Na taki plan właśnie postawił Daichi. Reszta drużyny również dostała swoje role w tym spektaklu. To co? Kurtyna w górę?
- Rozkaz. - powiedział energicznie i się nawet uśmiechnął pod wąsem. Może być w centrum uwagi jest upierdliwe, ale ma też swoje plusy. Lubił pokazywać, że jest silny, że jego więzy krwi to nie byle popierdółka. No bo przecież kryształ nie przed każdym wydaje się czymś niesamowitym. Ale kto tego nie lubi? Udowodnić, że jest się przeciwnikiem z którym trzeba się liczyć. Do tego dochodziła duma, którą wpojono mu od maleńkości - Koseki byli dumnymi shinobi. Yuusha może odstawał od nich, został wygnany, ale nie zmieniało to faktu, że miał zamiar na każdym kroku pokazywać światu, że ich shoton no jutsu to potężna broń.
Klony wystrzeliły jak z procy, ówcześnie dostając rozkaz od oryginału. Podążały za ziemnymi bunshinami, jednak po wyjściu na zewnątrz - rozdzieliły i każdy popędził w swoją stronę, w miarę możliwości siejąc śmierć przy pomocy shurikenów i kunaiów, nie mniej również wykorzystywały swoje własne ciało. Wszakże były zrobione z kryształu, twardego kryształu. Tak więc jak któryś dopadnie jakiegoś dzikiego, to postara się go powalić na ziemię, a następnie tłuc po mordzie pięściami tak długo, aż tamten nie przestanie się ruszać. Brutalne? Mało finezyjne? Pfff, a musiało być inaczej? Otori nie był mistrzem taijutsu. Jego styl walki wręcz to bardziej uliczne mordobicie, którego nauczył się przez kilka lat tułania się to tu to tam. Nie raz i nie dwa musiał się bronić przed miastowymi zakapiorami, kiedy to on sam nie był zbytnio... 'wyexpiony', i tak już zostało. Oczywiście jednak pierwotną ich misją było odwrócenie uwagi, tak więc ubijanie kotletów będzie jedynie ostateczną ostatecznością. Bo tak to lepiej używać gwiazdek, bądź sztyletów na dystans. I hasać dalej.
Chwilę później ruszyła i grupa główna, która w asyście dziwnej, czarnej chmury wygrzebała się na powierzchnię. Bohater natychmiast po zażyciu krótkiej kąpieli słonecznej, omiótł teren wzrokiem, stwierdzając, że ma miejsca w brud. Po czym złożył trzy pieczęci: Wół, Koń, Baran, i wyciągnął prawą dłoń przed siebie, by krystalizacja zrobiła resztę.
- Shōton, Hashō Kōryū! - zagrzmiał, coby dodać trochu epickości. Teraz wystarczyło czekać, aż z ziemi wygrzebie się smok, a właściwie to z niej powstanie. Ten manewr powinien już zaczynać się dawać we znaki Yuushy - ubytek chakry był spory. Ale nie przejmował się tym, wierzył w swoją drużynę, bo skoro kapitan powiedział, że zajmą się ochroną - to tak będzie. A przynajmniej być powinno. Musiał zawierzyć życie reszcie kompanów, na tym polegała współpraca. Zaś piguły jeszcze nie chciał brać... może wcale się nie przyda?
Głośny syk, bądź też i ryk - jak kto woli - stwora zrobionego w całości z minerałów powinien obwieścić całej okolicy, że właśnie zabawa się skończyła. Smok powstał i był bardzo głodny. A jakie były jego pierwsze kroki? To w głównej mierze zależało od sytuacji grupki shinobi - jeśli byli w dupie, znaczy, jeśli dzicy nagle przytłoczyli ich ilością, to gadzina osłoni swego stwórcę i jego towarzyszy własnym cielskiem, cały czas sycząc i rycząc na przeciwników (może się przestraszą?). A gdy nadarzy się okazja, ruszy by przemielić trochę mięsa. Bądź zrobi to od razu zaraz po powstaniu. Smok będzie skupiał się na większych grupkach oponentów, jeśli takie będą, zostawiając pojedyncze jednostki pozostałym. Jednak nie oddalał się zbytnio, by być cały czas pod ręką.
Yuusha w tym czasie 'przykleił się' do Daichiego i można powiedzieć, że krył mu plecy. Starał się mieć cały czas oczy dookoła głowy i w razie konieczności wykonywać uniki, bądź blokować/zbijać ataki przy pomocy dwóch kunaiów, które dzierżył w obu dłoniach. A jak nadarzyła się okazja - tą samą bronią punktował nieostrożnych dzikusów. Zupełnie jak przy poprzedniej obronie dziury.
- Proszę powiedzieć kiedy, a przyzwę go z powrotem i wszyscy uciekniemy. - rzucił gdzieś tam w między czasie do Uchihy. Jak taki czas nadejdzie - twór otrzyma rozkaz, zawróci, przy okazji osłaniając montujących się na niego strażników, a następnie da w długą. W stronę muru, czy gdzie tam mieli iść.
NATURA CHAKRY: Fūton [główny]; Doton.
STYLE WALKI: Kenjutsu.
UMIEJĘTNOŚCI:
Wrodzona ---
Nabyta ---
PAKT: ---
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 31/41.
WYTRZYMAŁOŚĆ 3.
SZYBKOŚĆ 40/50.
PERCEPCJA 41.
PSYCHIKA 1.
KONSEKWENCJA 1.
KONTROLA CHAKRY D.
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Kenjutsu [+10 Siła; +10 Szybkość]
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E.
GENJUTSU E.
TAIJUTSU E.
BUKIJUTSU E.
KYUJUTSU E.
KENJUTSU E.
SHURIKENJUTSU E.
KUSARIJUTSU E.
KIJUTSU E.
IRYōJUTSU E.
FūINJUTSU E.
ELEMENTARNE
KATON E.
SUITON E.
FUUTON C.
DOTON D.
RAITON E.
KLANOWE B.
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
Sakwa na prawym pośladzie (pod płaszczem):
10 kunaiów z kryształu [reberu C] - klik.
x2 Bojowa pigułka żywnościowa - zapakowana w papier.
Sakwa na lewym pośladzie (pod płaszczem):
40 shurikenów z kryształu [reberu C] - klik.
Shōton: Hashō Kōryū
Pieczęci
Wół → Koń → Baran
Zasięg
Dowolny
Koszt
E: 35% | D: 30% | C: 20% | B: 15% | A: 10% | S: 5% | S+: 4% (od smoka)
Dodatkowe
Szybkość ruchu smoka - 105
Opis Użytkownik wytwarza sporego, nefrytowego smoka, który wykonuje każde polecenie swojego stwórcy. Jest on dosyć szybki, oraz - co ważniejsze - bardzo wytrzymały, przez co zniszczenie go jest bardzo trudne, a dla niektórych prawie niemożliwe. Za jego pomocą można się też dosyć sprawnie poruszać po polu bitwy, nie jest to jednak latanie, a raczej "lewitowanie" tuż nad powierzchnią, choć może też wybić się do ataku w przestworzach. Potem rzecz jasna spada ku ziemi. Wadą tego stworzenia jest brak kończyn, więc jego główną ofensywą jest masa, ostre kawałki podłużnego ciała i paszcza, co razem i tak tworzy zabójczą kombinację.
Chakra: 46% - 30% = 16%