Terytorialnie największa prowincja Karmazynowych Szczytów, zamieszkana przez Ród Kōseki. Daishi graniczy od północy i zachodu z morzem, na wschodzie z Soso, zaś południowa granica oddziela ją od Kyuzo i obszaru niezbadanego. Efektem tego jest możliwość tworzenia bardzo dochodowych szlaków handlowych i handlu morskiego przy - niestety - utrudnionym utrzymywaniu bezpieczeństwa włości. Podobnie jak pozostałe prowincje, dominuje tu krajobraz górski i lasy iglaste, z tą różnicą że dużo tu fauny - w tym tej drapieżnej, co na dłuższą metę może być dosyć niebezpieczne dla podróżników. Na ziemiach tych mieszkają również shinobi ze Szczepu Jūgo.
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Nawet nie wiedział, czy kura jest przypadkowa, "z łapanki", a bo sobie przechodziło dziecko, ładna kura - to wezmę! Czy może to towarzyszy od urodzenia? Od powicia? W zasadzie to jak długo kury żyją? Czytał o kaczkach i o krowach, bo te zalęgły się (same, naprawdę, daje słowo) przy ich posiadłości, ale kur tam nie mieli. Nabierał przekonania, że to błąd, bo skoro kura wychowała tak mądrego chłopca, z tak łagodną osobowością, to chyba przyda się też ich dziecku..? Tak, zdecydowanie Sanada chciał, żeby jego syn uśmiechał się tak samo ciepło jak Asaka. Jak ten chłopiec tutaj. Inna sprawa, że swoje dziecko od początku uczyłby, że świat to jedna wielka pułapka, a ludzie - skurwysyny.
- Nie uraziłeś. Miło mi z twoimi słowami. - Jego druga półkula, ta która odpowiadała za kreatywność, zdecydowanie nie była dominującą. Miał problemy z nadążeniem za abstrakcyjnymi wizjami i nie zawsze potrafił płynnie podążać za metaforami. Tak jak tutaj. Wydawało mu się, że to po prostu błąd ślepca - a tu proszę... Metafora, która okazała się miłą i piękną. Szkoda, że tacy jak on tak szybko wytaczali się na wszystko, co mogło zgasić ich wewnętrzny płomień. To jest - moje żale! Shikarui musiałby mieć w sobie chociaż łyżeczkę empatii, żeby pomyśleć w tych kategoriach.
- Nie martwię. Jedna mi wystarczy. - Shikarui prawie się zaśmiał, jak tak nagle Sasha wyszedł z tym, żeby się nie przejmował. O zgrozo! - Tak. Dlatego wystarczy. Jak będzie potem okazja to was zapoznam. - Asaka lubiła dziwnych ludzi i dziwnych nielubiła. Shikarui nigdy nie potrafił powiedzieć, co jej strzeli do głowy i kto jej podpasuje a kto nie. Teraz ciekawiło go, czy strzeliłaby wykład o tym, że dzieci na takie wyprawy chodzić nie powinny - a nie był pewien, czy by to zrobiła czy nie. Z jednej strony nie bawiła się w matkę Teresę, z drugiej czasem lubiła się mądrzyć. Nie robiło mu to tak naprawdę żadnej różnicy.
Spojrzał na wszystkie przedmioty, które Sasha wyciągnął. Ach, co za rozczulająca osobowość. Wszystko to były śmieci - niepotrzebne i z całą pewnością nie nadające się do zapłaty. Eliminacja zorganizowanych przestępczości? Policzyłby sobie za to ryo w grubych setkach, pod warunkiem, że w ogóle sprawa byłaby warta latania za nią. Zamknął dłonie Sashy z tymi wszystkimi błyskotkami.
- Obraz wystarczy. - Zapewnił go ze spokojem. Z jednej strony - wszystko to były śmieci. Z drugiej strony - w dłoniach Sashy wydawały się o wiele więcej warte niż ryo. Asaka kiedyś powiedziała, że jest jak smok śpiący na górze skarbów - i jego wprawne, smocze oko zdolne do rozpoznawania skarbów było w stanie stwierdzić, że niektóre błyskotki są wartościowe tylko wtedy, kiedy znajdują się w odpowiednim miejscu. Nie taki diament piękny, gdy leży na ziemi. Włóż go w srebro - zachwyci tysiące. ~*~
Nie spodziewał się, że białowłosa tak nagle do niego przylgnie, tak tu, tak teraz, przy ludziach i bez żadnych zahamowań. Przecież to było nieodpowiednie. Jego wzrok przesunął się po ninja idących w spadających kroplach w nierównym takcie - nikt nie zwracał większej uwagi. Bo niby czemu miałby. Objął ją ramieniem, by jakkolwiek wygodniej było iść przez to błoto. Lepiące się, mokre ciuchy były średnią zachętą do jakiejkolwiek bliskości, tym bardziej stal zbroi, ale Shikarui lekko odchylił płaszcz, żeby białowłosa mogła się pod niego wślizgnąć. Przesunął kilka razy dłonią po jej ramieniu, jakby dla otuchy, albo żeby dać znać, że jest tutaj, nigdzie nie zamierzał znikać. A może po prostu dlatego, że było zimno. Lato się powoli kończyło, a głęboko, głęboko w górach temperatura potrafiła robić co chciała, schodząc grubo poniżej norm znanych w złocistych miastach kupieckich. Przynajmniej jak na ten miesiąc.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się w kierunku chłopaka. Aaach, taka wartościowa bestia... Ciągle nie mógł się doliczyć, jaką sumę naprawdę można by dostać za Yamiego - a przeliczał to co jakiś czas. Ciężko było powiedzieć, komu zależało na takich... umiejętnościach. Kaska fiskalna - DZYŃ! Zamknięta na szybko, zasunięta szufladka. Teraz i tak te obliczenia na nic się zdadzą.
Toshiro miał całkowitą rację - powinien się pilnować. Bo nawet mniej niż on na celowniku był nawet pewien pan Shiga, co uważał się za niezniszczalnego i nieśmiertelnego. Och, całkowicie śmiertelny był. Wystarczyło tylko zagrać na odpowiednich strunach. Może od początku nigdy nie było między nimi szczerej relacji. Jakby o tym nie myśleć, Shikarui spoglądał na przeszłość i nie wiedział, gdzie popełnił błąd - oprócz tego, że błędem było w ogóle samo zaufanie.
-Zakończona sukcesem? - Zapytał jak gdyby nigdy nic, spoglądając na czarnowłosego z ukosa. Ach, wtedy mu się przypomniało już, dlaczego od początku czuł, że Toshiro ufać nie wolno. Był wyższy. Dobrze, że to też były marne centymetry, które gubiły się w ogólnym rozrachunku. Ale i tak był wyższy. Okropne. Shikarui był osobą, która łatwo się kimś zachwycała. I równie łatwo łapała urazy.
- Lepiej, żeby na normach się zatrzymały. - Uśmiechnął się przesympatycznie w kierunku Toshiro nie pozostawiając chyba nawet cienia złudzenia co do tego, że chociaż przechodzi nad tym do porządku dziennego, to wie. I to była groźba. Nie była podsycona żadnym napięciem, żadnym błyskiem w oku - nie. Miły uśmiech, łagodne i leniwe spojrzenie, wszystko w normach. To w końcu nie tak, że na Toshiro w ogóle mu nie zależało. Lubił z nim spędzać czas i wspominał go naprawdę dobrze. Tylko ta sól w oku... ach! Jakież koligacje między ludźmi potrafiły być skomplikowane!
Hoo? Więc Keira bała się Toshiro? A to dopiero była ciekawostka. Jakby o tym nie pomyśleć to rzeczywiście nie przypominał sobie, żeby ta dwójka miała ze sobą styczność - z tego co Asaka opowiadała i wspominała, rzecz jasna. Bo tak w trakcie już ich związku... ach, miał taką słabą pamięć! Przez moment nawet wysilił się, żeby do niej sięgnąć, ale szybko zjechało to na "nie ważnee!". Skoro sama Keira powiedziała, jak było, to przecież tak być właśnie musiało.
- Miła jest ta kura z dzieckiem. - Zagaił, spoglądając akurat na niewysokiego białowłosego, który zapraszał pod swój parasol. -Powiedział, że kojarzę mu się z ciepłem. - Noo dobra, nie tak dokładnie powiedział, ale Shikarui w zasadzie tak to zapamiętał. Jak Sasha sam powiedział - w kolorze oczu wcale nie chodziło o ich prawdziwy kolor. -Zobacz, Hikari do nas idzie. - Uniósł dłoń w stronę przedstawiciela rodu Terumich i lekko nią machnął w ten zapraszający sposób. - Zapomniałem już, że widzieliśmy się z nim w onsenie w Yinzin. - Cały wypad tam był trochę dziurą w jego pamięci. Bardzo rozłażącym się wspomnieniem. Zupełnie jakby jego umysł chciał to wszystko wyrzucić z czaszki i zostawić hienom na pożarcie. Zgniłym mięsem raczej się nie nasycą.
Kłamstwem byłoby powiedzenie, że czuł się całkowicie swobodnie wśród tylu ninja wędrujących w sobie wiadomym celu na... śmierć. A nie, przepraszam - wędrujących po informacje. Ile tu było dusz? Dwadzieścia pięć? Trzydzieści? Szybko licząc liczby wahały się w tych okolicach. To był naprawdę pokaźny szwadron wypadowy. Oczywiście każdy mógł prezentować różny przedział zdolności, ale już sama Klepsydra była siłą, którą spokojnie można wystawiać przeciwko Jeźdźcom. To o czymś świadczyło. Temat Antykreatora tańczył na różnych ustach. Shikarui trochę przysłuchiwał się rozmowom wokół, przypatrywał ruchom, gestom, ale wszystko płynęło tak samo leniwie jak chmury na niebie. Całkiem naturalnie. Jakby wyprawa wcale nie była aż taka przerażająca - dopóki nie widziało się pojedynczych min, napiętych mięśni, nie słyszało pewnych słów. A przecież łatwo było przegapić wszystkie szczegóły, kiedy jeszcze interesowało się własnymi konwersacjami.
- Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy, Toshiro. I że się pogodziliście. Po tym wszystkim napijemy się wspólnie sake jak kiedyś. Tylko bez kłótni.
Karta Postaci:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
- Będzie, na pewno – odpowiedziała jeszcze Toshiro i pokiwała głową, co mogło wyglądać jakby próbowała o tym przekonać samą siebie – ale nie próbowała. Bo wiedziała, że będzie jeszcze lepiej, zwłaszcza mając na myśli to, co ją i Shikiego będzie niedługo czekać. I po co się tak wzbraniała? Sama już teraz nie wiedziała, bo zupełnie nie przyjmowała do wiadomości, że mogłaby być złą matką. Już tak nie myślała, strach zupełnie zniknął.
To, co właśnie Asaka odczuwała, to była niepewność. Na co dzień wygadana, zawsze wiedząca co powiedzieć i lubiąca mieć ostatnie słowo, teraz nie miała pojęcia co zrobić. I doskonale wiedziała, że to widać i jak bardzo jest to żałosne. Dlatego też nie zważając na tłumek ludzi do męża przylgnęła – tego też za często publicznie nie robiła, bo nie wypadało. Potrzebowała jednak jego siły, jego spokoju i opanowania, żeby sobie z tą stresującą sytuacją poradzić. Ha, żeby to jedną! Ze sprawą Toshiro i Akiego, bo obie wytrąciły ją z równowagi, ale na zupełnie inny sposób. Więc to, że Shikarui wyplątał się z jej uścisku tylko po to, żeby ją objąć i przysunąć do siebie bliżej przyjęła z naprawdę wielką ulgą i wdzięcznością. A to, że jeszcze odchylił płaszcz tak, że ta mogła wsunąć za niego rękę i objąć czarnowłosego w pasie to już w ogóle. - Dziękuję – wymruczała po cichu, licząc na to, że tylko on to usłyszy i delikatnie zacisnęła palce, którymi go obejmowała.
Deszcz padał. Wyglądało na to, że może się za chwilę przejaśnić, ale Asaka na to nie liczyła. Deszcze w Daishi w lecie (a mieli właściwie środek lata) były zjawiskiem rzadkim, ale na nieszczęście gwałtownym. Asaka liczyła się więc z tym, że może się dopiero mocno rozpadać i może w ogóle jeszcze zastanie ich burza. A po niej niebo się rozpogodzi i jedynym świadectwem niedawnego deszczu będzie błoto na górskich szlakach.
Nie czuła się dziwnie z tym, że szła przodem z Shikim, a za nimi szli Keira i Toshiro i o czymś rozmawiali. Gdy zaproponowała, żeby poszli, to miała na myśli wszystkich, w tym też chłopaka. Nie wiedziała, jak ma się przy nim zachowywać, ale nie była mu wroga… już nie. Szturchnęła za to lekko Shikiego, kiedy powiedział swoje w kierunku Nishiyamy, bo ona doskonale pamiętała jak zareagował, gdy list mu pokazała oraz wiedziała doskonale jaki potrafił być paskudny, nawet jeśli uśmiechał się miło. Lawendowooki mógł spraw emocjonalnych nie ogarniać, ale Asaka akurat zdawała sobie sprawę (a przynajmniej próbowała to sobie wyobrazić), jak źle musiał się czuć Toshiro kiedyś, chociażby na ich ślubie. A ona nie widziała, bo zupełnie na to nie patrzyła, zapatrzona w siebie, swojego wtedy jeszcze narzeczonego i w ich szczęście. Teraz po latach to rzeczywiście był problem tylko i wyłącznie Toshiro, ale wcale nie próbował ich nim obarczyć i za to była mu wdzięczna. Ot, ledwie napomknięcie w liście i tyle. Nie to co pewien Uchiha, który ewidentnie nie wiedział kiedy ugryźć się w język i co wypada mówić, a co lepiej zachować dla siebie. I kiedy. I przy kim.
Nie przysłuchiwała się zbytnio rozmowie Keiry i Toshiro, wtulona w męża i ciesząca się tym, że zwróciła uwagę Yamiego, który poczekał, aż do niego podejdą. No i podeszli i Asaka rozpromieniła się jeszcze bardziej, ale z uścisku męża wyplątywać się nie zamierzała. - Ciebie też miło widzieć, naprawdę! – gdy podszedł do niej podczas Turnieju też było jej wtedy niezwykle miło. Nie znali się długo ani mocno, ale białowłosa zdążyła naprawdę polubić tego młodzieńca i na pewien sposób się do niego nawet przywiązać. - Toshiro znasz, a to moja kuzynka – przedstawiła Keirę, która zaraz zresztą sama powiedziała jak się nazywa. - Deszcz w Daishi o tej porze roku to rzadkość. Problem w tym, że jak już się pojawia, to gwałtownie, więc nie zdziwiłabym się, gdyby po drodze złapała nas jeszcze burza – i z tymi słowami uniosła nawet głowę do góry, żeby spojrzeć na ciemne, choć już nie aż tak, niebo. Pogoda sobie z nich kpiła i robiła, według złotookiej, złudną nadzieję. - Lepiej pozostać czujnym. I uważać pod nogi, w taką pogodę łatwo sobie coś skręcić – w Midori też robiła za źródło informacji wszelakich, ale tak już chyba miała. Tym bardziej czuła się w obowiązku, by poinformować chłopaka o sytuacji, skoro sama z Daishi pochodziła, o czym Yami mógł wiedzieć, w końcu dostał na karteczce adres państwa Sanada. - Co u ciebie słychać? Co tam robiłeś od czasu Turnieju? – zagaiła go zresztą zaraz łagodnie, a po chwili Shikarui wtrącił swój komentarz o kurze, który wytrącił ją z równowagi. - Co? O czym ty mówisz. Kura ci powiedziała, że kojarzysz się z ciepłem? – białowłosa spojrzała z ukosa na męża i lekko pokręciła głową, na moment przymknąwszy oczy. Wizja tego, że kura posiadała swojego człowieka była zbyt abstrakcyjna nawet jak na nią. - Ale to miłe – jej Shikarui też kojarzył się z ciepłem. I z domem. Ze stabilnością i spokojem. Z sercem. Och, pachniał domem.- Hikari? O, o wielu sprawach z Yinzin trochę zapomniałeś – jak chyba zapomniał o sytuacji z Akim. I dlatego Asaka nie mogła znieść, że go w ogóle bronił. Tym niemniej i tak się uśmiechnęła, kiedy Shikarui zachęcił go gestem, by się zbliżył. A do Yamiego puściła oczko. O ile dobrze pamiętała wtedy w onsenie Yami też się znalazł. I chyba poznał się nieco lepiej z samym wywołanym długowłosym mężczyzną. - Hikari-san! – powiedziała nieco głośniej, gdy Terumi się do nich zbliżył. Wcześniej tylko przywitała go uśmiechem i kiwnięciem głową, teraz zaś mogła się do niego odezwać. - Dobrze cię znowu widzieć w Daishi, mam nadzieję, że tym razem nieco spokojniej – ach, ten lekki przytyczek, żarcik mógł zrozumieć tylko ktoś, kto był przy samej sytuacji na weselu, do której piła. Wtedy na szczęście nie pognał na złamanie karku w środku nocy, zaś teraz właśnie wychodzili z wioski i mieli się wpakować w niebezpieczne, bo śliskie i błotniste, drogi cholera-wie-dokąd. - To jest moja kuzynka, Keira, nie mieliście okazji się poznać – nie mieli, bo Keiry nie było na ich weselu, na co dziewczyna miała swoje powody. Nie zamierzała jednak o tym mówić na głos, to nie była sprawa obcych, zresztą Hikari i tak siedział przy stole z jej najbliższa rodziną, a więc głównie z jej młodszą siostrą (choć i brat gdzieś się może przewinął). - Yamiego i Toshiro znasz, o ile mnie pamięć nie myli – dodała jeszcze, i odetchnęła w duchu, bo trochę miała dość już tego przedstawiania wszystkim wszystkich na raz. - Tak coś czułam, że sprawy Hana nie pozostawisz samej sobie – powiedziała jeszcze, bo doskonale pamiętała to, co Shiga opowiedział im o Kami no Hikage na weselu. I o kilku liderach wymienionych z imienia przez Antykreatora.
Nie stali w miejscu, szli przed siebie, a Asaka starała się zerknąć gdzie stawia swoje stopy, żeby się niechcący nie wywalić. - Po tym wszystkim ja sake pić na pewno nie będę – wtrąciła się jeszcze. - Ale ty możesz – dodała i uśmiechnęła się niewinnie, mając jednak nadzieję, że niezbyt szybko, ani niezbyt wolno się odezwała, bo zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i że dla osób, które znaja ją znacznie lepiej, może to zabrzmieć dziwnie, a może i podejrzanie. A nie chciała robić tutaj niepotrzebnej sensacji i rozgłosu, już wystarczyło, że się nasłuchała od rodziców.
Słysząc słowa Harishama zastanowiłam się nad jego punktem widzenia i chcąc nie chcąc przytaknęłam mu głową. Hozuki miał trochę racji w tym co powiedział i teraz sama się nad potencjalnym zagrożeniem jakim byłby szpieg Antykreatora w szeregach grupy ekspedycyjnej jaka się tutaj zebrała. Rozejrzałam się uważnie po idących wokół nas shinobi oraz kunoichi, zastanawiając się co każdego z przybyłych zmotywowało aby wziąć udział w poszukiwaniu osady Oniniwa. - Będziemy musieli po prostu uważać jeszcze bardziej niż zwykle, zwłaszcza na tych których widzimy tutaj po raz pierwszy. - powiedziałam po czym wiedziona chęcią pomocy zdecydowałam się udać na chwilę aby rozmówić się z Hyuugą, która przewodziła całej grupie. - Wybacz, Harisham-san, za chwilę wrócę, chciałabym się tylko zapytać o coś Yuriko-san. - powiedziałam mojemu kompanowi po czym przyśpieszyłam kroku aby zrównać się z kobietą. - Ohayou, Yuriko-san, jestem Tamaki i chciałam się zapytać czy chciałabyś abym pomogła ci w obserwowaniu okolicy w trakcie podróży, czy może nie widzisz takiej potrzeby? - zapytałam się widząc iż kobieta aktywnie korzysta ze swojego Byakugana.
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
EKWIPUNEKPRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Kabura na prawym udzie
- Kabura na lewym udzie
- Torba przy pasie z tyłu po lewej stronie
- Manierka z symbolem Suitonu przy pasie
- Sztylet przy pasie
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Pogoda po prostu nie rozpieszczała. Białowłosy nie był zadowolony z rozwoju tych wydarzeń, ale jakoś nie narzekał. Nie miał na to po prostu czasu, mimo że musiał co chwilę otrzepywać włosy, bo przemoczony nie miał ochoty żyć. Woda nie była jego ulubionym żywiołem, wręcz irytowała go swoją obecnością. Najgorszym było, że zaczynały się również mgły - wszystko co było przeciw jego naturalnemu i najmocniejszemu żywiołowi - ognia. Czyżby na dzień dzisiejszy musiał się powstrzymać od spalenia całej Oniniwy? Cóż, niewykluczone, że to się jeszcze zmieni. W końcu ujarzmić jego gorący temperament nie jest łatwo, oj nie. Samej Katsumi się nie udało i nigdy się nie uda, więc nie ma na co liczyć! Wracając do wydarzeń, na jego spojrzenie nieznajoma białowłosa (kuzynka) Asaki odwróciła wzrok. Cóż, była pewnie o wiele bardziej nieśmiała niż mogłoby się wydawać, a on sam wrócił do rozmowy z Ichirou, który zarzucił coś w kierunku Yamiego, który także odpowiedział w swoim imieniu, jednak uprzedził go pytany:
- Nienajlepszy, ale skoro już jest to jest nieco za późno. Ale to Yami, nie będzie ryzykował. Co nie? – zapytał jednego z Bijuudersów, wiedząc, że ten nie jest tak szalony jak Kyo i nie poleci na pierwszą linię ataku nie przemyślawszy swoich ruchów. Był o wiele bardziej ostrożny, więc można było w pewnym stopniu mu zaufać.
- O kim? – zaśmiał się, odpowiadając na pytanie dotyczące arytmetyki. Oj, nie z nim te numery. Później szybka wymiana zdań z Seinaru, który wspomniał o ich tajnym planie, którego nikt nie miał zauważyć na co białowłosy jedynie wyszczerzył kły w geście radości i potwierdzenia. Wiele więcej podczas przechadzki się nie działo, aż w końcu coś zagadał i Kuroi:
- Biegać? Mam nadzieję, że tak się nie spocę. Chociaż wolałbym pot od tego pieprzonego deszczu – powiedział niepocieszony, spoglądając w chmury, gdy deszcz zalewał mu całą twarz i zmoczył jego bezcenne futerko przy karku. – Rodzina? Kto? Zaraz go ustawię i przestanie drzeć japę nieproszony! – powiedział stanowczo, rozglądając się który to taki pyskaty i widział jakiegoś białowłosa z… „Co tu kurwa robi kura? Będziemy jeść ramen z kury?” Zapytał siebie i kota, który mógł tylko prychnąć. W końcu wrócił do pogaduszek z Masako:
- To trzymaj się blisko i nie będzie problemu. A z naszą Shirei-kan już tak jest. Wywiera presję, ale spokojnie, jest mimo wszystko bardzo miła. W moim towarzystwie nie masz czym się martwić! – powiedział, obejmując samą Masako za bark prawą ręką, przytuliwszy ją do swojej piersi. Jako, że była niższa i mniej umięśniona mogła poczuć tężyznę białowłosego, który zrobił to z uśmiechem na ustach i na chwilę, by nie czuła się pod presją. Proste, ekstrawertyczne podejście czerwonookiego dało się we znaki i jej! – Mnie tam nie przeszkadzało noszenie ciebie, ale tym razem obiecaj, że rzeczywiście wrócisz o własnych siłach! – dodał z szyderczym uśmieszkiem by zapamiętała.
- Ranmaru i Hyuuga? Przydałoby się tak sprawne oko w naszych szeregach. Drugie miejsce w turnieju? Oj zajęty tam byłem porządkiem, ale chyba ją kojarzę… - coś przemyślał, ale nie do końca wiedział co. No i szli dalej, gdy białowłosy jeszcze przysłuchiwał się Yoichiemu, jednak nie miał tu nic do powiedzenia, wesolutko oparł tylko obydwie ręce o potylice, idąc tak spokojnym krokiem, jednocześnie będąc wciąż czujnym, korzystając ze swojej percepcji.
W związku z licznymi problemami:
Mianownik: Harisham
Dopełniacz: Harishama
Celownik: Harishamowi
Biernik: Harishama
Narzędnik: Harishamem
Miejscownik: o Harishamie
Wołacz: Harishamie
Pogoda nie zamierzała dać za wygraną pogarszając niemalże wszystko i znacząco utrudniając marsz, który sam w sobie dla niektórych był marszem skazańca. Pewnym było że jeśli pojawi się wróg to prędzej czy później pojawią się też ofiary. Nie wykluczone było że Keion też ucierpi, albo będzie jedną z ofiar, ale chłopak wiedział że przewidywanie najgorszego w niczym mu nie pomoże. Ważniejszym było skupienie się na obecnej chwili, tu i teraz obserwując uważnie co się dzieję dookoła żeby nie dać się zaskoczyć. Poza tym z doświadczenia wiedział też że najczarniejsze scenariusze rzadko się zdarzały, a nawet jeśli to nigdy nie były takie jakich by się spodziewano.
Mimo wszystko Hayakwa czuł zdenerwowanie, a rozmowa z czarnowłosym znacznie pozwalała nie skupiać się na dręczącym odczuciu. Dodatkowo doszedł fakt że nieznajomy wyraźnie się bał co sprawiło że Keion chciał go nieco podnieść na duchu. Choć może nie szło mu najlepiej to przez chwilę poczuł się niczym mentor dający życiowe rady swojemu podopiecznemu. Jednakże to uczucie przeszło, gdy tylko do rozmowy włączyła się niespodziewanie trzecia osoba. Szaro włosy obejrzał się i zobaczył sporo niższego od siebie blondyna z dwoma mieczami. Przez jego głowę przewinęły się dziwne myśli o tym jak młodsza od nich osoba chce dawać im rady, ale szybko się ogarnął. Dobrze wiedział że wiek i wzrost nie mają, większego znaczenia, a doświadczenie w boju zależy przede wszystkim od tego jak wcześnie zaczęło się kroczyć ścieżką shinobi. Keion nie należał do tych, którzy od dziecka byli szkoleni w tym fachu i pewnie, gdyby jego rodzina żyła to nigdy by nim nie został. Życie jednak płata różne figla, nie da się wszystkiego zaplanować i tak chłopak, który jeszcze parę lat temu nie wiele wiedział o chakrze, jej żywiołach szedł na spotkanie z kimś kogo uważano obecnie za największego złoczyńce, legendę, która przeżyła własną śmierć.
-Śmierć jest nieunikniona, więc lepiej umrzeć próbując pomóc komuś niż kurczowo i desperacko trzymając się życia. A to co właśnie robimy to...-zastanowił się chwile wiedząc że ich czyn można nazwać na wiele sposobów. Jednak prawidłowo go nazywając mógł dodać sobie i może nie tylko sobie, w końcu w tym tłumie nie wiadomo czy ktoś jeszcze nie słucha ich rozmowy i zaraz się nie dołączy. -Ryzykujemy swoje życia wierząc że nasze poświęcenie, bądź śmierć pozwolą komuś cieszyć się życiem być może w świecie wolnym od Hana.-Powiedział starając się by jego słowa brzmiały pokrzepiająco i wyniośle, choć chwilę wcześniej sam specjalnie w to nie wierzył. Prawda jest taka że nawet jeśli zginą jako pierwsi nie robiąc nic konkretnego, będą przestrogą dla innych, więc w pewnym sensie też się do czegoś przyczynią.
W całym tym natłoku słów Keion nawet nie zwrócił uwagi wciąż nie poznał imion swoich współrozmówców. Przypomniał mu o tym dopiero Takashi przedstawiając się i nie ukrywając swojego nazwiska klanowego. Co prawda Hayakawy to nie dotyczyło, ale wiedział że część klanów ma że sobą zwady i ich członkom zdarza się tylko przedstawianie z imienia. Oznaczało to że Takashi nie zdał sobie sprawy, że w ten sposób mógł sprowadzić na siebie czyjś gniew, albo że klan Nara nie miał wrogów. Chociaż z tego co obiło się Keionowi ostatnio o uszy to niedawno toczyła się wojna między klanem Nara, a Aburame. Wiedział o tym pewnie tylko dlatego że stosunkowo niedawno przebywał na terenach klanu Senju w Prastarym Lesie. Mimo wszystko nie zamierzał tego roztrząsać bo powód mógł być jeszcze inny za to czuł lekką satysfakcję że jego przypuszczenia co do pochodzenia chłopak były prawidłowe.
-Keion Hayakawa.-Odparł z uśmiechem i powstrzymał chęć dodania czegoś od siebie widząc z jakim zapałem zaczął mówić Takashi. Zwyczajnie nie chciał mu przerywać, ale również starał się nadążyć za wszystkim co ma do powiedzenia, a trochę tego było. W paru zdaniach Nara podsumował niemalże wszystkie odczucia Keiona związane z tą misją dorzucając jeszcze parę do puli. Brzmiało to trochę jak usprawiedliwienie siebie, ale tak naprawdę usprawiedliwiało wszystkich, a co mniej bystrzejszym za pewne dało by wiele do myślenia. Hayawaka nie bardzo wiedział jak na to odpowiedzieć, dobrze rozumiał o czym mówi Nara, więc zwyczajnie po prostu kiwnął głową na znak że się z nim zgadza.
-Sądzę że dopóki nie dotrzemy do jego wioski nic nam nie grozi, a przynajmniej nie spotkanie z Hanem. Na miejscu za pewne się rozdzielimy żeby przeszukiwanie jej nie zajęło nam całego dnia i to tam moim zdaniem będzie najniebezpieczniej. Gdy będziemy przeszukiwać osadę w mniejszych grupach będziemy znacznie łatwiejszymi celami, a jeśli ta mgła będzie się utrzymywać to podejście i zabicie kogoś niepostrzeżenie wcale nie będzie takie trudne. Trzeba trzymać się w grupach, ale pytanie jaki plan na to ma nasza przywódczyni.-Powiedział ciekaw jakie są plany ekspedycji po dotarciu na miejscu. Osobiście wolał trzymać się w minimum trzy osobowej grupie, chociaż spodziewał się że trzy osoby będą mogły co najwyżej ostrzec innych o przeciwniku. Póki co jednak tak jak przypuszczał podróż przebiegała bez zakłóceń, a chłopak miał nadzieję że będzie ich jak najmniej.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Deszcz przybierał na sile, a higieniczne instynkty Mujina dawały o sobie znać coraz to bardziej i bardziej. Woda z nieba. Brudna, wymagająca przegotowania. Wchłaniana przez jego włosy, jego ubranie i jego skórę. Powoli zaczynał panikować. te warunki nie były jakich się spodziewał. Owszem podczas podróży do Daishi także miał problem z utrzymaniem higieny, ale zatrzymywał się w zajazdach i tego typu przybytkach. Odkażał się wodą, mydłem, alkoholem o wysokiej mocy. Miał jak zetrzeć z siebie trudy podróży. Miał jak ukryć się przed deszczem, bo było sporo drzew. Teraz nie miał niczego. Cholera, jak mógł zapomnieć o elementarnym narzędziu ochronnym jakim była parasolka? Znaczy się mógł przeżyć takie coś, ale za jakie jego grzechy? Chciałby, oj chciałby żeby pogoda i warunki otoczenia pozostały w miarę możliwości sterylne. Dlatego nienawidziłz resztą polowych prac i przygód w terenie. Ale gdy woła potrzeba, nie można odejść od swojego obowiązku. Nawet jeśli znaczyło to lekkie wzdryganie się co kilka chwil pod wpływem ciężaru opadającego deszczu. Mujin mierzył około dwóch metrów, dlatego jego głowa na spokojnie wystawała ponad resztą tłumu. Zbliżał się w umiarkowanym tempie w stronę dowództwa, jakby nie patrzeć to był na tyle ważny w całym tym równaniu, że powinien lokalizować się blisko ludzi którzy posiadają jakąś konkretną wiedzę. Nie można było czekać, aż kobieta bez źrenic łaskawie opowie ci co masz robić, zrzuci ci ochłapy z talerza i każe być zadowolonym. Trzeba było samemu być przy stole. Samemu walczyć o miejsce. Dlatego też uwaga jego skupiona była jak tylko się dało na tej trójce. Chociaż było znacznie więcej elementów które interesowały Mujina w równym stopniu. W tym ta cholerna kura... nie był w stanie się przemóc, żeby nie podejść. Rolą medycznego spersonifikowanego cudu było nie tyle szukanie wiedzy, co wyciągnie wiedzy z miejsc niekonwencjonalnych i na ich podstawie dochodzenie do nowych wniosków i osiąganie kolejnych stopni zrozumienia. Tak, chodziło o kurę. O cholerną kurę! Podszedł zatem, jak gdyby nigdy nic. To chyba stamtąd dobiegał krzyk o parasolu, jak tak pomyśli. Ale nie wszedł pod niego, nie miał na tyle tupetu żeby pakować się obcemu w jego strefę komfortu. - Przepraszam. Młodzieńcze z kurą. - zapytał, kiedy go znalazł. Mógł się mu przyjrzeć nieco bliżej, będąc tuż obok niego. Faktycznie jeszcze dziecko. Młodzieniec, jak go nazwał, z zawiniętymi oczyma. Czy on był... ślepy? Hmh, opcja jak najbardziej możliwa. Ale co do cholery robiło tutaj ślepe dziecko? Z kurą? Z ptakiem który jest tak upośledzony, że nie potrafi nawet wzbić się w powietrze? Z kolejnym upośledzonym elementem który się nim zajmował. Jakże idealnie dopasowany duet. - Yokage Mujin, medyk, miło poznać. Przyznam, że zaciekawiła mnie twoja kura. Czy pełni jakąś konkretną funkcję, czy jest tutaj w ramach zwierzęcia-towarzysza podróży? - zwrócił się bezpośrednio do niego, wchodząc potencjalnie w krąg ludzi go otaczających. Biorąc pod uwagę że faktycznie mógł być ślepy, to wolał zwrócić się do niego w taki a nie inny sposób. A i przedstawić się zawsze było warto. Możliwe że ktoś wokoło zapamięta jego osobę. Zaraz zaraz, miał jeszcze wizytówki. No tak. Z kilka sztuk ledwie, ale miał. Ale wizytówka dla ślepego? To brzmiało albo jak sposób na obrażenie jego osoby, albo jak dobry gorszący żart. Niemniej jednak nie miał zamiaru jawnie i jakkolwiek obrażać ludzi z którymi zetknął się pierwszy raz. To byłoby irracjonalne, głupie i szkodziłoby jego intereskom.
Jak przystało na wzorowego członka organizacji, Yoichi nie zdecydował się połączyć sił z resztą Klepsydry. Widocznie musiał stracić jeszcze pozostałe dwie kończyny, aby wyciągnąć jakieś wnioski ze swoich ostatnich wycieczek. Kei wzruszył tylko na to ramionami ciesząc się w duchu, że w jego włóczni Inuzuka nie dostrzegł swojej dawnej kosy. Być może w ogóle by go to nie obeszło, a może był na tyle przywiązany do swojej dawnej broni, że uważałby małą przeróbkę Seinara za świętokradztwo?
Szli więc wciąż i wciąż, a deszcz padał im na głowy. Nic się nie działo, po prostu sobie szli. Niektórzy zacieśniali więzy i nadrabiali stracony czas rozłąki z przyjaciółmi, ale samuraj lubił deszcz, więc patrzył jak pada. Przywódcy ich grupy obiecali wyjaśnienia w drodze, lecz póki co tylko odpowiadali na pytania i to średnio związane z celem obecnej wyprawy. Szli sobie.
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Krótki wygląd: Białe chaotycznie ułożone włosy. Bandaże na krzyż zakrywające oczy i na przedramionach. Minimalistyczne bordowe tatuaże na zewnętrznych częściach dłoni przedstawiające oko. Szara postrzępiona szata do kolan. Czarna pelerynka. Brak spodni i butów.
Widoczny ekwipunek: Parasolka, kabura na udzie pod szatą.
Ojej… Yoshimitsu go bronił przed niecnym mafiozą. Naprawdę jego determinacja była wielka, a opiekuńczość jeszcze większa. Malarz będzie musiał sobie zapamiętać głos złowrogiego mężczyzny, jeśli naprawdę obstaje za tak złymi frakcjami, to może sprawiać problemy podczas wyprawy, gdy znajdzie ku temu okazję. Czego on tutaj właściwie szukał? Nic tu nie było do przemycenia ani wymuszenia.
Już miał podziękować za zwinną reakcje Kaguyi, gdy dostało mu się nagle delikatnie w głowę.
- Ajajaj… - mruknął, masując się po głowie nieco zaskoczony. W mig jednak pojął, co się stało, to był znak! Jaki troskliwy jest ten mąż! Sasha pewnie przekroczył granicę, a Yoshimitsu wiedział więcej na temat Juna. Może naprawdę to był lider organizacji i ślepiec zbyt wcześnie zdradzał swoje plany. Ojej, to była niezła wtopa. Zapraszać do grupy zwalczającej mafie ich przywódcę… Pokiwał głową do białowłosego w podziękowaniach. Dobrze mieć anioła stróża czuwającego nad tobą.
Ten jedwabno głosy mężczyzna, Hikari, podzielił się łaskawie swoją mądrością z Sashą. Cóż za rozsądek i rozwaga przez niego przemawiały! Aż białowłosemu chłopakowi zadrżały nogi. Na dodatek mówił z własnego doświadczenia, mógł być ważnym sojusznikiem w wojnie przeciwko mafiom. Jedynie malarz nie skojarzył jednak, że trzymał się on jakoś blisko Juna, co mogłoby oczyścić tego nicponia z zarzutów.
Na dodatek… on pogłaskał jego kurę. Pysia zagdakała kilka razy wesoło z zadowolenia. Sasha wziął głębszy wdech z podziwu. Białowłosy się chyba zauroczył w Terumim…
- Dziękuje Królu złoty za bystre słowa! Pysia nie umyje łebka przez kilka dni. Będę opowiadać wszystkim, jaki to wielki Mąż ją namaścił! Niech bóg ma was w swojej opiece! – pokłonił się nisko, trzymając kurę blisko, by nie wypadła. Taka interakcja to nigdy mu z pamięci nie wypadnie. Oby jeszcze mógł się z nim kiedyś spotkać.
Czy w Sashy żarzył się jakiś płomyk? Kiedyś jedna kobieta spytała go skąd ta wola podróżowania samotnie na dodatek z taką przypadłością. Nie wiedział zbytnio, o co chodzi, dla niego to było jego zwykłe życie i nie było w tym żadnego samozaparcia. Tak naprawdę żył z dnia na dzień, realizując pomysły, które przychodziły w czasie teraźniejszym. Nie patrzał daleko w przód. Gdy coś mu wpadało do tej małej główki, to po prostu się tym zajmował, nie kwestionując idiotyzmu pomysłu. Aż śmieszne może się wydawać, jak trywialnie zaczęła się jego przyjaźń z kurą. W jego głowie teraz urosło to do epickiego wyobrażenia i opowieści mrożącej krew w żyłach, ale w rzeczywistości wyglądało inaczej. Kiedyś żarzyło się w nim wielkie ognisko pełne nadziei i celu w życiu. Miał zostać ninja, wraz z najbliższą mu osobą. Wszystko zgasło po jej śmierci, a w nim został sam tlący się popiół. Teraz snuł się po świecie, szukając sensu w życiu i czegoś, co może jeszcze rozpali w nim jakieś ciepełko. Ten lawendooki mężczyzna powodował swoją osobą przyjemne rozluźnienie. Rzeczy jakoś nabierały sensu i chłopak czuł się zmotywowany. Oby nic mu się nie stało…
- To do zobaczenia i mam nadzieje zjeść kiedyś z Panem i Pańską żoną obiad! Najlepiej wspólnie przygotowany i umyć razem potem talerze i miski! – tak trywialna chęć, ale w jego ustach brzmiało to, jak coś niezwykłego i wzniosłego. Jako podróżnik często jadał samotnie, więc posiłki z kimś były dla niego szczególne. Na dodatek podstawowe czynności sprawiały mu czasem trudności, móc uczestniczyć w czyimś zwykłym życiu było dla niego czymś specjalnym. Zwykle nie był do tego dopuszczany, mimo własnych chęci. Wiedział, że jakby stuknął jakiś talerz albo się pomylił przy Shikarui, to świat by się nie zawalił, co dawało mu ogromne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Gdyby jeszcze tylko usłyszał o dziecku, to tym bardziej chętnie by pomógł.
- Obraz będzie taaaaki! – obiecał. Zatoczył jedną ręką największe koło, jakie tylko mógł, drugą jednak bezpiecznie trzymał swój skarb.
No cóż, Sasha nie dostrzegł czającego się z tyłu Shenzhena, a szuru buru jego piasku nie było takie słyszalne w natłoku rozmów. Szkoda, że nikt szczególnie nie chciał przyjąć zaproszenia pod parasolkę. Wszyscy byli tacy męscy, deszcz był dla nich zerową przeszkodą i nijaką niedogodnością… albo po prostu byli na niego inaczej przygotowani. Najgorsze wypadek dla białowłosego był wtedy, gdyby płótna w jego plecaku zamokły i zaczęły się marszczyć. On nie mógł sobie pozwolić na dręczące krople deszczu.
Szedł tak zasmucony brakiem reakcji. Parasolkę trzymał między łokciem a tułowiem, dając sobie swobodę używania obu dłoni. Obie oczywiście zajmowały się teraz Pysią. Nagle pojawiła się jednak jakaś dobra duszyczka. Mujin.
Głos dochodził jakoś tak z góry, co automatycznie skłoniło białowłosego do zadarcia jej w tę stronę. Sasha miał wrażenie, że jest to starsza osoba, choć bardzo miła. Jego nadzwyczajny rozmiar dawał mu wyobrażenie mięciutkiego puchatego misia, który idealnie nadaje się do tulenia.
-Tak? – odpowiedział i radosny uśmiech prędko wskoczył na jego lico. Cieszył się bardzo, że ktoś się nim zainteresował. Znalezienie i wybranie kogoś w tłumie bez wzroku było problematyczne, gdy ktoś podchodził do niego, bardzo ułatwiało to nawiązanie kontaktu. Dzięki temu można było uniknąć takich sytuacji jak właśnie zapraszanie lidera mafii…
- Sasha Bihaku. – przedstawił się, a kura za nim gdaknęła. - Pysia? Pełni baardzo dużo ważnych funkcji. – na samo przywitanie nastrój mu się znacząco poprawił, ale widoczne było, teraz gdy temat zszedł na kurę, to wręcz wyglądał jakby był w siódmym niebie. Prawie jak ojciec opowiadający o swojej ukochanej córeczce.
- Jest szefem organizacji „Kurnik” – pomachał nagle tułowiem na boki jakby w geście rozglądania się. Zwierzę z nim się zakręciło nieco. Ściszył głos, by mówić szeptem. –Która to organizacja zajmuje się zwalczaniem mafii.– wolał uniknąć znowu nieprzyjemnej sytuacji i nie chciał nadeptywać Junowi na odcisk.
-Jest taka troskliwa, że pomaga mi jako kura przewodnik, w wielu sytuacjach ciężko mi sobie poradzić bez niej.– opowiadał, jakby zwierzę naprawdę się nad nim zlitowało i robiło to z własnej wspaniałej woli, mimo dużego natłoku innych obowiązków.
- Powiadają, że Pysia to reinkarnacja kogoś wielkiego. Wygląda na to, że wiele rzeczy zapomniała i musi się od nowa uczyć. Już planuje pomóc jej z nauką pływania i latania, jeśli ma się zająć poważnymi porachunkami, to przydadzą się jej te umiejętności.– nie wyglądał na szczególnie przejętego faktem, że kury prawdopodobnie nie były stworzone do latania. Na pewno dzięki odpowiedniemu zaparciu i dawce miłości wszystko było możliwe. Pysia patrzała Mujinowi prosto w oczy, siedząc sobie wygodnie w objęciach dziecka. Wydawała się zainteresowana mężczyzną. Znów gdaknęła.
-W zasadzie to nie ona jest moim zwierzęciem-towarzyszem, tylko ja jestem jej człowiekiem-towarzyszem.– zaśmiał się w zakłopotaniu, drapiąc jedną ręką po głowie. Z zewnątrz mogło to wyglądać inaczej, jednak on wierzył, że tak jest. Może wynikało to z dużego mniemania o zwierzęciu i niskim o sobie?
- Piękny Pan wydaje się zainteresowany.– ślepiec komplementujący wygląd to nietypowe doświadczenie. Kura zaczęła się nietypowo wiercić. Chłopak odebrał to, jako znak jej woli. –Chciałby Pan może potrzymać Pysię? Wygląda na to, że Pana lubi! – spytał, będąc gotowy wyciągnąć ręce ze swoim skarbem i podzielić się nim chwilowo ze światem. Kura nie była najbardziej sterylną istotą świata, ale na pewno była czystsza od swoich kurnikowych odpowiedników. Podróżowała głównie w rękach Sashy albo w specjalnie plecionym koszu wiklinowym, który nosił na plecach. Nie miała wielu okazji się brudzić, a on bardzo dbał o jej zdrowie i wygląd, dając jej najlepsze, co ma do zaoferowania.
- Może Pan też wejść pod parasol, jeśli nie ma Pan własnej ochrony. Choć wydaje mi się, że jest Pan bardzo wysoki, więc wygodniej by było, jakby Pan potrzymał. – mówił troskliwie, uśmiechając się przy tym promieniście. To faktycznie byłby problem, gdyby chłopak musiał mieć wyciągniętą rękę cały czas maksymalnie do góry.
tl;dr
Yoshimitsu
Hikari!
Shikarui
Shenzhen i Mujin
Ukryty tekst
EKWIPUNEKPRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Parasolka, Kabura na biodrze, Bandaż na twarzy, Dwa bandaże na rękach, Transporter dla kury na plecach, plecak (przywiązany do transportera),
Transporter dla kury to wiklinowa klatka, którą przymocowuje się na odcinku lędźwiowym. Nad nią stawia się i przywiązuje plecak. Posiada pasy bezpieczeństwa, dzięki którym można zabezpieczyć kurę przed lataniem po klatce i zrobieniem sobie krzywdy, podczas gdy chłopak porusza się gwałtownie w różnych kierunkach.
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Słysząc, w jaki sposób młody szermierz zwraca się do niego, samuraj poczuł się wewnętrznie zmieszany. Poruszanie się po skomplikowanym imperium gestów, jakim była szlachecka etykieta nie stanowiło dla niebieskookiego wyzwania, jednakże... w ten sposób jeszcze się do niego nie zwracano. Stanowiło to dla niego coś nienaturalnego. Nie był panem feudalnym, nie był nawet głową wielkiego szlacheckiego rodu - co prawda nie był szeregowym samurajem, jednakże hatamoto to zdecydowanie za nisko by tytułować go w tak oficjalny sposób. Może gdyby była to sytuacja pałacowa Żuraw doszukiwałby się w niej jakiegoś podstępu, próby uśpienia jego czujności, jednakże Kaiko... wydawał się być dosyć prosty, lecz nie prostacki. Był szczery, w swojej postawie i słowach...
Następnie wyraził nadzieję na to, że jeszcze uda im się kiedyś spotkać i zaprezentować jego technikę walki, na co jak już wiemy, samuraj liczył. Zapewnienie, że tym razem ruch będzie bardziej przemyślany i skuteczny, samuraj przyjął z lekkim skinieniem głowy. Nie chciał zbyt intensywnie wchodzić teraz w interakcje z młodzikiem, którym należało się "podzielić" z Akahoshim który chyba trochę bardziej niż on się zaangażował w nową znajomość, a jak już ustalono - jeden tygrys na jedną górę. Niebieskooki skupił się zatem na dokładniejszym rozejrzeniu się po okolicy i wypadaniu, jakie jeszcze znajome twarze się tutaj pojawiły, ale kiedy chłopak zapytał o incydent w lesie... Niebieskooki lekko zmrużył oczy. To, co wydarzyło się w mrocznych kniejach Tajemniczego Lasu stało u podstawy wojny między dwoma klanami ninja: Nara oraz Aburame. Konflikt ten był wyjątkowo uciążliwy właśnie dla samuraja, który pełniąc obowiązki w szkole Taka niejako utknął w prowincji Kaigan. Sam jednak do końca nie wiedział, co wydarzyło się w miejscu zwanym "Iglicą", jedynie tyle, że poległa tam Uchiha-hime i działy się... rzeczy o których nie powinno się mówić, poza tym, sam niewiele o tym wiedział. Asagi spojrzał ukradkiem na Natsume, czy może ten pociągnie temat, jednakże jego towarzysz broni nie zamierzał tego robić, więc... Asagi również tematu nie poruszył. Ani o tym wiele nie wiedział, ani też nie był to czas i miejsce na pustą rozmowę, miast tego więc... - Powodzenia, Kanamura-san. Niech Amaterasu ma cie w swojej opiece. Dopilnuj, byśmy spotkali się u Kouseki-dono. - pożegnał go niebieskooki, po czym zostali z Natsume "sami"...
Ponowne nawiązanie do białowłosego szermierza sprawiło, że samuraj musiał na moment lekko zmrużyć oczy i skupić się, by przypomnieć sobie, jak tak naprawdę przedstawił się mu na Yinzin jego ostatni przeciwnik. Minęło od tego wiele czasu, jednakże pamięć naszego bohatera jeszcze nie była najgorsza, poza tym, czy gdyby Kyoushi przedstawił się inaczej, niż o nim teraz mówił i do niego zwracał, to skąd mógłby wiedzieć, że należy on do rodu Uchiha? - W zasadzie, to przedstawił się jako Uchiha Kyo... Może rodzina Shiroyasha należy do klanu Uchiha? - bardziej stwierdził niż spytał, lekko rozkładając ręce, po czym odebrał zawiniątko od Natsume i ukradkiem na nie spojrzał. Jego niebieskie oczy zwęziły się nieznacznie, po czym powoli zaczął rwać kartę i mieść jej fragmenty, które następnie schował pod różne elementy swojego pancerza, bo przecież nie będzie po drodze śmiecić, prawda? Informacje, jakie przekazał mu zamaskowany towarzysz były intrygujące i niepokojące zarazem. Wyjaśniało to pewne rzeczy, jakie miały miejsce w Watarimono, poniekąd potwierdzając jego przypuszczenie, że zdaniem Seinaru-senpai mógł być zwyczajnie za słaby. No cóż, najpewniej lansjer otrzymał tego potwierdzenie w czasie ich starcia, kiedy jednym potężnym pchnięciem posłał go na skraj śmierci. Niebieskooki mu tego nie wybaczył, bo i wybaczać czego nie było. Stanęli do walki, znali zasady i ryzyko, z którym najpewniej liczyła się również starszyzna. Czy była to prezentacja dla potrzeb turnieju, a może ostateczny egzamin Kei'a przed awansem do rangi Shogunu? Tego hatamoto ze szkoły Taka nie wiedział i nie miało to dla niego teraz znaczenia. Ostatecznie Kei przeprosił go listem, a on odpowiedział. Sprawa była zamknięta. Lecz nie zapomniana. Szli więc dalej, a niebieskooki nastawiał uszu. Zdecydowanie nie podobała mu się aura, jaką witała ich Oniniwa, ale cóż, nie był tutaj od oceniania pogody - przybył walczyć. Jak się okazało, Natsume podzielał jego przypuszczenia, a więc całkiem możliwym było, że zwyczajnie taka jest ich rola - będą stanowili zasłonę dymną, albo... właśnie teraz prowadzeni są na rzeź. To była w sumie "ciekawa" opcja - pytaniem pozostawało, czy ewentualne maski spadną teraz, czy za kilka chwil? Widząc jak Hyuuga aktywuje swoje białe oczy, Asagi zmrużył lekko swoje - rozglądała się i badała teren, dokładnie tak jak Setsuna i Ayame. Jaki zasięg miało to spojrzenie? Jeśli dobrze pamiętał, mowa była o kilometrach, coś o czym on mógł jedynie marzyć. To, co jednak pozostawało w zasięgu jego możliwości to przysłuchanie się rozmowie, a ta... niepokoiła. Czyżby białooka istotnie liczyła na to, że Antykreator przybędzie? Czy ta eskapada była pułapką na niego? Jeśli tak, to obecność silnych wojowników takich jak Natsume-dono czy Asahi-dono i jego świta było krzepiące, ale fakt, że szukający zemsty prowadzą ich w zalaną deszczem wioskę już nie. - Akahoshi-dono, spróbuję się czegoś wywiedzieć. - zwrócił się do towarzysza, po czym nieznacznie przyspieszył kroku, by zbliżyć się do "organizatorów" całej wyprawy i wtedy zauważył kolejną znaną twarz - Hyuuga Tamaki, kunoichi która zasłynęła 2 rzeczami: zajęła 2-gie miejsce na turnieju, a wywalczyła je we mgle i wybuchach. W czasie walk maksymalnie wykorzystała wszystkie swoje atuty, a to świadczyło o jej kunszcie bojowym. Drugim, który był przy Feniksach był mężczyzna, dosyć podobny z aparycji do typowego samuraja, jednakże postawa jaką przyjmował sprawiała, że zwracał uwagę Żurawia. Należało mieć go na uwadze. Zwłaszcza, że mężczyzna poruszył zagadnienia, które zdecydowanie ciekawiło samuraja, a kiedy chwycił za saya. Niebieskie oczy Kakita momentalnie skupiły się na jego osobie, a lewa ręka musnęła saya jego tachi, to był odruch. Tego "kapelusznika" nie wolno było lekceważyć, tak podpowiadał naszemu szermierzowi instynkt wojownika. Jako, że tamten nie dobył broni, samuraj również tego nie uczynił, z reszta, pewnie mało kto w ogóle zauważył, że przygotował się na ewentualne błyskawiczne starcie, ciekawe, czy tamten to dostrzegł? - Przepraszam, że również przeszkadzam. - zaczął grzecznie z ukłonem, aczkolwiek zdecydowanie niebieskooki, któremu w istocie daleko do przepraszania było, po czym kontynuował. - Kakita Asagi, hatamoto ze szkoły Taka. Hyuuga-dono, chciałbym zapytać o łańcuch dowodzenia i rolę, jaką w waszym planie mamy odegrać. - przedstawił się, a potem swoje pytanie. Prawda była taka, że Asagi nie lubił działać ani po omacku, ani na czuja. Zamierzał się wywiedzieć się nieco więcej. Pytania tamtego szermierza częściowo pokrywały się z jego własnymi, więc nie powtórzył ich, miast tego wolał ustalić jedno - czy Feniksy roszczą sobie prawa do wydawania im rozkazów, gdy już do walki dojdzie, czy też może zgodnie z jego przewidywaniami, mają swój własny plan. Obie opcje... były dla Żurawia równe. Chciał po prostu wiedzieć i przygotować się.
Dotyczy: Kaiko, Natsume, Feniksy, Tamaki Hyuuga, Jun, Aka [bo blisko są], wzmianka o Kyoushi, Seinaru. Skrót: Samuraj grzecznie idzie z resztą pochodu, zachowuje czujność i potem zadaje pytanie Feniskom.
Ukryty tekst
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.