Trybuna wschodnia
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
Kolejne tajemnice, kolejne wspomnienia, kolejne pytania...
Klimat się zmienił. Do tej pory lekki chłodny wietrzyk z sekundy na sekundę stał się zimnym wichrem, który niósł wspomnienia utraconych przyjaciół. Ta miła atmosfera, zrodzona z gagów między Yami'm a Kyoushi'm, która poprawiała humor medykowi nagle przestała śmieszyć, w końcu postanowił się wtrącić w jaskrawe pomysły ognistego: - Kyoushi, odpuść, to w żadnym wypadku nie jest partia dla Ciebie. Cóż, mówiłtak, jak uważał. Dopowiedział więc szybko, by choć na sekundę przywrócić optymistyczny wydźwięk ich rozmowy: - Zasługujesz na kogoś lepszego gościu. Ona zajęta, po co się pchać między wódkę a zakąskę. Potem jednak rozmowa mocniej zbiegła na temat Shikarui'ego.
Yami uchylił rąbka tajemnicy przedstawiając swoim kolegom nowe nazwisko rodowe, Jugo. Całość potwierdził Shiroyasha, który miał już do czynienia z rodem, który właśnie tak się zwał. A byli wykorzystywani jako fragment jakiejś... Broni? Dla Uchiha Hisato? - Oj nie, z pieczętowania to ja jestem raczej noga. Znam tylko podstawowe techniki. Za to Yami potrafił co nieco, a fragment swoich umiejętności pokazał jeszcze w lesie. Białowłosy nie miał za bardzo jak tego pamiętać, gdyż poniekąd był ofiarą jego technik. Medyk z resztą tez dużo nie zauważył. Ot, dym się pojawił a potem zniknął, jakby go nigdy nie było.
Wracając jednak do tematu, Akarui chciał się dowiedzieć czegoś więcej. Włączyło mu się ssanie na nową wiedzę i musiał zaspokoić ten nagły głód. Yami wspomniał, że z z Jugo trzeba delikatnie, może wpaść w szał. Shikarui wyglądał na zdenerwowanego, co zgodnie ze słowami chłopaka mogło się źle skończyć. Pod Iglicą wyglądał na opanowanego, a i tak spowodował spore zamieszanie swoim atakiem. Czyżby to dlatego właśnie Ichirou i Seinaru Kei również zniknęli z trybuny? Poszli pilnować tego mężczyznę? Pojawiały się kolejne pytania: - A ten Hisato to kto jest? I o jakiej broni mówisz? Medyk w końcu znalazł wykałaczkę w jednej z kieszeni i złapał ją wargami, lekko przygryzając końcówkę zębami. Czasem pomagało mu to myśleć, gromadzić fakty. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Klimat się zmienił. Do tej pory lekki chłodny wietrzyk z sekundy na sekundę stał się zimnym wichrem, który niósł wspomnienia utraconych przyjaciół. Ta miła atmosfera, zrodzona z gagów między Yami'm a Kyoushi'm, która poprawiała humor medykowi nagle przestała śmieszyć, w końcu postanowił się wtrącić w jaskrawe pomysły ognistego: - Kyoushi, odpuść, to w żadnym wypadku nie jest partia dla Ciebie. Cóż, mówiłtak, jak uważał. Dopowiedział więc szybko, by choć na sekundę przywrócić optymistyczny wydźwięk ich rozmowy: - Zasługujesz na kogoś lepszego gościu. Ona zajęta, po co się pchać między wódkę a zakąskę. Potem jednak rozmowa mocniej zbiegła na temat Shikarui'ego.
Yami uchylił rąbka tajemnicy przedstawiając swoim kolegom nowe nazwisko rodowe, Jugo. Całość potwierdził Shiroyasha, który miał już do czynienia z rodem, który właśnie tak się zwał. A byli wykorzystywani jako fragment jakiejś... Broni? Dla Uchiha Hisato? - Oj nie, z pieczętowania to ja jestem raczej noga. Znam tylko podstawowe techniki. Za to Yami potrafił co nieco, a fragment swoich umiejętności pokazał jeszcze w lesie. Białowłosy nie miał za bardzo jak tego pamiętać, gdyż poniekąd był ofiarą jego technik. Medyk z resztą tez dużo nie zauważył. Ot, dym się pojawił a potem zniknął, jakby go nigdy nie było.
Wracając jednak do tematu, Akarui chciał się dowiedzieć czegoś więcej. Włączyło mu się ssanie na nową wiedzę i musiał zaspokoić ten nagły głód. Yami wspomniał, że z z Jugo trzeba delikatnie, może wpaść w szał. Shikarui wyglądał na zdenerwowanego, co zgodnie ze słowami chłopaka mogło się źle skończyć. Pod Iglicą wyglądał na opanowanego, a i tak spowodował spore zamieszanie swoim atakiem. Czyżby to dlatego właśnie Ichirou i Seinaru Kei również zniknęli z trybuny? Poszli pilnować tego mężczyznę? Pojawiały się kolejne pytania: - A ten Hisato to kto jest? I o jakiej broni mówisz? Medyk w końcu znalazł wykałaczkę w jednej z kieszeni i złapał ją wargami, lekko przygryzając końcówkę zębami. Czasem pomagało mu to myśleć, gromadzić fakty. Przynajmniej tak mu się zdawało.
0 x
MOWA
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Białowłosy miał całkiem rozległą wiedzę. Brał udział w wielu wydarzeniach na tym świecie. Zdawał się być tym, którego szukają kłopoty, więc na pewno nie było to normalne, że pojawiał się w nich przypadkiem. Na pewno nie. To los szukał jego, tak jak Demona, który w nim tkwił. W końcu jest jednym z nielicznych, który dał się pojmać w czyimś ciele, a dokładnie w białowłosym Sogeńczyku. No, ale co z tego, jak jego każda myśl, każdy ruch, każde słowo było tłamszone przez przyjaciół. Jakby co najmniej chciał czegoś złego. On był grzeczny, po prostu trochę inny niż inni. Jednak skoro mówili, że nie tak to nie tak. Tym razem nie poleciał na złamanie karku, trochę się usłuchał, będąc pewnym swego, że i tak zrobi co musi, gdy tylko nadejdzie okazja. Nie było jej teraz, więc nie szukał sobie bidy.
- Ta chciałem tylko jej dupę obczaić w sumie… Ja i kobieta? Wyobrażacie to sobie? Pozabijalibyśmy się przy pierwszej lepszej okazji. Ciekawi mnie tylko jedno… Kiedy ta nuda się skończy, bo już nie mogę się doczekać ponownego spotkania z tym od tej WIELKIEJ KOSY! - dodał już pełen energii, znów nawodniony, znów napełniony, chcąc więcej wrażeń! Potężne ostrze wywołało na nim niezwykłą, wręcz niebywałe wrażenie. Jednak plan jego ziomeczków zdawał się wykonany prawidłowo. W końcu odpuścił i był gotowy na nową pogadankę, którą kontynuowali dość swobodnie, przynajmniej białowłosy nie miał nic do ukrycia z dzieleniem się swoją wiedzą.
- Sporo potrafisz z tego pieczętowania, muszę przyznać. No tak, tę technikę to doskonale pamiętam. Byłem jej świadkiem dwukrotnie, już prawie sam ją potrafię – zaśmiał się, ocierając tył głowy dłonią, świecąc swoimi jaskrawo-czerwonymi oczami. - Może kiedyś sięgnę po tę wiedzę, teraz jednak muszę skupić się na szermierce. - dodał, wiedząc, że ma w niej jednak spore braki. Do tej pory nigdy nie używał jakichkolwiek technik, a miał się za mistrza. Teraz to musiało się zmienić. Doszli do tematu, w którym to on wiódł prym i opowiadał przyjaciołom o wszystkim, gdzie Yami uzupełnił informacje z tych, które posiadał sprzed chwili:
- Hisato? Były Shirei-kan, którym manipulował Han. Zwrócił się on przeciw klanowi Senju wykorzystując szczep Juugo tworząc z nich potężną broń – działo chakry. Niszczyło wszystko na swojej drodze, naprawdę, widok był masakryczny. Hisato zginął tam, chyba obecna liderka go zabiła dla dobra klanu, Katsumi, której aktualnie służę. Nie wiem, ja nie widziałem członka szczepu Juugo w cierniach, wszyscy podłączeni do maszyny byli szarzy i zmutowani. Tylko tyle… - rozłożył ręce. Prawdopodobnie teraz padnie propozycja o zmianę trybuny na którą zareaguje.. Chęcią pójścia oczywiście!
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Trybuna wschodnia
Ładnie? Tylko tyle? Oczywiście, że nazywała się ładnie, bo sama wybierała sobie nazwisko. Imię nie bardzo, ale w tej sprawie jej nic nie warta matka odwaliła kawał dobrej roboty. A przynajmniej na tyle dobrej, by jej córka z dumą mówiła "Youmu". Youmu Yagyuu nie brzmiało tak wspaniale, za dużo tego igrek, za mało dźwięcznie, nawet nieprzyjemnie się to wymawiało. Naturalnie rodzicielce brakowało poczucia stylu, tak ją pamiętała - w jakichś łachach i niechlujnie spiętych włosach. Nie przykładała uwagi do swojej aparycji i tego samego nauczyła swe jedyne dziecko. Dopiero Ayako wpłynęła na młodą Maji. Teraz panienka Nanatsuki zdała sobie sprawę, że może posiadać rodzeństwo, o którym nie wie. Nigdy o to nie pytała, nigdy też ją to nie interesowało, nawet teraz nie należało to do spraw istotnych, bo przecież nie wierzyła w jakiekolwiek więzy krwi. Brat czy siostra byli dla niej równie bez znaczenia, jak każdy inny mężczyzna lub kobieta. Musieli prezentować jakąś wartość i tylko to się liczyło. Te bzdurne rozmyślania długo nie zajmowały jej głowy. Szybko je odsunęła na bok, wzruszając ramionami niby w odpowiedzi na stwierdzenie Kuroia, a niby na swoje własne myśli.
Oh? Znowu słyszała, że nie wygląda lub wygląda na kogoś. Tym razem staruszek uważał, że czarnowłosa nie przejmuje się innymi. Cóż za przełomowe odkrycie, godne nagród, a przynajmniej jednej - nieznacznego uśmiechu Youmu, którym go obdarzyła. Nie było to raczej coś trudnego do dostrzeżenia, ale czy to miało cokolwiek wspólnego z jego imieniem i nazwiskiem? Kultura tego wymagała, aby się jej przedstawił, a skoro ona uraczyła jego uszy swoją dźwięczną godnością, to raczej powinien postąpić jednakowo bez zbędnych komentarzy. Kuroi Kuma. Łatwo zapamiętać. Oboje nie byli tego świadomi, ale mizerny Sabaku zapadł jej w pamięć przez ten komplement, który wywołał na buźce wredoty rumieniec. To dopiero miało okazać się za jakiś czas, może za kilka lat, gdy wciąż będzie wiedzieć kim był ten dziad z podkrążonymi oczami, który śmiał ją obrazić i skomplementować w jednej wypowiedzi.
- Zwracać uwagę to... to zbyt wiele powiedziane. Nie zwróciłabym na Ciebie uwagi, gdybyś się nie przysiadł i nie wskazał na mnie palcem. Teraz już jestem świadoma obecności starego błazna, więc wolałabym wiedzieć o kogo pytać, gdybym zechciała Cię odnaleźć z jakiegokolwiek powodu. - wyjaśniła trochę od niechcenia, patrząc na niego ze znużoną miną. Rozmowy rozmowami, ale bez walk, to traciła główny sens swej wizyty na tym turnieju. Z ostatniego pojedynku nie dało się wywnioskować niczego użytecznego, nie dało się czerpać wiedzy, zatem najzwyczajniej w świecie Youmu powoli się nudziła.
Nawet Kuroi nie był zadowolony pokazem zdolności ostatniej z pojedynkujących się par. Przynajmniej ostatnich na ten moment. Było to żenujące przedstawienie, które zdawało się nie mieć końca. Przeciągało się i przeciągało, jednak nie do końca można było winić za to obydwóch walczących. Jeden był ostrożny, a drugi... zdawał się być po prostu głupi. Najpierw walczył drewnianym mieczem, a później dopiero zdecydował się na prawdziwe ostrze. Może za późno. Za późno też jego oponent zdecydował się na atak, bo był bardziej zagrożony, gdy w dłoniach wroga był oręż ze stali. Wykonał zmasowany atak, który nawet poskutkował, szkoda że tak późno. Oszczędziłby wszystkim tej nudy.
- Nie pozwalaj sobie. - warknęła, gdy starzec szturchnął ją i jeszcze puścił jej oczko. Pewnie oczekiwał, że na wspomnienie tego komplementu znów zapłonie żywym rumieńcem, ale nic z tych rzeczy. Wtedy było to reakcją związaną z zaskoczeniem, z kontrastem między tym co mówił wcześniej, a co powiedział później. Ostatecznie Youmu pozostała tą samą zimą suką, dla której życie ludzkie było tyle warte, ile mogli jej zaoferować. W tamtej chwili skończyły się ludzkie odruchy, które dodawały jej ciepła i normalności. Łypnęła na niego jeszcze jak na wariata, nie wierząc jak bardzo zuchwały jest, by odważyć się ją dotknąć i to bez pozwolenia. Nie był świadomy, że i tym ją troszkę zaskoczył i nieomal stęknęła, gdy łokieć trafił gdzieś między żebra, wywołując dziwne uczucie na granicy bólu i dyskomfortu. Może powinna strzelić mu w twarz jak tamta jasnowłosa Toshiro? Nie, szkoda zachodu.
I wtem Kuroi zajął się swoją fajką, w której palił jakieś zielsko, jednak Youmu się nie znała i założyła, że to tytoń, chociaż może niekoniecznie zwyczajny, bo nie pachniał jak ten do fajek kiseru. Był mniej ostry w aromacie, bardziej słodki i, zdawałoby się, przytłaczający. Musiał być mocny, gdyż Kuma wyglądał na szczególnie zrelaksowanego, gdy pociągnął kilka dymów i zrobił kilka kółek. Ponownie jednak panna Nanatsuki obdarzyła starca spojrzeniem wyrażającym więcej, niż przynajmniej kilka słów. Patrzyła na niego jak na idiotę, który wpadł na absurdalnie obraźliwy i ordynarny pomysł. A przecież chciał tylko z grzeczności podzielić się swoją przyjemnością.
- Kpisz sobie? - zapytała retorycznie, odwracając natychmiast wzrok i patrząc, jak ostatni walczący schodzą z pola, jak wszystko jest doprowadzane do porządku, nim nastąpią kolejne walki. - Nie wezmę do ust czegoś, co sam dotykałeś swoimi. - dodała po chwili, wyjaśniając, że w innym wypadku nie miałaby nic przeciwko odrobinie tytoniu. Nawet jeżeli nie był to tytoń, ale skąd Youmu mogła wiedzieć? Nie była obeznana. Kilka razy w życiu próbowała tylko pociągnąć z fajki i miała mieszane uczucia co do tej rozrywki. Niby dym był kojący, może niekoniecznie smaczny czy miły w zapachu, ale rzeczywiście pomagał w relaksie. Najgorszą rzeczą jednak był smród, jakim przesiąkały ubrania. Tego nie mogła znieść, toteż nie była to zabawa dla niej. Nie na dłuższą metę.
Siedziała tak w milczeniu, aż w końcu usłyszała, że jest wzywana na pole walki. To ją nieco obudziło, ale tylko "nieco". Ciężko westchnęła, jakby przed nią był obowiązek, z którego nie do końca była zadowolona. Teraz trochę żałowała swojej decyzji, że postanowiła zostać jedną z uczestniczek i zawalczyć. Wszystkie przemyślenia były na niekorzyść podjęcia próby zwyciężenia. Nie było to warte jej zachodu, ale za błędy w kalkulacjach należało zapłacić. Teraz nie mogła się już wycofać, bo tylko przekreśliłaby całą swoją dotychczasową inwestycję w to gówno warte przedsięwzięcie. Leniwie podniosła się z siedziska, otrzepując płaszczyk z potencjalnych paprochów, a także poprawiając go, by nie był nigdzie zagnieciony. Swe znudzone spojrzenie na chwilę zatrzymała na Kuroiu, zachowując na twarzy minę wyrażającą zupełnie nic.
- Pora na mnie. - mruknęła półgłosem, a następnie sięgnęła po duży shuriken, który wylądował na swoim miejscu, czyli plecach. Rozpięła do końca płaszczyk, bo teraz chłód będzie najmniejszym jej problemem. Wolała już czuć chłód, niż gorąc, gdy będzie walczyć. Tak, jakby to miało studzić nie tylko jej ciało, ale także emocje, by nie dać się ponieść i zwyczajnie zrobić swoją robotę. Wykonać plan, bez żadnych zakłóceń. Krok po kroku. Rezultat nie był istotny. Teraz już przegrana czy wygrana nie miała znaczenia. Youmu po prostu chciała mieć to za sobą, znużona całym tym turniejem. Pierwszy raz była na czymś takim i, raczej, ostatni. Westchnęła jeszcze raz, ciężej niż poprzednio, a następnie ruszyła w stronę areny po prostej, między siedziskami na trybunach, między tłokiem ludzi, by nie trudzić się z jakimś okrążaniem areny, a po prostu na nią wskoczyć. Dziesięć metrów, to nie był dystans, który mógł jej zagrozić.
Z/T
Oh? Znowu słyszała, że nie wygląda lub wygląda na kogoś. Tym razem staruszek uważał, że czarnowłosa nie przejmuje się innymi. Cóż za przełomowe odkrycie, godne nagród, a przynajmniej jednej - nieznacznego uśmiechu Youmu, którym go obdarzyła. Nie było to raczej coś trudnego do dostrzeżenia, ale czy to miało cokolwiek wspólnego z jego imieniem i nazwiskiem? Kultura tego wymagała, aby się jej przedstawił, a skoro ona uraczyła jego uszy swoją dźwięczną godnością, to raczej powinien postąpić jednakowo bez zbędnych komentarzy. Kuroi Kuma. Łatwo zapamiętać. Oboje nie byli tego świadomi, ale mizerny Sabaku zapadł jej w pamięć przez ten komplement, który wywołał na buźce wredoty rumieniec. To dopiero miało okazać się za jakiś czas, może za kilka lat, gdy wciąż będzie wiedzieć kim był ten dziad z podkrążonymi oczami, który śmiał ją obrazić i skomplementować w jednej wypowiedzi.
- Zwracać uwagę to... to zbyt wiele powiedziane. Nie zwróciłabym na Ciebie uwagi, gdybyś się nie przysiadł i nie wskazał na mnie palcem. Teraz już jestem świadoma obecności starego błazna, więc wolałabym wiedzieć o kogo pytać, gdybym zechciała Cię odnaleźć z jakiegokolwiek powodu. - wyjaśniła trochę od niechcenia, patrząc na niego ze znużoną miną. Rozmowy rozmowami, ale bez walk, to traciła główny sens swej wizyty na tym turnieju. Z ostatniego pojedynku nie dało się wywnioskować niczego użytecznego, nie dało się czerpać wiedzy, zatem najzwyczajniej w świecie Youmu powoli się nudziła.
Nawet Kuroi nie był zadowolony pokazem zdolności ostatniej z pojedynkujących się par. Przynajmniej ostatnich na ten moment. Było to żenujące przedstawienie, które zdawało się nie mieć końca. Przeciągało się i przeciągało, jednak nie do końca można było winić za to obydwóch walczących. Jeden był ostrożny, a drugi... zdawał się być po prostu głupi. Najpierw walczył drewnianym mieczem, a później dopiero zdecydował się na prawdziwe ostrze. Może za późno. Za późno też jego oponent zdecydował się na atak, bo był bardziej zagrożony, gdy w dłoniach wroga był oręż ze stali. Wykonał zmasowany atak, który nawet poskutkował, szkoda że tak późno. Oszczędziłby wszystkim tej nudy.
- Nie pozwalaj sobie. - warknęła, gdy starzec szturchnął ją i jeszcze puścił jej oczko. Pewnie oczekiwał, że na wspomnienie tego komplementu znów zapłonie żywym rumieńcem, ale nic z tych rzeczy. Wtedy było to reakcją związaną z zaskoczeniem, z kontrastem między tym co mówił wcześniej, a co powiedział później. Ostatecznie Youmu pozostała tą samą zimą suką, dla której życie ludzkie było tyle warte, ile mogli jej zaoferować. W tamtej chwili skończyły się ludzkie odruchy, które dodawały jej ciepła i normalności. Łypnęła na niego jeszcze jak na wariata, nie wierząc jak bardzo zuchwały jest, by odważyć się ją dotknąć i to bez pozwolenia. Nie był świadomy, że i tym ją troszkę zaskoczył i nieomal stęknęła, gdy łokieć trafił gdzieś między żebra, wywołując dziwne uczucie na granicy bólu i dyskomfortu. Może powinna strzelić mu w twarz jak tamta jasnowłosa Toshiro? Nie, szkoda zachodu.
I wtem Kuroi zajął się swoją fajką, w której palił jakieś zielsko, jednak Youmu się nie znała i założyła, że to tytoń, chociaż może niekoniecznie zwyczajny, bo nie pachniał jak ten do fajek kiseru. Był mniej ostry w aromacie, bardziej słodki i, zdawałoby się, przytłaczający. Musiał być mocny, gdyż Kuma wyglądał na szczególnie zrelaksowanego, gdy pociągnął kilka dymów i zrobił kilka kółek. Ponownie jednak panna Nanatsuki obdarzyła starca spojrzeniem wyrażającym więcej, niż przynajmniej kilka słów. Patrzyła na niego jak na idiotę, który wpadł na absurdalnie obraźliwy i ordynarny pomysł. A przecież chciał tylko z grzeczności podzielić się swoją przyjemnością.
- Kpisz sobie? - zapytała retorycznie, odwracając natychmiast wzrok i patrząc, jak ostatni walczący schodzą z pola, jak wszystko jest doprowadzane do porządku, nim nastąpią kolejne walki. - Nie wezmę do ust czegoś, co sam dotykałeś swoimi. - dodała po chwili, wyjaśniając, że w innym wypadku nie miałaby nic przeciwko odrobinie tytoniu. Nawet jeżeli nie był to tytoń, ale skąd Youmu mogła wiedzieć? Nie była obeznana. Kilka razy w życiu próbowała tylko pociągnąć z fajki i miała mieszane uczucia co do tej rozrywki. Niby dym był kojący, może niekoniecznie smaczny czy miły w zapachu, ale rzeczywiście pomagał w relaksie. Najgorszą rzeczą jednak był smród, jakim przesiąkały ubrania. Tego nie mogła znieść, toteż nie była to zabawa dla niej. Nie na dłuższą metę.
Siedziała tak w milczeniu, aż w końcu usłyszała, że jest wzywana na pole walki. To ją nieco obudziło, ale tylko "nieco". Ciężko westchnęła, jakby przed nią był obowiązek, z którego nie do końca była zadowolona. Teraz trochę żałowała swojej decyzji, że postanowiła zostać jedną z uczestniczek i zawalczyć. Wszystkie przemyślenia były na niekorzyść podjęcia próby zwyciężenia. Nie było to warte jej zachodu, ale za błędy w kalkulacjach należało zapłacić. Teraz nie mogła się już wycofać, bo tylko przekreśliłaby całą swoją dotychczasową inwestycję w to gówno warte przedsięwzięcie. Leniwie podniosła się z siedziska, otrzepując płaszczyk z potencjalnych paprochów, a także poprawiając go, by nie był nigdzie zagnieciony. Swe znudzone spojrzenie na chwilę zatrzymała na Kuroiu, zachowując na twarzy minę wyrażającą zupełnie nic.
- Pora na mnie. - mruknęła półgłosem, a następnie sięgnęła po duży shuriken, który wylądował na swoim miejscu, czyli plecach. Rozpięła do końca płaszczyk, bo teraz chłód będzie najmniejszym jej problemem. Wolała już czuć chłód, niż gorąc, gdy będzie walczyć. Tak, jakby to miało studzić nie tylko jej ciało, ale także emocje, by nie dać się ponieść i zwyczajnie zrobić swoją robotę. Wykonać plan, bez żadnych zakłóceń. Krok po kroku. Rezultat nie był istotny. Teraz już przegrana czy wygrana nie miała znaczenia. Youmu po prostu chciała mieć to za sobą, znużona całym tym turniejem. Pierwszy raz była na czymś takim i, raczej, ostatni. Westchnęła jeszcze raz, ciężej niż poprzednio, a następnie ruszyła w stronę areny po prostej, między siedziskami na trybunach, między tłokiem ludzi, by nie trudzić się z jakimś okrążaniem areny, a po prostu na nią wskoczyć. Dziesięć metrów, to nie był dystans, który mógł jej zagrozić.
Z/T
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
To Ona, to Ona! Saga-chan!
Fuuinjutsu należało do sztuk Ninja, które medyk wielce szanował, lecz z różnych pobudek nie praktykował. A to były jakieś ciekawsze rzeczy, a to nie miał czasu czy chęci. Znał to, co powinien, czyli podstawy. Yami jednak swoim podejściem do pieczęci po trochu zmieniał nastawienie medyka do tego tematu. W końcu nawet symbole na ciałach oby kolegów medyka były bardzo skomplikowanymi pieczęciami wysokiej rangi, które utrzymywały same demony w ryzach! Nieograniczone możliwości bardzo pobudzały wyobraźnię Tozawy. Na pewno nie znajdzie na razie czasu na pogłębianie swojej wiedzy, ale jeśli będzie potrzebował w przyszłości pomocy w treningu, to ten młody chłopak będzie pierwszym, do kogo uderzy o pomoc.
Potem znów rozmowa zeszła na klan Juugo i zachowanie Shikarui'ego. Medyk miał podobne przemyślenia co Yami w stosunku do Asaki i jej zdawkowych wypowiedzi na temat swego męża. Nie miała powodów by kłamać, coś ukrywać bądź zmieniać. Chciała dla swojej drugiej połówki dobrze, chciała zadbać o jego bezpieczeństwo. Przynajmniej tak się Tozawie zdawało, sam by wychodził z takiego założenia. Informacje od Kyoushi'ego były równie ciekawe. Wcześniej marionetkarz nigdy nie słyszał o poprzednim Shirei-kanie klanu Uchiha. To był czas, w którym nie interesował się inną częścią świata niż Samotne Wydmy i Shigashi no Kibu. Białowłosy nie widział nigdy członka klanu Juugo z cierniami na ciele. Cóż, Akarui nigdy nie widział członka klanu Juugo. W ogóle.
W pewnym momencie medyk aż się wyprostował i wygiął przez barierkę, by móc jak najlepiej dostrzec tą znajomą postać. Ale ile to czasu minęło? Cztery lata! Cztery długie lata dalszych podróży! Tułania się po świecie, gonitwy za nowymi przygodami, za zdobywaniem wiedzy i informacji. Obiecał, że jeszcze odwiedzi ją w Sogen i przez te cztery lata się to nie udało. Buzowały w nim przez to różne uczucia. Szczęście, że ją widzi, że jest w dobrej formie, że się udziela, bierze udział w takich imprezach jak ten turniej. I trochę wstydu, że tyle czasu nie miał dla niej czasu. Dla niej, i jej syna! Właśnie! Co z chłopakiem? Co z małym Ryujinem? Akarui zaczynał przypominać łagodniejszą wersję tak niedawno euforycznego Kyoushi'ego: - Jest! To ona, widzicie! Saga-chan... Tam! Walczy z tym zamaskowanym facetem. Tam, tam! Widzicie?
Wyglądała naprawdę dobrze. Tozawa nie miał za bardzo porównania, w końcu spędził z nią tylko parę dni i to od dnia porodu jej syna do odprowadzenia do domu w Sogen. Była osłabiona, zmęczona i w żałobie po stracie siostry. Teraz jednak zdawała się skupiona na celu, w formie i zdrowa. To wszystko bardzo cieszyło mężczyznę i już nie mógł się doczekać, gdy ta zejdzie z areny, by mógł ją znaleźć, spotkać, przytulić, przeprosić, dowiedzieć się co u niej... Wszystko, wszystko, wszystko! Za dużo się działo w jego głowie! Aaaaaarrrrghhh! Złapał się za głowę i szepnął do siebie, choć na pewno chłopaki to słyszeli: - Żyje. Dobrze wygląda. Jak dobrze...
Dotyczy: Bijuudersi
Fuuinjutsu należało do sztuk Ninja, które medyk wielce szanował, lecz z różnych pobudek nie praktykował. A to były jakieś ciekawsze rzeczy, a to nie miał czasu czy chęci. Znał to, co powinien, czyli podstawy. Yami jednak swoim podejściem do pieczęci po trochu zmieniał nastawienie medyka do tego tematu. W końcu nawet symbole na ciałach oby kolegów medyka były bardzo skomplikowanymi pieczęciami wysokiej rangi, które utrzymywały same demony w ryzach! Nieograniczone możliwości bardzo pobudzały wyobraźnię Tozawy. Na pewno nie znajdzie na razie czasu na pogłębianie swojej wiedzy, ale jeśli będzie potrzebował w przyszłości pomocy w treningu, to ten młody chłopak będzie pierwszym, do kogo uderzy o pomoc.
Potem znów rozmowa zeszła na klan Juugo i zachowanie Shikarui'ego. Medyk miał podobne przemyślenia co Yami w stosunku do Asaki i jej zdawkowych wypowiedzi na temat swego męża. Nie miała powodów by kłamać, coś ukrywać bądź zmieniać. Chciała dla swojej drugiej połówki dobrze, chciała zadbać o jego bezpieczeństwo. Przynajmniej tak się Tozawie zdawało, sam by wychodził z takiego założenia. Informacje od Kyoushi'ego były równie ciekawe. Wcześniej marionetkarz nigdy nie słyszał o poprzednim Shirei-kanie klanu Uchiha. To był czas, w którym nie interesował się inną częścią świata niż Samotne Wydmy i Shigashi no Kibu. Białowłosy nie widział nigdy członka klanu Juugo z cierniami na ciele. Cóż, Akarui nigdy nie widział członka klanu Juugo. W ogóle.
W pewnym momencie medyk aż się wyprostował i wygiął przez barierkę, by móc jak najlepiej dostrzec tą znajomą postać. Ale ile to czasu minęło? Cztery lata! Cztery długie lata dalszych podróży! Tułania się po świecie, gonitwy za nowymi przygodami, za zdobywaniem wiedzy i informacji. Obiecał, że jeszcze odwiedzi ją w Sogen i przez te cztery lata się to nie udało. Buzowały w nim przez to różne uczucia. Szczęście, że ją widzi, że jest w dobrej formie, że się udziela, bierze udział w takich imprezach jak ten turniej. I trochę wstydu, że tyle czasu nie miał dla niej czasu. Dla niej, i jej syna! Właśnie! Co z chłopakiem? Co z małym Ryujinem? Akarui zaczynał przypominać łagodniejszą wersję tak niedawno euforycznego Kyoushi'ego: - Jest! To ona, widzicie! Saga-chan... Tam! Walczy z tym zamaskowanym facetem. Tam, tam! Widzicie?
Wyglądała naprawdę dobrze. Tozawa nie miał za bardzo porównania, w końcu spędził z nią tylko parę dni i to od dnia porodu jej syna do odprowadzenia do domu w Sogen. Była osłabiona, zmęczona i w żałobie po stracie siostry. Teraz jednak zdawała się skupiona na celu, w formie i zdrowa. To wszystko bardzo cieszyło mężczyznę i już nie mógł się doczekać, gdy ta zejdzie z areny, by mógł ją znaleźć, spotkać, przytulić, przeprosić, dowiedzieć się co u niej... Wszystko, wszystko, wszystko! Za dużo się działo w jego głowie! Aaaaaarrrrghhh! Złapał się za głowę i szepnął do siebie, choć na pewno chłopaki to słyszeli: - Żyje. Dobrze wygląda. Jak dobrze...
Dotyczy: Bijuudersi
0 x
MOWA
- Han Gug
- Postać porzucona
- Posty: 151
- Rejestracja: 13 sty 2020, o 21:08
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=5866
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Dialog pomiędzy nimi nawiązywał się dość swobodnie jak zwykle. Nie mieli problemu z komunikacją i nigdy nie mieli. No może, gdy Kyu był bardziej powściągliwy w swoich słowach i czynach, co jednak już jest dawno za nim. Aktualnie nie zatrzymywał się, co raz szybciej rozpędzał w kierunku, który obrał za swój cel. Nie był zainteresowany dalszym cichym i nic nieznaczącym życiem. Nie chciał ani sławy ani też pieniędzy. Skupiał się na nieodkrytym tego świata, na Yoshimitsu oraz starożytnych ostrzach, które tak przykuły jego uwagę wraz z poznaniem Kenseia i jego Kubikiribocho. Wtem odezwał się Yami, który również coś wiedział, uzupełniając niewiedzę białowłosego o dodatkowe informacje.
- Zanbato? Póki się nie dowiem czegoś więcej nie będę mógł odpowiedzieć czy rzeczywiście jest czymś na zlecenie czy to jakaś legendarna broń. - na pytanie retoryczne nie zamierzał odpowiadać. Prostym było, że on byłby wstanie. W końcu trochę siły miał i zamierzał ją tylko zwiększać za pomocą ciężkich treningów. Zależało mu na tym, by i taki miecz nie stanowił dla niego najmniejszego problemu, gdyby tylko miał okazję walczyć czymś podobnym. A dlaczego by nie, skoro takie ostrze jest nie do zatrzymania przez wroga. To powodowało tylko dodatkowe ciarki na jego ciele, które szczelnie przykryte były materiałem. Po chwili wciął się Rui, który wyglądał na jakiegoś zwariowanego rozglądając się za dziewczyną z klanu Uchiha, wskazując ją nawet paluchem.
- Ona należy do klanu Uchiha? Nie wygląda jak typowym klanowicz. Mhm właśnie widzę, że ktoś tu stracił panowanie nad sobą! - powiedziała to najbardziej nieodpowiednia osoba, która mogła to kiedykolwiek powiedzieć. Uderzył delikatnie w plecy Akaruia, by popatrzeć mu w twarz z docinką, którą wykonał. Po chwili podszedł bliżej Yami by coś szeptać. O ten plan wydawał się piękny. Zepchnąć Ruia na arenę byłoby przednie, jednak nie kojarzył czy przypadkiem ten podczas upadku to przeżyje. Wolał jednak nie ryzykować zdrowia przyjaciela. W końcu, gdyby to był on sam to nie wahałby się by tam zlecieć. Słowa Asagiego także mu pozostały w pamięci, że szybko by się na arenie z kimkolwiek uporali, a nie mógł tego zrobić medykowi Bidżudersów. Położył jednak dłoń na barku Ruia i powiedział: - Zaraz wylecisz z tej ekscytacji, a to przecież ja miałem znaleźć się na arenie, nie ty. - powiedział spokojnie z uśmiechem na ustach. Już chyba należało zmienić miejsce, byli tu może już za długo, a z tego co widać te walki ciągnęły się co raz bardziej. Może inna trybuna dostarczy nowych wrażeń fantastycznej trójce?
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
Chyba trochę za dużo uczuć.
Cóż, rzadko kiedy medyk aż tak się odkrywał jak przed chwilą. W takich momentach stawał się łatwym celem i co poniektórzy mogliby to w prosty sposób wykorzystać. Gdyby komuś zachciałoby się teraz wykręcić jakiś kawał mężczyźnie, z pewnością by się udało. Ten by nawet nie wiedział, skąd nadszedł atak. Akarui był wielce uczuciowy, miał serce i je okazywał, ale żeby tak płomiennie zareagować? Żeby aż tak się odkryć tu, przed wszystkimi wokół? Tu, na trybunach? Na szczęście, miał w pobliżu swoich przyjaciół.
Choć czy na pewno?
Medyk poczuł na plecach klepnięcia Kyoushi'ego i dopiero to wraz z jego słowami wyrwało Tozawę niejako z gapienia się w kierunku Sagisy, gdy ta wykorzystywała technikę katonu, by rozpocząć walkę z przytupem. Mężczyzna się trochę opamiętał, gdy spojrzał w dół i zauważył, z jak wysoka by spadł i na co. A nawet gdyby nie spadł tak po prostu, to na pewno zostałby szybko spacyfikowany przez straż w samurajskich zbrojach. W końcu cofnął się od barierki o drobny kroczek. Sam klepnął przyjaciela w plecy i powiedział: - Uch, przepraszam Was panowie. Po prostu... Cztery lata jej nie widziałem. To szmat czasu. A wtedy sporo się działo, dużo razem przeżyliśmy. W myślach sobie dopowiedział: A nie wszyscy mieli tyle szczęścia, by przeżyć... Znów zawędrował w odmęty wspomnień, gdzie zobaczył swoje ręce we krwi jej siostry, Tensy. Jej nie mógł uratować. I choć sama na siebie sprowadziła ten los a medyk zrobił wszystko, co w jego mocy, by ją uratować, wybrała śmierć. Z powodów, które pozostaną zagadką dla wszystkich.
Cóż, rzadko kiedy medyk aż tak się odkrywał jak przed chwilą. W takich momentach stawał się łatwym celem i co poniektórzy mogliby to w prosty sposób wykorzystać. Gdyby komuś zachciałoby się teraz wykręcić jakiś kawał mężczyźnie, z pewnością by się udało. Ten by nawet nie wiedział, skąd nadszedł atak. Akarui był wielce uczuciowy, miał serce i je okazywał, ale żeby tak płomiennie zareagować? Żeby aż tak się odkryć tu, przed wszystkimi wokół? Tu, na trybunach? Na szczęście, miał w pobliżu swoich przyjaciół.
Choć czy na pewno?
Medyk poczuł na plecach klepnięcia Kyoushi'ego i dopiero to wraz z jego słowami wyrwało Tozawę niejako z gapienia się w kierunku Sagisy, gdy ta wykorzystywała technikę katonu, by rozpocząć walkę z przytupem. Mężczyzna się trochę opamiętał, gdy spojrzał w dół i zauważył, z jak wysoka by spadł i na co. A nawet gdyby nie spadł tak po prostu, to na pewno zostałby szybko spacyfikowany przez straż w samurajskich zbrojach. W końcu cofnął się od barierki o drobny kroczek. Sam klepnął przyjaciela w plecy i powiedział: - Uch, przepraszam Was panowie. Po prostu... Cztery lata jej nie widziałem. To szmat czasu. A wtedy sporo się działo, dużo razem przeżyliśmy. W myślach sobie dopowiedział: A nie wszyscy mieli tyle szczęścia, by przeżyć... Znów zawędrował w odmęty wspomnień, gdzie zobaczył swoje ręce we krwi jej siostry, Tensy. Jej nie mógł uratować. I choć sama na siebie sprowadziła ten los a medyk zrobił wszystko, co w jego mocy, by ją uratować, wybrała śmierć. Z powodów, które pozostaną zagadką dla wszystkich.
0 x
MOWA
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
- Aka
- Martwa postać
- Posty: 244
- Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Szczur
- Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
- Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 624#p80624
- GG/Discord: Aka#1339
Re: Trybuna wschodnia
Nie, złotooka nie miała do czynienia z hipokrytą. Aka miał po prostu inne spojrzenie na świat niż te, które wmówili jej rodzice, czy ktokolwiek ją tam wychowywał. Uchiha nie oczekiwał od niej żadnego wytłumaczenia, dlaczego miała takie poglądy, a nie inne. To było oczywiste - urodziła się w Karmazynowych Szczytach, a to z automatu przydzielało jej łatkę lojalnej, oddanej klanowi osoby. Czy było coś w tym złego? Aka uważał, że tak, ale to nie było miejsce na takie rozmowy. Tym bardziej po tym, co odwalił jej przyjaciel. Były już zresztą.
- Nic. - odpowiedział po dłuższej ciszy w kierunku Asaki. - Nic mnie nie interesuje. - taka była prawda. Jego życie przez ostatnie kilka lat było przesycono nudą, monotonią i... samotność. A jak człowiek nie ma do kogo mordy otworzyć, to zaczynają się z nim dziać naprawdę dziwne rzeczy. Możnaby pokusić się o stwierdzenie, że wpada się w depresję - ale w przypadku Akiego tak nie było. A przynajmniej nie był to stereotypowy przypadek depresji. Akiemu po prostu nic się nie chciało i nic go nie interesowało, ale nie był też w żadnym przypadku zdesperowany, czy pozbawiony sensu życia. Zawsze gdzieś tam, głęboko pod zimną skórą Uchiha, kryło się serduszko, które biło z malutką nadzieją na lepsze jutro.
Aka posmutniał, gdy Asaka odeszła. Wiedział, że kłamała i wcale zaraz nie wróci. Oczywiste, że poszła po swojego męża, by się nim zająć. Niebieskooki z początku chciał ruszyć za nią, przecież miał ją chronić! Przed czym? Sam nie wiedział. Przestało to zresztą mieć znaczenie w momencie, gdy coś podświadomie powiedziało mu nie mieszaj się w to, jak gdyby głos z niebios. A kimże był Aka, by sprzeciwiać się bogom?
Stał więc tak w ciszy, gdy ostatnia walka się kończyła. Dopiero teraz na nią spojrzał. Czemu tak? Bo to była chyba najnudniejsza ze wszystkich walk, polegająca na bieganiu w kółko areny i oczekiwanie, co zrobi przeciwnik. Co prawda Yasuo był cholernie szybki, i nawet Sharingan Akiego miał problem z dostrzeżeniem szczegółów jego ruchu, ale jego przeciwnik jakimś cudem sobie z nim poradził. A tym przeciwnikiem był...
- Ekko. - odwrócił się, gdy poczuł, że ktoś klepie go w ramię. No tak - przecież z tego miejsca zmierzał zwycięzca, a nie z wejścia. O ile Aka podobno zaginał czasoprzestrzeń, teleportując się między szpitalem a Areną, tak przedstawiciel niesławnego klanu Jugo najzwyczajniej w świecie nie odniósł żadnych obrażeń i mógł pojawić na trybunie wschodniej niemal od razu. - Dwa. Albo trzy lata. Ostatnio gubię się w rachubie. Wszystko po staremu, obijałem się przez ostatni czas, udając, że robię coś pożytecznego dla społeczeństwa. Dobrze Cię widzieć całego po tej walce. - spojrzał na chłopaka, z lekkim podziwem w głosie. - Spodziewałem się, że co najmniej odetnie ci rękę. Ten samuraj naprawdę był cholernie szybki. I cholernie głupi, że nie przygotował się do walki z Shinobi mogącym biegać po ścianach. - trzeba było jednak mimo wszystko przyznać, że Ekko miał po prostu farta. - Szczerze? Teraz chyba będziesz miał już tylko latwiej. Gdybym miał sie zakładać, to strzelałbym, że jest jednym z faworytów do wygrania. A odpadł w pierwszej turze. - pokręcił głową z dezaprobatą. - Tak samo zresztą jak ja. Tak mi poszło, ot co. Też myślałem, że będę faworytem. Przynajmniej tej walki. No w końcu ogień kontruje papier, co nie? - zapytał, łapiąc się prawą dłonią pod biodro. - Takiego chuja, jak stąd do Sogen. Wziął i kupił te jebane notki i się zesrać mogłem, a nie wygrać - ależ Aka się rozgadał. Zawsze lubił szukać wymówek na swoje słabości i brak znajomości dużej ilości technik. Ale on przynajmniej pokazał ich kilka, nie to co reszta walcząca na dole.
- Bogowie, jakie te walki są nudne. Toshiro pajacuje z Genjutsu, tamten napieprza kijem, a tamci... - złapał się za głowę, widząc co robi Yoshimitsu. - Powinni wypierdolić te notki wybuchowe w pizdu.- powiedział wyraźnie zdenerwowany. Trudno było nie być wkurzonym, gdy przegrało się przez ten syf. - To miał być chyba turniej, na którym zawodnicy mieli pokazać swoje możliwości, a nie możliwości notek wybuchowych. Chyba, że pomyliłem konkurs Shinobi z konkursem materiałów pirotechnicznych. - plasnął otwartą dłonią w czoło, będąc wyraźnie niezadowolony z przebiegu walk.
I w tym momencie stało się coś, czego chyba mało kto się spodziewał.
- O ja pierdolę.
- ZAMKNIJCIE OCZY! - krzyknął do wszystkich wokół. Jeżeli ktoś był w pobliżu wcześniejszej rozróby z udziałem Toshiro to wiedział, że kto jak kto, ale Aka zna się na powstrzymywaniu Genjutsu - przynajmniej tych od Toshiro.
Ekko nie zdążył. Cóż, Aka nie miał wątpliwości, że większość osób nie zdąży zareagować. Pozostawało dziękować bogom, że jego stary znajomy stał tuż obok. A teraz to praktycznie już leżał, bo Uchiha zdołał usłyszeć solidne jebnięcie o ziemię. Natychmiast złożył Kai, używając go na Hanie. Spróbował też na sobie, ale nie był pewien, czy jest wystarczająco silny, by przełamać samemu tę technikę.
- Wstawaj, Ekko, kurwa Twoja mać! - na oślep złapał go za ramię i potrząsnął nim. - Pióra uśpiły publiczność!- nachylił się do niego i coś jeszcze powiedział...
- Nic. - odpowiedział po dłuższej ciszy w kierunku Asaki. - Nic mnie nie interesuje. - taka była prawda. Jego życie przez ostatnie kilka lat było przesycono nudą, monotonią i... samotność. A jak człowiek nie ma do kogo mordy otworzyć, to zaczynają się z nim dziać naprawdę dziwne rzeczy. Możnaby pokusić się o stwierdzenie, że wpada się w depresję - ale w przypadku Akiego tak nie było. A przynajmniej nie był to stereotypowy przypadek depresji. Akiemu po prostu nic się nie chciało i nic go nie interesowało, ale nie był też w żadnym przypadku zdesperowany, czy pozbawiony sensu życia. Zawsze gdzieś tam, głęboko pod zimną skórą Uchiha, kryło się serduszko, które biło z malutką nadzieją na lepsze jutro.
Aka posmutniał, gdy Asaka odeszła. Wiedział, że kłamała i wcale zaraz nie wróci. Oczywiste, że poszła po swojego męża, by się nim zająć. Niebieskooki z początku chciał ruszyć za nią, przecież miał ją chronić! Przed czym? Sam nie wiedział. Przestało to zresztą mieć znaczenie w momencie, gdy coś podświadomie powiedziało mu nie mieszaj się w to, jak gdyby głos z niebios. A kimże był Aka, by sprzeciwiać się bogom?
Stał więc tak w ciszy, gdy ostatnia walka się kończyła. Dopiero teraz na nią spojrzał. Czemu tak? Bo to była chyba najnudniejsza ze wszystkich walk, polegająca na bieganiu w kółko areny i oczekiwanie, co zrobi przeciwnik. Co prawda Yasuo był cholernie szybki, i nawet Sharingan Akiego miał problem z dostrzeżeniem szczegółów jego ruchu, ale jego przeciwnik jakimś cudem sobie z nim poradził. A tym przeciwnikiem był...
- Ekko. - odwrócił się, gdy poczuł, że ktoś klepie go w ramię. No tak - przecież z tego miejsca zmierzał zwycięzca, a nie z wejścia. O ile Aka podobno zaginał czasoprzestrzeń, teleportując się między szpitalem a Areną, tak przedstawiciel niesławnego klanu Jugo najzwyczajniej w świecie nie odniósł żadnych obrażeń i mógł pojawić na trybunie wschodniej niemal od razu. - Dwa. Albo trzy lata. Ostatnio gubię się w rachubie. Wszystko po staremu, obijałem się przez ostatni czas, udając, że robię coś pożytecznego dla społeczeństwa. Dobrze Cię widzieć całego po tej walce. - spojrzał na chłopaka, z lekkim podziwem w głosie. - Spodziewałem się, że co najmniej odetnie ci rękę. Ten samuraj naprawdę był cholernie szybki. I cholernie głupi, że nie przygotował się do walki z Shinobi mogącym biegać po ścianach. - trzeba było jednak mimo wszystko przyznać, że Ekko miał po prostu farta. - Szczerze? Teraz chyba będziesz miał już tylko latwiej. Gdybym miał sie zakładać, to strzelałbym, że jest jednym z faworytów do wygrania. A odpadł w pierwszej turze. - pokręcił głową z dezaprobatą. - Tak samo zresztą jak ja. Tak mi poszło, ot co. Też myślałem, że będę faworytem. Przynajmniej tej walki. No w końcu ogień kontruje papier, co nie? - zapytał, łapiąc się prawą dłonią pod biodro. - Takiego chuja, jak stąd do Sogen. Wziął i kupił te jebane notki i się zesrać mogłem, a nie wygrać - ależ Aka się rozgadał. Zawsze lubił szukać wymówek na swoje słabości i brak znajomości dużej ilości technik. Ale on przynajmniej pokazał ich kilka, nie to co reszta walcząca na dole.
- Bogowie, jakie te walki są nudne. Toshiro pajacuje z Genjutsu, tamten napieprza kijem, a tamci... - złapał się za głowę, widząc co robi Yoshimitsu. - Powinni wypierdolić te notki wybuchowe w pizdu.- powiedział wyraźnie zdenerwowany. Trudno było nie być wkurzonym, gdy przegrało się przez ten syf. - To miał być chyba turniej, na którym zawodnicy mieli pokazać swoje możliwości, a nie możliwości notek wybuchowych. Chyba, że pomyliłem konkurs Shinobi z konkursem materiałów pirotechnicznych. - plasnął otwartą dłonią w czoło, będąc wyraźnie niezadowolony z przebiegu walk.
I w tym momencie stało się coś, czego chyba mało kto się spodziewał.
- O ja pierdolę.
Ukryty tekst
- ZAMKNIJCIE OCZY! - krzyknął do wszystkich wokół. Jeżeli ktoś był w pobliżu wcześniejszej rozróby z udziałem Toshiro to wiedział, że kto jak kto, ale Aka zna się na powstrzymywaniu Genjutsu - przynajmniej tych od Toshiro.
Ekko nie zdążył. Cóż, Aka nie miał wątpliwości, że większość osób nie zdąży zareagować. Pozostawało dziękować bogom, że jego stary znajomy stał tuż obok. A teraz to praktycznie już leżał, bo Uchiha zdołał usłyszeć solidne jebnięcie o ziemię. Natychmiast złożył Kai, używając go na Hanie. Spróbował też na sobie, ale nie był pewien, czy jest wystarczająco silny, by przełamać samemu tę technikę.
- Wstawaj, Ekko, kurwa Twoja mać! - na oślep złapał go za ramię i potrząsnął nim. - Pióra uśpiły publiczność!- nachylił się do niego i coś jeszcze powiedział...
Ukryty tekst
0 x
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Tak, rzeczywiście to teraz Akarui tracił głowę dla jakiejś płomiennowłosej Uchiha. Może to jej urok? Nie wie, nie czuł też, że potrzebuje tej wiedzy. Teraz skupił się jednak na tym by jego kumpel nie wypadł przez te barierki i się cały nie połamał. Później musiałby się składać do kupy, a to nie wróżyłoby niczego przyjemnego. Przeprosiny nie były tu potrzebne, widać było na pierwszy rzut oka, że spodobała się czarnowłosemu. Tak to właśnie wyglądało w tej trójce bidżudersów. Potrafili walczyć w najgorszych warunkach, stawiać czoła wszystkim trudnościom – jednak nie mogli doścignąć czegoś tak prostego – kobiety. Akarui miał problem z Uchihą, a Kyu z tyłkiem Asaki. Teraz trzeba było tylko znaleźć słabość Yamiego i mamy pełen pakiet zdarzeń.
Miało być śmiesznie, ale jednak nie było ze względu na to co za chwile miało się wydarzyć. Znikąd, dosłownie wzięły się pióra, które opadały z nieba na cały teren. Pierwsza myśl białowłosego była jasna i klarowna, a jego zaciśnięte zęby mówiły tylko jedno „Yoshimitsu!” Rozglądał się jak szalony, stając się nieco sennym. Znów zaczęło się robić gorąco. Na szczęście byli tutaj razem, we trójkę, gdy Yami zareagował jako pierwszy, przelewając jakąś część chakry w organizm czerwonookiego i Ruia. Dzięki temu i znajomości techniki, sam białowłosy postąpił podobnie, przelewając swoją część chakry na korzyść Yamiego. Tuż po wykonaniu techniki Kai i dotknięciu Yamiego białowłosy wyskoczył na barierkę rozglądając się dookoła co się wydarzyło i gdzie jest ten skurwiel, którego planował pozbawić głowy i oczu.
Białowłosy zainteresował jeszcze krzyk z loży vipowskiej w tej ciszy i ta reakcja. Był to jeden z liderów, którego ni cholery nie znał, a na krzyk swój chłopak, spojrzał niemal natychmiast na arenę. Tam samurajowie rozwiązywali sprawę i ogłosili werdykt i to co się stało. Podczas walki zastosował tę technikę… „Niespełna rozumu czy pijany?” Zapytał siebie, następnie zwracając się do swoich braci:
- Ktoś? Byłem niemal pewny, że to ten skurwiel rudy, Yoshi. - dodał, kolejny raz zaciskając zęby i robiąc groźną minę, chwytając z całej siły barierki i zaciskając na nich dłonie. - To ten sam co dostał w pysk od tej białowłosej, co? Chyba nie potrafi nad sobą panować… - dodał do Yamiego, który stał tuż obok. Szermierz nie był dobrym człowiekiem, takim, który szedł na pomoc. Nie chciało mu się budzić pozostałych, więc tego nie robił. Ludzie na loży w końcu się obudzą, a on nie ma czasu na głupoty, tym razem dokładniej przyglądając się arenie i wydarzeniom.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Han Gug
- Postać porzucona
- Posty: 151
- Rejestracja: 13 sty 2020, o 21:08
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Dōkō
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=5866
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
Pióra z nieba.
Cóż, tak już było wśród przyjaciół. Wszyscy tak samo cenieni, ale każdy tak bardzo inny. Kyoushi, który zdawał się tym najchętniejszym do pranków, żartów, dowcipów i tworzenia sytuacji po prostu zabawnych był tym, który w chwili niepotrzebnego ataku uniesienia medyka położył mu swoją dłoń na ramieniu i delikatnie przygasił jego zapał. Yami za to na co dzień mimo swojego młodszego wieku sprawiał wrażenie bycia bardziej ogarniętym i poważnym, mocniej stąpającym po ziemi, a jednak to on żartobliwie kierunkował rozmowę na docinki co do potencjalnej randki Tozawy. W chwilach otwartej rozmowy między przyjaciółmi każdy odsłaniał prawdziwe karty swoich charakterów. Po tym można było poznać pewien stopień braterstwa. Za wszystkie te drobne znaki męskiej sympatii najstarszy w towarzystwie Akarui był obu kompanom wielce wdzięczny. Choć oczywiście nie powie tego wprost, to już by nie było męskie.
W momencie, gdy medyk chciał posunąć dalej temat spotkania z Sagisą, zauważył kątem oka niecodzienny widok. Zamilkł, przyglądając się śnieżnobiałym piórom spadającym z czystego nieba. Nagle poczuł senność, która przejęła całkowitą kontrolę nad jego ciałem, wyzbywając się nadmiaru powietrza z płuc, sprawiając, że wargi i język stępiały, oczy same zaczęły się zamykać, kolana miękko uginać, a grawitacja przyjemnie przyciągać całe ciało ku ziemi. Dobranoc, pchły na noccc....
...POBUDKA!
Tozawa otworzył oczy jak raniony prądem. Pozycja opadająca, w której został wyrwany ze snu niechybnie spowodowałaby wywrócenie się na pysk, gdyby nie dłoń Yami'ego, za pomocą której medyk został wybudzony. Jeden szybki i niepewny krok na odzyskanie równowagi i przegląd całej okolicy zrywnymi i niekontrolowanymi ruchami całej głowy. - Łooo... Ca się stało...? Wtedy też zauważył jak Kyoushi wskoczył na barierkę szykując się do walki. Że co?! Znowu coś się dzieje?! Czemu wszędzie gdzie pojawia się Akarui zaraz następuje jakiś atak?! Filary, Kami no Hikage, teraz tu... Rozmyślając nad swoim pechem również zaczął gorączkowo szukać swojego kastetu, by przygotować się do obrony przed nieznanym zagrożeniem, aż nie usłyszał głosu sędziego.
Odetchnął i rozluźnił mięśnie. Jeden z uczestników turnieju wykorzystał technikę obszarową, która dotknęła również widzów na trybunach. Zawodnik został zdyskwalifikowany. Proszono o obudzenie reszty publiczności, by móc wznowić zawody. Medyk rozejrzał się, czy ktoś w najbliższym towarzystwie nie potrzebuje podobnej pomocy i jeśli widzowie obok nadal spali, postanowił paru obudzić prostą techniką Kai (MIędzy nimi Kuroi Kuma). Jeśli już nie było takiej potrzeby, odwrócił się do Yami'ego mówiąc: - Dzięki wielkie Yami, pierwszy raz miałem do czynienia z czymś takim. Co to było? Potem dołączył do krótkiej wymiany zdań z chłopakami: - Taaak.. Jak zobaczyłem Ciebie Kyo jak szykujesz się do walki to i mi się włączyła ostrzegawcza lampka w głowie. Yoshi? Czy to ten co narobił jako pierwszy kłopotów w Midori? Kyoushi zwrócił też uwagę, że zdyskwalifikowany chłopak to ten sam, który wcześniej spowodował taki raban na ich trybunie, prawdopodobnie rzucając genjutsu na białowłosą Asakę. - Chłopak chyba ma problemy z utrzymaniem swoich iluzji na wodzy, co? Nie znał go. A przez swoje dość awersyjne podejście do tej sztuki shinobi już wiedział, że raczej nie polubi młodzieńca.
Cóż, tak już było wśród przyjaciół. Wszyscy tak samo cenieni, ale każdy tak bardzo inny. Kyoushi, który zdawał się tym najchętniejszym do pranków, żartów, dowcipów i tworzenia sytuacji po prostu zabawnych był tym, który w chwili niepotrzebnego ataku uniesienia medyka położył mu swoją dłoń na ramieniu i delikatnie przygasił jego zapał. Yami za to na co dzień mimo swojego młodszego wieku sprawiał wrażenie bycia bardziej ogarniętym i poważnym, mocniej stąpającym po ziemi, a jednak to on żartobliwie kierunkował rozmowę na docinki co do potencjalnej randki Tozawy. W chwilach otwartej rozmowy między przyjaciółmi każdy odsłaniał prawdziwe karty swoich charakterów. Po tym można było poznać pewien stopień braterstwa. Za wszystkie te drobne znaki męskiej sympatii najstarszy w towarzystwie Akarui był obu kompanom wielce wdzięczny. Choć oczywiście nie powie tego wprost, to już by nie było męskie.
W momencie, gdy medyk chciał posunąć dalej temat spotkania z Sagisą, zauważył kątem oka niecodzienny widok. Zamilkł, przyglądając się śnieżnobiałym piórom spadającym z czystego nieba. Nagle poczuł senność, która przejęła całkowitą kontrolę nad jego ciałem, wyzbywając się nadmiaru powietrza z płuc, sprawiając, że wargi i język stępiały, oczy same zaczęły się zamykać, kolana miękko uginać, a grawitacja przyjemnie przyciągać całe ciało ku ziemi. Dobranoc, pchły na noccc....
...POBUDKA!
Tozawa otworzył oczy jak raniony prądem. Pozycja opadająca, w której został wyrwany ze snu niechybnie spowodowałaby wywrócenie się na pysk, gdyby nie dłoń Yami'ego, za pomocą której medyk został wybudzony. Jeden szybki i niepewny krok na odzyskanie równowagi i przegląd całej okolicy zrywnymi i niekontrolowanymi ruchami całej głowy. - Łooo... Ca się stało...? Wtedy też zauważył jak Kyoushi wskoczył na barierkę szykując się do walki. Że co?! Znowu coś się dzieje?! Czemu wszędzie gdzie pojawia się Akarui zaraz następuje jakiś atak?! Filary, Kami no Hikage, teraz tu... Rozmyślając nad swoim pechem również zaczął gorączkowo szukać swojego kastetu, by przygotować się do obrony przed nieznanym zagrożeniem, aż nie usłyszał głosu sędziego.
Odetchnął i rozluźnił mięśnie. Jeden z uczestników turnieju wykorzystał technikę obszarową, która dotknęła również widzów na trybunach. Zawodnik został zdyskwalifikowany. Proszono o obudzenie reszty publiczności, by móc wznowić zawody. Medyk rozejrzał się, czy ktoś w najbliższym towarzystwie nie potrzebuje podobnej pomocy i jeśli widzowie obok nadal spali, postanowił paru obudzić prostą techniką Kai (MIędzy nimi Kuroi Kuma). Jeśli już nie było takiej potrzeby, odwrócił się do Yami'ego mówiąc: - Dzięki wielkie Yami, pierwszy raz miałem do czynienia z czymś takim. Co to było? Potem dołączył do krótkiej wymiany zdań z chłopakami: - Taaak.. Jak zobaczyłem Ciebie Kyo jak szykujesz się do walki to i mi się włączyła ostrzegawcza lampka w głowie. Yoshi? Czy to ten co narobił jako pierwszy kłopotów w Midori? Kyoushi zwrócił też uwagę, że zdyskwalifikowany chłopak to ten sam, który wcześniej spowodował taki raban na ich trybunie, prawdopodobnie rzucając genjutsu na białowłosą Asakę. - Chłopak chyba ma problemy z utrzymaniem swoich iluzji na wodzy, co? Nie znał go. A przez swoje dość awersyjne podejście do tej sztuki shinobi już wiedział, że raczej nie polubi młodzieńca.
- Nazwa
- Kai
- Ranga
- E
- Pieczęci
- Baran
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- Brak
- Dodatkowe
- Na czas użycia dodaje 65 konsekwencji
- Opis Kai to jedna z podstawowych technik shinobi, często niedoceniania - i niesłusznie. Jutsu to polega na chwilowym odcięciu dopływu chakry do mózgu, dzięki czemu jakiekolwiek impulsy - również te narzucone zewnętrznie - przestają działać. Efektem tego jest uwolnienie użytkownika z dużej ilości prostszych technik genjutsu. Niestety, te silniejsze dalej będą na nas oddziaływać i trzeba je dezaktywować innym sposobem.
0 x
MOWA
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości