Postanowił zbadać krzyki, które usłyszał z jednego końca korytarza. Ruszył w tamtym kierunku dotykając ręką ściany, gotowy właściwie na wszystko. Jednak to co zobaczył i tak wykrzywiło mu twarz w geście obrzydzenia i przyprawiło o dreszcze. Nie chodziło tu konkretnie o dziecko, chociaż dobór ofiary też pogarszał całą scenę. Przy ścianach porozwieszane były inne, czekające na swoją kolej, albo już po. Nie chciał widzieć w nich siebie. Cały czas odkąd wyrwał się z ulicy wmawiał sobie, że jest już jednym z tych lepszych. Był teraz przecież okrutnym mafiozem, zabójcą na zlecenie, a współczującym młodzieńcem z traumą. I mimo że na cierpienie innych ludzi jego serce powinno być już odporne, to i tak nie zamierzał zostawiać tej scenki taką, jaką ją zastał.
Nie zamierzał zdradzać swojej obecności wcześniej, niż było to konieczne. Od razu przystąpił do ataku i choć na blacie pośrodku leżały zapewne jakieś narzędzia do zadawania bólu, to na razie je zignorował, swój wzrok skupiając na kacie stojącym nieco z prawej strony. Po cichu zrobił kilka kroków do pomieszczenia, aby skorygować swoją pozycję i aby w linii prostej pomiędzy nim a celem nie było żadnej przeszkody. Gdy jakieś dziecko spojrzałoby na niego, Souei przykłada sobie palec do ust na znak, aby zachowały spokój i ciszę. Gdy tylko droga będzie wolna, Matsuda ruszy do ataku i bez zbędnych ceregieli zaatakuje prosto w głowę pierwszego przeciwnika zwróconego ku swojej ofierze. To miało wbić jego czaszkę w ścianę tuż obok wiszącego chłopca. Potem zostanie jeszcze drugi, od którego reakcji zależy dalszy ciąg wydarzeń.