Wioska Akatori
- Keira
- Martwa postać
- Posty: 113
- Rejestracja: 5 kwie 2020, o 13:39
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białe włosy, niebieskie oczy. Więcej szczegółów w KP
- Widoczny ekwipunek: - Złoty Medalion ze znakiem Klanu - na szyi
- Odznaka Ninja - sznurek na pasie
- Biała Katana - lewy bok - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=137899#p137899
- Multikonta: Seiren
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Wioska Akatori
Kiedy Natsume przyznał, że spotkał już podobnego szermierza i to właśnie w Watarimono, niebieskooki lekko zmrużył oczy. Chociaż osobnik z opowieści siwowłosego przedstawił się inaczej, to jednak podobieństwo było duże. W zasadzie, to, że tajemniczy jegomość nazywał się Kyoushi mogło być rozwinięciem od "Kyu", natomiast przynależność do klanu Uchiha wcale nie musiał się ograniczać do wojowników o tym nazwisku. Jakby nie było, nie dowiedzą się, zanim białowłosy szermierz sam się nie pojawi.
- Dziękuje, Akahoshi-dono. - odpowiedział niebieskooki z lekkim ukłonem, za zaufanie, jakim został obdarowany. To... poczucie odpowiedzialności nie było dla niego czymś nowym, już nie raz ręczył za innych, ale czy w przypadku ów Shiroyashi nie popełnił błędu? Cóż, skrzyżował z nim swoje ostrze, następnie tamten zaprosił go na hebratę i wydawał się szczery, jeśli planował zdradzić, w zasadzie nie mająca (jeszcze) żadnego znaczenia organizację, to musiałby być dobrym aktorem - na tyle wprawionym, że samuraj nie mógł go przejrzeć, więc... nie ma sensu się tym zamartwiać i ufać swoim przeczuciom.
Kiedy Natsume podzielił się z nim swoimi przygodami z ostatniego czasu, temat jaki poruszył mocno zaciekawił Kakita. Asagi miał już spore doświadczenie jako nauczyciel, ale czy był dobrym sensei czy tylko trenerem? Cóż, z opowieści siwowłosego wynikało, że był to pracowity miesiąc - przygotowanie kogoś do rytualnego pojedynku to rzecz nie lada. To wzięcie odpowiedzialności za to, że czyjeś umiejętności nie zawiodą, że jego umysł będzie gotowy, a duch niezłomny. Czy on, umiałby kogoś tak przygotować? W tej chwili nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- Mam nadzieję, że będzie mi dane poznać twoje protegowane. - odpowiedział druhowi, po czymp przeniósł już uwagę na parę, która do nich wróciła...
"Shuang Gou?" - powtórzył w myślach samuraj za młodym... shinobi? Kaiko wydawał się być, intrygujący. Nie ukrywał niczego, emocje jakie teraz chodziły mu po głowie były wyraźne, a jego broń... intrygowała Żurawia. Ostrza te były niezwykle egzotyczne, dalekie od oręża, którym zwykł walczyć. Haki na końcach sprawiały, że broń zupełnie nie nadawała się pchnięć, również techniki błyskawicznego dobycia były za jej pomocą niewykonalne. Co innego chwytanie cudzej broni i przechwtywanie jej. Cięcie... tutaj niebieskooki również widział słabość względem zagiętego oręża, którym zwykł władać - krótka, jednosieczna klinga shung gou musiała mieć inne zastosowanie, z resztą, on sam znał metodę uczynienia z nawet tępego miecza broni zdolnej ciąć skały. Kosz na rękojeści w formie wielkich tasaków intrygował. Tą bronią można zadawać potężne rany w zwarciu blokując cios oponenta.
- Intrygujące są twoje klingi. Gdzie je nabyłeś, Kaiko-san i kto nauczył cię nimi władać? - zapytał zaciekawiony, jednakże nie nadmiernie, samuraj, po czym przeniósł uwagę na pannę z domu Kōseki, która zdecydowała się jednak podjąć wyzwanie jakie jej rzucił i wypowiedzieć się na temat samurajskiej sztuki miecza. Fakt, że trenowała z mistrzem Yagyu oznaczał, że wiedziała, co to ból. Pytanie jednak, co tak naprawdę wyciągnęła z jego nauk?
Słysząc o "szlachetniejszej metodzie walki" niebieskooki lekko się uśmiechnął. Żadna metoda walki nie czyniła nikogo szlachetnym, tak samo jak wojna nikogo nie czyniła wielkim. Co innego praktykowanie sztuki wojennej, to istotnie mogło uszlachetnić, ale w tym momencie znów nie miało znaczenia, czy jest to technika pustej, czy też uzbrojonej ręki. Na razie jednak niebieskooki nie mówił na ten temat nic, chciał w pełni usłyszeć jej odpowiedź. Sprawdzić... jakimi ścieżkami popłyną jej myśli. To oczywiste, że nie miała prawa znać samurajskich technik walki, ale może miała okazję sprawdzić się w walce z innymi uczniami? Lub chociaż podejrzeć jak ćwiczą - adepci battodo nie kryli się ze swoimi treningami, więc chcąc nie chcąc Keira mogła podstawy zobaczyć. Jak każdy...
"Kolejny praktyk Nitō ryu?" - przebiegło przez myśl samuraja. To nie zdarzało się często, nawet wśród samurajów - niektórzy wręcz uważali korzystanie z dwóch ostrzy jednocześnie jako przejaw tchórzostwa, jako krycie swoich braków za dodatkowymi porcjami stali. Kakita wiedział, jaki był prawdziwy powód takiej, a nie innej opinii, ale na razie nie zamierzał się z tym zdradzać. Nie czas i nie miejsce, jednakże...
- Kōseki-dono, chciałbym zobaczyć twoją metodę dwóch mieczy. - oznajmił? Nie, on rozkazał, a obraz swój ubrał w "kostium" prośby - iście arystokratyczna metoda. Jego niebieskie oczy uważnie śledziły teraz każdy ruch blondwłosej kunoichi. Ciekaw był bardzo, czy zdradzi fragment swoich umiejętności, cz dostrzeże w niej to, czego mogła się nauczyć w szkole Taka. Czy może jednak odmówi, zrobi unik słowny i sprawnie wyplącze się przed tym niecodziennym i może... niegrzecznym żądaniem? Wszak spotkali się tutaj po to, by wyruszyć przeciwko istnemu diabłu, niesławnemu Antykreatorowi! Co on, tutaj będzie z nią pojedynki toczył? To ostatnie na pewno nie, dłonie samuraj miał opuszczone wzdłuż ciała, pozornie zbyt daleko by dobył tachi, ale w istocie mógł to uczynić w każdej chwili. To, że tego nie zrobi było czytane z jego... postawy. Nie był agresywny, nie szukał walki. Co więc chciał zobaczyć? Cóż... zobaczymy.
Powód edycji: Do wiedzy administracji:
- Dziękuje, Akahoshi-dono. - odpowiedział niebieskooki z lekkim ukłonem, za zaufanie, jakim został obdarowany. To... poczucie odpowiedzialności nie było dla niego czymś nowym, już nie raz ręczył za innych, ale czy w przypadku ów Shiroyashi nie popełnił błędu? Cóż, skrzyżował z nim swoje ostrze, następnie tamten zaprosił go na hebratę i wydawał się szczery, jeśli planował zdradzić, w zasadzie nie mająca (jeszcze) żadnego znaczenia organizację, to musiałby być dobrym aktorem - na tyle wprawionym, że samuraj nie mógł go przejrzeć, więc... nie ma sensu się tym zamartwiać i ufać swoim przeczuciom.
Kiedy Natsume podzielił się z nim swoimi przygodami z ostatniego czasu, temat jaki poruszył mocno zaciekawił Kakita. Asagi miał już spore doświadczenie jako nauczyciel, ale czy był dobrym sensei czy tylko trenerem? Cóż, z opowieści siwowłosego wynikało, że był to pracowity miesiąc - przygotowanie kogoś do rytualnego pojedynku to rzecz nie lada. To wzięcie odpowiedzialności za to, że czyjeś umiejętności nie zawiodą, że jego umysł będzie gotowy, a duch niezłomny. Czy on, umiałby kogoś tak przygotować? W tej chwili nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- Mam nadzieję, że będzie mi dane poznać twoje protegowane. - odpowiedział druhowi, po czymp przeniósł już uwagę na parę, która do nich wróciła...
"Shuang Gou?" - powtórzył w myślach samuraj za młodym... shinobi? Kaiko wydawał się być, intrygujący. Nie ukrywał niczego, emocje jakie teraz chodziły mu po głowie były wyraźne, a jego broń... intrygowała Żurawia. Ostrza te były niezwykle egzotyczne, dalekie od oręża, którym zwykł walczyć. Haki na końcach sprawiały, że broń zupełnie nie nadawała się pchnięć, również techniki błyskawicznego dobycia były za jej pomocą niewykonalne. Co innego chwytanie cudzej broni i przechwtywanie jej. Cięcie... tutaj niebieskooki również widział słabość względem zagiętego oręża, którym zwykł władać - krótka, jednosieczna klinga shung gou musiała mieć inne zastosowanie, z resztą, on sam znał metodę uczynienia z nawet tępego miecza broni zdolnej ciąć skały. Kosz na rękojeści w formie wielkich tasaków intrygował. Tą bronią można zadawać potężne rany w zwarciu blokując cios oponenta.
- Intrygujące są twoje klingi. Gdzie je nabyłeś, Kaiko-san i kto nauczył cię nimi władać? - zapytał zaciekawiony, jednakże nie nadmiernie, samuraj, po czym przeniósł uwagę na pannę z domu Kōseki, która zdecydowała się jednak podjąć wyzwanie jakie jej rzucił i wypowiedzieć się na temat samurajskiej sztuki miecza. Fakt, że trenowała z mistrzem Yagyu oznaczał, że wiedziała, co to ból. Pytanie jednak, co tak naprawdę wyciągnęła z jego nauk?
Słysząc o "szlachetniejszej metodzie walki" niebieskooki lekko się uśmiechnął. Żadna metoda walki nie czyniła nikogo szlachetnym, tak samo jak wojna nikogo nie czyniła wielkim. Co innego praktykowanie sztuki wojennej, to istotnie mogło uszlachetnić, ale w tym momencie znów nie miało znaczenia, czy jest to technika pustej, czy też uzbrojonej ręki. Na razie jednak niebieskooki nie mówił na ten temat nic, chciał w pełni usłyszeć jej odpowiedź. Sprawdzić... jakimi ścieżkami popłyną jej myśli. To oczywiste, że nie miała prawa znać samurajskich technik walki, ale może miała okazję sprawdzić się w walce z innymi uczniami? Lub chociaż podejrzeć jak ćwiczą - adepci battodo nie kryli się ze swoimi treningami, więc chcąc nie chcąc Keira mogła podstawy zobaczyć. Jak każdy...
"Kolejny praktyk Nitō ryu?" - przebiegło przez myśl samuraja. To nie zdarzało się często, nawet wśród samurajów - niektórzy wręcz uważali korzystanie z dwóch ostrzy jednocześnie jako przejaw tchórzostwa, jako krycie swoich braków za dodatkowymi porcjami stali. Kakita wiedział, jaki był prawdziwy powód takiej, a nie innej opinii, ale na razie nie zamierzał się z tym zdradzać. Nie czas i nie miejsce, jednakże...
- Kōseki-dono, chciałbym zobaczyć twoją metodę dwóch mieczy. - oznajmił? Nie, on rozkazał, a obraz swój ubrał w "kostium" prośby - iście arystokratyczna metoda. Jego niebieskie oczy uważnie śledziły teraz każdy ruch blondwłosej kunoichi. Ciekaw był bardzo, czy zdradzi fragment swoich umiejętności, cz dostrzeże w niej to, czego mogła się nauczyć w szkole Taka. Czy może jednak odmówi, zrobi unik słowny i sprawnie wyplącze się przed tym niecodziennym i może... niegrzecznym żądaniem? Wszak spotkali się tutaj po to, by wyruszyć przeciwko istnemu diabłu, niesławnemu Antykreatorowi! Co on, tutaj będzie z nią pojedynki toczył? To ostatnie na pewno nie, dłonie samuraj miał opuszczone wzdłuż ciała, pozornie zbyt daleko by dobył tachi, ale w istocie mógł to uczynić w każdej chwili. To, że tego nie zrobi było czytane z jego... postawy. Nie był agresywny, nie szukał walki. Co więc chciał zobaczyć? Cóż... zobaczymy.
Powód edycji: Do wiedzy administracji:
Ukryty tekst
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Wioska Akatori
Oglądał ze wszystkich stron, ale nie dotykał. Wielkie zabandażowane cholerstwo naprawdę było intrygujące i na razie bardziej na kształcie i wielkości, niż na wyjaśnieniach Ichirou skupił się Seinaru.
- No no, rozumiem... - Przytaknął przyglądając się. Nie miał pojęcia, że Ichirou jest takim typem szermierza. Wielkie bronie raczej nie były eleganckie, ale taki zdecydowanie był Asahi. Może po prostu Kei nie widział jeszcze każdego oblicza swojego wspólnika?
