– Tam skąd jestem? – Zastanowiłem się przez chwilę słysząc pytanie Kutaro. Właściwie to nie wiem, jak tam jest. W sumie nigdy się tym specjalnie nie interesowałem, a może powinienem? – W porządku jest. Myślę, że nie powinniśmy skupiać się na głównych bogach, bo to te mniejsze, ukryte pośród konarów drzew, wychodzące zza zarośli czy pływające w stawach wraz z rybami. To one się nami zajmują! Z pewnością w swoim domu wiele z nich masz, może niewidocznych, ale da się wyczuć tę energię. Przepełnia twoje ciało, pozwa- – Już zapragnąłem kontynuować moją pieśń o sile, jaką wypełniona jest natura, lecz przez nagły zryw mojego nowego dowódcy, usta aż same mi się zamknęły, a rozkojarzone oczy spojrzały to na Tsukiego, to na resztę eskapady, ale ta nie wydawała się być szczególnie poruszona dość ostrymi słowami Sokoła czy tam innego ptaka, ja nie wiem co oni mają z tymi zwierzętami. Klaunów? Ciekawe czy chodzi mu o tych ludzi, co jak pracowałem w cyrku rozśmieszali wszystkich dookoła. Hej! Ja takim byłem. No, nie do końca, tak trochę pośrednio, ale nawet udawało mi się sprawić niemały uśmiech na buziach słuchaczy.
Miałem dumnie oznajmić swoje doświadczenie na tym polu, gdy wypowiadane ostro słowa przerwał głuchy trzask dobiegający zza moich pleców. Pewnie pomyślałbym, że to tylko wiatr, który przypadkiem nadłamał znajdujące się gałązki, lecz po odwróceniu i ujrzeniu Reia klęczącego w śniegu, aż sam nie wiedziałem, co powiedzieć. Wyciągnąłem niezgrabnie do przodu swą prawą dłoń, próbując pomóc mojemu pustynnemu koledze, lecz czy to ze strachu, czy może raczej z bezsilności, ręka samoistnie zatrzymała się w połowie drogi. Nie byłem gotowy na to, że już teraz postanowią walczyć i eliminować siebie nawzajem. Przecież to nie ma najmniejszego sensu! Pokaz bestialskiej siły, która niczego nie rozwiązuje, a jedynie tworzy więcej problemów. I po co to? Dla własnego widzimisię, bo można się nad słabszym poznęcać? Czy w historiach o pięknych wojownikach, walczących o swój honor i o życie swoich bliskich, też były takie postacie jak ten Tsuki? Sam już nie do końca wiem co mam o tym wszystkim myśleć, a pytania dokładały mi się w mojej głowie z każdą sekundą. Najchętniej porzuciłbym to i wrócił do mojej osady, pozbywając się tego emocjonalnego balastu, jaki chcą mi tutaj darować. To nie jest to, czego szukam. To jest niestety rzeczywistość, a nie pieśni czy baje.
– Nic ci nie jest? – Wydobyłem ze swoich ust, podchodząc wreszcie do Reia, zarzucając wcześniej lutnię na plecy. Choć dłonie mi się trzęsły, to czułem, że nie mogę teraz pozwolić sobie na zamarznięcie niczym sopel lodu. Skoro oni chcą kreować bestialski świat, ja muszę go leczyć z tej okropnej energii. Słowem, melodią i najwyraźniej czynem. Nawet już nie słuchałem, co tam Tsuki wygaduje, ale skoro kazał komuś zaprowadzić go do iryonina, to przecież nic złego nie robię, co nie? Złapałem go nieco mocniej za barki, wkładając przedramiona pod pachy, lecz na całe szczęście ktokolwiek raczył do nas w końcu przybyć. – Dziękuję – Wyszeptałem w kierunku Saburo, podnosząc się wreszcie, nie chcąc przeszkadzać w procesie leczenia.
Powróciłem do reszty grupy, raz po raz spoglądając na Reia, czy wszystko z nim w porządku. Wydawał się być jedyną normalną tutaj osobą, a przynajmniej o wiele bardziej zwyczajną niż Kagu... och, przepraszam, pan Kapitan. Dostał pewnie awans wczorajszego dnia i teraz myśli, że każdy będzie mu ulegał. Niczym portowe osiłki, mówiące, że ich praca jest czymś więcej, niż na to wygląda, a potem zapijają się, bredzą głupoty i pomiatają innymi. Ile w tej chęci oddania życia za Mur jest twoich własnych uczuć, a ile wypranego mózgu przez wyższych rangą? Czy te ideały Shinsengumi, na które poświęciłeś kilka lat, cokolwiek dla ciebie znaczą, a może sa wyłącznie wyrytymi w głowie frazesami, po których nie pozostaje nic innego, jak ślepe powtarzanie? Smutno się patrzyło na tych, niebędących w stanie poczuć świata własną duszą. Może wtedy zrozumieliby jak dużo znaczyć może drugi człowiek, któremu nie należy łamać nóg po pierwszym przywitaniu, a już tym bardziej jak prostackie jest zabijanie siebie nawzajem. A jednak to właśnie to mnie tutaj przyciągnęło. Może i na moje oczy ktoś założył zasłonę ciemności, przez co nie jestem w stanie normalnie, jak człowiek, widzieć? – Tak jest panie Kapitanie. – Wypowiedziałem głośno i wyraźnie z delikatną pogardą w głosie, a może nawet nie była wcale tak delikatna. Z każdą sekundą czułem obrzydzenie w stosunku do tych ludzi, jednak licząc gdzieś w środku, że to tylko pierwsze, niezrozumiałe przeze mnie wrażenie.