Zapomniana świątynia Susanoo
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Zanim jeszcze Kakita i Kaiko dołączyli do duetu w jadalni, Yuki kontynuował spożywanie posiłku, tylko co jakiś czas zaglądając w stronę Mikoto. Dziewczyna skomentowała jego opory co do przyjęcia pomocy od białowłosej, twierdząc że tylko niepotrzebnie się katuje skoro może po prostu podleczyć obrażenia i mieć święty spokój później. Na chwilę zatrzymał pałeczki w połowie ruchu i nieznacznie opuścił wzrok. Cóż, oczywiście było w tym trochę racji - skoro miał odpoczywać po ranach, to zdecydowanie łatwiej byłoby po prostu przyjąć ofertę wyleczenia i wrócić do idealnego stanu, zamiast na upartego szarpać się z bólem wte i wewte. Stan mentalny zatwardziałego shinobi sprawiał jednak, że odwracanie się od bólu dla własnego ułatwienia życia i udawanie że go nie ma może prowadzić tylko do tego, że kiedy odporność na cierpienie może okazać się przydatna - tej nie będzie, bo się nie hartowało ciała.
Ale, to w sumie po części mogła być tylko wymówka. Po prostu... dziewczyna miała rację. Natsume nie czuł się pewnie otwierając się nieznajomej, zwłaszcza w sytuacji takiej jak ta. A żeby było tego mało, sama się przyznała że pochodzi z rodu Yuki - jeśli się okaże że go rozpozna jako byłego cesarza i doniesie o tym prędzej czy później na wyspy, sytuacja tylko się obróci przeciwko niemu. Paranoiczna ostrożność mężczyzny po prostu zakazywała mu dokonać tak bezmyślnego ruchu. Może z czasem, jeśli się okaże że dziewczyna go nie rozpozna lub gdy Yuki upewni się że ta nie ma nic wspólnego z wyspami - może wtedy nieco pozwoli sobie na poluzowanie.
-To nie to - powiedział w końcu. - Po prostu... miano Yuki nie jest dla mnie tak przyjazną wiadomością jaką była kiedyś.
Kakita i Kaiko dołączyli do stołu i rozpoczęła się prosta rozmowa i gwar, jaki zazwyczaj panował przy stole śniadaniowym. Proste wymiany zdań, przedstawienie się, tego typu. Natsume skupił się więc na posiłku, co jakiś czas tylko odpowiadając gdy ktoś go o coś spytał. W międzyczasie do stołu podszedł powoli Hyohiro, odstawiając obok Natsumego przysuniętą mu wcześniej misę.
-Cóż, miło było, ale muszę się zbierać - powiedział, kiwając lekko łbem na pożegnanie. - Mój ród nie powinien zbyt długo przebywać poza swoimi rodzinnymi stronami. Może za jakiś czas jeszcze się zobaczymy.
Natsume skinął głową, uśmiechając się ciepło, i przejechał dłonią po karku tygrysa. Ten zaś, gdy tylko skończył pożegnania, nagle zniknął w obłoku dymu.
Yuki zaś spojrzał najpierw w stronę Asagiego, a później na Kaiko, uśmiechając się lekko.
-Najpierw podstawy - prosta rozgrzewka, po której... jak mniemam... Kakita-dono będzie chciał spróbować się przeciwko Twojemu stylowi walki. Oczywiście sparingowo. Później zaś przejdziemy do nauki lepszej kontroli chakry... i podstaw sztuk żywiołowych.
Skinął głową w stronę Mikoto, która potwierdziła że dołączy się do szkoleń. Następnie wstał i podszedł do dwóch kawałków solidnego drewna, odłożonego na stos do podpalania pod garem. Akurat te dwa były z jakiegoś węższego pniaka, co sprawiało że nada się to jako rękojeści.
-Nie ma potrzeby szukania bambusa, Kakita-dono. Mam lepszy pomysł.
Następnie odpiął od paska zdobioną rękojeść bokkena (którą też Kakita mógł poznać z ich pojedynku na klifie) i wyciągnął ją przed siebie. Odetchnął nieco głębiej i przyłożył dłoń do miejsca gdzie powinno być ostrze miecza, i stopniowo zaczął odsuwać rękę.
Pomiędzy rękojeścią a dłonią mężczyzny zaczęło się kształtować krystalicznie czyste ostrze długości tachi stworzone ze specyficznego, przypominającego kamień szlachetny czarnego lodu. Ostrze było idealnego kształtu, lecz widać było że jest nieco zaokrąglone i tępe na krawędzi. Wykonał kilka testowych ruchów, i potwierdziwszy że wszystko działa jak należy, położył "broń" obok Asagiego.
Następnie złapał oba kawałki drewna, po jednym naraz, i biorąc kolejny głębszy wdech, machnął obydwoma na boki, jak gdyby strzepywał posokę z niewidzialnych kling. Chwilę później zaś wokół rąk mężczyzny pojawił się obłok chakry, który w niecałą sekundę ukształtował się w idealny kształt shuang gou (podobny do tych, które widział u Kaiko). Oczywiście, te oręże też nie były zaostrzone i można nimi było swobodnie ćwiczyć. Postawił je obok Kaiko i uśmiechnął się krzywo.
-Tak długo jak nie będziecie nimi młócić jak cepami, powinny spokojnie wytrzymać trening. A w razie czego będę mieć trening na lepsze oko - będę je naprawiać na bieżąco w trakcie waszego starcia.
Brzmiało wybitnie głupio? Prawdopodobnie. Czy będzie to skuteczne? Cholera wie.
Czy Yuki i tak zamierzał to zrobić? A jakże.
Ale, to w sumie po części mogła być tylko wymówka. Po prostu... dziewczyna miała rację. Natsume nie czuł się pewnie otwierając się nieznajomej, zwłaszcza w sytuacji takiej jak ta. A żeby było tego mało, sama się przyznała że pochodzi z rodu Yuki - jeśli się okaże że go rozpozna jako byłego cesarza i doniesie o tym prędzej czy później na wyspy, sytuacja tylko się obróci przeciwko niemu. Paranoiczna ostrożność mężczyzny po prostu zakazywała mu dokonać tak bezmyślnego ruchu. Może z czasem, jeśli się okaże że dziewczyna go nie rozpozna lub gdy Yuki upewni się że ta nie ma nic wspólnego z wyspami - może wtedy nieco pozwoli sobie na poluzowanie.
-To nie to - powiedział w końcu. - Po prostu... miano Yuki nie jest dla mnie tak przyjazną wiadomością jaką była kiedyś.
Kakita i Kaiko dołączyli do stołu i rozpoczęła się prosta rozmowa i gwar, jaki zazwyczaj panował przy stole śniadaniowym. Proste wymiany zdań, przedstawienie się, tego typu. Natsume skupił się więc na posiłku, co jakiś czas tylko odpowiadając gdy ktoś go o coś spytał. W międzyczasie do stołu podszedł powoli Hyohiro, odstawiając obok Natsumego przysuniętą mu wcześniej misę.
-Cóż, miło było, ale muszę się zbierać - powiedział, kiwając lekko łbem na pożegnanie. - Mój ród nie powinien zbyt długo przebywać poza swoimi rodzinnymi stronami. Może za jakiś czas jeszcze się zobaczymy.
Natsume skinął głową, uśmiechając się ciepło, i przejechał dłonią po karku tygrysa. Ten zaś, gdy tylko skończył pożegnania, nagle zniknął w obłoku dymu.
Yuki zaś spojrzał najpierw w stronę Asagiego, a później na Kaiko, uśmiechając się lekko.
-Najpierw podstawy - prosta rozgrzewka, po której... jak mniemam... Kakita-dono będzie chciał spróbować się przeciwko Twojemu stylowi walki. Oczywiście sparingowo. Później zaś przejdziemy do nauki lepszej kontroli chakry... i podstaw sztuk żywiołowych.
Skinął głową w stronę Mikoto, która potwierdziła że dołączy się do szkoleń. Następnie wstał i podszedł do dwóch kawałków solidnego drewna, odłożonego na stos do podpalania pod garem. Akurat te dwa były z jakiegoś węższego pniaka, co sprawiało że nada się to jako rękojeści.
-Nie ma potrzeby szukania bambusa, Kakita-dono. Mam lepszy pomysł.
Następnie odpiął od paska zdobioną rękojeść bokkena (którą też Kakita mógł poznać z ich pojedynku na klifie) i wyciągnął ją przed siebie. Odetchnął nieco głębiej i przyłożył dłoń do miejsca gdzie powinno być ostrze miecza, i stopniowo zaczął odsuwać rękę.
Pomiędzy rękojeścią a dłonią mężczyzny zaczęło się kształtować krystalicznie czyste ostrze długości tachi stworzone ze specyficznego, przypominającego kamień szlachetny czarnego lodu. Ostrze było idealnego kształtu, lecz widać było że jest nieco zaokrąglone i tępe na krawędzi. Wykonał kilka testowych ruchów, i potwierdziwszy że wszystko działa jak należy, położył "broń" obok Asagiego.
Następnie złapał oba kawałki drewna, po jednym naraz, i biorąc kolejny głębszy wdech, machnął obydwoma na boki, jak gdyby strzepywał posokę z niewidzialnych kling. Chwilę później zaś wokół rąk mężczyzny pojawił się obłok chakry, który w niecałą sekundę ukształtował się w idealny kształt shuang gou (podobny do tych, które widział u Kaiko). Oczywiście, te oręże też nie były zaostrzone i można nimi było swobodnie ćwiczyć. Postawił je obok Kaiko i uśmiechnął się krzywo.
-Tak długo jak nie będziecie nimi młócić jak cepami, powinny spokojnie wytrzymać trening. A w razie czego będę mieć trening na lepsze oko - będę je naprawiać na bieżąco w trakcie waszego starcia.
Brzmiało wybitnie głupio? Prawdopodobnie. Czy będzie to skuteczne? Cholera wie.
Czy Yuki i tak zamierzał to zrobić? A jakże.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Historia zataczała koło. Kolejny raz Kaiko słuchał słów, które przekazywały nie więcej, niż było w nich zawarte, a on szukał w tym głębszego sensu, metafory i filozofii. Na ile Etsuya mówił enigmatycznie, a na ile to Kanamura opornie przyjmował to do wiadomości, wymigując się w poszukiwaniu prawd, których sam mógł być minstrelem? Teraz była to zagadka nie do rozgryzienia, aczkolwiek jasnym pozostawało, że białowłosy wszystko rozumiał... po swojemu. Jakże miał rozumieć inaczej? Wszak niezależnie jak precyzyjnych słów użyłby Kakita, Kaiko rozumiał wszystko przez pryzmat swego dzisiaj. Nie potrafił znaleźć się w jego skórze, przyjąć jego punkt widzenia, bo ani go nie znał dobrze, ani nie było to takie łatwe. Ostatecznie Kanamura postąpił wedle jednej zasady, która wręcz definiowała jego charakter - przyziemność obleczona w filozofię. Jakkolwiek głębokie, metaforyczne i filozoficzne miał przemyślenia, tak zawsze wynikały z nich proste prawdy, do których dochodził także pierwszy lepszy chłop z pola. Jednakże nauki Etsuyi sprawiały, że Kaiko nie mógł ot tak przyjąć tych prawd i żyć wedle nich. Musiał znaleźć ich uzasadnienie, powód dlaczego tak jest, dlaczego tak powinien postępować. Może opiekun chłopaka miał coś więcej na myśli, może rzeczywiście starał się przekazać spirytystyczne czy spirytualne nauki młodzikowi, a ten, niczym oślepiony blaskiem słońca, widział tylko to, co podpowiadał mu umysł? Niezależnie jak było, tak ukształtował się charakter Kanamury, który sprawił, że i ze słów Kakity wyciągnął tyle, ile sam potrafił sobie wytłumaczyć.
Hyohiro uznał, że na niego pora i musi wracać. Kaiko do dziś nie był pewien skąd się tygrys w ogóle wziął. Wiedział jedynie tyle, że żyje z innymi mu podobnymi gdzieś, gdzie dotrzeć ciężko, ale skąd nagle pojawił się u boku Akahoshiego? Tak czy inaczej, Kaiko nie zamierzał przeciągać pożegnań, wszak zdążył zrozumieć, że bestia, jaką niewątpliwie był Hyohiro, nie lubiła takich ceregieli. Zamiast tego kiwnął mu głową na pożegnanie i poklepał dwa razy po boku, tak na szczęście w drodze. Gdziekolwiek zamierzał odejść. Białowłosy nie do końca spodziewał się, że tygrys tak po prostu... zniknie. Niby jasnym było, że zwierzę potrafi korzystać z chakry, ale tyle potrafił także Kensei, a wcale nie znikał tylko musiał chodzić albo nawet być noszonym. Kaiko powoli zaczynał się przyzwyczajać do tego, że różnego rodzaju fenomeny teraz dzieją się na porządku dziennym, odkąd tylko połączył siły z Akahoshim, a także Kakitą, Kanem i Mikoto. To, co dla nich było chlebem powszednim, dla Kanamury było jak... cud. I to oddalało go tym bardziej od wiary w duchy i bóstwa. Wszystko to, co było legendarne dla młodzieńca, ostatecznie okazywało się wynikiem chakry. Demony wcale nie były demonami, złymi istotami, duchami przesiąkniętymi złą karmą, ale ucieleśnieniem chakry. I to nieco tłumaczyło dlaczego ninja, władający chakrą, byli takimi ludźmi, a nie innymi. Takimi, a więc często bezdusznymi, bezlitosnymi, skupionymi na celu, a nie na metodach. Skoro wcielenie chakry było oszalałym potworem, to i chakra musiała powodować zepsucie. Oznaczało to, że najistotniejszą kwestią było zawładnięcie nad chakrą, opanowanie jej i ustanowienie granic, których przekraczać nie wolno. Nie zatracać się w chakrze, bo choć ma ona nadludzką moc, to z natury jest... chaosem, furią, gniewem i zniszczeniem. Niczym ogień, który może być figlarnym płomykiem świecy albo szalejącym pożarem zostawiającym po sobie jedynie zgliszcza i zwęglone truchła. Dla Kanamury przeciwwagą była szermierka. To ona miała mu pozwalać zachować balans, by nie popaść w zepsucie. Wiedział, że to ryzykowna gra, wszak przecież miał i swoje źródło zła w samym sobie. Jakkolwiek pozytywnie, wesoło i entuzjastycznie nie wypadał przed resztą, tak wewnątrz tkwiła ta enigmatyczna, a może właśnie banalnie prosta cząstka, która sprawiała, że zabijanie sprawiało mu przyjemność i było ogólnie satysfakcjonującym przeżyciem. I tak jak chaotyczną chakrę dało się wykorzystać do leczenia, a nie niszczenia, tak i on chciał korzystać z tej cechy, aby przynosić światu dobro, a nie zniszczenie.
Nie dało się ukryć, że Kanamura zapomniał o obietnicy Kakity. Zupełnie wyleciało mu z głowy to, że ten chciał go przetestować. Gdy to usłyszał, poczuł się jakby serce pominęło mu nawet nie jedno, a kilka uderzeń. Na moment był jak osłupiały, ale szybko uśmiechnął się - nieco nerwowo, nieco podekscytowany. Jak to młodzieniec, który miał szansę oddać się swojej pasji, w jego oczach błyszczał zapał. Nie potrafił nawet zakamuflować tego, że sama szermierka jest dla niego tym "czymś", co go napędza. Nie wspominał już nawet o tym, że odkąd Etsuya przestał go ćwiczyć, odtąd nie miał żadnych sparingów. Ani jednego. Jego umiejętności nie były testowane, a on w głównej mierze ćwiczył na sucho, nie mając realnej informacji zwrotnej co robi właściwie, co nie i czy w ogóle się rozwija. Tak czy siak, na ten moment Kaiko zaniemówił, więc spóźnił się z odpowiedzią na temat bambusowego lasku. Początkowo nawet nie zrozumiał o co chodziło Asagiemu. Na co mu bambusowy lasek tutaj? Miał zamiar wymyślić mu jakiś test? Może to nie miał być sparing? Ale czemu wspominał w takim razie o medyku? Nim jednak jakiekolwiek z tych pytań uzyskało odpowiedź, wtrącił się szybko Akahoshi, który swym zdecydowanie przejrzystszym umysłem odgadł, że chodziło Kakicie po prostu o miecze, aby mogli się sparować. Sensei, jak to już Kaiko zdążył zrozumieć że ten typ ma w naturze, znalazł natychmiast zaskakujące rozwiązanie. Może nie równie zaskakujące dla wszystkich, ale dla samego Kanamury... jak najbardziej. Wytworzenie broni z czarnego... no właśnie, czego? To nie miało teraz znaczenia, zdawało się że był to lód, ale skąd czarny lód? Czy czarny przypadkiem nie nagrzewał się łatwiej, a więc szybciej topniał? Tak czy siak, broń została stworzona i to nie byle jaka. Bokken wyglądał... jak bokken i było to imponujące, że tworzenie Akahoshiego jest w stanie być tak precyzyjne. Tym bardziej imponujące było stworzenie nie jednego, a dwóch Shuang Gou, które wyglądały kształtem bliźniaczo do tych, które posiadał sam Kaiko. Nie trudno było przewidzieć reakcję młodzieńca - podniósł się i stał jak zaczarowany, ogłupiały wręcz z ekscytacji, radości i potencjału, jaki został przed chwilą zaprezentowany. Czy to nie oznaczało, że Kensei był w stanie zrobić jaki chce miecz? Dowolnego kształtu? Czy to nie oznaczało, że Kaiko będzie mógł go dręczyć codziennie, aby zrobił mu inny miecz do "zabawy", która miała być odkrywaniem jaką bronią chciałby najbardziej się posługiwać? Ależ oznaczało.
Po fali emocji nadeszła fala rozumu. Wtem Kaiko jak trafiony piorunem przypomniał sobie, że przecież Kakicie chodziło najpewniej o zrobienie mieczy shinai, aby móc z nim sparować się jednakowym orężem. Tak się składało, że Kaiko posiadał i shinai, i bokkeny, i nawet zwykłe proste kije mające przypominać miecze. Bambusowych mieczy shinai nie używał odkąd Etsuya przestał z nim się sparować, a więc dobre kilka lat, toteż nie nadawały się do jako-takiej walki, ale zwyczajnego treningu? Czemu nie. Zniszczenia i ząb czasu dotyczył też innych ćwiczebnych oręży znajdujących się na terenie świątyni, więc w walce nie miały prawa bytu, ale w przyjacielskim treningu nie miało znaczenia czy miecz pęknie, czy nie. Od tego zależało znacznie mniej, niż życie. Tak czy siak, Kaiko chwycił Shuang Gou, które stworzył Akahoshi i obrócił nimi kilka razy w ręce. Ten ruch, zatoczenie kilku młynków ostrzem, był jak tik młodzieńca. Zawsze to robił, gdy chciał wyczuć broń, a że zawsze chciał mieć broń "wyczutą" przed walką, to i przed pojedynkami obracał mieczami, starając się zrozumieć wagę, wyważenie i poręczność oręża, którym przyszło mu stoczyć bój. Czarne hakomiecze właściwie niewiele się różniły od oryginału. Były nieco cięższe, rękojeść nieco grubsza, ale ostatecznie nie robiło to Kaiko żadnej różnicy. Siły miał wystarczająco, aby władać nawet Shuang Gou wielkości Zanbatou, toteż drobna zmiana w wadze była bez znaczenia. Rękojeść chociaż grubsza, to wcale nie gorsza, wydawała się nawet bardziej komfortowa, niż dosyć płaska w oryginale.
- Nawet taki ciężki kształt dałeś radę, Sensei. - odparł półgłosem, wciąż wpatrzony w repliki. Hakomiecze zdecydowanie miały ekstrawagancki, skomplikowany kształt, który mógł być nawet trochę przerostem formy nad treścią. Kaiko wciąż nie rozumiał dlaczego były takie tanie. Może to właśnie egzotyka wpływała na cenę? Musiał przyznać, że nie łatwo było władać tą bronią, chociaż skrywała ona niezwykły potencjał. Większość nauk fechtunku była negowana przez Shuang Gou i, według Kanamury, należało wymyślić własną technikę walki tą bronią, toteż większość szemierzy mogła zostać odrzucona od kupna, a to znów wpłynąć na cenę. No bo nie chciało mu się wierzyć, że kowal sam z siebie wyceniłby ostrze tak tanio, gdy było tak karkołomne w wykuciu. A przynajmniej tak wydawało się białowłosemu. Druga sprawa, to nieświadome nazwanie Akahoshiego "sensei" i to chyba po raz pierwszy. Teraz podświadomie chłopak zrozumiał, że Kensei jest jego nauczycielem. Teraz dopiero go uznał za takowego, gdy byli o krok od treningów, ćwiczeń i sparingów.
- To będzie zaszczyt skrzyżować z Tobą miecze, Kakita-sama. - i chociaż brzmiało to jak grzecznościowa formułka, to Kaiko był takich wyzbyty. Mówił to prosto z serca, a więc szczerze uważał, że ten sparing był czymś niezwykłym, czymś czym będzie mógł się chwalić i wspominać to z uśmiechem. Już towarzyszył mu radosny grymas twarzy, gdy mówił to w stronę samuraja. Uwaga by nie obnażać swych rekinich kłów odeszła gdzieś na bok. Teraz miał większe zmartwienia, a mianowicie... nadchodzącą walkę. Tak się składało, że widział jak Asagi walczył. Widział jak mierzył się z Junem. Widział... to może wiele powiedziane. Widział przebłyski tej walki, gdy spotykali się w uderzeniach, gdy na moment nie byli tak zabójczo szybcy, że poza możliwościami obserwacyjnymi Kanamury. Jasnym było, że ten pojedynek nie jest do wygrania, że Kakita przewyższa umiejętnościami Kaiko wielokrotnie, że w czystych warunkach fizycznych jest między nimi przepaść i to nie jak zazwyczaj na korzyść białowłosego. Ale czy to oznaczało, że młody szermierz ma zamiar przestać próbować wygrać? Za. Nic. W. Świecie. Opiekun świątyni miał wiele różnych cech, a jedną z nich była pewność siebie, którą pielęgnował. Teraz jednak nie wchodziła ona w grę. Niektórzy mylili pewność siebie z głupotą czy szaleństwem, tłumacząc w ten sposób porywanie się na wyzwania, które były pewną porażką. Kaiko był tylko i aż pewien siebie. Wiedział, że w przypadku podobnych umiejętności to on góruje, to on ma większe szanse wygrać. Odnosiło się to też pewnych czynności, wiedział że ma dużo siły, więc podejmował się wyzwań fizycznych z ochotą, nie zastanawiając się długo. Tym była pewność siebie. Zatem nie był szalony, nie był głupi, ani nie był pewien siebie, gdy chodziło o próbę wygrania z Kakitą. Był zwyczajnie pełen zaangażowania. Co to byłby za test umiejętności, gdyby nie dał z siebie wszystko? Gdyby od początku zakładał, że przegra, gdyby od początku przygotował się na porażkę i jej wyczekiwał? Jaki dałby obraz siebie, jako wojownika i szermierza? Nie potrafiłby spojrzeć na siebie w lustrze. Wiedział, że przepaść między nimi jest gigantyczna, ale i tak zamierzał ją przeskoczyć. Nie było w świecie rzeczy nieosiągalnych, były tylko niewynalezione rozwiązania, a on planował właśnie wynaleźć takie, które pozwoli mu zwyciężyć. Zamierzał wziąć pod uwagę całą wiedzę na temat Kakity, całą tą hegemonię samuraja na płaszczyźnie fechtunku, ciała, umysłu i ducha, by na podstawie tego przybliżyć się do niego i znaleźć sposób na pokonanie go. I już miał kilka pomysłów, ale najpierw...
Odłożył na bok Shuang Gou, jego ręce drżały z ekscytacji, uśmiech na twarzy miał jak przyklejony, nie mogąc pokonać tego uczucia, które sprawiało, że chciał biegać, krzyczeć, skakać, śmiać się i walczyć. Jeżeli tak wyglądała młodość, to chciał pozostać młody na zawsze. Jednak to wszystko nie przeszkodziło mu w zwyczajnym, przyziemnym myśleniu, którym przecież się odznaczał. Podszedł do zmywającej naczynia Miko, a wręcz stanął obok niej, by wesoło pchnąć ją biodrem na bok, w tej sposób ją nieco odsuwając. Spojrzał na nią jedynie figlarnym spojrzeniem, by zaraz zabrać się do pomagania jej w zmywaniu naczyń. Oczywiście nie zdzielił ją z biodra jakoś mocno, pamiętał o swojej sile i widział filigranową sylwetkę białowłosej, więc dodał jeden do jednego. Nie chciał jej przewrócić, połamać czy zrobić jakąkolwiek krzywdę. Chciał tylko w ten żartobliwy sposób dać jej solidnie znać, że jest gościem i nie wymaga się od niej żadnej pracy, ani obowiązków. Nawet jeżeli robiła to z czystej dobroci serca, to Kaiko nie zamierzał jej z tym zostawiać, a zwyczajnie pomóc jej szybko ze zmywaniem, aby razem mogli ruszyć na trening, w którym przecież miała uczestniczyć. Tylko... skoro była medykiem, to władała chakrą, a mieczem nie walczyła, zatem... co zamierzała trenować? Tę sprawę akurat zostawił do rozgryzienia Akahoshiemu, który przecież ją zaprosił. On musiał mieć już jakiś plan.
- Po tak długiej wędrówce do Antai zamierzasz od razu wyruszyć do Kaigan? - tym razem już pomijając grzecznościowe formy, Kaiko postanowił zadać pytanie, które dopiero teraz wydało mu się rozsądne. Co nagliło samuraja do tamtej prowincji? I czy rozmowa z Akahoshim była tak ważna, aby specjalnie przedzierać się przez antaiskie lasy, by zaraz później i tak ruszyć dalej? Najwidoczniej tak, ale Kanamura wciąż niezbyt to wszystko rozumiał, pomijając fakt, że to nie on miał to rozumieć, bo to nie były jego sprawy. Tak czy siak, po zmyciu wszystkich naczyń, a gdy reszta była gotowa, Kaiko zamierzał zabrać swoje repliki Shuang Gou i ruszyć za senseiem, aby tam wysłuchać dalszych instrukcji "co dalej".
Hyohiro uznał, że na niego pora i musi wracać. Kaiko do dziś nie był pewien skąd się tygrys w ogóle wziął. Wiedział jedynie tyle, że żyje z innymi mu podobnymi gdzieś, gdzie dotrzeć ciężko, ale skąd nagle pojawił się u boku Akahoshiego? Tak czy inaczej, Kaiko nie zamierzał przeciągać pożegnań, wszak zdążył zrozumieć, że bestia, jaką niewątpliwie był Hyohiro, nie lubiła takich ceregieli. Zamiast tego kiwnął mu głową na pożegnanie i poklepał dwa razy po boku, tak na szczęście w drodze. Gdziekolwiek zamierzał odejść. Białowłosy nie do końca spodziewał się, że tygrys tak po prostu... zniknie. Niby jasnym było, że zwierzę potrafi korzystać z chakry, ale tyle potrafił także Kensei, a wcale nie znikał tylko musiał chodzić albo nawet być noszonym. Kaiko powoli zaczynał się przyzwyczajać do tego, że różnego rodzaju fenomeny teraz dzieją się na porządku dziennym, odkąd tylko połączył siły z Akahoshim, a także Kakitą, Kanem i Mikoto. To, co dla nich było chlebem powszednim, dla Kanamury było jak... cud. I to oddalało go tym bardziej od wiary w duchy i bóstwa. Wszystko to, co było legendarne dla młodzieńca, ostatecznie okazywało się wynikiem chakry. Demony wcale nie były demonami, złymi istotami, duchami przesiąkniętymi złą karmą, ale ucieleśnieniem chakry. I to nieco tłumaczyło dlaczego ninja, władający chakrą, byli takimi ludźmi, a nie innymi. Takimi, a więc często bezdusznymi, bezlitosnymi, skupionymi na celu, a nie na metodach. Skoro wcielenie chakry było oszalałym potworem, to i chakra musiała powodować zepsucie. Oznaczało to, że najistotniejszą kwestią było zawładnięcie nad chakrą, opanowanie jej i ustanowienie granic, których przekraczać nie wolno. Nie zatracać się w chakrze, bo choć ma ona nadludzką moc, to z natury jest... chaosem, furią, gniewem i zniszczeniem. Niczym ogień, który może być figlarnym płomykiem świecy albo szalejącym pożarem zostawiającym po sobie jedynie zgliszcza i zwęglone truchła. Dla Kanamury przeciwwagą była szermierka. To ona miała mu pozwalać zachować balans, by nie popaść w zepsucie. Wiedział, że to ryzykowna gra, wszak przecież miał i swoje źródło zła w samym sobie. Jakkolwiek pozytywnie, wesoło i entuzjastycznie nie wypadał przed resztą, tak wewnątrz tkwiła ta enigmatyczna, a może właśnie banalnie prosta cząstka, która sprawiała, że zabijanie sprawiało mu przyjemność i było ogólnie satysfakcjonującym przeżyciem. I tak jak chaotyczną chakrę dało się wykorzystać do leczenia, a nie niszczenia, tak i on chciał korzystać z tej cechy, aby przynosić światu dobro, a nie zniszczenie.
Nie dało się ukryć, że Kanamura zapomniał o obietnicy Kakity. Zupełnie wyleciało mu z głowy to, że ten chciał go przetestować. Gdy to usłyszał, poczuł się jakby serce pominęło mu nawet nie jedno, a kilka uderzeń. Na moment był jak osłupiały, ale szybko uśmiechnął się - nieco nerwowo, nieco podekscytowany. Jak to młodzieniec, który miał szansę oddać się swojej pasji, w jego oczach błyszczał zapał. Nie potrafił nawet zakamuflować tego, że sama szermierka jest dla niego tym "czymś", co go napędza. Nie wspominał już nawet o tym, że odkąd Etsuya przestał go ćwiczyć, odtąd nie miał żadnych sparingów. Ani jednego. Jego umiejętności nie były testowane, a on w głównej mierze ćwiczył na sucho, nie mając realnej informacji zwrotnej co robi właściwie, co nie i czy w ogóle się rozwija. Tak czy siak, na ten moment Kaiko zaniemówił, więc spóźnił się z odpowiedzią na temat bambusowego lasku. Początkowo nawet nie zrozumiał o co chodziło Asagiemu. Na co mu bambusowy lasek tutaj? Miał zamiar wymyślić mu jakiś test? Może to nie miał być sparing? Ale czemu wspominał w takim razie o medyku? Nim jednak jakiekolwiek z tych pytań uzyskało odpowiedź, wtrącił się szybko Akahoshi, który swym zdecydowanie przejrzystszym umysłem odgadł, że chodziło Kakicie po prostu o miecze, aby mogli się sparować. Sensei, jak to już Kaiko zdążył zrozumieć że ten typ ma w naturze, znalazł natychmiast zaskakujące rozwiązanie. Może nie równie zaskakujące dla wszystkich, ale dla samego Kanamury... jak najbardziej. Wytworzenie broni z czarnego... no właśnie, czego? To nie miało teraz znaczenia, zdawało się że był to lód, ale skąd czarny lód? Czy czarny przypadkiem nie nagrzewał się łatwiej, a więc szybciej topniał? Tak czy siak, broń została stworzona i to nie byle jaka. Bokken wyglądał... jak bokken i było to imponujące, że tworzenie Akahoshiego jest w stanie być tak precyzyjne. Tym bardziej imponujące było stworzenie nie jednego, a dwóch Shuang Gou, które wyglądały kształtem bliźniaczo do tych, które posiadał sam Kaiko. Nie trudno było przewidzieć reakcję młodzieńca - podniósł się i stał jak zaczarowany, ogłupiały wręcz z ekscytacji, radości i potencjału, jaki został przed chwilą zaprezentowany. Czy to nie oznaczało, że Kensei był w stanie zrobić jaki chce miecz? Dowolnego kształtu? Czy to nie oznaczało, że Kaiko będzie mógł go dręczyć codziennie, aby zrobił mu inny miecz do "zabawy", która miała być odkrywaniem jaką bronią chciałby najbardziej się posługiwać? Ależ oznaczało.
Po fali emocji nadeszła fala rozumu. Wtem Kaiko jak trafiony piorunem przypomniał sobie, że przecież Kakicie chodziło najpewniej o zrobienie mieczy shinai, aby móc z nim sparować się jednakowym orężem. Tak się składało, że Kaiko posiadał i shinai, i bokkeny, i nawet zwykłe proste kije mające przypominać miecze. Bambusowych mieczy shinai nie używał odkąd Etsuya przestał z nim się sparować, a więc dobre kilka lat, toteż nie nadawały się do jako-takiej walki, ale zwyczajnego treningu? Czemu nie. Zniszczenia i ząb czasu dotyczył też innych ćwiczebnych oręży znajdujących się na terenie świątyni, więc w walce nie miały prawa bytu, ale w przyjacielskim treningu nie miało znaczenia czy miecz pęknie, czy nie. Od tego zależało znacznie mniej, niż życie. Tak czy siak, Kaiko chwycił Shuang Gou, które stworzył Akahoshi i obrócił nimi kilka razy w ręce. Ten ruch, zatoczenie kilku młynków ostrzem, był jak tik młodzieńca. Zawsze to robił, gdy chciał wyczuć broń, a że zawsze chciał mieć broń "wyczutą" przed walką, to i przed pojedynkami obracał mieczami, starając się zrozumieć wagę, wyważenie i poręczność oręża, którym przyszło mu stoczyć bój. Czarne hakomiecze właściwie niewiele się różniły od oryginału. Były nieco cięższe, rękojeść nieco grubsza, ale ostatecznie nie robiło to Kaiko żadnej różnicy. Siły miał wystarczająco, aby władać nawet Shuang Gou wielkości Zanbatou, toteż drobna zmiana w wadze była bez znaczenia. Rękojeść chociaż grubsza, to wcale nie gorsza, wydawała się nawet bardziej komfortowa, niż dosyć płaska w oryginale.
- Nawet taki ciężki kształt dałeś radę, Sensei. - odparł półgłosem, wciąż wpatrzony w repliki. Hakomiecze zdecydowanie miały ekstrawagancki, skomplikowany kształt, który mógł być nawet trochę przerostem formy nad treścią. Kaiko wciąż nie rozumiał dlaczego były takie tanie. Może to właśnie egzotyka wpływała na cenę? Musiał przyznać, że nie łatwo było władać tą bronią, chociaż skrywała ona niezwykły potencjał. Większość nauk fechtunku była negowana przez Shuang Gou i, według Kanamury, należało wymyślić własną technikę walki tą bronią, toteż większość szemierzy mogła zostać odrzucona od kupna, a to znów wpłynąć na cenę. No bo nie chciało mu się wierzyć, że kowal sam z siebie wyceniłby ostrze tak tanio, gdy było tak karkołomne w wykuciu. A przynajmniej tak wydawało się białowłosemu. Druga sprawa, to nieświadome nazwanie Akahoshiego "sensei" i to chyba po raz pierwszy. Teraz podświadomie chłopak zrozumiał, że Kensei jest jego nauczycielem. Teraz dopiero go uznał za takowego, gdy byli o krok od treningów, ćwiczeń i sparingów.
- To będzie zaszczyt skrzyżować z Tobą miecze, Kakita-sama. - i chociaż brzmiało to jak grzecznościowa formułka, to Kaiko był takich wyzbyty. Mówił to prosto z serca, a więc szczerze uważał, że ten sparing był czymś niezwykłym, czymś czym będzie mógł się chwalić i wspominać to z uśmiechem. Już towarzyszył mu radosny grymas twarzy, gdy mówił to w stronę samuraja. Uwaga by nie obnażać swych rekinich kłów odeszła gdzieś na bok. Teraz miał większe zmartwienia, a mianowicie... nadchodzącą walkę. Tak się składało, że widział jak Asagi walczył. Widział jak mierzył się z Junem. Widział... to może wiele powiedziane. Widział przebłyski tej walki, gdy spotykali się w uderzeniach, gdy na moment nie byli tak zabójczo szybcy, że poza możliwościami obserwacyjnymi Kanamury. Jasnym było, że ten pojedynek nie jest do wygrania, że Kakita przewyższa umiejętnościami Kaiko wielokrotnie, że w czystych warunkach fizycznych jest między nimi przepaść i to nie jak zazwyczaj na korzyść białowłosego. Ale czy to oznaczało, że młody szermierz ma zamiar przestać próbować wygrać? Za. Nic. W. Świecie. Opiekun świątyni miał wiele różnych cech, a jedną z nich była pewność siebie, którą pielęgnował. Teraz jednak nie wchodziła ona w grę. Niektórzy mylili pewność siebie z głupotą czy szaleństwem, tłumacząc w ten sposób porywanie się na wyzwania, które były pewną porażką. Kaiko był tylko i aż pewien siebie. Wiedział, że w przypadku podobnych umiejętności to on góruje, to on ma większe szanse wygrać. Odnosiło się to też pewnych czynności, wiedział że ma dużo siły, więc podejmował się wyzwań fizycznych z ochotą, nie zastanawiając się długo. Tym była pewność siebie. Zatem nie był szalony, nie był głupi, ani nie był pewien siebie, gdy chodziło o próbę wygrania z Kakitą. Był zwyczajnie pełen zaangażowania. Co to byłby za test umiejętności, gdyby nie dał z siebie wszystko? Gdyby od początku zakładał, że przegra, gdyby od początku przygotował się na porażkę i jej wyczekiwał? Jaki dałby obraz siebie, jako wojownika i szermierza? Nie potrafiłby spojrzeć na siebie w lustrze. Wiedział, że przepaść między nimi jest gigantyczna, ale i tak zamierzał ją przeskoczyć. Nie było w świecie rzeczy nieosiągalnych, były tylko niewynalezione rozwiązania, a on planował właśnie wynaleźć takie, które pozwoli mu zwyciężyć. Zamierzał wziąć pod uwagę całą wiedzę na temat Kakity, całą tą hegemonię samuraja na płaszczyźnie fechtunku, ciała, umysłu i ducha, by na podstawie tego przybliżyć się do niego i znaleźć sposób na pokonanie go. I już miał kilka pomysłów, ale najpierw...
Odłożył na bok Shuang Gou, jego ręce drżały z ekscytacji, uśmiech na twarzy miał jak przyklejony, nie mogąc pokonać tego uczucia, które sprawiało, że chciał biegać, krzyczeć, skakać, śmiać się i walczyć. Jeżeli tak wyglądała młodość, to chciał pozostać młody na zawsze. Jednak to wszystko nie przeszkodziło mu w zwyczajnym, przyziemnym myśleniu, którym przecież się odznaczał. Podszedł do zmywającej naczynia Miko, a wręcz stanął obok niej, by wesoło pchnąć ją biodrem na bok, w tej sposób ją nieco odsuwając. Spojrzał na nią jedynie figlarnym spojrzeniem, by zaraz zabrać się do pomagania jej w zmywaniu naczyń. Oczywiście nie zdzielił ją z biodra jakoś mocno, pamiętał o swojej sile i widział filigranową sylwetkę białowłosej, więc dodał jeden do jednego. Nie chciał jej przewrócić, połamać czy zrobić jakąkolwiek krzywdę. Chciał tylko w ten żartobliwy sposób dać jej solidnie znać, że jest gościem i nie wymaga się od niej żadnej pracy, ani obowiązków. Nawet jeżeli robiła to z czystej dobroci serca, to Kaiko nie zamierzał jej z tym zostawiać, a zwyczajnie pomóc jej szybko ze zmywaniem, aby razem mogli ruszyć na trening, w którym przecież miała uczestniczyć. Tylko... skoro była medykiem, to władała chakrą, a mieczem nie walczyła, zatem... co zamierzała trenować? Tę sprawę akurat zostawił do rozgryzienia Akahoshiemu, który przecież ją zaprosił. On musiał mieć już jakiś plan.
- Po tak długiej wędrówce do Antai zamierzasz od razu wyruszyć do Kaigan? - tym razem już pomijając grzecznościowe formy, Kaiko postanowił zadać pytanie, które dopiero teraz wydało mu się rozsądne. Co nagliło samuraja do tamtej prowincji? I czy rozmowa z Akahoshim była tak ważna, aby specjalnie przedzierać się przez antaiskie lasy, by zaraz później i tak ruszyć dalej? Najwidoczniej tak, ale Kanamura wciąż niezbyt to wszystko rozumiał, pomijając fakt, że to nie on miał to rozumieć, bo to nie były jego sprawy. Tak czy siak, po zmyciu wszystkich naczyń, a gdy reszta była gotowa, Kaiko zamierzał zabrać swoje repliki Shuang Gou i ruszyć za senseiem, aby tam wysłuchać dalszych instrukcji "co dalej".
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Samuraj... obserwował, słuchał i wyciągał wnioski. Mikoto może nie przywiązywała większej uwagi do formalności, jednakże niebieskooki przeciwnie. Dla niego stanowiło to swoisty wentyl bezpieczeństwa, porządkowało jego świat i pozwalało się po nim poruszać. Świat ninja nie był miejscem bezpiecznym - tutaj liczyła się siła. Podobnie świat szlachty - umiejętność poruszania się po imperium gestów stanowiła podstawę przeżycia w nim. Dlatego też mimo luźnej atmosfery jaka panowała w zapomnianej przez bogów świątyni położonej w Antai samuraj zamierzał zachować swój styl bycia. Nie zamierzał go bezpośrednio nikomu narzucać, jednakże samemu go reprezentować, tak więc jedynie twierdząco pokiwał głową w odpowiedzi iryoninowi.
- Nie przejmuj się, Mikoto-san. Nie będziemy używać ostrej broni. - odpowiedział poważniejszym tonem, niejako informując otoczenie, a szczególnie Kaiko, co myśli o takich zabawach. Metalowe miecze winny służyć tylko do obrony życia, lub honoru. Tego drugiego może nawet bardziej, bowiem czym jest życie pozbawione honoru? Samuraj doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te wszystkie wzniosłe ideały istniały w głównej mierze po to, by odróżniać ludzi od bezrozumnych bestii. Bestii, które kryły się w ich sercach każdego dnia, w każdej chwili szukając okazji, by wypłynąć na wierzch i przejąć kontrolę. Dlatego tak ostrożnie sięgał po prawdziwy miecz, raz tylko zrobił to z rozkazu swoich panów i ku uciesze tłumu o mało nie przypłacił tego życiem - paradoksalnie... nie byłaby to zła śmierć. Rolą samuraja jest służyć i nawet jeśli wielu tego by nie zrozumiała, to rozkaz walki z wykorzystaniem żywego ostrza stanowił element drogi wojownika. Co prawda, po tych wydarzeniach niebieskooki poprzysiągł sobie, że bez dobrego powodu nie da się więcej postawić w takiej sytuacji, ale... no właśnie, kluczowy był tutaj warunek "dobrego powodu" - cóż bowiem nim było? Tak naprawdę, wszystko zależało od tego, jaką cenę można było zapłacić i za co. Kakita, który odebrał wiele żyć, a własnym ryzykował by walczyć z wszelakim złem, tudzież za tych, którzy sami walczyć nie mogą nauczył się szanować cudze i swoje życie.
Jak się jednak miało okazać, nie będzie potrzeby (nadmiernego) ryzykowania zdrowiem własnym i cudzym ani też poszukiwania mogących posłużyć za broń treningową bambusów, bowiem Natsume dając pokaz swoich nadzwyczajnych umiejętności, zorganizował treningowy oręż, wykonany z lodu. Gestem tym Kensei dał niejako znak, że aprobuje walkę treningową między Asagim, a Kaiko, chociaż opatrzył ją odpowiednim wstępem dotyczącym tego, że walka ma być treningowa - czyżby ktokolwiek miał ku temu wątpliwości?
Niebieskooki zważył w dłoni podane mu lodowe tachi, w tym samym czasie Kaiko wykonując kilka machnięć w powietrzu sprawił swoje dwa ostrza. To już był moment, w którym niebieskooki mógł zobaczyć jak mniej więcej włada bronią jego jasnowłosy przeciwnik - czy trzyma ją odpowiednio, czy może jednak uścisk ma jakieś słabe punkty? Miecze bardzo wiele mówiły o człwieku.
- To może się okazać konieczne, Akahoshi-dono. - odpowiedział krótko na temat uwagi traktowania broni niczym cepa. Cep nie był wcale taką złą bronią, szczególnie jak miało się dwa i było adeptem bardziej skocznych form taijutsu - co prawda sam Kakita do nich nie należał, ale... wiedział jak wygląda nunchaku i nigdy by do niego nie podchodził lekceważąco. Mało tego, słyszał o szkołach, które nastawione są na brutalną siłę i stłamszenie wroga, ba! Miał nawet okazje skonfrontować się z reprezentującym taki stył Seinaru i wnioski były stare jak świat - brutalna siła i wykorzystanie wszelkiej możliwej przewagi to podstawa. Cóż po finezji ruchów, gdy odpowiednio mocny cios może skruszyć ciało i ducha...
- Kanamura-san, liczę że będziesz się starał. - odpowiedział jasnowłosemu ze skinieniem głowy samuraj, powoli podnosząc się z miejsca, które zajmował. Należało udać się przed świątynie i tam stoczyć zapowiedziany pojedynek tylko... no właśnie, co z mieczami? Kakita zatrzymał się w pół ruchu, nie zamierzając zostawiać swoich cennych ostrzy samych, bez opieki, a z drugiej strony, nie było tutaj nikogo poza obecnymi.
- Kanamura-san, gdzie mogę zostawić moje daisho? - zapytał opiekuna świątyni, który powinien mu wskazać odpowiednie miejsce, gdzie mógł spokojnie odłożyć miecze, tak by nikomu nie wadziły. Kiedy ów miejsce zostanie wskazane, samuraj ostrożnie umieści w nim swą broń, a gdy Kaiko będzie zmywał razem z Mikoto, sam zastanowi się nad tym, z kim przyjdzie mu się mierzyć. Młodzieńczy entuzjazm, jakim wręcz emanował Kaiko przypominała samurajowi jego samego z młodszych lat, kiedy to udał się do Hanamury by obejrzeć starcia najlepszych, kiedy ta sama ekscytacja sprawiała, że zastanawiał się, czy da sobie radę z uczestnikami turnieju, ten sam entuzjazm który kazał mu szukać kolejnych szermierzy i sprawdzać przeciwko nim swoje umieję tności. I chociaż te młodzieńcze szaleństwa samuraj miał już za sobą, to jednak pewną iskierkę młodości w sobie pielęgnował, by móc łączyć wynikające z wieku doświadczenie z młodzieńczą werwą - co prawda, obecnie już jednak musiał być trochę bardzie stonowany, a to dlatego że...
- Wyruszając do Oniniwy zostawiłem w Kaigan żonę. Nie chciałbym w domu zastać tego, co pewien Shogun z opowieści o wielkiej wojnie...ślady krwi trudno się zmywa z mat. - odpowiedział z lekką nutą żartu, ale i powagi samuraj, przywołując znaną opowieść o generale, który po 10 letnim oblężeniu pewnego miasta i długiej 10 letniej podróży zastał w dołu całą masę adoratorów, którym dzielnie opierała się ich żona. Skończyło się krwawą masakrą...
Tak, wspomnienie Ayame sprawiało, że samuraj czuł na karku potrzebę wyruszenia w stronę domu jak najszybciej. Ile to już miesięcy jej nie widział? Czy Asagi... wątpił w wierność żony? Cóż, w samotne, zimne wieczory bestia w sercu podsuwała mu różne lęki, które próbowały osłabić jego wolę...
- Czekam na zewnątrz. - rzekł niebieskooki, kierując swoje kroki przed świątynię, a tam rozejrzał się szukając najlepszego miejsca na plac, gdzie bedzie mógł stoczyć walkę z Kaiko. Na razie nie przyjmował żadnej pozycji, ustawił się tak, by po swojej lewej stronie mieć Amaterasu-sama, miecz trzymał swobodnie zwisający w dół w jednej ręce - pozycja lekko wyzywająco/drwiąca - coś czego nawet Natsume w jego wykonanie nie widział. Spojrzenie samuraja było natomiast... opuszczone. Kakita zdawał się patrzeć na wszystko i na nic jednocześnie, jakby patrzył na odległe góry. Nogi miał lekko ugięte w kolanach, gotowe do skoku, zwrotu, tego co miało nadejść...
- Nie przejmuj się, Mikoto-san. Nie będziemy używać ostrej broni. - odpowiedział poważniejszym tonem, niejako informując otoczenie, a szczególnie Kaiko, co myśli o takich zabawach. Metalowe miecze winny służyć tylko do obrony życia, lub honoru. Tego drugiego może nawet bardziej, bowiem czym jest życie pozbawione honoru? Samuraj doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te wszystkie wzniosłe ideały istniały w głównej mierze po to, by odróżniać ludzi od bezrozumnych bestii. Bestii, które kryły się w ich sercach każdego dnia, w każdej chwili szukając okazji, by wypłynąć na wierzch i przejąć kontrolę. Dlatego tak ostrożnie sięgał po prawdziwy miecz, raz tylko zrobił to z rozkazu swoich panów i ku uciesze tłumu o mało nie przypłacił tego życiem - paradoksalnie... nie byłaby to zła śmierć. Rolą samuraja jest służyć i nawet jeśli wielu tego by nie zrozumiała, to rozkaz walki z wykorzystaniem żywego ostrza stanowił element drogi wojownika. Co prawda, po tych wydarzeniach niebieskooki poprzysiągł sobie, że bez dobrego powodu nie da się więcej postawić w takiej sytuacji, ale... no właśnie, kluczowy był tutaj warunek "dobrego powodu" - cóż bowiem nim było? Tak naprawdę, wszystko zależało od tego, jaką cenę można było zapłacić i za co. Kakita, który odebrał wiele żyć, a własnym ryzykował by walczyć z wszelakim złem, tudzież za tych, którzy sami walczyć nie mogą nauczył się szanować cudze i swoje życie.
Jak się jednak miało okazać, nie będzie potrzeby (nadmiernego) ryzykowania zdrowiem własnym i cudzym ani też poszukiwania mogących posłużyć za broń treningową bambusów, bowiem Natsume dając pokaz swoich nadzwyczajnych umiejętności, zorganizował treningowy oręż, wykonany z lodu. Gestem tym Kensei dał niejako znak, że aprobuje walkę treningową między Asagim, a Kaiko, chociaż opatrzył ją odpowiednim wstępem dotyczącym tego, że walka ma być treningowa - czyżby ktokolwiek miał ku temu wątpliwości?
Niebieskooki zważył w dłoni podane mu lodowe tachi, w tym samym czasie Kaiko wykonując kilka machnięć w powietrzu sprawił swoje dwa ostrza. To już był moment, w którym niebieskooki mógł zobaczyć jak mniej więcej włada bronią jego jasnowłosy przeciwnik - czy trzyma ją odpowiednio, czy może jednak uścisk ma jakieś słabe punkty? Miecze bardzo wiele mówiły o człwieku.
- To może się okazać konieczne, Akahoshi-dono. - odpowiedział krótko na temat uwagi traktowania broni niczym cepa. Cep nie był wcale taką złą bronią, szczególnie jak miało się dwa i było adeptem bardziej skocznych form taijutsu - co prawda sam Kakita do nich nie należał, ale... wiedział jak wygląda nunchaku i nigdy by do niego nie podchodził lekceważąco. Mało tego, słyszał o szkołach, które nastawione są na brutalną siłę i stłamszenie wroga, ba! Miał nawet okazje skonfrontować się z reprezentującym taki stył Seinaru i wnioski były stare jak świat - brutalna siła i wykorzystanie wszelkiej możliwej przewagi to podstawa. Cóż po finezji ruchów, gdy odpowiednio mocny cios może skruszyć ciało i ducha...
- Kanamura-san, liczę że będziesz się starał. - odpowiedział jasnowłosemu ze skinieniem głowy samuraj, powoli podnosząc się z miejsca, które zajmował. Należało udać się przed świątynie i tam stoczyć zapowiedziany pojedynek tylko... no właśnie, co z mieczami? Kakita zatrzymał się w pół ruchu, nie zamierzając zostawiać swoich cennych ostrzy samych, bez opieki, a z drugiej strony, nie było tutaj nikogo poza obecnymi.
- Kanamura-san, gdzie mogę zostawić moje daisho? - zapytał opiekuna świątyni, który powinien mu wskazać odpowiednie miejsce, gdzie mógł spokojnie odłożyć miecze, tak by nikomu nie wadziły. Kiedy ów miejsce zostanie wskazane, samuraj ostrożnie umieści w nim swą broń, a gdy Kaiko będzie zmywał razem z Mikoto, sam zastanowi się nad tym, z kim przyjdzie mu się mierzyć. Młodzieńczy entuzjazm, jakim wręcz emanował Kaiko przypominała samurajowi jego samego z młodszych lat, kiedy to udał się do Hanamury by obejrzeć starcia najlepszych, kiedy ta sama ekscytacja sprawiała, że zastanawiał się, czy da sobie radę z uczestnikami turnieju, ten sam entuzjazm który kazał mu szukać kolejnych szermierzy i sprawdzać przeciwko nim swoje umieję tności. I chociaż te młodzieńcze szaleństwa samuraj miał już za sobą, to jednak pewną iskierkę młodości w sobie pielęgnował, by móc łączyć wynikające z wieku doświadczenie z młodzieńczą werwą - co prawda, obecnie już jednak musiał być trochę bardzie stonowany, a to dlatego że...
- Wyruszając do Oniniwy zostawiłem w Kaigan żonę. Nie chciałbym w domu zastać tego, co pewien Shogun z opowieści o wielkiej wojnie...ślady krwi trudno się zmywa z mat. - odpowiedział z lekką nutą żartu, ale i powagi samuraj, przywołując znaną opowieść o generale, który po 10 letnim oblężeniu pewnego miasta i długiej 10 letniej podróży zastał w dołu całą masę adoratorów, którym dzielnie opierała się ich żona. Skończyło się krwawą masakrą...
Tak, wspomnienie Ayame sprawiało, że samuraj czuł na karku potrzebę wyruszenia w stronę domu jak najszybciej. Ile to już miesięcy jej nie widział? Czy Asagi... wątpił w wierność żony? Cóż, w samotne, zimne wieczory bestia w sercu podsuwała mu różne lęki, które próbowały osłabić jego wolę...
- Czekam na zewnątrz. - rzekł niebieskooki, kierując swoje kroki przed świątynię, a tam rozejrzał się szukając najlepszego miejsca na plac, gdzie bedzie mógł stoczyć walkę z Kaiko. Na razie nie przyjmował żadnej pozycji, ustawił się tak, by po swojej lewej stronie mieć Amaterasu-sama, miecz trzymał swobodnie zwisający w dół w jednej ręce - pozycja lekko wyzywająco/drwiąca - coś czego nawet Natsume w jego wykonanie nie widział. Spojrzenie samuraja było natomiast... opuszczone. Kakita zdawał się patrzeć na wszystko i na nic jednocześnie, jakby patrzył na odległe góry. Nogi miał lekko ugięte w kolanach, gotowe do skoku, zwrotu, tego co miało nadejść...
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Na słowa Mikoto, Natsume tylko lekko skinął głową w ramach potwierdzenia tego że zrozumiał co ma na myśli. Czyli dziewczyna rzeczywiście nie miała jakiegokolwiek kontaktu z klanem Yuki, i nawet jeśli rzeczywiście zobaczy umiejętności białowłosego, to nie było raczej szans żeby rozpoznała w nim kogokolwiek więcej niż zwykłego, może nieco lepiej wyszkolonego przedstawiciela panów lodu. A to byłoby zdecydowanie mu na rękę - miałby o jedno zmartwienie mniej pod względem tego, czy będzie mógł na spokojnie trenować zarówno Kaiko, jak i samego siebie, kiedy w pobliżu będzie ktoś jeszcze. A zarazem, jeżeli dziewczyna rzeczywiście pochodziła z klanu Yuki, to przynajmniej będzie miał z kim porozmawiać o tej sztuce, ot, nawet żeby samemu o niej nie zapomnieć. Wewnętrzny paranoik nadal mu podpowiadał, że lepiej zachować dystans, przynajmniej przez jakiś czas, dopóki się nie upewni że może pozwolić sobie na zaufanie kolejnej osobie w swoim otoczeniu, z drugiej jednak... ile można cały czas wypatrywać zagrożeń wszędzie wokół.
Tak długo ile trzeba, żeby móc przeżyć, znowu usłyszał gdzieś z tyłu głowy.
Shiranui, chociaż w czasie wolnym sklej kapcia.
Przez większość czasu Natsume był praktycznie odcięty od rozmowy, odpowiadając tylko na zadane mu wprost pytania. Myślami jednak widocznie błądził gdzieś daleko, i nawet on sam nie był do końca pewien czy wiedział gdzie dokładnie - otworzył tak zwane pudełko nicości, pozwalające człowiekowi po prostu siedzieć w błogim zawieszeniu, bez konieczności skupiania się na czymkolwiek. Wiedział że za chwilę będzie go czekała nie tylko obserwacja możliwości bojowych Kaiko, ale też ćwiczenie własnych możliwości chakrowo-percepcyjnych, więc skoro mógł sobie teraz pozwolić na chwilowe zawieszenie w czasie i przestrzeni, to w sumie czemu by nie skorzystać. Co jakiś czas tylko zjadał odrobinę więcej potrawki (tym razem jednak bardziej chodziło o "bezmyślne przekąszanie kęsa za kęsem", a nie wczorajsze "pochłanianie jedzenia jak jamochłon"), lecz poza tym ciężko było określić jego kontaktowność.
Może dlatego, że zaczynał znowu wracać myślami do tego, czego dowiedział się w Oniniwie. Przez to, że większość drogi spędził nieprzytomnym, nie miał nawet za bardzo czasu przetrawić tych rewelacji. A teraz, kiedy zaczął odnosić wrażenie że większość jego dziwnych nawyków i brutalnych przyzwyczajeń, które nabył przez te wszystkie lata... w jakiś sposób były połączone z przeklętą krwią, która płynęła w jego żyłach. Ba, nawet ta chorobliwa podejrzliwość wobec innych i niechęć do otworzenia się były czymś, co dopiero dzięki swojej krótkiej karierze jako cesarz zaczął zauważać jako coś utrudniającego życie. Zaskakująco łatwo było mu zamknąć się w pancernej kopule, ukryć swoje emocje, swoje... jestestwo, aby pozostawić tylko pustą skorupę - Shiranui, stan w którym stawał się tylko zwykłym narzędziem. Z jednej strony był dość ślamazarnym melancholikiem, który lubił muzykę i sztukę, a z drugiej potrafił przełączyć przycisk zmieniający go w artystę malującego ściany juchą. A to wszystko przez to, że tak naprawdę powinien się nazywać Suzumura Natsume.
Potomek Diabła.
Na moment podniósł wzrok, by spojrzeć na pozostałych. Z nich wszystkich tylko Kakita wiedział, kim tak naprawdę był Akahoshi Kensei. I to nie tylko jako osobę, ale też to czyja krew płynęła w jego żyłach. Samuraj jednak zdawał się podchodzić do tego na spokojnie - a przynajmniej na to wyglądało. Kaiko cieszył się jak dziecko z faktu, że będzie mógł stoczyć walkę z Asagim, a Mikoto zaproponowała zajęciem się łapaniem obiadu. Ciekawe, czy jeśli by wiedzieli o tym z kim są pod jednym dachem, dalej mogliby zachować tak radosny stan ducha?
Yuki ostatecznie westchnął i lekko pokręcił głową. Zamęczanie się tym tematem w tej chwili niczego nie zmieni, a tylko wszystko utrudni. Być może kiedyś będzie mógł o tym porozmawiać.
Być może.
Natsume lekko się uśmiechnął, widząc radość Kaiko ze stworzonych przez niego lodowych mieczy. Młodzieniec nadal miał w sobie mnóstwo zapału, niezależnie od tego jak wiele zobaczył i jak wiele doświadczył. Cóż, to tylko dobrze o nim świadczyło. Na dodatek oczywiście nie umknęło mu, że Kanamura powiedział w jego kierunku nowy tytuł. "Sensei". Wcześniej już zdarzało mu się usłyszeć to miano z ust sióstr Tanuki, które były jego pierwszymi uczennicami, lecz ten przypadek był... inny. Tym razem uczenie kogoś nie było zleceniem bądź prośbą, a była decyzją która wyszła z czystych chęci nauczania tego naładowanego energią chłopaka. Yuki był naprawdę ciekaw tego, jak daleko w tym brutalnym świecie będzie w stanie zajść ten postrzelony młodzik z niezwykłym potencjałem.
Skinął głową.
-To dopiero początek. Jeszcze niejedno zobaczysz przez najbliższe miesiące.
Asagi stwierdził, że naprawianie ostrzy na bieżąco będzie mogło być konieczne - i w sumie na pewno miał rację. Natsume doskonale wiedział, że podczas starcia oręży, nawet stal potrafiła się bez problemu złamać. Cóż, przynajmniej tyle, że czarny lód potrafił zaskakiwać wytrzymałością - odpowiednio zastosowany, potrafił bez problemu przebijać się nawet przez skały i budowle, więc czemu nie miałby sobie poradzić w takiej sytuacji jak ta? Tak długo jak nie będą atakować siebie nawzajem z bogowie wiedzą jak dużą siłą, to oręże spokojnie wytrzymają próbę. A jeśli nie? To Yukiego w tym głowa, by wykryć uszczerbki i je naprawić, zanim reszta zdąży nastawić się do kolejnego uderzenia. Było to naprawdę ciekawe wyzwanie.
-Bez obaw. Będę mieć wszystko pod kontrolą.
Zanim ktokolwiek inny zareagował, Natsume wstał i ruszył w stronę wyjścia ze świątyni. Oręże były przygotowane, reszta powoli zbierała się na szkolenia, więc im szybciej on zajmie swoje miejsce, tym lepiej. Po drodze usłyszał tylko, jak Kakita wspomniał o Ayame - rzeczywiście, Kakita przecież był żonaty, białowłosy miał nawet okazję poznać Ayame podczas turnieju. Yuki poczuł lekkie ukłucie zażenowania - małżonka oczekuje go cholera wie jak długo, a Natsume jeszcze gania biednego samuraja przez pół świata, po pustyniach i nadbrzeżnych lasach. Będzie musiał mu to jakoś wynagrodzić, notatka zostawiona z tyłu głowy.
Kiedy Kakita opuścił świątynię, jego oczom mógł się ukazać prosty obraz: pobliski placyk, który Kaiko przerobił niegdyś na plac treningowy, aktualnie został oczyszczony w taki sposób, by utworzyć względnie gładką powierzchnię do pojedynku. Przed placykiem zaś, na głazie ustawionym w ogrodzie karesansui, klęczał zwrócony twarzą w stronę pola walki Natsume, spokojnie oczekując na przybycie reszty. Jak zawsze podczas treningów, Yuki zdjął górną część odzienia, odsłaniając klatkę piersiową - tym razem jednak zdawał się być bardziej przygotowany na medytację niż na faktyczne ćwiczenia. W końcu zamierzał ćwiczyć nie tylko percepcję, ale też ducha, więc czy było jakieś lepsze miejsce ku temu?
A i przy okazji jakiś sędzia się w tym sparingu przyda.
Tak długo ile trzeba, żeby móc przeżyć, znowu usłyszał gdzieś z tyłu głowy.
Shiranui, chociaż w czasie wolnym sklej kapcia.
Przez większość czasu Natsume był praktycznie odcięty od rozmowy, odpowiadając tylko na zadane mu wprost pytania. Myślami jednak widocznie błądził gdzieś daleko, i nawet on sam nie był do końca pewien czy wiedział gdzie dokładnie - otworzył tak zwane pudełko nicości, pozwalające człowiekowi po prostu siedzieć w błogim zawieszeniu, bez konieczności skupiania się na czymkolwiek. Wiedział że za chwilę będzie go czekała nie tylko obserwacja możliwości bojowych Kaiko, ale też ćwiczenie własnych możliwości chakrowo-percepcyjnych, więc skoro mógł sobie teraz pozwolić na chwilowe zawieszenie w czasie i przestrzeni, to w sumie czemu by nie skorzystać. Co jakiś czas tylko zjadał odrobinę więcej potrawki (tym razem jednak bardziej chodziło o "bezmyślne przekąszanie kęsa za kęsem", a nie wczorajsze "pochłanianie jedzenia jak jamochłon"), lecz poza tym ciężko było określić jego kontaktowność.
Może dlatego, że zaczynał znowu wracać myślami do tego, czego dowiedział się w Oniniwie. Przez to, że większość drogi spędził nieprzytomnym, nie miał nawet za bardzo czasu przetrawić tych rewelacji. A teraz, kiedy zaczął odnosić wrażenie że większość jego dziwnych nawyków i brutalnych przyzwyczajeń, które nabył przez te wszystkie lata... w jakiś sposób były połączone z przeklętą krwią, która płynęła w jego żyłach. Ba, nawet ta chorobliwa podejrzliwość wobec innych i niechęć do otworzenia się były czymś, co dopiero dzięki swojej krótkiej karierze jako cesarz zaczął zauważać jako coś utrudniającego życie. Zaskakująco łatwo było mu zamknąć się w pancernej kopule, ukryć swoje emocje, swoje... jestestwo, aby pozostawić tylko pustą skorupę - Shiranui, stan w którym stawał się tylko zwykłym narzędziem. Z jednej strony był dość ślamazarnym melancholikiem, który lubił muzykę i sztukę, a z drugiej potrafił przełączyć przycisk zmieniający go w artystę malującego ściany juchą. A to wszystko przez to, że tak naprawdę powinien się nazywać Suzumura Natsume.
Potomek Diabła.
Na moment podniósł wzrok, by spojrzeć na pozostałych. Z nich wszystkich tylko Kakita wiedział, kim tak naprawdę był Akahoshi Kensei. I to nie tylko jako osobę, ale też to czyja krew płynęła w jego żyłach. Samuraj jednak zdawał się podchodzić do tego na spokojnie - a przynajmniej na to wyglądało. Kaiko cieszył się jak dziecko z faktu, że będzie mógł stoczyć walkę z Asagim, a Mikoto zaproponowała zajęciem się łapaniem obiadu. Ciekawe, czy jeśli by wiedzieli o tym z kim są pod jednym dachem, dalej mogliby zachować tak radosny stan ducha?
Yuki ostatecznie westchnął i lekko pokręcił głową. Zamęczanie się tym tematem w tej chwili niczego nie zmieni, a tylko wszystko utrudni. Być może kiedyś będzie mógł o tym porozmawiać.
Być może.
Natsume lekko się uśmiechnął, widząc radość Kaiko ze stworzonych przez niego lodowych mieczy. Młodzieniec nadal miał w sobie mnóstwo zapału, niezależnie od tego jak wiele zobaczył i jak wiele doświadczył. Cóż, to tylko dobrze o nim świadczyło. Na dodatek oczywiście nie umknęło mu, że Kanamura powiedział w jego kierunku nowy tytuł. "Sensei". Wcześniej już zdarzało mu się usłyszeć to miano z ust sióstr Tanuki, które były jego pierwszymi uczennicami, lecz ten przypadek był... inny. Tym razem uczenie kogoś nie było zleceniem bądź prośbą, a była decyzją która wyszła z czystych chęci nauczania tego naładowanego energią chłopaka. Yuki był naprawdę ciekaw tego, jak daleko w tym brutalnym świecie będzie w stanie zajść ten postrzelony młodzik z niezwykłym potencjałem.
Skinął głową.
-To dopiero początek. Jeszcze niejedno zobaczysz przez najbliższe miesiące.
Asagi stwierdził, że naprawianie ostrzy na bieżąco będzie mogło być konieczne - i w sumie na pewno miał rację. Natsume doskonale wiedział, że podczas starcia oręży, nawet stal potrafiła się bez problemu złamać. Cóż, przynajmniej tyle, że czarny lód potrafił zaskakiwać wytrzymałością - odpowiednio zastosowany, potrafił bez problemu przebijać się nawet przez skały i budowle, więc czemu nie miałby sobie poradzić w takiej sytuacji jak ta? Tak długo jak nie będą atakować siebie nawzajem z bogowie wiedzą jak dużą siłą, to oręże spokojnie wytrzymają próbę. A jeśli nie? To Yukiego w tym głowa, by wykryć uszczerbki i je naprawić, zanim reszta zdąży nastawić się do kolejnego uderzenia. Było to naprawdę ciekawe wyzwanie.
-Bez obaw. Będę mieć wszystko pod kontrolą.
Zanim ktokolwiek inny zareagował, Natsume wstał i ruszył w stronę wyjścia ze świątyni. Oręże były przygotowane, reszta powoli zbierała się na szkolenia, więc im szybciej on zajmie swoje miejsce, tym lepiej. Po drodze usłyszał tylko, jak Kakita wspomniał o Ayame - rzeczywiście, Kakita przecież był żonaty, białowłosy miał nawet okazję poznać Ayame podczas turnieju. Yuki poczuł lekkie ukłucie zażenowania - małżonka oczekuje go cholera wie jak długo, a Natsume jeszcze gania biednego samuraja przez pół świata, po pustyniach i nadbrzeżnych lasach. Będzie musiał mu to jakoś wynagrodzić, notatka zostawiona z tyłu głowy.
Kiedy Kakita opuścił świątynię, jego oczom mógł się ukazać prosty obraz: pobliski placyk, który Kaiko przerobił niegdyś na plac treningowy, aktualnie został oczyszczony w taki sposób, by utworzyć względnie gładką powierzchnię do pojedynku. Przed placykiem zaś, na głazie ustawionym w ogrodzie karesansui, klęczał zwrócony twarzą w stronę pola walki Natsume, spokojnie oczekując na przybycie reszty. Jak zawsze podczas treningów, Yuki zdjął górną część odzienia, odsłaniając klatkę piersiową - tym razem jednak zdawał się być bardziej przygotowany na medytację niż na faktyczne ćwiczenia. W końcu zamierzał ćwiczyć nie tylko percepcję, ale też ducha, więc czy było jakieś lepsze miejsce ku temu?
A i przy okazji jakiś sędzia się w tym sparingu przyda.
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Pokiwanie głową z pewnością było wystarczającą zgodą dla Miko, na pożyczenie drogocennego wiadra, jednego z wielu, które należały do kolekcji Kanamury. Zaraz po tym białowłosy lekko się zaśmiał w odpowiedzi na słowa swojego senseia. Nie wątpił, że ten jeszcze go zaskoczy niejednokrotnie w najbliższym czasie. Tworzył oręż z czarnego lodu, miał gadającego tygrysa, posiadał nie jedno a dwa legendarne ostrza i pewnie można by więcej wymieniać, ale Kaiko więcej nie wiedział. Jak na ten moment.
Zapytany o miejsce, w którym Kakita mógłby złożyć swój oręż, spoważniał i sugestywnie otworzył drzwi do wewnątrz świątyni, wskazując ręką na drewniany stojak, znajdujący się w rogu pomieszczenia. Zwyczajny, wykonany z ciemnego drewna stojak, umożliwiający ułożenie trzech ostrzy w sposób horyzontalny. Niegdyś używał go Etsuya, a teraz... stał tak odłogiem od kilku lat, jako że Kanamura swe miecze zwyczajnie kładł obok posłania. Nie był to idealny sposób na przechowywanie oręża, ale białowłosy wychodził z założenia, że broń miała nie zawodzić przy starciu z szermierzami, więc obchodzenie się z nią jak z jajkiem nie jest zwyczajnie na miejscu.
Odnośnie sposobu trzymania lodowych replik... Kaiko dzierżył je jak zabawki, obracając nimi w ręce, nimi bawiąc się nimi, ale tak naprawdę wyczuwając ich zręczność, balans, wagę i zwyczajnie nabierając "oswojenia" ze swoją nową bronią. Niezbyt zrozumiał o co chodziło Kakicie, gdy wspomniał opowieść, jako że białowłosy zwyczajnie jej nie znał. Ciężko było zareagować, bo bardziej zszokowany był faktem, iż samuraj miał żonę. Wiódł niezwykle niebezpieczne życie, a jednak postanowił się związać. Kaiko... nie wiedział co o tym myśleć. Był młody, może jeszcze za młody, żeby pojąć pewne sprawy. Po co wojownikowi miłość? Kanamura nie wyobrażał sobie ryzykowania własnego życia, gdyby miał ukochaną osobę oczekującą na niego w domu. Ale chłopak, cóż, mało wiedział na temat miłości, relacji i, po prostu, życiu.
Mimo wszystko młodzieniec zaśmiał się, nie wiedząc jak powinien zareagować na słowa Asagiego. Zrozumiał, że się o nią martwi i to, niezależnie czy było trafne, wystarczało mu. Miał bardziej niż dobry powód, aby zaraz wracać do Kaigan, a więc Kaiko nie czuł potrzeby kontynuowania tematu. Zamiast tego szybko spoważniał, gdy Kakita oznajmił, że będzie na niego czekał. Koniec beztroski, zaczynał się prawdziwy test. Kiwnął mu głową szybko i stanowczo, jakby przyjmował rozkaz, a spojrzenie miał pełne zapału. Tak naprawdę był to zapał wymieszany z nerwami. Jego poczynania miał obserwować jego nowy sensei, Miko, no i jego sparing partner. I... Kan? A gdzie on w ogóle zaginął? Na chwilę Kanamura odpłynął, ale szybko wrócił na ziemię, zdając sobie sprawę, że to bardzo zły moment na rozkojarzenie się.
- Jezioro znajdziesz, wychodząc tymi drzwiami. - w tym momencie otworzył drzwi od części mieszkalnej na zewnątrz i wyszedł za próg, aby wskazać ręką kierunek. - Później ruszasz tam, znajdziesz po chwili dróżkę prowadzącą dalej, po prawej rośnie spora wierzba, obok niej jest jezioro. Jakbyś ruszyła dalej za strumykiem, to znajdziesz kamieniste rozlewisko. Płytko jest tam, więc ryby łatwo się łapie, gdy chcą dotrzeć do strumienia albo jeziora. - od razu postanowił jej poradzić też najlepsze miejsce, z którego sam najczęściej korzystał. Woda tam była ledwo za kostki, a ryby przepływały w obu kierunkach, więc wystarczyło mieć naostrzony kij, bystre oko i dobry refleks, aby napełnić wiaderko kilkadziesiąt minut.
Wszedł do środka, a następnie zabrał swoje lodowe repliki, by przejść do części świątynnej. Zatrzymał się w połowie, biorąc kilka głębokich oddechów, starając się opanować nerwy. Wiedział, że to była jego słaba strona, że za bardzo ponosiły go emocje, reagował zbyt instynktownie, a za mało rozsądnie. W tej walce nie mógł popełniać tak banalnych błędów, ten pojedynek wymagał od niego nie wszystkiego, lecz niemożliwego. A on nie zamierzał podjąć to wyzwanie, zaśmiać się losowi w twarz i wygrać to, wbrew wszelkiej logice. Czy to było realne? Nawet Kaiko był świadom, że szanse są mniejsze, niż na utopienie się w talerzu zupy.
Wyszedł na zewnątrz, z zadziornym uśmiechem, jakby wyruszał na wielką przygodę. Oba miecze trzymał w lewej ręce, luźno trzymając je, zwyczajnie je niosąc. Pozycja Kakity niewiele mu mówiła. Nie był przygotowany, nie stał w sposób, który sugerowałby jakiekolwiek zaangażowanie bojowe, ale czy musiał? Jego oponent dopiero się pojawił i nie był z pewnością faworytem tego starcia. Białowłosy w spokoju zajął miejsce naprzeciwko samuraja, coś ponad dziesięć metrów od niego, aby dać sobie jakiekolwiek szanse na reakcję obronną w przypadku błyskawicznego ataku Asagiego. Zanim jednak jakkolwiek przygotował się do starcia, to mógł zaskoczyć obserwatorów tym, że najpierw wyprostował się, kierując się twarzą ku świątyni, której pokłonił się. Nie za głęboki pokłon również oddał Akahoshiemu, który aktualnie był jego senseiem. Może nie nauczył go jeszcze niczego w kwestii szermierki, ale nomen-omen był nauczycielem Kanamury i szacunek mu się należał. Ostatni pokłon, zdecydowanie mniej głęboki, był skierowany w stronę Kakity. Rytuał, który chyba jako jedyny został w pełni przyjęty przez Kaiko od Etsuyi. Element etykiety, który młodzieniec przyjął z radością, jako że odnosił się do swoistej kultury walki. Wystarczyło tyle, że był związany z szermierką, aby białowłosy z radością go uznał za właściwy, oddając kolejno pokłon ołtarzykowi, swemu nauczycielowi i przeciwnikowi. Oczywiście podczas pokłonu nie spuścił Asagiego ze wzroku. Wiedział, że ten go nie zaatakuje, ale to nie była kwestia zaufania. To była kwestia rutyny, dobrych nawyków, które należało pielęgnować. Lepiej było dmuchać na zimne, niż skończyć z przebitymi trzewiami, bo zachciało się komuś honorowych ukłonów.
Młodzieniec jeszcze na moment rzucił okiem na Kenseia. W tej pozycji wyglądał, jakby zaraz miał zacząć prowadzić filozoficzne nauki, a później medytację. Ten widok na swój sposób zadziałał na Kaiko dosyć uspokajająco. Akahoshi nie zachowywał intensywnej postawy, toteż Kanamura czuł mniejszą presję i mniejszy stres związany z obserwacją. W końcu wrócił wzrokiem do swojego przeciwnika. Skupione spojrzenie nie traciło zapału, a zadziorny, nieco nerwowy uśmiech zdradzał, że młodym szermierzem targa teraz wiele emocji. On jednak stał spokojnie, nawet leniwie ustawiając się w pozycji, rozszerzając nogi, uginając kolana, wycofując lewą nogę do tyłu. Teraz dopiero chwycił swoje lodowe Shuang Gou jak należało, czyli zgodnie z naukami Etsuyi - "jakbyś trzymał w ręce jaskółkę, więc pewnie, aby nie uciekła i delikatnie, abyś jej nie zmiażdżył". Prawa ręka została wystawiona dalej, osiągając prawie maksymalny zasięg, jaki Kaiko posiadał z tym orężem. Lewa ręka była wycofana, a hakomiecz znajdował się bliżej ciała młodzieńca. Wydawało się, jakby Kanamura mierzył końcem miecza z prawej ręki w krtań Kakity, chociaż przecież nie miał nawet sposobu, by wykonać pchnięcie.
- Rozpoczynajmy, Kakita-sama. - rzucił spokojnie, wręcz niepasująco spokojnie względem tego, jak wyglądał. Wydawało się, że zaraz się rzuci na przód, że ześle na Asagiego cały wicher cięć, ale było zupełnie inaczej. Stał spokojnie, dopiero po chwili delikatnie poruszając się do przodu, nawet nie krokami, a pół krokami, przesuwając stopy blisko ziemi, ślamazarnie ale skutecznie skracając dystans. Jego złote oczy były jak zahipnotyzowane na postaci samuraja, ledwo mrugał, nie chcąc stracić chociaż ułamka ruchu. Nie patrzył na jego ręce, nie patrzył na lodowy oręż jaki dzierżył, ani na twarz. Patrzył na wszystko, na całą jego osobę, starając się znaleźć sygnał akcji w najdrobniejszym ruchu. Jaki był plan Kanamury? Z pewnością nie zaatakować pierwszy. Nie mógł zdradzić swojej siły, szybkości czy jakiejkolwiek sprawności w najmniejszym ruchu, nim dojdzie do tego decydującego. On znał możliwości Kakity, wiedział że to go przerasta, a więc potrzebował każdej, nawet najmniejszej sposobności na zyskanie jakiejkolwiek przewagi. Gdyby samuraj nie ruszył na niego, to ten zatrzymałby się jakieś trzy metry od niego, zwyczajnie czekając na atak, prowokując go swoim spokojem i zupełnym brakiem pośpiechu. Był młody, był narwany, ale nie był głupi, by dać się temu ponieść.
Gdyby jednak Asagi ruszył na niego, cóż, wtedy miał bardzo konkretny plan. Teraz mógł z pierwszej ręki zaprezentować Kakicie swój autorski manewr, a więc unik połączony z kontratakiem. Jasnym było, że przeciwnik młodzieńca jest zabójczo szybszy od niego, jest też pewnie silniejszy, bystrzejszy, bardziej spostrzegawczy i ogólnie lepszy. Oznaczało to, że tradycyjny atak, niezależnie jak wspaniale technicznie wykonany, nie miał szans na trafienie. Bariera fizyczna była zbyt wielka, aby ją przekroczyć zwykłą techniką. Musiał sprawić, że jego ataki będą szybsze, niż powinny być, a więc na pewno szybsze od tego, czego spodziewał się samuraj. Nie potrafił się przyśpieszyć, ale znał prostą zasadę walki jednym ostrzem - kiedy atakujesz, nie masz jak się bronić, a kiedy się bronisz, nie masz jak atakować. I tę zasadę zamierzał trochę nagiąć. Kakita, niezależnie czy wykonałby cięcie czy pchnięcie, miał spotkać się z unikiem Kanamury, wykonanym tak szybko, jak tylko mógł. Sygnał, że nadchodzi atak, że to jest dokładnie TEN moment na ruch, chciał odczytać z całego ciała przeciwnika. Z jego stóp, które powinny twardo poczuć grunt, aby cięcie było silne i z jego palców, które miały zdradzić kierunek cięcia. Także z jego ogólnej postawy, ułatwiającej zrozumienie czy nadejdzie pchnięcie, czy cięcie, jako że ruchy te różniły się w wykorzystaniu mechaniki całego ciała. Wszystkie karty Kaiko były postawione na ten jeden unik, chociaż nie tak zwyczajny. Podczas uniku białowłosy zamierzał poruszyć się w prawo lub lewo ciałem, ale nie orężem, zostawiając jeden z mieczy za sobą niczym smugę, która miała dopiero po chwili za nim podążyć. Drugi miecz, trzymałby bliżej ciała, aby w razie czego móc się nim obronić, przerywając cały misterny plan. Gdyby unik się powiódł, to wedle wszelkich założeń, broń znajdowała się w obok Kanamury, na jego wyciągniętej ręce. Unik tak naprawdę był jednocześnie wykonaniem zamachu do cięcia, a raczej pominięciem potrzeby go wykonania. Zamiast robić zamach, ustawiać się w pozycji do konkretnego cięcia, to Kaiko zostawił broń za sobą, by teraz zwyczajnie pociągnąć ją do siebie, wykonując tym samym szerokie, horyzontalne cięcie wycelowane prosto w brzuch Kakity, mając nadzieję, że zaczepi go hakami, co umożliwi mu dodatkową kontrolę pojedynku. Gdyby jednak unikł zawiódł... cóż, o ile walka się na tym nie zakończyła, o ile runda się na tym nie zakończyła, a sparing trwał dalej, to Kaiko postarał się zablokować atak drugim mieczem, pozostawiając tamten dalej za sobą. Nie zamierzał odpuścić, zamierzał kontynuować ten atak nawet jeżeli miałby blokować albo nawet wtedy, gdyby dostał sam wcześniej.
Niezależnie od efektów starcia, Kaiko zamierzał wrócić do swojej wyjściowej pozycji, ponownie przygotowując się do obrony lub kontry. Na ten moment nie zamierzał sam atakować. Musiał rozeznać się w tej walce, wyczuć swojego przeciwnika, aby zrozumieć na jaką ofensywę może sobie pozwolić. Wykonanie jego autorskiej techniki było jednorazowym asem w rękawie, który miał zaskoczyć samuraja nie tylko swą ekstrawagancją, ale także fałszywym pokazem szybkości, który tak naprawdę był połączeniem dwóch ruchów, a nie szybszym wykonaniem jakiegokolwiek. Ani unik nie był szybszy, ani atak po nim, ale faza uniku pokrywała się z fazą wzięcia zamachu lub dobrania pozycji do ataku, przez co wystarczyło tylko włożyć siłę, a ofensywa sama nadchodziła.
|| No różnicę w PH mamy gargantuiczną, więc wszelkie powodzenie jakichkolwiek moich ruchów pozostawiam Tobie Kakit do oceny. Czuj się jak gracz i sędzia jednocześnie.
Zapytany o miejsce, w którym Kakita mógłby złożyć swój oręż, spoważniał i sugestywnie otworzył drzwi do wewnątrz świątyni, wskazując ręką na drewniany stojak, znajdujący się w rogu pomieszczenia. Zwyczajny, wykonany z ciemnego drewna stojak, umożliwiający ułożenie trzech ostrzy w sposób horyzontalny. Niegdyś używał go Etsuya, a teraz... stał tak odłogiem od kilku lat, jako że Kanamura swe miecze zwyczajnie kładł obok posłania. Nie był to idealny sposób na przechowywanie oręża, ale białowłosy wychodził z założenia, że broń miała nie zawodzić przy starciu z szermierzami, więc obchodzenie się z nią jak z jajkiem nie jest zwyczajnie na miejscu.
Odnośnie sposobu trzymania lodowych replik... Kaiko dzierżył je jak zabawki, obracając nimi w ręce, nimi bawiąc się nimi, ale tak naprawdę wyczuwając ich zręczność, balans, wagę i zwyczajnie nabierając "oswojenia" ze swoją nową bronią. Niezbyt zrozumiał o co chodziło Kakicie, gdy wspomniał opowieść, jako że białowłosy zwyczajnie jej nie znał. Ciężko było zareagować, bo bardziej zszokowany był faktem, iż samuraj miał żonę. Wiódł niezwykle niebezpieczne życie, a jednak postanowił się związać. Kaiko... nie wiedział co o tym myśleć. Był młody, może jeszcze za młody, żeby pojąć pewne sprawy. Po co wojownikowi miłość? Kanamura nie wyobrażał sobie ryzykowania własnego życia, gdyby miał ukochaną osobę oczekującą na niego w domu. Ale chłopak, cóż, mało wiedział na temat miłości, relacji i, po prostu, życiu.
Mimo wszystko młodzieniec zaśmiał się, nie wiedząc jak powinien zareagować na słowa Asagiego. Zrozumiał, że się o nią martwi i to, niezależnie czy było trafne, wystarczało mu. Miał bardziej niż dobry powód, aby zaraz wracać do Kaigan, a więc Kaiko nie czuł potrzeby kontynuowania tematu. Zamiast tego szybko spoważniał, gdy Kakita oznajmił, że będzie na niego czekał. Koniec beztroski, zaczynał się prawdziwy test. Kiwnął mu głową szybko i stanowczo, jakby przyjmował rozkaz, a spojrzenie miał pełne zapału. Tak naprawdę był to zapał wymieszany z nerwami. Jego poczynania miał obserwować jego nowy sensei, Miko, no i jego sparing partner. I... Kan? A gdzie on w ogóle zaginął? Na chwilę Kanamura odpłynął, ale szybko wrócił na ziemię, zdając sobie sprawę, że to bardzo zły moment na rozkojarzenie się.
- Jezioro znajdziesz, wychodząc tymi drzwiami. - w tym momencie otworzył drzwi od części mieszkalnej na zewnątrz i wyszedł za próg, aby wskazać ręką kierunek. - Później ruszasz tam, znajdziesz po chwili dróżkę prowadzącą dalej, po prawej rośnie spora wierzba, obok niej jest jezioro. Jakbyś ruszyła dalej za strumykiem, to znajdziesz kamieniste rozlewisko. Płytko jest tam, więc ryby łatwo się łapie, gdy chcą dotrzeć do strumienia albo jeziora. - od razu postanowił jej poradzić też najlepsze miejsce, z którego sam najczęściej korzystał. Woda tam była ledwo za kostki, a ryby przepływały w obu kierunkach, więc wystarczyło mieć naostrzony kij, bystre oko i dobry refleks, aby napełnić wiaderko kilkadziesiąt minut.
Wszedł do środka, a następnie zabrał swoje lodowe repliki, by przejść do części świątynnej. Zatrzymał się w połowie, biorąc kilka głębokich oddechów, starając się opanować nerwy. Wiedział, że to była jego słaba strona, że za bardzo ponosiły go emocje, reagował zbyt instynktownie, a za mało rozsądnie. W tej walce nie mógł popełniać tak banalnych błędów, ten pojedynek wymagał od niego nie wszystkiego, lecz niemożliwego. A on nie zamierzał podjąć to wyzwanie, zaśmiać się losowi w twarz i wygrać to, wbrew wszelkiej logice. Czy to było realne? Nawet Kaiko był świadom, że szanse są mniejsze, niż na utopienie się w talerzu zupy.
Wyszedł na zewnątrz, z zadziornym uśmiechem, jakby wyruszał na wielką przygodę. Oba miecze trzymał w lewej ręce, luźno trzymając je, zwyczajnie je niosąc. Pozycja Kakity niewiele mu mówiła. Nie był przygotowany, nie stał w sposób, który sugerowałby jakiekolwiek zaangażowanie bojowe, ale czy musiał? Jego oponent dopiero się pojawił i nie był z pewnością faworytem tego starcia. Białowłosy w spokoju zajął miejsce naprzeciwko samuraja, coś ponad dziesięć metrów od niego, aby dać sobie jakiekolwiek szanse na reakcję obronną w przypadku błyskawicznego ataku Asagiego. Zanim jednak jakkolwiek przygotował się do starcia, to mógł zaskoczyć obserwatorów tym, że najpierw wyprostował się, kierując się twarzą ku świątyni, której pokłonił się. Nie za głęboki pokłon również oddał Akahoshiemu, który aktualnie był jego senseiem. Może nie nauczył go jeszcze niczego w kwestii szermierki, ale nomen-omen był nauczycielem Kanamury i szacunek mu się należał. Ostatni pokłon, zdecydowanie mniej głęboki, był skierowany w stronę Kakity. Rytuał, który chyba jako jedyny został w pełni przyjęty przez Kaiko od Etsuyi. Element etykiety, który młodzieniec przyjął z radością, jako że odnosił się do swoistej kultury walki. Wystarczyło tyle, że był związany z szermierką, aby białowłosy z radością go uznał za właściwy, oddając kolejno pokłon ołtarzykowi, swemu nauczycielowi i przeciwnikowi. Oczywiście podczas pokłonu nie spuścił Asagiego ze wzroku. Wiedział, że ten go nie zaatakuje, ale to nie była kwestia zaufania. To była kwestia rutyny, dobrych nawyków, które należało pielęgnować. Lepiej było dmuchać na zimne, niż skończyć z przebitymi trzewiami, bo zachciało się komuś honorowych ukłonów.
Młodzieniec jeszcze na moment rzucił okiem na Kenseia. W tej pozycji wyglądał, jakby zaraz miał zacząć prowadzić filozoficzne nauki, a później medytację. Ten widok na swój sposób zadziałał na Kaiko dosyć uspokajająco. Akahoshi nie zachowywał intensywnej postawy, toteż Kanamura czuł mniejszą presję i mniejszy stres związany z obserwacją. W końcu wrócił wzrokiem do swojego przeciwnika. Skupione spojrzenie nie traciło zapału, a zadziorny, nieco nerwowy uśmiech zdradzał, że młodym szermierzem targa teraz wiele emocji. On jednak stał spokojnie, nawet leniwie ustawiając się w pozycji, rozszerzając nogi, uginając kolana, wycofując lewą nogę do tyłu. Teraz dopiero chwycił swoje lodowe Shuang Gou jak należało, czyli zgodnie z naukami Etsuyi - "jakbyś trzymał w ręce jaskółkę, więc pewnie, aby nie uciekła i delikatnie, abyś jej nie zmiażdżył". Prawa ręka została wystawiona dalej, osiągając prawie maksymalny zasięg, jaki Kaiko posiadał z tym orężem. Lewa ręka była wycofana, a hakomiecz znajdował się bliżej ciała młodzieńca. Wydawało się, jakby Kanamura mierzył końcem miecza z prawej ręki w krtań Kakity, chociaż przecież nie miał nawet sposobu, by wykonać pchnięcie.
- Rozpoczynajmy, Kakita-sama. - rzucił spokojnie, wręcz niepasująco spokojnie względem tego, jak wyglądał. Wydawało się, że zaraz się rzuci na przód, że ześle na Asagiego cały wicher cięć, ale było zupełnie inaczej. Stał spokojnie, dopiero po chwili delikatnie poruszając się do przodu, nawet nie krokami, a pół krokami, przesuwając stopy blisko ziemi, ślamazarnie ale skutecznie skracając dystans. Jego złote oczy były jak zahipnotyzowane na postaci samuraja, ledwo mrugał, nie chcąc stracić chociaż ułamka ruchu. Nie patrzył na jego ręce, nie patrzył na lodowy oręż jaki dzierżył, ani na twarz. Patrzył na wszystko, na całą jego osobę, starając się znaleźć sygnał akcji w najdrobniejszym ruchu. Jaki był plan Kanamury? Z pewnością nie zaatakować pierwszy. Nie mógł zdradzić swojej siły, szybkości czy jakiejkolwiek sprawności w najmniejszym ruchu, nim dojdzie do tego decydującego. On znał możliwości Kakity, wiedział że to go przerasta, a więc potrzebował każdej, nawet najmniejszej sposobności na zyskanie jakiejkolwiek przewagi. Gdyby samuraj nie ruszył na niego, to ten zatrzymałby się jakieś trzy metry od niego, zwyczajnie czekając na atak, prowokując go swoim spokojem i zupełnym brakiem pośpiechu. Był młody, był narwany, ale nie był głupi, by dać się temu ponieść.
Gdyby jednak Asagi ruszył na niego, cóż, wtedy miał bardzo konkretny plan. Teraz mógł z pierwszej ręki zaprezentować Kakicie swój autorski manewr, a więc unik połączony z kontratakiem. Jasnym było, że przeciwnik młodzieńca jest zabójczo szybszy od niego, jest też pewnie silniejszy, bystrzejszy, bardziej spostrzegawczy i ogólnie lepszy. Oznaczało to, że tradycyjny atak, niezależnie jak wspaniale technicznie wykonany, nie miał szans na trafienie. Bariera fizyczna była zbyt wielka, aby ją przekroczyć zwykłą techniką. Musiał sprawić, że jego ataki będą szybsze, niż powinny być, a więc na pewno szybsze od tego, czego spodziewał się samuraj. Nie potrafił się przyśpieszyć, ale znał prostą zasadę walki jednym ostrzem - kiedy atakujesz, nie masz jak się bronić, a kiedy się bronisz, nie masz jak atakować. I tę zasadę zamierzał trochę nagiąć. Kakita, niezależnie czy wykonałby cięcie czy pchnięcie, miał spotkać się z unikiem Kanamury, wykonanym tak szybko, jak tylko mógł. Sygnał, że nadchodzi atak, że to jest dokładnie TEN moment na ruch, chciał odczytać z całego ciała przeciwnika. Z jego stóp, które powinny twardo poczuć grunt, aby cięcie było silne i z jego palców, które miały zdradzić kierunek cięcia. Także z jego ogólnej postawy, ułatwiającej zrozumienie czy nadejdzie pchnięcie, czy cięcie, jako że ruchy te różniły się w wykorzystaniu mechaniki całego ciała. Wszystkie karty Kaiko były postawione na ten jeden unik, chociaż nie tak zwyczajny. Podczas uniku białowłosy zamierzał poruszyć się w prawo lub lewo ciałem, ale nie orężem, zostawiając jeden z mieczy za sobą niczym smugę, która miała dopiero po chwili za nim podążyć. Drugi miecz, trzymałby bliżej ciała, aby w razie czego móc się nim obronić, przerywając cały misterny plan. Gdyby unik się powiódł, to wedle wszelkich założeń, broń znajdowała się w obok Kanamury, na jego wyciągniętej ręce. Unik tak naprawdę był jednocześnie wykonaniem zamachu do cięcia, a raczej pominięciem potrzeby go wykonania. Zamiast robić zamach, ustawiać się w pozycji do konkretnego cięcia, to Kaiko zostawił broń za sobą, by teraz zwyczajnie pociągnąć ją do siebie, wykonując tym samym szerokie, horyzontalne cięcie wycelowane prosto w brzuch Kakity, mając nadzieję, że zaczepi go hakami, co umożliwi mu dodatkową kontrolę pojedynku. Gdyby jednak unikł zawiódł... cóż, o ile walka się na tym nie zakończyła, o ile runda się na tym nie zakończyła, a sparing trwał dalej, to Kaiko postarał się zablokować atak drugim mieczem, pozostawiając tamten dalej za sobą. Nie zamierzał odpuścić, zamierzał kontynuować ten atak nawet jeżeli miałby blokować albo nawet wtedy, gdyby dostał sam wcześniej.
Niezależnie od efektów starcia, Kaiko zamierzał wrócić do swojej wyjściowej pozycji, ponownie przygotowując się do obrony lub kontry. Na ten moment nie zamierzał sam atakować. Musiał rozeznać się w tej walce, wyczuć swojego przeciwnika, aby zrozumieć na jaką ofensywę może sobie pozwolić. Wykonanie jego autorskiej techniki było jednorazowym asem w rękawie, który miał zaskoczyć samuraja nie tylko swą ekstrawagancją, ale także fałszywym pokazem szybkości, który tak naprawdę był połączeniem dwóch ruchów, a nie szybszym wykonaniem jakiegokolwiek. Ani unik nie był szybszy, ani atak po nim, ale faza uniku pokrywała się z fazą wzięcia zamachu lub dobrania pozycji do ataku, przez co wystarczyło tylko włożyć siłę, a ofensywa sama nadchodziła.
|| No różnicę w PH mamy gargantuiczną, więc wszelkie powodzenie jakichkolwiek moich ruchów pozostawiam Tobie Kakit do oceny. Czuj się jak gracz i sędzia jednocześnie.
Ukryty tekst
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Widząc jak jasnowłosy zbiera się do wypełnienia podyktowanych starymi tradycjami ceremoniałów, samuraj uśmiechnął się w duchu. Oczywiście, sam by to zrobił, ale skoro młodzik od tego zaczął, to już w tym momencie zdobył plusy dodatnie u samuraja, który razem z nim obrócił się w stronę shirine łącząc stopy piętami, a palcami do zewnątrz. Przeniósł również miecz do prawej ręki tak, by ostrze nie celowało w stronę świątyni i wykonał ukłon. Następny ukłon był dla Natsume, w takiej samej pozycji jak poprzedni, natomiast ten w stronę Kaiko... był inny, ale nie zewnętrznie, lecz wewnętrznie. Podobny do tego, którym zaszczycił go młodzik, nie głębszy niż jego własny, nacechowany skupieniem i chęcią starcia. Samuraj przywoła całe swoje skupienie, sięgając również po morderczą intencję. Starcie, nawet treningowe musi być realne na tyle, na ile się da. I chociaż nie zabije Kaiko wykonując mistrzowie tome, to jednak nie znaczyło, że jakiegokolwiek elementu zabraknie. Gdyby samuraj potrafił, to najpewniej ziemia wokół niego zadrżałaby od skupienia i woli...
Na "zaproszenie" Kaiko jedynie skinął głową, po czym przeniósł miecz do lewej ręki i ruchem naśladującym iaido wydobył go "z saya" po czym chwyciwszy oburącz ustawił w klasycznej pozycji - szpicem przed siebie, lekko przy tym uginając nogi, by obniżyć środek ciężkości, ale plecy mieć nienagannie proste.
Kaiko nie stanowił dla niego tajemnicy - wiele emocji zdradzało młodego szermierza, ale to było jego prawo, prawo młodości. Samuraj nie ganił go za to, ani nie miał tego za błąd. To było naturalne, sam pamiętał to uczucie, tuż przed walką. Widział też, jakich metod próbuje użyć młodzik i były mu one... dziwnie znajome. Toyama no metsuke - spoglądanie na daleki góry, Metoda patrzenia stosowana przez samurajów walce, metoda pozwalająca unikać pułapek... jeśli oczywiście, dobrze wykonana. Skąd Kaiko ją znał, a może raczej, kto go tego nauczył? Wszystko się okaże. Okażę się, czy został nauczony dobrzy.
Asagi bowiem zaczął od dokładnej oceny sytuacji - a wyglądała ona tak, sam posiadał miecz o ostrzu długim na 3 shaku - bardzo dużo jak na broń osobistą. Jego oponent natomiast miał dwa, dosyć specyficzne ostrza. Ich budowa zdradzała, że nie nadają się do zadawania tak groźnych sztychów, z cięciem również raczej przeciętnie sobie radziły, ale przede wszystkim... były ponad shaku krótsze od jego własnego miecza. Trzymane jedną dłonią były również słabsze. Pytanie, czy Kaiko był świadom tej jakże istotnej różnicy? Przy jednakowym wzroście, przewaga zasięgu była po stronie samuraja...
Młodzik nie zamierzał samemu atakować. To rozsądna strategia, a jednak zdecydował się zacząć zmniejszać dystans, podchodząc ostrożnie. Samuraj zmrużył oczy... niech tak będzie. Wykonał nagłe przeniesienie miecza w dół do niskiej pozycji defensywnej, badając reakcje młodzika. A ten wszak szukał każdego, nawet najmniejszego znaku nadchodzącego ciosu. To skupienie i szukanie rozwiązań... Kakita znał ten stan. Tak więc szybko z dolnej pozycji podniósł miecz wysoko na głowę, do płomiennej wysokiej gardy (jodan no kamae). To była postawa rzucająca wyzwanie, odsłaniająca brzuch, jednakże jasno zwiastująca porażkę, gdy tylko miecz spadnie. Kakita ma atakować? Będzie...
Utrzymując pozycję samuraj zaatakował szybko poruszając się w stronę Kanamury, zbliżając się nieznacznie do granicy percepcji chłopaka, ale będąc jeszcze w miarę bezpiecznie poza nią. Zdecydowane wejście we własny skuteczny dystans, a po nim szybkie pionowe cięcie wymierzone na lewy bark chłopaka, sięgając wysoko poza jego gardą, ale Kaiko wydawał się być na to przygotowany. Asagi widział jak zmienia swoją pozycje, jak wykonuje unik w prawo, zostawiając za sobą jeden z egzotycznych mieczy do szerokiego cięcia, najpewniej w brzuch samuraja. Bardzo dobra decyzja, ale... wspomniano już o dystansie. Obaj wojownicy mieli podobny wzrost, więc i zasiąg rąk podobny, natomiast miecze - miecze robiły różnice. Chociaż więc Kaiko zszedł z linii ciosu, to jednak jego miecz posłany szerokim cięciem nie miał prawa dosięgnąć samuraja, ale stało się coś ciekawszego - miecz samuraja nie trafił bowiem w bark, ale Kakita nie zamierzał go zatrzymać pociągnął ostrze w dół, a tam mogło się oni spotkać z jednym z nietypowych mieczy Kaiko, ale zanim do tego doszło, Kakita uniósł miecz wysoko ponownie w górę, tak by lodowe klingi się nie spotkały i z odsłoniętym brzuchem czekał na miecz Kaiko, który jedynie musnął jego kimono i chociaż była szansa że go tym zatnie, to jednak nie było mowy o zabiciu. Tak więc miecz młodzika, szybko śmignął, elegancko, ale jednak niegroźne, w tym momencie samuraj skorzystał ze swojej przewagi i wszedł w bliski dystans sięgając po miecz, który miał nad sobą. Nie ciął jednak, o nie. Wszedł w dystans bliski i wręcz do walki wręcz zadając Kaiko specyficzne uderzenie - pierwsze było to wejście ciałem, które zgrał na tyle, by złapać chłopaka jeszcze w ruchu i przewrócić, a drugim cios okuciem rękojeści wymierzony w twarz. Bolesne? Straszliwie. Skuteczne? Bezsprzecznie. Wykonane do końca? W żadnym razie. Asagi tylko zaznaczył trafienie tak, by Kaiko to zauważył, co mogło się stać po czym wymierzył w niego swój miecz, tak by młodzik momentalnie do niego nie wyskoczył, bo jeśli tak będzie, to samuraj przygwoździ go do ziemi pchnięciem...
Samuraj dał kilka białowłosemu chwilę na zrozumienie sytuacji i podniesienie się, po czym... cofnął swój miecz do jednej z ulubionych pozycji, zwykle stanowiących pozycję wyjściową do jego najbardziej atutowych ataków - Kasumi czyli "mgła" - broń przy prawym boku twarzy, przygotowana do cięć, ale dużo bardziej... pchnięć. Wdech. Wyraźny.
- IKUZO! ryknął samuraj rzucając się przed siebie, z zamiarem zasypania Kaiko morderczymi pchnięciami, nie było to jednak jego atutowe Ryujin, lecz seria "zwykłych" ciosów. Celem samuraja było dostosować tempo pchnięć do prędkości chłopaka i zaatakować korzystając znów z przewagi ostrza okolicę nasady jego prawego barku (mięciutkie), po czym przejść na drugą stronę i zrobić to samo z drugą ręką, po czym przejść na wysokość twarzy i wymierzyć długie pchnięcie krtań, a po nim jeszcze dwa: na lewo od mostka oraz poniżej jego - w splot słoneczny.
W czasie całego ataku bardzo pilnował, by zachować stały napór na młodzika, ale przy tym by jego miecz nie został odebrany, albo samemu nie wystawić się na cios. Linia centralna musi być kontrolowana, a napór na Kaiko na tyle duży, by zmusić go do obrony i wykorzystać wszelkie luki w obronie. Prędkość pchnięć również będzie zróżnicowana, co by nadać nieco płynności wymianie. Tutaj wszystko rozbije się o dobre tenouchi, musi być... skuteczne, tak by miecza nie zgubić, tak by nim skutecznie władać, ale i... by nie skrzywdzić ucznia Natsume. Co jednak nie zmienia faktu, że samuraj w najmniejszy sposób nie da mu odczuć, że ktoś się mniej stara/daje mu fory...
Ukryty tekst
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Jak można pominąć różnicę zasięgów w pojedynku szermierczym? Otóż można, gdy ekscytacja bierze górę, a emocje nakazują myśleć w kierunkach, którym daleko do przyziemnych różnic w długości. Kiedy Kaiko rozmyślał nad nadludzko sprytnym sposobem, aby pokonać Kakitę, ten skorzystał z prostej przewagi. Właściwie nie jednej. Najpierw zbliżył się zaskakująco szybko, dosłownie mignął młodzikowi przed oczyma, nagle znajdując się tuż obok niego. Czy to nie był wystarczający sygnał, że nadchodzi atak? Jak dla Kanamury wystarczający, toteż od razu skorzystał ze swojej autorskiej techniki, licząc na wspaniały efekt. Ruch, chociaż był skuteczny, to nie zdołał zadać trafienia. Nie umknęło uwadze złotookiego, że samuraj zatrzymał swe ostrze, gdy miało ono spotkać się z shuang gou. Pozwolił mu wyprowadzić ten atak, bo w innym wypadku ostrza zwyczajnie zderzyłyby się, prowadząc do pewnego, chwilowego impasu. Taki wynik też satysfakcjonowałby Kaiko, jako że oznaczało to, iż rzeczywiście udało mu się uniknąć pierwszej ofensywy i wyjść z niej obronną ręką. Jednak wydarzyło się coś innego. Cięcie śmignęło, a pełen nadziei na sukces Kanamura, aż prychnął lekko rozbawiony, że tak niewiele brakowało do sukcesu, a pokonała go taka... oczywistość. Oczywistość, która byłaby zabójcza w rękach Asagiego, gdyby ten tylko tego zachciał.
Uderzenie ciałem nie było koniecznie tym, czego białowłosy się spodziewał. Etsuya, który według Kaiko mógł być samurajem, nigdy takich ruchów nie robił. Mogło być to podyktowane tym, że zwyczajnie w swoich dojrzałych latach nie miał już tyle siły, by móc przepchnąć żwawego młodzika tryskającego energią. Chociaż został złapany w pół ruchu, tak samo trafienie ciałem nie wytrąciło go z zupełnej równowagi. Noga natychmiast została cofnięta, kolana ugięte, obniżając środek ciężkości, pozwalając złapać grunt. Wszystko jednak na marne, gdy oberwał rękojeścią w twarz. Teraz był dopiero zaskoczony. Gdyby nie grymas bólu, to Asagi mógłby to wyczytać z jego twarzy, a tak to jedynie szeroko otwarte oczy przekazywały zdziwienie. Zachwiał się i upadł na tyłek, ale nie czekał na ziemi, aż przeciwnik pozwoli mu się podnieść, chociaż Kakita był na tyle uprzejmy. Kanamura nauczony był walczyć tak, jakby miał zabić lub zginąć, więc jak tylko wylądował na czterech literach, to wykorzystał ten impet do tyłu, aby zrobić przewrót przez głowę i wylądować znów na nogach, odpychając się rękoma z shuang gou od ziemi. Czuł promieniujący ból, ciepło na twarzy od uderzenia, ale znów się uśmiechał, teraz nawet szerzej niż wcześniej. Tak, zdecydowanie brakowało mu tego, tej adrenaliny, tej analizy sytuacji, szukania i wykorzystywania luk. Wszystkiego tego, co wchodziło w skład szermierki i walki. Był w końcu nastolatkiem, pchanym dalej czystymi marzeniami, które napędzane były znów emocjami, a tych, cóż, nie brakowało mu.
Stanął prosto, gotowy do walki, w pozycji identycznej do tej, z którą zaczął sparing. Kakita ustawił się w swojej, która dla Kanamury była równoznaczna z sygnałem, że nadejdzie pchnięcie. Zgadywał, że po pchnięciu ruszy inna ofensywa, ale jasnym było, że pierwszy ruszy sztych. Tylko gdzie? Teraz już pamiętał, że przegrywa zasięgiem, a szczególnie przy takim ataku, którego właściwie sam wykonać nie mógł poprzez hak na końcu ostrza. A może... mógł?
Okrzyk samuraja sprawił, że serce Kanamury zabiło mocniej. Ponownie, patrzył na całą jego sylwetkę, nie skupiał wzroku na żadnym elemencie, by znaleźć cel przeciwnika na własnym ciele. Ruszył Kakita, a zaraz po tym ruszyło pchnięcie. Kaiko się go spodziewał, ale mimo to przegrywał prędkością, do której nie zdążył się dostosować. Właściwie dopiero teraz widział z jaką szybkością prowadzi ofensywę jego oponent. Jak się okazywało, nie tak gigantyczną, jak przy pierwszym skróceniu dystansu. Kanamura, niczym instynktownie, cofnął prawą nogę, czyniąc teraz z lewej tą prowadzącą. W przypadku dwóch jednoręcznych mieczy nie grało to wielkiej różnicy, którym bokiem stał do przeciwnika. Oczywiście było kilka różnic, które dało się wykorzystać, ale na ten moment było to bez znaczenia. Prawy bark cofnął się wraz ze stopą, ale... nieco za wolno. Kakita trafił, chociaż nie z taką siłą, jaką chciał. Bark zdążył cofnąć się, odejmując impetu całemu trafieniu. Cios jak najbardziej zaznaczony i wprowadzający białowłosego w dwa błędy - że ta siła była właściwa i że kolejne pchnięcie nie nadejdzie. A to jednak nadeszło. Przewaga szybkości i wciąż lekkie zaskoczenie błyskawiczną ofensywą sprawiło, że drugie pchnięcie, w lewy bark było zdecydowanie mocniejsze. Kaiko zupełnie nieprzygotowany na zwyczajne przygwożdżenie pchnięciami, oberwał z całą mocą w punkt, który był bardzo niebezpieczny dla szermierza. Bolało, oj bolało. Kaiko jęknął głucho, nieomal wypuszczając z ręki shuang gou, jednak ostatecznie utrzymując lodowe ostrze w rękach. Pchnięcie w krtań... właściwie nie spotkało się z żadną defensywą Kanamury, oprócz cofnięciem się, do którego był cały czas zmuszany natarczywym naciskiem. Zwyczajnie nie był zdolny tak szybko zareagować po bolesnym trafieniu. Oczekiwał jednak, że samuraj chociaż zaznaczy trafienie, zwyczajnym "puknięciem", które nie musiało mieć dużo siły, aby było bolesne i wytrącające z rytmu walki. Jednak Asagi tego nie zrobił, co Kaiko zamierzał wykorzystać. Ba, nawet od razu wykorzystał, bo miał czas, aby otrząsnąć się, przygotować na tę szybkość pchnięć i zaplanować, samozwańczo sprytny ruch.
Stał teraz lewym bokiem do samuraja, mając oba hakomiecze dosyć nisko, a szczególnie lewy, który nie zdążył wrócić na odpowiednią wysokość po trafieniu w bark. Kolejne pchnięcie nadchodziło, a białowłosy cofał się już zawczasu, starając się opuścić zasięg swego przeciwnika. Pozornie. Nie zamierzał złamać się pod presją ofensywy, dać się w pełni zagonić w róg. Jego podejście do tej walki nie zmieniło się nawet odrobinę. Wiedział, że to sparing, że oberwał już kilkukrotnie i mógłby w normalnej walce dawno umrzeć, ale to nie był normalny pojedynek. On wciąż się toczył, a to oznaczało, że Kaiko miał zamiar być lekki i zwodniczy, niczym pióro na wietrze, a żądlić jak pszczoła. Niekoniecznie musiało to się wydarzyć w tej walce, niekoniecznie Kanamura miał warunki fizyczne, odpowiednie umiejętności czy doświadczenie, aby tego dokonać, ale nie zamierzał przestawać próbować. I wyzywał wszystkich na tym świecie, aby spróbowali go w tym zatrzymać.
Walka z białowłosym mogła wydawać się banalna do analizy. Zakres ruchów młodzieńca ograniczał się do tych, jakie dało się wyprowadzić dwoma mieczami z małą poprawką na haki, które mogły chwytać. Wiedział, że Kakita jest gotowy na to, że nie chce dopuścić do sytuacji, w której jego broń zostanie schwytana w pazur, bo odsłoni go to na atak. Jednak pojedynek z Kanamurą był też walką z kimś, kto nie tylko ma miecze, shuang gou, ale także kastety i... sztylety, a te doskonale nadawały się do zbijania uderzeń, aby znaleźć się szybko w bardzo bliskim zasięgu umożliwiającym pchnięcia krótkim ostrzem. Zatem Kaiko niby cofał się do tyłu zawczasu, zanim pchnięcie miało nadejść, by dać sobie ten ułamek sekundy więcej, na dostrzeżenie gdzie celuje samuraj. Zwodniczy ruch do tyłu został natychmiast przerwany, gdy Kanamura dostrzegł ruszające ostrze. Klatka piersiowa. Lewe ostrze odwrócił hakiem do ziemi, unosząc jednocześnie rękę, chwytając lodowe ostrze Asagiego między "kolec" na końcu rękojeści, a sam półksiężyc, będący jelcem. Niczym sztyletem, a może bardziej saiem, Kaiko pokierował pchnięcie na bok, w swoje lewo i nieco do góry, prowadząc zbliżające się ostrze samuraja jak po szynie. Może trzymał miecz jedną ręką, ale w tym momencie jego punkt, w którym "aplikował" siłę był blisko miejsca, w którym się siłowali, zaś Kakity... na drugim końcu. Nie musiał mieć więcej siły, aby przekierować ten atak, chociaż w tym momencie wydawało mu się, że zwyczajnie ma jej więcej. Chwycenie ostrza i przekierowanie na bok zgrało się z jednoczesnym ruchem do przodu, wykorzystując nacisk samuraja, aby skrócić dystans i pozbawić go przewagi zasięgu. Wycofanie się, zmieniło się w błyskawiczny zryw do przodu. Gdyby to była tylko stal, to mogłaby zaiskrzyć od ścierającego się oręża. Zamiast tego posypał się lód niczym pył, gdy tępe ostrze sunęło pomiędzy jelcem, a "kolcem" shuang gou. Prawy hakomiecz również został opuszczony, a podczas ruchu do przodu, przełożony na lewy bok, jakby miał "odwinąć" cięcie z drugiej strony, od wewnętrznej. Kaiko chciał się odwdzięczyć i również uderzyć prawym barkiem w swego przeciwnika, stawiając prawą nogę za prawą nogą Asagiego, by zyskać przewagę pozycji. I uderzył, rzeczywiście. Samuraj był jednak szybszy, wciąż szybszy niż białowłosy, ale nie na tyle, by zatrzymać impet pchnięcia i zdążyć cofnąć się. A przynajmniej nie z tą prędkością, którą teraz walczył. Kaiko złapał go podczas ruchu do tyłu, trafiając barkiem nie tyle w klatkę piersiową przeciwnika, co jego lewe ramię, które musiało być wystawione w przód, aby trzymać lodową katanę. Samuraj był jednak doświadczony, znacznie bardziej niż Kaiko. Trafienie nie było wystarczająco silne, aby zupełnie zachwiać jego równowagę. Zneutralizował jego siłę własnym cofaniem się, ale na moment, na ten jeden krótki moment Kaiko chwycił w garść przewagę i nie zamierzał jej zmarnować. Prawa ręka ruszyła, zadając pchnięcie "kolcem" hakomiecza niczym sztyletem - prosto w wątrobę. Kanamura nie ograniczał swej siły, robił wszystko w pełni swoich możliwości, wiedząc, że samuraj nie pozwoli się... cóż, zabić. Asagi jednak wycofywał się, niezachwiany bardzo poprzez trafienie barkiem, jedynie odsłonięty na tą krótką chwilę na atak, który rzeczywiście dosięgnął. Ale nie na tyle mocno, na ile chciał białowłosy. Uderzenie... nie miało tej siły, którą jasno by zaznaczył, że to mogłoby być śmiertelne, gdyby tylko korzystali z ostrej broni. Trafienie może i bolesne, ale nie w pełni możliwości młodzieńca.
Kakita cofnął się, a Kaiko nie był wystarczająco szybki, aby prowadzić tak natarczywą ofensywę, toteż musiał pozwolić mu opuścić zasięg, bo ruszenie za nim byłoby zbyt lekkomyślne. Katana wysunęła się "szyny" jaką z Shuang Gou stworzył białowłosy, a między walczącymi znów był pewien dystans. Pewien, który wymagał dwóch pełnych kroków Asagiego, aby mieć ucznia Akahoshiego w zasięgu, a nieco więcej ruchu od samego młodzika, którego ostrza były krótsze. Chłopak ponownie ustawił się w pozycji, którą rozpoczął starcie. Teraz to on zamierzał przejąć inicjatywę i zaatakować, odmiennie do dwóch kontrataków, które zastosował.
Ruszył do przodu, wiedząc że najpierw wchodzi w zasięg Kakity, a dopiero później swój. Musiał być gotowy na pchnięcie, które było najoczywistszą obroną w takim przypadku. Miał dwa ostrza, oba przed sobą, więc jednym z nich musiał przejąć nacierające ostrze, zatrzymując się, przekierowując atak na bok, zanim ruszy dalej. Nie mógł zrobić tego w trakcie ruchu, bo zwyczajnie sam nadziałby się na wystawioną lodową klingę. To był jedynie plan, wszak nie wiedział co siedzi w głowie samuraja i co ten zamierza zrobić. Wiedział jednak co sam zamierza zrobić, gdy już znajdzie się w swym efektywnym zasięgu. Lewe shuang gou miało wykonać szeroki zamach do cięcia, nadchodzącego znad lewego ramienia, prawdopodobnie na ukos tułowia samuraja. Prawe shuang gou zaś było bliżej ciała, ale też po lewej stronie, zwiastując bliźniacze, ale niższe cięcie. Ideą tego przygotowania było wykonanie szerokiego zamachu do podwójnego cięcia, jednocześnie nie odsłaniając brzucha na trafienie, jak to bywało w takich sytuacjach w przypadku pojedynczego ostrza trzymanego oburącz. Miało to gwarantować Kaiko defensywę w formie bloku, gdyby jej tylko potrzebował. W zasięgu wykonałby podwójne cięcie. Prawe shuang gou miało ruszyć pierwsze, odrobinę jedynie wyprzedzając startem to lewe. Cięcie skierowane było nisko, na ukos brzucha, od ostatniego prawego żebra Asagiego, po lewe biodro. Drugie cięcie celowało nieco wyżej, mając za linię prawy bark i lewą pierś. Kaiko liczył na to, że gdyby Kakita spróbował zablokować, to schwyta jego broń pierwszym cięciem, zsuwając ją z drogi, by trafić natychmiast drugim. Właściwie nie musiał nawet zupełnie usunąć ostrze z drogi, wystarczyło je "zająć", by nie mogło zablokować drugiego ataku. Gdyby jednak pierwsze cięcie zostało uniknięte, a drugie przejęte w jakiś sposób, to prawe shuang gou miało spróbować wyjść poza zasięg wzroku czy chociaż skupienia samuraja, próbując go złapać hakiem za łydkę, próbując pociągnięciem obalić samuraja. Gdyby w inny sposób atak zawiódł... no to trudno, Kaiko nie był bogiem, nie był też geniuszem, ani jasnowidzem, aby przewidzieć każdy scenariusz. Przygotowany był na tyle i tylko tyle, a resztę miała zagwarantować mu intuicja, pamięć mięśniowa i znikome doświadczenie.
Uderzenie ciałem nie było koniecznie tym, czego białowłosy się spodziewał. Etsuya, który według Kaiko mógł być samurajem, nigdy takich ruchów nie robił. Mogło być to podyktowane tym, że zwyczajnie w swoich dojrzałych latach nie miał już tyle siły, by móc przepchnąć żwawego młodzika tryskającego energią. Chociaż został złapany w pół ruchu, tak samo trafienie ciałem nie wytrąciło go z zupełnej równowagi. Noga natychmiast została cofnięta, kolana ugięte, obniżając środek ciężkości, pozwalając złapać grunt. Wszystko jednak na marne, gdy oberwał rękojeścią w twarz. Teraz był dopiero zaskoczony. Gdyby nie grymas bólu, to Asagi mógłby to wyczytać z jego twarzy, a tak to jedynie szeroko otwarte oczy przekazywały zdziwienie. Zachwiał się i upadł na tyłek, ale nie czekał na ziemi, aż przeciwnik pozwoli mu się podnieść, chociaż Kakita był na tyle uprzejmy. Kanamura nauczony był walczyć tak, jakby miał zabić lub zginąć, więc jak tylko wylądował na czterech literach, to wykorzystał ten impet do tyłu, aby zrobić przewrót przez głowę i wylądować znów na nogach, odpychając się rękoma z shuang gou od ziemi. Czuł promieniujący ból, ciepło na twarzy od uderzenia, ale znów się uśmiechał, teraz nawet szerzej niż wcześniej. Tak, zdecydowanie brakowało mu tego, tej adrenaliny, tej analizy sytuacji, szukania i wykorzystywania luk. Wszystkiego tego, co wchodziło w skład szermierki i walki. Był w końcu nastolatkiem, pchanym dalej czystymi marzeniami, które napędzane były znów emocjami, a tych, cóż, nie brakowało mu.
Stanął prosto, gotowy do walki, w pozycji identycznej do tej, z którą zaczął sparing. Kakita ustawił się w swojej, która dla Kanamury była równoznaczna z sygnałem, że nadejdzie pchnięcie. Zgadywał, że po pchnięciu ruszy inna ofensywa, ale jasnym było, że pierwszy ruszy sztych. Tylko gdzie? Teraz już pamiętał, że przegrywa zasięgiem, a szczególnie przy takim ataku, którego właściwie sam wykonać nie mógł poprzez hak na końcu ostrza. A może... mógł?
Okrzyk samuraja sprawił, że serce Kanamury zabiło mocniej. Ponownie, patrzył na całą jego sylwetkę, nie skupiał wzroku na żadnym elemencie, by znaleźć cel przeciwnika na własnym ciele. Ruszył Kakita, a zaraz po tym ruszyło pchnięcie. Kaiko się go spodziewał, ale mimo to przegrywał prędkością, do której nie zdążył się dostosować. Właściwie dopiero teraz widział z jaką szybkością prowadzi ofensywę jego oponent. Jak się okazywało, nie tak gigantyczną, jak przy pierwszym skróceniu dystansu. Kanamura, niczym instynktownie, cofnął prawą nogę, czyniąc teraz z lewej tą prowadzącą. W przypadku dwóch jednoręcznych mieczy nie grało to wielkiej różnicy, którym bokiem stał do przeciwnika. Oczywiście było kilka różnic, które dało się wykorzystać, ale na ten moment było to bez znaczenia. Prawy bark cofnął się wraz ze stopą, ale... nieco za wolno. Kakita trafił, chociaż nie z taką siłą, jaką chciał. Bark zdążył cofnąć się, odejmując impetu całemu trafieniu. Cios jak najbardziej zaznaczony i wprowadzający białowłosego w dwa błędy - że ta siła była właściwa i że kolejne pchnięcie nie nadejdzie. A to jednak nadeszło. Przewaga szybkości i wciąż lekkie zaskoczenie błyskawiczną ofensywą sprawiło, że drugie pchnięcie, w lewy bark było zdecydowanie mocniejsze. Kaiko zupełnie nieprzygotowany na zwyczajne przygwożdżenie pchnięciami, oberwał z całą mocą w punkt, który był bardzo niebezpieczny dla szermierza. Bolało, oj bolało. Kaiko jęknął głucho, nieomal wypuszczając z ręki shuang gou, jednak ostatecznie utrzymując lodowe ostrze w rękach. Pchnięcie w krtań... właściwie nie spotkało się z żadną defensywą Kanamury, oprócz cofnięciem się, do którego był cały czas zmuszany natarczywym naciskiem. Zwyczajnie nie był zdolny tak szybko zareagować po bolesnym trafieniu. Oczekiwał jednak, że samuraj chociaż zaznaczy trafienie, zwyczajnym "puknięciem", które nie musiało mieć dużo siły, aby było bolesne i wytrącające z rytmu walki. Jednak Asagi tego nie zrobił, co Kaiko zamierzał wykorzystać. Ba, nawet od razu wykorzystał, bo miał czas, aby otrząsnąć się, przygotować na tę szybkość pchnięć i zaplanować, samozwańczo sprytny ruch.
Stał teraz lewym bokiem do samuraja, mając oba hakomiecze dosyć nisko, a szczególnie lewy, który nie zdążył wrócić na odpowiednią wysokość po trafieniu w bark. Kolejne pchnięcie nadchodziło, a białowłosy cofał się już zawczasu, starając się opuścić zasięg swego przeciwnika. Pozornie. Nie zamierzał złamać się pod presją ofensywy, dać się w pełni zagonić w róg. Jego podejście do tej walki nie zmieniło się nawet odrobinę. Wiedział, że to sparing, że oberwał już kilkukrotnie i mógłby w normalnej walce dawno umrzeć, ale to nie był normalny pojedynek. On wciąż się toczył, a to oznaczało, że Kaiko miał zamiar być lekki i zwodniczy, niczym pióro na wietrze, a żądlić jak pszczoła. Niekoniecznie musiało to się wydarzyć w tej walce, niekoniecznie Kanamura miał warunki fizyczne, odpowiednie umiejętności czy doświadczenie, aby tego dokonać, ale nie zamierzał przestawać próbować. I wyzywał wszystkich na tym świecie, aby spróbowali go w tym zatrzymać.
Walka z białowłosym mogła wydawać się banalna do analizy. Zakres ruchów młodzieńca ograniczał się do tych, jakie dało się wyprowadzić dwoma mieczami z małą poprawką na haki, które mogły chwytać. Wiedział, że Kakita jest gotowy na to, że nie chce dopuścić do sytuacji, w której jego broń zostanie schwytana w pazur, bo odsłoni go to na atak. Jednak pojedynek z Kanamurą był też walką z kimś, kto nie tylko ma miecze, shuang gou, ale także kastety i... sztylety, a te doskonale nadawały się do zbijania uderzeń, aby znaleźć się szybko w bardzo bliskim zasięgu umożliwiającym pchnięcia krótkim ostrzem. Zatem Kaiko niby cofał się do tyłu zawczasu, zanim pchnięcie miało nadejść, by dać sobie ten ułamek sekundy więcej, na dostrzeżenie gdzie celuje samuraj. Zwodniczy ruch do tyłu został natychmiast przerwany, gdy Kanamura dostrzegł ruszające ostrze. Klatka piersiowa. Lewe ostrze odwrócił hakiem do ziemi, unosząc jednocześnie rękę, chwytając lodowe ostrze Asagiego między "kolec" na końcu rękojeści, a sam półksiężyc, będący jelcem. Niczym sztyletem, a może bardziej saiem, Kaiko pokierował pchnięcie na bok, w swoje lewo i nieco do góry, prowadząc zbliżające się ostrze samuraja jak po szynie. Może trzymał miecz jedną ręką, ale w tym momencie jego punkt, w którym "aplikował" siłę był blisko miejsca, w którym się siłowali, zaś Kakity... na drugim końcu. Nie musiał mieć więcej siły, aby przekierować ten atak, chociaż w tym momencie wydawało mu się, że zwyczajnie ma jej więcej. Chwycenie ostrza i przekierowanie na bok zgrało się z jednoczesnym ruchem do przodu, wykorzystując nacisk samuraja, aby skrócić dystans i pozbawić go przewagi zasięgu. Wycofanie się, zmieniło się w błyskawiczny zryw do przodu. Gdyby to była tylko stal, to mogłaby zaiskrzyć od ścierającego się oręża. Zamiast tego posypał się lód niczym pył, gdy tępe ostrze sunęło pomiędzy jelcem, a "kolcem" shuang gou. Prawy hakomiecz również został opuszczony, a podczas ruchu do przodu, przełożony na lewy bok, jakby miał "odwinąć" cięcie z drugiej strony, od wewnętrznej. Kaiko chciał się odwdzięczyć i również uderzyć prawym barkiem w swego przeciwnika, stawiając prawą nogę za prawą nogą Asagiego, by zyskać przewagę pozycji. I uderzył, rzeczywiście. Samuraj był jednak szybszy, wciąż szybszy niż białowłosy, ale nie na tyle, by zatrzymać impet pchnięcia i zdążyć cofnąć się. A przynajmniej nie z tą prędkością, którą teraz walczył. Kaiko złapał go podczas ruchu do tyłu, trafiając barkiem nie tyle w klatkę piersiową przeciwnika, co jego lewe ramię, które musiało być wystawione w przód, aby trzymać lodową katanę. Samuraj był jednak doświadczony, znacznie bardziej niż Kaiko. Trafienie nie było wystarczająco silne, aby zupełnie zachwiać jego równowagę. Zneutralizował jego siłę własnym cofaniem się, ale na moment, na ten jeden krótki moment Kaiko chwycił w garść przewagę i nie zamierzał jej zmarnować. Prawa ręka ruszyła, zadając pchnięcie "kolcem" hakomiecza niczym sztyletem - prosto w wątrobę. Kanamura nie ograniczał swej siły, robił wszystko w pełni swoich możliwości, wiedząc, że samuraj nie pozwoli się... cóż, zabić. Asagi jednak wycofywał się, niezachwiany bardzo poprzez trafienie barkiem, jedynie odsłonięty na tą krótką chwilę na atak, który rzeczywiście dosięgnął. Ale nie na tyle mocno, na ile chciał białowłosy. Uderzenie... nie miało tej siły, którą jasno by zaznaczył, że to mogłoby być śmiertelne, gdyby tylko korzystali z ostrej broni. Trafienie może i bolesne, ale nie w pełni możliwości młodzieńca.
Kakita cofnął się, a Kaiko nie był wystarczająco szybki, aby prowadzić tak natarczywą ofensywę, toteż musiał pozwolić mu opuścić zasięg, bo ruszenie za nim byłoby zbyt lekkomyślne. Katana wysunęła się "szyny" jaką z Shuang Gou stworzył białowłosy, a między walczącymi znów był pewien dystans. Pewien, który wymagał dwóch pełnych kroków Asagiego, aby mieć ucznia Akahoshiego w zasięgu, a nieco więcej ruchu od samego młodzika, którego ostrza były krótsze. Chłopak ponownie ustawił się w pozycji, którą rozpoczął starcie. Teraz to on zamierzał przejąć inicjatywę i zaatakować, odmiennie do dwóch kontrataków, które zastosował.
Ruszył do przodu, wiedząc że najpierw wchodzi w zasięg Kakity, a dopiero później swój. Musiał być gotowy na pchnięcie, które było najoczywistszą obroną w takim przypadku. Miał dwa ostrza, oba przed sobą, więc jednym z nich musiał przejąć nacierające ostrze, zatrzymując się, przekierowując atak na bok, zanim ruszy dalej. Nie mógł zrobić tego w trakcie ruchu, bo zwyczajnie sam nadziałby się na wystawioną lodową klingę. To był jedynie plan, wszak nie wiedział co siedzi w głowie samuraja i co ten zamierza zrobić. Wiedział jednak co sam zamierza zrobić, gdy już znajdzie się w swym efektywnym zasięgu. Lewe shuang gou miało wykonać szeroki zamach do cięcia, nadchodzącego znad lewego ramienia, prawdopodobnie na ukos tułowia samuraja. Prawe shuang gou zaś było bliżej ciała, ale też po lewej stronie, zwiastując bliźniacze, ale niższe cięcie. Ideą tego przygotowania było wykonanie szerokiego zamachu do podwójnego cięcia, jednocześnie nie odsłaniając brzucha na trafienie, jak to bywało w takich sytuacjach w przypadku pojedynczego ostrza trzymanego oburącz. Miało to gwarantować Kaiko defensywę w formie bloku, gdyby jej tylko potrzebował. W zasięgu wykonałby podwójne cięcie. Prawe shuang gou miało ruszyć pierwsze, odrobinę jedynie wyprzedzając startem to lewe. Cięcie skierowane było nisko, na ukos brzucha, od ostatniego prawego żebra Asagiego, po lewe biodro. Drugie cięcie celowało nieco wyżej, mając za linię prawy bark i lewą pierś. Kaiko liczył na to, że gdyby Kakita spróbował zablokować, to schwyta jego broń pierwszym cięciem, zsuwając ją z drogi, by trafić natychmiast drugim. Właściwie nie musiał nawet zupełnie usunąć ostrze z drogi, wystarczyło je "zająć", by nie mogło zablokować drugiego ataku. Gdyby jednak pierwsze cięcie zostało uniknięte, a drugie przejęte w jakiś sposób, to prawe shuang gou miało spróbować wyjść poza zasięg wzroku czy chociaż skupienia samuraja, próbując go złapać hakiem za łydkę, próbując pociągnięciem obalić samuraja. Gdyby w inny sposób atak zawiódł... no to trudno, Kaiko nie był bogiem, nie był też geniuszem, ani jasnowidzem, aby przewidzieć każdy scenariusz. Przygotowany był na tyle i tylko tyle, a resztę miała zagwarantować mu intuicja, pamięć mięśniowa i znikome doświadczenie.
Ukryty tekst
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Klęczący na głazie Natsume spojrzał najpierw na pierwszego przybysza, Kaiko, który ukłonił mu się w zaskakująco głębokim geście, po czym przygotował się do pojedynku; kilka sekund później spojrzał na podobny gest ze strony Asagiego, który od razu również przygotował własną postawę bojową i zamierzył się do pierwszych manewrów. Po części Yuki nie bardzo wiedział, dlaczego został potraktowany w tak... honorowy sposób, jak gdyby co najmniej miał być sędzią i ostatecznie ocenić wyniki walki. To że Kakita zwycięży było bardziej niż pewne, patrząc na to że w ostatniej walce pomiędzy nim i Akahoshim ostatecznie zakończyli na remisie, a Natsume mógł się raczej pochwalić stanem fizycznym nieco lepszym niż białowłosy opiekun świątyni. Natsume zaś zamierzał tylko się przyglądać, czy ruchy wyprowadzane przez Kaiko były odpowiednio kierowane i dobrze wymierzone - chociaż, by być szczerym, podejrzewał że walczący z nim Kakita będzie mieć znacznie więcej wniosków i wskazówek... Yuki też wolałby bazować swoje nauki na doświadczeniu bezpośrednim. Ale na wspólne pojedynki przyjdzie jeszcze czas - na razie niech Kanamura wykaże się przed samurajem. Natsume skupi się na utrzymywaniu mieczy w odpowiednim stanie.
Nastąpiły pierwsze ataki, które Yuki zaobserwował ze spokojem - tak jak podejrzewał, pierwszy ruch należał do żądnego walki Kaiko, lecz dość szybko spotkał się on z wieloletnim doświadczeniem i precyzyjnymi, niemarnującymi nawet sekundy ruchami Kakity. Pierwsze trafienie padło, Kanamura zareagował co prawda względnie sprawnie, ale i tak musiał odczuć ból po czymś takim. Yuki lekko się uśmiechnął, przypatrując się ćwiczącemu duetowi - jego spojrzenie jednak spoczęło głównie na orężach, które spotkały się ze sobą już w kilku trafieniach, i miejscami zdawał się zauważać niedoskonałości. Złożył więc spokojnie pieczęć Barana, a wszystkie punkty w których miecze się spotkały, delikatnie błysnęły, dając znać że naprawy zostały wykonane. Nie były one konieczne, bronie spokojnie wytrzymałyby nawet większe uszkodzenia, lecz wolał dmuchać na zimne.
... w sumie, jak tak po raz kolejny użył swojej techniki klanowej, to uświadomił sobie że dzisiaj jeszcze nie medytował. Był to kolejny element jego codziennego treningu - w końcu chakra była idealnym balansem mocy ciała i mocy ducha. Trenując fizycznie, ćwiczył tę pierwszą, lecz aby utrzymać odpowiedni balans, musiał też równie mocno szlifować kontrolę nad tą drugą. Ilość chakry się zwiększała, kontrola nad nią również... lecz nie był to jeszcze wierzchołek góry. Można to poprawić... więc czemu by nie zrobić tego teraz?
Nastąpiły pierwsze ataki, które Yuki zaobserwował ze spokojem - tak jak podejrzewał, pierwszy ruch należał do żądnego walki Kaiko, lecz dość szybko spotkał się on z wieloletnim doświadczeniem i precyzyjnymi, niemarnującymi nawet sekundy ruchami Kakity. Pierwsze trafienie padło, Kanamura zareagował co prawda względnie sprawnie, ale i tak musiał odczuć ból po czymś takim. Yuki lekko się uśmiechnął, przypatrując się ćwiczącemu duetowi - jego spojrzenie jednak spoczęło głównie na orężach, które spotkały się ze sobą już w kilku trafieniach, i miejscami zdawał się zauważać niedoskonałości. Złożył więc spokojnie pieczęć Barana, a wszystkie punkty w których miecze się spotkały, delikatnie błysnęły, dając znać że naprawy zostały wykonane. Nie były one konieczne, bronie spokojnie wytrzymałyby nawet większe uszkodzenia, lecz wolał dmuchać na zimne.
... w sumie, jak tak po raz kolejny użył swojej techniki klanowej, to uświadomił sobie że dzisiaj jeszcze nie medytował. Był to kolejny element jego codziennego treningu - w końcu chakra była idealnym balansem mocy ciała i mocy ducha. Trenując fizycznie, ćwiczył tę pierwszą, lecz aby utrzymać odpowiedni balans, musiał też równie mocno szlifować kontrolę nad tą drugą. Ilość chakry się zwiększała, kontrola nad nią również... lecz nie był to jeszcze wierzchołek góry. Można to poprawić... więc czemu by nie zrobić tego teraz?
Ukryty tekst
0 x
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Zapomniana świątynia Susanoo

I tyle jeśli chodzi o czas do podziwiania działań młodzika, samuraj musiał szybko odzyskać sprawną pozycję, widząc jak naciera na niego chłopak - słusznie, musiał wejść w dystans wygodny dla siebie, jak odpowiedzieć? Kakita usłyszał kiedyś od jednego ze swoich nauczycieli "nigdy dwa razy nie pokazuj tej samej techniki" i zamierzał pozostać posłuszny tej zasadzie. Dwie ze swych sztuczek już wykorzystał, tym razem musiało to być coś... ekstra.
W pierwszej kolejności samuraj kontynuował cofanie się, unosząc miecz do pozycji Gedan, nisko w dół. Kroki swoje dostosował do kroków Kaiko, każdy kolejny robiąc jednak nieco krótszy, tak by pokonywać odrobinę mniej dystansu - by zastawić pułapkę. Samuraj miał w planie sięgnąć po klasyczne techniki walki, a w nich liczyło się idealnie zgranie w czasie i tempie, a przede wszystkim, sprawić by jego przeciwnik uwierzył, że może atakować i wpuścić go w pułapkę.
Kakita widział, jak Kaiko zbiera się do ciosu. Dla wprawnego oka wojownika oczywistym było, jak zbiera się do ciosu i kiedy już dystans był wyliczony, Kakita rozpoczął własny ruch, szeroko po łuku zaczynając od ruchu w dół. Następnie... wykonał zejście krokiem w prawą stronę i nieco w tył - był to krok niezwykle długi na ponad metr. Jednocześnie, aktywował biodra zmuszając je do silnego skrętu, zabierajac lewą nogą tak, by zejść z linii cięcia i jeszcze mocniej dokręcić ciało - Kakita grał dystansem. Nie zaprzestawał również ruchu swojego miecza, który zakończywszy "leniwą trasę" przyspieszył nad jego głowę, skąd został szybko posłany na wystawione lewe przedramię białowłosego - niezwykłe, niemalże to samo zrobił przed chwilą Kaiko walcząc przeciwko niemu - wykorzystał pęd. Kakita znał zasadę używania energii przeciwnika, w tym przypadku chodziło o odpowiedni jej przepływ. Czy jednak samuraj dosięgnął?
Zejście z linii chociaż wykonane w niemalże ostatniej chwili, nie było jednak ruchem na pełnej prędkości samuraja, nie oto bowiem szło. Kaiko więc chociaż nie mógł swoim prawym ostrzem atakować, lewe miał natomiast wysunięte, ale... odruchy robią swoje. Odruchowo wprowadzając korektę i widząc biegnącą w swoją stronę broń Kaiko cofnął broń, której niecodzienna budowa sprawiła, że udało się jej wyjść na przeciw ostrza Tachi, ostatecznie chroniąc jego rękę - bronie zderzyły się, ale samuraj nie dał szansy na związanie swojego miecza, nie miał jednak dogodnej pozycji do atakowania, podobnie jak Kaiko, bowiem był skręcony bokiem co robić? Samuraj nie zastanawiał się długo - momentalnie zszedł do niskiej pozycji, niemalże kucając i ruszył na niskich nogach prosto na Kaiko, zasłaniajac się swoim ostrzem niczym tarczą. Było to jednak nietypowy blok, bowiem oburęczny - Kakita przeniósł lewą dłoń na tyle swojego miecza, przechodząc do czegoś, co zwane jego "pólmieczem" po czym przenosząc cały ciężar na palce miał w planie niemalże taneczny ruch - pierw przyjąć ciosy Kaiko na ostrza i skierować je na bok, ale nie dać się złapać, stale wywierając presję - jeśli będzie okazja, to z tej pozycji wykona pchnięcie. Cel ma jednak inny - być szybkim, zamknąć dystans i korzystajac z tego, ze obaj są skręcenie... przylepić się do pleców Kaiko. A tak, dokładnie to zrobić, wejść mu za plecy i następnie "przylepić się" własnymi. Asagi zmruży oczy, by skupić się dokładnym czuciu jego ruchów, by dopasować swoją prędkość do prędkości oponenta, niemalże jak cień. To jednak nie koniec, nie chodzi jedynie o wejście w martwą strefę oponenta, o nie. Kakita wystawi miecz przed siebie, a następnie skieruje go pchnięciem za siebie - szybka zmiana uchwytu i cios wymierzony na prawą nerkę Kaiko wyjdzie zza jego pleców...
Ukryty tekst
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Kan Senju
- Posty: 448
- Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=9151
- GG/Discord: Hikari#5885
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Czas momentami bywa względny, gdy dla jednych płynie niczym rzeka, a dla kogoś zatrzymuje się w danym momencie poprzez zamyślenie. Do tego drugiego przypadku należał Kan, który po przedstawieniu się Kakity zwyczajnie wylądował w swoim świecie. W Kaigan nigdy nie był, ale słyszał o nim niedawno, wręcz wczorajszego dnia od Kutaro. Drugi założyciel Kenseikai tworzoną wspólnie z Natsume, wedle opowieści wyśmienity, zasłużony samuraj z prowincji graniczącej z Shinrin. Przyglądał mu się przez jakiś chwilę chcąc zapamiętać tą osobę, ale niedługo potem we znaki wdała się druga natura chłopaka. Ta pełna wstydliwości, bo jak się zachowywać przy takiej sławie? Jest nieznajomym jak wszyscy tutaj, ale czuł jak dzieląca ich przepaść jest olbrzymia przynajmniej w wyobrażeniach Senju. Jak jest naprawdę to zupełnie inna sprawa, nie miał okazji doświadczyć osobiście jego zdolności. Wpatrywanie się w kogoś jest bardzo złym objawem więc przeniósł swój wzrok na miskę z jedzeniem, które powoli ubywało pogrążając się w swoim malutkim świecie wewnątrz umysłu. Można powiedzieć, że zaczął przypominać myszkę. Niby kątem oka można go dostrzec, ale wydawał się całkowicie nieobecny. Dźwięki z zewnątrz czyli wszystkie rozmowy wlatywały jednym uchem, ale drugim wylatywały zupełnie nieuchwycone przez umysł chłopaka. Podsumowując - całkowicie wygasł speszony, aż się nie ogarnął iż został w tym miejscu sam z pustą miską. Gdzie się podziała reszta? Odpowiedź przyszła po chwili gdy usłyszał jakieś dźwięki z zewnątrz. Co postanowił zrobić w tej sytuacji? Cóż, umyć swoje naczynie, a napisać liścik, a następnie się ulotnić. Musiał wybrać się nad morze chcąc je zobaczyć po raz pierwszy w życiu, a następnie wracać do domu aby dotrzymać danego słowa swoim przybranym rodzicom. Znalazł jakąś kartkę, a także ołówek co postanowił bezwstydnie wykorzystać, bo nie zabrał z sobą niczego takiego.
Po napisaniu listu postanowił uciec w kierunku morza, aby nie zostać przez nikogo zauważonym. Zostawił po sobie ślad życia, aby nie myślano o porwaniu. Wiedział, że jest to bardzo kiepskie pożegnanie, ale lepsze takie niż żadne. Nadeszła pora ruszyć dalej w drogę.
Z/T -> Szlak transportowy
Z/T -> Szlak transportowy
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Zapomniana świątynia Susanoo
Z szybkiej medytacji, połączonej z pokazem natłoku chakry kotłującego się pod jego skórą, wytrąciła go dopiero zbliżająca się Mikoto. Mężczyzna oczywiście domyślał się, że mógł odrobinę przesadzić - zazwyczaj był bardzo restrykcyjny pod względem chakry, zarówno w tym jak ją kontrolował, jak i z tym w jakich ilościach pozwalał jej opuszczać swoje ciało. Tym razem jednak, nawet nie zwrócił uwagi że błękitna energia bijąca z jego ciała zdołała skruszyć kamień na którym jakże wygodnie się usadowił. Westchnął ciężko - czegoś takiego to się nie spodziewał. Był oczywiście parę razy świadkiem takich sytuacji, że shinobi potrafili wpływać swoją chakrą na otoczenie - najlepszym przykładem był Antykreator, który przecież był w stanie kruszyć nią mury budynków i doprowadzać do omdlenia co słabsze mentalnie jednostki. Podejrzewał, że niektórzy z jego znajomych również mogliby poszczycić się taką mocą... lecz siebie, który zwykle skupiał się bardziej na możliwościach fizycznych niż na zdolnościach kontroli chakry, nie podejrzewał o taki natłok energii.
Miał ochotę się skrzywić. Jeden krok więcej w stronę potwora, huh...
Wciąż utrzymując lewitującą kulkę wody nad swoimi dłońmi, powoli obrócił głowę w stronę białowłosej i pozwolił sobie na bardzo delikatny, niemalże niezauważalny uśmiech.
-Potrawka poszła w regenerację zdrowia. To tutaj to coś co po prostu wyćwiczyłem. Nie sądziłem po prostu, że siła fizyczna aż tak znacząco wpłynie na ilość chakry.
Będziesz musiał się kontrolować, pomyślał. Nie chciał przecież żeby ludzie z kilometra potrafili go zauważyć przez to, że odrobinkę go poniosło podczas medytacji. Bo przypuszczał, że gdyby poszedł o krok dalej, to pęknięcia mogłyby się rozszerzyć również na i tak już osłabione słupy świątyni.
Mikoto przysiadła obok głazu, a Natsume ruszył lekko jedną ręką, by przenieść lewitującą kulkę nad prawą dłoń. Ułamek sekundy później ciecz zamarzła, a Yuki objął ją dłonią i ścisnął, tak by lód popękał, a jego kawałki spadły leniwie na ziemię przed głazem. Następnie skupił wzrok na pojedynku, starając się wyłapać co większe problemy w ruchach Kaiko. Oczywiście, nietrudno było zauważyć, że w porównaniu do Kakity młodzieniec poruszał się powoli; samuraj nie miał najmniejszego problemu z odczytywaniem ruchów białowłosego.
-Porównywanie możliwości Kaiko do Asagiego jest bezcelowe, niezależnie iloma ostrzami by walczyli. Kakita szkoli się w szermierce od wielu, wielu lat i uczył się od swoich pobratymców, podczas gdy Kaiko używa egzotycznych oręży których uczył się sam. Różnica zasięgów, doświadczenia i umiejętności fizycznych jest astronomiczna. - Uśmiechnął się lekko pod wąsem. - Chociaż, i tak radzi sobie całkiem nieźle. Może i robi zbyt łatwe do odczytania ruchy, ale przy tym szybko się uczy na błędach i stara się myśleć, a nie tłuc bronią jak bachi o bębny taiko. Ma potencjał.
Zapadła krótka cisza, po której Mikoto stwierdziła, że przemyślała wszystkie te słowa, które padły wczoraj podczas kolacji, i chociaż nie potrafiła posługiwać się mieczem, i tak chciała zostać członkiem Kenseikai - a zarazem chciała się szkolić pod okiem Yukiego, licząc na to że z jego pomocą w końcu opanuje kontrolę Uwolnienia Wody, i ostatecznie - Uwolnienia Lodu. Natsume lekko opuścił głowę, widocznie się zastanawiając. Fakt, że dziewczyna nie była szermierzem i nie wiadomo czy takowym być chciała, teoretycznie sprawiał że byłaby bardziej współpracownikiem Kenseikai niż jego faktyczną członkinią... ale musiał oczywiście przyznać, że pomoc medyka byłaby nieoceniona, zwłaszcza w organizacji w której pojedynki i treningi będą chlebem powszechnym. Poza tym... rzeczywiście, jeżeli chciała poznać nieco więcej na temat możliwości klanu Yuki, to nie mogła trafić lepiej. W końcu Natsume niegdyś był Shirei-kanem klanu, i posługiwał się tą sztuką od niemalże dwóch dekad. No i tak jak mówił poprzednio Kanowi - może i głównymi przedstawicielami organizacji byli miecznicy, ale nie oznaczało to że inne bronie miały być przez nich olewane i krytykowane.
Najważniejszym argumentem jednak była... niechęć do samotności. Natsume przez dekady był człowiekiem który wędrował przez świat samotnie, zazwyczaj dosłownie, ale czasem też metaforycznie - kiedy siedział w pięknym, ozdobnym pałacu na klifie, otoczony ludźmi i służbą, i tak czuł się jak eremita zamknięty w ozdobnej klatce. Najgorszemu wrogowi nie życzył konieczności spędzenia życia w taki sposób jak on.
Więc, jeśli to uratuje chociaż jedną osobę...
-... W porządku - powiedział w końcu, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. - Pomoc medyczna na pewno się przyda, to fakt - a być może przebywając wśród nas, znajdziesz również oręż którym będziesz chciała się posługiwać. A co do nauk... Cóż, uczenie Ciebie i uczenie Kaiko będzie się zazębiało tylko częściowo, ale pewnie część klas będziecie mogli współdzielić.
Parsknął cichym śmiechem.
-Jeżeli chcesz się skazać na uczenie się od marudnego samotnika, to kim jestem żeby się sprzeciwiać.
Miał ochotę się skrzywić. Jeden krok więcej w stronę potwora, huh...
Wciąż utrzymując lewitującą kulkę wody nad swoimi dłońmi, powoli obrócił głowę w stronę białowłosej i pozwolił sobie na bardzo delikatny, niemalże niezauważalny uśmiech.
-Potrawka poszła w regenerację zdrowia. To tutaj to coś co po prostu wyćwiczyłem. Nie sądziłem po prostu, że siła fizyczna aż tak znacząco wpłynie na ilość chakry.
Będziesz musiał się kontrolować, pomyślał. Nie chciał przecież żeby ludzie z kilometra potrafili go zauważyć przez to, że odrobinkę go poniosło podczas medytacji. Bo przypuszczał, że gdyby poszedł o krok dalej, to pęknięcia mogłyby się rozszerzyć również na i tak już osłabione słupy świątyni.
Mikoto przysiadła obok głazu, a Natsume ruszył lekko jedną ręką, by przenieść lewitującą kulkę nad prawą dłoń. Ułamek sekundy później ciecz zamarzła, a Yuki objął ją dłonią i ścisnął, tak by lód popękał, a jego kawałki spadły leniwie na ziemię przed głazem. Następnie skupił wzrok na pojedynku, starając się wyłapać co większe problemy w ruchach Kaiko. Oczywiście, nietrudno było zauważyć, że w porównaniu do Kakity młodzieniec poruszał się powoli; samuraj nie miał najmniejszego problemu z odczytywaniem ruchów białowłosego.
-Porównywanie możliwości Kaiko do Asagiego jest bezcelowe, niezależnie iloma ostrzami by walczyli. Kakita szkoli się w szermierce od wielu, wielu lat i uczył się od swoich pobratymców, podczas gdy Kaiko używa egzotycznych oręży których uczył się sam. Różnica zasięgów, doświadczenia i umiejętności fizycznych jest astronomiczna. - Uśmiechnął się lekko pod wąsem. - Chociaż, i tak radzi sobie całkiem nieźle. Może i robi zbyt łatwe do odczytania ruchy, ale przy tym szybko się uczy na błędach i stara się myśleć, a nie tłuc bronią jak bachi o bębny taiko. Ma potencjał.
Zapadła krótka cisza, po której Mikoto stwierdziła, że przemyślała wszystkie te słowa, które padły wczoraj podczas kolacji, i chociaż nie potrafiła posługiwać się mieczem, i tak chciała zostać członkiem Kenseikai - a zarazem chciała się szkolić pod okiem Yukiego, licząc na to że z jego pomocą w końcu opanuje kontrolę Uwolnienia Wody, i ostatecznie - Uwolnienia Lodu. Natsume lekko opuścił głowę, widocznie się zastanawiając. Fakt, że dziewczyna nie była szermierzem i nie wiadomo czy takowym być chciała, teoretycznie sprawiał że byłaby bardziej współpracownikiem Kenseikai niż jego faktyczną członkinią... ale musiał oczywiście przyznać, że pomoc medyka byłaby nieoceniona, zwłaszcza w organizacji w której pojedynki i treningi będą chlebem powszechnym. Poza tym... rzeczywiście, jeżeli chciała poznać nieco więcej na temat możliwości klanu Yuki, to nie mogła trafić lepiej. W końcu Natsume niegdyś był Shirei-kanem klanu, i posługiwał się tą sztuką od niemalże dwóch dekad. No i tak jak mówił poprzednio Kanowi - może i głównymi przedstawicielami organizacji byli miecznicy, ale nie oznaczało to że inne bronie miały być przez nich olewane i krytykowane.
Najważniejszym argumentem jednak była... niechęć do samotności. Natsume przez dekady był człowiekiem który wędrował przez świat samotnie, zazwyczaj dosłownie, ale czasem też metaforycznie - kiedy siedział w pięknym, ozdobnym pałacu na klifie, otoczony ludźmi i służbą, i tak czuł się jak eremita zamknięty w ozdobnej klatce. Najgorszemu wrogowi nie życzył konieczności spędzenia życia w taki sposób jak on.
Więc, jeśli to uratuje chociaż jedną osobę...
-... W porządku - powiedział w końcu, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. - Pomoc medyczna na pewno się przyda, to fakt - a być może przebywając wśród nas, znajdziesz również oręż którym będziesz chciała się posługiwać. A co do nauk... Cóż, uczenie Ciebie i uczenie Kaiko będzie się zazębiało tylko częściowo, ale pewnie część klas będziecie mogli współdzielić.
Parsknął cichym śmiechem.
-Jeżeli chcesz się skazać na uczenie się od marudnego samotnika, to kim jestem żeby się sprzeciwiać.
0 x
- Mikoto
- Postać porzucona
- Posty: 341
- Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Wyrzutek A
- Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy - Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=154878#p154878
- Multikonta: Rida
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość