Siedziba władzy
Re: Siedziba władzy
Kōtei.
Mocny wiatr towarzyszył im już od dłuższego czasu. W końcu znajdowali się w niesławnych Wietrznych Równinach - a nazwa przecież zobowiązywała. Obydwoje się spieszyli i od wyruszenia z Ryuzaku no Taki nie zatrzymywali, jeżeli nie było to konieczne. Stan Akiego był w miarę stabilny. Jakkolwiek śmieszne to nie zabrzmi, to tylko podcięli mu gardło - oprócz tego nie miał żadnych ran. Gorzej z Shikaruiem, który teraz był w tragicznym stanie i potrzebował bezpiecznego schronienia. Zaskakujące było to, że Sanada nie protestował i pozwalał się swobodnie prowadzić w paszczę lwa. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jacy są Uchiha i co zrobili w przeszłości jego rodzinie. Wiedział, że Sharinganowcy są postrzegani przez świat jako zwyrodnialcy, mordercy, a w najlepszym przypadku dziwaki. Znajdźcie chociaż jednego Uchiha, który nie wplątał się w jakąś patologiczną relację. Nawet ten tutaj kroczący Aka właśnie się w niego pakował, wszak właśnie na jego ramieniu podpierał się zabójca, który bez wahania był w stanie wkroczyć w objęcia Hana, żeby... no właśnie.
- Czemu, Shikarui? Czemu? - pytał w myślach przez całą swą podróż, jednak jego usta milczały. Widać po nim było, że jest tym wszystkim trochę przytłoczony, jednak usilnie próbował to ukrywać. Przecież nic się nie stało, prawda? Ludzie codziennie umierają. Tylko nie setkami...
W końcu dotarli pod siedzibę władzy wioski. Aka puścił Shikaruia, pozwalając mu wreszcie zmierzyć się z jego największym wrogiem - grawitacją. W jego stanie utrzymanie pozycji pionowej z pewnością stanowiło nielada wyzwanie, jednak Uchiha nie mógł go nosić przez całe życie. Prawda?
- Muszę im opowiedzieć o tym wszystkim. - pierwsze słowa od kiedy weszli na pokład statku. Tak proste, a tak traumatyczne, przynajmniej dla Akiego. Nie chciał o tym mówić, wolałby zapomnieć. Ale musiał. - Taka była mosja, pamiętasz? - dodał, spoglądając na zmęczoną twarz swojego towarzysza. - Katsumi Uchiha jest naszą przywódczynią. Spróbuję ją przekonać, żeby pozwoliła Ci zostać tutaj przez kilka tygodni, aż nie dojdziesz do siebie. - prawdę mówiąc Shikarui nie miał zbyt dużego wyboru. Jeżeli do wieczora nie znalazłby miejsca do odpoczynku, prawdopodobnie by zasnął i już nigdy się nie obudził. Potrzebował spokoju, ciepła i lekarstw. Czy potrzebował do tego Akiego? Raczej nie. Mógł się włamać do kogoś, poderżnąć mu gardło, a potem wsadzić jego zwłoki pod łóżko i liczyć, że nikt nie przyjdzie w odwiedziny. Aka jednak wolał tego uniknąć i spróbować zaoferować taką pomoc, jaką sam otrzymał od Hanzo i innych ludzi na wyspach. - Wejdziesz tam ze mną. Może powiesz coś, czego ja nie byłem w stanie zauważyć. - oznajmił. Wiedział, że Shikarui i tak raczej nic nie będzie mówił, poza niezbędnym minimum oczywiście. Już i tak od zawsze był typowym mruczkiem, a przy obecnej kondycji i tak można byłoby ogłosić święto, gdyby wypowiedział więcej niż trzy zdania na całą rozmowę.
Zbliżyli się wreszcie do strażników pilnujących wejścia do siedziby. Oczywistym było, że liderka nie przyjmuje każdego, kto ma do niej jakiś interes, bo zaraz zwaliliby się jej na głowę chłopi, którzy stracili ziemię pod uprawę z powodu powodzi, albo inni antykwariusze, którym ktoś potłukł kilka doniczek podczas nieudanej próby kradzieży. Liderka jednak oczekiwała Akiego - w końcu sama zleciła mu tą misję.
- Nazywam się Aka Uchiha, to mój przyjaciel, Shikarui. Przybywamy złożyć raport z misji. Kami no Hikage padło. Prawie cała Rada nie żyje. - krótkie, powoli wypowiedziane zdania. Shikarui i Aka byli wykończeni, zmęczeni, a ten ostatni na dodaek miał doskonale widoczną ranę ciętą w okolicach gardła. To, że ktoś przeżył taką ranę, można było śmiało nazwać cudem. Jednak jego stan nie miał teraz znaczenia. Przywódczyni Uchiha musiała dowiedzieć się o szczegółach i tylko to się liczyło. - Czy czcigodna Katsumi-sama może nas przyjąć? - liderka poleciła w liście, aby Aka natychmiast po opuszczeniu Serca Świata skierował się wprost do niej. Jeżeli z Kami no Hikage nie powędrowały kruki, to z dużym prawdopodobieństwem był pierwszym posłańcem, która niosła hiobowe wieści. I oby nie ostatnia, która może stamtąd powrócić.
Mocny wiatr towarzyszył im już od dłuższego czasu. W końcu znajdowali się w niesławnych Wietrznych Równinach - a nazwa przecież zobowiązywała. Obydwoje się spieszyli i od wyruszenia z Ryuzaku no Taki nie zatrzymywali, jeżeli nie było to konieczne. Stan Akiego był w miarę stabilny. Jakkolwiek śmieszne to nie zabrzmi, to tylko podcięli mu gardło - oprócz tego nie miał żadnych ran. Gorzej z Shikaruiem, który teraz był w tragicznym stanie i potrzebował bezpiecznego schronienia. Zaskakujące było to, że Sanada nie protestował i pozwalał się swobodnie prowadzić w paszczę lwa. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jacy są Uchiha i co zrobili w przeszłości jego rodzinie. Wiedział, że Sharinganowcy są postrzegani przez świat jako zwyrodnialcy, mordercy, a w najlepszym przypadku dziwaki. Znajdźcie chociaż jednego Uchiha, który nie wplątał się w jakąś patologiczną relację. Nawet ten tutaj kroczący Aka właśnie się w niego pakował, wszak właśnie na jego ramieniu podpierał się zabójca, który bez wahania był w stanie wkroczyć w objęcia Hana, żeby... no właśnie.
- Czemu, Shikarui? Czemu? - pytał w myślach przez całą swą podróż, jednak jego usta milczały. Widać po nim było, że jest tym wszystkim trochę przytłoczony, jednak usilnie próbował to ukrywać. Przecież nic się nie stało, prawda? Ludzie codziennie umierają. Tylko nie setkami...
W końcu dotarli pod siedzibę władzy wioski. Aka puścił Shikaruia, pozwalając mu wreszcie zmierzyć się z jego największym wrogiem - grawitacją. W jego stanie utrzymanie pozycji pionowej z pewnością stanowiło nielada wyzwanie, jednak Uchiha nie mógł go nosić przez całe życie. Prawda?
- Muszę im opowiedzieć o tym wszystkim. - pierwsze słowa od kiedy weszli na pokład statku. Tak proste, a tak traumatyczne, przynajmniej dla Akiego. Nie chciał o tym mówić, wolałby zapomnieć. Ale musiał. - Taka była mosja, pamiętasz? - dodał, spoglądając na zmęczoną twarz swojego towarzysza. - Katsumi Uchiha jest naszą przywódczynią. Spróbuję ją przekonać, żeby pozwoliła Ci zostać tutaj przez kilka tygodni, aż nie dojdziesz do siebie. - prawdę mówiąc Shikarui nie miał zbyt dużego wyboru. Jeżeli do wieczora nie znalazłby miejsca do odpoczynku, prawdopodobnie by zasnął i już nigdy się nie obudził. Potrzebował spokoju, ciepła i lekarstw. Czy potrzebował do tego Akiego? Raczej nie. Mógł się włamać do kogoś, poderżnąć mu gardło, a potem wsadzić jego zwłoki pod łóżko i liczyć, że nikt nie przyjdzie w odwiedziny. Aka jednak wolał tego uniknąć i spróbować zaoferować taką pomoc, jaką sam otrzymał od Hanzo i innych ludzi na wyspach. - Wejdziesz tam ze mną. Może powiesz coś, czego ja nie byłem w stanie zauważyć. - oznajmił. Wiedział, że Shikarui i tak raczej nic nie będzie mówił, poza niezbędnym minimum oczywiście. Już i tak od zawsze był typowym mruczkiem, a przy obecnej kondycji i tak można byłoby ogłosić święto, gdyby wypowiedział więcej niż trzy zdania na całą rozmowę.
Zbliżyli się wreszcie do strażników pilnujących wejścia do siedziby. Oczywistym było, że liderka nie przyjmuje każdego, kto ma do niej jakiś interes, bo zaraz zwaliliby się jej na głowę chłopi, którzy stracili ziemię pod uprawę z powodu powodzi, albo inni antykwariusze, którym ktoś potłukł kilka doniczek podczas nieudanej próby kradzieży. Liderka jednak oczekiwała Akiego - w końcu sama zleciła mu tą misję.
- Nazywam się Aka Uchiha, to mój przyjaciel, Shikarui. Przybywamy złożyć raport z misji. Kami no Hikage padło. Prawie cała Rada nie żyje. - krótkie, powoli wypowiedziane zdania. Shikarui i Aka byli wykończeni, zmęczeni, a ten ostatni na dodaek miał doskonale widoczną ranę ciętą w okolicach gardła. To, że ktoś przeżył taką ranę, można było śmiało nazwać cudem. Jednak jego stan nie miał teraz znaczenia. Przywódczyni Uchiha musiała dowiedzieć się o szczegółach i tylko to się liczyło. - Czy czcigodna Katsumi-sama może nas przyjąć? - liderka poleciła w liście, aby Aka natychmiast po opuszczeniu Serca Świata skierował się wprost do niej. Jeżeli z Kami no Hikage nie powędrowały kruki, to z dużym prawdopodobieństwem był pierwszym posłańcem, która niosła hiobowe wieści. I oby nie ostatnia, która może stamtąd powrócić.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Siedziba władzy
Każdy stawiany krok wiązał się z bólem. Tysiące igieł wbijały się w mięśnie, a grawitacja była naprawdę najgorszym z możliwych wrogów, z jakim przyszło mu się spotkać. Jeśli Ziemia była Matką, to złożenie jej hołdu i pocałunku bladych warg nie byłoby przecież aż takie złe. Grawitacja, jak szaleństwo - nie zaklinała jedynie mięśni. Zaczepiała się na krańcach rzęs i ściągała powieki w dół. Popychała lekko umysł, by ten zapadał się coraz głębiej w odmętach czerni. Ten ciągły ból nie pozwalał spać. Nie zezwalał świadomości na ulecenie, przez co Shikarui był w stanie iść - ślamazarnie, bo ślamazarnie, ciążąc w ramionach zmęczonego Uchihy, ale nie upadał pomimo przeciwności i zmowy bogów, by strącić Piotrusia Pana z najwyższego punktu dachu Ruzaku no Taki. Obecnie Kotei. Pomimo drobnych potknięć i przerw, jakie musieli czynić, kiedy mięśnie Sanady już całkowicie odmawiały współpracy, łamiąc się z bólu do stopnia, w którym musiał powstrzymywać w gardle nieznośny krzyk obijający się o ściany czaszki jego własnego umysłu, dotarli do celu całkiem sprawnie. Na tyle sprawnie, na ile niesprawnie może dreptać dwójka kaleków, jeden w gorszym stanie od drugiego, a drugi od pierwszego.
Było bardzo wiele myśli, które sunęły po jego umyśle.
Sogen zamknęło za nimi swoją paszczę niezauważalnie, ale wyczuwalnie. Nikt nie postawił znaku "Sogen", nie oddzielił ziem od poprzedniej prowincji, zaznaczając różnicę, ale Shikarui czuł w podświadomości, że przekroczyli granicę, której za nic by świadomie nie przekroczył. Klan jak klan - podobno. Takie głębokie, jakże szlachetne myśli pojawiły się tam, podczas rozmowy z Hanem. Hipokryzja.
Tym większa, że z jakiegoś powodu czuł się jak porzucone dziecko.
Ciekawe czemu..?
Brak rozmowy mu nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie. Był idealny. Nie mógłby się skupić na słuchaniu, tym bardziej mówieniu. Poczucie bezpieczeństwa docierało do niego stopniowo i powoli podczas tej wędrówki, by na jej krańcu uświadomił sobie, że został naprawdę zaprowadzony prosto do paszczy lwa. Zaś jeśli wkraczasz między wrony - musisz krakać tak jak one. Tak żył do tej pory i nie zamierzał tego zmieniać. Fałsz ratował, ale był bardzo niemile widziany, a niektórzy mieli niezwykłego nosa do jego wykrywania. Dlatego też zwieńczeniem sztuki kłamstwa była zdolność oszukiwania samego siebie. Jeśli byłeś w stanie okłamać siebie samego - innych też przekonasz. Jak z tym wrogiem-grawitacją, słuszna uwaga - największy z największych. Nie większy od ciebie samego. To nie grawitacja się zmieniała - ciągle działała tak samo. To ciało zdradzało. I umysł, który nie był w stanie stanąć na wysokości zadania.
Na szczęście Shikarui był w stanie stać, nawet kiedy go puszczono. Zachwiał się i poszukał ręką podparcia w ścianie.
- Mm... - Potwierdzenie. Niemrawe, ciche, mogło być równie dobrze zwykłym pomrukiem - miało być potwierdzeniem. Pamiętał. Wtedy, na tym polu, kiedy Inoshi zanosiła się płaczem, kiedy wydarł z ciała Akiego jej duszę. I wtedy, kiedy mu powiedział, by wziął pierwszą lepszą łódkę. I gdyby miał wtedy pieniądze - tak by zrobił. Nie miał ich jednak, a pokusa, by zostać z Akim przezwyciężyła. I co teraz, hm..? Warto było?
Aka nie musiał go przekonywać. Powoli przyswajał fakt, że trafi do Uchiha podczas podróży przez Sogen i ten fakt do niego dotarł. Zresztą ta myśl zrodziła się już chyba wcześniej. Gdzieś tam pomiędzy tymi płonącymi budynkami, między zalaną dymem ulicą a błękitnym niebem. W połowie, albo w jednej czwartej..? Jeśli w połowie to w tej mniejszej. Jestem tego pewna.
Odsunął rękę od ściany i wyprostował się - w miarę możliwości. Osłonięty na ramionach jedynie płaszczem Akiego, który był jedyną barierą między śniegiem a jego skórą. Zima. Głęboko zapadająca zima, która sprowadzała świat do półsnu. Zmusił się do wysiłku skupienia, chociaż od tego wysiłku drżały mu dłonie. Mogło to wyglądać na atak stresu. Tak samo ciężko było skupić myśli, utrzymać wzrok w jednym miejscu, jednym punkcie. Jeszcze trudniej utrzymać go na czyjejś twarzy, by jeszcze zachować chociaż pozory zrozumienia.
Było bardzo wiele myśli, które sunęły po jego umyśle.
Sogen zamknęło za nimi swoją paszczę niezauważalnie, ale wyczuwalnie. Nikt nie postawił znaku "Sogen", nie oddzielił ziem od poprzedniej prowincji, zaznaczając różnicę, ale Shikarui czuł w podświadomości, że przekroczyli granicę, której za nic by świadomie nie przekroczył. Klan jak klan - podobno. Takie głębokie, jakże szlachetne myśli pojawiły się tam, podczas rozmowy z Hanem. Hipokryzja.
Tym większa, że z jakiegoś powodu czuł się jak porzucone dziecko.
Ciekawe czemu..?
Brak rozmowy mu nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie. Był idealny. Nie mógłby się skupić na słuchaniu, tym bardziej mówieniu. Poczucie bezpieczeństwa docierało do niego stopniowo i powoli podczas tej wędrówki, by na jej krańcu uświadomił sobie, że został naprawdę zaprowadzony prosto do paszczy lwa. Zaś jeśli wkraczasz między wrony - musisz krakać tak jak one. Tak żył do tej pory i nie zamierzał tego zmieniać. Fałsz ratował, ale był bardzo niemile widziany, a niektórzy mieli niezwykłego nosa do jego wykrywania. Dlatego też zwieńczeniem sztuki kłamstwa była zdolność oszukiwania samego siebie. Jeśli byłeś w stanie okłamać siebie samego - innych też przekonasz. Jak z tym wrogiem-grawitacją, słuszna uwaga - największy z największych. Nie większy od ciebie samego. To nie grawitacja się zmieniała - ciągle działała tak samo. To ciało zdradzało. I umysł, który nie był w stanie stanąć na wysokości zadania.
Na szczęście Shikarui był w stanie stać, nawet kiedy go puszczono. Zachwiał się i poszukał ręką podparcia w ścianie.
- Mm... - Potwierdzenie. Niemrawe, ciche, mogło być równie dobrze zwykłym pomrukiem - miało być potwierdzeniem. Pamiętał. Wtedy, na tym polu, kiedy Inoshi zanosiła się płaczem, kiedy wydarł z ciała Akiego jej duszę. I wtedy, kiedy mu powiedział, by wziął pierwszą lepszą łódkę. I gdyby miał wtedy pieniądze - tak by zrobił. Nie miał ich jednak, a pokusa, by zostać z Akim przezwyciężyła. I co teraz, hm..? Warto było?
Aka nie musiał go przekonywać. Powoli przyswajał fakt, że trafi do Uchiha podczas podróży przez Sogen i ten fakt do niego dotarł. Zresztą ta myśl zrodziła się już chyba wcześniej. Gdzieś tam pomiędzy tymi płonącymi budynkami, między zalaną dymem ulicą a błękitnym niebem. W połowie, albo w jednej czwartej..? Jeśli w połowie to w tej mniejszej. Jestem tego pewna.
Odsunął rękę od ściany i wyprostował się - w miarę możliwości. Osłonięty na ramionach jedynie płaszczem Akiego, który był jedyną barierą między śniegiem a jego skórą. Zima. Głęboko zapadająca zima, która sprowadzała świat do półsnu. Zmusił się do wysiłku skupienia, chociaż od tego wysiłku drżały mu dłonie. Mogło to wyglądać na atak stresu. Tak samo ciężko było skupić myśli, utrzymać wzrok w jednym miejscu, jednym punkcie. Jeszcze trudniej utrzymać go na czyjejś twarzy, by jeszcze zachować chociaż pozory zrozumienia.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Siedziba władzy
Uroda Katsumi ustępowała tylko barwie jej głosu. Nawet ktoś taki jak Aka musiał przyznać, że kobieta była nieziemsko piękna, jak gdyby anioł zstąpił na ziemię i zaszczycił wszystkich mężczyzn swą obecnością. Choć patrząc po jej walorach, chyba lepszym określeniem byłby sukkub. Trzeba było przyznać, że natura nie poskąpiła jej piękności = a sądząc po tym, że to właśnie ona siedziała za biurkiem najważniejszej siedziby w Sogen - również i intelektu. Z pewnością męska część społeczeństwa uganiała się za nią, gdy ta była młodsza, jednak teraz nikt nie mógł sobie pozwolić na takie ekscesy, a już na pewno nie Aka, który przybył tutaj zdawać raport, a nie zachwycać się wdziękami czerwonowłosej kobiety.
- Katsumi-sama. - młodszy z Uchiha złożył głęboki pokłon, należycie oddając szacunek swojej przywódczyni. Wietrzne Równiny miały to do siebie, że wszelkie tradycje, ukłony, zwroty i inne elementy kultury osobistej odgrywały dużą rolę w kontaktach międzyludzkich. Aka doskonale o tym wiedział, ale nie sam obowiązek decydował o tym, że się pokłonił. Liderka czerwonookich była jedną z niewielu osób, które Aka darzył szacunkiem pomimo tego, że właściwie ich nie znał. Ale wcale nie musiał. Jeżeli ktoś został Shirei-kan i zdołał podnieść klan z nóg po tylu latach wymęczających wojen i doprowadzić go do porządku - zasługiwał na szacunek. Aka nie musiał widzieć tego osobiście, żeby wiedzieć z kim ma do czynienia.
Przywódczyni, co lekko zaskoczyło brunta, nie chciała od razu przejść do konkretów. Zaintrygował ją Shikarui, jego towarzysz, którego przyprowadził wraz ze sobą. Niebieskooki bynajmniej nie miał zamiaru sprzeciwiać się jej zdaniu i od razu przeszedł do odpowiedzi.
- Oczywiście, Pani. Dobrze Pani pamięta. - potwierdził. - Ten chłopak oto, to mój towarzysz, Shikarui. - przedstawił styranego życiem mężczyznę obok, wzrokiem dając mu znak, że powinien się teraz ukłonić. W końcu stał przed kobietą, która z pewnością przewyższała go nie tylko statusem społecznym, ale również umiejętnościami bojowymi. Już nie wspominając o wyglądzie. - Uratował mi życie, więc moim obowiązkiem była pomoc jemu. - obowiązek. Hah. Zabawne słowo. - A poza tym przydał mi się podczas wykonywania misji. Jest sensorem, dostrzegł więc to, czego ja momentami nie byłem w stanie.
Oddychał ciężko. Był bardzo zmęczony, podobnie jak jego towarzysz. Obydwoje przeszli przez piekło, a potem jeszcze musieli wspinać się po schodach, ażeby dotrzeć do Kotei. Taka już kolej rzeczy, gdy jest się Shinobi. Wykonujesz rozkazy bez względu na to, jak wiele zdrowia musisz na nie poświęcić. Albo życia.
- Obawiam się, że nie przynoszę dobrych wieści. - spojrzał na swoją liderkę smutnym wzrokiem. Gdyby była jego przyjaciółką, pewnie kazałby się jej trzymać fotela, ażeby przypadkiem nie omdlała. - Kami no Hikage już nie istnieje. Zostało zrównane z ziemią. Siedemnastu członków rady nie żyje, pani. Rada też już nie istnieje. - powiedział skrótowo, chcąc uświadomić liderkę o skali zniszczeń. - Zacznę od początku, pani. Po przybyciu do Kami no Hikage i chwilę przed oficjalnym rozpoczęciem festynu, członkowie Rady zebrali wszystkich ludzi na placu. Liderzy, członkowie rady, zakonnicy Shiro Ryu, cywile, samurajowie, shinobi. Wszyscy. Praktycznie całe miasto przyszło by wysłuchać jak... ogłaszają wojnę z Cesarstwem. - to dla niego było niepojęte. Przez tyle lat wszyscy walczyli o pokój, żeby wywołać wojnę z ludźmi, którzy byli po drugiej stronie morza. Aka jednak powstrzymał się od komentowania idiotyzmu możnowładców - nie był od tego, a i jego zdanie niewiele się tu liczyło. - Nie jestem politykiem, nie wiem więc, co to oznacza dla naszego rodu, Pani. Myślę nawet, że żadnej wojny nie będzie, bowiem... po tych słowach nastąpiła rzeź. Suzumura Hanji, lider Shiro Ryu, dowódca straży Rady... zdradził. Rzucił się na nich bez ostrzeżenia. On i jego ludzie, których nazywał Jeźdźcami. Sam siebie porównywał zaś do Antykreatora. Shiro Ryu, poza kilkoma osobami, które były zajęte szpiegowaniem cesarstwa, zbuntowało się przeciwko radzie. Przed tym jak wydal rozkaz do ataku, Suzumura obwieścił ludności, że ich wyzwala z okowów rady. Ale... to były kłamstwa. Wcale nie wyzwalali nikogo. Zaczęli mordować. Niszczyć wszystko i wszystkich. Nastąpił wybuch pałacu, a zakonnicy ruszyli by wybić radnych. - powiedział głośno wzdychając. - Nie mogliśmy nic zrobić. Kilkuset mieszkańców, kilkudziesięciu Shinobi - i nikt z nas nie mógł nawet drgnąć. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. - dlaczego nikt nie zareagował? Takie pytanie zadawał sobie od kiedy tylko musiał oglądać, jak na jego oczach umierają bezbronni ludzie. - Shiro Ryu, którzy nie dołączyli do zamachu, zebrali Shinobi i rozpoczęli przeprowadzać ewakuację. Problem w tym, że liderzy niezbyt kwapili się do pomocy. Jedną z niewielu osób, które postanowiły dołączyć do ewakuacji był Kazuo Senjuu, pod którego grupę ewakuacyjną podlegałem. Naszym zadaniem było oczyścić port, żeby pomóc w ewakuacji tych mieszkańców, którzy jakimś cudem zdołali przetrwać mord. Niestety, coś poszło nie tak. - pokiwał głową. - Zakonników było zbyt dużo - byli lepiej wyposażeni i wyszkoleni od większości Shinobi. Gdy próbowaliśmy przedrzeć się przez jedną z ulic, zostaliśmy otoczeni. Wtedy Shikarui uratował mi życie. - akurat obydwoje doskonale wiedzieli, że Aka lekko podkoloryzował ten fragment opowieści. W żadnym wypadku jednak nie kłamał - nie odważyłby się na to. Po prostu to, jak zareagował Sanada, naprawdę wiele dla niego znaczyło. Mógł go zostawić, odejść, ratować własne dupsko, a mimo to podążył za Uchihą i dał znać, że mu zależy. - Próbowaliśmy znaleźć jakieś bezpiecznie miejsce, żeby się przegrupować. Byliśmy jednak otoczeni ze wszystkich stron. Na północy walczyły dwa potężne źródła chakry. Dwaj mężczyźni, jak się potem okazało liderzy klanów Haretsu i Douhito, toczyli ze sobą bitwę. Wtedy o tym nie miałem pojęcia, jednak później okazało się, ze ten drugi poległ w starciu. - wyjaśnił. - Zaatakowała nas Iwaru, Wojna, jedna ze służących Hanowi marionetek. Ogłuszyła nas i w jakimś celu zabrała do siedziby Shiro Ryu. Nie wiem co zamierzała z nami zrobić i chyba nie chcę wiedzieć, patrząc po tym, że byliśmy przykuci łańcuchami do ściany, a ona już zaczęła się nade mną pastwić. - wzdrygnął się na myśl o samurajce. - I potem... cóż. Potem, moja Pani, z jakiegoś powodu swą obecnością zaskoczył nas Hanji, który uwolnił nas i... zaczął pogawędkę. - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak kuriozalnie to brzmi, ale czy w gruncie rzeczy było takie zaskakujące? Przecież "ci źli" uwielbiali prowadzić dyskusję ze swoimi ofiarami tuż przed tym, jak pozbawią ich życia. - Rozmawialiśmy. Długo. Wiele rzeczy, które mówił, zdawały się być bezsensowne. On... - zawahał się jakby. - On powiedział, że od 120 lat obserwuje nasz klan. Uchiha. Że widział wszystko, czego dokonaliśmy, a raczej co - według niego oczywiście - zniszczyliśmy. Mówił o klątwie, której nosicielami jesteśmy. Że nawet on nie odważyłby się na te wszystkie zbrodnie, które my popełniliśmy. Że jesteśmy źli, że gorsi nawet od niego. - spojrzał na liderkę, jak gdyby chcąc się dowiedzieć, czy kobieta nie jest znużona tymi pierdołami. W końcu nikt nie mógł żyć tyle lat, prawda? - Pomijając te momenty, gdy gadał o tym, jak to bardzo nienawidzi Shinobi i że wszyscy jesteśmy niewolnikami, to zdołałem go przekonać, aby powiedział, dlaczego to robią. Cóż. Tak jakby. Bo jego celu nie znam, jednak cele jego sług - tak. Jedni, tak jak Iwaru, służyli mu po to, żeby przywrócić chwałę samurajom, rzekomo upokarzanym przez nas. Ktoś inny chciał przezwyciężyć własną śmierć, cokolwiek to znaczy. Jeszcze inni służyli mu, bo zgadzali się z jego ideą - jakkolwiek wydawała się ona bezsensowna. Suzumura w jednym momencie mówił o tym, że ludzie są zniewoleni po to, aby za chwilę chwalić się, jak to jego sługa zapanował nad umysłami Shiro Ryu. Rzekomo wcale nie miało dość do mordu na cywilach. Miała zginąć tylko rada, jednak zakonnicy byli zbyt mało inteligentni, żeby zrozumieć takie rozkazy. Podejrzewam więc, że byli pod wpływem jakiegoś jutsu. Nie czuli bólu, nie odzywali się, byli ślepo poświęceni misji. - wzruszył ramionami, przechodząc dalej. - Dowiedziałem się, że Hanji pochodzi z klanu Juugo. Nie omieszkał się tym pochwalić, prezentując nam swoją demoniczną formę. Dosłownie. Ten człowiek wyglądał jak istny demon. Jego chakra... cóż. Rozsadzała podłogi i ściany. P o t ę ż n y Shinobi. - pokiwał głową. - Był zdeterminowany, żeby nie powiedzieć zdesperowany, żeby osiągnąć swój cel. Mimo wszystko upierał się przy tym, że jego ideą nie jest zabijanie. Cóż, jego czyny świadczyły o czym innym. Gdy próbowałem opuścić budynek on... nie. Nie on. Jego sługus mnie zatrzymał. - powiedział, odruchowo łapiąc się za gardło. - Podciął mi gardło, wcześniej torturując. Nie wiem, czy to jakaś technika, czy może klan, ale ten nieznany mi z imienia mężczyzna władał cieniami. Unieruchomił mnie i uświadomił, że nigdzie nie pójdę. Potem wszedł w cień i zniknął... - wyszeptał, pocierając się po swojej bliźnie. - Nie wiem, czy mam dziękować bogom, czy szczęściu, ale ktoś nas wyniósł. Nie wiem co się stało wtedy z Shikaruiem. Hanji się nad nim znęcał. - spojrzał na Shikaruia. Jeżeli chciał o tym opowiadać, to była to jego kwestia. - Potem znaleźliśmy się w porcie. I znowu szczęście nam sprzyjało - Hanzo, medyk. Uratował mnie i, tak jak wcześniej mówiłem, trzech członków rady. Pan Tsuyo, pan Hassum i pani Ayame - nasza krewna. Rzekomo uratował ich Shinnichiro, też Uchiha. Nie rozumiem tylko jednego... Pałac zostały wysadzony, flaki latały wszędzie, a oni przetrwali. Cóż. Trzech Uchiha uszło życiem. Nie wiem, ilu poza nami tam było i co z nimi się stało. - dodał, z zastanowieniem spoglądając na liderkę, czy ma do niego jeszcze jakieś pytania. - Na pomoc przybyły nam dwie strony. Ryuzaku no Taki i... Cesarstwo. Chyba nie przejęli się tym, że rada wypowiedziała im parę godzin wcześniej wojnę. Nie wiem szczerze mówiąc, czy ten dekret ma jakąkolwiek moc, biorąc pod uwagę, że rada oficjalnie przestała funkcjonować. Tak samo jak Shiro Ryu, którzy teraz zmienili nazwę i ich głównym celem jest odnalezienie Suzumury i powstrzymanie go przed czymkolwiek, co planuje. oświadczył. - Poza tym Kazuo Senjuu został poważnie ranny. Widziałem, jak wnosili go na pokład. Poza tym... jak to zawsze w takich miejscach - pełno wariactwa i dziwactwa. Ludzie krzyczący, że są prorokami, shinobi obwieszczający się bogami i bandyci, próbujący szabru. Raczej nikt z nich nie jest większym zagrożeniem niż sam Hanji. - ocenił. - Proszę o wybaczenie mojego chaotycznego tonu, ale jestem tym wszystkim lekko... zdezorientowany. Tak wiele zdarzyło się w przeciągu kilku godzin. Czy trzeba coś wyjaśnić, pani?
- Katsumi-sama. - młodszy z Uchiha złożył głęboki pokłon, należycie oddając szacunek swojej przywódczyni. Wietrzne Równiny miały to do siebie, że wszelkie tradycje, ukłony, zwroty i inne elementy kultury osobistej odgrywały dużą rolę w kontaktach międzyludzkich. Aka doskonale o tym wiedział, ale nie sam obowiązek decydował o tym, że się pokłonił. Liderka czerwonookich była jedną z niewielu osób, które Aka darzył szacunkiem pomimo tego, że właściwie ich nie znał. Ale wcale nie musiał. Jeżeli ktoś został Shirei-kan i zdołał podnieść klan z nóg po tylu latach wymęczających wojen i doprowadzić go do porządku - zasługiwał na szacunek. Aka nie musiał widzieć tego osobiście, żeby wiedzieć z kim ma do czynienia.
Przywódczyni, co lekko zaskoczyło brunta, nie chciała od razu przejść do konkretów. Zaintrygował ją Shikarui, jego towarzysz, którego przyprowadził wraz ze sobą. Niebieskooki bynajmniej nie miał zamiaru sprzeciwiać się jej zdaniu i od razu przeszedł do odpowiedzi.
- Oczywiście, Pani. Dobrze Pani pamięta. - potwierdził. - Ten chłopak oto, to mój towarzysz, Shikarui. - przedstawił styranego życiem mężczyznę obok, wzrokiem dając mu znak, że powinien się teraz ukłonić. W końcu stał przed kobietą, która z pewnością przewyższała go nie tylko statusem społecznym, ale również umiejętnościami bojowymi. Już nie wspominając o wyglądzie. - Uratował mi życie, więc moim obowiązkiem była pomoc jemu. - obowiązek. Hah. Zabawne słowo. - A poza tym przydał mi się podczas wykonywania misji. Jest sensorem, dostrzegł więc to, czego ja momentami nie byłem w stanie.
Oddychał ciężko. Był bardzo zmęczony, podobnie jak jego towarzysz. Obydwoje przeszli przez piekło, a potem jeszcze musieli wspinać się po schodach, ażeby dotrzeć do Kotei. Taka już kolej rzeczy, gdy jest się Shinobi. Wykonujesz rozkazy bez względu na to, jak wiele zdrowia musisz na nie poświęcić. Albo życia.
- Obawiam się, że nie przynoszę dobrych wieści. - spojrzał na swoją liderkę smutnym wzrokiem. Gdyby była jego przyjaciółką, pewnie kazałby się jej trzymać fotela, ażeby przypadkiem nie omdlała. - Kami no Hikage już nie istnieje. Zostało zrównane z ziemią. Siedemnastu członków rady nie żyje, pani. Rada też już nie istnieje. - powiedział skrótowo, chcąc uświadomić liderkę o skali zniszczeń. - Zacznę od początku, pani. Po przybyciu do Kami no Hikage i chwilę przed oficjalnym rozpoczęciem festynu, członkowie Rady zebrali wszystkich ludzi na placu. Liderzy, członkowie rady, zakonnicy Shiro Ryu, cywile, samurajowie, shinobi. Wszyscy. Praktycznie całe miasto przyszło by wysłuchać jak... ogłaszają wojnę z Cesarstwem. - to dla niego było niepojęte. Przez tyle lat wszyscy walczyli o pokój, żeby wywołać wojnę z ludźmi, którzy byli po drugiej stronie morza. Aka jednak powstrzymał się od komentowania idiotyzmu możnowładców - nie był od tego, a i jego zdanie niewiele się tu liczyło. - Nie jestem politykiem, nie wiem więc, co to oznacza dla naszego rodu, Pani. Myślę nawet, że żadnej wojny nie będzie, bowiem... po tych słowach nastąpiła rzeź. Suzumura Hanji, lider Shiro Ryu, dowódca straży Rady... zdradził. Rzucił się na nich bez ostrzeżenia. On i jego ludzie, których nazywał Jeźdźcami. Sam siebie porównywał zaś do Antykreatora. Shiro Ryu, poza kilkoma osobami, które były zajęte szpiegowaniem cesarstwa, zbuntowało się przeciwko radzie. Przed tym jak wydal rozkaz do ataku, Suzumura obwieścił ludności, że ich wyzwala z okowów rady. Ale... to były kłamstwa. Wcale nie wyzwalali nikogo. Zaczęli mordować. Niszczyć wszystko i wszystkich. Nastąpił wybuch pałacu, a zakonnicy ruszyli by wybić radnych. - powiedział głośno wzdychając. - Nie mogliśmy nic zrobić. Kilkuset mieszkańców, kilkudziesięciu Shinobi - i nikt z nas nie mógł nawet drgnąć. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. - dlaczego nikt nie zareagował? Takie pytanie zadawał sobie od kiedy tylko musiał oglądać, jak na jego oczach umierają bezbronni ludzie. - Shiro Ryu, którzy nie dołączyli do zamachu, zebrali Shinobi i rozpoczęli przeprowadzać ewakuację. Problem w tym, że liderzy niezbyt kwapili się do pomocy. Jedną z niewielu osób, które postanowiły dołączyć do ewakuacji był Kazuo Senjuu, pod którego grupę ewakuacyjną podlegałem. Naszym zadaniem było oczyścić port, żeby pomóc w ewakuacji tych mieszkańców, którzy jakimś cudem zdołali przetrwać mord. Niestety, coś poszło nie tak. - pokiwał głową. - Zakonników było zbyt dużo - byli lepiej wyposażeni i wyszkoleni od większości Shinobi. Gdy próbowaliśmy przedrzeć się przez jedną z ulic, zostaliśmy otoczeni. Wtedy Shikarui uratował mi życie. - akurat obydwoje doskonale wiedzieli, że Aka lekko podkoloryzował ten fragment opowieści. W żadnym wypadku jednak nie kłamał - nie odważyłby się na to. Po prostu to, jak zareagował Sanada, naprawdę wiele dla niego znaczyło. Mógł go zostawić, odejść, ratować własne dupsko, a mimo to podążył za Uchihą i dał znać, że mu zależy. - Próbowaliśmy znaleźć jakieś bezpiecznie miejsce, żeby się przegrupować. Byliśmy jednak otoczeni ze wszystkich stron. Na północy walczyły dwa potężne źródła chakry. Dwaj mężczyźni, jak się potem okazało liderzy klanów Haretsu i Douhito, toczyli ze sobą bitwę. Wtedy o tym nie miałem pojęcia, jednak później okazało się, ze ten drugi poległ w starciu. - wyjaśnił. - Zaatakowała nas Iwaru, Wojna, jedna ze służących Hanowi marionetek. Ogłuszyła nas i w jakimś celu zabrała do siedziby Shiro Ryu. Nie wiem co zamierzała z nami zrobić i chyba nie chcę wiedzieć, patrząc po tym, że byliśmy przykuci łańcuchami do ściany, a ona już zaczęła się nade mną pastwić. - wzdrygnął się na myśl o samurajce. - I potem... cóż. Potem, moja Pani, z jakiegoś powodu swą obecnością zaskoczył nas Hanji, który uwolnił nas i... zaczął pogawędkę. - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak kuriozalnie to brzmi, ale czy w gruncie rzeczy było takie zaskakujące? Przecież "ci źli" uwielbiali prowadzić dyskusję ze swoimi ofiarami tuż przed tym, jak pozbawią ich życia. - Rozmawialiśmy. Długo. Wiele rzeczy, które mówił, zdawały się być bezsensowne. On... - zawahał się jakby. - On powiedział, że od 120 lat obserwuje nasz klan. Uchiha. Że widział wszystko, czego dokonaliśmy, a raczej co - według niego oczywiście - zniszczyliśmy. Mówił o klątwie, której nosicielami jesteśmy. Że nawet on nie odważyłby się na te wszystkie zbrodnie, które my popełniliśmy. Że jesteśmy źli, że gorsi nawet od niego. - spojrzał na liderkę, jak gdyby chcąc się dowiedzieć, czy kobieta nie jest znużona tymi pierdołami. W końcu nikt nie mógł żyć tyle lat, prawda? - Pomijając te momenty, gdy gadał o tym, jak to bardzo nienawidzi Shinobi i że wszyscy jesteśmy niewolnikami, to zdołałem go przekonać, aby powiedział, dlaczego to robią. Cóż. Tak jakby. Bo jego celu nie znam, jednak cele jego sług - tak. Jedni, tak jak Iwaru, służyli mu po to, żeby przywrócić chwałę samurajom, rzekomo upokarzanym przez nas. Ktoś inny chciał przezwyciężyć własną śmierć, cokolwiek to znaczy. Jeszcze inni służyli mu, bo zgadzali się z jego ideą - jakkolwiek wydawała się ona bezsensowna. Suzumura w jednym momencie mówił o tym, że ludzie są zniewoleni po to, aby za chwilę chwalić się, jak to jego sługa zapanował nad umysłami Shiro Ryu. Rzekomo wcale nie miało dość do mordu na cywilach. Miała zginąć tylko rada, jednak zakonnicy byli zbyt mało inteligentni, żeby zrozumieć takie rozkazy. Podejrzewam więc, że byli pod wpływem jakiegoś jutsu. Nie czuli bólu, nie odzywali się, byli ślepo poświęceni misji. - wzruszył ramionami, przechodząc dalej. - Dowiedziałem się, że Hanji pochodzi z klanu Juugo. Nie omieszkał się tym pochwalić, prezentując nam swoją demoniczną formę. Dosłownie. Ten człowiek wyglądał jak istny demon. Jego chakra... cóż. Rozsadzała podłogi i ściany. P o t ę ż n y Shinobi. - pokiwał głową. - Był zdeterminowany, żeby nie powiedzieć zdesperowany, żeby osiągnąć swój cel. Mimo wszystko upierał się przy tym, że jego ideą nie jest zabijanie. Cóż, jego czyny świadczyły o czym innym. Gdy próbowałem opuścić budynek on... nie. Nie on. Jego sługus mnie zatrzymał. - powiedział, odruchowo łapiąc się za gardło. - Podciął mi gardło, wcześniej torturując. Nie wiem, czy to jakaś technika, czy może klan, ale ten nieznany mi z imienia mężczyzna władał cieniami. Unieruchomił mnie i uświadomił, że nigdzie nie pójdę. Potem wszedł w cień i zniknął... - wyszeptał, pocierając się po swojej bliźnie. - Nie wiem, czy mam dziękować bogom, czy szczęściu, ale ktoś nas wyniósł. Nie wiem co się stało wtedy z Shikaruiem. Hanji się nad nim znęcał. - spojrzał na Shikaruia. Jeżeli chciał o tym opowiadać, to była to jego kwestia. - Potem znaleźliśmy się w porcie. I znowu szczęście nam sprzyjało - Hanzo, medyk. Uratował mnie i, tak jak wcześniej mówiłem, trzech członków rady. Pan Tsuyo, pan Hassum i pani Ayame - nasza krewna. Rzekomo uratował ich Shinnichiro, też Uchiha. Nie rozumiem tylko jednego... Pałac zostały wysadzony, flaki latały wszędzie, a oni przetrwali. Cóż. Trzech Uchiha uszło życiem. Nie wiem, ilu poza nami tam było i co z nimi się stało. - dodał, z zastanowieniem spoglądając na liderkę, czy ma do niego jeszcze jakieś pytania. - Na pomoc przybyły nam dwie strony. Ryuzaku no Taki i... Cesarstwo. Chyba nie przejęli się tym, że rada wypowiedziała im parę godzin wcześniej wojnę. Nie wiem szczerze mówiąc, czy ten dekret ma jakąkolwiek moc, biorąc pod uwagę, że rada oficjalnie przestała funkcjonować. Tak samo jak Shiro Ryu, którzy teraz zmienili nazwę i ich głównym celem jest odnalezienie Suzumury i powstrzymanie go przed czymkolwiek, co planuje. oświadczył. - Poza tym Kazuo Senjuu został poważnie ranny. Widziałem, jak wnosili go na pokład. Poza tym... jak to zawsze w takich miejscach - pełno wariactwa i dziwactwa. Ludzie krzyczący, że są prorokami, shinobi obwieszczający się bogami i bandyci, próbujący szabru. Raczej nikt z nich nie jest większym zagrożeniem niż sam Hanji. - ocenił. - Proszę o wybaczenie mojego chaotycznego tonu, ale jestem tym wszystkim lekko... zdezorientowany. Tak wiele zdarzyło się w przeciągu kilku godzin. Czy trzeba coś wyjaśnić, pani?
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Siedziba władzy
Odpowiadał na spojrzenia strażników. Przeciągle. I pewnie gdyby nie fakt, że wyglądał, jakby przemieliła go maszyna żywiąca się chakrą Jugo, to te spojrzenie zostałoby uznane za leniwe i niezbyt przyjemne. Strażnicy widzieli już takich milion i jednocześnie nie mogli reagować na każde. Z drugiej strony tak zostali odchowani, by zapobiegać najdrobniejszym możliwościom dobrania się do ich bezcennej liderki. Liderka Uchiha. Że niby martwym było już wszystko obojętne? Nie było. Ich dusze nie mogły zaznać spokoju, dopóki nie dopełni się zemsta na tych, którzy do grobu ich wprowadzili - tak powiedziałaby większość, czyli nie Aka i na pewno nie Shikarui. Mścić można się na żywych - o żywych. Na przykład na Hanie, który podciął gardło Akiemu... czy nie? Chyba na ten temat była jakaś gadka w Kami no Hikage. Shikarui już nie pamiętał. Zamazane obrazy, słowa i gesty. Niewyraźna obecność Inoshi, której teraz tutaj nie było - byli za to ci strażnicy. Ostatnią osobą, jaką można było w tym momencie uznać za zagrożenie, był właśnie Sanada.
Wkroczył do pomieszczenia, do którego ich wpuszczono. Skromne biuro, za którym liderka tkwiła i podpisywała całe stosy papierów bogowie jedni wiedzą po jaką cholerę. Nigdy w to nie wnikał. Nie potrzebował zachęty Akiego, żeby się pokłonić. Zrobił to sztywno, powoli i z trudem, ale pokłonił się bardzo głęboko. Dłuższe pasma czarnych włosów, pozlepianych potem i krwią, opadły mu na twarz. Przyszli prosto z podróży, wciąż pachnący dymem ostatnich wydarzeń. Nie ważne, jak wiele ICH to kosztowało, czy tak? Raczej nieważne, ile kosztowało to Akiego, bo Shikarui miał na to wywalone jajca. Na tę misję, przed której chłopak go przestrzegł i na raporty, jakie trzeba było zdawać liderce. Dopiero musiał przestać mieć wywalone - przynajmniej w jakiejś części. Oddał jej pełen szacunek tak, jak należało to uczynić. Była kolejną z tych osób, przed którą kark sam się zginał, kiedy świdrowała sylwetkę czarnymi, głębokimi oczami. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia, nie teraz, kiedy cały swój umysł skupiał na tym, żeby najpierw wyprostować się z pokłonu, a potem żeby stać i wpatrywać się jeszcze w kobietę z chociaż minimalnym zrozumieniem, nie wspominając na konieczności skupieniu się na słowach, które miały się tędy przelać. Nie wiedział, dlaczego Aka go tutaj zatargał ze sobą, skoro mógł go zostawić przed wejściem... ach tak, bo mógł coś wnieść do tej rozmowy. Jemu to pasowało. Mógł dzięki temu zrealizować to, co zrealizować chciał i przy okazji nieco wkupić się w łaski, jeśli rzeczywiście pojawi się coś, co będzie mógł dodać.
Pochylił się jeszcze raz, tym razem jednak płycej, kiedy Aka go przedstawił. Nieme potwierdzenie słów i kolejne z pozdrowień, kiedy uwaga liderki tego WIELKIEGO klanu padła na dłuższy moment na niego. Nienawiść. Zatliła się gdzieś na dnie, nie mając sił na przebijanie się przez kopułę bólu i zmęczenia ciała, ale pojawiła. Dała o sobie znać wraz z rozpalającymi żyły słowami Hana. Winny klan, winny klan i tymi słowami Akiego, które mówiły martwym to obojętne.
- Suzumura Hanji ukrywał swoją twarz. Widziałem, jak pokazał jednemu z Radnych swoje młode oblicze. Radny był przerażony. - Sanada gubił się w tym natłoku nazwisk i nawet nie próbował ich zapamiętywać. Zapamiętał te najbardziej istotne dla niego samego. Reszta..? Reszta pewnie sama się odnajdzie we właściwym czasie o właściwej porze. - Inne oblicze pokazał nam, ujawniając, że Suzumura Hanji był jedynie przykrywką. Przedstawił się jako Han. - Uzupełnił opowieść Akiego, chociaż skupienie się na tym sprawozdaniu było męczącym wysiłkiem. Zresztą nawet nie chciał się na tym skupiać - zmuszał się do tego. Do powracania do tych wydarzeń, które... które co? Bolały? Wcale nie. Przecież nie odłożą się koszmarami na jego powiekach... a jednak były tym samym, co wspomnienie ostatniego dnia spędzonego z rodziną. Nie sam pogrom Kami no Hikage, och nie. Było nim samo spotkanie z Iwaru i Hanem.
- Zatrudnij mnie jako najemnika, Pani. - Odezwał się, kiedy całe przemówienie z raportu zostało zamknięte. - Jestem shinobim na poziomie Akoraito. Z pewnością przysłużę się klanowi Uchiha. - W tych jakże niespokojnych czasach, kiedy Antykreator nadciąga po raz kolejny. Nie konsultował tego wcześniej z Akim, nie dlatego, że chciał mu zrobić jakąś srogą niespodziankę. Ot - Shiki był w końcu jak kot.
Chodził własnymi ścieżkami.
Wkroczył do pomieszczenia, do którego ich wpuszczono. Skromne biuro, za którym liderka tkwiła i podpisywała całe stosy papierów bogowie jedni wiedzą po jaką cholerę. Nigdy w to nie wnikał. Nie potrzebował zachęty Akiego, żeby się pokłonić. Zrobił to sztywno, powoli i z trudem, ale pokłonił się bardzo głęboko. Dłuższe pasma czarnych włosów, pozlepianych potem i krwią, opadły mu na twarz. Przyszli prosto z podróży, wciąż pachnący dymem ostatnich wydarzeń. Nie ważne, jak wiele ICH to kosztowało, czy tak? Raczej nieważne, ile kosztowało to Akiego, bo Shikarui miał na to wywalone jajca. Na tę misję, przed której chłopak go przestrzegł i na raporty, jakie trzeba było zdawać liderce. Dopiero musiał przestać mieć wywalone - przynajmniej w jakiejś części. Oddał jej pełen szacunek tak, jak należało to uczynić. Była kolejną z tych osób, przed którą kark sam się zginał, kiedy świdrowała sylwetkę czarnymi, głębokimi oczami. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia, nie teraz, kiedy cały swój umysł skupiał na tym, żeby najpierw wyprostować się z pokłonu, a potem żeby stać i wpatrywać się jeszcze w kobietę z chociaż minimalnym zrozumieniem, nie wspominając na konieczności skupieniu się na słowach, które miały się tędy przelać. Nie wiedział, dlaczego Aka go tutaj zatargał ze sobą, skoro mógł go zostawić przed wejściem... ach tak, bo mógł coś wnieść do tej rozmowy. Jemu to pasowało. Mógł dzięki temu zrealizować to, co zrealizować chciał i przy okazji nieco wkupić się w łaski, jeśli rzeczywiście pojawi się coś, co będzie mógł dodać.
Pochylił się jeszcze raz, tym razem jednak płycej, kiedy Aka go przedstawił. Nieme potwierdzenie słów i kolejne z pozdrowień, kiedy uwaga liderki tego WIELKIEGO klanu padła na dłuższy moment na niego. Nienawiść. Zatliła się gdzieś na dnie, nie mając sił na przebijanie się przez kopułę bólu i zmęczenia ciała, ale pojawiła. Dała o sobie znać wraz z rozpalającymi żyły słowami Hana. Winny klan, winny klan i tymi słowami Akiego, które mówiły martwym to obojętne.
- Suzumura Hanji ukrywał swoją twarz. Widziałem, jak pokazał jednemu z Radnych swoje młode oblicze. Radny był przerażony. - Sanada gubił się w tym natłoku nazwisk i nawet nie próbował ich zapamiętywać. Zapamiętał te najbardziej istotne dla niego samego. Reszta..? Reszta pewnie sama się odnajdzie we właściwym czasie o właściwej porze. - Inne oblicze pokazał nam, ujawniając, że Suzumura Hanji był jedynie przykrywką. Przedstawił się jako Han. - Uzupełnił opowieść Akiego, chociaż skupienie się na tym sprawozdaniu było męczącym wysiłkiem. Zresztą nawet nie chciał się na tym skupiać - zmuszał się do tego. Do powracania do tych wydarzeń, które... które co? Bolały? Wcale nie. Przecież nie odłożą się koszmarami na jego powiekach... a jednak były tym samym, co wspomnienie ostatniego dnia spędzonego z rodziną. Nie sam pogrom Kami no Hikage, och nie. Było nim samo spotkanie z Iwaru i Hanem.
- Zatrudnij mnie jako najemnika, Pani. - Odezwał się, kiedy całe przemówienie z raportu zostało zamknięte. - Jestem shinobim na poziomie Akoraito. Z pewnością przysłużę się klanowi Uchiha. - W tych jakże niespokojnych czasach, kiedy Antykreator nadciąga po raz kolejny. Nie konsultował tego wcześniej z Akim, nie dlatego, że chciał mu zrobić jakąś srogą niespodziankę. Ot - Shiki był w końcu jak kot.
Chodził własnymi ścieżkami.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Siedziba władzy
Przywódczyni chyba nie była do końca gotowa na taki napływ informacji. Dopiero po pierwszej fali szoku próbowała się bronić przed kolejnymi złymi wiadomościami. Jeżeli to wszystko robiło wrażenie na kimś takim jak Katsumi, to znaczyło to tyle, że sytuacja była naprawdę poważna. Dopiero teraz Aka zaczął sobie zdawać z tego sprawę. Serce zabiło mocniej.
- Obawiam się, że ma Pani rację. - powiedział ze smutkiem w głosie. - Tylko... po co? Po co przez ponad sto lat obserwować świat, jak rodzą się i umierają kolejne pokolenia, żeby potem mordować niewinnych i doprowadzać do chaosu? - zapytał swej liderki, ale chyba oboje zdawali sie sprawę z tego, że nikt poza samym Hanem nie zna na to pytanie odpowiedzi. - Próbowałem go przekonać, że nasza przeszłość, choć burzliwa, to nadal przeszłość. Ale nie słuchał. Mówił, że nasze przepraszam nic go nie obchodzi. - powiedział, nerwowo podążając wzrokiem za Katsumi chodzącą w tą i z powrotem po pomieszczeniu. Jej też się udzielało zdenerwowanie, nawet jeśli dzielnie próbowała to ukrywać. - Niech mnie Pani teraz nie zrozumie źle - Han jest odpowiedzialny za śmierć tych wszystkich ludzi, ale z tego co kojarzę, on osobiście nikogo nie zabił, co najwyżej zranił. Wszystko to zrobili jego słudzy. On sam uważa, że to był wypadek przy pracy. Że to ich wina, że źle zrozumieli rozkazy, że coś poszło nie tak, a on chciał dobrze. - powiedział z zaciśniętymi zębami i palcami złożonymi w pięść. TFU. Było po nim widać, że gardził tym potworem i miał ochotę dodać od siebie parę niecenzuralnych słów, ale powstrzymał się od tego - w końcu stał przed obliczem Shirei-Kan.
Westchnął głęboko, ponownie przechodząc do składania raportu.
- Jedenaście okrętów od kupców, cztery od Czarnych. - powiedział. Widział je dokładnie, gdy odpływali. - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale prawie trzy razy liczniejsza flota Ryuzaki bała się wpłynąć do portu, bo sądzili, że Cesarstwo ich zaatakuje. - Aka nie znał się na żegludze, nie potrafił więc powiedzieć, czy okręty były lepiej uzbrojone lub zbudowane z lepszych materiałów. Ale reakcja kraju kupieckiego mówiła sama za siebie. - Cesarscy byli dobrze uzbrojeni, ludzie z Ryuzaku podobnie, jednak brakowało im dyscypliny. Jak gdyby ta sytuacja ich przerastała. Z kolei kapitanowie Cesarstwa byli strasznie - pani wybaczy - wyszczekani. Jak gdyby pojawili się tutaj z łaski i swym wspaniałomyślnym czynem ratowali ludzkość przed unicestwieniem. Nie omieszkali przy tym wyzywać i upokarzać cały kontynent, nazywając nas tchórzami, szczurami i tym podobnymi. - wyjasnił jedną kwestię, teraz przyszła pora na drugą. - Trudno powiedzieć, co się z nim stało, Pani. Na pewno nie wrócił wraz z innymi na kontynent, więc albo pozostał na Kami no Hikage, co jest raczej mało prawdopodobne, albo uciekł na własną rękę, co biorąc pod uwagę poziom jego umiejętności, jest już o wiele bardziej możliwe. Któryś z nich przywołał kilkumetrowego, glinianego smoka, który przeleciał nad naszymi głowami, gdy w przypływie adrenaliny zdecydowali się zniszczyć pół dzielnicy rzemieślniczej. - jakkolwiek to nie brzmiało, tak największe zniszczenia chyba uczyniła właśnie tamta dwójka, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie, skoro tak czy siak Serce Świata już dawno było skazane na zagładę?
- Mówi Pani, że spotkaliśmy samego Antykreatora. Ma pani podejrzenia, skąd się wziął w takim razie Suzumura Hanji? Nikt go nie prześwietlił, nie miał o nim żadnych informacji? Przecież to wygląda tak, jakby ten człowiek pojawił się znikąd. Nikt go nie kontrolował, nie widział co robi ze swoimi ludźmi? Rada kontrolująca wszytko nie kontrolowała tego, co robi lider ich armii? - pokręcił głową. Aka totalnie nie rozumiał, jak można było powierzyć władzę nad całą armią jednemu człowiekowi. Hanji szkolił ludzi do wierności sobie, a nie Radzie. I nikt tego nie zauważył przez tyle lat? Niekompetencja tych ludzi przekraczała wszelkie normy. Katsumi powinna doskonale zrozumieć, jak bardzo takie zachowanie było nieodpowiedzialne ze strony możnowładców - wszak Uchiha sami mieli wyprane mózgi przez ich poprzedniego lidera.
- Pani, jest jeszcze coś. To tylko moje podejrzenia, nie trzeba się z nimi zgadzać, ale jeśli Pani pozwoli... - zawahał się chwilę, jakby nie wiedząc, czy jest godzien o tym mówić. - Tak jak wspominałem, Shikarui jest sensorem. Przed tym wszystkim, gdy staliśmy na placu, tuż przed pałacem, zanim jeszcze wybuchł... - próbował jakoś skleić zdanie do kupy. Słowa, które padały w tym gabinecie, były bardzo poważne. Więcej - one nigdy nie powinny paść. Aka miał być martwy i nigdy nie miał tego powiedzieć. Wiedział dużo - zbyt dużo. I może to dlatego chciano go zabić. - W środku nie było żadnych skupisk chakry. Wybuch nie nastąpił przez przez jutsu. Hanji nacisnął jakiś przycisk i wtedy wszystko wybuchło. W środku pałacu musiały być jakieś środki wybuchowe, nie rozumiem tylko jak doszło do eksplozji. Ale to oznacza... że ktoś je tam umieścił. Wybuch był na tyle potężny, że zniszczył cały pałac. Taka ilość materiałów, ukrycie tego wszystkiego... to musiało trwać całymi tygodniami, jeśli nie miesiącami. Nikogo nie oskarżam, ale wydaje mi się... że ktoś mu musiał pomagać. To nie była akcja jednego człowieka. Ktoś mu musiał pomóc to wszystko zachować w tajemnicy. - to co mówił Aka zdawało się mieć sens, a przynajmniej jemu samemu, bo trochę zdążył poznać Hana. Suzumura miał swoich popleczników wszędzie. Sam też czekał w ukryciu przez wiele lat, aż się ujawni światu. Szpiegostwo, kłamstwa, fałszywa tożsamość, manipulacje - to wszystko nie było mu obce. A teraz na świecie nie pozostało już wiele osób, który miały swobodny dostęp do siedziby możnowładców. Czego oczekiwał wypowiadając te słowa? Chyba niczego. Jedynym co się liczyło dla Uchihy, to dobro jego rodziny, a teraz było zagrożone prawdopodobnie zagrożone bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Skoro wtargnęli do środka Serca Świata, nic nie stoi by zrobili ponownie to samo w jego domu - w Sogen. Musiał więc ostrzec swoją przywódczynię, choć podejrzewał, że kto jak kto, ale ona doskonale zdawała sobie sprawę, do czego zdolny jest Antykreator.
- Obawiam się, że ma Pani rację. - powiedział ze smutkiem w głosie. - Tylko... po co? Po co przez ponad sto lat obserwować świat, jak rodzą się i umierają kolejne pokolenia, żeby potem mordować niewinnych i doprowadzać do chaosu? - zapytał swej liderki, ale chyba oboje zdawali sie sprawę z tego, że nikt poza samym Hanem nie zna na to pytanie odpowiedzi. - Próbowałem go przekonać, że nasza przeszłość, choć burzliwa, to nadal przeszłość. Ale nie słuchał. Mówił, że nasze przepraszam nic go nie obchodzi. - powiedział, nerwowo podążając wzrokiem za Katsumi chodzącą w tą i z powrotem po pomieszczeniu. Jej też się udzielało zdenerwowanie, nawet jeśli dzielnie próbowała to ukrywać. - Niech mnie Pani teraz nie zrozumie źle - Han jest odpowiedzialny za śmierć tych wszystkich ludzi, ale z tego co kojarzę, on osobiście nikogo nie zabił, co najwyżej zranił. Wszystko to zrobili jego słudzy. On sam uważa, że to był wypadek przy pracy. Że to ich wina, że źle zrozumieli rozkazy, że coś poszło nie tak, a on chciał dobrze. - powiedział z zaciśniętymi zębami i palcami złożonymi w pięść. TFU. Było po nim widać, że gardził tym potworem i miał ochotę dodać od siebie parę niecenzuralnych słów, ale powstrzymał się od tego - w końcu stał przed obliczem Shirei-Kan.
Westchnął głęboko, ponownie przechodząc do składania raportu.
- Jedenaście okrętów od kupców, cztery od Czarnych. - powiedział. Widział je dokładnie, gdy odpływali. - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale prawie trzy razy liczniejsza flota Ryuzaki bała się wpłynąć do portu, bo sądzili, że Cesarstwo ich zaatakuje. - Aka nie znał się na żegludze, nie potrafił więc powiedzieć, czy okręty były lepiej uzbrojone lub zbudowane z lepszych materiałów. Ale reakcja kraju kupieckiego mówiła sama za siebie. - Cesarscy byli dobrze uzbrojeni, ludzie z Ryuzaku podobnie, jednak brakowało im dyscypliny. Jak gdyby ta sytuacja ich przerastała. Z kolei kapitanowie Cesarstwa byli strasznie - pani wybaczy - wyszczekani. Jak gdyby pojawili się tutaj z łaski i swym wspaniałomyślnym czynem ratowali ludzkość przed unicestwieniem. Nie omieszkali przy tym wyzywać i upokarzać cały kontynent, nazywając nas tchórzami, szczurami i tym podobnymi. - wyjasnił jedną kwestię, teraz przyszła pora na drugą. - Trudno powiedzieć, co się z nim stało, Pani. Na pewno nie wrócił wraz z innymi na kontynent, więc albo pozostał na Kami no Hikage, co jest raczej mało prawdopodobne, albo uciekł na własną rękę, co biorąc pod uwagę poziom jego umiejętności, jest już o wiele bardziej możliwe. Któryś z nich przywołał kilkumetrowego, glinianego smoka, który przeleciał nad naszymi głowami, gdy w przypływie adrenaliny zdecydowali się zniszczyć pół dzielnicy rzemieślniczej. - jakkolwiek to nie brzmiało, tak największe zniszczenia chyba uczyniła właśnie tamta dwójka, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie, skoro tak czy siak Serce Świata już dawno było skazane na zagładę?
- Mówi Pani, że spotkaliśmy samego Antykreatora. Ma pani podejrzenia, skąd się wziął w takim razie Suzumura Hanji? Nikt go nie prześwietlił, nie miał o nim żadnych informacji? Przecież to wygląda tak, jakby ten człowiek pojawił się znikąd. Nikt go nie kontrolował, nie widział co robi ze swoimi ludźmi? Rada kontrolująca wszytko nie kontrolowała tego, co robi lider ich armii? - pokręcił głową. Aka totalnie nie rozumiał, jak można było powierzyć władzę nad całą armią jednemu człowiekowi. Hanji szkolił ludzi do wierności sobie, a nie Radzie. I nikt tego nie zauważył przez tyle lat? Niekompetencja tych ludzi przekraczała wszelkie normy. Katsumi powinna doskonale zrozumieć, jak bardzo takie zachowanie było nieodpowiedzialne ze strony możnowładców - wszak Uchiha sami mieli wyprane mózgi przez ich poprzedniego lidera.
- Pani, jest jeszcze coś. To tylko moje podejrzenia, nie trzeba się z nimi zgadzać, ale jeśli Pani pozwoli... - zawahał się chwilę, jakby nie wiedząc, czy jest godzien o tym mówić. - Tak jak wspominałem, Shikarui jest sensorem. Przed tym wszystkim, gdy staliśmy na placu, tuż przed pałacem, zanim jeszcze wybuchł... - próbował jakoś skleić zdanie do kupy. Słowa, które padały w tym gabinecie, były bardzo poważne. Więcej - one nigdy nie powinny paść. Aka miał być martwy i nigdy nie miał tego powiedzieć. Wiedział dużo - zbyt dużo. I może to dlatego chciano go zabić. - W środku nie było żadnych skupisk chakry. Wybuch nie nastąpił przez przez jutsu. Hanji nacisnął jakiś przycisk i wtedy wszystko wybuchło. W środku pałacu musiały być jakieś środki wybuchowe, nie rozumiem tylko jak doszło do eksplozji. Ale to oznacza... że ktoś je tam umieścił. Wybuch był na tyle potężny, że zniszczył cały pałac. Taka ilość materiałów, ukrycie tego wszystkiego... to musiało trwać całymi tygodniami, jeśli nie miesiącami. Nikogo nie oskarżam, ale wydaje mi się... że ktoś mu musiał pomagać. To nie była akcja jednego człowieka. Ktoś mu musiał pomóc to wszystko zachować w tajemnicy. - to co mówił Aka zdawało się mieć sens, a przynajmniej jemu samemu, bo trochę zdążył poznać Hana. Suzumura miał swoich popleczników wszędzie. Sam też czekał w ukryciu przez wiele lat, aż się ujawni światu. Szpiegostwo, kłamstwa, fałszywa tożsamość, manipulacje - to wszystko nie było mu obce. A teraz na świecie nie pozostało już wiele osób, który miały swobodny dostęp do siedziby możnowładców. Czego oczekiwał wypowiadając te słowa? Chyba niczego. Jedynym co się liczyło dla Uchihy, to dobro jego rodziny, a teraz było zagrożone prawdopodobnie zagrożone bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Skoro wtargnęli do środka Serca Świata, nic nie stoi by zrobili ponownie to samo w jego domu - w Sogen. Musiał więc ostrzec swoją przywódczynię, choć podejrzewał, że kto jak kto, ale ona doskonale zdawała sobie sprawę, do czego zdolny jest Antykreator.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Siedziba władzy
Powoli się wyłączał. Katsumi była coraz bardziej wstrząśnięta i pochłonięta myślami o Kami no Hikage i tym, co się tam wydarzyło, a Shikarui coraz mocniej odpływał pomimo starań. Bo starał się być tu, teraz - dokładnie w tym punkcie, w którym się zatrzymał po to, by zapewnić sobie chociaż jedno miejsce, do którego będzie można wracać. Mieć cel i kierunek? Niee. Cele i kierunki były zbyt zobowiązujące. Kiedy nie masz dokąd iść i kiedy nie masz do kogo wracać - dopiero wtedy byłeś prawdziwie wolny. Bez wzruszeń, zmartwień i podniosłych uczuć, które zaburzałyby pustkę wolności. Sęk w tym, że wyrzutkom naprawdę ciężko się wędrowało. Shikarui nie chciał wiedzieć, przynajmniej nie teraz, czy liderka Uchiha była tak przyparta do muru, że przyjmowała pierwszego lepszego ninje z biegu jako najemnika, czy tak ufała Akiemu, albo była na tyle miękka? W końcu - ród Uchiha chciał się poprawić! Nadrobić za dawne straty! Krew gotowała się w jego żyłach, ale nie było tego po nim widać. Był zbyt zajechany bitwą o wyspę, żeby teraz było po nim widać cokolwiek więcej niż to zajechanie. Nie rozumiał tego wzruszenia i nie chciał rozumieć. Odpierał je od siebie jakby coś zatruwało jego umysł - myśl o tym, jak cudownie było krytykować jednego człowieka, by siebie cudownie oczyszczać. Z jego perspektywy Uchiha byli i będą mordercami. Niezwykle chorymi mordercami, na których trzeba uważać. Wiecie, jak to mówią? Przyjaciół trzymaj blisko. Wrogów zabijaj szybko. A żeby zabić, musisz mieć tego wroga naprawdę blisko siebie, czyż nie? Przynajmniej na odległość sztyletu.
- Tak jest, Pani. - Pochylił się znów nisko, zgodnie z kurtuazją, nie poważając się unieść spojrzenia na kogoś tak ważnego, przerastającego go o dziesięć stóp. Niebo a ziemia, gdzie Ziemianom nie wypada sięgać tam, gdzie ich dłonie nie dosięgną. Proste. W zbieraniu tego, czego pragniesz, trzeba było mieć umiar i cierpliwość - rzeczy kompletnie dla Akiego abstrakcyjne i stanowiące drugą stronę medalu. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Najważniejsze było to, że koniec końców kobieta przyjęła go do służby. Nie pisał się na to w ciemno, dobrze wiedział, z czym się to wiąże. Czekał na ewentualne dalsze polecenia albo sygnał, że mogli odejść - oddelegowanie, ot co.
- Tak jest, Pani. - Pochylił się znów nisko, zgodnie z kurtuazją, nie poważając się unieść spojrzenia na kogoś tak ważnego, przerastającego go o dziesięć stóp. Niebo a ziemia, gdzie Ziemianom nie wypada sięgać tam, gdzie ich dłonie nie dosięgną. Proste. W zbieraniu tego, czego pragniesz, trzeba było mieć umiar i cierpliwość - rzeczy kompletnie dla Akiego abstrakcyjne i stanowiące drugą stronę medalu. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Najważniejsze było to, że koniec końców kobieta przyjęła go do służby. Nie pisał się na to w ciemno, dobrze wiedział, z czym się to wiąże. Czekał na ewentualne dalsze polecenia albo sygnał, że mogli odejść - oddelegowanie, ot co.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Siedziba władzy
Aka słuchał. Uważnie. Każdego, pojedynczego słowa. Każda informacja była na wagę złota, a liderka klanu raczej nie dzieliła się takimi przemyśleniami z byle kim. Chociaż, gdyby głębiej się nad tym zastanowić, to może własnie tylko dlatego, że byli marnymi Doko, pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia i poddała się emocjom.
Wszystko co mówiła Katsumi podzielało poglądy Akiego. Obydwoje niecierpieli Hana i zdawali sobie sprawę z tego, że jest on ogromnym zagrożeniem dla ich klanu. Niebieskooki w głębi duszy był tym zaskoczony. Spodziewał się, że liderka raczej będzie niechętna i sceptycznie nastawiona do całej opowieści, jednak tym razem instynkt pozytywnie go zawiódł. Najwyraźniej jego Shirei-kan nie była jedną z tych osób, które lekceważą kogoś tylko dlatego, że jest niżej w hierarchii. Katsumi z pewnością zarobiła u Uchihy kilka punktów respektu. Nie żeby cokolwiek dla niej znaczyło zdanie Irysa.
- Tak jest, Pani!- skinął głową znacząco. - Nie będziemy o tym z nikim rozmawiać, jednak muszę powiedzieć, że nie tylko my byliśmy świadkami całego zdarzenia i nie tylko z nami rozmawiał Antykreator. Wielu Shinobi zdołało się ewakuować statkami Cesarstwa i obawiam się, że to dla nich bardzo dogodna sytuacja. Wiedzą, że Han zagraża głównie kontynentowi, a bez rady, która rzekomo miała im zapewnić bezpieczeństwo, mogą się skierować do Hanamury i zacząć zabiegać o względy Natsume Yukiego. A cesarz z pewnością przekuje to na własne zyski - w końcu Rada nieroztropnie przyznała się do szpiegowania Czarnych. - teraz nic nie stało mu na przeszkodzie, żeby odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Aka osobiście był za utrzymaniem statusu quo w relacjach z wyspiarzami, jednak to nie on był osobą decyzyjną w takich sprawach. Naprawdę, ostatnie czego teraz potrzeba kontynentowi, to otwarta wojna z Cesarstwem. A przecież to było głównym celem Hana. - Moja Pani, czy ma Pani dla nas jeszcze jakieś rozkazy? - zapytał, pochylając wzrok w oczekiwanie na odpowiedź.
Wszystko co mówiła Katsumi podzielało poglądy Akiego. Obydwoje niecierpieli Hana i zdawali sobie sprawę z tego, że jest on ogromnym zagrożeniem dla ich klanu. Niebieskooki w głębi duszy był tym zaskoczony. Spodziewał się, że liderka raczej będzie niechętna i sceptycznie nastawiona do całej opowieści, jednak tym razem instynkt pozytywnie go zawiódł. Najwyraźniej jego Shirei-kan nie była jedną z tych osób, które lekceważą kogoś tylko dlatego, że jest niżej w hierarchii. Katsumi z pewnością zarobiła u Uchihy kilka punktów respektu. Nie żeby cokolwiek dla niej znaczyło zdanie Irysa.
- Tak jest, Pani!- skinął głową znacząco. - Nie będziemy o tym z nikim rozmawiać, jednak muszę powiedzieć, że nie tylko my byliśmy świadkami całego zdarzenia i nie tylko z nami rozmawiał Antykreator. Wielu Shinobi zdołało się ewakuować statkami Cesarstwa i obawiam się, że to dla nich bardzo dogodna sytuacja. Wiedzą, że Han zagraża głównie kontynentowi, a bez rady, która rzekomo miała im zapewnić bezpieczeństwo, mogą się skierować do Hanamury i zacząć zabiegać o względy Natsume Yukiego. A cesarz z pewnością przekuje to na własne zyski - w końcu Rada nieroztropnie przyznała się do szpiegowania Czarnych. - teraz nic nie stało mu na przeszkodzie, żeby odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Aka osobiście był za utrzymaniem statusu quo w relacjach z wyspiarzami, jednak to nie on był osobą decyzyjną w takich sprawach. Naprawdę, ostatnie czego teraz potrzeba kontynentowi, to otwarta wojna z Cesarstwem. A przecież to było głównym celem Hana. - Moja Pani, czy ma Pani dla nas jeszcze jakieś rozkazy? - zapytał, pochylając wzrok w oczekiwanie na odpowiedź.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Siedziba władzy
Bogom dane było zachować wszystko, co boskie. Nie łamać się, kiedy uderzy w nich wiatr i nie trząść, kiedy owinie się wokół ich kibici. Wiatr zmian, który próbował wywrócić cały świat do góry nogami. I nawet jeśli wszystko przemeblował, jeśli rzucał dachami jak lalkami, a domy łamał jak zapałki - bogom dane było zachować wszystko, co boskie. Niemożność okazania słabości przy utracie wszystkiego, co kochali. Dlatego bierna obserwacja tak bardzo przybliżała do tych mitycznych istot. Przez parę chwil mogłeś poczuć się jak one - nie oceniając, nie wydając wyroków, po prostu będąc do bólu świadomym świata wokół ciebie - i wszystko to tylko po to, żeby po tej chwili uświadomić sobie, że w tym uczuciu nie było nawet grama prawdy. Człowiek zazwyczaj kochał wyobrażać sobie, że jest kimś więcej, kimś bardziej istotnym w całym planie, jaki dla niego wyznaczono i że, co śmieszniejsze, ma na ten plan wpływ. Tacy jak Shirei-kan na pewno. Mogli złapać większość swoich podwładnych, zmiażdżyć ich. Brać każdego po kolei w nadziei, że w którymś momencie nie trafi na tego cichego obserwatora, który wbije jej nóż pod żebra. Cokolwiek czynisz - czyń to rozważnie. Tyczyło się to maluczkich i wielkich, bo ci Wielcy nie mogli zignorować Malutkich, kiedy było ich o wiele więcej.
- Naturalnie, Pani. - Odpowiedział pokornie. Oczywiście - nie przyjmuje się kota w worku. To o ten sztylet poszło, Przyjacielu. Shikarui dopiero teraz uniósł wzrok na liderkę, spoglądając w jej oczy. Była naprawdę ładna, z całą pewnością bardzo silna. I to właśnie ona wybrała Akiego, żeby popłynął do Kami no Hikage. Aż chciałoby się zapytać, czy ktokolwiek chociaż podejrzewał taki obrót sytuacji - że dojdzie do buntu, rebelii... na pewno. Inaczej ta misja nie byłaby aż tak tajna. Każdy niby pracował dla Rady, a kiedy przychodziło co do czego, to nagle nie było do kogo wyciągnąć ręki. Świat polityki był okrutnie samotny. - Pochodzę ze szczepu Jugo, z rodu Sanada, który nie przetrwał czasów pogromu Uchiha. Jestem ostatnim ze swego rodu. - Obserwował reakcję liderki, ale nie z ciekawością, tym bardziej nie natrętnie. Jego zmęczone spojrzenie było całkowicie neutralne. - Aka twierdził, że polityka Pani rodu się zmieniła i próbujecie odkupić dawne winy. Pragnę zobaczyć to na własne oczy. - Zapewne liderka zacznie go podejrzewać, że jest szpiegiem albo że szuka zemsty. To było całkowicie naturalne. A może zechce wykorzystać tą dziką chakre? - Nie posiadam stosunków z innymi klanami, ponieważ nie mam domu. Jestem samotnym wędrowcem, którego przeznaczenie splotło się z drogą jednego z członków Twojego, pani, rodu.
- Naturalnie, Pani. - Odpowiedział pokornie. Oczywiście - nie przyjmuje się kota w worku. To o ten sztylet poszło, Przyjacielu. Shikarui dopiero teraz uniósł wzrok na liderkę, spoglądając w jej oczy. Była naprawdę ładna, z całą pewnością bardzo silna. I to właśnie ona wybrała Akiego, żeby popłynął do Kami no Hikage. Aż chciałoby się zapytać, czy ktokolwiek chociaż podejrzewał taki obrót sytuacji - że dojdzie do buntu, rebelii... na pewno. Inaczej ta misja nie byłaby aż tak tajna. Każdy niby pracował dla Rady, a kiedy przychodziło co do czego, to nagle nie było do kogo wyciągnąć ręki. Świat polityki był okrutnie samotny. - Pochodzę ze szczepu Jugo, z rodu Sanada, który nie przetrwał czasów pogromu Uchiha. Jestem ostatnim ze swego rodu. - Obserwował reakcję liderki, ale nie z ciekawością, tym bardziej nie natrętnie. Jego zmęczone spojrzenie było całkowicie neutralne. - Aka twierdził, że polityka Pani rodu się zmieniła i próbujecie odkupić dawne winy. Pragnę zobaczyć to na własne oczy. - Zapewne liderka zacznie go podejrzewać, że jest szpiegiem albo że szuka zemsty. To było całkowicie naturalne. A może zechce wykorzystać tą dziką chakre? - Nie posiadam stosunków z innymi klanami, ponieważ nie mam domu. Jestem samotnym wędrowcem, którego przeznaczenie splotło się z drogą jednego z członków Twojego, pani, rodu.
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Siedziba władzy
Aka z pokorą wysłuchiwł, co jego przywódczyni ma do powiedzenia. Zgadzał się z nią w każdej kwestii - kontynent miał problem ze zjecnoczeniem się, ale przecież dzięki temu łatwiej było go zniszczyć, przejąć, czy cokolwiek tam planowało Zło Wcielone. Dziel i zwyciężaj, czyż nie? Zdaniem Uchihy to jednak Cesarstwo było teraz najmniej zagrożone, chociaż... Katsumi mogła mieć rację. Z pewnością próby zrozumienia postępowania Hana były z góry skazane na porażkę. Przewyższał umiejętnościami pewnie nawet samą Katsumi. Skoro ona się lękała przyszłości, to i cały świat powinien przygotować się na nadejście niebezpieczeństwa. Nie wiedział, co planuje jego liderka, jednak miał nadzieję, że nie ostanie na laurach. Nadchodziły trudne czasy dla Uchiha (jak gdyby kiedykolwiek były jakieś łatwe czasy). Trzeba było mieć się na baczności. Jednak na ten momeny dla Akiego nie było żadnych więcej zadań. Musiał samemu znaleźć sobie zajęcie.
Uchiha pokłonił się i posłusznie opuścił gabinet Shirei-kan. Poczekał na zewnątrz na swojego towarzysza, po cichu marząc już, by wleźć do łóżka i nie wychodzić z niego przez najbliższy rok. Był zmęczony tym wszystkim, a teraz jeszcze mussiał ponownie o tym opowiadać. Ale takie przecież było życie klanowicza - poświęcasz siebie w imię rodziny.
Uchiha pokłonił się i posłusznie opuścił gabinet Shirei-kan. Poczekał na zewnątrz na swojego towarzysza, po cichu marząc już, by wleźć do łóżka i nie wychodzić z niego przez najbliższy rok. Był zmęczony tym wszystkim, a teraz jeszcze mussiał ponownie o tym opowiadać. Ale takie przecież było życie klanowicza - poświęcasz siebie w imię rodziny.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Siedziba władzy
Nie obejrzał się nawet za Akim, kiedy ten opuścił pomieszczenie za zgodą swojej liderki. Poszedł do siebie, czekał? Shikarui miał jednak nadzieję, że czekał. Przełamał swoją zasadę, że kiedy możesz liczyć na kogoś to licz na siebie i postanowił liczyć na Akiego. Zaufać mu - chociaż trochę... zbliżyć się na tyle, by powierzyć w czyjeś ręce chociaż skrawek swojego życia. Skrawek? Ha! Jak skromnie. Jakie niedomówienie.
- Odróżniam pewność siebie od pychy, Pani. - Zapewnił ją. Nigdy od nikogo nie oczekiwał specjalnego traktowania. Szczytem takowego było bycie fair na tym całkowicie ludzkim poziomie. Tutaj zadziwiła go ta prostolinijność. Spodziewał się raczej czegoś negatywnego, negatywnej reakcji... tymczasem kobieta wydawała się z wyprostowanymi plecami i uniesioną głową brać na ramiona każdy grzech przeszłości, jaki jej rodzina wyrządziła. Nie mogło to nie zrobić na nim wrażenia. A już na pewno nie miał wątpliwości co do tego, że brała to poważnie. Właściwie to on naprawdę oczekiwał tego odkupienia? W tym punkcie nie był pewien, czy bardziej zdziwiły go jej słowa czy może jego własne. I to, co czuł względem tego. Jakby... ulgę? Jakby na tym mu naprawdę zależało? Głupota. Przecież to bardzo dobrze, że Uchiha wytępili te bestie. Bardzo, bardzo dobrze...
Jakie kłamstwo smakuje najlepiej?
Te, co ma różane, chłodne usta.
Te odbijane w wypolerowanym lustrze.
Po jej następnych słowach na jego twarzy pojawił się wyraz szoku, który choć na moment zmył diaboliczne zmęczenie. Zdziwiła go już wcześniej, a teraz? Nie spodziewał się aż takiego gestu. Dom? Mieszkanie? Jego własne? Tak po prostu? Wstrząsnęło nim.
- Tak. - Odparł, nie mogąc się otrząsnąć. I dopiero po chwili się zorientował, odbierając zwój i przyciskając go do piersi. Pochylił się naprawdę nisko. - Dziękuję, Pani. Jestem na każde twe wezwanie. - Zrobił dwa kroki w tył, pochylony, nim uniósł się i wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Ledwo stał. I musiał na moment przysiąść, żeby odzyskać chociaż minimum sił.
Razem z Akim skierowali się do jego posiadłości.
[z/t Shiki i Aka]
- Odróżniam pewność siebie od pychy, Pani. - Zapewnił ją. Nigdy od nikogo nie oczekiwał specjalnego traktowania. Szczytem takowego było bycie fair na tym całkowicie ludzkim poziomie. Tutaj zadziwiła go ta prostolinijność. Spodziewał się raczej czegoś negatywnego, negatywnej reakcji... tymczasem kobieta wydawała się z wyprostowanymi plecami i uniesioną głową brać na ramiona każdy grzech przeszłości, jaki jej rodzina wyrządziła. Nie mogło to nie zrobić na nim wrażenia. A już na pewno nie miał wątpliwości co do tego, że brała to poważnie. Właściwie to on naprawdę oczekiwał tego odkupienia? W tym punkcie nie był pewien, czy bardziej zdziwiły go jej słowa czy może jego własne. I to, co czuł względem tego. Jakby... ulgę? Jakby na tym mu naprawdę zależało? Głupota. Przecież to bardzo dobrze, że Uchiha wytępili te bestie. Bardzo, bardzo dobrze...
Jakie kłamstwo smakuje najlepiej?
Te, co ma różane, chłodne usta.
Te odbijane w wypolerowanym lustrze.
Po jej następnych słowach na jego twarzy pojawił się wyraz szoku, który choć na moment zmył diaboliczne zmęczenie. Zdziwiła go już wcześniej, a teraz? Nie spodziewał się aż takiego gestu. Dom? Mieszkanie? Jego własne? Tak po prostu? Wstrząsnęło nim.
- Tak. - Odparł, nie mogąc się otrząsnąć. I dopiero po chwili się zorientował, odbierając zwój i przyciskając go do piersi. Pochylił się naprawdę nisko. - Dziękuję, Pani. Jestem na każde twe wezwanie. - Zrobił dwa kroki w tył, pochylony, nim uniósł się i wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Ledwo stał. I musiał na moment przysiąść, żeby odzyskać chociaż minimum sił.
Razem z Akim skierowali się do jego posiadłości.
[z/t Shiki i Aka]
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości