Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Co tu się właśnie stało? Jakieś teleportujące się samurajonindż. Pierwsza reakcja przyszła od jakiejś białowłosej personalizacji husky’ego, kiedy jej różnokolorowe oczka popatrzyły z wyrzutem na chłopaka z Atsui. Tutaj miał wrażenie jakichś bardziej altruistycznych pobudek, niż odwrócenie uwagi tłumu od zrzucenia jakiegoś członka widowni na arenę. A skoro o tym mowa, to białowłosy degenerat właśnie zdecydował się zwrócić na niego uwagę. Ze wszystkich zebranych osób to chyba była najmniej odpowiedzialna. Szczęśliwie jego wiadomość dotarła również do innych, wyczulonych oczu i uszu. Czerwonowłosa, młoda kobieta, która chciała chyba zrekompensować jego płonne nadzieje. Popatrzyła na Shenzhena groźnym czerwonym spojrzeniem, tak że chłopak dosłownie był w kropce, choć z czerwonych oczu bardziej to wyglądało na przecinki. W międzyczasie jeszcze przypałętał się taki stary misiek, który chyba miał przerwę od drzemki w tym momencie. Od razu się rzucił, aby przywołać piaskowego młodzieniaszka do porządku.
- Ja… Ten… No… Ale… - Słowa Shenzhena przeraziły go już nie na żarty. Nazwał go pięknym. Na tego typu komplementy można tylko liczyć, kiedy się chcę uderzyć w drugą bazę. Albo trzecią. Czyli jednak to co robili poprzedniego dnia, to było tylko mydlenie oczu? Niestety chyba Kamiyo już nie będzie mógł nosić pierścienia czystości. Korzystając z zamieszania i mętliku w głowie straszliwy oprawca zdecydował się skonfrontować dwunastolatka z rzeczywistością, zadając mu pytanie wprost i uniemożliwiając mu na odmienną interpretacje jego słów. Wyłożone argumenty świadczyły o tym, że piaskowy degenerat zaczynał powoli rozumieć delikatną psychikę małego chłopca, bowiem nie brzmiały one tak tragiczne. Fakt, że zewsząd dochodziły inne bodźce i Ori nie bardzo już wiedział jak najbardziej logicznie wyjść z tej sytuacji spowodowało, że odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Ja… Ja… Sam nie wiem… NIE WIEM! – Podniósł głos, jednak szybko się pod nim załamał. Strugi łez popłynęły z jego oczu i zaczęły skapywać mu po policzku. Za dużo osób naraz zwracało na nim swoją uwagę. On sam nie bardzo wiedział na czyjej próbie udzielenia mu pomocy skupić się bardziej. Nie przypuszczał, że jego wołanie zostanie tak szeroko dostrzeżone. Może by z tego zrobić jakąś technikę? Wątek: No teraz to już chyba wszyscy
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Zerknął na Kyousha, jego mina mówiła tylko "na serio"? Jeżeli to było straszenie dzieci, to albo jego białowłosy towarzysz był bardzo wrażliwym chłopakiem, albo chyba coś mu się delikatnie pomerdało w tej główce, że tak to ujął. Jednak ta chciała zobaczyć samuraja i owego samuraja zobaczyła, bo ten nawet zdążył ją złapać w locie. Nie dość że jednego mogła poznać, to jeszcze został jej wybawicielem, może to był początek pięknej znajomości? Może było to nieco zbyt bezpośrednie ze strony Kjudasza, ale ostatecznie nic się nikomu nie stało.
Niefajnie robiło się jednak na trybunach o dziwo, bowiem ten mocno podejrzany kontakt zwycięzcy ostatniej walki i młodego chłopaka zauważyło więcej osób. W sumie chyba wszyscy, którzy znaleźli się w pobliżu. Nic dziwnego, bo chyba zawsze gdy dziecku lub kobiecie działa się krzywda reakcja postronnych była ostra - wystarczył tylko mały zapalnik, jedna uwaga, która rozrastała się, ewoluowała i zarażała każdego, kto był w okolicy. Mała uwaga, która przechodziła z ust do ust, przykuwała atencję, grupa rosła, a wraz z jej powiększaniem rosła też i stawała się bardziej śmiała. Reszta w sumie nie była tutaj potrzeba, do tej akcji wystarczyłby tylko Kuma i szaleniec z Klepki bez klepki, ale trudno było się dziwić, że mieszali się też nowe osóbki, w tym i chyba najciekawsza była obecność władczyni sharingana, która najmocniej zareagowała na potencjalną krzywdę dzieciaka. Ten przeklęty wzrok, oczy wypełnione przez czerwone łezki. Białowłosa za to najwyraźniej stosowała jakąś sztuczkę, która mogła być powiązana z tym, że drugi Sabaku po prostu odpuścił. Wystawiał ręce przed siebie, zupełnie jakby chciał uchodzić za niewinnego. A może to był po prostu zwykły uścisk? Nic nadzwyczajnego, po prostu zwykła rzecz. Najważniejsze było teraz dowiedzieć się co takiego ma do powiedzenia mały chłopaczek, a ten cóż... nie wiedział i w sumie czego tu więcej oczekiwać od dziecka. Ale to już dawało znać, że coś jest nie tak - w tym wieku raczej nie jest jeszcze w stanie rozróżnić co jest dobre, a co złe, co powinni robić inni, a co jest po prostu zwyrolstwem. Sam Kuroi pewnie by nie zareagował jakoś mocniej niż to, co do tej pory, lecz reakcja innych po prostu przeważyła. To nie było dobre. Z jego gurdy wylała się mała ilość piasku, tworząc kroczek po kroczku postać niedźwiadka wysokiego może na jakiś metr, nie więcej. Sam Kuroi cały czas obserwował drugiego Sabaku, pozostały piasek przyda mu się do innych akcji. -Mogę? - rzucił do strażnika, na którego popatrzył misiek z rozczulającym wzrokiem. Ten miał zacząć dreptać do Kamiyo wystawił do niego piaskową łapkę i pójść z nim na bok, odseparować od wzroku i uwagi innych i cóż... uspokoić, co chyba było najważniejsze w tym momencie. Im dalej będzie od Shenzhena tym lepiej. -Co Ty tu odstawiasz koleżko z pustyni, hm? - popatrzył na tego, który chyba nie za bardzo rozumie, że pewnych granic nie powinno się przekraczać, a to była jedna z nich. Nie dość, że napastował kogokolwiek, to jeszcze był to dzieciak... oby miał dobre wytłumaczenie do tej sytuacji.
Sytuacja coraz bardziej się zaogniała i prowadziła do coraz większego napięcia jakie panowało na trybunie zachodniej. Pikanterii w tym wszystkim dodawali dwaj samurajowie, którzy pełnili rolę porządkową oraz tłum samozwańczych wybawców, którzy jeszcze nie do końca wiedzieli o co w tym wszystkim chodzi ale wiedzieli, że działać trzeba.
Jakie było też zdziwienie chłopaka jak nagle oryginalna białowłosa, spowinowacona najpewniej z tym drugim siwym, rozłożyła ręce a tym samym poczyniło to ciało chłopaka, wbrew jego woli. Domyślił się, że jest to jakaś sztuczka dziewczyny i chyba na niewiele się zda próba siłowego wyjścia z tej sytuacji. Z resztą Shenzhen nigdy nie odznaczał się wybitną tężyzną fizyczną, był szczupły ale zawsze wolał statyczną formę i taką też prezentował w swoich pojedynkach. Tu nie miał zamiaru robić kompletnie nic i tylko spoglądał beznamiętnym wzrokiem w stronę kobiety, która byłą odpowiedzialna za jego obecną postawę. Wykonanie było naprawdę interesujące...
Wtem do inicjatywy doszedł ponownie ten, który najlepsze lata miał już za sobą ale widocznie zwęszył kolejną okazję do zostania bohaterem, pewnie tak samo jak kiedyś to zrobił, jakieś 45 lat temu. Zainteresował Shenzhena tym, że zza jego pleców wydobył się piasek. Był to kruszec stanowiący nieodłączny element życia młodego Sabaku, jak i umiejętność kontroli nad nim a w tym momencie, jakiś niepoczciwy dziady wykazuje identyczną umiejętność. Jaki ten świat jest mały, pomyślał chłopak, przenosząc wzrok na niedoszłego bohatera. Na jego pytanie po prostu się uśmiechnął po czym skierował słowa do Kamiyo: - Nie zbliżaj się do tego, trzeba w końcu zadbać o tą Twoją sprzedaż . Idziemy.
Po tych słowach spojrzał w kierunku samuraja, który jeszcze przed chwilą krzyknął i zażądał spokoju: - Możemy się z moim przyjacielem oddalić? Sam jest cały roztrzęsiony tym co to zgromadzenie prezentuje a i widzę, że wszyscy dookoła chyba też nie czują się bezpiecznie. póki ta dwójka szasta swoimi technikami w ich pobliżu. Rozejrzał się ostentacyjnie dookoła po całej publice nie związanej z tą sytuacją. Tutaj spojrzał na resztę publiczność, również gęsto zasiadającej na tej trybunie. Czekał na reakcję owego samuraja.
Po dłuższej chwili jeszcze raz spojrzał na Kamiyo i dorzucił: - Chyba, ze chcesz zostać z Panem Samurajem?
Doskonale znał jego stosunek do gospodarzy tego turnieju i wiedział, że poskutkuje to decyzją o wyjściu trybuny razem z młodym Sabaku.
Po zraportowaniu dotychczasowych walk Yami chciał dopytać, czy zostały przedstawione jakieś ciekawsze taktyki. Cóż, to było ciężkie pytanie, szczególnie tak na świeżo. W pamięci Akarui'ego zaległa jednak pewna akcja, którą mógł przedstawić koledze: - Wiesz jak jest na turniejach. Wszystkich asów z rękawa nikt nie wyciąga. Jednak tu przedstawicielka klanu Uchiha w ciekawy sposób zasłoniła się dymem, po czym puściła kolejny dym. Ten drugi jednak to nie była tylko zasłona, a coś łatwopalnego, co zaskoczyło przeciwnika. Cóż, mimo to przegrała. Chciał zauważyć jeszcze jedną rzecz: - Swoją drogą śmieszna sprawa. Ten Yoshida Yuu pokonał drugiego członka klanu Uchiha pod rząd. Z jednej strony bardzo ciekawy zbieg okoliczności. Z drugiej strony, fajnie jest móc się nazywać Pogromcą Uchiha.
Aira znała swoje słabe punkty. Wywód Yami'ego dotyczący tego, jakim celem na polu walki jest Iryonin, był dosadny, ale prawdziwy. Tozawa zdawał sobie z tego sprawę i tylko przekonująco potakiwał. Rozejrzał się w dobrej chwili, by zauważyć końcowe gesty pewnego ruchu ze strony Kyoushi'ego... Czyżby on... Czyżby naprawdę to zrobił? Stał w pozycji wskazującej, że właśnie coś wyleciało poza barierki, w stronę pustego już pola walki. W mgnieniu oka w jego towarzystwie pojawił się prawdopodobnie jeden z samurajów pilnujących porządku z niebieskowłosą dziewczyną w ramionach. Pokręcił głową w niedowierzaniu trzymając się wolną ręką za twarz, a z jego ust padło dość mamrotliwe i bezwiedne: - No nie wierzę... Yami, widzisz to? On na serio to zrobił... Wyrzucił kogoś na teren walk... To było ciężkie do uwierzenia, jednak wszystkie dowody jednoznacznie wskazywały winnego... Na szczęście, od całej sytuacji uwagę odciągało inne wydarzenie.
Sagisa wróciła już na trybunę, choć była dość zajęta. Był tu też bowiem jej przeciwnik z areny, od którego widocznie chciało uciec jakieś dziecko krzycząc pomocy! Najbliżsi tam przebywający już zareagowali. Widział, jak startuje Kyoushi, Kuroi i sama Sagisa, zagradzając drogę użytkownikowi piasku. Jeszcze przed chwilą chciał zrobić wszystko, by płomiennowłosa już tu przyszła, zabrała swojego syna, porozmawiała z nim, jednak wiedział, że teraz musi być tam. Nie bał się o nią, w pobliżu był jego szalony kumpel i ulubiony typek spod ciemnej gwiazdy, a także parę innych osób. Była bezpieczna. I jej syn, nadal śpiący, również.
W głowie medyka tak przy okazji zaczęło świtać skromne pytanie: Czy na każdej trybunie musiały odchodzić jakieś dramy, czy tylko tam, gdzie akurat siedzę ja z moimi przyjaciółmi?
Dotyczy: Yami, Aira (słyszy). Jestem w zasięgu wzroku dla innych, jakby co
Sytuacja zrobiła się wręcz dramatyczna. Rodzice Sayuri wciąż bacznie się jej przyglądali, by móc zareagować w odpowiedniej sytuacji, ale tak po prawdzie ich córka nie była w żadnym niebezpieczeństwie. Dobrze było jednak zobaczyć, jak sobie będzie radzić wśród tego całego zamieszania. Czerownowłosa wyłapała jednak wyjaśnienia mężczyzny, który niedawno do nich dołączył. To nie piach, to bardziej pył? A to ciekawie! Zwłaszcza, że można było go tak kontrolować, dlatego Sayuri jeszcze raz spojrzała na arenę, gdzie jedna uczestniczka chowała się pod utworzoną z pyłu kopułą. - Dziękuję. - odezwała się do Kuroia, chcąc podziękować za tę małą dawkę informacji. Oczywiście nie umknęło jej to oczko, której puścił, gdy na niego spojrzała. Wtedy jej głowa nieco się poruszyła, jakby chciała skinąć głową, przez co zasłoniła sobie na chwilę widok włosami, ale uśmiech był zdecydowanie widoczny! Wszystko inne tak naprawdę teraz odeszło na bok. Przyjęła do wiadomości wszystko to, co przekazał jej Kyoushi i zamierzała to nawet zrealizować, ale zaczęło się dziac tyle, że nie dało się tego wszystko jednocześnie ogarnąć! - To w takim razie turniej zakończyłby się w jeden dzień, gdyby Kyoushi-san brał w nim udział. - odpowiedziała do mężczyzny z pełnym przekonaniem, patrząc jak niebieskowłosa szybuje w stronę aren. Jednak równie szybko jak wyleciała, tak i też się pojawiła ponownie w towarzystwie jednego z tutejszych strażników. - Kyoushi-san... ty to potrafisz spełniać marzenia błyskawicznie. - wyszeptała do mężczyzny, żeby przypadkiem nie powiedzieć za dużo na głos. W końcu nie chciała, by mężczyznę spotkały jakieś przykre konsekwencje. Nawet jeśli to zachowanie rzeczywiście było nieodpowiedzialne... to przecież finalnie nic takiego się nie stało, nie? Każdy skończył szczęśliwy. A jednak nie! Uwaga z Maname przeszła na chłopca, który do tej pory wydawał się bardzo zagubiony. I dalej taki był, tyle teraz jego wyraz twarzy wręcz błagał o ratunek, podczas gdy przeciwnik Sagisy wtulał go w siebie. Czerwonowłosa zmarszczyła czoło i brwi, przyglądając się tej całej sytuacji, ale nim zdążyła zareagować, zrobiło to masę innych osób, które chciały odizolować chłopca od piaskowego gościa. Ta cała sytuacja była bardzo niepokojąca. Ten chłopiec naprawdę wyglądał na takiego, który nie chce znajdować się w towarzystwie tego młodego mężczyzny. Doszło nawet do tego, że się rozpłakał. Ewidentnie czuł presję otoczenia, zgromadziło się tu masę gapiów, ale wszyscy stali po jego stronie i chcieli dla niego jak najlepiej. Sayuri błądziła spojrzeniem swoich białych oczu po zgromadzonych, którzy postanowili zareagować. Natknęła się też na nieznajomą jej, młodą kobietę, która chciała, by do niej podeszła, nie podając żadnego powodu. - Przepraszam panią, ale o co chodzi? - zapytała Misae, oczywiście nie znając jej imienia ani jej pobudek, dlatego mimo wszystko nie podeszła. Być może miało to związek z tym, ze Maname wyleciała przez barierki na arenę, ale już wróciła, więc może było po sprawie? Poza tym, Kapitanka wydawała się być wielce zainteresowana strażnikiem, więc mieli ją na trochę z głowy. Białe oczy powędrowały również na Sagisę, której oczy nagle się zmieniły. Ich barwa, ta czerwień, te łezki... Uchiha. Czyżby to był ten cały sharingan? Czy to właśnie jest moc, którą posiadają członkowie klanu Uchiha? Wtedy, nagle, stało się coś dziwnego! Piaskowy gostek znieruchomiał, rozłożył ręce i puścił Oriego. Czerwonowłosa zamrugała parę razy, jakby chciała wyłapać, co tu się zadziało. - A-ale co... że ja... nieruchomo... - pourywała swoje wypowiedzi, nie mogąc ich zebrać w całość. Jej buzi była otwarta dosłownie tak samo, jak wcześniej u Azumy, gdy nie mógł uwierzyć w to, że kolejni Uchiha odpadli z turnieju. Jej niedowierzania nie poprawił fakt, że z gurdy Kuroia wydobył się piasek, który przybrał formę niedźwiadka. - Kaaaawaaaiiiiiii! - zachwyciła się po chwili, chociaż może nie była to odpowiednia chwila. Mężczyzna chciał jednak odciągnąć uwagę Oriego od tłumu i nieco go odseparować, by mógł się uspokoić i dojść do siebie. - Może zostać z nami, a nie z panem samurajem. Tak czy siak, na pewno byłby mniej zestresowany niż z panem. - odburknęła piaskowemu gostkowi, przy okazji oferując swoje towarzystwo Oriemu. To jasne, że będzie mu lepiej z rówieśnikami. Kiedy będą swobodnie rozmawiać i cieszyć się walkami. To zdecydowanie byłoby dla niego lepsze. W dłoni wciąż trzymała wyciągnięte dango, które było widoczne dla wszystkich. Być może Ori również zgłodniał i będzie chciał zjeść je wspólnie? No i Sayuri bardzo chętnie zobaczy te dzieła, który tworzy Ori, i o które tak tu się rozchodzi.
Krótki wygląd: - czarne włosy, ciemne oczy - wyraźnie zarysowana szczęka, ostre rysy twarzy - delikatne blizny na przedramionach i rękach - przeciętny wzrost, docięta sylwetka
Widoczny ekwipunek: - ochraniacz na czoło z emblematem klanu - skórzana kamizelka shinobi - kabury na broń na lewym i prawym biodrze - torba z ekwipunkiem na lewym pośladku - lekka zbroja
Porażka Sagisy - przedostatniego z pojedynkujących się Uchiha, a potem Masako - ostatniej przedstawicielki tego rodu, były poważną rysą, a następnie pęknięciem w prostym światopoglądzie chłopaka, który stawiał jego klan na piedestale. Potężne umiejętności związane z żywiołem ognia, zdolności manipulowania umysłami przeciwników, a także dōjutsu które pozwalało podobno odwrócić losy walki. W istocie to wszystko zdawało się na nic w konfrontacji z papierem i piaskiem. Z prawdziwym smutkiem obserwował to jak Masako-san przed opuszczeniem areny, wypuszcza w powietrze potężny strumień ognia pod postacią śmiercionośnej kuli. Podświadomie czuł, że zawarta była w tym cała jej złość na wynik tej walki. Wierzył, że jednak nie złamie to jej ducha walki. - Nie powinno złamać również mojego...
W koło działo się bardzo dużo i wiele z tego go ominęło, gdy wciąż wewnętrznie przegrywał porażkę reprezentantów jego klanu. Miyuki, któa wciąż towarzyszyła synowi z przerażeniem zarejestrowała to co uczynił Kyoushi względem Maname. Jego uczynku w żaden sposób nie mogło usprawiedliwić zachowanie nadpobudliwej dziewczyny. Spadajac z takiej wysokości mogła w najlepszym wypadku się połamać, a w najgorszym... Na jej szczęście w porę zareagował jeden z przedstawicieli tutejszych strażników, który skutecznie przechwycił ją w locie. Matka Azumy właśnie wstała gotowa wyrazić w głośnych słowach - jak to matka, co uważa o jego nieodpowiedzialnym zachowaniu, gdy została w porę uprzedzona przez inną przedstawicielkę płci pięknej - Masae. Sama podparła się dłońmi w pasie obserwując poczynania reagującej kobiety, by w razie czego ją wesprzeć. Nijako wsparciem dla nich był samuraj, który uratowawszy Maname postanowił się dowiedzieć co tu się stało. On sam z kolei w tym całym zamieszaniu, po odwróceniu się pierwszym na co zwrócił uwagę to Ori, a raczej jego towarzysz, który jeszcze przedchwilą był przeciwnikiem Sagisy. Młodziak z Uchiha uważnie mu się przyglądał, niemalże badawczo. Z pewnym grymasem zauważył jak ten przysuwa się do wstydliwego młodziana, którego mieli okazję poznać. Jego spojrzenie zdawało się wołać o pomoc. Na jego szczęscie, nie tylko Uchiha to zauważył. Po chwili zrobił się jeszcze większy rozgardiasz niż był. Chcąc coś ustalić, należało zaprowadzić porządek. Dobitnie wyraził to strażnik, okrzykując towarzystwo. - Ori-chan, chodź do nas - przyjaźnie zawołał, wyciągając w stronę chłopca swoje ramie z odsłoniętą dłonią. Chciał go zachęcić do podjęcia prawidłowej decyzji. Bo z pewnością nie mogła nią być ta z pozostaniem u boku pogromny Sagisy - gdyby Oriemu było dobrze, to by nie miał przecież problemów z wypowiedzeniem tego na głos. - Chodź, porzucamy potem kamieniami w gołębie jak zechcesz - przyjaźnie kontynuował wywód, zwracajac uwagę na atrakcję które mogły go czekać w ich towarzystwie. Przecież takim rzeczom nie oprze się żąden chłopiec w tym wieku, prawda?
Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy - koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty - cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem - sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą - płaszcz podróżny z kapturem
Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej - kabury na udach - wakizashi za pasem - manierka z wodą przy pasie
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Nim wszystko ruszyło jak z bicza, on miał jeszcze czas dla swojej białookiej koleżanki, która była niezwykle zainteresowana rozmową z nim samym co było dla niego niebywały zaszczytem.
- Dlatego nie pozwolili mi brać udziału… - rozczarowany jeszcze otrzepał dłonie po wyrzuceniu dziewczyny. Podchodząc bliżej usłyszał wyszeptane słowa w jego kierunku i nie mógł powstrzymać śmiechu. To była słuszna uwaga, sam o tym nie pomyślał. – Chciała samuraja to ma samuraja! – po tych słowach, równie cichych co ona przyłożył palec do swych ust na znak uciszenia się. Nie było teraz czasu na pogawędki.
No i się zaczęło. Karuzela rozpędziła się do niebotycznej szybkości, a wszystkie wydarzenia zaczęły się zacieśniać. Pierwotnie mógł myśleć, że to na nim skupi się uwaga, ale nie. Wyjebane! Wszyscy zainteresowali się tym piaskowym pedofilem, który tulił chłopca, płaczącego i chcącego chyba teraz zapaść się pod ziemię. No nie wyglądało to najlepiej. Białowłosy, gdyby nie reakcja Kuroia i samuraja, który ratował Maname miałby to tak daleko w tyłku, że nawet by go to nie zaswędziało. Ale… ALE! Narodziła się okazja by odkręcić wszystko na swoją korzyść to dlaczego miałby nie skorzystać. Było to idealne by zatrzeć ślady i swoje grzeszki, których przecież tutaj nie było, bo nic złego nie zrobił.
Pojawienie się Sagisy także było dość ciekawym wydarzeniem, zwiastowało to, że nie mogła sobie nie odbić tego przegranego pojedynku i chciała się szybko zrewanżować. Piaskowy chłopak był jednak naprawdę podejrzany, te pytania do małego nie zwiastowały niczego dobrego. W końcu także Misae, której z imienia nie znał, ta która chciała go pouczać czymkolwiek, którą dość szybko uspokoił. Kobieta przekierowała całą uwagę na Shenzena, i słusznie. Ciekawym było, że po chwili Shenzen jakby wykonywał jej rozkazy, to było ino chwila, ino moment. Ktoś tu posiadał niebywale ciekawe zdolności. By w końcu dojść do momentu, w którym Kyu zwrócił uwagę na nadchodzącego samuraja, który pilnował tych trybun. Ten, który przybył wraz z Maname, do której sam białowłosy puścił oczko na znak tego, że spotkała swojego samuraja, a misja została wypełniona. Mogli sobie przybić piątkę, wiadomo.
Na informację o uspokojeniu się, białowłosy jedynie zasadził obydwie dłonie do kieszeni spodni, spoglądając na rozwój wydarzeń, stojąc tuż obok Kuroia. No, a wtedy to już się zaczęło. Piaskowy dziadek stworzył misia z piasku, który był przesłodki. Nie wiedział, że sam czarnowłosy tak potrafi to rozegrać i pomóc, to było imponujące nawet dla kogoś tak obojętnego cudzym losem jak Kjudasz. By po chwili odmienił wszystko Shenzen, który grał… Głupiego? Ofiarę? Nie wyglądało to najlepiej, bo tacy są najbardziej nieprzewidywalni. Białowłosy uspokoił się i wypuścił powietrzę z ust. Gdyby to wszystko nie miało miejsca, byłoby dość nudno, a jednak nie było. Działo się, a na to czekał Kjudziński, który marzył o turnieju, a narobił rabanu jak podczas niedzielnych targów w Ryuzaku, gdy najgorsi z najgorszych handlarzy z garbatymi nosami i pejsami prześcigali się w sprzedaży swoich towarów. Akcja przyniosła tyle, że to właśnie Sagisa miała zabrać Oriego, jeżeli się zgodził do Ruia, Yamiego i jej dziecka – to była chyba najlepsza decyzja. Jednak teraz on miał zostać z samurajem i Shenzenem, a także resztą. Cóż, trzeba przemyśleć każde słowo do samuraja by wyjść z tego bez najmniejszego szwanku, bo na pewno znajdzie się tu ktoś kto postanowi zrobić szpagat.
Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu - Duże niebieskie oczy - Jak się uśmiecha widać ostre zęby - Granatowe włosy - Strój w granatowych barwach
Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
Wszystko zdawało się powoli jakoś układać. Shenzen postanowił nie stawiać oporu jej technice. Nie wiedziała jak był silny i jak dużo własnej energii musiałaby dołożyć aby sobie w nim poradzić o ile by jej się udało. Zapewne by odetchnęła z ulgą gdyby nie to, że wszystko toczyło się dalej. Widziała jak Minoru do niej dołącza. Nie wymagała tego od niego, ale w głębi serca dobrze wiedziała, że by jej nie zostawił. Przyjaźnili się już tyle lat, że pewne rzeczy stawały się naturalne. Gdyby on zrobił to samo również i ona ruszyła by w krok za nim. Wszak tak długa znajomość wymagała tego od siebie. W sumie to nawet nie byłoby to dla niej zaskoczeniem jeżeli to Rakurai ruszyłby pierwszy. Może zapatrzył się na turniej? Na pewno przecież, nie stracił tej swojej energii. Sayuri odpowiedziała na jej wezwanie, ale nie podeszła. Yamanaka nie miała do niej pretensji. Jakkolwiek orutnie by to zabrzmiało, zawołanie dziewczynki miało być tylko zamaskowaniem tego, że to głównie Oriego chciała uratować. Skoro była przy białowłosym było wszystko w porządku. Uśmiechnęła się do niej łagodnie. -Już o nic mała, widać sprawa ze skakaniem przez barierkę się zakończyła. Nie mam o co pytać - nie było trudne zachować ciepło i przyjemność głosu - taki był jej naturalny. Dobroć. Spokój. Takimi cechami się przecież zwykła cieszyć. Mniej lub bardziej. Z tego też tytułu na razie obserwowała poczynania reszty. Nie spodobało jej się jak piaskowy chłopiec odzywa się do dziecka, ale zostawiła reszcie możliwości działania. Kuroi stworzył całkiem uroczego misia, dzieci zdawały się widząc niepokojące obrazy postanowiły pocieszyć Ori'ego, a nad wszystkim czuwała czerwonowłosa wojowniczka. Widać po niej było dobre podejście do brzdąca więc nawet nie zamierzała się odzywać i interweniować. Jeszcze tego brakowało, żeby i ona mieszała dziecku w głowie. Jedyne czego chciała to to, aby ten zwyrodnialec nigdzie się więcej nie wybrał, a na pewno nie z płaczącym rzewnymi łzami brunecikiem. Kiedy wydawało się, że sytuacja jest już opanowana, piaskowy chłopak zaczął być przesłuchiwany, a pozostali trzymają rękę na pulsie pojawiła się ona. Jak grom z jasnego nieba powodując, że Yamanaka niemal nie upadła z wrażenia. Musiała jednak trzymać pieczęć. -Buraku-kto? - jęknęła zszokowana. Zdecydowanie niebieskowłosa nie była najzdrowsza na umyśle - w końcu wizja upadku z dużej wysokości spowodowała u niej atak radości. Zdecydowanie jakiś lekarz powinien ją obejrzeć. Przecież Misae nawet na tle swojej rodziny wybijała się swoją aparycją i ciężko ją było pomylić z kimś innym. Niby z wariatami się nie dyskutuje, ale kunoichi musiała wyjaśnić to nieporozumienie, zanim skończy zamknięta na posterunku policji oczerniana o coś przez szalone dziecko żyjące w wyobrażeniu morskiej żeglugi - Wybacz mi młoda damo, ale nie mam pojęcia kim jesteś, ani kim są tutaj obecni. Znajomym jest mi tylko mój towarzysz - wskazała głowa na Minoru - Zainterweniowałam i przestałam oglądać pojedynki, kiedy stojący obok białowłosy wyrzucił cię przez barierkę... nie miałam nic z tym wspólnego. Jeśli wątpisz czy cię nie śledzę, to polecam sprawdzić na przystani, tam potwierdzą, że przypłynęłam dzisiaj z rodzinnego Soso. - odparła. Cały czas zachowywała spokój i kulturę wypowiedzi. Była damą i nie mogła o tym zapominać... nawet jeżeli czasem jej się to zdarzało. Na pewno nie chciała dać się sprowokować, tak wyssanym z palca oskarżeniom. Każda zdrowa na umyśle osoba nie potraktowałaby słów Maname poważnie. Brakowało im jednej zasadniczej sprawy - jakiegoś sensu. Yamanaka nie opuszczała pieczęci. Nie chciała by piaskowiec skorzystał z tego niedorzecznego nieporozumienia. W porównaniu do niej on zdawał się naprawdę mieć coś na sumieniu.
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Z tłumem jest bardzo dziwnie. Można by powiedzieć nawet, że dość specyficznie. Na początku wydaje się, że pozornie bezrozumna masa porusza się w żółwim tempie, kiedy trzeba zareagować na nagłe sytuacje. W drugiej chwili rzuca się niczym gepard na swoją ofiarę w zawrotnej prędkości. Tym razem zbiorowisko nie było wolnym gadem. Reakcje ludzi, tak jak kostki domina zaczęły się niepozornie. Ot wariat zrzucający nastolatki na arenę dla hecy obruszył się tym, że coś się dzieje. Tam jakiś starszy mężczyzna władający piaskowymi niedźwiadkami próbował go przekonać do swojego. Tutaj jeszcze jego „oprawca” w postaci Shenzhena zaczął go nazywać pięknym i proponować intratne kontrakty biznesowe. W międzyczasie ekipa shinobi-kodomo zdecydowała się wziąć go pod swoje skrzydła, aby mógł odebrać te aparaty do latania innym stworzeniom. Z naciskiem na gołębie. Kamieniami. W końcu czerwonooka krewka panienka, która chyba trochę bardziej rozumiała co się dzieje w głowie dwunastolatka zarządziła, by dali mu przestrzeni. To był jak łyk powietrza w głębokiej wodzie. Pozwoliło na chwilę odetchnąć, ale zaraz pojawiły się dalsze hektolitry stresu, strachu oraz głównej „przyprawy” odpowiedzialnej za aktualny stan Kamiyo. Zainteresowanie. Dziesięć par okolicznych oczu wpatrzonych w chłopaka z okolicznych osób. Z trybun spojrzenia wwiercały mu się niemal w czaszkę. Każde dawało mu jakby pięć kilogramów wagi, a on nie miał tężyzny fizycznej oraz psychicznej, by móc sobie z tym ot tak po prostu radzić.
Tak właśnie rozdział wyzwolenia się spod ciemiężcy jego przestrzeni osobistej, który wbrew pozorom nie był zboczeńcem za jakiego go mieli. Ale cóż, to nie jemu oceniać. No, ale po owocach ich rozpoznacie.
Trzymał się dzielnie jak na skondensowany cios powszechną uwagą. Zrozumiał, że płacz raczej jest jego wrogiem niż przyjacielem. Ten piekielny jazgot nie pozwalał ludziom zebrać swoich myśli, więc odruchowo szukali wzrokiem irytującej syreny przeciwmgielnej, która go wydawała. Przestał więc być utrapieniem dla innych po krótszej chwili. Czy to wyrachowanie z jego strony? Czy też po prostu fakt, że znudziło mu się odwadnianie organizmu? Z trudem jednak porwał się na jeszcze jedno zadanie, zanim zupełnie sobie odpuści. Odwrócił się w kierunku samuraja, wokół którego krążyła Kapitan Chaosu i Rozpierdzielu Maname-sama. Rękawem przetarł łzy, aby nabrać powagi. Staranie dość komiczne, biorąc pod uwagę jak wielki problem spowodował. Czuł się winny. Nie wiedział co się za bardzo dzieje. W takich sytuacjach zazwyczaj można mówić o pamięci mięśniowej, albo też raczej zachowaniu wbijanym, niczym ostre gwoździe w płot, które trzymają wszystko w kupie. Wichura właśnie przeszła, a on ledwo stał na nogach, jednak pomimo dziur i brakujących desek pewien kształt pozostał.
- Najmocniej Pana Przepr… - No i przyszedł Pan Maruda, Niszczyciel Dobrej Zabawy i Pogromca Uśmiechów Dzieci. A tak bez ogródek i grządek to po prostu na trzy słowa już mu nie starczyło energii psychicznej i złożył się niczym domek z kart i stracił przytomność. Ach ta dzisiejsza młodzież, taka nieodporna na bodźce!