Krótki wygląd: Czarne lub szarawe włosy, brudnoczerwony kolor oczu. "Szeroki" uśmiech. Wystające dwa kiełki. Na szyi materiałowa opaska z krzyżem i trumną. Zabandażowane lewe przedramię, pod którym znajduje się tatuaż 2 głowego węża
Widoczny ekwipunek: Futerał na plecach, wachlarz w pokrowcu przyczepiony do paska, rękawica łańcuchowa na lewej ręce, dziwna rękawica na prawej ręce, pasek z biczem, laska
-Największy błąd jaki popełniłeś to ufanie mi. Jestem złośliwą i wredną osobą więc mogę coś dla zwykłej zabawy odwalić odpowiedziałem uśmiechając się w wredny sposób ukazując jednocześnie swoje ostre wampirze kiełki. Po chwili jednak wystawiłem język do Kijina by ten wiedział, że częściowo sobie żartuję. Prawdą jest to, iż lubię być złośliwy i wredny ale raczej nie w jakichś ważnych momentach. Sam spokojnie słuchałem wypowiedzi Kazetaniego. Ewidentnie w siebie nie wierzył. Z jednej strony rozumiem takie nastawienie ponieważ sam nie twierdzę bym był jakiś dobry w walce. Bycie dobrym w walce nie zawsze musi być oznaką siły. Przekonałem się o tym osobiście w trakcie przewrotu w Sabishi. Moja siła byłą tam marna lecz nadrobiłem to niestandardowym myśleniem jak i częściowo technikami jakie opracowałem. -Nikt nigdy nie rodzi się wojownikiem. Do tego trzeba sporo czasu. Sam się przekonałem, iż nie będąc wojownikiem, a posiadając coś niezwykłego i używając swojego rozumu da się wyjść z sytuacji. Najważniejsze w tym wszystkim jest nieszablonowe myślenie. Przynajmniej tak działa to w moim przypadku. Zaś co do tego kim mógłby być Kazetani na balu...to może zrobimy taką samą akcję jak ze mną? Byłby twoim starym przyjacielem z którym nie widziałeś się od dziecka. Wtedy nie byłoby niczym dziwnym, iż mógłby coś o tobie nie wiedzieć. Jednak tu akurat lepiej abyście oboje zdecydowali co zrobicie. powiedziałem swoje zdanie jednocześnie dając propozycję rozwiązania sprawy "kim" miałby być Kazetani na balu. Gdy posiłek i napitki zostały rozdane chwyciłem kieliszek wina, powąchałem lekko jego zawartość, następnie odrobinkę zakręciłem naczynkiem aby krwawy płyn się wzburzył, kolejne powąchanie a na końcu skosztowanie napitku. -Jasne nie ma problemu. Jeżeli chodzi o poinformowanie Hordy o przeniesieniu się zawsze mogę poprosić o to Mariko. oznajmiłem spokojnie na wzmiankę o informowaniu ochroniarzy aby udali się na miejsce balu. Mariko chodziła z kimś z Hordy więc byłem pewny, że wiadomość dotrze do dowódców. Mimo wszystko jak nie jeden z członków Hordy do sama Mariko przekazałaby im tą informację. Zaś jak ich sam dopadnę to będzie jeszcze lepiej. -Myślałem, że sam będziesz chciał stworzyć jakąś pieśń dla swojej lubej gdzie zagrasz i zaśpiewasz zaś ja będę tobie akompaniował na skrzypcach...Z drugiej strony to może być również jako swoisty prezent miłosny od Ciebie dla niej. Skoro jest sławny sam go chętnie poznam. W takim razie znalezienie go będzie dobrym zadaniem dla Kazetaniego. Ja za to zajmę się paplaniną. ostatnie zdanie powiedziałem z wyczuwalnym żartem w głosie. Cóż to, że powiedziałem to żartobliwie nie zmieniało żadnego faktu, iż dużo gadam...widocznie już mnie starość dopada i zaczynam filozofować...aż boję się pomyśleć co będzie jak dobiję do 40 lat.
Krótki wygląd: Czarne lub szarawe włosy, brudnoczerwony kolor oczu. "Szeroki" uśmiech. Wystające dwa kiełki. Na szyi materiałowa opaska z krzyżem i trumną. Zabandażowane lewe przedramię, pod którym znajduje się tatuaż 2 głowego węża
Widoczny ekwipunek: Futerał na plecach, wachlarz w pokrowcu przyczepiony do paska, rękawica łańcuchowa na lewej ręce, dziwna rękawica na prawej ręce, pasek z biczem, laska
-Bo kiedy trzeba wiem jak się zachować. Przynajmniej w momentach w których uznam to za stosowne stwierdziłem wzruszając lekko ramionami jakby to było coś normalnego. Następnie spokojnie słuchałem sobie raczej krótkiej wypowiedzi Kijina i Kazetaniego. -W wypadku gdy ktoś jest zakochany każda melodia i tekst dla twórcy będzie wydawał się bardzo sztampowy i słaby. Sam jestem twórcą więc wiem jak to jest z pieśniami bądź melodiami. Bywa, że tworzę wiele takich samych melodii lub słów, zmieniając jedynie parę nut bądź odstęp między słowami. Zwykła osoba uzna to wszystko, iż to jedno i to samo. Mógłbym pomóc Tobie stworzyć melodię i słowa ale musiałbyś opowiedzieć mi o swojej wybrance. Jednak to odłożymy na później powiedziałem na wypowiedź Kijina dotyczącej słów i melodii. Gdy byłem młody jedyne co się dla mnie liczyło to zabawa. Tworzenie melodii i słów było niczym innym jak zwykłą zabawą. -Żaden problem. Pewnie spieszysz się na przymiarkę nowych ślubnych ubrań lub coś w tym stylu. powiedziałem i machnąłem lekko ręką za Kijinem w geście pożegnania. -To nie zostało nam nic innego jak poszukać nam tego faceta. Dasz radę go odnaleźć? swoją wypowiedź skierowałem do Kazetaniego. Pamiętając jego wypowiedź dotyczącą jego ocznych umiejętności spodziewałem się, że spokojnie powinien dać radę. Teraz nie pozostało nic innego jak poczekać i ruszyć za Kazetanim.
Krótki wygląd: Czarne lub szarawe włosy, brudnoczerwony kolor oczu. "Szeroki" uśmiech. Wystające dwa kiełki. Na szyi materiałowa opaska z krzyżem i trumną. Zabandażowane lewe przedramię, pod którym znajduje się tatuaż 2 głowego węża
Widoczny ekwipunek: Futerał na plecach, wachlarz w pokrowcu przyczepiony do paska, rękawica łańcuchowa na lewej ręce, dziwna rękawica na prawej ręce, pasek z biczem, laska
-Czyli innymi słowy zapewne poszedł na swoją imprezę Kawalerską pomyślałem słysząc w jaki sposób odpowiedział mi Kijin i jego puszczenie oka. -W sumie co mnie to obchodziJaja będą dopiero jak będzie miał wpadkę stwierdziłem by w mej głowie alter ego dopowiedziało jeszcze dodatkową część na którą w duchu wyszczerzyłem się perfidnie. Tak to na pewno byłby zabawny widok nie ma co. Gdy ten zniknął odwróciłem się do Kazetaniego czekając, aż powie gdzie mamy się udać. -Ocho...sądząc po jego kolorze jak i dźwięku jaki usłyszałem pewnie znajdę go w kiblu przeszło mi przez myśl. No i miałem rację. Okazało się, że zabunkrował się w łazience i odbywa tam własną batalię. Mimo to nie przeszkodziło mu to wskazać mi kierunku w którym mam się udać. -Dzięki. Idę się tym zająć, zaś ty spokojnie walcz z zalegającymi w Tobie demonami i potworami. Jak się ta walka skończy radzę tobie przez dzień lub dwa jeść tylko sałatki oraz pić wodę z witaminami. Jednak tak czy siak lepiej udaj się do szpitala jak będziesz w stanie i medycy udzielą Tobie dokładniejszych wskazówek i dadzą pewnie jakiś lek powiedziałem. Dla kogoś mogło to wyglądać jakbym naśmiewał, się z "losu" chłopaka przez stwierdzenie "walki z zalegającymi w nim demonami i potworami". Jednak nie taki był tego cel. Jeżeli zaś zostanie to odebrane w taki sposób to...mówi się trudno. Nie mój problem, że mam takie a nie inne zachowanie...a może to moja wina? Nach nie ma się czym przejmować. Pożyczyłem jeszcze Kazetaniemu dużo zdrowia. Następnie spokojnie opuściłem karczmę i pytając się po drodze paru osób w którą stronę jest łaźnia udałem się w tamtym kierunku. Dla własnej czystej satysfakcji postanowiłem wykorzystać to co niedawno udało mi się rozwinąć. Od tak z własnej czystej ciekawości, która niestety nie raz doprowadziła mnie do ran ale przy okazji do kilku intrygujących odkryć? W sumie można to tak nazwać
[ewentualne ZT pozostawię tobie Minoru do wstawienia bo nie wiem czy nie będziesz chciał wstawić tutaj jakiegoś dodatkowego posta/u czy coś w tym stylu...mam nadzieję, że dobrze napisałem ukrytą wiadomość i ją widzisz.]
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Nie miał wiele czasu po ostatnich wydarzeniach w Tajemniczym Lesie i raporcie u jednego z Kogo klanu Uchiha. Czerwonooki zdecydował się, że po jednodniowym odpoczynku musi się za coś zabrać, więc tuż po poranku i medytacji zebrał się do kupy i wyszedł zjeść posiłek przed podjęciem się kolejnej misji. Dawno nie jadł niczego w swojej osadzie, więc prawie nie pamiętał jak jedzenie tutaj smakuje, stąd jego decyzja o podjęciu takowego przedsięwzięcia. Zebrawszy się wybrał lokal w jeden słuszny sposób. Kurwa na czuja.
Karczma, na którą trafił i przyciągnęła go zapachem nazywała się "O no Shi" - brakowało tu na końcu jedynie litery 't' do zwieńczenia wszystkiego w jego życiu. Chcąc jeszcze zapalić przed wejściem, jednak na chwilę się powstrzymał. No jednak głód wygrał z głodem do nałogu, w który wpadł. Wszedł, jednak na tym się kończył jego spokój święty. Nagle jakiś niewiele starszy chłopina, sporo tęższy w okularach niemalże na niego wpadł. Brakowało niewiele by białowłosy dobył rękojeści i nią go zdzielił w potężne brzuszysko, na który tylko zerknął. Gdy ten mówił, okazuje się, że jego sława wyprzedza go już nawet w osadzie Kotei, co niczego dobrego nie zwiastowało. Król cienia stawał się rozpoznawalny i to był zły znak... Wysłuchawszy wszystkiego co ma do powiedzenia poczuł jak gość zaczyna go gdzieś ciągnąć.
- Te, te, te byle nie za futro, gościu. - rzucił swobodnie, dając się lekko ponieść ze sobą i przyswajając czego ten typ chce. Okazało się, że temat zszedł na pracę. No w zasadzie tego też miał szukać w siedzibie, ale skoro sama do niego przyszła to czemu miałby odrzucić taką propozycję? Szczególnie, że przy stoliku stały dwa browary, więc no wypadało by się jeszcze napić, a nie było niczego pożywniejszego w tym wypadku niż porządna dawka chmielu przed obiadem. Nie odmówił, bo jak?
- Dobra, jak już mnie namówiłeś tym browarem to podziel się tym co masz do powiedzenia, a ja powiem czy jestem zainteresowany. Masz sporo szczęścia, bo właśnie szedłem do Siedziby po misję, a tu proszę, browarek. - powiedział i nawet nie zamierzał odmawiać, chwytając za ucho, przechylając sporą ilość już na pierwszy łyczek smakołyczek. Nie bał się takich rzeczy w Kotei. Nie tutaj. Tutaj była zbyt mocna inwigilacja wobec ludzi, a to nie pierwszy raz, gdy ktoś potrzebuje pomocy i szuka specjalistów takich jak Kjudaszi. Zaczynajmy nową przygodę!
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Cóż miał do stracenia, prawdopodobnie tylko trochę czasu, a postawiony browar smakuje czternaście razy lepiej od kupionego samemu, więc głupio byłoby nie skorzystać z okazji. Białowłosy okazji do chlańska nie marnuje, tak było i w tym wypadku. Ruszył skupiony na swojej misji, którą było ojebanie tego złocistego trunku i przy okazji wysłuchanie tej gadaniny, która go czekała. Cóż, przeszli do rzeczy, więc oparł swoją lekką, bo pustą głowę na dłoni ręki opartej o stół i słuchał co jakiś czas przechylając kufel do twarzy, delikatnie się czasem oblewając. Poprawił sobie lekko futerko by przypadkiem go nie skleić i tak mijał czas.
- Sama, nie sama, Katsumi posłałaby po mnie prawdopodobnie shinobi, a nie urzędnika, bo bez obrazy, ale na kogoś takiego mi wyglądasz. - wtrącił się, z delikatnym i charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem by słuchać dalej, co ma do powiedzenia tłuściutki. - Czekaj, czekaj, czekaj. Tego Mukuro? Kuzyn? Odnogę klanu? Czy to nie jakiś rozłam? Dlaczego w ogóle w takim miejscu o tym rozmawiamy? Ło kurwa. - no po tych trzech łykach gość zwariował. Te informacje były na wagę złota, a czerwone oczy białowłosego aż zapłonęły. Teraz był chętny spalić cały las i jeszcze trochę lasu, coby się nie ostał.
- Ale jak to pozbyć? Przecież dzięki temu cały klan tych drewniaków dostanie tak po dupie, że sobie tego nie wyobrażają. Dzięki takim konfliktom możemy pozbyć się tych najważniejszych, dwie pieczenie na jednym ogniu. Czyż to nie oczywiste?! - spojrzał przenikliwie, jednak widać było, że pali się do roboty, gdy mowa jest o Senju i jakimś palonku na stosie tych szumowin. Informacje, które otrzymał były zaiste ciekawe, tylko gdzie szukać takich informacji. Co z nimi, gdzie? Jak? - Te informacje mam odnaleźć tak? O to ci chodzi? Kurwa, a jak nie są zapisane tylko w czyjejś głowie, a ja znów ją pierw obetnę zamiast zapytać? Ja jebie, tyle problemów, a jeszcze nie zacząłem. - zastanawiał się, odkładając energicznie browara o stół, chwytając się jednocześnie za głowę. - Ta robimy to! - powiedział, energicznie uderzając pięścią w stół, mając nadzieję, że jednak nie złamie go w pół, bo może troszkę się zapomniał. Ale co mu tam, młodość!
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
No i już był w domu, już witał się gąską, jednak coś musiało się spierdolić. No po prostu byłoby zbyt pięknie, wiadomo. Uderzenie w stół okazało się niezbyt roztropnym pomysłem, ale czy on kiedykolwiek zachowywał roztropność? Raczej tak. Były to sytuacje, gdy ktoś był wielokrotnie silniejszy od niego, wtedy uruchamiał swoje ostatnie dwie szare komórki, które na codzień toczyły bój między sobą, a wtedy musiały chwycić się za swoje niby rączki i współpracować. Niewdzięczna robota w mózgu kota. Cóż, browary się rozlały, świeczniki się rozdupcyły, nie było co zbierać, a on już wiedział że to jego pierwsza i ostatnia wieczerza w tej karczmie. To było właśnie wtedy, gdy kończył drzeć japsko po wygraniu tego wspaniałego zlecenia, które kreowało się na misję marzeń.
Pojawił się on, cały na biało - albo i nie na biało, ale się pojawił. Karczmarz, niszczyciel marzeń dzieci i dobrej zabawy Kjosza. Wyrzucił ich na zbity pysk, a sam otrzymał odszkodowanie od grubaska, który nie wiedzieć czemu bawił się równie dobrze co Kjoszownik. Przeszli do dalszej dysputy, która tylko dolewała emocji białowłosego jak oliwa do ognia.
- No to się rzeczywiście nie postarali. Ja to bym powiedział, że to jest w stu procentach w jej stylu. Jak zawsze zachowawczo, ale nie mnie to oceniać. - powiedział gość, któremu jak coś pasuje to uderzeniem łamie stoły w pół. Świetny do oceny kogokolwiek innego. Doprawdy. - Nie zabijam, zbieram informacje, a jak je zbiorę to mogę zabić, nie? Poka mnie to. - zapytał dla pewności, bo przecież żadnego Senju wypuścić z rąk nie można, to oczywiste. Pochwycił przekazaną kartkę, którą od razu otworzył by wiedzieć gdzie ma szukać gościa. W końcu nie będzie miał na to całej wieczności, a powinien się spieszyć. Na temat omawiania takich rzeczy w karczmie nie mógł nic więcej dodać. Tam było za dużo uszu, więc musi się mieć na baczności od samego początku. Jeśli ktoś potrafił pochwycić informacje poufne podczas rozmowy z samą Shirei-kan to na pewno potrafiłby także z karczmy.
- Więc to tyle? Gdzie cię znajdę po misji? - zapytał na rozchodne. Teraz zastanawiał się jak ukłóć miejsce na kartce. Musiał już ruszać do swojego celu, czymprędzej, bo w końcu był już gotowy.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Spojrzał na nią zaciekawiony, gdy usłyszał że opowie mu swoją historię kiedy indziej. Czy mówiła szczerze? Spodziewała się, że jeszcze się zobaczą? A może po prostu powiedziała tak z grzeczności? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Ale uszanował jej decyzję. Kobieta poprosiła w zamian o to by opowiedział coś o sobie. Przez tą chwilę milczał, zastanawiając się co będzie najrozsądniejszym jej powiedzieć. - Pochodzę z rodziny, która z pokolenia na pokolenie służy dobru Uchiha. Mój tata jest shinobim, a wcześniej był nim dziadek. Nawet moja mama jest ninja… chociaż teraz głównie zajmuje się domem - powiedział ujawniając jak głęboko sięgają korzenie jego rodziny w świecie ninja. - A teraz i ja służę - skwitował z uśmiechem. Musiał się przy tym ugryźć w język, aby nie zdradzić, że to w dniu wczorajszym został Akoraito. W drodze do Kotei, Nana ujawniła co nie co ze stron z których pochodziła. Jak się okazywało, oprócz Ranmaru był tam jeszcze inny klan który władał lodem. Przez chwilę trawił tą informację, zastanawiając się jak takie umiejętności sprawdziłyby się w innych rejonach, choćby tutaj lub na pustynnych terytoriach na zachodzie kontynentu. - To ciekawe, jak się nazywają? - zagaił zaciekawiony, jednocześnie docierając do bram osady. Nie byli pierwsi, na trakcie pojawiali się pierwsi handlarze, rolnicy i inni, którzy przybyli tu sprzedawać swoje dobra. Nie zatrzymywani, ruszyli dalej, kierowani przez niego do dzielnicy handlowej gdzie znajdowały się karczmy i restauracje. Zamierzał zaprowadzić Nanę do największej gospody w całym Sogen! Wtedy też zauważył, że czarnowłosa wyciąga ku niemu dłonie. Spojrzał na nią lekko zaskoczony, nie rozumiejąc do końca co chce zrobić, ale widząc że się wstrzymała, a na jej obliczu wciąż gości uśmiech, zachował spokój. I entuzjazm. Szczególnie gdy usłyszał że Nana czuje się w jego towarzystwie bezpiecznie. - Owszem, są tutaj też Gazo. To szczep i to dość specyficzny. Walczą atramentem, uwierzysz? - ostatnie słowa niemal wyszeptał ku Nanami, zachowując się jakby ujawniał wielką tajemnicą… albo zbrodnie! Brunetka nie odstępowała go na krok i dzięki temu mogła teraz stanąć przed okazałym, dwupiętrowym budynku. Karczma "Ō no Shi" była najokazalszą gospodą w mieście. - Tutaj zjemy, będziesz zadowolona! - zapewnił po prawdzie w ciemno, bo nigdy tutaj nie jadł, choć wiele słyszał. Miejsce słynęło z trzymania właściwego “poziomu”, choćby poprzez pozbywania się awanturujących klientów.