Dom Yugena

Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Jej się chciało śmiać, a tobie? Chyba nic mi się nie chciało. Było coś zupełnie dzikiego w niezależności kobiet z Pustyni. Coś zupełnie nienormalnego dla całej reszty właściwie bożego świata. Co całkiem zabawne - mieli przecież wokół pełno liderek, które świetnie sobie radziły jako te silne i niezależne. Jeśli pytasz mnie o zdanie, to jednym to wychodziło na lepiej, innym - na gorzej. Spójrzmy na taką Kirino. Przecież była niesamowitą kobietą. Utalentowaną i mającą wzięcie u mężczyzn. I cieszyła się tym w pełni, nie pozwalając, żeby cokolwiek odbierało jej przyjemności życia i żeby ktokolwiek naciskał na jej odcisk. Wielu mówiło, że jest chamska, ale na pewno nie prosto w jej twarz - mieli rację, była chamską żmiją, która potrafiła pluć jadem. Ale to właśnie ona pozwoliła przetrwać Maji wszystkie sztormy, w które mogli zostać bezpośrednio wplątani. I to ona zapewniła im bezpieczny przytułek pod pieczą potężnego rodu, który trząsł pustynią od czasu ich zwycięstwa nad Kaguya i pokazał to dobitnie, zrzeszając pod sobą wszystkich. Nikt na pustyni nie chciał z nimi zadzierać. Byli najsilniejsi - ktoś ma wątpliwości? Proszę bardzo - niech staje do walki. I nie chodziło nawet o same zdolności klanu, choć, ach, o nie przecież też. Chodziło o to, jak silni byli razem. I jak wielu było użytkowników piasku. Powiedzieć, że nie myślałeś o miłościach byłoby dobrym powiedzeniem. Dlatego i nie było wielkich myśli dotyczących panien z Wietrznych Równin. Nikt sobie w drogę nie wchodził - krótkie znajomości, które przeplatały się przez drogę Hao, zazwyczaj były związane z wykonywanymi misjami. Cieszących się z ustalonych małżeństw kobiet też ciężko było uświadczyć akurat w Yusetsu, a to tutaj się głównie wychowywał i spędzał swój czas, nie miałeś więc żadnych ciekawych wniosków na temat niewiast spoza własnego domu. A jak zostało wspomniane - o tych z Sogen czy Soso można by dużo opowiadać. Jednak nie raz sobie wyobrażałeś, jak to jest wrócić do domu, w którym nikt na ciebie nie czeka. I chyba z tym związane było to, że Hao nie miał potrzeby szukania ludzkiego towarzystwa. Może też to było dramatem klanu Inuzuka i problemem, dla którego wcale nie było wielu spadkobierców tego genu. Po co w końcu gonić za innymi ludźmi, którzy byli tak różni, tak ciężcy do zadowolenia i przewidzenia, kiedy najlepszego przyjaciela zawsze miałeś u swojego boku? To było zupełnie pokręcone i poświęcałeś temu sporo myśli. Próbując zrozumieć tę złożoną, ludzką jaźń, której przeznaczone było budować stada. Małe, owszem, ale te małe stada składały się potem na całą społeczność, w której przychodziło żyć. Nie, człowiek nie został stworzony do samotności - ten wniosek łatwo było wyciągnąć. Byli niektórzy, którzy świetnie czuli się sam na sam z Samotnością, bo cenili jej czuły dotyk, ale nawet oni czasem szukali kontaktu, nawet jeśli najbardziej prostego.
- Mhm. - W kuchni słychać było ciche przekładnie, otwieranie pojemnika ceramicznego, w końcu też i przelewanie wody, stukot w piecyku, który został nastawiony, a na nim ułożono garnek z wodą do zagotowania. Wszystkie te dźwięki związane z kuchnią i przygotowywaniem herbaty. - Jedna z technik klanowych pozwala Ikigaiowi na zamienienie się we mnie. - Technik klanowych i ich sekretów powinno się strzec. Błyskawicznie przez umysł Hao przetoczyło się pytanie - czy mogę?? Powiedzieć, wyjaśnić, rozjaśnić. Trwało to ułamek sekundy. Wszystkie za i przeciw, ewentualne ryzyko, prawidłowości i nieprawidłowości, etyka pracy. Komuś obcemu by tego nie powiedział. Tyle że Airan była i nie była obca zarazem. W oszałamiający sposób była w końcu nowa, a jednocześnie - wcale nie. Znali się od lat. Naprawdę znali. Poznawali się poprzez pisemną formę. - Hahaha, nie ma problemu. Tej chakry zużywam bardzo niewiele, to był bardziej żart... zresztą nawet gdyby szło jej dużo - warto. - Nawet nie chodzi o to, jak zabawna będzie lama w wykonaniu Ikigaia. A będzie na pewno zabawna. Całkiem... dobre uczucie. Myśl o takiej... zabawie? Ikigai był w tym zdecydowanie lepszy - bawieniu się. Właściwie jeszcze trochę i dotrzesz do wniosku, że skoro Ikigai się za was dwoje złościł, stresował i przejmował, a do tego też bawił, to... co zostawało tobie? Sprawianie wrażeń? Wkraczanie w ostatnich momentach? Bycie tym straszakiem - bo przecież bestie straszną miały siłę... a najgorsze były te, które miały ludzką skórę. Ninja. Nowa definicja bestii.
- To miłe zaskoczenie, że zechciał się z tobą przywitać. W dużej mierze udaje niedostępnego i niechętnego do kontaktów czy zabawy. - Przeze mnie. Ikigaiowi wydawało się, że przecież nie może się za dobrze bawić, kiedy Hao się nie bawił. Nie, jasne, że nie ograniczało się tylko do czegoś takiego, bo to byłoby głupie i sam brunet by go za to gonił. Obaj zakopali się w jakimś błocie. Chociaż... czy to na pewno było błoto? Bardziej przypominało zakopanie się w piasku, które przyniosły morskie fale. To potrafiło być całkowicie przyjemne. Przecież nie mogli równoznacznie powiedzieć, że są nieszczęśliwi. To byłoby kłamstwo. Na żart Airan uśmiechnął się pod nosem.
Dobrze, że komplement tak gładko rozszedł się po panelach. I po kościach. Tak, rzeczywiście, Airan pewnie dostawała wiele komplementów, kiedy tak teraz zawiesił na niej dłużej spojrzenie. Pewnie wielu mężczyzn musiało za nią wprost szaleć. Chyba? Uroda była prawdziwym kuriozum dla samego Yugena. Uroda ludzka. To, co ludziom się podobało i co nie podobało. Za kim się uganiali, a za kim nie. Nie potrafił tego złapać i nie potrafił tego widzieć. Jakie znaczenie miało opakowanie? Uroda wszak przemija. Zostawia się ją w tyle razem z przybywającymi bliznami i zmarszczkami. Jego narzeczona uważana była za prawdziwą piękność. I tak jak w przypadku Airan mógł powiedzieć - tak, była naprawdę ładna. Seksualność, ach... kolejna wielka zagadka napędu rozwoju ludzkości i powód, dla którego człowiek był najszybciej wyniszczającą tę planetę jednostką. Bo ciągle chcieli więcej. I było ich coraz więcej. Pola były wykładane kamieniami, a lasy karczowane. Ach, jakoś to musiało wszystko działać. Każdy przecież chciał zostawić jakiś ślad - w potomstwie najłatwiej? A może kwestia właśnie tego, że nikt nie chciał być sam? Kiedyś usłyszał teorie, że faceci lubią kobiety z dużymi tyłkami, a to niby dlatego, że lepiej dzieci rodzi. Żenujące.
- Podstawy. Na tyle, na ile muszę wiedzieć, żeby być gotowym, gdyby Unia chciała rozszerzyć granicę. - Uśmiechnął się ciepło. Myślała kiedyś o tym? Co się stanie, jeśli Unia wypowie wojnę Wietrznym Równinom? Tylko po to, by zgarnąć jakieś terytoria? Jou był ambitny - i chociaż zagrożenie wcale nie było na ten moment realne, przynajmniej tak śmiało twierdziła jego matka, tak należało być gotowym na to, że będzie. I nie wiadomo nawet, którego dnia. Wystarczyło tylko podpalić tę ambicję. - Niedługo będę musiał się tam wybrać i przekonać na własnej skórze, jak wygląda sytuacja polityczna. A ciekawie nie wygląda. Mam nadzieję, że skończy się na wewnętrznym sporze i nie dojdzie do żadnej tragedii.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Jak to podsumowała Airan – jedni siedzą na tyłku statycznie, a inni zapieprzają na tych, co siedzą na tyłku statycznie. Jej siostra siedziała, Airan… nie. Niespecjalnie jej to przeszkadzało, tak długo jak mogła zapewnić swojemu rodowi chwałę, a pustynia była rozległa, pełna szumowin najróżniejszego sortu i ktoś musiał się nimi zajmować. Wypadało na kogoś takiego jak Airan. Nie dziwne więc, że w jej życiu nie było może nie tyle miejsca, co po prostu czasu na drugą osobę. Bo kto chciałby się pakować w związek z kimś, kogo dłużej w domu nie ma niż jest i kogo widzi się raptem raz na jakiś czas? Jej by to nie przeszkadzało – taka specyfika pracy. Ale ona to ona, a do tanga trzeba było dwojga, więc w takich warunkach niewiele miało prawo zaistnieć, bo i nie każdemu to mogło odpowiadać. Większości – nie odpowiadało. Więc też nic nie istniało. A i Airan nie szukała na siłę, byle było, bo półśrodki jej nie zadowalały. Co by z tego miała? Tylko niezadowolenie w przyszłości, a nie po to wraca się do domu, by zaraz chcieć z niego uciec.
- Ładnie tu u ciebie, wiesz? Zupełnie inaczej niż się buduje w Atsui – zagadnęła pomiędzy odgłosami przekładania, otwierania, przelewania i stukania, kiedy tak się rozglądała, wcale się z tym nie kryjąc. - O. Naprawdę? Wyobrażam sobie, że to musi być dla niego bardzo dziwne. Zamienić się w formę dla niego zupełnie nienaturalną – trochę jak Henge, ale jednak niezupełnie. Henge pozwalało się zmienić w inną osobę albo w jakiś obiekt, a nie w na przykład… kota. To też musiałoby być dziwne, ale w drugą stronę. Za to nie było możliwe. Doceniła to, że jej wytłumaczył a zawahania się nie zauważyła. Ot – rozmowa się toczyła po prostu po swojemu. - Wiem, że to był żart. Sam wyglądałeś na całkiem uprzejmie zainteresowanego tym wyzwaniem – nie znała jego mimiki zupełnie, ale kiedy Hao spoglądał na malucha, albo na Ikigaia, to miał takie specyficzne spojrzenie… Coś w jego twarzy było takie bardziej… Pobłażliwe? Nie, złe słowo. Ale to zupełnie jak twój kociak broi, a ty nadal go kochasz. Tę więź się po prostu wyczuwało – ona ją wyczuwała i było w tym coś pięknego i mistycznego. - Może też powinieneś spróbować. Konkurs na to kto lepiej narysuje lamę z kokardką na głowie – uśmiechnęła się szerzej, lekko nawet mrużąc swoje duże oczy. - A później ten maluszek wszystko zaszczeka i z zapamiętaniem i złością potarga i będziemy sprzątać strzępki papieru, żeby dopasować części wymemłanych lam – zachichotała nawet jeszcze trochę, ciekawa co na to Yugen. Nie mówiła poważnie, chociaż gdyby stwierdził, że czemu nie, to nie miałaby absolutnie nic przeciwko. - Swoją drogą to czarne, urocze szczęście ma jakieś imię? – delikatnie położyła dłonie na stole i zaczęła się przyglądać swoim paznokciom.
- Mnie też to zaskoczyło, chociaż nie wiem czy mniej czy bardziej niż ciebie. Na pewno inaczej... Hm, tak, pamiętam jak pisałeś, że tylko udaje, że nie chce się wytarzać w zaspie śniegu. Mam ciągle ten obraz przed oczami. Poważny basior, a jak nikt nie patrzy to siup, do jeziora żeby ochlapać wszystkich dokoła – to oczywiście niekoniecznie musiało być zgodne z prawdą, ale w jakimś stopniu było zgodne z tym, co pisał jej Hao. Jego listy zawsze były takie grzeczne, słowa wyważone, ale Airan i tak nauczyła się w tym dostrzegać nieco więcej. I jak tak teraz patrzyła na Yugena, to był taki sam jak w swoich listach. Wyważony. Grzeczny i ułożony. A pod tą fasadą… Nie była pewna, ale miała takie przeczucie, że to nie jest wszystko. Nie, była pewna, że nie jest, a przynajmniej była tego pewna po chłopcu, jakiego poznała kiedyś. Nie przebywała z ludźmi jakoś wiele, ale wydawało jej się, że wie co widzi. Nie potrafiła tego jednak nazwać.
Jeśli ta teoria o dużych tyłkach była prawdziwa, bo nie sprawdzała się w przypadku panny Hibiki. Tak, faceci się za nią oglądali, a tyłka wcale nie miała wielkiego – był za to zarysowany przez wąskie wcięcie w talii. Ale na pewno jakby na nią spojrzeć w pierwszej chwili to żadna matrona nie powiedziałaby „o, ta się nadaje do rodzenia dzieci”. A no i bardzo dobrze. Tak, było to żenujące, ale z Airan to było tak, że nic nie wystawało na wierzch, bo otulona była tą czernią tak, że wszystko musiało pozostać w wyobraźni – może prócz zgrabnych nóżek, kiedy odpowiednio stanęła. Ale o to się właśnie rozchodziło – miło było się komuś podobać, ale umawiać się tylko dla tego ładnego opakowania to była głupota i prosta droga do złamanego serca.
- Mam nadzieję, że Unia tego nie zechce. Są na tym świecie większe problemy niż jakieś tam granice – oczywiście, że się zastanawiała, co by się stało, gdyby Unia zechciała najechać na Wietrzne Równiny. Wzięłaby w tym udział. Nie dlatego, że chciałaby, a dlatego, że taki padłby rozkaz. Jedyne co mogła powiedzieć to to, że miała pewną słabość do Inuzuka i to wszystko przez Yugena i zażyłość jaka powstała przez lata. Z nimi nie chciałaby stawać do walki. Nie chciałaby walczyć z rodem kogoś, kto był bodaj jedyną osobą, z którą utrzymywała dłuższy, stały kontakt. - No ale… Unia składa się z sześciu rodów. Rodów, bo odkąd mamy Unię, szczepy zostały wyniesione na wyższą rangę, tak jak moja rodzina. Sporo na tym zyskaliśmy, tego nie zaprzeczę. Od tamtego czasu częściej widuję członków innych rodów, jak Ayatsuri czy nawet Kaguya, bo w każdej osadzie mają być przedstawiciele reszty członków Unii, żeby się poznać głównie, ale żeby też wszędzie była różnorodność. Mówię o Kaguya, bo Sabaku i Kaguya mają historię długiej nienawiści. My zresztą też… - Airan zamyśliła się na krótką chwilę, ale zaraz podjęła temat - Mamy dostęp do edukacji, do medycyny, wszyscy są równi, sielanka, słońce i tak dalej. Nie wiem co jeszcze mogę ci opowiedzieć, zapytaj o coś – zalet było sporo. No a druga część medalu… Wszyscy ninja byli częścią oddziałów militarnych. Z tą siłą naprawdę nikt raczej nie chciałby się mierzyć. - Tak, słyszałam. Podobno Unia zaprzestała kontaktów handlowych. Czy to nie jest wojna domowa Uchiha kontra Uchiha? Nie rozumiem dlaczego atakowali Mur, który ma być neutralny i chronić resztę ziem.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Były takie rodzaje tańca, w których człowiek tańczył solo. Ale tango do niego nie należało. Tak jak i związku nie mogła tworzyć jedna osoba. Chociaż, może, postawiona przed lustrem, zakochana w samej sobie..? Nie brakowało tych, co bardziej kochali siebie samych niż kogokolwiek innego. Dla kogo nie było nikogo piękniejszego, nikogo doskonalszego. Spokojnie, w tym gronie nie było takich szaleńców. Byli bardziej szaleni. Byli od najmłodszych lat tak głęboko zakopani w swoich dążeniach, że zapominali o tym, że istniało życie, którym warto byłoby się zająć. Potem będzie już za późno. Czasu nie dało się cofnąć i nie można było go zwrócić. Nie dało się tych straconych lat odzyskać. Czułeś to? Brakowało ci czegoś z dzieciństwa? Minęło cię coś, po co w czasie obecnym dobrze byłoby sięgnąć? On nieustannie wracał myślami do tego, co było i zastanawiał się, co mogło zostać zrobione lepiej. Po co byłoby tak pracować, do upadłego, żeby dziś czuć się pracą zmęczonym i szukać odrobiny wolnego? Lecz dziś - dziś to nie czas, kiedy miało się 12 lat, dwójkę towarzyszy i możliwość wybiegnięcia z domu, by bawić się z innymi dziećmi. Okładać się kijami po głowach bez baczenia na to, że ktoś zaraz weźmie to za prawdziwy atak, a największym problemem staną się podarte spodnie. Te słodkie lata... Ich nam już nie oddadzą.
- Podoba ci się? - Brunet sam rozejrzał się po otoczeniu. Chociaż było to pytanie retoryczne, bo przecież przed momentem powiedziała, że jest tu ładnie. Dlatego kontynuował. - Wolę mniejsze przestrzenie. Ale ten dom budowany jest z myślą o ninkenach. Wiesz, że ta mała kulka będzie wyższa ode mnie? - Rozbawienie było słyszalne w jego głosie i widoczne w jego oczach, kiedy przeniósł wzrok znów na Airan. - W samym kłębie. Więc jak uniesie łeb... - Yugen pokazał palcem w górę, pod sufit. Nie, nie zahaczy o niego - jak zostało powiedziane, ten dom był zbudowany tak, by ninkenom żyło się tutaj dobrze. By nie robiły dwóch kroków i nie zahaczały o wszystko ogonem. Żeby po położeniu się nie zajmowały całej przestrzeni. A budowany był z myślą o całej TRÓJCE. Matka już to dla niego przewidziała. - Jest przyzwyczajony treningami. - Do tej zmiany w ludzką formę. Ale jak widać - nie chodził w niej na co dzień. Właściwie nie chodził, kiedy tylko nie musiał. A musiał... rzadko. Dla tego momentu - momentu wielkiej konkurencji o najlepszy rysunek lamy - coś czuł, że zrobi wyjątek. - Hahaha... a czy możemy narysować coś... mniej egzotycznego? - Lama z kokardką na głowie! Kiedy wizualizował sobie tamten rysunek i dodawał do niego kokardkę, to wychodziło coś absolutnie fantastycznego. - Podejmuję wyzwanie, niech tak będzie. - Ach, trochę to było dziwne! Takie wspólne... rysowanie? Malowanie? Bardzo dziwne. Jak z tym wybieganiem na dwór, żeby klepać się gałęziami po głowach, udając, że to miecze. Teraz już były takie czasy, że gałęzie leżały w cieniu starych szaf. Zamknięte i zapomniane, chociaż tak ładnie je kiedyś wystrugano i nawet nadano im kształt mieczy. Zamieniliśmy je na te stalowe. Chociaż akurat wolałbyś, żeby obeszło się bez fazy, w której ta skumulowana, futrzana kulka nienawiści nie przeleje SWOICH uczuć na papier. - Ma imię. Karoshi. - Jedni nazywali swoje ninkeny imionami świetlików czy innych misiów, a Hao wybrał mu imię takie a nie inne. Nieco przesadnie dramatyczne - teraz sobie tak myślał. Ale na pewno by go nie zmienił. Ten ninken po prostu musiał się tak nazywać.
- Tak to wygląda. - Uśmiechnął się ciepło, przymykając oczy. Dokładnie to wręcz tak wyglądało. Chyba nawet on sam nie wiedział za bardzo, z czego to wynikało, ale poddawanie się tym zabawom, które leżały w naturze jego rasy, uważał za "głupie". W pewien sposób - na pewno. Kiedy musisz - i chcesz - uchodzić za wzór dla swojego klanu, kiedy mają cię szanować, wrogowie bać. A tymczasem ty zabawiasz się w większą formę lisa i skaczesz nosem w dół w zaspę. Hm. Można zwątpić, czy to na pewno taki wzór. Matka za to by się ucieszyła - ona zawsze starała się utrzymywać ducha zabaw pod pachą i nieść swój zaraźliwy śmiech wszędzie. Tak czy siak Ikigai dbał o swoją reputację i nie chciał, by była ona marnowana. I też o reputację Hao w międzyczasie. A ten nie przepadał za spontanicznymi zabawami, energicznymi wyskokami i tym podobnymi rzeczami. Wolał na nie popatrzeć - jak inni się bawią. Właśnie tak życie uciekało między palcami. Swoją drogą to te drobne przekleństwo jakoś bardzo dobrze uzupełniało obraz Airan. Jeśli ktoś mógł pomyśleć, że do niej nie pasują, to była to klasyczna ocena książki po okładce. Ważna rzecz, owszem, dlatego należy się nosić tak, jak chcesz, żeby cię odbierano. Człowiek może zaskakująco wiele - tak maskować swoją urodę jak i ją komponować, by była jeszcze wydatniejsza i przyjemna dla oka. Na pewno Airan nie zaliczała się do tych nieśmiałych gąsek chowających głowę w ziemię.
Oto i był problem i dramat, kiedy byłeś ninja. I kiedy szukałeś przyjaźni. Yugen często za daleko wędrował swoimi myślami, ale brał opcje taką, że kiedyś trzeba będzie stanąć naprzeciwko tej osoby. I nie przywitasz jej wtedy jak dawno nie widzianego przyjaciela. Więc cóż? Walka? Nie odważył się nad tym zastanawiać głębiej. Bo na pewno nie potrafiłby tak po prostu... ach. Na szczęście to tylko mroczna myśl, mroczny temat. Na razie wszystko było w porządku. Na razie nikt wojen nie szukał.
- Nie ma tarć z liderem Sabaku o władzę? Jak wygląda ekonomia - jest scentralizowana czy nadal każda prowincja zarządzana jest przez swojego lidera? - Pytań mógł zadawać mnóstwo! Bo i o tym tworze można było dużo prawić. W końcu gotową, zalaną gorącą wodą herbatę zaniósł w czajniczku postawionym na tacy z dwoma czarkami na stół. Położył ją i usiadł na drugim brzegu stołu, by mieć Airan blisko i po ukosie jednocześnie. Nalał białej herbaty do obu czarek. - Jeśli Mur zabija Dzikich, a Dzicy to również ludzie, Sogeńczycy zaś chcą zabić Shinsngumi, którzy Dzikich zabijają... po czyjej stronie jest prawda? Kto ma rację? - Filozof. Większość pytań można zadać łatwo i na większość pytań są proste odpowiedzi. Na szczęście Hao nie plątał ich do zupełnie pokręconych wartości, ale nadal - plątał. I nie dlatego, że chciał kogoś zagubić. Dlatego, że sam szukał odpowiedzi na te pytania, które go prowadziły przez ten świat.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Tak było – oboje zaplątani w ambicjach, wyprzedali dziecięce lata, i… po co to wszystko? Po chwilę uznania? Airan nie pozwalała się sobie zatrzymać by o tym rozmyślać, bo zawsze wtedy wpadała w melancholię i w niezbyt dobry nastrój, który uwidaczniał się westchnięciami. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła tego nawet usprawiedliwić pogodą, tym, że pada deszcz i jakoś tak po prostu smutno. Na pustyni nie padało. Albo padało, ale cholernie rzadko. Czasami żałowała, że się bardziej nie socjalizowała, a potem myślała sobie, że… w gruncie rzeczy to nie jest jedyną taką osobą na świecie. Proszę bardzo, druga właśnie parzyła dla niej herbatę. Świat był wyjątkowo małym miejscem, jeśli się dobrze zakręciło. Albo jeśli splot zdarzeń ustawił się tak a nie inaczej, zwłaszcza na tamtej opuszczonej przez wszystkich bogów wyspie. Ale to ludzie ludziom zgotowali ten los, a nie żadni bogowie.
- Tak, bardzo – może Hao potrzebował potwierdzenia i Maji chętnie mu go udzieliła. Bardzo jej się podobało. Było tak… spokojnie. Tętniło ciszą, porządkiem i przyjemnym chłodem, mimo tego, że z dwoma ninkenami pewnie tak naprawdę nigdy nie było tu spokojnie. Zwłaszcza z tym szczeniakiem. - Tak właśnie pomyślałam, że to z ich powodu – raz jeszcze przejechała wzrokiem po ścianach i suficie. Naprawdę jej się podobało. To całe drewno – było tak przestronnie ale jednocześnie przytulnie. - Naprawdę? To jest w ogóle możliwe? – znowu ją zaskoczył. Albo może raczej… Ninkeny znowu ją zaskoczyły. Zupełnie się na nic nie znała ponad to, ile Yugen raczył jej napisać w swoich listach, albo ile zobaczyła… no przed chwileczką. Więc wszystko co jej opowiadał było dla niej tak naprawdę nowe. Airan raz jeszcze powędrowała spojrzeniem na sufit wodząc za palcem mężczyzny, kiedy wskazał ponad siebie. - Żartujesz sobie teraz – to maleństwo miało być tak ogromne? To większe niż koń! To prawie jak… - Takie wielkie to widziałam tylko wielbłądy i to te jednogarbne – jeszcze brakowało, żeby Airan złapała się za głowę, ale jej reakcje nie były aż tak przerysowane. - A co będzie mniej egzotyczne? Kotki? Małe pieski? Nie wiem co tu jeszcze macie… Te, wiem. Widziałam kiedyś szczura. Ale musi być z kokardką, dobrze? – zupełnie nie była teraz poważna, ale sytuacja tego nie wymagała. Dobrze się było tak rozluźnić, zapomnieć o całym świecie, wyciągnąć kija z dupska. Tak naprawdę nieważne co by rysowali, ważne było to, że Hao dał się namówić. W jej uśmiechu też to było widać – jakakolwiek przewrotność zniknęła, zastąpiona łagodnością tego, że udało się jakkolwiek rozruszać tego mężczyznę. Nie potrafiła o nim myśleć jak o chłopaku. Nie gdy tak na niego spoglądała, a on wydawał się być nawet starszy niż w rzeczywistości był. - Karoshi…? – Airan spoglądała na Yugena przez moment z niedowierzaniem, a ostatecznie pokręciła głową. Wiedziała, że on temu małemu tego nie życzy. Że nikomu by tego nie życzył. - Przynajmniej ładnie brzmi. Mocno – znaczenie znaczeniem, ale imiona powinny się dobrze układać na języku.
No tak, bo co sobie ludzie pomyślą – tu taki poważny pan i w ogóle, a w zaciszu domu rysuje kotki z kokardkami w ramach konkursu kto zrobi to lepiej. Jakby się o tym dowiedział ktoś z zewnątrz to albo by nie dowierzał, albo by pękł ze śmiechu, ale nic co tutaj się działo nie miało wyjść na światło dzienne. Airan bardzo sobie ceniła prywatność, choćby dlatego, że jak się żyło w cieniu tak idealnej siostry, to trochę się tobą ludzie jednak interesowali – porównania przecież nie brały się z powietrza. Tym niemniej bardzo ceniła sobie tę znajomość i była tutaj prywatnie – więc co się działo i co było mówione według niej zostawało właśnie tu.
To był ten temat, o którym nie warto było myśleć. Co miało być to będzie? Gówno prawda. Sami definiowali swoją przyszłość, mogli nad nią zapanować. Jak kiedyś przyjdzie rozkaz… To zobaczy się wtedy. Ale Airan nie zamierzała swoją prywatną, pielęgnowaną znajomością zapłacić za ambicje kogoś innego. Wiedziała, że zrobiłaby wszystko tak, by tego akurat nie musieć.
- Zacznę od końca. Władza wygląda tak, że mamy Koteia, on jest głową Unii. Pod nim są Daimyo, czyli pozostali liderowie rodów. Każdy z nich po swojemu zarządza swoją częścią prowincji, nadal funkcjonują też stare tytulatury, jak Shirei-kan i tak dalej. Ważniejsze sprawy jednak muszą być skonsultowane z Koteiem no i jeśli chce, to może sam coś zarządzić w danym miejscu po swojemu… Obecnie Koteiem jest Sabaku no Jou, lider Sabaku… Oni zajmują razem z nami Kinkotsu. Nic mi nie wiadomo o tym, żeby były jakieś tarcia, a jeśli chodzi o Sabaku i Maji… mamy część wspólnej historii. Dzięki nim mój szczep zyskał niezależność, zresztą… Ujmę to tak – Airan złożyła dość bezwiednie palce obu dłoni w mały trójkąt i lekko nimi poruszała - Pewnemu staremu, rudowłosemu liderowi wpadła w oko taka młoda, pyskata czarnulka. Jeśli wiesz do czego zmierzam… - wymowne, fiołkowe spojrzenie zatrzymało się na Yugenie, kiedy on przyszedł do stołu z czarkami i dzbankiem. Jeśli zaś chodziło o filozoficzne rozmyślania Hao, to kobieta po krótkim wysłuchaniu go miała już na to odpowiedź. - Jak nie wiadomo o co dokładnie chodzi, to chodzi o pieniądze. Jestem pewna, że prawda jest właśnie tam, gdzie jest po prostu więcej ryo. Albo tam, gdzie oferowano ich więcej – smutna prawda o świecie. Był napędzany przed chciwość i pieniądze. - Ale! Ojej, zapomniałabym. Czekaj, mam coś dla ciebie, nie wypadało tak z pustymi rękoma… - kunoichi odwróciła się do swojej torby, by przysunąć ją do siebie na momencik. - Wiem, że nie zapuszczałeś się nigdy na pustynię, więc przyniosłam ci jej kawałek tutaj – wyciągnęła z torby małe, rzeźbione ażurowo i motywami roślinnymi pudełeczko z drewna akacjowego, które przysunęła do mężczyzny. W środku był woreczek wypełniony suszonymi daktylami. - To suszone daktyle. Tylko uważaj, są bardzo słodkie. I jeszcze to – miała jeszcze zakorkowaną butelkę, którą postawiła obok na stole. - A to jest wino daktylowe, zupełnie inne od sake. Nie wiem czy lubisz… Ale i tak warto spróbować – miała dobre intencje. A jeśli nie lubił alkoholu to trudno. Najwyżej je komuś da. Airan miała tylko nadzieję, że Yugen tego w żaden sposób źle nie odbierze.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Ty nie szukałaś takich przemyśleń i od nich stręczyłaś, a on wpadał w ich objęcia i nie mógł z nich wyjść. Nie próbował nawet. Czasami jedynie, kiedy ocierał się o linię myśli zbyt ponurych, by zanurzyć w nich dłoń, to dopiero wtedy cofał rękę. Masz rację - był dobry z natury. Nawet bardzo dobry. Starał się dawać ludziom, co mógł im dać i pomagać, kiedy tylko mógł pomóc. Niestety chronić możesz tylko tych, którzy chcą być chronieni i są gotowi na to, żeby ktoś ich zasłonił i użyczył swojej siły. I tylko tym, którzy sami nie nieśli sobą kataklizmu. Był więc grzeczny, ułożony, tak w listach jak i przy spotkaniach twarzą w twarz. Uprzejmy, starający się, żeby nikogo nie urazić i łamiący wszystkie granice, jakie dzieliły prostych ludzi od ninja. Aby nie skakali przy nim i nie kłaniali się w pas na każde pojawienie się, tylko dlatego, że zalśni odznaka. I czy było warto? Zobacz - oddasz tej ziemi wszystko, pogrzebałeś w niej swoje serce, zaprzedałeś jej swoją młodość, dla tych mieszkańców, dla własnej matki, żeby być dla niej podporą, której nie przewrócą żadne wichry. I tak, nie przewracały cię wichry. Sam się przewracałeś. Zawsze starając się stać pośrodku, balansując na linii, wiedząc aż za dobrze, że nie miałeś dla siebie gorszego przeciwnika od siebie samego. To było bardzo butne, już nawet Uindi uważał, że się za bardzo przechwalał, chociaż zastosował wobec niego tylko prosty żarcik. Ale ta buta i pewność własnych umiejętności miała zrodzenie w tym, że nie było w jego wieku osób, które mogłyby z nim konkurować. A przynajmniej on takich nie spotkał. Nie szukał atencji, nie szukał walki, jeśli ta sama go nie wzywała do siebie, nie przecinała drogi tak, że nie mogłeś jej zignorować, ale przecież nie można się zatrzymywać - trzeba się nadal rozwijać. Przecież ninja powinien szukać wyzwań... Nie żebyś ty ich pragnął. Ta praca wkładana we własny rozwój jako cennego wojownika dla klanu była przecięta tylko jedną rzeczą - miłością do czytania i do sztuki. Tak, tak, bo przecież tę pasję dzielili z Ikigaiem! Nawet jeśli Hao zdecydowanie wolał muzykę od obrazów.
- Uważam to za całkiem zabawne, że ninja Inuzuka więcej myślą o swoich ninkenach niż o innych ludziach. Biorąc na przykład projekt tego domu. - To było zabawne, kiedy się tak o tym mówiło, ale było też, jak sama to ujęłaś - mistyczne. Wyjątkowe. Więź wykraczająca poza ludzką wyobraźnię, zupełnie jakby serce i dusza dzieliła się na kilka części. Czy w ogóle można było mówić o tym, że to Inuzuka wybierał swoje ninkeny? Ano tak, niby tak się mówiło. Ale jakoś brunetowi ciężko było pomyśleć o tym, że miałby wybierać. Nigdy na przykład nie sądził, że mimo wszystko stanie się posiadaczem Urufu. Z drugiej strony - wcale nie uważał, żeby pasowały do niego Esukimo - te wesołe i niepokorne psiaki kochające zabawę. A tak oto jest - Ikigai, była Tsukikage, a teraz jest Karoshi. Śmieszne było to, że każdy był bez wyjątku czarny. Całkowicie śmieszne. Jakby tak pomyśleć, że ktoś mógł podchodzić do tego inaczej... że byli Inuzuka, którzy wcale się jakoś wielce nie przywiązywali do swoich ninkenów. Były wszak matki nienawidzące i krzywdzące własne dzieci, to dlaczego niby miałoby nie być tych, którzy nie mieli poszanowania do tych mądrych istot? - Nie, mówię poważnie. - Jakby ku zaskoczeniu tego w jego głosie pobrzmiał śmiech. łagodne rozbawienie tym, że Airan musiała o to pytać, ale się nawet temu nie dziwił. Nie dziwił się, że ona się dziwiła - aha. - Ninkeny mają różne rasy. Ikigai należy do Esukimo i to są najmniejsze z ninkenów. - Uśmiechnął się, bo przecież już Ikigai był wielkim bydlakiem wielkości większych kucy. - Karoshi to Urufu. Są największe i niektóre wyrastały w kłębie nawet do 190 centymetrów. - A to było już COŚ. Już porównywanie tego do koni było nienormalne, chyba że do tych największych - bo mieli tutaj takie bydlaki, że człowiekowi zapierało dech w piersi, że koń może być tak ogromny, ale wielbłądy... haha! Trafne całkiem. Te stworzenia też były wielkie. - Jeśli cię to interesuje to są jeszcze Hitsuji. Też wyrastają całkiem spore. - Ale, jak już zostało powiedziane, nie tak jak Urufu - bo te były największymi bydlakami. Oczywiście wielkości i wygląd to nie wszystko, każdy z nich miał swój charakter, który zawsze w nich tkwił. Swoją ścieżkę rozwoju. O ninkenach można by dużo rozprawiać. Tak samo jak i o koniach czy o rzeczonych wielbłądach. Zwierzęta były ciekawym elementem tego świata - świata, który Hao kochał. Naturę ze wszystkimi jej aspektami. Szanując jej reguły i prawidła, jakimi się rządziła, w całym jej okrucieństwie jak i łagodności. Nie było w niej sprzeczności. Wszystko zamykał zwarty krąg życia. - Przesadziłem, prawda? - W domyśle - z tym imieniem. Uśmiechnął się w taki sposób, że ten uśmiech wyrażał wszystko, tylko nie radość. Był taki... nihilistyczny. Smutny. -
- Szczur z kokardą? Hmm... ale jeśli sama masz ochotę to nie krępujcie się z Ikigaiem z tą lamą. Może nabiorę inspiracji waszą żarliwą konkurencją. - Podchodziłeś z rezerwą do wszystkich takich... rzeczy. Czynności. Zabaw. Zwał jak zwał. ta blokada była delikatna i kiedy nikt na nią nie napierał zbyt mocno, to po prostu luzowała się, opadała, naginała. To chyba naprawdę była nieśmiałość. Inaczej nie można było tego nazwać. Wrażenie, że robi się coś niepoprawnego, a przecież nie było niczego niepoprawnego w tym, żeby zrobić coś... zupełnie innego i odciągnąć myśli od tego, jak najlepiej zgiąć pięść, żeby jak najmocniej przypieprzyć komuś w twarz.
Dzikie życie pustyni wymagało odpowiedniego sposobu reagowania na wszystkie ekscesy, które się z nim wiązały. Czy wśród nich było zjednoczenie? Powinno być najbardziej naturalną rzeczą dla wszystkich ludzi - jednoczyć się, stawać przeciwko wspólnemu zagrożeniu. Lecz nie. To było właśnie najbardziej ludzkie - powiedzieć, że człowiek przecież nie jest zdolny do takich okrucieństw i dziwić się im. Tym wojnom. Plagom, jakie sami na siebie zsyłali - a najlepszym dowodem na to był tamten truciciel, którego zdolności eksplorował teraz klan. Uśmiechnął się pod nosem na dźwięk słów, że tam zachodzą o wiele większe zależności niż sama kwestia dzielenia jednego terytorium. To brzmiała jak bardzo... intymna sprawa. I taka też prawda - bardzo delikatna, bo gdyby ktoś zaczął o tym rozpowiadać... Airan właśnie wręczyła mu całkiem niebezpieczne narzędzie, z którym można było robić wiele. Oczywiście nie chodziło o realne zaszkodzenie, ale kiedy Unia jest trybikiem, w który aż się prosi, żeby wbić szpilę, to ta mogłaby być dla niej początkiem rzeźbienia pod szpilę dziury. Brunet nie był typem człowieka, który rzeczywiście by cokolwiek z tym zrobił i na pewno nikomu nie leciał tego rozpowiadać, inaczej by się nie dogadywali z Airan. Gdyby byli inni - nie byliby sobą, wielka mądrość ludowa.
Natomiast podarków zdecydowanie się nie spodziewał. Nie panowała tutaj inna moda pod tym względem - w gości po prostu wypadało przynosić coś, tak się chyba przyjęło na całym świecie. A jednak się zdziwił i to zdziwienie odmalowało się na jego twarzy, kiedy z dość swobodnego siedzenia wyprostował się, jakby zaraz Airan miała mu przypiąć nową odznakę shinobi na pierś.
- Dziękuję, nie trzeba było... - Było mu naprawdę miło. I od razu pojawiła się taka wątpliwość, że przecież wypadało też jej coś podarować - bo akurat nie wypadało pozostawić prezentu bez odpowiedzi prezentem. Ta maniera już chyba wszędzie nie występowała. A dramat polegał na tym, że nie miał niczego odpowiedniego! Kiedy powiedziała o fragmencie pustyni spodziewał się dosłownie piasku w środku, ale nie. To było coś o wiele lepszego. - To prawda, nigdy tam nie byłem... Dziękuję raz jeszcze. Czy miałabyś więc ochotę napić się ze mną tego wina wieczorem? - Lubił wino, ależ oczywiście! Nie był pijakiem, nie imprezował, ale alkoholem raczył się bardzo chętnie. Rozgrzewał, rozluźniał - nie było powodu, żeby go nie lubić! Choć należało uważać na pułapkę, w której czasami za bardzo wyolbrzymiał ten melancholijny nastrój, w którym potem człowiek tonął. - Bardzo przemyślane prezenty. Rzeczywiście - cząstka pustyni.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Obawiała się, że jeśli podda się złym emocjom, a było ich mnóstwo, to się już z tego nie wygrzebie. Bo kto miałby jej w tym pomóc? Czasami się poddawała, tak lekko, czego efektem były na przykład pełne myślowego bełkotu listy do Yugena, które on musiał potem czytać, choć twierdził, że zupełnie mu to nie przeszkadza. No a skoro tak mówił… Może to z grzeczności, a może rzeczywiście zupełnie mu to nie wadziło? Jak tak teraz na niego patrzyła to nie była wcale pewna tego, co pokazuje na zewnątrz, a co skrywa pod spokojnym, przystojnym obliczem. Nie był męski w ten typowy sposób – że w barach metr sześćdziesiąt i szczęka mogąca orać pole; był delikatny, ale chyba gust panien z pustyni był nieco inny po prostu. Albo to zwyczajnie Airan, która w młodości wzdychała do Ichorou – a teraz się z tego śmiała. Tak czy siak, zastanawiała się teraz ile myśli musi mu się kłębić w głowie i jak wiele z nich nie wypływa na wierzch, jak wiele z nich musi w sobie dusić. Airan na przykład dusiła ich wiele, ale i wielu dawała upust, bo… jak już Hao zdążył zauważyć, była dość temperamentna. W tym temperamencie nie była jednak wcale nabuzowana czy ruchliwa tak, żeby można było dostać zadyszki od samego patrzenia na nią. Wcale nie lubiła życia w ciągłym biegu, lubiła sobie przysiąść i odpocząć – zupełnie tak jak teraz, kiedy powolutku sięgała po czarkę z herbatą.
- Są częścią waszego życia, nie widzę w tym nic zabawnego. To przecież całkowicie normalne, że bierze się pod uwagę kogoś z kim się żyje – ninkeny to może i nie byli ludzie, ale co z tego? To zupełnie tak jakby uważać, że ludzkim celem i spełnieniem jest łączyć się w pary i płodzić potomstwo – no nie, guzik prawda. Więc gdy wymazywało się ten „cel” z równania, to nagle okazywało się, że hej, skoro fundamentalną sprawą w życiu wcale nie było zadawanie się z ludźmi, bo samotność można było zapełnić inaczej, to poddawanie życia pod dyktando wspólnego miejsca z ninkenami nie było ani trochę dziwne. Ani zabawne. Było… tak zupełnie normalne. To, że wszyscy byli tutaj na czarno też nie było śmieszne. To też było normalne. I nawet Airan pasowała do tego całego obrazka – ze swoimi kruczymi puklami, czarnym jak najciemniejsza noc ubraniem i piachem, którym władała – również czarnym.
- Chyba powinnam to sobie zapisać, żebym nie zapomniała – zażartowała sobie, ale pokiwała głową, przyjmując do wiadomości to, że ninkeny to nie po prostu ninkeny. Że miały rasy – jak psy, ale psami nie były. - Najmniejsze… - w jej głosie brzmiało powątpiewanie, bo miała przed oczami wielkiego, cynicznego ninkena, z którym będzie rysować sobie lamy i zaraz się uśmiechnęła pod nosem. To było warte wszystkiego. - Że ile?! – Airan spojrzała w sufit raz jeszcze, w jej oczach miarka – to było wręcz widać. Że mierzy. Że liczy. Że przez jej głowę przelatują bardzo skomplikowane obliczenia. Nawet założyła ręce na piersi, zupełnie tego nie kontrolując. W końcu obliczyła wszystko co było do obliczenia, a konkluzja była jedna: - No… To… Duży uroczy słodziak – tak. A jak kłapnie szczęką to tylko raz. - Przesadziłeś – odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, bo co mu będzie mydlić oczy. No przesadził, taka prawda. Oby tylko ten mały się na niego nie obraził za to, jakie znaczenie nosiło jego imię. Bo, tak jak już Airan wspomniała – w brzmieniu wszystko było w porządku i brzmiało dobrze. Dobrze, bo mocno. - Ile ma? Uroczy słodziak oczywiście – to się do niego chyba już przyklei. Nie Karoshi, a Uroczy Słodziak, Śliczne Szczęście. Airan była niezła w wymyślaniu ksywek – na przykład dla wielbłądów. Je też zawsze nazywała, nawet jeśli tylko na jedną podróż. A chodziło jej rzecz jasna o wiek, bo nie potrafiła go nijak określić na podstawie jednego krótkiego spojrzenia na malca.
- Obojętnie co, lama może być bonusową rundą. Muszę zobaczyć jak to robi – tak jak mówiła, ona też Ikigaia podpuściła. Podpuścili się więc wzajemnie, ale Hibiki nie wyglądała na obrażoną czy obruszoną, że dała się zrobić ninkenowi. A Yugena naciskać nie zamierzała, to była tylko propozycja. Głupia bo głupia, ale taka idealna do przełamania lodów. A już tym bardziej jeśli Hao zobaczy bazgroły Airan – zaś po Ikigaiu tez się nie spodziewała niczego innego. To będzie prawdziwy konkurs na wyłowienie perły z kupy… kupy. I chyba to było w tym najpiękniejsze. Może więc rzeczywiście się ośmieli? A może nie będzie musiał, skoro już się zgodził.
- W sumie to… To mi przypomniało. Kotei jest wybierany na dwa lata, więc… niedługo będzie zmiana. Ciekawe kogo teraz wybiorą. Jou był oczywistym wyborem na pierwszą kadencję, bo to on naciskał na stworzenie Unii – zresztą Sabaku byli najpotężniejszym rodem pustyni. Najliczniejszym. Czy najbardziej wojowniczym? Trudno powiedzieć, być może. Odkąd jednak wrócili do Kinkotsu po wykopaniu Kaguya wyglądało na to, że się uspokoili. Bo tylko to było ich celem – wrócić do domu. Zaś co do tej wielkiej tajemnicy… Czy nią właściwie była? Uważniejszy prześledziłby większe wydarzenia i pewnie wyłapałby pewne prawidłowości… Ale Airan była temu staremu ninja cholernie wdzięczna. Kirono była jaka była, ale gdyby nie on… To i ona straciłaby pół swojego serca w Kami no Hikage. A podzieliła się tą delikatną informacją tylko dlatego, że… Cóż. To była doza ufności, jaką obdarowała Hao. Co zrobiłby z tą informacją? Tak, wręczyła mu bardzo niebezpieczne narzędzie, ale to był obosieczny miecz. Gdyby to wyszło i zaszkodziło jej rodowi, bądź co gorsza, rodzinie, to ta znajomość mogłaby się potoczyć po zupełnie innych torach. Takich pełnych żalu, zdrady i bólu. Wiele zależało jednak od jego priorytetów i tego, co sobie cenił, a czego nie.
- Może i nie, ale chciałam – i zupełnie nawet się nie spodziewała niczego w zamian. Bo i dlaczego? Przecież była tutaj, a on ją ugościł, więc co miałaby jeszcze otrzymać? Nie wyglądała więc na kogoś, kto wyczekuje teraz czegokolwiek w zamian, albo, że w ogóle wyczekuje. - Jeśli tylko będziesz miał ochotę, to chętnie – sama nie pijała zbyt często. Jak była sama to nie przepadała, a jak była z kimś, to zwykle na misji. A w pracy się nie pije – taką wyznawała zasadę. Czasem się jednak udało napić kieliszka lub dwóch, ale raczej nie więcej, bo schlanie się do nieprzytomności jak to robiła dzieciarnia w Kinkotsu brzmiało tak cholernie żałośnie… - Cieszę się, że ci się podobają. Chciałam wziąć coś charakterystycznego dla naszego regionu i nie, piasek nie jest fajny. Zresztą pewnie go tutaj też macie.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Dusić się we własnym wnętrzu. To bardzo ponure, ale wiesz o tym sama. Gubić się w myślach i drążyć uczucia, jak kropla drążyła skałę. Jedna, druga - te dwie wiele nie zrobią. Zostawią po obie ślad, który w końcu wyschnie. Kiedy jednak krople zbierały się w potok zaczynało się go czuć. Jego zmienne, jakie tworzyły we wnętrzu i to, jak zmiany wpływały na nas nieustannie. Dusisz się? Z tego nie będzie nic dobrego. Nie słyszałaś lekarzy? Duchota to choroba, duchotę należy leczyć, mieli na to syropki. Ach, tylko szkoda, że tego rodzaju duszności żaden syrop nie wyleczy. Może ten nektar bogów, który przyniosłaś - alkohol, który rozluźniał i nawet płuca wtedy dobrze pracowały, a czaszka nie naciskała więcej na mózg. Nikt by nie powiedział, że ty, TA Airan, za którą mężczyźni oglądali się bez względu na region, ma takie problemy. TA Airan. Siostra TEJ liderki. Nie żadna inna. Mająca swoją godność, nie dająca sobie w kaszę dmuchać, trzymająca proste plecy i mająca zawsze w zanadrzu trochę jadu dla tych, którzy posuwali się za daleko. To te pozory - wspominałem o nich? To one nas budowały. I sam byś nie powiedział, że ona może tak głęboko przeżywać ten świat po kilku rozmowach. Te listy - w nich tkwiła intymność rozmów, bo jakoś papier o wiele łatwiej wszystko przyjmuje, kiedy nie musisz się obawiać reakcji. Jest idealnym miejscem do spowiedzi. Tylko uważaj - nie wylej na niego łez, bo zdradzi za dużo. Jasne, że nie przeszkadzały ci wszystkie te słowa. Sam starałeś się raczej pocieszyć, wywrzeć to dobre wrażenie, podać dłoń, podeprzeć ramieniem. Dawało to jakikolwiek skutek? Zazwyczaj kiedy masz dołka, to potrzebujesz kogoś na miejscu, żeby pomógł ci ustać. I odgonił to, co złe, przecedził, co dobre, pokazał właściwą drogę. Nie masz się o co martwić, Airan, bo chociaż Hao był zdolny do takiej uprzejmości, byle tylko komuś pomóc, to przecież nie byłaś kimś z przypadku. Więc teraz możesz odpocząć. Nie biegać, nacieszyć się herbatą. I zupełnie innym klimatem niż ten pustynny w wolno kończącej się zimie, która zwiastowała rychły rozkwit wszystkiego wokół. Pąki już się pojawiały, śnieg już poznikał, ocieplenie przyniesione wiatrami przyszło jak zawsze - prędko. Tak kończyło się kolejny rok. A każdy koniec był przecież nowym początkiem.
Kiedy z kimś mieszkasz chcesz, żeby było mu wygodnie. Tak długo, jak naprawdę chcesz z nim mieszkać. Co jednak bawiło Hao to perspektywiczne myślenie. Nie to, żeby on o tym nie pomyślał, kiedy postanowił wyprowadzić się od matki. Miyoko właściwie planowała jego dom chyba od momentu jego urodzenia. Och, zgoda, może trochę później. Nie wątpił nigdy w to, jak ta kobieta go kochała, z wzajemnością, ale za to czasem, jak wiadomo, co za dużo to nie zdrowo. Więc i tutaj tkwił szkopuł jego rozbawienia, o którym Airan wiedzieć mimo wszystko nie mogła - że właściwie to jego matka właśnie stwierdziła, że kiedyś na pewno będzie miał 3 ninkeny, a że rasa nigdy nie jest pewna, to musi być duży! Nie to, że nie przepadałeś za przestrzenią - kochałeś przecież pola i doliny Yusetsu, wzgórze za Ookami-den, które dawało pogląd na cały ten mały świat i poczucie wolności. Tacy jak Ty zapisywali w końcu swoje imię w literach wiatru. Ale czym innym było łono natury, a czym innym dom. Jak powiedziałeś - wolałbyś mały domek. Z jednym pokojem, sypialenką i malutką kuchnią. Tutaj często gościło echo. Ale też i nie chciał domu w samym mieście. Ze względu na jego wonie i hałasy. Tutejsza cisza była zbawieniem. Jego czuły i wrażliwy nos przyprawiał o różne emocje, kiedy trzeba było na dłużej zatrzymać się w miejscu okalanym nieprzyjemnymi odorami. Na szczęście Airan bardzo ładnie pachniała.
Uśmiechnął się ciepło, zamykając przy tym oczy. Taki nawyk. Trudny do wyplenienia, jak to już z odruchami bywało, ale jeszcze sam musiałby chcieć go wyplenić, skoro całkiem celowo się go nauczył. Mówiono, że oczy zdradzały. Że w tych zwierciadłach duszy można było wyczytać wszystko - dlatego należało spoglądać właśnie w nie. Było to kłamstwo. Na prawdziwość człowieka składało się całe jego ciało. Każde drgnięcie mięśni i poruszenie, którego w oczach nie zauważysz. Chociaż prawdą było to, że kiedy ktoś był nieumiejętnym i niewprawionym jeszcze wojownikiem, to zazwyczaj najpierw była myśl, a dopiero potem czyn. Dlatego można było wyczytać to rzeczywiście z oczu i twarzy. A uśmiech był jego reakcją na jej zdziwienie. Kalkulacje były wręcz wypisane na niej całej, a w powietrzu śmigały skomplikowane wzory matematyczne, kiedy próbowała przyswoić to, co powiedział. No, to było szokujące. Tym bardziej, że akurat te bestie naprawdę rzadko można było spotkać i zobaczyć na takim poziomie.
- Hah. - Ni to śmiech, ni to nic. Gdzie szczerość była dobra, a gdzie nie? Jeśli nie jesteś gotów na odpowiedź - nie pytaj. Hao na swoją gotów był, bo sam tak uważał. Ikigai również. I tak, masz rację, nie życzył nikomu tego losu. A jednak... wiedział, że właśnie taki czeka jego jak i jego ninkeny. Ponoć niektóre słowa są jak czary. Wypowiadasz je i rzucasz zaklęcie, ponieważ przodkowie, duchy i bogowie słuchają zawsze. I czasem mogą dosłyszeć, co mówisz. Tak właśnie pisało się samosprawdzające się przepowiednie. To nie to, że był takim pesymistą. Był ostrożny mimo wszystko i nie robił głupot, nie rzucał się z motyką na słońce. - Miesiąc. Był jeszcze mniejszy. - Brunet obejrzał się za siebie, na szeroko rozsunięte drzwi ogrodowe. Słychać było przez nie nieustannie dźwięki dobiegające co rusz - i brzmiały tylko o jedną tonę na mniej oburzone. A tu nagle cisza. Cisza, bo Karoshi właśnie zajął się polowaniem na wielki ogon Ikigaia i próbował się, jakże SPRYTNIE, stopić z zieloną trawą, przyczajając w niej. A Ikigai leżał jak stary i tylko czasem przerzucał ogon z jednej strony na drugą. - Tak, to będzie całkiem zabawne. - Wrócił wzrokiem do Airan. - Mądry krytyk poniesie porażkę, a jego skowyt przegranej poniesie wiatr. - to też był z jego strony żart. Właściwie nie wiedział zupełnie, czego się spodziewać po Ikigaiu, bo niby część zdolności ich pana była dla niego otwarta, ale... na ile? W dużej mierze była też ograniczona. - To będzie naprawdę ciekawe. - W jego głosie pobrzmiała nuta zaintrygowania, kiedy pomyślał o tym w ten sposób. W ten, jakoby to był test, czy Ikigai byłby w stanie, na przykład, tak samo sprawnie przebierać palcami po harfie czy guqin stojącej w pobliżu wyjścia na taras jak on. Hao sam nie malował jakoś wybitnie, ale kilka pociągnięć pędzlem nie stanowiło problemem. Gorzej jakby miał malować cały obraz. Wtedy by sobie nie poradził.
Kiwnął w zamyśleniu głową na jej słowa, ciągle odnosząc się do tych krótkich słów. A raczej do ich konkluzji - nie ważne, kto ma rację, ważne, kto ma pieniądze. Ach, jaka ponura myśl... mówiąca o tym, że za pieniądze kupisz właściwie wszystko. Ale były tez takie rzeczy, których mamoną nie mogłeś dosięgnąć. I to one były najcenniejsze. Wiedział, że łatwo było mu mówić - nigdy mu niczego w życiu nie brakowało, błyskawicznie zaczął na siebie zarabiać, mógł sobie pozwolić na wiele.
- Prezenty, jak komplementy, należy przyjmować z godnością. I umieć je przyjąć. Czy to wino pija się na ciepło czy może zimno? - Zapytał, oglądając buteleczkę. Ale na razie go nie otworzył. Dopóki było szczelnie zamknięte, aromat nie umykał i łatwiej je było przechowywać. A chciał wiedzieć, czy jeśli pija się je zimne, to czy go nie schować lepiej tam, gdzie nabierze odpowiedniej temperatury. Wstał, żeby postawić daktyle w pudełeczku na wyspie oddzielającej kuchnię od salonu. - Ochota na podzielenie smaku tego wina z tak cennym gościem jest naturalna. - Zapewnił ją. Przyjmowanie prezentów wychodziło mu akurat niezręcznie. Komplementy co innego, wiele ich słyszał, ale prezentów raczej nie dostawał. Tyle co od matki na urodziny czy od święta. Więc... po prostu ciepło było na sercu, że pomyślała, kiedy opierał na pudełeczku palce, chociaż dawno mógł je już odlepić i zostawić to w spokoju. Ale dał sobie samemu czas na tę kontemplację. Tak, Hao nie był najszybszym człowiekiem na świecie - chociaż jego mózg pracował błyskawicznie.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Najciemniej zawsze było będąc skąpanym w promienie słońca, bo wtedy rzucało się najdłuższy cień. Więc i nikt raczej nie spodziewałby się, że ta zaradna, wygadana, pyskata i wiedząca czego chce od życia kobieta może mieć chwile, w których coś gniotło w sercu i w duszy tak bardzo mocno… Nie było na to żadnych magicznych syropków niestety. Żaden lekarz nie mógł nic na to poradzić – fizycznie zupełnie nic jej nie dolegało, była przecież zdrową kobietą, okazem zdrowia wręcz. Zresztą… wystarczyłoby na nią spojrzeć. Może nie była jakoś umięśniona, nie była też jednak chuda, ani sflaczała. I właśnie o to chodziło, o te pozory, bo przecież ktoś, kto jednym celnym słowem potrafi cię sprowadzić do parteru, to nie jest osoba, która ma jakiekolwiek problemy, prawda? Airan się nie dusiła. Ona tonęła. Tonie się zawsze w absolutnej ciszy, nie ma dźwięków, nie ma dzikiego wierzgania na lewo i prawo. Cicha, okrutna śmierć… Ale wtedy trenowała. Albo pracowała. To pozwalało zapomnieć, pognać do przodu na tyle szybko, by myśli nie zdążyły do ciebie dobiec. Ale kiedyś trzeba się było zatrzymać i w końcu miały czas się z tobą zrównać… Tutaj było inaczej. Tutaj wejścia strzegły dwa ninkeny, a w środku był ktoś kto też dość skutecznie rozganiał niechciane myśli. I to właśnie było w tym wszystkim najdziwniejsze i zarazem najstraszniejsze. Po latach stanąć oko w oko z kimś, komu łatwiej było się zwierzyć, bo był dalej, bo nie miał jak ocenić. A może dlatego łatwiej, bo nawiązała się nić porozumienia? W każdym razie ten ktoś wiedział o rzeczach, których nie wiedzieli obcy i… Airan wcześniej czuła to zdenerwowanie, bo jak takiej osobie spojrzeć w oczy? Co sobie myśli? Jak ocenia? Strach… miał jednak bardzo wielkie oczy. Przede wszystkim nie czuła się tutaj niechciana. A jeśli zaś Yugen obawiał się czegoś podobnego od niej, tego oceniania – to również nie miał się czego bać. Oceniała, owszem, ale to co właśnie miała przed oczyma, a nie słowa, jakie zostały zapamiętane w liście. W listach. Wszystkie te listy były za to skrzętnie chowane do pudełka, żaden z nich nie został nigdy wyrzucony, bo były dla niej bardzo cenne.
Oczy trochę jednak zdradzały, bo to po nich Airan go ostatecznie rozpoznała. Oczy zdradzały, ale zupełnie inne rzeczy niż się z pozoru wydawało. Oczy, proszę sobie wyobrazić, były niezmienne. Nie zmieniały koloru, chyba że u bardzo małych dzieci. Nie zmieniały kształtu. Nie zmieniały wyrazu. Były zawsze takie same. Czasami roześmiane, czasami zapłakane, to fakt – ale tak ogólnie, to były właśnie niezmienne. Ale rzeczywiście nie dało się z nich czytać tak, jak to sobie wyobrażali poeci czy pisarze. Nie mówiły rzeczy, których już się nie wiedziało.
Z dokładnie takiego samego założenia sama wychodziła. Jeśli nie było się gotowym na odpowiedź, to nie powinno się pytać. Jeśli czułeś, że odpowiedź może ci się nie spodobać i popsuje ci humor – nie pytaj. Jeśli boisz się usłyszeć prawdę – to po co to sobie robisz i pytasz? Airan, bywało, że niekoniecznie chciała rozmawiać, albo dawała jakieś zdawkowe odpowiedzi, by uciąć nieprzyjemny temat. Tutaj zaś czuła się w obowiązku by powiedzieć, co myśli. Że Hao przesadził. Poniosło go o nawet nie kilka kroków za daleko, a wręcz o kilkaset metrów chybił cel. Z drugiej strony… Airan chyba nie powinna się dziwić, choć dopiero teraz zaczynała wyczuwać, że ten spokój Yugena jest czymś podbity. Czymś, co gniotło go w środku. Pewnie nadal przeżywał Kami no Hikage. Rana, choć zabliźniona, to na całe życie. Pewnie stąd te ponure myśli i jeszcze bardziej ponure pomysły na imię dla szczeniaka, w którym było tyle złości i gniewu.
- Więc? Opowiesz mi? Teraz twoja kolej na gadanie i moja na zamienienie się w słuch – chciała usłyszeć skąd się wziął. Jak to się stało, że on wybrał ich. Sama też odwróciła głowę na drzwi. Wiesz? To zawsze tak jest. Póki dzieci hałasują, to nie zwracasz większej uwagi, może co najwyżej raz na jakiś czas przyjdziesz i poprosisz o to, by aż tak się nie wydzierały. Ale to wtedy, kiedy nastawała cisza należało się zacząć zastanawiać. Bo jak było cicho, znaczyło, że coś kombinują. I chyba to samo było ze szczeniakami – Airan nie wiedziała, ale kiedy hałas, który ciągle towarzyszył im w tle nagle ustał, to sama odruchowo spojrzała w tamtą stronę. - Pfft. Chyba ktoś musi popracować nad kamuflażem – parsknęła cichutko, widząc to czarne ciałko sunące po trawie niczym wąż drapieżny. Tyle, że widać go było z daleka. - No nie wiem, zobaczymy. Może to moje kokardki na szczurzym pysku okażą się najsłabsze – domyśliła się, że Inuzuka mówi o Ikigaiu – mądry krytyk i skowyt były aż nazbyt dosadne. - Nawet nie sądziłam, że do czegoś takiego dojdzie – bo i kto by to przewidział? To była czysta abstrakcja. Tak właściwie to oczywiście, że zastanawiała się jak będzie to spotkanie wyglądać, ale to były takie bardzo ogólne scenariusze, brakowało jej istotnych szczegółów, które mogłaby powkładać na odpowiednie miejsca. Tym niemniej zupełnie nie myślała o tym, że z ninkenem będą mieli wyzwanie na r y s o w a n i e. Airan trochę rysowała w wolnym czasie, ale niezbyt wiele. Zdecydowanie bardziej wolała śpiew, miała do tego dużo lepszy głos, ale to też wynikało z melodyjnego, śpiewnego wręcz akcentu osób z Samotnych Wydm. Przychodziło im to zdecydowanie naturalniej i Hibiki nie była wyjątkiem pod tym względem.
Oczywiście, że nie wszystko można było kupić za pieniądze, ale jeśli chodziło o ninja i walki, zwłaszcza takie jak te, to czy mogło chodzić o cokolwiek innego? Jakoś bardzo wątpiła. Trochę już żyła na tym świecie i trochę też widziała – chodziło o władzę, a pieniądz to władza. Nie to, by sama wyznawała te wartości, bo jak już zostało wspomniane – uważała, ze są na świecie większe problemy niż jakieś tam granice. No i poza tym sama nie sprzedałaby za żadne skarby swojej rodziny. I tak samo nie zamierzała płacić za znajomość z Yugenem, jedna z nielicznych pielęgnowanych przez lata, nawet jeśli na odległość.
- Pija się na zimno. Na ile się orientuję jest bardzo zdrowe, a ciepło może zniszczyć te zdrowotne właściwości. To przez daktyle. One są takie zdrowe – choć słodkie. Tak mówili medycy, a ona się z tym nie sprzeczała. - Czasami daktyle ratowały mi życie. Można się nimi w skrajnych sytuacjach najeść na cały dzień – nawijała dalej, jakoś… Mówiła teraz wszystko co jej się przypomniało mając na uwadze to, że Yugen raczej nie był z tym owocem w ogóle zaznajomiony. - Ooch, to miłe, naprawdę – sama nie uznawała się za żadnego specjalnego gościa i nie wiedziała, że uważa ją za cenną. Nie aż tak w każdym razie. Zaś to, że mężczyzna z taką powolnością cieszył się otrzymanym podarunkiem zupełnie nie zwróciło jej uwagi. Znaczy – zwróciło, ale nie tak by pomyśleć, że się ślamazarzy czy coś w tym rodzaju. Ani, że jest flegmatykiem. Po prostu zupełnie jej to nie przeszkadzało. Sama zaś rozkoszowała się aromatem i smakiem herbaty.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Hao żył wobec zawyżonych standardów - i kierował to zawyżenie na samego siebie. Ninja musiał być dokosnały. Musiał dawać przykład innych, w których obronie stawał i musiał pokazywać się wobec tego z tej najlepszej strony. Pokazywać ludziom łagodność, kiedy należało ich poklepać po ramieniu i siłę, kiedy mieli spoglądać na twoje plecy, gdy odpierałeś ataki wrogów. Nie było tutaj miejsca na topienie się, a co dopiero tonięcie. Lekarz od serca - to dopiero byłby dobry zawód. Na pewno cieszyłby się wieloma klientami... a może właśnie żadnym, bo nikt nie chciałby zostać u niego zauważonym? Dać powód do tego, żeby ludzie plotkowali i zastanawiali się, czy naprawdę jesteś tym, za kogo cię uważają? Ninja to nie tylko silne ciało - to również silny umysł i serce. Słaba wola odpadała i kruszyła się, podczas gdy ta żelazna brnęła dalej. Miał jasne cele i jasne potrzeby. Chronienia tego miejsca i sprawienie, by było jeszcze piękniejsze, jeszcze wspanialsze. Wiedział doskonale, że świata nie da się zmienić, ale jeśli tylko jesteś w stanie cokolwiek w nim poprawić, to już był to sukces. Odeprzeć chociaż kilka tych złych, którzy pojawiali się i pojawiać będą - nie ma przed tym ucieczki. Znów wróciliśmy do punktu wyjścia, w którym największym wrogiem byłeś ty sam dla samego siebie. Może sekret polegał na tym, że Yugen nauczył się oddychać pod wodą i zaczął w niej żyć, zamiast się topić. Może na akceptacji tego, że nie jeśli nie jesteś w stanie uciec przed samym sobą, to nie ma żadnego powodu, żeby tracić siły na bieganie. Biednaś... Nie możesz oddychać. To jedna z najgorszych śmierci - bo nawet nie z przepracowania. Do pracy przed nią w końcu uciekałaś. I dlatego człowiek potrzebował człowieka, a samotnicy z wyboru zazwyczaj marnie kończyli. Nie każdy był idealnym narzędziem wojny. Żołnierzem, który wyzbywał się moralności i znikały z niego skrupuły. Nie każdy miał prosty umysł, a w tym zawodzie zbyt dużo myśli nie było twoim przyjacielem - było twoim wrogiem.
- O Karoshim? Oczywiście. Tylko zaniosę wino. - O tym, jak go znaleźli i jak to się stało, że sam ich wybrał. Skoro lepiej było je pić schłodzone, to należy je odpowiednio przygotować do tego, by chłodniejsze było. Poszedł więc przez kuchnię do spiżarki umieszczonej pod domem, gdzie różnica temperatur zawsze była odczuwalna. I postawił buteleczkę na jednej z półek. Za chwilę był już z powrotem na górze. Zamknął właz do spiżarki i przemył dłonie w misie ustawionej w kuchni z wodą, wycierając je następnie w wiszący obok materiał. Skierował się z powrotem do stołu. - Wspominałem ci o problemie rzeki w liście. Była zatruta - chorowali od niej ludzie i zwierzęta, po kontakcie z nią rany źle się goiły do stopnia, w którym kilka dni później groziła człowiekowi śmierć. - Usiadł przy stoliku w siadzie skrzyżnym. - Szukaliśmy sedna problemu. Idąc w górę rzeki odnaleźliśmy chatę w lesie, w której ninja samotnie prowadził eksperymenty. To on doprowadził do zatrucia rzeki. Choć wydaje mi się - nieumyślnie. - Człowiek stworzony został do tego, żeby się mylić. Sam byłeś ostrożny, ale do tego nie mogłeś jak dotąd wybyć się nadziei, która nakazywała ufać ludziom - wierzyć w ich lepszą stronę. Przede wszystkim w to, że nie wszyscy byli twoimi wrogami i niektórzy ludzie po prostu popełniali błędy. A potem każdy zasługiwał na to, żeby je naprawić. Ach, może nie wszyscy..? Niektórych osób nawet nie pytałeś o zdanie. Niektórzy byli po prostu brudem, którego należało się pozbyć, by powietrze znów było bardziej czyste. Zazwyczaj byli to ci, których upatrzyłeś sobie w księdze Bingo. - Tam znaleźliśmy Karoshiego. Nie wiem, skąd ten człowiek miał tak młodego szczeniaka ninkena, może sam był Inuzuką i zmarła jego towarzyszka... Więź się czuje. A ja nawet nie chciałem mu tej więzi odmawiać. Nawet rozgorączkowany, wygłodzony i chory miał na tyle sił, żeby warczeć na wszystkich wokół. - Uśmiechnąłeś się na samo wspomnienie tego, jak szczerzył kiełki na tamtego truciciela od razu po wyprowadzeniu z klatki. Skąd miał na to energie..? Bogowie jedni raczą wiedzieć, bo szczeniak był wtedy obrazem nędzy i rozpaczy.
- Musiałby wskoczyć do zielonej farby. - Zdecydowanie Karoshi mistrzem kamuflażu nie był. - Jak wyrośnie to nawet to mu nie pomoże. - Nawet nie było co dodawać do tego, że mistrzem kamuflażu nie był magicznego słowa "jeszcze". Widział kto takiego skradającego się bydlaka? Przecież ile on ważył! Ziemia gotowa była się trząść pod jego nogami, a nie jakieś skradania się. Chociaż akurat Hao dobrze wiedział, że kiedy ninkeny chciały to potrafiły być bardzo cicho. Nie na domowej podłodze, pazury wtedy zawsze tak zabawnie im stukały, kiedy po niej wędrowały, prawie jak panienki na obcasie. Ale w dziczy - a i owszem. Miękkie opuszki i futro na łapach im to umożliwiały.
- Naprawdę? Są aż tak syte? - Tutaj się zdziwił, bo te owoce wyglądały całkowicie niepozornie. A już na pewno nie tak, żeby powiedział o nich jako o jedzeniu ratującym skórę. Świat - i natura - potrafił zaskakiwać. - Specyfika pustyni sprawia, że musi ciężko się tam żyć, a jednak - życie kwitnie. Podoba ci się to miejsce wypełnione piaskami? Nie myślałaś o tym, by je na coś wymienić? Bryzę morza, szmer strumieni, pieśń drzew?
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Otóż to – tak właśnie było. Ludzie słabi ginęli jako pierwsi. A jak poznać człowieka słabego? To było widać – w jego postawie, w emocjach odbijanych na twarzy, czasami w oczach – ale tylko dlatego, że były zaczerwienione od łez, a nie dlatego, że oczy mówiły. Airan nosiła głowę wysoko, plecy miała wyprostowane, na jej ustach błąkał się uśmieszek przeróżnej natury. Teraz na przykład uśmiechała się, bo się zwyczajnie cieszyła, nie było w niej smutku. A to, że miewała chwil słabości... każdy je miał. Jej siostra pewnie też. Rzecz w tym, że nie każdy musiał o tym wiedzieć. Pewnie wielu to zastanawiało, ale to nie była ich sprawa. Czymś takim dzieli się jedynie z tymi osobami, z którymi podzielić się chce. Nie z byle kim. Dlatego tak już było. Tak, samotność tego wszystkiego nie ułatwiała, ale czy Airan była tak naprawdę samotna? Miała swoją rodzinę, rodziców, siostrę… Nawet jeśli nie spędzała z nimi czasu każdego dnia, bo tonęła w pracy i w swoich sprawach, to byli. Nie było ich za to w jej domu kiedy do niego wracała. Airan chciała jednak żyć na własnych warunkach, nie poddawała się więc łatwo temu, co przynosił jej los. Nie chciała tonąć Więc robiła co mogła, by tego nie robić. Nienawidziła, gdy ktoś jej mówił co ma robić i jak ma żyć. Wierzyła, że nikt nie będzie jej tego dyktować. Potrafiła wyciszać swoje myśli podczas misji, ale nie wszystkie i nie zawsze. Niekoniecznie też chciała. Tak jak wtedy… Wybiła piątkę czy szóstkę bandytów bez skrupułów, brutalnie. Jednego jednak zostawiła przy życiu – bo był młody, miał może czternaście lat? Może trzynaście, nie była pewna. Zabrała go ze sobą do Kinkotsu, choć pyskował strasznie. I nawet znalazła mu pracę i miejsce do spania. Doglądała go, chcąc wiedzieć, czy w jego charakterze następuje zmiana. Czy może… nadaje się na trening ninja, czy lepiej go nie szkolić… Czasami miała zbyt miękkie serce. Ale czy to była wada? To samo serce opatulone miała żelazem, by nie tak łatwo było je zranić.
- Mhm – właśnie o Karoshiego jej chodziło. Chciała usłyszeć jego historię. Chciała wiedzieć, skąd w tym malcu tyle złości na cały otaczający go świat. Siedziała w ciszy, kiedy Yugen poszedł odnieść wino, by się schłodziło. Jedyne co zrobiła, to ponownie odsunęła od siebie torbę, i wyglądała przez drzwi, ciekawa, czy młody w końcu złapie ten ogon, czy Ikigai jednak mu na to nie pozwoli. Oparła nawet łokieć na blacie, by w ten sposób na dłoni podtrzymać policzek. - Tak, pamiętam – nawet napisała mu, że jeśli nadal będzie mieć problem z tą rzeką, to może mu pomóc Najwyraźniej jednak wszystko się wyjaśniło, tak wynikało ze słów bruneta. - Zatruta rzeka? To ogólnie bardzo dziwne, trudno zatruć masę wody, która ciągle się przemieszcza… - odpowiedziała marszcząc czoło, bo pamiętała, jak Kaguya próbowali w Atsui kiedyś zrobić coś podobnego. Ale wody, takiej stałej, nie w oazie, nie dało się zatruć na zawsze. - Żeby rzeka była zatruta cały czas, musiałaby więc być stale narażona na kontakt z trucizną, by to się mogło cały czas rozprzestrzeniać. Kaguya zrobili nam kiedyś podobny numer, wlali truciznę... A woda w Atsui jest cenna. Ale rzeka sama się oczyściła niedługo później. Więc jeśli woda była zatruta ciągle… to raczej nie było przypadkiem – mogło się Yugenowi wydawać wiele, ale czy rzeczywiście miał rację? Chciał widzieć w ludziach dobro, Airan nie chciała tego psuć, jednak ślepe wierzenie w czyjąś niewinność raczej nie przyniosłoby niczego dobrego. - Może go komuś ukradł? Trudno mi uwierzyć, że ktoś o dobrych intencjach pozwala na to, by nawet zwierzaka trzymać z gorączką i nie karmić… A co dopiero ninkena. Słodziak naprawdę miał szczęście, że na was trafił, ale to dobrze… Coś czuję, że wszyscy potrzebowaliście siebie wzajemnie – Karoshi potrzebował kochającej rodziny, Yugen kogoś, kim mógłby się zaopiekować by wyleczyć złamane serce, a Ikigai zajęcia i towarzystwa drugiego ninkena, na to by wychodziło. I spokoju Hao, rzecz jasna, skoro to on go namawiał do wzięcia drugiego ninkena i miał poczynić do tego przygotowania, a ten… znalazł się po drodze sam. Oby tylko już nic mu nie dolegało, skoro był wcześniej chory. Teraz wyglądał jednak na całkowicie zdrowego. - Miałeś rację. Jak pisałeś, że szczeniaki ninkenów są jak skarby – ten mały był i ją rozczulał, nawet tym że na nią warczał jak wściekły.
- Może powinieneś mu sprawić taki kaftanik w barwach lasu, żeby się mógł kryć pomiędzy drzewami – ach, taka tam żartobliwa sugestia, ale tylko dlatego przyszła jej do głowy, bo widziała jak ten mały się skradał i ile mu to radości sprawia.
- Są, spróbuj sobie. Te są suszone, ale ze świeżych robi się też mąkę i piecze chleb. Ogólnie wykorzystuje się je do wielu rzeczy - gadała dalej, bo wydawało jej się, że czarnooki jest tym zaskoczony i nawet trochę zainteresowany. Jak taki mały owoc może tak wiele… - Ach, no. Nie będę czarować, nie jest tam lekko. To często walka o przeżycie, i przeżywa silniejszy albo sprytniejszy. Ale to też nie tak, że nic u nas nie rośnie… mamy trochę różnych owoców, nawet przypraw. A skoro przeżywają najsilniejsi to to samo jest ze zwierzętami – Airan skrzywiła się wyraźnie. Chyba nawet pisała do Hao ostatnio o skorpionach, a było tego paskudztwa znacznie więcej! - Czy mi się podoba… To mój dom. Żeby go zachować wielu ludzi musiało przelać swoją krew. Zabawne, nie? Tak niegościnne miejsce, a jednak ludzie nadal chcą tam żyć. Nawet pomimo tego wszystkiego co się stało… Pomimo rzezi, jednej, drugiej. Wojny domowej, wojny pomiędzy klanami, wojny… Nawet pomimo demona – mówiła o tym tak naturalnie, zupełnie jakby mówiła o pogodzie, ale do dzisiaj pamiętała co się wydarzyło podczas Turnieju. Może dlatego tak bardzo nie przeżywała Kami no Hikage… A była wtedy młodsza nawet od Yugena. - Więc czy mi się podoba… Ma swój urok. Jak opuści się mury Kinkotsu to od horyzontu po horyzont zostaje się na złotym morzu piasku. Nie ma nic, tylko ty i dzika, nieprzyjazna natura. Jakbym mogła, jeśli to mogłoby pomóc mojej rodzinie, to zamieniłabym to miejsce bez zawahania na inne. Jeśli to mogłoby im się w jakiś sposób przydać – w końcu nie musiała im pomagać bezpośrednio, mieli wielu wspaniałych wojowników na miejscu. - Strumienie i drzewa brzmią jak raj – morza miała już aż nadto, tylko złotego. Za to kochała deszcz.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Ponoć grzeczne dziewczynki szły do raju, a niegrzeczne miały raj na ziemi. Niektórzy mówili, że grzecznie dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą, ale ta druga wersja ma nieco mniej sensu. Bo zza więziennych krat trudno iść gdziekolwiek, a co dopiero tam, gdzie się chce. No i na pewno nie masz co liczyć na to, że do nieba pójdziesz o własnych siłach. Wyniosą cię na tarczy prosto do bram piekieł i nikt nie będzie pytać, czy ci się to podoba. To dość śmieszne powiedzenie dotyczyło bardzo kontrowersyjnych osobowości. Rozpustnych wręcz, chciało się powiedzieć. Hao nie mógł powiedzieć o Airan tego, że należała do tej grupy niegrzecznych - nie dała mu się z tej strony poznać. Ponieważ przede wszystkim nie uważał, żeby posiadanie własnego zdania i chodzenie własnymi ścieżkami można było już do tego słowa zaliczyć i je pod to podpiąć. Lubiła żyć życiem własnym, przez siebie wytyczonym - czy to coś złego? Tak długo, jak długo dopasowywała się do przełożonych, bo taki miała obowiązek - nie. W tym świecie należało wiedzieć, kiedy można nosić głowę wysoko, a kiedy powinno się ją pochylić. Niektórzy obcy, którym miałoby się ochotę zapyskować, za byle krzywe spojrzenie mogli oderwać ci łeb. I nigdy nie będziesz mieć stu procentowej pewności, czy to akurat nie jest wyrzutek swojego klanu, który zdarł wysokiej rangi odznakę tylko po to, żeby właśnie żyć po swojemu. Żyjąc w klanie mogłeś żyć tak, jak ci się podoba, tak długo, jak długo podobały ci się twoje obowiązki. Pojęcie wolności to bardzo dziwna sprawa. Absolutna wolność, brak przywiązania do czegokolwiek, była ułudą. Dlatego ludzie nauczyli się interpretować w swój sposób. Wolny jesteś wtedy, kiedy odcinasz się od rzeczy, które cię dusza i przygniatają. Rzeczy, które cię męczą. Te, które cię wiążą, ale je kochasz, już były w porządku - i tak oto mówisz, żeś wolny. Że nic cię nie krępuje. Niestety człowiek zawsze będzie przez coś skrępowany. Ten chłopak, o którego Airan się zatroszczyła - ciekawe, czy płakał o wolności tak samo, jak płakał tamten truciciel? Wolność, o którą się tylu ludzi stawało, przestawała też mieć znaczenie, kiedy przychodziło ci wybierać między nią a życiem. Zobacz, jak łatwo zmienić czyjeś priorytety! Wystarczy trochę krwi, odrobina agresji. Ostre pazury na gardle. Wybierz - chcesz śmierć czy może dasz się zakuć w kajdany z nadzieją, że kiedyś ci je zdejmą? Gdyby przed tobą postawiono taki wybór - na co postawisz? Łatwo mówić, że wybierzesz, naturalnie, śmierć, bo przecież lepiej umrzeć niż dać się poniżyć! Łatwo, kiedy na twoim gardle nie ma noża, ramię nie krwawi z ran, a pięta achillesa nie jest podcięta, żebyś nie mógł uciekać.
- Źródło zatrucia ciągle sączyło swoje odpady do niej. Dlatego trucizna nie została wypłukana szybko. - Woda płynie i pozbywa się syfu. Rozcieńcza go, aż nie ma się o co martwić. Chyba że nie może sama sobie poradzić z problemem, naturalnie, ponieważ ciągle coś w niej tkwi co sprawia, że dostaje kolejne i kolejne dawki tego syfu. Tam rozegrały się decyzje - chyba nawet takie same, jak w głowie Airan. A może nie? Czemu oszczędziłaś tamtego chłopaka? Bo był młody? Żal ci było jego losu? Jego życia? Widziałaś dla niego szansę? Dlaczego, Airan? Kiwnął głową, słysząc potwierdzające słowa Airan. Zgadza się, tak było. Nie był naiwny, nawet jeśli chciał widzieć cień nadziei w ludzkich sercach. Brał tę możliwość pod uwagę. Ale ani jedno, ani drugie nie wpłynęło na jego decyzję. - Zgadza się. Natomiast na miejscu wydawało się to bardziej niekontrolowanym wyciekiem niż celowym działaniem. Być może jednak robił to celowo. Nie pytałem. Powody nie zatrułyby klarowności mojego osądu, ale nie miały znaczenia, nie byłem ciekaw. Znaczenie miał wynik. - Gdzie tam zanikała różnica między dobrem a złem, nie liczyło się, kto był mordercą. Liczyło się tylko to, kto ile mógł zrobić dla klanu. Dla Hao to był zawsze najwyższy priorytet i dla niego mógł poświęcić... chyba wszystko. - Mimo to jakoś nie potrafiłem wykrzesać w sobie odczucia nienawiści wobec niego. - Uśmiechnął się enigmatycznie. Czy to miało sens? Człowiek, który zrobił tyle złego, któremu nawet dobrze z oczu nie patrzyło, który tak umęczył zwykłe szczenię. A jednocześnie to nie tak, że niczego nie czuł. - Złapaliście tych, którzy zatruli u was rzekę? Chciałaś ich ukarać? - To bolało, kiedy ktoś starał się zniszczyć twój dom, nawet jeśli w malutkim stopniu. Nawet jeśli przypadkowo. Z tym, że ile razy takie rzeczy dzieją się "przypadkiem"? Przypadkiem to nawet żaden Akimichi się nie przewrócił na własną siedzibę władzy. - Było to nieoczekiwane, ale pożądane. Cieszę się z wyniku. - Wiadomo, jak to bywa z myślami, kiedy próbujesz się zdecydować na coś, co może kompletnie zmienić twoje życie i jeszcze masz wewnętrzną blokadę. Zawsze może coś pójść nie tak. Człowiek może zamarudzić, a tu nagle coś go zajmie, a tam coś... czasem mogą to być celowe wymówki, czasem podświadome, niekiedy pechowe zrządzenie losu, że brak ci czasu na to, czemu chciałeś się poświęcić. A tak? Szczęście samo ich znalazło.
Karoshi zadziwiająco długo czaił się w trawie. Zakradał. Zakradał... I HYC! Prosto na ogon. Ikigai nawet nie podniósł głowy, kiedy Urufu złapał jego kudły w paszczę i przewalił się na bok, robiąc fikołka, przez co wypadł po prostu po drugiej stronie wielkiego ninkena i tyle było z jego ofiary. Bo przez to ogon się podniósł i powędrował w górę - czyli znów dalej od niego. Rozległ się krótki szczek malca, który nastawił uszy w pion i teraz bez parady po prostu ruszył za ogonem, żeby go dorwać. Spadł na niego całym swoim czarnym ciałkiem, przyciskając do ziemi, żeby czasem już mu nie umknął i złapał znowu paszczą ogon. Ogon, który Ikigai znowu spróbował podnieść, ale tym razem nie było to takie łatwe i oczywiste! Starszy aż podniósł łeb, żeby zobaczyć, co tam się odjaniepawla z jego drogocenną częścią ciała... a Karoshi od razu myk! I prosto na brzuch Ikigaia i na jego mordę kolejnym susem, rozpłaszczając się na nim prawie jak mucha o szybę.
- Kaftanik? - Powtórzył ze zdziwieniem, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno dobrze usłyszał. A przecież problemów ze słuchem nie miał. - Właściwie... - Zaśmiał się, patrząc znów na wilki. Czemu nie? Jasne, Airan żartowała, ale wizja Ikigaia czy Karoshiego w KAFTANIKU... oh, zgrozo. Hao przysłonił usta dłonią, po czym podparł głowę o dłoń.
- Nie zrozum mnie źle, nie życzę niczego złego klanowi Uchiha, nawet z nimi nie sąsiadujemy, ale czasem myślę, że gdyby nie oni, Wietrzne Równiny nie znałyby tylu wojen co inne kontynenty. - Coś było w tym klanie. Coś zepsutego. Niszczącego. Yamanaka, Hyuga, Akimichi, Kaminari, Inuzuka - wszyscy wokół byli zajęci własnym porządkiem, własnymi sprawami, ale potem przychodziło do Uchiha. I nagle świat stawał w płomieniach. Nie mógł powiedzieć, że czuł do nich uraz, ale czasami miał żal, że sprowadzali tyle nieszczęść tam, gdzie nie były potrzebne. Daleko nie trzeba było szukać - chociażby nieszczęśliwe wydarzenie na ślubie u Kaminari, po którym Kaminari wypowiedzieli negatywne stosunki do Uchiha. Mijały lata, a oni nadal nie ochłonęli z urazy. - Nie wiem, czy słyszałaś, ale na naszych łakach czasem wiatr pędzi szybciej niż jakikolwiek ninja. Huragany potrafią niszczyć całe domy. Całe wsie. Wieje tak mocno, że rozbiera kamienne mury prawie do ziemi. - Było to widać po tym miejscu? Nie. Chyba każde miejsce na tym świecie miało swoje mankamenty, swoje ponure strony i te mocne. Ale na pewno Hao nie chciałby tego miejsca zamienić na żadne inne. Wiedział doskonale, że żadne inne nie spodoba mu się tak bardzo. Bo żadnego innego nie będzie mógł nazwać domem. - Ludzie nauczyli się z tym żyć i sobie radzić. Tak jak nauczyli się funkcjonować w upalnych piaskach Samotnych Wydm.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

To wszystko rozbijało się o znaczenie słowa „grzeczny”. Kim była grzeczna dziewczynka? Ubierała się zawsze odpowiednio, tak jak życzy to sobie ogół ludzi, którzy ustanawiają jakieś normy, była zawsze ładnie uśmiechnięta, kłaniała się nisko, mówiła tylko takie rzeczy, jakie druga strona chciała usłyszeć? Wykonywała rozkazy? To była grzeczna dziewczynka? Więc niegrzeczna była jaka – była jej zaprzeczeniem? Airan przestrzegała prawa, ba, przecież stała na jego straży jako jedna z Akoraito rodu. Była za to bezczelna wtedy, kiedy nie potrafiła się już powstrzymać. Albo kiedy nie chciała się już powstrzymać. Mówiła co myśli – choć nie zawsze. Czasami wolała nie mówić nic, żeby nie narobić sobie kłopotów. Ale ogólnie rzeczywiście nie bała się wyrażać zdania, a je przecież miała. Nie, raczej nie ubierała się tak, jak to było w modzie na pustyni – wzorzyście, czy kolorowo. Lubiła swoją czerń. Zresztą nie była jak większość kobiet z Samotnych Wydm, nie była wymalowana jak kolorowy ptak, ledwie podkreślone miała kształtne usta, za to rzeczywiście wyraziście. Więc jeśli to była definicja niegrzecznych dziewczynek, to taką Airan zdecydowanie była. Zaś jeśli nie taka, jeśli chodziło o tę rozpustną naturę… Ludzi z pustyni chyba łatwo było tak oceniać przez sławnego Ichirou. Młodzi też bawili się jak chcieli, w końcu te słowa o orgiach i innych nie wzięły się znikąd. Tak i znikąd nie wzięły się też plotki o rozpuście kobiet z Samotnych Wydm. Może to stąd, że ludziom nie podobało się, że tamtejsze kobiety mają taką swobodę, więc chciano ich oczernić w bardziej konserwatywnych regionach. Jakikolwiek by ten powód nie był, Airan i tak była od tego daleka. Od tej całej rozpusty. Yugen rzeczywiście nie mógł tego wiedzieć, nie dała mu się jednak z tej strony poznać dlatego, że tej strony po prostu nie miała. Zaś co do wolności… Airan wiedziała doskonale jak kończą złapani w niewolę ninja. I nie chodziło tylko o okaleczenie, by nie mogli składać pieczęci – to akurat można by było i tak obejść biorąc pod uwagę, że by się z takiej niewoli wydostało. Mało który shinobi jednak tego dożywał – bo kto mógł sobie pozwolić na trzymanie niebezpiecznego wojownika? Bardzo niebezpiecznego wręcz. Ich się po prostu… zabijało dla świętego spokoju. Więc owszem, pewnie dałaby się zakuć w kajdany. Kajdany nie były żadnym problemem. Problem był w tym, że pewnie nikt by jej takiej opcji nawet nie dał.
- A to… Co było tym źródłem zatrucia? Wiesz? – kobieta była zaintrygowana, dlatego podpytywała dalej, ciągnąc rozmowę o rzece. A dlaczego Airan oszczędziła chłopaka? Bo łatwo było mówić „zostaw mnie tutaj”, kiedy nie przychodziło do głowy, że jest się samemu pośrodku pustyni i zapomnianych ruin. Łatwo mówić „zostaw mnie tutaj”, kiedy nie zdajesz sobie sprawy, że za chwilę skończy ci się woda i jedzenie, i zostanie tylko palący piasek i trupy. Łatwo było wyrzucić własne życie, przecież wystarczała jedna krótka decyzja. Ale niełatwo wziąć je na barki i pociągnąć dalej, choć być może miało się perspektywy… Airan widziała, że przed chłopakiem było jeszcze całe życie, że mógł się zmienić, zmienić podejście. Poza tym cholera jasna – podszedł ją od tyłu. JĄ! Miał więc naturalny talent, z którego mógł skorzystać jej klan, o ile chłopak zauważy swoje błędy, zmieni się, a poza tym będzie miał dryg do chakry – to były niezbędne warunki. Poza tym nie zabijała dzieci. - Rozumiem – nie zamierzała podważać jego decyzji. Chciała się jedynie podzielić własnym doświadczeniem. - O ile dobrze kojarzę to tak. To nie byłam jednak ja, byłam wtedy w terenie. Czy chciałam ich ukarać? Wiesz, ukarali się sami. Spartolili robotę. Wlali truciznę do rzeki i myśleli, że tyle wystarczy. Oczywiście, zasłużyli na karę… Woda w Atsui jest cenniejsza od jakiegoś tam śmiesznego złota. Chcieli nam zaszkodzić, a zaszkodzili samym sobie – to ta nienawiść Kaguya do Sabaku. Niechęć Kaguya do Maji… tona wspólnej historii. Na pustyni swego czasu było nawet mniej spokojnie niż u mąciwód-Uchiha, a to już całkiem niezły wynik. Tak czy siak ona też nie czuła do tych trucicieli nienawiści. A powinna, prawda? Więc… Cóż. Rozumiała. Ponownie rozumiała motywację Yugena. - To dobrze. Chyba najlepsze decyzje to te, na których podjęcie nie miało się zbyt wiele czasu – tak jak ona zdecydowała się przyjechać tu. Też nie miała na to wiele czasu. Czy żałowała? Na ten moment ani trochę.
- Mogłabym tak cały dzień się na nich patrzeć – stwierdziła po prostu po tym, jak uśmiechała się może trochę bezsensu widząc co tam się wyrabia na zewnątrz. Głównie to Karoshi był tego powodem, ale to po prostu było zwyczajnie urocze, te próby malucha, by ugrać to, co ugrać chciał. Najpierw sposobem, a skoro ten zawiódł, to już bez pardonu. Ale to jak go w końcu złapał, a potem skoczył na pysk Ikigaia przelało wszystko i Airan roześmiała się po prostu w głos.
- No taki, że wsadza się łapki, zawiązuje na brzuszku o tak, kokardkami, wiadomo, i taki kaptur na łeb jeszcze, żeby uszy też ukryć. Taki jednoczęściowy, wiesz – przy tym Airan w powietrzu jeszcze pokazywała jak się zawiązuje na brzuszku i jak się zakłada na uszy. - Jeju, co ja wygaduję w ogóle – w końcu przyłożyła dłonie na policzki, ale tak wyżej, w geście przerażenia. Czarnooki nie wydawał się na całe szczęście ani zmieszany, ani niezadowolony
- Trudno się z tym akurat nie zgodzić. Pamiętam co się działo podczas Pustynnego Pogromu. Co w tym wszystkim wyprawiali Uchiha… Nawet tam – Airan wiedziała, że ma cholerne szczęście, że w ogóle żyje. Że jej rodzina żyje. To, co tam się wydarzyło, ilu shinobich ze sobą walczyło… A później jednoogoniasty demon, który zdemolował resztki wioski Sabaku. To był widok, którego trudno byłoby zapomnieć do końca życia. Tak jak i zniszczenie Kami no Hikage. Za które odpowiadała ta sama osoba. Jeśli było coś, co mogłoby sprawić, że przestałaby walczyć dla swojego klanu to właśnie to: walka przeciwko Antykreatorowi, który był większym zagrożeniem i większym problemem niż jakieś tam granice. - Nie słyszałam… Może więc powinniście budować pod ziemią? Tam wiatr by was nie dosięgł – trudno to było sobie nawet wyobrazić, te huragany i tak, to rzeczywiście był problem, jak nagle nie miało się dachu nad głową bądź całego dobytku. Wciąż jednak dało się przeżyć. Mieli wodę do picia, mieli jedzenie do jedzenia. - Piaski Samotnych Wydm upalne są tylko w dzień. W nocy jest… W nocy panuje przenikliwy mróz. I tak codziennie. Upał i mróz. Upał i mróz. Przez cały rok.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Plotki o rozpustnych kobietach z pustyni? Chyba takowe istniały na pustyni, bo na pewno nie tutaj. Ludzi z pustyni miało się za wstrzemięźliwych i zamkniętych. Na pewno nie za rozpustnych. Ponieważ nie okazywali swoich emocji na prawo i lewo, nie było wielkich pocałunków na ulicach, nie było więc i z czego brać takowych plotek. Jasne, pojedynczy, którzy tworzą niestworzone historie trafią się wszędzie - ale pojedyncze jednostki nie tworzyły reguł. Czasem na szczęście, czasem niestety. Tak jak Ichirou - jego piękny pokaz na turnieju był wręcz ikoniczny, z tego też ludzie go rozpoznawali, a kobietom gięły się nogi w kolanach. Niektórym mężczyznom zresztą również. A definicja grzecznej osoby była bardzo prosta. Większość definicji była prosta - to ludzie je niepotrzebnie komplikowali. Dziewczyna, ba, kobieta! - grzeczna - czyli dobrze wychowana, posłuszna, kunoichi, która potrafi wykonywać rozkazy i która wie, kiedy powinno się słuchać przełożonych. Nie było w tym filozofii. Filozofię dopiero można było dołożyć. Jeśli w końcu raz zapyskujesz - czy to czyni cię już niegrzeczną? Albo jeśli raz będziesz nieposłuszna? Ludzie nie są zero-jedynkowi, dlatego nagle okazywało się, że oczywistości schodziły na dalszy plan i trzeba było doszukiwać się znaczenia. Tworzyło nowe uporządkowania. W świecie ninja poziom grzeczności wyglądał trochę inaczej - grzeczny jesteś wtedy, kiedy słuchasz podwładnych, wykonujesz misje i nie łamiesz prawa. Tak łatwiej, co? Doprawdy, chyba razem z chakrą ninja dostawali poziom miernika indywidualności sprawiający, że każdy miał coś do powiedzenia. Mało było tak karnych osób, żeby nie zbierało się im na pyskówki. Albo żeby nie mieli czegoś swojego do powiedzenia. Takich to szukać z zapałką w mrokach nocy.
- Eksperymenty, które prowadził mężczyzna. Miał swoje laboratorium. Nawet mała dawka była bardzo niebezpieczna, więc kiedy on prowadził swoje testy, jak mniemam, wyrzucając rzeczy do rzeki... Reakcje zatrucia się trochę zmieniały. U niektórych powodowały wyłącznie szkody organizmu, był przypadek omamów jak i zwierzęta miały objawy wścieklizny. Jeszcze inne wyglądały prawie jak żywe trupy. - Tak, nad domem truciciela było stado kruków, które wyglądały naprawdę paskudnie. Poodpadane pióra, brzydka skóra, dzikość w oczach i absolutny amok. Wyglądało to wyjątkowo paskudnie. - Ja miałem wiele czasu na podjęcie decyzji. Spontaniczność nie leży w mojej naturze. - I nie uważał, żeby decyzje podejmowane na szybko były dobre. Czasem były konieczne, czasem rzeczywiście wychodziły na lepsze, ale to było jak rzut kośćmi. Może się uda, może się nie uda. Może to, o czym pomyśleliśmy w tamtej chwili było prawidłowe, a może historia sobie z nas zakpi. Ale to, co się stanie z trucicielem Hao wiedział już w momencie usłyszenia o nim. Żyć - aby przeżyć - to leżało w ludzkiej naturze. Człowiek chciał żyć. I chcieli żyć też ninja. Różnica polegała na tym, że ninja byli uczeni, by żyć dla klanu i za klan umierać. Że lepiej oddać swój ostatni oddech w polu bitwy, podciąć sobie gardło, zamiast trafić w ramiona obcego klanu. Właśnie - to te decyzje podejmowane na już. Pod wpływem emocji, kiedy umysł był całkowicie zaćmiony. Nietrudno było dotrzeć z takiego punktu do wniosku, że emocje były tak naprawdę wrogiem każdego shinobi. Przyćmiewały jego osąd. Sprawiały, że zaczynał robić rzeczy irracjonalne z perspektywy misji. Hao to widział i zauważył już dawno temu. Ale by wyrzec się emocji - nie, to było tylko gorsze. Byłoby już tylko wegetacją pozbawioną ambicji. Bo w końcu jej też trzeba się było pozbyć. - Lecz gdybym usłyszał powód, który jest najbardziej prawdopodobny, o którym powiedziałem przed chwilą, czy dałbym radę się zatrzymać..? Testowanie własnych wędzideł jest... niebezpieczne. - Hao wiedział, że wbrew pozorom wcale nie ma anielskiej cierpliwości. Że ściągane przez samego siebie lejce i wędzidło mogło wytrzymać do pewnego stopnia. Nie chciał znać nawet tych limitów. Nie chciał się też przekonywać do czego jest zdolny, gdzie by tym samym dotarł. A przecież się domyślał. Często na misjach popuszczał tylko trochę uprząż... i kiedy pojawiał się luz, to ciało jakby samo na wszystko reagowało. Wtedy myśli się zupełnie wyłączały. A kiedy się budziły pozostało tylko zaakceptować dramat i nie próbować mu się przyglądać. -
- Hahaha, nie przejmuj się, to całkiem zabawna wizja. Obrazek rodem z książki dla dzieci. Może taki zamówię i będę nim straszły Ikigaia, jeśli znowu będzie się o coś burmuszył. - KAPTUREK! O rany. Przecież ten pies by wyglądał... Yugen nie tylko nie był zadowolony, ale naprawdę rozśmieszony tą wizją. Jedynym, który by się tu nie śmiał, byłby Ikigai, ale na szczęście ten był pochłonięty aktualnie trwającym nalotem na jego pysk.
- Ziemia jest zimna i mokra. Podczas deszczy mogłoby nas nawet zalać, gdyby budować pod nią. Choć... to bardzo ciekawa wizja. Ucieczka pod ziemię przed tymi wiatrami, by chronić siebie. Swój dobytek. - Nie był specjalistą od budowy. Nie znał się na architekturze. Ale akurat ludziom potrafiło nawet piwnice zalewać, kiedy porządnie padało. Co dopiero więc mówić o domie? Może jednak lepsze zalanie od tego, żeby wiatr wszystko ci porwał? Jak dotąd wszyscy się, jakkolwiek tragicznie by to nie brzmiało, przyzwyczaili. Tak jak mieszkańcy pustyni nauczyli się żyć tam. Kopać głęboko w ziemi, żeby zyskać dostęp do wody, albo budować systemy prowadzące od rzek, które by ją doprowadzały. Nie ma życia tam, gdzie wody nie było. Na pustyni ona jak najbardziej była - tylko o wiele trudniej dostępna. A tam, gdzie płynęły rzeki czy wypływały oazy - kwitła aż miło.
Uchiha. Te ziemie nie znały większych mącicieli od nich. A spór Kaguya i Sabaku był tak samo legendarny jak spór na linii Uchiha i Senju. No, może trochę mniej. Jednak spór tych drugich trwał od setek lat. Tych pierwszych zaś był całkiem świeży. I przez to też o wiele bardziej "na topie". Robił większe wrażenie na ludziach, bo było o nim głośno. W cholerę głośno. Ponadto nałożył się na to cały szwadron tragedii. Ich walka o miasto, podbicie, odbicie, utracenie. Potem wojna - i demon. To było jedne z najbardziej krwawych wydarzeń historii. Coś, o czym nie da się zapomnieć. Ale żeby mówić, że pustynia przerosła Uchiha? Nieee. Nie da się przerosnąć Uchiha, bo mają na swoich plecach setki powtarzających się krwawych historii. Raz za razem, raz za razem... Człowieka brał dziw, że w ogóle ten klan jeszcze istniał. Że nadal miał tylu członków. Że nadal oni wszyscy tak bardzo drżeli w potrzebie... czego właściwie? Wykazania się? Jou, lider Sabaku, przynajmniej po tym wszystkim potrafił pokazać klasę. Umacniać, co stworzył, nie roztrwaniać to na prawo i lewo w imieniu... własnych emocji. Ale akurat to jedno można było przyznać - Pustynia doczekała się najlepszego w historii świata lidera, jaki istniał. Sabaku Jou. Człowiek genialny - doskonały dowódca, wojownik, polityk. Geniusz. Tak i Sabaku trwało w rozkwicie dzięki najlepszemu wojownikowi, który się w Sabaku narodził - Asahi Ichirou. Wszystkie gwiazdy na niebie i ziemi złożyły się tak, by Pustynia w końcu lśniła. Przyćmiła nawet, przynajmniej zdaniem Hao, Cesarstwo, które powstało daleko na wschodzie. Zresztą - Cesarz opuścił własne Cesarstwo, dając przykład tego, jak... przykry był obraz tego zjednoczenia. Dla ludzi takich jak Yugen nie liczył się powód, dla którego pewnego dnia Natsume zniknął. Liczył się fakt. Impakt polityczny. To, jak wraz z jedną akcją wszyscy przestali patrzeć na Cesarstwo, jak zniknęło ono z pola widzenia. Gdyby tak spojrzeć na ten proces to był wręcz szokujący, ale jednocześnie fascynujący. Każdy się bał Cesarstwa, każdy o nim mówił. Ale Unia przyćmiła wszystko. Nie oznaczało to, że z Cesarstwem nikt się nie liczył. Cisza często zwiastowała burze. Hao często spoglądał na mapę Yusetsu i jego sąsiadów. Spoglądał na Unię i Cesarstwo. I zastanawiał się ile trzeba czekać, żeby znów pojawił się ktoś żarłoczny, kto zapragnie wojen. Nie potrzebowaliśmy do tego Antykreatora. On tylko wszystko przyśpieszał. Wbijał szpilki tam, gdzie naprawdę zaboli. A na myśl o tym, co działo się w Kami no Hikage... oh, nie. Lepiej w ogóle nie wróżyć źle.
- Dobrze słyszeć, że teraz jest spokojnie. I że największym problemem byli nieumyślni ninja, którzy nawet nie potrafili dobrze zrobić swojej roboty. - Tak nawiązując do tamtej historii z Kaguya, bo... naprawdę go to dziwiło. Jakim... dzbanem trzeba być. Co trzeba mieć w głowie. Może nie chodziło o prawdziwą szkodę, może chodziło o przekaz. Jesteśmy, możemy i może być gorzej? Nie ważne, na ile czasu, ważne, że chociaż na trochę się dokuczyło, coś zablokowało, coś zepsuło. Logika, ba, cała psychika niektórych ludzi była zdumiewająca.
- Na ile planujesz zostać? Jest coś, co chciałabyś zobaczyć w Yusetsu? Nie jestem najgorszym przewodnikiem po tych terenach.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
Awatar użytkownika
Airan
Posty: 328
Rejestracja: 31 maja 2021, o 23:10
Wiek postaci: 25
Ranga: Akoraito / Rekrut
Krótki wygląd: Dość wysoka, opalona, kruczoczarne włosy do pasa, fiołkowe oczy.
Multikonta: Yukirin

Re: Dom Yugena

Post autor: Airan »

Może i tak właśnie było, ale jako, że Airan niezbyt wiele zapuszczała się poza granice Unii, to i nie miała pojęcia jak się mówi. Dla niej wydawało się oczywiste, że pewnie gadają tak samo jak i mówi się na terenach Samotnych Wydm – że się myliła… Może będzie miała okazję się kiedyś o tym przekonać, zaś teraz żyła w błędzie. Ale też dlatego przyszło jej do głowy, że może Yugen co innego wie na temat Unii, niż jej się wydaje, że może wiedzieć, stąd jej wcześniejsze pytanie z serii: ile wiesz. Temat był jednak realny, natomiast o plotkach i stereotypach międzyregionalnych zwyczajnie nawet nie zaczęli rozmawiać. Nie miało to zresztą większego znaczenia niż walor edukacyjny, bo plotki i wizje tego, co mówią o ludziach z Yusetsu też nie miałyby dla niej większego znaczenia w kontekście Hao, bo on był jaki był i zupełnie jej w tym swoim byciu nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. O ludziach z Wietrznych Równin mówiło się w końcu, że są kapryśni, że nigdy nie wiadomo co tak naprawdę zrobią i że będą ci mydlić oczy formułkami grzecznościowymi, kłaniając się nieszczerze w pas. To nie był zbyt dobry obraz – ale Hao… Nie był taki. A przynajmniej nie w stosunku do niej. Zresztą jak tak na niego patrzyła to jakoś nie potrafiła sobie tego wszystkiego względem niego wyobrazić.
- Trzeba więc nie mieć wyobraźni, by eksperymentując wyrzucać śmieci do rzeki i nie wpaść na to, że wodę się zatruje. Jeśli więc to nie jest premedytacja, to przynajmniej czysta głupota… Dobrze, że to się już skończyło – zmroziło ją trochę na myśl o tym, jak wiele istot było poszkodowanych ze względu na tego… eksperymentatora. Jak wiele zwierząt cierpiało. Jak wielu ludzi… Airan pewnie nie byłaby tak łagodna jak Hao. - Te szybko podjęte, istotne oczywiście, a nie jakieś małoważne głupoty, kiedy się ma mało czasu, często wynikają z potrzeby serca. Bo nie zastanawia się, nie rozkłada na czynniki pierwsze, czy może tak, a może siak. Są więc po prostu szczere – wszystko miało swoje dobre i złe strony. Te pośpieszne decyzje mogły przynieść wiele złego, bo – właśnie – dyktowało je serce, nie zaś rozum. Za to te długo rozpatrywane, choć mogły się wydawać dobre, mogły się też okazać takimi, które ostatecznie danej jednostce przynosiły tylko smutek. Bo nie zgrywały się z sercem. Emocje przeszkadzały, ale też wszystko napędzały. Ktoś, kto nie czuł nic, nie był w niczym lepszy od kogoś, kto czuł zbyt wiele. - To też dobrze – że decyzja, jaką podjął, była przemyślana i przynosiła mu zadowolenie. Pasowało do niego to co powiedział, że nie jest spontaniczny. Airan… wbrew pozorom też nie była jakoś bardzo. Miała swoje momenty, takie, w których działała szybko i pod wpływem chwili, ale zdecydowanie częściej jej decyzje wynikały z przemyślanego planu, nie zaś nagłego impulsu. - Pytanie nie powinno brzmieć, czy dałbyś radę się zatrzymać, a czy chciałbyś się zatrzymać. Albo czy warto się było zatrzymać. Nie każdy zasługuje na odkupienie. Nie wiem jak u was, ale w Unii, gdy złapie się drobnego przestępcę, to publicznie sprzedaje się mu baty, by blizny mówiły o tym, jakim jest człowiekiem. Nieuczciwym. A później musi się zrehabilitować pracami społecznymi. Gdy przyłapie się złodzieja na gorącym uczynku, to nawet bywa, że ucina mu się palec, albo nawet rękę, więcej już nie ukradnie. Gdy złapie się mordercę, może i można zapytać dlaczego to robił, ale powód nie jest tak istotny. Ważne jest to, że przez niego nie żyją ludzie. Wtedy płaci swoim życiem. W naszych więzieniach nie ma wielu więźniów. Po prostu się ich tam długo nie trzyma – czasami chciało się odsunąć od siebie rolę bycia sędzią lub katem, oczywiście. Ninja mógł takiego przestępcę przyprowadzić do władz, niech już oni martwią się tym jak go osądzić. Airan czasami tak robiła. Czasami sama wymierzała karę, jeśli przeciwnik ją do tego zmusił. Rzadko kiedy pierwsza atakowała – zwykle pierwsi robili to oni.
- Ale dlaczego moja głowa mi to robi! – to był prawdziwy dramat i oburzenie: dlaczego jej mózg w ogóle wymyślał te wszystkie wizje? Oo, była pewna, ze stateczny pan Ikigai nie byłby zadowolony z kubraczka, że obruszałby się bardzo i gdyby się dowiedział, że to Airan podsunęła jego panu ten wspaniały pomysł, i że pewnie wyzłośliwiałby się na nią jeszcze bardziej niż do tej pory. - Myślałam raczej o kubraczku dla Karoshiego, ale skoro w twojej wizji to Ikigai powinien taki mieć… - chciała dobrze! Naprawdę! Dobrze, że Ikigai zajęty był niańczeniem malucha, bo pewnie zaraz by Airan stąd przegonił.
- U nas na pustyni wiele starych świątyń ma też kompleks podziemny, więc jest to jak najbardziej możliwe… Ale no nie wiem. Pewnie coś trzeba wybrać. Albo zdmuchnięcia wiatrem, albo podtopienia – to była tylko jakaś tam taka wizja, pomysł pierwszy lepszy, jaki przyszedł jej do głowy. Tak jak Hao mówił - ludzie się przystosowali i nauczyli z tym wszystkim żyć, wiedzieli też pewnie jak sobie radzić z tymi całymi huraganami.
Nie wiedziała o co chodzi z tymi całymi Uchiha, ale nawet ona czuła z tego powodu niepokój. Yusetsu było bezpośrednim sąsiadem Atsui, choć nie mieli bezpośredniego szlaku handlowego i podróżować musieli albo przez Shigashi no Kibu albo przez Sakai. Sogen nie było też bezpośrednim sąsiadem ani Yusetsu ani Atsui, ale jednak wiedząc jaki4e tam się działy przewroty, i jak wyglądała historia… Airan prawdę mówiąc cały czas się zastanawiała… Skoro wyruszyła do Yusetsu, czy później nie odwiedzić Sogen i na własne oczy przekonać się co tam się dzieje, bo informacje z pierwszej ręki na pewno mogłyby się przydać Unii. Przed tymi cholernymi Uchiha trzeba się było mieć na baczności, przecież podczas Pustynnego Pogromu przyszli spóźnieni i weszli jak do siebie. Jedyne co grało na korzyść Atsui to to, że terytorialnie było rozłączne od Wietrznych Równin. Ale cóż… Odległość ta sama co i do Yusetsu.
- Spokojnie jak spokojnie. Kaguya raczej nie chcą ryzykować kolejną wojną, bo teraz byliby oni jedni kontra cała reszta. Ale mnóstwo bandytów kryje się poza Kinkotsu, w mniejszych oazach, albo starych ruinach. Ciągle jest co robić – i pewnie będzie, bo pustynia była rozległa, niedostępna i idealna by się na niej skrywać przed prawem. A to było bezlitosne – czy można się było dziwić, skoro ludzie, którzy go nie przestrzegali byli twardym ludem pustyni?
- Hmm… Myślałam o kilku dniach, skoro już się tutaj pofatygowałam. Nie chciałabym ci siedzieć na głowie i drażnić twoich towarzyszy – Ikigai może i mógł ją tolerować, ale nadal nie było wiadomo co z Karoshim i czy jej obecność nie będzie go aż zbyt mocno drażnić. - Nie wiem, nigdy tutaj nie byłam. Jeśli się oferujesz i masz czas i chęci, to chętnie zdam się na ciebie – przede wszystkim nie chciała być nachalna. I chyba sama musiała sobie poukładać w głowie, że człowiek, który przed nią siedzi jest jednocześnie starym znajomym, który wie o niej więcej niż większość ludzi, i jednocześnie obcym, którego tak naprawdę właśnie poznawała. I pewnie działało to również w drugą stronę.
0 x
Obrazek
·
nie przetnie białej ciszy pod chmurą ołowianą
lotu swego nie zniży nad łąki złotą plamą
przeraża mnie ta chwila, która jej wolność skradła
jaskółka czarny brylant wrzucony tu przez diabła
Awatar użytkownika
Yugen
Postać porzucona
Posty: 299
Rejestracja: 31 maja 2021, o 14:28
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yue, Koala

Re: Dom Yugena

Post autor: Yugen »

Jak cię widzą, tak cię piszą - już o tym myśleliśmy, prawda? Jak wspólnota - jednomyślni. Dbający o wygląd, chociaż czy był on dla nas najcenniejszy? Nie. Cenne za to było w jaki sposób zapamięta nas historia. Jesteśmy uzależnieni od tych plotek. Od tego, co o nas powiedzą i co o nas napiszą. Pustynia tonęła w kolorach, smakach, aromatach. Była wypełniona doznaniami, ale ludzie wcale nie byli otwarci, na ich ustach nie błąkały się same uśmiechy. Potrzebują czasu - zupełnie jak my. Muszą zmyć wspomnienia, muszą zapomnieć o tym, jak złoty piasek nasiąkał krwią. Wiem, to niezdrowe. Te wspomnienia, które trapiły twoją głowę i wszystkich chodzących po zapomnieniu piasków Samotnych Wydm. Tam przecież sama Amaterasu decydowała o istnieniu i nieistnieniu. Dobrze, że kiedy umykasz jej spojrzeniu i chowasz się w ramionach Susasnoo, możesz wreszcie poczuć się tak, jakby ktoś mógł cię wysłuchać. Wreszcie tu. Właśnie tu. Nie martw się. Ja się nie martwię. Oceny zostawmy dla innych, siebie już poznaliśmy. Teraz - poznajmy się na nowo. Zdradzę ci słowa, które zapewne odczytałaś już nie raz, ale stanowiły oszałamiającą prawdę, która otwierała szeroko oczy. Najbardziej samotnym jesteś w tłumie. Kiedy widzisz tych, którzy sami mają złe wspomnienia, ale się uśmiechają. Kiedy wiesz, że jesteś tylko jedną z wielu. Kiedy zaczynasz się już gubić, czy egzystencja ma w ogóle jakikolwiek sens. Myślałaś o tym? To jest w końcu tonięcie. Gdy już nic nie ma wielkiego znaczenia - bezwolnie opadasz w dół, zatapiasz się w mroku, a kiedy twoje plecy dotkną w końcu miękkiego piasku wiesz, że możesz zrobić ostatni krok. Nie będzie bolało, a jeśli zaboli - to tylko przez chwilę. Nikt nie będzie tęsknił. Nikt nie zapłacze. Może przez moment..? Bez ciebie życie będzie biegło dalej. Skacz. Stań na wysokiej wierzy i po prostu zakończ jeden z wielu epizodów. Tak można uciec przed wszystkim. Tak kończyli ci najsłabsi. Lecz - słabość - czym ona była? Miękkim umysłem? Zbyt otwartym sercem? Empatią, która przepływała przez ciało i łączyła wszystkich wokół właśnie w tobie. Przed tym trzeba się było chronić. Masz ją? Ściskasz w palcach? Potrafisz poczuć, co czują inni? To nie błogosławieństwo - to klątwa. Klątwa, która powoli cię niszczy i doprowadza do szaleństwa. Bogowie musieli zakpić z ludzi, których uczynili tak wrażliwymi. Gdzieś w niebezpieczne kąty zaczęła zmierzać ta rozmowa. Gdzieś odnajdywała swoje ponure dno, które sprawiało, że woda unosiła plecy. Dryfujesz. Bezwolnie poddając się prądom morskim. Ma taki słony smak. Tak piecze w oczy - a i tak nie możesz zamknąć powiek. Skoro nie zatrzymał się świt, to chociaż pooglądaj zmierzch w jego ostatnich promieniach odbijających się od tafli.
- Uważasz, że ninja stać na potrzeby serca? - Oparł twarz na dłoni, proste kosmyki przelały się przez jego ramię, przesunęły po jego twarzy. Czarne oczy - utkwione tylko w niej. Łatwo było powiedzieć, o czym myśli? Jeśli oczy nie zdradzały, jeśli były oceanem, w którym można tonąć, czy można było się doszukać więcej sensu? Przecież pisali ze sobą. Umysły artystów chodziły dziwnymi ścieżkami. Potrafili dostrzec piękno w małym ziarnku kawy. Widzieli brzydotę w czystej kartce papieru. To nie było podważenie, które zostało wypowiedziane. To było pytanie, które zaspokajało ciekawość. Powiedz mi. Chcę wiedzieć, bo sam już nie jestem pewien. Ludzie wokół zdawali się żyć według swych serc i jednocześnie umysłów, ale czy na pewno wszędzie dało się to pogodzić? Zabijanie serca, raz po raz, tylko po to, by spełnić żądania umysłu, walka z umysłem, by pozwolić sercu odpocząć. To wyczerpujące. Czy serce aby na pewno jest szczere? Przecież jego stukot nas zdradza raz po raz. A teraz - prawie jakby nie biło wcale. Jak w tamtym ciele, któremu chciał wyrwać serce. Hao skierował oczy na swoją dłoń, unosząc ją lekko. Patrząc na nią tak, jakby oceniał jej wartość. Z lekkim uśmiechem kącikiem ust. Więc morderców się batoży, a złodziejom ucina dłoń, co? Zamknął palce dłoni. Tylko kim był ninja jak nie zwykłym mordercą? To bardzo dziwne, a może nie dziwne, ale cieszył się, że tamto ciało było martwe. Plugawienie go nie było dobre, nie... ale zawsze lepiej, gdy było to ciało, którego duch został już odprowadzony na drugą stronę. Sumienie jakieś takie czystsze. - Aaa... tylko czemu zabójstwo po stronie ninja, gdy zabija w walce, ma być lepsze od tego, które dokonuje egzekutor. - Spoglądał na swoją pięść, która nie była nawet zaciśnięta. Jedynie palce były złożone. Nie powinien zapewne tego mówić. Nie powinien wchodzić w tę rozmowę w taki sposób. To zbyt ponure. Zgadza się, ponure. I niesprawiedliwe. Świat był po prostu cholernie niesprawiedliwy, a Hao zaczynało drapać to bolesne przeświadczenie, że nie ważne, ile się starasz - on się po prostu nie zmieni. Wszystko się tak plątało...
Wizja Ikigaia w kaftaniku - tak, wspaniała. Teraz jakby się oddaliła. Nakryła, zaszyła. Ale przynajmniej uśmiech Airan sprawił, że Hao uniósł na nią wzrok, a potem znów na swoje ninkeny. Podobno emocje można wyczuć w zapachu. Strach na pewno. Miał tak specyficzny zapach... Tak jak i łzy. Ale zapach Airan wcale się nie zmieniał. Był trochę zbyt intensywny, ale nie byłby dla zwykłego nosa. I nie był też do tego stopnia, w którym zupełnie dominowałby to pomieszczenie. Niektórzy potrafili sobie dogodzić z perfumami - wylewali ich tyle, że Hao nie potrafił się nawet do nich zbliżyć, nie mówiąc o tym, żeby z nimi rozmawiać.
- Podziemne miasto Ookami-den... - Powtórzył cicho, w zamyśleniu, patrząc, jak Ikigai właśni przygwoździł małego do ziemi i patrzył na niego z góry. Wyglądał niby tak groźnie, ale ogon go zdradzał - machał nim na boki, wyraźnie szczęśliwy. A mała kulka, oh, jaka groźna! WOWOWOWOWOWOWOWRRRrrrrrr...! Pseudo-szczeki podobne do niczego. A potem ten warkot. Już tego nawet nie widział. Widział podziemne miasto - doskonale uporządkowane, ze społeczeństwem, w którym nie istniały kasty, nie było lepszych czy gorszych. Wszyscy byli równi. Każdy mógł zostać shinobi. Każdy był bezpieczny. Brak zatopień, brak huraganów. Czy to by działało? Czy to jest wykonalne? Świat idealny na pewno nie - utopie były dla marzycieli jedynie rozmytym snem, nie ważne, jak uważnie je widzieli. Ale czy możliwe było budowanie pod ziemią..?
- Zabiorę cię w kilka miejsc. Mam nadzieję, że uznasz je za równie pięknie, za jakie ja je uznaję. - Oderwał się od swoich myśli, do których doszło parę procent z wojnami i bandytami. Czy w takim podziemnym mieście byłoby od nich bezpieczniej..? Głowa Hao bardzo niebezpiecznie zarażała się ideami. Dlatego uważał. Dlatego starał się cedzić to, co odbierał od świata zewnętrznego. Dlatego potrzebował Ikigaia, który był jego fundamentem i sitem. Na szczęście nie był na tyle niebezpieczną osobą, by wszystko od razu przyjmować i brać za swoje, nie-nie. Uważał na to, co robi jego mózg, znając jego słabości i podatne grunty. Oddzielaj ziarno od plewa. Dostajesz ziarno, ale chwasty rosną same. Wyrwij. Ogród musi być od nich wolny. Musi być czysty. - Byłaś kiedyś na wyścigach konnych? Widziałaś rasowe konie? Piękne zwierzęta. Mogę ci również pokazać nasze święte wilki i wspaniałą świątynię Susanoo. Jeśli lubisz sztukę, znam jednego mecenasa, który ma pokaźną kolekcję. Ikigai ją uwielbia. Hm... mogę ci też pokazać moje ulubione miejsce w okolicy, chociaż nie ma w nim niczego specjalnego. - Uśmiechnął się, znów przymykając oczy.
0 x
Obrazek

N ormality is a paved road:
It's comfortable to walk, but no flowers grow.
- Vincent van Gogh


Bokka - Town of Strangers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Domy mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości