Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]
Re: Shi no gēto
Dziewczyna nie przejmowała się ubogim asortymentem tego miejsca, wręcz przeciwnie, była szczęśliwa, że mogła w ogóle znaleźć miejsce gdzie była w stanie zakupić jakąś broń. Nie liczyło się dla niej, że tego było tyle, co kot napłakał, grunt, że było! Tak, typowe podejście tej białowłosej dziewuszki do życia.
Sakebiko zauważyła nadchodzącego, nieznanego sobie osobnika. Niby mignął jej gdzieś wcześniej, ale jakoś nie skupiła się wcześniej, bo i po co - tak samo jak inni mogli nie dostrzegać jej mimo tego kapelusika i ogólnie stroju, który rzucał się w oczy. Z resztą myślała, że już go więcej nie spotka. Niestety nie był to Akaime, którego już miała okazję poznać na poprzedniej wyprawie. No nic, z lekko zawiedziona kunoichi opuściła na chwilę swój szkarłatny wzrok. Nie chciała zwracać uwagi nieznajomego jegomościa, zwłaszcza jeśli miałaby przez to wplątać w jakieś kłopoty.
Młodziutka zdziwiła się, że obcy jej chłopaczek zakupił dla niej upragnioną broń. Nie mogła zrozumieć dlaczego on to zrobił, przecież się nawet nie znali. Dziewczyna nie wiedziała jak podziękować obcemu chłopakowi. Z jednej strony poczuła się bardzo, ale to bardzo głupio, a z drugiej w jej serduszku zagościło sporo szczęścia, bo w końcu dostała to czego potrzebowała. No może nie do końca... Bo kiedy wzięła broń w dłoń, uświadomiła sobie bardzo, ale to bardzo ważną rzecz.
- A ma pan jeszcze dwa kołczany wypełnione strzałami? Bardzo bym prosiła, wiem, że to może być trudne, ale mimo wszystko bardzo proszę, jak będzie trzeba do zapłacę. - Obdarzyła sprzedającego mężczyznę serdecznym uśmiechem, jakkolwiek by to dziwnie nie wyglądało. Tak, co jak co, ale na cholerę jej łuk, skoro nie miałaby czym z niego strzelać. Dobrze, że dziewczyna w porę się zreflektowała, że czegoś jej brakuje w ekwipunku. Właściwie nie pogardziłaby też innymi rzeczami, ale nie chciała narzucać się starszemu panu, który też powinien coś na tym wszystkim zarobić.
- Ano, zapytał pan dlaczego my tutaj przybywamy... Nie wiem jak reszta, bo mogę odpowiadać tylko za siebie. Niestety na moje nieszczęście zapach krwi, jej widok u najbliższych, to wraca do mnie każdego dnia, każdej nocy, ale wie pan co? Siłą ludzi jest to, żeby nie ugiąć się pod tym co przeżywamy, ale czerpać z tego wszystko co najlepsze. Każde, nawet najgorsze, najnieprzyjemniejsze wydarzenie czegoś nas uczy, coś nam daje. I bardzo dziękujemy za pomoc, naprawdę proszę się nie martwić, a jak coś to trzymać kciuki i się za nas modlić. Pan będzie spokojniejszy, bo zamiast się zamartwiać o nieznajome dzieciaki, zrobi się coś dobrego, a sumienie nie będzie gryzło. Słyszeliśmy o plotkach, ale jeśli nie my będziemy bronić tego miejsca to kto? Czy mamy dać się zabić, kiedy będziemy się lenić w naszych domach, bo nam się nie chciało walczyć? Czas by i młodzi wzięli trochę odpowiedzialności na barki i zrobili coś dobrego... Poza tym chyba warto się zahartować i przygotować. - Puściła oczko do sprzedawcy. Sakebiko jako miłośniczka rozmów, czasami wyrzucania dłuższych, mniej lub bardziej głębszych monologów mogła się nareszcie wygadać. Na jej twarzy pojawił się szeroki, promienisty uśmiech zwiastujący naładowanie akumulatorków z pozytywną energią.
// Sakebi-chan pozwala na drobne kierowanie postacią, zaraz puszczę Ci KP //
Sakebiko zauważyła nadchodzącego, nieznanego sobie osobnika. Niby mignął jej gdzieś wcześniej, ale jakoś nie skupiła się wcześniej, bo i po co - tak samo jak inni mogli nie dostrzegać jej mimo tego kapelusika i ogólnie stroju, który rzucał się w oczy. Z resztą myślała, że już go więcej nie spotka. Niestety nie był to Akaime, którego już miała okazję poznać na poprzedniej wyprawie. No nic, z lekko zawiedziona kunoichi opuściła na chwilę swój szkarłatny wzrok. Nie chciała zwracać uwagi nieznajomego jegomościa, zwłaszcza jeśli miałaby przez to wplątać w jakieś kłopoty.
Młodziutka zdziwiła się, że obcy jej chłopaczek zakupił dla niej upragnioną broń. Nie mogła zrozumieć dlaczego on to zrobił, przecież się nawet nie znali. Dziewczyna nie wiedziała jak podziękować obcemu chłopakowi. Z jednej strony poczuła się bardzo, ale to bardzo głupio, a z drugiej w jej serduszku zagościło sporo szczęścia, bo w końcu dostała to czego potrzebowała. No może nie do końca... Bo kiedy wzięła broń w dłoń, uświadomiła sobie bardzo, ale to bardzo ważną rzecz.
- A ma pan jeszcze dwa kołczany wypełnione strzałami? Bardzo bym prosiła, wiem, że to może być trudne, ale mimo wszystko bardzo proszę, jak będzie trzeba do zapłacę. - Obdarzyła sprzedającego mężczyznę serdecznym uśmiechem, jakkolwiek by to dziwnie nie wyglądało. Tak, co jak co, ale na cholerę jej łuk, skoro nie miałaby czym z niego strzelać. Dobrze, że dziewczyna w porę się zreflektowała, że czegoś jej brakuje w ekwipunku. Właściwie nie pogardziłaby też innymi rzeczami, ale nie chciała narzucać się starszemu panu, który też powinien coś na tym wszystkim zarobić.
- Ano, zapytał pan dlaczego my tutaj przybywamy... Nie wiem jak reszta, bo mogę odpowiadać tylko za siebie. Niestety na moje nieszczęście zapach krwi, jej widok u najbliższych, to wraca do mnie każdego dnia, każdej nocy, ale wie pan co? Siłą ludzi jest to, żeby nie ugiąć się pod tym co przeżywamy, ale czerpać z tego wszystko co najlepsze. Każde, nawet najgorsze, najnieprzyjemniejsze wydarzenie czegoś nas uczy, coś nam daje. I bardzo dziękujemy za pomoc, naprawdę proszę się nie martwić, a jak coś to trzymać kciuki i się za nas modlić. Pan będzie spokojniejszy, bo zamiast się zamartwiać o nieznajome dzieciaki, zrobi się coś dobrego, a sumienie nie będzie gryzło. Słyszeliśmy o plotkach, ale jeśli nie my będziemy bronić tego miejsca to kto? Czy mamy dać się zabić, kiedy będziemy się lenić w naszych domach, bo nam się nie chciało walczyć? Czas by i młodzi wzięli trochę odpowiedzialności na barki i zrobili coś dobrego... Poza tym chyba warto się zahartować i przygotować. - Puściła oczko do sprzedawcy. Sakebiko jako miłośniczka rozmów, czasami wyrzucania dłuższych, mniej lub bardziej głębszych monologów mogła się nareszcie wygadać. Na jej twarzy pojawił się szeroki, promienisty uśmiech zwiastujący naładowanie akumulatorków z pozytywną energią.
// Sakebi-chan pozwala na drobne kierowanie postacią, zaraz puszczę Ci KP //
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Po chwili zdziwił się, sprzedawca nie odpowiedział na pytanie, ale za to dał łuk za darmo. To było dość niespotykane na pewno w tym miejscu potrzebuje się takiej gotówki. Znaczy nie była ona tak duża za ten łuk, a w tym miejscu pewnie miał paru klientów, ale jednak... Pokazał swoją bardzo dobrą stronę aż Hikari przez moment przestał być taki nieśmiały przynajmniej na moment. Słowa staruszka zza lady (taki zwyczaj, starszych od siebie nazywał staruszkami), poruszyły go, a właściwie to skłoniły do refleksji. Przez moment spojrzał na staruszka i się zastanowił nad tym. Mur zaatakowany przez kogo? Dlaczego tutaj przebywam? Czy to jest najlepsza decyzja? Czy ja byłbym skłonny sobie z tym wszystkim poradzić? Czy jestem gotowy na wojnę i krew?
W tym momencie ten chłopak, który wyglądał na prawie zwyczajnego, zaczął rozmyślać nad odpowiedziami. Może coś w sobie skrywał po tym wszystkim? Jakiś strach nieprzenikniony? Aktualnie jego krew zaczęła delikatnie wariować. Bał się, mało brakowało, aby nie zaczął się trząść i nie pokazał tego innym. Mur zaatakowany, ale po to tutaj przybył! Aby go bronić, aby się na coś przydać, aby coś zmienić w życiu! Chciał zaryzykować to co miał, bo cóż warte bez tego było życie? Czasem trzeba po prostu coś zrobić. Dlaczego tutaj przebywa? Niech przeanalizuje sobie to. Jego życie, odepchnięty przez rówieśników, przez oczy, a przynajmniej młodzieniec tak uważa, rodzice zostawili go, bo mieli go dosyć - czy to była prawda czy nie, przynajmniej w to wierzył -, a w wiosce nie miał po co zostać. Rozmowa z staruszkiem poruszyła w nim emocje, który tkwiły w nim. Zrobić coś, ruszyć się! Najbardziej bał się czy to była najlepsza decyzja. Bał się tego i to powodowało w nim lęki. Jak i to czy sobie z tym poradzi, czy jest na to wszystko gotów. Ktoś musi to zrobić, a jak teraz zawróci z raz obranej ścieżki wie, że nie wróci ponownie. Skoro raz zawróci i stchórzy, będzie robił to coraz częściej, aż będzie bał się wyjść za próg. To będzie się zapętlać w nim, a strach nieustannie powiększać. Znał siebie, wiedział, że jak raz się cofnie będzie to robił za każdym razem. Za każdym. A co jak wtedy będzie za późno na obronę muru, bo padnie? Ktoś przecież musi go chronić. Nie tak nie może być... To jest najlepsza decyzja!
Jego rozważania w głowie trwały chwilę, ale był już w pełni spokojny, niewidzialnie zacisnął rękę do rozmówców na chwilę, a potem ją rozluźnił. Widać jakby się coś w nim zmieniło, z zwykłej głupiej zachcianki, zamieniło się pozostanie tutaj w ambicję. Chciał go bronić, chciał to przeżyć, ale na jak długo taką ambicję miał? Taki zapał tego nikt nie wie. Nagle go trafiło wszystko co mówili. No tak jak mógł być taki głupi. Zapomniał o kołczanie i strzałach! W zamian, że nie zapłacił za łuk postanowił zapłacić chociaż za to, a w tym celu powiedział:
-Bardzo dziękuję za łuk, ale za resztę już zapłacę ja, nie mógłbym inaczej.
Dziwne wydawało się stwierdzenie dziewczyny, która nawet jak mu się wydawało nie podziękowała. Albo tego nie usłyszał, więc nie chciał wyciągać pochopnych wniosków i po prostu przeliczył ile to ma kosztować szybko i zostawił na ladzie gotówkę nie akceptując odmowy.
Lekko się przeraził słysząc jej odpowiedź na pytanie staruszka. Znaczy nie była sama odpowiedź zła, ale z jaką łatwością otwiera się na ludzi, bał się tego, że może będzie chciała aby on sam się otworzył. Dowiedział się też troszkę o jej historii, to musi być smutne, ale mimo to jest bardzo opanowana, niewinna. No cóż wypadałoby i dodać coś od siebie w tym temacie. Lekko zapeszony tym wszystkim skonstruował swoją własną odpowiedź.
-Jeżeli chodzi o mnie, to potrzebowałem zmiany i widziałem ogłoszenie, więc przyszedłem. Może i tak jest, ale ktoś musi tutaj pomóc i powalczyć, a jak przeżyję to wyjdę stąd dużo silniejszy. Tak przynajmniej ja to czuję, ale inną radę niż wycofanie chętnie przyjmę.
Jego odpowiedź była prosta, w porównaniu do jego poprzedniczki, małej księżniczki. Właśnie jak miał ją nazywać? Jak ma na imię? Bał się o to zapytać, bo jego to stresowało mimo wszystko. Aż chciało by się zacytować tutaj tekst z pewnego polskiego filmu: "Boże czy Ty to widzisz?".

W tym momencie ten chłopak, który wyglądał na prawie zwyczajnego, zaczął rozmyślać nad odpowiedziami. Może coś w sobie skrywał po tym wszystkim? Jakiś strach nieprzenikniony? Aktualnie jego krew zaczęła delikatnie wariować. Bał się, mało brakowało, aby nie zaczął się trząść i nie pokazał tego innym. Mur zaatakowany, ale po to tutaj przybył! Aby go bronić, aby się na coś przydać, aby coś zmienić w życiu! Chciał zaryzykować to co miał, bo cóż warte bez tego było życie? Czasem trzeba po prostu coś zrobić. Dlaczego tutaj przebywa? Niech przeanalizuje sobie to. Jego życie, odepchnięty przez rówieśników, przez oczy, a przynajmniej młodzieniec tak uważa, rodzice zostawili go, bo mieli go dosyć - czy to była prawda czy nie, przynajmniej w to wierzył -, a w wiosce nie miał po co zostać. Rozmowa z staruszkiem poruszyła w nim emocje, który tkwiły w nim. Zrobić coś, ruszyć się! Najbardziej bał się czy to była najlepsza decyzja. Bał się tego i to powodowało w nim lęki. Jak i to czy sobie z tym poradzi, czy jest na to wszystko gotów. Ktoś musi to zrobić, a jak teraz zawróci z raz obranej ścieżki wie, że nie wróci ponownie. Skoro raz zawróci i stchórzy, będzie robił to coraz częściej, aż będzie bał się wyjść za próg. To będzie się zapętlać w nim, a strach nieustannie powiększać. Znał siebie, wiedział, że jak raz się cofnie będzie to robił za każdym razem. Za każdym. A co jak wtedy będzie za późno na obronę muru, bo padnie? Ktoś przecież musi go chronić. Nie tak nie może być... To jest najlepsza decyzja!
Jego rozważania w głowie trwały chwilę, ale był już w pełni spokojny, niewidzialnie zacisnął rękę do rozmówców na chwilę, a potem ją rozluźnił. Widać jakby się coś w nim zmieniło, z zwykłej głupiej zachcianki, zamieniło się pozostanie tutaj w ambicję. Chciał go bronić, chciał to przeżyć, ale na jak długo taką ambicję miał? Taki zapał tego nikt nie wie. Nagle go trafiło wszystko co mówili. No tak jak mógł być taki głupi. Zapomniał o kołczanie i strzałach! W zamian, że nie zapłacił za łuk postanowił zapłacić chociaż za to, a w tym celu powiedział:
-Bardzo dziękuję za łuk, ale za resztę już zapłacę ja, nie mógłbym inaczej.
Dziwne wydawało się stwierdzenie dziewczyny, która nawet jak mu się wydawało nie podziękowała. Albo tego nie usłyszał, więc nie chciał wyciągać pochopnych wniosków i po prostu przeliczył ile to ma kosztować szybko i zostawił na ladzie gotówkę nie akceptując odmowy.
Lekko się przeraził słysząc jej odpowiedź na pytanie staruszka. Znaczy nie była sama odpowiedź zła, ale z jaką łatwością otwiera się na ludzi, bał się tego, że może będzie chciała aby on sam się otworzył. Dowiedział się też troszkę o jej historii, to musi być smutne, ale mimo to jest bardzo opanowana, niewinna. No cóż wypadałoby i dodać coś od siebie w tym temacie. Lekko zapeszony tym wszystkim skonstruował swoją własną odpowiedź.
-Jeżeli chodzi o mnie, to potrzebowałem zmiany i widziałem ogłoszenie, więc przyszedłem. Może i tak jest, ale ktoś musi tutaj pomóc i powalczyć, a jak przeżyję to wyjdę stąd dużo silniejszy. Tak przynajmniej ja to czuję, ale inną radę niż wycofanie chętnie przyjmę.
Jego odpowiedź była prosta, w porównaniu do jego poprzedniczki, małej księżniczki. Właśnie jak miał ją nazywać? Jak ma na imię? Bał się o to zapytać, bo jego to stresowało mimo wszystko. Aż chciało by się zacytować tutaj tekst z pewnego polskiego filmu: "Boże czy Ty to widzisz?".
Ukryty tekst
Steruj jak chcesz (tylko nie przesadzaj, że nagle mnie teleportujesz za mur) tak będzie zdecydowanie zabadniej jak Ciebie znam Yosiek 
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto
Przywódca grupki „strażników” wściekle wydzierał się na stojących przed nim wyspiarzy. Wstał lewą nogą? Wyglądało na to, że praca przy obronie muru odcisnęła piętno na psychice tego jegomościa albo po prostu poprzedniego dnia żona mu nie dała. Co na to skrywający się za swym braciszkiem dzieciak? Nic… Bo co go obchodziły humory jakiegoś zafajdanego Uchihy? Kamiru chciał wejść na mur, a Yü chciał tylko być u jego boku. Nie liczyło się nic innego, do czasu... Coś huknęło, coś łupnęło i niemal natychmiast mikro oddział Uchiha zabrał się do roboty. Hözuki o dziwo nie przestraszył się burzy pojawiającej się znikąd. W prawdzie raiton był jego najgorszym wrogiem, ale błyskawice skakały po niebie nad Kantai dość często i zdarzył się do nich przyzwyczaić. Nie mógł jednak przemilczeć kolego wydarzenia. Albinos przetarł oczy jakby z niedowierzaniem, mruknął kilkakrotnie, a następnie krzyknął z przerażeniem. -Potwór!-powiedział, gdy lekko się uspokoił-Prawdziwy potwór! Co robimy de gozaru?!-Oczywiście najchętniej by uciekł, ale miał u swego boku Yuki'ego, w którym pokładał wielkie nadzieje. W małej siwej główce pojawiła się wizja lodowego bohatera, który ukatrupi gada jednym uderzeniem. Jaka jednak miała być prawda? Jedno jest pewne, Hözuki wykona każde polecenie swojego mentora. Czy każe mu uciekać, czy biec na mur i walczyć z bestią... Nie ważne, zrobi co w jego mocy, by sprostać wymaganiom.
PS: No steruj Yosiak masz czym. Niestety bez Kamiru nie mogłem dać lepszego posta.
PS2: Sorki za jakość, pisane z telefonu. Będzie poprawione.
PS2: Sorki za jakość, pisane z telefonu. Będzie poprawione.
0 x
Re: Shi no gēto
Nic się nie działo. Ludzie wesoło sobie pili, rozmawiali, siłowali się. Spędzali czas jak wszędzie indziej i raczej nie wyglądali na specjalnie przejętych faktem, że znajdują się przy najbardziej niebezpiecznej granicy na świecie. Chyba, bo osobiście nie miał czasu ni możliwości na swobodne, beztroskie panoszenie się po całym świecie. Mimo, że taka opcja byłaby bardzo ciekawa, nigdy wcześniej o takim czymś nie myślał. Zdawał sobie sprawę, że przez jego aparycję nie wszędzie byłby przyjmowany ciepło, ale od czego jest powszechna technika Henge? Będzie musiał to później porządnie przemyśleć, na spokojnie. Z dala od tego całego tłumu, tak chętnie bawiącego się w takim miejscu. Może właśnie o to chodzi? Imprezują ile mogą, ciesząc się z każdego kolejnego przeżytego dnia, który mógłby być ich ostatnim. Jeśli ich życie miało się zakończyć za godzinę, nie marnowali by go na jakieś pierdoły, tylko się bawili. Ciekawa koncepcja. On natomiast nie potrafił tego zrozumieć, trudno. Nadal szukał kogoś, do kogo mógłby podejść... albo ktoś do niego. Niestety nie potrafił jeszcze ot tak podchodzić do ludzi i prowadzić z nimi dłuższej rozmowy na jakikolwiek temat. Nad tym też będzie musiał popracować w najbliższym czasie. Może jeśli zostanie tutaj na dłużej, to będzie miał okazję poprawić swoje umiejętności krasomówcze? Chodził tak i chodził, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Mimo tego, że zazwyczaj byłby wdzięczny za takie traktowanie, to teraz lekko go to irytowało. Już miał zamiar w akcie rozpaczy podejść do kogoś i normalnie spytać, najpewniej trzymając przy tym jakiś alkohol w ręce dla rozluźnienia atmosfery u rozmówcy, kiedy do jego uszu dotarł trzask, a po nim kolejne. Burza? Cóż, dobrze że jest w środku. A chwilę po nich ktoś zaczął dąć w róg. A przynajmniej to tak brzmiało. Czyli że co, coś nie tak? Opcji było kilka - burza naprawdę sroga, co podobno w tych regionach nie jest niczym niezwykłym, albo alarm ostrzegający przed zagrożeniem zza muru. Niektórzy wybiegli pośpiesznie na zewnątrz, cała reszta przestała się bawić. Atmosfera się zmieniła w ułamku sekundy. Czyli faktycznie coś złego będzie miało miejsce. Wtedy to z rejonu dla VIP-ów wyszedł jakiś starzec. Nie wyglądał szczególnie, ot dziad jakich wiele na tym świecie. Kilka sekund później zmył z siebie pozory normalności, wydając polecenia i znikając przez spalenie, niczym kartka przyłożona do ognia świecy. Co się działo? Musiał sprawdzić to osobiście, w końcu czy nie po to tutaj przyszedł? Wyszedł na zewnątrz i skierował swój wzrok w kierunku muru, a dokładniej jego szczytu.
To coś, co wyłoniło się zza niego, nie mogło istnieć. Po prostu nie mogło. To przeczy zdrowemu rozsądkowi. Na pewno jest to jakaś iluzja czy coś. W żadnej z tysięcy przeczytanych przez niego pozycji nie było nawet słowa o wężach takich rozmiarów. Po chwili jednak się poprawił - świat nie jest do końca zbadany. Zwłaszcza tam, po drugiej stronie. Więc musiał pogodzić się z faktem, iż ten nieznany mu wcześniej byt jest prawdziwy. Wypełniło go nieznane dotychczas uczucie. A nawet jeśli, to z pewnością nie na taką skalę. Zaczął delikatnie się trząść, patrząc na to, jak wąż ponownie ukrył się za murem. Gdyby był normalnym człowiekiem, na pewno kolana by pod nim się ugięły. Tam gdzieś jest cały świat, gdzie takie istoty są normalne. Potężne, ogromne węże, kto wie co jeszcze? Pragnął to zobaczyć. Drugą stronę, co się na niej znajduje. Chęć, która teraz przekształciła się w żądzę, poznania nowego, nieznanego, popchnęła go. Jeden krok, potem drugi. A następnie kolejne. Nie baczył na niebezpieczeństwo, które niewątpliwie tam się czai. Ale jeśli kiedyś zechce tam wkroczyć, to będzie potrzebował informacji, których teraz mu brakuje. Musiał to zobaczyć na własne oczy. Decyzja była prosta - iść na mur. Na sam szczyt, by na własne oczy móc zobaczyć, jak dalej się potoczą losy. Losy jego jak i całego tego muru. Losy tego węża. Żądza ciekawości była chyba najsilniejsza do tej pory. A co, jeśli straci życie idąc tam? Gdyby jeszcze miał zamiar umrzeć...
//Rób jak uważasz, jak będzie lepiej dla ciebie. Chyba nikt się nie obrazi za 48h, o ile oczywiście jakościowo będzie bardzo dobrze : )
To coś, co wyłoniło się zza niego, nie mogło istnieć. Po prostu nie mogło. To przeczy zdrowemu rozsądkowi. Na pewno jest to jakaś iluzja czy coś. W żadnej z tysięcy przeczytanych przez niego pozycji nie było nawet słowa o wężach takich rozmiarów. Po chwili jednak się poprawił - świat nie jest do końca zbadany. Zwłaszcza tam, po drugiej stronie. Więc musiał pogodzić się z faktem, iż ten nieznany mu wcześniej byt jest prawdziwy. Wypełniło go nieznane dotychczas uczucie. A nawet jeśli, to z pewnością nie na taką skalę. Zaczął delikatnie się trząść, patrząc na to, jak wąż ponownie ukrył się za murem. Gdyby był normalnym człowiekiem, na pewno kolana by pod nim się ugięły. Tam gdzieś jest cały świat, gdzie takie istoty są normalne. Potężne, ogromne węże, kto wie co jeszcze? Pragnął to zobaczyć. Drugą stronę, co się na niej znajduje. Chęć, która teraz przekształciła się w żądzę, poznania nowego, nieznanego, popchnęła go. Jeden krok, potem drugi. A następnie kolejne. Nie baczył na niebezpieczeństwo, które niewątpliwie tam się czai. Ale jeśli kiedyś zechce tam wkroczyć, to będzie potrzebował informacji, których teraz mu brakuje. Musiał to zobaczyć na własne oczy. Decyzja była prosta - iść na mur. Na sam szczyt, by na własne oczy móc zobaczyć, jak dalej się potoczą losy. Losy jego jak i całego tego muru. Losy tego węża. Żądza ciekawości była chyba najsilniejsza do tej pory. A co, jeśli straci życie idąc tam? Gdyby jeszcze miał zamiar umrzeć...
//Rób jak uważasz, jak będzie lepiej dla ciebie. Chyba nikt się nie obrazi za 48h, o ile oczywiście jakościowo będzie bardzo dobrze : )
0 x
Re: Shi no gēto
Uważnie rozejrzałem się po ludzkich twarzach w karczmie kiedy to doszły do nas dźwięki grzmotów i rogu, wołającego do obrony muru. -Hakai idziemy! Kaien, co z tobą, chyba nie odpuścisz tego? Spojrzałem na Kaguye, prowokująco. Jeśli jest jak cały nasz klan, to dużo mu nie będzie potrzeba żeby krew zaczęła w nim buzować. Wstałem od stołu, wychylając ostatni łyk swojego trunku, po czym sam wybiegłem z karczmy i ruszyłem na mur, zdecydowanie nie mogłem tego przegapić.
Cholera, jeśli wróg atakuję dużymi siłami, to jest szansa żeby obejść bokiem wszystkie falangi i dostać się za jego plecy, gdzie będzie go mniej, a my mogli byśmy zwiedzić teren prawie że na spokojnie, albo możemy stanąć do walki na murze żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat przeciwnika. Gdy tylko zbliżyłem się nieco ku murowi zauważyłem sporą chmurę, która ciskała piorunami i wszystko było by fajnie gdyby te pioruny, nie leciały tylko w mur. -Cholera, to na pewno nie jest naturalny zbieg okoliczności, a ja za chiny nie mam jak tej chmury po gonić, jakieś pomys.. Przerwałem i zatrzymałem się gdy ujrzałem gigantycznego węża znajdującego się na "naszym" terenie. Cholera! Jak on się tu przedarł, nie ważne, coś czuję że to nie będzie najprostsza robota, ale za to może jego głowa będzie coś warta. Stanąłem na przeciwko węża, zauważyłem że w jego pobliżu jest już też kilku innych dziwaków. -Hakai, to niech się wszyscy tu zastanawiają, a my go bierzemy. Spojrzałem na chłopaka, wiedziałem że się boi, bo nawet mnie przechodziły ciarki patrząc na tą bestie, podszedłem do niego bardzo blisko i szeptem. -Ta sama taktyka co przy naszym pierwszym zadaniu, może nie być łatwo, ale głównie chodzi o odwrócenie jego uwagi i utrzymanie w miejscu. Nie wiedziałem do końca jak postawić go na duchu, więc cofnąłem się dwa kroki i zaciskając całkiem na twarzy szal, powiedziałem. -Pora wziąć się za to na serio, obyś tam też tak szybki był. Wróciłem do węża, czekając dosłownie chwilę aż mój przyjaciel zniknie z powierzchni ziemi, ruszyłem na wroga... Skurczybyku, będziesz pierwszy na którym to przetestuję. Miałem taką nadzieje, lecz wąż razem z chmurą zniknęli szybciej niż się pojawili. Cholera co to miało być, dywersja? Spojrzałem znów na towarzysza, oczekując również iż brat tu gdzieś również przybył. -Dobra, uważam że i tak się dużo tu nie dowiemy, bo to miejsce ogarnia chaos, w takim wypadku ruszamy za mur! Jedna zasada, wszystko co nie jest z nami, jest przeciwko. Odwróciłem się i bez słowa więcej ruszyłem na mur, wykorzystując technikę Kinobori no Waza, wbiegłem na sam jego szczyt, zacząłem się rozglądać za potworem albo innego rodzaju oznakami życia, czujnie oczywiście obserwowałem i osłuchiwałem okolicę, nie chciał bym zginąć jeszcze przed wyjściem, acz kolwiek ktoś musiał sprawdzić co się tu dzieje zanim reszta się zjawi. CHolera, tak czy siak miałem tu iść, ale po tym wężu...Zresztą, mam dziwne wrażenie że nie był to tutejszy mieszkaniec, bardziej wyglądało mi to na przywołańca, no bo jak wytłumaczyć zniknięcie jeśli nie użył techniki...chyba że...ma zdolności kameleona, ale w takim wypadku... Postanowiłem uważniej przyjrzeć się każdemu ruchowi, nawet powietrza, byle tylko upewnić się że wyjście tam jest bezpieczne. Wyjście jak wyjście, gorzej z resztą drogi, czy to co się stało to było zaproszenie? Tak mogłem sobie pomyśleć gdyż, po tej sprawie nastał chwilowy spokój. -Już czas. Stwierdziłem, sprawdzając czy oprócz Hakaia którego byłem pewny, mam jeszcze Kaiena. -Jest mały problem, na tak długą wyprawę przydał by się medyk.
Cholera, jeśli wróg atakuję dużymi siłami, to jest szansa żeby obejść bokiem wszystkie falangi i dostać się za jego plecy, gdzie będzie go mniej, a my mogli byśmy zwiedzić teren prawie że na spokojnie, albo możemy stanąć do walki na murze żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat przeciwnika. Gdy tylko zbliżyłem się nieco ku murowi zauważyłem sporą chmurę, która ciskała piorunami i wszystko było by fajnie gdyby te pioruny, nie leciały tylko w mur. -Cholera, to na pewno nie jest naturalny zbieg okoliczności, a ja za chiny nie mam jak tej chmury po gonić, jakieś pomys.. Przerwałem i zatrzymałem się gdy ujrzałem gigantycznego węża znajdującego się na "naszym" terenie. Cholera! Jak on się tu przedarł, nie ważne, coś czuję że to nie będzie najprostsza robota, ale za to może jego głowa będzie coś warta. Stanąłem na przeciwko węża, zauważyłem że w jego pobliżu jest już też kilku innych dziwaków. -Hakai, to niech się wszyscy tu zastanawiają, a my go bierzemy. Spojrzałem na chłopaka, wiedziałem że się boi, bo nawet mnie przechodziły ciarki patrząc na tą bestie, podszedłem do niego bardzo blisko i szeptem. -Ta sama taktyka co przy naszym pierwszym zadaniu, może nie być łatwo, ale głównie chodzi o odwrócenie jego uwagi i utrzymanie w miejscu. Nie wiedziałem do końca jak postawić go na duchu, więc cofnąłem się dwa kroki i zaciskając całkiem na twarzy szal, powiedziałem. -Pora wziąć się za to na serio, obyś tam też tak szybki był. Wróciłem do węża, czekając dosłownie chwilę aż mój przyjaciel zniknie z powierzchni ziemi, ruszyłem na wroga... Skurczybyku, będziesz pierwszy na którym to przetestuję. Miałem taką nadzieje, lecz wąż razem z chmurą zniknęli szybciej niż się pojawili. Cholera co to miało być, dywersja? Spojrzałem znów na towarzysza, oczekując również iż brat tu gdzieś również przybył. -Dobra, uważam że i tak się dużo tu nie dowiemy, bo to miejsce ogarnia chaos, w takim wypadku ruszamy za mur! Jedna zasada, wszystko co nie jest z nami, jest przeciwko. Odwróciłem się i bez słowa więcej ruszyłem na mur, wykorzystując technikę Kinobori no Waza, wbiegłem na sam jego szczyt, zacząłem się rozglądać za potworem albo innego rodzaju oznakami życia, czujnie oczywiście obserwowałem i osłuchiwałem okolicę, nie chciał bym zginąć jeszcze przed wyjściem, acz kolwiek ktoś musiał sprawdzić co się tu dzieje zanim reszta się zjawi. CHolera, tak czy siak miałem tu iść, ale po tym wężu...Zresztą, mam dziwne wrażenie że nie był to tutejszy mieszkaniec, bardziej wyglądało mi to na przywołańca, no bo jak wytłumaczyć zniknięcie jeśli nie użył techniki...chyba że...ma zdolności kameleona, ale w takim wypadku... Postanowiłem uważniej przyjrzeć się każdemu ruchowi, nawet powietrza, byle tylko upewnić się że wyjście tam jest bezpieczne. Wyjście jak wyjście, gorzej z resztą drogi, czy to co się stało to było zaproszenie? Tak mogłem sobie pomyśleć gdyż, po tej sprawie nastał chwilowy spokój. -Już czas. Stwierdziłem, sprawdzając czy oprócz Hakaia którego byłem pewny, mam jeszcze Kaiena. -Jest mały problem, na tak długą wyprawę przydał by się medyk.
0 x
Re: Shi no gēto
Dziewczyna odruchowo zakryła dłonią usta, kiedy to usłyszała dźwięk strzelających kości u starszego pana. Nie chciała być dla niego niemiła, poprzez wyśmiewanie się czy coś, po prostu ta sytuacja ją z lekka rozbawiła, ale nie chciała żeby to było po niej aż tak widać. Za ileś, ileś tam lat Sakebiko też będzie starsza i jej kości też pewnie będą tak jęczały, kiedy będzie chciała się schylić... Ale dla niej wydawało się, że jeszcze cała wieczność przed nią, tysiące przygód i misji, które trzeba wykonać. Choćby jak ta dzisiejsza, czyli ochrona tego przeklętego muru. Właściwie to dziewczynka prawie nic nie wiedziała - może poza tym, że za murem jest strasznie, okropnie, beee... Ogólnie mówiąc krew leje się dziko strumieniami, wiele osób umiera. Szczerze powiedziawszy mimo, że ta kunoichi miała umysł porównywalny do małego dziecka, to jakoś nie przejęła się poziomem niebezpieczeństwa tutaj. Przecież jej nadzieja już nie raz uratowała tyłek, chociaż właściwie niczego nie dawała - poza wiecznym uśmiechem na ustach.
Dziewczyna wzięła kołczan ze strzałami i przewiesiła go przez ramię. Cieszyła się, że miała chociaż te kilka pocisków, co by nie być bezbronną z tym uroczym łukiem. Palcami musnęła lotki w strzałach, a jej oczy całe iskrzyły z podniecenia. Wtedy też rozległ się huk, na który to Sakebiko zareagowała lekkim podskokiem. Nigdy nie przyznałaby się, że się przestraszyła, ale poczuła się co najmniej dziwnie. Rozejrzała się, kompletnie zbita z tropu, nie wiedząc co się do cholery teraz dzieje. Na dodatek ten miły, starszy pan wyglądał jak trup, albo co najmniej grabarz. Coś musiało być na rzeczy, skoro ten hałas sprawił, że w ciągu chwili z żartującego z siebie sklepikarza, wyglądał jak żywe zwłoki. Nawet białowłosa wiedziała, że to bardzo źle wróży.
- Proszę pana! Ale co nadchodzi?! O czym pan słyszał? Jeśli chce nam pan pomóc przeżyć to naprawdę lepiej, żeby nam pan powiedział... Prosimy! - Wielkie, czerwone oczka gapiły się w przerażonego człowieka. Chociaż teraz mogłaby udawać te szczeniaczki, które proszą o łakocie swoim maślanym spojrzeniem. Wiedziała, że to jest delikatnie mówiąc niegrzeczne, że prawdopodobnie będzie nieskuteczne, ale wolała wykorzystać wszystkie możliwości. Może po drodze jakoś coś wymyśli, wpadnie na jakiś pomysł. Miała bowiem nadzieję, że dowie się czegoś, co mogłoby ją naprowadzić. Może nie była wielką kunoichi, ale dobrze wiedziała, że tam gdzie jest walka, trzeba każdej pary rąk, nawet tak delikatnych jak jej. Z resztą wojna nie wybiera - a jej strój to tylko ubranie, nie musi odzwierciedlać tego jaka jest naprawdę w środku.
Sakebiko zaczęła się powoli nad czymś zastanawiać. Jej mały łebek musiał teraz dużo myśleć, co nie było jego ulubionym zajęciem, do tego dosyć rzadko uprawianym, dlatego też sprawiał jej chwilami niemały problem. Dziewczyna mając już wychodzić, odwróciła się w kierunku pozostałego ekwipunku.
- Wiesz co? Może dobrym pomysłem byłoby wzięcie tego co nam się przyda? Ja nie mam zamiaru uciekać, więc nie wiem jak ty, ale jak coś wygrzebię, to biorę. - Białowłosa zbliżyła się do lady, by zamiast ją obejść, położyć się na niej brzuchem i puścić głowę w dół niczym peryskop w poszukiwaniu interesujących rzeczy. Wszelkie bomby, granaty dymne były jak najbardziej w cenie... Ale także dziewczę nie pogardziłoby bandażami, kaburami, plecakami, a nawet zwykłymi kunaiami, shurikenami czy senbonami. Krótko mówiąc wszystko co mogłoby robić cokolwiek w walce. Kunoichi gmerała pod ladą przez jakiś czas, po czym znów stanęła na nogach ze zdobytymi fantami - o ile takowe zdobyła.
- Anooo, zapomniałam się przedstawić. Jestem Sakebiko Heiwa, bardzo mi miło. - Lekko ukłoniła się przed nieznajomym, będąc czerwona jak burak. Sama nie wiedziała czy to dlatego, że krew napłynęła jej do głowy, czy może uświadomiła sobie, że chociaż chłopak zapłacił za jej rzeczy, to nawet się nie znali... Chwila, on przecież zasponsorował jej łuk i strzały! No może nie do końca ten łuk, bo dostali go w prezencie, ale jednak.
- I wybacz mi, że do tej pory nie podziękowałam za broń dla mnie. To było dla mnie z lekka dziwne, że jakiś nieznajomy chłopak kupuje mi coś tak drogiego... Tylko się nie obrażaj, wiem, ja zepsułam, ale mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie o to gniewał. Naprawdę przepraszam i jeszcze raz dziękuję. To musiał być dla Ciebie spory wydatek. Tym bardziej jest mi przykro, że zapomniałam o manierach. Po prostu już tak mam, że kiedy tysiąc rzeczy na raz wymaga mojej uwagi to zaczynam o wszystkim zapominać... Ej i czy ja za dużo mówię? - Sakebiko zauważyła wreszcie, że jej monolog jest delikatnie mówiąc za długi, nie powinna była nieznajomego tak bardzo męczyć. Zważywszy na to, że jest mu winna sporą przysługę za to wszystko co dla niej zrobił. Wszystko co tutaj ciekawego znalazła wpakowała w swoją kieckę.
- Ano i jak już mamy wszystko to chyba idziemy? - Zaczekała na odpowiedź chłopaka, ostatni raz spojrzała na to miejsce, mając w sercu słowa tego sklepikarza i wyszła na zewnątrz by zobaczyć... No właśnie, dziewczynie zabrakło na to słów, więc chyba najlepiej było to jej określić jako koniec cywilizowanego świata. Niemniej nieśmiertelny uśmiech nie schodził z jej twarzy, czyli sytuacja beznadziejna, ale stabilna.
Dziewczyna wzięła kołczan ze strzałami i przewiesiła go przez ramię. Cieszyła się, że miała chociaż te kilka pocisków, co by nie być bezbronną z tym uroczym łukiem. Palcami musnęła lotki w strzałach, a jej oczy całe iskrzyły z podniecenia. Wtedy też rozległ się huk, na który to Sakebiko zareagowała lekkim podskokiem. Nigdy nie przyznałaby się, że się przestraszyła, ale poczuła się co najmniej dziwnie. Rozejrzała się, kompletnie zbita z tropu, nie wiedząc co się do cholery teraz dzieje. Na dodatek ten miły, starszy pan wyglądał jak trup, albo co najmniej grabarz. Coś musiało być na rzeczy, skoro ten hałas sprawił, że w ciągu chwili z żartującego z siebie sklepikarza, wyglądał jak żywe zwłoki. Nawet białowłosa wiedziała, że to bardzo źle wróży.
- Proszę pana! Ale co nadchodzi?! O czym pan słyszał? Jeśli chce nam pan pomóc przeżyć to naprawdę lepiej, żeby nam pan powiedział... Prosimy! - Wielkie, czerwone oczka gapiły się w przerażonego człowieka. Chociaż teraz mogłaby udawać te szczeniaczki, które proszą o łakocie swoim maślanym spojrzeniem. Wiedziała, że to jest delikatnie mówiąc niegrzeczne, że prawdopodobnie będzie nieskuteczne, ale wolała wykorzystać wszystkie możliwości. Może po drodze jakoś coś wymyśli, wpadnie na jakiś pomysł. Miała bowiem nadzieję, że dowie się czegoś, co mogłoby ją naprowadzić. Może nie była wielką kunoichi, ale dobrze wiedziała, że tam gdzie jest walka, trzeba każdej pary rąk, nawet tak delikatnych jak jej. Z resztą wojna nie wybiera - a jej strój to tylko ubranie, nie musi odzwierciedlać tego jaka jest naprawdę w środku.
Sakebiko zaczęła się powoli nad czymś zastanawiać. Jej mały łebek musiał teraz dużo myśleć, co nie było jego ulubionym zajęciem, do tego dosyć rzadko uprawianym, dlatego też sprawiał jej chwilami niemały problem. Dziewczyna mając już wychodzić, odwróciła się w kierunku pozostałego ekwipunku.
- Wiesz co? Może dobrym pomysłem byłoby wzięcie tego co nam się przyda? Ja nie mam zamiaru uciekać, więc nie wiem jak ty, ale jak coś wygrzebię, to biorę. - Białowłosa zbliżyła się do lady, by zamiast ją obejść, położyć się na niej brzuchem i puścić głowę w dół niczym peryskop w poszukiwaniu interesujących rzeczy. Wszelkie bomby, granaty dymne były jak najbardziej w cenie... Ale także dziewczę nie pogardziłoby bandażami, kaburami, plecakami, a nawet zwykłymi kunaiami, shurikenami czy senbonami. Krótko mówiąc wszystko co mogłoby robić cokolwiek w walce. Kunoichi gmerała pod ladą przez jakiś czas, po czym znów stanęła na nogach ze zdobytymi fantami - o ile takowe zdobyła.
- Anooo, zapomniałam się przedstawić. Jestem Sakebiko Heiwa, bardzo mi miło. - Lekko ukłoniła się przed nieznajomym, będąc czerwona jak burak. Sama nie wiedziała czy to dlatego, że krew napłynęła jej do głowy, czy może uświadomiła sobie, że chociaż chłopak zapłacił za jej rzeczy, to nawet się nie znali... Chwila, on przecież zasponsorował jej łuk i strzały! No może nie do końca ten łuk, bo dostali go w prezencie, ale jednak.
- I wybacz mi, że do tej pory nie podziękowałam za broń dla mnie. To było dla mnie z lekka dziwne, że jakiś nieznajomy chłopak kupuje mi coś tak drogiego... Tylko się nie obrażaj, wiem, ja zepsułam, ale mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie o to gniewał. Naprawdę przepraszam i jeszcze raz dziękuję. To musiał być dla Ciebie spory wydatek. Tym bardziej jest mi przykro, że zapomniałam o manierach. Po prostu już tak mam, że kiedy tysiąc rzeczy na raz wymaga mojej uwagi to zaczynam o wszystkim zapominać... Ej i czy ja za dużo mówię? - Sakebiko zauważyła wreszcie, że jej monolog jest delikatnie mówiąc za długi, nie powinna była nieznajomego tak bardzo męczyć. Zważywszy na to, że jest mu winna sporą przysługę za to wszystko co dla niej zrobił. Wszystko co tutaj ciekawego znalazła wpakowała w swoją kieckę.
- Ano i jak już mamy wszystko to chyba idziemy? - Zaczekała na odpowiedź chłopaka, ostatni raz spojrzała na to miejsce, mając w sercu słowa tego sklepikarza i wyszła na zewnątrz by zobaczyć... No właśnie, dziewczynie zabrakło na to słów, więc chyba najlepiej było to jej określić jako koniec cywilizowanego świata. Niemniej nieśmiertelny uśmiech nie schodził z jej twarzy, czyli sytuacja beznadziejna, ale stabilna.
0 x
Re: Shi no gēto
- O dziwo, przywódca tej grupki nie zdecydował się wyrzucić dwójki przybłęd jak najdalej od siebie. Może nawet i o tym pomyślał, ale dzwonek obiadowy uratował skórę tego duetu. Znaczy... Chyba nie był to dzwonek wzywający na amciu. Albo wzywali pół prowincji. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie szarych oczu na równie poszarzałe twarze rozmówców, by zrozumieć, że to nie o to chodzi. Kilka słów i chop! Poszli w górę jak psy gończe. Takie dobrze wyszkolone pieski. A Kamiru nie chciał być gorszy, niż oni, poleciał więc za nimi. Korzystając z jutsu od kumulacji chakry, bo na bieganie wbrew prawom pewnej nienazwanej siły ściągającej wszystko w dół nie miał jeszcze mocy. A dlaczego właściwie tam polazł? Nie dostał rozkazu, jedynie przyzwolenie tego pseudo dowódcy. Swoją drogą, całkiem szybcy byli. Nawet bardziej niż całkiem. Wracając, dlaczego stawiał kolejne kroki prowadzące go w górę? Nie miał pojęcia. Z jednej strony, ciekawość świata dopchała go do tego miejsca, a teraz tylko wzrosła, przez całą tą tajemniczą i pełną grozy otoczkę. Rozumiał już, że ktoś lub coś postanowiło zobaczyć, co jest za murem. Tyle, że po stronie shinobi. Po tej dobrej, cywilizowanej stronie. Przecież po to w ogóle powstała ta budowla. By to, co siedzi po jednej stronie nie mogło przeleźć na drugą. Proste. A może Kamiru się mylił? Huh.
Jakby mało było efektów dźwiękowych, reżyser tego przedstawienia dorzucił uczestnikom coś więcej. Burza? Tak nisko? I tak skupione w jednym miejscu? Bardziej przypomina to juts, niż naturalne zjawisko pogodowe. Ale i tego było mało! Im dalej biegł, tym dziwniej się działo. To, co wyskoczyło z chmur... Olbrzymie. Niespotykane. Skąd się biorą tak gigantyczne węże? Z gigantycznych jajek, to jasne. A one z gigantycznych węży. Prawda, że bardzo proste? No, a skoro genezę nieproszonego gościa mamy za sobą, można zająć się reakcją Zamaskowanego. Ten nie przejął się zbytnio. Zwolnił kroku, przyglądając się pokrytej łuskami głowie. Ciekawe, czy krowy za murem są wielkości gór? To dopiero byłoby ciekawe. Ciężko wydoić, ale mleka na całą armię Akimichi by wystarczyło. Tylko pokarmu dla takiej znaleźć... No, mniejsza. Wąż tak jak się pojawił, tak zniknął. Podobnie burza, odeszła tłuc piorunami inną cześć kamiennej konstrukcji. I dobrze, można było kontynuować podróż w spokoju. Szkoda tylko, że Yuusuke został z tyłu. Odwrócił głowę i krzyknął
Zobaczyć co się dzieje tam idziemy. Yuki uśmiechnął się pod maską i poszedł wyżej, wierząc że Białowłosy podąży za nim. Wiedząc, co mniej więcej może ich czekać na szczycie, biegł ostrożniej. Nie wyciągał broni, nie potrzebował jej teraz. Co mógł zrobić kawałkiem stali dla olbrzyma którego przed chwilą widzieli? Bez sensu. Nie miał zamiaru szarżować, tym bardziej, że Uchiha byli od niego szybsi. Sprawdzą co jest przed duetem wyspiarzy i w ogóle, zginą pierwsi jeśli trzeba. Chyba.
Nie robi mi to różnicy, więc czy prowadzisz sam na 48h, czy z Inu na 24... Twój i innych wybór. Po prostu nie rób czegoś na siłę ~
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Re: Shi no gēto
Dźwięk - coś co najlepiej oddziałuje na ciało człowieka, najszybciej przygotowuje go do sytuacji. Długi, donośny, nieprzyjemny. Coś takiego nigdy nie wróżyło nic dobrego - groziło, można było poczuć uderzenie bijące prost w pierś. Czarny spojrzał na towarzyszki, te jednak były jak wryte, zaczarowane, albo raczej owładnięte tą nutą niepewności i strachu. Nadchodzą... kto taki miał nadejść? Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie widział, by ktoś zaczynał się zbliżać. Bandyci, złodzieje, najemnicy, a może paser?
-Bestie? Jakie niby bestie? - poczuł tą atmosferę przerażenia, która ogarnęła może nie tylko same dziewczyny, ale także cały ten przybytek albo i dalej? Spiął się jednak w sobie, jakby przygotowując się najgorsze, będąc gotów na walkę, lecz ta nie nadeszła. Dziewczyny się bały - cóż, szkoda czasem po prostu okazja ucieka sprzed nosa i trzeba się z tym pogodzić.
-Właśnie o tym problemie chciałbym wiedzieć, a nie chce wam sprawdzać na głowę kolejnego - czy czuł się niezręcznie w towarzystwie dwóch praktycznie nagich kobiet? Skądże. Bardziej jednak dziwiły go ich słowa. Czy to nie ten zawód specjalizował się często w szpiegostwie i sprzedawaniu informacji o klientach jednej nocy? Oczywiście dzielenie się tym z innymi było niebezpieczne, nawet cholernie, ale żeby aż tak? Nie widział w budynku ochrony, może gdzieś się czaiła. Poczuł jak jego ciało zaczyna przyśpieszać - krew buzuje, napływa do głowy i szumi zwyczajowo tłumiąc wszelkie myśli. Walka - zbliżała się, ale jednak nie bezpośrednio. Może to tylko ta atmosfera doprowadzała go do szału, może to to miejsce. Historie z koszmarów... Nocne mary realne? To czego się boimy najczęściej siedzi w naszych głowach, ale nigdy przecież nie mogło jej opuścić. Przypomniała mu się twarz kobiety, o delikatnych rysach, długich włosach. Pokręcił głową wyrzucając to z siebie. Przed nim nadal kobieta mówiła, wręcz wrzeszczała bez ładu i składu. Miał ją złapać w końcu za ręce, zatrzymać ją w tej chwili i zapanować nad chaosem, jednak nie zdążył. Pojawił się ktoś jeszcze. Spojrzał ku nowej osobie, dosłownie wgapił się w nią przez chwilę. W końcu się otrząsnął, powrócił do normalnej pozy, wyprostował się. Była naga tak - lecz tutaj nie było się czemu dziwić - to miejsce było pełne od takich kobiet więc czemu odwrócił na chwilę wzrok jakby
zawstydzony? Była inna, nie do niego, wyrwana z intymnej sytuacji i może nadal ociekała potem. Mimo tego nadal traktował ją jak kobietę nie pragnąc jej ciała jak wilk mięsa, a uznał ją za po prostu kolejnego rozmówcę w pokoju.
-Grzeczniej może trochę, a powtarzać dwa razy nie trzeba - ukazał im ręce pokazując, że nie ma złych zamiarów, a wyjście jest mu dobrze znane.
-W ten sposób nie zrobicie sobie dobrej renomy moje panie. - spojrzał na jedną z nich - tą czarną. Wbił wzrok prosto w jej oczy chcąc do niej dotrzeć. Była cicha, jednak może przy braku osób z tego chorego otoczenia powie coś więcej, przylgnie coś ją do niego i otworzy jej usta - dosłownie i w przenośni hehe. Skierował się jednak do wyjścia, bo widać było, że dzieje się coś niedobrego i nie jest tutaj mile widziany. Tak też musiał znaleźć się na ulicy.
-Bestie? Jakie niby bestie? - poczuł tą atmosferę przerażenia, która ogarnęła może nie tylko same dziewczyny, ale także cały ten przybytek albo i dalej? Spiął się jednak w sobie, jakby przygotowując się najgorsze, będąc gotów na walkę, lecz ta nie nadeszła. Dziewczyny się bały - cóż, szkoda czasem po prostu okazja ucieka sprzed nosa i trzeba się z tym pogodzić.
-Właśnie o tym problemie chciałbym wiedzieć, a nie chce wam sprawdzać na głowę kolejnego - czy czuł się niezręcznie w towarzystwie dwóch praktycznie nagich kobiet? Skądże. Bardziej jednak dziwiły go ich słowa. Czy to nie ten zawód specjalizował się często w szpiegostwie i sprzedawaniu informacji o klientach jednej nocy? Oczywiście dzielenie się tym z innymi było niebezpieczne, nawet cholernie, ale żeby aż tak? Nie widział w budynku ochrony, może gdzieś się czaiła. Poczuł jak jego ciało zaczyna przyśpieszać - krew buzuje, napływa do głowy i szumi zwyczajowo tłumiąc wszelkie myśli. Walka - zbliżała się, ale jednak nie bezpośrednio. Może to tylko ta atmosfera doprowadzała go do szału, może to to miejsce. Historie z koszmarów... Nocne mary realne? To czego się boimy najczęściej siedzi w naszych głowach, ale nigdy przecież nie mogło jej opuścić. Przypomniała mu się twarz kobiety, o delikatnych rysach, długich włosach. Pokręcił głową wyrzucając to z siebie. Przed nim nadal kobieta mówiła, wręcz wrzeszczała bez ładu i składu. Miał ją złapać w końcu za ręce, zatrzymać ją w tej chwili i zapanować nad chaosem, jednak nie zdążył. Pojawił się ktoś jeszcze. Spojrzał ku nowej osobie, dosłownie wgapił się w nią przez chwilę. W końcu się otrząsnął, powrócił do normalnej pozy, wyprostował się. Była naga tak - lecz tutaj nie było się czemu dziwić - to miejsce było pełne od takich kobiet więc czemu odwrócił na chwilę wzrok jakby
zawstydzony? Była inna, nie do niego, wyrwana z intymnej sytuacji i może nadal ociekała potem. Mimo tego nadal traktował ją jak kobietę nie pragnąc jej ciała jak wilk mięsa, a uznał ją za po prostu kolejnego rozmówcę w pokoju.
-Grzeczniej może trochę, a powtarzać dwa razy nie trzeba - ukazał im ręce pokazując, że nie ma złych zamiarów, a wyjście jest mu dobrze znane.
-W ten sposób nie zrobicie sobie dobrej renomy moje panie. - spojrzał na jedną z nich - tą czarną. Wbił wzrok prosto w jej oczy chcąc do niej dotrzeć. Była cicha, jednak może przy braku osób z tego chorego otoczenia powie coś więcej, przylgnie coś ją do niego i otworzy jej usta - dosłownie i w przenośni hehe. Skierował się jednak do wyjścia, bo widać było, że dzieje się coś niedobrego i nie jest tutaj mile widziany. Tak też musiał znaleźć się na ulicy.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Shi no gēto
Jak niefajnie być starszym - pomyślał chłopiec z heterochromią w oczach. Zastanawiał się, czemu nikt nie zwrócił do tej pory na to uwagi. Do tej pory w życiu jakie spędzał w swoim otoczeniu każdy go przez to unikał, ale w tym momencie zastanawiał się czy na pewno przez to. Jak nie to to co by mogło być? Zresztą i tak to nieistotne jest obecnie. Strzyk w kościach powodował iż młodzieniec sam nigdy nie chciał zostać starym. Miał nadzieję, że zawsze zostanie młody, no może nie tak młody jak teraz, ale jednak... Sztuką jest wyjść ży... I staruszek nie zdążył dokończyć zdania, a dotarł do nas huk. Zachowanie dziadziunia powoduje, że wie iż nie jest to dobry znak. Miał też czarnowłosy przeczucie, że jest to bardzo zły znak i to spowodowało u niego gęsią skórkę i lekkie drgnięcie. Coś nadciąga coś co atakuje to miejsce po raz kolejny, ale ta szlachcianka obok jest jakby nieprzenikniona. Nic się w niej zmieniło w jej zachowaniu. Kim ona jest? Czy jest tą osobą za którą ją uważa?
Na jego szczęście jego rozmówczyni o wszystko co miał w myśli to pyta, jednak nie wie, czy to da rezultat odpowiedni, gdyż dziadek już prawdopodobnie nic nie powie ciekawego jak i nie powiedział. Bał się. Czuł mrok, który kryje się za bramą i tajemniczym murem. Nie lubi tego, ale musi go przezwyciężyć wiedział o tym, po to tutaj jest. Może wziąć wszystko i tak też miał zamiar zrobić, przecież przyda mu się parę rzeczy. Miał małe pojęcie o arsenale jaki można wykorzystać, ale on szukał za jednym. Wzrokiem podążał po pomieszczeniu za bombami, oraz tym co go interesowało najbardziej czyli za notkami wybuchowymi. Uczył się o nich i pomyślał iż będą idealne na taką sytuacje aby wykorzystać. Zastawić jakąś pułapkę czy coś i wtedy nawet on może być przydatny. Przecież musi walczyć, a nikogo tutaj nie zna kto by mógł mu pomóc, jest nowy. Ma tylko nadzieję, że nikt przypadkiem nie weźmie go za wroga z tutejszych osób. Wtedy też ta mała dziewczynka - wedle jego wzrostu - zapytała o to co miał na myśli jeżeli chodzi o sprzęt. Nie myślał o jej zdaniu tylko o tym co sam będzie robił. Fajnie byłoby wykorzystać żyłki aby sterować shurikenami, ale nie było czasu aby się tak przygotować prawda? No właśnie. To by było ciekawe. Może jakoś je potem podpalić katonem? Hmm to też by było dobre. Nie myślał o współpracy za co mu było wstyd w tym momencie, chociaż lekko nie dowierzał, że ona chce walczyć i postanowił dać o tym znać w rozmowie. - Jesteś pewna, że chcesz walczyć? Ja idę, bo mam takie powołanie. Wezmę jakieś bomby i notki wybuchowe. - Oho. Nagle przestał być lekko zakłopotany, bo jakoś zaczął się do niej przyzwyczajać.
Śmiesznie wyglądało jak dziewczyna zaczęła przez ladę się schylać przez co się uśmiechał i lekko chichotał, ale po chwili przestał. Nie była to zabawna sytuacja. Chwilę później dziewczyna się przywitała, no cóż to on powinien powiedzieć swoje imię, ale powiedzmy, że tak będzie też dobrze. Dziwne dla niego było to wszystko strasznie. - Hikari Terumi również mi miło - powiedział po czym delikatnie się schylił. Tak było bardziej grzecznościowo wedle niego. Po chwili dziewczyna dziękuje za to wszystko, ale no cóż był lekko przez to zaczerwieniony. - Nie ma problemu, chociaż za łuk i tak nie zapłaciłem. Mów śmiało jestem dobrym słuchaczem. - Powiedział po czym spytała się go dziewczyna czy idziemy. - Chyba nie ma co tutaj stać, a wiesz dokąd mamy iść? I masz jakiś pomysł? Bo ja tutaj kompletnie nic nie znam - Po czym wyszedł tuż za nią.
Na jego szczęście jego rozmówczyni o wszystko co miał w myśli to pyta, jednak nie wie, czy to da rezultat odpowiedni, gdyż dziadek już prawdopodobnie nic nie powie ciekawego jak i nie powiedział. Bał się. Czuł mrok, który kryje się za bramą i tajemniczym murem. Nie lubi tego, ale musi go przezwyciężyć wiedział o tym, po to tutaj jest. Może wziąć wszystko i tak też miał zamiar zrobić, przecież przyda mu się parę rzeczy. Miał małe pojęcie o arsenale jaki można wykorzystać, ale on szukał za jednym. Wzrokiem podążał po pomieszczeniu za bombami, oraz tym co go interesowało najbardziej czyli za notkami wybuchowymi. Uczył się o nich i pomyślał iż będą idealne na taką sytuacje aby wykorzystać. Zastawić jakąś pułapkę czy coś i wtedy nawet on może być przydatny. Przecież musi walczyć, a nikogo tutaj nie zna kto by mógł mu pomóc, jest nowy. Ma tylko nadzieję, że nikt przypadkiem nie weźmie go za wroga z tutejszych osób. Wtedy też ta mała dziewczynka - wedle jego wzrostu - zapytała o to co miał na myśli jeżeli chodzi o sprzęt. Nie myślał o jej zdaniu tylko o tym co sam będzie robił. Fajnie byłoby wykorzystać żyłki aby sterować shurikenami, ale nie było czasu aby się tak przygotować prawda? No właśnie. To by było ciekawe. Może jakoś je potem podpalić katonem? Hmm to też by było dobre. Nie myślał o współpracy za co mu było wstyd w tym momencie, chociaż lekko nie dowierzał, że ona chce walczyć i postanowił dać o tym znać w rozmowie. - Jesteś pewna, że chcesz walczyć? Ja idę, bo mam takie powołanie. Wezmę jakieś bomby i notki wybuchowe. - Oho. Nagle przestał być lekko zakłopotany, bo jakoś zaczął się do niej przyzwyczajać.
Śmiesznie wyglądało jak dziewczyna zaczęła przez ladę się schylać przez co się uśmiechał i lekko chichotał, ale po chwili przestał. Nie była to zabawna sytuacja. Chwilę później dziewczyna się przywitała, no cóż to on powinien powiedzieć swoje imię, ale powiedzmy, że tak będzie też dobrze. Dziwne dla niego było to wszystko strasznie. - Hikari Terumi również mi miło - powiedział po czym delikatnie się schylił. Tak było bardziej grzecznościowo wedle niego. Po chwili dziewczyna dziękuje za to wszystko, ale no cóż był lekko przez to zaczerwieniony. - Nie ma problemu, chociaż za łuk i tak nie zapłaciłem. Mów śmiało jestem dobrym słuchaczem. - Powiedział po czym spytała się go dziewczyna czy idziemy. - Chyba nie ma co tutaj stać, a wiesz dokąd mamy iść? I masz jakiś pomysł? Bo ja tutaj kompletnie nic nie znam - Po czym wyszedł tuż za nią.
0 x
Cause i'm the real fire.
Re: Shi no gēto
Shit is going down...?
Ci dwaj idioci o których myślał Yukiko to pewnie Kaien i Hakai. W sumie przykro, zwłaszcza, że Kaien nie był głupi. To znaczy, nie aż tak. Troche był, ale ta akcja akurat to była dla zabawy. Dla poprawienia sobie humoru który zepsuła mu trochę Rinsari swoim oschłym podejściem. Taka zimna postawa do kogos kto uratował ci życie? Meh. Nieładnie.
Wysłuchał akcji Yukiko po swojej i równoległej. Zmarszczył brwi. Nie podobał mu się ton białowłosego.
Jak tylko przeprosił dziewczyne odkręcił go przodem do siebie i postanowił postawić sprawy jasno.
-Dopóki jest ubaw, to jest dobrze. Ale jeśli będziesz mnie traktował jak swojego nieogarniętego młodszego kolege prawdopodobnie połamie ci kręgosłup. - Wypowiedź była słodka, przesycona troską, współczuciem i empatią do drugiego człowieka. Mimo jej treści nie było w Kaienie nawet kapki nienawiści! Taka slodka, dwu-ponad-metrowa buła z niego wyszła.
-Kaien. - Powtórzył, wyciągając ręke. - Nie wiem, czy jestesmy spokrewnieni. Zwróciłeś uwagę na miecz tamtego dzieciaka, a jak obaj dobrze wiemy to miecz stworzony z Hokkotsu no Yaiba. Więc albo dużo wiesz o moim klanie albo jesteś jego członkiem. W obu przypadkach jeśli schowasz sobie dume i władczośc w dupę to możesz nazywać sie moim bratem. A do twojego kolegi nic nie mam. Po prostu wygląda na zajebistego roztrzepa. Może to przez wiek. W jego wieku nie byłem wiele mądrzejszy. - Skłamał, ale cóż. Położył wielkie łapsko na ramieniu Hakaia.
-Kaien. Możesz mi mówić po imieniu, tak bedzie najprościej. - Znów zwrócił wzrok ku Yukiko, chcąc mu odpowiedzieć na zadane pytanie.
-Nie za mur, a na mur i tutaj. Chciałbym troche wybić tego ścierwa co tu się podobno panoszy. Wiesz, zabawić się, czy to z naszymi czy z tamtymi. Byle potestować nowe umiejętności i wyposażenie. Taki poligon bym sobie zrobił. - Podsumował wypowiedz, a potem hukło, jebło, zesrało się...
Spojrzał na staruszka co się w ogniu rozpuścił, nawołując do walki. Dwójka ludzi także im uswiadomiła, że shit is going down i że ogólnie jak rusza dupska do muru to może być gruba opcja. Kaien aż sie uśmiechnął od ucha do ucha z wrazenia, odsłaniając białe zęby.
Wysłuchał też innych osób, ale już tak mocniej pobieznie, gdyż podjarał się tym, że się zaraz będzie grubo działo.
Aż go kości zaświerzbiały!
Po okrzyku, że piją za darmo, złapał dwie czarki sake i wlał w siebie jak wode, prychnął otrząsając się i podbiegl do Rini.
Z kieszeni wydobył 3 białe piłeczki, wielkości piłeczek bejsbolowych.
-Nie zgiń. Jak będzie chujowo to czakra w palec, pykasz kuleczke i rzucasz. Daleko. Uwierz mi, że wszyscy... - Przeliczył coś - w promieniu 10 metrów od niej będą mieli 'rozrywkowe' nastroje. - Położył duży nacisk na slówko 'rozrywkowe' i sam ruszył na zewnątrz. W drodze odsłonił także rękaw, ukazując Shingeki - Trzy kusze w jednej zdobiace jego ręke i gotowe do strzału.
-Panowie, dziś robimy rozpierdol! - Zakrzyknął po wyjściu, niestety nie widział węża i burdelu, bo za późno wyszedł. To wręczanie Rini przedmiotów było denerwujące.
Jak chlopaki ruszą, a pewnie tak, to Kaien ruszy za nimi. Jeśli rini ruszy - To kaien takze ruszy za nią. No...
Ci dwaj idioci o których myślał Yukiko to pewnie Kaien i Hakai. W sumie przykro, zwłaszcza, że Kaien nie był głupi. To znaczy, nie aż tak. Troche był, ale ta akcja akurat to była dla zabawy. Dla poprawienia sobie humoru który zepsuła mu trochę Rinsari swoim oschłym podejściem. Taka zimna postawa do kogos kto uratował ci życie? Meh. Nieładnie.
Wysłuchał akcji Yukiko po swojej i równoległej. Zmarszczył brwi. Nie podobał mu się ton białowłosego.
Jak tylko przeprosił dziewczyne odkręcił go przodem do siebie i postanowił postawić sprawy jasno.
-Dopóki jest ubaw, to jest dobrze. Ale jeśli będziesz mnie traktował jak swojego nieogarniętego młodszego kolege prawdopodobnie połamie ci kręgosłup. - Wypowiedź była słodka, przesycona troską, współczuciem i empatią do drugiego człowieka. Mimo jej treści nie było w Kaienie nawet kapki nienawiści! Taka slodka, dwu-ponad-metrowa buła z niego wyszła.
-Kaien. - Powtórzył, wyciągając ręke. - Nie wiem, czy jestesmy spokrewnieni. Zwróciłeś uwagę na miecz tamtego dzieciaka, a jak obaj dobrze wiemy to miecz stworzony z Hokkotsu no Yaiba. Więc albo dużo wiesz o moim klanie albo jesteś jego członkiem. W obu przypadkach jeśli schowasz sobie dume i władczośc w dupę to możesz nazywać sie moim bratem. A do twojego kolegi nic nie mam. Po prostu wygląda na zajebistego roztrzepa. Może to przez wiek. W jego wieku nie byłem wiele mądrzejszy. - Skłamał, ale cóż. Położył wielkie łapsko na ramieniu Hakaia.
-Kaien. Możesz mi mówić po imieniu, tak bedzie najprościej. - Znów zwrócił wzrok ku Yukiko, chcąc mu odpowiedzieć na zadane pytanie.
-Nie za mur, a na mur i tutaj. Chciałbym troche wybić tego ścierwa co tu się podobno panoszy. Wiesz, zabawić się, czy to z naszymi czy z tamtymi. Byle potestować nowe umiejętności i wyposażenie. Taki poligon bym sobie zrobił. - Podsumował wypowiedz, a potem hukło, jebło, zesrało się...
Spojrzał na staruszka co się w ogniu rozpuścił, nawołując do walki. Dwójka ludzi także im uswiadomiła, że shit is going down i że ogólnie jak rusza dupska do muru to może być gruba opcja. Kaien aż sie uśmiechnął od ucha do ucha z wrazenia, odsłaniając białe zęby.
Wysłuchał też innych osób, ale już tak mocniej pobieznie, gdyż podjarał się tym, że się zaraz będzie grubo działo.
Aż go kości zaświerzbiały!
Po okrzyku, że piją za darmo, złapał dwie czarki sake i wlał w siebie jak wode, prychnął otrząsając się i podbiegl do Rini.
Z kieszeni wydobył 3 białe piłeczki, wielkości piłeczek bejsbolowych.
-Nie zgiń. Jak będzie chujowo to czakra w palec, pykasz kuleczke i rzucasz. Daleko. Uwierz mi, że wszyscy... - Przeliczył coś - w promieniu 10 metrów od niej będą mieli 'rozrywkowe' nastroje. - Położył duży nacisk na slówko 'rozrywkowe' i sam ruszył na zewnątrz. W drodze odsłonił także rękaw, ukazując Shingeki - Trzy kusze w jednej zdobiace jego ręke i gotowe do strzału.
-Panowie, dziś robimy rozpierdol! - Zakrzyknął po wyjściu, niestety nie widział węża i burdelu, bo za późno wyszedł. To wręczanie Rini przedmiotów było denerwujące.
Jak chlopaki ruszą, a pewnie tak, to Kaien ruszy za nimi. Jeśli rini ruszy - To kaien takze ruszy za nią. No...
0 x
Re: Shi no gēto
Sytuacja w barze pięknie się układała. Tubylcy wydawali się zadowoleni z sake które lało się butelkami. I sam bym się napił świętego trunku gdyby nie to że Yukiko człowiek który traktuje mnie niby jak ziomka postanowił poczęstować mnie tylko sokiem. No ale trudno się mówi. Darowanemu koniowi nie patrzy się w zeby czy coś takiego. Lepszy rydz nisz nic i tak dalej. Spoglądając z lekkim uśmiechem na kolegów chwytałem zmrożoną szklankę wysłuchując jednocześnie przedstawienia i wielce elokwentnej mowy Kaiena. Przez głowę przeleciało mi na chwilę że pajac i bufon z niego nie mały ale po chwili przypomniałem sobie że i tak nie ma co się nim przejmować. Pewnie właśnie widzę go ostatni raz.
Rozmyślanie przerwał mi nagły hałas. Wprowadził mnie nie ukrywając w nie mały szok. Oczy wyleciały mi na orbity. Nie mogłem tego ukryć a dźwięk rozbijającej się porcelany z moim napojem jeszcze to potwierdził. Jednak szybko się otrząsnąłem. Przez chwilę zastanawiałem się co się stało wypuszczając mimowolnie wstrzymany oddech. Mnóstwo dialogów i człowiek pochodnia szybko pomógł mi w ogarnianiu co się dzieje. Nie chciałem zwlekać. Patrząc na szybko wybiegającego Yukiko i gadającego z jakąś laską Kaiena postanowiłem nie siedzieć tu dłużej. Wyleciałem z baru przez główne wyjście widząc jak Yukiko skacze na jakieś bydle. Jednak monstrum po chwili znikło. Co się kurwa dzieje !? To ja miałem zniszczyć to kamienne gówno a nie jakiś ogromny wąż. Na nic mi się zda moja boża wizja jak ktoś to przekroczy bez problemu !!!! I co z tymi piorunami kurwa mać?! Wygląda jak jakieś wielkie przedstawienie. Ruszyłem jednak impulsywnie przed siebie a na mojej twarzy zawitał uśmiech od ucha do ucha. Z drugiej strony to idealna okazja by przelać trochę krwi. Rozsadzić parę ciał i wyczyścić spaczone dusze. Och i te kawałki zwłok które będą latać w każdą stronę świata. Ruszyłem w kierunku kostka dalej nic nie mówiąc ale oczy zaświeciły mi się z nabuzowania i szczęścia. Yukiko i ja znów w boju. Oj będzie się działo...
Rozmyślanie przerwał mi nagły hałas. Wprowadził mnie nie ukrywając w nie mały szok. Oczy wyleciały mi na orbity. Nie mogłem tego ukryć a dźwięk rozbijającej się porcelany z moim napojem jeszcze to potwierdził. Jednak szybko się otrząsnąłem. Przez chwilę zastanawiałem się co się stało wypuszczając mimowolnie wstrzymany oddech. Mnóstwo dialogów i człowiek pochodnia szybko pomógł mi w ogarnianiu co się dzieje. Nie chciałem zwlekać. Patrząc na szybko wybiegającego Yukiko i gadającego z jakąś laską Kaiena postanowiłem nie siedzieć tu dłużej. Wyleciałem z baru przez główne wyjście widząc jak Yukiko skacze na jakieś bydle. Jednak monstrum po chwili znikło. Co się kurwa dzieje !? To ja miałem zniszczyć to kamienne gówno a nie jakiś ogromny wąż. Na nic mi się zda moja boża wizja jak ktoś to przekroczy bez problemu !!!! I co z tymi piorunami kurwa mać?! Wygląda jak jakieś wielkie przedstawienie. Ruszyłem jednak impulsywnie przed siebie a na mojej twarzy zawitał uśmiech od ucha do ucha. Z drugiej strony to idealna okazja by przelać trochę krwi. Rozsadzić parę ciał i wyczyścić spaczone dusze. Och i te kawałki zwłok które będą latać w każdą stronę świata. Ruszyłem w kierunku kostka dalej nic nie mówiąc ale oczy zaświeciły mi się z nabuzowania i szczęścia. Yukiko i ja znów w boju. Oj będzie się działo...
0 x
Re: Shi no gēto
Rinsari nie zdążyła niestety się dowiedzieć, jak się zachowają panowie grający w karty ani co jej odpowiedzą. Ledwo zaproponowała im napoje, rozległ się dźwięk.. Grzmot? Dziewczyna nie ukrywała, że się zdziwiła, weszła do karczmy kilka minut temu, a wcześniej niebo było błękitne, bez śladu chmur. Skąd więc ta chmura?
Za chwilę do jej uszu dotarł też alarm, bo tym był chyba grający róg. Reakcja ludzi była piorunująca. Cześć z nich, być może lepiej zorientowana w sytuacji, od razu wybiegła na zewnątrz. Pozostali trzęśli się zgodnie jak osiki. Zapanował chaos nawet większy niż był tu poprzednio. Samidare rozglądała się, skonfundowana, szukając kogoś kto by je im wszystkim wyjaśnił. I taki ktoś się znalazł.
Starszy mężczyzna, który wyszedł z części karczmy przeznaczonej dla uprzywilejowanych wyglądał na doświadczonego wojownika, nie okazywał strachu w przeciwieństwie do pozostałych. Jego słowa były co najmniej zaskakujące i zadziwiające dla tych którzy nie byli.. Zorientowani w temacie Muru. "Ci, którzy nie mają duszy? To nie brzmi dobrze" pomyślała, patrząc jak starzec spłonął w powietrzu jak kartka w papieru. Widząc, jak reszta biegnie w stronę wyjścia, ośmielona jego słowami, sama ruszyła w niepieszym tempie do drzwi. Zanim jednak wyszła, prowizorycznie wyjrzała przez okno, żeby zobaczyć co się dzieje. A działy się rzeczy zaiste ciekawe. Chmura bijąca piorunami w Mur? To nie wyglądało na naturalne zjawisko, ani trochę.. Zmarszczyła brwi. Zauważyła coś jeszcze, delikatnie wysuwającego się za chmury.. Oparła się o parapet, niemal przyklejając nos do szyby i zaraz się cofnęła, kiedy ujrzała dokładnie, co się tam kryje.
- Niemożliwe... - mruknęła z niedowierzaniem. Nawet nie poczuła strachu, po prostu to odrzuciła. "To musi być genjutsu, takie coś nie ma prawa istnieć.." racjonalizowała to sobie w umyśle, ale musiała się poprawić. To nie miało prawa istnieć w ICH świecie, cywilizowanym, uporządkowanym. Ale tam.. Były ziemie o których nie wiedzieli nic. Mogło tam być cokolwiek.
Przełknęła ślinę, wyglądając jeszcze raz, ale nie było już ani chmury ani olbrzymiego węża. Nie była nawet pewna czy dobrze zobaczyła. Kto to widział? Murai pewnie tak, bo już wyszedł, ale reszta.. Jeden pokrzykiwał coś, Kaien do niej szedł. Nie widzieli, ale ta ekipa.. Ta "drużyna", z którą chodził jej znajomy to same kłopoty.
Przyjęła kulki i kiwnęła głową. O tak, lepiej uprzedzaj, żeby nie ginąć, bez tego rzucę się prosto z muru.. Ironizowała, ale była wdzięczna za prezent... W swój cichy sposób. Wyszła zaraz za chłopakami, ale w przeciwieństwie do nich nie traciła czasu na dyskutowanie. I tak nie wiedzieli co ich czeka, na co tyle planowania?
Wiedziała co zrobić. Jedyne osoby, które mogły jej to wyjaśnić były na górze, więc i ona tam się skierowała. Stojąc pod murem szybko się zastanowiła czy skumulować czakrę w stopach czy użyć piasku, ale zdecydowała się na to pierwsze. W końcu lepiej było zachowywać czakrę na później, jak i zachować piasek w tajemnicy dopóki mogła. Skoro podjęła decyzję to pozostało jej tylko się wspiąć!
Za chwilę do jej uszu dotarł też alarm, bo tym był chyba grający róg. Reakcja ludzi była piorunująca. Cześć z nich, być może lepiej zorientowana w sytuacji, od razu wybiegła na zewnątrz. Pozostali trzęśli się zgodnie jak osiki. Zapanował chaos nawet większy niż był tu poprzednio. Samidare rozglądała się, skonfundowana, szukając kogoś kto by je im wszystkim wyjaśnił. I taki ktoś się znalazł.
Starszy mężczyzna, który wyszedł z części karczmy przeznaczonej dla uprzywilejowanych wyglądał na doświadczonego wojownika, nie okazywał strachu w przeciwieństwie do pozostałych. Jego słowa były co najmniej zaskakujące i zadziwiające dla tych którzy nie byli.. Zorientowani w temacie Muru. "Ci, którzy nie mają duszy? To nie brzmi dobrze" pomyślała, patrząc jak starzec spłonął w powietrzu jak kartka w papieru. Widząc, jak reszta biegnie w stronę wyjścia, ośmielona jego słowami, sama ruszyła w niepieszym tempie do drzwi. Zanim jednak wyszła, prowizorycznie wyjrzała przez okno, żeby zobaczyć co się dzieje. A działy się rzeczy zaiste ciekawe. Chmura bijąca piorunami w Mur? To nie wyglądało na naturalne zjawisko, ani trochę.. Zmarszczyła brwi. Zauważyła coś jeszcze, delikatnie wysuwającego się za chmury.. Oparła się o parapet, niemal przyklejając nos do szyby i zaraz się cofnęła, kiedy ujrzała dokładnie, co się tam kryje.
- Niemożliwe... - mruknęła z niedowierzaniem. Nawet nie poczuła strachu, po prostu to odrzuciła. "To musi być genjutsu, takie coś nie ma prawa istnieć.." racjonalizowała to sobie w umyśle, ale musiała się poprawić. To nie miało prawa istnieć w ICH świecie, cywilizowanym, uporządkowanym. Ale tam.. Były ziemie o których nie wiedzieli nic. Mogło tam być cokolwiek.
Przełknęła ślinę, wyglądając jeszcze raz, ale nie było już ani chmury ani olbrzymiego węża. Nie była nawet pewna czy dobrze zobaczyła. Kto to widział? Murai pewnie tak, bo już wyszedł, ale reszta.. Jeden pokrzykiwał coś, Kaien do niej szedł. Nie widzieli, ale ta ekipa.. Ta "drużyna", z którą chodził jej znajomy to same kłopoty.
Przyjęła kulki i kiwnęła głową. O tak, lepiej uprzedzaj, żeby nie ginąć, bez tego rzucę się prosto z muru.. Ironizowała, ale była wdzięczna za prezent... W swój cichy sposób. Wyszła zaraz za chłopakami, ale w przeciwieństwie do nich nie traciła czasu na dyskutowanie. I tak nie wiedzieli co ich czeka, na co tyle planowania?
Wiedziała co zrobić. Jedyne osoby, które mogły jej to wyjaśnić były na górze, więc i ona tam się skierowała. Stojąc pod murem szybko się zastanowiła czy skumulować czakrę w stopach czy użyć piasku, ale zdecydowała się na to pierwsze. W końcu lepiej było zachowywać czakrę na później, jak i zachować piasek w tajemnicy dopóki mogła. Skoro podjęła decyzję to pozostało jej tylko się wspiąć!
0 x
Re: Shi no gēto
Dziewczyna widziała całkowite poruszenie w tej wiosce. Cała masa ludzi, która zmierzała w kierunku muru, byleby go bronić. Najwidoczniej pogłoski o tym, że tutaj coś rzeczywiście jest na rzeczy, nie były ani trochę przesadzone. Także dlatego, Sakebiko poczuła się wyjątkowo zmotywowana, była bowiem od teraz świadkiem rzeczy, które miały istotny wpływ na to co się będzie działo na kontynencie. Szkoda tylko, że nie miała się z kim podzielić tymi wewnętrznymi wrażeniami, które nią targały z każdą chwilą. Z jednej strony była podniecona nadchodzącymi wydarzeniami, z drugiej strony czuła strach przed obcym, nieznanym, bardzo, ale to bardzo niebezpiecznym wrogiem. Wiedziała, że tam za murem są rzeczy, o których ludziom smacznie śpiącym w swoich domostwach się nawet nie śniło.
Sakebiko przez moment zastanawiała się nad odpowiedzią. No cóż, tutaj większość osób to zawodowi, doskonale wyszkoleni ninja - a ona... Tak, była bardzo, ale to bardzo początkującą osóbką, stawiającą pierwsze kroki w tym świecie. Trudno byłoby jej dorównać kroku większości, jeśli nie wszystkim tutaj obecnym. Niemniej nie chciała się otwarcie przyznawać do swojej słabości i brakach w wyszkoleniu, przecież każdy z nich kiedyś zaczynał i był na takim poziomie jak ona teraz.
- Hej, je-jej. Powiedziałam, że nie chcę uciekać! To nie jest równoznaczne z wypowiedzią, że chcę walczyć. Po prostu myślę, że to co znaleźliśmy w sklepiku może nam bardzo pomóc... Właściwie to nie tylko nam, ale i innym walczącym tutaj. Taka moja skromna sugestia, postąpisz jak uważasz. - Uśmiechnęła się serdecznie do Hikariego. Teraz on zadał jej bardzo dobre pytanie, na które niestety nie znała odpowiedzi. No dobra, teoretycznie wiedziała co chce zrobić, ale problem był zupełnie innej natury - nie wiedziała gdzie to znajdzie.
- Moim zdaniem najlepiej by było wyruszyć do kogoś kto rozdysponowuje tą armią... Wiesz, kogoś w stylu dowodzącego czy coś w tym guście. Chyba dobrym rozwiązaniem dla mnie będzie pomaganie komuś kto potrzebuje tutaj pomocy. Mimo wszystko nie czuję się na siłach, żeby wyjść za mur i od razu zostać kawałkiem dobrego mięska. Jak chcesz to możesz mi towarzyszyć. - Sakebiko rozejrzała się po okolicy i postanowiła pobiec, szukając kogoś kto potrzebowałby pomocy, spoglądając na Hikariego czy biegnie za nią. Nie wiedziała bowiem co chłopak postanowi zrobić. Kunoichi rozglądała się szukając miejsca, gdzie ktoś taki jak ona byłaby potrzebna. Namiot medyków, zwykli ninja, cokolwiek. Chciała po prostu pomóc, dołożyć cegiełkę przy tym wielkim dziele. Na swoje nieszczęście dziewczyna miała świadomość, że wejście za mur mogłoby się dla niej skończyć tragicznie, zważywszy na to jakie dźwięki wydobywają się zza tego umocnienia. Nie to, że nie miała ochoty walczyć - bo miała - tylko, że po prostu byłaby tam bardziej kulą u nogi czy mięsem armatnim, niźli kimś kto coś tam pożytecznego robi. Dlatego też pozostała tutaj i szukała kogoś kto potrzebowałby pomocy króliczka albinoska!
Sakebiko przez moment zastanawiała się nad odpowiedzią. No cóż, tutaj większość osób to zawodowi, doskonale wyszkoleni ninja - a ona... Tak, była bardzo, ale to bardzo początkującą osóbką, stawiającą pierwsze kroki w tym świecie. Trudno byłoby jej dorównać kroku większości, jeśli nie wszystkim tutaj obecnym. Niemniej nie chciała się otwarcie przyznawać do swojej słabości i brakach w wyszkoleniu, przecież każdy z nich kiedyś zaczynał i był na takim poziomie jak ona teraz.
- Hej, je-jej. Powiedziałam, że nie chcę uciekać! To nie jest równoznaczne z wypowiedzią, że chcę walczyć. Po prostu myślę, że to co znaleźliśmy w sklepiku może nam bardzo pomóc... Właściwie to nie tylko nam, ale i innym walczącym tutaj. Taka moja skromna sugestia, postąpisz jak uważasz. - Uśmiechnęła się serdecznie do Hikariego. Teraz on zadał jej bardzo dobre pytanie, na które niestety nie znała odpowiedzi. No dobra, teoretycznie wiedziała co chce zrobić, ale problem był zupełnie innej natury - nie wiedziała gdzie to znajdzie.
- Moim zdaniem najlepiej by było wyruszyć do kogoś kto rozdysponowuje tą armią... Wiesz, kogoś w stylu dowodzącego czy coś w tym guście. Chyba dobrym rozwiązaniem dla mnie będzie pomaganie komuś kto potrzebuje tutaj pomocy. Mimo wszystko nie czuję się na siłach, żeby wyjść za mur i od razu zostać kawałkiem dobrego mięska. Jak chcesz to możesz mi towarzyszyć. - Sakebiko rozejrzała się po okolicy i postanowiła pobiec, szukając kogoś kto potrzebowałby pomocy, spoglądając na Hikariego czy biegnie za nią. Nie wiedziała bowiem co chłopak postanowi zrobić. Kunoichi rozglądała się szukając miejsca, gdzie ktoś taki jak ona byłaby potrzebna. Namiot medyków, zwykli ninja, cokolwiek. Chciała po prostu pomóc, dołożyć cegiełkę przy tym wielkim dziele. Na swoje nieszczęście dziewczyna miała świadomość, że wejście za mur mogłoby się dla niej skończyć tragicznie, zważywszy na to jakie dźwięki wydobywają się zza tego umocnienia. Nie to, że nie miała ochoty walczyć - bo miała - tylko, że po prostu byłaby tam bardziej kulą u nogi czy mięsem armatnim, niźli kimś kto coś tam pożytecznego robi. Dlatego też pozostała tutaj i szukała kogoś kto potrzebowałby pomocy króliczka albinoska!
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości