Post
autor: Tohaku » 27 mar 2020, o 18:16
Margines
D — Daidoji Akira
[13/15]
Akirze nie dziękowano, bo żył tylko dla siebie. Odważna hipoteza, biorąc pod uwagę to, że przy paru wygodnych założeniach wszystko można podciągnąć pod egoizm. Altruizm podbudowuje ego. Sprawiając komuś przysługę liczymy na coś w zamian. Nawet przekazując datki na sierocińce często podświadomie łechtamy własną dumę tym, jacy dobrzy jesteśmy. Trzeba by było być jednak psychopatą, by każdą akcją kierowała wyłącznie samolubność. Fakt, jest jednym z elementów, ale jednak człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc siłą rzeczy chcemy wyciągać pomocną dłoń, niezależnie od bycia twardzielem czy też nie. Czy zamroczony alkoholem mózg miał tego świadomość? Ależ skąd. Może nawet trzeźwy też nie będzie miał, bo to zagadnienie dość rozbudowane, ocierające się o parę różnych dziedzin. Mimo wszystko jednak Księżyc zdawał sobie sprawę z tego, że zielonowłosy był niegdyś samurajem. Zdawał sobie sprawę, że niezależnie od jego obecnego stanu gdzieś tam w sercu tli się kodeks Bushido, duma, chęć niesienia pomocy słabszym. Pewnie dlatego zesłał na niego tego niedoszłego złodziejaszka. Po to, by jedną iskierkę zamienić we dwie. Po to, żeby przypomnieć roninowi, kim tak naprawdę jest. O tak, Onnotangu zdecydowanie był dobrym, wyrozumiałym towarzyszem.
Dwójka wędrowców przez jakiś czas szła w milczeniu, prowadzona krokami tego mniejszego. Jeden skonsternowany i poruszony słowami swego towarzysza, drugi wzruszony obietnicą posiłku, który miał nastąpić już niebawem. Przynajmniej tyle, że udało mu się powstrzymać łzy i zamiast skupiać się na zgrywaniu twardziela mógł się skupić na tym, by nie wejść w rzygi swojego kompana. Gdy już udało im się przejść przez tę feralną alejkę, znowu znaleźli się na otwartym placu. Zerknąwszy profilaktycznie w lewo i w prawo, Ichigeru poprowadził ronina na drugą stronę i wszedł w kolejną z bocznych uliczek.
Kluczyli tak jeszcze przez jakiś czas, a Morty cierpliwie słuchał kolejnego monologu. Obawa przed Akirą jakby się gdzieś ulotniła, zastąpiona ekscytacją spowodowaną niesioną przez tamtego miską ryżu. Słowa trafiały do umysłu młodego recydywisty wybiórczo, toteż nie za bardzo przejął się tym, że ronin znowu wypominał mu zgrywanie twardziela, nawet pomimo tego, że miał rację. Shigeru miał jednak rację w kwestii tego, że jego siostra była najważniejszą osobą, która utrzymywała go przy życiu. Jakoś musiał się odwdzięczyć, prawda? Praca, sprzątaczka. Brzmi dobrze, tylko co Akira mógł mieć na myśli tuż po tej wzmiance? Może myślał, że jego siostra mogłaby zostać kurtyzaną, cokolwiek to znaczyło. Skoro co piąta go znała to musiało być ich w osadzie dość sporo, także można było przypuszczać całkiem solidne zarobki. Może i nastolatek był głupi, ale nie na tyle głupi, by nie widzieć korzyści tam, gdzie one były.
Nie odpowiadał jednak. Nie odpowiadał w ten kulturalny sposób, przytakując wtedy, kiedy należało, i udając, że słucha wszystkiego, co pijaczyna miał do powiedzenia. Przynajmniej tak mógł mu się odwdzięczyć za tę wyciągniętą rękę, prawda? Zresztą nawet nie miał czasu zastanowić się nad odpowiedzią, bo wreszcie dotarli do celu. Shigeru zatrzymał się przy drewnianych, podgniłych, ledwo trzymających się w zawiasach drzwiach w jednym z licznych obskurnych zakątków, po czym otworzył je i wszedł do środka, już w progu witając swoją siostrzyczkę.
— Mam dla nas kolację, Azumi-chan! — Ciepły, przepełniony miłością głos nie pasował ani do poprzedniej postawy młodzieńca, ani do miejsca, w którym się znaleźli. Całość zamykała się w raptem kilku metrach kwadratowych i bardziej przypominała schowek niż mieszkanie. Obdrapane, brudne ściany, chybotliwy stolik wątpliwego zastosowania i zniszczony tapczan, na którym leżała siostra chłopaka. Siostra, która rzeczywiście była bardzo drobna i bardzo słaba. Jej przybrudzoną buzię okalały równie przybrudzone włosy, które może kiedyś były ładnym blondem, ale teraz raczej obrzydzały niż się podobały. Azumi z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i przestraszonym wzrokiem skakała pomiędzy swoim bratem a zielonowłosym.
— Kto to, Shigeru-kun? I co ci się stało w nos? — zapytała cichym, drżącym głosem, ale Ichirou szybko ukoił jej nerwy, zgrabnie wymanewrowując drugie pytanie.
— Akira-san kupił nam jedzenie. Potem ci wszystko opowiem! — Szczerząc się od ucha do ucha, czternastolatek wziął od swojego towarzysza miskę z ryżem.
— Raz jeszcze dziękuję — dodał, po czym, nie mogąc się już powstrzymać, podbiegł do siostrzyczki, która z mieszanką zaskoczenia i wzruszenia wpatrywała się w kolację. Dla normalnego człowieka nie było to nic wielkiego, dla nich było to napełnienie brzuchów czymś innym niż zwykłe ochłapy. Nim jednak zaczęła jeść, dziewczynka skłoniła się na tyle, na ile mogła i po raz kolejny jej słaby, niewinny głos ozdobił to okropne pomieszczenie.
— Dziękuję, Akira-sama. — Po czym oboje przystąpili do jedzenia. Rękami, w ogóle nie dbając o higienę, po pierwsze dlatego, że o niej nie wiedzieli, po drugie dlatego, że nawet pałeczki byłyby dla nich sporym luksusem. Mimo to widać było, że z każdą kolejną porcją ziarenek obie pary oczy coraz bardziej wypełniały się łzami, aż wreszcie pociekły one po obu twarzach intensywnymi wodospadami. Wodospadami wdzięczności, miłości i wzruszenia, gdy rodzeństwo pałaszowało przegotowany, wilgotny ryż.
— Shigeru-Ichirou
— Azumi
0 x