Rezydencje
-
- Martwa postać
- Posty: 597
- Rejestracja: 10 lis 2020, o 00:32
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=157118#p157118
- GG/Discord: Harry #6706
- Multikonta: Harikido
-
- Martwa postać
- Posty: 597
- Rejestracja: 10 lis 2020, o 00:32
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=157118#p157118
- GG/Discord: Harry #6706
- Multikonta: Harikido
- Akihiko Maji
- Postać porzucona
- Posty: 315
- Rejestracja: 8 lut 2021, o 19:07
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: -blond włosy
-ciemnoszare oczy
-biała koszulka z krótkimi rękawami i spodnie w tym samym kolorze - Widoczny ekwipunek: -gurda na plecach
-kamizelka shinobi
-fuma shuriken - Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=9318&p=165309#p165309
- GG/Discord: Destro#0111
- Multikonta: Jūgo Misaki
Re: Rezydencje
No cóż, nie obyło się bez ochrzanu ze strony staruszki, ale koniec końców miał to po co tutaj przyszedł, zarobek. Co prawda niewielki, bo czegóż można było się spodziewać po zrobieniu zakupów ale zawsze coś. Trochę poodkłada i będzie go stać na jakieś porządniejsze wyposażenia. No ale do tego dnia musiało upłynąć jeszcze trochę czasu. Narazie, pożegnał swoją zleceniodawczynię po czym udał się w drogę powrotną do domu. PO tym wszystim chciał jednak zaszyć się chociaż na godzinę w kącie, z jakąś dobrą książką i poświęcić się lekturze. Mimo wszystko, dzisiejsza misja troszeczkę go wyprowadziła z równowagi i wolał sobie odsapnąć przed następnym takim zleceniem
//zt
//zt
0 x
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Rezydencje
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
-
- Postać porzucona
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 gru 2020, o 22:18
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9255
- Multikonta: Akiba
Re: Rezydencje
Niektórzy rodzice potrafili krzywdzić swoje dzieci nawet o tym nie widząc. Nie trzeba było lać dzieciaka bokenem, wystarczyło dać mu na imię ChouChou. Biedny chłopak - zapewne śmiały się z niego wszystkie inne dzieci z okolicy. Nie dość, że matka nazwała go jak psa, to jeszcze z tego wynikało z opowieści karczmarza, rozpasła go tak samo jak siebie. Cóż. Maji miał nadzieję, że chociaż charakteru nie odziedziczy po swojej matce. Zapewne próżne jego marzenia. I mimo że to dosyć pesymistyczne podejście do tematu, to zawsze lepiej miło się zaskoczyć, niż niemiło rozczarować. Nie odpowiedział na komentarz karczmarza o pieniądzach - jak najbardziej miał on rację, jednak Akio miał ochotę powiedzieć, że jak tak często jej synek ucieka, to może niech zrobi pożytek ze swojej majątku i ufunduje Kinkotsu jakieś przedszkole, czy coś w ten deseń.
- Tak. Myślę, że tak będzie szybciej. - spojrzał na swoją siostrę, potwierdzając plan. Podobno rozdzielanie się jest świetnym pomysłem, w szczególności jeżeli chcesz umrzeć. Ale to się chyba toczyło troszkę poważniejszych misji, niżeli szukanie smarkacza, któremu zachciało się uciekać z domu. Swoją drogą kto to widział, żeby takie bachory pozostawiać bez opieki? Ale no. Pecunia non olet - jak to mówią. W sumie nikt tak nie mówił, tak samo jak nikt nie mówił novus ordo, mimo, że w tekstach historycznych takie określenie się pojawiło.
W końcu jednak wyszli z karczmy i dość szybkim krokiem skierowali się w kierunku dzielnicy dla bogatych. Faktycznie - wszystko co tutaj było ociekało luksusem. Od pięknych zdobionych ścian domów, przez brukowaną kostkę chodnikową, aż po naturę. Wszak nawet drzewa wydawały się tutaj jakby zieleńsze. Mimo, że w większości były to palmy. Dom w tej dzielnicy z pewnością kosztowały tyle, że nawet z pensji przeciętnego Shinobi trudno byłoby to utrzymać. Zresztą - kto pełniący żywot ninja miałby czas o to wszystko dbać? Te wille, ogrody, ten przepych. To wszystko wymagało opieki. I ogromnej, ogromnej sakiewki.
- Ciekawe na czym dorobiła się takiego bogactwa. - skomentował zielonooki, gdy przechodzili obok domu swojej zleceniodawczyni. Zastanawiało go, jak ktoś z takim charakterem może zarabiać takie pieniądze. Chyba, że po prostu odziedziczyła po kimś taki majątek.
- Dobra, ja popytam sąsiadów, a ty spróbuj poszukać go w stajni. Może próbował dostać się do wielblądów - oh, biedne stworzenia i ich jeszcze biedniejsze kręgosłupy... czy cokolwiek tam miały te wierzchowce. Akio raczej nie był zbyt dobry z biologii. Poczekał, aż jego siostra potwierdzi plan, a następnie udał się do najbliższych drzwi. Jeżeli to była ogrodzona posesja, to najpierw poczekał przed nią, aż ktoś wyjdzie. Jeżeli posesja nie była ogrodzona, albo nikt nie odpowiadał, to wszedł na nią i skierował się do drzwi, by do nich zapukać. Spokojnie i powoli, nie dobijał się. W dużym skrócie - był po prostu miły, uprzejmy, i profesjonalny.
- Dzień dobry. Nazywam się Maji Akio. Poszukujemy ChouChou, syna Pani Mei. Oddalił się gdzieś i matka go szuka. Nie widzieli go Państwo w ciągu ostatnich kilku godzin? Nie słyszeli? - pytał każdego, kogo zastał w domu.
- Tak. Myślę, że tak będzie szybciej. - spojrzał na swoją siostrę, potwierdzając plan. Podobno rozdzielanie się jest świetnym pomysłem, w szczególności jeżeli chcesz umrzeć. Ale to się chyba toczyło troszkę poważniejszych misji, niżeli szukanie smarkacza, któremu zachciało się uciekać z domu. Swoją drogą kto to widział, żeby takie bachory pozostawiać bez opieki? Ale no. Pecunia non olet - jak to mówią. W sumie nikt tak nie mówił, tak samo jak nikt nie mówił novus ordo, mimo, że w tekstach historycznych takie określenie się pojawiło.
W końcu jednak wyszli z karczmy i dość szybkim krokiem skierowali się w kierunku dzielnicy dla bogatych. Faktycznie - wszystko co tutaj było ociekało luksusem. Od pięknych zdobionych ścian domów, przez brukowaną kostkę chodnikową, aż po naturę. Wszak nawet drzewa wydawały się tutaj jakby zieleńsze. Mimo, że w większości były to palmy. Dom w tej dzielnicy z pewnością kosztowały tyle, że nawet z pensji przeciętnego Shinobi trudno byłoby to utrzymać. Zresztą - kto pełniący żywot ninja miałby czas o to wszystko dbać? Te wille, ogrody, ten przepych. To wszystko wymagało opieki. I ogromnej, ogromnej sakiewki.
- Ciekawe na czym dorobiła się takiego bogactwa. - skomentował zielonooki, gdy przechodzili obok domu swojej zleceniodawczyni. Zastanawiało go, jak ktoś z takim charakterem może zarabiać takie pieniądze. Chyba, że po prostu odziedziczyła po kimś taki majątek.
- Dobra, ja popytam sąsiadów, a ty spróbuj poszukać go w stajni. Może próbował dostać się do wielblądów - oh, biedne stworzenia i ich jeszcze biedniejsze kręgosłupy... czy cokolwiek tam miały te wierzchowce. Akio raczej nie był zbyt dobry z biologii. Poczekał, aż jego siostra potwierdzi plan, a następnie udał się do najbliższych drzwi. Jeżeli to była ogrodzona posesja, to najpierw poczekał przed nią, aż ktoś wyjdzie. Jeżeli posesja nie była ogrodzona, albo nikt nie odpowiadał, to wszedł na nią i skierował się do drzwi, by do nich zapukać. Spokojnie i powoli, nie dobijał się. W dużym skrócie - był po prostu miły, uprzejmy, i profesjonalny.
- Dzień dobry. Nazywam się Maji Akio. Poszukujemy ChouChou, syna Pani Mei. Oddalił się gdzieś i matka go szuka. Nie widzieli go Państwo w ciągu ostatnich kilku godzin? Nie słyszeli? - pytał każdego, kogo zastał w domu.
0 x
- Haruko
- Postać porzucona
- Posty: 66
- Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9451
- Aktualna postać: Airan
Re: Rezydencje
W nosie miała co tamta pozbawiona jakiegokolwiek wyczucia stylu i przyzwoitości kobieta robiła ze swoimi pieniędzmi. Normalnie miałaby też w nosie, co to babsko robi ze swoim życiem, tylko problem polegał na tym, że cierpiał na tym drugi człowiek – dziecko jeszcze tak naprawdę, które nie miało pewnie pojęcia o brutalności świata zewnętrznego, bo urodziło się w nowych, znacznie lepszych czasach, niż choćby Akio czy Haruko, którzy musieli swoje przeżyć. Niebieskooka wciąż miała w głowie obrazy z Turnieju Pięciu Filarów, a była wtedy przecież… mniej-więcej w wieku ChouChou (swoją drogą coś czuła, że jak chłopak wydorośleje, to będzie się inaczej przedstawiać). Drastyczne wydarzenia jednak znacznie mocniej zapisywały się w ludzkiej pamięci, nawet pomimo tego jak była ulotna. Dlatego sądziła, że młoda mała-kulka może nie mieć zupełnie świadomości o wszystkim co go otacza, a to też nie tak, że ośmioletnie dzieci były zupełnie niekumate. Jeśli miały dobrego przewodnika, to potrafiły bardzo dobrze oddzielać dobro od zła. Rozwagę od głupoty.
Czy aktywne i ciekawskie dziecko to taki dziwny obrazek? Chyba nie. Chyba tylko dla kogoś, kto sam zapomniał, jak to jest być dzieckiem. Mei chyba już zapomniała. A „często” w wykonaniu Haruko oznaczało „czy więcej niż te dwa razy”. To przecież oczywiste, prawda?
- Sąsiedzi i stajnia w takim razie… - powtórzyła za karczmarzem upewniając się w danych jakie otrzymali. To nie tyle zawężało krąg poszukiwań, co po prostu wypychało na pierwszy plan miejsca, które trzeba było sprawdzić w pierwszej kolejności. A nuż to tam się znowu skrył. To by bardzo ułatwiło robotę, ale pamiętając jakim sama była dzieckiem, to wszystko brała pod uwagę. Łącznie z tym, że dzieciak mógł się skryć nawet we własnym domu w takiej mało używanej, albo normalnie zamkniętej części, ale na przykład ktoś tym razem źle zatrzasnął drzwi i… dalej chyba nie trzeba było nic dodawać, bo myśli nasuwały się same. - Którzy sąsiedzi? – rzeczywiście się o to dopytała, tak samo jak o lokalizację tej stajni, żeby się nie musieli zastanawiać później.
A chwilę późnej wyszli i skierowali się tam, gdzie miała mieszkać pani Mei.
- Pewnie na eksporcie towarów od nas na resztę kontynentu – tak naprawdę to wcale nie myślała, że było to takie „pewne”. Tym bardziej, że sama miała kilka pomysłów na to, a najprawdopodobniejszy to było odziedziczenie fortuny po rodzicach. Albo poślubienie kogoś równie bogatego.
- Niech będzie – to nie tak, że była aspołeczna, czy że nie lubiła ludzi. Czasami nawet miała ochotę z kimś porozmawiać, tylko starała się ich traktować z dystansem, zwłaszcza tych, którzy nie mieli do niej szacunku. Do niej i jej czasu, bo bardzo go sobie ceniła. Tym bardziej, że było wiele rzeczy, które chciała zrobić, albo zobaczy w życiu.
Rozdzielili się więc. Akio poszedł poszukać po sąsiadach, co mu pewnie zajmie czas, a Haruko, zwiewna nimfa w równie zwiewnej sukni koloru lila, przepłynęła pomiędzy rezydencjami wybudowanymi wokół oazy, w kierunku stajni właśnie. Tam planowała znaleźć stajennego, albo innego pracownika stajni – kogoś kto opiekuje się wielbłądami i końmi, które były tam zapewne trzymane.
- Dzień dobry. Nie widział tu pan małego chłopca? Nazywa się ChouChou, pani Mei go szuka.
Czy aktywne i ciekawskie dziecko to taki dziwny obrazek? Chyba nie. Chyba tylko dla kogoś, kto sam zapomniał, jak to jest być dzieckiem. Mei chyba już zapomniała. A „często” w wykonaniu Haruko oznaczało „czy więcej niż te dwa razy”. To przecież oczywiste, prawda?
- Sąsiedzi i stajnia w takim razie… - powtórzyła za karczmarzem upewniając się w danych jakie otrzymali. To nie tyle zawężało krąg poszukiwań, co po prostu wypychało na pierwszy plan miejsca, które trzeba było sprawdzić w pierwszej kolejności. A nuż to tam się znowu skrył. To by bardzo ułatwiło robotę, ale pamiętając jakim sama była dzieckiem, to wszystko brała pod uwagę. Łącznie z tym, że dzieciak mógł się skryć nawet we własnym domu w takiej mało używanej, albo normalnie zamkniętej części, ale na przykład ktoś tym razem źle zatrzasnął drzwi i… dalej chyba nie trzeba było nic dodawać, bo myśli nasuwały się same. - Którzy sąsiedzi? – rzeczywiście się o to dopytała, tak samo jak o lokalizację tej stajni, żeby się nie musieli zastanawiać później.
A chwilę późnej wyszli i skierowali się tam, gdzie miała mieszkać pani Mei.
- Pewnie na eksporcie towarów od nas na resztę kontynentu – tak naprawdę to wcale nie myślała, że było to takie „pewne”. Tym bardziej, że sama miała kilka pomysłów na to, a najprawdopodobniejszy to było odziedziczenie fortuny po rodzicach. Albo poślubienie kogoś równie bogatego.
- Niech będzie – to nie tak, że była aspołeczna, czy że nie lubiła ludzi. Czasami nawet miała ochotę z kimś porozmawiać, tylko starała się ich traktować z dystansem, zwłaszcza tych, którzy nie mieli do niej szacunku. Do niej i jej czasu, bo bardzo go sobie ceniła. Tym bardziej, że było wiele rzeczy, które chciała zrobić, albo zobaczy w życiu.
Rozdzielili się więc. Akio poszedł poszukać po sąsiadach, co mu pewnie zajmie czas, a Haruko, zwiewna nimfa w równie zwiewnej sukni koloru lila, przepłynęła pomiędzy rezydencjami wybudowanymi wokół oazy, w kierunku stajni właśnie. Tam planowała znaleźć stajennego, albo innego pracownika stajni – kogoś kto opiekuje się wielbłądami i końmi, które były tam zapewne trzymane.
- Dzień dobry. Nie widział tu pan małego chłopca? Nazywa się ChouChou, pani Mei go szuka.
0 x
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Rezydencje
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
-
- Postać porzucona
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 gru 2020, o 22:18
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9255
- Multikonta: Akiba
Re: Rezydencje
Był też pewien malarz, akwarelista, którego nie przyjęli do szkoły artystycznej, więc postanowił wymordować całkiem sporą populację jakiejś mniejszości etnicznej w Atsui. "Mój chodnik", czy jakoś tak. Podobno historyczna... a może to była tylko bajka? Mniejsza. W każdym razie Akio też lubił czytać książki. Chociaż moment. Czytać to może niekoniecznie - ale oglądać obrazki w nich zawarte to jak najbardziej. Sam tekst był nudny, dużo literek, małe to, zlewa się wszystko i obogowienajświętsi jak go głowa wtedy zaczynała boleć. Zresztą podobno w książkach kłamią, na plakatach zresztą też. Jakieś świrusy z Kaguya chodzą i bazgrolą po nich, licząc, że coś tym wskórają. Chociaż patrząc na ostatnie kontrowersje z imieniem Han może i faktycznie presja miała sens. Albo raczej szantaż. Z drugiej strony co te brudasy z Kaguya znaczyły dla Unii? Zaprzestaliby produkcji kości do gry? Haha, kumacie? Kości. Ha. Ha. Dobre Akio, wspaniały żart, ja się uśmiałem. No dobra, uśmiechnąłem. Prawie tak jak z żartu o orkach.
Tym razem jednak Maji nie miał za bardzo czasu na rozwodzenie się nad sensem słów i ich pochodzeniem. Miał przecież misję do wypełnienia - śmiertelnie niebezpieczną, za którą będą go chwalić i nosić na rękach, a piękne panie i jeszcze piękniejsi panowie będą karmić go sogeńskimi winogronami, podczas gdy on będzie leżał na tapczanie i rozkoszował się błogim lenistwem. No i pewnie tak by było, gdyby nazywał się Ichirou Asahi i nie był totalnym bambikiem w tych sprawach. Swoją droga zastanowił się, czy przypadkiem gdzieś w okolicy nie mieszka ten legendarny Sabaku, może on mógłby pomóc?
W każdym razie dotarł w końcu do jakiegoś domu, czy raczej do progu jakiejś posesji. Za ogrodzeniem przewijały się służki, zajmując się swoimi sprawami, pracując, czy tam mając przerwę na zieloną herbatę. Nie wnikał. Tym co go interesowało, czy też raczej ktoś, kto go interesował, właśnie szedł w jego kierunku. Starszy, nieco podsiwiały Pan - widać po nim było, że burżuj. Akio w żadnym wypadku nie uważał bogatszych od siebie za gorszych. Jasne, gdy ktoś w tym wieku tak dobrze się trzymał, to w chłopaku odpalała się iskierka zazdrości, ale w gruncie rzeczy było to pozytywne uczucie - chciałby tak wyglądać w tym wieku. Widać po nim było, że niejeden bój stoczył. I to się szanowało. Do tej pory zresztą było widać, że para się jutsu. Śliczne, czarne symbole nie mówiły co prawda wiele Akio, którego zdolności Fuinjutsu ograniczały się do zapieczętowania kilku kunai, ale świadczyły, że ma do czynienia z Shinobi. Zapewne starszym rangą niż marny Doko.
Chłopak skinął głową, na znak szacunku, gdy mężczyzna się do niego odezwał. Stał wyprostowany, spoglądając swojemu rozmówcy prosto w jego ciemne oczy. W sumie tekst o pani Mei rozbawił go i gdyby nie wysoka ranga swojego rozmówcy, to pewnie zarzuciłby żartem, że zaginięcie młodego wieloryba na pustyni to rzadkość, ale ostatecznie ograniczył swoją reakcję do lekkiego, sarkastycznego uśmieszku.
- Pani Mei musi być bardzo znana w sąsiedztwie. - stwierdził Akio, spoglądając na mężczyznę i mając lekki zaciesz z jego reakcji. - Tak, tak. Taka osobowość nie jest... codziennością. - przytaknął mężczyźnie. - Ale co Pan ma na myśli, mówiąc "dziwne odgłosy"? Zaczął skrzeczeć? - oh tak, krzyk Mei można było porównać do skrzeku harpii. O ile Akio mógł wiedzieć, jak w ogóle ten krzyk brzmi. - Może chory jest. Otyłość potrafi zmieniać barwę głosu. - zastanowił się, bo jakby nie patrzeć, to było całkiem możliwe. Otyłość w tak młodym wieku była bardzo poważna i bardzo niebezpieczna. - W każdym razie bardzo dziękuję Panu za informację. Nie będę już dłużej zajmował czasu. Spokojnego dnia życzę. Do widzenia. - po odpowiedzi na swoje pytania młody Akio pożegnał się i faktycznie okrążył rezydencję, szukając źródła dziwnego głosu. Ewentualnie pytając przechodniów o jakieś dziwne akcje w ostatnich godzinach.
Tym razem jednak Maji nie miał za bardzo czasu na rozwodzenie się nad sensem słów i ich pochodzeniem. Miał przecież misję do wypełnienia - śmiertelnie niebezpieczną, za którą będą go chwalić i nosić na rękach, a piękne panie i jeszcze piękniejsi panowie będą karmić go sogeńskimi winogronami, podczas gdy on będzie leżał na tapczanie i rozkoszował się błogim lenistwem. No i pewnie tak by było, gdyby nazywał się Ichirou Asahi i nie był totalnym bambikiem w tych sprawach. Swoją droga zastanowił się, czy przypadkiem gdzieś w okolicy nie mieszka ten legendarny Sabaku, może on mógłby pomóc?
W każdym razie dotarł w końcu do jakiegoś domu, czy raczej do progu jakiejś posesji. Za ogrodzeniem przewijały się służki, zajmując się swoimi sprawami, pracując, czy tam mając przerwę na zieloną herbatę. Nie wnikał. Tym co go interesowało, czy też raczej ktoś, kto go interesował, właśnie szedł w jego kierunku. Starszy, nieco podsiwiały Pan - widać po nim było, że burżuj. Akio w żadnym wypadku nie uważał bogatszych od siebie za gorszych. Jasne, gdy ktoś w tym wieku tak dobrze się trzymał, to w chłopaku odpalała się iskierka zazdrości, ale w gruncie rzeczy było to pozytywne uczucie - chciałby tak wyglądać w tym wieku. Widać po nim było, że niejeden bój stoczył. I to się szanowało. Do tej pory zresztą było widać, że para się jutsu. Śliczne, czarne symbole nie mówiły co prawda wiele Akio, którego zdolności Fuinjutsu ograniczały się do zapieczętowania kilku kunai, ale świadczyły, że ma do czynienia z Shinobi. Zapewne starszym rangą niż marny Doko.
Chłopak skinął głową, na znak szacunku, gdy mężczyzna się do niego odezwał. Stał wyprostowany, spoglądając swojemu rozmówcy prosto w jego ciemne oczy. W sumie tekst o pani Mei rozbawił go i gdyby nie wysoka ranga swojego rozmówcy, to pewnie zarzuciłby żartem, że zaginięcie młodego wieloryba na pustyni to rzadkość, ale ostatecznie ograniczył swoją reakcję do lekkiego, sarkastycznego uśmieszku.
- Pani Mei musi być bardzo znana w sąsiedztwie. - stwierdził Akio, spoglądając na mężczyznę i mając lekki zaciesz z jego reakcji. - Tak, tak. Taka osobowość nie jest... codziennością. - przytaknął mężczyźnie. - Ale co Pan ma na myśli, mówiąc "dziwne odgłosy"? Zaczął skrzeczeć? - oh tak, krzyk Mei można było porównać do skrzeku harpii. O ile Akio mógł wiedzieć, jak w ogóle ten krzyk brzmi. - Może chory jest. Otyłość potrafi zmieniać barwę głosu. - zastanowił się, bo jakby nie patrzeć, to było całkiem możliwe. Otyłość w tak młodym wieku była bardzo poważna i bardzo niebezpieczna. - W każdym razie bardzo dziękuję Panu za informację. Nie będę już dłużej zajmował czasu. Spokojnego dnia życzę. Do widzenia. - po odpowiedzi na swoje pytania młody Akio pożegnał się i faktycznie okrążył rezydencję, szukając źródła dziwnego głosu. Ewentualnie pytając przechodniów o jakieś dziwne akcje w ostatnich godzinach.
0 x
- Haruko
- Postać porzucona
- Posty: 66
- Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9451
- Aktualna postać: Airan
Re: Rezydencje
Petunie to ostatnie kwiaty, z którymi Haruko skojarzyłaby panią Mei i jej latorośl. Bo, wiecie, Haru znała się na kwiatach. Oglądała atlasy o nich w bibliotece, uczyła się jak wyglądają, jak maluje się ich płatki. Potrzebowała tego, by dobrze wyrysowywać wzory na swoim ciele – czasami miała ochotę na bardziej geometryczne, a czasami (i najczęściej) na florystyczne, a żeby nie było nudno, to ubarwiała to sobie zmienianiem kształtu płatków czy listków. Wszystko miało się wspaniale komponować. Dlatego… petunia, ani tym bardziej żadna Petunia z jakiegoś rękopisu zupełnie jej się z Mei nie kojarzyła. Bardziej odpowiednia byłaby mięsożerna rosiczka. Te różniły się wyglądem między sobą, ale jedną cechę miały wspólną – żarły. Co usiadło na liściu, to już zazwyczaj z niego nie schodziło, przylepiając się na długie godziny, kiedy roślinka powoli je rozkładała. Żywcem. Jak słodycze rozpuszczały się na słońcu, a potem lepiły się od tego palce.
Z tego wszystkiego Haru pomyślała, że ma ochotę na daktyle.
Zgadza się, pani Mei mało ją obchodziło – jej życie i jej klocki, mogła je sobie układać jak tylko chciała. Gdyby to była sprawa zdrowotna, to skoro stać ją było na płacenie za odnalezienie syna i to nie raz, to i na medyka też by ją było stać, coś by pewnie zaradzili. Iryoninja byli niesamowici. W każdym razie, tak to się jakoś mówi, że każdy orze jak może, i znowu wróciliśmy do tych orek, takich czy innych. Jak wszystkie drogi prowadzą do Kinkotsu, tak i wszystkie tematy wracają do orek i innych… wielkich… zwierząt.
Maji zatrzymała się kawałeczek przed stajnią, obejrzała ją sobie dokładnie z zewnątrz i dopiero wtedy ruszyła do jednego z pracowników. Rzeczywiście, była mniejsza niż ta przy bramach miasta, ale nie było to żadnym zaskoczeniem. Ta oaza tutaj i bogate rezydencje były dość spokojną dzielnicą i pewnie w stajni znajdowały się głównie wierzchowce okolicznych mieszkańców. Zaś przy bramach miasta rzeczywiście waliło wszystko – turyści, podróżnicy, kupcy, ważni goście i tak dalej. Tam siłą rzeczy musiało być to wszystko większe.
Zatrzymała się na moment słysząc RYK. Nie przypominało to właściwie… niczego co by znała. Wielbłądy ani konie tak się nie darły, więc… co tutaj trzymali, właściwie w środku miasta, przy spokojnej oazie w, wydawałoby się, spokojnej dzielnicy? Po chwilowym zaskoczeniu, Haruko zbliżyła się do wypatrzonego mężczyzny; teraz jej długa chusta była już nie tylko na samej głowie, ale zakrywała też połowę twarzy, mimo tego że jej rysy prześwitywały pod cieniutkim materiałem.
- Potworzyskiem…? – powtórzyła za stajennym i nawet wychyliła się odrobinę, żeby zza jego ramienia być może zobaczyć wnętrze stajni, tam gdzie i on zerkał. Przez moment stała tam tak bez wyrazu, słuchając dalszej wypowiedzi mężczyzny, aż w końcu oczy jej się rozszerzyły. Trochę z zaskoczenia, trochę z przerażenia. Nie żeby sama się bała potworzyska, tylko po prostu… połączyła kropki. Dziecko zaginęło, nikt nie wie gdzie jest, a w stajni mają p o t w o r a, który tak paskudnie się wydziera. Czarnowłosa… chyba nawet pobladła. Fakt, nikt nie panikował, ale Haru zrobiło się jakoś tak… chłodniej? - Kiedy przyszło? O na piękną Amaterasu… Mam nadzieję, że chłopcu nic nie jest… - nie była przesadnie religijna, ale jednak niektóre powiedzenia łatwo wbijają się w głowę. - Mogę zobaczyć? Tego… cudaka i rozejrzeć się za dzieciakiem? Może gdzieś wam się schował, a słyszałam, że już kiedyś go tutaj znaleźli. Nie będę wam przeszkadzać – wolała mieć pewność, że go tutaj nie ma… a jak mężczyzna sam zauważył, są trochę zajęci, więc dzieciak mógł im po prostu umknąć. Jakimś cudem. Choć podobno jest kopią swojej matki. Haru po prostu wolała dmuchać na zimne. Dlatego jeśli mężczyzna jej pozwolił, to starając się nikomu nie przeszkadzać weszła do środka, żeby się rozejrzeć i poszukać dzieciaka (a nawet zawołać go kilka razy po imieniu i nasłuchiwać, czy gdzieś w sianie nie ma poruszenia). A jeśli nie… To i tak z ciekawością zerknęła jeszcze do środka stajni i zawróciła, zahaczając o oazę, bo to było drugie miejsce, które przyszło jej do głowy, że dzieciak mógłby się tam zatrzymać…
Z tego wszystkiego Haru pomyślała, że ma ochotę na daktyle.
Zgadza się, pani Mei mało ją obchodziło – jej życie i jej klocki, mogła je sobie układać jak tylko chciała. Gdyby to była sprawa zdrowotna, to skoro stać ją było na płacenie za odnalezienie syna i to nie raz, to i na medyka też by ją było stać, coś by pewnie zaradzili. Iryoninja byli niesamowici. W każdym razie, tak to się jakoś mówi, że każdy orze jak może, i znowu wróciliśmy do tych orek, takich czy innych. Jak wszystkie drogi prowadzą do Kinkotsu, tak i wszystkie tematy wracają do orek i innych… wielkich… zwierząt.
Maji zatrzymała się kawałeczek przed stajnią, obejrzała ją sobie dokładnie z zewnątrz i dopiero wtedy ruszyła do jednego z pracowników. Rzeczywiście, była mniejsza niż ta przy bramach miasta, ale nie było to żadnym zaskoczeniem. Ta oaza tutaj i bogate rezydencje były dość spokojną dzielnicą i pewnie w stajni znajdowały się głównie wierzchowce okolicznych mieszkańców. Zaś przy bramach miasta rzeczywiście waliło wszystko – turyści, podróżnicy, kupcy, ważni goście i tak dalej. Tam siłą rzeczy musiało być to wszystko większe.
Zatrzymała się na moment słysząc RYK. Nie przypominało to właściwie… niczego co by znała. Wielbłądy ani konie tak się nie darły, więc… co tutaj trzymali, właściwie w środku miasta, przy spokojnej oazie w, wydawałoby się, spokojnej dzielnicy? Po chwilowym zaskoczeniu, Haruko zbliżyła się do wypatrzonego mężczyzny; teraz jej długa chusta była już nie tylko na samej głowie, ale zakrywała też połowę twarzy, mimo tego że jej rysy prześwitywały pod cieniutkim materiałem.
- Potworzyskiem…? – powtórzyła za stajennym i nawet wychyliła się odrobinę, żeby zza jego ramienia być może zobaczyć wnętrze stajni, tam gdzie i on zerkał. Przez moment stała tam tak bez wyrazu, słuchając dalszej wypowiedzi mężczyzny, aż w końcu oczy jej się rozszerzyły. Trochę z zaskoczenia, trochę z przerażenia. Nie żeby sama się bała potworzyska, tylko po prostu… połączyła kropki. Dziecko zaginęło, nikt nie wie gdzie jest, a w stajni mają p o t w o r a, który tak paskudnie się wydziera. Czarnowłosa… chyba nawet pobladła. Fakt, nikt nie panikował, ale Haru zrobiło się jakoś tak… chłodniej? - Kiedy przyszło? O na piękną Amaterasu… Mam nadzieję, że chłopcu nic nie jest… - nie była przesadnie religijna, ale jednak niektóre powiedzenia łatwo wbijają się w głowę. - Mogę zobaczyć? Tego… cudaka i rozejrzeć się za dzieciakiem? Może gdzieś wam się schował, a słyszałam, że już kiedyś go tutaj znaleźli. Nie będę wam przeszkadzać – wolała mieć pewność, że go tutaj nie ma… a jak mężczyzna sam zauważył, są trochę zajęci, więc dzieciak mógł im po prostu umknąć. Jakimś cudem. Choć podobno jest kopią swojej matki. Haru po prostu wolała dmuchać na zimne. Dlatego jeśli mężczyzna jej pozwolił, to starając się nikomu nie przeszkadzać weszła do środka, żeby się rozejrzeć i poszukać dzieciaka (a nawet zawołać go kilka razy po imieniu i nasłuchiwać, czy gdzieś w sianie nie ma poruszenia). A jeśli nie… To i tak z ciekawością zerknęła jeszcze do środka stajni i zawróciła, zahaczając o oazę, bo to było drugie miejsce, które przyszło jej do głowy, że dzieciak mógłby się tam zatrzymać…
0 x
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Rezydencje
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
- Haruko
- Postać porzucona
- Posty: 66
- Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9451
- Aktualna postać: Airan
Re: Rezydencje
Właściwie to chciała się dowiedzieć kiedy tego potwora, bestię pustynną najprawdziwszą złapali, żeby potwierdzić, że dziecku nic nie jest, tyle że to wszystko to taki piekielny zbieg okoliczności… Ale chłop już całkiem się zagalopował w myślach, łapiąc za jedno jej słowo i ignorując resztę wypowiedzi. On wybałuszył na nią oczy, ryknął niemal, kiedy pokojarzył jej tok myślenia AŻ ZA BARDZO, wsadził sobie tę łapę do gęby, jakby to miało w czymś pomóc… A Haruko… Gapiła się na niego. Z niedowierzaniem, bo właśnie chciała się tego dowiedzieć od niego, zawołać chłopca, o ile w ogóle tutaj był, i szukać gdzie indziej, a tutaj…
- Co? Wcale tak nie… - nie powiedziała. Może zasugerowała, zgoda, ale to wcale nie było pewne, a zanim zacznie się panikować, to trzeba mieć PEWNOŚĆ. Znaczy… Haruko by tak zadziałała, panika zaczęłaby się, gdyby fakty mówiły jasno: potwór zeżarł dziecko. Ale nie mówiły. Zapomniała jednak, ze prości ludzie nie byli tak opanowani jak ona… Że wystarczy jedno źle dobrane zdanie i… No i efekt miała przed sobą. Ale jak ten gość wsadził sobie pięść do buzi? A potem zaczął kiwać łbem. No i teraz zaskoczenie Haruko było już widoczne – znowu. Kurcze, to chyba był po prostu taki dzień. Zaczął się niby normalnie, ale środek był kompletnie zwariowany. Ale jak miał nie być, skoro morze piasków przeciął pływający po nim słoń? Bardzo głośny, bardzo ekscentryczny, bardzo charakterystyczny, bardzo… Wszystko bardzo. Bo cała pani Mei była przejaskrawiona do granic.
Ten się nagle zerwał jak oparzony, ale Haruko jeszcze chwilę tak stała zaskoczona. A później, rzeczywiście, ruszyła biegiem za stajennym, wpadła do stajni, a tam ludzie trzymający liny i… ten dziwny… stwór? Jeśli tak miały wyglądać potwory, to Haruko bardzo by sobie tego życzyła – by były tak puchate i czyściutkie jak… to. Niestety… prawdziwa bestai, która zniszczyła jedną z oaz, Jednoogoniasty, miał dużo bardziej kaprawą mordę od… tego. No i nie nosił kokardki.
Jaka bestia nosiła kokardkę?
Stajenny się darł, ale i Haruko nie zamierzała być cicho. Skoro dali sobie spokój z subtelnościami, a bestia wcale nie była taka straszna…
- ChouChou! Jesteś tutaj?! – krzyknęła, starając się przekrzyczeć ryk puchatkopytka, i już nabierała powietrze w płuca, żeby dodać, że mama go szuka, ale nie zdążyła. Bo wtedy dwójka mężczyzn puściła liny, a kózka? Konik? Mały puchaty wielbłąd (?). No to białe ryczące stanęło na tylnych nóżkach, zamachało kopytkami i… SRUUU prosto na nią. Na nią. BO STAŁA W DRZWIACH STAJNI!
Niewiele myśląc przesunęła się w bok, ale prawdę mówiąc, to zamierzała zwierzę zatrzymać. Spróbować złapać za jedną z lin, które pewnie wesoło sobie dyndały obok potwora. Z RÓŻOWĄ KOKARDKĄ. Liczyła na to, że zdąży, nim to coś wyhopsa stąd wesoło, bo lina nie miała chyba dwóch metrów, więc… powinno się udać.
- Przecież on do kogoś należy! Nie widzieliście kokardki?! – krzyknęła do stajennych. - Pomóżcie!
A jak do kogoś należał, to chyba… chyba nie był niebezpieczny? Chociaż już słyszała o idiotach trzymających w domu skorpiony. Ale coś tak uroczego. I puchatego. Nie może przecież być niebezpieczne. Prawda?
PRAWDA?!
- Co? Wcale tak nie… - nie powiedziała. Może zasugerowała, zgoda, ale to wcale nie było pewne, a zanim zacznie się panikować, to trzeba mieć PEWNOŚĆ. Znaczy… Haruko by tak zadziałała, panika zaczęłaby się, gdyby fakty mówiły jasno: potwór zeżarł dziecko. Ale nie mówiły. Zapomniała jednak, ze prości ludzie nie byli tak opanowani jak ona… Że wystarczy jedno źle dobrane zdanie i… No i efekt miała przed sobą. Ale jak ten gość wsadził sobie pięść do buzi? A potem zaczął kiwać łbem. No i teraz zaskoczenie Haruko było już widoczne – znowu. Kurcze, to chyba był po prostu taki dzień. Zaczął się niby normalnie, ale środek był kompletnie zwariowany. Ale jak miał nie być, skoro morze piasków przeciął pływający po nim słoń? Bardzo głośny, bardzo ekscentryczny, bardzo charakterystyczny, bardzo… Wszystko bardzo. Bo cała pani Mei była przejaskrawiona do granic.
Ten się nagle zerwał jak oparzony, ale Haruko jeszcze chwilę tak stała zaskoczona. A później, rzeczywiście, ruszyła biegiem za stajennym, wpadła do stajni, a tam ludzie trzymający liny i… ten dziwny… stwór? Jeśli tak miały wyglądać potwory, to Haruko bardzo by sobie tego życzyła – by były tak puchate i czyściutkie jak… to. Niestety… prawdziwa bestai, która zniszczyła jedną z oaz, Jednoogoniasty, miał dużo bardziej kaprawą mordę od… tego. No i nie nosił kokardki.
Jaka bestia nosiła kokardkę?
Stajenny się darł, ale i Haruko nie zamierzała być cicho. Skoro dali sobie spokój z subtelnościami, a bestia wcale nie była taka straszna…
- ChouChou! Jesteś tutaj?! – krzyknęła, starając się przekrzyczeć ryk puchatkopytka, i już nabierała powietrze w płuca, żeby dodać, że mama go szuka, ale nie zdążyła. Bo wtedy dwójka mężczyzn puściła liny, a kózka? Konik? Mały puchaty wielbłąd (?). No to białe ryczące stanęło na tylnych nóżkach, zamachało kopytkami i… SRUUU prosto na nią. Na nią. BO STAŁA W DRZWIACH STAJNI!
Niewiele myśląc przesunęła się w bok, ale prawdę mówiąc, to zamierzała zwierzę zatrzymać. Spróbować złapać za jedną z lin, które pewnie wesoło sobie dyndały obok potwora. Z RÓŻOWĄ KOKARDKĄ. Liczyła na to, że zdąży, nim to coś wyhopsa stąd wesoło, bo lina nie miała chyba dwóch metrów, więc… powinno się udać.
- Przecież on do kogoś należy! Nie widzieliście kokardki?! – krzyknęła do stajennych. - Pomóżcie!
A jak do kogoś należał, to chyba… chyba nie był niebezpieczny? Chociaż już słyszała o idiotach trzymających w domu skorpiony. Ale coś tak uroczego. I puchatego. Nie może przecież być niebezpieczne. Prawda?
PRAWDA?!
0 x
-
- Postać porzucona
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 gru 2020, o 22:18
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9255
- Multikonta: Akiba
Re: Rezydencje
Tak, tak, pisanie kwiatów tak samo celne, jak jezioro odbijające się w tafli księżyca. Jak powszechnie było wiadomo - pisać każdy może, trochę lepiej, trochę gorzej. A ta historia, gdyby tylko ktoś ją chciał spisać, z pewnością zaliczałaby się do tych dziwniejszych. "W pogoni za dzieckiem otyłej paniusi" - tak mógłby brzmieć jej tytuł. Gatunek? Trudno powiedzieć. Coś między dokumentem, a komedią. Faktycznie, brakowało jeszcze tylko osławionego Asahiego - wtedy mielibyśmy do czynienia z książką katastroficzną. Na szczęście misja została powierzona bardziej odpowiedzialnym ninja, niżeli Ichirou (no, albo przynajmniej odpowiednio słabszym, bo cholera wie co by strzeliło Haruko do głowy, gdyby posiadała taką moc, a ktoś by jej nacisnął na odcisk).
Czy Akio był dobrze wychowany? Owszem, jak najbardziej. Jeszcze jak. Jego ciotka uczyła go kultury, ale przede wszystkim chłopak sam wiedział, kiedy lepiej się zachować pożądanie, a kiedy można sobie pozwolić na nieco luzu. W przypadku kontaktu ze starszymi osobami zdecydowanie lepiej było zachować szacunek, a na żarty odpowiadać tylko wtedy, gdy ktoś poprosi. Niestety, ale społeczeństwo obecnej młodzieży różniło się od tego, które było kiedyś. Bo jak to mówią starsi: kiedyś to były czasy. Teraz już nie ma czasów.
- To... dziwne. - wymamrotał w końcu Akio, gdy ocknął się z transu, w którym próbował sobie wyobrazić dzieciaka ryczącego na psa, albo inne zwierzę. Oh, nasuwało się tutaj jedno pytanie: co autor miał na myśli. Jasne, Akio też robił głupie rzeczy jak był młodszy, ale uganianie się za zwierzętami i małpowanie ich? To raczej nie było w jego stylu. On wolał sypać dziewczynom piasek do oczu, albo wywracać torby dnem na wierzch i robić "kebaba". To było jego dzieciństwo. Ta dzisiejsza młodzież najwyraźniej wolała dręczyć czworonożnych przyjaciół. - Tak. Maji Akio. - powtórzył w kierunku starszego mężczyzny. Niech zapamiętuje - dobrze, dobrze. Może kiedyś się z jakiegoś powodu to przyda. - Dziękuję. Spokojnego dnia życzę. - uśmiechnął się raz jeszcze w kierunku nieznajomego Shinobi, a następnie poszedł już za rezydencję, szukać dalszych śladów.
Idąc tak, nagle go natchnęło bardzo ciekawe pytanie: czy Iryoninja potrafią wyleczyć otyłość? Chyba nie powinno to być problemem w momencie, gdy potrafili do kogoś przyszyć urwane kończyny. A jednak - była sobie taka Mei, która mogłaby dać w kopercie pare tysięcy Ryo i pozbyć się swojego problemu. A jednak z jakiegoś powodu tego nie robiła? Może dobrze jej było z tym, jak się czuła, a może po prostu Akio przeceniał możliwości medyków...
Szok i niedowierzanie, skandal, degrengolada. Nic tylko dzwonić po straż. Zaraz, dzwonić? A to burżujstwo miało w swoich domach dzwony, by bić na alarm? Hmm... W każdym razie straży to tutaj nie było, był za to ktoś lepszy - sam Maji Akio. Przystojny, noszalancki, pięknie pachnący, no i oczywiście skromny, tak jak jego idol z klanu Sabaku.
- Pani szanowna! Co tu się stało? - zawołał w kierunku kobiety, która, jak sądził, była właścicielką tej rezydencji. Trzymał się od niej z daleka, a raczej nie tyle od niej, co od tego kaszojada, którego trzymała na rękach. Nienawidził dzieci, obrzydzały go i wzbudzały w nim konwulsje. Nic tylko żarły, srały i spały. Niekoniecznie w tej kolejności. Po prostu wolał dmuchać na zimne, a dzięki temu oszczędzić sobie np. zarzyganego ubrania. - Nie widziała Pani może ChouChou? Taki chłopczyk, syn pani Mei! - wyjaśnił kobiecie, jednocześnie patrząc gdzieś po okolicznych uliczkach, czy chłopak przypadkiem nie obserwuje całej sytuacji z bezpiecznej odległości. Różne dziwne rzeczy mogły przejść mu przez głowę.
Niezależnie od odpowiedzi chłopak postanowił rozejrzeć się po okolicy, ze szczególnym uwzględnieniem płotu, wokół którego były ślady, jakby ktoś przypierdzielił w niego z całej siły. Trudno było powiedzieć w sumie, czy zrobiło to zwierzę, czy może chłopak. Biorąc pod uwagę prawdopodobną masę dzieciaka... wszystko było możliwe. W dalszej części był gotów iść za śladami... albo do Haruko, o ile takich nie było.
Czy Akio był dobrze wychowany? Owszem, jak najbardziej. Jeszcze jak. Jego ciotka uczyła go kultury, ale przede wszystkim chłopak sam wiedział, kiedy lepiej się zachować pożądanie, a kiedy można sobie pozwolić na nieco luzu. W przypadku kontaktu ze starszymi osobami zdecydowanie lepiej było zachować szacunek, a na żarty odpowiadać tylko wtedy, gdy ktoś poprosi. Niestety, ale społeczeństwo obecnej młodzieży różniło się od tego, które było kiedyś. Bo jak to mówią starsi: kiedyś to były czasy. Teraz już nie ma czasów.
- To... dziwne. - wymamrotał w końcu Akio, gdy ocknął się z transu, w którym próbował sobie wyobrazić dzieciaka ryczącego na psa, albo inne zwierzę. Oh, nasuwało się tutaj jedno pytanie: co autor miał na myśli. Jasne, Akio też robił głupie rzeczy jak był młodszy, ale uganianie się za zwierzętami i małpowanie ich? To raczej nie było w jego stylu. On wolał sypać dziewczynom piasek do oczu, albo wywracać torby dnem na wierzch i robić "kebaba". To było jego dzieciństwo. Ta dzisiejsza młodzież najwyraźniej wolała dręczyć czworonożnych przyjaciół. - Tak. Maji Akio. - powtórzył w kierunku starszego mężczyzny. Niech zapamiętuje - dobrze, dobrze. Może kiedyś się z jakiegoś powodu to przyda. - Dziękuję. Spokojnego dnia życzę. - uśmiechnął się raz jeszcze w kierunku nieznajomego Shinobi, a następnie poszedł już za rezydencję, szukać dalszych śladów.
Idąc tak, nagle go natchnęło bardzo ciekawe pytanie: czy Iryoninja potrafią wyleczyć otyłość? Chyba nie powinno to być problemem w momencie, gdy potrafili do kogoś przyszyć urwane kończyny. A jednak - była sobie taka Mei, która mogłaby dać w kopercie pare tysięcy Ryo i pozbyć się swojego problemu. A jednak z jakiegoś powodu tego nie robiła? Może dobrze jej było z tym, jak się czuła, a może po prostu Akio przeceniał możliwości medyków...
Szok i niedowierzanie, skandal, degrengolada. Nic tylko dzwonić po straż. Zaraz, dzwonić? A to burżujstwo miało w swoich domach dzwony, by bić na alarm? Hmm... W każdym razie straży to tutaj nie było, był za to ktoś lepszy - sam Maji Akio. Przystojny, noszalancki, pięknie pachnący, no i oczywiście skromny, tak jak jego idol z klanu Sabaku.
- Pani szanowna! Co tu się stało? - zawołał w kierunku kobiety, która, jak sądził, była właścicielką tej rezydencji. Trzymał się od niej z daleka, a raczej nie tyle od niej, co od tego kaszojada, którego trzymała na rękach. Nienawidził dzieci, obrzydzały go i wzbudzały w nim konwulsje. Nic tylko żarły, srały i spały. Niekoniecznie w tej kolejności. Po prostu wolał dmuchać na zimne, a dzięki temu oszczędzić sobie np. zarzyganego ubrania. - Nie widziała Pani może ChouChou? Taki chłopczyk, syn pani Mei! - wyjaśnił kobiecie, jednocześnie patrząc gdzieś po okolicznych uliczkach, czy chłopak przypadkiem nie obserwuje całej sytuacji z bezpiecznej odległości. Różne dziwne rzeczy mogły przejść mu przez głowę.
Niezależnie od odpowiedzi chłopak postanowił rozejrzeć się po okolicy, ze szczególnym uwzględnieniem płotu, wokół którego były ślady, jakby ktoś przypierdzielił w niego z całej siły. Trudno było powiedzieć w sumie, czy zrobiło to zwierzę, czy może chłopak. Biorąc pod uwagę prawdopodobną masę dzieciaka... wszystko było możliwe. W dalszej części był gotów iść za śladami... albo do Haruko, o ile takich nie było.
0 x
- Kaiho
- Martwa postać
- Posty: 331
- Rejestracja: 18 kwie 2021, o 14:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Inuzukowe, zielone ślepia
- Cienka, pionowa blizna na lewym oku
- Proste, długie włosy, część zapleciona w warkoczyki
- Niski - Link do KP: viewtopic.php?p=170221#p170221
- GG/Discord: Angel Sanada #9776
- Multikonta: Koala, Yugen
- Aktualna postać: Yugen
Re: Rezydencje
0 x

Love, don't get in the way
Of this game I was born to play
Your feelings, they can't have a say
In this game you're either hunter or prey.
ph • bank • głos • a to cały art od Kaisy ♥
-
- Postać porzucona
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 gru 2020, o 22:18
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9255
- Multikonta: Akiba
Re: Rezydencje
Młody chłopak nie miał pojęcia, w jakim szoku jest teraz jego siostra. On sobie spokojnie prowadził śledztwo i wypytywał ludzi - dzień jak co dzień. Nie miał pojęcia o dramacie, jaki rozgrywa się właśnie kawałek dalej. To był kolejny powolny, spokojny dzień. A że dziecko zaginęło? Cóż, dzieci giną codziennie. I najczęściej odnajdują się po paru godzinach - całe i zdrowe. Akio nie dziwił się jednak panice ogarniającej rodziców - wszak ich młode to przyszłość tej prowincji. Warto było mieć kogoś, kto poda ci szklankę wody na starość. Choć akurat Akio wolałby jakiś sztylet, żeby podciąć sobie żyły, niż przez kilka lat leżeć w łóżku i być tylko dodatkowym problemem dla rodziny. Nie widziała mu się schorowana starość. Wolałby być albo w pełny sprawny i umrzeć któregoś dnia we śnie, albo zakończyć żywot na własnych warunkach. Ale póki co - do starości jeszcze szmat czasu. Nie miał zamiaru przejmować się tym przez jeszcze co najmniej czterdzieści lat. A poza tym - mniej wiesz, lepiej śpisz, czy jakoś tak.
Kobieta westchnęła ciężko, ale nie był to ani strach, ani ulga. Raczej takie coś pomiędzy. Zresztą co się dziwić - pewnie była już zmęczona tymi wybrykami, które miały miejsce w ostatnim czasie, ale jednocześnie za każdym razem musiała reagować. W końcu płot sam się nie naprawi.
- Czekaj, co. - już dzisiaj drugi raz Akio zrobił oczy jak pięć Ryo. Spojrzał na kobietę, nie wiedząc, czy robi sobie z niego jaja, czy o co tutaj chodzi. Czyli z tego wszystkiego wynikało tyle, że to blondyn nie połączył wątków. No cóż, na całe szczęście wszystko się wyjaśniło. Pani Mei była AŻ TAKĄ IDIOTKĄ żeby nazwać swojego syna ChouChou oraz, żeby nazwać tak swoją... - Lamę?! - wykrztusił z siebie chłopak, spoglądając na kobietę z niedowierzaniem. Nie czekał już na odpowiedź, machając ręką na to, ze jest pijana. To faktycznie miało sens, nawet jak na to, że pochodziło z ust pijanego. Szybko przeskoczył przez płot, a wrony odleciały. Znaczy się, że z impetem uderzył o ziemię i szybko pobiegł w kierunku stajni, słysząc przeraźliwe ryki bestii dochodzące z wewnątrz.
- Hej, hej, Haruko? HARUKO?! Co tam się dzieje?! - wrzasnął chłopak, a serce aż podeszło mu do gardła. Biegł w ich stronę, oczekując, że siostra jest już na miejscu. Miał zamiar do niej dołączyć w środku i stawić czoła przeznaczeniu! Gdyby tylko wiedział, jak brzmi lama... - ChouChou to lama, L A M A! - i bynajmniej nie była to obraza w kierunku bachora. Jakkolwiek to absurdalnie brzmiało, było prawdą. A Akio chciał ostrzec swoją siostrę, żeby uciekała, zanim Bijuu pochłonie całe miasto. Czy coś.
Kobieta westchnęła ciężko, ale nie był to ani strach, ani ulga. Raczej takie coś pomiędzy. Zresztą co się dziwić - pewnie była już zmęczona tymi wybrykami, które miały miejsce w ostatnim czasie, ale jednocześnie za każdym razem musiała reagować. W końcu płot sam się nie naprawi.
- Czekaj, co. - już dzisiaj drugi raz Akio zrobił oczy jak pięć Ryo. Spojrzał na kobietę, nie wiedząc, czy robi sobie z niego jaja, czy o co tutaj chodzi. Czyli z tego wszystkiego wynikało tyle, że to blondyn nie połączył wątków. No cóż, na całe szczęście wszystko się wyjaśniło. Pani Mei była AŻ TAKĄ IDIOTKĄ żeby nazwać swojego syna ChouChou oraz, żeby nazwać tak swoją... - Lamę?! - wykrztusił z siebie chłopak, spoglądając na kobietę z niedowierzaniem. Nie czekał już na odpowiedź, machając ręką na to, ze jest pijana. To faktycznie miało sens, nawet jak na to, że pochodziło z ust pijanego. Szybko przeskoczył przez płot, a wrony odleciały. Znaczy się, że z impetem uderzył o ziemię i szybko pobiegł w kierunku stajni, słysząc przeraźliwe ryki bestii dochodzące z wewnątrz.
- Hej, hej, Haruko? HARUKO?! Co tam się dzieje?! - wrzasnął chłopak, a serce aż podeszło mu do gardła. Biegł w ich stronę, oczekując, że siostra jest już na miejscu. Miał zamiar do niej dołączyć w środku i stawić czoła przeznaczeniu! Gdyby tylko wiedział, jak brzmi lama... - ChouChou to lama, L A M A! - i bynajmniej nie była to obraza w kierunku bachora. Jakkolwiek to absurdalnie brzmiało, było prawdą. A Akio chciał ostrzec swoją siostrę, żeby uciekała, zanim Bijuu pochłonie całe miasto. Czy coś.
0 x
- Haruko
- Postać porzucona
- Posty: 66
- Rejestracja: 8 kwie 2021, o 22:48
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Wysoki wzrost, opalona cera, długie po pas kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, tatuaże na rękach i biżuteria we włosach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9451
- Aktualna postać: Airan
Re: Rezydencje
Nie im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, tylko IM MNIEJ WIDZISZ, bo co zostało zobaczone już się nie odzobaczy – tak głosiła powszechna prawda, o której wcale głośno się nie mówiło, ale dokładnie tak się przedstawiały fakty. Mogła sobie wiedzieć, że w Kinkotsu żyje taka i taka Mei, że nie pilnuje dziecka i tak dalej, ale spałaby spokojnie. A teraz? Teraz gdy ZOBACZYŁA, sen spokojnym nie będzie na pewno, bo dzisiejszej nocy coś będzie musiało jej się przyśnić. Ale może nie będzie to pani Mei, a to puchate i ryczące, i…
Spojrzała w te czarne paciorki i już wiedziała, że zwierzątko było p r z e r a ż o n e. A Haruko… jakoś miała zdecydowanie większą cierpliwość do zwierząt, niż do ludzi. I zrobiło jej się tego śmiesznego, całkiem słodkiego stworka zwyczajnie szkoda.
Nie było jednak czasu myśleć więcej, bo potem wszystko zadziało się szybko. Ona złapała za linę, ta szurnęła jej w dłoniach, wywołując nieprzyjemne, palące uczucie na skórze, ale to nic! „Potwór” pociągnął, ale poczuł opór – przyszło więc i zdziwienie w tych czarnych ślepkach. A Haruko mierzyła ją swoim niebieskim spojrzeniem. Zaparła się nogami w ziemię i pewnie by ją poniosło, gdyby nie to, że mężczyźni się zreflektowali i dopadli linę z drugiej strony puchatego stworka.
Ktoś mógłby powiedzieć, ze fajnie, że koniec. Ale nie. Bo co prawda zwierzak z kokardką na głowie przestał się szarpać, ale teraz próbował ich przeciągnąć do przodu.
- Stój w końcu, nikt ci nic nie zrobi! – wyrzuciła z siebie, sfrustrowana do granic, że nikt tutaj nie myśli sensownie. Ludojad. Z kokardką! Sama się tam przecież nie zawiązała ani nie przypięła! - Stój, mówię, ty mała… - cholero. Ale nie przeszło jej to przez gardło. Co zaś tyczyło się płci, różowa kokardka była aż nazbyt wymowna.
I może w końcu lama przestała się zapierać jak osioł, może się w końcu zmęczyła. Może… Jeśli nie – to walka na przeciąganie liny trwała aż do skutku. A jeśli tak, to Haruko odetchnęła, bo zmęczyła się z pewnością. I jeśli się dało i puchate stworzonko pozwoliło – to nawet poklepała je swoją dłonią po grzbiecie, chcąc ją trochę uspokoić. Że nie dzieje jej się żadna krzywda! Tylko wtedy ponownie zwróciła się do… a nie, nie ponownie, bo z nimi jeszcze nie gadała. W każdym razie zwróciła się do mężczyzn, którzy pomogli jej złapać i utrzymać zwierzaka.
- Szukam chłopca, syna pani Mei, nazywa się ChouChou. Nie było go tutaj dzisiaj? I… Kiedy złapaliście to – i co to w ogóle jest??? - Może dajcie jej pić, musi być zmęczona. Na pewno komuś uciekła, ta kokardka to znak. Może macie jakiś pomysł… Ktoś z okolicznych mieszkańców? – nie zamierzała tego problemu rozwiązywać za nich, bo szukała ośmioletniego dzieciaka, „kulkę podobną do mamusi”, a nie zwierza z kokardką, ale skoro już i tak tutaj była, to mogła im nieodpłatnie służyć radą, bo ewidentnie się panowie (jak to faceci…) pogubili. No i też dlatego, że lubiła zwierzaki.
HARUUUUKOOOOOOOOOO.
Tyle usłyszała i nawet nadstawiła ucha, zastanawiając się kto się tak znowu wydziera i czemu akurat jej imię. A później zobaczyła. Jak Akio. Biegnie. Na złamanie karku właściwie. „ChouChou to lama”. Co. Jaka lama. CO TO JEST LAMA.
Co to jest la…
Ma.
Haruko spojrzała na puchate stworzenie, cholernie niezadowolone ze swojego obecnego życia teraz. Nadal trzymała za sznurek. Potem spojrzała na kokardkę. Potem na facetów, którzy głowili się nad tym co to za potwór i skąd się wziął. A potem na Akio, który już chyba tutaj dobiegł i teraz pewnie łapał oddech po tym szaleńczym biegu.
- ChouChou? – zapytała, gapiąc się na lamę, choć wcale nie wiedziała, że to na pewno lama. Nigdy nie słyszała o lamach! Ale może…? Wiedziała czym to NIE JEST, ale może ta lama… Na pewno zgadzało się to, do czego sama doszła: że do kogoś należała i że komuś uciekła. Pani Mei szukała… cholera jasna. Ale to nie wyglądało jak ośmioletnia kuleczka! I nie było w ogóle podobne do pani Mei – bo pani Mei była ohydnym słoniem, a to była przeurocza, smukła, puchata… cosia. Z różową kokardką na głowie. W sumie… To to… Mogłoby rzeczywiście być zrobione przez panią Mei. Całowała karczmarza soczyście w policzek publicznie to mogła i zwierzakowi przywiązać kokardkę. - Czyyyliii, że… Aha – no bo co miała więcej powiedzieć. Mowę jej odjęło na chwilę. - Więc jeśli to jest lama, ChouChou, to chyba już wiemy skąd się wzięła. Uciekła pani Mei. Więc… Chyba możemy się pozbyć waszego problemu – a jeśli ta puchata cholera znowu się próbowała wyrwać i szarpać, to na pewno wszyscy usłyszeli jak Haruko syczy pod nosem „No nie wyrywaj się!”. - No to co… Wracamy do domu… ChouChou? – żeby jeszcze to rozumiało co się mówi… I jeśli nikt nie oponował, a ktoś potwierdził, że to faktycznie może być lama, to pewnie ku zdziwieniu zwierzęcia, Haruko poszła przodem… i pewnie pociągnęła za linę, żeby toto szło za nią. Do domu pani Mei. U boku z Akio.
- Więc… Jak się zorientowałeś, że chodzi o lamę? Bogowie, myślałam, że serio tak nazwała syna – zagaiła po drodze.
Spojrzała w te czarne paciorki i już wiedziała, że zwierzątko było p r z e r a ż o n e. A Haruko… jakoś miała zdecydowanie większą cierpliwość do zwierząt, niż do ludzi. I zrobiło jej się tego śmiesznego, całkiem słodkiego stworka zwyczajnie szkoda.
Nie było jednak czasu myśleć więcej, bo potem wszystko zadziało się szybko. Ona złapała za linę, ta szurnęła jej w dłoniach, wywołując nieprzyjemne, palące uczucie na skórze, ale to nic! „Potwór” pociągnął, ale poczuł opór – przyszło więc i zdziwienie w tych czarnych ślepkach. A Haruko mierzyła ją swoim niebieskim spojrzeniem. Zaparła się nogami w ziemię i pewnie by ją poniosło, gdyby nie to, że mężczyźni się zreflektowali i dopadli linę z drugiej strony puchatego stworka.
Ktoś mógłby powiedzieć, ze fajnie, że koniec. Ale nie. Bo co prawda zwierzak z kokardką na głowie przestał się szarpać, ale teraz próbował ich przeciągnąć do przodu.
- Stój w końcu, nikt ci nic nie zrobi! – wyrzuciła z siebie, sfrustrowana do granic, że nikt tutaj nie myśli sensownie. Ludojad. Z kokardką! Sama się tam przecież nie zawiązała ani nie przypięła! - Stój, mówię, ty mała… - cholero. Ale nie przeszło jej to przez gardło. Co zaś tyczyło się płci, różowa kokardka była aż nazbyt wymowna.
I może w końcu lama przestała się zapierać jak osioł, może się w końcu zmęczyła. Może… Jeśli nie – to walka na przeciąganie liny trwała aż do skutku. A jeśli tak, to Haruko odetchnęła, bo zmęczyła się z pewnością. I jeśli się dało i puchate stworzonko pozwoliło – to nawet poklepała je swoją dłonią po grzbiecie, chcąc ją trochę uspokoić. Że nie dzieje jej się żadna krzywda! Tylko wtedy ponownie zwróciła się do… a nie, nie ponownie, bo z nimi jeszcze nie gadała. W każdym razie zwróciła się do mężczyzn, którzy pomogli jej złapać i utrzymać zwierzaka.
- Szukam chłopca, syna pani Mei, nazywa się ChouChou. Nie było go tutaj dzisiaj? I… Kiedy złapaliście to – i co to w ogóle jest??? - Może dajcie jej pić, musi być zmęczona. Na pewno komuś uciekła, ta kokardka to znak. Może macie jakiś pomysł… Ktoś z okolicznych mieszkańców? – nie zamierzała tego problemu rozwiązywać za nich, bo szukała ośmioletniego dzieciaka, „kulkę podobną do mamusi”, a nie zwierza z kokardką, ale skoro już i tak tutaj była, to mogła im nieodpłatnie służyć radą, bo ewidentnie się panowie (jak to faceci…) pogubili. No i też dlatego, że lubiła zwierzaki.
HARUUUUKOOOOOOOOOO.
Tyle usłyszała i nawet nadstawiła ucha, zastanawiając się kto się tak znowu wydziera i czemu akurat jej imię. A później zobaczyła. Jak Akio. Biegnie. Na złamanie karku właściwie. „ChouChou to lama”. Co. Jaka lama. CO TO JEST LAMA.
Co to jest la…
Ma.
Haruko spojrzała na puchate stworzenie, cholernie niezadowolone ze swojego obecnego życia teraz. Nadal trzymała za sznurek. Potem spojrzała na kokardkę. Potem na facetów, którzy głowili się nad tym co to za potwór i skąd się wziął. A potem na Akio, który już chyba tutaj dobiegł i teraz pewnie łapał oddech po tym szaleńczym biegu.
- ChouChou? – zapytała, gapiąc się na lamę, choć wcale nie wiedziała, że to na pewno lama. Nigdy nie słyszała o lamach! Ale może…? Wiedziała czym to NIE JEST, ale może ta lama… Na pewno zgadzało się to, do czego sama doszła: że do kogoś należała i że komuś uciekła. Pani Mei szukała… cholera jasna. Ale to nie wyglądało jak ośmioletnia kuleczka! I nie było w ogóle podobne do pani Mei – bo pani Mei była ohydnym słoniem, a to była przeurocza, smukła, puchata… cosia. Z różową kokardką na głowie. W sumie… To to… Mogłoby rzeczywiście być zrobione przez panią Mei. Całowała karczmarza soczyście w policzek publicznie to mogła i zwierzakowi przywiązać kokardkę. - Czyyyliii, że… Aha – no bo co miała więcej powiedzieć. Mowę jej odjęło na chwilę. - Więc jeśli to jest lama, ChouChou, to chyba już wiemy skąd się wzięła. Uciekła pani Mei. Więc… Chyba możemy się pozbyć waszego problemu – a jeśli ta puchata cholera znowu się próbowała wyrwać i szarpać, to na pewno wszyscy usłyszeli jak Haruko syczy pod nosem „No nie wyrywaj się!”. - No to co… Wracamy do domu… ChouChou? – żeby jeszcze to rozumiało co się mówi… I jeśli nikt nie oponował, a ktoś potwierdził, że to faktycznie może być lama, to pewnie ku zdziwieniu zwierzęcia, Haruko poszła przodem… i pewnie pociągnęła za linę, żeby toto szło za nią. Do domu pani Mei. U boku z Akio.
- Więc… Jak się zorientowałeś, że chodzi o lamę? Bogowie, myślałam, że serio tak nazwała syna – zagaiła po drodze.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości