Post nr. 4
A było ich tysiące... albo dwudziestu trzech.

Pierwszy z oprychów, którzy podeszli do Yoshimitsu, nie przetrwał nawet kilku sekund. Natychmiast dostał w podarunku cios kością w twarz, co spowodowało rozbryzganie krwi i mózgu na ramię kolegi stojącego nieco za nim. Ten również nie miał zbyt wiele szczęścia. W chwili zagrożenia zareagował tak, jak reagował każdy normalny człowiek - zasłonił się przed atakiem kościanego człowieka rękami, co nie przyniosło oczekiwanego skutku. Atak kością wszedł jak w miasło, przebijając jego dłonie i glowę.
Grupa nieopodal zaś zmieszała się na krótką chwilę. Jeden z ludzi stojących tam szybko jednak opanował sytuację. Nie czekając na wiele poderżnął gardło ofierze, po czym wskazał palcem las u podnóża pagórka i tam jak na skinienie pobiegło dwóch z mężczyzn. Zostało pięciu.
Jeden z nich zrobił dwa kroki ustawiając się przed grupą i zaczął składać pieczęcie. Niezależnie od tego którą z technik wykona, młodzi shinobi powinni przygotować się na nadchodzące kłopoty. Nie mniejszym problemem byli ustawiający się obok panowie z kataną i kastetem, którzy sprawiali wrażenie, że wiedzą, co robią, a walka to dla nich nie pierwszyzna. Kto wie, czy pozbawieni przewagi doświadczenia shinobi poradzą sobie z rodziną mafiozów? No i pozostaje jeszcze dwóch uciekających mężczyzn...

PS. Dajcie bilans chakry od tego posta.