Karczma Onigiri
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Karczma Onigiri
Sprawa z Krukami przebiegła całkiem pomyślnie, a na dodatek Asaka podrzuciła mu dobry pomysł, przez który mógłby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Już wcześniej zastanawiał się nad dołączeniem do Klepsydry, być może to moment, w którym jednak powinien zdecydować się do niej dołączyć? Więcej informacji nigdy nie zaszkodzi, dodatkowo zaplecze składające się z potężnych shinobi. Było dużo opcji, Toshiro chciał rozegrać to na prawdę jak najlepiej, aby po prostu zyskać dla siebie jak najwięcej. Tym bardziej kiedy podróżował w takim zacnym towarzystwie jak towarzystwo małżeństwa Sanada. Chociaż jedno z nich zachowywało się wobec niego całkiem dziwnie. Białowłosa cały czas zdawała się ignorować jego wypowiedzi i zwracać się do niego jeśli trzeba było. Nawet polała mu sake w milczeniu mierząc go jedynie wzrokiem. W tym samym czasie Shikarui słodził jej bezustannie jakby robiąc mu to wszystko na złość i pokazując, że wobec niego jest milutka. Oczywiście nie przeszkadzało mu to w żadnym wypadku, w końcu byli małżeństwem i trochę już przywyknął do tego, że Shikarui czasem lubi posłodzić, nawet obcym i często nieszczerze, ale jednak. W tych słodkościach padło pytanie czy wraca z nimi do Daishi, Nishiyama skierował swój wzrok najpierw na Asakę, a później na Shikaruia.
- Chyba tak... Mam coś tam do odebrania i chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat. - powiedział i po dolaniu przechylił czarkę i zaczął wlewać w siebie płynny ogień. Kiedy jednak usłyszał dalszą wypowiedź Sanady omal się nie zakrztusił. Co prawda było to widoczne, ale nie spodziewał się, że to właśnie Shikarui poruszy ten temat. Sam chciał go zacząć i to dosłownie za chwilę. Czyżby czytał mu w myślach? Lawendooki był zawsze o krok do przodu. W każdej dziedzinie. Niedościgniony w każdym aspekcie. Życiu. Walce. Doświadczeniu. Mina Toshiro wyraźnie zrzedła,jednak kiedy usłyszał co ma do powiedzenia na ten temat na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- No cóż...- przerwał na chwilę i wziął głęboki wdech. - To właśnie ten temat chciałem poruszyć i skoro już został wywleczony, to trudno. Nie chciałem psuć wieczoru. Chociaż najwidoczniej to moja obecność psuła go najbardziej, a jak się okazuje, ktoś mnie po prostu nie do końca zrozumiał. Gdy mówiłem o tych ograniczeniach miałem na myśli, że takie ograniczenia mogą dla kogoś wystąpić. W moim przypadku jednak... One nie występują, rodzina mnie nie ogranicza, bo jej po prostu prawie nie mam. Mówiąc prawie mam na myśli Masaru, którego traktuję jak rodzinę, a on zaś nie ma nic przeciwko mojemu rozwojowi. Ba, nawet popychał mnie w tym wszystkim do przodu. Klan jak na razie również nie pomachał mi paluszkiem i nie powiedział nie wolno. Rzeczywiście mam uprzedzenia co do władz i nie ufam tym u góry aż tak jak sobie na to zasłużyli dotychczas, aczkolwiek jestem bardzo wdzięczny za wszystko co otrzymałem. Codziennie staram się z tego korzystać i za każdym razem jeśli trzeba było coś zrobić dla klanu to to robiłem. - no i szambo się rozlało, to trzeba było teraz wszystko ładnie wyczyścić. Przerwa na dopicie kolejnej czarki Jedno nieodpowiednie stwierdzenie i proszę co z tego wynikło. Wtedy Toshiro nawet nie mówił o sobie, a nawet za samą ideę został tak skarcony. Rzeczywiście mógł tam dodać "dla niektórych", no ale tego nie zrobił i stąd to całe nieporozumienie. Chociaż przy okazji wyszło jeszcze co innego, Asaka wydawała się mieć do niego żal, że miał "lepiej". No cóż, pod niektórymi względami można było tak stwierdzić, ale utrata najbliższych osób nie należała raczej do łatwych przeżyć. - W każdym razie nawet jeśli to wtedy tak zabrzmiało to tak nie uważam. Powiedziałem, że lubię swobodę, to prawda. I tę swobodę dalej mam. Gdybym jej nie miał, to przecież zapewne by mnie tutaj nie było. Poza tym jestem tutaj z najbliższymi mi osobami. Chyba nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego towarzystwa tam w lesie. Wiem, że też nie miałaś łatwo i przecież doskonale wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego. Uwierz mi, że życie jako uchodźca też nie było całkiem proste. Nie można było mówić tego, tamtego, trzeba się było cały czas prawie pilnować pomimo pozornego schronienia, a jednak, nawet pomimo tego schronienia i tak się nie udało. - Tutaj na chwilę zawiesił i popatrzył się w pustą przestrzeń - Jeśli po tym wszystkim nie masz mi nic dalej do powiedzenia, to chciałbym wiedzieć czego niby ode mnie oczekujesz? Co takiego zrobiłem źle, aby zasłużyć sobie na takie traktowanie. Tak wprost, bo wiem, że tak potrafisz i to robisz najlepiej. - koniec milczenia, nie wyszło to tak jak chciał, aby wyszło, ale w końcu wziął byka za rogi i stawił mu czoła. Co prawda znowu z małą pomocą, której notabene nie potrzebował i nawet nie była ona chciana, ale jednak. Pokazał swoje karty, pora na Asakę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że miała ciężej, zapewne ciężej niż on, ale on też nie miał lekko.
- Chyba tak... Mam coś tam do odebrania i chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat. - powiedział i po dolaniu przechylił czarkę i zaczął wlewać w siebie płynny ogień. Kiedy jednak usłyszał dalszą wypowiedź Sanady omal się nie zakrztusił. Co prawda było to widoczne, ale nie spodziewał się, że to właśnie Shikarui poruszy ten temat. Sam chciał go zacząć i to dosłownie za chwilę. Czyżby czytał mu w myślach? Lawendooki był zawsze o krok do przodu. W każdej dziedzinie. Niedościgniony w każdym aspekcie. Życiu. Walce. Doświadczeniu. Mina Toshiro wyraźnie zrzedła,jednak kiedy usłyszał co ma do powiedzenia na ten temat na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- No cóż...- przerwał na chwilę i wziął głęboki wdech. - To właśnie ten temat chciałem poruszyć i skoro już został wywleczony, to trudno. Nie chciałem psuć wieczoru. Chociaż najwidoczniej to moja obecność psuła go najbardziej, a jak się okazuje, ktoś mnie po prostu nie do końca zrozumiał. Gdy mówiłem o tych ograniczeniach miałem na myśli, że takie ograniczenia mogą dla kogoś wystąpić. W moim przypadku jednak... One nie występują, rodzina mnie nie ogranicza, bo jej po prostu prawie nie mam. Mówiąc prawie mam na myśli Masaru, którego traktuję jak rodzinę, a on zaś nie ma nic przeciwko mojemu rozwojowi. Ba, nawet popychał mnie w tym wszystkim do przodu. Klan jak na razie również nie pomachał mi paluszkiem i nie powiedział nie wolno. Rzeczywiście mam uprzedzenia co do władz i nie ufam tym u góry aż tak jak sobie na to zasłużyli dotychczas, aczkolwiek jestem bardzo wdzięczny za wszystko co otrzymałem. Codziennie staram się z tego korzystać i za każdym razem jeśli trzeba było coś zrobić dla klanu to to robiłem. - no i szambo się rozlało, to trzeba było teraz wszystko ładnie wyczyścić. Przerwa na dopicie kolejnej czarki Jedno nieodpowiednie stwierdzenie i proszę co z tego wynikło. Wtedy Toshiro nawet nie mówił o sobie, a nawet za samą ideę został tak skarcony. Rzeczywiście mógł tam dodać "dla niektórych", no ale tego nie zrobił i stąd to całe nieporozumienie. Chociaż przy okazji wyszło jeszcze co innego, Asaka wydawała się mieć do niego żal, że miał "lepiej". No cóż, pod niektórymi względami można było tak stwierdzić, ale utrata najbliższych osób nie należała raczej do łatwych przeżyć. - W każdym razie nawet jeśli to wtedy tak zabrzmiało to tak nie uważam. Powiedziałem, że lubię swobodę, to prawda. I tę swobodę dalej mam. Gdybym jej nie miał, to przecież zapewne by mnie tutaj nie było. Poza tym jestem tutaj z najbliższymi mi osobami. Chyba nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego towarzystwa tam w lesie. Wiem, że też nie miałaś łatwo i przecież doskonale wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego. Uwierz mi, że życie jako uchodźca też nie było całkiem proste. Nie można było mówić tego, tamtego, trzeba się było cały czas prawie pilnować pomimo pozornego schronienia, a jednak, nawet pomimo tego schronienia i tak się nie udało. - Tutaj na chwilę zawiesił i popatrzył się w pustą przestrzeń - Jeśli po tym wszystkim nie masz mi nic dalej do powiedzenia, to chciałbym wiedzieć czego niby ode mnie oczekujesz? Co takiego zrobiłem źle, aby zasłużyć sobie na takie traktowanie. Tak wprost, bo wiem, że tak potrafisz i to robisz najlepiej. - koniec milczenia, nie wyszło to tak jak chciał, aby wyszło, ale w końcu wziął byka za rogi i stawił mu czoła. Co prawda znowu z małą pomocą, której notabene nie potrzebował i nawet nie była ona chciana, ale jednak. Pokazał swoje karty, pora na Asakę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że miała ciężej, zapewne ciężej niż on, ale on też nie miał lekko.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma Onigiri
Przeciwieństwa się przyciągają, ale nie tworzą pary doskonałej. By mechanizm prawidłowo działał, zębatki muszą na siebie zachodzić. Musi występować płynność pracy, nim możliwe będzie rozpędzenie całego procesu kreacji, a kreowało się tutaj coś wielkiego, bo ludzkie relacje. I tak Shikarui i Asaka nie do końca swoimi przeciwieństwami byli. Posiadali podobne spojrzenie na życie, albo przynajmniej takie, które sprawiało, że funkcjonowali w pełnej zgodzie i harmonii. To teraz tyczyło się pieniędzy i wyglądu, o który Sanada dbał, a który Asaka zostawiała w tyle, bo przecież nie to najpiękniejsze, co się świeci. I Shikarui się z tym zgadzał w pewnym sensie, bo on kochał brzdęk monet i ich piękną poświatę w świetle dnia. Pięknie wyglądały klejnoty, którymi obwieszały się kobiety i piękne było srebro, które mężczyźni z Ryuzaku no Taki wplatali do swojego codziennego ubioru. Była jednak w tym wszystkim rzecz jeszcze piękniejsza, która sprawiała, że czarnowłosy nigdy nie miał zaciągów do noszenia jakichkolwiek ozdóbek. Wszystko to - te przebieranki, to umiłowanie do rzeczy lśniących, było aż nazbyt na pokaz. Przyciągały spojrzenia i miały mamić wzrok, by nie zobaczył zepsutego wnętrza. W filozofii czarnowłosego działało to przeciwnie. Im bardziej starasz się lśnić, tym wyraźniejsze stają się cienie wokół ciebie i twoje przywary. Rzecz jasna była to tylko kwestia tego, że czarnowłosy brał świat bardzo dosłownie wraz ze swoimi wnioskami raz wysuniętymi. Wprowadzał do nich poprawki, poprawiał po nauczonych błędach, teraz jego świat prosty ewoluował w świat bardziej skomplikowany, odkąd poznawane emocje rościły sobie coraz większe prawo do bytu w jego wnętrzu. Roztapiały zupełnie niewzruszony lód jego wnętrza, ale jakoś w ogóle mu to nie przeszkadzało. Prócz momentów, kiedy zaczynało go to drażnić przy misjach. Gdy tracił rezon i zimną głowę, ponieważ emocje okazywały się silniejsze. I takim sposobem dochodzi się do wniosku, czemu Asaka nie potrzebowała klejnotów. W oczach czarnowłosego było to oczywiste - sama była najcenniejszym kamieniem szlachetnym na tym świecie, który był zbyt cenny, by choć próbować go wycenić. Nie potrzebowała niczego - naga, obnażona, jak bogowie ją stworzyli, była najpiękniejsza. A jednak cieszyła się z podarunku na ślub. Teraz mieli co świętować i czym się radować, czemu więc nie pomyśleć o kolejnym prezencie? Mogli jeszcze chwilę pozwiedzać Ryuzaki i rozejrzeć się po tutejszych dobrociach. Kto wie? Może ten prezent, o którym białowłosa zamarzy, przyjmie zupełnie inny wyraz niż lśniące kamyczki i złote naszyjniki?
Zapatrzył się na Asakaę, której wzrok stał się tak intensywny, już wiedząc, że to musiało ją boleć o wiele bardziej, niż pokazywała. A niby taka księga z niej do odczytania... jasne, było widać. Cholera, przecież nawet on widział - i to po ich obu. Nawet po Toshiro, który był o wiele, wiele bardziej skryty. Wiecznie wycofany, pogrążony w swoich myślach, które były lekko-ciężkie. Słono-słodkie. Ni dobre, ni złe - pełne wątpliwości, najłatwiej byłoby założyć. W przeciwieństwie do białowłosej, która zawsze była zdecydowana, wiedziała, czego chce i wiedziała, co sądzić o konkretnych zachowaniach. A jednak nie powiedziała wprost Toshiro, że ją coś boli. Tylko dlaczego? Być może niepotrzebnie wsadził kij w to mrowisko. Być może powinien był pozostawić ich samych sobie, ponieważ "my" nigdy nie dzieliło się na trzy. Asaka by nie wyciągała naszych problemów przy Toshiro. Taka refleksja go naszła, kiedy spoglądał w jej oczy, nim oderwał lawendowe spojrzenie od żony i przeniósł je na Toshiro, który zdążył się odezwać. Że chce poruszyć jeszcze jeden temat.
Słowa wypowiedziane przez białowłosą były wręcz niepokojąco treściwe i konkretne. Tnące kryształowym nożem przestrzeń między nimi wszystkimi, jak kryształki, które nie koniecznie chcą jeszcze zranić, ale już naciskają na wrażliwe punkty. W gruncie rzeczy Shikarui uważał relację tej dwójki za dziwną. Nie potrafił dostrzec ich bliskości, takiej dosłownej, jakiegoś rodzaju intymności, którą ludzie posiadali po znajomościach przez tyle lat. Nie było czasu, tak to można wyjaśnić. Asaka była zajęta teraz domem. Nim. A on nie tyle, co niechętnie się dzielił białowłosą, co... co kiedy się już dzielił, to przy tym zazwyczaj był. Nie ograniczał jej w żadnym wypadku, ale już takie przyzwyczajenie razem złapali, że gdzie on, tam i ona - i na odwrót. Dobrze im z tym było. I było coś w tym, że z jakiegoś powodu kiedy on i Toshiro podeszli do siebie odrobinę bliżej, to Asaka zrobiła krok w tył. Ten krok doprowadził ich do tego punktu, gdzie... gdzie Toshiro sądził, że Shikarui zawsze był krok do przodu. Był? Sam czarnowłosy tak nie uważał. Czy jednak w takim razie uważał się za lepszego? Tak. Przeszedł przez koszmar, który pozwolił mu nabrać dzisiejszego kształtu - i był z tego zadowolony. Były tylko pojedyncze momenty, w których koszmary wracały i obnażały kłęby słabości.
Nie odezwał się. Nie uważał, żeby było tu dla niego miejsce, choć było, wiedział to. Raczej - nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Można by ten stan określić jako "zmieszanie". Takie delikatne, minimalne, ale dostrzegalne, przynajmniej dla niego. Spodziewał się, że mają sobie wiele do powiedzenia, ale najwyraźniej ofensywa była tutaj jednostronna. I to pozwoliło mu zrozumieć, dlaczego Asaka nie chciała wyciągać tego tematu na wierzch. Toshiro był mężczyzną i sam decydował o swoich czynach, słowach. To był jego światopogląd, a Asaka... właśnie, czy czegokolwiek oczekiwała? Była rozczarowana, ale czy czegokolwiek wymagała? Część problemu nawet mogła kryć się w samym pytaniu. "Czego oczekujesz?" Czy właściwym byłoby powiedzenie, że tego, by było jak dawniej?
Zapatrzył się na Asakaę, której wzrok stał się tak intensywny, już wiedząc, że to musiało ją boleć o wiele bardziej, niż pokazywała. A niby taka księga z niej do odczytania... jasne, było widać. Cholera, przecież nawet on widział - i to po ich obu. Nawet po Toshiro, który był o wiele, wiele bardziej skryty. Wiecznie wycofany, pogrążony w swoich myślach, które były lekko-ciężkie. Słono-słodkie. Ni dobre, ni złe - pełne wątpliwości, najłatwiej byłoby założyć. W przeciwieństwie do białowłosej, która zawsze była zdecydowana, wiedziała, czego chce i wiedziała, co sądzić o konkretnych zachowaniach. A jednak nie powiedziała wprost Toshiro, że ją coś boli. Tylko dlaczego? Być może niepotrzebnie wsadził kij w to mrowisko. Być może powinien był pozostawić ich samych sobie, ponieważ "my" nigdy nie dzieliło się na trzy. Asaka by nie wyciągała naszych problemów przy Toshiro. Taka refleksja go naszła, kiedy spoglądał w jej oczy, nim oderwał lawendowe spojrzenie od żony i przeniósł je na Toshiro, który zdążył się odezwać. Że chce poruszyć jeszcze jeden temat.
Słowa wypowiedziane przez białowłosą były wręcz niepokojąco treściwe i konkretne. Tnące kryształowym nożem przestrzeń między nimi wszystkimi, jak kryształki, które nie koniecznie chcą jeszcze zranić, ale już naciskają na wrażliwe punkty. W gruncie rzeczy Shikarui uważał relację tej dwójki za dziwną. Nie potrafił dostrzec ich bliskości, takiej dosłownej, jakiegoś rodzaju intymności, którą ludzie posiadali po znajomościach przez tyle lat. Nie było czasu, tak to można wyjaśnić. Asaka była zajęta teraz domem. Nim. A on nie tyle, co niechętnie się dzielił białowłosą, co... co kiedy się już dzielił, to przy tym zazwyczaj był. Nie ograniczał jej w żadnym wypadku, ale już takie przyzwyczajenie razem złapali, że gdzie on, tam i ona - i na odwrót. Dobrze im z tym było. I było coś w tym, że z jakiegoś powodu kiedy on i Toshiro podeszli do siebie odrobinę bliżej, to Asaka zrobiła krok w tył. Ten krok doprowadził ich do tego punktu, gdzie... gdzie Toshiro sądził, że Shikarui zawsze był krok do przodu. Był? Sam czarnowłosy tak nie uważał. Czy jednak w takim razie uważał się za lepszego? Tak. Przeszedł przez koszmar, który pozwolił mu nabrać dzisiejszego kształtu - i był z tego zadowolony. Były tylko pojedyncze momenty, w których koszmary wracały i obnażały kłęby słabości.
Nie odezwał się. Nie uważał, żeby było tu dla niego miejsce, choć było, wiedział to. Raczej - nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Można by ten stan określić jako "zmieszanie". Takie delikatne, minimalne, ale dostrzegalne, przynajmniej dla niego. Spodziewał się, że mają sobie wiele do powiedzenia, ale najwyraźniej ofensywa była tutaj jednostronna. I to pozwoliło mu zrozumieć, dlaczego Asaka nie chciała wyciągać tego tematu na wierzch. Toshiro był mężczyzną i sam decydował o swoich czynach, słowach. To był jego światopogląd, a Asaka... właśnie, czy czegokolwiek oczekiwała? Była rozczarowana, ale czy czegokolwiek wymagała? Część problemu nawet mogła kryć się w samym pytaniu. "Czego oczekujesz?" Czy właściwym byłoby powiedzenie, że tego, by było jak dawniej?
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma Onigiri
Mówi się, że kobieta zmienną jest, raz mówi tak, a raz mówi siak. Mało tego, gdy mówi „nie” to myśli „tak”. Głupie powiedzonka, niewiele mają się z prawdą, generalizują. Asaka, gdy tak o tym myślała, to miała wrażenie, że wymyślił je jakiś głupi facet, który pomylił wysyłane do niego sygnały. Bądź po prostu nie rozumiał co się do niego mówi. Albo nie chciał rozumieć. Tak czy siak Sanada nie była tego typu kobietą. Była za to pełna sprzeczności i nawet się tego nie wypierała. Swoją głupotę, albo raczej – swoje głupie pomysły tolerowała z przymrużeniem oka, zaś głupota innych? Hoo… Nie znosiła. Dostawała białej gorączki, gdy ktoś zachowywał się jak debil. Co zresztą było doskonale widoczne, gdy panowie wpadli w szał pomysłu zrobienia szumu w Ryuzaku no Taki – ale według niej nawet nie liznęli tematu pod tytułem planowanie. Zaś jeszcze bardziej nie znosiła, gdy robione głupka z niej. Gdy powiedziało się coś – a ona trawiła to dobry tydzień – a potem w sumie odwracało się kota ogonem. Nie lubiła być wodzona za nos. Wiedział o tym Shikarui, bo przekonał się o tym na własnej skórze. I powinien wiedzieć Toshiro, osoba, która znała ją tak długo. Niby chciał poruszyć ten temat, tak powiedział, a gdy już został wyciągnięty, to mu to nie pasowało. Sam gubił się w zeznaniach i było to dla białowłosej widoczne jak na dłoni.
- Nie pierdol, nie mam na to nastroju – owszem, mówiła wprost. Bezpośrednio i absolutnie nie owijając w jakąkolwiek bawełnę. Jej słowa nie były miłe. Były szorstkie. A to dlatego, że Toshiro tyle słów z siebie wyrzucił, a ona widziała w tym próbę zatuszowania jego własnych prawdziwych myśli. Mydlenia oczu dużą ilością treści, choć jakość była byle jaka. - Nie rób ze mnie idiotki, doskonale pamiętam co powiedziałeś. Powiedziałeś dokładnie, że lubisz swobodę i nie lubisz ograniczeń. I że nie da się ich obejść bo zawsze gdzieś są, przez klan, rodzinę czy cokolwiek innego.
Był wychowany w Daishi, pośród ludzi zapatrzonych w swój klan i ród, a wśród nich przecież więcej było takich, którzy nie odziedziczyli tego wyjątkowego kekkei genkai. Powinien wiedzieć d o s k o n a l e jak jego słowa zostaną odebrane i jaki będzie tego wynik. Powinien. A zachowywał się jak dziecko we mgle, co nic nie wie o tych, z którymi i obok których mieszkał swoje caluśkie życie.
- Sam mówiłeś, że nie podobają ci się podziały na klany i szczepy. „Choć wiele zawdzięczam twojemu rodowi” – przy ostatnim zdaniu nieco zmieniła swój głos, by jasno dać znać, że to nie są jej własne słowa. - Sam jesteś częścią tego rodu. Dostałeś od niego tak wiele i dystansujesz się jak niewdzięczny wyrzutek – czy była zazdrosna? Bynajmniej. Nie miała o co. Już dawno wyleczyła się z wszelkiej zazdrości dotyczącej innych dzieciaków, z którymi miała styczność, gdy przyjęto ją do rodziny. Wydoroślała i zrozumiała, że sama dostała równie wiele, a jej wdzięczność nie była tak pusta. Przez ten tydzień dokładnie przeanalizowała sobie słowa mężczyzny, wywracając je na części pierwsze i składając na nowo. A później powiedział słowa, po których chciało jej się śmiać. Jednak się nie zaśmiała – po prostu fuknęła pod nosem i pokręciła głową, nie dowierzając w to, co słyszy. - Uchodźca? Życie jako uchodźca? Co za stek bzdur. Urodziłeś się w Seiyamie, nie musiałeś znikąd uciekać. Nie masz pojęcia jak to jest zostawiać swój dom za plecami, wiedząc, że nigdy do niego nie wrócisz. Nie masz pojęcia jak to jest, gdy szczują cię psami, bo jesteś obcym – i możesz przenieść zarazę, która zabiła wszystko, co do tej pory znałeś. Asaka piekielnie rzadko, graniczące z nigdy, mówiła o swoim dawnym życiu. O tym co przeszła, o tym, co dokładnie się wydarzyło. Sąsiedzi w Seiyamie znali ogólniki, resztę sami sobie dopowiadali. Shikarui wiedział, bo… Wszystko mu powiedziała, gdy przyszedł pomysł, by miała za niego wyjść. - Nikt z nas nigdy nie traktował cię jak innego. Sam to wszystko odrzucasz – czy nie miała mu nic do powiedzenia? Właśnie powiedziała. To była krytyka jego postawy. Postawy, której nie potrafiła, ani nie chciała, szanować. Nie tak ich wychowali. Nie tak ją wychowali. - Czego oczekuję? Że przejrzysz na oczy i weźmiesz się w garść.
Nie była jego matką. Nienawidziła się zachowywać jak czyjaś matka. Toshiro chciał pomocnej dłoni w swoim zagubieniu się? Oto była – kopniak w dupę, żeby się w końcu obudził.
Shikarui milczał, obserwując tę, hm… burzliwą wymianę zdań. Nie miał złych intencji, wiedziała to. Był po prostu ciekaw i czy mogła go o to winić? Absolutnie nie. I nie winiła. Choć absolutnie nie była spokojna. No i nie można było powiedzieć, by była do końca trzeźwa. Lubiła sobie wypić, ale głowy wcale mocnej nie miała, a ona, w przeciwieństwie do panów, popijała alkohol już dłuższą chwilę. Nie czuła, by trunek dodał jej animuszu, tego miała aż w nadmiarze na trzeźwo. Ale taką, lekko podpitą, łatwo ją było wyprowadzić z równowagi. Zwłaszcza teraz, gdy po wyjściu Kruka, wypiła nieco więcej nieco szybciej, a do tego weszli na wyjątkowo drażliwy temat. Jej wnętrze wrzało, choć starała się uspokoić. Gdyby wzrok mógł przebijać, to właśnie wyryłaby dziurę w stole, w który wgapiała się jak sroka w świecidełka – czyli z najwyższą uwagą. Jej mięśnie nie rozluźniły się ani odrobinę, dziewczyna wręcz spięła się jeszcze bardziej.
- Nie pierdol, nie mam na to nastroju – owszem, mówiła wprost. Bezpośrednio i absolutnie nie owijając w jakąkolwiek bawełnę. Jej słowa nie były miłe. Były szorstkie. A to dlatego, że Toshiro tyle słów z siebie wyrzucił, a ona widziała w tym próbę zatuszowania jego własnych prawdziwych myśli. Mydlenia oczu dużą ilością treści, choć jakość była byle jaka. - Nie rób ze mnie idiotki, doskonale pamiętam co powiedziałeś. Powiedziałeś dokładnie, że lubisz swobodę i nie lubisz ograniczeń. I że nie da się ich obejść bo zawsze gdzieś są, przez klan, rodzinę czy cokolwiek innego.
Był wychowany w Daishi, pośród ludzi zapatrzonych w swój klan i ród, a wśród nich przecież więcej było takich, którzy nie odziedziczyli tego wyjątkowego kekkei genkai. Powinien wiedzieć d o s k o n a l e jak jego słowa zostaną odebrane i jaki będzie tego wynik. Powinien. A zachowywał się jak dziecko we mgle, co nic nie wie o tych, z którymi i obok których mieszkał swoje caluśkie życie.
- Sam mówiłeś, że nie podobają ci się podziały na klany i szczepy. „Choć wiele zawdzięczam twojemu rodowi” – przy ostatnim zdaniu nieco zmieniła swój głos, by jasno dać znać, że to nie są jej własne słowa. - Sam jesteś częścią tego rodu. Dostałeś od niego tak wiele i dystansujesz się jak niewdzięczny wyrzutek – czy była zazdrosna? Bynajmniej. Nie miała o co. Już dawno wyleczyła się z wszelkiej zazdrości dotyczącej innych dzieciaków, z którymi miała styczność, gdy przyjęto ją do rodziny. Wydoroślała i zrozumiała, że sama dostała równie wiele, a jej wdzięczność nie była tak pusta. Przez ten tydzień dokładnie przeanalizowała sobie słowa mężczyzny, wywracając je na części pierwsze i składając na nowo. A później powiedział słowa, po których chciało jej się śmiać. Jednak się nie zaśmiała – po prostu fuknęła pod nosem i pokręciła głową, nie dowierzając w to, co słyszy. - Uchodźca? Życie jako uchodźca? Co za stek bzdur. Urodziłeś się w Seiyamie, nie musiałeś znikąd uciekać. Nie masz pojęcia jak to jest zostawiać swój dom za plecami, wiedząc, że nigdy do niego nie wrócisz. Nie masz pojęcia jak to jest, gdy szczują cię psami, bo jesteś obcym – i możesz przenieść zarazę, która zabiła wszystko, co do tej pory znałeś. Asaka piekielnie rzadko, graniczące z nigdy, mówiła o swoim dawnym życiu. O tym co przeszła, o tym, co dokładnie się wydarzyło. Sąsiedzi w Seiyamie znali ogólniki, resztę sami sobie dopowiadali. Shikarui wiedział, bo… Wszystko mu powiedziała, gdy przyszedł pomysł, by miała za niego wyjść. - Nikt z nas nigdy nie traktował cię jak innego. Sam to wszystko odrzucasz – czy nie miała mu nic do powiedzenia? Właśnie powiedziała. To była krytyka jego postawy. Postawy, której nie potrafiła, ani nie chciała, szanować. Nie tak ich wychowali. Nie tak ją wychowali. - Czego oczekuję? Że przejrzysz na oczy i weźmiesz się w garść.
Nie była jego matką. Nienawidziła się zachowywać jak czyjaś matka. Toshiro chciał pomocnej dłoni w swoim zagubieniu się? Oto była – kopniak w dupę, żeby się w końcu obudził.
Shikarui milczał, obserwując tę, hm… burzliwą wymianę zdań. Nie miał złych intencji, wiedziała to. Był po prostu ciekaw i czy mogła go o to winić? Absolutnie nie. I nie winiła. Choć absolutnie nie była spokojna. No i nie można było powiedzieć, by była do końca trzeźwa. Lubiła sobie wypić, ale głowy wcale mocnej nie miała, a ona, w przeciwieństwie do panów, popijała alkohol już dłuższą chwilę. Nie czuła, by trunek dodał jej animuszu, tego miała aż w nadmiarze na trzeźwo. Ale taką, lekko podpitą, łatwo ją było wyprowadzić z równowagi. Zwłaszcza teraz, gdy po wyjściu Kruka, wypiła nieco więcej nieco szybciej, a do tego weszli na wyjątkowo drażliwy temat. Jej wnętrze wrzało, choć starała się uspokoić. Gdyby wzrok mógł przebijać, to właśnie wyryłaby dziurę w stole, w który wgapiała się jak sroka w świecidełka – czyli z najwyższą uwagą. Jej mięśnie nie rozluźniły się ani odrobinę, dziewczyna wręcz spięła się jeszcze bardziej.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Karczma Onigiri
Problemy. Kłótnie. Nieporozumienia. Rzeczą ludzką jest walczyć o swoje. Czasem nasze przekonania, poglądy, czy też przede wszystkim wybory mogą zaboleć tych najbliższych. Tych, na których najbardziej nam zależy. Czasem robimy to nieświadomie i potem dowiadujemy się o tym po fakcie, czasem jednak jest to po prostu niezgodność charakterów. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W tym momencie Toshiro i Asaka siedzieli zupełnie po różnych stronach i było to nad wyraz widoczne. Jedno o jednym, drugie o drugim. Przynajmniej takie na ten moment miał wrażenie czarnowłosy. Shikarui chyba słusznie nie wtrącał się w ogóle do rozmowy. Wydawało się, że jego długa wypowiedź szturchnęła nieco podpitą już białowłosą. Mogło się wydawać, że Nishiyama na chwilę się nieco pogubił, bo rzeczywiście był taki moment wytrącenia z równowagi, ale niezbyt długi. Uderzyły go słowa Asaki, ale potem zebrał się w sobie, przyjął cios na przysłowiową klatę i parł dalej. Widać było, że to nie było pojedyncze zdanie wypowiedziane przez niego. Jakiś żal siedział w niej już od jakiegoś czasu. Być może w pewnym momencie domyśliła się co tak na prawdę chodziło mu po głowie, co do niej czuł? I miała mu to za złe, że nawet nie spróbował, pomimo tego, że pewnie i tak nie skończyłoby się to po jego myśli. Może powinien spróbować, może. Te uczucia, które były kiedyś... Teraz uczucia były już niedostępne, niedozwolone. Nie dość, że moralność już na to nie pozwalała, to sam czuł, że te czasy chyba już minęły. Jak to się mówi - szczenięca miłość. Pierwsze dostrzeżenie przez kogoś tak już działało. Po prostu.
Czy Toshiro powinien wypowiadać się w kwestii wyboru Shikaruia na jej małżonka? Nie uważał tak. Po pierwsze tak jak sama białowłosa nie zamierzał jej "tatować". Przecież miała swój rozum, idąc jej logiką. Chociaż wiadomo, że przecież nie wszystko działa w dwie strony, nieprawdaż? Ja mogę, a Ty nie. Często tak jest, nawet częściej niż byśmy chcieli. Po drugie wiedział, że Sanada jest w stanie ją obronić, dużo lepiej niż on sam. Z tymi swoimi oczami... Ah to lawendowe spojrzenie, które teraz właśnie spoczęło na osobie Toshiro, krótkie, bo zaraz wpatrywało się w Asakę, ta zaś... powiedziała co powiedziała. Po jej pierwszych wypowiedzianych podniósł tylko głowę i zmierzył ją zimnym jak lód wzrokiem. Nie podobało mu się to w jaki sposób odniosła się do jego tłumaczeń, które nie były próbą maskowania czegoś, czy mydlenia oczu, a były wytłumaczeniem jego słów, które rzucił może zbyt pochopnie nie patrząc na to jak ona może je odebrać. Przez chwilę mogło się zdawać, że zaraz coś pierdolnie, jak nie z jego to z jej strony, czy to stół, czy cokolwiek innego. Aczkolwiek tak się nie stało. Oczywiście miał ochotę pierdalnąć w stół, dawno tak nie kipiał. Ledwo się powstrzymał.
- Nikt z Ciebie nie robi idiotki. Tak powiedziałem, rzeczywiście, ale chodziło mi o to, że ograniczenia mogą nałożyć oni. Dlatego nie chcę się pakować w coś co może sprawić, że mam sprzeciwić się swoim bliskim, rodzinie, czy nawet klanowi. - odparł nieco gniewnie, choć tak na prawdę widział, że mogło w tym też być trochę jego winy. Następnym razem będzie wyrażał się bardziej precyzyjnie.
- Dalej tak uważam. Są gorsi i lepsi. Panowie i słudzy. Nie podoba mi się to, ale taka już kolej rzeczy. Silniejszy zawsze wygrywa. - jednak kolejne słowa uznał za trafną uwagę Asaki. Tutaj rzeczywiście popełnił błąd w swoim wcześniejszym rozumowaniu. Nie dostrzegał, że tak się zachowuje, ale kiedy sobie przemyślał to wszystko, to rzeczywiście, mogło być w tym trochę racji. - Tutaj muszę przyznać Ci rację. Zabrzmiałem jak gbur i niewdzięcznik. Rzeczywiście jestem częścią tego rodu. Naszego rodu. - powiedział trochę ciszej jakby nie chciał się przyznawać do błędu, a jednak zrobił to.
- Nie mam pojęcia, bo nigdy go nie poznałem. Uzyskałem za to nowy, zupełnie jak Ty. Urodziłem się tam, ale moje życie nie przebiegało w sposób normalny, tak jakbym rzeczywiście należał tam od samego początku. Teraz jest zdecydowanie lepiej i zaczynam to dostrzegać, że już jestem u nas zaaklimatyzowany. Najwidoczniej była to po prostu kwestia czasu. Jednak na samym początku nie można było mówić o tym skąd się jest, skąd są rodzice, kim są tak na prawdę, w sumie dalej nie bardzo mogę o tym mówić. Nawet moje nazwisko... Zakładam, że jest fałszywe i zmienione. Ci z najbliższego otoczenia owszem, nie traktowali mnie jak innego. Dlatego jestem Tobie, całej Twojej rodzinie i garstce innych wdzięczny za takie traktowanie od samego początku. Nigdy Was nie odrzuciłem i nigdy nie odrzucę. Jednak inni - bywało różnie. Po tym co dzisiaj usłyszałem, trochę się wystraszyłem, przyznaję. Ten mężczyzna wiedział o nas praktycznie zanim jeszcze tutaj przyszedł. Nie zdziwiłbym się gdyby Uchiha doskonale wiedzieli, że gdzieś tam jestem, tylko mają jak na razie większe problemy, albo po prostu czekają aż sam przyjdę, a zamierzam to zrobić. Kiedyś, gdy te oczy... -w tym momencie pojawił się karmazynowy błysk na moment w jego oczach, zaś w jego głosie można było usłyszeć determinację. Czy to alkohol tak na niego wpłynął, czy też może słowa Asaki obudziły w nim jakąś buntowniczą część? A może po prostu to kwestia przemyślenia? - Te pierdolone oczy będą w stanie przeciwstawić się ich oczom, znajdę ich.- tutaj zawiesił na chwilę głos, a jego tęczówki wróciły do normalnego koloru. Teraz niestety nie było zbytnio czasu na popijanie, a z chęcią by to zrobił. Oprócz tego był ciekaw jak to było na prawdę w przypadku Asaki. Zdał sobie sprawę z tego, że przecież nigdy wprost nie powiedziała mu co tak na prawdę ją spotkało, co przeżyła, a z tego co udało mu się wywnioskować z jej dotychczasowych wypowiedzi, to na pewno nie miała lekko. Nie zamierzał się tutaj bić o to kto miał gorzej, po pewnie by przegrał, chociaż tak jak to zostało wcześniej wspomniane - "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia".
- Znajdę i zabiję swoje demony. Obiecuję Ci to. - powiedział z pełną powagą patrząc wprost w złote oczy Asaki. Całe jego wnętrze było jednak wzburzone niczym wybuchający wulkan, który siał spustoszenie nie zważając praktycznie na nic. Być może musiał to powiedzieć na głos, aby też przekonać do tego samego siebie. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z nikim o takich rzeczach, a jak już to z Ciebie wyjdzie to rzeczywiście - jest lżej. Wydarzenia w Midori, jak i te tutaj pokazały mu, że nigdy nie zna się czasu, ani godziny. Jednak w tym przypadku, to on miał być tym, który je wyznaczy. W odpowiednim czasie, o odpowiedniej godzinie, według tego co postanowi on, a nie nikt inny. Oczywiście jeśli ktokolwiek miałby mu w tym pomóc, to z chęcią takową pomoc przyjmie, bo dlaczego nie? W końcu wspólne pozbywanie się demonów? Frajda dla wszystkich. Ostatnią kwestię przemilczał. Nie wiedział już co na to zupełnie odpowiedzieć. "Tak, wezmę się."? Bez przesady. Słowa za pewne i tak by tutaj dużo nie dały. Niech ta zmiana postawy odppowie sama za siebie.
Czy Toshiro powinien wypowiadać się w kwestii wyboru Shikaruia na jej małżonka? Nie uważał tak. Po pierwsze tak jak sama białowłosa nie zamierzał jej "tatować". Przecież miała swój rozum, idąc jej logiką. Chociaż wiadomo, że przecież nie wszystko działa w dwie strony, nieprawdaż? Ja mogę, a Ty nie. Często tak jest, nawet częściej niż byśmy chcieli. Po drugie wiedział, że Sanada jest w stanie ją obronić, dużo lepiej niż on sam. Z tymi swoimi oczami... Ah to lawendowe spojrzenie, które teraz właśnie spoczęło na osobie Toshiro, krótkie, bo zaraz wpatrywało się w Asakę, ta zaś... powiedziała co powiedziała. Po jej pierwszych wypowiedzianych podniósł tylko głowę i zmierzył ją zimnym jak lód wzrokiem. Nie podobało mu się to w jaki sposób odniosła się do jego tłumaczeń, które nie były próbą maskowania czegoś, czy mydlenia oczu, a były wytłumaczeniem jego słów, które rzucił może zbyt pochopnie nie patrząc na to jak ona może je odebrać. Przez chwilę mogło się zdawać, że zaraz coś pierdolnie, jak nie z jego to z jej strony, czy to stół, czy cokolwiek innego. Aczkolwiek tak się nie stało. Oczywiście miał ochotę pierdalnąć w stół, dawno tak nie kipiał. Ledwo się powstrzymał.
- Nikt z Ciebie nie robi idiotki. Tak powiedziałem, rzeczywiście, ale chodziło mi o to, że ograniczenia mogą nałożyć oni. Dlatego nie chcę się pakować w coś co może sprawić, że mam sprzeciwić się swoim bliskim, rodzinie, czy nawet klanowi. - odparł nieco gniewnie, choć tak na prawdę widział, że mogło w tym też być trochę jego winy. Następnym razem będzie wyrażał się bardziej precyzyjnie.
- Dalej tak uważam. Są gorsi i lepsi. Panowie i słudzy. Nie podoba mi się to, ale taka już kolej rzeczy. Silniejszy zawsze wygrywa. - jednak kolejne słowa uznał za trafną uwagę Asaki. Tutaj rzeczywiście popełnił błąd w swoim wcześniejszym rozumowaniu. Nie dostrzegał, że tak się zachowuje, ale kiedy sobie przemyślał to wszystko, to rzeczywiście, mogło być w tym trochę racji. - Tutaj muszę przyznać Ci rację. Zabrzmiałem jak gbur i niewdzięcznik. Rzeczywiście jestem częścią tego rodu. Naszego rodu. - powiedział trochę ciszej jakby nie chciał się przyznawać do błędu, a jednak zrobił to.
- Nie mam pojęcia, bo nigdy go nie poznałem. Uzyskałem za to nowy, zupełnie jak Ty. Urodziłem się tam, ale moje życie nie przebiegało w sposób normalny, tak jakbym rzeczywiście należał tam od samego początku. Teraz jest zdecydowanie lepiej i zaczynam to dostrzegać, że już jestem u nas zaaklimatyzowany. Najwidoczniej była to po prostu kwestia czasu. Jednak na samym początku nie można było mówić o tym skąd się jest, skąd są rodzice, kim są tak na prawdę, w sumie dalej nie bardzo mogę o tym mówić. Nawet moje nazwisko... Zakładam, że jest fałszywe i zmienione. Ci z najbliższego otoczenia owszem, nie traktowali mnie jak innego. Dlatego jestem Tobie, całej Twojej rodzinie i garstce innych wdzięczny za takie traktowanie od samego początku. Nigdy Was nie odrzuciłem i nigdy nie odrzucę. Jednak inni - bywało różnie. Po tym co dzisiaj usłyszałem, trochę się wystraszyłem, przyznaję. Ten mężczyzna wiedział o nas praktycznie zanim jeszcze tutaj przyszedł. Nie zdziwiłbym się gdyby Uchiha doskonale wiedzieli, że gdzieś tam jestem, tylko mają jak na razie większe problemy, albo po prostu czekają aż sam przyjdę, a zamierzam to zrobić. Kiedyś, gdy te oczy... -w tym momencie pojawił się karmazynowy błysk na moment w jego oczach, zaś w jego głosie można było usłyszeć determinację. Czy to alkohol tak na niego wpłynął, czy też może słowa Asaki obudziły w nim jakąś buntowniczą część? A może po prostu to kwestia przemyślenia? - Te pierdolone oczy będą w stanie przeciwstawić się ich oczom, znajdę ich.- tutaj zawiesił na chwilę głos, a jego tęczówki wróciły do normalnego koloru. Teraz niestety nie było zbytnio czasu na popijanie, a z chęcią by to zrobił. Oprócz tego był ciekaw jak to było na prawdę w przypadku Asaki. Zdał sobie sprawę z tego, że przecież nigdy wprost nie powiedziała mu co tak na prawdę ją spotkało, co przeżyła, a z tego co udało mu się wywnioskować z jej dotychczasowych wypowiedzi, to na pewno nie miała lekko. Nie zamierzał się tutaj bić o to kto miał gorzej, po pewnie by przegrał, chociaż tak jak to zostało wcześniej wspomniane - "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia".
- Znajdę i zabiję swoje demony. Obiecuję Ci to. - powiedział z pełną powagą patrząc wprost w złote oczy Asaki. Całe jego wnętrze było jednak wzburzone niczym wybuchający wulkan, który siał spustoszenie nie zważając praktycznie na nic. Być może musiał to powiedzieć na głos, aby też przekonać do tego samego siebie. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z nikim o takich rzeczach, a jak już to z Ciebie wyjdzie to rzeczywiście - jest lżej. Wydarzenia w Midori, jak i te tutaj pokazały mu, że nigdy nie zna się czasu, ani godziny. Jednak w tym przypadku, to on miał być tym, który je wyznaczy. W odpowiednim czasie, o odpowiedniej godzinie, według tego co postanowi on, a nie nikt inny. Oczywiście jeśli ktokolwiek miałby mu w tym pomóc, to z chęcią takową pomoc przyjmie, bo dlaczego nie? W końcu wspólne pozbywanie się demonów? Frajda dla wszystkich. Ostatnią kwestię przemilczał. Nie wiedział już co na to zupełnie odpowiedzieć. "Tak, wezmę się."? Bez przesady. Słowa za pewne i tak by tutaj dużo nie dały. Niech ta zmiana postawy odppowie sama za siebie.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma Onigiri
Czy żal zalągł się w jej sercu? Żal do dawnych lat i dni, czy może niewypowiedzianych nigdy na głos słów? Ludzie się zmieniali, sami się zmienialiśmy, my, nasze priorytety i nagle okazuje się, że ktoś, kto kiedyś był tak bliski – jest tak naprawdę obcym w skórze znajomego. Nie zawsze, nie ze wszystkim i wszystkimi tak się działo, bo przecież były wyjątki od reguły, które ją kompromitowały. Asaka mogła jednak z całą świadomością i pewnością powiedzieć, że się zmieniła. Że gdy dotarły do niej rzeczy, o które kiedyś się wściekała – zaakceptowała je i wzięła za swoje własne. Nie żałowała więc danych dni, chwil, które już nie wrócą, bo teraz przed nią były nowe, lepsze. Nie żałowała też niewypowiedzianych słów, bo jednak się nie domyśliła tego, co czuł do niej Toshiro. Nigdy nie wyłapała jego wzroku, zbyt skupiona na treningach i chęci dorównania chociaż swojemu młodszemu bratu, którego zbyt często brano za jej brata bliźniaka. Może faktycznie Toshiro powinien spróbować, może powinien wziąć się na odwagę – kiedyś. Teraz jednak rzeczywiście było już za późno. Uczucia nie tyle były niedozwolone, co niechciane i faktycznie niedostępne. Asaka jednak nigdy nie była nim zainteresowana, nie w ten sposób. Zawsze sądziła wręcz, że woli mężczyzn starszych od niej. Damn, nigdy nie sądziła, że zakocha się w kimś trzy, prawie cztery, lata młodszym! Los bywał naprawdę kapryśny i przewrotny.
Czy powinien się wypowiadać…? Może. Na pewno miał ku temu więcej powodów, choćby przez to, że się przyjaźnili i był mężczyzną. Miał do powiedzenia nieco więcej, a przynajmniej pozornie, bo w praktyce mało kto był w stanie Asakę przegadać. Gdyby kwestia była zamknięta przez swatów, odgórny nakaz – wtedy nie miałby nic do powiedzenia. Ale wiedział przecież doskonale, że nikt im się pobierać nie kazał. Nikt ich sobie nie przedstawił, nie zapoznał z intencją, by połączyli dwa zwaśnione rody. Ani nawet niekoniecznie zwaśnione – a po prostu dwie rodziny, które nie miały, a chciały mieć ze sobą coś wspólnego.
Nikt nie robił z niej idiotki? Wolne żarty. Odwracanie kota ogonem tym właśnie było. Miała dość czasu, by nad tym wszystkim pomyśleć i dojść do odpowiednich wniosków. Takich, które nie podobały się ani jej, ani Toshiro.
- Więc nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz pojęcia – po co używać wielkich słów, skoro niewiele miały z rzeczywistością wspólnego? - Błagam, a kogo to tak naprawdę obchodziło dłużej niż minutę? Wystarczyło sprzedać bajeczkę i tyle, dzieciaki nie pamiętają długo o takich kwestiach. Jedyna osoba, która jest zafiksowana na punkcie twojego pochodzenia i tego skąd są twoi rodzice, to nikt inny tylko ty – prychnęła pod nosem. Paranoja: oto czym było zachowanie Toshiro. Tak teraz jak, najwyraźniej, kiedyś. - Kto niby cię odrzucił, hm? Dziewczyna, która ci się spodobała? – jakoś nie słyszała nigdy o tym, by go ktoś odrzucił. Nie słyszała też o tym, by podobała mu się jakaś dziewczyna. Asaka dość nieświadomie tknęła ten temat, mówiąc o tym ironicznie, przejaskrawiając rzeczywistość, by pokazać mu jak bardzo się mylił. Myliła się jednak ona, zupełnie nie dostrzegając kiedyś i tym bardziej nie dostrzegając tego teraz.
Zaskoczyło ją jednak to, jak bardzo się teraz Toshiro zaparł. Z jakim zapamiętaniem zaczął mówić o Uchiha, o swojej rodzinie, o zabójcach, o oczach. Determinacja, jaką pokazał, była czymś, czego się w tej chwili nie spodziewała i było to widać po jej uniesionych wysoko ciemnych brwiach.
- Dobrze – nie odwróciła spojrzenia, nie miała tego w zwyczaju. Nie zamierzała też mówić „och nie, to złe!”, bo sama tak nie uważała. Ze swoimi demonami trzeba było stoczyć walkę i wygrać, albo odejść przegranym.
Wygrana oczywiście nie była jedynie krwawą jatką, mogła przybierać różny wydźwięk. Wszystko zależało teraz tylko i wyłącznie od Toshiro. Całkiem niedawno Shikarui też zawalczył ze swoimi demonami. Demonem. Ten musiał zginąć, nie było innego wyjścia. Zawalczył też ze swoimi bliznami – choć Asace absolutnie one nie przeszkadzały, to nie mogła się teraz napatrzyć na jego gładką szyję. Miał dość delikatną urodę i był przy tym przystojnym mężczyzną, za którym czasem któraś panna się oglądała, doprowadzając Asakę do złości. Teraz za to był jeszcze przystojniejszy, bez tych bandaży, które nosił, by zakryć brzydkie szramy. W końcu to na niego przeniosła wzrok, ponownie gapiąc się na jego gładką już szyję. Ta rozmowa coś w niej zagotowała, nie była absolutnie spokojna, jej spojrzenie też nie było. Nawet wytłumaczenie Nishiyamy i jego zapewnienie nie zdołały sprawić, by się uspokoiła. Ale przynajmniej zamknęła buzię. No i nie rzuciła żadnym stołem ani pustą butelką. Nie miała tego w zwyczaju, niezależnie od pozorów, jakie sprawiała.
Czy powinien się wypowiadać…? Może. Na pewno miał ku temu więcej powodów, choćby przez to, że się przyjaźnili i był mężczyzną. Miał do powiedzenia nieco więcej, a przynajmniej pozornie, bo w praktyce mało kto był w stanie Asakę przegadać. Gdyby kwestia była zamknięta przez swatów, odgórny nakaz – wtedy nie miałby nic do powiedzenia. Ale wiedział przecież doskonale, że nikt im się pobierać nie kazał. Nikt ich sobie nie przedstawił, nie zapoznał z intencją, by połączyli dwa zwaśnione rody. Ani nawet niekoniecznie zwaśnione – a po prostu dwie rodziny, które nie miały, a chciały mieć ze sobą coś wspólnego.
Nikt nie robił z niej idiotki? Wolne żarty. Odwracanie kota ogonem tym właśnie było. Miała dość czasu, by nad tym wszystkim pomyśleć i dojść do odpowiednich wniosków. Takich, które nie podobały się ani jej, ani Toshiro.
- Więc nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz pojęcia – po co używać wielkich słów, skoro niewiele miały z rzeczywistością wspólnego? - Błagam, a kogo to tak naprawdę obchodziło dłużej niż minutę? Wystarczyło sprzedać bajeczkę i tyle, dzieciaki nie pamiętają długo o takich kwestiach. Jedyna osoba, która jest zafiksowana na punkcie twojego pochodzenia i tego skąd są twoi rodzice, to nikt inny tylko ty – prychnęła pod nosem. Paranoja: oto czym było zachowanie Toshiro. Tak teraz jak, najwyraźniej, kiedyś. - Kto niby cię odrzucił, hm? Dziewczyna, która ci się spodobała? – jakoś nie słyszała nigdy o tym, by go ktoś odrzucił. Nie słyszała też o tym, by podobała mu się jakaś dziewczyna. Asaka dość nieświadomie tknęła ten temat, mówiąc o tym ironicznie, przejaskrawiając rzeczywistość, by pokazać mu jak bardzo się mylił. Myliła się jednak ona, zupełnie nie dostrzegając kiedyś i tym bardziej nie dostrzegając tego teraz.
Zaskoczyło ją jednak to, jak bardzo się teraz Toshiro zaparł. Z jakim zapamiętaniem zaczął mówić o Uchiha, o swojej rodzinie, o zabójcach, o oczach. Determinacja, jaką pokazał, była czymś, czego się w tej chwili nie spodziewała i było to widać po jej uniesionych wysoko ciemnych brwiach.
- Dobrze – nie odwróciła spojrzenia, nie miała tego w zwyczaju. Nie zamierzała też mówić „och nie, to złe!”, bo sama tak nie uważała. Ze swoimi demonami trzeba było stoczyć walkę i wygrać, albo odejść przegranym.
Wygrana oczywiście nie była jedynie krwawą jatką, mogła przybierać różny wydźwięk. Wszystko zależało teraz tylko i wyłącznie od Toshiro. Całkiem niedawno Shikarui też zawalczył ze swoimi demonami. Demonem. Ten musiał zginąć, nie było innego wyjścia. Zawalczył też ze swoimi bliznami – choć Asace absolutnie one nie przeszkadzały, to nie mogła się teraz napatrzyć na jego gładką szyję. Miał dość delikatną urodę i był przy tym przystojnym mężczyzną, za którym czasem któraś panna się oglądała, doprowadzając Asakę do złości. Teraz za to był jeszcze przystojniejszy, bez tych bandaży, które nosił, by zakryć brzydkie szramy. W końcu to na niego przeniosła wzrok, ponownie gapiąc się na jego gładką już szyję. Ta rozmowa coś w niej zagotowała, nie była absolutnie spokojna, jej spojrzenie też nie było. Nawet wytłumaczenie Nishiyamy i jego zapewnienie nie zdołały sprawić, by się uspokoiła. Ale przynajmniej zamknęła buzię. No i nie rzuciła żadnym stołem ani pustą butelką. Nie miała tego w zwyczaju, niezależnie od pozorów, jakie sprawiała.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma Onigiri
Asaka nie miała w zwyczaju kręcić. Nie leżały jej drogi okrętne. Potrafiła snuć długie opowieści i peplać trzy po trzy, ale przy tym, kiedy przychodziło co do czego, to potrafiła wypowiadać się niesamowicie w punkt. Wychodziło na to, że w przeciwieństwie do Toshiro, który zupełnie nie zastanowił się nad tym, co mówi. o prostu mówił. O tematach ważnych, o tematach istotnych. O rzeczach, które mogą całkowicie zmienić czyjeś spojrzenie na ciebie. Zwłaszcza, kiedy wiesz, że druga strona ma zupełnie odwrotne myślenie. Shikarui ich słuchał i dochodził do wniosku, że to było oczywiste od samego początku. To, że Asaka musiała właśnie tak zareagować, że musiało się jej to nie spodobać. To jednak teraz, a wtedy? Wtedy oczywistości były odsuwane na bok, zwłaszcza, że czarnowłosy był tak mocno skupiony na swoim celu i czubku własnego nosa, że zupełnie nie dostrzegał poza nim tych rzeczy, co rzucane były przed nogi. Były nieco dalej niż nos, stawały się więc tłem. Z tego tła szczegóły są wyłapywane dopiero, kiedy spoglądasz na nie z odpowiedniej perspektywy, tak czasu jak i przestrzeni. Dlatego też i nieuważne słowa padły z jego strony. Shikarui był w pełni świadom tego, jak ogromnym egoistom jest, ale to było zupełnie niereformowalne. Jego chciwość była o wiele większa, niż pozornie się wydawało i rosła. Jak nienażarty smok, który tylko jadł i jadł, nie mogąc się nasycić, bo im więcej pożarł - tym większy się stawał. Nasycenie trwało chwilę, a potem zaczynał się rozglądać, co więcej mógłby zagarnąć w swoje szpony. Przynajmniej, będąc tego świadomym, starał się to ujarzmiać, by nie wyrwało się spoza zdrowych ram, nawet jeśli cały jego świat był dalece odbiegający od zdrowych norm tej rzeczywistości dostępnej dla wszystkich.
Pragnienie zemsty leżące na ustach Toshiro zabrzmiało bardzo ekscytująco. Drapieżnik zwietrzył jego słabość. Impuls przesunął się po ciele czarnowłosego, który teraz grzecznie spoglądał przed siebie, by nie peszyć rozmówców chamskim spoglądaniem to na jednego to na drugiego, choć to robił przez czas dłuższy. Uświadomił sobie, że próba nadążenia za tymi słowami i emocjami jest jednak dla niego nieosiągalna na ten moment. Poziom empatii wynosił u niego równiutkie zero, więc nie było żadnego współczucia czy żalu ani z panującej tutaj atmosfery ani dotyczącej informacji, które zaczęły tu przepływać. Fascynowało go to, jak ludzie zawsze dostrzegali bardziej zieloną trawę po drugiej stronie płotu. Jak potrafili być niezadowoleni z tego, co mieli i gorączkować się z tego powodu, bo ciągle im czegoś brakowało, ciągle czegoś było mało. Goniły ich demony, przecież słuchasz uważnie. Słuchasz? Więc kiedy w pogoni za tym, co powoduje dziurę w twoim wnętrzu, nagle wystawiasz samego siebie w roli ogara... O tak, to zawsze jest ekscytujące. To jest coś, za co Shikarui był gotów pomóc... za darmo.
Naprawdę lubił obserwować, jak nisko ludzie upadają.
Aby dokonać zemsty nie wystarczy sama chęć. Nie wystarczy nią żyć, nie wystarczy dać się jej pożerać. Trzeba być jeszcze wystarczająco silnym, by na samym końcu stanąć nad trupami z triumfem - i nie być pozbawionym celu. Teraz to dostrzegał, z perspektywy czasu. Wtedy był dzieciakiem, którego racjonalność była zbyt zachwiana, teraz rozumiał pewne błędy - i za błąd nie uważał wyrżnięcie własnej rodziny, ooo nie. Widział za to, że gdyby nie bał się swojego czynu i własnych demonów tak mocno, to dawno wróciłby do tej wioski. Saki mogłaby wtedy pożyć ładnych parę lat więcej. Jak więc miała zakończyć się historia Toshiro? Na słodkiej zemście, którą będą się żywić jego oczy? Osiądzie na tronie z kości, czy utopi się w morzu krwi? Ciekawe, takie ciekawe... Problem był taki, że to oznaczało, że jego zabawka zaczynała się psuć. Nie lubił, kiedy zabawki się psuły.
Shikarui uśmiechnął się do żony i wyciągnął ku niej dłoń, by przesunąć nią po jej policzku. Tak czule. Po jego głowie krążyło wiele ciekawych myśli dotyczących tego, co zostało tutaj powiedziane, ale chyba żadna z nich nie powinna zostać wypowiedziana. A przynajmniej nie tu i nie teraz, choć właśnie tematów tych dotyczyły.
- Ktoś mądry powiedział mi "masz piękne oczy". - Odwrócił wzrok w stronę Toshiro. - Więc się nie zesraj. Sharingan jest piękny. Pamiętaj tylko, że mordując ich, staniesz się dokładnie taki, jak oni. - Na moment przerwał. - Cieszę się, że porozmawialiście. To było potrzebne.
Pragnienie zemsty leżące na ustach Toshiro zabrzmiało bardzo ekscytująco. Drapieżnik zwietrzył jego słabość. Impuls przesunął się po ciele czarnowłosego, który teraz grzecznie spoglądał przed siebie, by nie peszyć rozmówców chamskim spoglądaniem to na jednego to na drugiego, choć to robił przez czas dłuższy. Uświadomił sobie, że próba nadążenia za tymi słowami i emocjami jest jednak dla niego nieosiągalna na ten moment. Poziom empatii wynosił u niego równiutkie zero, więc nie było żadnego współczucia czy żalu ani z panującej tutaj atmosfery ani dotyczącej informacji, które zaczęły tu przepływać. Fascynowało go to, jak ludzie zawsze dostrzegali bardziej zieloną trawę po drugiej stronie płotu. Jak potrafili być niezadowoleni z tego, co mieli i gorączkować się z tego powodu, bo ciągle im czegoś brakowało, ciągle czegoś było mało. Goniły ich demony, przecież słuchasz uważnie. Słuchasz? Więc kiedy w pogoni za tym, co powoduje dziurę w twoim wnętrzu, nagle wystawiasz samego siebie w roli ogara... O tak, to zawsze jest ekscytujące. To jest coś, za co Shikarui był gotów pomóc... za darmo.
Naprawdę lubił obserwować, jak nisko ludzie upadają.
Aby dokonać zemsty nie wystarczy sama chęć. Nie wystarczy nią żyć, nie wystarczy dać się jej pożerać. Trzeba być jeszcze wystarczająco silnym, by na samym końcu stanąć nad trupami z triumfem - i nie być pozbawionym celu. Teraz to dostrzegał, z perspektywy czasu. Wtedy był dzieciakiem, którego racjonalność była zbyt zachwiana, teraz rozumiał pewne błędy - i za błąd nie uważał wyrżnięcie własnej rodziny, ooo nie. Widział za to, że gdyby nie bał się swojego czynu i własnych demonów tak mocno, to dawno wróciłby do tej wioski. Saki mogłaby wtedy pożyć ładnych parę lat więcej. Jak więc miała zakończyć się historia Toshiro? Na słodkiej zemście, którą będą się żywić jego oczy? Osiądzie na tronie z kości, czy utopi się w morzu krwi? Ciekawe, takie ciekawe... Problem był taki, że to oznaczało, że jego zabawka zaczynała się psuć. Nie lubił, kiedy zabawki się psuły.
Shikarui uśmiechnął się do żony i wyciągnął ku niej dłoń, by przesunąć nią po jej policzku. Tak czule. Po jego głowie krążyło wiele ciekawych myśli dotyczących tego, co zostało tutaj powiedziane, ale chyba żadna z nich nie powinna zostać wypowiedziana. A przynajmniej nie tu i nie teraz, choć właśnie tematów tych dotyczyły.
- Ktoś mądry powiedział mi "masz piękne oczy". - Odwrócił wzrok w stronę Toshiro. - Więc się nie zesraj. Sharingan jest piękny. Pamiętaj tylko, że mordując ich, staniesz się dokładnie taki, jak oni. - Na moment przerwał. - Cieszę się, że porozmawialiście. To było potrzebne.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Karczma Onigiri
Teraz można było gdybać co można było zrobić, a czego nie można było zrobić. Toshiro jednak nie był z tych, którzy tracili swoje cenne siły na gdybanie, to co było, to było. Gdyby ktoś go spytał, to nie wypierałby się swojej przeszłości, jednak nie był to jego ulubiony temat do rozmowy z resztą nie tylko jego. Cała trójka zebranych tutaj ninja na pewno nie chciała za bardzo o tym mówić. Był o tym przekonany. Z resztą zdziwił się, że sama Asaka przytoczyła nieco bardziej swoją historię, choć nie dosłownie, a do tego była nieco sprowokowana przez jego słowa, oczywiście też nie celowo, nie o to mu przecież chodziło. Od samego początku nie chodziło o licytowanie się kto ma gorzej, czy lepiej.
Widząc jak teraz białowłosa ma się dobrze Nishiyama również nie żałował tego, że nigdy się nie zdobył na odwagę i nie powiedział o swoich uczuciach. Najprawdopodobniej nie były one nawet dostrzeżone przez zapatrzoną na swoje cele Koseki. Być może gdyby było inaczej, to teraz nie mieli by tych relacji, które mają. Nie byłoby go tutaj. Być może teraz własnie podróżowałby samotnie gdzieś po górach, albo po prostu zginął jak inni w Midori. Na jego szczęście potoczyło się wszystko tak jak się potoczyło. Choć Shikarui był niezrównoważony psychicznie i rzeczywiście mógł stanowić zagrożenie nie tylko dla siebie i dla Asaki. To jednak kobieta miała na niego jakiś dziwny wpływ, który sprawiał, że to wszystko jakoś wychodziło. Nawet lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Do tego dochodziła sprawa tego, że własnie Asaka sama chciała wyjść za Shikaruia. To również dało do myślenia. Gdyby słyszał pogłoski o jakimś ustawianym małżeństwie, w które za bardzo nie chciałaby się ładować, to może wtedy Toshiro podjąłby stosowne kroki, aby wystosować też swoją kandydaturę. Jednak z racji na swoje pochodzenie dostała wolną rękę i z niej skorzystała. Nie było w tym nic dziwnego, dlatego też nie zamierzał ingerować w decyzje podjęte przez jego przyjaciółkę. Nie znał też na tyle dobrze Sanady, aby jeszcze wtedy się wypowiadać. Dopiero teraz można powiedzieć, że trochę się na nim poznał. Gdyby wcześniej o tym wiedział, to zdecydowanie by jej odradził tego małżeństwa. Chociaż... Jak to wspomniałem wcześniej - jakoś działało.
- No jednak obchodziło i to nie jest tak, że nie mam o tym zupełnie pojęcia. Głównie ludzie, którzy znali pochodzenie rodziców traktowali nas jak odmieńców, kiedy jeszcze Ci żyli. Byli tak zapatrzeni w klan, że nie chcieli dopuścić do siebie, że ktoś spoza Kosekich wszedł z butami na ich terytorium i jeszcze tak świetnie spisywał się na służbie. Chyba coś też o tym wiesz, że początki nie bywają zbyt przyjemne,nie? Najpewniej była to zwyczajna zazdrość. Nie wykluczam tego, że ktoś z naszego klanu też był w to wszystko zamieszany, ale to w sumie jest na ten moment nieważne. - niechaj będzie, to już zostało ustalone, że jest to też jego klan.- Dopiero po kilku latach od śmierci moich rodziców pod protektoratem Masaru zacząłem być normalniej traktowany. Wcześniej tylko on z nieznajomych pozostawał nam życzliwy. Twojej rodziny przecież też od razu nie znałem. Możesz uważać, że to moje zafiksowanie, ale było tak jak mówię. Teraz rzeczywiście jest już dużo lepiej. Zapewne przez to, że zostałem sam i rzeczywiście się urodziłem na ziemiach Daishi. - skończył swoją odpowiedź. Pytanie, które padło zaraz po tym całkiem go zdziwiło. Asaka prowokowała dalej, rzeczywiście była zła i cały czas wychodziło to na wierzch. Na początku wyglądał na nieźle wytrąconego z pantałyku i zastygł na chwilę w zdziwieniu. Po chwili jednak się uśmiechnął i spuścił wzrok wpatrując się jakby w martwy punkt gdzieś w stole. Przez jego głowę przeszło mnóstwo wspomnień związanych z tym dlaczego tak było. Powód ten znajdował się tuż przed nim i właśnie prowadził z nim konwersację.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie angażowałem się w życie towarzyskie w taki sposób. Dalej się to nie zmieniło. - odpowiedział zgodnie z prawdą, jednak teraz powód był inny niż kiedyś. Dawniej powodem była oczywiście białowłosa. Teraz jednak kiedy nie żywił wobec niej takich samych uczuć z oczywistych względów, była to po prostu dla niego codzienność i normalność. Zdawało mu się, że raczej jakikolwiek związek jak na razie nie jest mu po drodze. Nie wykluczał, że kiedyś może dojść do czegoś podobnego, ale teraz nawet nie znał kogoś kto by go pociągał. A może ktoś taki właśnie by się przydał? Ktoś kto by go pociągnął do przodu swoją osobą skoro sam dotychczas nie potrafił się zmotywować? Chociaż już teraz tej motywacji nie brakło. Miał swoje cele do zrealizowania i teraz wiedział, że czeka go jeszcze więcej pracy niż dotychczas. Na jego deklarację Asaka odpowiedziała lakonicznie, ale w sumie niczego innego się nie spodziewał. Dostrzegł wcześniejsze zdziwienie, że tak nagle znalazło mu się na takie postanowienia. Kłębiły się one wcześniej w jego głowie, ale musiał je w końcu poskładać w całość i tak wyszło przy tej chwili. Oczywiście mówiąc zabić, miał na myśli, że się ich pozbędzie, a czy rzeczywiście wybije wszystkich po drodze to zależy tylko i wyłącznie od tego jakie decyzje podejmie po drodze i czego się w międzyczasie dowie. Skierował swój wzrok na Shikaruia, który w końcu postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Tym razem jego słowa były całkiem dziwne i Toshiro spojrzał na niego z widocznym "what the fuck?". Szczególnie przy kwestii z nie zesraniem się.
- Nie neguję piękna, czy mocy tych oczu. Chociaż jak na razie jak sam widzisz nie stoją na wybitnym poziomie, ale wiem, że niedługo to się zmieni. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobię jak się dowiem kto to, najpewniej nie wytrzymam i skończą martwi, ale chciałbym się dowiedzieć jak to się wszystko stało. Wtedy podejmę decyzję co zrobić. Nie wiem czy mord jest w stanie zaspokoić ten... "głód zemsty". Czy Twój został zaspokojony? - zagadnął do niego mając na myśli oczywiście ostatnie wydarzenia.
- Ja też. Mam nadzieję, że już sobie nieco niektóre rzeczy wyjaśniliśmy. - tutaj wzrokiem wrócił do Asaki i spojrzał się na nią pytająco oczekując jej odpowiedzi i być może jeszcze dalszych wątpliwości.
Widząc jak teraz białowłosa ma się dobrze Nishiyama również nie żałował tego, że nigdy się nie zdobył na odwagę i nie powiedział o swoich uczuciach. Najprawdopodobniej nie były one nawet dostrzeżone przez zapatrzoną na swoje cele Koseki. Być może gdyby było inaczej, to teraz nie mieli by tych relacji, które mają. Nie byłoby go tutaj. Być może teraz własnie podróżowałby samotnie gdzieś po górach, albo po prostu zginął jak inni w Midori. Na jego szczęście potoczyło się wszystko tak jak się potoczyło. Choć Shikarui był niezrównoważony psychicznie i rzeczywiście mógł stanowić zagrożenie nie tylko dla siebie i dla Asaki. To jednak kobieta miała na niego jakiś dziwny wpływ, który sprawiał, że to wszystko jakoś wychodziło. Nawet lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Do tego dochodziła sprawa tego, że własnie Asaka sama chciała wyjść za Shikaruia. To również dało do myślenia. Gdyby słyszał pogłoski o jakimś ustawianym małżeństwie, w które za bardzo nie chciałaby się ładować, to może wtedy Toshiro podjąłby stosowne kroki, aby wystosować też swoją kandydaturę. Jednak z racji na swoje pochodzenie dostała wolną rękę i z niej skorzystała. Nie było w tym nic dziwnego, dlatego też nie zamierzał ingerować w decyzje podjęte przez jego przyjaciółkę. Nie znał też na tyle dobrze Sanady, aby jeszcze wtedy się wypowiadać. Dopiero teraz można powiedzieć, że trochę się na nim poznał. Gdyby wcześniej o tym wiedział, to zdecydowanie by jej odradził tego małżeństwa. Chociaż... Jak to wspomniałem wcześniej - jakoś działało.
- No jednak obchodziło i to nie jest tak, że nie mam o tym zupełnie pojęcia. Głównie ludzie, którzy znali pochodzenie rodziców traktowali nas jak odmieńców, kiedy jeszcze Ci żyli. Byli tak zapatrzeni w klan, że nie chcieli dopuścić do siebie, że ktoś spoza Kosekich wszedł z butami na ich terytorium i jeszcze tak świetnie spisywał się na służbie. Chyba coś też o tym wiesz, że początki nie bywają zbyt przyjemne,nie? Najpewniej była to zwyczajna zazdrość. Nie wykluczam tego, że ktoś z naszego klanu też był w to wszystko zamieszany, ale to w sumie jest na ten moment nieważne. - niechaj będzie, to już zostało ustalone, że jest to też jego klan.- Dopiero po kilku latach od śmierci moich rodziców pod protektoratem Masaru zacząłem być normalniej traktowany. Wcześniej tylko on z nieznajomych pozostawał nam życzliwy. Twojej rodziny przecież też od razu nie znałem. Możesz uważać, że to moje zafiksowanie, ale było tak jak mówię. Teraz rzeczywiście jest już dużo lepiej. Zapewne przez to, że zostałem sam i rzeczywiście się urodziłem na ziemiach Daishi. - skończył swoją odpowiedź. Pytanie, które padło zaraz po tym całkiem go zdziwiło. Asaka prowokowała dalej, rzeczywiście była zła i cały czas wychodziło to na wierzch. Na początku wyglądał na nieźle wytrąconego z pantałyku i zastygł na chwilę w zdziwieniu. Po chwili jednak się uśmiechnął i spuścił wzrok wpatrując się jakby w martwy punkt gdzieś w stole. Przez jego głowę przeszło mnóstwo wspomnień związanych z tym dlaczego tak było. Powód ten znajdował się tuż przed nim i właśnie prowadził z nim konwersację.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie angażowałem się w życie towarzyskie w taki sposób. Dalej się to nie zmieniło. - odpowiedział zgodnie z prawdą, jednak teraz powód był inny niż kiedyś. Dawniej powodem była oczywiście białowłosa. Teraz jednak kiedy nie żywił wobec niej takich samych uczuć z oczywistych względów, była to po prostu dla niego codzienność i normalność. Zdawało mu się, że raczej jakikolwiek związek jak na razie nie jest mu po drodze. Nie wykluczał, że kiedyś może dojść do czegoś podobnego, ale teraz nawet nie znał kogoś kto by go pociągał. A może ktoś taki właśnie by się przydał? Ktoś kto by go pociągnął do przodu swoją osobą skoro sam dotychczas nie potrafił się zmotywować? Chociaż już teraz tej motywacji nie brakło. Miał swoje cele do zrealizowania i teraz wiedział, że czeka go jeszcze więcej pracy niż dotychczas. Na jego deklarację Asaka odpowiedziała lakonicznie, ale w sumie niczego innego się nie spodziewał. Dostrzegł wcześniejsze zdziwienie, że tak nagle znalazło mu się na takie postanowienia. Kłębiły się one wcześniej w jego głowie, ale musiał je w końcu poskładać w całość i tak wyszło przy tej chwili. Oczywiście mówiąc zabić, miał na myśli, że się ich pozbędzie, a czy rzeczywiście wybije wszystkich po drodze to zależy tylko i wyłącznie od tego jakie decyzje podejmie po drodze i czego się w międzyczasie dowie. Skierował swój wzrok na Shikaruia, który w końcu postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Tym razem jego słowa były całkiem dziwne i Toshiro spojrzał na niego z widocznym "what the fuck?". Szczególnie przy kwestii z nie zesraniem się.
- Nie neguję piękna, czy mocy tych oczu. Chociaż jak na razie jak sam widzisz nie stoją na wybitnym poziomie, ale wiem, że niedługo to się zmieni. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobię jak się dowiem kto to, najpewniej nie wytrzymam i skończą martwi, ale chciałbym się dowiedzieć jak to się wszystko stało. Wtedy podejmę decyzję co zrobić. Nie wiem czy mord jest w stanie zaspokoić ten... "głód zemsty". Czy Twój został zaspokojony? - zagadnął do niego mając na myśli oczywiście ostatnie wydarzenia.
- Ja też. Mam nadzieję, że już sobie nieco niektóre rzeczy wyjaśniliśmy. - tutaj wzrokiem wrócił do Asaki i spojrzał się na nią pytająco oczekując jej odpowiedzi i być może jeszcze dalszych wątpliwości.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma Onigiri
A jakże, słuchała dalej. Jednak jej drapieżny, zły wyraz twarzy, mocno zmarszczone brwi i ściągnięte usta ani trochę się nie wyłagodziły po wytłumaczeniu, jakie chłopak, mężczyzna już właściwie, jej zaserwował. W którymś momencie na dłużej uwiesiła na nim mocniejsze spojrzenie i tylko drobne ruchy mięśni przy powiekach zdradzały, że nie zamieniła się w kamień. Słuchała, ale czy jej się podobało to, co słyszała?
- Właśnie ci udowodniłam, że się mylisz. Nie masz pojęcia o życiu uchodźców. Nie byłeś prześladowany tam, skąd pochodzisz i nie musiałeś z różnych powodów opuścić tego miejsca. Całe swoje życie mieszkałeś w jednej osadzie, więc błagam cię, skończ pierdolić, bo mi uszy więdną. Zadawałeś się tylko z dorosłymi czy jednak w większości z dzieciakami? I te dzieciaki wytykały cię palcami bo urodziłeś się tam, gdzie one? Czy może jednak to dorośli mający za wysokie mniemanie o sobie? Czy ty się w ogóle słyszysz, czy po prostu mówisz cokolwiek, bym mogła sobie z tego potoku słów wyłuskać ziarna, które zaowocują i by wyszło na twoje? – Toshiro mógł mieć nadzieję, że skoro powiedział tyle, to złość Asaki zostanie w jakiś sposób utulona, woda zaleje ogień i tak dalej. Mówił dalej, dużo, jednak słowa, które wypowiadał, były dla dziewczyny jak oliwa dolewana do ognia. - Chyba nie masz pojęcia o tym, jak myślą ludzie Daishi. Są dumni ze swojego pochodzenia, a ty zdecydowanie nie jesteś, ciągle stawiając się gdzieś niżej, ciągle przypominając, że jesteś kimś innym. Drapieżnik automatycznie wyczuwa ofiarę, nie wiesz o tym? Ktoś, kto nie jest dumny z tego kim jest i gdzie jest, nie zasługuje na szacunek. Nawet szczeniak. Szczerze? Do czasu ślubu nie miałam pojęcia, że twoja rodzina nie pochodzi z Seiyamy, ba, z Daishi. Myślisz, że byłam jedyna? Odpowiem ci sama: nie byłam. Chcesz szacunku i traktowania na równi z innymi? Zapracuj na nie. Pokaż, że jesteś tego wart. A nie, siedzisz i opowiadasz jaki to byłeś biedny, bo źle cię traktowali. Moim zdaniem na twoje własne życzenie.
Białowłosa pokręciła głową, niedowierzając w to wszystko, co tu się właśnie działo. Niedowierzając w to, że musi mu mówić absolutnie podstawy podstaw. Że ona, bękart, który dopiero w wieku jedenastu, czy ile ona wtedy miała, lat, trafił do Seiyamy i któremu dopiero wtedy zaczęto wpajać wszystkie te wartości. Ona pochłonęła je jak gąbka, podobały jej się. To, że silniejszy liczył się bardziej. To, że nawet ona może w pewnym sensie coś znaczyć.
- Może więc powinieneś zacząć. Bo ci wszystkie dziewczyny sprzątną sprzed nosa. Ewidentnie potrzebujesz kogoś, kto cię będzie pilnować – czasami szczęściu trzeba było pomóc, w to właśnie wierzyła. Los może być z góry ustalony, początek i koniec, a także niektóre zdarzenia pomiędzy. Ale reszta? Wypełnienie? Jeśli czeka się w ciszy aż ktoś coś ci da, to możesz się nigdy nie doczekać.
Była na tyle zdenerwowana, że nawet gest Shikaruia nie był w stanie jej uspokoić. I choć jego dłoń delikatnie przesunęła się po jej skórze, a jej własna ręka, dużo mniejsza od jego, nakryła ją i przytrzymała – złość nadal się w niej kotłowała. Zwłaszcza po tym, co powiedział Shiki. O pięknie sharingana. Absolutnie n i e m o g ł a się z tym zgodzić. Bo w tym, ile zamieszania robiły te oczy, zwłaszcza po tym, co widziała w Midori, nie widziała w tym niczego, absolutnie niczego pięknego.
- Tak sobie – czy cieszyła się z tej rozmowy? Ani trochę. Za to pewność, z jaką Toshiro mówił o morderstwie za coś, czego nawet nie wiedział i o tym, co gadał o swoich oczach sprawiało, że chciało jej się gorzko śmiać. Puściła w końcu dłoń Shikaruia i dość szybko wstała z krzesła, kwitując to wszystko jeszcze jednym, dość wymownym prychnięciem. - Dawno si… A zresztą – zawahała się w trakcie zdania, które zaczęła, jednak koniec końców się rozmyśliła. Machnęła tylko ręką. I bez słowa choćby pożegnania, bez choćby spojrzenia na Shikiego czy Toshiro, skierowała się w stronę pokojów, by zamknąć się w jednym z nich, tym wynajętym przez nią i męża.
- Właśnie ci udowodniłam, że się mylisz. Nie masz pojęcia o życiu uchodźców. Nie byłeś prześladowany tam, skąd pochodzisz i nie musiałeś z różnych powodów opuścić tego miejsca. Całe swoje życie mieszkałeś w jednej osadzie, więc błagam cię, skończ pierdolić, bo mi uszy więdną. Zadawałeś się tylko z dorosłymi czy jednak w większości z dzieciakami? I te dzieciaki wytykały cię palcami bo urodziłeś się tam, gdzie one? Czy może jednak to dorośli mający za wysokie mniemanie o sobie? Czy ty się w ogóle słyszysz, czy po prostu mówisz cokolwiek, bym mogła sobie z tego potoku słów wyłuskać ziarna, które zaowocują i by wyszło na twoje? – Toshiro mógł mieć nadzieję, że skoro powiedział tyle, to złość Asaki zostanie w jakiś sposób utulona, woda zaleje ogień i tak dalej. Mówił dalej, dużo, jednak słowa, które wypowiadał, były dla dziewczyny jak oliwa dolewana do ognia. - Chyba nie masz pojęcia o tym, jak myślą ludzie Daishi. Są dumni ze swojego pochodzenia, a ty zdecydowanie nie jesteś, ciągle stawiając się gdzieś niżej, ciągle przypominając, że jesteś kimś innym. Drapieżnik automatycznie wyczuwa ofiarę, nie wiesz o tym? Ktoś, kto nie jest dumny z tego kim jest i gdzie jest, nie zasługuje na szacunek. Nawet szczeniak. Szczerze? Do czasu ślubu nie miałam pojęcia, że twoja rodzina nie pochodzi z Seiyamy, ba, z Daishi. Myślisz, że byłam jedyna? Odpowiem ci sama: nie byłam. Chcesz szacunku i traktowania na równi z innymi? Zapracuj na nie. Pokaż, że jesteś tego wart. A nie, siedzisz i opowiadasz jaki to byłeś biedny, bo źle cię traktowali. Moim zdaniem na twoje własne życzenie.
Białowłosa pokręciła głową, niedowierzając w to wszystko, co tu się właśnie działo. Niedowierzając w to, że musi mu mówić absolutnie podstawy podstaw. Że ona, bękart, który dopiero w wieku jedenastu, czy ile ona wtedy miała, lat, trafił do Seiyamy i któremu dopiero wtedy zaczęto wpajać wszystkie te wartości. Ona pochłonęła je jak gąbka, podobały jej się. To, że silniejszy liczył się bardziej. To, że nawet ona może w pewnym sensie coś znaczyć.
- Może więc powinieneś zacząć. Bo ci wszystkie dziewczyny sprzątną sprzed nosa. Ewidentnie potrzebujesz kogoś, kto cię będzie pilnować – czasami szczęściu trzeba było pomóc, w to właśnie wierzyła. Los może być z góry ustalony, początek i koniec, a także niektóre zdarzenia pomiędzy. Ale reszta? Wypełnienie? Jeśli czeka się w ciszy aż ktoś coś ci da, to możesz się nigdy nie doczekać.
Była na tyle zdenerwowana, że nawet gest Shikaruia nie był w stanie jej uspokoić. I choć jego dłoń delikatnie przesunęła się po jej skórze, a jej własna ręka, dużo mniejsza od jego, nakryła ją i przytrzymała – złość nadal się w niej kotłowała. Zwłaszcza po tym, co powiedział Shiki. O pięknie sharingana. Absolutnie n i e m o g ł a się z tym zgodzić. Bo w tym, ile zamieszania robiły te oczy, zwłaszcza po tym, co widziała w Midori, nie widziała w tym niczego, absolutnie niczego pięknego.
- Tak sobie – czy cieszyła się z tej rozmowy? Ani trochę. Za to pewność, z jaką Toshiro mówił o morderstwie za coś, czego nawet nie wiedział i o tym, co gadał o swoich oczach sprawiało, że chciało jej się gorzko śmiać. Puściła w końcu dłoń Shikaruia i dość szybko wstała z krzesła, kwitując to wszystko jeszcze jednym, dość wymownym prychnięciem. - Dawno si… A zresztą – zawahała się w trakcie zdania, które zaczęła, jednak koniec końców się rozmyśliła. Machnęła tylko ręką. I bez słowa choćby pożegnania, bez choćby spojrzenia na Shikiego czy Toshiro, skierowała się w stronę pokojów, by zamknąć się w jednym z nich, tym wynajętym przez nią i męża.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma Onigiri
Do Shikaruiego ciągle nie docierał sens i powód tej rozmowy. Gubił się w niej i motał. Zapętlał na kilku słowach, co zostały powiedziane i kilku stwierdzeniach. Czy reszta nie była ich powtórzeniem? Nie. Była rozwinięciem. Ludzie Karmazynowych Szczytów potrafili być okrutni tak jak wszędzie indziej. Potrafili wytykać palcami, bo było się innym. Bo nie posiadało się tego, co oni sami posiadali, bo nie odziedziczyło się jakże cennej zdolności klanowej, rodzinnej. O tak, ludzie tutaj potrafili być dumni jak nigdzie indziej z tego, kim są, gdzie się urodzili i jakie godło reprezentowali. Takiego przywiązania nie dostrzegał na innych ziemiach, do nazwiska, do ziemi. Niby dom tam, gdzie serce, a jednak lepiej, gdy serce to zostaje w rodzinnych stronach. Tym nie mniej nigdy nie spotkał się z tym, by ktoś był traktowany gorzej, ponieważ pochodził z innego miejsca. Nie żeby miał prawo cokolwiek o tym mówić - nie zadawał się prawie z ludźmi. Prości ludzie zazwyczaj boją się shinobi, dlatego traktują ich z szacunkiem, shinobi zaś zdają sobie sprawę z tego, że najemników jest, było i będzie mnóstwo zarówno tu jak i wszędzie indziej.
Największym zdziwieniem było to, że Asaka najwyraźniej nie wiedziała wszystkiego o kimś, z kim dzieliła tyle czasu. Jak to możliwe? Nie wiedziała, że jest dziedzicem genu Uchiha czy może tylko tego, że tak naprawdę jego rodzice nie mieszkali tu od "zawsze"? Oj Asaka wydawała się być naprawdę zła - i to coraz bardziej. Wydawało mu się, że słowa Toshiro powinny jakoś ją ukoić, ona jednak nie była usatysfakcjonowana. Czemuż to? Czemu tak bardzo chciała... chciała konkretów. Nie, Shikarui zdecydowanie nie odnajdywał się w tej rozmowie.
- Mój? - Zdziwiło go to pytanie - dodatkowo został zaskoczony faktem, że w ogóle się do niego teraz zwrócono, skupił się na tym, że jakieś informacje w przeszłości nie zostały przekazane między tą dwójką aż za bardzo. Do tego z jakiegoś powodu Shikarui wcale nie pomyślał o Shidze. Pomyślał o czymś o wiele bardziej mrocznym i ponurym. - Każda krew mnie syci. Tak zostały zaprojektowane drapieżniki. - W drugiej chwili już wiedział, o czym Toshiro mówi. Aach, o tej płotce, co okazała się taką łatwą do zmiecenia. Podniósł się, przesuwając dłonią po swoim odzieniu, by je naprostować. Poprawił elegancki materiał, by lepiej przylegał do ciała, by się nie zagniatał, zastanawiając nad tym, co tu powinno zostać powiedziane. Czy ta brzydka prawda mogła wylewać się na zewnątrz sprawiając, że Toshiro zostałby zarażony tym brudem. Nie, nie lubił brudnych zabawek. Nie lubił też zabawek zepsutych. Toshiro złamałby kawałek serca Asaki - już łamał. Miał tam przecież swoje specjalne miejsce. - Ty i ja... za bardzo się różnimy. Nie idź tą ścieżką. Jest długa, ciemna i samotna. - Toshiro był naprawdę pięknym chłopcem. Był miły, uprzejmy, gotowy do pomocy. Potrafił ufać i obdarzać zaufaniem. Asaka miała rację - potrzebował kogoś, kto będzie mu wsparciem i ułatwi wędrowanie drogą, która prowadziła w kierunku przeciwnym. Sam przecież niedawno mówił, że nie lubi tego świata, w którym każdy każdemu może wbić nóż w plecy.
- Dobranoc, Toshiro. - Skierował swoje kroki do pokoju, idąc za Asaką, która udała się tam chwilę wcześniej. Czuł już to specyficzne rozluźnienie przy alkoholu. To odpowiednie, które jeszcze nie pozwalało na zupełne zacięcie jego mózgu. Ten stan był zawsze bardzo śmieszny. Czarnowłosy miał wrażenie, że w takich chwilach mógłby zasnąć w jeden moment.
- Wszystko w porządku? - Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od gwaru i szumu karczmy. Przekręcił klucz w zamku i pod drzwiami położył notkę wybuchową. Nie to, żeby spodziewał się jakiegoś ataku... ale strzeżonego nikt strzec już nie musiał. A byli w obcym mieście, po układaniu się z Krukami. Często zdarzało mu się zabezpieczać pokój, nim poszedł spać, na wszelkie dziwne, możliwe sposoby. Spojrzał w kierunku okna, oceniając ewentualne zagrożenie, nim podszedł do Asaki, by wyciągnąć dłoń po jej ręce i pochylić się w jej kierunku. - Rozluźnij się... - Przesunął wolną ręką po jej nodze, opierając się czołem o jej czoło. - Przepraszam, że zacząłem ten temat. Nie chciałem cię denerwować.
Największym zdziwieniem było to, że Asaka najwyraźniej nie wiedziała wszystkiego o kimś, z kim dzieliła tyle czasu. Jak to możliwe? Nie wiedziała, że jest dziedzicem genu Uchiha czy może tylko tego, że tak naprawdę jego rodzice nie mieszkali tu od "zawsze"? Oj Asaka wydawała się być naprawdę zła - i to coraz bardziej. Wydawało mu się, że słowa Toshiro powinny jakoś ją ukoić, ona jednak nie była usatysfakcjonowana. Czemuż to? Czemu tak bardzo chciała... chciała konkretów. Nie, Shikarui zdecydowanie nie odnajdywał się w tej rozmowie.
- Mój? - Zdziwiło go to pytanie - dodatkowo został zaskoczony faktem, że w ogóle się do niego teraz zwrócono, skupił się na tym, że jakieś informacje w przeszłości nie zostały przekazane między tą dwójką aż za bardzo. Do tego z jakiegoś powodu Shikarui wcale nie pomyślał o Shidze. Pomyślał o czymś o wiele bardziej mrocznym i ponurym. - Każda krew mnie syci. Tak zostały zaprojektowane drapieżniki. - W drugiej chwili już wiedział, o czym Toshiro mówi. Aach, o tej płotce, co okazała się taką łatwą do zmiecenia. Podniósł się, przesuwając dłonią po swoim odzieniu, by je naprostować. Poprawił elegancki materiał, by lepiej przylegał do ciała, by się nie zagniatał, zastanawiając nad tym, co tu powinno zostać powiedziane. Czy ta brzydka prawda mogła wylewać się na zewnątrz sprawiając, że Toshiro zostałby zarażony tym brudem. Nie, nie lubił brudnych zabawek. Nie lubił też zabawek zepsutych. Toshiro złamałby kawałek serca Asaki - już łamał. Miał tam przecież swoje specjalne miejsce. - Ty i ja... za bardzo się różnimy. Nie idź tą ścieżką. Jest długa, ciemna i samotna. - Toshiro był naprawdę pięknym chłopcem. Był miły, uprzejmy, gotowy do pomocy. Potrafił ufać i obdarzać zaufaniem. Asaka miała rację - potrzebował kogoś, kto będzie mu wsparciem i ułatwi wędrowanie drogą, która prowadziła w kierunku przeciwnym. Sam przecież niedawno mówił, że nie lubi tego świata, w którym każdy każdemu może wbić nóż w plecy.
- Dobranoc, Toshiro. - Skierował swoje kroki do pokoju, idąc za Asaką, która udała się tam chwilę wcześniej. Czuł już to specyficzne rozluźnienie przy alkoholu. To odpowiednie, które jeszcze nie pozwalało na zupełne zacięcie jego mózgu. Ten stan był zawsze bardzo śmieszny. Czarnowłosy miał wrażenie, że w takich chwilach mógłby zasnąć w jeden moment.
- Wszystko w porządku? - Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od gwaru i szumu karczmy. Przekręcił klucz w zamku i pod drzwiami położył notkę wybuchową. Nie to, żeby spodziewał się jakiegoś ataku... ale strzeżonego nikt strzec już nie musiał. A byli w obcym mieście, po układaniu się z Krukami. Często zdarzało mu się zabezpieczać pokój, nim poszedł spać, na wszelkie dziwne, możliwe sposoby. Spojrzał w kierunku okna, oceniając ewentualne zagrożenie, nim podszedł do Asaki, by wyciągnąć dłoń po jej ręce i pochylić się w jej kierunku. - Rozluźnij się... - Przesunął wolną ręką po jej nodze, opierając się czołem o jej czoło. - Przepraszam, że zacząłem ten temat. Nie chciałem cię denerwować.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Karczma Onigiri
Słuchając wypowiedzi i słów Asaki chłopakowi robiło się coraz gorzej zamiast lepiej. Przez chwilę myślał, że udało się nawiązać jakąś nic porozumienia. Chęć zrozumienia też jego. Nie. Tak nie było. Z każdym kolejnym słowem Asaka jedynie dopierdzielała mu bardziej mówiąc o tym jak bardzo się myli, jak bardzo miał wspaniałe życie, a ona miała najgorsze na świecie. Wulgaryzmy potwierdzały tylko to, że to co do niej mówi odbijała się jedynie echem. Jak grochem o ścianę. Niby można rzucać, ale żeby to zrobiło jakieś wrażenie na tej ścianie? W życiu. Szczególnie po tym jak obiecał rozprawić się ze swoimi demonami. Gdzie tam, udowadnianie jak bardzo białowłosa ma rację trwało dalej. Zastanawiał się czy było to przez wpływ alkoholu, czy rzeczywiście dusiła to w sobie już dużo wcześniej.
- Okej, to nie mam pojęcia o życiu uchodźców, ale o życiu odludka już jak najbardziej. Kogoś traktowanego gorzej z racji na swoje pochodzenie. Nieufność, bo przecież "pochodzi z przeklętego rodu". "Same kłopoty z nimi". "Trzymają ich tylko dla ich sharinganów". "Najlepiej byłoby zabić żeby nie namieszali też u nas jak u siebie"."Na pewno użyli ich żeby przekonać naszego lidera żeby tu zostać".- zaczął sypać cytatami, którzy wspaniali mieszkańcy Daishi, których tak broniła Asaka sypali ze swoich ust. - Skoro moje słowa Cię nie przekonują, to może innych? Myślisz, że słysząc coś takiego inne dzieciaki ochoczo się ze mną bawiły?- skoro tak bardzo przeszkadzała jej ilość jego słów i to jak próbuje coś powiedzieć, aby zostać zrozumianym, to proszę bardzo, postara się ograniczyć je do minimum. Nie miał w stu procentach racji i dobrze o tym wiedział, ale Koseki cały czas negowała dosłownie wszystko co mówił, a to już mu się zdecydowanie nie podobało.
- Jakby ktoś na każdym kroku Ci przypominał, że jesteś inna, to nie czułabyś się z tym dziwnie? Nie izolowałabyś się od innych? Ja po prostu robię swoje starając się nie przejmować zupełnie innymi. Nie potrzebuję im niczego udowadniać, pokazywać jak bardzo jestem dumny z klanu, który od wewnątrz dla mnie akurat nie wygląda tak bajkowo jak go opisujesz. Widzę, że Skoro tak bardzo jesteś wierna klanowi, a nawet odziedziczyłaś ich zdolności, to jakim cudem mogłaś wybrać sobie małżonka? Dlaczego nie postępowałaś z duchem tradycji, gdzie wszystkie małżeństwa są praktycznie ustawiane przez rodziny? Nie słyszałem, aby Twoi rodzice swatali Cię z kimś bogatym, albo wysoko postawionym w przeciwieństwie do Hotaru. Huh? Jesteś przynależnością rodu Koseki na pewno bardziej niż ja, a mimo tego dalej traktują Cię inaczej. Myślisz, że w moim przypadku było inaczej? Szacunek i traktowanie na równi z innymi? W dupie to mam, niech sobie myślą co chcą. Zawsze zależało mi tylko na Twoim zdaniu i zdaniu najbliższych. Niczyim innym. - no cóż, znów się trochę rozgadał, choć nie wiedział tak na prawdę dlaczego. Jakoś tak ten wybuch Asaki podziałał na niego, że na spokojnej tafli wody pojawił się sztorm, który niemiłosiernie uderzał wielkimi falami o ląd.
- Nie wiedziałaś, bo nie pytałaś, to też się z tym nie obnosiłem. Sama nie byłaś, to na pewno. Daishi jest duże, ale z drugiej strony plotki i wieści bardzo szybko się rozchodzą dla tych, którzy lubią ich słuchać. Nie siedzę i nie opowiadam jaki to jestem biedny. Słyszałaś wcześniej jakieś narzekania ode mnie? Nie. Nie masz więc podstaw osądzać mnie o siedzenie na dupie i pierdzenie w stołek niczego nie robiąc. Cały czas pracuję na ten klan. Gdy była wojna również dołożyłem swoje starania, aby ludzie w tej osadzie nie musieli patrzeć na żniwa tej wojny i doświadczać jej jeszcze na swojej ziemi. -- odparł tak na prawdę nie wiedząc dalej czego od niego oczekuje białowłosa. Powoli zaczynał się już gubić w tej rozmowie i czy jest o tym, że to on nie jest wdzięczny klanowi za WSZYSTKO, czy kto miał gorzej w życiu, czy może jakieś żale Asaki w jego kierunku, czy jeszcze cokolwiek innego.
- A niech sprzątną. Już s...Ykhm.- odchrząknął w ostatniej chwili. - Już kiedyś o tym myślałem, ale jakoś mi nie po drodze do nawiązywania małżeństwa. Chociaż może potrzebuję, kto wie. - odparł i spojrzał na chwilę na złotooką z nutką smutku, ale bardzo słabo widocznego, ponieważ został on zdecydowanie przyćmiony przez wszystkie inne emocje.
Odpowiedź Shikaruia była całkiem wymijająca jak na niego, a przynajmniej tak mu się zdawało. W każdym razie jego odpowiedź dawała mu trochę do myślenia. Nie negował tego, że bardzo się różnią, jednak drogą, którą podążył doprowadziła go do tego miejsca, w którym stoi teraz. A stał w bardzo dobrym miejscu. Był silnym shinobi. Miał żonę. Kruki wzięły go praktycznie od zaraz. Rzeczywiście nie lubi tego świata gdzie każdy potrafi sobie wbić nóż w plecy, ale czy kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w takim świecie właśnie żyją i jeśli się nie dostosuje, to po prostu kiedyś zimna stal przeszyje jego serce? Jak na razie wszystko szło w tym kierunku. Oprócz tego za przykład też miał Shikaruia, który... No cóż, podążał tą ścieżką i zdecydowanie jej odradzał, ale widząc jaki jest silny ciężko było też nie wziąć jej pod uwagę. Spojrzał jedynie uważnie w kierunku czarnowłosego kiedy ten wypowiadał te słowa. Wydawały się być szczere.
- Sam nie wiem co się stanie kiedy dojdzie do konfrontacji, ale... Zobaczymy.- urwał jakby go coś wytrąciło z pomyślunku.
- No rzeczywiście, jednak tak sobie. - chociaż w jednej kwestii się zgadzali w tym momencie. Asaka próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale zaniechała jednak tego przedsięwzięcia. Toshiro tylko spojrzał na nią ze zdziwieniem, ta zaś bez choćby słowa pożegnania wstała i ruszyła do pokoju.
- Dobranoc, Asaka. - rzucił za nią kiedy zdał sobie sprawę z tego, że już raczej tutaj nie wróci. Został na chwilę sam na sam z Panem Sanada. Spojrzał w jego lawendowe oczy doszukując się choć nutki zrozumienia w tym bezuczuciowym spojrzeniu. W tym spojrzeniu bez empatii, którym obdarował go zapewne czarnowłosy.
- Najwidoczniej wszyscy potrzebujemy trochę odpoczynku. Dobranoc, Shikarui.- rzucił mu na odchodne i został jeszcze chwilę. Dolał sobie resztkę sake do czarki i pobawił się nią chwilę wpatrując się jak ciecz dostosowuje się do poruszanego przez niego naczynia. Następnie wypił na razi całą zawartość. Był to tak zwany szot zabójca, który aktywował się dopiero po chwili. Toshiro wstał i wtedy poczuł jak nogi lekko mu miękną. Ruszył niemrawym krokiem w stronę swojego pokoju, który zamknął na klucz zaraz po wejściu i poszedł prosto do spania. Miał zdecydowanie dosyć dzisiejszego wieczoru. Poza tym czekała go jeszcze próba Kruków. Za pewne nie będzie należała do najłatwiejszych, więc musiał być cały czas gotowy. Zapewne miał trochę czasu na przygotowanie się do niej, dlatego na pewno z niego skorzysta. A co pocznie teraz? Nie miał pojęcia. Jego stosunku z państwem Sanada zapewne nieco się pogorszyły, a raczej konkretnie z Asaką. Teraz zdecydowanie nie myślał o tym, aby zasięgnąć jakiegokolwiek towarzystwa, o którym wspominała kobieta. Czyżby po raz kolejny miał zostać zupełnie sam? Na to wyglądało. Być może potrzebują trochę czasu, aby to wszystko przetrawić i przemyśleć, a także wygląda na to, że muszą się jeszcze sporo o sobie dowiedzieć pomimo tak długiej znajomości.
- Okej, to nie mam pojęcia o życiu uchodźców, ale o życiu odludka już jak najbardziej. Kogoś traktowanego gorzej z racji na swoje pochodzenie. Nieufność, bo przecież "pochodzi z przeklętego rodu". "Same kłopoty z nimi". "Trzymają ich tylko dla ich sharinganów". "Najlepiej byłoby zabić żeby nie namieszali też u nas jak u siebie"."Na pewno użyli ich żeby przekonać naszego lidera żeby tu zostać".- zaczął sypać cytatami, którzy wspaniali mieszkańcy Daishi, których tak broniła Asaka sypali ze swoich ust. - Skoro moje słowa Cię nie przekonują, to może innych? Myślisz, że słysząc coś takiego inne dzieciaki ochoczo się ze mną bawiły?- skoro tak bardzo przeszkadzała jej ilość jego słów i to jak próbuje coś powiedzieć, aby zostać zrozumianym, to proszę bardzo, postara się ograniczyć je do minimum. Nie miał w stu procentach racji i dobrze o tym wiedział, ale Koseki cały czas negowała dosłownie wszystko co mówił, a to już mu się zdecydowanie nie podobało.
- Jakby ktoś na każdym kroku Ci przypominał, że jesteś inna, to nie czułabyś się z tym dziwnie? Nie izolowałabyś się od innych? Ja po prostu robię swoje starając się nie przejmować zupełnie innymi. Nie potrzebuję im niczego udowadniać, pokazywać jak bardzo jestem dumny z klanu, który od wewnątrz dla mnie akurat nie wygląda tak bajkowo jak go opisujesz. Widzę, że Skoro tak bardzo jesteś wierna klanowi, a nawet odziedziczyłaś ich zdolności, to jakim cudem mogłaś wybrać sobie małżonka? Dlaczego nie postępowałaś z duchem tradycji, gdzie wszystkie małżeństwa są praktycznie ustawiane przez rodziny? Nie słyszałem, aby Twoi rodzice swatali Cię z kimś bogatym, albo wysoko postawionym w przeciwieństwie do Hotaru. Huh? Jesteś przynależnością rodu Koseki na pewno bardziej niż ja, a mimo tego dalej traktują Cię inaczej. Myślisz, że w moim przypadku było inaczej? Szacunek i traktowanie na równi z innymi? W dupie to mam, niech sobie myślą co chcą. Zawsze zależało mi tylko na Twoim zdaniu i zdaniu najbliższych. Niczyim innym. - no cóż, znów się trochę rozgadał, choć nie wiedział tak na prawdę dlaczego. Jakoś tak ten wybuch Asaki podziałał na niego, że na spokojnej tafli wody pojawił się sztorm, który niemiłosiernie uderzał wielkimi falami o ląd.
- Nie wiedziałaś, bo nie pytałaś, to też się z tym nie obnosiłem. Sama nie byłaś, to na pewno. Daishi jest duże, ale z drugiej strony plotki i wieści bardzo szybko się rozchodzą dla tych, którzy lubią ich słuchać. Nie siedzę i nie opowiadam jaki to jestem biedny. Słyszałaś wcześniej jakieś narzekania ode mnie? Nie. Nie masz więc podstaw osądzać mnie o siedzenie na dupie i pierdzenie w stołek niczego nie robiąc. Cały czas pracuję na ten klan. Gdy była wojna również dołożyłem swoje starania, aby ludzie w tej osadzie nie musieli patrzeć na żniwa tej wojny i doświadczać jej jeszcze na swojej ziemi. -- odparł tak na prawdę nie wiedząc dalej czego od niego oczekuje białowłosa. Powoli zaczynał się już gubić w tej rozmowie i czy jest o tym, że to on nie jest wdzięczny klanowi za WSZYSTKO, czy kto miał gorzej w życiu, czy może jakieś żale Asaki w jego kierunku, czy jeszcze cokolwiek innego.
- A niech sprzątną. Już s...Ykhm.- odchrząknął w ostatniej chwili. - Już kiedyś o tym myślałem, ale jakoś mi nie po drodze do nawiązywania małżeństwa. Chociaż może potrzebuję, kto wie. - odparł i spojrzał na chwilę na złotooką z nutką smutku, ale bardzo słabo widocznego, ponieważ został on zdecydowanie przyćmiony przez wszystkie inne emocje.
Odpowiedź Shikaruia była całkiem wymijająca jak na niego, a przynajmniej tak mu się zdawało. W każdym razie jego odpowiedź dawała mu trochę do myślenia. Nie negował tego, że bardzo się różnią, jednak drogą, którą podążył doprowadziła go do tego miejsca, w którym stoi teraz. A stał w bardzo dobrym miejscu. Był silnym shinobi. Miał żonę. Kruki wzięły go praktycznie od zaraz. Rzeczywiście nie lubi tego świata gdzie każdy potrafi sobie wbić nóż w plecy, ale czy kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w takim świecie właśnie żyją i jeśli się nie dostosuje, to po prostu kiedyś zimna stal przeszyje jego serce? Jak na razie wszystko szło w tym kierunku. Oprócz tego za przykład też miał Shikaruia, który... No cóż, podążał tą ścieżką i zdecydowanie jej odradzał, ale widząc jaki jest silny ciężko było też nie wziąć jej pod uwagę. Spojrzał jedynie uważnie w kierunku czarnowłosego kiedy ten wypowiadał te słowa. Wydawały się być szczere.
- Sam nie wiem co się stanie kiedy dojdzie do konfrontacji, ale... Zobaczymy.- urwał jakby go coś wytrąciło z pomyślunku.
- No rzeczywiście, jednak tak sobie. - chociaż w jednej kwestii się zgadzali w tym momencie. Asaka próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale zaniechała jednak tego przedsięwzięcia. Toshiro tylko spojrzał na nią ze zdziwieniem, ta zaś bez choćby słowa pożegnania wstała i ruszyła do pokoju.
- Dobranoc, Asaka. - rzucił za nią kiedy zdał sobie sprawę z tego, że już raczej tutaj nie wróci. Został na chwilę sam na sam z Panem Sanada. Spojrzał w jego lawendowe oczy doszukując się choć nutki zrozumienia w tym bezuczuciowym spojrzeniu. W tym spojrzeniu bez empatii, którym obdarował go zapewne czarnowłosy.
- Najwidoczniej wszyscy potrzebujemy trochę odpoczynku. Dobranoc, Shikarui.- rzucił mu na odchodne i został jeszcze chwilę. Dolał sobie resztkę sake do czarki i pobawił się nią chwilę wpatrując się jak ciecz dostosowuje się do poruszanego przez niego naczynia. Następnie wypił na razi całą zawartość. Był to tak zwany szot zabójca, który aktywował się dopiero po chwili. Toshiro wstał i wtedy poczuł jak nogi lekko mu miękną. Ruszył niemrawym krokiem w stronę swojego pokoju, który zamknął na klucz zaraz po wejściu i poszedł prosto do spania. Miał zdecydowanie dosyć dzisiejszego wieczoru. Poza tym czekała go jeszcze próba Kruków. Za pewne nie będzie należała do najłatwiejszych, więc musiał być cały czas gotowy. Zapewne miał trochę czasu na przygotowanie się do niej, dlatego na pewno z niego skorzysta. A co pocznie teraz? Nie miał pojęcia. Jego stosunku z państwem Sanada zapewne nieco się pogorszyły, a raczej konkretnie z Asaką. Teraz zdecydowanie nie myślał o tym, aby zasięgnąć jakiegokolwiek towarzystwa, o którym wspominała kobieta. Czyżby po raz kolejny miał zostać zupełnie sam? Na to wyglądało. Być może potrzebują trochę czasu, aby to wszystko przetrawić i przemyśleć, a także wygląda na to, że muszą się jeszcze sporo o sobie dowiedzieć pomimo tak długiej znajomości.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma Onigiri
To nie była w jej oczach żadna licytacja, bo w ogóle nie było jej do szczęścia potrzebne mówienie na głos o tym, jak kiedyś wyglądało jej życie i stawianie się na jakimś podium kto miał gorzej. Bo najgorzej miał Shikarui i co do tego Asaka nie miała żadnych wątpliwości. To nie był żaden konkurs, po prostu dziewczynę denerwowało mówienie o czymś, o czym się nie wiedziało i nie miało prawa wiedzieć. Rzucało słowa, by wywrzeć wrażenie, gdy prawda leżała po drugiej stronie rzeki. Toshiro mógł w tym widzieć jakąś licytację, ale białowłosej nawet przez myśl to nie przeszło i słysząc jego próby przekonania jej jak to miał źle, jakim to nie był odludkiem – to właśnie widziała. Opowiadanie jaki był biedny i jak źle go traktowali. Asaka nie pisnęła na swój temat ani słówkiem tak po prawdzie, jedyne co robiła to mówiła, że Toshiro nie ma pojęcia o życiu uchodźców, wcale nie dając siebie na żaden przykład.
- Ile osób wiedziało o twoim pochodzeniu? Ja nie wiedziałam, cała moja rodzina nie wiedziała, a chyba powinni, skoro mój ojciec to nie jest żadna głupia i bezużyteczna płotka – jej rodzina wydawała się autentycznie zdziwiona, gdy Hotaru po weselu nie wytrzymała i powiedziała im o tym, czego się przypadkiem dowiedziała. Poza tym… Gdyby tak im nie pasowało pochodzenie Toshiro, to nigdy by nie pozwolili, by ich dzieci się z nim zadawały, czyż nie? A byli przecież sąsiadami – przynajmniej od pewnego czasu. - Trzymałeś to jak największą tajemnicę, a teraz zachowujesz się, jakby w sumie wiedziała o tym cała osada. Nie rób idiotki ze mnie i z mojej rodziny – nie przekonały ją „słowa innych” wypowiedziane przez Toshiro. Asaka była typem osoby, który nie siedział w jednym miejscu. Szlajała się po ulicach Seiyamy, ciągle wykręcając bogom winnym ludziom jakieś głupie numery, nasłuchała się różnych ploteczek. Zwłaszcza stare baby lubiły rozprawiać o starych czasach, o tym kto zginął, kto umarł, kogo zabili, kto kogo zdradził – skandale to było to. Jakoś nigdy nie usłyszała o żadnych przebierańcu Uchiha w Seiyamie. Ani o Toshiro. Jego słowa były więc teraz bardzo krzywdzące.
- Nie, nie izolowałabym się. Pokazałabym im na co mnie stać i że niczego mi nie brakuje – złote oczy zwęziły się w małe podejrzliwe szparki, bo oto Toshiro dotknął czułego punktu na miękkim ciałku Asaki. Zupełnie jakby nie wiedział, że traktowali ją inaczej, bo jest bękartem. Jakby nie wiedział gdzie lądowała jej pięść, gdy ktoś ją zbytnio wkurzył. Najpierw broniła tak siebie, później Hotaru, gdy siostrze ktoś sprawiał przykrość z różnego powodu. Czego Toshiro jednak nie wiedział to to, jak traktowały ją dzieciaki w rodzinnej wiosce. Białowłosa wiedziała więc doskonale jak to jest być odludkiem, ale nie zachowywała się tak jak Nishiyama, nie alienowała się. Wręcz przeciwnie. - A co to ma wspólnego z klanem? Przecież wszyscy w Daishi, ba, w Karmazynowych Szczytach tak postępują. W Sogen zresztą też. Małżeństwo to przecież interes, na którym chce się ugrać jak najwięcej. A na mnie za wiele ugrać się nie dało, bo nie jestem z prawego łoża. To jest największe szczęście jakie mnie spotkało i jestem wdzięczna Amaterasu, że nie miałam w rodzinie jakiejś wysokiej pozycji – chciał wbić szpilę i ją przekręcić, ale to spotkało się tylko z pobłażliwym wzrokiem dziewczyny. Już dawno pogodziła się ze swoim losem, że rodzina nie znajdzie dla niej godnego małżonka – i cholernie się z tego powodu cieszyła. Gdy zaś Shikarui sam to zaproponował, czuła niesamowitą ulgę z tego powodu, że jest bękartem. - Zawsze lider klanu mógł próbować mnie wyswatać żeby związać polityczny sojusz, ale najwyraźniej nie miał na horyzoncie żadnych kandydatów – wiedziała doskonale, że w takim wypadku jej urodzenie nie miałoby żadnego znaczenia: liczyła się tylko wartość bojowa i przynależność klanowa. Ale Sanada był szybszy niż jakikolwiek pomysł Kosekiego Kazuo, by wydać jedną z klanowiczek za mąż za jakiegoś shinobiego.
Kolejnym swoim stwierdzeniem jednak dotknął ją do żywego. To był właśnie ten zapalnik, który sprawił, że nie miała ochoty tu siedzieć ani chwili dłużej. Ani oglądać twarzy Toshiro.
- Jak mogłam zapytać o coś, co nie było nawet cicho zasugerowane? – wycedziła przez zęby - Byłam pewna, że jesteś jak mój brat, po prostu bez limitu krwi – czyli ogólnie jak większość shinobich w ogóle. Nawet Hotaru miała wyjść za takiego, który nie miał żadnego kekkei genkai. Co w tym było niby gorszego czy złego? Toshiro jednak zachowywał się teraz jak typowa baba. Oczekiwał, ze Asaka się domyśli, że może on pochodzi z innego rodu i że może odziedziczył jakieś doujutsu. Domyśli i zapyta, by potwierdzić. - Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Im szybciej się w tym połapiesz, tym lepiej dla ciebie.
Mogła tylko wzruszyć ramionami na to, że mu się nie spieszy do małżeństwa – jego wola. Chwilę później już jej przy stole nie było. *** Drżała ze złości, z powodu tych wszystkich złych, negatywnych emocji, które otulały ją z każdej strony jak kokon. Trzaśnięciem drzwi do pokoju zaanonsowała swoje przybycie i w pierwszym odruchu niemalże przekręciła klucz w zamku, nim się opamiętała. Przecież nie była tutaj sama, przecież nie będzie robiła tutaj jeszcze większej sceny, w której Shikarui będzie musiał się dobijać do wynajętego przez nich pokoju. Zwłaszcza, że niczemu nie zawinił. Może i wyciągnął na wierzch ten temat, o którym Asaka w ogóle nie chciała rozmawiać, ale miał ku temu prawo, widząc niemrawą minę i małomówność Asaki, i Toshiro, który czuł, że coś jest na rzeczy, ale nie wiedział co. Chyba nadal nie wiedział, mimo tego, że Asaka powiedziała w czym ma problem już na samiuteńkim początku i w toku tej rozmowy, mimo tego, że Toshiro zdawał się zmieniać prąd rzeki to w lewo to w prawo, nigdzie nie dojrzała, by nie było tak, jak mówiła. Ba, na sam koniec sam to potwierdził, wypowiadając się tak a nie inaczej o klanie, który wspólnie reprezentowali. Nie mogła, nie potrafiła tego szanować. Nie tak ją wychowano.
Nie potrafiąc się uspokoić, łaziła tam i z powrotem po pokoju, wciąż i wciąż zaciskając dłonie w pięści. Na szczęście jej złość nie objawiała się mocnymi stąpnięciami, bo właściciel zajazdu jeszcze mógłby pomyśleć, że wynajął pokój słoniowi. Dziewczyna przechadzała się to w jedną, to w drugą stronę, zatrzymując się czasami na chwilę, patrząc przez okno w ciemność wieczoru. Nie czuła alkoholu, który zdążył trochę uderzyć jej do głowy. Usłyszała za to ciche skrzypnięcie drzwi, a zaraz później ciche kliknięcie, gdy Shikaruj wszedł do środka i przekręcił klucz, a później szelest gmerania w jego rzeczach rzeczach. Przyłapał ją właśnie na jednym z tych momentów, w którym zatrzymała się na chwilę, lecz tym razem jej wzrok szybko odwrócił się od okna, by spocząć na czarnowłosym.
- Nie. Nic nie jest w porządku – odpowiedziała mu, nim zbliżył się do niej i dotknął jej dłoni. Nie uciekła przed tym dotykiem, wręcz po chwili zawahania zacisnęła palce na tych jego. Dość naturalnie nakierował ją, ich w zasadzie, by usiedli na skraju łóżka, gdzie Asaka zgarbiła się, jakby przygniótł ją jakiś wielki ciężar. - To nie twoja wina. Nic z tego nie jest twoją winą, więc mnie nie przepraszaj – do jednej dłoni dołączyła też druga i teraz białowłosa dwoma dłońmi trzymała jedną Shikiego, pozwalając by ta druga uspokajająco gładziła ją po udzie. - Nienawidzę takich tajemnic – sekrety, sekreciki, oto do czego doprowadzały. Oto dlaczego Asaka tak się wściekała, że Shikarui nie mówi jej rzeczy, choć do tej pory nie poznała tego gorzkiego smaku na języku. Domyślała się jedynie jak to może wyglądać, ale w swych domysłach – nawet nie spodziewała się, że coś takiego wyjdzie z zupełnie innej strony. Przyjaciel… ha, Asaka w tym momencie była pewna, że nie może go tak w ogóle nazywać. Bo jak można brać za przyjaciela całkowicie obcą osobę, która na dodatek nie kultywuje tak ważnych dla Asaki pryncypiów? Tych, na których obierało się jej życie… Gdyby po kilku latach dowiedziała się, że Shikarui jest kim innym, niż tym, za którego brała go na początku, gdy wychodziła za niego, to co by zrobiła? Dlatego tak bała się tego wszystkiego, czego jej egoistycznie nie mówił. - Nienawidzę tej niewdzięczności.
- Ile osób wiedziało o twoim pochodzeniu? Ja nie wiedziałam, cała moja rodzina nie wiedziała, a chyba powinni, skoro mój ojciec to nie jest żadna głupia i bezużyteczna płotka – jej rodzina wydawała się autentycznie zdziwiona, gdy Hotaru po weselu nie wytrzymała i powiedziała im o tym, czego się przypadkiem dowiedziała. Poza tym… Gdyby tak im nie pasowało pochodzenie Toshiro, to nigdy by nie pozwolili, by ich dzieci się z nim zadawały, czyż nie? A byli przecież sąsiadami – przynajmniej od pewnego czasu. - Trzymałeś to jak największą tajemnicę, a teraz zachowujesz się, jakby w sumie wiedziała o tym cała osada. Nie rób idiotki ze mnie i z mojej rodziny – nie przekonały ją „słowa innych” wypowiedziane przez Toshiro. Asaka była typem osoby, który nie siedział w jednym miejscu. Szlajała się po ulicach Seiyamy, ciągle wykręcając bogom winnym ludziom jakieś głupie numery, nasłuchała się różnych ploteczek. Zwłaszcza stare baby lubiły rozprawiać o starych czasach, o tym kto zginął, kto umarł, kogo zabili, kto kogo zdradził – skandale to było to. Jakoś nigdy nie usłyszała o żadnych przebierańcu Uchiha w Seiyamie. Ani o Toshiro. Jego słowa były więc teraz bardzo krzywdzące.
- Nie, nie izolowałabym się. Pokazałabym im na co mnie stać i że niczego mi nie brakuje – złote oczy zwęziły się w małe podejrzliwe szparki, bo oto Toshiro dotknął czułego punktu na miękkim ciałku Asaki. Zupełnie jakby nie wiedział, że traktowali ją inaczej, bo jest bękartem. Jakby nie wiedział gdzie lądowała jej pięść, gdy ktoś ją zbytnio wkurzył. Najpierw broniła tak siebie, później Hotaru, gdy siostrze ktoś sprawiał przykrość z różnego powodu. Czego Toshiro jednak nie wiedział to to, jak traktowały ją dzieciaki w rodzinnej wiosce. Białowłosa wiedziała więc doskonale jak to jest być odludkiem, ale nie zachowywała się tak jak Nishiyama, nie alienowała się. Wręcz przeciwnie. - A co to ma wspólnego z klanem? Przecież wszyscy w Daishi, ba, w Karmazynowych Szczytach tak postępują. W Sogen zresztą też. Małżeństwo to przecież interes, na którym chce się ugrać jak najwięcej. A na mnie za wiele ugrać się nie dało, bo nie jestem z prawego łoża. To jest największe szczęście jakie mnie spotkało i jestem wdzięczna Amaterasu, że nie miałam w rodzinie jakiejś wysokiej pozycji – chciał wbić szpilę i ją przekręcić, ale to spotkało się tylko z pobłażliwym wzrokiem dziewczyny. Już dawno pogodziła się ze swoim losem, że rodzina nie znajdzie dla niej godnego małżonka – i cholernie się z tego powodu cieszyła. Gdy zaś Shikarui sam to zaproponował, czuła niesamowitą ulgę z tego powodu, że jest bękartem. - Zawsze lider klanu mógł próbować mnie wyswatać żeby związać polityczny sojusz, ale najwyraźniej nie miał na horyzoncie żadnych kandydatów – wiedziała doskonale, że w takim wypadku jej urodzenie nie miałoby żadnego znaczenia: liczyła się tylko wartość bojowa i przynależność klanowa. Ale Sanada był szybszy niż jakikolwiek pomysł Kosekiego Kazuo, by wydać jedną z klanowiczek za mąż za jakiegoś shinobiego.
Kolejnym swoim stwierdzeniem jednak dotknął ją do żywego. To był właśnie ten zapalnik, który sprawił, że nie miała ochoty tu siedzieć ani chwili dłużej. Ani oglądać twarzy Toshiro.
- Jak mogłam zapytać o coś, co nie było nawet cicho zasugerowane? – wycedziła przez zęby - Byłam pewna, że jesteś jak mój brat, po prostu bez limitu krwi – czyli ogólnie jak większość shinobich w ogóle. Nawet Hotaru miała wyjść za takiego, który nie miał żadnego kekkei genkai. Co w tym było niby gorszego czy złego? Toshiro jednak zachowywał się teraz jak typowa baba. Oczekiwał, ze Asaka się domyśli, że może on pochodzi z innego rodu i że może odziedziczył jakieś doujutsu. Domyśli i zapyta, by potwierdzić. - Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Im szybciej się w tym połapiesz, tym lepiej dla ciebie.
Mogła tylko wzruszyć ramionami na to, że mu się nie spieszy do małżeństwa – jego wola. Chwilę później już jej przy stole nie było. *** Drżała ze złości, z powodu tych wszystkich złych, negatywnych emocji, które otulały ją z każdej strony jak kokon. Trzaśnięciem drzwi do pokoju zaanonsowała swoje przybycie i w pierwszym odruchu niemalże przekręciła klucz w zamku, nim się opamiętała. Przecież nie była tutaj sama, przecież nie będzie robiła tutaj jeszcze większej sceny, w której Shikarui będzie musiał się dobijać do wynajętego przez nich pokoju. Zwłaszcza, że niczemu nie zawinił. Może i wyciągnął na wierzch ten temat, o którym Asaka w ogóle nie chciała rozmawiać, ale miał ku temu prawo, widząc niemrawą minę i małomówność Asaki, i Toshiro, który czuł, że coś jest na rzeczy, ale nie wiedział co. Chyba nadal nie wiedział, mimo tego, że Asaka powiedziała w czym ma problem już na samiuteńkim początku i w toku tej rozmowy, mimo tego, że Toshiro zdawał się zmieniać prąd rzeki to w lewo to w prawo, nigdzie nie dojrzała, by nie było tak, jak mówiła. Ba, na sam koniec sam to potwierdził, wypowiadając się tak a nie inaczej o klanie, który wspólnie reprezentowali. Nie mogła, nie potrafiła tego szanować. Nie tak ją wychowano.
Nie potrafiąc się uspokoić, łaziła tam i z powrotem po pokoju, wciąż i wciąż zaciskając dłonie w pięści. Na szczęście jej złość nie objawiała się mocnymi stąpnięciami, bo właściciel zajazdu jeszcze mógłby pomyśleć, że wynajął pokój słoniowi. Dziewczyna przechadzała się to w jedną, to w drugą stronę, zatrzymując się czasami na chwilę, patrząc przez okno w ciemność wieczoru. Nie czuła alkoholu, który zdążył trochę uderzyć jej do głowy. Usłyszała za to ciche skrzypnięcie drzwi, a zaraz później ciche kliknięcie, gdy Shikaruj wszedł do środka i przekręcił klucz, a później szelest gmerania w jego rzeczach rzeczach. Przyłapał ją właśnie na jednym z tych momentów, w którym zatrzymała się na chwilę, lecz tym razem jej wzrok szybko odwrócił się od okna, by spocząć na czarnowłosym.
- Nie. Nic nie jest w porządku – odpowiedziała mu, nim zbliżył się do niej i dotknął jej dłoni. Nie uciekła przed tym dotykiem, wręcz po chwili zawahania zacisnęła palce na tych jego. Dość naturalnie nakierował ją, ich w zasadzie, by usiedli na skraju łóżka, gdzie Asaka zgarbiła się, jakby przygniótł ją jakiś wielki ciężar. - To nie twoja wina. Nic z tego nie jest twoją winą, więc mnie nie przepraszaj – do jednej dłoni dołączyła też druga i teraz białowłosa dwoma dłońmi trzymała jedną Shikiego, pozwalając by ta druga uspokajająco gładziła ją po udzie. - Nienawidzę takich tajemnic – sekrety, sekreciki, oto do czego doprowadzały. Oto dlaczego Asaka tak się wściekała, że Shikarui nie mówi jej rzeczy, choć do tej pory nie poznała tego gorzkiego smaku na języku. Domyślała się jedynie jak to może wyglądać, ale w swych domysłach – nawet nie spodziewała się, że coś takiego wyjdzie z zupełnie innej strony. Przyjaciel… ha, Asaka w tym momencie była pewna, że nie może go tak w ogóle nazywać. Bo jak można brać za przyjaciela całkowicie obcą osobę, która na dodatek nie kultywuje tak ważnych dla Asaki pryncypiów? Tych, na których obierało się jej życie… Gdyby po kilku latach dowiedziała się, że Shikarui jest kim innym, niż tym, za którego brała go na początku, gdy wychodziła za niego, to co by zrobiła? Dlatego tak bała się tego wszystkiego, czego jej egoistycznie nie mówił. - Nienawidzę tej niewdzięczności.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma Onigiri
Osiadł z nią na łóżko. W półcieniach, w których się skryła, bo nawet nie postanowiła zapalić lampionu stojącego na stole. Nic dziwnego. W ciemnościach łatwiej toną słabości. W takich momentach nie chcesz, by inni na ciebie spoglądali i nie chcesz też spoglądać na samego siebie. Kryjesz się i walczysz, mruczysz i łkasz, szukając samego siebie w rozedrganych, porozrzucanych myślach. Tylko jak je znaleźć, skoro było tu wokół tak strasznie ciemno? Spoglądał w jej złote oczy i chciał być jej maleńkim światłem. Niebieskim blaskiem, który może pojawić się nad dłonią i rozproszyć ujmujący mrok. Tak samo ujmujący, jak on teraz ujął jej dłoń. Delikatność zadziwiająco często chodziła w parze z drapieżnikami. Możesz być najbrutalniejszym skurwielem, ale dla tej, która miała być matką twoich dzieci, dla tej jedynej i wybranej tak starannie spośród wielu, mógłbyś stracić głowę. Bardzo dosłownie.
- Twoja dłoń jest zimna. - Uniósł ją do swoich ust i ucałował knykcie, by zaraz sięgnąć ręką po drugą i zamknąć te drobne dłonie w swoich dużych, chuchając do środka, by ciepłe powietrze rozlało się po jej skórze. W tym blasku, w tym świetle, taką bladą. Chorą. Taką zmęczoną. Otworzył dłonie i objął ją, gdy się skuliła, zgarbiła, stając jeszcze mniejszą, niż była zazwyczaj. Bo zazwyczaj była wielka. Heroska stworzona przez bogów, która mogła tymi maleńkimi dłońmi całe góry przenosić. Aż natrafiła na górę, którą, jak sądziła, znała doskonale. I kiedy nawet nie chciała jej przesunąć, okazało się, że posiada ona bardzo wiele wrogich zakątków, których do tej pory nie znała.
Mówiła, żeby nie przepraszał, a jednak czuł się winny. Czemu? Choć inaczej, bo przecież jego poczucie winy nie istniało. Czuł, że nieodpowiednio zaczął temat i że to właśnie to rozpoczęcie było przyczyną jej złego charakteru. Choć zdawał sobie sprawę z tego, że to nie samo pytanie było złe. To odpowiedzi nie były satysfakcjonujące. Niektórzy twierdzili, że nie ma głupich pytań - są tylko głupie odpowiedzi. A jeśli odpowiedzi nie są głupie, tylko pytania zostały źle zrozumiałe? Aach... pokrętny był ludzki umysł, jakże pokrętny, dziki i niebezpieczny. Zupełnie jak góry, które przenosić próbujesz gołymi rękami.
- Opowiedz mi to, żebym lepiej zrozumiał. - Przesunął dłonią po jej białych włosach, trzymając ją przy sobie, jakby mógł ją ochronić przed całym światem. Oo - i wierzył, że mógł. W tym miejscu, w tym punkcie, nie czuł i nie widział zagrożenia, które mogłoby go przerosnąć. Nie każde brzydkie kaczątko obrasta w piórka i nie każde zmienia się w łabędzia, ale on miał na tyle szczęście, by tak się właśnie stało. Czarne były to pióra, bo czarne intencje niosły jego skrzydła. Jak Kruk, co zwiastuje śmierć.
Chciał zrozumieć to, co dzieje się w jej umyśle. Wiedza o tym, jak nie lubiła tajemnic, jak ważna była dla niej rodzina, nie była tutaj wystarczająca. Nie był w stanie zlepić tego, co stało się na dole, w karczmie, w jeden sensowny rytm. Ta piosenka, którą była opowieść o Toshiro Uchiha i Asace Koseki rozjechała się w swoich nutach. Zaczęła zgrzytać. Rozłamała się w pół, jak rozrywane są rodzinne portrety, kiedy ktoś przestaje do nich pasować. Nie wiedział, na ile informacji między nimi przeszło wcześniej, ale wyglądało to dla niego od początku tak, jakby Asaka nie wiedziała nic o oczach Toshiro. Dziś Toshiro zachowywał się tak, jakby ona od początku wiedziała. To, jak wyrwane z jego własnych myśli były słowa, które opowiadał - ooo, dlatego właśnie były taką potężną bronią. Lepiej było z nimi rozsądnie postępować. Uważaj, gdzie na górze stawiasz swoje kroki - jeden kamyczek może doprowadzić do lawiny. Nigdy nie miałeś gwarancji, że nie spadniesz w dół razem z nią. Pełno tu było niebezpiecznych zakątków. Shikarui chciał zrozumieć ciąg przyczynowo skutkowy ich wszystkich. Spacerując po umyśle Asaki chciał wiedzieć, by jego dłoń mogła sięgnąć tam, gdzie bolało. By mógł być zimną wodą dla rozpalonych, rozognionych miejsc. Tego wieczoru właśnie taką rolę chciał przyjąć.
- Twoja dłoń jest zimna. - Uniósł ją do swoich ust i ucałował knykcie, by zaraz sięgnąć ręką po drugą i zamknąć te drobne dłonie w swoich dużych, chuchając do środka, by ciepłe powietrze rozlało się po jej skórze. W tym blasku, w tym świetle, taką bladą. Chorą. Taką zmęczoną. Otworzył dłonie i objął ją, gdy się skuliła, zgarbiła, stając jeszcze mniejszą, niż była zazwyczaj. Bo zazwyczaj była wielka. Heroska stworzona przez bogów, która mogła tymi maleńkimi dłońmi całe góry przenosić. Aż natrafiła na górę, którą, jak sądziła, znała doskonale. I kiedy nawet nie chciała jej przesunąć, okazało się, że posiada ona bardzo wiele wrogich zakątków, których do tej pory nie znała.
Mówiła, żeby nie przepraszał, a jednak czuł się winny. Czemu? Choć inaczej, bo przecież jego poczucie winy nie istniało. Czuł, że nieodpowiednio zaczął temat i że to właśnie to rozpoczęcie było przyczyną jej złego charakteru. Choć zdawał sobie sprawę z tego, że to nie samo pytanie było złe. To odpowiedzi nie były satysfakcjonujące. Niektórzy twierdzili, że nie ma głupich pytań - są tylko głupie odpowiedzi. A jeśli odpowiedzi nie są głupie, tylko pytania zostały źle zrozumiałe? Aach... pokrętny był ludzki umysł, jakże pokrętny, dziki i niebezpieczny. Zupełnie jak góry, które przenosić próbujesz gołymi rękami.
- Opowiedz mi to, żebym lepiej zrozumiał. - Przesunął dłonią po jej białych włosach, trzymając ją przy sobie, jakby mógł ją ochronić przed całym światem. Oo - i wierzył, że mógł. W tym miejscu, w tym punkcie, nie czuł i nie widział zagrożenia, które mogłoby go przerosnąć. Nie każde brzydkie kaczątko obrasta w piórka i nie każde zmienia się w łabędzia, ale on miał na tyle szczęście, by tak się właśnie stało. Czarne były to pióra, bo czarne intencje niosły jego skrzydła. Jak Kruk, co zwiastuje śmierć.
Chciał zrozumieć to, co dzieje się w jej umyśle. Wiedza o tym, jak nie lubiła tajemnic, jak ważna była dla niej rodzina, nie była tutaj wystarczająca. Nie był w stanie zlepić tego, co stało się na dole, w karczmie, w jeden sensowny rytm. Ta piosenka, którą była opowieść o Toshiro Uchiha i Asace Koseki rozjechała się w swoich nutach. Zaczęła zgrzytać. Rozłamała się w pół, jak rozrywane są rodzinne portrety, kiedy ktoś przestaje do nich pasować. Nie wiedział, na ile informacji między nimi przeszło wcześniej, ale wyglądało to dla niego od początku tak, jakby Asaka nie wiedziała nic o oczach Toshiro. Dziś Toshiro zachowywał się tak, jakby ona od początku wiedziała. To, jak wyrwane z jego własnych myśli były słowa, które opowiadał - ooo, dlatego właśnie były taką potężną bronią. Lepiej było z nimi rozsądnie postępować. Uważaj, gdzie na górze stawiasz swoje kroki - jeden kamyczek może doprowadzić do lawiny. Nigdy nie miałeś gwarancji, że nie spadniesz w dół razem z nią. Pełno tu było niebezpiecznych zakątków. Shikarui chciał zrozumieć ciąg przyczynowo skutkowy ich wszystkich. Spacerując po umyśle Asaki chciał wiedzieć, by jego dłoń mogła sięgnąć tam, gdzie bolało. By mógł być zimną wodą dla rozpalonych, rozognionych miejsc. Tego wieczoru właśnie taką rolę chciał przyjąć.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma Onigiri
To w cieniach chciała się skryć. Siebie i swoje rozedrgane myśli, złość, poczucie wyobcowania i oszukania, niezrozumienia. Ból uczuć, o których wiesz, że ktoś powiedział o jedno słowo za dużo. Jedno? Tylko jedno? Ach, gdyby to było tylko jedno słowo za dużo… Było ich jednak zdecydowanie więcej i białowłosa nie czuła, by tutaj gdziekolwiek była jej wina. Nie ona trzymała w swoim sercu tajemnice, które okazywały się nie być tajemnicami. Nie ona robiła z siebie ofiarę ludzi i to na nich zwalała winę za to, że była wyobcowana, albo że nie chciała o czymś mówić. Nie ona oczekiwała, że druga strona domyśli się tego, co chodzi jej po głowie, ani tym bardziej tego, co było jedną wielką tajemnicą. To nie ona, pomimo bycia różnie traktowaną, nie doceniała wszystkiego, co dostała od rodziny i klanu. Pomimo gorszego urodzenia. A Toshiro… był znacznie lepiej urodzony niż ona. I jeszcze śmiał kręcić nosem. Asaka miała mu za złe wiele rzeczy, jednak nie poprzez zazdrość. Ta jedna emocja w tym wypadku nie wchodziła w grę. Ciemność… pozwalała się schować. A Asaka teraz tego właśnie potrzebowała. Schować się, przeczekać. Wcale nie chciała znajdować tych myśli – wręcz przeciwnie. Chciała udawać, że nic z tego nie miało miejsca. Hah, udawać… Mogła grać na deskach teatru, mogła, ale swoich własnych odczuć udawać nie potrafiła. Nie tych silnych. Nie takich…
Gdy Shikarui złapał jej dłoń, tak delikatnie, jej ciągle trzymana w ryzach odporność pękła, jak bańka mydlana. Złotooka nie była beksą, nie płakała, gdy miała zatargi z innymi dzieciakami z rodzinnej wioski, nie płakała, gdy zmarła jej babka, nie płakała, gdy zmarła jej matka. Płakała dopiero, gdy wszystko trzeba było spalić, gdy trzeba było opuścić dom. Och, wtedy ją tknęło. To był chyba jedyny raz, gdy płakała. A teraz? A teraz była przy kimś, przy kim nie musiała udawać. Nie musiała być twarda wtedy, kiedy nie miała na to sił. Teraz już nie miała. Poczuła, że oczy ją szczypią, że wilgotnieją, gdy tak patrzyła w cieniach na ich splecione dłonie. Oparła też głowę na ramieniu Shikiego, gdy ten objął ją i przysunął do siebie, chcąc ogrzać jej drobne ciało, i przymknęła powieki, pozwalając, by łzy spłynęły po jej policzku na zagłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją.
- Toshiro przeprowadził się do pana Masaru już wtedy, gdy mieszkałam w Seiyamie. Jego rodzice zmarli podczas misji – tyle wiedzieliśmy, no a Masaru był przyjacielem ich rodziców więc wziął go do siebie. Coś tam się mówiło, że jego rodzina nie pochodzi z Seiyamy, ale mało kto tak naprawdę zwracał na to uwagę, przynajmniej z tego co ja widziałam. Liczyło się to, że pracują dla klanu i że robią to chętnie. Kazuo-dono przyjął ich przecież z jakiegoś powodu. Tak jak przyjął mnie. Nie miałam pojęcia, że Toshiro pochodzi z rodu Uchiha. Nie wiedziałam, że odziedziczył sharingana. Nikt tego nie wiedział. Ani ja, ani Hotaru, ani Katsuro, a to on przyjaźni się z nim najbardziej. Moi rodzice też byli zdziwieni gdy to wyszło. Ja w ogóle mogło mi to przyjść do głowy? Jak miałam o to zapytać, skoro nie miałam żadnych podejrzeń? Dlaczego miałabym je mieć? Bo nie odziedziczył żadnego znanego kekkei genkai? Katsuro też nie. Moja matka też nie. To przecież normalne – Asaka pociągnęła nosem, po prostu wyrzucając z siebie potok słów, nie bardzo zastanawiając się nad tym co i jak ma mu wytłumaczyć by lepiej zrozumiał. - Dostał od naszego rodu tak wiele. Jego rodzice zamieszkali w Daishi, Toshiro jest rodowitym daishyńczykiem, zdolnym, dobrze urodzonym – tu Asaka miała po prostu na myśli, ze nie jest bękartem. - Rodzina uczyła go sztuk ninpo od początku, nikt niczego mu nie zabraniał. A jednak zachowuje się, jakby pochodził skądś indziej. Jakby Koseki nie dali mu tych wszystkich możliwości. Jakby był obcym, którym nie był. Był tu od dziecka i nigdy nie nauczył się co jest ważne, a co nie, dla ludzi z Daishi. Sam się kreował na odludka, a teraz ma pretensje. Do wszystkich, tylko nie do siebie. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie potrafię tego uszanować. Nie chcę – wyrzuciła z siebie potok słów, miała nadzieję, że składny, ale chyba, zwłaszcza na końcu, wszystko się rozmyło i białowłosa jeszcze bardziej się rozkleiła, tuląc się do Shikiego. Jak taka mała dziewczynka. Którą była – przynajmniej z postury.
Gdy Shikarui złapał jej dłoń, tak delikatnie, jej ciągle trzymana w ryzach odporność pękła, jak bańka mydlana. Złotooka nie była beksą, nie płakała, gdy miała zatargi z innymi dzieciakami z rodzinnej wioski, nie płakała, gdy zmarła jej babka, nie płakała, gdy zmarła jej matka. Płakała dopiero, gdy wszystko trzeba było spalić, gdy trzeba było opuścić dom. Och, wtedy ją tknęło. To był chyba jedyny raz, gdy płakała. A teraz? A teraz była przy kimś, przy kim nie musiała udawać. Nie musiała być twarda wtedy, kiedy nie miała na to sił. Teraz już nie miała. Poczuła, że oczy ją szczypią, że wilgotnieją, gdy tak patrzyła w cieniach na ich splecione dłonie. Oparła też głowę na ramieniu Shikiego, gdy ten objął ją i przysunął do siebie, chcąc ogrzać jej drobne ciało, i przymknęła powieki, pozwalając, by łzy spłynęły po jej policzku na zagłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją.
- Toshiro przeprowadził się do pana Masaru już wtedy, gdy mieszkałam w Seiyamie. Jego rodzice zmarli podczas misji – tyle wiedzieliśmy, no a Masaru był przyjacielem ich rodziców więc wziął go do siebie. Coś tam się mówiło, że jego rodzina nie pochodzi z Seiyamy, ale mało kto tak naprawdę zwracał na to uwagę, przynajmniej z tego co ja widziałam. Liczyło się to, że pracują dla klanu i że robią to chętnie. Kazuo-dono przyjął ich przecież z jakiegoś powodu. Tak jak przyjął mnie. Nie miałam pojęcia, że Toshiro pochodzi z rodu Uchiha. Nie wiedziałam, że odziedziczył sharingana. Nikt tego nie wiedział. Ani ja, ani Hotaru, ani Katsuro, a to on przyjaźni się z nim najbardziej. Moi rodzice też byli zdziwieni gdy to wyszło. Ja w ogóle mogło mi to przyjść do głowy? Jak miałam o to zapytać, skoro nie miałam żadnych podejrzeń? Dlaczego miałabym je mieć? Bo nie odziedziczył żadnego znanego kekkei genkai? Katsuro też nie. Moja matka też nie. To przecież normalne – Asaka pociągnęła nosem, po prostu wyrzucając z siebie potok słów, nie bardzo zastanawiając się nad tym co i jak ma mu wytłumaczyć by lepiej zrozumiał. - Dostał od naszego rodu tak wiele. Jego rodzice zamieszkali w Daishi, Toshiro jest rodowitym daishyńczykiem, zdolnym, dobrze urodzonym – tu Asaka miała po prostu na myśli, ze nie jest bękartem. - Rodzina uczyła go sztuk ninpo od początku, nikt niczego mu nie zabraniał. A jednak zachowuje się, jakby pochodził skądś indziej. Jakby Koseki nie dali mu tych wszystkich możliwości. Jakby był obcym, którym nie był. Był tu od dziecka i nigdy nie nauczył się co jest ważne, a co nie, dla ludzi z Daishi. Sam się kreował na odludka, a teraz ma pretensje. Do wszystkich, tylko nie do siebie. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie potrafię tego uszanować. Nie chcę – wyrzuciła z siebie potok słów, miała nadzieję, że składny, ale chyba, zwłaszcza na końcu, wszystko się rozmyło i białowłosa jeszcze bardziej się rozkleiła, tuląc się do Shikiego. Jak taka mała dziewczynka. Którą była – przynajmniej z postury.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Karczma Onigiri
Toshiro nie łudził się już, że w tym momencie dojdzie do jakiegokolwiek kompromisu, czy czegoś co sprawi, że nagle obie strony się zrozumieją. Asaka wydawała się wpaść w pewien "szał", z którego nie dało jej się już wytrącić, a z drugiej strony Nishiyama nie do końca ustępował, trzymał się swojej racji. Dlatego też Nishiyama nie widział sensu do kontynuowania dalej tej dyskusji, choć rzeczywiście, dała mu do myślenia i spojrzał na kilka rzeczy nieco inaczej niż zawsze. Nie oczekiwał przecież tego, że białowłosa się nad nim zlituje czy coś. Nie był typem, który się żalił. On po prostu stwierdzał fakty, to zaś było postrzegane przez Koseki jako użalanie się nad sobą. Chłopak nigdy nie usiadł w kącie i nie płakał na swoim losem, czy też dołował się przez to, że spotkało go to co go spotkało. Wręcz przeciwnie, dalej parł przed siebie, trenował, wypełniał zadania. Cóż innego miał z resztą robić? Wychodzić do tych ludzi na siłę i ich przekonywać co do samego siebie? Nie interesowało go to ani trochę. Nie potrzebował poklasku, czy też uznania innych, inaczej na to jednak patrzyła Asaka, która zdecydowanie chciała udowodnić, że jest coś warta. Pomimo, że nie wychowywała się w Daishi od urodzenia, to rzeczywiście, miała charakter typowy dla tych ziem. Najprawdopodobniej odziedziczony po ojcu. Nic więc dziwnego, że nie była w stanie zrozumieć jego "egoistycznego" podejścia, w którym to nie klan stał na samym szczycie, a najbliżsi ludzie. To prawda też, że była córką z nieprawego łoża, więc teoretycznie była tą "gorszą". No i rzeczywiście przez to miała większa dowolność, "bo była gorsza". Dlatego też Sanada mógł poniekąd skorzystać z tej okazji, a oprócz tego i sama Asaka, która wybrała sobie sama za kogo chce wyjść. Akurat ona skorzystała na tym wszystkim bardziej niż mogłoby jej się wydawać. W każdym razie dalsze rozmowy niczego nie zmieniały, tak jak się spodziewał, dlatego też ograniczył swój wkład w to wszystko do minimum. Nie chciał dalej uczestniczyć w tej konwersacji, zupełnie jak ona. Poza tym zastanawiało go jak to wygląda jeśli chodzi o Shikaruia, jak ona na to patrzy. Przecież jego oczy nie wzięły się od Jugo, dlaczego jemu nie zarzuca tego, że nie służy klanowi i zupełnie go pozostawił, kiedy Toshiro dalej pełni sumiennie służbę u Kosekich, nigdy na nią nie narzekał. Jedynie podejrzliwie podchodził do samej instancji władzy. To tylko tyle. Dla białowłosej jednak AŻ tyle.
To, że świat nie kręcił się wokół niego, było oczywistą oczywistością, z której zdawał sobie sprawę już od dłuższego czasu, bo był zwykłym, nic nie znaczącym pionkiem. W pewnych aspektach rzeczywiście mógł być przewrażliwiony, ale kto by nie był, skoro jego rodziców udało się wytropić po takim czasie, to dlaczego nie mieliby dowiedzieć się i o jego istnieniu? Infiltracja Uchiha jest na pewno skuteczna, a możliwość pozyskiwania przez nich informacji nieoceniona. Co w ogóle dowodziło, że rzeczywiście, świat nie kręci się wokół niego. Nikt po niego nie przyszedł, być może nawet zapomnieli i mieli go gdzieś. W pewnym momencie został zupełnie sam. Dopił jeszcze to co miał i poszedł do siebie. Nie był zbyt przekonany do pomysłu wspólnego wracania. Jeszcze wcześniej chciał z nimi spędzić dużo więcej czasu, teraz jednak... Chyba nie było to wskazane. Nie trzeba było długo czekać zanim zasnął, emocje i alkohol zrobiły swoje pozbawiając go kompletnie energii. Bardzo szybko zasnął.
Toshiro obudził się całkiem wcześnie, chwilę po wschodzie słońca, tak już po prostu miał, że po alkoholu spał bardzo krótko, ale był wypoczęty. Jeśli nie struł się poprzedniego dnia i jadł odpowiednio, to kac dla niego nie istniał. Tak też było poprzedniego wieczoru, dlatego dzisiaj czuł się już całkiem dobrze. Postanowił, że zbierze się po prostu szybciej i ruszy sam. Nie chciał, aby ich relacja ucierpiała jeszcze bardziej. Oddając klucz polecił gospodarzowi przekazać białowłosej wiadomość spisaną na kartce.
Oczywiście chodziło mu o to, że i tak czy siak samotnie musi wykonać jakąś misję dla Kruków, a z racji na to że są wszędzie i ich obserwują, to wolał nie pisać o tym dosłownie. Po tym wieczorze raczej zrozumie o co mu przez to chodziło.Po oddaniu klucza i karteczki spojrzał jeszcze w stronę, z której przyszedł, głośno westchnął i ruszył w kolejną podróż.
z.t.
To, że świat nie kręcił się wokół niego, było oczywistą oczywistością, z której zdawał sobie sprawę już od dłuższego czasu, bo był zwykłym, nic nie znaczącym pionkiem. W pewnych aspektach rzeczywiście mógł być przewrażliwiony, ale kto by nie był, skoro jego rodziców udało się wytropić po takim czasie, to dlaczego nie mieliby dowiedzieć się i o jego istnieniu? Infiltracja Uchiha jest na pewno skuteczna, a możliwość pozyskiwania przez nich informacji nieoceniona. Co w ogóle dowodziło, że rzeczywiście, świat nie kręci się wokół niego. Nikt po niego nie przyszedł, być może nawet zapomnieli i mieli go gdzieś. W pewnym momencie został zupełnie sam. Dopił jeszcze to co miał i poszedł do siebie. Nie był zbyt przekonany do pomysłu wspólnego wracania. Jeszcze wcześniej chciał z nimi spędzić dużo więcej czasu, teraz jednak... Chyba nie było to wskazane. Nie trzeba było długo czekać zanim zasnął, emocje i alkohol zrobiły swoje pozbawiając go kompletnie energii. Bardzo szybko zasnął.
Toshiro obudził się całkiem wcześnie, chwilę po wschodzie słońca, tak już po prostu miał, że po alkoholu spał bardzo krótko, ale był wypoczęty. Jeśli nie struł się poprzedniego dnia i jadł odpowiednio, to kac dla niego nie istniał. Tak też było poprzedniego wieczoru, dlatego dzisiaj czuł się już całkiem dobrze. Postanowił, że zbierze się po prostu szybciej i ruszy sam. Nie chciał, aby ich relacja ucierpiała jeszcze bardziej. Oddając klucz polecił gospodarzowi przekazać białowłosej wiadomość spisaną na kartce.
Ukryty tekst
z.t.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma Onigiri
Oddanie Asaki wobec klanu było prawdziwie górskie. Oddani klanowi byli też Uchiha. Oddani byli Hyuga. Cesarstwo. Wszyscy ci jakże oddani wojownicy, a zdrada pośród nich goniła zdradę. Shikarui nigdy nie był wierny i oddany, jego wierność i oddanie były tam, gdzie było mu wygodnie. Na przykład przy boku Asaki. Zastanawiał się już nie raz, kiedy w ciszy ją obserwował, gdy czyniła swoje codzienne obowiązki w domu, ćwiczyła czy opowiadała coś, co nie było nawet istotne - po prostu lubiła gadać, a on lubił słuchać. Zastanawiał się, jaka cena by go zadowoliła, żeby ją zdradzić i ją sprzedać. I była jedną z bardzo niewielu istot, których nie potrafił wycenić. To, co gościło w jego sercu, bardzo wolno bijącym i obojętnym na ludzkie wzruszenia, miało swoją prostą nazwę i okazywało się, że właśnie na tym jednym słowie kończy się jego odporność na wzruszenia. Miłość. Daleko jej było od czystej i bezinteresownej, o - ta Shikaruiego była bardzo interesowna i bardzo egoistyczna, nie miał nawet wstydu, żeby to próbować ukryć. Wiedział przecież tak bardzo dobrze, że nie opłaca się przed nią kryć. Każda z tych myśli w końcu wypełznie na wierzch. Zazwyczaj przypadkiem. Karma lubiła trzymać się kosmosu i uderzać do drzwi, nawet jeśli te Sanady były bardzo solidnie okute żelazem. Pancerne. Nie ma takich twierdz, których nie da się podbić. Tak czy owak - Shikarui nigdy nie był oddany klanowi i nigdy nie będzie. W Koseki zamierzał się zaangażować tylko dlatego, że Asaka pałała do nich takimi a nie innymi uczuciami. Że była tak wierna. Wymagało to od niego przewartościowania, bo przecież wypadało, żeby zabrał ją do Jugo i tam postawił swój dom. Na szczęście wynik był prosty - to Koseki, nie Jugo, mieli możliwości. Moc. Władzę. Tylko czemu w takim razie Asace nie przeszkadzało podejście męża? Może dlatego, że żaden z nich nie opowiadał o nim głośno. Shikarui tworzył dużo gier pozorów, a Asaka nie pozwalała wyjść na jaw, co dostrzegała, ale ignorowała ze względu na samego czarnowłosego, a ile nie wiedziała. Sam Jugo tego nie wiedział. Problem Toshiro i Shikiego mocno się od siebie jednak różnił. Wszystko w nich ich od siebie rozróżniało.
W końcu sekret miał zostać odkryty. Porządna osoba powiedziałaby, że Asaka nie powinna tego opowiadać, że Shikarui powinien to usłyszeć z ust nikogo innego jak samego Toshiro. Na szczęście żadnej porządnej osoby w tym ciemnym pokoju nie było. Tylko Śmierć, Kryształowa Księżniczka i jej Smutek, który przytulał ją jeszcze szczelniej niż robiła to Śmierć. Ta pierwsza zamierzała zabić tą ostatnią. Zdusić ją siłą ramion przez niespodziewaną delikatność. Kiedy słuchał, co białowłosa ma do powiedzenia, zaczynał rozumieć. Krok po kroku, bez gwałtownych przeskoków.
- Nie każdy jest odważny tak jak ty. - Powiedział łagodnie, gładząc ją to po głowie, to muskając jej szyję, to zsuwając dłoń na jej plecy. - Nie każde szczenię walczy. Niektóre się poddają. Potem ich wspomnienia ulegają przekształceniu. To zdradliwe miejsce, twój własny umysł. Najbardziej zdradza tam, gdzie przywołujesz uczucia i myśli czasów minionych. - Jedno mógł powiedzieć o Toshiro NA PEWNO - i było to to, że był wycofanym chłopakiem. Zamkniętym. Jego skorupa była delikatna - Shikarui czuł, jakby mógł ją zgnieść swoimi palcami... albo raczej palcami Asaki. Wszytko w nim mówiło, że bardzo głęboko pragnął być kimś innym, a na dnie jego oczu wyczuł podobne uczucie, którym sam się żywił - pragnieniem zemsty. Niestety tak jak mu powiedział - dzieliło ich zbyt wiele różnic, by mogli skończyć na tych samych ścieżkach. Toshiro po spełnieniu swojego marzenia skończyłby na tej, na której raczej nie odnalazłby już szczęścia. Odkryłby, że te spalone ciała spaliły również drogowskazy, by mógł wrócić do punktu, w którym się znajdował.
- Myślałem, że wiesz. - O sharinganie. Nawet nie wpadł na to, że to mogła być dla Asaki akurat jakakolwiek tajemnica. - Nie akceptuj tego. - Jeśli nie chciała, nie musiała. Nie było żadnego powodu. - Człowiek błądzi. Spróbuj dać mu szansę. - Powiedział to, ale myślał o czymś zupełnie innym. - ... lub powiedz tylko słówko, a uwolnię cię od jego ciężaru. - Ujął jej twarz w dłonie, by spojrzeć w te zapuchnięte oczy. Starł kciukami jej łzy. Och słodki, słodki upadek. Taka słabiutka i kruchutka. Musnął wargami jej wargi.
W końcu sekret miał zostać odkryty. Porządna osoba powiedziałaby, że Asaka nie powinna tego opowiadać, że Shikarui powinien to usłyszeć z ust nikogo innego jak samego Toshiro. Na szczęście żadnej porządnej osoby w tym ciemnym pokoju nie było. Tylko Śmierć, Kryształowa Księżniczka i jej Smutek, który przytulał ją jeszcze szczelniej niż robiła to Śmierć. Ta pierwsza zamierzała zabić tą ostatnią. Zdusić ją siłą ramion przez niespodziewaną delikatność. Kiedy słuchał, co białowłosa ma do powiedzenia, zaczynał rozumieć. Krok po kroku, bez gwałtownych przeskoków.
- Nie każdy jest odważny tak jak ty. - Powiedział łagodnie, gładząc ją to po głowie, to muskając jej szyję, to zsuwając dłoń na jej plecy. - Nie każde szczenię walczy. Niektóre się poddają. Potem ich wspomnienia ulegają przekształceniu. To zdradliwe miejsce, twój własny umysł. Najbardziej zdradza tam, gdzie przywołujesz uczucia i myśli czasów minionych. - Jedno mógł powiedzieć o Toshiro NA PEWNO - i było to to, że był wycofanym chłopakiem. Zamkniętym. Jego skorupa była delikatna - Shikarui czuł, jakby mógł ją zgnieść swoimi palcami... albo raczej palcami Asaki. Wszytko w nim mówiło, że bardzo głęboko pragnął być kimś innym, a na dnie jego oczu wyczuł podobne uczucie, którym sam się żywił - pragnieniem zemsty. Niestety tak jak mu powiedział - dzieliło ich zbyt wiele różnic, by mogli skończyć na tych samych ścieżkach. Toshiro po spełnieniu swojego marzenia skończyłby na tej, na której raczej nie odnalazłby już szczęścia. Odkryłby, że te spalone ciała spaliły również drogowskazy, by mógł wrócić do punktu, w którym się znajdował.
- Myślałem, że wiesz. - O sharinganie. Nawet nie wpadł na to, że to mogła być dla Asaki akurat jakakolwiek tajemnica. - Nie akceptuj tego. - Jeśli nie chciała, nie musiała. Nie było żadnego powodu. - Człowiek błądzi. Spróbuj dać mu szansę. - Powiedział to, ale myślał o czymś zupełnie innym. - ... lub powiedz tylko słówko, a uwolnię cię od jego ciężaru. - Ujął jej twarz w dłonie, by spojrzeć w te zapuchnięte oczy. Starł kciukami jej łzy. Och słodki, słodki upadek. Taka słabiutka i kruchutka. Musnął wargami jej wargi.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości