Trybuna zachodnia

Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Mujin »

Oho, duet mocno zainteresował się szermierką. To znaczy ich zainteresowania już były nań nakierowane, teraz zaczęli ze sobą rozmawiać o szermierce i samuraiskich szkołach. Cóż... takie informacje też nie mogą zostać pominięte, mimo ogromnej chęci Mujina do zignorowania tego tematu. Ale skoro i tak na arenach nic się nie działo konkretnego przez brak walk i ostatnie (oby) momenty jedynej walki która jeszcze się toczyła... No powinien nawet czuć się zobowiązany żeby to zanotować w jakiejkolwiek formie. Czemu miałoby mu się to przydać, skoro nawet nie lubił szermierki? Bardzo dobre pytanie i aktualnie nie było jakiegokolwiek sensu. ALE może kiedyś mu się przyda? Kiedy uczył się tworzenia specyfików ziołowych to też wtedy mu się to nie przydawało, a teraz miał kilka poważnych planów. Wszystko do czasu. Poza szermierką.
- Dla zabawy chcą odpalać wybuchowe ptaki przed twarzami przeciwników i razić się piorunami. Już wolałbym żeby brali to na całkowicie poważnie i traktowali jako sprawę gardłową, niż żeby dobrze się bawili kalecząc nawzajem. - odpowiedział Asagiemu, nadal zajmując się swoim notesem. Cóż, mógłby krytykować ludzi za to, że dobrze się tutaj bawili oglądając kolejne mordercze techniki, ale sam też zaliczał się do tego grona. Ludzi kierowanych prymitywnymi instynktami, dla których rozrywką było oglądanie dwóch dzieciaków próbujących zrobić sobie krzywdę. Jak się to nazywało... hipokryzja? Chyba tak. Ale na szczęście dla tego głupiego głosiku z tyłu głowy, nie miał czego dodawać ani ukrywać.
- A, fakt. Techniki medyczne potrafią być niebezpieczne. Naprawdę chciałbym, żeby zostały stworzone w samoobronie niż w intencji spaczenia tej szlachetnej sztuki i siania śmierci. Ale, no, bądźmy realistami. - na jego gładkiej masce pojawiło sie kilka niewielkich zmarszczek. Grymas? Uśmiech? Nie no, uśmiech. Nieco gorzki, ale nadal - uśmiech. Jego ojciec i mentor mówili mu dokładnie to samo - że medycyna może być wykorzystana równie dobrze do ratowania życia, co do jego odbierania. Że paradoksalnie sztuka, która została stworzona by pomóc ludziom, prowadzi do ich dalszej agonii. Ale nigdy nie słyszał o sztuce medycznej, która byłaby zakazana przez swój potencjał. Co to było? Zmiana ludzi w ludzko-krabie hybrydy? Narkotyki? Kensei ujął to jako "bluźnierstwo"...
- Jakby takie coś miało istnieć. Co, lek powstrzymujący starość? Odrastanie kończyn w locie? Nieśmiertelność? Cechowe legendy mają swój polot. - zaśmiał się na tyle, na ile mógł pod maską. ale mimo wszystko zerknął na Kenseia z zainteresowaniem. Trochę tego słyszał. Narkotyki robiące z ludzi zwierzęta, trucizna przez którą dało się zdrapać własną skórę. Dobre mity do obalenia albo stworzenia zawsze były mile widziane. Nawet jeśli absurdalne albo idiotyczne.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Natsume Yuki »

Kolejne dobre spostrzeżenie ze strony Mujina, nawet jeśli sam Yuki nie do końca się z tym zgadzał. Owszem, posyłanie w stronę oponenta technik w pewnym stopniu śmiercionośnych, ale które tak naprawdę zabić nie miały, i traktowanie tego typu potyczki po prostu jako element sportu było troszeczkę bezsensowne. Ale z drugiej strony... zachowanie chociaż fragmentu swojego potencjału na dalsze pojedynki również miały sens. Nie mówiąc też o tym, że hamowanie się żeby przetestować przeciwnika również było zabiegiem całkowicie normalnym pośród wojowników - sam Natsume też to często stosował, zwłaszcza kiedy toczył z kimś pojedynek tylko na miecze. Przykład - jego walka w parku w Hanamurze z Akodo Hayamim. Początkowo w ogóle nie traktował go poważnie i skupiał się na defensywie, zwyczajnie testując siłę oponenta. Więc w tym manewrze nie było nic złego. No, ale dla obserwatorów, żądnych krwi i widowiska, takie hamowanie się było po prostu nudne - rozumiał więc podejście Yokagego.
-O tym też słyszałem, Yokage-san - powiedział spokojnie. - Praca z ludzkim ciałem i jego procesami jest zawsze groźna, a znając tajniki człowieka - łatwiej poznać sposoby na ich zabicie. Zresztą, jesteśmy na tyle delikatni, że nawet środek leczniczy, podany w nieco większej dawce, jest w stanie nas pozbawić życia.
Nie mówiąc już o tym, że skrytobójcy często korzystali z tej wiedzy, żeby nauczyć się gdzie atakować dla najlepszych efektów, albo jakie trucizny tworzyć w celach pasujących ich zleceniom. To teoretycznie też była wiedza medyczna - iryoninowie byli równie groźni, jeśli nie groźniejsi, niż standardowi shinobi.
Mujin wyraził wątpliwości na temat tego, czy informacja którą posiadał Natsume może być przydatna lub prawdziwa. Sam zresztą przy okazji podał kilka innych przykładów, które teoretycznie też należały do szkoły medycznej, ale były tylko zwykłą blagą. Nieśmiertelność? Odrastanie kończyn? Nah. To akurat były bzdury.
-Coś jeszcze innego. I, zdaje mi się, bardziej realistycznego niż Pana przykłady, z całym szacunkiem - odparł spokojnie. - I coś, co może Pana zaciekawić równie mocno jak mnie. Chodzi o...
Tu nachylił się w kierunku mężczyzny i ściszył ton, tak by tylko Mujin to usłyszał.
-... przeszczepy. Przeszczepianie rąk, oczu, mięśni... oraz co najciekawsze - złamanie w ten sposób bariery limitów krwi. Mój znajomy medyk twierdzi, że można w ten sposób nawet przekazać innej osobie cudze Kekkei Genkai...
Odchylił się z powrotem i kiwnął głową, tak jakby dla potwierdzenia że nie kłamie.
Następnie zwrócił się w kierunku Asagiego. Mężczyzna skomentował umiejętności szermierzy ze szkoły samurajskiej Kame. Najwidoczniej sam również o niej słyszał, co jednak zupełnie go nie dziwiło - przypuszczał że w świecie opanowanym przez shinobi, samurajowie raczej chętnie trzymają się swoich i przekazują sobie informacje o ich sztukach. Yuki kiwnął wesoło głową, gdy Kakita wspomniał o tym że będzie musiał kiedyś odwiedzić Hyuo i spróbować się z wojownikami tejże szkoły.
-To prawda. Słyszałem pogłoski, że na początku szkoleń ich pasy są śnieżnobiałe, a doświadczenie walczących wykazuje się tym, im ciemniejszy pas noszą - dlatego że ciemnieje od intensywności treningów.
Następne pytanie zaś sprawiło, że Yukiemu od razu zaświeciła się lampka w głowie. Nanaken no Mai? Taniec siedmiu mieczy... oczywiście, że się z nim spotkał. Dokładnie na turnieju w Hanamurze, gdzie tymże stylem posługiwała się niejaka Hime. Tam też Natsume poznał przecież siedzącego obok samuraja... Wychodziło na to, że Kakita bardzo sprawnie łączył kropki, i zaczynał podejrzewać z kim teraz rozmawiał. Niedobrze. Wychodzi na to, że jednak udziela zbyt dużo informacji o samym sobie. Musiał na razie zaprzeczyć. A przynajmniej na ten moment - dopóki się nie upewni, że ten sekret pozostałby bezpieczny u samuraja z Yinzin...
-... Nanaken no Mai? Taniec siedmiu mieczy, jak wnioskuję z nazwy? Hm. Brzmi bardzo ciekawie, ale nie potrafię sobie wyobrazić jak ktoś miałby się posługiwać taką ilością ostrzy naraz - powiedział spokojnie, tonem który nie wyrażał ani sekundy zawahania czy śladu kłamstwa. Nie po to ćwiczył się w perswazji jako cesarz, by teraz nie umieć kłamać. - Ale w rzeczy samej, o drodze miecza wiem sporo. Uczyłem się przez wiele lat, praktycznie całe doświadczenie przelewając na miecz. Dlatego też dzierżę te ostrza z dumą.
Westchnął ciężko.
-Aczkolwiek przyznam, że dawno nie miałem okazji stoczyć porządnego, honorowego pojedynku. Większość wojowników z którymi ostatnio miałem do czynienia była albo żałosnymi rzezimieszkami, albo bezczelnymi mordercami - często dzierżącymi miecze tylko jako narzędzia do mordowania. Aż mi się krew gotuje, gdy pomyślę że tak wiele wojowników kala dobre imię szermierzy.
0 x
Awatar użytkownika
Shenzhen
Martwa postać
Posty: 234
Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Shenzhen »

Potencjalny karzeł z przekazywaną z pokolenia na pokolenie wadą genetyczną, która dawała mu krótkie nóżki i rączki zaczął uniżenie przepraszać Shenzhena i pokracznym krokiem, który tylko wskacywał na brak koordynacji oko, ręka, noga pchneło go ku kłopotom. Kłopoty te zostały zainicjowany potknięciem się o własne stopy próbująć odwzorować raczy chód i w wyniku tej nieudanej próby wylądował na jednym z tutejszych samurajów. Dostojnik ten zareagował podobnie i skarcił krótkim słowem chłopaka po czym jednak zainteresował się nim jeszcze bardziej. Tuż za reprymendą o większej ostrożności, w stronę karła skierowane zostało pytanie o rodziców. A co jeżeli faktynie nie był karłem z przekazywaną z pokolenia na pokolenie wadą genetyczną, która dawała mu krótkie nóżki i rączki tylko prawdziwym dzieckiem? Może ten chłopiec tak jak kiedyś Shenzhen chciał zerwać z szara codziennoscią, rutyną nic nie znaczącego wiejskiego życia i ukradkiem pod osłoną nocy lub pod płachtą jednego z kupieckich wozów, wymknął się z rodzinnego domu, nie mówiąc nic swym prawnym opiekunom? Przecież to oznaczałoby nie tylko koniec marzeń tego chłopaczka ale także kłopoty. Kłopoty byłyby niemal pewne bo znając dryl samurajski, ten zapytał o rodziców by odstawić chłopaczka do nich całego i zdrowego. O ile Shenzhen nigdy nie zawracałby sobie głowy takimi błachostkami, to w tym jednym przypadku utożsamiał się z tą małą pokraką o wyłupiastych oczach i postanowił jej pomóc.
Tuż po pytaniu o rodziców, znalazł się przy chłopaczku i pacnął go otwartą dłonią w potylicę jak robią to czasem nauczyciele starej daty wobec niesfornych uczniów. Najpierw dało się usłyszeć świst przecinajacej powietrze otwartej dłoni a potem pacnięcie i głuchy klang. Następnie wypowiedziałw stronę Samuraja:
- Przepraszam za siostrzeńca! Niezdara z niego i ciągle mi się gdzieś wymyka. Przyda się tutaj trochę prawdziwej kindersztuby.
Po tych słowach spojrzałz góry na chłopaczka, przechylił głowę i uniósł lekko brwi do góy dając mu znak by wrócił na miejsce razem z nim.

W wątku: Shenzhen, Kakita Asagi. Kami Oreo
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Sayuri
Posty: 99
Rejestracja: 6 gru 2019, o 20:28
Wiek postaci: 13
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nikusui

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Sayuri »

Sayuri kiwnęła ochoczo głową, że i ona również będzie kibicować mamie Ryujina. Dalej jednak nie zamierzała się zbytnio w rozmowę wtrącać, bo Sagisa poruszała niezbyt przyjemne tematy, jak pogrzeb swojej siostry. Oczywiście dziewczynka zdawała sobie sprawę, że to musiało być bardzo przykre wydarzenie, jednak tak naprawdę nie znała ani Sagisy, ani jej siostry, by móc cokolwiek wtrącić. A jak się nie miało nic do powiedzenia, to lepiej było nie mówić nic.
- Ym, niestety nie znam. Jednak nazwisko wskazuje na to, że pochodzimy z tego samego Rodu. - odpowiedziała kobiecie zgodnie z prawdą. Czerwonowłosa nie miała czasu zbytnio przyglądać się tablicy, a być może rzeczywiście jakaś Hyuuga będzie walczyła, tyle, że w następnej turze. Bo teraz na pewno nikt taki na arenie się nie pojawił. - Chętnie zobaczę, jak radzi sobie podczas walki. - dodała, posyłając Sagisie szeroki uśmiech. Można powiedzieć, że ta wiadomość nawet ją ucieszyła. Owszem, przy okazji pokażą też światu swoje umiejętności, ale ich wachlarz był szeroki, więc zawsze zostało coś na później. Coś, czego inni nie znali i jeszcze nie ujrzeli.
- Zdecydowanie bardzo dynamiczna. Było co oglądać, aż szkoda, że tak szybko. - powiedziała do Azumy, przyznając mu rację. Nie było tu jakiś rzutów kunaiami, tylko dość "ciężkie działo", jakby to można było nazwać. Dlatego oglądało ją się tak dobrze. Kiwnęła również z potwierdzeniem głowa, na kolejne stwierdzenie młodego Uchihy. Tak, zdecydowanie oglądanie tylko jednej walki, pozwoliło na jej lepszą analizę.
- Tak, tak... tylko mimo wszystko już się trochę ślimaczy. - dokończyła szeptem w stronę Azumy, przytarując się jak samuraj rozprawia się z klonami, jeden za drugim. - Mam wrażenie, że im bliżej rozwiązania jest ten pojedynek, tym ponownie wracają do punktu wyjścia. - dodała z zamyśleniem i zmarszczyła brwi. Zagrywka z notką oślepiającą - w porządku. Ale po co rzucać shurikeny w coś, od czego się odbiją? Przecież Han widział swojego przeciwnika, powinien wiedzieć, że to się nie sprawdzi. Gdyby do shurikenów doczepiona była nota czy też bombka wybuchowa, to pewnie coś by się więcej zadziało, a tak... wrócili do punktu wyjścia.
- Wydaje mi się, że przerwa jest bardziej prawdopodobna po zakończeniu całego pierwszego etapu. - wyraziła swoje zdanie z przekonaniem. W końcu w drugiej części walk należących do pierwszego etapu brali udział nowy zawodnicy, niezmęczeni walką. Dlatego przerwa przyda się zdecydowanie przez rozpoczęciem drugiego etapu, by zwycięzcy drugiej części tego etapu, mieli chwilę na odpoczynek.
Czerwonowłosej zaczęło się wydawać, że na trybunie zrobiło się jakby tłoczniej. Ludzie zaczęli żwawiej rozmawiać. Nic dziwnego, że kiedy na trybunie pojawił się zamaskowany mężczyzna, to dziewczynka zwróciła na niego uwagę. Później zaś na horyzoncie pojawił się kolejny mężczyzna, już nie zamaskowany. Wyglądał dostojnie i miał sporo widocznej broni, jak drewniane tachi czy wakizashi. Jego włosy, choć upięte w kitę, zdawały się być dłuższe niż te, które posiadała Sayuri. I przez moment nawet miała wrażenie, jakby patrzył w ich stronę, ale ich spojrzenia na pewno się nie spotkały. Jednak dziecięca ciekawość sprawiła, że dziewczynka podążyły spojrzeniem swoich nienaturalnie jasnych oczu za nieznajomym, który dołączył do zamaskowanego mężczyzny. I innego, również z maską, jednak bardziej materiałową, który już wcześniej znajdował się na trybunach.
- Widzisz ten mieeeeecz? - zapytała Azumy, pytanie również kierując do Ryujina, w końcu był z nimi i nie mógł zostać pominięty. - Od tego zamaskowanego pana. O, tam, zobaczcie. - dodała konspiracyjnym szeptem do chłopców, kiwając głową w stronę, gdzie stali mężczyźni. Nie widziała tak wielkiego oręża, więc robił na niej wrażenie. Pewnie obsługa takiej broni wymagała wielkiej siły.
- Pewnie cała ta trójka to jacyś super, silni wojownicy. - stwierdziła z zamyśleniem. Oj tak, zdecydowanie. Wyglądali na takich, z którymi Sayuri nawet w najbliższej przyszłości nie chciałaby się zmierzyć.

Już pójdę za śladem, bo trochę nam się tłoczno tu robi, więc żeby każdy wiedział czy coś go dotyczy czy nie ;)
Dotyczy: Sagisa - Ryujin, Azuma i małego obgadywanko trójcy (Mujin, Nats i Kakit)
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kamiyo Ori
Posty: 1090
Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek B
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
GG/Discord: deviler_
Multikonta: Rokudo Gaika/Yuki Renji

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Kamiyo Ori »

Oderwawszy wzrok od pięknego materiału jego spojrzenie przeszło na odwracającego się samuraja, który na jego widok zrobił przyjemniejszy wyraz twarzy. Następnie ostrzegł go w dość dziwny sposób akcentując ostatnie słowo. Nie trzeba było geniusza, aby odkryć ukrytą groźbę w tej prostej sentencji. W jakiś sposób musiał bardzo urazić tego człowieka i on teraz mu groził. Krew odpłynęła z twarzy Kamiyo i zrobił się cały blady.

- Ja naprawdę bardzo przepraszam! To się więcej nie powtórzy! – Odezwał się dość głośno, nawet jak na siebie. Tu oto właśnie w jego głowie stał ktoś, kto mógł mu w bardzo łatwy sposób zrobić krzywdę. Następne pytanie tyczyło się jego rodziców. W tym momencie mały niemal się nie zakołysał w miejscu. Ów osobnik nie groził tylko jemu, ale również jego krewnym?! Miał co prawda wypracowane odpowiedzi na to jakże typowe pytanie, które słyszał już chyba więcej razy w życiu niż „Dzień dobry” czy „Dobranoc”. Ale jak odpowiedzieć komuś, kto planuje go skrzywdzić i prawdopodobnie wszystkich, kogo zna? Na to nie miał gotowych skrótów myślowych i musiał improwizować.

- Ja… Ja… - Zaczął tworzenie pięknej baśni związanej z tym, że jego rodzice są bardzo ważni i mają dużo silnych żołnierzy, ale ten ciąg myślowy został przerwany przez jeszcze inne, nietypowe zdarzenie. Jego pierwsza „ofiara” napaści nagle go usiostrzeńcowiła. Pomimo zastosowanej przemocy fizycznej wobec niego była najlepszą droga ucieczki dla malca. Następnie zasygnalizowała go o tym, że teraz za uratowanie skóry musi siedzieć w jego towarzystwie. Pogodzony ze swoim losem papierowe oreo usiadł obok wysokiego młodzieńca z Antai. Niedługo zostanie sprzedany zapewne do jakiegoś przybytku uciech fizycznych, czy też do ciężkiej pracy. Teraz jednak trzeba było dziękować swojemu wybawcy, a na martwienie się przyszłością jeszcze był czas. Przyjął więc zaproszenie do wspólnego siedzenia, jednak nie spuszczał spojrzenia spod pochylonej głowy na samuraja. To w końcu on był najbardziej niebezpieczny w tym towarzystwie.

- Dziękuje bardzo… - Kiedy w końcu wojownik żurawia stracił nim zainteresowanie dodał. - … ale dlaczego Pan to zrobił? Nie widzi Pan, jaki on był groźny? – mówił półszeptem, ale z racji że wielu zebranych miało bardzo wyczulony słuch mogło go łatwo podsłuchać. Bo w końcu głośne trybuny były idealnym miejscem do przekazywania sobie nowinek i tajemnic tego świata, jak niektórzy tutaj zebrani wiedzieli najlepiej.


W wątku: Shenzhen, Kakita Asagi(?).
0 x
PH | Ryō | KP | Notes
Awatar użytkownika
Shenzhen
Martwa postać
Posty: 234
Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Shenzhen »

Na słowa o tym, że był to nielada kat odwagi z racji grozy jaka biłą od bezwzględnego samuraja w jedwabnej piżamie Shenzhen tylki skinął głową a jego twarz nawiedził lekki uśmiech. Chwiklę tak ten uśmiech trwał po czym przemówił do dziecio karła:
- Oj mały czosnku.... Oczywiście można całe życie unikać kłopotów, uciekać, uchylać się, zabezpieczać, nie wchodzić w konflikty, można, owszem, można całe życie być tchórzem. Tylko co to za życie? Życie powinno zawierać przeżycia: przeżyłem to, przeżyłem tamto, myślałem, że nie przeżyję, ale jakoś dałem radę. Jeśli twoje życie nie zawiera tych elementów, to radzę ci, usiądź na jakimś mrowisku – bez tego fizycznego doświadczenia nie znajdziemy porozumienia. Abyśmy znaleźli wspólny język, musisz zostać pokąsany, i to na własną prośbę.
MIał nadzieję, ze te słowa pomogą chłopakowi chociaż w minimalnym stopniu zrozumieć jego postępowanie.
Z drugiej strony nie mógł przecież powiedzieć wprost, że bał się o jego marzenia i o to, ze droga, którą zdecydował się obrać mogła zostać w prosty sposób zasypana po przez służbistę w jedwabnej piżamie. Niech lepiej zostanie to lekkie zaskoczenie na twarzy dziecio karła, ze odwaga znajduje się w różnych miejscach nawet takim jak ta zachodnia trybuna.
Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w chłopaka i był ciekaw jego reakcji. Nie wiedział czy faktycznie stać go na pewien poziom zrozumienia czy też słowa na, któe się porwał wlecą jednym uchem a wylecą drugim, pozostawiać świst przeciągu w przestzreni między nimi.
MIał tylko nadzieję, żę Samuraj nie będzie chciał dalej ciągnąć tematu co do przyczyny samotnego poruszania się po trybunach tego chłopaczka. Mogłoby to przecież sprowokować kolejne niepotrzebne dyskusje.......
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Kakita Asagi »

Hm... niebieskooki słysząc odpowiedź Mujina dotyczącą tego, czym powinna i nie powinna być walka, uznał, że... jedną taką rozmowę już dzisiaj odbył i nie zamierza ciągnąć tego tematu tutaj, dlaczego? Bo kiedy się dał sprowokować do tego rodzaju filozofowania, to się wydarzyły złe rzeczy, więc skoro historia lubi się powtarzać, to... lepiej odpuścić, bo w zasadzie, o co tutaj było walczyć? No właśnie, znając odpowiedź na to pytanie, można było wrócić do rozwiązywania innych, istotnych kwestii, a więc, po kolei...
Słuchając jednym uchem, co Kensei wyjaśniał iryoninowi i nawiasem mówiąc, były to kwestie nadzwyczajnie intrygujące i niemalże zahaczające o czary czy też bajki ludowe, Kakita przeniósł większość swojej uwagi na chłopca, który wpadł w jego plecy. Czy była to duża zbrodnia? Cóż, to zależy. W samurajskim świecie już samo potrącenie cudzego miecza wystarczało by stanąć do pojedynku na śmierć i życie, wpadnięcie w plecy mogłoby dokładnie być taką samą zaczepką. Kakita nosił miecze, więc w założeniu nie po to, by traktować je jako ozdobę, lecz by z nich korzystać - był wojownikiem. Wojownikiem, który dał się zaskoczyć, a samo to już zdecydowanie go wewnętrznie drażniło, nie powinien był do tego dopuścić nigdy, a szczególnie nie w takim miejscu. Asagi miał wrogów, w ciągu ostatnich 4 lat zdążył nadepnąć na odcisk całej masie mafiozów, więc jeśli którykolwiek chciałby go usunąć, to właśnie teraz miał idealną okazję...
To jednak były jego wewnętrzne problemy. Ubrany w "jedwabną piżamę" (i pajęczy płaszcz pod nią!) samuraj nie zdradził się tym na zewnątrz, a na pewno nie za bardzo. Zdecydowanie natomiast interesowało go, co dziecko robi samo w takim tłumie, wszak o wypadek nie trudno, ostatnio się kręcą tutaj podejrzani ludzie, co bez powodu łapią w genjutsu, jeszcze inni tykają cudze oczy (niemalże), a generalnie większość populacji nosi miecze. Nosi miecze i się nudzi. Kakita nie żył złudzeniami, samurajowie nie byli jedynie honorowymi, potulnymi misiami - groźnymi z wyglądu, ale miłymi w środku. Samurajowie na Yinzin przede wszystkim się... nudzili. Okazje do walki czy chociaż sprawdzenia ostrości mieczy ograniczały się do "zabawy" na drewniane patyki, albo przecinaniu słomy ryżowej, a ta w tym miejscu była dosyć cenna. Na kontynencie, to co innego, samuraj zawsze musiał być gotów do walki, ale tutaj... no starczy by się taki młodzian napatoczył na jakiegoś z gorszym nastrojem i co?
Na szczęście okazało się, że chłopiec nie jest sam, lecz ma swojego opiekuna, którego Kakita kojarzył z walk, które rozgrywały się na arenie - któż to był? Hm, Asagi nie umiał sobie na szybko przypomnieć, ale wiedział, że to krewny Ichirou oraz Kuroi'a, zacny wojownik który walczył do końca. Jako, że sytuacja się rozwiązała dobrze, Asagi uśmiechnął się pogodnie i bez cienia wrogości w postawie i głosie rzekł.
- Nic się nie stało, Sabaku-san. Gratuluje zwycięstwa, będę obserwował twoje dalsze postępy. Uważaj na siostrzeńca, niektórzy tutaj mogą być nerwowi . - niebieskooki położył nacisk na ostatnie słowo, oczywiście nie miał na myśli siebie, tylko jegomościów ze Wschodniej Trybuny. Tamta sytuacja trochę mu się udzieliła i nie chciała dać o sobie zapomnieć - tajemniczy napastnik używający genjutsu dalej gdzieś tutaj się kręcił, a tamten "płonący cierniami" również pozostawał na wolności, chociaż skoro udali się za im Asahi-sama i Seinaru-senpai nie powinno być problemu... No nic, niebieskooki nie zatrzymywał dalej młodzików z pustyni.
- No cóż, nie przeszkadzam już dłużej, Sabakus-san. Mam nadzieję, że na turnieju czas wam miło mija. Uważajcie jednak by się nie przeziębić. - przestrzegł ich uważnie spoglądając na starszego z pary, po czym powrócił do swoich rozmówców, nie skupiając się już na obu młodych ninja z Pustynii, zachował jednak podstawową czujność, tym razem już nikt go nie podejdzie...chyba.
*Apsik* - kichnął niebieskooki.
- Przepraszam panów. - momentalnie zakrył twarz rękawem swojego haori, a następnie jedną ze swych tenegui przetarł nos, tak by nie widzieli i na powrót ją do rękawa schował w myślach dodając Czyżby obgadywała mnie jakaś piękna panna? - ot taka niewinna myśl sprawiająca, że się w sercu cieplej robi, ale wracamy do spraw ważnych. Odpowiedź Kensei'a dotycząca stylu jakim władała Chise nie potwierdzała jego podejrzeń, a i kłamstwa się nie doszukał. No cóż, troszkę szalonym byłoby wierzyć w to, że siedzi przy nim zaginiony Cesarz, chociaż myśl ta była intrygująca i wpisywałaby się w szaleństwa tego dnia. Z drugiej strony... słowa zamaskowanego były dziwne. Dziwne, bowiem zupełnie nie pasowały do obrazu ninja. Po co jakiś shinobi miałby w ten sposób rozpatrywać drogę miecza? To, co mówił idealnie pasowała do samuraja, czyżby zdecydowanie więcej wspólnego miał ze szkołą Kame, niż pierwotnie deklarował? Już sam fakt, że zdawał sobie sprawę z tego, jakie panują tam zwyczaje intrygował. Nie każdy wie, że idea czernienia pasa dotyczy lat spędzonych na treningu. Niebieskooki zaczął intensywnie łączyć fakty i co chwilę... odbijał się od ściany, a raczej sieć powiązań sugerowała błąd. Tak, Yuki-sama również bardzo cenił samurajów, w każdym razie, tak mówił. Z tego co twierdził, to nawet u jednego z nich się szkolił i bardzo cenił sobie obecność nawet tak marnego przedstawiciela tej kasty, jak ówcześnie był Asagi. Kensei natomiast... podobnie. Albo mistrzowsko umiał panować nad tym co i w jaki sposób mówi i tańczył od jednego fałszu do drogiego, albo zwyczajnie mówił prawdę. Może... miał coś wspólnego z Natsume? Może razem się szkolili, albo był jego uczniem? Wiele rzeczy tutaj sugerowało powiązania i ciemnowłosy zaczynał istotnie rozważać wszelkie możliwości. Również taką, że siedzi przy nim samuraj, albo raczej... ronin. Ktoś, kto zna samurajską drogę miecza, a jednak mimo to ukrywa twarz. Nie koniecznie musi być od razu zły, jednakże... warto sprawę zbadać.
- Muszę przyznać Akahashi-san, że to co mówisz zadziwia mnie. Słowa te pasują do prawdziwego szermierza, wielu samurajów chciałoby móc nie tylko je wypowiedzieć, ale i według nich żyć. - odpowiedział z lekkim ukłonem wyrażającym ogromny szacunek, po czym dodał.
- Spotkałem kiedyś shinobi, który w mojej opinii również kierował się tą drogą. Wraz z mistrzynią stylu Nanaken no Mai mieliśmy się do niego udać, gdyż obiecał nam trening. Niestety, ona już tego nie zrobi... - rzekł Kakita z lekkim smutkiem, mimo wszystko wieść o śmierci Uchiha-hime spadła na niego zupełnie znienacka. Nie wiedział jak do tego doszło, ale podobno sprawa ta była wysoce skomplikowana i paradoksalnie, bardzo dawno, w ogóle nie powinni o tym teraz rozmawiać.
- Przepraszam, że o tym wspominam... Akahashi-san, mogę zadać ci pytanie? Mówi się, że miecz jest duszą samuraja. Jak sądzisz, co to oznacza? - zapytał istotnie ciekaw odpowiedzi...

Dotyczy: Shenzhen, Kamiyo Ori, Sayuri, Mujin, Natsume.
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Sagisa
Gracz nieobecny
Posty: 668
Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem
Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Sagisa »

W wątku: Sagisa, Ryujin-chan~~, Azuma, Sayuri + mało widoczna trójca "super silnych wojowników"
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Mujin »

Na jego stwierdzenie samurai nie odpowiedział. Może się nie zgadzał, może nie chciał wchodzić w dysputę, może po prostu nie miał zamiaru rozmawiać po takim uwłaczającym stwierdzeniu. Jakby nie patrzeć... samuraiowie ogromną wagę przykładają do walk. Właściwie to spora część ich kultury oparta jest na orężu i walce, a przynajmniej tak mu się wydawało. Walki na śmierć i konfrontacje są integralną częścią ich życia. Więc faktycznie może to go obraziło. A, chuj tam wie. I chuj to Mujina powinno nawet obchodzić, zdecydowanie nie w obliczu tego co właśnie się odbywało z udziałem zamaskowanego mężczyzny.
Ile razy ktoś mówił do niego o jakimś medycznym dziwactwie - nie był w stanie zliczyć. Ile razy ktoś mówił o regeneracji kończyn w locie, o technikach do ratowania utraconych oczu, o truciznach zabijających jednym wdechem. Ciężko było nawet zliczyć wszystkie te dziwy. Niektóre zdołał przekuć w swoje pomysły i zrealizować w odpowiednich warunkach. Znieczulenia dla przykładu. Ale reszta? Gdzieś tam tkwiła, w kupie bezwartościowej makulatury na samym dnie jego stosu zapisków. Ale może coś kiedyś "pyknie" I trafi na prawdziwy fenomen? I czy to mogło być właśnie to? Że, upraszczając, można przyszyć komuś inną rękę? Albo czyjeś oko? Czy miało to aż taką moc? Znaczy owszem, chyba by warto, ale pierw trzeba by pozyskać czyjeś ramię i dowolny element anatomiczny. W drugiej... jeśli oko byłoby specjalne? Oj... to byłoby niezwykle przydatne. Bardzo. A pomijanie bariery Kekkei Genkai? Czyli taki Mujin mógłby zostać użytkownikiem innej umiejętności, na przykład kontroli piasku?
- Kurwa... - mruknął Mujin, szczęśliwie posiadając maskę która zapobiegłaby potencjalnemu wyłapaniem jego przekleństwa i też innych cicho wypowiedzianych słów - - To z kolei dawałoby ogromne możliwości w innych dziedzinach. Na przykład mieszanie różnych gatunków zwierząt. A-albo może nawet ludzi i zwierząt. Albo modyfikacja ludzi... To dopiero byłoby coś. To... zmieniło by wszystko. - mruczał do siebie po cichu, podczas gdy Natsume zainteresowany był rozmową na temat mieczy. Na temat dusz mieczy czy innego gówna. Kogo teraz mógł obchodzić metal na kiju? JEŚLI to co mu powiedział byłoby prawdą... Mujin milczał. Jakieś dzieciaki mówiły coś o mieczu jakiegoś "zamaskowanego pana". Chyba Natsume nawet. Wyciągnął notes. Zanotował kilka spostrzeżeń. I kilka kolejnych. I kilka kolejnych. Szereg potencjalnych możliwości które mogłyby zaprowadzić go dalej, niż sięgała granica możliwości pojedynczej jednostki. Tylko że...
- Tylko no - powiedział Mujin, siląc się na resztki spokoju i powstrzymując ekscytację - nie żebym nie ufał, ale twierdzić może każdy. Bez dowodów można wysunąć każdą tezę i uznać ją za pewnik. I zakładam że też nie jest Pan zainteresowany tą tezą tylko przez potencjalne możliwości czysto medyczne. - Mujin nie wierzył w bezinteresowność innych ludzi. Nawet ktoś taki jak on miał swoje prywatne korzyści z leczenia ludzi. Mniej bądź bardziej szlachetne, ale nie robił tego "bo tak". Tak samo ten ktoś nie mógł mówić o przełamywaniu barier, bez utknięcia w niej, na przykład.
- I chyba te brzdące są mocno zainteresowane twoim mieczem, z tego co słyszę. - dodał jeszcze, uśmiechając się nieco. Wcale nie szyderczo, ale gdyby od niego to zależało i gdyby to on był obiektem podziwu tych podlotków, to mógłby się zdobyć na uniesienie broni za pomocą robaków. Albo jakąś niewielką prezentację. Cóż, jedną z korzyści stania wyżej niż inni, było patrzenie z góry na nich i ich twarze pełne podziwu i zazdrości. Nawet jeśli nie rozumieliby tego, co by zobaczyli. I nie byliby w stanie docenić ogromu pracy jaki był włożony w ten konkretny efekt.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume odwrócił się na moment, by porozmawiać z Asagim, kiedy tylko przedstawił medykowi informacje na temat umiejętności przeszczepiania komuś innemu nie tylko części ciała, ale i też technik klanowych należących do innych rodów. I chociaż teoretycznie był skupiony na rozmowie z samurajem, jego uszu i tak sięgnął stłumiony wulgaryzm. Z tonu jakim wybrzmiało to jakże soczyste słowo, dało się wywnioskować że długowłosy rzeczywiście zaciekawił się przedstawionym mu przez Yukiego tematem. Chociaż większość medyków uznawała taką sztukę za niezgodną z prawami natury, nie istniał chyba żaden, który nie zaciekawiłby się umiejętnością zakrzywiania decyzji bogów, i naprawy tego, co teoretycznie było utracone. Albo, co lepsze, niszczenia blokad, które zostały nałożone na śmiertelników.
Mało który medyk jednak spróbowałby czegoś takiego. Bałby się konsekwencji.
Mujin jednak zdawał się być... podekscytowany tą perspektywą.
Kiedy tylko skończył kolejny fragment rozmowy z siedzącym obok nich samurajem, Natsume zauważył że medyk notował coś skrzętnie w swoich notatkach. Znacznie szybciej i bardziej energetycznie, niż zapisywał informacje wcześniej. Czyżby notował coś związanego z pojedynkami? A może wypatrywał ewentualnych opcji "jak przeprowadzać transplantacje"? Na dłuższą metę to tylko jego sprawa, a połowy z tych notek pewnie nawet by nie zrozumiał, ale jedno musiał Yokagemu przyznać - był skrupulatny. I oddany swojej pasji.
-Zdziwiłbym się, gdybyś uwierzył w tę informację od razu, Yokage-san - powiedział spokojnie. - Z relacji znajomego medyka jednak mogę wnioskować, że jest to prawdziwe. Sam on twierdzi, że inny medyk zastąpił uszkodzony mięsień w jego nodze, aby ten odzyskał sprawność chodzenia. Mówił też, że poprzez przeszczepienie... jak to się zwało... materiał gene... gemani... genety... no, materiał genejakiśtam, można przekazać mu umiejętności teoretycznie dostępne tylko danemu klanowi.
Oparł ręce na podłokietnikach, tak by móc wesprzeć głowę na splecionych dłoniach.
-... przyznam, że o ile nie jestem medykiem, tak ta możliwość wzbudziła we mnie niezwykłą ciekawość. I chciałbym dowiedzieć się, czy to rzeczywiście możliwe, przeszczepić komuś umiejętności innego klanu. Wielokrotnie twierdziłem, że bardzo przydatnym byłoby mieć wzrok Hyuugi czy Ranmaru, albo kryształowe pancerze Kouseki... - Kiwnął powoli głową. - Każdy shinobi ma jakieś niedoskonałości. Jeśli to byłby sposób na ich ominięcie... czy nie byłoby to warte świeczki?
Następnie zwrócił głowę w kierunku dzieci, które podekscytowały się na widok Kubikiriboucho. Cóż, nie dziwił im się - to był olbrzymi miecz, i na niedoświadczonych wojownikach (ba, często na doświadczonych również) robił piorunujące wrażenie. Sam Yuki też był zaskoczony potencjałem tego oręża: jeden cios wystarczył, by przełamać nawet najpotężniejsze bariery i bloki. Uznał więc, że zaprezentuje im go lepiej: sięgnął prawą ręką po rękojeść i uniósł broń jedną ręką. Drugą dłonią zaś przejechał po ostrzu, jak gdyby czyszcząc je - a w efekcie, pokrywając je lekką warstwą Fuutonu. Szybko jednak dezaktywował technikę i odłożył ostrze, żeby nie irytować strażników. Uwolnienia Lodu zaś wolał na razie nie pokazywać - im mniej wskazówek kim mógł być, tym lepiej.
-Dzieci są zafascynowane siłą. Ten oręż zaś z daleka krzyczy "siła" - powiedział pogodnym tonem.
Następnie zwrócił się do Asagiego, który wyraził swoje zaskoczenie pozytywnym podejściem Natsumego do sztuki szermierczej samurajów. Cóż, wydawało mu się że to jest raczej wiedza ogólna, że najlepszymi szermierzami na świecie byli właśnie samurajowie - więc to nie dziwne, że jeśli chciało się opanować tę sztukę do perfekcji, to trzeba było obserwować właśnie ich, i próbować się czegoś nauczyć z ich drogi. Dlatego też, pomimo różnych luk w jego logice, starał się trzymać drogi honoru na tyle, na ile to było możliwe dla shinobiego. Nie da się być obydwoma naraz - ale można próbować.
-Nie chcę zabrzmieć na butnego, ale śmiem nazywać siebie szermierzem, nawet mimo tego że nie należę do grona samurajów - powiedział spokojnie, lekko skłaniając głowę w kierunku wojownika. - Pragnę jednak żyć w zgodzie z samym sobą, i umiejętnościami dzierżenia ostrza. Jako shinobi, nie mogę zawsze podążać ścieżką honoru - lecz robię wszystko, by utrzymywać ją do samego końca. Zwłaszcza, że przyjmując zlecenie, nie plamię swego honoru, ponieważ wykonuję zlecone mi zadanie - jakiekolwiek plamy na duszy ma ten, kto mnie wynajmuje. Gdy ktoś mnie wynajmie, jestem nożem. Czy można oskarżać nóż, że kogoś dźgnął, czy wina leży na tym kto go dzierżył?
Podświadomie pogładził kij, który był oparty o jego nogę. To właśnie w nim ukrywał się przekuty miecz jego matki - i zarazem jego pierwsze ostrze, które towarzyszyło mu przez całe życie. Jego oręż duszy.
-Trening, huh... - stwierdził bezbarwnie. Tak, doskonale to pamiętał - obiecał Asagiemu i Hime pojedynek treningowy, w celu przetestowania ich umiejętności. Nigdy do tego jednak nie doszło, a wnioskując ze słów Asagiego - Hime opuściła już nasz świat. Szkoda. Świat zawsze tracił nieodwracalnie, gdy ktoś tak utalentowany z niego odchodził...
Wtedy jednak uśmiechnął się lekko. To była szansa, by znów sprawdzić swoje umiejętności - a czy istniał lepszy sposób, jak pojedynek z mistrzem miecza, jakim był samuraj?
-Jeśli to nie problem, Kakita-san, chętnie bym się z Tobą zmierzył. W honorowym pojedynku treningowym, tylko miecze ćwiczebne i nasze umiejętności ich dzierżenia. Wydaje mi się, że taka możliwość byłaby olbrzymim plusem dla obu z nas, i kolejnym doświadczeniem z którego moglibyśmy czerpać.
Na chwilę opuścił głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią na ostatnie pytanie samuraja.
-Wierzę, że w mieczu który towarzyszył szermierzowi od początku jego drogi, jest zamknięty fragment jego duszy. Jego doświadczenia, jego udręki, jego historia. Duma wojownika. Tak długo jak ktoś może dzierżyć swój miecz duszy ze sobą, może być pewien że jest całością, i będzie mógł walczyć godnie - i jeśli trzeba, tak też umrzeć. Złamanie miecza duszy... to coś, czego nikt nie powinien doświadczyć.
Oj, to znał z autopsji. W Sachu no Senjo, jeden z członków klanu Kaguya złamał Shiroi Sou - katanę, którą dzierżyła niegdyś jego matka, Yuki Yumi, a która towarzyszyła Natsumemu od samego początku jako jej memento. Wtedy był też pierwszy moment, kiedy stracił nad sobą panowanie, i zarżnął z zimną krwią bezbronnego przeciwnika. Obraz ten prześladował go do teraz. Co prawda udało mu się przekuć Shiroi Sou, tak że teraz towarzyszył mu jako Shiroi Shi - ale swojego czynu nie mógł już odwrócić...
0 x
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Kakita Asagi »

Rozmowa, jaką toczyli obaj zamaskowani mężczyźni intrygowała samuraja. Z jednej strony potwierdzała, że panowie się nie znają, z drugiej dotyczyła kwestii... dosyć niebezpiecznych, a nawet jak zauważono, przekraczających boskie prawa. Sceptycyzm, jaki prezentował Mujin był naturalny, sam Kakita by w to nie uwierzył, gdyby nie... widział tego na własne oczy, a raczej... powoli dochodziło do niego, że już to widział. Kiedy spotkał Chise w Sogen, miała inne oczy - zupełnie nie swoje. Wtedy był to dla niego wielki szok, w jaki sposób zdołała odzyskać wzrok, ale nie zapytał i nawet nie przeszło mu przez myśl, że było to na skutek... kradzieży oczu komuś innemu. Może, gdyby wtedy zapytał, ale jakoś nie wypadało i nie chciał wiedzieć. Teraz, w słowach Kensei'a znalazł pewną podpowiedź, jak mogło do tego dojść. To było dosyć... przerażające? Bowiem skądś te oczy musiały pochodzić, były żywe, a więc...
Dalsze słowa zamaskowanego sprawiły, że Kakita zmrużył oczy. To, o czym mówił mogło być lekarstwem, ale i... straszliwą bronią. Sekrety shinobi ich wrodzone moce niemalże "rozdawane" między klanami. Tak, każdy miecz ma dwa ostrza, z jednej strony możemy uleczyć nogę, albo wzrok, z drugiej zyskać potęgę. Pytanie tylko, w jakim celu? Niebieskooki miał swoją zdanie na ten temat, moce shinobi ich sekrety dotyczyły skutecznych metod odbierania życia. Te wszystkie niedoskonałości o których wspominał posiadacz wielkiego miecza nie były czymś, co ograniczało ich życie. To było coś, co miało sprawić, że będą te życie odbierać skuteczniej, oczywiście, za każdą taką zmianą mogła iść odpowiednie moralne podbudowanie, wskazanie, że chodzi o zabijanie tych złych, o czynienie dobra. Kto jednak będzie decydował, kto ma żyć, a kto nie? Sam Asagi nie był wyjątkiem, nie raz nie dwa musiał oceniać, kto będzie żył, a kto nie, jednakże... nigdy jeszcze nie czynił z siebie ostrza sprawiedliwości. Używał go wtedy, gdy przychodziła potrzeba, nie doskonalił go jednak "na zapas" - jego droga miecza była inna. Inna od tej, jaką prezentował Kensei...
Kiedy ten zaprezentował swoje ostrze w pełnej krasie i jeszcze otoczył je techniką wiatru, niebieskooki zmrużył oczy, ale ostatecznie uznał, że skoro prezentacja dla dzieci, to niech sobie maja. Co innego natomiast to, co mówił na temat roli szermierza i wykonywaniu zadania było podobne, a jednocześnie różne od ścieżki, jaką kroczyli samurajowie i ninja. W jednej chwili niebieskooki doskonale zrozumiał, dlaczego jego przodkowie osiedli na tych zapomnianych przez Kami wyspach i dlaczego pielęgnowali sztuki walki, samemu pozostając na odludziu. Po co szkolić się w sztuce zabijania, kiedy unika się ów wojny? Niebieskooki w końcu (a może ponownie) zrozumiał tą ideę, ideę którą przekazywał swoją uczniom i którą żył.
- Narzędzie nie ma woli, natomiast stanie się bezwolnym narzędziem jest decyzją osobistą. - odpowiedział krótko i rzeczowo na pierwsze słowa Kensei'a dotyczące tego, kim jest kiedy przyjmuje zlecenie. Niestety, ale samuraj nie zgadzał się z jego logiką. Nawet jako ten "który służy" miał ostatecznie możliwość wyboru - mógł nie podjąć się zadania za cenę życia. Życia, które zakończy w sposób honorowy. To jest właśnie idea przyświecająca bushido - odnaleźć jego sens w śmierci. Żyć wtedy, kiedy żyć trzeba i umierać, kiedy przyjdzie pora. Tchórz umiera tysiąc razy, bohater tylko raz...
- Miecz jest duszą samuraja. Można to jednak rozumieć dalej i nie tylko w odniesieniu do samuraja, lecz tylko nieliczni z nich idą tą drogą i rozumieją ją w pełni. Ci, którzy studiują drogę miecza, studiują drogę umysłu. Słaby duch, to słaby miecz. Zła dusza, to zły miecz. Ten, który włada mieczem, musi umieć go dobyć, ale i nie dobyć, a gdy już go dobywa, to żyje z konsekwencjami. By to jednak osiągnąć, trzeba zdać sobie sprawę z tego czym jest zło. - kontynuował niebieskooki, spokojnie omawiając kolejne aspekty już nie tylko swojej, ale ogólnie samurajskiej drogi miecza. Jeśli Kensei istotnie chciał poznawać tą drogę, to niech pozna jej smak.
- Wszelka broń jest sprzeczna z drogą nieba. Rolą broni jest zabijać. Do niczego innego nie została stworzona, dlatego sięgać po nią trzeba, gdy stajesz w obliczu ostateczności. Jest też jednak inna prawda. Prawem natury jest, że to co wzrasta, musi umrzeć. To samo dotyczy zła. Jeśli zło dojrzeje, trzeba je zniszczyć. Umieć dostrzec to zło i podjąć odpowiednie działanie jest celem nadrzędnym samuraja, który kroczy drogą miecza. - może to brzmiało jak głupie frazesy, ale taka była prawda. Kakita nigdy nie wynajmował swojego miecza by czynić zło, ani też do rozwiązywania prywaty. Unikał zbędnych śmierci, unikał wojen. Mógł ruszyć na dwie, jednakże żadna z nich nie była wojną sprawiedliwą, więc unikał ich. Kiedy przyszło mu rozwiązać problem w rodzinie szlacheckiej w Kaigan, też unikał śmierci jak mógł, ale gdy trzeba było, był mieczem.
- Studiowanie drogi miecza, to nauka jak zabijać. Śmierć może jednak dawać życie. Jeśli jakaś jednostka jest przyczyną cierpienia innych, obowiązkiem jest zabić zło, które w niej dojrzało. To jest właśnie katsujin-ken: miecz życia. To droga miecza, którą kroczę. - zakończył swój przydługi wywód, ale nie też nie do końca. Bowiem padły piękne słowa, ale czym są słowa nie poparte czynem? Teraz nie można się już było wycofać.
- Z przyjemnością zobaczę twoją drogę miecza Akahashi-san i zaprezentują swoją. Wybierz tylko czas. zadeklarował niebieskooki samuraj z przekonaniem. Był gotowy. Zawsze.
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Mujin »

Jedną z cech dobrych medyków, o których mówiono mu wielokrotnie, jest spokój i opanowanie. Podczas operacji oczywiście wykazywał się tym jak nikt i nawet nie było mowy o jakiejkolwiek pomyłce związanej z wpływem zewnętrznym i wewnętrznym. Teraz nie było takiej potrzeby, serce biło mu jak dzwonem przez możliwości jakie właśnie odkrył. Nieskończona ilość implikacji, zastosowań, możliwości. Po prostu idealnie, wydawać się mogło. Wcześniejsze rzeczy były po prostu głupie, o jednorakim zastosowaniu. Przez chwilę Mujin nawet zastanawiał się, czy ten mężczyzna nie robi sobie z niego jaj. Przychodzi całkowicie znikąd, mówi rzeczy które Mujin naprawdę chciał usłyszeć i powołuje się na kogoś innego w materii rzetelności informacji. Najlepiej tak. "Ktoś mi powiedział, jakby co to on" czy coś. A on sam nie wyglądał na takiego co zna się na temacie, albo udale że nie zna.
- Genetyczny. Materiał genetyczny. - poprawił mężczyznę, który usiłował znaleźć właściwy termin. Albo udawał. No, mógł udawać absolutnie wszystko co właśnie miało miejsce. Ale po co? Nadal miał pewne wątpliwości, wszystko wydawało się jednak zbyt przypadkowe. No ale co mógł stracić badając temat? Chyba nic. Zamyślił się na niedoskonałościach, na pokonywaniu barier związanych z limitami krwi. Czy faktycznie dałoby się stworzyć ninja który umie jednocześnie tworzyć kryształ i wybuchową glinę? Najpotężniejsze umiejętności wynikały zazwyczaj z pochodzenia, przywileju na który nie masz żadnego wpływu. Gdyby mieli takie możliwości, to czy wybraliby techniki z różnych klanów? Najprawdopodobniej. W jakim celu? Rzecz jasna zwiększenia swojej siły. Po co? Żeby brać udział w kolejnych wojnach. Może nawet udałoby się ukraść sekrety innych klanów odnośnie ich technik? Wszystko się zgadza.
- Hmh. Byłoby. Możliwości są w zasadzie nieskończone. - odpowiedział, notując w swoim notesie "człowiek-kot" gdzieś na marginesie. Łączenie gatunków skorpionów celem zyskania innych odmian. Leczenie wrodzonych przypadłości. To było coś, zdecydowanie coś. I już nawet walić implikacje czysto bojowe, taka sztuka faktycznie mogła popchnąć ludzki potencjał na nowy poziom, stworzyć nowy wzór dla kolejnych pokoleń medyków. Zdecydowanie byłoby to coś. Coś wielkiego. Ale każda informacja miała swoją cenę... "Czy on chce, żebym dał mu zdolności innego klanu?" zapytał siebie Mujin i ta opcja była niepokojąco sensowna. Ceną za wiedzę miałoby być użyczenie mu swoich umiejętności? Tja... niezły plan z jego strony. Chyba że jest jedynie dobrym człowiekiem, rządnym rozmowy i chętny do dzielenia się zakazanymi arkanami sztuki medycznej. Ale to raczej było mało prawdopodobne...
0 x
Awatar użytkownika
Shenzhen
Martwa postać
Posty: 234
Rejestracja: 30 gru 2019, o 17:14
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Shenzhen »

Jak się okazało samuraj pełniacy tutaj służbę porządkową zorientował się kim faktycznie jest chłopak z Atsui i szybko też odniósł się do jego poprawnego występu na arenie. Skinał głową na kolejne słowa, któymi samuraj życzył powodzenia w kolejnych walkachi odrzekł krótko:
- Zawierzę swym umiejętnoscią i myślę, ze jeszcze nie raz tam zejdę
Gdyby tylko wiedział, ze powodzenie przyda się bardziej przeciwnikom Shenzhena niż jemu samemu. On ma umiejętności i zna swe słąbe strony, to całkowicie powinno wystarczyć by zdeklasować tych, któzy staną na jego drodze do finału. Przecież jest to turniej, któy wręcz zachęca do tego by się sprawdzić a nie ponosić przy tym ryzyka. Trochę to rozczarowujące, ponieważ wynikową takiego podejścia do pojedynku jest albo stawienie się tutaj z niewystarczającymi umiejętnościami lub nadmierne ryzyko.
Jeżeli móimy o konsekwencjach jakie pociąga za sobą ten turniej to trzeba też przyznać, że teraz będzie Shenzhenowi znacznie trudniej znaleźć spokojne miejsce, ponieważ chcąc nie chcąc, po tej wygranej stał się kimś rozpoznawalnym. Miał tylko nadzieję, że nie zaczną za nim biegać gromady dzieciakó prosząc o autograf. Przecież będzie to strasznie uciążliwe a w tym wszystkim, pomiędzy walkami trzeba znaleźć chwilę czasu na odpowiednią regenerację. Nie ma lepszej sposobności by rozpoznać osoby mniej dośwaidczone jak po tym jak decydują się spędzić czas wolny od zmagań. Regeneracja jest tak samo ważna jak obrana strategia, jeżeli któyś z tych elementów będzie potraktowany po macoszemu, to na próżno jest oczekiwać wymiernych efektów.
A co do dzieciaków proszących o autograf... Możę ten tutaj karzeł to faktycznie dzieciak i dokonał najzwyczajniej w świecie fortelu, potykajac się umyślnie i wpadajać na Shenzhena tylko po to by móc obcować bezpośrednio ze zwycięzca pierwszej walki a potem pochwalić sie tym na placu zabaw swoim kolegom i stać się kimś, chociaż na te 5 minut? Nieee, przecież nie byłby chyba na tyle wyrachowany by skorzystać ze swego dziecięcego uroku i tak oszukać młodego Sabaku.
Hmm, jest też kolejna możliwosć, czyli faktycznie jest on karłem z przekazywaną z pokolenia na pokolenie wadą genetyczną, która dawała mu krótkie nóżki i rączki i wpadł na niego tylko po to by wykorzystać swoje walory genetyczne do kunsztu jakim jest złodziejstwo kieszonkowe. Przecież tak zatłoczone miejsce, gdzie wszyscy przybyliz daleka i musieli mieć ze sobą pewne zapasy gotówki, było idealnym środowiskiem właśnie dla takich małych, niepozornych kieszonkowców. Musiał to za wszelką cenę sprawdzić.
Gdy tylko wygłosił sentencje o odwadze i mrowisku, szybkim ruchem sprawdził obecność swojej sakiewki z niewielkimi funduszami...byął an miejscu. To kim tak na prawdę jest ten chłopaczek? Nie chcąc zostawiać sobie tych dywagacji tylko w sferze umysłowej, rzuciłw jego stronę:
- Kim jesteś i co Cię tu sprowadza? Nie jesteś uczestnikiem a widzę, że specjalnie zainteresowany tym co dzieje się na arenie też nie jesteś. Jaka jest Twoja historia mały człowieku?


Dotyczy Kami Oreo
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Kamiyo Ori
Posty: 1090
Rejestracja: 27 sty 2020, o 22:25
Wiek postaci: 18
Ranga: Wyrzutek B
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
GG/Discord: deviler_
Multikonta: Rokudo Gaika/Yuki Renji

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Kamiyo Ori »

A skąd on biedny mógł wiedzieć kto coś ma na myśli? Młody Kamiyo potrafił całkiem sporo jak na dwanaście lat. Był szczególnie dumny ze zdolności własnoręcznego upolowania i oprawienia wiewiórek. Potrafił nawet coś zrobić z ich skór. Jednak uśmiechnięta twarz jak maska była nieprzenikniona dla oczu małolatka. Potencjalny karzeł, bardziej młody niż mały, miał natomiast własny umysł i własne oczy. Tylko tych doradców mógł się słuchać. Gdy wojownik żurawia zaakcentował kolejne słowo, to chłopak niemal się nie spocił ze strachu. Nawet nie odważył mu się spojrzeć prosto w oczy.

Kiedy w końcu straszny Pan Żuraw zdecydował się ich zignorować i wrócić do swoich kompanów omawiających wielkie sekrety tego świata, których nikt w końcu nie mógł usłyszeć w tak doborowym towarzystwie. Uwaga Oriego przeszła na wojownika z Samotnych Wydm. W pierwszej chwili, jak usłyszał długą i skomplikowaną tyradę z lekcjami o życiu, to jego umysł został zalany nowymi ideami, sformułowaniami, metaforami i twierdzeniami. Przeanalizowanie tego było jednym z cięższych zadań dnia dzisiejszego, jednak podjął się jego z racji, że to zadanie dostał od swojego wybawiciela.

Wpierw nazwał go czosnkiem. Czyżby źle pachniał? Starał się zawsze zachowywać jakieś minimum higieny, aby nie odstraszać potencjalnej klienteli zapaszkiem. Kiedy człowiek pracuje to poci się. Rzadko kiedy pot nie wydziela zapachu, który może przeniknąć jego ubrania. Najgorsze jest to, że po jakimś czasie zapach staje się dla nas na tyle normalny, że nie odczuwamy jego tak jak inni.

Potem jednak wspomniał o unikaniu trudów w życiu. Mało było rzeczy na świecie z którymi chłopiec nie zgadzał się bardziej. W końcu to, co on nazywał przeżywaniem dla niego było durnym narażaniem się. Bardzo trudno opowiadać co się przeżywa, kiedy ma się tylko jedną szansę. Jedno życie. Arogancja ludzi silnych nie pozwala im dostrzec, że każdy dzień, każda czynność potrafi być wyzwaniem. Wszystko jest zależne od twojego przygotowania, predyspozycji i losu. Na ten ostatni to nawet silni nie mogą wpłynąć, dlatego często upadają, gdy nadchodzi ich moment. Z pieśnią na ustach, że przeżyli niesamowite rzeczy. Co prawda żyli intensywniej, ale najczęściej krócej. Nijak się to miało do życiowych lekcji wpajanych mu od najwcześniejszych momentów na tym świecie. Przetrwać. Za wszelką cenę. Chwytając się wszystkich możliwych sposobów, idąc po trupach, ale przeżyć. Tak brzmiała nauka jego ojca. Oczywiście to było ekstremum, ale miał to zakodowane gdzieś z tyłu głowy i ciężko pracował nad tym, by zapewnić sobie przyzwoite warunki do życia. Te „przeżycia” o których mówił Shenzhen miały dopiero nadejść. Jak już będzie miał zapewnione podstawy właściwego życia.

Krzywy uśmiech wymalował się na jego twarzy, gdy usłyszał aluzje z mrowiskiem. Dla niego to nie była tylko metafora, a fizyczne doświadczenie. Dzięki temu nauczył się sporo o dobieraniu odpowiednich miejsc do spania. Odebrał lekcję z tego, że jedynie najbardziej umiejętny obserwator jest w stanie dostrzec niebezpieczeństwo oraz że może ono pochodzić z najmniej oczywistych stron i kierunków. Udzielona lekcja była dobra, jednak nauki zupełnie inne.
- Chyba nie do końca to wszystko rozumiem Proszę Pana. – Odparł na pierwszą część po niemałej gimnastyce mentalnej. Fakt, że w ogóle doszedł do tego miejsca świadczył, że naprawdę się starał.
W końcu porzucił alegorie i metafory, by zadać chłopcu konkretne pytanie. Kim jest i co go sprowadza. Pozwolił sobie nawet na rzucenie oczywistości, jak fakt że nie jest uczestnikiem turnieju. On miałby z własnej nieprzymuszonej woli narażać swój byt? Dla takich rzeczy jak honor czy rozgłos? Takie podobno były powody, dla których ktoś chciał stawać w szranki z innymi obecnymi tutaj shinobi. Fakt, że nie znał tych sztuk mógł też nieco zmieniać jego perspektywę na ten problem. Może jakby potrafił choć garstkę tego co pokazywali na arenie to miał inne zdanie?

Czemu nie oglądał? To chyba było najłatwiejsze z wszystkich pytań. Rzucanie się żelastwem i uciekanie po arenie mogło wzbudzić jego zainteresowanie może na chwilkę, jednak ta walka ciągnęła się tak wolno, że pewnie wychodząc będzie już mógł pojąć kogoś za żonę i spłodzić potomstwo.

- To… Trochę długa opowieść, Proszę Pana. – Odpowiedział na wszystkie mniej istotne pytania w swojej głowie, jednak jego historia była czymś co musiał wyartykułować. – Od dłuższego czasu jestem sam. Nauczyłem się pracy, by móc się utrzymać… – Zatrzymał się na chwilę aby zebrać myśli. – Przybyłem tutaj, aby znaleźć kogoś zainteresowanego moimi wyrobami, ale szczerze mówiąc trudno mi radzić sobie z tłumem… - Dokończył. Nie powiedział dlaczego jest w tłumie. Przykład z mrowiskiem byłby tutaj najlepszy do pełnego zrozumienia. On wiedział, że jego nieśmiałość stanowi problem w realizacji dalszych planów związanych z jego życiem. Dlatego właśnie zamiast jak 99% społeczeństwa załamywać ręce, on zdecydował się coś z tym zrobić. Wystawić się na największy dyskomfort, największe tortury dla jego młodocianego umysłu, aby pokonać tą słabość. Aby przekuć ją w siłę.

W wątku: Shenzhen.
0 x
PH | Ryō | KP | Notes
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Trybuna zachodnia

Post autor: Natsume Yuki »

Och, to że Mujin mu nie wierzył, to tego całkowicie się spodziewał. Informacje którymi dzielił się w tym momencie Natsume były wręcz zbyt piękne, żeby im ot tak uwierzyć. W końcu mało kto potrafiłby łączyć materiały genetyczne (na litość, musi w końcu zapamiętać to dziwne sformułowanie) w taki sposób, by uwalniać u shinobi umiejętność posługiwania się cudzym Kekkei Genkai? A jednak - nawet jeśli ta wiedza wydawała się mało prawdopodobna, jako medyk, Yokage na pewno miał większy wgląd w to, czy taki eksperyment miałby szanse powodzenia - i Yuki był prawie pewien, że mężczyzna teraz prowadził obliczenia prawdopodobieństwa pozytywnych wyników testów zabawy z genami. Oczywiście, by to testować, potrzebował zapewne samych tychże materiałów genetycznych, królików doświadczalnych - i czasu. Właśnie przez to, że ta sztuka wymagała testów na ludziach, Natsume przeczuwał że ta szkoła medycyny była zakazana i uznawana za niemoralną. Ale czy nie było prawdą to, że to co niemoralne, zwykle było najskuteczniejsze?
Oczywiście, samemu Yukiemu o coś takiego nie chodziło. Sam był po prostu ciekaw, czy inni medycy niż Reika również będą skłonni potwierdzić że takie testy są prawdopodobne, a przeszczepienie komuś umiejętności innych klanów - możliwe. Czy istniało coś jeszcze, co mogło nim kierować?
Po części tak. Biznes.
-O ile to, oczywiście, prawdziwe i wykonalne - stwierdził spokojnie na ostatnie słowa, rzucone przez Mujina. - Sam jestem wiedziony zwykłą ciekawością, czy te pogłoski są prawdziwe i wykonalne. Nawet z samej ciekawości...
Oczywiście, to ostatnie powiedział na tyle cicho, by tylko Mujin to usłyszał.
  Ukryty tekst
Odchylił się od Yokagego i skinął w jego kierunku głową, jak gdyby zapewniając, że to co powiedział jest prawdziwe i w rzeczy samej ma to na myśli.
Następnie zaś spojrzał na Asagiego, który najpierw przez chwilę rozmawiał z dziećmi które go potrąciły, a później wysłuchał słów samego Natsumego. Wyglądało na to, że logika Natsumego na temat wykonywania zleceń i utrzymywania swojego sumienia w ryzach poprzez odcięcie go od czynów swego ciała, nie bardzo przemawiała do samuraja - i w sumie tego też się spodziewał. Samurajowie, dumni wojownicy którzy wykonywali zlecenia lub odzyskiwali honor przez odebranie sobie życia, mieli inną logikę i styl bycia niż shinobi - wojownicy, którzy przekładali skuteczność nad sumienie. Szermierze z Yinzin kroczyli drogą zgodności duszy i ich ostrza. Ninja uznawali siebie samych za broń, a własną śmierć traktowali jak marnowanie oręża. Niestety, inny tok wychowania. Inne priorytety.
Inne drogi.
-Tę drogę rozumiem, Kakita-san - powiedział uprzejmie, komentując słowa szermierza co do rozpoznawania zła i połączenia miecza i duszy. - Dobycie miecza zawsze wiąże się z konsekwencjami, często takimi których nie chcielibyśmy ponosić - ale sytuacja tego od nas wymaga.
Tutaj lekko westchnął.
-Niestety, ze względu na swoje pochodzenie i szkolenie shinobi, ciężko mi rozpoznawać prawdziwe zło. Dla samurajów, którzy od początku ćwiczą sztukę odróżniania zła od dobra, przychodzi to równie prosto jak oddychanie, i wiedzą kiedy nie tylko można, ale wręcz powinno się sięgnąć po broń. Wiedzą, co jest białe, a co jest czarne. Dla shinobi zaś nie ma tego podziału - dla nas wszystko jest szare. Wszystko jest kwestią odcienia. Czasem by uczynić dobro, trzeba użyć zła, a dobro może prowadzić do zła. W takich sytuacjach ciężko wybrać, który odcień jest dobry.
Skłonił lekko głowę na znak szacunku.
-Dlatego też szanuję samurajów - dlatego, że potrafią wypatrzeć światło w mroku, i wyplewić cień z jasności. Po części nawet zazdroszczę tej umiejętności - być może dlatego sam staram się iść podobną drogą, nawet jeśli nie identyczną. Próbuję podążać jaśniejszymi odcieniami szarości... nawet jeśli nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, jaką drogą idę.
Pozwolił sobie na lekkie westchnięcie i wydanie dźwięku, który można tylko opisać jako "zadowolony, cichy śmiech". Albo chichot, cholera wie. Po prostu chciał pokazać, że jest zadowolony z przyjęcia wyzwania, i nie może się doczekać momentu konfrontacji.
-Za kilka godzin, być może? Kiedy słońce zacznie się zbliżać do horyzontu. Spotkajmy się na klifach nieopodal Watarimono, przy porcie - chciałbym stoczyć ten pojedynek tradycyjnie. Lepiej badać ścieżki walki, kiedy nikt nie przeszkadza.
Och, on również był gotowy. Po to właśnie ćwiczył od tak wielu lat.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arena Niebiańskiego Lustra”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości