Tymczasem w rzeczywistości patrzyłem się na oddalającą się kobietę. W pierwszej chwili chciałem użyć Henge no Jutsu by się zamienić w nią i spróbować tam wejść z pretekstem sprzątania. Oceniłbym wtedy sytuację, może koleś mógłby się przestraszyć i uciec.. miałbym podgląd na to co się dzieje, a Tai otrzymałby wsparcie. Z rozmyślań jednak wyciągnął mnie głos "napastnika", który użył mojego imienia. Momentalnie się obracam w stronę drzwi i wyciągam kunaia jednocześnie ustawiając się w pozycji obronnej. Jednak facet zniknął za drzwiami, zamiast po prostu mnie zaatakować. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, co właściwie ma miejsce. Zaraz.. skąd on wie jak się nazywam? Tai? zawołałem w myślach, ale bez odzewu. Chwilę zajęło mi ogarnięcie myślą, tego co się stało. Pomimo, że nie potrafiłem sobie wytłumaczyć całej tej sytuacji, to wystarczającą informacją było to z jakiego rodu pochodzi mój towarzysz. Obiecałem sobie, że później go wypytam o to jak działają jego techniki.. i do jakich posunięć jest zdolny oraz co mu w głowie siedzi. Na taką samą szczerość i ja będę musiał się zdobyć. podsumowałem.
Podchodzę powolnym krokiem do drzwi i wchodzę do szatni. Poczułem od razu uderzenie gorąca płynące z źródeł, a spotęgowało to zobaczenie ciała Taia. Wydawało się być martwe. Przez cały czas miałem wrażenie, że zaraz olbrzym się na mnie rzuci, że to wszystko jest jedna wielka manipulacja i on też poznał się na Taiu i skutecznie go wyrolował z jego własnych technik. Nie wiedziałem, czy coś takiego w ogóle jest możliwe więc po prostu zapytałem Nic Ci.. nie jest? patrząc się to na ciało Taia, to na jego "nowe ciało". On jednak postanowił mi nie odpowiadać, tylko zarzucił mi cały swój plan, który po prostu zgodziłem się zrealizować bo w zasadzie był już w ostatniej fazie. Skinąłem tylko głową na znak, że rozumiem po czym chwytam ciało Taia i przeciągam na korytarz, tak by zablokować przejście do szatni i zamykam za sobą drzwi. Jeżeli jeszcze nikogo tutaj nie ma, a na horyzoncie nikt się nie pojawia to rzucam trzymanego kunaia dalej w korytarz prowadzący gdzieś w głąb kompleksu w taki sposób, by wbił się w ścianę. Ma to wyglądać, jakby ktoś uciekał i uniknął lecącego kunaia. Ściana nie może być bardzo oddalona, ani zbyt blisko. Gdy cel dobija do mety, ja otwieram torbę i wyjmuję z niej kilka medykamentów. Układam cały ten teatrzyk w taki sposób, by to z daleka wyglądało jak pomoc nieprzytomnej osobie. Jeżeli zjawia się "pomoc" to po prostu krzyczę do nich, że pobiegł w tamtą stronę, wskazując palcem w głąb korytarza, tam gdzie wbity jest kunai - samemu nie przestaję "leczyć poszkodowanego".
Jeżeli chodzi o leczenie: układam go na plecach, podkładam ręczniki pod głowę, udrożniam drogi oddechowe poprzez odchylenie głowy do tyłu, a następnie oceniam oddech przez 10 sekund wiedząc, że w tym czasie powinny nastąpić dwa oddechy. Następnie podkładam coś pod nogi, tak by znajdowały się one w górze. Jeżeli są już tutaj gapie, bądź osoby które usilnie chcą pomagać, to rozkazuję jednemu z nich trzymać nogi na danej wysokości. Następnie biorę gazę i nasączam ją jakimś ziołowym płynem, a to przykładam z tyłu głowy. Wtedy układam ręce w tym samym miejscu i przesyłam odrobinę chakry do dłoni, zapełniając miejsce światłem, które przyspiesza leczenie się ran. Jeżeli Tai do tej pory nie odzyskał przytomności, to jeszcze zawiązuję bandaż na jego głowie.
W przypadku, gdy nikt mnie nie woła do pokoju, a ja stoję na środku korytarza to powoli idę w kierunku drzwi szatni męskiej. Chcę tam wejść i rozejrzeć się w sytuacji, jeżeli koleś atakuje w jakikolwiek sposób Taia to nabieram powietrza w usta, mieszam ją ze swoją chakrą, wykonując przy tym szereg pieczęci. Po założeniu ostatniej, wypuszczam z ust siłę wiatru z niewiarygodną siłą i szybkością w kierunku napastnika. Jeżeli jednak sytuacja jest opanowana, to po prostu patrzę na rozwój wydarzeń.