Rudera Kamiru

Tutaj trafiają wszystkie przedawnione wątki, które nie są już potrzebne, ale mogą się kiedyś do czegoś przydać. Znajdziesz tu dawne misje, przedmioty, techniki i karty postaci, które zostały odrzucone bądź zginęły one w fabule.
Kamiru

Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

Obrazek
  • Budynek, który otrzymał Kamiru po przybyciu do miasta, nie należał do okazałych, imponujących... Czy nawet bezpiecznych. Najwidoczniej władzom wioski nie wpadło do głowy, że jednocześnie może przybyć aż tylu shinobi, zajmując wszystkie przygotowane, i te jeszcze wykańczane miejsca zamieszkania. Czarnowłosy nie oponował, kiedy zaprowadzono go do tej... Rudery? Nie, dom, pomimo swojego marnego stanu, nie groził zawaleniem. Wystarczyło o niego zadbać, by powróciła część dawnej światłości. Kilkanaście dni spędzonych na sprzątaniu, łataniu i przynoszeniu niezbędnych mebli, narzędzi etc. A wewnątrz zapanowała przytulna atmosfera. Przynajmniej zdaniem Szarookiego. Wszystko, co było niezbędne i kilka drobnych dodatków. Ascetycznie? Możliwe. Ale wszystko jest tam, gdzie chciało być, panuje więc lekki chaos. Dla gości. Gospodarz oczywiście wie, gdzie jest to, czego szuka. Pomimo małych funduszy, nie widać biedy. Ot, skromnie urządzone, dające poczucia lekkości i wolności... Tym bardziej, że przez wszystkie okna wpada olbrzymia wręcz ilość słońca, oświetlając wnętrze, pokrywając wszystko smugami światła, widoczne w unoszącym się kurzu... Nie, żeby panował tam brud! Raz na jakiś czas odbywa się gruntowne sprzątanie, po którym wszystko... Nie lśni, ale jest czyste. Następnie wolne pole dla kurzu. Sprzątanie. Kurz. I krąg się zamyka. Zresztą, kto by zwracał uwagę na takie rzeczy, jak bałagan? Od czasu, gdy wprowadził się tu Białowłosy Hoozuki, budynek odżył jeszcze bardziej. Jakby ucieszył się, z kolejnego domownika. Dziwne, ne? W końcu to tylko drewno, gwoździe i inne materiały budowlane połączone w takiej, a nie innej kombinacji.

    Odnośnie samego układu pomieszczeń i wystroju. Dominują jasne, kremowe barwy, z którymi dobrze komponują się brązy w różnych odcieniach. Ilość pokoi nie powala, salon jest połączony z kuchnią i jadalnią jednocześnie. Może to lekko dziwić, jedna ściana z szafkami, paleniskiem, (a może grillem?) do tego czteroosobowy stół i tyle. Część salonowa to wygodna kanapa, dwa rozlatujące się, ale bardzo miękkie fotele. Kilka półek z książkami o przeróżnej tematyce i mały obraz przedstawiający Hyou. I to wszystko. Dwa niewielkie pokoje dla mieszkańców po przeciwnych kątach domu. Wystarczy miejsca na łóżko, małą szafę, biurko i krzesło. No i zostaje trochę wolnej przestrzeni. Łazienka i toaleta znajdują się na dwóch końcach... Podwórza. Tak, dobrze słyszycie. Łazienka to może za dużo powiedziane... Prowizoryczny prysznic i naprawdę malutka szopka imitująca saunę, łaźnię... Co kto woli. Toaleta to zwykła drewniana budka... No, wiadomo o co chodzi. Dodatkowo, do domu prowadzi żwirowana ścieżka wśród łąk. Z północy polana graniczy z liściastym lasem, pełnym brzóz, dębów, klonów i buków. Wiąże się to z towarzystwem upierdliwych insektów, ale taka ilość zieleni rekompensuje to z nawiązką. Nie obyło się bez wody! Od wschodu, między lasem a łąkami, płynie mały, lecz wartki strumyk wypełniony krystalicznie czystą wodą i drobnymi rybami. Istny raj na ziemi? Możliwe... Ktoś, kto spędził całe życie pośród śniegu, gór i lodu, może uznać te miejsce za eden. I tym kimś był Kamiru. Wysiłek, który włożył w przywrócenie tego miejsca do stanu używalności i estetycznego wyglądu mógłby wzbudzić podziw wszystkich... Ale nikt tu nie zagląda, "a ten zamaskowany leń tylko przyszedł na gotowe".
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Prosto z pracy wrócił do domu mały, rozkoszny i pełen energii albinos. Zatrzymał się na chwilę w przedsionku, usiadł na stopniu prze izbą i zwalił ze swych nóżek sandały. –Tadaima de gozaru!(wróciłem)-Zawołał i od razu po tym pobiegł do kuchni, gdzie spodziewał się spotkać swego wspaniałego braciszka. Niestety Kamiru nie było w kuchnio-jadalnio-salonie. –Wyszedł?-Zapytał sam siebie chłopiec, ale szybko sobie zaprzeczył kiwając głową na boki. Widział buty Kamiru w przedsionku, więc chłopak wciąż musiał być w domu. Nie było też podstaw by sądzić, że Yuki był w pokoju Yüsuke. Wniosek był więc oczywisty, wygnany bóg znowu skrył się w swojej twierdzy na drugim końcu „posiadłości”. Hözuki podrapał się po głowie i podreptał na skarpetkach w kierunku drzwi do pokoju współlokatora. Tuż przed drzwiami zamarł. Przypomniało mu się, że czarnowłosy nienawidził, gdy ktoś naruszał sferę jego prywatność, a jego pokój zdecydowanie do tej sfery należał. Dowodem na to był fakt, że białowłosy nigdy nie był w pokoju swojego braciszka, nigdy nie został do niego wpuszczony. Postanowił jednak podjąć ryzyko i powoli uchylił drzwi wpuszczając do pokoju strumień światła. Było już późne popołudnie, ale w pokoju Kamiru wciąż panowała ciemność. Wszystko przez wiszący w oknie koc, który uniemożliwiał światłu dotarcie do pomieszczenia. Powiesił go oczywiście sam właściciel pokoju, który z niewiadomych przyczyn postanowił wydłużyć sobie noc o kilka dodatkowych godzin. –Jesteś tu Onii san?-Zapytał niepewnie dziesięciolatek, a odpowiedziało mu jakieś dziwne chrząknięcie. Postanowił wejść do pokoju zamykając za sobą drzwi. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się nieco do ciemności zobaczył jakąś postać rozwaloną na łóżku. Onii san spał, ale Yüsuke nie zamierzał pozwolić mu na dalsze wylegiwanie. Ostrożnie i po cichu zbliżył się do przysłoniętego kocem okna i gwałtownie chwycił za koc, by już po chwili szarpnąć i wpuścić światło do pokoju. Chłopak bez twarzy zareagował tylko przewróceniem się na drugi bok, zupełnie jakby odrzucał fakt, że noc skończyła się już dawno temu. –Ty…!-Zaczął i nie skończył poirytowany dzieciak, bo już pędził w kierunku łóżka. Metr przed nim wybił się, zrobił salto i wystawił nogę tak jakby chciał wymierzyć porządnego kopniaka z wyskoku swojemu współlokatorowi. Szykował jednak coś o wiele bardziej drastycznego. Gdy jego stopa miała dopaść celu, chłopiec zamienił się w wodę, która spadła na twarz śpiącego. –Ciekawe co powiesz na to de gozaru.-Pomyślała kałuża spływająca z łóżka.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Domena Hypnosa była ciekawym miejscem dla Szarookiego. Przez swój tryb życia nie miał okazji przebywać w niej za długo. Ostatnią noc spędził nad kryminałem... Nie brzmi interesująco? Trudno. Lektura pochłonęła młodzieńca, zabierając mu kilka godzin z życia. Kolejny wolumin na półkę. Jeszcze trochę i skończy się na niej miejsce. Tylko skąd wytrzasnąć następne, nieprzeczytane tytuły? Biblioteka w Ryzuaki była dość... Monotematyczna. Nic tylko mapy, szlaki handlowe, zależności między cenami i inne bardzo ciekawe rzeczy. Ale wracając do naszych bohaterów! Kamiru, choć nie pochwalał przesypiania dnia, musiał jakoś normalnie funkcjonować. Korzystał więc z okazji, tym bardziej, że Białowłosy wybył gdzieś z samego rana. Nie żeby interesowało to młodzieńca. I tak musi wrócić. Zawsze wracał.
Pomimo narastającego ssania w żołądku, Czarnowłosy nie miał zamiaru odchodzić z krainy, w której się znalazł. Nie na co dzień ma się okazję do latania w przestworzach jako ziejący ogniem jaszczur. Takich okazji po prostu nie można przegapić, ne? Więc kiedy bóg wygnany równał z ziemią kolejną osadę, nie miał najmniejszej ochoty na pobudkę. Nie zarejestrował faktu, że ktoś naruszył jego strefę prywatną. Nagłe wtargnięcie promieni słonecznych do wnętrza komnaty również zostało olane po całości. To tylko trochę ciepła. Rozwianie się wizji w lewym oku i kompletny brak fonii... I jak tu teraz masakrować te małe, śmieszne istotki upośledzonym smokiem? Życie jednak nie jest tak sprawiedliwe, jak powinno być. Ale to już chyba wiedzą wszyscy, ne? Znowu się zagalopowuję, wracając więc do meritum...
Ostatni pożarty mieszczanin i puuff, koniec snu. Otworzył szeroko oczy, nie zmieniając jednak leżącej pozycji. Z pewnym zaskoczeniem zauważył fakt, że jest mokry. Takie rzeczy zdarzały się nastolatkom po specyficznych rodzajach marzeń sennych, jednak w tym przypadku było to co najmniej wątpliwe wytłumaczenie. Zamaskowanego nie pociągały łuski, rzygające ogniem paszcze wypełnione kłami, ani kilkanaście ton wagi... Drugie logiczne wytłumaczenie? Przedziwny związek łączący klan Hözuki z tą życiodajną cieczą... Tak, to pasuje. Tym bardziej, że przed łóżkiem porusza się kałuża. Młody Yuki zerwał się szybko z łóżka, jednocześnie rzucając czymś okrągłym w formujące się dziecko. Kulka stworzona z lodu przebiła się na wylot prze Yuusuke, nie czyniąc mu krzywdy. Jak zawsze zresztą.
Baka. Śniada... Podwieczorek za kwadrans. Wyminął Białowłosego, który nadal znajdował się w stanie ciekłym. Już w kuchni ziewnął, przeciągnął się i strzelił palcami. Można rozpocząć dzień. Nawet jeśli zostało tylko kilka godzin. Nie był nawet zły za taką formę pobudki, przynajmniej trzeźwo myślał. Gdzie byłeś? Powiedział, gdy kałuża stała się już ciałem stałym. Czymś trzeba zająć dzieciaka, bo jeszcze przyjdzie mu do głowy pomagać, kroić marchewkę czy inne warzywa, zatnie się, zamieni w wodę która zostanie na jedzeniu które potem spożyją... Auto kanibalizm w formie perpetuum mobile. Czy jakoś tak. I sam także nie miał ochoty na spożywanie jego ciała. A co takiego miał zamiar przygotować Szarooki? Kurczak z ryżem i warzywami! Chyba wystarczy do końca dnia. No i oczywiście jakiś świeżo wyciśnięty sok.
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Yüsuke wiedział, że wiadro zimnej wody wylane na niczego nieświadomą, śpiącą ofiarę wywoływało szereg typowych zachowań. Taki rodzaj pobudki budził nie tylko ludzi, ale też złość, która sypia głęboko w nich. Nic dziwnego, że takie dowcipy kończyły się zazwyczaj pościgiem wściekłej ofiary za rozbawionym oprawcą z wiadrem. Tym razem młody Hözuki wylał na swojego przyjaciela nieco więcej niż wiadro wody, a reakcja Kamiru była tylko nieco mniej gwałtowana niż można się było spodziewać. Chłopak zerwał się z łóżka i w tej chwili wyprowadził swój „mrożący krew w żyłach” atak, przed którym kałuża nie potrafiła uciec. -Zimno!-Zawyłby Yüsuke, gdyby tylko miał w tej chwili usta. Natychmiast chciał uciec przed nieznośnym chłodem, więc zaczął przelewać się między deseczkami pod podłogę. „Baka…”-Usłyszał jeszcze zanim shinobi bez twarzy go minął i chwilkę później cały był już pod podłogą. Było tam ciemno, brudno i ogólnie rzecz biorąc nieprzyjemnie, ale kałużodziecko dziarsko sunęło po ziemi kierując się dochodzącym z góry tupaniem. Kiedy Kamiru się zatrzymał spod podłogi wypłynęła brudna woda, a wyglądało to zupełnie tak, jakby coś złego działo się z przydomowym szambem. Mieszanina kurzu, piachu, pajęczyn, wody i diabeł wie czego jeszcze zaczęła się rozwarstwiać. Z sekundy na sekundę coraz większa część czystej wody pięła się ku górze, a osady strącały się na dno. W końcu woda zaczęła przybierać kształt chłopca i już po chwili wrócił on do pierwotnej postaci. Wyciągnięty spod podłogi brud został zaś na samej podłodze i skarpetkach albinosa. Stojący w błocie chłopczyk zaczął się przyglądać krzątającemu się w kuchni szarookiemu. „Gdzie byłeś?”-Zapytał Kamiru zanim Yüsuke zdążył cokolwiek powiedzieć. –Ararara…-zwołał dziesięciolatek-Ależ brudną mamy podłogę de gozaru!-A powiedział to tak naturalnie, jakby nie był świadom, że to on przed chwilką narobił tego syfu. Następnie wybił się mocno i wylądował tyłkiem na szafce tuż obok czarnowłosego. –Byłem w górach.-Zaczął głosem przepełnionym pychą i entuzjazmem.-Byłem w górach i strzygłem tam owce de gozaru. Ciach! Ciach! Wielkimi nożyczkami! I zobacz!-Przerwał na chwilę i dźwignął jedną nóżkę na szafkę strasznie ją przy tym uwalając. Następnie wyciągnął z upapranej błotem skarpetki sto Ryo.--W tej chwili cały wskoczył na blat i zaczął machać stówką, jakby bawił się samolocikiem.-Długo będziesz robił jedzonko Onii san? Jestem głodny jak wilk de gozaruyo. A właśnie, pasterz mówił, że w górach są wilki! Pójdziemy zobaczyć jakiegoś?! Ne, ne de gozaru!-I wlepił swe turkusowe oczka w zamaskowanego, a wyglądał wtedy tak słodko, że żadna cukiernia by się go nie powstydziła.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Posiekane warzywa trafiły na rozgrzaną patelnię. Miły aromat rozszedł się po mieszkaniu, wywołując na twarzy Kamiru uśmiech... Jednak nikt nie mógł tego zobaczyć, w końcu bandaże na twarzy nie były niewidzialne. Całkiem przydatne w życiu ninja, tylko przeszkadza w posiłku. Cała magia tajemniczości znika... Ad rem. Szarooki zabierał się już do krojenia filetów z kurczaka, skupiony na tym zadaniu, nawet nie zauważył małego, upaćkanego monstrum kształtującego się w salonie. Dopiero gdy Yuusuke odezwał się, odwrócił tylko głowę i zamarł z nożem w połowie drogi. Gdyby w mieszkaniu mieli psychologa, miałby bardzo ciekawy materiał do badań. Cóż za przebogaty zbiór uczuć! Wystarczy spojrzeć w te szare oczy, by zobaczyć ten szalejący ocean emocji. Pytanie tylko, czy znajdzie swoje ujście? A może zniknie, nie czyniąc nikomu krzywdy? Tego dowiemy się w następnym odci... Wracając do rzeczywistości.
Czas zwolnił. Jakby wszystko zostało zalane syropem klonowym. Pycha. Brakowało tylko mrocznej gry tam-tamów... Bóg wygnany westchnął jedynie poirytowany. Później pewien Białowłosy ktoś będzie musiał to sprzątnąć, albo czeka go bardzo nie miła niespodzianka. Jaka? Przecież na tym polega magia niespodzianek, ne! Nóż nagle opadł i wszystko wróciło do normy. W powietrzu pojawił się smak smażonego mięsa. W połączeniu z poprzednim aromatem, uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, sięgając od ucha do ucha. Owce? Duże kłębki wełny? Takie jedzące trawkę i robiące kup... Mniejsza. Kto by pomyślał, że Hoozuki nada się do takiej pracy. Przynajmniej miał zajęcie. I, o dziwo, ktoś mu nawet za to zapłacił. Zero wyzysku, kto by pomyślał. Potrawa była prawie gotowa, patelnia z paleniska powędrowała na stół, a zaraz za nią miska ryżu. Przyprawy według uznania i gotowe! Powinno smakować nawet komuś takiemu, jak jego kompan... Smacznego.
Kamiru nałożył sobie trochę więcej, niż połowę i z własną miską powędrował do pokoju. W ostatniej chwili zmienił plan i usiadł przy palenisku. Kałuża i tak poszłaby za nim, więc niech nie niszczy już resztek strefy Czarnowłosego. W szarych oczach odbijały się płomienie, nadając im dziwny, trudny do opisania odcień. Góry... Tak, można by... Wilki później. Wyprawa w góry mogłaby być całkiem ciekawym zajęciem. O ile Glutkowi nie przyjdzie do głowy próbować ujeżdżać tamtejszych zwierząt... Chociaż i to mogłoby być zabawne. Heh. Do Ryzuaki iść trzeba. Zapasy na wyczerpaniu. Młodzieniec wątpił, by ktoś miał ochotę wyręczyć go w roli zaopatrzeniowca... A może nawet spotka kogoś ciekawego. Kto wie?
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Pieniężny samolocik chłopca przestał w końcu fruwać. Dzieciak przykucnął i chciał schować kasę z powrotem do brudnej skarpetki, ale rozmyślił się. Znajdował się wtedy w doskonałej pozycji do skoku i postanowił to wykorzystać. Wybij się dość mocno, zrobił salto tuż pod sufitem tak, że udało mu się zostawić błotny odcisk stopy na suficie i wylądował zaledwie pięć centymetrów od błotnej kałuży. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby w niej wylądował. Zwłaszcza, że w oczach Kamiru już wcześniej można było dostrzec chęć mordu. –Zaraz wracam de gozaru!-Zawołał o wiele za głośno Yüsuke i pobiegł w stronę swojego pokoju. Put, put, put.-Uderzały o ziemię małe stópki, -plaf, plaf, plaf-zostawiając ślady błota na całej podłodze. Zatrzymał się przed swoim pokojem, obejrzał za siebie i zobaczył ten cały syf, którego narobił. Zrozumiał wtedy, że nie chce mieć błota w swoim pokoju. Czym prędzej zdjął skarpetki, rzucił je w przypadkowym kierunku i dopiero wtedy wkroczył do swojej części budynku. Podbiegł do biurka, podniósł z niego sporych rozmiarów kotka-skarbonkę i potrząsnął porcelanowym zwierzaczkiem przykładając go sobie do ucha. Usłyszał porządny grzechot monet i szelest pokaźnej ilości banknotów, ale skarbonka wciąż nie była nawet w połowie pełna. Hözuki odstawił swoją skarbonkę na miejsce i wcisnął do niej zarobione sto Ryo. Następnie podszedł do stojącej tuż przy łóżku komody, pacnął tyłek na ziemi i otworzył szufladę. Wyjął z niej czystą parę skarpetek z wcięciem między paluchem a palcem długim, którą szybciutko założył na marznące stópki. Ubrawszy nowe skarpetki wybiegł z pokoju i bóg wygnany znowu mógł usłyszeć charakterystyczne „put, put, put”, ale tym razem bez straszliwego „plaf, plaf, plaf”. –Oooo!-zawył z zachwytu dziesięciolatek-Ależ to będą pyszności de gozaru.-I natychmiast zasiadł do stołu. Szkrab błyskawicznie złapał za pałeczki i jeszcze szybciej wbił je w ryż, który wypełniał jego miseczkę. Już zbliżył miskę do pyszczka, już brał się za pierwszy kęs, ale jedno słowo Onii san’a przywołało go do porządku. Odłożył miskę, klasnął w dłonie składając je jak do modlitwy.-Smacznego de gozaruyo.-I wreszcie mógł zabrać się do jedzenia. Jadł szybko, łapczywie wciągał ryż i raz po raz sięgał pałeczkami do patelni, by wyłowić z niej co lepsze kąski. –Obiefujes? …-Zapytał białowłosy, ale ciężko było zrozumieć o co mu chodziło. Ryż wypełniający jego policzki i jame ustną poza tym, że nadawał mu wygląd rozkosznego chomiczka, sukcesywnie tłumił wszystkie słowa, które chłopiec starał się wypowiadać. Po około trzydziestu sekundach niezrozumiałego bełkotania połknął wreszcie ryż i zawołał.-Pójdę z Tobą de gozaru!-Wciąż był głodny, więc po chwili wrócił do opróżniania miski i pałaszowania zawartości patelni.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Czarnowłosy jadł powoli, w skupieniu przeżuwał każdy kawałek który wkładał do ust. Można by to określić mianem swoistego misterium, gdzie wszystko było zaplanowane i skutecznie prowadzone od początku do końca. Nie odzywał się, bandaże poluzował tylko na tyle, by móc spożywać. Nie można być do końca pewnym, czy był pogrążony w rozmyślaniach, czy po prostu wyłączył się ze świata. Na życzenia Yusuuke jedynie skinął głową, na znak, że je usłyszał. Nie pouczał Kałuży, by jadł jak człowiek. Bo i po co, skoro jest Kałużą? A nawet gdyby nią nie był, to i tak Szarookiemu nic do zwyczajów żywieniowych tego dziecka. Może z czasem sam zrozumie swój błąd? Albo ktoś zauważy jego braki w wychowaniu i zwróci uwagę. Mniejsza, to nie był problem zamaskowanego. Wystarczy, że później będzie musiał pozmywać błoto, które magicznym sposobem rozlazło się po domu. Spełniam złożone obietnice... Tutaj słyszałem jedynie "obiefujesz", hm... Wzruszenie ramionami to bardzo wymijająca odpowiedź, ale musiała wystarczyć Hoozukiemu. Przynajmniej na razie. Ostatnie ziarenko ryżu zniknęło w gardle młodzieńca. Koniec posiłku. Wstał, odłożył miskę do innych brudnych naczyń i ruszył do swojego pokoju, starannie omijając cały ten brud, który wyszedł z ukrycia. Posprzątaj. Rzucił niby od niechcenia, znikając za drzwiami bezpiecznej strefy.
Kiedy już wyszedł, był praktycznie gotowy do drogi. Kurtka, płaszcz, rękawiczki... Nawet ochraniacz znalazł się na szyi. Kamiru w pełnej krasie. Jeszcze tylko buty, i można ruszać! O ile w międzyczasie błotko jakimś cudem zniknęło z podłogi, na jego twarzy widać będzie swoiste... Zadowolenie? Ciężko powiedzieć. A jeśli nie? Cóż... Później będzie na to czas. W każdym wypadku młody Yuki znajduje się już przy drzwiach, sznurując swoje trepy. Białowłosy powinien do niego dołączyć i cóż... Komu w drogę temu... Kunai w oko i notka w plecy? W kupieckim mieście taka sytuacja raczej się nie zdarzy, ne? Taka śmierć byłaby naprawdę... Smutna. Takie już życie ninja, hm. Przed wyjściem poprawił jeszcze bandaże, by nie zsuwały się z twarzy, zamknął drzwi swojego apartamentu na klucz i odwrócił się do świata przed nim. Kwadrans, góra dwa i będą na miejscu. Głęboki wdech powietrza które nie chce zamrozić Twoich płuc i... Krok za krokiem... Przed siebie.


[z/t z Yusuuke]
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Skończywszy posiłek Yüsuke postanowił wykonać polecenie Kamiru. Z początku myślał, że musi jak zawsze położyć miski i patelnie na szafkę. Było to miejsce, gdzie zawsze zbierały się „brudy po posiłku” i czekały, aż chłopcy raczą zanieść je nad strumień i umyć. Tym razem chodziło jednak o coś więcej niż odstawienie naczyń. Hözuki uświadomił to sobie, gdy omalże nie wpadł w ogromny błotny basen zostawiony na środku pomieszczenia. Odstawiwszy miski chłopiec podrapał się po głowie i trwał przez chwilę w bezruchu. Nagle przyszedł mu do głowy genialny pomysł, a przynajmniej wydawał mu się genialny. Yuki pewnie by go powstrzymał, ale zniknął za drzwiami swojego pokoju, więc malec miał wolną rękę. Białowłosy czym prędzej zabrał się za realizacje swojego misternego planu. Poprzesuwał krzesła, stół i fotele, otworzył drzwi do przedsionka i te prowadzące na zewnątrz. Następnie stanął na przeciwległym do drzwi krańcu pokoju i złożył kilka pieczęci. Smok → Tygrys → Zając-Suiton: Mizurappa no jutsu de gozaru!-I wypluł niebanalną ilość wody pod dużym ciśnieniem. W tej chwili albinos robił za wysokiej klasy myjkę ciśnieniową, ale przecież taki sprzęt nie służy do sprzątania mieszkań! I w ten oto sposób prośba braciszka miała zostać spełniona, a przynajmniej po części… W prawdzie pozbył się znacznej części błota, ale w zamian zalał cały salon i przedsionek. Mimo starań chłopca zostało całkiem sporo błotnych śladów, szafka wciąż była uwalona w błocie, a o suficie nie warto nawet wspominać. Tylko cud sprawił, że glany czarnowłosego nie wypełniły się przy tym wodą. Tak… Hözuki miał wielkie szczęście, aż strach było pomyśleć co Kamiru zrobiłby po włożeniu stopy do wypełnionego wodą buta. Chwilę później zabandażowany wyszedł se swojego azylu i ignorując to, co zastał w salonie, udał się do przedsionka by założyć buty. Dziesięciolatek szybko do niego dołączył, stojąc w progu wyłowił swoje splecione z trawy sandały, włożył je na czyściutkie skarpetki i już był gotowy do drogi.

[z/t]
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Odgłos kroków nasilał się z każdą chwilą. Gdyby ktoś w tej chwili wyglądał przez okno, albo dziur między deskami, zobaczyłby dwie osoby. O dziwo, równe wzrostem. Szarooki naprawdę nie rozumiał, co płeć piękna widziała w tym dzieciaku. Ale kobiet też nie rozumiał, więc miał to gdzieś. Kiedy już duet wyspiarzy pojawił się w domu... No dobra, duet wyspiarzy i kobieta. Ale kto by na nią zwracał uwagę? No właśnie... Kamiru zajął się sprzątanie resztek bałaganu po ostatnim sprzątaniu Yusuuke, rzucając mu uprzednio wymowne spojrzenie. Wolał zrobić to sam, pomoc ze strony Albinosa skończyłaby się jeszcze gorzej. Ponadto, musiał pomyśleć. Jeden dzień, a właściwie wieczór, a sporo rzeczy się zmieniło. Spotkał Shizuo. I o dziwo, potrafili jakoś rozmawiać. Niezwykłe. Czas pokaże, czy uda im się jeszcze spotkać. Choć obie strony miał taką nadzieję. I bynajmniej nie była ona matką głupich.
Snów dobrych życzę Ci. Tylko tyle powiedział swojemu lokatorowi, znikając za drzwiami strefy prywatnej. Wystarczy rozmów na dziś... Kiedy Białowłosy usnął pod wpływem wrażeń z całego tego dnia, a przynajmniej nie było słychać, by jeszcze liczył kałuże, Kamiru po cichu opuścił ruderę. Księżyc dawał wystarczająco wiele światła. A nawet gdyby zapanowała ciemność, dobrze znał drogę. Ot, dziesięć kroków prosto, potem siedem w lewo... I już. Prawda, że skomplikowane? Niewielka polana była idealnym miejscem na to, co chciał zrobić Zamaskowany. Oczywiście, że chodziło o naukę. Nie po to zarywał ostatnią noc, by teraz nie wykorzystać poznanej uprzednio teorii. Do tej pory nie miał okazji poznać większej ilości technik, przynajmniej tych mających realny wpływ na walkę. Jasne, każda technika odpowiednio użyta może uratować skórę, ale nie ma kogo oszukiwać, bez potężnych ataków długo się nie da pożyć jako shinobi. Przysiadł na trawie, pokrytej już rosą, i skupił się, na ile tylko potrafił. Jutsu, jakie wybrał sobie wczoraj nie należało do najtrudniejszych, ale Szarookiemu nie uśmiechało się siedzenie w tym miejscu do rana. Nie chciał przesypiać kolejnego dnia, tym bardziej, że trzeba będzie jeszcze raz wyruszyć do Ryuzaki, skoro dziś nie udało się im uzupełnić zapasów.
Ad rem. Uspokoił, już i tak spokojny, oddech a potem złożył pieczęć. Zamknął oczy. Musiał się skupić. Potem wyobraził sobie kształt. Widział je na rysunkach. Czytał o nich. Na Hyuo spotykał je podczas spacerów. Wiedział, co chce stworzyć. Teraz tylko zmusić chakrę do spełnienia jego żądań. Powoli, bardzo powoli w powietrzu zaczął kształtować się... Kształt. Ot, dość toporna bryła lodu, prawie że dorównująca człowiekowi. Blisko pięć minut zajęło stworzenie w owej bryle konkretnej formy. A nawet wtedy była to co najwyżej ładna lodowa rzeźba. Nic przydatnego. Chociaż... Jako ozdoba dałoby radę. Dopóki by się nie rozpuścił. Kolejna próba była już bardziej zadowalająca. Chłopak nie musiał już siedzieć tyle czasu nad dopracowywaniem kształtu, dodatkowo, stwór potrafił się nawet, topornie ale zawsze, poruszać. Po godzinie wiedział już o co chodzi, a przy jego boku leżał olbrzymi wilk. Prawie, jak zwierzę... Ta szybkość i zdolności, coś fascynującego. Szkoda, że inni nie mogą go nawet dotknąć. Niby narzędzie mordu, a takie piękne. Ciekawe, czy ktoś byłby w stanie zauważyć coś takiego... Przez blisko godzinę wpatrywał się ślepia tego, co udało mu się stworzyć. Hm... Odwołał go jednym, szybkim ruchem. Nie chciał patrzeć, jak powoli niknie wraz ze wschodem słońca. Wstał, otrzepał się z drobinek śniegu i pomaszerował przed siebie. Siedem. Dziesięć. Zasunąć cicho drzwi. Padł na łóżko, opatulając się kocem. Trząsł się z zimna. Dlaczego?... Zasnął.


Hyōton: Rōga Nadare no Jutsu
5h
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Opiekuńcza kobieta przyniosła Yüsuke do domu. Z początku była przerażona warunkami, w jakich mieszkał tak mały chłopiec, ale zaraz po wejściu do środka uspokoiła się. Rudera zamieszkiwana przez dwójkę wyspiarzy faktycznie robiła piorunujące wrażenie z zewnątrz, ale wewnątrz była ciepła i niesamowicie przytulna. Można by było pomyśleć, że skoro Albinos spał, to nie mógł już nikomu uprzykrzać życia, ale takie myślenie było błędne. Chłopiec od dość dawna był w objęciach Morfeusza, ale nie przeszkadzało mu to w nawijaniu o wszystkim i niczym…
-Baka Onii san de gozaru. chrap, chrap.-Tak… Na dodatek pochrapywał.-Kim jesteś de gozaru? Nie dostaniesz mojej wody!-W jego wypowiedziach kilkukrotnie pojawiło się imię Shizuo, Natsume, a raz nawet Reika i dwa razy Shigeru. Chłopiec najwyraźniej przeżywał cały dzień od nowa, ale wszystko rozgrywało się nieco inaczej. Szło jakby bardziej przychylnym dla chłopca torem, bo na jego niewinnej twarzy malował się uśmiech, a jego maleńkie nóżki co raz podrygiwały wesoło. Nieprzytomny chłopiec odpowiedział nawet na dobranoc i rozkosznie wtulił się w piersi niosącej go kobiety, która oczywiście nie miała nic przeciwko.
-„Dbaj o niego.”-Powiedziała jeszcze do Kamiru, nim zaniosła dzieciaczka do pokoju. Zacna matrona rozłożyła futon na podłodze, przebrała bachorka i położyła go spać.
-„Słodkich snów robaczku.”- Powiedziała nim ucałowała go w czółko i wyszła. Tak skończył się ten dzień dla Yüsuke.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Świtało. Pierwsze promienie słoneczne przebijały się przez skupisko drzew, nazwane dawno temu lasem, rozświetlając polanę i małą, podupadłą budowlę pośrodku jej. Mówi się, by nie oceniać książki po okładce, że nie szata zdobi człowieka... Musiało się w tym kryć ziarno prawdy. Budynek nie imponował wielkością, wyglądem... Raczej budził litość. Ale ta zabita dechami rudera kryła w sobie naprawdę piękne wnętrze, którego pozazdrościłby jej niejeden pałac możnych. Co jednak najważniejsze, natychmiast po przekroczeniu progu dało się wyczuć tą niezwykłą atmosferę domowego ciepła. Paradoksalne, biorąc pod uwagę, jakim to zimnym draniem był Kamiru. Który w najlepsze szykował śniadanie w kuchni, nucąc cicho pod nosem. Jeśli ktoś by go teraz zobaczył, zdziwiłby się niepomiernie. Sposób poruszania się, szybkość ruchów... Jakby ktoś wyłączył wszystkie trybiki nakazujące mu bycie sztywnym milczkiem. Ten dziwny Szarooki istniał do czasu, aż jajecznica nie była gotowa. Szynka, zioła i przyprawy... No i oczywiście jajka. Do tego świeżo wyciśnięty sok. Żyć nie umierać. Chłopak dobrze wiedział, że taką potrawą nie zdobyłby nigdzie uznania, a kto wie, czy nie zostałby uznany za dziwaka. Ale odkrył już jakiś czas temu, że połączenie tych składników skutkowało prawdziwym rajem dla podniebienia. Ale o czymś takim, jak podniebienie Czarnowłosy nie wiedział, jadł więc po prostu ze smakiem. Szybko opróżnił swoją miskę, odstawił ją na rosnący stos naczyń do umycia, zostawił porcję dla Yusuuke nad wygasającym paleniskiem, by miał ciepłe śniadanie. Oczywiście, że zawiesił ją tam przypadkiem! Zresztą, kogo obchodzi, kiedy Albinos się obudzi? Kuszący zapach sunął powoli przez dom, docierając do uchylonych drzwi, do pokoju Białowłosego i bez pytania wparował do środka. Ale zaraz... Ktoś przecież musiał otworzyć drzwi, nieprawdaż? Z drugiej strony, czy to takie ważne?
Bóg Wygnany opuścił już swój tymczasowy dom i korzystał z dobrodziejstw natury, biorąc szybki prysznic. Zimna woda nie robiła na nim większego wrażenia, ale dobrze odganiała wspomnienia snu. Nie chciał o tym myśleć. Wytarł się pobieżnie i założył świeże ubrania. Póki jego natrętny braciszek nie wstanie, Kamiru ma czas wolny. Ciężko tylko powiedzieć, ile go miał. Znowu zamierzał poświęcić go nauce. I tak za dużo chwil zmarnował na nic nie robieniu. Przynajmniej od przybycia na kontynent. Tym razem chodziło o trochę inną sztukę, niż poprzedniej nocy. Fūton, żywioł, który jest wszędzie wokół. A Zamaskowany, choć nie wstyd przyznać, nie miał o nim prawie że żadnego pojęcia. Miał nadzieję, że dzisiaj się to zmieni. Podszedł do sprawy tak samo, jak do innych problemów. Choć wypożyczył spis tych ogólnie znanych technik wiatru, które łatwo opanować bez konieczności tracenia tygodnia, to wrodzona ambicja nie pozwalała mu na takie zachowanie. Przynajmniej nie w tej kwestii. Wybrał jutsu, które mogło stanowić pewną zagwozdkę, nawet dla doświadczonych shonobi. I o to chodziło! W końcu był doświadczonym shinobi! A przynajmniej tak myślał, skoro nadal żył. Zaczął od stworzenia sobie kukły do bicia. Chwila skupienia i już, kilka lodowych kukieł treningowych lśniło w słońcu. Początkowo niewiele mu wychodziło. Nie potrafił nadać chakrze odpowiedniego kształtu i pędu, co skutkowało... Na dobrą sprawę mógł straszyć tym gołębie. Bardzo tchórzliwe gołębie. Ale wraz z podróżą słońca po niebie i rosnącymi kałużami pod makietami, robił postępy. Może nie w takim tempie, jakie sobie zażyczył, ale i tak szło mu nieźle. Ale nawet jego olbrzymia cierpliwość musiała się skończyć. Złożył ostatni raz te głupie trzy pieczęcie i wystawił dłonie przed siebie... Zupełnie jakbym tkał wiatr. A potem świder powietrza uderzył w lodowe kukły, porywając je ze sobą, do momentu, gdy z cichym pluskiem wpadły do strumienia. Zabandażowane usta wyciągnęły się w lekkim uśmiechu. Takim, przez który ludzie dostawali dreszczy. A zaraz potem osunął się na kolana, czując, jakby miał zwrócić pyszne śniadanie. Jakoś udało mu się powstrzymać odruch wymiotny i dojść do siebie. Cholera. Kiedyś zabije się tylko dlatego, że potężniejsze jutsu wypłucze go z chakry. Będzie trzeba nad tym popracować... Później... Chwiejnym krokiem wrócił do budynku i wyłożył na kanapie, starając się zebrać siły. Po kwadransie wypił jeszcze trochę soku i skupił się na lekturze kryminału. Naprawdę dobrego kryminału. Reszta świata mogła poczekać.

Fūton: Kami Oroshi
8h
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Ta noc nie należała do najspokojniejszych. Yüsuke zamiast smacznie chrapać w swoim łóżku, wybrał się na nocną eskapadę w kierunku lasu. Z każdym krokiem pogoda się pogarszała, wiatr dął coraz mocniej, księżyc skrył się z deszczowymi chmurami, z których zaraz lunął rzęsisty deszcz. Deszcz szybko zmienił się w gradobicie, a chwilę później niebo przecięła pierwsza błyskawica. Gniew Zeusa przybierał na sile, grom za gromem uderzał w okoliczne drzewa, które i tak padały ugiąwszy się przed potęgą wichury. Las stanął w płomieniach, a przerażony Albinos zerwał się do ucieczki. Oczywiście nie był świadomy, że bieganie w trakcie burzy nie było najlepszym pomysłem, ale śmierć od pioruna i tak była lepsza niż spłonięcie żywcem. Niestety nigdzie nie było wyjścia z gorejącego lasu. Piekielny krąg otoczył chłopca i z sekundy na sekundę zmniejszał swój promień. Biedny, spanikowany Hözuki nie miał żadnego pomysłu. Mógł tylko paść na ziemię i samotnie płakać w nadziei na ratunek. Był pewny, że na pomoc przyjdzie mu Kamiru, że zamrozi ogień i zatrzyma czas, by go ocalić. Jednak bóg Wygnany nie naszedł. Ratunku znikąd, a w ognistym pierścieniu pojawiła się trójka nieznanych chłopcu shinobi. Tak, to oni byli odpowiedzialni za burze, za ogień, za wichurę. Chcieli pozbawić życia małego Hözuki'ego. Chcieli i zrobiliby to, gdyby nie interwencja z zewnątrz.

Niuch, niuch, niuch… Yüsuke pociągnął nosem i w tej samej chwili niesamowity zapach wyrwał go z tego okropnego snu. A więc jednak braciszek przybył by go uratować! Nieco roztrzęsiony, ale bardzo rozradowany chłopiec wyszedł ze swojego mokrego futonu (od potu nie moczu) i nawet się nie ubierając wbiegł do kuchni. Zobaczył grzejący się nad paleniskiem posiłek i… parę mebli, stertę misek… Braciszka w kuchni nie było. No trudno, daleko odejść nie mógł i z pewnością wróci. Białowłosy wrócił do swojego pokoju i wziął się za swoje obowiązki. To znaczy zwinął mokry futon i ubrał się, bo jakie inne obowiązki może mieć dziesięcioletnie dziecko? Ubrany, zwarty i gotowy ponownie opuścił swoją sześcienną twierdzę i podszedł do paleniska. Nie łatwo było mu zdobyć zawieszone nad ogniem pyszności, ale jakoś sobie poradził i trzymając oburącz gorącą miseczkę pobiegł do stołu. Całkiem szybko wtranżolił swoją jajecznicę i zapił ją wiadrem wody. Posiłek dobiegł końca, a Yuki wciąż się nie pojawił, więc malec postanowił spożytkować jakoś czas, który musiał spędzić samotnie. Padło na niezwykle wciągające i nad wyraz interesujące zajęcie znane jako, chodzenie po suficie. Zaprzeczanie prawom fizyki zawsze fajne co nie? A Hözuki i tak pod każdym względem im zaprzeczali… Tak więc maziopodoba, wpół stopiona z radości, nieco rozmyta istota zaczęła dreptać po suficie zostawiając mokre ślady stóp, a czyniła to w tylko sobie znanym celu.

I tak sobie wisiał, gdy do domu wrócił Szarooki. -Ohayo Onii san!-zakrzyknął głośno brzdąc-Właśnie trenuje, więc zaczekaj aż skończę i możemy iść po te zapasy de gozaru. -Cokolwiek trenował, wydawał się być tym pochłonięty.
Trening KC czas trwania 3h rozpoczęto 13:15 zakończy się 16:15 Koszt 40 PH
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Kamiru »

Widok, który zastał po przekroczeniu progu, zaskoczyłby wielu. Może nawet wszystkich. Kamiru obojętnym spojrzeniem obrzucił tą dziwną maź wiszącą na suficie. Znowu będzie trzeba wyczyścić sufit. Teoretycznie mógł teraz spędzić cały dzień na lenieniu się, poszukując odpowiedzi na pytanie, kto zabił tą starszą lichwiarkę. Choć książka była ciekawa, to w praktyce była to opcja niemożliwa do zrealizowania. Przynajmniej nie dziś. Zabandażowany odpoczywał jeszcze przez jakąś godzinę, pokonując kolejne stronice powieści. Kiedy poczuł się już na siłach, wyruszył przed dom, by opanować kolejne jutsu. Do trzech razy sztuka, nieprawdaż? Ostatnia technika należała do podręcznikowych wręcz przykładów zastosowania tego elementu. Tym razem postanowił podejść do całości rozsądniej, nie szastając swoją cenną, już i tak osłabioną energią. Ograniczenie do jednej lodowej makiety było nad wyraz dobrym pomysłem. Poszukał jeszcze kilku ćwiczebnych shurikenów, czyli drewnianych replik tych stalowych gwiazdek. Idealne do nauki sztuki shurikenjutsu, czy po prostu do zabijania much. I robienia dziur w ścianach. Ale takie jest życie. Czarnowłosy nie miał już nawet ochoty na tak obłąkańczy trening jak ostatnim razem. Jeszcze by zemdlał, a Yuusuke musiałby się nim opiekować. Szarooki nawet nie chciał pomyśleć, jak wyglądałaby opieka nad chorym w wykonaniu Albinosa. Brr. Początkowo nie zauważył żadnego progresu. To co przeczytał, a to, co widział teraz... Najłagodniej mówiąc, nie pokrywało się ze sobą w żaden sposób. Doświadczenia z ostatnich dni mówiło mu, by być cierpliwym. I cóż... Mijały sekundy. Minuty... Godziny. Nie był to poziom, który sobie wymarzył, ale dział skutecznie. A to wystarczyło. Przynajmniej na teraz. Znowu skrył się w domu, rozkoszując się sokiem z kostkami lodu. Nie było już więcej żywności czy trunków. Kwadrans później poczuł się na siłach, by ruszyć do Ryuzaku. Żołądki same się nie wypełnią. A szkoda.
Więc chodźmy. Nie przejmował się nawet zamknięciem domu. Komu przyszłoby do głowy szukać kosztowności w miejscu takim jak te. No, chyba, że ktoś szukałby okazji do zarażenia się tężcem. Albo innym choróbskiem, o którym nigdy nawet nie słyszał Szarooki. Miał tylko nadzieję, że tym razem uda się załatwić wszystkie sprawy, których nie udało mu się zrobić wczoraj. Ale kto wie, co przygotowało dla duetu wyspiarzy przeznaczenie?


Fūton: Reppūshō
5h
z temat wychodzę dopiero po skończeniu treningu
[z/t obaj]
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Małemu Yuu udało się opuścić kiepskie towarzystwo, ale niestety przepadła też jego siostra. –Mówiłem jej gdzie mieszkam?-Zapytał w myślach sam siebie, ale w swym małym łebku nie znajdował żadnej odpowiedzi. Uznał, że siostra najpewniej i tak sama go znajdzie. A gdyby jednak nie miała go znaleźć, to z pewnością zaczeka na targowisku. Niewykluczone, że razem z tym obleśnym towarzystwem, z którym ją zostawił. Ehhhh… Czy tak zachowuje się brat? Zostawić swoją siostrę i towarzystwie dwóch starszych, obleśnych typów, którym brakowało nie tylko kultury, ale i pewnie piątej klepki. Maluchu, maluchu… Wybaczam Ci, bo jesteś młody, zbyt młody i za mało doświadczony by wiedzieć coś o życiu. Mam tylko nadzieję, że Twojej siostrzyczce nic się nie stanie. Chociaż… Może wtedy byś się nauczył! Facet powinien bronić swojej rodziny! Skończę już głosić swoje poglądy i wrócę do właściwej opowieści. W połowie drogi albinos nie zastanawiał się już jakoś szczególnie nad tym co robiła jego siostra, a gdy wszedł do domu zapomniał o niej zupełnie.
-Onii chan!-wołał-Kamiru Onii chan!-Miał nadzieję, że czarnowłosy wrócił do domu, ale niestety wciąż go nie było. Turkusowooki pobiegł do kuchni, rzucił pakunek z gwiazdkami na stół, a następnie skierował się do swojego pokoju. Długo nie wychodził. Zajęło mu to prawie tyle czasu co zamykającemu się w pokoju, w wiadomym celu, nastolatkowi, tylko robił coś zgoła odmiennego. Wyszedł z pokoju niosąc w prawej ręce kartkę, na której wypisał kilka koślawych znaków, w lewej zaś miał młotek, a w ustach niósł mały gwoździk. Berbeć wyszedł z ów przedmiotami na dwór, zamknął drzwi na klucz i zabrał się za przybijanie wiadomości do drzwi. Oczywiście walnął się młotkiem w palec, ale ucierpiała na tym tylko kartka, która wchłonęła nieco wody. Stuk, stuk, stuk!-I już było gotowe.
Zostawiwszy swą wiadomość dla brata maluch poszedł w stronę strumienia i szedł wzdłuż niego aż do źródła, gdzie mógł się napić.
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru.

Post autor: Yuusuke »

Chłopiec „wypił jeden łyk, drugi, trzeci, ale ciągle nie mógł ugasić pragnienia. Pił więc dalej, pił, aż pękł! Nie… Gdzie tam pękł, głupi jesteś czy co? Skończyło się na tym, że przyssany do źródełka maluch sprawił, że strumyk wysechł. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale białowłosy naprawdę miał talent do pochłaniania obłędnych ilości tej życiodajnej cieszy. Woda ponownie wypełniła koryto dopiero wtedy, gdy mała pijawka oderwała swoje usta od źródełka. Yüsuke ugasiwszy pragnienie położył się na plackach tuż obok małej rzeczki i wpatrując się w chmury myślał o wszystkim i niczym. Był też lekko podekscytowany misją, na którą wybierał się razem z siostrzyczką. Czas mijał, a Hanaye wciąż nie było. Mimo to słodziak wciąż wierzył, że dziewczyna po niego przyjdzie. Przecież mu obiecała no nie?
Zamiast się zamartwiać postanowił wznowić swój trening kontroli chakry. Ostatnim razem próbował zwisania do góry nogami pod sufitem. Sposób był dobry, ale raz nad rzeką nie było niczego, z czego mógłby zwisać, dwa uznał, że jest to dla niego zbyt łatwe. Zastosował więc inną metodę, którą zresztą dopiero co wymyślił. Wszedł na ruchomą taflę wody strumienia, która nie pozwalała mu stać w miejscu i przesuwała go do przodu jak znane nam dzisiaj ruchome chodniki. Jedenastolatek chciał przeciwstawić się ruchowi rzeki kontrolując przepływ chakry z całego ciała do stóp. Jak nie trudno się domyślić nie szło mu to zbyt dobrze. Co chwila musiał wbiegać pod prąd, bo był odsunięty zbyt daleko od miejsca, w którym zaczynał. Samą kontrolą chakry nie mógł zdziałać zbyt wiele. Po trzech godzinach zmagań udało mu się troszkę zwolnić, ale wciąż się nie poddawał. Nie dało się trwać w bezruchu na czymś, co ciągle się porusza. Może, gdyby dzieciak nie posiadał wagi… Nie, to jest jeszcze bardziej niemożliwe. Następne dwie godziny prób były bezowocne. Biedny brzdąc chcący dokonać niemożliwego musiał się w końcu poddać. Wyczerpany zszedł z tafli wody i ruszył w kierunku swojego domu.

Trening KC z D-->C Czas trwania 5h
Maluch był zawiedziony swoim niepowodzeniem. Wydawało mu się, że zmarnował ogromną ilość czasu i nie był nawet świadomy jak bardzo udało mu się poprawić. Dotarłszy do domu zobaczył kartkę, którą zostawił wcześniej dla braciszka Kamiru. Właśnie wtedy przypomniał sobie o siostrzyczce. Minęło tak dużo czasu, a jej wciąż nie było. Wszyscy w końcu go zostawiali, zawsze nadchodził czas, gdy znów musiał być sam. Rodziców nigdy nie poznał, wujek wysłał go na kontynent, Kamiru zgubił go w tłumie, a Hanaye obiecała, że przyjdzie i wciąż jej nie było… Można by pomyśleć, że turkusowooki powinien już do tego przywyknąć, ale spróbujcie sami przywyknąć do utraty wszystkiego na czym wam zależy. Yuu zawsze tak właśnie odbierał rozstania. Gdyby to nie był ten dzień, to mogłoby być lepiej, może mógłby zrozumieć. Kalendarz jednak nie kłamał, dokładnie jedenaście lat temu na świecie zawitał mały Ryūzoji. Wielki to cios dla dziecka, gdy zostaje same w dniu swych urodzin. Maluch zerwał z drzwi list, który wcześniej do nich przybił i gniotąc go w ręku pobiegł w kierunku lasku. W biegu rozsiewał błyszczące krople łez, a wiatr niósł jego szloch daleko za chatkę, w której mieszkał razem z braciszkiem.

[z/t]
0 x
Zablokowany

Wróć do „Archiwum”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości