wzdłuż blatu, unosząc jednocześnie głowę. Chociaż akurat nie powiedział tego na serio, to była lekki sarkazm z jego strony, odpowiedź właściwie na tę zaczepkę. Może gdyby spędzali z Ikigaiem swój czas osobno to byłoby o czym opowiadać. Ale oni dzielili ze sobą właściwie wszystko. Jedna dusza - tylko dwa ciała. - Brak kłótni między partnerami sprawia, że i mało w naszej rodzinie ekscesów, którymi warto byłoby się dzielić. - Lud kochał plotki. Im bardziej pikantne wydarzenia tym lepiej. Teraz tłumu tutaj nie mieli, ale Yugen chętnie podjął ten ton. - Cieszę się, że zaakceptowali moją prośbę o zatrzymanie Karoshiego. Spodziewałem się… problemów. - Hao delikatnie zwolnił przed ostatnim słowem, jakby szukał odpowiedniego słowa. W rzeczywistości przez jego głowę przeleciało pytanie i dziesiątki za i przeciw jako odpowiedzi na nie. W ciągu tej milisekundy. Pytanie, czy to bezpiecznie zaczynać temat. Ale tak naprawdę… lepiej, żeby usłyszała to od niego, niż przez przypadek gdziekolwiek. Tak, zdecydowanie lepiej. Przesunął wzrok w bok, zatrzymując go na pięknym drzewku bonsai wysuwającym się z szarych kamyczków przy domostwie. Ładnie przyciętym, zadbanym. Powinienem dodać więcej tej zieleni do domu.
- Teraz możesz zawsze powiedzieć “i tak mnie właśnie słuchasz”. - Obrócił głowę z uśmiechem z powrotem na Airan.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Z ogniem tak już po prostu było – płonął i był inspiracją. Przecież bez ognia nie było życia. Ile to poetów zapatrywało się w ogień, chcąc dojrzeć tam przeróżne kształty, może odczytywać przyszłość? Ogień dawał ciepło, był taki przyjemny… Pozwalał przeżyć, najeść się, leczyć choroby. Airan mogłaby się w ten ogień wpatrywać i wpatrywać – i to zresztą robiła odkąd pojawiła się w tym domu, a ninkeny Yugena wyszły zająć się sobą na zewnątrz. Wpatrywała się w ogień. I tak, inspirował ją, nawet nie próbowałaby zaprzeczyć. Ale z ogniem to było też tak, że jeśli podać mu odpowiedni grunt (choć w tym wypadku odpowiedni nie oznacza wcale, że dobry), to zacznie płonąć zbyt mocno. Zacznie się spalać. Pożoga chętnie wtedy pokrywała wszystko wokół a najgorsze w tym było to, że gdy ten już się nasycił, to zaczynał ginąć sam. Podkład do tego, by nadal pysznić się swoimi kolorami zanikał i ogień… też. Zanikał. Ginął, a po nim zostawały tylko zgliszcza i gryzący płuca dym. Dlatego tak ważne było, by ten ogień kontrolować. A Yugen miał do tego wszelkie narzędzia. Był tym powietrzem, które może wzniecać ogień, ale które może go też przygasić. O tak, każdy wielki ninja musiał mieć iskrę, musiał mieć w sobie coś co pozwalało mu pociagnąć za sobą tłumy. Musiał mieć determinację, musiał mieć ambicję albo chociaż talent… Musiał mieć olej w głowie – inaczej kończył marnie, dokładnie tak, jak piszesz – zanim w ogóle dobrze zacznie. Yugen zdecydowanie miał iskrę. Iskrę, która sprawiała, że chciało się uśmiechać, a… przynajmniej Hibiki chciała się uśmiechać. Dlatego ciągle to robiła. Tak bardzo się cieszyła, że tutaj teraz była – zabawna sprawa, bo jeszcze godzinę wcześniej denerwowała się jakby miała się zobaczyć nie wiadomo z kim, a tu… Wszystko przyszło tak gładko. Czy szukała tutaj ideału? Zdecydowanie nie. Pożyła na tym świecie już wystarczająco długo by wiedzieć, że ideałów nie ma. Każdy miał swoją mroczniejszą stronę i Yugen na pewno też. Airan też miała… Ale tej Hao zwyczajnie nie miał okazji widzieć. To jak bezwzględna była na polu walki. Jak… Zupełnie nie łagodna.
- Naprawdę – powtórzyła za nim, całkiem rozbawiona. Głównie jego reakcją, tym bardzo delikatnym, zupełnie jak delikatne były dmuchawce, które wystarczyło lekko trącić ręką, by ich puszki poleciały z wiatrem przez siebie. Nie to, by Airan bardzo przeszkadzało to, że tak mało mówił o Ikigaiu i Karoshim, wręcz musiała to z niego wyciągać sama, ale rzeczywiście było to zabawne w obliczu tego, że sam przed momentem przyznał, że Inuzuka gadałby o swoich ninkenach. Najwyraźniej… nie każdy Inuzuka. - Ciebie to trzeba ciagnąć za język, żebyś chociaż coś o nich pisnął – dodała do tego, ciekawa czy rzecywiście Hao zamierza nadrobić swoje zaniedbanie i opowiedzieć coś więcej. - A to dzielić się można tylko ekscesami? Zawsze sądziłam, że ekscesy to jest właśnie to czym się nie dzieli – no bo co złego w rodzinie zostaje w rodzinie, czy coś tam. I byle obcemu Airan też kazałaby się odpapierkować od jej spraw, ale Hao… Jemu mogłaby powiedzieć to i owo. Już zresztą wcześniej powiedziała odrobinkę, gdzieś tam pomiędzy wierszami, o swojej rodzinie. - Problemów? – nawet nie ukrywała zdziwienia. Po co miałaby to ukrywać? Była zaskoczona, no bo… hej. Dlaczego mieliby mu nie pozwolić wziąć drugiego ninkena? Czy to przez Kami no Hikage…? Ale przecież tam było… tyle złego, że… To przecież nie jego wina, że drugi z jego ninkenów nie przeżył tej masakry. Wielu wspaniałych shinobi jej nie przeżyło. I to było pierwsze co przyszło jej do głowy, więc i zaskoczenie zostało przykryte konsternacją, niezrozumieniem. Cholera, gdyby mogła pomóc, to nawet poszłaby im powiedzieć jak to było na Kami no Hikage. Jak to się stało, że siostra Ikigaia zginęła. Mogłaby poświadczyć, że… Czy to dlatego ją tutaj zaprosił? Liczył na to, że jeśli coś pójdzie nie tak, to że mogłaby szepnąć o nim kilka słów, o tym co się wtedy tam wydarzyło? To byłoby z jego strony bardzo przebiegłe. I bardzo… Przecież wystarczyłoby gdyby poprosił ją o to wcześniej. Nie wahałaby się, by mu pomóc. - Dlaczego problemów? Chodzi o Serce Świata? – nie chciała mówić Kami no Hikage. On odwrócił wzrok, ale Airan nie. Patrzyła, uważnie, zastanawiając się w czym był ten problem…
- No tak mnie właśnie słuchasz – zamarudziła zgodnie z życzeniem, ale nie brzmiała i nie wyglądała na obrażoną. Skoro jednak sam wsadził jej broń do ręki, to grzechem byłoby nie skorzystać. A słuchał jej właśnie tak: jak typowy facet słucha baby, czyli jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie.
- Naprawdę – powtórzyła za nim, całkiem rozbawiona. Głównie jego reakcją, tym bardzo delikatnym, zupełnie jak delikatne były dmuchawce, które wystarczyło lekko trącić ręką, by ich puszki poleciały z wiatrem przez siebie. Nie to, by Airan bardzo przeszkadzało to, że tak mało mówił o Ikigaiu i Karoshim, wręcz musiała to z niego wyciągać sama, ale rzeczywiście było to zabawne w obliczu tego, że sam przed momentem przyznał, że Inuzuka gadałby o swoich ninkenach. Najwyraźniej… nie każdy Inuzuka. - Ciebie to trzeba ciagnąć za język, żebyś chociaż coś o nich pisnął – dodała do tego, ciekawa czy rzecywiście Hao zamierza nadrobić swoje zaniedbanie i opowiedzieć coś więcej. - A to dzielić się można tylko ekscesami? Zawsze sądziłam, że ekscesy to jest właśnie to czym się nie dzieli – no bo co złego w rodzinie zostaje w rodzinie, czy coś tam. I byle obcemu Airan też kazałaby się odpapierkować od jej spraw, ale Hao… Jemu mogłaby powiedzieć to i owo. Już zresztą wcześniej powiedziała odrobinkę, gdzieś tam pomiędzy wierszami, o swojej rodzinie. - Problemów? – nawet nie ukrywała zdziwienia. Po co miałaby to ukrywać? Była zaskoczona, no bo… hej. Dlaczego mieliby mu nie pozwolić wziąć drugiego ninkena? Czy to przez Kami no Hikage…? Ale przecież tam było… tyle złego, że… To przecież nie jego wina, że drugi z jego ninkenów nie przeżył tej masakry. Wielu wspaniałych shinobi jej nie przeżyło. I to było pierwsze co przyszło jej do głowy, więc i zaskoczenie zostało przykryte konsternacją, niezrozumieniem. Cholera, gdyby mogła pomóc, to nawet poszłaby im powiedzieć jak to było na Kami no Hikage. Jak to się stało, że siostra Ikigaia zginęła. Mogłaby poświadczyć, że… Czy to dlatego ją tutaj zaprosił? Liczył na to, że jeśli coś pójdzie nie tak, to że mogłaby szepnąć o nim kilka słów, o tym co się wtedy tam wydarzyło? To byłoby z jego strony bardzo przebiegłe. I bardzo… Przecież wystarczyłoby gdyby poprosił ją o to wcześniej. Nie wahałaby się, by mu pomóc. - Dlaczego problemów? Chodzi o Serce Świata? – nie chciała mówić Kami no Hikage. On odwrócił wzrok, ale Airan nie. Patrzyła, uważnie, zastanawiając się w czym był ten problem…
- No tak mnie właśnie słuchasz – zamarudziła zgodnie z życzeniem, ale nie brzmiała i nie wyglądała na obrażoną. Skoro jednak sam wsadził jej broń do ręki, to grzechem byłoby nie skorzystać. A słuchał jej właśnie tak: jak typowy facet słucha baby, czyli jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Nie chcesz pokazywać brzydoty. Ja nawet nie chcę na nią patrzeć. Człowiek pragnie właśnie tego - ciepła, piękna, pragnie uwolnić się chociaż na parę chwil od ponurych myśli i nawet kiedy rozmowa była prowadzona właśnie tam, gdzie niespokojnie szumiały płaczące wierzby, to pochylaliśmy się razem z nimi, żeby przyglądać się pracującym mrówkom. A każda mrówka to była myśl, a każdą myśl chłonęliśmy z zafascynowaniem. Taka natura. Chcesz być sobą, ale chcesz być sobą bez brzydoty. Lustro ci jej nie pokaże. Tak długo, jak nie będziesz się zastanawiał, czy ta w lustrze to naprawdę ty, tak długo będziesz mogła cieszyć się spokojniejszym uśmiechem na bladej twarzy i zdrowszym rumieńcem, kiedy słońce przyświeci. Podziwiaj się, ale też z umiarem. Jesteś piękna i wyjątkowa - każda kobieta powinna tak o sobie myśleć. Ludzie lubili powtarzać, że niewiasty były delikatne, ale o tym już mówiliśmy, prawda? To, że kobieta jest delikatna na zewnątrz, nie oznaczało, że jest delikatna też w środku. To, że jest blada, że ma te krucze włosy, które są jak welon śmierci, że wygląda jej zgrabna noga sięgająca samego nieba spomiędzy uciętego jedwabiu szat, że zdobi się czernią, która podkreśla jej urodę królewny Śnieżki - tylko błękitu w oczach zabrakło, ale to nic. Fijołki przecież były równie kochane przez poetów co samo niebo. Oczy skierowane w ciemność. Czy może właśnie w kierunku ognia w ciemności? Dlatego czasem ludzie podążali za blaskiem nawet na bagnach, nawet wiedząc, jak złudne bywały tam ogniki. Jak potrafiły wprowadzić na bardzo niebezpieczne tereny. Zguba, niby wiedzą, niby mądrość przekazywana z dziada na pradziada. A jednak nadal zbaczali. Światło kojarzyło się z ochroną. Powrotem do domu. Ach tak, rozumiem. Przecież to dlatego dało się pokochać pustynię. Za ilość światła, która ciągle wdzierała się do każdego kąta domu i rozpraszała mrok, w którym tańczyły koszmary.
Ach! Manipulacje! Tak jak kochaliśmy ranić stalą, tak jak łatwo było zranić zwykłym grymasem, wykpić wrogów, by padali na kolana, tak kochaliśmy manipulować. Tacy jesteśmy - ninja z powołania, nie z przypadku. My? Na pewno? Przebiegłości nie brakowało temu, który posiadał inteligencję, a ta znajdowała się zarówno pod ciemnymi, brązowymi włosami jak i pod tymi kruczoczarnymi. Dar od losu czy też jego absolutne zrządzenie przypadku - bogowie tylko wiedzą. Otrzymaliście ją, więc teraz należało z niej korzystać. I niestety, prawda była taka, że Hao nie mógł powiedzieć, że do manipulacji by się nie posunął. I że nigdy tego nie zrobił. Manipulowanie ludźmi, ich emocjami, odpowiednie wpływanie na ich zmysły i na wyobraźnię było czymś, co przychodziło bez większej refleksji. Nie miało znaczenia, że to złe i że tak się nie powinno robić - wiele rzeczy można było usprawiedliwić “większym dobrem”. Dla Hao liczyły się każde pojedyncze dobra, bo wierzył, że to pojedynczy ludzie tworzyli całą społeczność i w końcu te małe tworzyły całe miasta, a potem miasta - całe państwo. Ale na pewno mógłby powiedzieć, że nie zrobiłby czegoś takiego bliskiej osobie. Airan, poza rodziną, była mu tak naprawdę najbliższa. Więc i jej nie uczyniłby takiego paskudztwa. Ale tu nawet nie chodziło o sprawę manipulowania - chyba to rozumiesz, bo sama taka jesteś. Rozumiesz, że chodzi o to, że tacy ludzie rozwiązują swoje problemy sami. Samotny rycerz na swojej drodze, wojownik o idyllicznych marzeniach i wizjach, dla których ten świat był za młody, żeby je sprowadzić na ziemię.
- Być może to przez to, że wszystko prawie robimy razem. Ale czy na pewno - nie potrafię na to znaleźć w tym momencie odpowiedzi. - A lubił ich szukać, chociaż nie koniecznie zawsze tych, które dotyczyły grzebania we własnym umyśle i sercu. Nie pozostawał sobie obcy i nie mógł być obcy Ikigaiowi, ale… już wiesz, jak jest. Nie o wszystkim człowiek chce wiedzieć. Nie wszystko chce dojrzeć w tym odbiciu lustra, kiedy patrzył samemu sobie w oczy. - Haha, czasami mam wrażenie, że ludzie w mieście myślą coś innego. - Właściwie nie ma się z czego śmiać. To potrafiło niszczyć życie. I do dzisiaj, jeśli jesteśmy przy poszukiwaniu odpowiedzi, nie wiedziałeś, czym sobie zaskarbiłeś na brudne plotki za plecami. Nie teraz - teraz były one zrozumiałe, akceptowalne do punktu, w którym nie potrafiłeś nie rozumieć pewnego złego fatum, które ciągnęło za tobą ogon. Chodziło o te, które słyszalne były jeszcze za dzieciaka. - Kami no Hikage było dawno temu i od dawna jest też za mną. - Za spalonymi mostami, które do niego prowadziły. Na pewno? Przecież ty nie palisz mostów. Wolisz je oświetlać, żeby zawsze mieć możliwość powrotu. Tak to było właśnie pokręcone. - Zdegradowali mnie z Sentokiego. Pozwoliłem Ikigaiowi roszarpać żywcem moją narzeczoną. - Narzeczoną… Przed narzeczoną była przyjaciółką. Marzyła o tym ślubie, jego matka za nią przepadała, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że należy się zgodzić, więc Hao nie miał nic przeciwko. Nawet jeśli jej nie kochał. Bo tak naprawdę w swoim życiu… kochał tylko Ikigaia. A to nawet nie był przecież dokładnie ten rodzaj miłości. Prawda, że nie był? - Miłość pomieszała jej umysł.
Ach! Manipulacje! Tak jak kochaliśmy ranić stalą, tak jak łatwo było zranić zwykłym grymasem, wykpić wrogów, by padali na kolana, tak kochaliśmy manipulować. Tacy jesteśmy - ninja z powołania, nie z przypadku. My? Na pewno? Przebiegłości nie brakowało temu, który posiadał inteligencję, a ta znajdowała się zarówno pod ciemnymi, brązowymi włosami jak i pod tymi kruczoczarnymi. Dar od losu czy też jego absolutne zrządzenie przypadku - bogowie tylko wiedzą. Otrzymaliście ją, więc teraz należało z niej korzystać. I niestety, prawda była taka, że Hao nie mógł powiedzieć, że do manipulacji by się nie posunął. I że nigdy tego nie zrobił. Manipulowanie ludźmi, ich emocjami, odpowiednie wpływanie na ich zmysły i na wyobraźnię było czymś, co przychodziło bez większej refleksji. Nie miało znaczenia, że to złe i że tak się nie powinno robić - wiele rzeczy można było usprawiedliwić “większym dobrem”. Dla Hao liczyły się każde pojedyncze dobra, bo wierzył, że to pojedynczy ludzie tworzyli całą społeczność i w końcu te małe tworzyły całe miasta, a potem miasta - całe państwo. Ale na pewno mógłby powiedzieć, że nie zrobiłby czegoś takiego bliskiej osobie. Airan, poza rodziną, była mu tak naprawdę najbliższa. Więc i jej nie uczyniłby takiego paskudztwa. Ale tu nawet nie chodziło o sprawę manipulowania - chyba to rozumiesz, bo sama taka jesteś. Rozumiesz, że chodzi o to, że tacy ludzie rozwiązują swoje problemy sami. Samotny rycerz na swojej drodze, wojownik o idyllicznych marzeniach i wizjach, dla których ten świat był za młody, żeby je sprowadzić na ziemię.
- Być może to przez to, że wszystko prawie robimy razem. Ale czy na pewno - nie potrafię na to znaleźć w tym momencie odpowiedzi. - A lubił ich szukać, chociaż nie koniecznie zawsze tych, które dotyczyły grzebania we własnym umyśle i sercu. Nie pozostawał sobie obcy i nie mógł być obcy Ikigaiowi, ale… już wiesz, jak jest. Nie o wszystkim człowiek chce wiedzieć. Nie wszystko chce dojrzeć w tym odbiciu lustra, kiedy patrzył samemu sobie w oczy. - Haha, czasami mam wrażenie, że ludzie w mieście myślą coś innego. - Właściwie nie ma się z czego śmiać. To potrafiło niszczyć życie. I do dzisiaj, jeśli jesteśmy przy poszukiwaniu odpowiedzi, nie wiedziałeś, czym sobie zaskarbiłeś na brudne plotki za plecami. Nie teraz - teraz były one zrozumiałe, akceptowalne do punktu, w którym nie potrafiłeś nie rozumieć pewnego złego fatum, które ciągnęło za tobą ogon. Chodziło o te, które słyszalne były jeszcze za dzieciaka. - Kami no Hikage było dawno temu i od dawna jest też za mną. - Za spalonymi mostami, które do niego prowadziły. Na pewno? Przecież ty nie palisz mostów. Wolisz je oświetlać, żeby zawsze mieć możliwość powrotu. Tak to było właśnie pokręcone. - Zdegradowali mnie z Sentokiego. Pozwoliłem Ikigaiowi roszarpać żywcem moją narzeczoną. - Narzeczoną… Przed narzeczoną była przyjaciółką. Marzyła o tym ślubie, jego matka za nią przepadała, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że należy się zgodzić, więc Hao nie miał nic przeciwko. Nawet jeśli jej nie kochał. Bo tak naprawdę w swoim życiu… kochał tylko Ikigaia. A to nawet nie był przecież dokładnie ten rodzaj miłości. Prawda, że nie był? - Miłość pomieszała jej umysł.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Rzeczywiście – Królewna Śnieżka pustyni. Szkopuł w tym był taki, że Airan wcale nie była blada jak mogło się wydawać w kontraście do jej umiłowania czerni. Była opalona, ale jej skóra nie była ciemna, stąd ta “bladość” na tle rodaków. Miała taką delikatną cerę, miękką skórę muśniętą słońcem w zdrowy, naprawdę ładny sposób. Nie była spalona, nie była ciemna. Miód – tak można było ten kolor określić. Jasna dla ludzi wychowanych w Atsui, ale z pewnością tutaj w Yusetsu nikt nie nazwałby jej bladą. Czy jednak Yugen miał co do tego porównanie – tego nie wiedziała. Oczywiście, że człowiek chciał sie otaczać pięknymi rzeczami – dlatego starał się mieć jak najpiękniejszy dom, jak najlepiej wszystko w nim rozłożone, chciał mieć w otoczeniu najpiękniejszych ludzi – choć nie zawsze chodziło o piękno zewnętrzne. Wszak ono przemijało z czasem, człowiek zaczynał mieć zmarszczki, zaczynały mu siwieć włosy, oczy robiły się szkliste, zamglone, ręce i nogi nie dość silne… naszym bohaterom to jednak zbyt szybko nie groziło. Pozostawało więc otaczać się ludźmi pięknymi wewnętrznie, a przynajmniej Airan tak robiła, bo nie zapominajmy, że jeszcze do przed chwili nie wiedziała nawet jak obecnie Yugen wygląda.
To też już ustaliliśmy – liczyło się większe dobro. Korzyść – dla klanu, rodziny, dla siebie… Tak jak Yugen wykorzystał okazję, by przemycić truciciela do siedziby władzy by wspomógł jego klan, tak coś podobnego zrobiła Airan, choć na nieco inną skalę. Przebiegłość, manipulacja – niestety, ale ktoś całkowicie prostolinijny miał w tym świecie ciężko. Trzeba było wiedzieć co mówić, jak i kiedy. Co robić. Kiedy na co można sobie pozwolić. Ale to… Przychodziło z doświadczeniem. Nie, Airan nie była prostolinijna. Pewnie nawet znalazłoby się kilku takich, którzy nazwaliby ją żmiją – gdyby jeszcze w ogóle żyli. Bo Hibiki nie zostawiała swoich wrogów przy życiu, by mogli opowiadać historie. Rzadko który Maji to robił, dlatego utrzymywali jakąś chmurkę tajemnicy wokół siebie. A że było ich właściwie niewielu… Oczywiście, wiadomo jak było, dla jednych nie miało się taryfy ulgowej, a dla drugich, którzy mieli jakieś miejsce w sercu, byli traktowani zupełnie inaczej. Jak takich poznać? Prosto. Airan nie przepadała za towarzystwem. A była tu i dobrze się bawiła, więc… wnioski były chyba proste.
- Może. Nie wiem, nie znam się – miała rodzeństwo, a jednak nigdy nie spędzała z Kirino każdej chwili swojego życia. W końcu gdy były dziećmi, ta starsza była już od niej dużo większa i tak z każdym rokiem ta przepaść się powiększała. Teraz nie robiło to takiego wrażenia, jasne, ale Airan zawsze już będzie przecież młodszą siostrzyczką. A ta starsza zwyczajnie nie miała czasu dla tej młodszej. Kiedyś może i miało to znaczenie, teraz nie miało żadnego. Ale może rzeczywiście coś w tym było, bo mogłaby opowiadać o swojej siostrze i ich relacji – może właśnie dlatego, że ich interakcje nie były zbyt częste? - Co, że rozmawia się tylko o ekscesach? Jak ktoś nie ma swojego życia, to może tak, może tylko to go interesuje… – zakręciła palcem młynka w powietrzu, z zamyśleniem. W sumie to chyba rzeczywiście tak było, jak tak teraz o tym myślała. Próbując przywołać w pamięci obrazy z Kinkotsu. O czym było zawsze najgłośniej… W gruncie rzeczy tak, o ekscesach. Głośnych plotkach. Jej matka tak samo, jak już przychodziła ją odwiedzić, to opowiadała po kolei co u której sąsiadki i znajomej się wydarzyło – choć o tych nudnych rzeczach również. - To dobrze – tak, to dobrze, że Kami no Hikage było już za nim. Siedem lat… czas rzeczywiście potrafił leczyć rany. Czy może to my się do nich przyzwyczajaliśmy i już tak nie przeszkadzały? Airan pamiętała każdy moment tego, co wydarzyło się na tej przeklętej wyspie, ale te wydarzenia tak bardzo ją nie dotknęły. Bo w jej sercu i pamięci żyły inne – gorsze. Z Pustynnego Pogromu.
Ale tego wyznania się nie spodziewała. Zdegradowanie zdegradowaniem, ale to co powiedział później… Chwilę zajęło, nim Airan przyjęła odpowiednio zaskoczoną minę. Tylko trudno powiedzieć czym – zdegradowaniem, Ikigaiem rozszarpującym kogoś żywcem czy narzeczoną.
- To ty miałeś narzeczoną…? Nie, czekaj, wróć – ach, a jednak, nie krew, nie śmierć, nie to że pozwolił, nie degradacja tak ją zaskoczyła. To, że była jakaś narzeczona. Choć z tego co mówił, jak mówił… Airan nie była głupia. O to właśnie chodziło, jak być dobrym ninja – o te niuanse. O to, jakich słów używasz, jaki język dobierasz, co mówisz. Właśnie w tym była rzecz – on pozwolił Ikigaiowi na to, by ten… - Wróć. Pozwoliłeś mu ją rozszarpać żywcem – to było to słowo-klucz. - Dlacze… Nie. Też wróć. Co takiego zrobiła? – rozszarpanie żywcem najwyraźniej nie zrobiło na Airan większego wrażenia. Nie, nie robiło. Była ninja, wojowniczką, sama miała krew na rękach i to wielokrotnie nie był przyjemny widok. Czysta szybka śmierć – czasami. W większości: nie. - Miłość nie miesza w umyśle. To inne uczucia to robią.
To też już ustaliliśmy – liczyło się większe dobro. Korzyść – dla klanu, rodziny, dla siebie… Tak jak Yugen wykorzystał okazję, by przemycić truciciela do siedziby władzy by wspomógł jego klan, tak coś podobnego zrobiła Airan, choć na nieco inną skalę. Przebiegłość, manipulacja – niestety, ale ktoś całkowicie prostolinijny miał w tym świecie ciężko. Trzeba było wiedzieć co mówić, jak i kiedy. Co robić. Kiedy na co można sobie pozwolić. Ale to… Przychodziło z doświadczeniem. Nie, Airan nie była prostolinijna. Pewnie nawet znalazłoby się kilku takich, którzy nazwaliby ją żmiją – gdyby jeszcze w ogóle żyli. Bo Hibiki nie zostawiała swoich wrogów przy życiu, by mogli opowiadać historie. Rzadko który Maji to robił, dlatego utrzymywali jakąś chmurkę tajemnicy wokół siebie. A że było ich właściwie niewielu… Oczywiście, wiadomo jak było, dla jednych nie miało się taryfy ulgowej, a dla drugich, którzy mieli jakieś miejsce w sercu, byli traktowani zupełnie inaczej. Jak takich poznać? Prosto. Airan nie przepadała za towarzystwem. A była tu i dobrze się bawiła, więc… wnioski były chyba proste.
- Może. Nie wiem, nie znam się – miała rodzeństwo, a jednak nigdy nie spędzała z Kirino każdej chwili swojego życia. W końcu gdy były dziećmi, ta starsza była już od niej dużo większa i tak z każdym rokiem ta przepaść się powiększała. Teraz nie robiło to takiego wrażenia, jasne, ale Airan zawsze już będzie przecież młodszą siostrzyczką. A ta starsza zwyczajnie nie miała czasu dla tej młodszej. Kiedyś może i miało to znaczenie, teraz nie miało żadnego. Ale może rzeczywiście coś w tym było, bo mogłaby opowiadać o swojej siostrze i ich relacji – może właśnie dlatego, że ich interakcje nie były zbyt częste? - Co, że rozmawia się tylko o ekscesach? Jak ktoś nie ma swojego życia, to może tak, może tylko to go interesuje… – zakręciła palcem młynka w powietrzu, z zamyśleniem. W sumie to chyba rzeczywiście tak było, jak tak teraz o tym myślała. Próbując przywołać w pamięci obrazy z Kinkotsu. O czym było zawsze najgłośniej… W gruncie rzeczy tak, o ekscesach. Głośnych plotkach. Jej matka tak samo, jak już przychodziła ją odwiedzić, to opowiadała po kolei co u której sąsiadki i znajomej się wydarzyło – choć o tych nudnych rzeczach również. - To dobrze – tak, to dobrze, że Kami no Hikage było już za nim. Siedem lat… czas rzeczywiście potrafił leczyć rany. Czy może to my się do nich przyzwyczajaliśmy i już tak nie przeszkadzały? Airan pamiętała każdy moment tego, co wydarzyło się na tej przeklętej wyspie, ale te wydarzenia tak bardzo ją nie dotknęły. Bo w jej sercu i pamięci żyły inne – gorsze. Z Pustynnego Pogromu.
Ale tego wyznania się nie spodziewała. Zdegradowanie zdegradowaniem, ale to co powiedział później… Chwilę zajęło, nim Airan przyjęła odpowiednio zaskoczoną minę. Tylko trudno powiedzieć czym – zdegradowaniem, Ikigaiem rozszarpującym kogoś żywcem czy narzeczoną.
- To ty miałeś narzeczoną…? Nie, czekaj, wróć – ach, a jednak, nie krew, nie śmierć, nie to że pozwolił, nie degradacja tak ją zaskoczyła. To, że była jakaś narzeczona. Choć z tego co mówił, jak mówił… Airan nie była głupia. O to właśnie chodziło, jak być dobrym ninja – o te niuanse. O to, jakich słów używasz, jaki język dobierasz, co mówisz. Właśnie w tym była rzecz – on pozwolił Ikigaiowi na to, by ten… - Wróć. Pozwoliłeś mu ją rozszarpać żywcem – to było to słowo-klucz. - Dlacze… Nie. Też wróć. Co takiego zrobiła? – rozszarpanie żywcem najwyraźniej nie zrobiło na Airan większego wrażenia. Nie, nie robiło. Była ninja, wojowniczką, sama miała krew na rękach i to wielokrotnie nie był przyjemny widok. Czysta szybka śmierć – czasami. W większości: nie. - Miłość nie miesza w umyśle. To inne uczucia to robią.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Wokół było bardzo wiele chmur - zauważyłaś? Im dalej podążałaś, im głębiej wchodziłaś w te tereny, tym więcej bielma przysłaniało niebo. Były jak plamki ślepoty na wieczności nieba, które widziało wszystko i któremu (ponoć) nic nie umykało. Więc czemu tak często chowały Panią Amaterasu w swoich objęciach? Gasła. Ale czasami potrafiła wyjrzeć i pozostawiała wtedy na skórze taki dotyk, od którego dreszcz przechodził po ciele. A powietrze wokół? Nie było tak napuchnięte od pustynnego pyłu - przesiąknięte wonią deszczu, topniejącego śniegu, wolno budzącej się natury - wszystko to kołysało zmysły i pieściło je niezwykle czule. Ilekroś Hao na to spoglądał widział cud, który co roku fascynował go tak samo, tak samo radował i tak samo koił wszystkie rany, które zbierały się i zbierały… Jest jak mówisz - niektóre rany się goją, a do innych się przyzwyczajasz. Człowiek to taka bestia, co potrafi się przystosować do warunków, więc czemu miałby się nie przystosować do tego, że coś zawsze boli? Do nieustannego picia herbaty na ulżenie bólu czy zmiany bandaży, by nie przesiąkała krew? Tacy jesteśmy - i oto nasze własne piękno. Lub głupota. Wszak przyzwyczajenie potrafiło pomóc, ale w takich wypadkach tylko wadziło. Sprawiało, że przestawałeś walczyć. A to już, zwłaszcza dla ninja, bardzo niebezpieczna rzecz.
Mnogość tych chmur i deszczy, wiatrów i wichrów, sprawiała, że w Sogen mieli bardzo bladą skórę. Dbali tam o to, bo to oznaka szlachetności. Czysta krew, czysta skóra - człowiek nieprzyzwyczajony do pracy w polu nie będzie w końcu skażony dotykiem wielbionej wszędzie Pani Nieba i Ziemi. Tak i tutaj nie było mnóstwa takich, którzy byli jacyś wybitnie opaleni. Sam Hao był w końcu blady. Lubił kryć się w cieniu. Kochał cień drzew, cień parasolek i ten rzucany przez wysokie skały - choć tych wcale nie było wiele w okolicach. Zastąpić je więc musiały budynki. Ale kochał również dotyk słońca na skórze. Pogodzenie tego? Nie było żadnego problemu! Kiedy nie jesteś związany konkretnym czasem możesz cieszyć się z tego, co daje ci natura, o ile masz wystarczająco odwagi, by wyciągnąć po to ręce. Duchy nie śpią. One czuwają we wszystkim wokół, nawet najmniejszym kamyczku deptanym przez stopę. Do tego zostały stworzone, by zapewniać stabilność naszym nogom. Tak i do tego zostali stworzeni ninja, by w zamian za narażanie swojego życia dla klanu mieć… chociaż odrobinkę z życia. By móc spełniać marzenia, skoro żyli tak krótko. Kolejna idylla. Bo ilu wojowników na świecie tak naprawdę odeszło stąd spełnionych? Lecz tak, Hao miał całkiem niezłe porównania - bo widywał zarówno ludzi z pustyni jak i tych, którzy zawsze chowali pudrowane noski pod parasolką.
Lekko uśmiechnąłeś się pod nosem, ale spokojnie - to nie było wyśmianie, to nie była ironia, nie był sarkazm ani tym bardziej zarozumialstwo. Delikatny uśmiech do własnych myśli. Znów podparłeś głowę na ręce, wodząc wzrokiem prosto po linii ściany - prawdopodobnie każda wychodzaca na ogród była przesuwana. Aż dotarłeś do tych otworzonych, gdzie dwa czarne potworzyska się bawiły. Drzewa jeszcze nie cieszyły oczu zielenią, ale cieszyły myślą o tym, że natura się budziła - i one też będą gotowe, by wypuścić pąki, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Ten spokój, to tchnienie życia - jeśli za to nie było warto walczyć i umierać, to za co? Odpowiednie pytania - umiejętność ich zadawania była kolejnym błogosławieństwem. No bo, właśnie - tutaj trzeba uważać, co mówisz. Byli wśród swoich - ty i ona - bezpieczni w tych ścianach, z pełną pewnością, że nikt nie będzie podsłuchiwał. A przynajmniej sam nie znałeś takich zdolności, które by na to pozwoliły bez wiedzy Ikigaia. Można było rozmawiać swobodnie, szczerze - o wszystkim. Tutaj nikt nikomu nie wyrzuci, gdy zada niedobre pytanie, ale mimo to - uważaj, o co pytasz i co mówisz. Jeśli zostaniesz źle zrozumiany, za łatwo możesz coś popsuć. A to niepożądane.
- Próbowała mnie otruć. I jeśli dobrze zrozumiałem - oddać następnie przodkom siebie. - Nie można tutaj było powiedzieć czegokolwiek innego. Nie można być niczego “pewnym”. To domysł - bo jeśli kobieta była szalona, to mogła zrobić wszystko. Mogło jej się odwidzieć. Mogła odmówić samej sobie resztki honorowego odejścia z tego świata. Jak widać było na tym przykładzie los ninja zazwyczaj tak wyglądał. Nawet jeśli żył z kimś, to odchodził tak, jak śnił. Samotnie. - To był bardzo intensywny czas. Kiedy Hotaru zapragnęła małżeństwa, nadszedł się na to mój awans… wszystko bardzo szybko eskalowało. Jak bywa ze światem, który pali się mocno i intensywnie, równie szybko zgasło. Zostały popioły, na których przyszło odbudować rzeczywistość. To był mój kłopot. Obawa, że klan nie zechce mi przydzielić ninkena. - Skierowałeś spojrzenie na śliczne, jasne oczy Airan, ale ze spokojem. Kiedy już puściło się w dół wielką kulę, należało już tylko obserwować i wyciągać wnioski z jej lotu. Z tego, jak niszczy wszystko po drodze. A może właśnie omija? Obserwacja skutków - ot co. Działanie wtłoczone w ruch było już czasem dokonanym. Innymi słowy - za późno, żeby myśleć o obawach. Tymi lepiej zająć się wcześniej. Może przynajmniej wybiją głupie pomysły z głowy.
Mnogość tych chmur i deszczy, wiatrów i wichrów, sprawiała, że w Sogen mieli bardzo bladą skórę. Dbali tam o to, bo to oznaka szlachetności. Czysta krew, czysta skóra - człowiek nieprzyzwyczajony do pracy w polu nie będzie w końcu skażony dotykiem wielbionej wszędzie Pani Nieba i Ziemi. Tak i tutaj nie było mnóstwa takich, którzy byli jacyś wybitnie opaleni. Sam Hao był w końcu blady. Lubił kryć się w cieniu. Kochał cień drzew, cień parasolek i ten rzucany przez wysokie skały - choć tych wcale nie było wiele w okolicach. Zastąpić je więc musiały budynki. Ale kochał również dotyk słońca na skórze. Pogodzenie tego? Nie było żadnego problemu! Kiedy nie jesteś związany konkretnym czasem możesz cieszyć się z tego, co daje ci natura, o ile masz wystarczająco odwagi, by wyciągnąć po to ręce. Duchy nie śpią. One czuwają we wszystkim wokół, nawet najmniejszym kamyczku deptanym przez stopę. Do tego zostały stworzone, by zapewniać stabilność naszym nogom. Tak i do tego zostali stworzeni ninja, by w zamian za narażanie swojego życia dla klanu mieć… chociaż odrobinkę z życia. By móc spełniać marzenia, skoro żyli tak krótko. Kolejna idylla. Bo ilu wojowników na świecie tak naprawdę odeszło stąd spełnionych? Lecz tak, Hao miał całkiem niezłe porównania - bo widywał zarówno ludzi z pustyni jak i tych, którzy zawsze chowali pudrowane noski pod parasolką.
Lekko uśmiechnąłeś się pod nosem, ale spokojnie - to nie było wyśmianie, to nie była ironia, nie był sarkazm ani tym bardziej zarozumialstwo. Delikatny uśmiech do własnych myśli. Znów podparłeś głowę na ręce, wodząc wzrokiem prosto po linii ściany - prawdopodobnie każda wychodzaca na ogród była przesuwana. Aż dotarłeś do tych otworzonych, gdzie dwa czarne potworzyska się bawiły. Drzewa jeszcze nie cieszyły oczu zielenią, ale cieszyły myślą o tym, że natura się budziła - i one też będą gotowe, by wypuścić pąki, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Ten spokój, to tchnienie życia - jeśli za to nie było warto walczyć i umierać, to za co? Odpowiednie pytania - umiejętność ich zadawania była kolejnym błogosławieństwem. No bo, właśnie - tutaj trzeba uważać, co mówisz. Byli wśród swoich - ty i ona - bezpieczni w tych ścianach, z pełną pewnością, że nikt nie będzie podsłuchiwał. A przynajmniej sam nie znałeś takich zdolności, które by na to pozwoliły bez wiedzy Ikigaia. Można było rozmawiać swobodnie, szczerze - o wszystkim. Tutaj nikt nikomu nie wyrzuci, gdy zada niedobre pytanie, ale mimo to - uważaj, o co pytasz i co mówisz. Jeśli zostaniesz źle zrozumiany, za łatwo możesz coś popsuć. A to niepożądane.
- Próbowała mnie otruć. I jeśli dobrze zrozumiałem - oddać następnie przodkom siebie. - Nie można tutaj było powiedzieć czegokolwiek innego. Nie można być niczego “pewnym”. To domysł - bo jeśli kobieta była szalona, to mogła zrobić wszystko. Mogło jej się odwidzieć. Mogła odmówić samej sobie resztki honorowego odejścia z tego świata. Jak widać było na tym przykładzie los ninja zazwyczaj tak wyglądał. Nawet jeśli żył z kimś, to odchodził tak, jak śnił. Samotnie. - To był bardzo intensywny czas. Kiedy Hotaru zapragnęła małżeństwa, nadszedł się na to mój awans… wszystko bardzo szybko eskalowało. Jak bywa ze światem, który pali się mocno i intensywnie, równie szybko zgasło. Zostały popioły, na których przyszło odbudować rzeczywistość. To był mój kłopot. Obawa, że klan nie zechce mi przydzielić ninkena. - Skierowałeś spojrzenie na śliczne, jasne oczy Airan, ale ze spokojem. Kiedy już puściło się w dół wielką kulę, należało już tylko obserwować i wyciągać wnioski z jej lotu. Z tego, jak niszczy wszystko po drodze. A może właśnie omija? Obserwacja skutków - ot co. Działanie wtłoczone w ruch było już czasem dokonanym. Innymi słowy - za późno, żeby myśleć o obawach. Tymi lepiej zająć się wcześniej. Może przynajmniej wybiją głupie pomysły z głowy.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Każda chmura była zauważana przez kogoś, kto wychował się na pustyni – gdzie chmury trudno było uświadczyć. Każda chmura była jak ukojenie od palącego gorąca, dawała choć trochę cienia i przykrywała promienie, które spadały na ziemię. Dawały nadzieję na to, że w końcu spadnie deszcz. Dlatego Airan lubiła chmury – pewnie była nienormalna, ale kiedy całe życie jedyne co widzisz to piasek, piasek piasek, słońce, piasek, księżyc, piasek i słońce, to każdy przejaw odbiegnięcia od tej normy potrafił wprawiać w zachwyt. Dlatego potrafiła przystanąć przed małym kwiatuszkiem i oglądać go z każdej strony kilka minut, jakby widziała prawdziwy cud natury. Albo zachwycać się śpiewem ptaków, które przysiadły właśnie na pozbawionym liści drzewie. DRZEWIE! Mieli drzewa w Kinkotsu, ale głównie akacje i palmy, ale poza tym to niewiele różnorodności. No i woda. Strumienie, jeziora. Deszcz. Szum deszczu wprawiał ją w taki przyjemny spokój – ziemia się oczyszczała, pachniało tak specyficznie, tak… dobrze, tak… Lubiła. Bardzo, bardzo, bardzo. Choćby tylko po to mogłaby zamieszkać gdzie indziej i tylko co jakiś czas wracać na pustynię.
Właśnie – móc spełniać marzenia. Cena za bycie oddanym klanu powinna być prosta: że możesz poza tym życie brać we własne ręce. Że nikt nie będzie ci dyktować z kim masz je spędzić, o ile z kimkolwiek chcesz. Że nikt nie uwikła cię w żadne idiotyczne, polityczne małżeństwo. Airan miała na tym polu bardzo konkretne zdanie. Każdemu z nich należało się trochę własnego szczęścia, bo ryzykowali za to wszystko własnym życiem. A to… ma się tylko jedno. Co było pewnym sednem całej tej historii, zwłaszcza tej, która między wierszami opowiedział Hao. Mówił niewiele, ale używał takich słów, że wprawny słuchacz mógł wyciuągnąć swoje wnioski – czy odpowiednie? Och, do tego należała reszta rozmowy, ale Airan była nauczona, że musi być uważna, to były odruchy, które trudno było wyplenić nawet w prywatnym spotkaniu i w prywatnej rozmowie. Popsuć… Nie bała się o popsucie. Bo ile znaczyłaby ta przyjaźń, jeśli popsuć ją mogła jedna, poważniejsza rozmowa? I to rozmowa o życiu i śmierci – dosłownie. Życie nie było usłane różami. Albo raczej… Nie było usłane płatkami róż. Było całymi różami, razem z ich kolcami.
Nieco szybciej zabiło jej serce, kiedy Hao powiedział trochę więcej. Jej wzrok był skupiony, pewny, czarne, łagodne brwi zmarszczone, kiedy ewidentnie przetwarzała to, co jej właśnie powiedział. Jego własna narzeczona próbowała go otruć, a później zabić samą siebie. Że… co kurwa?
- Przepraszam, ale co? Próbowała cię otruć? A później się zabić? – tchórzliwa, mała… Na twarzy Airan można było odczytać wszystko, tylko nie smutek. Ale najwięcej w tym było niezrozumienia. Niezrozumienia w tym, jak można chcieć za kogoś wyjść, a później się otruwać, albo rozszarpywać żywcem. Chociaż… Kolejne słowa Yugena dawały więcej światła – czy robił to swiadomie czy nie, ale Airan, jak już zostało powiedziane, była uważnym rozmówcą. - Ona chciała małżeństwa. A ty? – ona, ona, ona. A gdzie w tym wszystkim był Yugen? Gdziekolwiek był i jakkolwiek to było – nie było to nijak sprawiedliwe. DLatego tak młode osoby nie powinny próbować się wiązać, tak uważała. Z tego były później tylko problemy. A ta dziewczyna, Hotaru. Miłość pomieszała jej w umyśle – tak powiedział Yugen. Ale Airan miała na to zupełnie inne słowa. - Żadna miłość nie popycha do tego, żeby otruć drugą osobę. I żadna miłość nie każe się przed tym w taki sposób bronić. W ogóle nie każe się bronić – chyba, ze to niechciane uczucie, jednostronne. - Nie na tym to polega, Yugen – Airan nie chciała słyszeć o tym, by to czyste uczucie brukać w taki sposób. Wolała, by nazywać rzeczy po imieniu. Może była idealistką, ale wierzyła, że miłość istnieje, że po prostu trzeba ją znaleźć. Jak patrzyła na swoich rodziców, to to właśnie widziała – miłość. Tam nie było miejsca na truciznę. Tam nie było miejsca na popełnienie samobójstwa, czy zabójstwa w samoobronie. To, o czym mówił Yugen to nie była miłość. To było jakieś chore, wypaczone uczucie, któremu do miłości było tak daleko jak daleko było z Daishi na Hyuo. - Kłopot… Skoro było tak źle, czemu nie dawałeś znać? – przyjechałaby wcześniej. Choćby po to, by pomóc mu to jakoś poukładać w całość. Choć… Po co. Miał przecież Ikigaia. Ale on też pewnie musiał sobie jakieś sprawy poukładać. Ale rozumiała już skąd te wątpliwości. Degradacja. Nie powiedziała, ze mu współczuje, nie dlatego, ze tak nie odczuwała, a dlatego, że w tym momencie w większości to jakaś dziwna złość kołatała jej się po umyśle i mogłaby nie zabrzmieć szczerze. Więc wolała nie mówić nic, nie wciskać senbona i go nie przekręcać. Czasami lepiej było nie mówić, jeśli można było być źle odebranym. No i w przypadku degradacji wszystko miało sens – dlaczego obawiał się, że mu nie pozwolą. - Kiedy to było…? Czy to wtedy, kiedy kontakt się urwał? – był taki moment, kiedy Yugen nie pisał dłużej, ale wtedy Airan sądziła, że był bardzo zajęty. Teraz nie była już tego taka pewna.
Właśnie – móc spełniać marzenia. Cena za bycie oddanym klanu powinna być prosta: że możesz poza tym życie brać we własne ręce. Że nikt nie będzie ci dyktować z kim masz je spędzić, o ile z kimkolwiek chcesz. Że nikt nie uwikła cię w żadne idiotyczne, polityczne małżeństwo. Airan miała na tym polu bardzo konkretne zdanie. Każdemu z nich należało się trochę własnego szczęścia, bo ryzykowali za to wszystko własnym życiem. A to… ma się tylko jedno. Co było pewnym sednem całej tej historii, zwłaszcza tej, która między wierszami opowiedział Hao. Mówił niewiele, ale używał takich słów, że wprawny słuchacz mógł wyciuągnąć swoje wnioski – czy odpowiednie? Och, do tego należała reszta rozmowy, ale Airan była nauczona, że musi być uważna, to były odruchy, które trudno było wyplenić nawet w prywatnym spotkaniu i w prywatnej rozmowie. Popsuć… Nie bała się o popsucie. Bo ile znaczyłaby ta przyjaźń, jeśli popsuć ją mogła jedna, poważniejsza rozmowa? I to rozmowa o życiu i śmierci – dosłownie. Życie nie było usłane różami. Albo raczej… Nie było usłane płatkami róż. Było całymi różami, razem z ich kolcami.
Nieco szybciej zabiło jej serce, kiedy Hao powiedział trochę więcej. Jej wzrok był skupiony, pewny, czarne, łagodne brwi zmarszczone, kiedy ewidentnie przetwarzała to, co jej właśnie powiedział. Jego własna narzeczona próbowała go otruć, a później zabić samą siebie. Że… co kurwa?
- Przepraszam, ale co? Próbowała cię otruć? A później się zabić? – tchórzliwa, mała… Na twarzy Airan można było odczytać wszystko, tylko nie smutek. Ale najwięcej w tym było niezrozumienia. Niezrozumienia w tym, jak można chcieć za kogoś wyjść, a później się otruwać, albo rozszarpywać żywcem. Chociaż… Kolejne słowa Yugena dawały więcej światła – czy robił to swiadomie czy nie, ale Airan, jak już zostało powiedziane, była uważnym rozmówcą. - Ona chciała małżeństwa. A ty? – ona, ona, ona. A gdzie w tym wszystkim był Yugen? Gdziekolwiek był i jakkolwiek to było – nie było to nijak sprawiedliwe. DLatego tak młode osoby nie powinny próbować się wiązać, tak uważała. Z tego były później tylko problemy. A ta dziewczyna, Hotaru. Miłość pomieszała jej w umyśle – tak powiedział Yugen. Ale Airan miała na to zupełnie inne słowa. - Żadna miłość nie popycha do tego, żeby otruć drugą osobę. I żadna miłość nie każe się przed tym w taki sposób bronić. W ogóle nie każe się bronić – chyba, ze to niechciane uczucie, jednostronne. - Nie na tym to polega, Yugen – Airan nie chciała słyszeć o tym, by to czyste uczucie brukać w taki sposób. Wolała, by nazywać rzeczy po imieniu. Może była idealistką, ale wierzyła, że miłość istnieje, że po prostu trzeba ją znaleźć. Jak patrzyła na swoich rodziców, to to właśnie widziała – miłość. Tam nie było miejsca na truciznę. Tam nie było miejsca na popełnienie samobójstwa, czy zabójstwa w samoobronie. To, o czym mówił Yugen to nie była miłość. To było jakieś chore, wypaczone uczucie, któremu do miłości było tak daleko jak daleko było z Daishi na Hyuo. - Kłopot… Skoro było tak źle, czemu nie dawałeś znać? – przyjechałaby wcześniej. Choćby po to, by pomóc mu to jakoś poukładać w całość. Choć… Po co. Miał przecież Ikigaia. Ale on też pewnie musiał sobie jakieś sprawy poukładać. Ale rozumiała już skąd te wątpliwości. Degradacja. Nie powiedziała, ze mu współczuje, nie dlatego, ze tak nie odczuwała, a dlatego, że w tym momencie w większości to jakaś dziwna złość kołatała jej się po umyśle i mogłaby nie zabrzmieć szczerze. Więc wolała nie mówić nic, nie wciskać senbona i go nie przekręcać. Czasami lepiej było nie mówić, jeśli można było być źle odebranym. No i w przypadku degradacji wszystko miało sens – dlaczego obawiał się, że mu nie pozwolą. - Kiedy to było…? Czy to wtedy, kiedy kontakt się urwał? – był taki moment, kiedy Yugen nie pisał dłużej, ale wtedy Airan sądziła, że był bardzo zajęty. Teraz nie była już tego taka pewna.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Co się działo w tamtym lecie. O czym śpiewały wtedy wróble i jak pięknie kołowały bociany, które wyciągały młode z gniazd, by nauczyć je latać. Ciepłe lato, ciepły wiatr, tylko serca były jakieś chłodniejsze. O czym była tamta piosenka, której już dzisiaj nie nuciliśmy na głos. Odtwarzana tylko w głowie, albo mimochodem, gdy jedynym podkładem był szelest liści i źdźbła trawy przesuwającego się o te rosnące obok stokrotki. Był tam ten jeden świetlik, który jak płomyk na bagnisku - bardzo mylnie wskazywał drogę, którą powinno się iść. Masz rację, mądra kobieto - nie po to ninja żyje dla klanu i nie po to służy, by nie dostać chociaż małej ściepy z pańskiego stołu. Przecież zasłużyliśmy na o wiele więcej niż traktowanie potrąceniem łokcia. Nie jesteśmy cieniami, które znają tylko wysługę, bo nie jesteśmy narzędziami stworzonymi do tego, by tylko być dzierżonymi. Przecież to my sami narzędzia dźwigamy. I tak samo tylko głupiec idzie na nieznane wody, gdy wie, że te mogą go już nie wypuścić ze swych objęć. Wizja bagnisk mocno odcisnęła się w jego umyśle - wszystko przez tę felerną zimę i zatrutą rzekę. Zadanie jedno z wielu, tak na dobrą sprawę wcale niczym szczególnym nie odznaczyło się w jego życiorysie, ale tamto miejsce… kruki o połamanych lotkach, zdziczała natura, która poznała, czym jest żądza mordu cechowana człowiekowi. Wścieklizna, którą przesiąknął uśpiony zimą las - a jednak to nie dreszcz przychodził na te wspomnienia. Tak jak nie było dreszczu, kiedy myślałeś o Świetliku, który zbłądził i chciał, by wokół niego też zabłądzili.
Święte oburzenie - to pierwsze, co przyszło do twojej głowy, kiedy zobaczyłeś reakcję Airan. To całkiem miłe, prawda? Kiedy ktoś przeżywa twoje emocje, twoje historie, kiedy przejmuje się… właściwie bardziej niż ty sam byłeś przejęty - przynajmniej zewnętrznie. A może to jednak coś innego sprawiało, że nie opowiadałeś o swojej dwójce towarzyszy, która przecież była najważniejsza na świecie? To, że tak bardzo zamknięty był twój świat, tak cichy, delikatny z zewnątrz. W środku… w środku był oceanem, który czasem się ściskał, czasem targały nim wichry, ale na pewno nigdy nie był spokojny. Bo nawet gdy tafla była smagana jedynie delikatnymi muśnięciami powietrza, to pod powierzchnią nigdy nie ustawały wiry. Ocean zawsze pracował. Nie znał zastoju. Zależny od faz księżyca wzbierał i cofał się. Przemierzał świat i niósł w sobie sekrety, które szokowały jeszcze mocniej niż życie na powierzchni. Airan była dokładnie taka sama. Z tym, że jej świat z zewnątrz nie był delikatny - ona go tkała tak, jak sztukmistrz kuł swoje najlepsze ostrze. Nie ważne, jak swobodnie z nią rozmawiałeś, zawsze miała w oku coś, co sprawiało, że wiesz - ona jest uzbrojona. I nie zamierza się z tym kryć. I nie zamierza się wahać, kiedy coś się wydarzy w jej otoczeniu, gdy ktoś podniesie na nią rękę. Ale to prawda - aura tajemnicy jednocześnie tańczyła wokół klanu Maji. Bo nawet jeśli znasz ich możliwości - to zawsze pytasz siebie co tym razem..?
- Jeśli nie możesz czegoś mieć, chcesz to chociaż zabrać ze sobą. - Zawsze się zastanawiałeś, czy to tak naprawdę funkcjonuje. I do którego rogu pokoju ty byś musiał się przesunąć, co takiego w życiu zobaczyć, żeby pragnąć tego tak mocno, by nikomu innemu oddać nie chcieć? Ikigai, Karoshi - nie oddałbyś ich nikomu. Jednak gdyby chcieli odejść - wręczyłbyś im wszystko, czego by potrzebowali na podróż i życzył prostej drogi, która nie będzie usłana połamanymi przez burze drzewami. Na pewno nie przyszłoby mu do głowy, by kogoś, kogo kocha, spotkała krzywda z jego własnych rąk. Jak bardzo to niezdrowe było… Ale zrozumienie - Yugen starał się zrozumieć wszystko i wszystkich. Pojąć ich istotę, potrzeby i pragnienia. I… ani w tamtej chwili nie potraifł być na Hotaru zły, ani teraz. Jedyne, o czym myślał w tamtej chwili, było krótkie przepraszam. - Mi ono nie przeszkadzało. - To nie oznaczało “TAK!”. Nie było to nawet malutkie i nieśmiałe “tak”. To nawet nie było nie. To było nic. Zastój pośrodku, który nie był dla ciebie może pierwszym wyborem, ale tak się przedstawiała rzeczywistość, że większość rzeczy ci nie przeszkadzała. Jeśli nawet coś ograniczało, ale dopóki nie było niemiłe, to przecież… czemu nie? - W Wietrznych Równinach małżeństwa aranżowane są naturalne. A ja mam swoje obowiązki wobec klanu. - Książę Yusetsu miał swoje własne obowiązki i tym bardziej o wiele wyższe wymagania wobec siebie samego. I tylko on sobie je narzucał. Tak jak w Airan ludzie ciągle dopatrywali się jej siostry, tak Yugen wcale nie miał tak ciężko. Nie czuł, by żył w czyimkolwiek cieniu. Heh, może tylko swoim własnym. - To już obsesja, wiem. Nienawiść i gorącą miłość dzieli bardzo cienka granica, człowiek w końcu zaczyna się w niej gubić, gdy czuje zbyt wiele. - Dlatego należy znać umiar, dlatego należy się pilnować, dlatego NIE WOLNO pozwolić sercu, by biło, jak tylko zapragnie - wbrew wszelkim słowom, jakie się tutaj potoczyły. Po prostu nie było dla ciebie innej drogi. Ta była w końcu właśnie twoją własną. - Jak sama już zauważyłaś ciężko przychodzi mi zwierzanie się. A sprawa z Hotaru była może nawet cięższa niż Kami no Hikage. - Bo personalna. Bo była sprawą, która tak mocno wryła się w twoje serce, że jej uczucia będą zawsze żywe - jeśli tylko otworzysz puszkę pandory. Nie wolno. Trzymaj rączki przy sobie, jak grzeczny chłopiec. - Wtedy papier nie przyjmował żadnych słów. Co dopiero tak okropnych opowieści.
Święte oburzenie - to pierwsze, co przyszło do twojej głowy, kiedy zobaczyłeś reakcję Airan. To całkiem miłe, prawda? Kiedy ktoś przeżywa twoje emocje, twoje historie, kiedy przejmuje się… właściwie bardziej niż ty sam byłeś przejęty - przynajmniej zewnętrznie. A może to jednak coś innego sprawiało, że nie opowiadałeś o swojej dwójce towarzyszy, która przecież była najważniejsza na świecie? To, że tak bardzo zamknięty był twój świat, tak cichy, delikatny z zewnątrz. W środku… w środku był oceanem, który czasem się ściskał, czasem targały nim wichry, ale na pewno nigdy nie był spokojny. Bo nawet gdy tafla była smagana jedynie delikatnymi muśnięciami powietrza, to pod powierzchnią nigdy nie ustawały wiry. Ocean zawsze pracował. Nie znał zastoju. Zależny od faz księżyca wzbierał i cofał się. Przemierzał świat i niósł w sobie sekrety, które szokowały jeszcze mocniej niż życie na powierzchni. Airan była dokładnie taka sama. Z tym, że jej świat z zewnątrz nie był delikatny - ona go tkała tak, jak sztukmistrz kuł swoje najlepsze ostrze. Nie ważne, jak swobodnie z nią rozmawiałeś, zawsze miała w oku coś, co sprawiało, że wiesz - ona jest uzbrojona. I nie zamierza się z tym kryć. I nie zamierza się wahać, kiedy coś się wydarzy w jej otoczeniu, gdy ktoś podniesie na nią rękę. Ale to prawda - aura tajemnicy jednocześnie tańczyła wokół klanu Maji. Bo nawet jeśli znasz ich możliwości - to zawsze pytasz siebie co tym razem..?
- Jeśli nie możesz czegoś mieć, chcesz to chociaż zabrać ze sobą. - Zawsze się zastanawiałeś, czy to tak naprawdę funkcjonuje. I do którego rogu pokoju ty byś musiał się przesunąć, co takiego w życiu zobaczyć, żeby pragnąć tego tak mocno, by nikomu innemu oddać nie chcieć? Ikigai, Karoshi - nie oddałbyś ich nikomu. Jednak gdyby chcieli odejść - wręczyłbyś im wszystko, czego by potrzebowali na podróż i życzył prostej drogi, która nie będzie usłana połamanymi przez burze drzewami. Na pewno nie przyszłoby mu do głowy, by kogoś, kogo kocha, spotkała krzywda z jego własnych rąk. Jak bardzo to niezdrowe było… Ale zrozumienie - Yugen starał się zrozumieć wszystko i wszystkich. Pojąć ich istotę, potrzeby i pragnienia. I… ani w tamtej chwili nie potraifł być na Hotaru zły, ani teraz. Jedyne, o czym myślał w tamtej chwili, było krótkie przepraszam. - Mi ono nie przeszkadzało. - To nie oznaczało “TAK!”. Nie było to nawet malutkie i nieśmiałe “tak”. To nawet nie było nie. To było nic. Zastój pośrodku, który nie był dla ciebie może pierwszym wyborem, ale tak się przedstawiała rzeczywistość, że większość rzeczy ci nie przeszkadzała. Jeśli nawet coś ograniczało, ale dopóki nie było niemiłe, to przecież… czemu nie? - W Wietrznych Równinach małżeństwa aranżowane są naturalne. A ja mam swoje obowiązki wobec klanu. - Książę Yusetsu miał swoje własne obowiązki i tym bardziej o wiele wyższe wymagania wobec siebie samego. I tylko on sobie je narzucał. Tak jak w Airan ludzie ciągle dopatrywali się jej siostry, tak Yugen wcale nie miał tak ciężko. Nie czuł, by żył w czyimkolwiek cieniu. Heh, może tylko swoim własnym. - To już obsesja, wiem. Nienawiść i gorącą miłość dzieli bardzo cienka granica, człowiek w końcu zaczyna się w niej gubić, gdy czuje zbyt wiele. - Dlatego należy znać umiar, dlatego należy się pilnować, dlatego NIE WOLNO pozwolić sercu, by biło, jak tylko zapragnie - wbrew wszelkim słowom, jakie się tutaj potoczyły. Po prostu nie było dla ciebie innej drogi. Ta była w końcu właśnie twoją własną. - Jak sama już zauważyłaś ciężko przychodzi mi zwierzanie się. A sprawa z Hotaru była może nawet cięższa niż Kami no Hikage. - Bo personalna. Bo była sprawą, która tak mocno wryła się w twoje serce, że jej uczucia będą zawsze żywe - jeśli tylko otworzysz puszkę pandory. Nie wolno. Trzymaj rączki przy sobie, jak grzeczny chłopiec. - Wtedy papier nie przyjmował żadnych słów. Co dopiero tak okropnych opowieści.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Ludzie byli zdolni do największych okropieństw i to wcale nie tylko ninja. W swojej karierze Airan słyszała wiele. O zazdrościach, o niezgodna – i o tym, do czego to doprowadzało. To, kiedy ktoś wystarczająco zdeterminowany nie dostawał tego, czego chciał. Człowiek był wolny, tak uważała Airan. Ale jego wolność kończyła się tam, gdzie zaczynała wolność drugiej osoby i o to w tym wszystkim przecież chodziło. Dlatego ninja byli potrzebni, dlatego byli i strzegli porządku. Dlatego się ich bano, czuło się respekt i tak dalej. Dlatego dzierżyli te wszystkie wcale nie tanie narzędzia, dlatego coś im się od życia należało. Wspomnienia się zacierały, nawet te najbardziej barwne, ale zawsze było kilka takich, które sie wybijały. Tak czy siak o to chodziło w życiu, by te stare zastępować nowymi. Złe zacierać i zapamiętywać dobre – bo życie nie składało się tylko z sumy złych momentów. Było różnicą dobrych i złych i klucz w tym, by tych dobrych było po prostu więcej.
Miłe, że ktoś się martwił, że komuś zależało – oczywiście. Co innego preczytać takie zapewnienia w liście, a co innego zobaczyć na żywo. Zrozumieć, że dla tej drugiej osoby nie jest się tylko zbitką literek na pergaminie, a kimś, kogo ma się w sercu i kogo bierze się pod uwagę. Z uczuciami kogo się liczy. Nie każdy to potrafił. Hao… już się o tym boleśnie przekonał – że nie każdego obchodziły jego uczucia. To czy kochał, czy nie. Bo niektórzy chcieli więcej nawet wtedy, kiedy nie można było im tego dać i doskonale o tym wiedzieli.
- Wcale nie. Jeśli nie mogę czegoś mieć, to po prostu tego nie mam. Jeśli coś kocham i nie mogę tego mieć, to pozwalam temu odejść – kto mu naopowiadał takich bzdur, że jak czegoś nie możesz, to chcesz zabrać ze sobą – by inni nie mieli. To ta jego narzeczona? Jej obraz, z jego słów, wyłaniał się coraz bardziej pokraczny, kuriozalny. - I tak robi każda normalna osoba na tym świecie – słowo klucz: n o r m a l n a. Jeśli coś chcesz i tego mieć nie możesz to znaczy, że to coś nie jest ci pisane. Aa.. i znowu dochodzimy do tego przeznaczenia i tak dalej, w które Airan niezbyt wierzyła. W każdym razie dla niej sprawa była prosta: nie możesz to nie możesz. CHoćbyś bardzo chciał to każdy miał prawo do swojej wolności. I życia po swojemu. Żyj i daj żyć innym – chyba że są chorymi zwyrolami, no to wtedy nie. - Aaaha. Rozumiem. To czego nie mówisz wprost też rozumiem – niektórzy myślą, że rozmowa polega na tym, co się mówi. Ale nie. Rozmowa polegała na tym, co sie mówi i na tym, czego się nie mówi. Airan potrafiła być bardzo bezpośrednia, czego listy mogły nie ukazać. Była sprzecznością – łagona z usposobienia i jednocześnie ostra jak brzytwa. Jak ostrze miecza, którego zapieczętowała. I taki dialog właśnie tutaj prowadzili. Yugen jedno mówił, drugiego nie mówił – a obrazek składał się w całość. Jemu to nie przeszkadzało – znaczy wcale nie chciał. Wyszło, bo wyszło. Ale w sumie to może nawet lepiej, że nie wyszło. Że nie wyszło tak prędko – nim do niego nie dotarło, że to wszystko bez sensu gdy byłoby już zbyt późno. - Sądziłam, że małżeństwa aranżowane są normalne w Sogen, a nie wszędzie tutaj. Inaczej tak by się tym nie obnosili w Karmazynowych Szczytach, że są strażnikami tradycji czy czego tam – czyli innymi słowy: bzdura na kółkach. To był najgłupszy zwyczaj o jakim Airan słyszała. Nie to, by pustynia była go pozbawiona, bo czasem trzeba było i głównie chodziło o małżeństwa polityczne, ale w większości ludzie mieli wolny wybór. I co? I dobrze. Przynajmniej rzadziej mieli takie sytuacje jak tu: jedno chce bardzo, drugiemu wszystko jedno, a pierwszemu przeszkadza, że drugiemu wszystko jedno i… Nieszczęście. Ile złego ta dziewczyna ze sobą pociągnęła? Próba otrucia, swoja własna śmierć, obrazy wyryte na zawsze w głowie, degradacja, żal. Żal żal żal. I to tylko była jedna zła decyzja: jedno “wszystko mi jedno” za dużo tam, gdzie może jednak trzeba było się zatrzymać i powiedzieć “nie”. Ale AIran rozumiała już wiele – małżeństwo aranżowane, wszystko jedno, ona chciała więcej i tego nie miała, więc postanowiła to zakończyć w najgorszy możliwy sposób. - Skąd. Obsesja może, nienawiść też. Zazdrość o to, że nie ma się czegoś, co się bardzo chce. To toksyna. Nie ma tam miejsca na miłość. Poeci bardzo lubią pisać, że miłość i nienawiść są tak bardzo blisko siebie, ale wiesz co? Nie są. A życie to nie tylko słowa na papierze, które się dobrze czyta – bo, jak już powiedziała, uważała, że jak się coś bardzo kocha, to się tego nie rani. Na tym polegała właśnie miłość, a nie na opisanym egoizmie. Każdy z nich miał obowiązki wobec klanu. Ale czy tym obowiązkiem było poświęcić każdy ułamek własnego szczęścia i swój minimalny, wolny wybór? Nie wydaje mi się. - Zauważyłam. Ale czasami trzeba, wiesz? Jak się w sobie dusi wiele rzeczy, to później przychodzi taki moment, kiedy jest tego za dużo – chyba była nawet odrobinę zawiedziona. Że potrzebował tylu lat by powiedzieć cokolwiek. Że w tych wszystkich listach było “u mnie dobrze, a u ciebie?” kiedy dobrze wcale nie było. To było kłamstwo. Przykre kłamstwo, kiedy wierzysz drugiej osobie na słowo, bo dlaczego masz nie wierzyć? - Co się zmieniło? Że teraz mówisz i sam zacząłeś temat?
Miłe, że ktoś się martwił, że komuś zależało – oczywiście. Co innego preczytać takie zapewnienia w liście, a co innego zobaczyć na żywo. Zrozumieć, że dla tej drugiej osoby nie jest się tylko zbitką literek na pergaminie, a kimś, kogo ma się w sercu i kogo bierze się pod uwagę. Z uczuciami kogo się liczy. Nie każdy to potrafił. Hao… już się o tym boleśnie przekonał – że nie każdego obchodziły jego uczucia. To czy kochał, czy nie. Bo niektórzy chcieli więcej nawet wtedy, kiedy nie można było im tego dać i doskonale o tym wiedzieli.
- Wcale nie. Jeśli nie mogę czegoś mieć, to po prostu tego nie mam. Jeśli coś kocham i nie mogę tego mieć, to pozwalam temu odejść – kto mu naopowiadał takich bzdur, że jak czegoś nie możesz, to chcesz zabrać ze sobą – by inni nie mieli. To ta jego narzeczona? Jej obraz, z jego słów, wyłaniał się coraz bardziej pokraczny, kuriozalny. - I tak robi każda normalna osoba na tym świecie – słowo klucz: n o r m a l n a. Jeśli coś chcesz i tego mieć nie możesz to znaczy, że to coś nie jest ci pisane. Aa.. i znowu dochodzimy do tego przeznaczenia i tak dalej, w które Airan niezbyt wierzyła. W każdym razie dla niej sprawa była prosta: nie możesz to nie możesz. CHoćbyś bardzo chciał to każdy miał prawo do swojej wolności. I życia po swojemu. Żyj i daj żyć innym – chyba że są chorymi zwyrolami, no to wtedy nie. - Aaaha. Rozumiem. To czego nie mówisz wprost też rozumiem – niektórzy myślą, że rozmowa polega na tym, co się mówi. Ale nie. Rozmowa polegała na tym, co sie mówi i na tym, czego się nie mówi. Airan potrafiła być bardzo bezpośrednia, czego listy mogły nie ukazać. Była sprzecznością – łagona z usposobienia i jednocześnie ostra jak brzytwa. Jak ostrze miecza, którego zapieczętowała. I taki dialog właśnie tutaj prowadzili. Yugen jedno mówił, drugiego nie mówił – a obrazek składał się w całość. Jemu to nie przeszkadzało – znaczy wcale nie chciał. Wyszło, bo wyszło. Ale w sumie to może nawet lepiej, że nie wyszło. Że nie wyszło tak prędko – nim do niego nie dotarło, że to wszystko bez sensu gdy byłoby już zbyt późno. - Sądziłam, że małżeństwa aranżowane są normalne w Sogen, a nie wszędzie tutaj. Inaczej tak by się tym nie obnosili w Karmazynowych Szczytach, że są strażnikami tradycji czy czego tam – czyli innymi słowy: bzdura na kółkach. To był najgłupszy zwyczaj o jakim Airan słyszała. Nie to, by pustynia była go pozbawiona, bo czasem trzeba było i głównie chodziło o małżeństwa polityczne, ale w większości ludzie mieli wolny wybór. I co? I dobrze. Przynajmniej rzadziej mieli takie sytuacje jak tu: jedno chce bardzo, drugiemu wszystko jedno, a pierwszemu przeszkadza, że drugiemu wszystko jedno i… Nieszczęście. Ile złego ta dziewczyna ze sobą pociągnęła? Próba otrucia, swoja własna śmierć, obrazy wyryte na zawsze w głowie, degradacja, żal. Żal żal żal. I to tylko była jedna zła decyzja: jedno “wszystko mi jedno” za dużo tam, gdzie może jednak trzeba było się zatrzymać i powiedzieć “nie”. Ale AIran rozumiała już wiele – małżeństwo aranżowane, wszystko jedno, ona chciała więcej i tego nie miała, więc postanowiła to zakończyć w najgorszy możliwy sposób. - Skąd. Obsesja może, nienawiść też. Zazdrość o to, że nie ma się czegoś, co się bardzo chce. To toksyna. Nie ma tam miejsca na miłość. Poeci bardzo lubią pisać, że miłość i nienawiść są tak bardzo blisko siebie, ale wiesz co? Nie są. A życie to nie tylko słowa na papierze, które się dobrze czyta – bo, jak już powiedziała, uważała, że jak się coś bardzo kocha, to się tego nie rani. Na tym polegała właśnie miłość, a nie na opisanym egoizmie. Każdy z nich miał obowiązki wobec klanu. Ale czy tym obowiązkiem było poświęcić każdy ułamek własnego szczęścia i swój minimalny, wolny wybór? Nie wydaje mi się. - Zauważyłam. Ale czasami trzeba, wiesz? Jak się w sobie dusi wiele rzeczy, to później przychodzi taki moment, kiedy jest tego za dużo – chyba była nawet odrobinę zawiedziona. Że potrzebował tylu lat by powiedzieć cokolwiek. Że w tych wszystkich listach było “u mnie dobrze, a u ciebie?” kiedy dobrze wcale nie było. To było kłamstwo. Przykre kłamstwo, kiedy wierzysz drugiej osobie na słowo, bo dlaczego masz nie wierzyć? - Co się zmieniło? Że teraz mówisz i sam zacząłeś temat?
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Ludzie byli zdolni do okropieństw. Tak. Byli. Są. I będą. Czasami mówiło się, że nie ma gorszego stworzenia niż człowiek na tym świecie. Zakłócał wszelką równowagę. Tylko on tworzył i żył według filozofii ograbiania. Brał z ziemi i niczego nie oddawał w zamian. Chciwie zagarniał tereny, żeby mieć je dla siebie, uprawiać tam glebę i tam budować sobie dom. Zabierać lasy, nie bacząc na to, że zabierał też domy dziesiątkom istnień, które dotąd w nim żyły. Proszę Państwa, oto Człowiek. Wyjątkowa rasa rozumnych obdarzona największą mądrością przez bogów. Przecież niektórych błogosławiły same smoki w niebiosach. I oto ninja - ten, którego człowiek się boi. Jeśli człowiek potrafił tak niszczyć, kiedy czegoś pragnął, to do czego potrafił się dopuścić ninja? Jak daleko przesuwały się granice między tym, co możesz, a co powinieneś? Dla niektórych one wręcz nie istniały. Inni naginali je bardzo mocno. Hotaru postanowiła je zniszczyć - i wraz z nimi wszystkie posady tego świata. Nie tylko w dodatku swojego. Tacy ludzie pozostawiają po sobie bruzdę i wyrwę, która wstrząsnęła wszystkim. Teraz już zdołałeś odbudować zniszczenia, jakie poczyniła. Pamiętało się to, co tutaj było wcześniej i jak udekorowany był ten skrawek ziemi. To zupełnie jak ty pamiętasz, jak wyglądał ten świat, zanim jeszcze wstrząsnęła nią jednoogoniasta bestia. Widziałaś rzeczy, których dziecko widzieć nie powinno. I nigdy się od tego nie uwolnisz, nawet jeśli będziesz usilnie próbować.
- Pozwalam temu odejść. Również słyszę te słowa w swojej głowie. Jeśli kochasz - pozwól temu odejść. Będziesz wiedzieć, kiedy. Nawet pisklę opuści kiedyś gniazdo. Nawet miłość życia może kiedyś zblednąć. - Mówił to w odniesieniu do tego, co widział wokół siebie, co zaobserwował i tego, co sam odczuwał. Ponieważ słowa, które wypowiedział wcześniej, nie należały do jego filozofii. Były częścią tamtego ponurego świata, który tak mocno wstrząsnął tym jego. To prawda, że sztuką konwersacji nie było odbieranie tego, co powiedziane wprost. Zwłaszcza, kiedy rozmawiało się z Yugenem. Był sugestywny. Tworzył zdania, które pozostawiały jedynie konieczność znalezienia odpowiedniego dopowiedzenia we własnej głowie. Nie robił tego nawet całkowicie celowo - bo to przecież mogłoby podejść pod manipulację rozmową. To, o czym była mowa - nie potrafiłby powiedzieć, że manipulacjami się nie posługuje. To był naturalny sposób bycia. Stymulacja rozmowy - tym to właściwie dla niego było. Kiedy była potrzeba, potrafił być dosadny, ale taka potrzeba była raczej rzadko. I zazwyczaj wymagała wtedy zwarcia myśli, zebrania samego siebie. - Normalność... wśród ninja - czym jest normalność? Mówiliśmy o chorobach, porównaniach, więc i zdrowiu - teraz i normalności. To dla nas normalne, bo zdrowe. Ja nie potrafię być na tę dziewczynę zły. - Uśmiechnął się. Tutaj pojawiała się właściwie kolejna z sugestii. Ale akurat dokładnie to, o czym już wiesz, wypowiedział na głos. - Pozostawiła po sobie tylko żal zakończenia. I konieczność leczenia się mi i Ikigaiowi z naszych własnych chorób. - Kolejnych zresztą, które wpisane zostały do kolekcji. Było ich trochę. Mogliście się tutaj podzielić wrażeniami - i tak przecież było. A ty nie potrafiłeś wyjść z wrażenia, jak to miłe jest, kiedy ktoś spogląda na ciebie właśnie tak, jak teraz Airan. Właściwie to pokrętne - bo przecież spoglądała ze złością. Pewnie nawet czuła uraz, że dopiero teraz, że nie w listach przez te wszystkie lata... ale jakoś... chyba nigdy byś o tym w liście nie napisał. Nie, nie chyba. Wiedziałeś, że nigdy o tym nie napiszesz. Pogrzebałeś to. Kolejny zgaszony płomyczek, a przecież żar nie gasnął nigdy. Zbyt wiele go było w twoim sercu. Zbyt wiele planów, marzeń i ambicji - wbrew pozorom.
- Tam to święta tradycja, jak sama mówisz. Tutaj respektuje się własne prawo, ale to nie jest dziwne, kiedy aranżują je dla ciebie rodzice. - Na szczęście Inuzuka dobrze znali wolność - i kochali ją, jak kochali swoje ninkeny. Dobrze też wiedzieli, czym jest samotność wybrana od ludzi - dlatego, że mieli swoje ninkeny. I tu był błąd. Błąd, który kosztował zbyt wiele. W którym nie zostało powiedziane "nie". W sprawie małżeństwa. To należało zrobić... ale gdyby tak cofnąć czas, to postąpiłby inaczej? Znając skutek - tak. Ale znając skutek wiele rzeczy zrobiłoby się inaczej. Zaś nie znając go mogło się wydawać, że te wspólne plany na przyszłość były piękne i miały sens. Wcale nie były koniecznym złem, bo przecież Hao się w tym nie dusił. Jego narzeczona była piękna, miła, miała wspaniałe oczy, które wydawało się, że go rozumiały. Lubił jej towarzystwo, rozmowy z nią i herbatę, którą parzyła. Kochał kwiaty, które i ona kochała. Tylko... co z tego?
- Och, są bardzo blisko. Podsycone odpowiednio są ogniem, który wypala. I niektórzy potrafią kochać na tyle mocno, by chcieć to zniszczyć. - Zazdrość - to na pewno. Ale czego pochodną była zazdrość? I gdzie się mieszała, żeby osiągnąć tak niezdrowy pułap? Życie to nie papier, życie to nie poezja - owszem, nie były ani jednym, ani drugim. Ale nie wszędzie były przekłamania i nie wszędzie słowo było tylko słowem. Ale żeby to zrozumieć, pewnie trzeba było to poczuć. Albo być wystarczająco empatycznym. Nie, nie wystarczająco. Zbyt empatycznym. Na pewno były lepsze słowa, by to opisać i ująć w rozumieniu kogoś innego, ale dla Hao były właśnie tym. W niezdrowym znaczeniu miłość i nienawiść ocierające się o siebie, niebezpiecznie blisko. Oczywiście punkt siedzenia zależał od punktu widzenia. Hao nie miał przykładu prawdziwej miłości w swoim życiu prócz tej zasłyszanej. Dla niego bardziej na papierze była ta miłość opiewana przez ludzi, wspaniała i jedyna, niż ta, o której mówił.
- Dlatego to tak niebezpieczny balans. Dlatego te rozmowy - o podążaniu za sercem, o tym, co złe, czym jest dla nas śmierć. Wszystko się łączy w umyśle człowieka. Czasem w jednym problemie, jaki ma. - Czasem właśnie w tym, że niektóre rzeczy są takie trudne do wypowiedzenia. - Przepraszam, że cię zawiodłem. Ale nigdy bym ci tego w liście nie napisał. Nie potrafiłbym. - Tak, to było coś, co może nie było miłe, zdawał sobie z tego sprawę. To było coś złego, co uczynił, a czego robić nie powinien. A najgorsze było właśnie to, że wiedział, że to by się nie zmieniło. Choć czemu to było aż tak straszne do napisania - tego nie wiedział. Chyba jego własne myśli by go zabiły, zanim dostałby od Airan odpowiedź. - To takie dziwne, że łatwiej jest coś opowiedzieć komuś w twarz, niż przelać to na papier? - Bo jakoś... było łatwiej. Można było to powiedzieć, nic mu nie stawało w gardle. A trzymając pędzel, chcąc kreślić znaki na pergaminie? Oh nie. To się udać nie mogło. - Widząc cię tutaj teraz nie mam tych oporów, choć zgodnie z logiką pisania listów powinno być na odwrót. I wolę, żebyś usłyszała to ode mnie niż od kogokolwiek przypadkowego z zewnątrz.
- Pozwalam temu odejść. Również słyszę te słowa w swojej głowie. Jeśli kochasz - pozwól temu odejść. Będziesz wiedzieć, kiedy. Nawet pisklę opuści kiedyś gniazdo. Nawet miłość życia może kiedyś zblednąć. - Mówił to w odniesieniu do tego, co widział wokół siebie, co zaobserwował i tego, co sam odczuwał. Ponieważ słowa, które wypowiedział wcześniej, nie należały do jego filozofii. Były częścią tamtego ponurego świata, który tak mocno wstrząsnął tym jego. To prawda, że sztuką konwersacji nie było odbieranie tego, co powiedziane wprost. Zwłaszcza, kiedy rozmawiało się z Yugenem. Był sugestywny. Tworzył zdania, które pozostawiały jedynie konieczność znalezienia odpowiedniego dopowiedzenia we własnej głowie. Nie robił tego nawet całkowicie celowo - bo to przecież mogłoby podejść pod manipulację rozmową. To, o czym była mowa - nie potrafiłby powiedzieć, że manipulacjami się nie posługuje. To był naturalny sposób bycia. Stymulacja rozmowy - tym to właściwie dla niego było. Kiedy była potrzeba, potrafił być dosadny, ale taka potrzeba była raczej rzadko. I zazwyczaj wymagała wtedy zwarcia myśli, zebrania samego siebie. - Normalność... wśród ninja - czym jest normalność? Mówiliśmy o chorobach, porównaniach, więc i zdrowiu - teraz i normalności. To dla nas normalne, bo zdrowe. Ja nie potrafię być na tę dziewczynę zły. - Uśmiechnął się. Tutaj pojawiała się właściwie kolejna z sugestii. Ale akurat dokładnie to, o czym już wiesz, wypowiedział na głos. - Pozostawiła po sobie tylko żal zakończenia. I konieczność leczenia się mi i Ikigaiowi z naszych własnych chorób. - Kolejnych zresztą, które wpisane zostały do kolekcji. Było ich trochę. Mogliście się tutaj podzielić wrażeniami - i tak przecież było. A ty nie potrafiłeś wyjść z wrażenia, jak to miłe jest, kiedy ktoś spogląda na ciebie właśnie tak, jak teraz Airan. Właściwie to pokrętne - bo przecież spoglądała ze złością. Pewnie nawet czuła uraz, że dopiero teraz, że nie w listach przez te wszystkie lata... ale jakoś... chyba nigdy byś o tym w liście nie napisał. Nie, nie chyba. Wiedziałeś, że nigdy o tym nie napiszesz. Pogrzebałeś to. Kolejny zgaszony płomyczek, a przecież żar nie gasnął nigdy. Zbyt wiele go było w twoim sercu. Zbyt wiele planów, marzeń i ambicji - wbrew pozorom.
- Tam to święta tradycja, jak sama mówisz. Tutaj respektuje się własne prawo, ale to nie jest dziwne, kiedy aranżują je dla ciebie rodzice. - Na szczęście Inuzuka dobrze znali wolność - i kochali ją, jak kochali swoje ninkeny. Dobrze też wiedzieli, czym jest samotność wybrana od ludzi - dlatego, że mieli swoje ninkeny. I tu był błąd. Błąd, który kosztował zbyt wiele. W którym nie zostało powiedziane "nie". W sprawie małżeństwa. To należało zrobić... ale gdyby tak cofnąć czas, to postąpiłby inaczej? Znając skutek - tak. Ale znając skutek wiele rzeczy zrobiłoby się inaczej. Zaś nie znając go mogło się wydawać, że te wspólne plany na przyszłość były piękne i miały sens. Wcale nie były koniecznym złem, bo przecież Hao się w tym nie dusił. Jego narzeczona była piękna, miła, miała wspaniałe oczy, które wydawało się, że go rozumiały. Lubił jej towarzystwo, rozmowy z nią i herbatę, którą parzyła. Kochał kwiaty, które i ona kochała. Tylko... co z tego?
- Och, są bardzo blisko. Podsycone odpowiednio są ogniem, który wypala. I niektórzy potrafią kochać na tyle mocno, by chcieć to zniszczyć. - Zazdrość - to na pewno. Ale czego pochodną była zazdrość? I gdzie się mieszała, żeby osiągnąć tak niezdrowy pułap? Życie to nie papier, życie to nie poezja - owszem, nie były ani jednym, ani drugim. Ale nie wszędzie były przekłamania i nie wszędzie słowo było tylko słowem. Ale żeby to zrozumieć, pewnie trzeba było to poczuć. Albo być wystarczająco empatycznym. Nie, nie wystarczająco. Zbyt empatycznym. Na pewno były lepsze słowa, by to opisać i ująć w rozumieniu kogoś innego, ale dla Hao były właśnie tym. W niezdrowym znaczeniu miłość i nienawiść ocierające się o siebie, niebezpiecznie blisko. Oczywiście punkt siedzenia zależał od punktu widzenia. Hao nie miał przykładu prawdziwej miłości w swoim życiu prócz tej zasłyszanej. Dla niego bardziej na papierze była ta miłość opiewana przez ludzi, wspaniała i jedyna, niż ta, o której mówił.
- Dlatego to tak niebezpieczny balans. Dlatego te rozmowy - o podążaniu za sercem, o tym, co złe, czym jest dla nas śmierć. Wszystko się łączy w umyśle człowieka. Czasem w jednym problemie, jaki ma. - Czasem właśnie w tym, że niektóre rzeczy są takie trudne do wypowiedzenia. - Przepraszam, że cię zawiodłem. Ale nigdy bym ci tego w liście nie napisał. Nie potrafiłbym. - Tak, to było coś, co może nie było miłe, zdawał sobie z tego sprawę. To było coś złego, co uczynił, a czego robić nie powinien. A najgorsze było właśnie to, że wiedział, że to by się nie zmieniło. Choć czemu to było aż tak straszne do napisania - tego nie wiedział. Chyba jego własne myśli by go zabiły, zanim dostałby od Airan odpowiedź. - To takie dziwne, że łatwiej jest coś opowiedzieć komuś w twarz, niż przelać to na papier? - Bo jakoś... było łatwiej. Można było to powiedzieć, nic mu nie stawało w gardle. A trzymając pędzel, chcąc kreślić znaki na pergaminie? Oh nie. To się udać nie mogło. - Widząc cię tutaj teraz nie mam tych oporów, choć zgodnie z logiką pisania listów powinno być na odwrót. I wolę, żebyś usłyszała to ode mnie niż od kogokolwiek przypadkowego z zewnątrz.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Rzeczywiście, nie było gorszego stworzenia niż człowiek… Prócz jednego. Ogoniasta bestia. Ludzie mogli mówić co chcą, ale nie było niczego na tym świecie do tej pory, by zmieniła zdanie. Może to te dziecięce wspomnienia – bardzo ostre i bardzo wyraźne, bardzo przekoloryzowane. Trudno powiedzieć. Fakt był jednak taki, o czym nie dzieliła się w listach z Yugenem, bo jakoś nie było okazji, wszak poznali się już dobrych kilka lat po tym wydarzeniu, że to było coś, co najmocniej zapadło jej w pamięć. I to było coś, co łączyło się z Kami no Hikage w bardzo mroczny sposób: Shiro-Ryu. Shiro-Ryu i ich przywódca. Jedna masakra. Druga masakra… Plotki o bestiach – liczba mnoga! – a nie tylko widok jednej z nich… Czuła, że przed nimi będzie jeszcze gorąco. Nie wiedziała jak, nie wiedziała gdzie, ale czuła. To wszystko to pewnie tylko kwestia czasu.
- Właśnie tak – czy było tu coś więcej do dodania? Raczej pytanie – po co usprawiedliwiać czyny kogoś innego. Czyny ewidentnie złe. Czyny, które zraniły wszystkich wokół. Tu nawet intencje nie były dobre. One były od samego początku, od samych podstaw złe. Piekło nie mogłoby być nimi nawet wybrukowane. - Nie ma to znaczenia, czy ninja czy nie. Przecież ninja to nadal człowiek. Uzdolniony, ale nadal człowiek. I czujemy tak samo jak zwykli ludzie, choć niektórzy mówią, że nie możemy czy powinniśmy. To akurat bzdura. Poświęcamy się dla klanu całym sercem i życiem i każdy z nas zasługuje na swój prywatny kawałek szczęścia, wolności i wolnego wyboru... A normalność jest właśnie tym: nie czynieniem nikomu, kto na to nie zasłużył, niczego złego. Czy nie na takich ludzi się właśnie poluje? Na takich, którzy sami wymierzają swoją sprawiedliwość, bo coś im się urodziło w chorej głowie? Nawet wolność ma ograniczenia, ona się kończy tam, gdzie się zaczyna wolność drugiego człowieka. Zabicie kogoś? Później siebie? Co to ma na celu? To tchórzostwo. Brak odwagi by spojrzeć prawdzie w oczy. Brak kręgosłupa by wziąć coś na barki i zmierzyć się z tym, że ktoś może czuć nie tak jak my – i to też robili ninja. Wymierzali sprawiedliwość tym, którzy postanowili ją wziąć we własne ręce. Spalili dom sąsiada, bo lepiej mu się powodziło i te sprawy. Tutaj… To nie było nijak inne. Samoobrona była uzasadniona, a jakże – pewnie dlatego skończyło się tylko na degradacji. Całe szczęście skończyło się na tym. Airan nie rozumiała w tym jednego: jak on może tak lekko do tego podchodzić. Jak może próbować ją usprawiedliwiać – nic tutaj nie miało sensu. Jasne, aranżowane małżeństwo mu nie przeszkadzało, ale czarnowłosa już zrozumiała, że nie odwzajemniał uczuć swojej narzeczonej. Ale to, że ich nie odwzajemniał nie znaczyło, że był jej coś winien. Nie w aranżowanym małżeństwie – do którego nie doszło, skoro nadal nazywał ją byłą narzeczoną, a nie żoną.
Airan w końcu westchnęła. Tak, przejmowała się bardzo tą nowiną, bo zupełnie się jej ne spodziewała, ani nie tyle nie była na nią gotowa, co była po prostu… Mocna. I wiele wniosków wyciągała pomiędzy wierszami tego, czego Hao nie mówił – nie chciał, nie potrafił, albo po prostu nie miał ochoty mówić na głos licząc na to, że ta druga osoba wyłapie jego intencje. Tak, przejmowała się, bo w końcu zależało jej na Inuzuka – gdyby było inaczej, to ten kontakt urwałby się dawno temu, a jej teraz by tutaj nie było. Czy było to miłe? Na pewno. Nawet pomimo jej złości, bo rzeczywiście się zezłościła, ale nie na Yugena samego w sobie, a na tę idiotyczną sytuację, której można było uniknąć, gdyby tylko szło się za głosem serca – czyli zgadzało na małżeństwo wtedy, kiedy odwzajemniało się czyjeś uczucia, a nie… bo tak wypada, albo bo to nie przeszkadza.
- „Tylko”. To nie jest żadne tylko. Pozwól więc, że ja będę na nią zła, skoro ty nie potrafisz. Jesteś zbyt miły – och, ona potrafiła. Oni musieli się leczyć z czegoś, co sama ta dziewczyna wywołała. Czego nie było wcześniej i nie byłoby gdyby nie to, jak się zachowała. I tak, Hao był zbyt miły. Nie powiedział „nie” tam gdzie powinien i nie złościł się tam, gdzie miał do tego prawo. W oczach Airan nie był niczego winien tej dziewczynie – bo jakiekolwiek długi zaciągnął wcześniej, odebrał je wtedy, kiedy próbowała go otruć.
- U nas też się to zdarza, aranżowane małżeństwa. Ale nie są codziennością. Jeśli już są, to tylko natury politycznej pomiędzy kimś ważnym i kimś ważnym, a nie tak o. Zresztą jakby mi matka próbowała życie ułożyć to…. – nie dokończyła, po prostu machnęła dłonią. To nic. To mogłaby próbować i nic by z tego nie wyszło. Jej siostra mogłaby Airan zmusić do małżeństwa politycznego – ona i obecny Kotei, ale to były bodaj jedyne osoby, które mogłyby namieszać w życiu Airan. Bo nie było co ukrywać, charakterek miała jaki miała, ale była idealną partią by podtrzymać z kimś jakiś sojusz. Zakładając, że do tego czasu sama by się z kimś nie związała, a na to na ten moment się nie zanosiło.
- Nie, Yugen. Są bardzo daleko. To o czym mówisz, to bardzo wypaczone uczucie, które obok miłości nawet nie leżało. Zepsute, a nie czyste, jakim ono jest. Więc nie, miłość i nienawiść nie są sobie bliskie. Mogą się takie wydawać, ale nie są. Albo jedno, albo drugie. Ludziom się wiele wydaje, tak to nazywają, bo tak poetycko brzmi… Ale nie. Jestem pewna, że kochasz swoje ninkeny bardzo bardzo mocno. Czy jest w tym choć skrawek złości? Czy choć przez chwilę przeszło ci na myśl, że mógłbyś ich znienawidzić i jednocześnie wiązać do końca życia zamiast puścić przodem przez życie, by też go zaznały, jeśliby się tutaj dusiły? – to była oczywiście bardzo hipotetyczna sytuacja, ale Airan sądziła ze zna odpowiedź na te pytania. Bo widziała jak patrzy na ninkeny i jak one patrzą na niego. Jeśli coś tutaj było szczere, pomiędzy tymi nieszczerymi słowami w listach, to jego zażyłość z Ikigaiem – tego była pewna. - Jestem pewna, że świat byłby trochę prostszym miejscem, gdyby ludzie byli szczerzy. Ale nie z innymi a sami ze sobą. Gdyby nie robili rzeczy wbrew sobie, nie dawali nadziei tam, gdzie był jej brak i gdyby nie dopowiadali sobie tego, czego nie ma – balans i podążanie za sercem. Airan nadal uważała, że było warto, tylko najpierw trzeba było tę drogę znaleźć. - Tak, bardzo dziwne. Papier nie odpowie i możesz słowa poprawić kilka razy. Napiszesz, wyślesz – nie rozmyśli się. A mówić komuś coś twarzą w twarz… Widzieć reakcje, albo właśnie dojść do wniosku, że może lepiej nie mówić, bo… wstaw sobie jakiś powód. Tak, jest trudniej, i tak, jest dziwne – tym bardziej dziwne, jeśli przez kilka lat nie mówi się o sprawach prawdziwie ważnych. Jak na przykład „zaręczyłem się”. Ciekawe czy zaprosiłby ją na ślub? Albo właśnie „moja narzeczona nie żyje”. „Jest mi źle”. Cokolwiek. Cokolwiek tylko nie „u mnie dobrze”. Słowa, którymi można się było porzygać. Nie odpowiedziała na te przeprosiny. Bo jeszcze tego nie przetrawiła. Tak, była zawiedziona i pewnie dało się to wyczuć. Odczytać reakcję nie z oczu, a z całej twarzy. - Czemu ktokolwiek inny miałby mi to mówić – to nawet nie byłó pełnoprawne pytanie. Raczej kolejne niezrozumienie – z kim musiałaby rozmawiać i jak długo, żeby ktoś miałby jej to powiedzieć? Zresztą… Czy to właśnie kierowało Yugenem? Strach, że powie jej to ktoś inny? Tylko… co z tego?
- Właśnie tak – czy było tu coś więcej do dodania? Raczej pytanie – po co usprawiedliwiać czyny kogoś innego. Czyny ewidentnie złe. Czyny, które zraniły wszystkich wokół. Tu nawet intencje nie były dobre. One były od samego początku, od samych podstaw złe. Piekło nie mogłoby być nimi nawet wybrukowane. - Nie ma to znaczenia, czy ninja czy nie. Przecież ninja to nadal człowiek. Uzdolniony, ale nadal człowiek. I czujemy tak samo jak zwykli ludzie, choć niektórzy mówią, że nie możemy czy powinniśmy. To akurat bzdura. Poświęcamy się dla klanu całym sercem i życiem i każdy z nas zasługuje na swój prywatny kawałek szczęścia, wolności i wolnego wyboru... A normalność jest właśnie tym: nie czynieniem nikomu, kto na to nie zasłużył, niczego złego. Czy nie na takich ludzi się właśnie poluje? Na takich, którzy sami wymierzają swoją sprawiedliwość, bo coś im się urodziło w chorej głowie? Nawet wolność ma ograniczenia, ona się kończy tam, gdzie się zaczyna wolność drugiego człowieka. Zabicie kogoś? Później siebie? Co to ma na celu? To tchórzostwo. Brak odwagi by spojrzeć prawdzie w oczy. Brak kręgosłupa by wziąć coś na barki i zmierzyć się z tym, że ktoś może czuć nie tak jak my – i to też robili ninja. Wymierzali sprawiedliwość tym, którzy postanowili ją wziąć we własne ręce. Spalili dom sąsiada, bo lepiej mu się powodziło i te sprawy. Tutaj… To nie było nijak inne. Samoobrona była uzasadniona, a jakże – pewnie dlatego skończyło się tylko na degradacji. Całe szczęście skończyło się na tym. Airan nie rozumiała w tym jednego: jak on może tak lekko do tego podchodzić. Jak może próbować ją usprawiedliwiać – nic tutaj nie miało sensu. Jasne, aranżowane małżeństwo mu nie przeszkadzało, ale czarnowłosa już zrozumiała, że nie odwzajemniał uczuć swojej narzeczonej. Ale to, że ich nie odwzajemniał nie znaczyło, że był jej coś winien. Nie w aranżowanym małżeństwie – do którego nie doszło, skoro nadal nazywał ją byłą narzeczoną, a nie żoną.
Airan w końcu westchnęła. Tak, przejmowała się bardzo tą nowiną, bo zupełnie się jej ne spodziewała, ani nie tyle nie była na nią gotowa, co była po prostu… Mocna. I wiele wniosków wyciągała pomiędzy wierszami tego, czego Hao nie mówił – nie chciał, nie potrafił, albo po prostu nie miał ochoty mówić na głos licząc na to, że ta druga osoba wyłapie jego intencje. Tak, przejmowała się, bo w końcu zależało jej na Inuzuka – gdyby było inaczej, to ten kontakt urwałby się dawno temu, a jej teraz by tutaj nie było. Czy było to miłe? Na pewno. Nawet pomimo jej złości, bo rzeczywiście się zezłościła, ale nie na Yugena samego w sobie, a na tę idiotyczną sytuację, której można było uniknąć, gdyby tylko szło się za głosem serca – czyli zgadzało na małżeństwo wtedy, kiedy odwzajemniało się czyjeś uczucia, a nie… bo tak wypada, albo bo to nie przeszkadza.
- „Tylko”. To nie jest żadne tylko. Pozwól więc, że ja będę na nią zła, skoro ty nie potrafisz. Jesteś zbyt miły – och, ona potrafiła. Oni musieli się leczyć z czegoś, co sama ta dziewczyna wywołała. Czego nie było wcześniej i nie byłoby gdyby nie to, jak się zachowała. I tak, Hao był zbyt miły. Nie powiedział „nie” tam gdzie powinien i nie złościł się tam, gdzie miał do tego prawo. W oczach Airan nie był niczego winien tej dziewczynie – bo jakiekolwiek długi zaciągnął wcześniej, odebrał je wtedy, kiedy próbowała go otruć.
- U nas też się to zdarza, aranżowane małżeństwa. Ale nie są codziennością. Jeśli już są, to tylko natury politycznej pomiędzy kimś ważnym i kimś ważnym, a nie tak o. Zresztą jakby mi matka próbowała życie ułożyć to…. – nie dokończyła, po prostu machnęła dłonią. To nic. To mogłaby próbować i nic by z tego nie wyszło. Jej siostra mogłaby Airan zmusić do małżeństwa politycznego – ona i obecny Kotei, ale to były bodaj jedyne osoby, które mogłyby namieszać w życiu Airan. Bo nie było co ukrywać, charakterek miała jaki miała, ale była idealną partią by podtrzymać z kimś jakiś sojusz. Zakładając, że do tego czasu sama by się z kimś nie związała, a na to na ten moment się nie zanosiło.
- Nie, Yugen. Są bardzo daleko. To o czym mówisz, to bardzo wypaczone uczucie, które obok miłości nawet nie leżało. Zepsute, a nie czyste, jakim ono jest. Więc nie, miłość i nienawiść nie są sobie bliskie. Mogą się takie wydawać, ale nie są. Albo jedno, albo drugie. Ludziom się wiele wydaje, tak to nazywają, bo tak poetycko brzmi… Ale nie. Jestem pewna, że kochasz swoje ninkeny bardzo bardzo mocno. Czy jest w tym choć skrawek złości? Czy choć przez chwilę przeszło ci na myśl, że mógłbyś ich znienawidzić i jednocześnie wiązać do końca życia zamiast puścić przodem przez życie, by też go zaznały, jeśliby się tutaj dusiły? – to była oczywiście bardzo hipotetyczna sytuacja, ale Airan sądziła ze zna odpowiedź na te pytania. Bo widziała jak patrzy na ninkeny i jak one patrzą na niego. Jeśli coś tutaj było szczere, pomiędzy tymi nieszczerymi słowami w listach, to jego zażyłość z Ikigaiem – tego była pewna. - Jestem pewna, że świat byłby trochę prostszym miejscem, gdyby ludzie byli szczerzy. Ale nie z innymi a sami ze sobą. Gdyby nie robili rzeczy wbrew sobie, nie dawali nadziei tam, gdzie był jej brak i gdyby nie dopowiadali sobie tego, czego nie ma – balans i podążanie za sercem. Airan nadal uważała, że było warto, tylko najpierw trzeba było tę drogę znaleźć. - Tak, bardzo dziwne. Papier nie odpowie i możesz słowa poprawić kilka razy. Napiszesz, wyślesz – nie rozmyśli się. A mówić komuś coś twarzą w twarz… Widzieć reakcje, albo właśnie dojść do wniosku, że może lepiej nie mówić, bo… wstaw sobie jakiś powód. Tak, jest trudniej, i tak, jest dziwne – tym bardziej dziwne, jeśli przez kilka lat nie mówi się o sprawach prawdziwie ważnych. Jak na przykład „zaręczyłem się”. Ciekawe czy zaprosiłby ją na ślub? Albo właśnie „moja narzeczona nie żyje”. „Jest mi źle”. Cokolwiek. Cokolwiek tylko nie „u mnie dobrze”. Słowa, którymi można się było porzygać. Nie odpowiedziała na te przeprosiny. Bo jeszcze tego nie przetrawiła. Tak, była zawiedziona i pewnie dało się to wyczuć. Odczytać reakcję nie z oczu, a z całej twarzy. - Czemu ktokolwiek inny miałby mi to mówić – to nawet nie byłó pełnoprawne pytanie. Raczej kolejne niezrozumienie – z kim musiałaby rozmawiać i jak długo, żeby ktoś miałby jej to powiedzieć? Zresztą… Czy to właśnie kierowało Yugenem? Strach, że powie jej to ktoś inny? Tylko… co z tego?
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Racja. Ogoniaste bestie. Prawdziwa machina śmierci, gniewu i zniszczenia. Istota, która nie potrzebowała niczego do egzystowania, a jednak i tak ciągle brała. Ciągle czegoś chciała i pożądała. Były tak jak ludzie - każda inna od siebie. Ale w przeciwieństwie do ludzi miała moc, by pogrzebać swoim oddechem całe miasta. Ich szaleństwo, kiedy docierało do głów, to jedyne co zostawiały po sobie to zgliszcza. Nie potrafiły tworzyć i budować. W ich bycie nie było kreacji - było tylko zniszczenie. I głównie to właśnie to odróżniało je od ludzi. To i skala zniszczeń, jakie ze sobą niosły. Każdy ich krok był jak tajfun, który zwiastował zniszczenie. Każdy ich oddech paleniem, które nie zostawiało nawet popiołu z ludzi. Wszystko, co je otaczało, to woal śmierci i jej widmo w ich cieniu. Och, cień... Te dopiero rzucały długie, pokraczne figury - nie tylko na drogę, którą wędrowały, ale i na pół świata. Plotki o demonach grzmiały w każdym zakątku ziemi. Ale dopóki czegoś nie widzisz, możesz w to wątpić. W Sogen bestia, która zniszczyła Mur - ponoć to ona była przyczyną. Na pustyni bestia, która zniszczyła miasto - ponoć, tak, podobno to właśnie ona. Ale wszystkie te "ponoć" nie składały się w "na pewno" dla kogoś, kto nigdy takiej na oczy nie widział. A Yugen nie widział. Nie sprawiało to, że poddawał w wątpliwości ich istnienie. Nie. Wierzył i ufał, że są. Jednak tylko głupiec wierzy we wszystko, co usłyszy i tylko głupiec wierzy we wszystko, co przeczyta. Tak długo, jak długo człowiek zadaje pytania, wątpi, poddaje świat krytyce - ale tej zdrowej, nie tej, w której wszystko jest dla ciebie złe i mdłe, a wszechświat zaczyna już w tym tracić swój sens - tak długo myśli. I tak długo jest w stanie się dowiedzieć rzeczy nowych i wyjść z błędu.
- Tchórzostwo... - I oto słowo się rzekło, wyrok został wydany. Dla oskarżonych o miłość, siedzących pod salą rozpraw. Dla tych, którzy chcieli zachować resztkę swojego honoru. Filozofie życiowe to bardzo ciekawy temat. Tak jak ciekawym tematem było to, w jakich kategoriach ten świat rozpatruje samobójstwo. Weź miecz, wbij sobie w brzuch. Pociągnij. Brzmi łatwo? Lecz łatwe nie jest. Trzeba mieć odwagę, trzeba mieć honor i trzeba wiedzieć, kiedy odejść z tego świata. Trwanie dla samego trwania, ponieważ ktoś twierdzi, że to ucieczka przed konsekwencją nie miała najmniejszego sensu. To nie ucieczka. To akceptacja wszystkich decyzji, które się podjęło. Och, może dla niektórych to była ucieczka, bo w końcu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Człowiek człowiekowi nie był równy w swoim podejściu, emocjach i tym, co nim kierowało w danej chwili. Oczy Yugena znów utkwione były w świecie poza domostwem, kiedy zastanawiał się nad tymi słowami i zastanawiał się nad samą Airan, które je wypowiedziała - mocno i krytycznie, tak adekwatnie do stanu, w którym się znajdowała. Stan, właśnie. Kolejna rzecz, która była powiedziana mimochodem, jeden z wniosków, jakie można wysnuć. Emocje nie usprawiedliwiały słów i czynów. A przynajmniej według Hao. W jego świecie nie było na to miejsca, bo za często prowadziły do błędów, złych słów i co gorsza - złych czynów. Ale to, co zostało powiedziane tutaj, chyba zostałoby wypowiedziane tak samo nawet bez tych emocji. To tkwiło głęboko w niej - przekonanie, że tak właśnie ten świat i ludzie w nim powinni funkcjonować. - Ludzi, ich emocji, przekonań i światów nie da się schować do jednego worka. Dobrze wiesz. Więc i nie da się ich wszystkich schować do worka, w którym samobójstwo jest oznaką strachu. Zdziwiłabyś się, w jak wielu przypadkach jest oznaką odwagi i przyjęcia konsekwencji swoich czynów. - Niektórzy chcieli uciekać, to prawda. Ale byli ci, którzy wędrowali drogą honoru. Niewielu wiedziało, że człowiek w momencie, w którym przekroczy próg dachu najwyższego budynku - i runie w dół - wcale nie odczuwa strachu, żalu, nie chce uciekać. Jest mu to wszystko obojętne. I świat nie był nigdy i nie będzie więcej tak spokojny, jak w tym krótkim momencie, w którym jesteś już prawdziwie wolny. Puszczasz wszystko, co się wiązało. Możesz lecieć.
- Haha, zbyt miły... Ikigai czasem też mi to wyrzuca. Nie mówi już tego wprost, kłóciliśmy się o to wiele razy. Ale to dobrze. Ten świat potrzebuje odrobiny dobroci. - Zbyt miły. To określenie zabrzmiało przezabawnie w ustach Airan. Może zabrzmiałoby równie zabawnie w każdych innych? A czy też byłoby śmieszne przy innym temacie? Czemu? Zbyt miły, bo starał się zrozumieć? Bo nie wiedział, dlaczego nienawiść miałaby budować ten świat i czemu serce miałby napełniać złością? Czasami wątpił i wtedy te emocje wpełzały do niego, zaczynały rozpalać ogień. I czasem zaczynał się wtedy bać samego siebie. Bać tego, w jakim kierunku wędrują jego myśli i co myślał, że mogło zostać dokonane, by ten świat zmienić. Żeby, właśnie, był milszy. Jak wiele człowiek chciał usprawiedliwiać siebie samego, żeby tylko te myśli spełnić! Och nie. Ta gra nie była warta świeczki. Ale człowiek przecież nie mógł wszystkiego trzymać wiecznie w sobie. Bo w końcu wybuchnie. Zegar tykał.
- Taka jesteś. Wolny duch. Poszłabyś w prawo, jeśli ktoś nakazałby lewo. Nawet gdybyś wiedziała, że to dla twojego dobra? - Gdzie zaczyna się to, że dobrze jest walczyć o swoje i o swoją wolność, a gdzie się kończy? Yugen był tak mocno związany z klanem, z tą ziemią - pogrzebał tu swe serce. Kołysało mu trawy do snu i koiło jego emocje i zszargane, postrzępione myśli. Ta ziemia była jego lekarstwem. To powietrze tlenem, bez Yusetsu by się udusił.
- Zgadza się, wypaczone. Ale nadal jest to to samo uczucie. - Czy miłość... jest... czysta? Przymknął oczy, długie rzęsy rzuciły cienie na policzku, jeden kącik ust uniósł się w górę. - Czysta miłość. Człowiek z natury jest egoistą. Dajesz coś, ponieważ chcesz coś w zamian. Uwagi, czułości, wsparcia. Emocje są jak transakcja wiązana. Im bardziej się w nich zanurzasz, tym bardziej próbują cię pochłonąć. Nie dla wszystkich, rzecz jasna. - Uchylił powieki. - Miłość moja i Ikigaia nie ocierała się o psychotyczne zapędy, które wypalałaby wspólnie budowany świat. Gdyby Ikigai chciał odejść, przygotowałbym mu odprawkę i życzył dobrej drogi. Dla niektórych nasza więź też wydaje się nienormalna. Chociaż nikomu nie czyni krzywdy. Ale nazwali ją nienormalną, ponieważ nigdy w ich życiu nie działo się coś podobnego. - Fakt, rozwodzisz się za bardzo nad każdym tematem, ale cały ten świat i ludzie, którzy go tworzą... przecież tego nie dało się ująć w paru słowach. Można było o tym mówić i pisać poematy. Tworzyć na temat tej rzeczywistości melodie, które przecinały serce swoją ckliwością. I wszystko to zawsze byłoby mało, mało, mało!
- Lecz kiedy piszesz na pustym papierze, który razi cię w oczy swoją jasnością, a czarny tusz wygląda na nim jak plamy, wszystko wydaje się brzydkie, gdy chcesz przekazać okropne rzeczy. Rozmowa to gra subtelności. Każdy gest, ruch, każde spojrzenie, uśmiech. Intonacja głosu. Widzisz, wystarczyła jedna twoja reakcja, bym wiedział, że mogę mówić dalej. Czy wiedziałbym to przez list? Tutaj kończy się moje bycie zbyt miłym, Airan. Nie zrobiłbym sobie tego. Przeżywania dzień po dniu napisanych słów, które widziałbym pod powiekami z brakiem pomysłu na to, jaką reakcję mogą stworzyć. - Jasne, można powiedzieć: ale powinieneś we mnie wierzyć! Wierzyć, że ja to zaakceptuję, że nie rzucę papierem w kąt! Że będę chciała pomóc! Tak, wiedział, że takie mogą być słowa, które nawet jeśli nie zagoszczą w głosie Airan, nawet jeśli ich nie usłyszy, to pojawią się w jej głowie. A przynajmniej tego się spodziewał. Były rzeczy, które znosił psychicznie bardzo dobrze. Były rzeczy, z którymi sobie radził. Były te, które wytrzymywał. I były też te, które go rozkładały na czynniki pierwsze. Świeże rany... może niektórzy potrzebują o nich mówić, żalić się z nich, potrzebują wsparcia. Ale on potrzebował wtedy tylko ciszy, Ikigaia i wyłączeniu się ze świata. Łatwo to mówić z perspektywy czasu... bo może tak naprawdę wtedy nie wiedział nawet, czego potrzebuje. Ale to minęło - jesteśmy tu i teraz. Pozostały skutki.
- W Ookami-den prawie wszyscy mnie znają. I prawie wszyscy słyszeli o niesławnej historii z Hotaru. Jak mówiłem - ludzie kochają ekscesy. Minęły prawie trzy lata i ludzie nie zapomnieli.
- Tchórzostwo... - I oto słowo się rzekło, wyrok został wydany. Dla oskarżonych o miłość, siedzących pod salą rozpraw. Dla tych, którzy chcieli zachować resztkę swojego honoru. Filozofie życiowe to bardzo ciekawy temat. Tak jak ciekawym tematem było to, w jakich kategoriach ten świat rozpatruje samobójstwo. Weź miecz, wbij sobie w brzuch. Pociągnij. Brzmi łatwo? Lecz łatwe nie jest. Trzeba mieć odwagę, trzeba mieć honor i trzeba wiedzieć, kiedy odejść z tego świata. Trwanie dla samego trwania, ponieważ ktoś twierdzi, że to ucieczka przed konsekwencją nie miała najmniejszego sensu. To nie ucieczka. To akceptacja wszystkich decyzji, które się podjęło. Och, może dla niektórych to była ucieczka, bo w końcu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Człowiek człowiekowi nie był równy w swoim podejściu, emocjach i tym, co nim kierowało w danej chwili. Oczy Yugena znów utkwione były w świecie poza domostwem, kiedy zastanawiał się nad tymi słowami i zastanawiał się nad samą Airan, które je wypowiedziała - mocno i krytycznie, tak adekwatnie do stanu, w którym się znajdowała. Stan, właśnie. Kolejna rzecz, która była powiedziana mimochodem, jeden z wniosków, jakie można wysnuć. Emocje nie usprawiedliwiały słów i czynów. A przynajmniej według Hao. W jego świecie nie było na to miejsca, bo za często prowadziły do błędów, złych słów i co gorsza - złych czynów. Ale to, co zostało powiedziane tutaj, chyba zostałoby wypowiedziane tak samo nawet bez tych emocji. To tkwiło głęboko w niej - przekonanie, że tak właśnie ten świat i ludzie w nim powinni funkcjonować. - Ludzi, ich emocji, przekonań i światów nie da się schować do jednego worka. Dobrze wiesz. Więc i nie da się ich wszystkich schować do worka, w którym samobójstwo jest oznaką strachu. Zdziwiłabyś się, w jak wielu przypadkach jest oznaką odwagi i przyjęcia konsekwencji swoich czynów. - Niektórzy chcieli uciekać, to prawda. Ale byli ci, którzy wędrowali drogą honoru. Niewielu wiedziało, że człowiek w momencie, w którym przekroczy próg dachu najwyższego budynku - i runie w dół - wcale nie odczuwa strachu, żalu, nie chce uciekać. Jest mu to wszystko obojętne. I świat nie był nigdy i nie będzie więcej tak spokojny, jak w tym krótkim momencie, w którym jesteś już prawdziwie wolny. Puszczasz wszystko, co się wiązało. Możesz lecieć.
- Haha, zbyt miły... Ikigai czasem też mi to wyrzuca. Nie mówi już tego wprost, kłóciliśmy się o to wiele razy. Ale to dobrze. Ten świat potrzebuje odrobiny dobroci. - Zbyt miły. To określenie zabrzmiało przezabawnie w ustach Airan. Może zabrzmiałoby równie zabawnie w każdych innych? A czy też byłoby śmieszne przy innym temacie? Czemu? Zbyt miły, bo starał się zrozumieć? Bo nie wiedział, dlaczego nienawiść miałaby budować ten świat i czemu serce miałby napełniać złością? Czasami wątpił i wtedy te emocje wpełzały do niego, zaczynały rozpalać ogień. I czasem zaczynał się wtedy bać samego siebie. Bać tego, w jakim kierunku wędrują jego myśli i co myślał, że mogło zostać dokonane, by ten świat zmienić. Żeby, właśnie, był milszy. Jak wiele człowiek chciał usprawiedliwiać siebie samego, żeby tylko te myśli spełnić! Och nie. Ta gra nie była warta świeczki. Ale człowiek przecież nie mógł wszystkiego trzymać wiecznie w sobie. Bo w końcu wybuchnie. Zegar tykał.
- Taka jesteś. Wolny duch. Poszłabyś w prawo, jeśli ktoś nakazałby lewo. Nawet gdybyś wiedziała, że to dla twojego dobra? - Gdzie zaczyna się to, że dobrze jest walczyć o swoje i o swoją wolność, a gdzie się kończy? Yugen był tak mocno związany z klanem, z tą ziemią - pogrzebał tu swe serce. Kołysało mu trawy do snu i koiło jego emocje i zszargane, postrzępione myśli. Ta ziemia była jego lekarstwem. To powietrze tlenem, bez Yusetsu by się udusił.
- Zgadza się, wypaczone. Ale nadal jest to to samo uczucie. - Czy miłość... jest... czysta? Przymknął oczy, długie rzęsy rzuciły cienie na policzku, jeden kącik ust uniósł się w górę. - Czysta miłość. Człowiek z natury jest egoistą. Dajesz coś, ponieważ chcesz coś w zamian. Uwagi, czułości, wsparcia. Emocje są jak transakcja wiązana. Im bardziej się w nich zanurzasz, tym bardziej próbują cię pochłonąć. Nie dla wszystkich, rzecz jasna. - Uchylił powieki. - Miłość moja i Ikigaia nie ocierała się o psychotyczne zapędy, które wypalałaby wspólnie budowany świat. Gdyby Ikigai chciał odejść, przygotowałbym mu odprawkę i życzył dobrej drogi. Dla niektórych nasza więź też wydaje się nienormalna. Chociaż nikomu nie czyni krzywdy. Ale nazwali ją nienormalną, ponieważ nigdy w ich życiu nie działo się coś podobnego. - Fakt, rozwodzisz się za bardzo nad każdym tematem, ale cały ten świat i ludzie, którzy go tworzą... przecież tego nie dało się ująć w paru słowach. Można było o tym mówić i pisać poematy. Tworzyć na temat tej rzeczywistości melodie, które przecinały serce swoją ckliwością. I wszystko to zawsze byłoby mało, mało, mało!
- Lecz kiedy piszesz na pustym papierze, który razi cię w oczy swoją jasnością, a czarny tusz wygląda na nim jak plamy, wszystko wydaje się brzydkie, gdy chcesz przekazać okropne rzeczy. Rozmowa to gra subtelności. Każdy gest, ruch, każde spojrzenie, uśmiech. Intonacja głosu. Widzisz, wystarczyła jedna twoja reakcja, bym wiedział, że mogę mówić dalej. Czy wiedziałbym to przez list? Tutaj kończy się moje bycie zbyt miłym, Airan. Nie zrobiłbym sobie tego. Przeżywania dzień po dniu napisanych słów, które widziałbym pod powiekami z brakiem pomysłu na to, jaką reakcję mogą stworzyć. - Jasne, można powiedzieć: ale powinieneś we mnie wierzyć! Wierzyć, że ja to zaakceptuję, że nie rzucę papierem w kąt! Że będę chciała pomóc! Tak, wiedział, że takie mogą być słowa, które nawet jeśli nie zagoszczą w głosie Airan, nawet jeśli ich nie usłyszy, to pojawią się w jej głowie. A przynajmniej tego się spodziewał. Były rzeczy, które znosił psychicznie bardzo dobrze. Były rzeczy, z którymi sobie radził. Były te, które wytrzymywał. I były też te, które go rozkładały na czynniki pierwsze. Świeże rany... może niektórzy potrzebują o nich mówić, żalić się z nich, potrzebują wsparcia. Ale on potrzebował wtedy tylko ciszy, Ikigaia i wyłączeniu się ze świata. Łatwo to mówić z perspektywy czasu... bo może tak naprawdę wtedy nie wiedział nawet, czego potrzebuje. Ale to minęło - jesteśmy tu i teraz. Pozostały skutki.
- W Ookami-den prawie wszyscy mnie znają. I prawie wszyscy słyszeli o niesławnej historii z Hotaru. Jak mówiłem - ludzie kochają ekscesy. Minęły prawie trzy lata i ludzie nie zapomnieli.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
- Airan
- Posty: 328
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Akoraito / Rekrut
- Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=9681
- Multikonta: Yukirin
Re: Dom Yugena
Chakra była po prostu nienasycona. Odnawiała się, zmieniała, a niektóre istoty się nią…. W pewien sposób żywiły. Były nią przepełnione i za jej pomocą niszczyły. Dlaczego? A któż to wie… Fakt był jednak niezmienny. Plotki plotkami, ale Airan wierzyła w każdą z nich. A wszystko dlatego, że pewna część pustyni do teraz była nieodwiedzana – z powodu takiego jednego… Nie widziała go z bliska, przecież by tego nie przeżyła. Była już wtedy w trakcie ewakuacji. Ale obraz… Był niezapomniany. Nie nawiedzał jej jednak na jawie, jedynie czasami w bardziej niespokojne noce, po których budziła się bardziej zmęczona, niż zanim zasypiała. Nie znosiła tych momentów, ale… nauczyła się z nimi żyć.
Och nie, Airan nie oskarżała nikogo o miłość. Oskarżała o nazywanie miłością czegoś, co miłością nie było. Mówiła o tchórzostwie, o tak – bo tak właśnie czuła, i Yugen miał rację, czy chodziłoby o niego, czy o kogokolwiek innego, znajomego czy nie, zdanie Airan byłoby w tym temacie dokładnie takie samo. Oczywiście – ludzie mieli różne podejście i to było piękne, ta różnorodność właśnie – ale tutaj tak po prostu uważała. Za tchórzostwo to wszystko, co ta cała Hotaru zrobiła. Od samego początku do planów, których nie wypełniła, bo Ikigai czuwał na straży.
- Z tym się nie zgodzę. Samobójstwo to koniec. Koniec wszystkiego. I jest tez ucieczką, nie tyle przed konsekwencjami, co przed tym, co będzie się widziało w odbiciu w lustrze. Oczywiście mówie o takim przypadku, a nie każdym, który pcha ludzi do samobójstwa. To, co mam na myśli w tej kwestii to to, że jest to ucieczka przed życiem, w którym dogania w końcu myśl o tym, co się zrobiło. Co popełniło. Przed żalem, który pewnie się kiedyś pojawia i przed strachem przed nim. Przed życiem z myślą o tym, że kogoś się tego życia pozbawiło dla własnej chwilowej ulgi. Zakładając, że ktoś inny nie wymierzy do tego czasu kary za winy. To ucieczka przed spojrzeniem sobie samemu w twarz i powiedzeniem, że się koncertowo spierdoliło – mocne słowo, ale w tym wypadku nie miała innego, by powiedzieć to grzeczniej, ładniej i równie dosadnie. W tym przypadku, który omawiali… Gdzie był honor? Nie istniał. Tu nie było nawet dobrych intencji, pobudek Tu nie było wymierzania sprawiedliwości na własną rękę, by później karę wymierzyć sobie. Tu był czysty, niepohamowany niczym egoizm. I odczucie, że jak ja nie mogę mieć, to nikt nie będzie. Zaborczość. Wiele zupełnie niepozytywnych emocji i myśli, które nie miały wcale dobrego podłoża. - Nie mówię o wszystkich, nie generalizuję, Hao – może tak pomyślał, ale w takim razie wyciągnął błędny wniosek. Jej chodziło tylko o złość na osobę dawno nieżyjącą.
To rzeczywiście musiało być zabawne, w ten dobry sposób. Urocze może nawet, kiedy czarnowłosa przy takim a nie innym temacie mówiła, że ona się będzie złościć, bo Hao jest zbyt miły. Trochę tak było, nie taka była jej intencja, ale to, że przy tym Yugen potrafił się uśmiechnąć było budujące.
- Potrzebuje, to prawda… - urwała, bo nie chciała mówić, ze nie każdy na tę dobroć zasługuje. Miała to już na końcu języka, ale zamknęła usta i to przełknęła, nie chcąc psuć podejścia Yugena, bo choć naiwne – było w tym coś pięknego. Ten idealizm. To marzenie, by świat zażył choć odrobiny dobroci, a jeśli trzeba zmian, to należy zacząć je przecież od siebie.
- To zależy kto by mi kazał iść w lewo – to była akurat prawda. Zależy kto i zależy jak. Nie znosiła, gdy ktoś patrzył na nią z góry, wtedy za wszelką cenę chciała udowodnić, że może inaczej, po swojemu. Ale nie wtedy, jeśli widziałaby, że ta druga droga to prosty kierunek w przepaść. - I zależy czego dotyczyłoby to całe dobro. Czy byłoby to dobro w moim rozumieniu czy tej drugiej osoby – wiedziała natomiast, że gdyby została wciągnięta w jakiś polityczny mariaż, to byłaby cholernie nieszczęśliwa. Widziała swoich rodziców i wierzyła w tę całą miłość, dlatego tak bardzo nie podobało jej się nazywanie miłością czegoś, czym ona nie była. Wierzyła w nią i wiedziała, że pakowanie się w coś na siłę, dla spokoju, było tylko prostą drogą do smutku. Yugen był tego kolejnym potwierdzeniem. Gdyby od tego zależało życie jej rodziny to by się pewnie zgodziła… tylko, no właśnie. Byłaby bardzo nieszczęśliwa. A nieszczęśliwi ludzie długo na tym świecie nie żyli – bo nie mieli do tego motywacji.
- Właśnie nie to samo. Wypaczone jest już czymś innym, nie tym samym. Już się nie mieści w definicji. Już jest czymś negatywnym, a miłość… Ona nie jest negatywna – o tak, ludzie byli egoistyczni, ale nie powiedziałaby tego o tym właśnie uczuci. Oczywiście, że chcieli czegoś dla siebie, tak jak powiedział czarnooki, uwagi, uczucia, czułości – czegokolwiek, natomiast tak długo jak te pobudki nie były chore, tak wszystko było dobrze… - Dajesz coś, bo chcesz to dać i jednocześnie jesteś gotów to samo dostać od innej osoby, a nie dajesz coś, bo chcesz czegoś konkretnego w zamian – poprawiła go, choć nie była ekspertką doświadczalną, to uważała, że miała całkiem niezły wzorzec w domu. Za to uśmiechnęła się, kiedy opowiedział o nim i o Ikigaiu, bo to było dokładnie to o czym sama mówiła i co chciała mu przekazać. - O to mi właśnie chodzi. Nie ma w tym nic nienormalnego – czy Yugen rozwodził się nad tematem? Nie. Airan miała wrażenie, że to ona się nad nim rozwodzi i może robi to zbyt nachalnie, dlatego wolała spuścić z tonu. Nie była zadną bojowniczką miłości czy czymś takim – co to, to nie. Po prostu… Miała oczy, miała uszy, i kiedy ktoś mówił, że miłość była taka albo śmaka, że prowadziła do negatywnych rzeczy, to zwyczajnie robiło jej się przykro.
- A jaką reakcję mają tworzyć. Spodziewałeś się po mnie czego… Że co. Że powiem ci, że wymyślasz, albo, że nie wiem, że jak mogłeś, albo, że to twoja wina? – może trochę była jego wina – w tym, że nie słuchał serca i był zbyt miły. Ale to nie był żaden zarzut ani tym bardziej usprawiedliwienie. - Albo że nie chcę cię znać? – tu już się nawet trochę zaśmiała, bo trochę ją rozbawiło to, że bał się jej reakcji. Czego się bałeś, Yugen? Że nie odpisze nigdy więcej na list? - Niczego takiego nie powiem, ani niczego takiego bym nie napisała. Ja… - przecież jej też zależało na tej znajomości. Bo była jedyną bliższą, jaką udało jej się przez lata trzymać i pielęgnować. Urwała jednak i westchnęła krótko. - Jedyne co mogę więc powiedzieć to, że szkoda, że dopiero teraz. Że potrzebowałeś tych prawie trzech lat na to. I że pisałeś, że jest wszystko jest dobrze… A ludzie. No nie wiem, wyobrażasz sobie, że ktoś do mnie podejdzie i zacznie o tym jakiejś nieznajomej nawijać? – bo ona zupełnie sobie tego nie wyobrażała. Mimo wszystko była wdzięczna, że jej powiedział, że zrobił to sam… Że po latach – szkoda. Ale zawód pewnie po jakimś czasie minie.
Och nie, Airan nie oskarżała nikogo o miłość. Oskarżała o nazywanie miłością czegoś, co miłością nie było. Mówiła o tchórzostwie, o tak – bo tak właśnie czuła, i Yugen miał rację, czy chodziłoby o niego, czy o kogokolwiek innego, znajomego czy nie, zdanie Airan byłoby w tym temacie dokładnie takie samo. Oczywiście – ludzie mieli różne podejście i to było piękne, ta różnorodność właśnie – ale tutaj tak po prostu uważała. Za tchórzostwo to wszystko, co ta cała Hotaru zrobiła. Od samego początku do planów, których nie wypełniła, bo Ikigai czuwał na straży.
- Z tym się nie zgodzę. Samobójstwo to koniec. Koniec wszystkiego. I jest tez ucieczką, nie tyle przed konsekwencjami, co przed tym, co będzie się widziało w odbiciu w lustrze. Oczywiście mówie o takim przypadku, a nie każdym, który pcha ludzi do samobójstwa. To, co mam na myśli w tej kwestii to to, że jest to ucieczka przed życiem, w którym dogania w końcu myśl o tym, co się zrobiło. Co popełniło. Przed żalem, który pewnie się kiedyś pojawia i przed strachem przed nim. Przed życiem z myślą o tym, że kogoś się tego życia pozbawiło dla własnej chwilowej ulgi. Zakładając, że ktoś inny nie wymierzy do tego czasu kary za winy. To ucieczka przed spojrzeniem sobie samemu w twarz i powiedzeniem, że się koncertowo spierdoliło – mocne słowo, ale w tym wypadku nie miała innego, by powiedzieć to grzeczniej, ładniej i równie dosadnie. W tym przypadku, który omawiali… Gdzie był honor? Nie istniał. Tu nie było nawet dobrych intencji, pobudek Tu nie było wymierzania sprawiedliwości na własną rękę, by później karę wymierzyć sobie. Tu był czysty, niepohamowany niczym egoizm. I odczucie, że jak ja nie mogę mieć, to nikt nie będzie. Zaborczość. Wiele zupełnie niepozytywnych emocji i myśli, które nie miały wcale dobrego podłoża. - Nie mówię o wszystkich, nie generalizuję, Hao – może tak pomyślał, ale w takim razie wyciągnął błędny wniosek. Jej chodziło tylko o złość na osobę dawno nieżyjącą.
To rzeczywiście musiało być zabawne, w ten dobry sposób. Urocze może nawet, kiedy czarnowłosa przy takim a nie innym temacie mówiła, że ona się będzie złościć, bo Hao jest zbyt miły. Trochę tak było, nie taka była jej intencja, ale to, że przy tym Yugen potrafił się uśmiechnąć było budujące.
- Potrzebuje, to prawda… - urwała, bo nie chciała mówić, ze nie każdy na tę dobroć zasługuje. Miała to już na końcu języka, ale zamknęła usta i to przełknęła, nie chcąc psuć podejścia Yugena, bo choć naiwne – było w tym coś pięknego. Ten idealizm. To marzenie, by świat zażył choć odrobiny dobroci, a jeśli trzeba zmian, to należy zacząć je przecież od siebie.
- To zależy kto by mi kazał iść w lewo – to była akurat prawda. Zależy kto i zależy jak. Nie znosiła, gdy ktoś patrzył na nią z góry, wtedy za wszelką cenę chciała udowodnić, że może inaczej, po swojemu. Ale nie wtedy, jeśli widziałaby, że ta druga droga to prosty kierunek w przepaść. - I zależy czego dotyczyłoby to całe dobro. Czy byłoby to dobro w moim rozumieniu czy tej drugiej osoby – wiedziała natomiast, że gdyby została wciągnięta w jakiś polityczny mariaż, to byłaby cholernie nieszczęśliwa. Widziała swoich rodziców i wierzyła w tę całą miłość, dlatego tak bardzo nie podobało jej się nazywanie miłością czegoś, czym ona nie była. Wierzyła w nią i wiedziała, że pakowanie się w coś na siłę, dla spokoju, było tylko prostą drogą do smutku. Yugen był tego kolejnym potwierdzeniem. Gdyby od tego zależało życie jej rodziny to by się pewnie zgodziła… tylko, no właśnie. Byłaby bardzo nieszczęśliwa. A nieszczęśliwi ludzie długo na tym świecie nie żyli – bo nie mieli do tego motywacji.
- Właśnie nie to samo. Wypaczone jest już czymś innym, nie tym samym. Już się nie mieści w definicji. Już jest czymś negatywnym, a miłość… Ona nie jest negatywna – o tak, ludzie byli egoistyczni, ale nie powiedziałaby tego o tym właśnie uczuci. Oczywiście, że chcieli czegoś dla siebie, tak jak powiedział czarnooki, uwagi, uczucia, czułości – czegokolwiek, natomiast tak długo jak te pobudki nie były chore, tak wszystko było dobrze… - Dajesz coś, bo chcesz to dać i jednocześnie jesteś gotów to samo dostać od innej osoby, a nie dajesz coś, bo chcesz czegoś konkretnego w zamian – poprawiła go, choć nie była ekspertką doświadczalną, to uważała, że miała całkiem niezły wzorzec w domu. Za to uśmiechnęła się, kiedy opowiedział o nim i o Ikigaiu, bo to było dokładnie to o czym sama mówiła i co chciała mu przekazać. - O to mi właśnie chodzi. Nie ma w tym nic nienormalnego – czy Yugen rozwodził się nad tematem? Nie. Airan miała wrażenie, że to ona się nad nim rozwodzi i może robi to zbyt nachalnie, dlatego wolała spuścić z tonu. Nie była zadną bojowniczką miłości czy czymś takim – co to, to nie. Po prostu… Miała oczy, miała uszy, i kiedy ktoś mówił, że miłość była taka albo śmaka, że prowadziła do negatywnych rzeczy, to zwyczajnie robiło jej się przykro.
- A jaką reakcję mają tworzyć. Spodziewałeś się po mnie czego… Że co. Że powiem ci, że wymyślasz, albo, że nie wiem, że jak mogłeś, albo, że to twoja wina? – może trochę była jego wina – w tym, że nie słuchał serca i był zbyt miły. Ale to nie był żaden zarzut ani tym bardziej usprawiedliwienie. - Albo że nie chcę cię znać? – tu już się nawet trochę zaśmiała, bo trochę ją rozbawiło to, że bał się jej reakcji. Czego się bałeś, Yugen? Że nie odpisze nigdy więcej na list? - Niczego takiego nie powiem, ani niczego takiego bym nie napisała. Ja… - przecież jej też zależało na tej znajomości. Bo była jedyną bliższą, jaką udało jej się przez lata trzymać i pielęgnować. Urwała jednak i westchnęła krótko. - Jedyne co mogę więc powiedzieć to, że szkoda, że dopiero teraz. Że potrzebowałeś tych prawie trzech lat na to. I że pisałeś, że jest wszystko jest dobrze… A ludzie. No nie wiem, wyobrażasz sobie, że ktoś do mnie podejdzie i zacznie o tym jakiejś nieznajomej nawijać? – bo ona zupełnie sobie tego nie wyobrażała. Mimo wszystko była wdzięczna, że jej powiedział, że zrobił to sam… Że po latach – szkoda. Ale zawód pewnie po jakimś czasie minie.
0 x

·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
- Yugen
- Postać porzucona
- Posty: 299
- Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?p=175497#p175497
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Yue, Koala
Re: Dom Yugena
Ostateczny koniec. Tak, heh, jakkolwiek to nie brzmiało. Wystarczy, że powiesz "śmierć" i wiadomo, że to zakańcza całą historię. Może potem będzie się przewijało to imię w czyichś opowieściach, wspomni syn, córka, wnuczęta, ale w końcu i oni zapomną. Pokolenia przechodziły i mijała pamięć o imionach. Nikt nie pamiętał kilku pokoleń wstecz. Nie widziałeś, by w tym mieście ktokolwiek przykładał do tego wielką wagę, bo tutaj nikt nie oglądał się szczególnie mocno za błękitem krwi, jak robiono to w Sogen chociażby. Kolejny zły przykład. Albo dobry? Przykład tego, że człowiek sobie świetnie radzi bez dalekiej rodziny i mnóstwa krewnych. Zły - bo przecież Inuzuka funkcjonowali naprawdę na zupełnie innej płaszczyźnie umysłu niż inni ludzie, którym nie dane było od urodzenia łączyć się z drugą osobą. Nie człowiekiem - ale ninkeny tylko fizycznie różniły się od ludzi. To naprawdę całkowicie wypaczyło twój pogląd na rodzinę i na potrzeby ludzkie. Stado jest ważne - twoje własne - ale to, czy wpuścisz do niego kolejnego człowieka to już wcale... nie jest konieczne. Jeśli nie pcha cię ta niby podstawowa i pierwotna potrzeba ludzka do rozmnażania. Jeśli nie patrzysz na kobiety i nie odczuwasz podniecenia. Nie mamią cię piersi, biodra. Jeśli nie ma tak naprawdę ludzi, którzy byliby w ten całkowicie prosty i zdrowy sposób atrakcyjni. Nic nie było. Ta fizyczna potrzeba - zupełnie jakby zupełnie została wymazana z twojego organizmu. Może gdzieś tam była - tylko jeszcze nie było takiego odpowiedniego paliwa, które zdolne by było podsycić akurat ten ogień. Nie można niczego wykluczyć ze swojego życia. Ach, ale już niektóre osoby nie tylko można, ale i się powinno. Prawda, Airan? Taką Hotaru. Ciągle jest przecież w temacie. Szkoda też, że człowiek nie nauczył się jeszcze, jak wykluczać ogoniaste bestie. Ile śmierci by się zapobiegło... ale może to jakiś zabieg Mędrca, który je pozostawił, by uwolnienie chakry nie doprowadziło do zbyt gwałtownego rozwoju ludzkości? Tak, tak, teorie, ploteczki - było ich pełno. Tak jak chociażby ta, że teraz w Kami no Hikage mieszkał sam Han ze swoimi Jeźdźcami, dlatego nawet najsilniejsi obawiali się tam zaglądać. W końcu - niby praca jeszcze nikogo nie zabiła, ale po co ryzykować?
- Wybacz. Wybiegłem myślami dalej. - Chyba za daleko. O wiele, o wiele za daleko. I sam się na tym złapał, że powędrował gdzieś na odległe meandry, a przecież łódka pływała przy brzegu. Nie da się płynąć we dwójkę, kiedy mylisz własny kierunek i nie potrafisz wskazać odpowiedniej nawigacji. Ktoś musi prowadzić i sterować. Airan bardzo lubiła mówić - więc trzymała wiosła i nadawała łódce pęd. A ty trzymałeś koło, nadając jej kierunek. To była dobra współpraca. Tylko nie zadziała, nie miała prawa, jeśli jedno zgubi swój rytm. Gdzieś się zaplącze, zagubi... ale, ach, ludzka to rzecz - gubić się. Czy czasem nie pojawiło się to hasło, że ninja to też człowiek, przynajmniej dwa razy w ciągu całej tej rozmowy? - Nie uważam, żeby kierował nią strach. Kierowała nią ta obsesja, która sprawiała, że chciała zabrać ze sobą to, co kocha najbardziej. Wtedy będzie miała szansę odrodzić się z tą osobą i spróbować jeszcze raz. Strach... po drodze gdzieś ten strach zgubiła. - Może zagrzała go w ziemi, wiedząc, że w tej samej ziemi Yugen zakopał swoje serce? Biedna dziewczyna. Czy można było zrobić dla niej coś więcej? Pomóc? Zmienić bieg rzeczy? Czy wystarczyło powiedzieć "nie" i wtedy nigdy do takiej sytuacji by nie doszło, czy może właśnie doszłoby o wiele szybciej? Odwieczny problem człowieka - analizowanie "gdyby". Magicznego słowa, za którego pomocą można było odmienić cały bieg wydarzeń.
Urwała. Urwała, ale dobrze wiedziałeś, że tam czaiło się "ale". To nie był ten typ urwania, który kończył zdanie. To był typ urwania, który sprawiał, że zastanawiasz się, czy czasem druga osoba nie szuka odpowiedniego słowa. Czy może nie zaczerpnie odpowiednio głębokiego tchu. Co się stanie. Ale nie stało się tutaj nic. Zdanie się skończyło i "ale" nie padło, a zostało między nimi. W tych niedopowiedzeniach, w domyśleniach. Ale świat jest okrutny. I ten świat nie zasługiwał na to, nie wszyscy zasługiwali, żeby wyrywać siebie, by oddawać psom na rozszarpanie. To był głupi idealizm - Ikigai nie miał takiego zawahania i wprost to stwierdził. Marnowanie samego siebie i swojego potencjału. Robienie sobie krzywdy. I od tego przecież Ikigai był - by niszczyć to, co krzywdę przynosiło. Nie, nie, nie przydzieliłeś mu tej roli. Sam ją sobie przydzielił.
- Gdyby to lewe wyjście miało przynieść dobro tobie. - Nie komuś innemu, wtedy, ach, nie wybrałaby tego wyjścia! Poszłaby w swoją stronę! Chyba że to byłby ktoś ważny w jej klanie? Chyba że to byłoby dobro jej klanu? Albo rodziny? I jak bardzo męczące byłoby skręcenie w lewo? Było tutaj bardzo dużo zmiennych i pytań - Airan podała ledwo te najważniejsze, ale dobrze wiedzieliście, w czym tkwił sęk i na jak wiele można było sposobów obgadać tę jedną treść. Jak wiele filozofii do niej dopisać. To był jeden z powodów, dla którego dobrze mu się z Airan rozmawiało.
Z Hao było trochę jak z małżą. Leżała sobie taka na plaży i człowiek był bardzo ciekaw, co jest w środku. Więc próbował ją otworzyć - no przecież może mieć perłę. Ale na siłę się nie dało. Więc sposobem? Hm, tylko można uszkodzić. Aj, ale nie - nie da rady uszkodzić, bo zaraz przyleci ta czarna, wścibska mewa i pogoni. To może cierpliwość? O tak, cierpliwość. Małża się otwiera. Coś pokaże, nawet pokaże wiele, ale część będzie niewyraźna, poplątana, część pozostawi wyobrażeniu. Człowiek chce więc - CAP! Otworzyła się trochę, to teraz można ją otworzyć w całości? I wtedy małża zamykała się z powrotem i już nie było wglądu. Gdyby ktoś jednak powiedział mu, że jest delikatny to szczerze by się uśmiał. Ikigai zapłakałby się na śmierć, a świętej pamięci Tsukikage wyłupiłaby sobie oczy z niedowierzania. Ale tutaj nie było z jego strony syndromu zamknięcia i potrzeby chronienia się przed Airan i jej słowami. Nie była dla niego wścibska - w jego opinii. Nawet przy swojej dosadności, bo pokazała już przecież nawet w listach, że potrafi się wyrażać aż nader wprost i intensywnie.
- Ach, tak, to prawda. Ale taka miłość to... haha, to dopiero poezja. - Uśmiechnął się całkowicie szczerze i ciepło. Właściwie to taka gra słów, bo przecież to właśnie poeci opisywali miłość najpiękniej - każdego rodzaju. I to tam była najmocniej idealizowana i mówiono o jej czystości. Opiewano ją jako największą z muz. Z całą pewnością nią była. To był w stanie pojąć bez problemu.
- Kiedy pisałem to było już dobrze. Nie okłamałbym. - O tak, to akurat jedno mógł powiedzieć z całą pewnością. Dlatego też ten list tak długo nie wychodził. Bo musiało być dobrze, żeby był w stanie go napisać. A przed czym był ten strach? Oto i pytanie. Co dokładnie było takiego strasznego? Chyba oczekiwanie było najgorsze. Przecież było tyle dróg, tyle możliwości, tyle słów, które można było wypowiedzieć. - Wyobrażam sobie, że podczas swojej drogi człowiek może zajść za sklepu i ktoś powie - oh, panienkę widziałam idącą w kierunku domu panicza Yugena. Naprawdę nie wiesz, jak prości ludzie funkcjonują? - Słychać było w jego głosie delikatne brzmienie śmiechu. Rozbawienie. Tym, że ludzie naprawdę tacy byli - wyglądali za płotek i podpatrywali, niby mimochodem, ALE jednak... i ktoś coś usłyszy, tam dopowie. Wioski żyły rewelacjami! Im bardziej pikantne, tym bardziej ciekawe. - Nawet jeśli szansa jest minimalna, dopóki istnieje należy minimalizować jej możliwości. Ale to nie główny wyznacznik. Przygotowywałem się do tego, żeby ci powiedzieć, kiedy zaproponowałem spotkanie. Nie przepadam za dzieleniem się swoimi problemami. Ludzie mówią, że spowiedź pomaga, oczyszcza. Nie zauważyłem, żeby robiła cokolwiek poza sprawianiem bólu, rozdrapywaniem ran i obdzieraniem z komfortu, kiedy wszystko jest świeże i nieuporządkowane we własnej głowie.
- Wybacz. Wybiegłem myślami dalej. - Chyba za daleko. O wiele, o wiele za daleko. I sam się na tym złapał, że powędrował gdzieś na odległe meandry, a przecież łódka pływała przy brzegu. Nie da się płynąć we dwójkę, kiedy mylisz własny kierunek i nie potrafisz wskazać odpowiedniej nawigacji. Ktoś musi prowadzić i sterować. Airan bardzo lubiła mówić - więc trzymała wiosła i nadawała łódce pęd. A ty trzymałeś koło, nadając jej kierunek. To była dobra współpraca. Tylko nie zadziała, nie miała prawa, jeśli jedno zgubi swój rytm. Gdzieś się zaplącze, zagubi... ale, ach, ludzka to rzecz - gubić się. Czy czasem nie pojawiło się to hasło, że ninja to też człowiek, przynajmniej dwa razy w ciągu całej tej rozmowy? - Nie uważam, żeby kierował nią strach. Kierowała nią ta obsesja, która sprawiała, że chciała zabrać ze sobą to, co kocha najbardziej. Wtedy będzie miała szansę odrodzić się z tą osobą i spróbować jeszcze raz. Strach... po drodze gdzieś ten strach zgubiła. - Może zagrzała go w ziemi, wiedząc, że w tej samej ziemi Yugen zakopał swoje serce? Biedna dziewczyna. Czy można było zrobić dla niej coś więcej? Pomóc? Zmienić bieg rzeczy? Czy wystarczyło powiedzieć "nie" i wtedy nigdy do takiej sytuacji by nie doszło, czy może właśnie doszłoby o wiele szybciej? Odwieczny problem człowieka - analizowanie "gdyby". Magicznego słowa, za którego pomocą można było odmienić cały bieg wydarzeń.
Urwała. Urwała, ale dobrze wiedziałeś, że tam czaiło się "ale". To nie był ten typ urwania, który kończył zdanie. To był typ urwania, który sprawiał, że zastanawiasz się, czy czasem druga osoba nie szuka odpowiedniego słowa. Czy może nie zaczerpnie odpowiednio głębokiego tchu. Co się stanie. Ale nie stało się tutaj nic. Zdanie się skończyło i "ale" nie padło, a zostało między nimi. W tych niedopowiedzeniach, w domyśleniach. Ale świat jest okrutny. I ten świat nie zasługiwał na to, nie wszyscy zasługiwali, żeby wyrywać siebie, by oddawać psom na rozszarpanie. To był głupi idealizm - Ikigai nie miał takiego zawahania i wprost to stwierdził. Marnowanie samego siebie i swojego potencjału. Robienie sobie krzywdy. I od tego przecież Ikigai był - by niszczyć to, co krzywdę przynosiło. Nie, nie, nie przydzieliłeś mu tej roli. Sam ją sobie przydzielił.
- Gdyby to lewe wyjście miało przynieść dobro tobie. - Nie komuś innemu, wtedy, ach, nie wybrałaby tego wyjścia! Poszłaby w swoją stronę! Chyba że to byłby ktoś ważny w jej klanie? Chyba że to byłoby dobro jej klanu? Albo rodziny? I jak bardzo męczące byłoby skręcenie w lewo? Było tutaj bardzo dużo zmiennych i pytań - Airan podała ledwo te najważniejsze, ale dobrze wiedzieliście, w czym tkwił sęk i na jak wiele można było sposobów obgadać tę jedną treść. Jak wiele filozofii do niej dopisać. To był jeden z powodów, dla którego dobrze mu się z Airan rozmawiało.
Z Hao było trochę jak z małżą. Leżała sobie taka na plaży i człowiek był bardzo ciekaw, co jest w środku. Więc próbował ją otworzyć - no przecież może mieć perłę. Ale na siłę się nie dało. Więc sposobem? Hm, tylko można uszkodzić. Aj, ale nie - nie da rady uszkodzić, bo zaraz przyleci ta czarna, wścibska mewa i pogoni. To może cierpliwość? O tak, cierpliwość. Małża się otwiera. Coś pokaże, nawet pokaże wiele, ale część będzie niewyraźna, poplątana, część pozostawi wyobrażeniu. Człowiek chce więc - CAP! Otworzyła się trochę, to teraz można ją otworzyć w całości? I wtedy małża zamykała się z powrotem i już nie było wglądu. Gdyby ktoś jednak powiedział mu, że jest delikatny to szczerze by się uśmiał. Ikigai zapłakałby się na śmierć, a świętej pamięci Tsukikage wyłupiłaby sobie oczy z niedowierzania. Ale tutaj nie było z jego strony syndromu zamknięcia i potrzeby chronienia się przed Airan i jej słowami. Nie była dla niego wścibska - w jego opinii. Nawet przy swojej dosadności, bo pokazała już przecież nawet w listach, że potrafi się wyrażać aż nader wprost i intensywnie.
- Ach, tak, to prawda. Ale taka miłość to... haha, to dopiero poezja. - Uśmiechnął się całkowicie szczerze i ciepło. Właściwie to taka gra słów, bo przecież to właśnie poeci opisywali miłość najpiękniej - każdego rodzaju. I to tam była najmocniej idealizowana i mówiono o jej czystości. Opiewano ją jako największą z muz. Z całą pewnością nią była. To był w stanie pojąć bez problemu.
- Kiedy pisałem to było już dobrze. Nie okłamałbym. - O tak, to akurat jedno mógł powiedzieć z całą pewnością. Dlatego też ten list tak długo nie wychodził. Bo musiało być dobrze, żeby był w stanie go napisać. A przed czym był ten strach? Oto i pytanie. Co dokładnie było takiego strasznego? Chyba oczekiwanie było najgorsze. Przecież było tyle dróg, tyle możliwości, tyle słów, które można było wypowiedzieć. - Wyobrażam sobie, że podczas swojej drogi człowiek może zajść za sklepu i ktoś powie - oh, panienkę widziałam idącą w kierunku domu panicza Yugena. Naprawdę nie wiesz, jak prości ludzie funkcjonują? - Słychać było w jego głosie delikatne brzmienie śmiechu. Rozbawienie. Tym, że ludzie naprawdę tacy byli - wyglądali za płotek i podpatrywali, niby mimochodem, ALE jednak... i ktoś coś usłyszy, tam dopowie. Wioski żyły rewelacjami! Im bardziej pikantne, tym bardziej ciekawe. - Nawet jeśli szansa jest minimalna, dopóki istnieje należy minimalizować jej możliwości. Ale to nie główny wyznacznik. Przygotowywałem się do tego, żeby ci powiedzieć, kiedy zaproponowałem spotkanie. Nie przepadam za dzieleniem się swoimi problemami. Ludzie mówią, że spowiedź pomaga, oczyszcza. Nie zauważyłem, żeby robiła cokolwiek poza sprawianiem bólu, rozdrapywaniem ran i obdzieraniem z komfortu, kiedy wszystko jest świeże i nieuporządkowane we własnej głowie.
0 x

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh
Bokka - Town of Strangers
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości