Zło tego świata było przesądzone. Czemu? Wszystko zaczęło się od incydentu będącego w budynku straży. Mieliśmy tam się spotkać z jedyną w miarę prawdomówną osobą. Jednakże stało się coś innego. Zobaczyliśmy podejrzaną osobę, która idzie w tym samym kierunku. Chcieliśmy ją dorwać w końcu Kapitan mógł być zagrożony, jednakże co się stało? Uciekliśmy z powodu wybuchu, który usłyszałam dopiero po opuszczeniu tamtego miejsca. Nieco smutne, prawda? Osoba odpowiedzialna za porządek prawdopodobnie zginęła, a my w zamian mieliśmy stawić czoła kolejnym problemom. Co przez to miałam na myśli? Otóż po wyjściu z budynku, zaczełam się rozglądać. W lewo, potem prawo, a następnie w górę. Moje oczy zrobiły się większe, a ciało lekko zesztywniało. Odruchowo rozpoczęłam szukać innego zagrożenia, po czym wręcz natychmiast dostrzegłam białe jak śnieg kulki. Przypominały grad, a że byłam specjalistką to od razu zrozumiałm, że to coś innego. Wyglądały na niebezpieczne, więc pierwsze co zrobiłam to zaczęłam uciekać. Może nie byłam tak szybka jak Yammy z Rin na ramieniu, ale no ten.. przynajmniej biegłam do schronu. Kit z tym, że tam był przypuszczony atak, ale no cóż. Mieliśmy plan, a przynajmniej towarzysze mieli. Od razu nawet zaczęli działać, a wszystko było zrobione w ułamku sekundy. Jeśli natomiast było widać, że nie zdążą to wtedy wtargnęłam ja. Innymi słowy użyłam Ensho no Kaze, by im pomóc, odpychając pociski do góry (wiatr skierowany bardziej do góry, niż na boki.. tak by im nie zagrozić). Silny podmuch rozwiewający moje włosy był zbawieniem, a przynajmniej tak myślałam. Jednakże mówiąc o towarzyszach to liny Muraia oraz osłona piaskowa czerwonowłosej były skuteczne. Uśmiechnęłam się, choć nie powinnam. Blondyn również przyszedł nas wesprzeć, jednakże to było wszystko. Musieliśmy czekać na to, co przyniesie przyszłość, czy uda nam się przeżyć dzięki tym zabiegom, nie wiedziałam.
siła-> 24, szybkość->25, percepcja-> 17 KC-> ranga E
Palące się notki były świetną motywacją do opuszczenia budynku. Bez wahania biegiem rzuciłem się do okna i wykonałem skok, przy okazji zasłaniając ciało. Destruktywna moc szkła jednak dała o sobie znać i zostawiła mi kawałek siebie pod okiem. Nieprzyjemna sprawa, ale teraz nie czas na to. Momentalnie po opuszczeniu budynku użyłem techniki tworzącej wielkiego, glinianego smoka. Moment później byłem na nim i unosiłem się nad budynkiem straży. Smok otworzył pysk i wysypał z siebie dziesiątki silnych min, które miały zasypać terytorium, a przede wszystkim moim celem było doszczętne zniszczenie budynku straży. Chwilę przed dotarciem bomb do celu, z budynku wybiegło kilka osób. Instynktownie zrozumiałem, że się uratowali przed moim wybuchowym pokazem. Wszystko jednak się zmieniło w następnej sekundzie - wszyscy ruszyli z powrotem do środka. Jakby chcieli sami sobie wybrać grobowiec. Chyba nie spodziewali się efektu mojego dzieła, to nie białe kulki, które ranią jak kamienie, a prawdziwe bomby, a epicentrum wybuchu to budynek, do którego właśnie wbiegli. Nie sądziłem więc, by cokolwiek zdążyło ich teraz uratować, musieliby mieć więcej czasu. Szybko jednak postanowiłem sobie nie zaprzątać nimi głowy, bowiem do budynku zbliżały się też inne jednostki, a ja teraz nie zamierzałem szukać walki. Skierowałem smoka w kierunku wolnym od zbliżających jednostek, chciałem opuścić już terytorium Antai i wtedy też zająć się odłamkiem szkła, teraz nie mogłem tego zrobić, bo krwotok mógłby zaburzyć mi pole widzenia. Wybuch jest sztuką.
Muszę - przed oceną ich akcji policz do dwóch. Raz, dwa. Bum, bum. Katsu, katsu. XD
A tak poważnie:
→ Rzecz jasna nie zapominam o detonacji swojego dzieła,
→ Będąc na smoku szukam najbezpieczniejszej powietrznej drogi do ucieczki,
→ Jedną z dłoni chwytam trochę gliny do otworu, by w razie co być przygotowanym na niespodziewane,
→ Obserwuję otoczenie, by nie dać się zaskoczyć jakimś atakom wyprowadzonym z lądu czy coś,
→ Nie wrzucam stat, bo nie tyczy się to mojej akcji, ale w razie, gdybyś jednak uznał je za potrzebne, to gg (tak, lenistwo+kopiowanie na tablecie jest smutne).
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Po wybiegnięciu z budynku Kyoushi nie wiedział co dalej się działo. Był zaskoczony całym przebiegiem sytuacji. To 'coś' co się wydarzyło było bardzo nieprzewidywalne, bardzo dziwne.. Nie mógł się skupić, a jedynie pragnął opuścić to miejsce. Widział jak wysoki pomaga dziewczynie w ucieczce co było bardzo heroiczne. Teraz jednak po zawaleniu się budynku nie mógł ocenić sytuacji. Nie wiedział co tam się stało poza tymi notkami, a na zewnątrz był w ogóle 'odjazd'. Jakiś gigantyczny smok, a do tego pociski, które leciały w stronę shinobi. No kurwa co to jest.. Przebywał cały czas w pobliżu nowo poznanych osób, nie miał zamiaru się odłączać, może nawet ze względu na to, że nie znał jakichś mocnych obronnych technik, no może oprócz słynnego Kawarimi. No więc, gdyby jakiś pocisk w niego wleciał czy cokolwiek używa ów Kawarimi no Jutsu i wymienia się z jakimś kawałkiem gruzu. Jednak jeśli nie musi i jego kumple potrafią obronić grupę lepiej to stara się pomóc tym co oberwali czy cokolwiek. Nie chce stać bezczynnie, jednak nie ma wyboru, nie może się wychylać ponad wszystkich. To była by głupota dla młodego genina. Skupienie się na pozostaniu w grupie to podstawa, to może uchronić ich życia jak i również Kyoushiego.
Ukryty tekst
/Sorki za ubogiego posta, ale dopiero wróciłem i nie ogarniam jeszcze życia ;3
///Event zostaje przejęty przeze mnie. Spodziewajcie się rychłego końca. Pozdrawiam. Werdykt ostateczny, od CAŁEJ ADMINISTRACJI, możecie odpisywać. W razie pytań, jestem na gg.
Atmosfera na forum jest wystarczająco napięta, dlatego też użyję opcji ghide, bo mimo wszystko do dnia wczorajszego było to naprawdę przyjemne kilka miesięcy gry, nie chcę więc psuć bardziej atmosfery, bo straci na tym tylko wizerunek dobrego forum. Spotkałem tu wielu spoko ludzi i nie chciałbym w żadnym wypadku, by przez jakieś awantury stracili chęci do gry tutaj.
Na wstępie swojego tłumaczenia chciałbym powiedzieć, że to naprawdę nie chodzi o bezwartościową śmierć tych ludzi, Kaiena do werdyktu Toru lubiłem, z Mei przegadałem całą masę godzin na teamspeaku, z Musem w sumie też trochę. Pozostałej dwójki zbytnio nie poznałem. Tutaj chodzi o zasady i fair play. Naprawdę wydaje się coś nie tak, gdy dwóch wybranych przez administrację Mistrzów Gry udziela jednakowo werdyktu w tej sprawie, a mimo wszystko jest to wyrzucone do kosza przez swoiste racje innych osób. Osobiście uważam, że jest to próba znalezienia złotego środka, który zapobiegnie dalszym płaczom poszkodowanych osób i znów zapanuje spokój. Chciałbym jednak wierzyć, że tak nie jest, więc nie bierzcie tego do siebie i nie będę rzucał żadnych oskarżeń. Przejdźmy więc do początku. Samego początku.
1. Powody działania postaci.
Postać Douhito Soh dowiedziała się o morderstwie księżniczki oraz o tym, że pomagając przy śledztwie może zarobić pieniądze. Jak wiemy jest to świat shinobi i pieniądze działają bardzo motywująco no frakcję ninja, to Soh postanowił sprawdzić co i jak. Został więc skierowany do lidera tutejszej straży i tam dowiedział się szczegółów. Postanowił więc przyjąć zlecenie i poszedł zdobywać informacje. Trafił do "zaufanej" osoby, czyli do osobnika z grupy, która specjalizuje się w zdobywaniu informacji i nimi handluje. Tam dowiedział się o tym, że sam lider straży, zleceniodawca, miał w tym jakiś swój udział. Uznał, że robią go po prostu w trąbkę i udał się do strażnika. Powiedział mu co i jak i zażądał zapłaty za fatygę, mówiąc, że on w tej farsie nie będzie brał udziału. Strażnik wezwał straże, by zzamknęły naszego bohatera. Zamiast straży przyszedł jednak gość, który groził śmiercią i Sohowi i liderowi straży. Soh jako shinobi wiedział, że musi ratować swoją dupę i wysadził obu. Wiedział jednak, że w budynku mogły być osoby, które mogą go powiązać z morderstwem, postanowił więc pozbyć się świadków i zniszczyć kompletnie budynek. Do tej pory nie wiedział, że grupa zabitych graczy jest w budynku, chciał tylko zadbać o swój tyłek. Mamy powód.
2. Działania postaci&technikalia całej sytuacji.
Soh był w małym pomieszczeniu i szybko wyskoczył przez okno. Trzeba zauważyć, że w tej chwili grupa graczy miała pokonać dystans jeśli się nie mylę trzydziestu metrów. Soh miał praktycznie przygotowaną glinę, więc chwilę po skoku złożył dłonie i tak oto powstał gliniany smok, wystarczy obejrzeć walkę Sasuke vs Deidara by poznać szybkość tworzenia smoka. Następnie Soh wzbił się nad budynek. Tutaj nastąpiły dwie rzeczy.
1. W budynku nastąpił wybuch, który uszkodził poważnie wnętrze i musiał choć trochę uszkodzić samą konstrukcję budynku. Przy zmawowanym wybuchu notek w małym gabinecie nie było innego wyjścia.
2. Soh jak już wcześniej wspomniano postanowił kompletnie zniszczyć budynek. W tym celu spowodował, że smok wypuścił z gęby dziesiątki (tak, Toru i Kamiru też uznali, że dziesiątków, a nie setki jak początkowo napisałem) bomb. Gdy bomby były dwie sekundy od celu, to dopiero z budynku wybiegła gromada graczy i dopiero wtedy moja postać dowiedziała się o ich obecności. Mogli oni przeżyć, gdyby uciekali dalej, co najwyżej siła wybuchu by ich odrzuciła. Oni jednak zdecydowali wrócić do wnętrza osłabionego i pewnie zadymionego od wybuchu budynku, który od początku do końca był moim celem. Mając dwie sekundy na reakcję odwrócili się na pięcie/złożyli pieczęci do Kawarimi no Jutsu, wbiegli do budynku i jeszcze postanowili wykonać jakieś techniki i akcje mające na celu umocnienie budynku - już to samo w sobie jest śmieszne, bo nie ma opcji, by zdążyli wykonać swój ruch.
A teraz kilka faktów:
1. Użycie techniki wyglądało inaczej niż w anime. Tam bomby były rozstawione przez Tobiego w różnych odstępach, by zaskoczyć Sasuke. Tutaj spadały one z pyska smoka praktycznie obok siebie. Nawet pogoda na evencie była mega upalna, przez co wiatr nie mógł ich zbytnio rozwiać.
2. Siła wybuchu była olbrzymia, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod lupę fakt, że bomby były blisko siebie.
10:53 - https://m.youtube.com/watch?v=zphevZC6l ... e&t=10m32s - tutaj mamy przedstawiony wybuch w anime. W końcowym etapie widać, że był wyższy od drzew. Było to mocne kilka-kilkanaście metrów. Teraz spójrzmy na to inaczej, nie były to wybuchy pojedynczych bomb, a zmasowany wybuch całości. Nawet jeśli dalej uznamy, że zasięg jest podobny jak w anime, to spójrzmy dalej. Gracze znajdują się w budynku. Ile może dzielić ich głowy od sufitu? Myślę, że nie więcej niż pół metra. Teraz wyobraźcie sobie wybuch na kilka dobrych metrów. Ciężko zobrazować? To załóżmy, że mieszkacie w bloku i za ścianą wybuchnie kuchenka gazowa. Zabije? Ba, wypieprzy całe piętro. Nie mieli szansy by przeżyć, a jak jeszcze dołożymy informację, że konstrukcja budynku była lekko osłabiona poprzednim wybuchem.. to już w ogóle. Nawet już chyba nie muszę wspominać o samych odrzuconych olbrzymią siłą odłamkach, już nie nawiązując do śmierci Obito.
3. Dalej? Coś pewnie znajdę. Zawyżona wytrzymałość nici Musaru. Kakuzu by obronić się przed notkami wykonywał technikę typowo defensywną - Domu. A teraz zauważmy, że technika Douhito rangi D ma większą moc niż notka, a tutaj została użyta technika rangi B. Logika chyba sama teraz podsuwa nam argument jak zachowają się nici w starciu z moim wybuchem (jeśli w ogóle by zdążył w dwie sekundy wpaść do budynku i wyprodukować ich tyle, by stanowiły jakiekolwiek źródło defensywy).
Zamykając wypowiedź - nie widzę najmniejszej szansy na przetrwanie tego ataku. To ich głupota, że nie słuchali rady "jak najdalej od budynku" i wbiegli do środka pomieszczenia, który według logiki i rozumu powinien bezlitośnie stać się ich grobowcem.
Z mojej strony to wszystko. Zmiana werdyktu to kpina i chęć uniknięcia konfliktu na tle forum. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam, zróbcie z tym co chcecie, najlepiej olejcie jak jeden z administratorów słowami "to werdykt administracji". Yo.
Najpierw burdel z Mizuno, potraktowani jak śmiecie, a teraz jak te smiecie zasypani gruzem. Ale nie przechodźmy od razu do sedna, bo to troche słabo wypada. Po wyjściu z korytarza było boom. A potem miało być drugie boom, co wypadło całkiem słabo, bo nagle na nich leciały dziesiątki białych kul które łatwo powiązać z poprzednim wybuchem... Że tez zrobią boom. Tutaj zabrakło tylko melodyjki power rangersów, jak zjednoczoną siłą wszystkich zywiołów... Kapitan Planeta!
Nie no, Kapitan Szew. No, ładnie się sznurek spisał, móżna by rzec związał koniec z końcem. Zszył wszystko do kupy. Choć cała ta sytuacja była... Grubymi nićmi szyta. Khe, Khe. Łapy powstaly, wzmacnianie powstało, Sabaka rzuciła się z piachem, jedna dmuchła, druga prukła, trzeci wyglądał po prostu pomocnie - Ale miał dziennik, nie musiał pomagać, wystarczy, że wyglądał jakby był w stanie. Schron jest... I nagle jak nie jebnie jak w sylwestra w dupie! Jeb jeb jebjejbjejbjjbjejjb... I ciemno.
Sylwester się skończyl. Kaien poczuł, że strasznie, ale to strasznie sucho mu w gardło i pali go ryj. Jakby najpierw wychlastał pustynie, a potem robił sobie strażaka do ust.
-Kurwa jak to przeżyje to tydzień nie będe trzeźwiał... - Jęknął do siebie, wykorzystując swoją wrodzoną siłę do podniesienia gruzu z siebie i zrzut go na bok. Kabum tada, Obito Kaguya, tfu, Kaien Kaguya jest wolny jak ptak zza rozpiętego rozporka.
Zerwał sie na nogi dokonując natychmiastowego rekonesansu kto gdzie leży i czy jest sens zbierać żywych czy okraść trupy.
Smuteczek, trupów nie było. No, przynajmniej jeszcze. Wszyscy byli na miejscu, cała ta patologiczna, niepoczytalna i nieporadna grupa. Poczuł nasz chłopaczek dziwną potrzebe pójśc wpizdu i myslec tylko o tym, jak smażą się tu żywcem. Ale no, nie będzie juz chujem do końca. Nadal miał Hokotsu no ude więc wykorzystując kości jako dźwignie rozporową wsuwał ręce pod gruz i mocnymi szarpnięciami go zwalał z sojuszników.
Na pierwszy rzut poszła Rinsari, bo to dziewcze. Jak może się poruszać to git, niech spada. Tak jej kulturalnie powie 'Oddal się jeśli ci zycie miłe'. Jeśli jeszcze mu się dupa nie pali, to tak samo, taką samą dzwignią, potraktuje gruz na Mei. W sumie taka stylówka podnoszenia powinna ten proces niebanalnie i niebotycznie przyśpieszyć, na logike, nie głupią siłą...
Przy dobrych wiatrach jedna lub dwie już odstawione. No i pewnie w tym momencie się oddali.
Chyba, że JESZCZE ma czas, a Murai z Kyoushim nadal w dupie. Wtedy zwyczajnie używając czakry Kaguya pozbędzie się kości z jednej ręki i rzuci im obojgu by sobie ich użyli jako łomów do podważania/dzwigania się spod gruzu. Powinni sobie w ten sposób poradzić, jeśli mają choć troche rozumu.
Taka akcja spowolnic go nie powinna, więc raczej spieprza by nie ryzykować.
Nie wiem czy jest sens pisać, ze pomaga im sam, bo pewnie by to zrobił, ale priorytet jest On i Dziewczyny... Więc jeśli jest jakieś zagrożenie to im nie pomaga tylko rzuca kościane łomy (Kośc jest wygięta, fajna) i spada. A jeśli, serio, serio, po oględzinach okolicy szybkim rzutem oka okazuje się, że NIC ALE TO KURWA NIC im nie zagraża... To wtedy pewnie pomoże by nie wyjśc na pałę. Pweh.
Niby altruizm, pomóć można i trzeba, jak nie ryzykuje własnym zyciem za bardzo i w sumie pomoze, jesli mu to nie zagrozi zyciu jego.
A no i jak coś postanawia sie go pozbyc to wiadomo Kawarimi Jutsu na każdą okazje, pewnie jakby cos uparło sie go zajebać to wtedy skawarimnuje away.
A jeśli nic mu nie grozi per se to sobie rzuci gruzem przed siebie wychodząc, z negatywnym podejściem i złością w głosie mówiąc 'Chuj bombki strzelił, śłubu nie ma'.
Szaleńczy bieg. To była pierwsza rzecz, jaką zrobił młodzieniec po zobaczeniu tych niezwykłych zjawisk. Nieznanych mu obiektów, które nijak nie wpasowywały się w rzeczy, które do tej pory miał okazję poznać. Białe kule wypuszczane z ogromnego, smokopodobnego tworu. Nie wiedział, czy coś takiego mogło występować w naturze. Zresztą w takim wypadku musiałoby być już wcześniej zauważone, w końcu skądś musiało to przylecieć. A jeśli to czyjaś sprawka, to kto za tym stał? Za dużo pytań, by uzyskać na nie odpowiedzi w przeciągu dwóch sekund, jakie dzieliły pierwsze kule od uderzenia w ziemię. Ogromne ilości nici, wzmacniające sufit i ściany, piach dodatkowo wzmacniający konstrukcję. Ogromne dłonie w formie filarów. Wydawało się, że jest do plan dobry. Najlepszy, jaki w tym momencie mogli wymyślić. Kaien dodatkowo wypuścił swoje kości i chciał osłonić niewiasty. Hmh, kretyn. Ewentualny gruz i tak by go zasypał, bez względu na te jego kostki. A ta czwarta dziewczyna? Kombinowała coś z wiatrem, chyba chciała odepchnąć nim spadające pociski. Plan dobry. Ale wykonanie do bani. Pierwsze pociski uderzyły w budynek. Straszliwa eksplozja wstrząsnęła budynkiem. Więc to były... bomby? Ogromne bomby o potężnej mocy? Słyszał walący się sufit. Kurna, skoro jedna tyle zrobiła, to czy będą w stanie wytrzymać kolejne? Na zewnątrz nastała kaskada potężnych eksplozji. Ziemia zaczęła się trząść, ściany pozbywać się niektórych elementów. To trwało zaledwie kilkanaście, jeśli nie kilka sekund. A wydawało się całą wiecznością. Eksplozja za eksplozją, każda coraz to bliżej nas. Kolejna bomba spadła na budynek. Sufit oderwał się całkiem. Kolejne bomby przyjęła nasza połączona bariera. Już pierwszy pocisk doszczętnie ją zniszczył. Widzieliśmy niebo, zasłonięte dymem. Dudniące eksplozje na około zapełniły uszy, nie pozwalając na odbieranie czegokolwiek. Czas jakby spowolnił. Oczy młodzieńca widziały tylko i wyłącznie kolejny pocisk, spadający niczym kometa, prosto na nich. Nad pociskiem nadal było widać tego białego potwora. Nic nie mogli zrobić. Kolejna bomba spadła prosto na nich. A za nią kolejne. Wszystko się zawaliło. Nic nie pomogły wysiłki. Śmierć stała tuż obok nich i ostrzyła swoją kosę. Rzucony na ścianę przez eksplozję padł. Na wpół przytomny, słuchał kolejnych eksplozji. Czuł spadający na niego gruz, ogromne kamienie. Trafiły go, ale tego nie czuł. Na granicy dwóch stanów nie był w stanie trzeźwo oceniać sytuacji. Powoli zamykały mu się powieki. Uciekał do innego świata. Nie, nie może. Miał jeszcze coś do zrobienia, nie mógł po prostu tak umrzeć... ~~~~~~~~Żyj, nie poddawaj się. Musisz żyć. Za mnie.~~~~~~~~Głos. Znajomy, żeński głos. Pojawił się zupełnie znikąd i równie szybko odszedł. Było cicho. Całkowicie cicho. Już nic nie wybuchało, nic nie waliło się. Gruz nie spadał. Po prostu się uspokoiło. Przeżył to. Nie wiedział jak, jednak przeżył. Otworzył oczy, widząc nie błękit nieba, a szarość kawałków ścian i sufitu. Oddychał przepełnionym kurzem i pyłem powietrzem. Z wdzięcznością łapał ten życiodajny gaz. Wszystko było w ruinie. Jego barierę szlag trafił. Niestety. Ale i tak, przeżył. Leżał, nie wstawał. Nie mógł, próbował zrozumieć sytuację. Gruz go przygniótł, nie był w stanie wstać. Nadal huczało mu w głowie. Ale ten głos? Ten głos był dziwnie znajomy. Ale nie należał do nikogo z tej gromadki. Istniało tylko jedno wytłumaczenie - przypomniał coś sobie. Sytuacja sprawiła, że z odmętów jego pamięci to się wydobyło. Nadal nie był w stanie tego poukładać. Więc to wybuchy były czynnikiem, który pobudził jego pamięć i przywołał akurat te słowa? Pomyśli później, teraz musi rozeznać się w aktualnej sytuacji. Na pewno nie minęło dużo czasu, zaledwie kilka chwil. Było mu strasznie gorąco. Powinien jak najszybciej stąd uciekać.Usłyszał czyjś głos. Kościany się obudził. Więc żyje? Hmh, dobrze dla niego. Teraz musiał pomyśleć o tym, jak się wydostać. Całe jego ciało zaczęło wypuszczać nici. Duże ilości, które powoli wsuwały się pomiędzy odłamki gruzu, a jego ciało. Odgradzały go od niego. Ostrożnie zaczął przesuwać ze swojego ciała fragmenty ścian i sufitu. Nici idealnie się do tego nadawały, zwłaszcza w dużych ilościach. Chciał zrobić podłoże, po którym odłamki same by się zsunęły, kierowane ruchem właśnie tych nici. Chciał być wolny tak szybko, jak tylko się da. Jego wyjątkowe ciało powinno tylko mu w tym pomóc. A co po tym? Miał dziwne wrażenie, że jeśli Kaien się uwolni, to pierw uwolni przedstawicielki płci pięknej. Wiec on powinien pomóc Kyoushiemu? Niech sobie zostanie, po co on był teraz? Dziennik? Jeszcze mniej potrzebny. Jednak co zrobiłby normalny człowiek na jego miejscu, mając możliwość uratowania tej pozbawionej szans jednostki? Na pewno by jej pomógł. Bez powodu, bez dbania o korzyści. Zresztą może on też ma jakiś powód, by żyć? Nie wiedział czemu to robi, ale może kiedyś wyjdzie mu to na dobre? Jego nici pomogły nieszczęśnikowi z odsunięciem gruzu, dokładnie tak samo, jak zrobił to w przypadku swoim. Następnie szybko opuścił niebezpieczny teren i schował nici do organizmu. Jego bezpieczeństwo było teraz największym priorytetem.
”Hmmm, ciekawe co teraz robi Mei…” – cóż… to, że Ryu zachodził w głowę, co też jego towarzyszka porabia, nie oznaczało, że w odpowiedzi oczekiwał ogromnego wybuchu nieopodal niego. Potężny huk - wywołany eksplozją przerywającą absolutną ciszę - przyprawił go o tętno godne kolibra. Serducho mało nie wyskoczyło mu z klaty, a wezbrana agresja rozsadzała go od środka. Taki mimowolny impuls pobudzający w nim rządzę krwi i rozpieprzenia czegoś wokół ot tak dla rozładowania.
Gdy nieco się uspokoił, i spojrzał na kierunek eksplozji, widząc bijącą oświatę od miejsca, w którym owy wybuch miał miejsce był w stanie ustalić, że było to nieopodal strażniczy. Nie to jednak przyszło Białowłosemu na myśl, jako pierwsze. Mei… wymamrotał pod nosem, zastanawiając się, czy sekundę po myśli o dziewczynie nastąpił wybuch jako swoista odpowiedź na pytanie, „co się z nią dzieje”? Takie – ciężkie do jakiegokolwiek wyjaśnienia i zdefiniowania - mimowolne przeczucie, swoista intuicja czy instynkt? W każdym razie liczył, że to paranormalne i niewytłumaczalne „coś” nie było swoistą odpowiedzią, i towarzyszka jest gdzieś indziej, cała i zdrowa.
Nie miał zamiaru iść w kierunku poświaty – nawet, jeśli jego towarzyszka jest tam i potrzebuje pomocy… Czy był skurwysynem zostawiającym potrzebujących na pastwę losu? Pewnie dla zdecydowanej większości populacji – owszem. Niemniej przesłanki, jakimi kierował Ryu swoim życiem były znacznie bardziej racjonalne i poważne niż zwykły impuls emocjonalny. Po pierwsze – nie miał pewności, co się na miejscu wybuchu dzieje. Wiedział natomiast, że jest jeszcze za słaby na jakąkolwiek konfrontację, nie posiadając żadnych informacji. Po drugie – nie wiedział, czy Mei rzeczywiście tam jest czy nie. Wybuch z pewnością ściągnie służby mundurowe czy mieszkańców, którzy pomogą. A poza tym dziewczyna nie była zdana sama na siebie, ponieważ podróżowała z dość dużo grupą, jeśli dalej trzymała się osób ze strażnicy. A po trzecie – jedyne, co go w obecnym momencie interesowało to przeżycie, bez jakiegokolwiek narażania się komukolwiek i zwracania na siebie uwagi. Obserwował karczmę w dalszym ciągu z miejsca, w którym był bezpieczny po prostu i to mu wystarczyło póki, co. Z drugiej jednak strony podświadomie coś go ciągnęło na miejsce wybuchu – swoista ciekawość, i chęć uzyskania nowych doświadczeń i informacji na podstawie obserwacji z ukrycia. Walka w głowie chłodnej i wyrachowanej racjonalności z czystą ciekawością świata wzbogaconą przez dosyć impulsywny, choć skrzętnie ukrywany temperament. Cholera… – zadumał się, analizując to wszystko, i wbijając wzrok w karczmę jeszcze bardziej, jakby chciał wyczytać na jej ścianach odpowiedzi „co powinien zrobić”? Dobra, szybka decyzja. Zostaję tutaj. – sam sobie odpowiedział niskim tonem pod nosem, w dalszym ciągu zostając tam, gdzie został – skupiając się na karczmie, i zwyczajnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się za jego plecami… Nie on narozrabiał, i tym samym nie ma obowiązku ani pomagać, ani ingerować w to, co niektórzy sobie zaważyli.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Wszystko co wydarzyło się w tak krótkim czasie to jeden wielki burdel. Kyoushi zagubił się już wtedy, gdy cała grupa opuszczała teren budynku jednak tu wróciła.. Kij wie po co, on sam nie wiedział, ale leciał jak ten osioł za grupą. Nie zakończyło się to dobrze.. Może lepiej by było uciec na zewnątrz.. Niestety, było za późno, bo nagle wszyscy zobaczyli bomby lecące z góry. Bombardowały dosłownie wszystko i wybuchały niemal natychmiast.
Pomysły jego kompanów były genialne, gdyby nie one.. Cóż na pewno zostałoby z niego jedynie ścierwo. A tak z ostatniego co pamięta to jakich wybuch i gruz.. Który legł na nich wszystkich. To było równie niespodziewane co całe zajście. Cały festiwal, w którym brał udział i gdzieś po drodze zagubił swojego kompana - Raito. Gdy tylko się ocknął był pod gruzem, który zawalił się chwilę wcześniej na nich wszystkich. Czuł na sobie ciężar tegoż kamienia. Do tego porozcinany naskórek przez szkło, które powstało z piasku Rinsai. Ehhh.. Same nieszczęścia. Jednak był jeden wielki plus. Przeżył. Póki co, ale przeżył. Pod gruzem, potargany i zmęczony - już wszystkimi przejściami jakie dotknęły ów młodzieńca, który chciał się tylko dobrze bawić na festiwalu..
Gdy już się spostrzegł chciał sobie poradzić z gruzem, jednak nie posiadał na tyle dużo siły by mu się to udało. Liczył już jedynie na pomoc nowych kompanów, mając nadzieję, że nie oleją go tylko dlatego, że jest dla nich obcy. Miał taką nadzieję, a jak wiadomo często nadzieja jest matką głupich.. Jednak każda matka kocha swoje dzieci! Gdyby nie mógł mu nikt pomóc fizycznie to przynajmniej jakaś pomoc w postaci narzędzia, którym mógłby sobie pomóc. Coś do podparcia gruzu systemem dźwigni czy cokolwiek. Jednak, jeśli jakaś dobra dusza zdecyduje się na pomoc, korzysta z niej i próbuje jak najszybciej stamtąd uciec. Dość tego, trzeba się zbierać z tego grajdołu.. Łez padół i nic poza nim.. Gdyby coś po wydostaniu było wciąż podejrzane i niebezpieczne to Kawarimin z gruzem.. - Jeśli uda mi się przeżyć.. Pierwszy raz obalę litra sam.. Wszystko co teraz może robić to modlić się o pomoc, jakoś wydostać i ostrożnie! Jak najostrożniej stąd uciec! Rezygnuje z zemsty widząc siłę wrogów. Nie teraz.. Nie dziś Królu Złodziei.. Przetrwanie przede wszystkim i ucieczka w bezpieczne miejsce.
Pechowy los wyzbył się wszystkich swoich kart i seria niespodziewanych, nieszczęśliwych wypadków wreszcie się zakończyła. Przynajmniej na ten moment. Brązowowłosemu wcale nie było prędko do przejścia na drugą stronę świata, stąd też wykazał się wolą walki i zawziętością, przeprowadzając kolejny atak mimo odniesionych obrażeń. Na szczęście ochroniarz znajdował się w znacznie gorszym stanie i nie zdołał przygotować się do następnej ofensywy władcy piasku. Prosty manewr, jakim było wystrzelenie pospiesznie utworzonych shurikenów, okazał się wystarczający, by wreszcie rozstrzygnąć losy starcia. Uporczywy przeciwnik w końcu został pokonany i przestał stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Cholera, na co mu to wszystko było? Znowu jego ciekawość wpędziła go w centrum kłopotów. Plan uszczknięcia choćby małego zysku z zaistniałej w stolicy afery mógł okazać się absolutnie zgubny. Po co w ogóle przybył w miejsce wskazane przez tajemniczego, nieznanego mu osobnika? Mógł kontynuować zabawę mimo krwawego skandalu, dalej raczyć się dobrym winem i wyrywać łatwe panienki. Ale nie, zachciało mu się bawić w działającego na własną rękę detektywa. I teraz znajdował się w jakiejś pieprzonej piwnicy, cały obolały upadkiem ze schodów, z krwawiącym bokiem i ubiorem w stanie niegodnym do zaprezentowania się publicznie. Wielce niezadowolony, z grymasem bólu i złości na twarzy, spojrzał na pokonanego. Pierdzielony samuraj. Gdyby się nie stawiał, wszystko poszłoby gładko i nikt nie uroniłby ani jednej kropelki krwi. Mierna bohaterzyna. Warto było nadstawiać karku? Dla kilku nędznych groszy panicza? I jak tu, kurwa, wyjść teraz w takim nieładzie do ludzi...
Cóż, wszystko to było oczywiście subiektywną opinią i komentarzem brązowowłosego. Wcale nie interesował go fakt, że to n tak naprawdę był tutaj intruzem. Tak czy inaczej, nie mógł stać dalej bezczynnie i psioczyć w duchu na zaistniały bieg wydarzeń. Nieco niechętnie przykucnął przy samurai, by za pomocą kunaia wyciąć z jego szat kawałek materiału, który i tak mu pewnie się przyda. W ten oto sposób młodzieniec zdobył prowizoryczny bandaż, którym obwiązał sobie tors, by zminimalizować krwotok. Później strzepał pył z ramion i poprawił kołnierz, bo zawsze trzeba wyglądać. - Przykro mi z powodu okoliczności, w których się spotykamy. Mimo wszystko, miło mi was poznać - odrzekł do kulącej się dwójki w rogu. Miał całkiem spokojny, a nawet i życzliwy ton wypowiedzi, szczególnie jak na obecną sytuację. Mniej więcej w tym samym czasie sięgnął po leżącą tuż obok katanę i dostojnym, powolnym krokiem ruszył w stronę panicza i prawdopodobnie jego jednorazowej koleżanki. Kulturę w zachowaniu Akoraito przełamywało szuranie końcem ostrza miecza o posadzkę. Robił to dość ostentacyjne podczas tego króciutkiego spaceru, by oczywiście zwrócić na siebie uwagę nieznajomych i zdobyć już na starcie przewagę psychiczną. Już miał dość niepożądanych incydentów, a katana miała być jedynie straszakiem. Korzystając z okazji, rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Nie chciał zostać zaskoczony pojawieniem się kogoś innego. - Wybaczcie moje nietaktowne zachowanie, byliście chyba mocno zajęci sobą. Miałem absolutnie przyjazne zamiary, tamto było jedynie obroną konieczną. Ale nie przejmujcie się tym, nie tylko jemu się dzisiaj zginęło - stwierdził ironicznie, nawiązując oczywiście do głośnego morderstwa niedoszłej panny młodej. - Chyba słyszeliście o Mao, co? Do tego jednak zaraz dojdziemy. Kim jesteś i co tu robisz? Oprócz zabawy rzecz jasna... O szanownej pani też chętnie się czegoś dowiem - Podniósł wtedy samurajski miecz i oparł jego ostrze na swoim ramieniu, by rozmówca dobrze wiedział, że kłamanie jest niezbyt opłacalne. - Pewien życzliwy znajomy powiedział mi o tym miejscu. Podobno jest tu ktoś bezpośrednio zamieszany w tę całą aferę na zewnątrz. Przyszedłem, żeby... zdobyć kilka informacji i ewentualnie dojść do porozumienia, niekoniecznie wymierzać sprawiedliwość - wyjaśnił, rozpoczynając grę w otwarte karty. Wcześniejsza utarczka rozwiała u niego wszelkie chęci na zbędną zabawę. Miał wystarczającą przewagę, by dwójka tu obecnych zaczęła śpiewać.
To co przedstawiał wybuch.. Było chyba tak złe jak sobie wyobraziła dziewczyna, a może i gorsze. Cały budynek zaczął się trząść w posadach, żeby ostatecznie zawalić się na ich konstrukcje, a ta nie wytrzymała wiele dłużej. Zanim spadający na nich gruz pozbawił ją przytomności, zobaczyła opadające na nich kawałki szkła. Nie piasek, szkło. "Czyli to możliwe.." pomyślała zaskoczona, a potem..
A potem obudziła się, na szczątkach tego, co jeszcze niedawno było dumną siedzibą straży tego miasta, a z czego pozostał tylko gruz i szkło. Chciała się poruszyć, ale gruz skutecznie uniemożliwiał podniesienie się. Dziewczyna pożałowała, że nie poświeciła więcej czasu na ćwiczenie siły. Obok siebie usłyszała jak Kaien jęczy coś do siebie o piciu, co spowodowało wykrzywienie się na wspomnienie dzisiejszej "degustacji". Na szczęście chłopak był blisko i kiedy odkopał siebie, zrzucił ciężar z niej. Odetchnęła, dość płytko, by nie zaciągać się tym dymem i wstała. Obejrzała pobieżnie w jakim jest stanie i szybko obejrzała niebo w poszukiwaniu wielkiego białego smoka, zaniepokojona czy nie nastąpi niedługo kolejny atak. Jeśli coś uniemożliwia jej poruszanie się i wyjście z budynku na własnych nogach, to szuka jakiegoś piachu, który się nie skrystalizował. Wtedy użyła go, by stworzyć piaskową chmurkę, na której usiądzie i wyleci z gruzowiska. A jeśli nie ma piachu, szuka obiektu do Kawarimi Jutsu, żeby za jego pomocą wyjść, w ostateczności i kiedy widzi nadchodzące zagrożenie.
Jeśli nic jej nie zagraża, a smoka nie widać, to pomaga innym, w gorszym stanie. Używa nawet chmurki jeśli może żeby ich przenieść, jeśli trzeba i może. Ale w razie czego.. Sama używa czego może żeby zwiać. Gotowa jest też użyć piaskowej tarczy, gdyby coś ją atakowało. Nie czuła się jeszcze bezpiecznie, stąd ta czujność!
Bidapost
Smutek. Śmierć. Strata towarzyszy. Kto, by pomyślał, że nasze istnienia mogą tak szybko się skończyć. W jednej chwili widziałam Kaiena i Rin, a później już nic. Nastała ciemność i nagły napływ gorąca. Shit jak ja nie cierpiałam upałów, muszę stąd wyjść. Poruszyłam się lekko i usłyszałam zgrzyt kamieni. Zaraz, żyje? Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam ogień. Starałm się jakoś ruszyć, ale nie mogłam. Zetknęłam na dół i zobaczyłam sterte gruzu. Świetnie, czyli nie wyjde. Westchnęłam i popatrzyłam na towarzyszy. Szło im lepiej, niż mnie szczególnie Yammiemu i Rin, bo to oni wydostali się jako pierwsi. Zabawne, gdyż chłopak ruszył w moim kierunki. Będę wolna.. pomyślałam, gdy ciężki gruz zaczął ze mnie spadać. Odetchnęłam i zaczęłam się podnosić. Następnie już bez otrzepania się, po prostu ruszyłam przed siebie, jednakże cóż tu mówić. Byłam szczęśliwa, że zostałam uratować a, lecz to jeszcze nie był koniec. W każdej chwili mogliśmy zginąć, więc bez zwlekania starałam się iść jak najszybciej. W dodatku, gdyby coś na mnie chciało spaść to użyłam Kawarimi, gdyż lepszych opcji nie było. Wiatr nie był tutaj dobrym pomysłem, więc postanowiłam, iż skorzystam z technik nauczonych jako dziecko. Kolejną sprawą byli pozostali. W duchu wierzyłam, że cała drużyna wyjdzie, w dodatku Yammy był zdenerwowany. Kto mógł nas tak potraktować? Nie wiedziałam, a może nawet nie chciałam wiedzieć...
KC- ranga E, szybkość -> 25, percepcja -> 17[/ghide]