- Szczerze mówiąc to już od samego patrzenia nie mogę się doczekać. - Odpowiedział na wieść o tym, że ostrze może być zaskakujące. Może to przez ostrość trzeba było nosić je zawinięte w bandażu, aby przypadkiem nie pokaleczyć się podczas zwykłego transportu? Dziwne to było, ale okej, niech będzie że poczeka.
- Jeśli ktoś by mnie zapytał, to ze swoją kontrolą piasku już byłeś shinobi kompletnym, ale jak widać zawsze można znaleźć miejsce na poprawki. - Uśmiechnął się. Rzeczywiście, kogoś kto miał praktycznie nieograniczone możliwości walki na dystans, eliminacja słabszego punktu jakim jest walka w zwarciu czyniła jeszcze bardziej wszechstronnym. Chociaż to, że piasek jest dobry tylko na odległość, zdaniem Seinaru też był niewłaściwą oceną tej zdolności. Ah, szkoda że nie urodził się na pustyni, treningi w siedzeniu pod drzewem i praca nad kontrolą chakry na pewno miały sporo uroku.
- Ktoś cię szkolił jak tym walczyć, czy jesteś samoukiem? - Zapytał bardziej z ciekawości. Nie po to żeby samemu zgłosić się na nauczyciela. Samurajowie mieli jakieś dziwne zboczenie żeby wywyższać się w sztuce walki mieczem i chcieć przekazywać swoją wiedzę, jednak niestety Kei szermierzem nie był, a ostatnio daleko mu było nawet do miana samuraja. Nie miał jednak z tym żadnego wewnętrznego problemu, po prostu był jaki był i to Ichirou chyba pasowało.
- Tak, byłem. Właściwie stamtąd tutaj przyszedłem. Na razie udało mi się zdobyć cenny kontakt i ustalić cel kolejnych kroków. Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale pewnie jeszcze trochę to zajmie. Wrócę tam gdy się stąd wyrwiemy i dokończę robotę. - Specjalnie nie używał słów "mafia", "lider mafii", "Akiyama" i jeszcze kilku innych, bo nie wiedział kto ich słucha. Lepiej nie zdradzać się z tym, że Seinaru ma jakieś powiązania z mafiami, zwłaszcza gdy nie ma szansy opowiedzieć całej historii.
- W sumie to nie wiem, czy dobrze zrobiłem przerywając działanie i zapuszczając się do tej wiochy. Na razie wygląda to jak strata czasu. - Na szczęście maksymalnie kilkudniowa strata czasu, jak na razie. Na pewno przez ten czas nie zapomną o nim w Shigashi i Kei będzie mógł kontynuować to co zaczął od miejsca, w którym ostatnio zakończył.
- Nie wiesz co z resztą chłopaków? Też się tu wybierają? Chyba nie tylko w Shigashi wisiały te dziwne ogłoszenia, więc niedługo może się tu zrobić gęsto od takich naiwniaków jak my. - Uśmiechnął się do Ichirou, bo rzeczywiście trzeba było być dużym optymistą żeby brać każde słowo z ogłoszenia na serio. Kei przygotowywał się bardziej na to, że sprawdzi o co w ogóle tutaj chodzi, niż na to że rzeczywiście będzie zajmował się jakimiś Antykreatorami czy innymi kreaturami.
- No no, rozumiem... - Przytaknął przyglądając się. Nie miał pojęcia, że Ichirou jest takim typem szermierza. Wielkie bronie raczej nie były eleganckie, ale taki zdecydowanie był Asahi. Może po prostu Kei nie widział jeszcze każdego oblicza swojego wspólnika?
- Szczerze mówiąc to już od samego patrzenia nie mogę się doczekać. - Odpowiedział na wieść o tym, że ostrze może być zaskakujące. Może to przez ostrość trzeba było nosić je zawinięte w bandażu, aby przypadkiem nie pokaleczyć się podczas zwykłego transportu? Dziwne to było, ale okej, niech będzie że poczeka.
- Jeśli ktoś by mnie zapytał, to ze swoją kontrolą piasku już byłeś shinobi kompletnym, ale jak widać zawsze można znaleźć miejsce na poprawki. - Uśmiechnął się. Rzeczywiście, kogoś kto miał praktycznie nieograniczone możliwości walki na dystans, eliminacja słabszego punktu jakim jest walka w zwarciu czyniła jeszcze bardziej wszechstronnym. Chociaż to, że piasek jest dobry tylko na odległość, zdaniem Seinaru też był niewłaściwą oceną tej zdolności. Ah, szkoda że nie urodził się na pustyni, treningi w siedzeniu pod drzewem i praca nad kontrolą chakry na pewno miały sporo uroku.
- Ktoś cię szkolił jak tym walczyć, czy jesteś samoukiem? - Zapytał bardziej z ciekawości. Nie po to żeby samemu zgłosić się na nauczyciela. Samurajowie mieli jakieś dziwne zboczenie żeby wywyższać się w sztuce walki mieczem i chcieć przekazywać swoją wiedzę, jednak niestety Kei szermierzem nie był, a ostatnio daleko mu było nawet do miana samuraja. Nie miał jednak z tym żadnego wewnętrznego problemu, po prostu był jaki był i to Ichirou chyba pasowało.
- Tak, byłem. Właściwie stamtąd tutaj przyszedłem. Na razie udało mi się zdobyć cenny kontakt i ustalić cel kolejnych kroków. Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale pewnie jeszcze trochę to zajmie. Wrócę tam gdy się stąd wyrwiemy i dokończę robotę. - Specjalnie nie używał słów "mafia", "lider mafii", "Akiyama" i jeszcze kilku innych, bo nie wiedział kto ich słucha. Lepiej nie zdradzać się z tym, że Seinaru ma jakieś powiązania z mafiami, zwłaszcza gdy nie ma szansy opowiedzieć całej historii.
- W sumie to nie wiem, czy dobrze zrobiłem przerywając działanie i zapuszczając się do tej wiochy. Na razie wygląda to jak strata czasu. - Na szczęście maksymalnie kilkudniowa strata czasu, jak na razie. Na pewno przez ten czas nie zapomną o nim w Shigashi i Kei będzie mógł kontynuować to co zaczął od miejsca, w którym ostatnio zakończył.
- Nie wiesz co z resztą chłopaków? Też się tu wybierają? Chyba nie tylko w Shigashi wisiały te dziwne ogłoszenia, więc niedługo może się tu zrobić gęsto od takich naiwniaków jak my. - Uśmiechnął się do Ichirou, bo rzeczywiście trzeba było być dużym optymistą żeby brać każde słowo z ogłoszenia na serio. Kei przygotowywał się bardziej na to, że sprawdzi o co w ogóle tutaj chodzi, niż na to że rzeczywiście będzie zajmował się jakimiś Antykreatorami czy innymi kreaturami.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Wioska Akatori
Natsume skinął lekko głową, kiedy Kakita stwierdził że ma nadzieję spotkać kiedyś szkolone przez niego siostry Tanuki. Cóż, on sam również miał taką nadzieję - pomimo tego że spędzili ze sobą zaledwie miesiąc, poprzez ciągły kontakt i szkolenia zdołał się z nimi zżyć. Czuł w głębi duszy, że nawet po jego odejściu i tak nie zaniechają szkolenia, i kiedy się z nimi skontaktuje po znalezieniu odpowiedniej siedziby dla Kenseikai, zobaczy je już jako sprawne i pewne swych umiejętności wojowniczki. Ciekawe, czy Asagi również na ich widok będzie mile zaskoczony efektami jego treningu...
No ale, nad tym nie ma co się zastanawiać na wyrost. Na razie trzeba się skupić na nadchodzącym zadaniu, i zapoznaniu się z nowymi osobami które się pojawiły. Póki co sam również był ciekaw umiejętności bojowych Keiry - jeśli okazałaby się sprawną wojowniczką, może byłaby też zainteresowana współpracą z Kenseikai... lecz całą uwagę Yukiego skupił aktualnie białowłosy młodzieniec, dzierżący najbardziej egzotyczny oręż z jakim miał kiedykolwiek do czynienia. Natsume pokiwał głową wesoło, po czym podszedł krok bliżej i skręcił lekko tułów, żeby móc przyjrzeć się lepiej hakomieczom, nazwanym przez Kaiko "shuang gou" - nazwa równie niestandardowa jak ich wygląd.
No, i obudziło się w nim to drobne ziarno ekscytacji, jak za każdym razem kiedy zobaczył nowy rodzaj miecza, z którym nie miał wcześniej do czynienia. Korzystając ze znanych mu ruchów i manewrów, zaczął sobie wyobrażać jakie ataki możnaby było wyprowadzić tą bronią - i jak dewastujące mogłyby być w walce z kimś, kto nie wiedział do czego te hakomiecze byłyby zdolne. Ha, aż sam nabrał ochoty załatwienia sobie takiej broni i przetestowania jej podczas treningów!
-Miło mi, Kanamura-san. - wydał z siebie wesołe "ん", nadal patrząc na miecze-haki. Jego ton, choć nadal spokojny, był zdecydowanie żywszy niż jak do tej pory. - Rzeczywiście, wyglądają fascynująco. Sam z chęcią spróbowałbym wykombinować jakieś manewry to tego typu broni. Walczyłem już mieczami jednoręcznymi, mieczami dwuręcznymi, długimi, krótkimi, zakrzywionymi i prostymi, ale hakami połączonymi z kastetami i ostrzami? Brzmi jak niezłe wyzwanie!
Ostatecznie jednak, zauważywszy że troszeczkę dał się ponieść zaintrygowaniu, odchrząknął tylko i znów stanął prosto. Jeżeli przeżyją tę wyprawę, to z pewnością spróbuje znów znaleźć Kaiko - i, być może, potrenować z nim jakiś czas. Zdecydowanie chciał zobaczyć jak shuang gou działa w praktyce, i nauczyć się sposobów na pokonanie tego typu oręża. Walka bez przygotowania byłaby zupełną głupotą - a i sam Kaiko zdawał się być nieco... zagubiony, patrząc na jego zachowanie. Może po prostu potrzebował jakiejś znajomej twarzy (hehe), żeby poczuć się pewniej podczas wędrówek?
-Nie musisz się silić by zachowywać się "oficjalnie", Kanamura-san - stwierdził, rozbawionym tonem. - Może i wyglądam jak wyglądam, ale nie gryzę.
Spojrzał na oręże, które wskazał białowłosy, i skinął lekko głową.
-Ach, te? Masz dobre oko. Ten wielki to Kubikiriboucho, Miecz Kata - ostrze, które potrafi samo regenerować swoje uszkodzenia poprzez pochłanianie krwi wrogów. Ten drugi... cóż, to jest oręż którego nie dobywam, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. A to? - odpiął od paska zdobioną rękojeść. - To akurat trzymam z sentymentu. To rękojeść mojego pierwszego bokkena, złamanego w walce treningowej. Wbrew pozorom, dzięki mocy chakry, nadal potrafi być bardzo użyteczna...
Wysłuchał następnie odpowiedzi Keiry, która stwierdziła że potrafi posługiwać się mieczem, albo nawet i dwoma, ale nie opanowała tej sztuki jeszcze na takim poziomie, jaki by chciała - głównie pod względem fizycznym, lecz i to był przecież bardzo ważny aspekt dla każdego wojownika. Yuki skinął głową i slótł ręce na piersi.
-Cóż, w rzeczy samej miecze bywają bardzo pomocnym orężem, nawet jeśli jest tylko bronią poboczną do użytkowania chakry. Warto jednak być pewnym, że gdy dojdzie do faktycznej walki na bliski dystans, będzie się do niej rzeczywiście gotowym - żaden magiczny styl szermierczy nie uratuje, jeśli kondycja jest nie ta.
Spojrzał w stronę Kakity.
-Hm... wydaje mi się, że gdy cała ta kabała się skończy, moglibyśmy pomóc z treningiem, prawda? - Ton Yukiego był żywy i serdeczny. - W końcu do tego też dążymy jako Kenseikai. By pomagać szermierzom szlifować ich talent.
Kiedy Kakita jednak zażądał od Keiry wydobycia oręża i pokazania mu jej umiejętności, Yuki tylko westchnął ciężko, i uprzejmie, lecz stanowczo wyciągnął rękę w bok, jak gdyby chcąc oddzielić duet. Nie był to ani czas, ani miejsce, żeby marnować energię przed misją. Taki sparing lub pokaz mógłby być traktowany jako rozgrzewka, owszem, ale na dłuższą metę nie było to dobre rozwiązanie.
-Kakita-dono, proszę - powiedział spokojnie. - Doceniam entuzjazm i ciekawość, lecz na wszystko przyjdzie czas. Za niedługo wyruszamy na misję, na której nie wiemy jak wiele czasu spędzimy na nogach. Powinniśmy oszczędzać siły na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Pokazy i treningi nam nie uciekną.
No ale, nad tym nie ma co się zastanawiać na wyrost. Na razie trzeba się skupić na nadchodzącym zadaniu, i zapoznaniu się z nowymi osobami które się pojawiły. Póki co sam również był ciekaw umiejętności bojowych Keiry - jeśli okazałaby się sprawną wojowniczką, może byłaby też zainteresowana współpracą z Kenseikai... lecz całą uwagę Yukiego skupił aktualnie białowłosy młodzieniec, dzierżący najbardziej egzotyczny oręż z jakim miał kiedykolwiek do czynienia. Natsume pokiwał głową wesoło, po czym podszedł krok bliżej i skręcił lekko tułów, żeby móc przyjrzeć się lepiej hakomieczom, nazwanym przez Kaiko "shuang gou" - nazwa równie niestandardowa jak ich wygląd.
No, i obudziło się w nim to drobne ziarno ekscytacji, jak za każdym razem kiedy zobaczył nowy rodzaj miecza, z którym nie miał wcześniej do czynienia. Korzystając ze znanych mu ruchów i manewrów, zaczął sobie wyobrażać jakie ataki możnaby było wyprowadzić tą bronią - i jak dewastujące mogłyby być w walce z kimś, kto nie wiedział do czego te hakomiecze byłyby zdolne. Ha, aż sam nabrał ochoty załatwienia sobie takiej broni i przetestowania jej podczas treningów!
-Miło mi, Kanamura-san. - wydał z siebie wesołe "ん", nadal patrząc na miecze-haki. Jego ton, choć nadal spokojny, był zdecydowanie żywszy niż jak do tej pory. - Rzeczywiście, wyglądają fascynująco. Sam z chęcią spróbowałbym wykombinować jakieś manewry to tego typu broni. Walczyłem już mieczami jednoręcznymi, mieczami dwuręcznymi, długimi, krótkimi, zakrzywionymi i prostymi, ale hakami połączonymi z kastetami i ostrzami? Brzmi jak niezłe wyzwanie!
Ostatecznie jednak, zauważywszy że troszeczkę dał się ponieść zaintrygowaniu, odchrząknął tylko i znów stanął prosto. Jeżeli przeżyją tę wyprawę, to z pewnością spróbuje znów znaleźć Kaiko - i, być może, potrenować z nim jakiś czas. Zdecydowanie chciał zobaczyć jak shuang gou działa w praktyce, i nauczyć się sposobów na pokonanie tego typu oręża. Walka bez przygotowania byłaby zupełną głupotą - a i sam Kaiko zdawał się być nieco... zagubiony, patrząc na jego zachowanie. Może po prostu potrzebował jakiejś znajomej twarzy (hehe), żeby poczuć się pewniej podczas wędrówek?
-Nie musisz się silić by zachowywać się "oficjalnie", Kanamura-san - stwierdził, rozbawionym tonem. - Może i wyglądam jak wyglądam, ale nie gryzę.
Spojrzał na oręże, które wskazał białowłosy, i skinął lekko głową.
-Ach, te? Masz dobre oko. Ten wielki to Kubikiriboucho, Miecz Kata - ostrze, które potrafi samo regenerować swoje uszkodzenia poprzez pochłanianie krwi wrogów. Ten drugi... cóż, to jest oręż którego nie dobywam, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. A to? - odpiął od paska zdobioną rękojeść. - To akurat trzymam z sentymentu. To rękojeść mojego pierwszego bokkena, złamanego w walce treningowej. Wbrew pozorom, dzięki mocy chakry, nadal potrafi być bardzo użyteczna...
Wysłuchał następnie odpowiedzi Keiry, która stwierdziła że potrafi posługiwać się mieczem, albo nawet i dwoma, ale nie opanowała tej sztuki jeszcze na takim poziomie, jaki by chciała - głównie pod względem fizycznym, lecz i to był przecież bardzo ważny aspekt dla każdego wojownika. Yuki skinął głową i slótł ręce na piersi.
-Cóż, w rzeczy samej miecze bywają bardzo pomocnym orężem, nawet jeśli jest tylko bronią poboczną do użytkowania chakry. Warto jednak być pewnym, że gdy dojdzie do faktycznej walki na bliski dystans, będzie się do niej rzeczywiście gotowym - żaden magiczny styl szermierczy nie uratuje, jeśli kondycja jest nie ta.
Spojrzał w stronę Kakity.
-Hm... wydaje mi się, że gdy cała ta kabała się skończy, moglibyśmy pomóc z treningiem, prawda? - Ton Yukiego był żywy i serdeczny. - W końcu do tego też dążymy jako Kenseikai. By pomagać szermierzom szlifować ich talent.
Kiedy Kakita jednak zażądał od Keiry wydobycia oręża i pokazania mu jej umiejętności, Yuki tylko westchnął ciężko, i uprzejmie, lecz stanowczo wyciągnął rękę w bok, jak gdyby chcąc oddzielić duet. Nie był to ani czas, ani miejsce, żeby marnować energię przed misją. Taki sparing lub pokaz mógłby być traktowany jako rozgrzewka, owszem, ale na dłuższą metę nie było to dobre rozwiązanie.
-Kakita-dono, proszę - powiedział spokojnie. - Doceniam entuzjazm i ciekawość, lecz na wszystko przyjdzie czas. Za niedługo wyruszamy na misję, na której nie wiemy jak wiele czasu spędzimy na nogach. Powinniśmy oszczędzać siły na tyle, na ile jesteśmy w stanie. Pokazy i treningi nam nie uciekną.
0 x
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Wioska Akatori
Akatori. Wioska, która nie była zbyt dobrze znana Toshiro. Raczej nie zapuszczał się wcześniej w tamtejsze strony, ponieważ zapewne jak większość tych, którzy tutaj mieszkali - nie miał ku temu większych powodów. Gdzie jednak jak nie na takim odludziu można było coś ukryć, nieprawdaż? Wkraczając na terytorium Daishi w pewnym sensie czuł ulgę, w końcu hej, wrócił do domu. Z drugiej jednak strony cały czas myślał o tym czy list dotarł do Asaki, a jeszcze ważniejszym aspektem było to co z nim zrobi. Miał nadzieję, że nie przytłoczyła ją za bardzo ilość nowych rzeczy i wytłumaczeń, które tam wystosował. No chyba, że nawet nie przeczytała tego listu i spaliła go zgodnie z jego poleceniem. Pomimo tego jaka była i co między nimi zaszło to Nishiyama uważał, że mimo wszystko choć zechce przeczytać to co jej napisał. Wbrew pozorom chyba to go najbardziej stresowało. Jej reakcja. Nigdy wcześniej nie odważył się powiedzieć jej tego w twarz, a co dopiero po takim czasie i w takich okolicznościach. Tak na prawdę nie zmieniało to nic. Po prostu chciał żeby wiedziała nawet jeśli to sprawi, że teraz może być między nimi trochę dziwnie. Kiedy jak nie teraz miał zdobyć się na odwagę żeby się do tego wszystkiego przyznać? Poza tym można by powiedzieć, że zaczynał zupełnie nowy rozdział w życiu zostawiając część starego siebie za sobą no i... Gdyby miało się coś stać to wolał nie zostawiać kogoś z niewyjaśnionymi kwestiami, a także z tak dużą niewiedzą.
Z tego co się orientował to nie zostało mu zbyt wiele czasu do wyruszenia, więc pierwsze co zrobił gdy dostał się do jakiejś mniejszej osady to po raz kolejny posłał wieści do domu, że udaje się prosto na miejsce spotkania i jeśli wszystko pójdzie dobrze to w końcu wróci po tym jak rozwiąże się sprawa z Antykreatorem. Oczywiście jeśli będzie do czego wracać, bo tak na prawdę nie miał pojęcia czego się po tym wszystkim spodziewać. Słyszał opowieści od ludzi, którzy rzeczywiście zmierzyli się z nim twarzą w twarz i nie tylko z nim, ale jego najbliższymi poplecznikami. Nie napawało to go w żaden sposób optymizmem, wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że najwięksi ninja tego świata odpowiedzą na ich wezwanie.
Po przybyciu na miejsce nie dostrzegł zbyt wielu znajomych twarzy. Jakieś towarzystwo zebrało się pod drzewkiem. Z amtej czwórki kojarzył tak na prawdę jedynie Kakitę i ewentualnie zamaskowane szermierza, którego widział gdzieś tam w tłumie na trybunach. Tak na prawdę nic nie wiedział o dwójce i nigdy z nimi nie rozmawiał, na tę chwilę nie zamierzał tego zmieniać, ponieważ nie widział ku temu jakiegokolwiek powodu, aczkolwiek cieszył się z ich obecności. Stali w obecności jakiegoś młodego chłopaka i... dziewczyny, którą chyba widział kiedyś w Seiyamie. Tak, zdecydowanie, nawet teraz przypomniało mu się gdzie - w domu rodzinnym Asaki. W każdym razie ona też tak na prawdę była dla niego nieznajomą, ponieważ głównie spędzała czas z białowłosą. Przechodząc niedaleko zerknął tak na prawdę tylko w ich kierunku i udał się wprost do karczmy, chciał coś zjeść po podróży, a później odpocząć na świeżym powietrzu.
Gdy wszedł do karczmy jego oczy od razu skierowały się w jeden konkretny punkt. Mianowicie w kierunku Ichirou i Seinaru, a szczególnie ku temu pierwszemu, choćby z racji na ogromny zabandażowany miecz. Nie gapił się jednak w ich kierunku zbyt długo i jeśli złapał z którymkolwiek z nich kontakt wzrokowy to skinął im głową na przywitanie. Dobrze, w takim razie Klepsydra najprawdopodobniej pojawi się na miejscu. W kącie pod ścianą dostrzegł również Yamiego, który zajmował się swoim posiłkiem, więc gdy ich spojrzenia również się spotkały to jemu też po prostu skinął nie chcąc za bardzo zawracać mu głowy, szczególnie po ostatnim... No, ale cóż, dał mu zająć się samym sobą, tak jak sam Toshiro również zamierzał to zrobić. Podszedł do baru i zamówił jakieś suche mięso tak żeby mógł z nim po prostu wyjść. Po chwili odebrał zamówienie i opuścił karczmę kierując się do jakiegoś dziwnego zabudowanego okręgu, przy którym nikt nie było. Usiadł gdzieś sobie pośród tej konstrukcji, a następnie przystąpił do konsumpcji. Gdy skończył zajął się sprawdzaniem swojego ekwipunku. Sprawdził czy jego wakizashi są w dobrym stanie, a gdy dostrzegł jakiś brud to wytarł go o oderwany kawałek bandaża nasączony wodą. Zaraz po tym przystąpił do sprawdzania torby i kabury, w których uporządkował wszystko, aby mieć do nich łatwy dostęp. Następnie sprawdził mocowania na swojej zbroi odpowiednio je dopinając i poprawiając umiejscowienie odpowiednich elementów tak, aby jak najlepiej zasłaniały jego ciało i jak najmniej krępowały ruchy.
Osoby wspomniane: Ichirou, Seinaru, Yami
Okupowane miejsce: Okrągłe coś
Z tego co się orientował to nie zostało mu zbyt wiele czasu do wyruszenia, więc pierwsze co zrobił gdy dostał się do jakiejś mniejszej osady to po raz kolejny posłał wieści do domu, że udaje się prosto na miejsce spotkania i jeśli wszystko pójdzie dobrze to w końcu wróci po tym jak rozwiąże się sprawa z Antykreatorem. Oczywiście jeśli będzie do czego wracać, bo tak na prawdę nie miał pojęcia czego się po tym wszystkim spodziewać. Słyszał opowieści od ludzi, którzy rzeczywiście zmierzyli się z nim twarzą w twarz i nie tylko z nim, ale jego najbliższymi poplecznikami. Nie napawało to go w żaden sposób optymizmem, wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że najwięksi ninja tego świata odpowiedzą na ich wezwanie.
Po przybyciu na miejsce nie dostrzegł zbyt wielu znajomych twarzy. Jakieś towarzystwo zebrało się pod drzewkiem. Z amtej czwórki kojarzył tak na prawdę jedynie Kakitę i ewentualnie zamaskowane szermierza, którego widział gdzieś tam w tłumie na trybunach. Tak na prawdę nic nie wiedział o dwójce i nigdy z nimi nie rozmawiał, na tę chwilę nie zamierzał tego zmieniać, ponieważ nie widział ku temu jakiegokolwiek powodu, aczkolwiek cieszył się z ich obecności. Stali w obecności jakiegoś młodego chłopaka i... dziewczyny, którą chyba widział kiedyś w Seiyamie. Tak, zdecydowanie, nawet teraz przypomniało mu się gdzie - w domu rodzinnym Asaki. W każdym razie ona też tak na prawdę była dla niego nieznajomą, ponieważ głównie spędzała czas z białowłosą. Przechodząc niedaleko zerknął tak na prawdę tylko w ich kierunku i udał się wprost do karczmy, chciał coś zjeść po podróży, a później odpocząć na świeżym powietrzu.
Gdy wszedł do karczmy jego oczy od razu skierowały się w jeden konkretny punkt. Mianowicie w kierunku Ichirou i Seinaru, a szczególnie ku temu pierwszemu, choćby z racji na ogromny zabandażowany miecz. Nie gapił się jednak w ich kierunku zbyt długo i jeśli złapał z którymkolwiek z nich kontakt wzrokowy to skinął im głową na przywitanie. Dobrze, w takim razie Klepsydra najprawdopodobniej pojawi się na miejscu. W kącie pod ścianą dostrzegł również Yamiego, który zajmował się swoim posiłkiem, więc gdy ich spojrzenia również się spotkały to jemu też po prostu skinął nie chcąc za bardzo zawracać mu głowy, szczególnie po ostatnim... No, ale cóż, dał mu zająć się samym sobą, tak jak sam Toshiro również zamierzał to zrobić. Podszedł do baru i zamówił jakieś suche mięso tak żeby mógł z nim po prostu wyjść. Po chwili odebrał zamówienie i opuścił karczmę kierując się do jakiegoś dziwnego zabudowanego okręgu, przy którym nikt nie było. Usiadł gdzieś sobie pośród tej konstrukcji, a następnie przystąpił do konsumpcji. Gdy skończył zajął się sprawdzaniem swojego ekwipunku. Sprawdził czy jego wakizashi są w dobrym stanie, a gdy dostrzegł jakiś brud to wytarł go o oderwany kawałek bandaża nasączony wodą. Zaraz po tym przystąpił do sprawdzania torby i kabury, w których uporządkował wszystko, aby mieć do nich łatwy dostęp. Następnie sprawdził mocowania na swojej zbroi odpowiednio je dopinając i poprawiając umiejscowienie odpowiednich elementów tak, aby jak najlepiej zasłaniały jego ciało i jak najmniej krępowały ruchy.
Osoby wspomniane: Ichirou, Seinaru, Yami
Okupowane miejsce: Okrągłe coś
0 x
- Sasha
- Martwa postać
- Posty: 109
- Rejestracja: 31 lip 2020, o 22:48
- Wiek postaci: 15
- Ranga: Wyrzutek [D]
- Krótki wygląd: Białe chaotycznie ułożone włosy. Bandaże na krzyż zakrywające oczy i na przedramionach. Minimalistyczne bordowe tatuaże na zewnętrznych częściach dłoni przedstawiające oko. Szara postrzępiona szata do kolan. Czarna pelerynka. Brak spodni i butów.
- Widoczny ekwipunek: Parasolka, kabura na udzie pod szatą.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=8766
Re: Wioska Akatori
Zjawiało się tutaj coraz więcej ludzi. Było to coś nadzwyczajnego na taką małą osadę. Zwłaszcza że ci wszyscy ludzie mieli różniące się nieco akcenty i było jasne, że nie pochodzą z jednego miejsca. Tu naprawdę miało coś się wydarzyć na większą chyba nawet skalę niż opisywał to Seinaru.
Gulasz dodał mu sił. Dobrze było zjeść coś ciepłego i kalorycznego po długiej podróży. Nie był nawykły do nocowania w lesie, ale w związku z tym, że nie natrafił po drodze na żadną wiosk,ę to był do tego ostatnio zmuszony. Tylko żeby tutaj dało się wyspać… Z każdą nową osobą jego nadzieje malały, zwłaszcza biorąc pod uwagę zawartość sakiewki. Nie miał nawet jak przebić podstawowej stawki. Znowu spanie na kocyku…
Gdy skończył wszystko, odniósł naczynia i zapłacił należność. Odnosił wrażenie, że nowe osoby zbierają się również na zewnątrz. Słyszał dochodzące stamtąd czasami podniesione głosy. Czy oni wszyscy na wyprawę? Warto się z nimi poznać, jeśli ma zostać jej częścią. Musi wiedzieć, o kim ma tworzyć kronikę, trzeba więc usłyszeć ich wnętrza. Kto będzie głównym bohaterem jego dzieł? Podniósł swój plecak oraz wiklinowy kosz i założył je na plecy. Kurę wziął do rąk i przycisnął do klatki piersiowej. Powoli wyszedł, starając się nie wleźć na kogoś, albo na zajmowany przez kogoś stolik czy puste krzesło.
Przeszedł przez główne drzwi i wziął głębszy oddech. Skupił swój wyczulonych słuch i wsłuchał się w gwar na zewnątrz. Musiał znaleźć grupkę, która nie była zbyt liczna, by nie czuł się przytłoczony. Gdzieś gromadził się naprawdę niezły tłumek, który zdecydowanie odpadał. Miał wrażenie, że jest tu jednak gdzieś samotna osoba. Słyszał stuknięcie miski i szelest. Ktoś faktycznie zamawiał jedzenie na wynos. Zbliżył się do nieznajomego. Trzymał kurczowo kurę, jakby chcąc sobie dodać pewności. Ta gdaknęła tylko, zanim zdążył się odezwać, niby chcąc go przedstawić.
- Dzieńdobry… - jeśli był wieczór, to miał nadzieje, że z oczywistych powodów zostanie mu to wybaczone. Czemu tego nie przemyślał i nie użył bardziej neutralnego zwrotu… Chyba stres.
- Czy Pani lub Pan też na tę wyprawę? Mam na imie Sasha Bihaku, jestem artystą. Chciałbym opisać to wydarzenie w kronikach i namalować dzieła opisujące to. Czy miałby Pan coś przeciwko, żebym mógł się przysiąść i Pana bliżej poznać? Widzę oczami serca, a poznanie pomaga mi bardzo w utworzeniu idealnego malunku. – czy Sasha by się zgodził, gdyby ktoś go tak zaczepił? Na pewno mówił szczerze, nie miał ukrytych zamiarów. Czuł się tu obco i samotnie. Dopóki jeszcze nie usłyszał obcego, to ciężko było mu coś wnioskować na jego temat, ale był wiary, że jest to bardzo dobry człowiek. Kto inny by przychodził pomagać? Ciekawe czy to była może jakaś piękna niewiasta.
- Wszystko oczywiście bezinteresownie, bo ktoś już myślał, że chce za malunki Ryo wyłudzać! - obronił się zapobiegawczo. Nie chciał niekomfortowej rozmowy, w której ktoś miał problem ocenić jego cel.
Zaczepione osoby: Shins
Miejsce pobytu: Stolik w karczmie -> na zewnątrz obok Shinsa
Gulasz dodał mu sił. Dobrze było zjeść coś ciepłego i kalorycznego po długiej podróży. Nie był nawykły do nocowania w lesie, ale w związku z tym, że nie natrafił po drodze na żadną wiosk,ę to był do tego ostatnio zmuszony. Tylko żeby tutaj dało się wyspać… Z każdą nową osobą jego nadzieje malały, zwłaszcza biorąc pod uwagę zawartość sakiewki. Nie miał nawet jak przebić podstawowej stawki. Znowu spanie na kocyku…
Gdy skończył wszystko, odniósł naczynia i zapłacił należność. Odnosił wrażenie, że nowe osoby zbierają się również na zewnątrz. Słyszał dochodzące stamtąd czasami podniesione głosy. Czy oni wszyscy na wyprawę? Warto się z nimi poznać, jeśli ma zostać jej częścią. Musi wiedzieć, o kim ma tworzyć kronikę, trzeba więc usłyszeć ich wnętrza. Kto będzie głównym bohaterem jego dzieł? Podniósł swój plecak oraz wiklinowy kosz i założył je na plecy. Kurę wziął do rąk i przycisnął do klatki piersiowej. Powoli wyszedł, starając się nie wleźć na kogoś, albo na zajmowany przez kogoś stolik czy puste krzesło.
Przeszedł przez główne drzwi i wziął głębszy oddech. Skupił swój wyczulonych słuch i wsłuchał się w gwar na zewnątrz. Musiał znaleźć grupkę, która nie była zbyt liczna, by nie czuł się przytłoczony. Gdzieś gromadził się naprawdę niezły tłumek, który zdecydowanie odpadał. Miał wrażenie, że jest tu jednak gdzieś samotna osoba. Słyszał stuknięcie miski i szelest. Ktoś faktycznie zamawiał jedzenie na wynos. Zbliżył się do nieznajomego. Trzymał kurczowo kurę, jakby chcąc sobie dodać pewności. Ta gdaknęła tylko, zanim zdążył się odezwać, niby chcąc go przedstawić.
- Dzieńdobry… - jeśli był wieczór, to miał nadzieje, że z oczywistych powodów zostanie mu to wybaczone. Czemu tego nie przemyślał i nie użył bardziej neutralnego zwrotu… Chyba stres.
- Czy Pani lub Pan też na tę wyprawę? Mam na imie Sasha Bihaku, jestem artystą. Chciałbym opisać to wydarzenie w kronikach i namalować dzieła opisujące to. Czy miałby Pan coś przeciwko, żebym mógł się przysiąść i Pana bliżej poznać? Widzę oczami serca, a poznanie pomaga mi bardzo w utworzeniu idealnego malunku. – czy Sasha by się zgodził, gdyby ktoś go tak zaczepił? Na pewno mówił szczerze, nie miał ukrytych zamiarów. Czuł się tu obco i samotnie. Dopóki jeszcze nie usłyszał obcego, to ciężko było mu coś wnioskować na jego temat, ale był wiary, że jest to bardzo dobry człowiek. Kto inny by przychodził pomagać? Ciekawe czy to była może jakaś piękna niewiasta.
- Wszystko oczywiście bezinteresownie, bo ktoś już myślał, że chce za malunki Ryo wyłudzać! - obronił się zapobiegawczo. Nie chciał niekomfortowej rozmowy, w której ktoś miał problem ocenić jego cel.
Zaczepione osoby: Shins
Miejsce pobytu: Stolik w karczmie -> na zewnątrz obok Shinsa
0 x
- Kaiko
- Postać porzucona
- Posty: 185
- Rejestracja: 29 gru 2019, o 15:02
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
- Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=7934
- GG/Discord: 1032197 / Ray#8794
- Multikonta: -
Re: Wioska Akatori
Z całą pewnością Kaiko nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. On w ogóle wiele rzeczy nie rozumiał - nie wiedział po co się tu zebrali, kim tak naprawdę jest Antykreator, co zrobił, jaką siłą włada i tak dalej. I chociaż Keira próbowała mu to uświadomić, uzmysłowić jak wielkie jest zagrożenie, to on... wciąż nie do końca rozumiał. Okej, było śmiertelne, mógł umrzeć, ale tak naprawdę nie czuł tego. Mógł umrzeć i przy mniejszym, bo wcale nie był tak wyszkolony, jak inni tutaj zebrani. Dla niego teoretycznie śmiertelnym zagrożeniem był jeden lub kilku zwyczajnych bandytów. I może właśnie ta skala między zwyczajnym rzezimieszkiem, a światowym antagonistą, dawała mu jakieś pojęcie w co się wpakował. Teraz jednak nie było już odwrotu. Znaczy, był, ale nie dla Kaiko. Skoro sprawa była tak ważna, to nawet i jego niewiele znacząca obecność mogła pomóc. W końcu coś tam potrafił. Pomógłby chociaż prawdziwym ninja oszczędzić siły, gdyby przyszło im zająć się jakimiś płotkami. Albo mógł poświęcić życie, odwracając uwagę i upewniając się, że pokonają Antykreatora. Było to naiwne myślenie, ale białowłosy nie był tego jeszcze świadomy.
Kiwnął głową, że rozumie Keire. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie chciał umierać, więc zrobi wiele, by przeżyć, jednak powoli docierało do niego, że jeżeli chciał przeżyć, to nie powinien się tu znajdować. Ambitnie wybrał swoją pierwszą względnie samotną przygodę - wszak tym razem nikt mu nie mówił gdzie ma iść, a sam wybrał kierunek. I tak oto może zadecydował także o swoim losie, a raczej o rychłym jego zakończeniu. To dopiero miało się okazać. Jednak nie byłby sobą, gdyby po prostu, w duchu, nie wzruszył ramionami, zupełnie olewając to, co na niego czekało. W tym momencie bardziej zestresowany był obecnością Asagiego i Kenseia, niż wizją walki z Antykreatorem.
I stres tylko wzrósł, gdy został zapytany o Shuang Gou, a przede wszystkim o to, kto go nauczył władać tym nietypowym orężem. Opancerzony jegomość pewnie zakładał, że wiąże się z tym jakaś większa historia, że hakomieczami walczył ktoś bliski białowłosemu, że on przekazał mu wiedzę, a same ostrza są wręcz indywidualnym projektem, ale... rzeczywistość była zupełnie inna. Nieco zaskoczony przeniósł swój wzrok z wielkiego ostrza Kenseia, na spokojne oczy Kakita Asagiego. Swoją drogą, teraz czuł od niego aurę niezmiernie podobną do tej, jaką miał Etsuya. Niby spokój, opanowanie, ale jednak stanowczość, powaga, dystans od emocji i... gotowość. Tym samym cechował się opiekun Kaiko, ale przecież nie było to nic unikalnego. W ten sposób białowłosy wyobrażał sobie każdego dorosłego, a raczej dojrzałego człowieka. Wszak innych zbytnio nie poznał.
- Yyyy... właściwie znalazłem te miecze w sklepie z wyposażeniem w Antai. Myślałem najpierw o jakimś prostym ostrzu, większym, którym mógłbym walczyć wedle wyuczonych zasad, ale... no... nie stać mnie było. Shuang Gou, chociaż wyglądają skomplikowanie, to są tanie. Stać mnie było na dwa. Dotychczas nawet nie słyszałem o takich mieczach, nikogo nie widziałem, aby nimi walczył, więc jestem samoukiem. - odpowiedział trochę speszony, bo brzmiał teraz naprawdę na żółtodzioba, chociaż przed chwilą zapewniał Keirę, że nim nie jest. Ale przynajmniej mówił szczerze, nie ukrywał niczego. - Podstaw walki mieczem nauczył mnie mój opiekun, a później uczyłem się sam. Korzystanie z ostrza wydaje mi się... naturalne. Trzeba przeanalizować ruchy, sprawdzić co działa, a co nie, gdzie są tego błędy, a gdzie zalety i wykorzystywać w odpowiednich sytuacjach. No i dużo leży w warunkach fizycznych, a na odludziu mam więcej czasu, niż chciałbym mieć. W końcu nie pracuję, nie mam wielu obowiązków, nie mam tam żadnych znajomych czy rodziny, no to całe dnie ćwiczę. - postanowił się trochę wytłumaczyć, żeby obronić swoje umiejętności. Może i był samoukiem, może i dopiero odkrywał walkę Shuang Gou, ale to przychodziło mu z nieskrywaną łatwością. Zresztą już dawno temu Etsuya uznał, że nie jest w stanie nauczyć go niczego więcej, więc od kogo miał się uczyć? Pozostało samotne szlifowanie zdolności.
Akahoshi Kensei, chociaż skryty za maską, to wciąż wydawał się bardziej... żywy, niż Kakita Asagi. Kaiko miał wrażenie, że naprawdę za tą maską jest całe spektrum min i emocji, zaś u opancerzonego wojownika wydawało się, jakoby jego twarz była maską. I może tak było - białowłosy nie znał się na ludziach, toteż zawierzał się przeczuciu. Tak czy siak, Kensei okazał się być żywo zainteresowany Shuang Gou i nawet lekko się gimnastykował, by lepiej przyjrzeć się ostrzom. Kaiko postanowił ułatwić mu zadanie i powoli, ostrożnie wyciągnął jeden z hakomieczy, by zwyczajnie podać go Akahoshiemu. Zrobił to w taki sposób, aby było jasne, że nie zamierza zaatakować. Powoli, bez gwałtownych ruchów, wszak wciąż czuł się w tym towarzystwie bardzo niepewnie. I nie na miejscu. Wyczuwalny entuzjazm w głosie zamaskowanego szermierza był jak woda na młyn dla entuzjazmu białowłosego, który od razu uśmiechnął się szerzej, słysząc o wyzwaniu jakim było wymyślanie ruchów dla Shuang Gou.
- Prawda? Jak pierwszy raz ujrzałem tą broń, to nie mogłem spać w nocy, bo myślałem co można z nią zrobić, ale prawdziwie fascynująca okazała się, gdy zacząłem się zastanawiać jak na nią walczyć. O ile pojedynek z posiadaczem jednego Shuang Gou nie wydawał mi się szczególnie trudny, tak starcie z kimś dzierżącym dwa hakomiecze brzmi naprawdę problematycznie. W końcu... wiele z ruchów, które znam i wykorzystywałem okazują się bardzo ryzykowne. I to mnie do nich przekonało. I dlatego też kupiłem dwa. - wyjaśnił już żywiej, mniej nerwowo i zdecydowanie bardziej swobodnie. Poruszanie tematu, który był przecież jego pasją pozwalało mu zapomnieć o tym stresie. A szczególnie, gdy źródło tego stresu wydawało się być podobnie zakochane w mieczach. - Hakiem oprócz chwytania broni i wyrywania jej lub zwyczajnie przełamywania gardy, mogę łapać za rękę albo nogę, albo nawet szyję. Kolec na końcu rękojeści pozwala szybko wykończyć przeciwnika, chociażby po obaleniu hakami za nogę, a te półksiężyce nadają się do wzmocnionych uderzeń pięścią. - rzucił szybko podstawowe założenia przy walce z użyciem hakomieczy, ale nie wydawało mu się, że to coś odkrywczego. W końcu nie był niezwykle doświadczonym szermierzem, był tylko entuzjastą, zapaleńcem, który kombinował i jak na razie nawet nie wiedział czy w dobrym kierunku. Co do oficjalnego zachowania... to nie tak, że sam chciał się tak zachowywać. Było to bardziej efektem sytuacji, w której się znajdował - dla niego wyjątkowej, niecodziennej. Uśmiechnął się trochę głupkowato, a trochę speszony, jakby chciał przeprosić za swoje zachowanie.
- Gryzienia się nie obawiam. Zza maski byłoby to raczej ciężkie. - rzucił żartobliwie, wszak taką był osobą - lubił pożartować, nawet w sytuacjach, w których nie czuł się do końca pewny siebie. Oczywiście wciąż nie czuł się na tyle pewien siebie lub innych, aby zacząć z nich żartować, a to już wyjątkowo lubił.
Entuzjazm, ekscytacja, dziecięca radość. Tak można było określić reakcje Kaiko na oręż, który był mu nijako prezentowany i opisywany przez Kenseia. Jego usta rozwarły się w głębokim szoku, gdy szermierz wspomniał, że Ostrze Kata się samo naprawia za pomocą krwi przeciwników. Białowłosy zupełnie zapomniał o swoich rekinich zębiskach w tym momencie, nie przejmował się, że ktoś może dostrzec jego, jego zdaniem, wynaturzenie. W głowie nie mieściło mu się, że broń może mieć tak fascynujące właściwości. Wyjątkowo tajemnicze było drugie ostrze. Brzmiało z opisu tak, jakby było niezmiernie niebezpieczne, ale nie dla samego dzierżącego. Jakby ta siła była na tyle duża, że wręcz trudna do powstrzymania, aby natychmiast nie zabić swego przeciwnika. Kaiko jednak nie chciał dopytywać, bo jakby nie było, to nie znał Kenseia i nie wiedział jak ten może zareagować na taką wścibskość. Intrygujące wydało mu się to, że zamaskowany szermierz nosił przy sobie pamiątkę w postaci rękojeści bokkena, którym ćwiczył. Naturalnie, tak jak się spodziewał, i to miało jakieś niezwykłe zastosowanie - bo mógł z pomocą chakry pewnie tworzyć ostrze. Powoli białowłosy przyzwyczajał się, że to, co wydawało mu się nielogiczne, niemożliwe i niewyobrażalne, to było osiągalne z pomocą chakry. Już przestawał myśleć kryteriami tego, co zna, a zaczynał zupełnie odpływać fantazją, bo i tak wszystko czego się tutaj dowiadywał przekraczało jego najśmielsze oczekiwania.
- W życiu nie słyszałem o ostrzu, które samo się naprawia. To brzmi... jak z jakichś legend! Niesamowite. Naprawdę... wspaniałe. Nie mogę wyjść z podziwu. - mówił głosem, który jasno wskazywał, że myślami Kaiko jest niekoniecznie tu i teraz. Miecze, a szczególnie tak niezwykłe, budziły u niego emocje jak nic innego. Po prostu uwielbiał ten oręż, który dotychczas wydawał mu się bez tajemnic, a tutaj nagle okazuje się, że zupełnie nic o nim nie wie. - Ja też noszę pamiątkę. Co prawda jest nieużyteczna, bo to złamane tachi mojego opiekuna. - dodał, wskazując kciukiem na pakunek, który znajdował się na jego plecach. Sentyment nie pozwalał mu się rozstać nawet ze zniszczonym ostrzem. Nie pozwolił sobie zostawić go w świątyni - przecież podczas jego nieobecności ktoś mógłby je ukraść. No i pierwszy raz zapuszczał się tak daleko od miejsca, które było związane z Etsuyą. Coś musiało mu o nim przypominać.
Później nastał moment... testu? Tak to wyglądało. Kakita Asagi zadał konkretne pytanie Keirze, a ona podała, zdawałoby się, wyczerpująca odpowiedź. Kaiko nie zamierzał jej komentować, bo dla każdego walka mieczem pewnie była czymś innym. Dlatego właśnie dyskusje na ten temat toczyły się po dziś dzień. Zresztą białowłosy nie chciał wyskakiwać przed szereg, bo naprawdę nie czuł się na siłach do tak elokwentnej wypowiedzi, która rzeczywiście ujęłaby czym dla niego jest walka mieczem albo co myśli o samurajskiej sztuce walki. Inna sprawa, że on nie znał samurajskiej sztuki walki i pewnie nigdy jej na oczy nie widział. Stał tak w ciszy i słuchał, ale jakby się ocknął, gdy usłyszał o pomaganiu szermierzom szlifować ich talent. Nie rozumiał czym było to Kenseikai, ani nie wiedział czy w ogóle ma szanse dostać się na taki trening. W końcu, jeżeli dobrze zrozumiał, to oferowano go tylko Keirze. Nie chciał być nachalny - może pogada z nią na osobności i poprosi, aby się za nim wstawiła? Nie czuł się na tyle śmiało, by prosto w twarz... w maskę powiedzieć Akahoshi Kenseiowi, że on pragnie dostać się na nauki i rozwijać w szermierce. Znaczy... bardziej się powstrzymywał, aby tego nie zrobić, bo wiedział, że to było zbyt śmiałe na ten moment. Ale miał swój plan, bo Kakita Asagi chciał ujrzeć Keirę w akcji, więc dlaczego miałaby nie spróbować się z białowłosym? Ten mógłby zaprezentować co potrafi, a to może przekonałoby dwójkę szermierzy, że warto byłoby go wziąć na nauki. Jednak, niestety, Kensei szybko ugasił entuzjazm Kaiko. Może miał rację, że nie było to miejsce na pojedynki, ale przecież mogli odbyć krótki sparing. Nikomu by się nic nie stało, a byłoby to dobrą rozgrzewką, jeżeli nadchodziło naprawdę ciężkie starcie.
Kiwnął głową, że rozumie Keire. Nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie chciał umierać, więc zrobi wiele, by przeżyć, jednak powoli docierało do niego, że jeżeli chciał przeżyć, to nie powinien się tu znajdować. Ambitnie wybrał swoją pierwszą względnie samotną przygodę - wszak tym razem nikt mu nie mówił gdzie ma iść, a sam wybrał kierunek. I tak oto może zadecydował także o swoim losie, a raczej o rychłym jego zakończeniu. To dopiero miało się okazać. Jednak nie byłby sobą, gdyby po prostu, w duchu, nie wzruszył ramionami, zupełnie olewając to, co na niego czekało. W tym momencie bardziej zestresowany był obecnością Asagiego i Kenseia, niż wizją walki z Antykreatorem.
I stres tylko wzrósł, gdy został zapytany o Shuang Gou, a przede wszystkim o to, kto go nauczył władać tym nietypowym orężem. Opancerzony jegomość pewnie zakładał, że wiąże się z tym jakaś większa historia, że hakomieczami walczył ktoś bliski białowłosemu, że on przekazał mu wiedzę, a same ostrza są wręcz indywidualnym projektem, ale... rzeczywistość była zupełnie inna. Nieco zaskoczony przeniósł swój wzrok z wielkiego ostrza Kenseia, na spokojne oczy Kakita Asagiego. Swoją drogą, teraz czuł od niego aurę niezmiernie podobną do tej, jaką miał Etsuya. Niby spokój, opanowanie, ale jednak stanowczość, powaga, dystans od emocji i... gotowość. Tym samym cechował się opiekun Kaiko, ale przecież nie było to nic unikalnego. W ten sposób białowłosy wyobrażał sobie każdego dorosłego, a raczej dojrzałego człowieka. Wszak innych zbytnio nie poznał.
- Yyyy... właściwie znalazłem te miecze w sklepie z wyposażeniem w Antai. Myślałem najpierw o jakimś prostym ostrzu, większym, którym mógłbym walczyć wedle wyuczonych zasad, ale... no... nie stać mnie było. Shuang Gou, chociaż wyglądają skomplikowanie, to są tanie. Stać mnie było na dwa. Dotychczas nawet nie słyszałem o takich mieczach, nikogo nie widziałem, aby nimi walczył, więc jestem samoukiem. - odpowiedział trochę speszony, bo brzmiał teraz naprawdę na żółtodzioba, chociaż przed chwilą zapewniał Keirę, że nim nie jest. Ale przynajmniej mówił szczerze, nie ukrywał niczego. - Podstaw walki mieczem nauczył mnie mój opiekun, a później uczyłem się sam. Korzystanie z ostrza wydaje mi się... naturalne. Trzeba przeanalizować ruchy, sprawdzić co działa, a co nie, gdzie są tego błędy, a gdzie zalety i wykorzystywać w odpowiednich sytuacjach. No i dużo leży w warunkach fizycznych, a na odludziu mam więcej czasu, niż chciałbym mieć. W końcu nie pracuję, nie mam wielu obowiązków, nie mam tam żadnych znajomych czy rodziny, no to całe dnie ćwiczę. - postanowił się trochę wytłumaczyć, żeby obronić swoje umiejętności. Może i był samoukiem, może i dopiero odkrywał walkę Shuang Gou, ale to przychodziło mu z nieskrywaną łatwością. Zresztą już dawno temu Etsuya uznał, że nie jest w stanie nauczyć go niczego więcej, więc od kogo miał się uczyć? Pozostało samotne szlifowanie zdolności.
Akahoshi Kensei, chociaż skryty za maską, to wciąż wydawał się bardziej... żywy, niż Kakita Asagi. Kaiko miał wrażenie, że naprawdę za tą maską jest całe spektrum min i emocji, zaś u opancerzonego wojownika wydawało się, jakoby jego twarz była maską. I może tak było - białowłosy nie znał się na ludziach, toteż zawierzał się przeczuciu. Tak czy siak, Kensei okazał się być żywo zainteresowany Shuang Gou i nawet lekko się gimnastykował, by lepiej przyjrzeć się ostrzom. Kaiko postanowił ułatwić mu zadanie i powoli, ostrożnie wyciągnął jeden z hakomieczy, by zwyczajnie podać go Akahoshiemu. Zrobił to w taki sposób, aby było jasne, że nie zamierza zaatakować. Powoli, bez gwałtownych ruchów, wszak wciąż czuł się w tym towarzystwie bardzo niepewnie. I nie na miejscu. Wyczuwalny entuzjazm w głosie zamaskowanego szermierza był jak woda na młyn dla entuzjazmu białowłosego, który od razu uśmiechnął się szerzej, słysząc o wyzwaniu jakim było wymyślanie ruchów dla Shuang Gou.
- Prawda? Jak pierwszy raz ujrzałem tą broń, to nie mogłem spać w nocy, bo myślałem co można z nią zrobić, ale prawdziwie fascynująca okazała się, gdy zacząłem się zastanawiać jak na nią walczyć. O ile pojedynek z posiadaczem jednego Shuang Gou nie wydawał mi się szczególnie trudny, tak starcie z kimś dzierżącym dwa hakomiecze brzmi naprawdę problematycznie. W końcu... wiele z ruchów, które znam i wykorzystywałem okazują się bardzo ryzykowne. I to mnie do nich przekonało. I dlatego też kupiłem dwa. - wyjaśnił już żywiej, mniej nerwowo i zdecydowanie bardziej swobodnie. Poruszanie tematu, który był przecież jego pasją pozwalało mu zapomnieć o tym stresie. A szczególnie, gdy źródło tego stresu wydawało się być podobnie zakochane w mieczach. - Hakiem oprócz chwytania broni i wyrywania jej lub zwyczajnie przełamywania gardy, mogę łapać za rękę albo nogę, albo nawet szyję. Kolec na końcu rękojeści pozwala szybko wykończyć przeciwnika, chociażby po obaleniu hakami za nogę, a te półksiężyce nadają się do wzmocnionych uderzeń pięścią. - rzucił szybko podstawowe założenia przy walce z użyciem hakomieczy, ale nie wydawało mu się, że to coś odkrywczego. W końcu nie był niezwykle doświadczonym szermierzem, był tylko entuzjastą, zapaleńcem, który kombinował i jak na razie nawet nie wiedział czy w dobrym kierunku. Co do oficjalnego zachowania... to nie tak, że sam chciał się tak zachowywać. Było to bardziej efektem sytuacji, w której się znajdował - dla niego wyjątkowej, niecodziennej. Uśmiechnął się trochę głupkowato, a trochę speszony, jakby chciał przeprosić za swoje zachowanie.
- Gryzienia się nie obawiam. Zza maski byłoby to raczej ciężkie. - rzucił żartobliwie, wszak taką był osobą - lubił pożartować, nawet w sytuacjach, w których nie czuł się do końca pewny siebie. Oczywiście wciąż nie czuł się na tyle pewien siebie lub innych, aby zacząć z nich żartować, a to już wyjątkowo lubił.
Entuzjazm, ekscytacja, dziecięca radość. Tak można było określić reakcje Kaiko na oręż, który był mu nijako prezentowany i opisywany przez Kenseia. Jego usta rozwarły się w głębokim szoku, gdy szermierz wspomniał, że Ostrze Kata się samo naprawia za pomocą krwi przeciwników. Białowłosy zupełnie zapomniał o swoich rekinich zębiskach w tym momencie, nie przejmował się, że ktoś może dostrzec jego, jego zdaniem, wynaturzenie. W głowie nie mieściło mu się, że broń może mieć tak fascynujące właściwości. Wyjątkowo tajemnicze było drugie ostrze. Brzmiało z opisu tak, jakby było niezmiernie niebezpieczne, ale nie dla samego dzierżącego. Jakby ta siła była na tyle duża, że wręcz trudna do powstrzymania, aby natychmiast nie zabić swego przeciwnika. Kaiko jednak nie chciał dopytywać, bo jakby nie było, to nie znał Kenseia i nie wiedział jak ten może zareagować na taką wścibskość. Intrygujące wydało mu się to, że zamaskowany szermierz nosił przy sobie pamiątkę w postaci rękojeści bokkena, którym ćwiczył. Naturalnie, tak jak się spodziewał, i to miało jakieś niezwykłe zastosowanie - bo mógł z pomocą chakry pewnie tworzyć ostrze. Powoli białowłosy przyzwyczajał się, że to, co wydawało mu się nielogiczne, niemożliwe i niewyobrażalne, to było osiągalne z pomocą chakry. Już przestawał myśleć kryteriami tego, co zna, a zaczynał zupełnie odpływać fantazją, bo i tak wszystko czego się tutaj dowiadywał przekraczało jego najśmielsze oczekiwania.
- W życiu nie słyszałem o ostrzu, które samo się naprawia. To brzmi... jak z jakichś legend! Niesamowite. Naprawdę... wspaniałe. Nie mogę wyjść z podziwu. - mówił głosem, który jasno wskazywał, że myślami Kaiko jest niekoniecznie tu i teraz. Miecze, a szczególnie tak niezwykłe, budziły u niego emocje jak nic innego. Po prostu uwielbiał ten oręż, który dotychczas wydawał mu się bez tajemnic, a tutaj nagle okazuje się, że zupełnie nic o nim nie wie. - Ja też noszę pamiątkę. Co prawda jest nieużyteczna, bo to złamane tachi mojego opiekuna. - dodał, wskazując kciukiem na pakunek, który znajdował się na jego plecach. Sentyment nie pozwalał mu się rozstać nawet ze zniszczonym ostrzem. Nie pozwolił sobie zostawić go w świątyni - przecież podczas jego nieobecności ktoś mógłby je ukraść. No i pierwszy raz zapuszczał się tak daleko od miejsca, które było związane z Etsuyą. Coś musiało mu o nim przypominać.
Później nastał moment... testu? Tak to wyglądało. Kakita Asagi zadał konkretne pytanie Keirze, a ona podała, zdawałoby się, wyczerpująca odpowiedź. Kaiko nie zamierzał jej komentować, bo dla każdego walka mieczem pewnie była czymś innym. Dlatego właśnie dyskusje na ten temat toczyły się po dziś dzień. Zresztą białowłosy nie chciał wyskakiwać przed szereg, bo naprawdę nie czuł się na siłach do tak elokwentnej wypowiedzi, która rzeczywiście ujęłaby czym dla niego jest walka mieczem albo co myśli o samurajskiej sztuce walki. Inna sprawa, że on nie znał samurajskiej sztuki walki i pewnie nigdy jej na oczy nie widział. Stał tak w ciszy i słuchał, ale jakby się ocknął, gdy usłyszał o pomaganiu szermierzom szlifować ich talent. Nie rozumiał czym było to Kenseikai, ani nie wiedział czy w ogóle ma szanse dostać się na taki trening. W końcu, jeżeli dobrze zrozumiał, to oferowano go tylko Keirze. Nie chciał być nachalny - może pogada z nią na osobności i poprosi, aby się za nim wstawiła? Nie czuł się na tyle śmiało, by prosto w twarz... w maskę powiedzieć Akahoshi Kenseiowi, że on pragnie dostać się na nauki i rozwijać w szermierce. Znaczy... bardziej się powstrzymywał, aby tego nie zrobić, bo wiedział, że to było zbyt śmiałe na ten moment. Ale miał swój plan, bo Kakita Asagi chciał ujrzeć Keirę w akcji, więc dlaczego miałaby nie spróbować się z białowłosym? Ten mógłby zaprezentować co potrafi, a to może przekonałoby dwójkę szermierzy, że warto byłoby go wziąć na nauki. Jednak, niestety, Kensei szybko ugasił entuzjazm Kaiko. Może miał rację, że nie było to miejsce na pojedynki, ale przecież mogli odbyć krótki sparing. Nikomu by się nic nie stało, a byłoby to dobrą rozgrzewką, jeżeli nadchodziło naprawdę ciężkie starcie.
0 x
#FFCC66
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.

"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
- Shins
- Martwa postać
- Posty: 1682
- Rejestracja: 7 kwie 2018, o 16:44
- Wiek postaci: 22
- Ranga: Dōkō, Pazur
- Krótki wygląd: Nijaki. Zazwyczaj skryty w czarnym stroju ninja - do misji się przebiera. Brak cech szczególnych poza ustami na rękach i piersi.
- Widoczny ekwipunek: Torba na glinę u pasa, dwie torby z tyłu. Maska na twarzy, rękawiczki na dłoniach. Miecz zawieszony na plecach. Płaszcz.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=80043#p80043
Re: Wioska Akatori
Ukryty tekst
0 x
Karta Postaci <> Mechanika technik rodu Dōhito <> WT <> Kuźnia <> Dziennik młodego zabójcy
Twarda spacja:
- Sasha
- Martwa postać
- Posty: 109
- Rejestracja: 31 lip 2020, o 22:48
- Wiek postaci: 15
- Ranga: Wyrzutek [D]
- Krótki wygląd: Białe chaotycznie ułożone włosy. Bandaże na krzyż zakrywające oczy i na przedramionach. Minimalistyczne bordowe tatuaże na zewnętrznych częściach dłoni przedstawiające oko. Szara postrzępiona szata do kolan. Czarna pelerynka. Brak spodni i butów.
- Widoczny ekwipunek: Parasolka, kabura na udzie pod szatą.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=8766
Re: Wioska Akatori
Jednak to nie była nadobna niewiasta. Może i dobrze? Siostra bardzo go wyczulała na kulturę w stosunku do dziewczyn, w towarzystwie facetów mógł się zachowywać o wiele swobodniej. Wsłuchiwał się w głos Shinsa. Sasha mógł już zostać zlustrowany i oceniony dawno, on do tego miał okazje dopiero teraz. To była jedna z teoretycznych wad, choć tak naprawdę zalet. Niemożliwość posiadania uprzedzeń pozwalała poznać każdego takim, jakim był, bez względu na jego prezencję.
Usiadł obok na tyłku i postawił kurę na ziemi, między swoimi nogami.
Mężczyzna wydawał się miły. Żadnych westchnień, zastanowień i innych cichych znaków normalnie niedostrzegalnych. Miał dobre poczucie humoru. Przynajmniej Sasha miał nadzieje, że to były żarty… na wszelki wypadek lepiej wyjaśnić?
- Haha, to Pysia, moja kompanka na śmierć i życie. Jak macie ochotę na jakieś danie jak rosół, to tylko ze mną w zestawie bulionu. – zaśmiał się. Miał nadzieje, że kanibalizm będzie wystarczającym zniechęceniem. Wyczuwał dość luźną atmosferę, więc miał wrażenie, że może sobie na to pozwolić. Normalnie starałby się być formalny i kulturalny, jak to przed starszymi wypada. Stwierdził, że może zrezygnować z super oficjalnej formy wypowiedzi.
- Kura, która może zostanie Imperatorem, nie może skończyć tak szybko na patelni. – wyjaśnił mu powagę sytuacji.
Co do tutejszego jedzenia, białowłosemu odpowiadało w zasadzie wszystko, ciężko było obrazić jego kubki smakowe, więc nie narzekał na potrawkę. Mógł się obejść nawet gołym ryżem, ale to kwestia jego minimalistycznego pustelniczego życia.
- Wiedzieliście o tym wydarzeniu wcześniej? Bo ja dopiero na miejscu się dowiedziałem. – podrapał się po głowie w zakłopotaniu. Jeśli wszyscy byli odpowiednio przygotowani, to nie świadczyło o nim najlepiej. W zasadzie najważniejsze rzeczy miał ze sobą, czyli płótna i farby. Zawsze był gotowy na wszystko pod tym względem. Nadal tak naprawdę nie znał szczegółów. Wiedział tylko, że coś się dzieje i że się zbierają, ale w jakim celu?
- Co tak właściwie ma się dziać? – Shins brzmiał na ogarniętego w sytuacji, więc może mógł mu więcej powiedzieć. Malarz musiał się jak najwięcej dowiedzieć, jeśli miał to spisać do kronik.
- Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać, jeśli będę chciał was namalować niedługo? W związku z moją przypadłością niektórzy obawiają się, co mogą zobaczyć… Wiecie… gdy ktoś może ukazać prawdziwe wnętrze i osobistą naturę, bez uprzedzeń, to ludzie zwykli obawiać się prawdy i realizacji o sobie. – jego przedstawienia nie były oczywiście aż tak drastyczne, choć wielu po prostu czuło niepewność przed nieznanym. Wolało nie ryzykować.
Zaczepione osoby: Shins
Miejsce pobytu: Na zewnątrz obok Shinsa
Usiadł obok na tyłku i postawił kurę na ziemi, między swoimi nogami.
Mężczyzna wydawał się miły. Żadnych westchnień, zastanowień i innych cichych znaków normalnie niedostrzegalnych. Miał dobre poczucie humoru. Przynajmniej Sasha miał nadzieje, że to były żarty… na wszelki wypadek lepiej wyjaśnić?
- Haha, to Pysia, moja kompanka na śmierć i życie. Jak macie ochotę na jakieś danie jak rosół, to tylko ze mną w zestawie bulionu. – zaśmiał się. Miał nadzieje, że kanibalizm będzie wystarczającym zniechęceniem. Wyczuwał dość luźną atmosferę, więc miał wrażenie, że może sobie na to pozwolić. Normalnie starałby się być formalny i kulturalny, jak to przed starszymi wypada. Stwierdził, że może zrezygnować z super oficjalnej formy wypowiedzi.
- Kura, która może zostanie Imperatorem, nie może skończyć tak szybko na patelni. – wyjaśnił mu powagę sytuacji.
Co do tutejszego jedzenia, białowłosemu odpowiadało w zasadzie wszystko, ciężko było obrazić jego kubki smakowe, więc nie narzekał na potrawkę. Mógł się obejść nawet gołym ryżem, ale to kwestia jego minimalistycznego pustelniczego życia.
- Wiedzieliście o tym wydarzeniu wcześniej? Bo ja dopiero na miejscu się dowiedziałem. – podrapał się po głowie w zakłopotaniu. Jeśli wszyscy byli odpowiednio przygotowani, to nie świadczyło o nim najlepiej. W zasadzie najważniejsze rzeczy miał ze sobą, czyli płótna i farby. Zawsze był gotowy na wszystko pod tym względem. Nadal tak naprawdę nie znał szczegółów. Wiedział tylko, że coś się dzieje i że się zbierają, ale w jakim celu?
- Co tak właściwie ma się dziać? – Shins brzmiał na ogarniętego w sytuacji, więc może mógł mu więcej powiedzieć. Malarz musiał się jak najwięcej dowiedzieć, jeśli miał to spisać do kronik.
- Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać, jeśli będę chciał was namalować niedługo? W związku z moją przypadłością niektórzy obawiają się, co mogą zobaczyć… Wiecie… gdy ktoś może ukazać prawdziwe wnętrze i osobistą naturę, bez uprzedzeń, to ludzie zwykli obawiać się prawdy i realizacji o sobie. – jego przedstawienia nie były oczywiście aż tak drastyczne, choć wielu po prostu czuło niepewność przed nieznanym. Wolało nie ryzykować.
Zaczepione osoby: Shins
Miejsce pobytu: Na zewnątrz obok Shinsa
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Wioska Akatori
- Tak, on tam szedł aż doszedł. To było równie zwykłe co spacer wieśniaka po polu. Nic niezwykłego się nawet nie przydarzyło podczas drogi wesołego szermierza, którego szarych komórek można zliczyć na palcach jednej ręki, w porywach do dwóch, gdy się bardzo wysili. Jego kroki i informacje, które posiadł miały pokierować go do jednej z osad, która znajdowała się w południowej części Daishi - Wioski Akatori. Przechodząc już obok, widział bardzo wiele ciekawych terenów, których tak naprawdę wcześniej nie odwiedzał. Okolice Karmazynowych były mu trochę obce, nie musiał i nie chciał wiedzieć o nich więcej niż wiedział, ale prawdopodobnie to się zmieni dość... Szybko. Tak już było, gdy tylko gdziekolwiek się dostawał. Poprawiając swoje dwie katany pod płaszczem przesuwał stopy w kierunku niewielkiej tawerny, która ukazała mu się tuż po wejściu do wioski. W końcu to mogło być jedyne miejsce, w którym mógłby spotkać kogoś znajomego, kogoś kto wysłał po niego list - lidera oraz vice-pijaka. Dwóch, którzy mogli potencjalnie czekać i na niego.
Wszedł nie czekając na zaproszenie. Nie dokładnie wiedział jakie były drzwi, ale wjechał z pełnym animusze, nie dupcąc się wcale. Jak trzeba było to i kopnąłby je by wejść, najlepiej na pełnej kurwie. Jak to zwykle miał w zwyczaju, gdzie rozwałka była jego specjalnością, a późniejszy pusty portfel następstwem, ale nie mógł się opanować. Wchodząc od razu, bez zbędnego oczekiwania przyłożył dłoń do czoła by rozejrzeć się po tejże niewielkiej tawernie i powiedzieć odpowiednio GŁOŚNO i DONOŚNIE:
- PRZEDE MNĄ SIĘ NIE UKRYJECIE! - powiedział pewny siebie, pochylając się delikatnie, tak bardzo bardzo z dłonią jako daszkiem i rozglądając dookoła by w końcu powiedzieć swoje: NO GDZIE FANFARY! - powiedział kolejnym razem, gdy dostrzegał jakichś ludzi, których bliżej nie rozpoznawał, by po chwili zauważyć jakąś dużą rzecz obok gurdy, coś zabandażowanego. Niedaleko był ktoś jeszcze i chyba sam Kakita. No nie wiedział, bo skupił się na gurdzie, którą znał doskonale i po chwili zauważył te mordeczki. - Tu jesteście! - znów powiedział głośniej, przechodząc pewnym krokiem, by odbić się barkiem od jakiegoś jegomościa, potrącając go jednocześnie kompletnie sobie z tego nic nie robiąc. Chwycił za jedno z krzeseł przy stoliku, który nie należał do Ichira i Seinara, by przesunąć nim na tyle umiejętnie, by podleciało do stołu, a on po chwili siadł na nim jak na swoim by się rozsiąść jak książę nieporządek.
- Nieeee. Nie odmówiłbym wziąć udziału w takim przedsięwzięciu! Komunikacja jak widać nie szwankuje, ale gdzie Kuroi i Akarui? To będzie nasza pierwsza impreza... Druga impreza, w której bierzemy udział składem, ja bym to opił... - spojrzał wtedy na Seinaru - Ale może lepiej herbatą? - uśmiechnął się dosadnie pierw patrząc na Keia, by przenieść wzrok na księcia pustyni, który powinien wiedzieć dlaczego. W końcu miał po tym zdarzeniu odrobinę krwi białowłosego na szacie, co na pewno mu nie pasowało. Chyba po drodze rzucił mu się w oczy Yami, ale nie był do końca pewien. Musiałby podejść, ale teraz był zajęty swoimi kompanami. W końcu nie był już jego niańką, mógł również podejść sam - przecież doskonale się znali.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Wioska Akatori
Dobrze było wiedzieć, że Ichirou nie przychodzi ze swoim nabytkiem aby go przetestować, tylko ma już jakieś doświadczenie za sobą. Nawet jeśli były to treningi i sparingi z kotkami, to i tak lepiej niżby dopiero tutaj testował czego może dokonać nową bronią, a czego nie.
Asahi podzielał jego obawy dotyczące bezcelowości tego dziwnego wezwania. Sytuacja robiła się kuriozalna, bo nikt tutaj nie wiedział o co chodzi. Mało kto albo nikt w wiosce nie był podekscytowany na myśl o śmiertelnym zagrożeniu, któremu rzekomo mieli stawić czoła. I jak tutaj budować morale? Trudno było się zmotywować do działania, gdy na horyzoncie nie widać było nawet zalążka jakiejkolwiek organizacji tej wyprawy. Po prostu mieli się zebrać, a to czy się po drodze pozabijają czy pokochają chyba nikogo nie obchodziło, a na pewno nie autora ogłoszenia, które spowodowało całe to zamieszanie.
- Nie widziałem nikogo specjalnego. Poznałem jakąś kunoichi z Koseki, ale nie chciało jej się długo ze mną gadać, więc wyszła. Tak działam na kobiety, heh... - Zażartował mówiąc o Keirze. Była to pierwsza i ostatnia osoba, z którą Kei zamienił kilka słów o wyprawie przeciw Antykreatorowi od czasu przybycia do Akatori.
- Nie wydaje mi się, żeby rody powysyłały tutaj całe oddziały. Od razu widać, że to na pewno nie jest inicjatywa żadnego klanu. Mimo wszystko, jak na obietnicę pewnej śmierci i braku zapłaty to garstka osób to i tak sporo. - Dodał jeszcze do rozmowy, kiedy do lokalu zaczęły napływać nowe osoby. Kei odnotował każdego kto przewinął się przez towarzystwo, ale nikomu nie okazywał zbytniej wylewności. Znał Toshiro z widzenia i to właściwie wszystko. Shins malował mu się po prostu jako uczestnik niedawnego turnieju.
Wtedy względny spokój zakłócił nikt inny, jak Kyoushi razem ze swoją osobowością, która momentalnie wypełniła całą przestrzeń pod sam dach. Nie trzeba było go nawet wołać, sam szturmem zaatakował ich stolik i nie brał żadnych jeńców.
- Wygląda na to, że byliśmy po prostu pierwsi... - Rzucił do Ichirou, gdy Szirojasza dosiadał się bez pytania i od razu proponował pićku. Tym razem jednak Kei wiedział, że powinno się pić z głową, czyli najlepiej stojąc na wprost jakiegoś groźnego przeciwnika. Tym razem nikogo takiego w zasięgu wzroku nie było, wiec musiał zostać przy swoim kubku, w którym została już mniej niż połowa herbaty.
- No hej i właśnie może od razu... a propos tamtego... - Kei był nieco zakłopotany, ale od razu chciał wyjaśnić sprawę. Nie miał szansy przeprosić za to co stało się u niego w domu podczas pierwszego zebrania Klepsydry, ale teraz chciał powiedzieć na głos, że jest mu przykro.
- Przepraszam, za... no wiesz... że rzuciłem wtedy w ciebie stołem. - Podrapał się po głowie, niezręcznie.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz i między nami wszystko okej? - Już po entuzjastycznym powitaniu można było to wywnioskować, ale i tak musiało to zostać powiedziane. Jeśli żadnych uraz z dawnych czasów nie było, można było wrócić do rozmowy i dalej narzekać na to lipne ogłoszenie.
- Czyli brakuje tylko Kuroia i Akaruia, żebyśmy mogli nudzić się całą gromadką. - Skwitował.
Asahi podzielał jego obawy dotyczące bezcelowości tego dziwnego wezwania. Sytuacja robiła się kuriozalna, bo nikt tutaj nie wiedział o co chodzi. Mało kto albo nikt w wiosce nie był podekscytowany na myśl o śmiertelnym zagrożeniu, któremu rzekomo mieli stawić czoła. I jak tutaj budować morale? Trudno było się zmotywować do działania, gdy na horyzoncie nie widać było nawet zalążka jakiejkolwiek organizacji tej wyprawy. Po prostu mieli się zebrać, a to czy się po drodze pozabijają czy pokochają chyba nikogo nie obchodziło, a na pewno nie autora ogłoszenia, które spowodowało całe to zamieszanie.
- Nie widziałem nikogo specjalnego. Poznałem jakąś kunoichi z Koseki, ale nie chciało jej się długo ze mną gadać, więc wyszła. Tak działam na kobiety, heh... - Zażartował mówiąc o Keirze. Była to pierwsza i ostatnia osoba, z którą Kei zamienił kilka słów o wyprawie przeciw Antykreatorowi od czasu przybycia do Akatori.
- Nie wydaje mi się, żeby rody powysyłały tutaj całe oddziały. Od razu widać, że to na pewno nie jest inicjatywa żadnego klanu. Mimo wszystko, jak na obietnicę pewnej śmierci i braku zapłaty to garstka osób to i tak sporo. - Dodał jeszcze do rozmowy, kiedy do lokalu zaczęły napływać nowe osoby. Kei odnotował każdego kto przewinął się przez towarzystwo, ale nikomu nie okazywał zbytniej wylewności. Znał Toshiro z widzenia i to właściwie wszystko. Shins malował mu się po prostu jako uczestnik niedawnego turnieju.
Wtedy względny spokój zakłócił nikt inny, jak Kyoushi razem ze swoją osobowością, która momentalnie wypełniła całą przestrzeń pod sam dach. Nie trzeba było go nawet wołać, sam szturmem zaatakował ich stolik i nie brał żadnych jeńców.
- Wygląda na to, że byliśmy po prostu pierwsi... - Rzucił do Ichirou, gdy Szirojasza dosiadał się bez pytania i od razu proponował pićku. Tym razem jednak Kei wiedział, że powinno się pić z głową, czyli najlepiej stojąc na wprost jakiegoś groźnego przeciwnika. Tym razem nikogo takiego w zasięgu wzroku nie było, wiec musiał zostać przy swoim kubku, w którym została już mniej niż połowa herbaty.
- No hej i właśnie może od razu... a propos tamtego... - Kei był nieco zakłopotany, ale od razu chciał wyjaśnić sprawę. Nie miał szansy przeprosić za to co stało się u niego w domu podczas pierwszego zebrania Klepsydry, ale teraz chciał powiedzieć na głos, że jest mu przykro.
- Przepraszam, za... no wiesz... że rzuciłem wtedy w ciebie stołem. - Podrapał się po głowie, niezręcznie.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz i między nami wszystko okej? - Już po entuzjastycznym powitaniu można było to wywnioskować, ale i tak musiało to zostać powiedziane. Jeśli żadnych uraz z dawnych czasów nie było, można było wrócić do rozmowy i dalej narzekać na to lipne ogłoszenie.
- Czyli brakuje tylko Kuroia i Akaruia, żebyśmy mogli nudzić się całą gromadką. - Skwitował.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Shenzhen
- Martwa postać
- Posty: 234
- Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 24#p130824
Re: Wioska Akatori
Podróż trwałą długo, bo i odległość jaką trzeba było pokonać, nie należała do najmniejszych ale też i sama znajomość szlaków, prowadzących do Daishi, nie była na wystarczającym poziomie aby zoptymalizować czas wędrówki do niezbędnego minimum. Trzeba przyznać, że podróż pozbawiona przeprawy wodnej, jest znacznie bardziej przyjemna od tej, którą zafundował sobie młody Sabaku, zmierzając prosto na turniej. Morze mógł śmiało sklasyfikować w tej kategorii terenów, których na ironię należy unikać jak ognia. Problemem u Shenzhena jednak było to, ze o ile przeciętny człowiek nie jest specjalnie ciekaw świata, to żyje i musi jakoś się z tym faktem uporać, im będzie go to kosztowało mniej wysiłku, tym lepiej. A przecież poznawanie świata zakłada wysiłek, i to wielki, pochłaniający człowieka ale także zmuszając go do większej akceptacji sytuacji niewygodnych,a do takich własnie kierował go strach przed rutyną, która wydawała mu się najgorszym widmem pozostania w swej rodzinnej wiosce.... Po tych rozmyślaniach, dopiero zorientował się, jak bardzo zaowocował pobyt u samurajów. Przecież to on był tym impulsem do szlifowania swojego warsztatu, w ostanim czasie. To z tej podróży wyciągnął wnioski, które pozwalały stać się mu lepszym, i chociaż na chwilę przytłumić jego własne ego, by to nie wyrastało nad nim samym niczym stuletnie drzewo....
Już jakiś czas wędrował po terenach Daishi, by postawić stopę w niewielkiej osadzie, jaką stanowiła Wioska Akatori. Typowo rolniczy charakter wioski, nie wymagał rozbudowanej infrastruktury, która przytłaczałaby na wejściu podróżnych, wręcz zapraszałą do swej centralnej części, bo to tylko tam, byłą nadzieja na znalezienie czegoś więcej niż zamkniętych domostw, z światłem wydobywającym się spod przymkniętych okiennic. Shenzhen nie należał do tego rodzaju podróżników, którzy patrząc w takie okna, napawają się lękiem co do swej przyszłości. Był zbyt młody, zbyt rządny tego co jeszcze może osiągnąć, by myśleć o spokojnych czasach. By dalej się nad tym nie rozwodzić w swych myślach, skierował kroki do jedynej tawerny, która obligowała do zawitania, stanowiąc ten jeden z nielicznych budynków, goszczących ewentualnych podróżnych. Chociaż i tych, liczba nie powinna szokować, patrząc na to co można widzieć dookoła.
Po pokonaniu kolejnych metrów, był w stanie zastać owy budynek, który w tym momencie zupełnie zerwał z wyobrażeniem rzadko odwiedzanego przybytku a to za sprawą sporej ilości znajdującej się przed jego frontową częścią. Kolejne kilka kroków pozwoliło mu się znaleźć na tyle blisko by zaznać gwaru toczących się tutaj rozmów przeplatającego się z cała gamą dziwnych zapachów, wśród których część pochodziła z jedzenia a druga część, najpewniej z przybyłych tutaj gości. Tych ilość i aparycja mocno zdziwiły chłopaka, lecz tym samym ponownie spotęgowała się nieco wiarygodność pisma, które skierowało tu Shenzhena. Kierując się drugą kategorią, Shenzhen odniósł wrażenie, graniczące z przekonaniem, że większość tu obecnych to shinobi i to ze skrajnie różnych zakątków świata. Nim ta myśl zdążyła się na dobre ulotnić, w oko wpadł mu chłopak, który był jednym z uczestników turnieju w osadzie samurajów. Blondyn, o którym tu mowa, zmagał się z dziewczyną kontrolującą żelaznych piach. Tak samo jak wtedy, sama myśl o tych umiejętnościach, wywołała dreszcz podniecenia, który przeszył młodego Sabaku, przypominając jego spotkanie z przedstawicielką Maji. Czy możliwe, ze znajdzie tu jeszcze kogoś? Ledwo co postawił sobie wewnętrznie to pytanie, a głowa i wzrok przeniosły się na chłopaka, który nader wielbił się w czerni pod względem swego ubioru. Dobrze już znany były przeciwnik Sheznhena, również z wcześniej wspomnianego turnieju Shins. Ten sam, który zdecydował się go poratować w chwili słabości i utraty rozumu. Tutaj nawet nie wracał wspomnieniami by nie otwierać zabliźnionych ran jakie spowodował u niego piękny Ori. Chcąc rozwiać te niebezpieczne myśli, ruszył wartkim krokiem w kierunku wolno stojącej, drewnianej ławy , i odkładając swoją gurdę na bok, zajął miejsce na drewnianym siedzisku, nie spuszczając wzroku ze swojego znajomego w czerni oraz jak się z tej perspektywy okazało, jakiegoś rozmówcy o delikatnym wyglądzie, który budził w Shenzhenie wyraźne zainteresowanie....
Już jakiś czas wędrował po terenach Daishi, by postawić stopę w niewielkiej osadzie, jaką stanowiła Wioska Akatori. Typowo rolniczy charakter wioski, nie wymagał rozbudowanej infrastruktury, która przytłaczałaby na wejściu podróżnych, wręcz zapraszałą do swej centralnej części, bo to tylko tam, byłą nadzieja na znalezienie czegoś więcej niż zamkniętych domostw, z światłem wydobywającym się spod przymkniętych okiennic. Shenzhen nie należał do tego rodzaju podróżników, którzy patrząc w takie okna, napawają się lękiem co do swej przyszłości. Był zbyt młody, zbyt rządny tego co jeszcze może osiągnąć, by myśleć o spokojnych czasach. By dalej się nad tym nie rozwodzić w swych myślach, skierował kroki do jedynej tawerny, która obligowała do zawitania, stanowiąc ten jeden z nielicznych budynków, goszczących ewentualnych podróżnych. Chociaż i tych, liczba nie powinna szokować, patrząc na to co można widzieć dookoła.
Po pokonaniu kolejnych metrów, był w stanie zastać owy budynek, który w tym momencie zupełnie zerwał z wyobrażeniem rzadko odwiedzanego przybytku a to za sprawą sporej ilości znajdującej się przed jego frontową częścią. Kolejne kilka kroków pozwoliło mu się znaleźć na tyle blisko by zaznać gwaru toczących się tutaj rozmów przeplatającego się z cała gamą dziwnych zapachów, wśród których część pochodziła z jedzenia a druga część, najpewniej z przybyłych tutaj gości. Tych ilość i aparycja mocno zdziwiły chłopaka, lecz tym samym ponownie spotęgowała się nieco wiarygodność pisma, które skierowało tu Shenzhena. Kierując się drugą kategorią, Shenzhen odniósł wrażenie, graniczące z przekonaniem, że większość tu obecnych to shinobi i to ze skrajnie różnych zakątków świata. Nim ta myśl zdążyła się na dobre ulotnić, w oko wpadł mu chłopak, który był jednym z uczestników turnieju w osadzie samurajów. Blondyn, o którym tu mowa, zmagał się z dziewczyną kontrolującą żelaznych piach. Tak samo jak wtedy, sama myśl o tych umiejętnościach, wywołała dreszcz podniecenia, który przeszył młodego Sabaku, przypominając jego spotkanie z przedstawicielką Maji. Czy możliwe, ze znajdzie tu jeszcze kogoś? Ledwo co postawił sobie wewnętrznie to pytanie, a głowa i wzrok przeniosły się na chłopaka, który nader wielbił się w czerni pod względem swego ubioru. Dobrze już znany były przeciwnik Sheznhena, również z wcześniej wspomnianego turnieju Shins. Ten sam, który zdecydował się go poratować w chwili słabości i utraty rozumu. Tutaj nawet nie wracał wspomnieniami by nie otwierać zabliźnionych ran jakie spowodował u niego piękny Ori. Chcąc rozwiać te niebezpieczne myśli, ruszył wartkim krokiem w kierunku wolno stojącej, drewnianej ławy , i odkładając swoją gurdę na bok, zajął miejsce na drewnianym siedzisku, nie spuszczając wzroku ze swojego znajomego w czerni oraz jak się z tej perspektywy okazało, jakiegoś rozmówcy o delikatnym wyglądzie, który budził w Shenzhenie wyraźne zainteresowanie....
0 x

- Tamaki Hyūga
- Martwa postać
- Posty: 1829
- Rejestracja: 18 maja 2019, o 03:00
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Wyrzutek C
- Krótki wygląd: Niska, szczupła, długie, ciemnoniebieskie włosy, białe oczy klanu Hyuuga
- Widoczny ekwipunek: Czarny płaszcz z kapturem, czarne rękawiczki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=5229
- GG/Discord: MxPl#7094
- Multikonta: Toshiki Oden
- Lokalizacja: To tu, to tam
Re: Wioska Akatori
Po szybkich zakupach wraz z Harishamem opuściliśmy osadę rodu Kōseki i udaliśmy się do wioski Akatori, która została wskazana w ogłoszeniu znalezionym przez Hozukiego. Podróż okazała się być bardzo spokojna i dość szybko dotarliśmy do celu naszej podróży. Wioska była bardzo skromna, nie było tam nic co by bardziej przyciągało wzrok, parę domów, proste budynki, jakaś mała karczma, trochę tarasowych pól z ryżem oraz dziwny okrąg. Stając na skraju wioski zatrzymałam się aby lepiej rozejrzeć i ujrzałam już jedną małą grupkę, stojącą pod drzewem nieopodal a także do moich uszu doszły ożywione odgłosy dobiegające z karczmy, jednak chyba na ten moment moją uwagę bardziej przyciągnęła grupa spod drzewa. Przyjrzałam się uważniej twarzom zebranych tam osób i rozpoznałam jedną osobę, mianowicie był to nikt inny a Kakita Asagi, który brał udział w walce pokazowej na koniec turnieju w Yinzin. Mimo iż samuraj przegrał ową walkę, pokazał on wielkie umiejętności. Widok kogoś tak zaprawionego w bojach od razu dodał mi otuchy. Stanęliśmy z Harishamem na uboczu wioski i spojrzałam na niego pytająco.
- Wchodzimy do karczmy? Wydaje się że jest tam w środku już parę osób ale z drugiej strony tamta grupka pod drzewem też wydaje się być ciekawa, do tego jest tam też ten samuraj, Kakita Asagi, co walczył po turnieju. - zwróciłam się do mojego kompana, zastanawiając się nad jego nastawieniem do sytuacji.
- Wchodzimy do karczmy? Wydaje się że jest tam w środku już parę osób ale z drugiej strony tamta grupka pod drzewem też wydaje się być ciekawa, do tego jest tam też ten samuraj, Kakita Asagi, co walczył po turnieju. - zwróciłam się do mojego kompana, zastanawiając się nad jego nastawieniem do sytuacji.
0 x
- Keira
- Martwa postać
- Posty: 113
- Rejestracja: 5 kwie 2020, o 13:39
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białe włosy, niebieskie oczy. Więcej szczegółów w KP
- Widoczny ekwipunek: - Złoty Medalion ze znakiem Klanu - na szyi
- Odznaka Ninja - sznurek na pasie
- Biała Katana - lewy bok - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=137899#p137899
- Multikonta: Seiren
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości