Zapomniana świątynia Susanoo

Najmniejsza, a zarazem najbardziej wysunięta na północ prowincja Wietrznych Równin. Antai położone jest nad Morzem Lazurowym i graniczy z Atarashi i Zachodnim Sogen na wschodzie, Midori i Shinrin na południu oraz Sakai i Yusetsu na zachodzie. Prowincja jest w trakcie walk, kiedy to w 394 roku część ich ziem na Półwyspie Antai została zajęta przez ludzi zza Muru i próbując przejąc ziemie Zachodniego Sogen. Ukształtowanie terenu w przeważającej części jest równinne. Ziemiami zarządza klan Kaminari. W południowych sektorach prowincji można znaleźć niewielkie osady Szczepu Kami.
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Uśmiech Mikoto mógł być zbywalny, ale zawsze gdy używamy samej mimiki pozostaje pytanie czy druga strona to zrozumie. W tym przypadku wyszło to kiepsko, bo uznał za przyjęcie wyzwania tylko bez konsekwencji dla żadnej z stron. W przyszłości jej pokaże jakie możliwości daje chakra, niech tylko trochę poczeka! Dopadnie ją prędzej czy później, najpewniej nieświadomą nawet. Wewnętrznie mogła się obawiać konsekwencji, ale takowych brakowało. Miąższ gruszki był jak najbardziej realny. Na własnym doświadczeniu zjedzenia dwóch powinna się przekonać, że spożywanie jego owoców było jak najbardziej bezpieczne.
Widząc potwierdzenie jak blisko znajduje się celu rozchmurzył się, najchętniej bez zważania na deszcz wybiegłby zobaczyć morze. Czuł wewnętrzną ekscytację, bo spędził w podróży całe dwa tygodnie. Oczekiwał dnia zobaczenia olbrzymiego zbiornika wodnego, zatrzymywały go dwie sprawy. Świadomość jak niegrzeczne jest takie zachowanie, ucieczka z gościny gdy czekają na obiad przy stole, a także głód. Od ostatniego porządnego posiłku trochę minęło. Do tego dochodził deszcz, niby zawsze mógł stworzyć sobie drewniany parasol to powątpiewał aby jego ciuchy przetrwały bez ubrudzeń chodzenia po błocie. Wytrzyma ten jeden dzień, jutro będzie ładna pogoda prawda? Tak przynajmniej sobie wmawiał.
Mała wymiana zdań z Kaiko poszła przyznaniem racji rodzicom Kanowi, który starał się być posłuszny. Wiadomo, jak każde dziecko zdarzyło się sprawić jakieś kłopoty, ale bywały one niewielkie. Czy się obrażał, że ktoś miał inne zdanie na temat używania zdolności? W żadnym wypadku, doceniał szczerej wypowiedzi jakiej mu udzielono. Zakłopotany zaczął machać otwartymi dłońmi przed sobą, bo czuł się głupio w tym przypadku. Pomoc bezbronnym osobom to zaiste szlachetny cel, ale wiedział jak ciężki w realizacji. Jest tylko pojedynczą gwiazdą na niebie, a potrzebujących wsparcia zapewne całe multum.
- Nie mylisz się, zwyczajnie masz swoje racje!
Uspokoił swoją gestykulację po wypowiedzi spoglądając na sufit, chciał uciec od ewentualnego wzroku wymierzonego w jego kierunku. Odetchnął głębiej, raz, dwa, a następnie skorygował swoją poprzednią wypowiedź.
- Pomoc tym, którzy nie mają odpowiedniej siły jest czymś szlachetnym. W przyszłości mając okazję na pewno postąpię prawidłowo.
Przeniósł bursztynowe oczy w kierunku gospodarza z uśmiechem jednorazowo kiwając swoją głową. Temat prawdopodobnie na tym ugrzęźnie, ale wolał nie sprawiać u niego smutku. Oczekiwał również szczerości, która mogła czasem zaboleć. Jest tysiąckrotnie przyjemniejsza niżeli fałszywe słowa mające przynosić ukojenie. Zawsze doceniał słowa płynące prosto z serca, więc tą reakcją chciał aby się nie powstrzymywał w razie ewentualnych kontrowersyjnych spraw jakie mogły wyniknąć w rozmowach. Każdy z obecnych miał własną historię, którą nosił na barkach. Spostrzeżenia z perspektywy drugiego człowieka potrafiły nas rozwijać, siedząc wewnątrz własnego padołu już na wieczność zostalibyśmy głupcami.
Radość przelewała serce Senju, gdy zaproszenie w jego strony zostało przyjęte. Brakowało w tym obietnicy odwiedzenia jego domostwa, ale dostał małe zapewnienie. Posiadając sposobność zajrzenia w jego progi zdecydowanie rozważą taką opcję. To mu w pełni wystarczało. Potrafił cieszyć się z małych rzeczy, a dzisiejsze nawiązanie kilku znajomości samo w sobie należało do sporawej niespodzianki zaliczającej wyprawę do udanych. Powróciłby do Hayashimury szczęśliwy bez zobaczenia morza. Tort potrafi być wyborny bez wisienki na szczycie. Niech sobie zwiedzą Karmazynowe Szczyty, Pustynię, czy cokolwiek zechcą. Istotne aby pamiętali o możliwości przybycia do Shinrin, gdzie zostaną ciepło przywitani.
Opiekun świątyni wręcz nalegał aby przybysze przenocowali w przybytku. Udzielił im pozwolenia przebywać tak długo jak tylko dusza zapragnie. Osobiście miał limit czasowy, więc nawet przy przebrzydłej pogodzie dnia jutrzejszego będzie musiał wyruszyć dalej. Mógł poświęcić maksymalnie jeden wieczór, aby nie przyprawiać trosk przybranym rodzicom. Obiecał im wrócić w okresie miesiąca, a zawsze starał się dotrzymywać danego słowa. Mikoto przejęła inicjatywę proponując odwdzięczenie się za dobroć im okazaną, postanowił nie być gorszym.
- Jeżeli tylko mogę również jakoś pomóc to powiedz.
W trakcie rozmów o Antai zainteresowała go wypowiedź Akahoshiego. Wyglądał na potężnego wojownika, który z jakiegoś powodu spędził podróż nieprzytomnym. Interesowało go z jakiego powodu, ale zadawanie tego rodzaju pytań było niegrzeczne. Chwilę pokręcił się na krześle bijąc z dwoma uczuciami. Bitwa toczyła się pomiędzy ciekawością, a dobrym wychowaniem. Drewniane wilki dwa, a wygra ten mający większe korzenie. W tym przypadku było to zachowanie manier więc zamknął swoją mordkę na kłódkę. Przynajmniej tymczasowo.
Jedzonko zostało ukończone, miski przygotowane. Pozostało tylko nałożyć i wcinać aż uszy się zaczną telepać. Pierwsza w kolejce okazała się Miko, o której głodzie dzięki burczeniu żołądka przekonał się wcześniej. Dwie gruszki mogły stanowić jakiś pokarm, ale do zaspokojenia głodu wątpliwe aby wystarczyły. Do kuchni ruszył drugi, wziął naczynie uzupełniając niemal po brzegi. Sam posiadał drobne ciało, ale spożywać potrafił olbrzymie ilości. Skądś musiał brać energię na wszelakie aktywności. Wracał z miską bardzo ostrożnie, aby nic z miski nie uciekło. Koncentracja stu procentowa zanim wróci do stolika. Wystarczy najmniejsze rozproszenie, a ubrudzi podłogę. Usiadłszy z powrotem na miejscu Kan złożył dwie dłonie przed sobą, pochylił delikatnie głowę.
- Dziękuję za posiłek, smacznego!
Tradycji stało się zadość, więc przeszedł do przebierania pałeczkami wrzucając po kolei jedzonko do buzi. Tutaj nie trzeba więcej słów, widok pałaszującego chłopaka wyrażał więcej niżeli tysiąc słów pochwały o potrawce z jelenia.
- A swoją drogą, może macie do opowiedzenia jakieś ciekawe przygody? Ja niestety żadnych nie posiadam, ale chętnie posłucham. Szczególnie senpai'a, który musi być doświadczonym shinobim!
Zapytał wszystkich obecnych z pustą buzią, gdy z miska uszczupliła się o jedną czwartą zawartości. Zamierzał podtrzymywać rozmowę, a jest lepszy sposób niżeli opowiadania?
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume przez chwilę tylko siedział lekko zgarbiony, przysłuchując się temu o czym rozmawiali pozostali. Od tej możliwości zdążył już poniekąd odwyknąć - przez to że zazwyczaj miał "specjalne" traktowanie, czy to jako lider, czy to jako cesarz, nawet w wolnych chwilach musiał cały czas aktywnie uczestniczyć w rozmowach i udawać, że takowe go wybitnie interesują. A że ludzie zwykle uznawali jego obecność za coś niezwykłego, mieli w zwyczaju prowadzić dialog w taki sposób, by jakkolwiek dotyczyły również jego osoby, i umożliwić mu odpowiadanie na ich przemyślenia. Później zaś, kiedy po półtorarocznym treningu na Hyogashimie powrócił do żywotu shinobi, nigdy nie miał możliwości tak naprawdę spędzić czasu wolnego z innymi ludźmi - zwykle zostawał wtedy sam, albo w towarzystwie jego kompanów z tygrysiego rodu. Dlatego teraz, kiedy siedząca przed nim trójka młodych shinobi rozmawiała na różne tematy i po części nie wymagała jego odpowiedzi, Yuki poczuł... swego rodzaju ulgę. Była to bardzo miła odmiana, po prostu... być biernym obserwatorem.
Wziął kolejny łyk herbaty, którą wcześniej podał mu Kaiko, chwilowo odcinając się od otoczenia. To był jego sposób na odpoczynek - możliwość krótkiego odcięcia zmysłów i zapędzenia swoich myśli w bliżej nieokreśloną przestrzeń. W tym samym czasie Hyohiro najzwyczajniej w świecie obrócił pysk tak by leżeć "na sfinksa", i w ten sposób zapadł w sen. Dało się to rozpoznać po miarowym podnoszeniu się klatki piersiowej i głębokich oddechach.
To akurat była przydatna umiejętność, tak umieć zasnąć i obudzić się w każdej chwili, o każdej porze i w każdym miejscu. Po części godna pozazdroszczenia.
Kiedy Kaiko zaczał wspominać o nocowaniu wszystkich obecnych, w końcu podniósł spojrzenie swoich złotych oczu i skierował je w stronę swojego nowego ucznia.
-Nie pogardzę miejscem gdzieś na uboczu, niedaleko wyjścia. Przywykłem do budzenia się bladym świtem i trenowania przed jakimikolwiek posiłkami, nie chciałbym przez przypadek was obudzić.
Wrócił spojrzeniem w stronę Mikoto, która wyraziła zaskoczenie faktem że Natsume zdołał przetrwać wyprawę na Czarny Archipelag i spotkać plemię śnieżnych tygrysów. Sprawiło to, że Yuki na moment zmrużył oczy i opuścił wzrok - wyraźny symbol że się na krótki moment zamyślił. Cała ta wyprawa to była jedna wielka katastrofa, i gdyby nie pomoc Hyojina, prawdopodobnie teraz leżałby martwy gdzieś pomiędzy wiecznymi śniegami wyspy. Najpierw ten zamachowiec, który wysadził okręt, później walka o przetrwanie na mrozach, a ostatecznie ten dziwny eksperyment połączony z wypiciem mikstury z miejscowych ziół... Tamten dzień zdecydowanie był bogaty w doświadczenia, i nie był pewien czy za którymikolwiek z nich tęsknił.
-Akurat wtedy przeżyłem tylko dzięki durnemu fartowi - powiedział w końcu beznamiętnym tonem, lekko ruszając naczynkiem z herbatą by wprawić płyn w ruch wirowy. - Zostałem wtedy zatrudniony by sprawdzić powód licznych strat okrętów w organizacji transportowej z Morskich Klifów. Wpakowałem się więc na okręt, a przez to że natrafiliśmy na sztorm, zmiotło nas na Czarny Archipelag. Akurat odpoczywałem, kiedy zaczęła się część "główna".
Westchnął ciężko.
-Jeden z marynarzy okazał się być sabotażystą. Kiedy go znalazłem, reszta załogi walczyła ze sztormem - a on, nie chcąc by się wydało kim jest, wolał zdetonować cały okręt razem ze sobą. - Wypił łyk herbaty. - Okręt poszedł na dno, a wszyscy marynarze zginęli. Sam niezwykłym cudem wyszedłem z tego bez szwanku, lecz wylądowałem jako rozbitek na Hyogashimie. A gdy pogrzebałem zmarłych których wody wyrzuciły na brzeg, podczas polowania na jedzenie spotkałem moich nowych pobratymców... i tak jakoś już zostało. Pomogli mi wrócić na kontynent i podpisali ze mną pakt, dzięki któremu teraz mogę uczyć się ich sztuk i liczyć na ich pomoc.
Wtedy zaś nadeszła wiadomość, na którą w sumie czekał najdłużej: Kaiko skończył proces przygotowywania obiadokolacji, i postawił przed nimi miski, pałeczki i łyżki. Kensei w końcu wyszczerzył zęby w uśmiechu, pokazując tym samym swoje dorodne, tygrysie kły, a jego oczy spojrzały drapieżnie na garnek. Był nieludzko głodny, a przez te kilka dni w podróży cały czas był nieprzytomny, więc ostatni porządny posiłek tak na dobrą sprawę zjadł jeszcze w Daishi. Dlatego też teraz, kiedy stała przed nim perspektywa zjedzenia czegokolwiek przyrządzonego w porządny sposób, jego wycofany i spokojny charakter został tymczasowo zastąpiony przez agresywny głód. Natychmiast nabrał sobie całą miskę ryżu wraz z dodatkami i dziczyzną, i nie czekając na czyjekolwiek przyzwolenie zaczął je pochłaniać - bo jedzeniem tego nie można było nazwać. Smak był zdecydowanie pierwszorzędny, całe jedzenie było bardzo smaczne jak na warunki świątynne, a mięso było przygotowane doskonale. Nic, tylko kontynuować.
-No, to pozwolisz - powiedział, kiedy skończył pierwszą miskę w niecałą minutę, i natychmiast nabrał kolejną. - Fantastyczna robota.
Z równie dużym apetytem zaczął pochłaniać kolejną miskę ryżu z mięsem. Dla postronnych widok niewysokiego shinobiego, aktualnie odzianego w strój mnicha shukke, mógł wyglądać przekomicznie; pochłaniał jedzenie w tak zaskakującym tempie, że nawet bogowie byliby zaskoczeni. Nie mówiąc już o pytaniu, gdzie to wszystko tak w ogóle się mieściło. Przynajmniej tyle, że jedzenia było multum, więc i wojownik mógł sobie pozwolić na nasycenie apetytu. A że im więcej się walczy, tym więcej się je, no to...
Pięć misek jedzenia później, Natsume w końcu odstawił miskę i odetchnął lekko, ponownie szczerząc zęby z satysfakcją. Od razu też odpiął od paska małą gurdę z atsukanem, i podsunął ją w stronę Kaiko.
-Podgrzałbyś to odrobinę, proszę? Atsukan najlepiej pić na gorąco, w końcu to napój dla żeglarzy pośród zimnych wód. - Zaśmiał się. - I dziękuję za jedzenie. Zdecydowanie tego nam było trzeba.
Następnie spojrzał w stronę Kana, który zaproponował żeby Natsume opowiedział jedną z historii ze swoich doświadczeń jako shinobi. W reakcji Yuki westchnął ciężko, lecz na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Czyli tyle by było na temat spokojnego siedzenia bez konieczności udzielania się w rozmowie, huh...
-... Kilka rzeczy w swoim życiu widziałem, fakt - powiedział w końcu, patrząc czy będzie mógł za chwilę już się napić atsukanu. Przy okazji też spojrzał pytająco na wszystkich obecnych, czy zamierzają również napić się tegoż ryżowego grogu. - Przykładowo, jedna z moich ostatnich misji. Zostałem zatrudniony przez pewną organizację w Ryuzaku no Taki, aby wytropić i wyeliminować seryjnego mordercę, znanego tylko jako Rzeźnik. Był to bandyta, znany z wyjątkowo bestialskiego traktowania swoich ofiar: zwłoki zwykle znajdowano oskórowane, rozczłonkowane, odsączone z krwi, zmiażdżone i spętane... można tak wymieniać, jego pomysłowość była zastraszająca.
Westchnął lekko.
-Idąc jego tropem, dotarłem w okolice Shigashi no Kibu, gdzie niewiele wcześniej Rzeźnik zamordował jednego z mieszkańców. Podał się za jego członka rodziny, następnie zamordował i zostawił ciało przywiązane do sufitu, jak szynkę w wędzarni. Znalazłem jednak ślady, że udał się do Hebikyokoku - Doliny Węży w Głębokich Odnogach. I rzeczywiście, tam odnalazłem obóz jego i jego przybocznych. Co prawda przez chwilę musiałem się skradać, no i uważać na liczne, jadowite węże. W końcu jednak się tam dostałem... i najpierw zastraszyłem jego przybocznych, aby wydali Rzeźnika w zamian za swoje życia. Zanim jednak zareagowali, sam zainteresowany zaatakował mnie, po drodze zabijając wszystkich innych. Drań był Aburame, a w walce dodatkowo używał sztuki łańcuchów i pułapek, więc walka była cokolwiek irytująca - ale w końcu udało mi się zdjąć mu głowę z karku.
Spojrzał wymownie w stronę opartego o ścianę Kubikiriboucho.
-Znalazłem przy nim rękojeść tego miecza. Kiedy zaś... przez przypadek na resztki ułamanego ostrza spłynęła jego krew, zobaczyłem coś w co ciężko było mi uwierzyć: ostrze zaczęło samo się regenerować. Po krótkiej zabawie z karmieniem rękojeści krwią Rzeźnika, i odrobiną swojej własnej, udało mi się odtworzyć pełne oblicze Miecza Kata - tego ostrza, które teraz widzicie.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Lekko rozbawione spojrzenie było pierwszą reakcją na nieco spanikowanego Kana, który zapewniał, że Kaiko się nie mylił, a zwyczajnie miał swoje racje. Na pozór słowa zupełnie prawdziwe, ale jednak zawierające w sobie tyle logicznego absurdu, że Kanamura zwyczajnie nie potrafił ich przyjąć do siebie ze względu na swój analityczny charakter. Właściwie o każdym dało się powiedzieć w każdej chwili, że nie mylił się, a tak po prostu miał swoje racje. Jednocześnie jedno mogło wykluczać drugie, bo posiadanie własnego zdania nie zmieniało pewnych faktów, a to oznaczało, że mógł się mylić. Na rzecz tej refleksji przyjął, że mógł się mylić, ale doskonale wiedział, że rzeczywiście się mylił, a nie tylko mógł. Jego wizja posiadania jakichkolwiek umiejętności, by od razu zacząć je wykorzystywać była... tak po prostu dziecinna. Nie uważał na siebie, na to ile potrafi, na potencjalne zagrożenie i konsekwencje własnych czynów, bo on myślał o tym, że ma moc, aby pomóc i należy ją używać. Teraz, gdy widział już trochę w Oniniwie, miał nieco perspektywy na to jak wygląda "skala" mocy. On zajmował w niej miejsce nieco nad zwykłym cywilem, ale poniżej ninja, tyle że część skali zajęta przez shinobich była... cóż, wielka. Może w porównaniu do Hou albo Wakany nie odstawał tak bardzo do tyłu, ale wystarczyło, żeby porównał się do Kana, aby poczuć przepaść siły. A gdzie w tej skali znajdował się Akahoshi? A Han? Zatem skala zagrożenia czyhającego za rogiem była szeroka, zaś on zwyczajnie rzucał się w wir wydarzeń posiadając ociupinkę mocy i wiarę, że to wystarczy. Zatem, jak miał się nie mylić? Jaka była jego racja? Że Senju powinien postępować równie lekkomyślnie co on sam? Wiedział, że nie mylił się w kwestii marnowania siły i wykorzystywania jej, ale był to niezwykły truizm, wszak Kan sam powiedział, iż został ninja i trenował nie bez powodu. Nie chciał, aby cokolwiek podobnego do jego przeżyć się wydarzyło. Wniosek był prosty - racji ze strony Kanamury nie było, ale za to ciekawa obserwacja. Może i on wypadał dziecinnie w przypadku samego postępowania, cechował się nierozsądnością, brawurą, lekkomyślnością, ale za to w kwestii przemyśleń, w samej teorii wypadał dojrzalej, niż czarnowłosy Senju. Ten znów na odwrót, więc byli jak dwie strony jednego medalu, który można było zatytułować "młodość".
Nie odezwał się ostatecznie. Rozbawione spojrzenie, a później moment zadumy musiał wystarczyć Kanowi jako skwitowanie niewygodnego tematu, do którego Kanamura nie chciał wracać. Obaj nie czuli się komfortowo. Jeden zwyczajnie czuł się głupio mając tak banalną rację, a drugi czuł się głupio, bo był po prostu głupi w tym momencie. Rozmowy toczyły się jednak dalej, Czarny Archipelag, jakkolwiek legendarnie nie brzmiał, tak ostatecznie nic nie mówił Kaiko, który nawet nie potrafił już spamiętać tych wszystkich rzeczy, które go codziennie zaskakiwały. Po prostu przyjmował je do siebie, a te, które nawiązywały do jego pasji albo przemyśleń jakoś samoistnie zapadały w pamięć na tyle, by coś z tą wiedzą zrobić. Tak czy siak, nie zamierzał wtrącać się do każdej rozmowy, bo zwyczajnie nie wiedział co miałby dodać. Nic nie mógł wnieść, mógł tylko wynosić, więc będąc nieinwazyjnym z pytaniami, po prostu słuchał co reszta ma do powiedzenia. Jak się okazywało, Miko coś wiedziała o Czarnym Archipelagu, zupełnie jakby o nim słyszała już niejednokrotnie opowieści, czyli pewnie pochodziła z jakichś regionów... no właśnie, albo bliskich temu terenowi, albo bliskich samemu Akahoshiemu. Ewentualnie obie te rzeczy na raz. Na pytania miała przyjść jeszcze pora. Na ten moment Kaiko nie zawracał sobie głowy za bardzo.
- Każdy z was dostanie fuuton i zadecyduje sam gdzie chce spać. - odparł, spoglądając na Kenseia. Kanamura nie zamierzał mu wybierać gdzie ten będzie spędzał noc. Świątynia była spora, miejsca było tu dla każdego aż zanadto i nikomu nie dało się przeszkadzać swoją obecnością, gdy było ich zaledwie cztery osoby plus tygrys. - Ja śpię na sienniku, ale jakby ktoś chciał, to obok jest drugi. Tyle że wtedy ktoś musiałby dzielić ze mną pokój. - dodał po chwili, wyjaśniając, że ma miękkie miejsce zamiast podłogi dla jednej osoby. Nie proponował swojego, bo... no był jego, spał na nim odkąd pamiętał i najpewniej był przesączony jego zapachem, a to wydawało się wyjątkowo niewłaściwe, nawet jeżeli był to zwyczajnie jego zapach, a nie brud czy pot. Za to siennik obok niegdyś należał do Etsuyi, jednak z wiadomych powodów od tamtego czasu był nieużywany, ale za to wyczyszczony i wywietrzony. - Miko dostała najmiększy z fuutonów, a wy sobie wybierzecie jaki wam pasuję. Mam ich od groma, chociaż chyba żaden nie był używany. - bo używane już dawno się rozleciały albo Kaiko postanowił je jakoś wykorzystać, skoro było sporo zupełnie nowych. I na tym na razie kwestia noclegu się zakończyła, bo nie był to moment na wyciąganie posłania, gdy potrawka kończyła się gotować.
- Coś wam wymyślę do roboty. Z miejsca mogę powiedzieć, że nie pogardziłbym deskami z Mokutonu. Hou wytworzył sporo sztachet i dzięki temu naprawiłem chociaż płot przy świątyni, ale przydałyby mi się deski, aby poprawić dach. I miejscami podłogę. - odezwał się, patrząc na Kana, nie czując w sumie skrępowania tym, że wymaga od niego jakiejś pomocy, czego na wzór odwdzięczenia się za nocleg, chociaż było to dla niego jasne, że nie muszą się odwdzięczać. Nauczony przez Etsuyę, ale i własne doświadczenia wiedział, że ludzie zawsze chcieli się odwdzięczać, gdy byli dobrymi ludźmi i należało im pozwolić to zrobić w taki sposób, aby nie było to problemem, ale jednocześnie by czuli, że spłacili dług. W ten sposób postąpił z Wakaną i z Hou, i w ten sam sposób zamierzał postąpić z Kanem i Miko. - A Ty Miko... - zwęził spojrzenie, przenosząc wzrok na nią. Dopiero teraz miał jakąś okazję i "wymówkę", aby przyjrzeć się jej dokładniej. Nie wiedział czy to specyfika mieszkania na odludziu, czy bycia w tym wieku, ale praktycznie każda dziewczyna i młoda kobieta zwyczajnie mu się podobała. Każda z przedstawicielek płci pięknych miała jednak swój urok ukryty w czym innym. W przypadku Miko wydawał się być on spowodowany jej drobną budową, która od razu rzucała się w oczy. Teraz przyglądał się jej twarzy, zwracając uwagę nie tylko na rubinowe kolczyki, ale także na zaskakująco chłodne w barwie oczy o sympatycznym spojrzeniu czy błyszczące usta. Złote spojrzenie, chociaż zmrużone, to nie było pozbawione bezczelności, by przejść niżej, zwrócić uwagę na kruchą sylwetkę obdarzoną jednak krągłościami, które niczym przynęta, kusiły aby skupić się na nich w całości. Kanamura był jednak, przede wszystkim, niedoświadczonym młodzieńcem w wielu znaczeniach, dlatego dopiero gdy nieśpieszny wzrok dotarł do samego dołu, to zdał sobie sprawę z tej krępującej sytuacji, starając się zwyczajnie nie zarumienić, gdy dotarło do niego, że obejrzał na ile się dało kobiece kształty Miko i miał je w pamięci. - Yyy... Ty Miko... - kolejna rzecz, przez cały ten czas obserwacji nie zastanawiał się jakie zadanie wymyśli białowłosej, więc teraz nie mógł pozbierać myśli i błyskawicznie wpaść na coś, co panna Yuki mogłaby zrobić. - No... możesz wybrać co chcesz zrobić. Zająć się obiadem, posprzątać trochę albo... - spojrzał na bok, bo właściwie już jedną osobę prosił o to. - Ściąć mi włosy. - raczej nie było wielkim sekretem, że robił to sam i to nieumiejętnie. Raz na dwa tygodnie skracał swoje kłaki kunaiem, który może i był ostry, ale w jego rękach stanowił tylko oręż, a nie przyrząd fryzjerski. Zatem fryzura Kanamury prezentowała się fatalnie, będąc mieszaniną braku stylu, braku umiejętności i wręcz zerowego zainteresowania jej ładem. Dopóki mu nie przeszkadzała w treningach, dopóty była dobra, a przynajmniej dla niego.
Pakt, o którym wspomniał Akahoshi, kolejny raz nie zwrócił wielkiej uwagi Kaiko. Dla niego wystarczającym fenomenem był biały, gadający tygrys Hyohiro, który korzysta z chakry, więc nawet nie zastanawiał się dlaczego właściwie nagle pojawił się obok Kenseia, jak się poznali i co ich łączy. Pakt brzmiał dla białowłosego jak synonim umowy, którą zawarli między sobą, ale nic oficjalnego. Niemniej historia z Czarnym Archipelagiem była, jak każda historia Akahoshiego, fascynująca. Niestety Kaiko nie miał nic do powiedzenia, więc z zaciekawieniem jej wysłuchał i tyle. Pytań miał zbyt wiele, aby nawet teraz zaczynać, a wiedział że odpowiedzi szermierza będą rodzić jeszcze więcej pytań i zakończy się na tym, że cała dyskusja zmieni się w dwustronny wykład, w którym Kanamura będzie miał rolę zadawania pytań i słuchania, a Kensei odpowiadania. Zatem sprawa została przemilczana. Może to i dobrze, bo zaraz potrawka była gotowa, więc należało ją zjeść.
Każdy nabrał sobie porcje wedle uznania, a Kaiko starał się nie zaglądać nikomu do miski, by zwyczajnie nie krępować gości gdyby nałożyli sobie bardzo dużo, bo byli głodni, ale się tego wstydzili albo bardzo mało, bo nie lubili takiego jedzenia czy zwyczajnie obawiali się, że nie będzie im smakować. Na samym końcu napełnił miskę i on, nie żałując sobie jedzenia, chociaż wiedział doskonale, iż bez dokładki się nie obejdzie. Jak się okazywało, jego obawy były bezpodstawne, bo Miko i Kensei szybko wyrazili, że im smakuje, a Kan zwyczajnie wcinał, co wyrażało właściwie to samo.
- Smacznego. - mruknął pod nosem i sam zabrał się za pochłanianie potrawki z ryżem. Dla niego ten smak był... totalnie normalny. Może nie na co dzień jadał dziczyznę i to jelenia, ale przynajmniej raz na miesiąc miał takie niezwykle bogate w smak i składniki potrawki, więc było to dla niego niczym rutyna. Świeże mięso, nawet jeżeli nieumiejętnie przyrządzone, to smakowało pysznie. Wypływały z niego soki, które tworzyły równie pyszny sos, a ryż był po prostu ryżem i spełniał swoją rolę "zamulacza" idealnie. Najgorzej wypadały warzywa, które zdecydowanie lepiej by smakowały, gdyby były zupełnie świeże. No i losowa zbieranina ziół oraz przypraw pewnie podkreśliłaby smak lepiej, gdyby nie była tak losowa. Tak czy inaczej, był to moment jedzenia i nikomu nie śpieszyło się do opowiadania. Szczególnie Kenseiowi, który z pewnością był wygłodniały, a teraz Kan prosił go jeszcze o opowieść. Senju musiał poczekać, bo Akahoshi miał niezwykły apetyt i tempo jedzenia. Co skończył porcję, to dokładał sobie kolejną, co tylko coraz bardziej dziwiło Kaiko, który jednak nie chciał się przyglądać, by nie wyszło, że mu może żałuje jedzenia. On był tak po prostu zaskoczony, że przy swojej niewielkiej budowie ciała potrafił pochłonąć tyle jedzenia. Właściwie... sam jadł też bardzo dużo, ale nie aż tak. I nie tak szybko. W przypadku Kanamury posiłek zakończył się na dwóch czubatych miskach i trzeciej niepełnej. Nigdy nie najadał się tak mocno, jak tylko mógł, bo gdyby przyszło mu się ruszać, to pewnie by zwymiotował. Etsuya kilka razy robił mu takie twarde lekcje umiaru, gdy białowłosy bez opamiętania wcinał ile mógł. Wystarczyło później wyzwać Kaiko na mały sparing na drewniane miecze, by ten po kilku minutach ciężkiej walki zwyczajnie zwrócił to, co zjadł. Pomijając już fakt, że nie czuł się w pełni sprawny podczas całego tego pojedynku.
Kiwnięciem głowy zgodził się na przygrzanie atsukanu. Pierwszy raz słyszał o takim trunku, ale... właściwie oprócz sake i wina, to nie znał nic innego. Zresztą nawet nie miał w ustach jakiegokolwiek alkoholu i szczerze nie czuł potrzeby kosztowania. Kilkukrotnie udało mu się dostrzec co dobry trunek robił z ludźmi, a znając siebie oraz swoją słabą kontrolę, to obawiał się, że mógłby skończyć podobnie. Umiar zatem miał dotyczyć także picia.
- Cieszę się, że smakowało, bo zostało jeszcze na jutrzejsze śniadanie, więc czeka nas powtórka. - powiedział, po czym roześmiał się i zaczął przelewać atsukan w metalowy garnuszek, który położył na blasze. Skoro Kensei mówił o gorącym trunku, no to nie mógł zwyczajnie włożyć gurdy do ciepłej wody i w ten sposób zagrzać. Zresztą nie znał się na tym, więc robił to, co wydawało mu się właściwe. Sam za to nabrał sobie w ceramiczny kubek zimnej wody, która wciąż stała w jednym z wiaderek, by zwyczajnie się jej napić w czasie oczekiwania na atsukan. Ten dosyć szybko się przygrzał, więc zaraz wylądował tuż przed Akahoshim, który zaczął opowiadać pewną historię. Naturalnie Kaiko od razu był zaciekawiony, jak każdą inną opowieścią Kenseia, zatem siedział tuż obok niego przy stole i ze skupieniem słuchał.
Jedzenie może i sprawiało, że Kanamura poczuł się senny, ale makabryczna historyjka szermierza nie była odpowiednią wieczorynką. Każde porównanie pojawiało się przed oczami wyobraźni młodzieńca, widząc te zmasakrowane ciała, domyślając się jakiego nieludzkiego cierpienia doświadczyły ofiary Rzeźnika. Wręcz słyszał te krzyki, chociaż... mało wiedział o bólu, o krzykach agonii i brutalnych mordach. Ciarki przeszły go wzdłuż pleców, zresztą nie pierwszy raz tego dnia, przypominając mu, że jest tylko człowiekiem i tylko cywilem. Nie był gotowy do oglądania takich rzeczy, tak jak nie był w stanie patrzeć na zwęglone zwłoki Hikariego. Wciąż czuł ten okropny zapach, który natychmiast pojawiał się, gdy tylko wspominał tamten moment. Jednakże szybko uwaga Kaiko przeniosła się na Ostrze Kata, które błyskawicznie przejęło główną rolę w opowieści. Im dalej mówił Kensei, tym bardziej zaskoczoną minę miał Kanamura. Doskonale wiedział jak działał legendarny miecz, ale nie miał bladego pojęcia jaka była jego geneza. I teraz, gdy dowiedział się, że był w posiadaniu pewnie niczego świadomego mordercy, wcale nie miał mniej pytań, a standardowo, więcej. Skąd go miał? Dlaczego akurat jakichś psychopata? Jakim cudem nosił rękojeść, ale nie odbudował ostrza, gdy był tak znany z okrutnych mordów? Co tknęło Kenseia, że nie jest to zwyczajna rękojeść? I tak dalej, i tak dalej. Jednocześnie Kaiko poczuł nieco ulgi, gdy Akahoshi podzielił się nie tylko informacją, że posiada legendarny oręż, ale także jego historią. Oznaczało to, że jego wyjawienie informacji o samym istnieniu takiego miecza nie było wcale takie złe. Kutaro najpewniej zupełnie nie domyślał się, że może być to jedno z zostawionych przez Kenseia ostrzy, a Kan... on już się dowiedział wszystkiego.
Kanamura przyglądał się Senju, bo ten wydawał się wcześniej niezwykle zainteresowany tematem legendarnego ekwipunku, a teraz okazywało się, że nie tylko historia Kaiko była prawdziwa, ale że miecze są tuż obok. Zatem białowłosy ciekaw był reakcji Kana, na co czekał z drobnym, figlarnym uśmieszkiem, jakby tak sobie to zaplanował, że najpierw opowie mu o Mieczu Kata, a później Kensei opowie, że właściwie go ma i leży sobie o tam, obok, oparty jak zwyczajny kawał żelaza z rękojeścią.
- To znaczy, że trafiłeś przypadkiem na Kubikiri? - w końcu Kanamura zadał zaskakująco konkretne, ale też podejrzliwe pytanie, wracając wzrokiem do swojego senseia. Wypowiedział je zaraz w momencie, w którym na nie wpadł, właściwie wystrzelił z nim, nie zastanawiając się bardzo czy powinien o to pytać. Wszak... w jego rozumowaniu, to podważał nieco Kenseia, który opowiadał o Kenseikai jako organizacji zbierającej informacje o mieczach. Kaiko zrozumiał więc, że zdobycie Miecza Kata, było wynikiem ciężkiej pracy związanej z kolekcjonowaniem pogłosek, legend i różnych poszlak, aż w końcu namierzyli oręż, a nie... cóż, przypadku. To nieco odbierało profesjonalizmu całej sprawie, ale nie odbierało żadnej wiarygodności, bo dla Kanamury sprawa była bardzo banalna - tak czy siak ostrze zdobyto i było prawdziwe. Niezależnie czy drogą ciężkich poszukiwań, czy zwykłego przypadku, nie zmieniało to faktu, że Akahoshi wszedł w posiadanie legendarnego miecza i to wystarczało.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Sprawą poruszaną obecnie było umiejscowienie ich noclegu, co akurat Kanowi było całkowicie obojętne. Owszem myślał również o porannym treningu, ale nie wstawał tak wcześnie jak Akahoshi. Pobudka bladym świtem? Wcześnie, zazwyczaj wolał się wyspać bo zwyczajnie o zbyt wczesnych porach nie zjadłby śniadania razem z rodziną. Kucharz mógłby mu przyrządzić o godzinie której by sobie zażyczył, ale jedzenie w samotności było czymś zupełnie innym. Cenił sobie wspólne posiłki przy których mogli rozmawiać, wtedy dowiadywał się o planie dnia jego opiekunów. Choć w domu miał pokój cały dla siebie, z wielkim łożem praktycznie trzyosobowym to dzielenie się pomieszczeniem z kimś było dla niego czymś naturalnym. Przebywając w gościnie nie był wybredny, zadowoli się futonem obok obecnego właściciela przybytku. To miało być tylko spędzenie wspólne nocy, wypoczynek przed dniem kolejnym bez niczego niepokojącego prawda? Innego obrotu spraw nawet sobie nie wyobrażał. Niegrzecznym byłoby wydziwianie.
- Mogę go wykorzystać, nie przeszkadza mi dzielenie pokoju. Wystarczy mi jakikolwiek futon.
Wyraził swoje zdanie mając nadzieję, że Kaiko nie będzie się tym zamartwiać. Ciężko powiedzieć aby umiejscowienie ich było problemem, zrobił to tak na wszelki wypadek. Chwilę później przeszli do tematu w jaki sposób mogliby się odwdzięczyć w zamian za zapewnienie schronienia gdzie dostał banalne zadanie. Stworzenie desek? Zrobi to od ręki nawet teraz, bez najmniejszego zmęczenia się. Dostał zadanie pasujące do jego umiejętności więc był spokojny. W głowie z kolei powstawał większy plan, bo tworząc je na dworze mogły one zmoknąć. Powinien dołożyć do tego również szopkę na przetrzymywanie ich, w ten sposób powstrzyma jednego z największego wrogów rodowych. Próchno. Co prawda wszystko zależało kiedy będzie chciał ich użyć. Należał jednak do przezornych osób starających się myśleć krok do przodu. Poza tym miał jeszcze jedną propozycję.
- Wiesz... Mogę bez problemu zrobić nowy przybytek w miejscu obecnego wymieniając wszystkie deski, czy dodać budynek mieszkalny obok. Jeżeli wolisz same deski to nie ma problemu, ale zajęłoby to chwilę.
Zamierzał uszanować wolę gospodarza, od którego zależało w jaki sposób dnia jutrzejszego wykorzysta swoje zdolności. Po ustaleniu szczegółów zajęli się posiłkiem przy czym był zszokowany ilością pochłanianą przez tutejszych. Jedynie Miko zjadła niewiele, gdy męskie grono okazało się łakomczuchami. Sam zjadł półtora miski, co przy jego posturze było sporą ilością, ale przy pozostałych wydawało się mizernością. Urządzali konkurs jedzenia czy coś? No nic, pytanie musiało poczekać. Są rzeczy ważne, a także ważniejsze jak zapełnienie żołądka. Senpai ostatecznie skończył na pięciu miskach, ale pochłaniał wszystko w ekspresowym tempie, że ciężko powiedzieć aby trzeba było na niego czekać. Senju był cierpliwy, co popłaciło przerażającą historią.
Od samego początku zmarszczył swoje brwi zaczynając nienawidzić Rzeźnika. Dokonywał bestialskich czynów, których lepiej nie opowiadać przy jedzeniu. Co słabsze psychicznie osoby mogłyby stracić cały apetyt. Zacisnął dłonie leżące na stole w pięść, słuchanie o tak nagannych przestępstwach powodowało w nim agresję wymieszaną z obrzydzeniem. Od ojczyma słyszał, że to ludzie potrafią być największymi potworami z czym przekonywał się osobiście po raz pierwszy. Ufał szermierzowi, który nagle przeniósł swoje spojrzenie w kierunku jednej z broni znajdujących się wśród nich. Okazało się, że był to Kubikiribōchō wspomniany przez Kaiko. Raptownie rozluźnił swoje dłonie, a oczy zaczęły mu się niemalże błyszczeć. Legenda okazywała się prawdziwa! Wstał z swojego miejsca obracając się całym ciałem w jego kierunku robiąc jeden krok w tamtą stronę.
- Mogę... Mogę je obejrzeć?
Szybko się zorientował powstrzymując swój zapał, bo wewnętrznie tymczasowo zapomniał o poprzednim właścicielu ostrza kata. Swoimi opowieściami również podzieliła się Mikoto zaczynając od niewidomego widzącego doskonale, a kończąc na rozłupaniu czaszki niedźwiedziowi wachlarzem. W tym momencie niemal wybałuszył swoje bursztynowe oczy w jej stronę. Przerażające, musiał zapamiętać aby z nią nie zadzierać. Co prawda miał pewien pomysł aby osiągnąć podobny efekt, ale posługując się tylko mięśniami uważał to za niemożliwe w swoim przypadku. Szybko się zreflektował uśmiechając, a także sięgając dłonią do włosów z tyłu głowy mając delikatne zakłopotanie pierwszą reakcję.
- To musiało być niesamowite uderzenie, wachlarz przetrwał?
W ten sposób próbował nie dostać się na listę wrogów białowłosej. Po uzyskaniu odpowiedzi zwrócił się do wszystkich niestety samemu mogąc wspomnieć tylko o jednym wydarzeniu.
- Osobiście nie mam wiele przygód, ale jeżeli chcecie mogę wspomnieć jak powstrzymałem bandytów przed napadem na wioskę. Było to lekko przypadkowe, z pespektywy czasu nawet zabawne.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Yuki uśmiechnął się lekko i skinął głową, gdy Kaiko stwierdził że nie będzie decydować o miejscu snu dla wszystkich swoich gości. Cóż, jeśli by być wyjątkowo upartym, to było wręcz przeciwnie - jako opiekun świątyni, nawet jeśli nie był kapłanem, nadal miał najważniejsze słowo na temat wszystkiego związanego z przybytkiem i ludźmi w nim przebywającymi. To od Kanamury zależało to, w które miejsca nie powinno się wchodzić, kto gdzie powinien się zatrzymać, te wszystkie przyziemne sprawy związane z zarządzaniem akomodacją. Skoro jednak białowłosy młodzieniec nie zamierzał wpływać na to gdzie kto będzie się zatrzymywał, to Natsume już teraz mógł zadecydować o miejscu w którym spocznie: na samym krańcu maty tatami w przestrzeni sypialnej, jak najbliżej rogu, żeby odpoczywać w najmniej "widocznym" miejscu, lecz zarazem na tyle blisko drzwi, by nie obudzić kogokolwiek swoim porannym wyjściem na ćwiczenia. W końcu pozostali też mieli ciężką podróż, i zasługiwali na odpowiedni odpoczynek przed rozpoczęciem następnego dnia.
Yuki w sumie sam też chętnie odpocząłby trochę dłużej. W końcu organizm najlepiej się regeneruje podczas snu, więc z czasem może i nawet jego wewnętrzne obrażenia przestałyby mu tak dokuczać. W tym przypadku jednak wiedział, że nie może sobie pozwolić na zbytnie rozleniwianie się, tak jak po części pozwalał sobie podczas szkolenia sióstr Tanuki w Daishi. Wtedy regularnie ćwiczył razem z nimi, więc mógł sobie pozwolić na nieco dłuższy sen - teraz zaś, kiedy stracił wiele dni na regenerację podczas jazdy na grzbiecie Hyohiro, sam czuł że jego ruchy zdawały się być... nienaturalnie ociężałe. Będzie potrzebował wielu godzin rygorystycznego treningu, żeby przywrócić się do perfekcyjnej kondycji. W końcu nie można było pozwolić na to, by narzędzie stało się zaśniedziałe, czyż nie?
-W takim razie skorzystam - powiedział wesołym tonem. - Sam nie pamiętam kiedy miałem okazję porządnie się przespać w futonie. Będzie to zdecydowanie wygodniejsze niż grzbiet Hyohiro.
Tygrys odparł na przytyk chrapnięciem. Wyglądało na to że futrzak zdążył przez ten czas zasnąć.
Natsume wrócił też wtedy spojrzeniem do Mikoto, która opowiedziała o katastrofie morskiej przez którą wylądowała na kontynencie, kiedy próbowała powrócić na Morskie Klify po zakończeniu wojny pomiędzy Kantai i Hyuo. Yukiemu co prawda nie przychodziła teraz do głowy żadna poważniejsza sprawa związana z zatonięciem statków transportowych, lecz to akurat mógł sobie raczej wybaczyć - raz, miał od groma rzeczy na głowie związanych z koronacją i zakładaniem Cesarstwa. Dwa, przecież to wcale nie musiał być okręt należący do Cesarstwa, więc to byłoby zaskakujące gdyby dostali jakikolwiek taki raport. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miał powodu by nie wierzyć białowłosej; morza bywały bardzo zdradliwe, a pogoda potrafi sprawić nieprzyjaznego figla nawet najbardziej doświadczonemu żeglarzowi.
-Współczuję. Jestem w stanie zrozumieć, jeśli ten wypadek wzbudził u Ciebie fobię przed okrętami. Ba, powiedziałbym że to normalna reakcja.
Tylko Ty jesteś na tyle nienormalny by pakować się w tarapaty przy każdej możliwej okazji, dodał w duchu.
A komentarz o pełnym wyleczeniu chwilowo przemknął mu koło ucha - był zbyt skupiony na pochłanianiu kolejnych misek potrawki. Jeśli istniało coś, czego się nauczył podczas swoich długich podróży jako ninja, to że nigdy nie można zakładać że następnego dnia ponownie będzie można czegoś zaznać - w tym przypadku chodziło o smaczny, ciepły posiłek. Dlatego lepiej się teraz na nim skupić i nacieszyć póki można, a później słuchać o czymkolwiek innym. No, i inna sprawa, że przez dobre kilka dni nie miał niczego w ustach - trzeba było jakoś to nadrobić, zwłaszcza zważając na to że wojownicy potrzebowali znacznie więcej energii niż zwykli zjadacze chleba lub shinobi skupiający się raczej na innych sztukach niż fizyczne.
Poczekał, aż Kaiko podgrzeje atsukan i postawi naczynie z podgrzanym alkoholem przed wszystkimi, po czym pokazał gestem żeby reszta również się poczęstowała, jeśli tylko mają taką ochotę. Atsukan był prostym alkoholem, lecz dzięki temu że był podawany na ciepło, doskonale rozgrzewał od środka - co było zbawienne w chłodniejsze dni. A aktualny, zważając na opady deszczu na zewnątrz świątyni, można było do takich zaliczyć. Poza tym - przy czarce z napitkiem zawsze się lepiej siedzi i opowiada historie, czyż nie?
Po zakończeniu opowiadania historii, najpierw spojrzał na Mikoto, która zdawała się znać postać Rzeźnika. Dziewczyna skomentowała że cieszy się z faktu że Rzeźnik nikogo już nie skrzywdzi, gdyż był to człowiek wzbudzający przerażenie i panikę wśród ludzi. Yuki zaś tylko się krzywo uśmiechnął, jak za każdym razem kiedy miał zamiar dodać jakąś cyniczną uwagę.
-Szkoda tylko, że za nagrodę za jego głowę to opłaciłem tylko tawerny i miejsce w porcie - Westchnął. - Przynajmniej tyle, że udało się przy tym odnaleźć Kubikiri.
Następnie spojrzał na Kaiko, który zdawał się być... może nawet nie tyle zaskoczony, co zawiedziony faktem że Miecz Kata został przez niego odnaleziony przypadkowo. Ponownie pozwolił sobie na lekki uśmiech, przy okazji przełykając kolejną odrobinę atsukanu. Cóż, po części to mu się nie dziwił - z opowieści które mógł usłyszeć, w jego głowie mogło się pojawić jakieś wyolbrzymione pojęcie tego, czym jest aktualnie Kenseikai - a przecież... organizacja dopiero co raczkowała. Była ideą, która jeszcze nie była wprowadzona w życie. Nawet jeśli w tym kierunku zarówno Natsume, jak i Asagi zmierzali.
-Akurat tak się złożyło - powiedział spokojnie. - Często największe cuda można znaleźć przez zupełny przypadek. Ale to właśnie odnalezienie Kubikiriboucho sprawiło, że pojawił się ten najważniejszy aspekt - ciekawość. Ciekawość, która zrodziła ideę Kenseikai.
Podsunął czarkę z ciepłym atsukanem do Kaiko.
-Nasze plany i nadzieje dopiero przyjmują pełen kształt. Zanim zacznie się patrzeć na większy obraz, trzeba się zająć podstawami, jak ludzie, kontakty i miejsce spotkań, czyż nie?
Ostatni zareagował Kan, który spytał czy może obejrzeć miecz Kata. Natsume zaś uśmiechnął się lekko i wstał, by sięgnąć po wielki miecz oparty o ścianę budynku. Przy okazji, szybkim ruchem wydobył z torby jeden z karambitów, na który następnie dmuchnął. Na ostrzu noża pojawiła się warstwa Fuutonu, drastycznie wzmacniając możliwości tnące oręża.
-Proszę bardzo. Drobny pokaz.
Na oczach wszystkich, uderzył wzmocnionym nożem o ostrze Kubikiri, zostawiając w nim głęboką rysę. W normalnych warunkach naprawa takiego miecza trwałaby pewnie dobre kilka, kilkanaście godzin - o ile dałoby się to w pełni naprawić bez konieczności przekuwania broni na nowo. W tym przypadku zaś... było zgoła inaczej. Dlatego, że gdy tylko mogli przyjrzeć się uszkodzeniu na mieczu, Yuki lekko przejechał nożem po wnętrzu swojej dłoni, tworząc na niej niewielką, płytką ranę, z której jednak od razu pociekła krew. Natsume przechylił dłoń tak, by krople czerwieni opadły na okolice uszkodzenia...
A te, zamiast zachować się jak krew i przykleić się do metalu lub powoli po nim "spełzać", spłynęły po nim jak krople czystej wody. A wgłębienie w mieczu na ich oczach zaczęło ponownie zarastać czystym żelazem, sprawiając że uszkodzenie całkowicie znikło.
Natsume od niechcenia podał Kubikiri Kanowi, który chciał przyjrzeć się broni jako pierwszy. Sam zaś ponownie usiadł przy stole, jak gdyby nigdy nic.
Uśmiechnął się jednak, gdy Kan zagaił na słowa Mikoto.
-Dobrze wykonany wachlarz działa równie skutecznie jako broń obuchowa. Bardziej mnie w tej historii zaskakuje to, że członek klanu Hyuuga tak łatwo dał się zaskoczyć bandytom - ich oczy... no, powiedzmy że mają ciekawą właściwość.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Zadowolony białowłosy kiwną głową na zgodę, gdy Kan stwierdził, że chętnie będzie dzielił pokój, bo zwyczajnie mu to nie przeszkadza. Akahoshi postanowił skorzystać z fuutonu, a Miko... ona już miała miejsce dla siebie i fuuton, więc sprawa noclegu została zamknięta. Mogli przejść do dalszych pogaduszek, które niekiedy zahaczały o zwyczajnie przygnębiające tematy, ale na swój sposób też pocieszające. Mikoto dzieliła się skrawkiem swojej przeszłości, opowiadając o tym jak przeżyła katastrofę na morzu. Same wydarzenia były, tak po prostu, smutne, aczkolwiek dało się wyciągnąć z nich pozytywy - jakkolwiek dobijające nie były, tak teraz siedzieli w cieple, z dachem nad głową podczas deszczu, z przyrządzonym jedzeniem w kociołku, mogąc wspominać gorsze momenty. Cokolwiek ich w życiu spotkało, to nie oznaczało to, że nastąpił koniec dni pełnych prostego szczęścia. Ponownie Kaiko nie wiedział jak powinien zareagować na prywatną historię. Gdyby Miko opowiadała to tylko jemu, to zmuszony byłby do jakiejś odpowiedzi. W jego wykonaniu, to najpewniej mało zgrabnej. Miał jednak ten komfort, że obok niego znajdował się Kan i Kensei, z czego ten drugi ot wyraził współczucie i zagaił rozmowę dalej. Zupełnie naturalnie i pewnie szczerze. Dla Kanamury była to umiejętność wciąż obca tak, jak posługiwanie się chakrą. Coś tam wiedział, coś tam potrafił, ale ostatecznie radził sobie mizernie.
Zadania dla każdego zostały wymyślone i Kaiko dostał już pierwsze odpowiedzi. Na początek wyrwał się Senju, który od razu śmiało zaproponował, że jest w stanie zbudować od podstaw nową świątynię albo dodać budynek mieszkalny obok. Jakkolwiek fascynująca była informacja, że coś takiego jest wykonalne, tak białowłosy zareagował z goła inaczej. Na jego twarzy wymalowane było wręcz przerażenie. Jego oczy otworzyły się szeroko, a on szybko zaczął wymachiwać przed sobą rękoma, jakby chciał w ten sposób zakląć Kana, aby tylko tego nie robił. Nawet poderwał się ze stołka, na którym dotychczas przesiadywał.
- Nie! Nie, nie, nie trzeba! - odezwał się gwałtownie, będąc na granicy podniesionego głosu, a krzyku. Oczywiście emocje były jasne do zrozumienia - nie było w tym agresji, złości czy czegokolwiek takiego, a zwykłe zaprzeczenie, gorliwość, aby nie stało się tak, jak Kan zaproponował. Kanamura po tym małym wybryku opanował siebie, westchnął głęboko, starając się uspokoić swoje serce bijące teraz jak szalone. Może było to głupie, ale sama myśl, że świątynia miałaby... po prostu zniknąć, a na jej miejscu powstać nowa, była dla białowłosego druzgocząca. - Widzisz... to miejsce ma dla mnie głęboką wartość sentymentalną. Praca nad nim... doprowadzanie go do porządku, to dla mnie coś bardzo, bardzo ważnego. - nie zamierzał tłumaczyć, że w ten sposób czuje się, jakby spłacał dług dobroci u Etsuyi, że pielęgnuje coś, co i dla niego było ważne, że w takich chwilach czuje się, jakby opiekun wciąż tu był i czuwał nad drobną świątynią. Te szczegóły nie były istotne, ale też nie czuł się wystarczająco śmiało, aby zacząć o tym wszystkim opowiadać. Temat Etsuyi, ale także temat niepoznanych rodziców to sprawy, które Kaiko traktował bardzo delikatnie. Niechętnie mówił o tym w gronie, a jeżeli już, to w samotnej rozmowie. Nawet jeżeli teraz ufał każdemu z tutaj zebranych, to nie czuł się do końca komfortowo, co z pewnością byłoby inne, gdyby mógł z nimi porozmawiać sam na sam. - Deski wystarczą i teraz się o to nie martw. Jutro też jest dzień. - dodał, teraz już wracając na swój stołek, siadając znów wraz z resztą. Tym razem odezwała się Miko, która przystała na propozycję pobawienia się w fryzjerkę, a jednocześnie poprosiła o pomoc w przekonaniu Akahoshiego, aby dał się wyleczyć do końca. Kaiko nie do końca wiedział co się wtedy wydarzyło, wszak Kensei był... po drugiej stronie bariery? A może wtedy już znikła? Teraz ten cały chaos lekko mu się mieszał, a przynajmniej kolejność różnych wydarzeń. Niemniej faktem było, że oberwał paskudnie i przeżył tylko dlatego, że był w pobliżu naprawdę doskonały medyk. Białowłosy nie znał się też na tej całej medycznej chakrze, bo w jego przypadku, to zaraz po wyleczeniu barku czuł się doskonale. Jednak co innego, gdy ma się uszkodzoną rękę, a co innego, gdy przebija cię na wylot kawał drewna. A później tracisz przytomność z powodu utraty chakry. Kaiko prychnął lekko śmiechem, spoglądając kątem oka na Kenseia, a następnie spojrzał na Miko i zwyczajnie wzruszył ramionami, dając jej znać, że nie ma w tej sprawie żadnego wpływu. Sam szermierz też nie wydawał się być zadowolony z dodatkowego leczenia, jakkolwiek absurdalne to nie było. Może miał jakąś traumę? Może był przeciwnikiem leczenia chakrą, bo uważał je za nienaturalne tak, jak Miko owoce Kana? Może wiara mu zabraniała? Opcji było wiele, ale jedno było jasne - nic na siłę. Może sobie szkodził, ale był dorosły, był dojrzały i był doświadczony, więc przynajmniej wiedział co robi i znał tego konsekwencje.
Senju, w związku z historią o Rzeźniku, przeżywał całą gamę emocji, co było widać jak na dłoni. Złość, obrzydzenie, determinacja, a na końcu fascynacja. Kaiko, chociaż również łatwo się emocjonował, tak po akcji w Oniniwie jakoś spokojniej przyjmował zło, które działo się w świecie. Miało to swoją zaletę, bo mógł teraz słuchać opowieści Kenseia bez nerwów, ale obawiał się, że kiedyś zwyczajnie się do tego przyzwyczai. Całe szczęście sprawa miała się nieco inaczej. Chociaż może nie powinien się z tego powodu cieszyć. Ogrom zła jakiego był świadkiem w Akatori oraz Oniniwie nie wyjałowiło jego niechęci do tego typu postępowania, nie był apatyczny wobec czynów złych, ale mniejszych. To wszystko sprawiło jednak, że był... na swój sposób dobity świadomością jak wygląda rzeczywistość. Dotychczas myślał, że wie jakie jest życie, jak wygląda natura ludzka i manicheistyczna walka, ale dopiero niedawno zrozumiał skalę i powagę problemu. Teraz nie czuł szczenięcej złości, chęci pokonania całego świata tu i teraz, by nikomu więcej nie działa się krzywda. Właściwie, część niego wciąż taka była, ale w kwestii podejścia do zła czuł teraz coś innego, a mianowicie... misję. Czuł obowiązek zaprowadzania dobra, a nie żądzę likwidacji zła. Te dwa podejścia, może łudząco podobne, były ostatecznie różne. W tym pierwszym była jakaś metodyka, rutyna, plan i system, a to drugie kierowało się czystym impulsem, który nie zawsze występował i nie zawsze obierał stronę dobra, mogąc niekiedy oszukiwać, podając się za nie. Jedno było niezmienne w obu podejściach. Tak jak kiedyś, tak i teraz Kaiko czuł gniew, który pchał go do działania i satysfakcję, która wynagradzała trud.

Kensei po chwili zwrócił się do Kanamury, odpowiadając na jego pytanie, wyczuwając swoiste rozczarowanie swego nowego ucznia. W rzeczy samej, Kubikiri był znaleziony przypadkiem, ale właśnie dzięki temu przypadkowi powstała idea Kenseikai. Białowłosemu to wystarczało, chociaż teraz nie wiedział co myśleć o tym całym zbieraniu informacji. Wedle słów Akahoshiego, na wszystko miała przyjść pora, a teraz mieli zająć się członkami, kontaktami i... bazą? Młodzieniec pokiwał głową jedynie, bo co mógł więcej powiedzieć? Nie znał się na prowadzeniu organizacji, cała sprawa legendarnych mieczy była dla niego wciąż czymś na pograniczu fikcji i prawdy, a świata nie znał. Musiał zaufać Kenseiowi, że tak powinno być, taka jest kolejność rzeczy i przypadek Kubikiri nie jest problemem. W trakcie rozmowy szermierz podsunął czarkę z ciepłym atsukanem Kanamurze, który wpatrywał się w nią nieco sceptycznie. Nigdy w życiu nie pił alkoholu, właściwie nie wiedział jak powinien go pić. Herbatę sobie sączył, bo dobrze smakowała, ale trunki alkoholowe wszyscy pili szybko, jakby zwyczajnie im nie smakowały i chcieli je mieć z głowy. A jednak do nich wracali. Było to dla niego dziwne, ale... jeżeli nie spróbuje, to się nie dowie. Ostrożnie wziął czarkę do ręki i zbliżył ją najpierw do nosa, by powąchać ciepły płyn. Pachniał... na swój sposób niebezpiecznie. Niektóre rzeczy trujące dało się wykryć węchem i jeżeli coś mu podpowiadało doświadczenie, to właśnie to, że atsukan jest na swój sposób trucizną. Może i było to prawdą, chociaż nawet nie przyszło mu do głowy to, że Kensei może próbować go otruć. W końcu zebrał się w sobie, by gwałtownie przystawić czarkę do ust i jednym konkretnym ruchem ją opróżnić, przelewając wszystko do ust i nim doznał szoku smaku, to zdążył przełknąć zagrzany alkohol, który w tym momencie wydawał się być wrzący. Pierwsza reakcja... zdziwienie. Szeroko otwarte oczy martwo były wpatrzone w czarkę, którą przed sobą odstawił. Usta mimowolnie otworzyły się, a on jakby chuchnął, starając się oddać trochę ciepła, które czuł w sobie. Wtem oczy się zaszkliły, a gardło rozpaliło. Dłoń szybko powędrowała do szyi, usta otworzyły już na dłużej, bo Kaiko zaczął chuchać raz za razem, starając się jakoś poradzić z gorącem i palącym ciepłem, które czuł w gardle i żołądku. Z całego tego zaaferowania nie zdążył nawet poczuć smaku, jednak szczypiący żar szybko przerodził się w przyjemne grzanie. Czerwona twarz Kanamury powoli zmieniła wyraz z zaskoczenia, na drobne zadowolenie, wręcz ukojenie. Chyba zaczynał rozumieć fenomen alkoholu.
- Pierwszy raz piłem coś takiego... - rzucił, tłumacząc swoją reakcję. - Dziwne przeżycie, jakbym wypił truciznę, ale jednak przyjemne. - dodał po chwili, wyrażając opinię na temat atsukanu. Teraz, chociaż alkohol nie zdążył zacząć działać, to czuł nieco więcej odwagi, by się odezwać. Może była to kwestia samego nowego przeżycia i rozbudzenia emocji, które na moment opadły.
- Myślałem, że razem z Kakitą wpadliście na pomysł Kenseikai. W takim razie... jakie są plany... yyy... w kwestii... jak to nazwałeś... ludzi? - naturalnie pytanie zadawał skrępowany, próbując nie zabrzmieć jak ktoś, kogo nowym marzeniem było dostanie się do Kenseikai. Nie chciał wyjść na nachalnego czy żeby Akahoshi musiał znajdować jakiś sposób, aby przekazać mu, że jest zwyczajnym leszczem jeszcze i nie ma nawet podejścia. Starał się wypaść neutralnie, ale wyszło jak wyszło, czyli dosyć fatalnie, gdy było się swoistym niewolnikiem własnych emocji.
A emocje Kana szybko zmieniły się, gdy wyszło na jaw, że Kubikiri nie jest jedynie legendą. Postanowił zapytać o pozwolenie na obejrzenie miecza, co nieco zaskoczyło Kaiko, bo on nie miał takiej śmiałości. Może po części było to spowodowane jego kultem mieczy, pasją jaką odczuwał wobec szermierki i broni białej, gdyż nie wyobrażał sobie, że taki żółtodziób jak on może nawet na ułamek sekundy trzymać legendarne ostrze w dłoni. To zwyczajnie się nie godziło. On nie był godny czegoś takiego. Kan mógł sobie potrzymać Ostrze Kata w ręce, nie był szermierzem, nie zamierzał nawet nim zostawać z tego co Kanamura zrozumiał, ale białowłosy... dla niego taka drobna rzecz była ukoronowaniem życia. Nie chciał nawet o tak potrzymać miecza, gdy był jeszcze nikim. Chciał być coś warty zanim w ręce będzie miał prawdziwą legendę. Chciał, aby ten moment był czymś, by miecz, niczym rozumna istota, nie czuł wstydu, nie czuł zawiedzenia swym władającym. Tak czy siak, Kan nie miał takiego problemu, a Kensei nie miał problemu z wręczeniem Kanowi oręża, wcześniej prezentując niezwykłą zdolność Kubikiri. Kanamura, chociaż widział to już drugi raz, to wciąż był dosłownie zamurowany z wrażenia, patrząc na regenerujące się ostrze. Nie kontrolował tego, serce biło jak szalone, a uśmiech sam wypływał mu na usta, humor automatycznie się poprawiał i w ogóle w jednej chwili czuł się niezwykle. Jakby był częścią bajki albo... no właśnie, legendy.
W momencie, gdy cały pokaz się kończył, a Kensei był jeszcze kawałek od Miko i reszty, bo miał zamiar po chwili wręczyć Kubikiri Kanowi, to Kaiko wychylił się w bok, w stronę Miko, by szturchnąć ją łokciem, będąc wciąż wpatrzonym w Akahoshiego, upewniając się, że ten nie wykryje tej małej akcji.
- Może on po prostu lubi ból? Już drugi raz widzę jak rozcina sobie rękę dla zabawy. - wyszeptał do dziewczyny, a następnie spojrzał na nią kątem oka i zaśmiał się lekko, szybko wracając do pozycji, próbując nabrać powagi. Zabawnym wydawała mu się wizja wielkiego wojownika, który wcale nie ma nic przeciwko zostania rannym, bo po prostu to lubi. Wielki wojownik, potężny, który bywa zawiedziony, gdy pokona kogoś zbyt szybko i zbyt łatwo.
Nastąpiła kolej Mikoto na opowieść, więc postanowiła przywołać dwie. Pierwsza z nich opowiadała o człowieku, którego podobnych Kaiko zdawał się spotkać w Oniniwie i Akatori. Było kilka osób z takimi oczyma, o jakich mówiła Miko, a ich zdolności zgadzałyby się. Yuriko widziała na niezwykłe odległości i to jeszcze przez różne przeszkody, więc jej wzrok zdecydowanie był lepszy od normalnego, jakim cechowała się Mikoto i Kaiko, a także pewnie Kan oraz Akahoshi. Dziwnym było, że ktoś o tak sprawnych oczach zdołał wpaść w pułapkę, ale cóż... nieszczęścia chodziły po ludzi. Kaiko niby miał dwie nogi i znał te lasy jak własną kieszeń, ale i tak czasami się potykał. Każdy popełniał błędy i mógł się zagapić. Informacja o roztrzaskaniu czaszki niedźwiedzia wachlarzem sprawiła że... Kanamura się serdecznie roześmiał. Od razu oczyma wyobraźni widział taką malutką kruszynkę Miko, która napadnięta przez wielkiego niedźwiedzia nie zaczyna uciekać, tak jak zwierz od niej tego oczekiwał, a postanawia wziąć wachlarz i przypieprzyć mu. I to wystarczająco mocno, by go właściwie zabić. I najśmieszniejsza w tym wszystkim była sama akcja ataku. Taka drobna dziewczyna pokonuje wielkiego misia. Kaiko chwilę potrzebował, aby się uspokoić. Nawet nie zarejestrował, że Miko musi być całkiem silna, skoro tego dokonała. Dla niego siła... cóż, miała dosyć specyficzną skalę. On sam miał jej dużo, na tyle dużo, aby drewnianym mieczem wręcz rozpłatać w pół człowieka. No, może nie tak normalnie drewnianym, ale mokutonowym, więc na swój sposób też drewnianym. Z pewnością nie był tak ostry, jak metalowy. Tak czy siak, siły miał wiele i jakoś zapominał, że nie każdy miał jej tyle samo co on.
- Dobrze, że nie stanął na tylnych łapach, bo byś go nie sięgnęła. - rzucił nadal rozbawiony Kaiko, wciąż jeszcze trochę chichocząc. Uspokoił się, gdy głos zabrał Kensei, zwracając uwagę na wpadnięcie w pułapkę posiadacza niezwykłych oczu. Nazwał też go Hyuuga, co pewnie odnosiło się do jakiegoś klanu albo Kekkei Genkai, o którym wspominał wcześniej. Kanamura postanowił zanotować tę nazwę w pamięci, cokolwiek ona znaczyła. Kolejny do głosu doszedł Kan, który zapytał czy chcą usłyszeć jak obronił wioskę przed bandytami. Dla Kaiko była to sprawa oczywista, nie powinien nawet pytać, ale skoro już był taki grzeczny, to postanowił go zapewnić, że ma opowiadać i się nie krępować.
- Pewnie! Opowiadaj! - rzucił żywo i wesoło, ale zanim pozwolił mu zacząć snuć historię, to jeszcze się wtrącił. - Ja sam jeszcze nie wierzę w to, co przeżyłem. Muszę sobie wszystko poukładać w głowie, a wcześniej... no prawie nic się tutaj nie działo. Możecie być zaskoczeni, ale na odludziu w zapomnianej świątyni, to jest niezwykle spokojnie. - naturalnie ostatnia część wypowiedzi była sarkazmem, który skwitował głupkowatym uśmiechem. W prawdzie mógł opowiedzieć o jego misji z Hou, ale... była to akcja pełna agresji, w której słał ziemię trupami bandytów, a na końcu stracił nowego przyjaciela. Nic co byłoby dobrą opowieścią. Mógł też wspomnieć jak został zaatakowany przez bandytę i złamał tachi Etsuyi, ale wtedy odkrył, że zabijanie sprawia mu przyjemność. A o tym, jak na razie, wiedział tylko on sam. I nie zamierzał tego zmieniać w tej chwili, więc zachęcał do opowieści innych, oddając się przyjemności słuchania o dokonaniach innych.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Propozycja wymiany świątyni na nowszy model pochodziła z dobrego serca Kana, który doprowadził w ten sposób do pewnego zderzenia poglądów. Biorąc przykład z przybranych opiekunów żył w świadomości o wymianie zepsutych rzeczy, najlepszym przykładem była altanka w tylnym ogrodzie. Gdy deski zaczęły zamieniać się w próchno od wnętrza postanowiono ją całkowicie wymienić zamiast naprawiać tylko uszkodzone, przy okazji ją rozbudowując troszeczkę. Przykładu biologicznych rodziców prawdę mówiąc nie pamiętał, ale ich nie było stać na takie luksusy. Do pięciu lat żył w biedzie, z czego jedyną pozostałą pamiątką był wisiorek matki. Widząc reakcję Kaiko, którego oczy rozwarły się niczym kastrowanemu kotku orientującym się w jakiej operacji bierze udział go przeraziła. Do tego doszło wymachiwanie rękoma, a sam powstał z swojego miejsca siedzącego głośno się sprzeciwiając jego pomysłowi. W tym momencie Senju skulił swoje ciało, kurczowo ściskając siedzisko znajdujące się pod jego tyłkiem, a także wstrzymał oddech. W głosie mogło brakować agresji, ale wszystko zależało od perspektywy. Reakcje towarzyszące odmowie zdecydowanie wyrażały negatywne emocje rozlewające się po właścicielu przybytku. Zastanawiał się chwilę czym zawinił, ale wszystko wyjaśniły kolejne słowa przy których łapczywie złapał powietrza do płuc. Zrobiło mu się zwyczajnie głupio, bo powinien to przewidzieć. Rozluźnił swoje mięśnie wracając do właściwej pozycji i spoglądając w stół wyrzucił z siebie tylko jedno słowo.
- Przepraszam.
Wewnątrz czuł smutek, że tak bezmyślnie chlapał językiem. Nieśmiało bursztynowe oczy ukradkiem przeniosły się na białowłosego chcąc się upewnić czy temat został zakończony. Ma stworzyć deski, więc zrobi czego po nim oczekują bez wymyślania i udziwniania. Noo najwyżej doda na zewnątrz jakieś zadaszenie, aby drewno nie zmokło leżąc na zewnątrz. Zanim będzie możliwe do użycia będzie musiało poleżeć jakiś czas aż ucieknie z niej chakra w innym przypadku problematyczne będzie ich pocięcie na odpowiedniej wielkości kawałki. O tym nie zamierzał nic wspominać, zostawi to na niespodziankę. W przyszłości będzie można to wykorzystać do składowania drewna na zimę, chroniąc przed zmoknięciem. Obecnie wolał tego tematu nie poruszać.
Z czasem przy rozmowach powoli wracał do normalności, próbując zapomnieć o swojej wpadce. Udało się to razem z zaproponowaniem przez Kenseia wszystkim poczęstowania się Atsukanem. W tym momencie nie miał pojęcia, że ma do czynienia z alkoholem więc nieśmiało podał swoją czarkę aby została napełniona, a następnie zaczął się przyglądać jej zawartości. Kolor przypominał zwykłą wodę, nie mając pojęcia jak powinien to wypić przyglądał się towarzystwu słuchając jednocześnie słów odnośnie Kenseikai. Już wcześniej usłyszał o tej organizacji, gdy zbierali owoce do koszyka. Miało to być stowarzyszenie wojowników posługujących się bronią co zasiało w nim ziarno ciekawości. Wraz z poznaniem założyciela, jego osobowości powoli się rozrastało sprawiając w nim pewną chęć nawet uczestniczenia w przedsiębiorstwie. Czuł się delikatnie rozczarowany, że podąża inną drogą shinobi, ale postanowił zadać pytanie mogące stanowić dla niego światło w tunelu lub jego całkowite zawalenie. Wszystko zależało od uzyskanej odpowiedzi. Potrafił się posługiwać sprawnie kijkiem, ale przez brak krzepy musiał się wspierać swoimi zdolnościami klanowymi mającymi to nadrobić jeżeli chciał mieć szansę z kimś w bezpośrednim pojedynku. Swoją drogą, postronni obserwatorzy tego mogliby uznać, że posługuje się jakimś artefaktem.
- Czyli... Poszukujecie tylko szermierzy tak?
Policzki miał delikatnie czerwone, zderzając o siebie końcówkami wskazujących palców z pewnej nerwowości przed usłyszeniem odpowiedzi. Jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia? Młodzieniec z Shinrin był doskonałym obecnie tego przykładem. W międzyczasie widział jak Kaiko wpierw wącha polanego im trunku, a następnie go próbuje go połknąć na raz więc idąc za przykładem niewiele myśląc postanowił go naśladować. Niestety nie zaczekał ani chwili przelewając całą zawartość do ust, którą szybko połknął czując w nich najprawdziwsze piekło. W oczach pojawił się męski pot, a sam zaczął kaszleć uderzając się otwartą dłonią w płuca mając nadzieję iż niczego nie zwróci. Ku jego szczęściu tak się nie stało, więc rozejrzał się za wodą aby wypełnić sobie czarkę i przepłukać palące gardło. Zdecydowanie nie był gotowy na to doświadczenie, tym bardziej z zaskoczenia. Przetarł rękawem swoje ślepia, aby mógł normalnie widzieć przegapiając reakcję swojego niemalże rówieśnika.
Po rozwianiu wątpliwości związanych z stowarzyszeniem, które posiadał razem z Mikoto nadszedł moment na niewielki pokaz zdolności legendy. Osobiście chciał najwyżej dotknąć ostrza, zobaczyć w żelazie swoje odbicie, a następnie wrócić na miejsce. Twarz wyrażała zaskoczenie gdy Akahoshi przejął inicjatywę podchodząc Kubikiri, aby za pomocą uderzenia noża wzmocnionego futonem zostawić w nim głęboką rysę. Mimo zapoznania się z jego zdolnościami na jego twarzy pojawiło się przerażenie, które szybko zmieniło się w podziw gdy pochłaniając krew miecz został w pełni naprawiony. Stojąc jak wryty obudził się kiedy broń została mu przekazywana, sprawnym ruchem wykazującym jednocześnie szacunek złapał za rękojeść tracąc część swojej równowagi. Utrzymał się na nogach tylko dzięki refleksowi. Biorąc pod uwagę niewielkie mięśnie przez niego posiadane był to spory ciężar. Oparł koniec o podłogę, aby przez chwilę podziwiać to niezwykłe dzieło przejeżdżając swoim palcem po ostrzu powodując na nim rozcięcie skóry. Przypadkiem dał mu zasmakować kilka kropli swojej krwi.
- Niezwykłe...
Powiedział po cichu do siebie, a następnie wrócił na miejsce przyłączając się z powrotem do rozmowy słuchając wyjaśnień odnośnie wachlarza. Zapamiętywał związane z nim informacje, obracając swoje wcześniejsze pytanie w delikatny dowcip.
- Od dzisiaj nigdy nie zajdę żadnemu użytkownikowi wachlarza za skórę.
Zachichotał jednocześnie próbując również zapamiętać nazwę rodu Hyuga. Podobno ich oczy posiadały ciekawe zdolności, co potwierdzała historia Mikoto. Potrafił za ich pomocą notki, pułapki na drzewach, wszystko. Zaczął się zastanawiać czy czerwone oczy Uchiha również dają podobne moce. Obecnie między nimi panował pokój, ale kto wie kiedy on przeminie. Świat potrafi się zmienić błyskawicznie. Dostając słowa zachęty postanowił przejść do swojej historii jedocześnie będąc zaciekawiony co takiego przeżył białowłosy. Niemniej skoro miał problem z poukładaniem wszystkiego w głowie wymuszać niczego nie będzie.
- Podróżowałem wtedy przez wioskę nazywającą sie Erufu no Mura zamiast ojca w celu podpisania kontraktu na co miesięczny zakup drzew od tamtejszych drwali. Zbliżając się do osady zauważyłem małą grupkę mężczyzn, która obecnie dyskutowała z strażnikiem przy bramie. Próbowałem im ominąć, ale pech chciał iż jeden z nich zrobił krok w tył przez co się z nim zderzyłem. Było tam dość wąsko. Szybko wstałem chcąc ruszyć dalej, ale z tyłu sięgnęła mnie czyjaś dłoń zmuszająca do obrócenia. Widząc moje ubranie zaczęli mi grozić, abym zostawił wszystko co posiadam to zostawią mieszkańców w spokoju. Spojrzałem w kierunku strażnika, ale ten właśnie upadł na ziemię mając wbity kunai w brzuch. Spanikowałem nie wiedząc co robić, ale zacząłem instynktownie działać kiedy złapali mój wisiorek co dostałem od matki.
Sięgnął po zaczepiony na poziomie klatki piersiowej złoty wisiorek w kształcie gwiazdy pokazując go reszcie.
- Natychmiast z ziemi wytworzyłem drewniane pale uderzające w jego łokieć dzięki czemu mnie puścił, odskoczyłem do tyłu i zamknąłem ich w drewnianej kopule odciągając od nich strażnika. Niestety rana okazała się śmiertelna. Zostałem tam ponad tydzień pilnując można powiedzieć klatki, zanim nie przybyli wezwani shinobi z wioski. Prawdę mówiąc gdyby mnie tam nie zatrzymali prawdopodobnie bym ich ominął ruszając dalej, a tak na szczęście sami sprowadzili na siebie pecha.
Przekazał jedyną sytuację w życiu, która warta była wspominana będąc ciekawy reakcji jego słuchaczy. Siedząc na miejscu rozglądał się po twarzach znajdujących przy stole chcąc usłyszeć ich reakcję. Był to pierwszy raz kiedy przekazywał to w celach towarzyskich, nie zdając sprawozdania więc był ciekaw czy dobrze mu poszło.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Cóż, reakcja Kaiko na pierwszy kontakt z alkoholem była raczej... zrozumiała. Jako młodzieniec wychowujący się przez większość swojego życia w świątyni, raczej nie miał możliwości kontaktu z silniejszymi napitkami niż standardowe, dostępne w świątyniach sake - które zwykle nie miało być silne, w zamian posiadając duże walory smakowe. Dlatego też atsukan, którego bazą był destylowany alkohol, mógł mieć w odczuciu białowłosego zdecydowanie większego "kopa". Natsume mógł tylko lekko wzruszyć ramionami i uraczyć się kolejnym łykiem naparu - może nie był koneserem alkoholu (wręcz przeciwnie, pijał go wyjątkowo sporadycznie), ale przynajmniej miał z nim kontakt od bardzo dawna. W końcu jako mieszkaniec wysp, miał bardzo bliski kontakt z żeglarzami i ich kulturą, a tam gorący napitek był często zbawienny podczas co chłodniejszych dni. Oczywiście, nie sprawiało to że zimno było mniej niebezpieczne; po prostu łatwiej było to zimno zignorować, by zająć się rzeczami które musiały być wykonane.
Dlatego też wziął kolejny łyk atsukanu, i westchnął lekko. Musiał przyznać, że siedzenie w niewielkim gronie, w kuchni tradycyjnego budynku i z kubkiem ciepłego napitku, kiedy deszcz uderzał o gont dachu... było wyjątkowo nostalgiczne. I przyjemne. Głównie dlatego, że pomimo względnego bycia "nieznajomymi", udało im się dzięki dobremu posiłkowi i wspólnemu schronieniu znaleźć wspólny język, i stworzyć swojską, towarzyską atmosferę. Trochę za czymś takim tęsknił przez te wszystkie lata fałszywych uśmiechów dworzan i piękne, lecz puste sale w których zwykle przebywał.
Małe rzeczy na wolności cieszą bardziej niż nawet najbardziej ozdobna klatka.
-Jeżeli wypijesz dużo, to wtedy jest trucizną - odpowiedział spokojnie. - Tak to już jest z alkoholem. Ale tę zasadę można przyjąć we wszystkim - nawet leki, w odpowiednio dużej dawce, stają się śmiercionośne.
Parsknął następnie śmiechem.
-Na pomysł wpadłem ja, lecz to Kakita jako pierwszy potwierdził że jest to cel wart dalszych starań. Myśl może powstać w głowie jednej osoby, lecz nawet najbardziej utalentowany człowiek nie jest w stanie stworzyć wszystkiego sam. Potrzebni do tego są ludzie, którzy również uwierzą w wartość tego celu. Ludzie, którym można zaufać, i którzy obdarzą zaufanie swoich nowych kompanów.
Podniósł głowę i spojrzał zamyślonym wzrokiem na sufit. Na jego twarzy jednak nadal tkwił uśmiech.
-Organizacja nie musi być frakcją bazującą na strukturach i konwenansach, jak wojsko czy rządy. Istnieją przecież również organizacje niczym zakony, które bazują na wspólnych celach i braterstwie. - Zamknął oczy i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Chciałbym, by Kenseikai właśnie takie było.
Następnie spojrzał na Kaiko, a uśmiech na jego twarzy przekształcił się z zamyślonego na lekko przekorny. Uniósł też lekko jedną z brwi, żeby dopełnić obrazu rozbawionego pseudo-zaskoczenia.
-Cóż, planuję znaleźć osoby które byłyby chętne współpracą lub dołączeniem do zakonu ukośnik grupy ukośnik bractwa. A później, zależnie od umiejętności - albo szkolić, albo przydzielić obowiązki w których czuliby się najswobodniej. Najważniejsze bym mógł ich poznać, i zrozumieć ich jako ludzi... i kompanów. - Zaśmiał się wesoło. - Jeśli o mnie chodzi, to wszyscy tu obecni mogliby być potencjalnymi towarzyszami. Kwestia przyjrzenia się i zapoznania, oraz - najważniejsze - chęci.
Następnie spojrzał w stronę Mikoto, która zadała pytanie na temat "czym jest Kenseikai". Cóż, to pytanie słyszał już kilkukrotnie przez ostatnie kilka godzin, ale skoro już padło ponownie, to byłoby nieuprzejmym nie odpowiedzieć. Uśmiechając się delikatnie, wziął kolejny łyk alkoholu i odstawił czarkę na stolik. Odetchnął lekko, by lekko ochłodzić podniebienie po ciepłym atsukanie, a przy okazji układał przez moment myśli, by jak najlepiej sformułować odpowiedź.
-Kenseikai to ugrupowanie które założyłem wraz z moim przyjacielem i towarzyszem broni, Kakitą Asagim z samurajskiego klanu Żurawia, jeśli dobrze pamiętam mon. Kiedy zakon stanie na nogi, pragniemy by miał on dwa cele. Pierwszym, bardziej "elitarnym" zadaniem będzie niemalże archeologia: odnajdywanie starych, zapomnianych i zagubionych na kartach historii artefaktów i oręży o nadprzyrodzonych właściwościach, oraz przywrócenie ich do dawnej chwały. Przykładami mogą być dzierżone przeze mnie Kubikiriboucho.
O Hakuhyo nie wspomniał. Przynajmniej na razie.
-Drugi cel jest pod tym względem powiązany. Chcemy, żeby te oręże były dzierżone przez wojowników, którzy kroczą ścieżką dążącą do perfekcyjnej znajomości broni i jej powiązania z samym sobą. A tacy wojownicy nie zawsze pojawiają się "znienacka": niekiedy trzeba ich znaleźć, niczym nieoszlifowane diamenty, i poprzez szkolenie i towarzystwo innych ekspertów w walce przekształcić ich w brylanty. Kontakt z innymi ekspertami pozwoli im się rozwinąć, a wspólne cele i kontakty pozwolą im odnaleźć własną ścieżkę w tym brutalnym świecie.
Oczywiście, Yuki wiedział że wszystko co powiedział brzmiało wyjątkowo pompatycznie i dramatycznie - lecz po prostu naprawdę wierzył w swoje słowa, lub przynajmniej tak brzmiał. Natsumemu, jako wojownikowi ciekawemu świata i sztuki miecza, naprawdę marzyło się stworzenie miejsca, gdzie prawdziwi mistrzowie mogli nie tylko się rozwijać, ale też powstawać. Grupa, gdzie rodziłyby się legendy, zarówno artefaktów i zapomnianych oręży, ale też osób ich dzierżących. A także, co było bardziej ukrytym marzeniem...
... stworzyć przystań, w której członkowie organizacji mogli znaleźć spokój od brutalności całego świata, i znaleźć ludzi wśród których będą mogli się poczuć bezpiecznie. Jako zakon. Pobratymcy. Dla niektórych może nawet... jak rodzina.
Natsume podał Kanowi Kubikiri, patrząc jak mężczyzna z ciekawością przygląda się Mieczowi Kata, a następnie... niemal traci równowagę, próbując oręż udźwignąć. Cóż, nie wziął pod uwagę, że młody shinobi z Shinrin był chyba bardziej nastawiony na zwinność niż siłę, i dzierżenie takiego kawału żelastwa po prostu byłoby dla niego udręką. Przynajmniej tyle, że ustał, okupując to tylko lekkim skaleczeniem. Yuki uśmiechnął się. Do wesela się zagoi, a i miecz będzie zadowolony że spróbował czegoś nowego.
-Wiecie że was słyszę, prawda? - powiedział nieco ironicznie, nawet nie patrząc na szepczących między sobą Kaiko i Mikoto. Byli niedaleko, dostatecznie blisko by wyczulone ucho Yukiego było w stanie wyłapać każde słowo które wypowiedzieli. Ba, nawet gdyby nie chciał i się nie skupiał, to znaczenie ich rozmowy i tak by do niego dotarło. Ha, na tym etapie byłby gotów spróbować podjąć się leczenia tylko po to, żeby mieć święty spokój. Nie był rzecz jasna masochistą - po prostu wyznawał zasadę, że strach przed bólem i odporność na niego można wyćwiczyć tylko poprzez nauczenie się wytrwałości w jego obliczu.
Następnie skinął głową w stronę Kana.
-Szermierze byli główną grupą docelową, lecz głównie dlatego że sam na tym się najbardziej znam. Jeżeli jednak istnieliby przedstawiciele innych sztuk, którzy chcieliby również szlifować swoje umiejętności razem z nami... byłbym głupcem, gdybym odtrącał ich rękę. - Przyjął Kubikiri z powrotem, ponownie się uśmiechając. - Zresztą, nawet jeśli nie chcieliby dołączyć jako faktyczni członkowie, współpracownicy i kontakty zawsze są mile widziani. Czy do pomocy z informacjami, czy jako pomoc zakulisowa, medyczna, techniczna, cokolwiek. Znajomości i informacje są często znacznie cenniejsze niż złoto.
Spojrzał na Mikoto, która stwierdziła kolejne szczegóły na temat jej kontaktu ze "ślepcem", który najwidoczniej był członkiem klanu Hyuuga, lecz zanim zdążył jej odpowiedzieć, Kan zaczął przedstawiać swoją opowieść - dlatego też po prostu usiadł obok i sięgnął po kubek z resztą atsukanu, żeby móc na spokojnie wysłuchać kolejnej historii z życia wziętej. Na rozprawy na temat innych klanów przyjdzie jeszcze czas.
0 x
Awatar użytkownika
Kaiko
Postać porzucona
Posty: 185
Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
Multikonta: -

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kaiko »

Jak zwykle Kaiko niezbyt radził sobie w relacjach, czego efektem był przepraszający Kan. Białowłosy nie miał niczego złego na myśli, nie był zdenerwowany, ani urażony w związku z propozycją Senju, jednak jego wybuchowa reakcja została dosyć dosadnie odebrana i wypadł... cóż, negatywnie. Ciężko było mu się wytłumaczyć z czegoś, czego zupełnie nie planował, nie taki był jego zamiar, a został źle odebrany. Westchnął, postanawiając nie ciągnąć tematu. Kolejne przeprosiny i tłumaczenia tylko rozwlekłyby niezręczną sytuację, a tak Kaiko mógł sprawę zakończyć i pozwolić rozmowom obrać przyjaźniejszy, bardziej towarzyski ton.
Jedna czarka atsukanu była wystarczająca dla Kaiko. Skosztował, było to ciekawe przeżycie, nawet przyjemne, ale teraz w jego życiu działo się zbyt wiele, aby odkrywać zamiłowanie do trunków. Każdy wiedział jak się kończyło rozsmakowanie w alkoholu, niezależnie czy było ono konsekwencją degustacji, czy wynikiem uzależnienia. Porównanie Kenseia okazywało się potwierdzać określenie Kanamury - alkohol był jak trucizna, ale trucizna w odpowiedniej dawce bywała lekarstwem. Brzmiało to dosyć rozsądne, wszak Etsuya z rzadka pijał sake, nazywając to "mąceniem umysłu". W ten sposób określał stan lekkiego upojenia, który pozwalał "zaznać pokoju gdy w duszy gra mu wojna". Jakkolwiek enigmatycznie to nie brzmiało, tak Kaiko rozumiał prosty przekaz - gdy było się lekko pijanym, to przestawało się martwić. Z czasem białowłosy stał się naprawdę dobry w odszyfrowywaniu filozoficznego kodu swego opiekuna. Mówił on mało, krótko, stanowczo i zagadkowo. Jedynie polecenia były jasne i klarowne.
Akahoshi zaczął tłumaczyć genezę Kenseikai, czyli wciąż raczkującej organizacji. Jednak warto było znać początki, fundamenty, aby wiedzieć jakie idee kierowały założycielami, oprócz oczywistych dwóch celów - zebrać ostrza i szkolić szermierzy. Kensei im dłużej mówił, tym bardziej zdawał się odpływać wyobrażeniami do przyszłości, w której Kenseikai jest dumną grupą, reprezentującą wszystko to, w co wierzył on sam. Kaiko zaś z każdym kolejnym słowem był coraz poważniejszy i bardziej skupiony na tym, co mówił jego... właściwie sensei. Jego spojrzenie twardo utkwione było w twarzy szermierza, obserwując go dokładnie, poświęcając mu całą uwagę. Teraz dopiero czuł, że wie czym naprawdę ma być Kenseikai. Wcześniej słyszał opis będący bardziej reklamą, prezentacją, a teraz słuchał czym Kenseikai aspiruje być, a czym jest teraz. To zdawało się być wielokrotnie bardziej szczere, ale także konkretne. Może truizmem było to, że nie dało się osiągnąć wszystkiego w pojedynkę, jednak rzadko kto mówił to otwarcie. Kaiko właściwie mało znał ludzi, ale wedle opowieści Etsuyi, ludzie bali się polegać na innych. Wymagało to zaufania, wymagało to też świadomości własnych sił, słabości i możliwości. Oznaczało to, że potrzeba było pokory, rozsądku i motywacji, aby przyznać, iż potrzebuje się innych, aby osiągnąć własne cele. Podsumowując, dobrze to świadczyło o Akahoshim. Intrygująca była część o strukturze, bo Kaiko nawet nie wpadł na to, by się zastanowić nad tym tematem. Założył z miejsca, że Kakita i Kensei to liderzy, a reszta... cóż, ma się ich słuchać, bo są tylko członkami. Ale co mogą? Czy są rangi? Jak funkcjonowałaby organizacja? Jak rozdysponowane byłyby zadania? Artefakty? Istniało wiele pytań, na które było za wcześnie, jednak struktura wydawała się być podstawą. Kanamura niezbyt rozumiał czemu akurat Akahoshi za przykłady wziął armię i rząd, bo białowłosemu nawet do głowy nie przyszło, że organizacja może tak wyglądać. Jednakże szermierz jasno zaznaczył, że byłoby to bardziej braterstwo lub zakon. Obie te opcje brzmiały zachęcająco, ale też na swój sposób podejrzanie. Bractwo, o ile kojarzyło się z walką ramię w ramię, honorem i niezłomną wolą, to miało w sobie coś... co przywodziło na myśl swoistą sektę. Zakon zaś... Kanamura rozumiał przesłanie, ale nieco bawiło go, że ze świątyni trafiłby do zakonu, jego opiekun który zastępował mu ojca był kapłanem, a on sam nie wierzy w bogów. Tak czy siak, jasne było to, że struktura byłaby mniej oficjalna i sztywna, a bardziej na zasadzie bandy różnych ludzi, którzy posiadając różne cele mają kilka wspólnych i dlatego zamierzają się zaprzyjaźnić, by razem zdobyć to, co sobie wymarzyli.
Nie mógł się powstrzymać, zaśmiał się głupkowato, gdy Kensei wspomniał, że każdy z zebranych w świątyni mógłby być potencjalnym członkiem Kenseikai. Może nie bezpośrednio, ale usłyszał to, co chciał usłyszeć - że się nadaje i ma szanse. Teraz już było postanowione, zapisane w gwiazdach, że będzie pracował ciężko, aby dostać się w szeregi organizacji. Tymczasem, nim zdążył wrócić myślami ze swego rozmarzonego stanu, Miko zapytała czym jest Kenseikai, tak po prostu. Dla Kanamury był to miód na uszy i mógł słuchać raz za razem, jak Kensei powtarza, że chcą zdobyć wszystkie legendarne miecze, a następnie wytrenować wyśmienitych szermierzy, aby je dzierżyli, tym samym przynosząc im należytą chwalę. W tym wszystkim nie było ani jednego momentu, do którego Kaiko miałby zastrzeżenia. Wszystko popierał, podpisywał obiema rękoma, gdyby tylko umiał. W sensie pisać obiema rękoma, a nie pisać ogólnie.
Wzdrygnął się, a następnie wyprostował na stołku, gdy Akahoshi zwrócił uwagę, że ich słyszy. Z początku Kaiko był zwyczajnie lekko przestraszony, jakby ktoś złapał go za rękę, gdy próbował coś wywinąć. Dopiero po chwili zaskoczyło go to, że w ogóle został usłyszany. Kensei był zajęty Kanem i rozmową z nim, a jednak zdołał wyłapać bardzo nikłe szepty. No bo... Kaiko naprawdę próbował nie zostać usłyszanym. Gdy dotarła do niego trywialność jego "wybryku", zachichotał, spoglądając na Miko rozbawiony, że zostali na swój sposób "skarceni". Niemniej, niczego to nie zmieniało w kwestii ranienia się i niechęci do leczenia, bo w tych kwestiach co by się nie działo, to Akahoshi zwyczajnie milczał. Albo się nie odzywał, albo totalnie ignorował te tematy, co było na swój sposób zabawne.
Kaiko akurat wiedział jak wygląda wachlarz, o którym mówiła Miko, bo jego wizyty w sklepie z wyposażeniem chociaż były bardzo rzadkie, to jednak wyjątkowo długie i skupione na oglądnięciu wszystkiego, zbadaniu każdego dostępnego elementu ekwipunku i zrozumieniu jak działa. Skoro nie było go na to stać, to chciał chociaż popatrzeć. I wynieść z tej wizyty jak najwięcej. Nie dosłownie, oczywiście. Tak czy siak, nie zaskakiwało go, że wachlarz był w stanie roztrzaskać łeb niedźwiedziowi, ani że sama broń to przetrwała, a co najwyżej to, że Miko miała wystarczająco siły, aby nie tylko z niego korzystać, ale też tego dokonać.
- W stylu chanbara jest technika, zakładająca wykorzystanie ciężkiego ostrza, która polega na ataku z powietrza przy wykorzystaniu całego impetu do wykonania jednego, potężnego cięcia. Właściwie mogłabyś ją zastosować nawet z wachlarzem. Gdyby się uprzeć, to pewnie nawet jej nieświadomie użyłaś w jakimś stopniu. - tak mu się skojarzyło, bo właściwie kto bronił korzystać z szermierczej techniki, gdy walczyło się wachlarzem? Wiadomo, rękojeści nie było, więc prawie wszystkie techniki odpadały, ale tak banalna jak Fūma Ninken akurat mogła być zastosowana z... czymkolwiek.
Kaiko ponownie przeniósł swą uwagę na Kenseia, gdy ten odpowiadał na pytanie Kana odnośnie rodzaju członków. Jak się okazywało, ku zaskoczeniu Kanamury, Akahoshi zakładał w Kenseikai obecność właściwie... każdego. Mógł tam być ktokolwiek, kto chciałby wesprzeć inicjatywę, chociaż oczywistym było, że nie mógł robić co chce. Zadania, jak wspominał, miały być podyktowane predyspozycjami, więc z medyka nie byłoby szermierza, gdyby nie był nim już wcześniej lub nie chciałby przejść odpowiedniego treningu. Zaraz po tej kwestii Senju rozpoczął swoją opowieść o swym heroicznym dokonaniu, które w rzeczy samej było godne bohatera. Pomijając to, z jaką łatwością rozprawił się z bandytami, z jaką łatwością mówił o tworzeniu palów z drewna i kopuł, to fascynujące było także poświęcenie, by czekać aż tydzień, pilnując więźniów, zanim przyjdzie ktoś, kto mógłby ich przejąć. Kaiko nawet nie chciał teraz dopuścić do myśli swojego spotkania z bandytami. Tam nie było cierpliwości, litości czy innych pozytywów. Tam był sukces okupiony życiami ludzi nieprawych, ale wciąż dalekich od bycia zepsutymi. Nie było więźniów, były tylko trupy i uratowani - i to po obu stronach konfliktu.
- Tydzień czasu? Długo im to zajęło. Czym się zajmowałeś w tej wiosce przez tydzień oprócz pilnowania? No bo przecież nie stałeś na warcie cały czas, prawda? - z czystej ciekawości postanowił zapytać, a moment później odezwała się Miko, dopowiadając część o mężczyźnie z klanu Hyuuga. Dostrzegał najmniejsze pułapki, ale nie dostrzegł dobrze zamaskowanej dziury. Było to na swój sposób zaskakujące, bo Kaiko był przekonany, że jego sukces byłby odwrotny - dostrzegłby zamaskowaną dziurę, ale ani jednej innej pułapki, która wymagała swoistego mechanizmu. Nawet tak prostego jak gałąź, linka i kunai. Przechadzki leśnymi ścieżkami uczyły patrzeć pod stopy właściwie cały czas. Patrzenie w przód nie miało takiego sensu, bo i tak drzewa ograniczały zasięg widzenia, ale prawdziwe zagrożenie mogło czaić się o krok dalej i nie musiało wyglądać jak, przykładowo, wąż. Mogło być tylko i aż korzeniem, o którego można się potknąć i złamać lub skręcić nogę, a to w leśnej dziczy o złej porze mogło być jak wyrok śmierci.
Ciepło, deszcz, przyjazne rozmowy, ciepły posiłek i napitek, plany, marzenia. Wszystko to sprawiało, że Kaiko czuł się niezwykle zrelaksowany, ale też trochę podekscytowany. To drugie powoli ustępowało, co przypomniało mu o senności, jaką zaczynał odczuwać. Nie był jeszcze śpiący, ale zdał sobie sprawę, że Kan czy Akahoshi mogą czekać na fuuton, więc postanowił odejść od stołu na chwilę. I rzeczywiście znikł dosłownie na moment, bo niecałą minutę później wrócił z zestawem fuutonów oraz płaskich, małych poduszek wypełnionych pierzem. Właściwie nikt z nich nie korzystał, oprócz samego Kanamury, bo Etsuya zawsze spał zupełnie na płasko. Mniejsza. Położył to wszystko w rogu i zasiadł znów razem z resztą.
- Gdybyście chcieli spać, to weźcie sobie fuuton który chcecie. I poduszkę, o ile używacie. - powiedział, a następnie spojrzał przez ramię, próbując wyjrzeć przez uchylone "okiennicę", która w rzeczywistości była drewnianą klapą na zewnątrz, podpartą patykiem, by światło i powietrze wpadało do środka. Deszcz wciąż padał, a on chciał jeszcze na chwilę podejść na grób Etsuyi. Wcześniej nie miał okazji pozostać tam sam na sam, oddać się rozmyślaniom oraz "rozmowie", którą uważał jednocześnie za konieczną i pozbawioną sensu. Czuł że potrzebuje i powinien "porozmawiać" z Etsuyą, z jego duchem, który mógł być powiązany z mogiłą. Chciał mieć świadomość, że jego opiekun go słucha, że może być z niego dumny ale też nim rozczarowany. Chciał tak po prostu podtrzymywać wrażenie, że Etsuya wciąż przy nim jest, że słucha go i obserwuje tak, jak to było od najmłodszych lat Kanamury. Inna sprawa, że niezbyt wierzył w istnienie życia po życiu, a raczej świadomości po życiu. Nie przekonywało go to wszystko... te duchy, te opowieści, te wierzenia. Każdy opowiadał o niezwykłych rzeczach, ale Kaiko zwyczajnie nie był ich świadkiem, więc nie potrafił w nie wierzyć. I wiedział też, że Etsuya, nawet jeżeli go słyszy, to przecież mu nie odpowie, a jeżeli go obserwuje, to to wszystko co Kaiko mówi już wie. Koniec końców, takie rozmowy z trupem były czymś co białowłosy lubił robić, jak miał na to ochotę, czyli zazwyczaj gdy miał dobry humor i chciał się podzielić swoim szczęściem z Etsuyą tak, jak zrobiłby to kiedyś.
- Ja... muszę jeszcze wyjść na chwilę. Mam jedną rzecz do zrobienia. Czujcie się jak u siebie w domu. - odezwał się i postanowił ich opuścić tak, jak powiedział. Przed wyjściem ściągnął z siebie haori, pozostawiając rozsądnie zbędne ubranie, by nie przemokło. Wyszedł nie głównym wejściem, a tylnym, będącym w tym samym pomieszczeniu, w którym przesiadywali. Ono prowadziło od razu na tyły placu świątynnego, gdzie wystarczyło przejść niewielki kawałek, by dotrzeć do polanki będącej prostym cmentarzykiem dla tych, którzy dokonali żywota w pobliżu, a nie mieli innych bliskich, żeby ich pochowali.

//Wybaczcie jakość. Jestem strasznie zmęczony. Kaiko uchodzę na bok, bo w tym tygodniu nie będę miał (na 70%) czasu na odpis, więc w razie czego możecie pominąć mnie w jednej kolejce.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
Obrazek
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Awatar użytkownika
Mikoto
Postać porzucona
Posty: 341
Rejestracja: 10 paź 2020, o 15:37
Wiek postaci: 24
Ranga: Wyrzutek A
Krótki wygląd: - Niska i drobna
- Białe włosy
- Niebieskie oczy
Widoczny ekwipunek: - Wielki wachlarz na plecach
- Duża torba przy pasie
Multikonta: Rida

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Mikoto »

0 x
Awatar użytkownika
Kan Senju
Posty: 448
Rejestracja: 6 gru 2020, o 22:30
Wiek postaci: 20
Ranga: Akoraito
GG/Discord: Hikari#5885

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Kan Senju »

Doświadczeni pijacy z pewnością radzili sobie lepiej niżeli niedoświadczeni młodzieńcy. Kan nawet się rozkaszlał, ale otrzymał też pomoc w postaci kilku uderzeń po plecach. Takich nie za mocnych, nie za słabych pomagających mu ustabilizować oddech. Na policzkach był czerwony, z powodu ciepła jakie się rozlało po jego wnętrzu, a także z powodu owych klepnięć. Był zawstydzony jak beznadziejnie przyjął pierwszą czarkę alkoholu w swoim życiu. Ogarnięty zwrócił się w kierunku pomagającej mu niewiasty splatając przed sobą dłonie mając zamiar przekazać swoją wdzięczność. Nie nawiązywał kontaktu wzrokowego, bardziej spoglądał na jej... Usta, szyję nie tam gdzie myślicie zboczuszki choć zapewne byłby to przyjemny widok.
- Dziękuję.
Wyraził swoje uczucia przyciszonym głosem, z delikatnym uśmiechem na ustach zaraz wracając swoją uwagą w kierunku reszty towarzystwa. Poruszane miały być interesujące go tematy, jakim zdecydowanie było opowiadanie o organizacji szermierzy. Przecież sam zadał w związku z tym pytanie nieprawdaż? Kensei przekazując informacje wydawał się całkiem zadowolony, prawdopodobnie był dumny z przedsięwzięcia. Nie ma w tym nic dziwnego, zachowywałby się podobnie na jego miejscu. Posiadali szlachetny cel i ideę. Próba zbudowania braterstwa mogącego wytrzymać ponad podziały pochodzenie? Coś pięknego. Potrzebowali tylko ludzi godnych zaufania, przez co w głowie Senju pojawiło się niewypowiedziane pytanie. Czy rzeczywiście jest tak ciężko ich spotkać? Świat jest przesiąknięty fałszem i brudem jak przestrzegał go ojczym? W pewnym sensie mógł tego doświadczyć już w wieku pięciu lat, ale ciągle miał problemy z przyswojeniem tej wiadomości do serca. A odnośnie tego narządu pompującego krew, gdy do uszu dobiegło zdanie dotyczące możliwości przyjęcia go w szeregi natychmiast poczuł jak zaczyna szybciej bić zyskując nadzieję co spowodowało jego rozweselenie.
- Jeżeli!... Jeżeli...
Zaczął dość energicznie, ale gdy miał kontynuować swoją wypowiedź ewidentnie się speszył. Cała śmiałość którą posiadał gdzieś uciekła ustępując miejsca nieśmiałości. Właśnie miał zamiar powiedzieć aby wpisali go na listę chętnych, ale czy prawdę mówiąc byłby im przydatny? Owszem mogli go chwalić za posiadany talent, tak gdzieś wewnątrz wciąż powątpiewał co może się zmienić dopiero po pierwszej przygodzie. Nie zasługiwał nawet aby zaprzątano sobie nim myśli marnując ewentualny czas. Kontynuując zamknął swoje bursztynowe oczy opuszczając głowę w dół.
- Czegokolwiek potrzebujecie... To... Toooo choć wątpię abym był wielką pomocą... Możecie na mnie liczyć.
Gdy skończył wziął serię głębokich oddechów, wydechów ustami chcąc się uspokoić. Stresował się przed ewentualną odpowiedzią, ewidentnie bał się teraz odrzucenia.
Po opowiedzeniu swojej historii dostał pytanie od Kaiko, przy którym mimika skazywała na pewne zdziwienie. Spodziewał się raczej przemilczenie tematu, a tutaj spowodował pewne zainteresowanie dostając również pochwały z strony Mikoto. Uśmiechnął się szczerze delikatnie drapiąc się palcem wskazującym po policzku wciąż pozostając zakłopotany. Eh te relacje międzyludzkie są naprawdę trudną sprawą.
- Właściwie to użyłem klona przekazując mu trochę chakry do pilnowania ich, gdy sam ćwiczyłem w okolicy. Wioska była oddalona trzy dni od stolicy, więc trochę zajęło dotarcie tam posłańcowi.
Niezgrabnie wytłumaczył całą sytuację zainteresowanemu opiekunowi świątyni, a następnie przeniósł spojrzenie na białowłosą chcąc skorygować jej komplementy, których nie czuł się godny.
- Wątpię aby były tak niesamowite, ale nawet jeśli to tylko zasługa płynącej we mnie krwi i wsparcia przybranej rodziny. Nie ma w tym nic niezwykłego.
W krótkim okresie czasu towarzystwo powoli się rozchodziło, a Kanowi został przyniesiony futon więc nie miał zamiaru sprawiać więcej kłopotów. Miko powoli kładła się spać, a swoimi rozmowami tylko by przeszkadzali. Przyjmując swój przedmiot służący do spania ukłonił się z wdzięcznością powoli kierując w stronę pokoju gospodarza gdzie miał przenocować mogąc pogrążyć się w własnych myślach.
- Też pójdę odpocząć, to był długi dzień. Dobranoc wszystkim.
Rozłożył swoje posłanie w jakimś kącie gdzie nie przeszkadzał, zasypiając niespodziewanie szybko. Nim jego tymczasowy współlokator powrócił on już dawno się pogrążył w stanie błogiej nieświadomości.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume lekko odetchnął, kiedy w końcu zakończył swój dość przydługi wywód na temat dopiero co powstającej organizacji, i chwilę później wziął kolejny łyk atsukanu żeby nieco zwilżyć gardło. Cóż, ostatnimi czasy bardzo często musiał opowiadać o Kenseikai, tłumacząc jakimi zamierzeniami się kierował kiedy pomysł po raz pierwszy przyszedł mu do głowy. Ba, nawet sam teraz zaczął zauważać że od czasu kiedy po raz pierwszy zaczął rozmyślać na surowymi szkicami ugrupowania i przedstawienia ich Asagiemu na klifie w Yinzin, a do sposobu który przedstawiał teraz, widać było znaczące rozbudowanie projektu. Na początku jedyne pomysły które przychodziły mu do głowy, to "fajnie by było znaleźć grupę ludzi którzy chcieliby odnajdywać miecze i nimi walczyć". Teraz zaś, po skonfrontowaniu tych pomysłów z rzeczywistością i większą ilością osób, słuchając ich pytań i myśląc nad odpowiedziami, wstępny szlif przekształcał się w nadal surową, ale zdecydowanie lepiej rozplanowaną i pełniejszą całość. Może dlatego lubił opowiadać o swoich planach na grupę - budziło to wtedy pytania u innych, a te były doskonałym sposobem na rozwój i doskonalenie.
No, i dawało pożywkę dla myśli. To zawsze jest miłym elementem.
Co go zaskoczyło, po wysłuchaniu kolejnego wykładu na temat grupy, Kaiko tym razem nie zadawał żadnych dodatkowych pytań. Zazwyczaj, im więcej Yuki mówił, tym częściej białowłosy wypatrywał kolejne pytania które pozwalały na dopracowanie planów. Tym razem jednak nie powiedział nic. Czyżby to co mówił było już bliższe wyobrażeniu Kanamury na temat Kenseikai? A może po prostu nie chciał teraz przerywać i zamierzał spytać następnym razem? Yuki niezauważalnie powstrzymał uśmiech. Akurat na to opcji będzie sporo - nikomu się nie spieszyło, a oni będą mieli sporo treningów do nadrobienia. W końcu Natsume spędził zbyt wiele dni nieprzytomny.
Yuki spojrzał na Mikoto, która skomentowała - dość pochlebnie zresztą - pomysł na Kenseikai. Trzydziestolatek skinął lekko głową w geście podziękowania, wypijając kolejny łyk alkoholu. Mężczyzna, znając się nieco na ludziach, wyczuł w białowłosej swego rodzaju niepewność - chwaliła plany, lecz zarazem zdawała się nie być w stu procentach przekonana. I czy nie miała do tego prawa? Spotkała ich wszystkich dosłownie przed chwilą, i to w wyjątkowo... fortunnych bądź niefortunnych warunkach, zależy z której strony patrzeć. Wszyscy tutaj byli jej obcy. By być szczerym, to jej zachowanie było najbardziej... stosowne do sytuacji. I ta ostrożność dobrze o niej świadczyła.
-Idea jest niczym, jeżeli nie dąży się do jej urzeczywistnienia - powiedział spokojnie, pozwalając sobie na lekki uśmiech. - Cóż, tyle dobrego że jestem niezrzeszonym ninja - mam cały czas świata by się na tym skupić.
Westchnął, na moment opuszczając głowę.
-Widziałem już na tyle dużo, że chyba zasłużyłem na nieco odpoczynku.
Następnie spojrzał w stronę Kana, który chociaż nieco niepewnie, to jednak stwierdził że chciałby w jakiś sposób pomóc - i jeśli będą potrzebowali wsparcia w czymkolwiek i w jakikolwiek sposób, to będą mogli na jego liczyć. Yuki pozwolił sobie na ciepły uśmiech i skinął głową. Senju był młody. Miał mnóstwo siły, lecz brakowało mu doświadczenia i wiedzy o świecie. Jednak miał kilka cech, które sprawiały że wzbudzał zaufanie. Był wyjątkowo... szczery, i poczciwy w swoim niepewnym entuzjazmie. Chciał pomagać innym nie z konieczności zewnętrznej, a z własnego poczucia obowiązku. I właśnie to sprawiało, że w oczach innych stawał się postacią pozytywną. Jeżeli popracuje przy tym nad charyzmą, to być może kiedyś będzie wyjątkowo utalentowanym przywódcą... lub bohaterem, o jakim marzył.
-Dziękuję, Senju-kun. Doceniam propozycję, i z pewnością na nią przystanę - powiedział, po czym wyszczerzył zęby z tygrysimi kłami w uśmiechu. - Nie musisz być tak niepewny swoich możliwości. Tak długo jak będziesz nad sobą pracować i nie zatracisz swojego ducha, to masz potencjał by stać się kimś więcej.
Chwilę później zobaczył, że Kaiko wyszedł na zewnątrz, a Kan i Mikoto postanowili udać się na spoczynek. Yuki również poczuł nagle silną chęć położenia się do łóżka - czego nie omieszkał też uczynić. Skoro wszyscy, to wszyscy.
-Dobranoc wam. Do zobaczenia jutro, mam nadzieję.
Wziął jeden z futonów wskazanych przez Kaiko, i położył się (zgodnie z przyzwyczajeniami shinobi, na lewym boku) obok śpiącego Hyohiro i swojego ekwipunku. I zanim odpłynął w ramiona boga snu, zapamiętał tylko że pomyślał o tym że zdążył już zapomnieć o tak wygodnym śnie.

Zgodnie z założeniami, słońce dopiero powoli zaczynało zbliżać się do horyzontu, kiedy Natsume otworzył swoje oczy i odruchowo rozejrzał się po okolicy. Oczywiście, jego oczom ukazało się wnętrze świątyni, w której wcześniej się położył - a niedaleko ujrzał śpiących wszystkich pozostałych - no, może nie licząc Kaiko, który zapewne zasnął w swoim własnym pokoju. Hyohiro nadal spał jak zabity, wszystkie elementy ekwipunku białowłosego leżały nieopodal - wyglądało na to, że nie mieli żadnych nieproszonych gości w nocy. Zresztą, nawet przez sen zapewne by ich usłyszał. A tak, po raz pierwszy od bardzo dawna mógł powiedzieć że porządnie wypoczął.
Ostrożnie i po cichu wysunął się spod kołdry i usiadł w pozycji fudoza, by móc po cichu wstać i bezszelestnie wyjść na zewnątrz, nie budząc nikogo po drodze. Zgodnie z zapowiedziami, zamierzał spędzić początek dnia na treningu - nie tylko ze wględu na przyzwyczajenie. Tym razem potrzebował więcej czasu i intensywności ćwiczeń. Nie tylko stracił wiele dni, będąc nieprzytomnym, ale też rana dała mu się we znaki - w efekcie, Yuki nawet teraz był w stanie wyczuć że nie poruszał się tak sprawnie jak powinien. Będzie potrzebował co najmniej kilku godzin, jeśli nie dnia-dwóch, by ponownie odpowiednio się rozruszać i doprowadzić się do stanu używalności.
Wyszedł więc na zewnątrz i odszedł nieco dalej od świątyni - tak, by nadal być na widoku (w końcu nie chciał by uznano go za uciekiniera), ale zarazem być na tyle daleko, by hukiem nie obudzić nikogo wewnątrz. Zdjął koszulę, odsłaniając pokrytą bliznami klatkę piersiową, i w końcu zajął się podstawowymi ćwiczeniami rozciągającymi + wykonał krótką, lecz intensywną przebieżkę, by się przebudzić po nocy. Kilka następnych ćwiczeń wykonał w celu rozbudzenia mięśni - między innymi pompki, przysiady, czy brzuszki wisząc do góry nogami z gałęzi drzewa. Dopiero kiedy był pewien że nieco się rozruszał, zamierzał przejść do najważniejszego punktu.
Stanął przed solidnym, nieco już poobijanym pniem - to zapewne na nim Kaiko niegdyś ćwiczył własne umiejętności - i przyjął postawę bojową, przypominającą nieco wing chun - chociaż jego stylowi daleko było do zwiewności Goukena, który był znacznie tej sztuce bliżej. Yuki polegał bardziej na silnych ciosach pięściami i chwytach aniżeli kopniakach i szybkości - chociaż, przyzwyczajenia ze sztuki miecza pomagały łączyć szybkość szermierza z siłą pięściarza.
Zaczął więc wyprowadzać podstawowe uderzenia - szybkie, lecz silne ciosy pięścią, na całą przestrzeń belki. Zwracał przy tym bardzo dużą uwagę na technikę i formę.
I po kilku uderzeniach zaklął pod nosem.
Naprawdę zardzewiał.
Chwilę później, po okolicy roznosił się tylko głuchy stukot uderzeń pięściami i nogami o pień. Yuki nie zamierzał się oszczędzać - każdy atak musiał zostać przywrócony do perfekcji.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Antai”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości