
***
Misja B - Akashi
Rika Kari Matsubari
11
Co prawda gospodarz nie zareagował zbyt miło, ale nie można było mu się dziwić, wszak za sprawą pojawienia się w karczmie Akashiego w środku zrobiło się naprawdę gówniano. Okazuje się jednak, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jashinista poradził sobie sam, przynajmniej pierwszą z miejscówek odnalazł znacznie szybciej, niż sam się zapewne spodziewał. Pani okazała się miła. Może nawet nazbyt miła… no i nie wzięła pieniędzy. No cóż. Akaś miał miękkie serce i szybko zapomniał wilczycy wszystkie winy. Oddał ją jednak w ręce obcej kobiety… cóż. Adres podał Antaro, posłaniec rodu Yamanaka, więc to chyba nie mogła być podpucha?
Młodzieniec szybko musiał skoncentrować się na czymś innym, bowiem odnalezienie domu Heishina Yamanaki nie przyszło już tak łatwo. Lewo, prawo, w przód i w tył. Nigdzie nie może znaleźć odpowiedniego domku. Słońce robiło sobie z Saimin patelnię i niestety jednym z podgrzewanych był teraz jashinista. Pewnie miał świadomość, że pewne domostwa widzi już drugi i trzeci raz. Przeszukiwał okolice długo, ale dopiero za którymś razem wpadł na to, żeby w ogóle przyjrzeć się wypasionemu budynkowi, wyróżniającemu się na tle innych. W końcu co jak co, ale… ten budynek był naprawdę duży. Raczej nie poproszono go tutaj, by przez tydzień wynosił śmieci.
Inna sprawa, że w okolicy kręciło się trochę ludzi i jeden z nich zagadał Akashiego. Ten wypowiadał się w ładny, rzeczowy sposób. Nie za krótko, nie za długo. Konkrety wyłożone na stół, a nie jakieś pierdu-pierdu. Wszystko ładnie wyjaśnione. Rosły mężczyzna słuchał nie przerywając. Pierwszym punktem było stwierdzenie o najemnictwie u Yamanaka, a drugim imię Antaro, które dało pełną wiarygodność. Cóż za pech, że Jashinista zapytał go bezpośrednio o to, czy jest osobą, którą szuka.
-Nie, to nie ja. Zaprowadzę cię niedługo do szanownego Heishina. Tobie też radzę mówić do niego… nieco inaczej. – w głosie mężczyzny była raczej troska, nie chłód. Faktycznie chciał pomóc obcemu przybyszowi.
-Cokolwiek będziesz robił, to z pewnością ściśle tajne. Nie mógłbym ci powiedzieć choćbym wiedział. No ale nic… Chodź. Zaprowadzę Cię.
I ruszył przed siebie, przechodząc przez bramę i kierując się do drzwi wejściowych. Wszedł bez ostrzeżenia. W środku było kilka identycznie ubranych kobiet. To mógł być strój codzienny, ale zważywszy na to, że każda miała na sobie to samo trudno było nie domyślić się, że to uniform. Służba. Na dzielącym kuchnię od salonu korytarzu było bogato, ale i na swój sposób skromnie. Przepych nie raził w oczy, a kremowe ściany miały raczej sprawić, by goście czuli się tu swobodnie.
-Na górę. – dodał strażnik, którego imienia Akashi nie znał. – weszli więc po schodach na pierwsze piętro, na którym skręcili do pomieszczenia na lewo. Mężczyzna otworzył drzwi i wykonał porozumiewawczy gest, po czym uśmiechnął się i odsunął od drzwi, zapraszając do wejścia.
Za Akasiem drzwi szybko zamknęły się. Był teraz w gabinecie mężczyzny, którego szukał. Pokój pełen był obrazów, a na meblach walały się różne papiery. Yamanaka siedział za biurkiem, które znajdowało się na trzydziestocentymetrowym podwyższeniu, przez co gospodarz zawsze górował nad swoimi gośćmi. Przed biurkiem znajdował się jeden fotel gościnny.
-Jam jest Heishin Yamanaka, ale to pewnie wiesz. Twa godność? – powiedział, ogarniając nieco nieład na biurku i bacznie się przyglądając. Jego ruchy były naturalne i bardzo sprawne, jakby wykonywał je tysiąc razy.
-Mogę omawiać twoje zadanie godzinami, nim jednak powiem cokolwiek, chcę mieć zapewnienie, że nie lękasz się shinobich, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Potrzebuję kogoś, kto nie ucieknie przed odpowiedzialnością, a siłą godny jest naszym wrogom zza miedzy. Usiądź proszę, jeśli właśnie opisałem ciebie.